Największe pomieszczenie w zamku, to tu odbywają się wszystkie uczty i bale. Oświetlone jest przez lewitujące w powietrzy tysiące świec. Wspaniałe, wysokie sklepienie zawsze odzwierciedla prawdziwe niebo, bez względu na to czy świeci Słońce, czy pada deszcz. Każdego ranka, przy śniadaniu zlatują się sowy przynosząc gazety i listy od rodziców oraz znajomych. Lądują przy stołach czterech domów - Slytherinu, Ravenclawu, Hufflepuffu i Gryffindoru, które zawsze zastawione są mnóstwem pysznego jedzenia. Na samym końcu sali ustawiony jest mniejszy stół, nauczycielski, gdzie na honorowym miejscu zasiada dyrektor.
Niepewnie spojrzała na niego swoimi dużymi, czekoladowymi oczami. Co jak co ale nie miała zamiaru eksperymentować z alkoholem. Czemu? Zawsze po większej jego dawce zaczynała się śmiać i mówić osobą w okół niej, że ich kocha. Niby nic takiego i niektórzy mogliby to uznać za słodkie, jednak ona sama nie uważała tego za takie. Było to dla niej za każdym razem krępujące przeżycie i nie chciała aby chłopak był tego świadkiem. Czuła jednak, że nie będzie w stanie go oderwać od amfor. Pokręciła głową w rozbawieniu. Czuła, że nie chce o tym rozmawiać tak więc nic więcej nie powiedziała zatapiając się w swoich myślach. Zastanawiała się jak miewa się jej brat. Niby utrzymywali ze sobą kontakt listowy, wiedziała mniej więcej co dzieje się w domu jednak to nie było to samo co kontakt cielesny. Odbierając kieliszek od Rasha uśmiechnęła się, niepewnie spoglądając na trzymany przez nią kieliszek. Czerwona ciecz wyglądała przepysznie, a je zapach aż ślinka sama ciekła do ust. Za wtórowała mu w toaście i uniosła naczynie do ust. Kompozycja smakowa wina uderzyła w jej kubki smakowe. Musiała przyznać, iż było przepyszne. Słodkie. - Pyszne. - uwielbiała słodkie wina. Inne była dla niej gorzkie. Po spróbowaniu tego konkretnego nie miała najmniejszej ochoty przestawać na jednym czy dwóch kieliszkach. Wiedziała doskonale, iż może tego żałować na drugi dzień lecz teraz było jej to obojętne. - Możemy zostać przy tym. Jest wyśmienite. Nie dane jej było cieszyć się tym zbyt długo. Widząc spanikowanych ludzi i słysząc trzask rozbijanego szkła rozejrzała się w około siebie. Scena na której jeszcze chwilę temu grali muzycy była w ogniu przez co dym po woli wypełniał Wielką salę. Jednak na scenie ogień nie poprzestał. Jego zasięg zaczął się niebezpiecznie poszerzać schodząc ze sceny na parkiet na którym była trawa. Ludzie w panice próbowali wydostać się z Sali. Nie chcąc zgubić Rasheeda złapała go mocno za rękę. Nie sądziła, że coś może ją tak bardzo wystraszyć, a jednak. Wystraszona spojrzała na chłopaka. Od dziecka Oriane bała się ognia. Widok jego przywołał wspomnienia które za wszelką cenę chciała ukryć. Chciała jak najszybciej wyjść z sali i uciec od tego miejsca jak najdalej jednak nie było jej to dane. jednak z fontann znajdująca się najbliżej nich eksplodowała. Może i dziewczyna by się tym nie przejęła gdyby nie fakt, iż odłamki tej felernej fontanny wbiły się w jej ramię. Krótki krzyk wydobył się z jej gardła. Szybko puściła rękę partnera i złapała się za zranioną rękę w duchu modląc się aby ten koszmar szybko się skończył.
