Największe pomieszczenie w zamku, to tu odbywają się wszystkie uczty i bale. Oświetlone jest przez lewitujące w powietrzy tysiące świec. Wspaniałe, wysokie sklepienie zawsze odzwierciedla prawdziwe niebo, bez względu na to czy świeci Słońce, czy pada deszcz. Każdego ranka, przy śniadaniu zlatują się sowy przynosząc gazety i listy od rodziców oraz znajomych. Lądują przy stołach czterech domów - Slytherinu, Ravenclawu, Hufflepuffu i Gryffindoru, które zawsze zastawione są mnóstwem pysznego jedzenia. Na samym końcu sali ustawiony jest mniejszy stół, nauczycielski, gdzie na honorowym miejscu zasiada dyrektor.
Niepewnie spojrzała na niego swoimi dużymi, czekoladowymi oczami. Co jak co ale nie miała zamiaru eksperymentować z alkoholem. Czemu? Zawsze po większej jego dawce zaczynała się śmiać i mówić osobą w okół niej, że ich kocha. Niby nic takiego i niektórzy mogliby to uznać za słodkie, jednak ona sama nie uważała tego za takie. Było to dla niej za każdym razem krępujące przeżycie i nie chciała aby chłopak był tego świadkiem. Czuła jednak, że nie będzie w stanie go oderwać od amfor. Pokręciła głową w rozbawieniu. Czuła, że nie chce o tym rozmawiać tak więc nic więcej nie powiedziała zatapiając się w swoich myślach. Zastanawiała się jak miewa się jej brat. Niby utrzymywali ze sobą kontakt listowy, wiedziała mniej więcej co dzieje się w domu jednak to nie było to samo co kontakt cielesny. Odbierając kieliszek od Rasha uśmiechnęła się, niepewnie spoglądając na trzymany przez nią kieliszek. Czerwona ciecz wyglądała przepysznie, a je zapach aż ślinka sama ciekła do ust. Za wtórowała mu w toaście i uniosła naczynie do ust. Kompozycja smakowa wina uderzyła w jej kubki smakowe. Musiała przyznać, iż było przepyszne. Słodkie. - Pyszne. - uwielbiała słodkie wina. Inne była dla niej gorzkie. Po spróbowaniu tego konkretnego nie miała najmniejszej ochoty przestawać na jednym czy dwóch kieliszkach. Wiedziała doskonale, iż może tego żałować na drugi dzień lecz teraz było jej to obojętne. - Możemy zostać przy tym. Jest wyśmienite. Nie dane jej było cieszyć się tym zbyt długo. Widząc spanikowanych ludzi i słysząc trzask rozbijanego szkła rozejrzała się w około siebie. Scena na której jeszcze chwilę temu grali muzycy była w ogniu przez co dym po woli wypełniał Wielką salę. Jednak na scenie ogień nie poprzestał. Jego zasięg zaczął się niebezpiecznie poszerzać schodząc ze sceny na parkiet na którym była trawa. Ludzie w panice próbowali wydostać się z Sali. Nie chcąc zgubić Rasheeda złapała go mocno za rękę. Nie sądziła, że coś może ją tak bardzo wystraszyć, a jednak. Wystraszona spojrzała na chłopaka. Od dziecka Oriane bała się ognia. Widok jego przywołał wspomnienia które za wszelką cenę chciała ukryć. Chciała jak najszybciej wyjść z sali i uciec od tego miejsca jak najdalej jednak nie było jej to dane. jednak z fontann znajdująca się najbliżej nich eksplodowała. Może i dziewczyna by się tym nie przejęła gdyby nie fakt, iż odłamki tej felernej fontanny wbiły się w jej ramię. Krótki krzyk wydobył się z jej gardła. Szybko puściła rękę partnera i złapała się za zranioną rękę w duchu modląc się aby ten koszmar szybko się skończył.
Jak na jej urodziny to naprawdę, nie wiedziała zbytnio co ze sobą zrobić. Od rana spędziła trochę czasu z koleżankami z pokoju, ale potem niektóre z nich zaczynały się zbierać na ten jakiś śmieszny bal Halloweenowy. To nie tak, że nie lubiła takich zabaw - wręcz przeciwnie! W sumie nawet nie wiedziała czemu ona sama miała takiego lenia i leżała na swoim łóżku, obserwując harmider w pokoju. Miały rację, że siedzenie samemu i jeszcze całkowite nudzenie się w ten jeden, teoretycznie wyjątkowy dzień w roku nie jest dobrym pomysłem. No i zaraz też przyczepił się Ax, który głównie ją wyciągnął na to całe zbiorowisko. Przestała się opierać i idąc na Wielką Salę zastanawiali się wspólnie, za co pasującego do siebie mogliby się przebrać. No i cóż, widać jak wyszło! Może i maska nie była wygodna, ale całościowo chłopak naprawdę prezentował się bardzo dobrze. Jednak ona cóż, czuła się dość niezręcznie w tak obcisłym wdzianku, ale udawała, że jest cudownie. W końcu tak jak się czujemy w czymś, tak wyglądamy dla innych, a ona nie chciała być niezadowoloną i zgarbioną. Przeszła przez pajęczynę i zaraz wyszła na Salę, spoglądając na Kapitana Amerykę. - A dziękuje bardzo. - Uśmiechnęła się pięknie i spojrzała na chłopaka. - Zdecydowanie nadajesz się na super bohatera - powiedziała, oceniając jego strój. Naprawdę, widziała go w tej roli! - Ja w sumie też. Chociaż oglądałam pobieżnie. Dziadek jest w sumie fanem - zaśmiała się cicho. Jej dziadek to w sumie w ogóle kocha bajki. Zawsze oglądał z wnukami, choćby to jakiegoś kopciuszka czy inne księżniczki!
