Wchodząc do tego pomieszczenia możesz zauważyć, że jest znacznie większy niż w rzeczywistości. Oprócz tego, podłoga znajduje się tylko na małej części pomieszczenia, jest cała przeszklona. Pozostałą częścią jest 'basen' naśladujący ocean, wraz z rafą koralową oraz mniejszymi rybkami pływającymi w tym miejscu. Sufit i ściany tego pomieszczenia naśladują otwarte niebo, które zmienia się pod upływem czasu. Za dnia pływają po nim leniwie chmury, a nocą rozświetlają mrok pomieszczenia gwiazdy.
Autor
Wiadomość
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Spodziewał się ciosu, choć być może bardziej trafnym określeniem byłoby, że miał tylko taką nadzieję. Nigdy nie obawiał się bliskości, tak więc i teraz nie unikał za szczególnie swojego towarzysza, z tyłu głowy dalej mając jego dziwne zachowanie podczas spotkania przed Łazienką Prefektów. Pamiętał również, że gdy spotkali się po raz pierwszy, instynktem rudzielca było pochwycenie przemienionej zgodnie z wolą księżyca bestii. Mefistofeles stał grzecznie, czekając na bardziej alarmujący ruch, pozwalając aby jego ciało w napięciu oczekiwało przełomu. Był obserwatorem, a jednak tak często działał, w dodatku niekiedy paskudnie pochopnie. W pewnych sytuacjach potrafił się odrobinę wyłączyć, wyciszyć, nie - zablokować. Tak jak wtedy, gdy nie rozumiał postępowania Ezry podczas pamiętnego spotkania w Komnacie Wspomnień, tak i teraz powstrzymywał się chociażby od gwałtowniejszego drgnięcia, byle tylko nie spłoszyć drugiego człowieka. Przez jego twarz nie przemknął żaden cień, nawet wtedy, gdy został potraktowany tak dziwnie. Jak dzieciak, niesforny bachor. Nie mógł się odezwać - Ślizgon zwyczajnie czuł, że jego głos aktualnie do niczego się nie nadaje. Pozostawało jedynie słuchać, a było to zaskakująco komfortowe. Neirin nie mówił od rzeczy, chociaż spokój w jego wypowiedzi zdawał się jeszcze bardziej trzecioklasistę denerwować. Przypomniał sobie niestety po fakcie o cholernych amuletach Swanna (jego zdaniem bezużytecznych, ale czy nie było trochę racji w tym, że zwiększały odrobinę procent szans na przeżycie jakiegokolwiek starcia z wilkołakiem?), przez głowę przetoczyło mu się wspomnienie Liamowego patronusa. Nie mógł wysłać mu tej słodkiej pandy? I jakim cudem Mefistofeles, ogromny potwór o wyczulonych zmysłach, nie dostrzegł różdżki skrytej pośród mchów? Milczał uparcie, bijąc rekordy. Układał sobie to wszystko w myślach, jak gdyby leżały przed nim puzzle. Chyba wszyscy tutaj potrzebowali czasu, aby dostrzec pełen obrazek. - Półkrwi - odpowiedział bez zastanowienia, dopiero na to pytanie trochę się ożywiając. Uniósł pytająco brew, spoglądając Puchonowi w oczy, aby dowiedzieć się czegoś więcej. Był dobrze obeznany zarówno ze światem mugolskim, jak i czarodziejskim; jeden lubił, w drugim się urodził. Stracił kilka cennych sekund na spoglądanie wgłąb szarych tęczówek rozmówcy. Czy on naprawdę mówił o "następnym razie"? Wszyscy przecież ustalili, że Rivai już stopy w Zakazanym Lesie nie postawi, a