W rzeczy samej, szukała argumentów, aby go unikać, bo zwyczajnie nie chciała już dawać sobie okazji do kolejnej utraty kontroli. I nigdy nie powiedziała, że on ją do czegoś zmuszał. Wiedziała dobrze, że to co robi, robi z własnej woli i to ją trochę przerażało, mimo wszystko. Bo miała ten wybór, owszem, ale jak to się działo, że zawsze wybierała akurat tę opcję, która była najbardziej ryzykowna? Poniekąd wynikało to z jej natury, która zawsze popychała ją do niebezpiecznych działań, ale odkąd poznała Daemona stało się to jeszcze częstsze. Zwłaszcza w jego towarzystwie. Chyba już powinna przyzwyczaić się do tego, że jej wściekłość wywoływała satysfakcję na malującą się twarzy Ślizgona. Jakby do tego dążył przez cały czas, żeby tylko zobaczyć wyraz jej złości i napawać się nim, jakby był jakimś cholernym dowodem jego wygranej... Obserwowała każdy jego ruch, kiedy opuścił ramiona i wyprostował się, a następnie przeszedł kilka kroków po korytarzu, wyraźnie myśląc nad tym jak ubrać w słowa swoje myśli, tak aby jasno jej je przekazać. Ona sama, marszcząc nieco brwi, przyglądała się mu z uwagą, wyczekując, aż wreszcie się odezwie. A kiedy to zrobił, mówiąc o jej urodzinach, przez chwilę milczała i jak gdyby nigdy nic kiwnęła głową. Ale nie minęło kilka sekund kiedy ją olśniło. Posłała mu lekki uśmiech, wkładając ręce do kieszeni spódniczki. - Oj, nie znasz się na żartach - skomentowała tylko, zanim znowu znalazł się przy niej. Wytrzymała jego wzrok, pewnym siebie spojrzeniem pokazując mu, że tak naprawdę dla niej to nie było kłamstwo tylko lekkie nagięcie faktów. - Plany co do prezentu? - powtórzyła po jego słowach, dokładnie w tym momencie kiedy przytknął jej dłoń do policzka, aby chwilę później zjechać ją na szyję. Wciągnęła gwałtownie powietrze, gdy jego zęby zacisnęły się delikatnie na płatku jej ucha, a sens jego słów doszedł do niej z małym opóźnieniem. - Coo? Minutę? - wypaliła, jednym ruchem wyciągając ręce przed siebie i nieco go od siebie odsuwając, tak aby się wyprostował i spojrzał na nią. - Mówisz serio? Mam sobie sama wybrać prezent i to jeszcze w sześćdziesiąt sekund? - rzuciła do niego, nieco poirytowana tym faktem, ale w myślach już kombinując co takiego mogłaby sobie zażyczyć. Zawsze tyle tego było, a teraz nie miała zielonego pojęcia czego mogłaby zażądać. No to niezłą karę sobie wymyślił za to jej kłamstwo... W pewnym momencie na jej usta znów wpełzł pewny siebie uśmieszek, a jej prawa dłoń powędrowała na kołnierzyk koszuli blondyna, po czym podniosła z niego wzrok na szaro-niebieskie tęczówki chłopaka. - Dobrze, to chcę, żebyś przez jeden dzień, tylko dzisiaj... - zaczęła cicho, poprawiając mu krawat i na koniec wygładzając materiał koszuli. -... zwracał się do mnie "kochanie" - dodała po chwili, stając na palcach, aby lekko zmierzwić mu idealnie ułożone włosy. Może nie było to życzenie najwyższych lotów, ale jej się podobało. Będzie śmiesznie - przemknęło jej przez myśl.
Daemon Avrey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : lekka wada wzroku, blizna w okolicy serca, sygnet rodu Avery na placu wskazującym
Utrata kontroli jawiła się Odey jako coś złego, coś przed czym musiała się bronić, do czego nie mogła dopuścić bo…? No właśnie. Dlaczego tak bardzo obawiała się tego, że jej wewnętrzne hamulce nagle puszczą? Nie wyglądała na osobę, która obawia się ewentualnych konsekwencji, jakie mogła ponieść za swoje zachowanie. Może tak naprawdę chodziło o to, że brakowało jej odwagi, choć i ta teoria wydawała się być trochę naciągana. Nie do końca potrafił zrozumieć jej postępowanie a tym bardziej sposób myślenia, który wyzwał się być jedną, wielką plątaniną niczym diabelskie sidła; jeśli raz ktoś spróbował się w nie zagłębić nie było szans by się wydostał. Wyprowadzała go z równowagi, zaburzała jego spokój, choć najczęściej odpłacał jej tym samym, to nie mógł poniekąd znieść myśli, że dziewczyna taka niby niepozorna Gryfonka wyzwala w nim niezliczoną ilość emocji, z którymi nie do końca potrafił sobie