Przychodzę w parze: tak
Ostatnio zmieniony przez Natasha Romanoff dnia Nie Paź 30 2016, 23:25, w całości zmieniany 1 raz
Już od tygodnia wiedziała o zabawie. W końcu święto duchów obchodzili każdego roku tak więc i tym razem nie mogło zabraknąć tej atrakcji. Czy długo szykowała kostium? Tak. nie wiedziała co, kogo i jak ma to być. NIe chciała po raz kolejny wziąć kogoś ze świata czarodziei. Było to oklepane i bardzo nudne. Dlatego zagłębiła się bardziej w kulturę mugoli. Wiele bajek, ekranizacji, filmów przewertowała w ostatnim czasie. Jednak nic jej nie odpowiadało. Aż trafiła na pewną "wariatkę". Od razu spodobała się jej ta postać. Nie czekając nawet chwili wysłała sowę z krótką informacją Harley Quinn. I tyle. Odpowiedź też była krótka Dobrze. Ucieszyło ją to niezmiernie. Na jej ustach od razu wystąpił ogromny uśmiech. Będąc już na miejscu obejrzała się za swoją parą. Stał tam, czekając aż sie zjawi. Uśmiechając się szeroko dała mu całusa w usta. - Cześć mój słodziaku. - i tyle. Zero przytulania czy większych czułości. Wiedziała doskonale, że to nie koniec nocy, a jedynie początek. Tym bardziej, że jego odpowiedź pobudziła jej fantazję. Może faktycznie będą mieli coś do "posprzątania" w schowku? Kto wie. Wraz z nim przeszła przez drzwi wielkiej sali. Spodziewała się, że nie będzie to zwyczajne przejście. Już po chwili nie stała jako ONA tylko bohaterka którą wybrała na swoje przebranie. Dosłownie. Uśmiechając się od ucha do ucha spojrzała na swojego narzeczonego. Wyglądał obłędnie jako Joker. Aż miała ochotę... Stop! To później. Delikatnie pochyliła się do przodu. - Myślisz, że należycie oddamy charakter naszych postaci? - zanim jednak się odsunęła delikatnie przygryzła jego ucho po czym jak gdyby nigdy nic rozejrzała się po Sali. - Może pójdziemy się czegoś napić. - nie czekając na odpowiedź złapała go pod ramię i zaprowadziła do stolika z napojami. Szkoda, że bezalkoholowymi.
Chyba spełnił swoje zadanie mówiąc o tym schowku, wspomniał sobie tą chwilę jakby to było parę dni temu i z uśmiechem na ustach, zerknął na nią. Również uśmiechnięta.. coś innego, no, no.. Panna Quinn wyglądała nieźle. Zaczepnie kujnął ją w pierś i jak gdyby nigdy nic dodał przyglądając się jej. - No, to nie jest Push Up więc powiem szczerze że mi się podoba. Czy oddamy charakter? Może być ciekawie, chociaż gdybym miał teraz być swoją postacią to bym pewnie nieźle świrował, ty również kochana. - Zaśmiał się ukazując swoje zęby, wyglądał z lekka przerażająco. Napiął nieco mięśnie klatki piersiowej i zerknął na nią, osobiście posiadał lepszą muskulaturę więc czuł się nieco "mniejszy" w barkach. Mruknął przyjemnie kiedy ta przygryzła jego ucho, udawała że nic się nie stało. No po prostu ją za to uwielbiał. Przeszedł z nią parę kroków do stolika z napojami, no tak. Zero procentów, powinien się przyzwyczaić się że w tej szkole nie preferują dobrej ognistej, mruknął tylko cicho i powiedział. - Mam ochotę ma zwykły sok, nic konkretnego.. tobie też nalać? - Sięgnął po kubek i nalał sobie, następnie podał jej wolny i poprawił nieco włosy. Dotknął finalnie twarzy nadal nie mogąc się przyzwyczaić do tej postaci, po prostu to było coś innego czego nigdy nie doznał. Jakoś nie miał okazji zamienić się w inną osobę, czasem w zwierze ale to nie to samo.
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Od jakiś pięciu lat, odkąd dokopała się do kolekcji starszego brata Johana, na Halloween przebierała się za agenta Jej Królewskiej Mości 007 Bonda. Miała na tę specjalną okazję skrojony garniak i zabawkową spluwę. Tym razem jednak zrezygnowała. W jej żyłach nadal płynęła wstrząśnięta, nie zmieszana wódka martini, ale kiedy umięśniony mężczyzna, który warkocz sięga dupy, a takim niewątpliwie był Khal Drogo, prosi o bycie jego khaleesi, nie sposób odmówić. Szczególnie jeśli samemu lubi się tę postać. Posiadanie smoka było niesamowite, posiadanie trzech i prawowitego tytułu do żelaznego tronu rozkurwiało system i koniec tematu. Weszła na salę zdejmując z siebie resztki pajęczyny. Nigdy w życiu nie czuła się bardziej pociągająco (nietrudne jeśli całe życie miało się garba i zeza, ale ćsiiii...). Bez trudu wypatrzyła zniewalającego khala Drogo i zaszedłszy go od tyłu złapała za boki. - Moje słońce i gwiady... - nie wytrzymała i zgięła się w pół ze śmiechu - Masz większe cycki niż ja!
W sumie to chciałby być superbohaterem; może niekoniecznie Kapitanem Ameryką, bo bardziej wolał Iron mana (z pewnych okoliczności wolał się przebrać za Steve'a), ale będąc we własnej skórze... czemu nie? Może niekoniecznie takim, który uratuje ludzkość przed złem, ale hej! Dlaczego miałby nie być czyimś prywatnym bohaterem? Na pewno znajdzie się taka osoba, która potrzebowałaby swojego wybawiciela. Steve Rogers zilustrował spojrzeniem Natashę, która wyglądała naprawdę wiarygodnie. I z trudem powstrzymywał się od cichego westchnięcia; w końcu nie przyzna się na głos, że od kiedy tylko pamięta wzdycha do Czarnej Wdowy. To by było niestosowne, zwłaszcza dlatego, że przyszedł tu ze swoją kumpelą. A. wczuł się w swoją rolę, bo postawił sobie jedną, dosyć ważną misję - sprawić, aby F. miała najlepsze urodziny w swoim życiu. Nie wybaczyłby sobie, gdyby na tej imprezie wydarzyło się coś, co sprawi jej przykrość. - Twój dziadek lubi Marvela? Super! - powiedział, kiwając głową z uznaniem. Uśmiechnął się szeroko i podniósł tarczę, żeby zakryć nią sobie twarz. - Dzisiaj jestem twoim superbohaterem na życzenie. Będziesz miała najfajniejsze urodziny w historii, a jak będziemy się nudzić to skoczymy do Hogsmeade i obrobimy Miodowe Królestwo, co ty na to? - Uniósł pytająco brew, po czym opuścił rękę z tarczą, którą po chwili zawiesił sobie na plecach. Rozejrzał się po dosyć zatłoczonym pomieszczeniu i wziął głęboki wdech. Naprawdę, mało brakowało, a rzuciłby się w kierunku stołów z jedzeniem. Jednak nawet w przebraniu pozostawało mu coś z A. - Jak spędziłaś dzisiejszy dzień? - zapytał, mając nadzieję, że robiła coś super. No i chciał oderwać myśli od jedzenia.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Sala była już wypełniona przebierańcami, a gdy tylko przekroczyła magiczną pajęczynę poczuła przyjemne mrowienie na karku, błysk jasnozielonego światła niemal ją oślepił. W sali było gwarno, a ona stała zagubiona przez chwilę tą nagłą transmutacją. Coś ciążyło na jej plecach, przewieszone przez ramie niby kołczany miecze. Chwyciła za trzon rękojeści, przylegała ciasno do dłoni, tak, że nie mogła się wyślizgnąć nawet przy parowaniu solidnego ciosu. Obnażyła ostrze, a klinga zaświeciła stalą. Gnomi gwyhyr. Wykuta ponad 200 lat temu głownia, oprawiona według dawnych technik, metod i wzorców przez gnomy z Tir Tochair na zlecenie miecznika Esterhazego. Miecz 27,25 cala, dobrze leżał w dłoni. Schowała go do pochwy czekając z ekscytacją, aż zobaczy następny. Srebrny miecz ma na całej długości klingi wytrawiony napis: "Dubhenn haern am glândeal, morc'h am fhean aiesin". 29,75 cala, miecz poręczny, głownia zwykła, rękojeść miecza ozdobiona kolorowymi pasami ze skóry wywerny, antypoślizgowe. Schowała drugi miecz do pochwy i rozsznurowała przyciasną, lnianą koszulę. Z pomiędzy fałd materiału wypadł medalion. Medalion lśniący w świetle świec niczym rtęć. Z wyszczerzoną paszczą kota. Schowała go pospiesznie, a ten załopotał pod rozchełstaną koszulą.