co więcej nikt nie zamierzał go do tego zmuszać. - Okej, mam dość - palnął, przecierając dłonią twarz, aby zaraz obie ręce rozłożyć w bezradnym geście. Zaplątał się w myślach i trochę pewnie pomieszał w głowie Neirinowi, dopiero teraz odwołując się do jego wcześniejszych słów. - Możemy gdybać i kombinować, ale co się stało, to się stało. I tyle. Nie wiem co mogę teraz zrobić, dobra? Najzwyczajniej w świecie nie mam pojęcia - zabrzmiał żałośniej, niż się tego spodziewał, a jednak teraz wstyd nie przejął nad nim kontroli. Nox zadarł podbródek, przywołując na usta swój cyniczny uśmiech, tylko trochę pobladły. - Po prostu mnie uderz - nakazał, chcąc ulżyć zarówno jemu, jak i sobie; miał dość spoglądania na siódmoklasistę i zastanawiania się, czy ten wykona ruch, czy też nie. Wolał mieć sprawę jasno postawioną, a przecież wcale nie obawiał się żadnych ciosów. - Byle mocno.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Nie spodziewał się, że wilkołak jest mieszańcem. Bardziej stawiał na czystą lub prawie czystą krew. Chociaż czy nie powinien się domyślić, patrząc po samych tatuażach? To nie jest rzecz popularna w kręgach magicznych, mocniej powiązana ze społeczeństwem mugolskim. Najwidoczniej Neirin tak mocno nie ocenia książki po okładce, iż nie zauważył nawet takich oczywistości. Przyglądali się sobie dłuższy czas, w którym żaden nie wykonał poważniejszego ruchu. Walijczyk musiał poukładać sobie w głowie nowe fakty. Skoro Nox ma tak duży procent krwi niemagicznej w żyłach, jest spora szansa, że zna środowisko zwykłych ludzi równie dobrze, co czarodziejskie. Wobec tego rudzielec jest zbędny. Chciał zaproponować, że pomoże, spojrzy na niektóre problemy z perspektywy kogoś wychowanego bez zaklęć i eliksirów. Ale jak widać nie przyda się wcale. Tak samo bezużyteczny w pocieszaniu Liama, co w zabezpieczeniu go przed następnymi wypadkami. Gdyby miał emocje, zrobiłoby mu się przykro. A tak po prostu obojętnie zdał sobie sprawę, że nie jest potrzebny do niczego. Dadzą sobie radę na własną rękę. To dobrze. Niestety, kulejąca empatia sprawiała, iż nie potrafił pojąć, co się dzieje w umyśle Ślizgona. Nie rozumiał, że blondyn ma zbyt wiele myśli i emocji, aby być w stanie trzeźwo spojrzeć na wydarzenia dni minionych. Że musi się ich pozbyć, a czasem do tego wymagana jest pomoc osoby trzeciej. Na szczęście Neirin to człowiek prosty. Do bólu wręcz prosty. Mefisto chce, aby go uderzyć? Widać mu to potrzebne. Może to doprowadzi go do porządku pod względem psychicznym? Może potrzebuje otrzeźwienia? Cokolwiek to było, Walijczyk nie poświęcał motywom osobliwej prośby zbyt wiele czasu. Jedynie skinął krótko głową, nim zwinął dłoń w pięść. Wziąwszy zamach, uderzył wychowanka Salazara w szczękę. Klasyczny prawy sierpowy. Acz trzeba przyznać, że wcale się nie hamował. Wszak Nox sam powiedział, że ma być mocno, wobec tego mocno było. Na tyle, na ile potrafi. Cofnął rękę po tym ciosie i rozluźnił palce, przyglądając się studentowi. - Czujesz się lepiej?