poradzić. Grał na czas wykonując każdy kolejny gest, krok byleby tylko zachować resztki równowagę - to nie było proste. Kolejne słowa, które opuściły różowe usta ciemnowłosej czarownicy sprawiły, że zmrużył gniewnie oczy, by sekundę później prychnąć. Żarty. Wymyśliła przeszło mu przez myśl, choć nie wypowiedział tego na głos. Jeśli w taki sposób zamierzała z nim pogrywać, nie mógł pozostać jej dłużny. Wpierw postanowił wpłynąć na jej zmysł dotyku, czerpiąc maksimum przyjemności z tego, że po tak długim czasie mógł poczuć znajome ciepło oraz fakturę jej skóry. Przymknął oczy wdychając słodkie powietrze w którym dominował zapach jaśminu. Odsunął się w momencie, kiedy poczuł że za sekundę straci kontrolę. Ignorując jej pytania, w których rozbrzmiewało zaskoczenie wymieszane z pretensją zaczął odliczać. -60...54….47 - uśmiechnął się przy tym triumfalnie, choć jednocześnie zżerała go ciekawość - jakie to życzenie będzie musiał spełnić? Wpatrywał się w jej lazurowe tęczówki, jednak kiedy dojrzał jak kąciki ust Odey wędrują ku górze, uniósł prawą brew wyraźnie zaskoczony takim obrotem sytuacji. W pierwszym momencie zupełnie go zamurowało; stalowo-niebieskie wyrażały czyste zdziwienie. Nie miał pojęcia, jak powinien zareagować. Mogła tego nie wiedzieć, ba! Zapewne nawet nie przeszło jej przez myśl, że słowo "kochanie" znaczy dla niego więcej niż każde inne zdrobnienie jakim mógłby zwracać się do dziewczyny. Nosiło w sobie namiastkę uczucia, które nie rozumiał i nie chciał zrozumieć, a już na pewno dopuścić do siebie. - Ale wiesz, że nie będzie ono nic znaczyło? - zapytał dla pewności i prawie uwierzył we własne kłamstwo, bo jednak dążył upartą i wredną Gryfonkę prawymi uczuciami.
Co jak co, ale o braku odwagi w jej przypadku nie można było mówić. Czasami była nawet w tej swojej nieustraszonej postawie aż głupiutka, przez to, że przeceniała swoje możliwości. Ale to, że chciała nad sobą panować i nie pozwolić aby nie miała wpływu na to co się z nią dzieje, na pewno nie świadczyło o jej braku odwagi. Bo kto chciałby zdać się zupełnie na los i nie przejmować się tym, że ktoś inny wyraźnie oddziałuje na jego zachowanie w sposób niekontrolowany? Zabawne, że oboje działali sobie na nerwy w takim samym stopniu, a jednocześnie tak bardzo podświadomie tego pragnąc. Bo chyba nikt już nie miał wątpliwości, że ta dwójka uwielbia karmić się wzajemnie złośliwościami, dogryzać i wnerwiać. Jak można było być tak pojebanym? Nie wiedziała zupełnie o co mu chodzi. Ten niewinny żarcik, jakim było "przełożenie" w czasie jej urodzin o dwa miesiące, przecież nie był niczym wielkim. Nie spodziewała się od niego życzeń, a tym bardziej prezentu. A jednak, chciał coś jej dać. Mógł tego nie robić. Po co znowu sprawiał wrażenie jakby mu zależało? Po co po raz kolejny jej dotykał i to w tak... czuły sposób? Jakby tak samo jak ona za tym tęsknił... Nie była w stanie w takim czasie wymyślić niczego lepszego. To było bardzo szybkie życzenie. I choć dla niej, zdawało się tylko zabawnym rozkazem, który miał być nałożony na Ślizgona, to widać było, że chłopak musiał od razu upewnić się i powiedzieć na głos, że nie będzie to się z niczym wiązało. W domyśle - z żadnymi głębszymi uczuciami. I jego pierwsza reakcja, po usłyszeniu słów dziewczyny, była dla niej czymś naprawdę zaskakującym. Bardziej spodziewała się kolejnego zadziornego uśmieszku czy parsknięcia śmiechem za tak "dziecinny" pomysł. Zmarszczyła nieco brwi, uważnie przyglądając się jego twarzy, na której zagościł na moment nieco przejęty wyraz. Jakby analizował czy może spełnić tą prośbę. - To jest życzenie, Avrey. Co ma znaczyć zlepek liter, który został przeze mnie na Tobie wymuszony? - odparła spokojnie, błądząc wzrokiem po jego twarzy, zastanawiając się nad tym czy aby na pewno dla niej także jest to tylko kolejny "niezły żart". - Przecież przez to jedno słowo się w Tobie nie zakocham - dodała po chwili, posyłając mu pełen ironii uśmieszek. W duchu za to, nie była już tego tak pewna jak na zewnątrz...