Każdy superbohater ma dziewczynę, która mu pomaga. Albo którą ratuje. Dziewczyna, czasami ze swoją ciapowatością bardziej nadawała się na panienkę, którą trzeba wybawiać z opresji - jak to już niejednokrotnie podczas ich spotkań było - jej odwiecznym wrogiem okazała się podłoga i grawitacja, a to dzięki swojemu towarzyszowi, szatynka uniknęła o jeden lub więcej kontaktów z posadzką w życiu. Czy już można go nazwać jej osobistym bohaterem? Po dzisiejszym życiu chyba na pewno. Gdy zaczną jej wychodzić potwory spod łóżka czy z szafy, to będzie wiedziała, do kogo ma napisać list! Ewentualnie do kogo uciec. Natasha ogólnie nie interesowała się aż tak komiksami. Główną zasługą jej jakiejkolwiek wiedzy na ich temat jest właśnie dzięki dziadkowi i jej bratu, którzy potrafili ucinać sobie niezłe maratony, a kiedy babcia wybierała szydełkowanie, którego Romanoff nie lubiła, to po prostu wybierała wspólne seanse. - Ojejku, to urocze - westchnęła, uśmiechając się. Serio, już niedługo pomyśli, że poziom uroczego zachowania obecnego, jak i codziennego Rogersa, zaraz wyskoczy poza skalę. - Baardzo, podoba mi się ten plan. Swoją drogą, jestem ciekawa co tutaj planują. Bale przebierańców przeważnie są fajne - powiedziała i również rozejrzała się kątem oka po sali. To była jedna z rzeczy, za które lubiła Halloween; kostiumy! - W sumie nic szczególnie ciekawego. - Wzruszyła ramionami. - W skrócie mówiąc odpoczywałam i... w sumie to nic nie robiłam. - Uśmiechnęła się. Ale w sumie jej to pasowało. Przynajmniej sobie leżała i mogła spędzić spokojny dzień po intensywnym tygodniu, ale nie latać wszędzie. - A ty? Coś dzisiaj porabiałeś ciekawego? Oprócz ratowania świata, oczywiście.
Co raz bardziej podobała się jej ta zabawa. Przebieranki... Kto by pomyślał, że w Hogwarcie dojdzie do czegoś takiego. Miła odmiana, to musiała przyznać. Choć wzmianka o push up'ie się jej nie spodobała. Nic przecież nie mogła poradzić na to, że miała małe piersi. Nie sądziła nawet, że Lucsowi może się to nie podobać. Ignorując jego słowa na ten temat spojrzała na pozostałych. Nikogo z obecnych nie była w stanie rozpoznać. Nawet nie rozpoznałaby Christiana, gdyby tylko się tutaj pojawił. A przecież był nauczycielem. I... Zimny dreszcz przeszył jej ciało. Wspomnienie ostatniej nocy w pokoju życzeń nabrało barw i dało o sobie znać. Nie potrafiła zrozumieć jego pobudek. Jak ktoś, kto kochał gwiazdy, mógł chcieć śmierci niewinnych osób? No dobra. Miłość do gwiazd nie czyniła Cię od razu dobrą osobą, ale dawała Rii poczucie pewnego bezpieczeństwa. I choć nie mogła dać mu tego czego chciał, to i tak czuła się dobrze w jego towarzystwie. - Tak, poproszę. - uśmiechnęła się w jego stronę zapominając o wcześniejszych myślach nawiedzających jej umysł. I za chwilę znów przymilała się do niego niczym mała kotka. Jeśli szaleństwo było w pakiecie z wyglądem postaci to mogło być ciekawie. A może sama miała ochotę na odegranie tej roli należycie... N moment zbliżyła się do Lucasa spoglądając w jego oczy. Nie trwało to długo. Po chwili już całowała jego szyję, a dokładnie, złożyła na niej trzy pocałunki zostawiając czerwone ślady szminki. Uśmiechając się chytrze odsunęła się po czym jak gdyby nic się nie wydarzyło upiła łyk soku z kubka. - Ciekawe jakie jeszcze atrakcje przygotowali dla nas. Trochę dreszczyku grozy by się przydało tutaj. - mrugnęła do niego odstawiając pusty kubek na stół.
Kiedy ktoś złapał go za boki, od razu wiedział, że to Gemma. Dlaczego? Bo tylko ona miałaby tyle śmiałości, żeby zrobić to wielkiemu, półnagiemu facetowi. Wiadomo, Xavier to nie Khal Drogo, ale ich magiczne przebrania były tak realistyczne, że uczniowie nie poznawali się nawzajem. Whitegod nie miał nawet pojęcia czy ktoś znajomy znajduje się jeszcze na sali. Odwrócił się do Gemm i jego oczom ukazała się Daenerys Targaryen... niemal tarzająca się po ziemi ze śmiechu. Zerknął na nią swoim najbardziej surowym spojrzeniem, lecz długo tak nie wytrzymał. On również zaczął się śmiać. Przebieranie się w parach okazało się bardzo popularne i ta dwójka przyjaciół też nie mogła sobie tego odpuścić. - Zrodzona w okowach i wyzwolicielka z burzy! - przywitał się i podrapał po głowie. - Czy jakoś tak. Wybacz, nie pamiętam. Spojrzał w dół, na swoje okazałe męskie piersi i dotknął ich delikatnie. Następnie wyciągnął dłonie w stronę biustu Gemm, badając je na odległość niczym krytyk sztuki szukający proporcji w jakimś obrazie. Na końcu wzruszył beztrosko ramionami. - No cóż, tak bywa - powiedział i wyszczerzył się radośnie. Wiedział, że Gemma się nie obrazi. Ich dwójka uwielbiała się przekomarzać i na całe szczęście - posiadali to samo poczucie humoru. W innym przypadku już dawno pozabijaliby się nawzajem. Xav rozejrzał się jeszcze raz po sali, zacierając ręce. - Mam dzisiaj ochotę chodzić po sali i wszystkich przytulać. Czyż nie wyglądam na najsłodszą osobę na świecie? - zażartował. - No dobra, tak na serio, co robimy? Nuda to nasz nieprzyjaciel, prawda?