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Daleko mu było do czystokrwistego panicza, który ledwie bierze oddech bez różdżki pod ręką. Mefisto przyzwyczaił się do braku szczególnych luksusów i nie było to dla niego żadnym problemem; życie w zamku przypominało bajkę, dokładnie taką, jaką opowiada się dzieciom. Miał wielkie łóżko w dormitorium, zawsze mógł znaleźć jakiś wolny kącik w Pokoju Wspólnym, jedzenie przygotowywały za niego skrzaty (a menu należało do piekielnie obfitych), nie martwił się o podpałkę do kominka ani nic innego. Mimo wszystko poczułby się urażony, gdyby usłyszał bezpośrednio, że wygląda na czarodzieja z krwi i kości. Nie był nim, ot co. Choć przywyknął do hogwarckich uczt i możliwości oferowanych przez samą w sobie placówkę, to wcale nie pozwalał, aby to cokolwiek zmieniło. Spoglądał na Neirina uważnym spojrzeniem, trochę czekając wyjaśnień. Nie chciał być czystokrwistym, miał zbyt mocną wizję takich wyrafinowanych rodów. Ponad wszystko nienawidził właśnie takich osobistości, co nie było wcale niespodzianką, zważywszy na fakt, jakoby był przez nie wielokrotnie dręczony. Był mieszańcem, w dodatku jeszcze "zbrukanym" likantropią. Chociaż ten temat porzucił, tak kwestia uderzenia wcale nie odeszła w zapomnienie. Nox parsknął z niedowierzaniem na to proste skinięcie głową, a jednak zaraz spoważniał, niczym w zwolnionym tempie obserwując ruchy Puchona. Zastygł w zupełnym bezruchu, widząc dokładnie spięcie mięśni chłopaka, gdy wyprowadzał prosty, klasyczny cios. I - zgodnie z życzeniem - mocny. Ślizgon poczuł tępy ból, rozchodzący się od miejsca uderzenia; szczęka odskoczyła mu lekko w bok, niegroźnie wytrącona z naturalnej pozycji. Sam Mefistofeles również się odsunął, odrobinę tracąc równowagę, poprzez solidny impet. Coś jeszcze zapiekło go przy dolnej wardze, niefortunnie przy okazji rozciętej własnymi zębami... Nie miał szans się tym przejąć, bo zatoczył się mocno, odruchowo unosząc dłoń do twarzy. - Co do ch... - Przerwał, uświadamiając sobie, że przecież Neirin po prostu spełnił jego prośbę. Czy nie o to chodziło? Szukał rozluźnienia atmosfery pomiędzy nimi, ale w głównej mierze egoistycznie koncentrował się na samym sobie. Przystanął ciężko tuż ponad brzegiem basenu, odruchowo dziękując w duchu za to, że nie stracił równowagi i nie wpadł do środka. - Tak - przyznał dość cicho, zerkając na palce, którymi przemknął po policzku aż do ust. Odrobina krwi zebrała mu się na wardze, ściekając z niej nieelegancko i sprawiając, że jego wizerunek wilkołaka jedynie rozkwitł. Dotknął rozcięcia, przyciskając je lekko w dość masochistyczny sposób. - Zdecydowanie lepiej. - Poruszyl lekko szczęką, sprawdzając jej funkcjonalność. Wszystko wskazywało na to, że nic poważnego się nie wydarzyło, a ból dalej przyjemnie otulał zatroskany umysł studenta. - Gdybym poprosił cię ponownie... Uderzyłbyś mnie? - Zaskoczenie uległo zafascynowaniu. Neirin nie mógł nawet obawiać się odwetu, bowiem Mefisto w tej chwili przełączył się na zupełnie inny tryb. Częściowo chodziło o to, że przecież uwielbiał cierpieć, a teraz bardzo chciał sam siebie ukarać (za całe zło tego świata). Głównym powodem było jednak to, że Vaughn należał do piekielnie interesujących postaci, których nie dało się rozgryźć po pięciu minutach rozmowy. Analizował teraz wszystkie ich spotkania, pamiętając o tym dziwnym zaciekawieniu, o tej podejrzanej obojętności. Nox chciał wiedzieć, jak wiele może z tej relacji wynieść.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Obserwował, jak Mefisto porusza szczęką, jak ściąga z niej kropelki krwi, a potem przyciska ranę, wyduszając więcej posoki. Czy wilkołacza krew zaraża? Nie. To musi być ugryzienie. Neirin jest bezpieczny. Czy uważał likantropię za coś kalającego? I tak, i nie. Może nie tyle Mefisto w jego mniemaniu był "zbrukany", co chory. Zwyczajnie i po prostu chory bardzo ciężką i nieuleczalną chorobą. Był zwierzęciem. Może nieco mniej człowiekiem niż inni. Neirin sam jeszcze nie wiedział, co o nim myśleć poza tym, że uważał wilkołactwo za interesujące. Pewien rodzaj niekontrolowanego animaga? Magiczne przekleństwo? Choroba? Co to właściwie było? Zapewne co czarodziej, to inna teoria. Czy bał się zarażenia? Nie. Po prostu kalkulował w głowie ewentualne straty i zyski. Strat było znacznie więcej niż zysków, uznał zatem odblokowanie skilla "comiesięczna przemiana w krwiożerczą bestię" za niewarte zachodu. Zostawi to wilkołakom i kobietom przed okresem. - Podałbyś komuś posiłek przygotowany z ludzkiego mięsa? - Spytał nagle, zupełnie ignorując sytuację. Dopiero, kiedy oczyścił własne myśli, pokiwał ponownie głową. - Mam uderzyć raz jeszcze? - Chyba Mefisto to lubi. Ciężko nie wyciągać podobnych wniosków, kiedy sam prosi się o bicie. Neirin nigdy nie stosował przemocy jako formy ukojenia emocji. Nie potrzebował, bo cóż - nie ma tych emocji i tak za wiele. Co tu koić, kiedy jego sfera uczuciowa przypomina monotonną, jałową równinę? Nijak to porównywać do wzburzonego morza w umyśle Noxa. Postąpił krok, wyciągając rękę i samemu naciskając palcem na rozciętą wargę blondyna. Mało delikatnie, dusząc zeń kolejne krople krwi. Zero wyrzutów, że go zranił. Zero pomyślunku, że robi to dalej. Po prostu chciał krwi. Kiedy zebrał już na palcu dwie-trzy krople, podszedł na krawędź basenu. Kucnął, wyciągając rękę z okrwawionym palcem i pozwalając, aby posoka skapnęła do wody. Czerwone smugi miękko rozmyły się w ciepłym płynie, wabiąc co agresywniejsze ryby. Podpłynęły pod powierzchnię, nurzając pyski w posoce i szukając ofiary. Rudzielec opuścił rękę, sunąc nią po łuskach na grzbiecie jednej z nich, zanim cofnął dłoń w obawie o palce. W wodzie i tak się zagotowało pod wpływem tego, co zrobił. Obserwował poruszenie, wspierając łokcie o uda.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Nigdy nie podobało mu się nazywanie likantropii chorobą. Mefistofeles wychowany został w przekonaniu, że to jest swego rodzaju dar, otwierający głupim czarodziejom oczy na otaczający ich świat. Dla niego ważniejsze było spędzenie czasu w lesie, niż polerowanie różdżki; inaczej spoglądało się na magiczne stworzenia, gdy samemu się do nich należało. Pomimo wszelkich niedogodności, pomimo bólu... kochał to, cholera. Nawet teraz, kiedy wyrzuty sumienia zjadały go od góry do dołu, nie zrezygnowałby z bycia wilkołakiem. Zbyt wiele zawdzięczał tej comiesięcznej męczarni, by nagle zmienić się w zupełnie inną osobę. - Hm? - Nie zrozumiał pytania, czy chciał upewnić się, że dobrze usłyszał? Zaraz potrząsnął lekko głową, przetwarzając słowa Puchona i zastanawiając się, jakim cudem jego myśli uciekły w taką stronę. - Kanibalizm nie jest mile widziany... - Ani nie uśmiechało mu się mordowanie, ani takie krzywdzenie; zresztą, kto by to zjadł? I od kiedy Nox miewał tego typu rozkminy? Nie zdążył odpowiedzieć na pytanie rudzielca, bo ten zbliżył się i samemu ocenił skutki uderzenia. W zielonych tęczówkach Mefistofelesa dało się wyłapać czujność, tonącą pod zaciekawieniem. To wszystko przychodziło mu z taką łatwością; Neirin był zwyczajnie niewzruszony. - Nie trzeba - odparł w końcu, zawieszając w powietrzu niewerbalne zapewnienie, że jeszcze do tego tematu, tej rozrywki, wrócą. Oblizał wargę, końcem języka zbierając odrobinę krwi i pozwalając, by specyficzny posmak rozlał się po jego podniebieniu. Potem zerknął na Neirina, kucającego przy brzegu basenu... - Ciepła woda? - Zagadnął, a następnie pochylił się nieco i położył dłoń na jego plecach, by mocnym pchnięciem wytrącić go z równowagi i bliżej zapoznać z wnętrzem zbiornika wodnego. Tyle z podziwiania rybek, które teraz zapewne pouciekały we wszystkie strony. Mefisto specjalnie wybierał się do Podwodnej Sali, więc nawet miał na sobie kąpielówki; teraz bez większej refleksji rozebrał się, porzucając ubrania wraz z torbą gdzieś w kącie. Potem już z wyraźną wprawą wskoczył do wody.