Enchantress stoi w kącie pomieszczenia odkąd przekroczyła magiczną pajęczynę. Jest na uboczu, oberwuje wszystkich ze swojego ciemnego "zaułka", do którego nikt się nie zapuszcza. Głowę ma powykręcaną na bok. Czarne jak smoła włosy, magicznie zaczarowane, poplątane i żyjące własnym życiem, opadały na oba ramiona. Ktokolwiek podszedłby wyżej, dostrzegłby rozmazaną sylwetkę. Efekt bardzo dobrych przygotowań przebrania i magicznych udoskonaleń. Jej skóra we fragmentach jest prawie czarna, a aura jaką rozsiewa, jest zupełnie różna od tej, która zwykle roztacza się wokół drugiej strony Enchantress (tej, ktorą znają wszyscy). Czerń, dym i hipnotyczne, ale też groźne iskry, unoszą się wokół niej przy każdym ruchu. Teraz porusza się niezgrabnie, ciągnąc za sobą ramiona. Je ma trochę sztywne, skutek uboczny bawienia się magią. Mimo to, podchodzi, powłóczając nogami, do @Tate Langdon, chociaż nie wie, ze on tak się nazywa. Wyciąga obie ręce w jego kierunku, jakby chciała go zgarnąć do siebie i pochłonąć, ale jedynie dotyka jego policzków i mruży oczy. — Paskudne — stwierdza wprost, mówiąc o tatuażach na jego twarzy i przechyla głowę na bok. — Koszmarne — dodaje przekonana. — Halloweenowe — kwituje — Jest Noc Duchów. Chodźmy pożreć jakieś czarne dusze. Wczuwa się w rolę.
Halloween. Uwielbiał Halloween. Jedno z niewielu świąt, których zawsze wyczekiwał ze zniecierpliwieniem. Nieważne ile nauki, pracy czy czegokolwiek nie miałby na głowie, nie odpuściłby Nocy Duchów. Sala zawsze wygląda świetnie. Skrzaty przechodzą same siebie, zawsze wymyślają coś ciekawego. Tym razem gęsta mgła budowała atmosferę. Przebieranie się było też dobrym wabikiem. Ludzie chętnie przychodzili na bal choćby, żeby zobaczyć, kim będą ich znajomi. Mikkel przyszedł do Wielkiej Sali i przeszedł przez magiczną pajęczynę. Automatycznie stał się nie takim strasznym Tatem Langdonem, który w jego odczuciu odpowiednio odzwierciedlał jego usposobienie. Przyglądał się wszystkim wokół i zastanawiał się, kim przed przejściem przez pajęczyny były postacie z filmów i bajek. Nie znał się za dobrze na ludziach, ale niektóre osoby aż za bardzo oddawały charaktery innych. Szczególnie rzucały się w oczy pary. Stał tak i przyglądał się uczestnikom balu, kiedy podeszła do niego @Enchantress i skomentowała jego przebranie. Sama wyglądała niezwykle upiornie. - Z wzajemnością - odpowiedział z powagą na twarzy. Też postanowił wczuć się w rolę swojej postaci. I mimo że nie potrafił rozgryźć jeszcze, kim była jego towarzyszka, miał swoje podejrzenia. - Masz ochotę się czegoś napić? - wskazał palcem na stoisko z napojami.
Ciągnie go na bok za ramię, widząc jak zmierzają w konkretnym kierunku. — Nie tam. Tam polują na czarownice. Enchantress nie lubi się przemęczać — mówi o sobie w ten sposób, żeby nie wiedział kim była. Chce odgrywć swoją rolę najlepiej jak umie. Trzyma jego ramię, wbijając paznokcie, część stroju, w jego kurtkę. Oczami Enchantress patrzy na niego z boku, niemo zachwycając się nad jego charakteryzacją, chociaż ten niemy zachwyt w jej własnym przebraniu wygląda jakoś podejrzanie i niepokojąco. Podchodzą w końcu do fontanny, nabierając do specjalnie przygotowanych metalowych kielichów trochę srebrzystej cieczy. Enchantress od razu pochłania całą jego zawartość. Jej skóra nabiera nienaturalnego, papierowego koloru, przez co wygląda jeszcze bardziej upiornie. Paznokcie dalej wbija w ramię zaczepionego kolegi. — Enchantress, enchantress, enchantress. Może się przedstawia, moze wymawia zaklęcie. Słowa akcentuje jak mantrę. W rzeczywistości stara się dodać sobie pewności siebie. Ta atmosferaa zachwyca ja w tym samym stopniu co przytacza. Dlatego obraca się do przerażającego trupa, w którego oczach dostrzega ciepłą iskierkę, albo ciepłej się tam doszukuje. Poświęca mu całą swoją uwagę. — Wiem, czego pragniesz. — cytuje zdanie z filmu, którego nie ma prawa kojarzyć, ani pamiętać, ale z jakiegoś powodu wie co powiedzieć — Enchantress też tego chce. Enchantress chce zatańczyć z najbardziej upiornym towarzyszem na sali.
Nie często człowiek ma okazję żeby stać się kobietą, więc kiedy taka się trafi, trzeba korzystać. Mishy zabrało tchu w piersi, kiedy przeszedł przez pajęczynę. O mój boże! Jak tu się teraz powstrzymać od obmacywania się?! Jak dziewczyny to robiły?! Jak można mieć cycki i nie bawić się nimi dwadzieścia cztery na dobę?! Położył dłonie na swoich piersiach… Merlinie! Jak miło! No ale nie mógł tak stać cały czas. Oparł ręce na spluwach, nie wiedząc co innego z nimi zrobić i wbił się w tłum. Liczył dziś wieczorem na jakąś lesbijską akcję.