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Neirin nigdy nie myślał zbyt wiele o likantropii. Teraz jednak siłą rzeczy zaczynał rozważać jej aspekty. Na pewno pozwalała lepiej poznać zwierzęta. Czy jednak on sam by się zgodził na taki krok? Pewnie nie. Nie trzeba było stawać się bestią, nie dosłownie, by pojąć tok myślenia zwierząt. Rudy wierzył, że są inne, mniej... Inwazyjne metody. A przynajmniej zmiana kontrolowana. Jak chociażby animagia. Ale czy wtedy dość będzie zwierzęcia w człowieku? Nadal jednak widział więcej minusów bycia wilkołakiem aniżeli plusów. - Oh - zatem Mef nie jada ludzi. To dość zabawne, że gdyby spytać o to Neirina, pewnie by rozważył spróbowanie ludzkiego mięsa. Ironią, bestia tutaj okazuje się bardziej ludzka. A przynajmniej więcej ma moralności i oporów. Albo tylko tak mówi? Rozważając te kwestie, nie zauważył, jak Mefisto podchodzi doń. Jedynie bezmyślnie rzucił: - Przyjemnie ciepła - zanim wepchnięty został do basenu. Nie bał się wody. Pływał dobrze. Odbił się zatem od dna, wynurzając zaraz oraz chwytając krawędzi basenu jedną ręką. Drugą wyciągnął i zanim Mefisto zdążył się całkiem rozebrać, dłoń rudzielca zacisnęła się na jego kostce. Chwilę po tym ciężarem własnego ciała Neirin pociągnął ślizgona do basenu. Samemu za to wychodząc na brzeg. Dobrze, że nie zachłysnął się wodą. Zdążyło tylko trochę wlecieć mu do ust. Słony smak oraz wilgoć w nosie wywołały kaszel. Siedział zatem parę chwil, starając się upewnić własne płuca, że wcale nie tonie. A po tym... Uznał, że skoro jest i tak mokry, może sam popływać. Materiał jednak ciążył, ciągnąc na dno oraz przeszkadzając. Zdjął zatem ubranie, zostając w samych bokserkach. Prezentując przy tym posiadany, tygrysi ogon oraz tors zdobny w blizny. Ale do wody jeszcze się nie zsuwał. Chciał zobaczyć, czy z różdżką wszystko w porządku. Oby to zmoczenie jej nie zaszkodziło.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Jedzenie, a podanie - dwie różne rzeczy. Mefisto mimo wszystko w ciele wilkołaka inaczej patrzył na ludzi (no, głównie czarodziejów), postrzegając ich bardziej jako ofiary, smakowite kąski, w których chętnie zatopiłby zęby. Ciągnęło go zatem do wizji rozrywania mięsa, podobnie jak do kosztowania ciepłej krwi; ale nie wyobrażał sobie, by kiedykolwiek do tego dopuścić. Nie uśmiechało mu się takie drastyczne tracenie człowieczeństwa, któremu równałaby się utrata panowania nad niebezpieczną bestią, już i tak wiele mu w życiu dyktującą. Nie jadał ludzi, nie gryzł, nie ranił - starał się od nich trzymać z daleka, dla ich bezpieczeństwa, jak i swojego. Kwestia rozebrania się, jak i zgrabnego wskoku do wody, trochę mu nie wyszła. Materiał koszuli nie zdążył w pełni zsunąć się z jego ramienia, gdy mocne szarpnięcie wybiło go z równowagi; ni to wskoczył, ni to wpadł, po prostu zanurzając się w wodzie. Nie wypłynął od razu - zdążył nabrać powietrza i teraz mógł chwilę pozachwycać się spokojem "morskiej" toni. Zdjął też do końca koszulę, by po wypłynięciu tylko cisnąć nią - mokrą - przez pół pomieszczenia. Przetarł lekko oczy, jeszcze nieprzyzwyczajone i odrobinę łzawiące od nieprzyjemnego szczypania. - Ogon? - Parsknął z rozbawieniem, spoglądając na swojego towarzysza i podtrzymując się krawędzi basenu jedną ręką. - I to tygrysi... pasuje ci - uznał, dalej czując się jakby w każdej sekundzie wspólnie spędzanego czasu prowadził badania nad Neirinem, tak zagadkowym i po prostu... cóż, po prostu dziwnym. - Zakłócenia magiczne, czy efekt zamierzony?