Rozglądał się po sali, próbując rozpoznać jakichś znajomych. Nie było to łatwe, ale większość nie była w najmniejszym nawet stopniu straszna. Nie sądził, że będzie czuł się tak dobrze w wilczej skórze. A jednak. Być może ten strój nie był najwłaściwszy, biorąc pod uwagę wydarzenia w Hogwarcie sprzed kilku lat, ale teraz było już za późno. Nikogo nie rozpoznawał. Ale jego też nikt nie rozpoznał, a to dawało wolność i uwalniało go od zwykłego skrępowania. Podszedł do tajemniczej pary @Enchantress i @Tate Langdon, a z jego ust wydobyło się ciche warknięcie. Dość przyjazne, ale mimo wszystko mogło przyprawić o zawał, szczególnie biorąc pod uwagę jego wzrost i przerażające kły. - Mało tu potworów. A wyjątkowo dużo ludzi - powiedział swoim głębokim głosem z charakterystycznym akcentem, który mógł go zdradzić. Ale wcale o to nie dbał. Czuł się dobrze w skórze wilka. I chciał dzisiaj tańczyć.
Najwyraźniej jego towarzyszka była znakomitą aktorką, bo zupełnie nie dawała po sobie poznać, kim była naprawdę. Właściwie ta tajemniczość go trochę kręciła. Było coś w tym takiego anonimowego. Tak właściwie to dotarło do niego, że mógłby teraz zrobić cokolwiek, a nikt i tak nie wiedziałby, kim jest. To całe Halloween dawało całkiem niezłe szanse na zostanie na jeden dzień kimś zupełnie innym. Dzień bez żadnych konsekwencji? Brzmiało bardzo kusząco. Ale chyba był za stary na coś takiego… Chociaż czy tak naprawdę jest się kiedykolwiek za starym na jednodniową zmianę w kogoś innego? Podąża posłusznie za Enchantress, która zmieniła kierunek ich spaceru. Jej paznokcie boleśnie wbijały mu się w ramię, ale nie przeszkadzało mu to za bardzo. Kurtka nieco zminimalizowała ból, choć trzymała go tak kurczliwie, że nie sposób było tego przeoczyć. Trochę ciekawiło go, kim była rzeczywiście jego partnerka balu. Nie do końca jednak potrafił rozwikłać tę łamigłówkę. - Enchantress prawidłowo odgadła pragnienia Tate'a - odpowiedział jej równie zagadkowo jak ona. Podał jej rękę i lekko się skłonił. Właściwie musieli razem wyglądać całkiem ładnie. Prawie jak gdyby specjalnie przebrali się za postacie tak do siebie pasujące. W tym momencie niestety nie do końca było mu dane zatańczyć z nieznajomą, bo w tej sekundzie pojawił się przy nich @Wilkołak, który trafnie stwierdził, że tych potworów było rzeczywiście niewiele, porównując do liczby osób przebranych za jakichś ludzi. - Co prawda, to prawda - przyznał rację kolejnej zagadkowej postaci, zastanawiając się, skąd zna ten specyficzny akcent...
Nie tańczyli długo. Enchantress w pierwszym momencie wzdryga się na to warknięcie. Co wygląda trochę jak próba zaatakowania Langdona. Rzuca bowiem w niego pustym kielichem, jaki trzyma w ręku, ale ta, szczęśliwie, zostaje przed nią złapana w locie zaklęciem. Prawdziwej Enchantress niestraszne proste zaklęcia. Zanim jednak Enchantress pokazuje do końca na co ją stać i zanim zdąży obronić się metalowym narzędziem przed wstrętnym wilkołakiem, słyszy znajomy głos. Kielich mimo wszystko uderza z brzdękiem o posadzkę, kiedy Enchantress, jakby się teleportowała (chociaż wcale nie umie, a w Hogwarcie nie wolno), pojawia się za plecami Wilkołaka i już nie onieśmielona targa go za uszy. — Panie wilkołaku! — zapomina, że powinna mówić groźnie i zniżać ton. Jej głos jest szczęśliwy, ze go widzi, nawet jeśli nie widzi wcale. Uznaje mimo to, ze miło mu będzie jak uda, że go nie rozpoznała. — Ma pan takie długie uszy i miękkie futerko i ostre zęby — zauważa wplatając dłoń w wilkołacze futerko, bo zawsze lubiła jego długie pasma włosów, jak widać nawet te halloweenowej formie. — Na pewno znajdzie się dla nich dobre zastosowanie — dodaje, bo przecież jest halloween, a oni są najstraszniejszymi z kreatur, więc mogą podbić… przynajmniej parkiet w tańcu, jeśli nie świat. Razem raźniej. — Pan Zombie właśnie tańczy z Enchantress, czy wilkołak do nas dołączy? Zaraz znajdziemy Ci jakąś partnerkę… Staje na palcach i uwiesza się na plecach wilkołaka. Enchantress na plecach wilka... Dyszy mu zawodowo na kark. Jej zawód to halloweenowe straszydło. W tym momencie jednak bardziej z niej Juno niż Enchantress, ale to zaraz się zmienia, jak spogląda na Tate’a. Ten dodaje jej animuszu. Wygląda groźne, nie ma słodkiego ogona, za którego mogłaby ciągnąć i futerka, po którym można by go pogłaskać. Jego twarz jest surowa, idealnie pasująca do klimatu Nocy Duchów. — Enchantress – powtarza sobie czarownica dla przypomnienia kim jest i jaka jest jej rola. — W dyniach ukryte są cenne artefakty. Dołączcie do Enchantress. Enchantress chce podbić je wszystkie.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Uwielbiała bale przebierańców! Halloween było najlepszym świętem w roku. Przebijało nawet Boże Narodzenie. Nie miała pomysłu na tegoroczne przebranie, ale pomysł podsunęła Reina. Gryfonka zaprosiła ją jako swoją parę na bal, bo przecież miała jej pokazywać Hogwart. Nigdy nie chodziła na halloweenowe imprezy w parze, zupełnie nie miała pomysłu na przebranie dla pary. Z pomocą przyszła Hiszpanka proponując postacie z jakiejś mugolskiej książki… legendy… no czegoś takiego. Ettie podobała się ich historia, więc jak najbardziej się zgodziła. Przeszła przez pajęczynę i zaczęła studiować zmiany, które w niej zaszły. Pal sześć strój i błyskotki, którymi była poobwieszana. W żadnym calu nie była sobą, była teraz… dojrzała. Chwilę zajęło jej oswojenie się z własnym ciałem. Żałowała, że nie ma lustra. Fajnie byłby zobaczyć swoją twarz, szczególnie że nie miała pojęcia jak Mistle wyglądała. I wtedy ją trafiło. Nie miała też pojęcia jak wyglądała jej Falka. Troszkę przypał… Powinna szukać szarowłosej dziewczyny ubranej jakoś po zbójecku, ale tłum na sali był tak barwny i różnorodny, że znalezienie kogoś, kogo znało się tylko po opisie, było trudniejsze niż się wydawało. Stanęła bezradnie przy jakimś stole.
Nie miał zbytnio ochoty tutaj przychodzić, ale mu kazano. Odznaka była ładnym dodatkiem do jego mundurka, ale też niosła za sobą obowiązku w stylu pilnowania smarkaczy z młodszych klas by się nie pozabijali. Dodatkowo nie miał zbyt dużej wiedzy o tych wszystkich bohaterach, tyle co mu powiedzieli znajomi. Przed wejściem do sali ponownie się zawahał. Pajęczyna zagradzająca wejście nie była zbytnio zachęcająca, no ale...dobra, nic strasznie się przecież nie stanie, może to część atrakcji? Edmund przełknął ślinę i z lekkim obrzydzeniem przeszedł przez pajęczynę. I nagle BUF, poczuł się strasznie dziwnie, tak jakby się czegoś napił. Zamrugał i wytrzeszczył oczy. Zamiast jego ciała widział czarny płaszcz, na głowie wyczuł kapelusz a na twarzy chustę zakrywającą od linii oczu w dół. Dodatkowo w jego lewej ręce pojawiła się kusza. Kim on do cholery był? Zaraz, moment...nie był do końca pewny, ale chyba został łowcą potworów. Odchrząknął lekko i postanowił podejść do @Enchantress, @Wilkołak i @Tate Langdon . Stanowili chyba największą grupę, może ktoś go rozpozna i rozwieje jego tajemnicę w zupełności? Kiedy był już dość blisko przystanął w miejscu oparł broń o nogę i założył ręce na piersi. Nie chciał nic mówić by nie spalić kostiumu na dzień dobry, jeszcze może się dobrze pobawić. No chyba, że się rzucą na niego.
Przychodzę w parze: nie?
Ostatnio zmieniony przez Gabriel Van Helsing dnia Sro Lis 02 2016, 11:55, w całości zmieniany 2 razy
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
- Taki właśnie z ciebie mąż… - odparła z udawanym rozżaleniem – Czego ty nie pamiętasz? Zrodzona w burzy, Wyzwolicielka z okowów, Niespalona, Khaleesi Wielkiego Morza Traw, Królowa Andalów, Rhoynarów, Pierwszych Ludzi, Anglii, Francji i Irlandii, Obrończyni wiary, Królowa–dziewica… nie czekaj… - zająknęła się; gdzieś się w tych wyliczeniach zagalopowała - A, to Elka I… Patrzyła na niego krytycznym wzrokiem, kiedy kontemplował jej piersi. Zboczeniec jeden! W rzeczywistości oczywiście wcale jej to nie obeszło. Jej skromność była jakaś upośledzona. Zresztą teoretycznie to nawet nie był jej biust. - Ja mam za to trzy jaja – odgryzła się na jego werdykt, wzruszając ramionami. Mało przy kim mogła się czuć równie swobodnie co przy Xavie. Nie wszystkim odpowiadało ich potłuczone poczucie humoru. Parsknęła śmiechem wyobrażając sobie Khala Drogo biegającego po sali i rozdającego tulaski. O taaak – był przesłodki. - Zupełnie jak pluszowy miś – uśmiechnęła się słodko i przytuliła do niego, ale natychmiast odskoczyła. Przerażające jak bardzo nie przypominał w dotyku Xava – Wow… - tyćnęła go palcem w umięśnioną klatę – Straszne… jakby cię ktoś wypchał żelazem. Czujesz to w ogóle? – trącała go palcem jeszcze przez chwilę – trochę zejdzie zanim się do tego przyzwyczaję. Obejrzała się na zastawiony słodyczami stół za ich plecami. - Myślą, że jak nam dadzą wszystkie cukierki tego świata, to nas powstrzymają od robienia psikusów… To urocze – rozejrzała się po sali szukając rozrywki – Uuuu! Moglibyśmy czołgać się w tej mgle i łapać ludzi za kostki! Albo lizać! – skrzywiła się z obrzydzeniem – To by było mega obleśne… popijasz sobie spokoje soczek z dyni i nagle czujesz na łydce czyjś wilgotny, gumowaty jęzor – przestąpiła z nogi na nogę jakby obawiała się liżącego potwora. To była najbardziej niepokojąca kreatura jaką mogła sobie wyobrazić. Nagle poczuła się bardzo nieswojo stojąc w gęstej mgle do kolan.
Ostatnio zmieniony przez Daenerys Targaryen dnia Wto Lis 01 2016, 20:33, w całości zmieniany 1 raz
Rogers zdecydowanie nie miał nic przeciwko temu, aby to właśnie do niego uciekała, kiedy miałaby jakieś problemy, zły humor lub najzwyczajniej w świecie bałaby się czegoś. Z pewnością nie odmówiłby jej udzielenia pomocy, dobrej rady lub ramienia do wypłakania. Chłopak cud, nieprawdaż? Niestety, tylko dla niej; nie pamiętał, kiedy ostatni raz kogoś pocieszał. Jego siostry zazwyczaj radziły sobie same, a on nie musiał wymyślać różnych rzeczy, które mogłyby poprawić im nastroje... Był w tym kiepski, ale wyjątkowo dla Natashy mógł się postarać. Poza tym naprawdę zależało mu na tym, żeby miała wyjątkowe urodziny. Może dlatego, że ostatnimi czasy dosyć się do siebie zbliżyli? Prawie zapomniał, że ona jest ślizgonką, a on gryfonem, a w końcu wcześniej był przeciwny takim relacjom. Steve też nie był zażartym fanem komiksów, ale miał kilka ulubionych, do których często powracał. Tu właśnie mówił o Kapitanie Ameryce, czy o swoim ukochanym Iron Manie (poważnie, kto nie kocha Starka i jego czarny humor?). - Nie wiem, co planują, ale... - zaczął, rozglądając się po sali. Miał wrażenie, że widzi same znane mu postacie z książek i filmów; nie ukrywajmy, dla takiego osiemnastolatka było to dosyć ekscytujące. - Wszyscy wyglądają super, nie sądzisz? Całkiem fajny pomysł, a poza tym jest jedzenie, więc to przyjęcie musi się udać. No, a w razie czego mamy plan B, prawda? - Spojrzał na nią i wygiął usta w pół uśmiechu. Steve roześmiał się melodyjnie i wzruszył ramionami; nie robił nic specjalnego, oprócz opierdzielania się z Amy w ich dormitorium. Ostatnio poprawił im się kontakt z czego był wyraźnie zadowolony. Rogers złapał Natashę za rękę i pociągnął ją w głąb sali, żeby dojść do jakiegoś stołu, przy którym mogliby usiąść. - Mam coś dla ciebie, tak swoją drogą - rzucił, posyłając jej lekki uśmiech. Zdjął maskę, bo już ciężko mu się przed nią oddychało. Przysiadł na ławie, wyciągając z kieszeni małe pudełko (w którym znajdowała się srebrna bransoletka z szmaragdowymi elementami). - Może nie jest to coś wybitnie pomysłowego, ale mam nadzieję, że ci się spodoba. - Wcisnął jej prezencik do rąk i uśmiechnął się szeroko. - Wszystkiego najlepszego z okazji siedemnastych urodzin - powiedział.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Trudno było w tłumie nie zauważyć młodej, szarowłosej dziewczyny, która wymachuje w tłumie mieczami. Najwyraźniej Mistle nadal była odurzona efektami magii po przejściu przez pajęczynę. Falka rozejrzała się uważnie po sali, nikogo nie rozpoznawała, to i może lepiej, będzie bardziej śmiesznie? Jej uwagę jednak przykułt solidne, dębowe stoły, suto zastawiane półmiskami. Bażant w sosie z żurawin, obłożony pieczonymi kaniami, żabnica na srebrnym półmisku, niedbale obsypana sercówkami oraz omułkami, w rzadkim sosie cytrynowym z pieprzem. Kilka rumianych krabów przypominających swoją czerwonością rumiane twarze innych biesiadników. Powidła, dżemy, marmolady, piwo kremowe, soki dyniowe, nektary pomarańczowe, gicz jagnięca, comber barani z miętą i szałwią, szarak w sosie śmietanowym z szarotkami, placki dyniowe, karmelki maczane w soli i wiele, wiele więcej pyszności, które wypadałoby skosztować. Zaraz po dokładnym zlustrowaniu stołów zajęła się wypatrywaniem, jesnowłosej. Mijała wzrokiem wielu, lecz z przykrością stwierdziła, że wśród gości, nie znalazła jej. Ruszyła ku drzwiom Wielkiej Sali, tam bowiem liczyła, że ją spotka. - O jesteś - wydukała niezgrabnie. Zamarła w bezruchu, zdawało się Falce, że nawet jej serce przestało bić na moment. Jej oczom ukazała się Mistle. Tak bardzo przywykła do wyglądu Ettie, tak bardzo do ich młodzieńczego wyglądu, że obecny ją speszył. Były kobietami, w najpiękniejszym okresie ich wieku. Koło osiemnastu lat, obie piękne, z wydatnymi krągłościami. Dziewczyna o popielatych włosach znowu poczuła szarpnięcie medalionu pod koszulą, co skutecznie wybudziło ją z transu. - Świetnie wyglądasz - pokiwała głową z aprobatą z jaką magiczna pajęczyna odtworzyła każdy szczegół wizerunku Mistle.
Wzdrygnął się, gdy kielich brzęknął o posadzkę, raniąc jego wrażliwe uszy. Ale już po chwili straszliwa zjawa zaczęła targać go za uszy, a jej głos i zachowanie dziwnie przypominały mu kogoś znajomego... Uśmiechnął się, obnażając straszliwe kły, pozwalając na te pieszczoty, mimo że uszy były delikatne. Nie potrafiła udawać, dlatego od razu zrozumiał, że został rozpoznany, ale to wcale nie popsuło mu nastroju. Bawiła się jego futrem w ten sam sposób, w jaki bawiła się jego włosami w ludzkiej postaci. - Na pewno - przytaknął, nie mając jednak pewności, co dziewczyna ma na myśli, bo przecież zastosowanie futra i kłów było dość oczywiste. Roześmiał się nisko, warkliwie, kiedy uwiesiła mu się na szyi. Wyglądała naprawdę przerażająco, nie miała nic wspólnego ze słodką, niewinną dziewczynkę, może tylko śmiech. - Niech pan Zombie i Enchantress sobie nie przeszkadzają. Wilkołak uda się na łowy... - powiedział ze swoim przerażającym, wilczym uśmiechem, choć tak naprawdę miał na myśli po prostu sok dyniowy. Zresztą miał na tyle dużo wyczucia, by nie wciskać się między tych dwoje, nawet jeśli nie był pewien, kto się kryje za maską szkieletu. - W dyniach? - upewnił się Wilkołak, zatrzymując w pół kroku.
Patrzył na nią, oglądał ją i przyglądał się.. wszystko na raz. Widział że wraz ze zmianą wyglądu, charakter uległ zmianie. Musiał przyznać że takie przymilanie się przez nią do niego sprawiało mu nie małą frajdę, objął ją w pasie jedną dłonią i przygarnął mocno do siebie. Wpatrując się jej w oczy, ujął mocno jej szczękę dłonią i obrócił nią delikatnie na prawo, oraz lewo. Polizał jej policzek i zaśmiał się głośno, następnie w to samo miejsce złożył pocałunek i odszedł od niej jak przystało na jego postać. Skoro ona grała, to on też chciał trochę pobyć kimś innym. Nie zorientował się nawet że Oriane zostawiła na jego szyi ślady szminki, zapewne dodało to tylko uroku jego wyglądowi. Wystawił ku niej dłoń by ją ujęła, kiedy tylko to zrobiła przeszedł z nią parę kroków mówiąc. - Każdy jest inny, to mi się podoba. Wiesz co to oznacza? Że jesteśmy wyjątkowi, mamy pełne pole do popisu. - Uśmiechnął się i ponownie poprawił fryzurę, a następnie oblizał prostym ruchem języka górną część zębów. No tak, pokryte jakimś metalem.. może srebrem? Kto wie, badał ich fakturę przez chwilę i obserwował stół przed sobą. Zagarnął trochę twardych żelków z czerwonej lukrecji w kształcie czaszek i dodał. - Uwielbiam je, swoją drogą można je dostać tylko dziś.
Przybycie Wilkołaka trochę wybiło z roli jego towarzyszkę. Jej zachowanie teraz mógł przypasować tylko do jednej znanej mu osoby (a może dwóch?), chociaż wciąż nie miał stuprocentowej pewności. Jednak zestawienie "Pan Wilkołak" i "Enchantress" było na tyle znajome, że raczej nie zamierzał szukać innych możliwości. Starał się, jak mógł, żeby się nie roześmiać i całe szczęście całkiem mu to wychodziło. Co więcej, jeszcze bardziej utwierdził się w przekonaniu, żeby jak na razie nie zdradzać swojej prawdziwej tożsamości. - Z pewnością odnajdziemy Ci odpowiednią partnerkę - potwierdził słowa Enchantress i jakby to potwierdzając, zaczął rozglądać się po sali w poszukiwaniu kogoś, kto pasowałby do ich futrzanego kolegi z przerażającymi kłami. Jeśli to naprawdę była ta osoba, o której myślał, charakteryzacja idealnie do niej pasowała. Tate dobrze wczuł się w tę swoją rolę i postanowił pozostać niezmiernie małomówny. Właściwie nie wymagało to od niego wiele wysiłku, bo w normalnym życiu też do najbardziej gadatliwych nie należał. Raczej odpowiadał ludziom bardzo zdawkowo, chyba że darzył ich większą sympatią. - Skoro tak twierdzisz - odpowiedział Enchantress, kiedy zaproponowała szukanie artefaktów w dyniach - Chodźmy je odnaleźć - złapał za rękę partnerki i skierował się w stronę stolików z dyniami, w kierunku których zmierzał też właśnie Wilkołak.
Przewrócił oczami z udawaną ignorancją i skrzyżował ramiona. W czasie gdy Gemma wyliczała wszystkie swoje tymczasowe tytuły, on bawił się swoim długim warkoczem. Na końcu wywodu wyprostował się i spojrzał na przyjaciółkę. - Skoro ty się w tym mieszasz, to co ja mam powiedzieć! - Uśmiechnął się szeroko. - Równie dobrze wystarczyło po prostu powiedzieć Wielkie Ego, to chyba tytuł zamienny. Tak jak się spodziewał - Gamm nie przejęła się zbytnio ocenianiem jej biustu. Właściwie to w ogóle się nie przejęła i to właśnie w niej lubił. To znaczy... nie lubił jej za to, że mógł patrzeć na jej piersi, nie myślcie sobie, tylko dlatego, że nie zachowywała się jak przeciętna nadwrażliwa dziewczyna. I to prawie zawsze, bo musiały oczywiście występować wyjątki. Zmarszczył grube brwi. - Mi tam całkowicie wystarczą dwa. Pozwolił Gemm się przytulić i zerknął na nią zaskoczony, gdy ta po chwili odskoczyła. Już myślał, że coś się stało, ale jednak nie - ona po prostu dalej grała w ich małą grę. Na słowa dziewczyny zaczął machać rękami, jakby wykonywał jakąś poranną gimnastykę. - Czuję... czuję się bardziej ograniczony. Taki wiesz, klockowaty. - Roześmiał się. - Ja to ja, ale - hej - ty w końcu nie jesteś wredną rudą! Wiesz jakie to dziwne... Kiedy znów jej słuchał, skrzywił się z obrzydzenia, wystawiając na wierzch język. Choć sam zrobił to autentycznie, jako Khal Drogo musiał wyglądać naprawdę komicznie. W sumie o to mu właśnie chodziło na samym początku, nie ma nic lepszego od przebrania się za kogoś, kto do ciebie kompletnie nie pasuje. - Lizanie po kostkach... Rzeczywiście makabryczny pomysł. - Uśmiechnął się i wskazał fontannę z dziwnym, mglistym płynem. - Tamten poncz zmienia kolor skóry na srebrny. Ty to chyba zrobiłabyś się po nim przezroczysta.
Znając życie, jej złe humory czy przypadki, w których będzie się bała i naprawdę bardzo mocno będzie potrzebowała bohatera, to możliwe, że nadrobi zaległości za jego siostry. Co prawda spójrzmy prawdzie w oczy, bo pomimo że mieli już za sobą parę spotkań to tak naprawdę cały czas się poznawali. Momentami dziwił się, że jest Ślizgonką, a tak naprawdę nie widział jej wkurzonej, kiedy nie myślała bardziej niż zwykle podczas mówienia. Starała się hamować dzikie teksty, chociaż nie zawsze jej to wychodziło. Przykładem był choćby sam jej krukon kolega, który już oberwał słownie od niej. Natasha naprawdę doceniała to, że pomimo swojego niezbyt przychylnego nastawienia do jej domu postanowił jej zaufać. Po prostu nie zwracał uwagi na to, że teoretycznie powinni się zbytnio nie lubić w czasie, kiedy odnaleźli jakiś wspólny język. Jeszcze na dodatek serio wziął sobie do serca jej urodziny co było kochane, ale gdyby dziewczyna tylko o tym wiedziała, to od razu by się trochę onieśmieliła; w końcu nie lubiła być za bardzo w centrum uwagi. Czuła się wtedy trochę niezręcznie. - Taak, to jak wzięcie połowy filmowego i książkowego świata, jak i dziwnych stworów do rzeczywistości. Właśnie o tym mówiłam wtedy na korytarzu, to ma straszny, ale niesamowity klimat - powiedziała, spoglądając na niego. Pokiwała głową, absolutnie się z nim zgadzając. - Oczywiście, bez jedzenia nie byłoby to samo. A jak okaże się to super impreza i nie wykorzystamy naszego planu "B", to liczę, że odłoży się on na jakiś... może nie najbliższy czas - rzuciła. - Bo to brzmi również jak super motyw na spędzanie czasu. - Zwłaszcza czasami, podczas nudnych popołudni w Hogwarcie. Może uda im się kiedyś wyrwać? Cała impreza tym bardziej podkreślało zrobione jedzenie akurat pod panujący dzisiaj motyw. Naprawdę miała jakiś sentyment do tego święta i to nie dlatego, że i ona miała drugi powód do świętowania. Dała się pociągnąć Steve'owi do w stronę jakiś siedzisk. - Ojej. - Spojrzała na niego zaszokowana. Nie spodziewała się, że Rogers przygotował coś. Szczerze to by jej naprawdę wystarczyło kolejne super spędzenie czasu w jego towarzystwie. Za każdym razem świetnie się bawią. - Naprawdę nie musiałeś - powiedziała, ale chłopak zdążył wcisnąć już jej pudełeczko do rąk. Westchnęła i otworzyła je, a widząc piękną bransoletkę, uśmiechnęła się delikatnie. Delikatnie przejechała po niej opuszkami palców. - Dziękuje, jest cudowna. - Uniosła spojrzenie z niej na szatyna i przytuliła go w podziękowaniu. Po chwili uśmiechnęła się trochę szerzej i wyciągając w jego kierunku dłoń z bransoletką i nadgarstek drugiej ręki, zerknęła na niego. - Zapniesz mi ją? - zapytała, naprawdę obdarowując go swoim jednym z najbardziej uroczych uśmiechów.