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Zdążył zapomnieć, że go ma. Ogon trwał na swoim miejscu tyle czasu, że Neirin zwyczajnie nawykł. Może nie do końca powinien, ale to sprawa drugorzędna. Nie przeszkadzał mu, to najważniejsze. Nie widział zatem potrzeby się jej pozbywać Zerknął na kitę, teraz smutno mokrą oraz chudą. - Dużo osób tak mówi - uznał, odwracając wzrok znów na ślizgona. - Dostałem naszyjnik z tygrysich kłów i jak go noszę, mam wtedy paski. Margo uznała, że mi dorobi ogon - wyjaśnił, zsuwając się do wody. Nabierając powietrza, aby móc zanurkować. Szybko jednak wrócił na powierzchnię. Rozważał coś, patrząc za mokrą koszulką chłopaka. Różdżka nie wyglądała na zepsutą, ale warto ryzykować rzucanie bąblogłowego? Chyba nie. Odwrotny efekt mógłby być bardzo niemiły. Co by zrobił? Zmiażdżył mu głowę? Zniżył się, mając teraz twarz do połowy w wodzie i trzymając się krawędzi. Nie zdawał sobie sprawy że jest oceniany. Z resztą nawet, jakby się zorientował, byłoby mu wszystko jedno. Zapewne nie pierwszy i nie ostatni raz. Jedynie unosił się w toni, rozmyślając, że przez ogon zaraz chyba zgubi gacie. Nie mógł ich zbyt wysoko założyć i do tej pory nie stanowiło to problemu. Ale teraz czuł, że są na granicy zsunięcia się przy zbyt gwałtownym wyjściu z wody.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Kita nie wydawała się wcale smutna, a przynajmniej nie było tak zdaniem Mefistofelesa. Tygrys to tygrys, nawet zmoczony nie wyglądał jak słodki kotek; ogon wciąż wyglądał epicko, dziwnie i po prostu ciekawie. Ciekawe, czy chodziło o kwestię rudości, czy też może Neirin rzeczywiście miał w sobie coś z tego tygrysa. Nox zamyślił się na chwilę, nie zważając na rybki, które w końcu odważyły się przepłynąć trochę bliżej dwóch intruzów. Tygrys kojarzył mu się głównie z Fire (cholera, znowu rudość), zapewne głównie ze względu na tatuaż... - Och, sprytnie - pomysł Margo... Puchoni nie próżnowali. Mefisto zdawało się, że nie miał zbyt wielu znajomych w Hufflepuffie (ani innych domach, włącznie ze Slytherinem - tam po prostu znał, bo najczęściej, niestety, widywał). Mimo wszystko towarzyszyło mu silne poczucie, że Dom Borsuka był fascynujący i strasznie niepozorny - miewali różne opinie. - Mam bransoletkę z sierści jaguara, przez którą całe ręce porastają sierścią. Pomaga też widzieć w ciemności - dodał, w gruncie rzeczy nie wiedząc, że jest aż tyle przedmiotów nawiązujących do zwierząt. Fakt faktem, nigdy nie wpadł na to, żeby dorobić sobie ogon jaguara. Wolał wilczy, który samoistnie pojawiał się podczas przemiany. ...z kolei taki to i na co dzień mógłby mieć... Zanurkował, schodząc trochę niżej i rozglądając się spod lekko przymrużonych powiek. Basen w tej sali był niesamowity i sprawiał wrażenie, że nigdzie się nie kończy; wystarczyło zniknąć pod powierzchnią wody, aby znaleźć się w otchłani oceanu. Co więcej, można było bezczelnie przyglądać się różnym zwierzątkom i roślinkom - i to wszystko w Hogwarcie, no proszę. Czego w tej szkole jeszcze nie wymyślili... - W porządku? - Głos Noxa nie przejawiał zbyt wiele troski, raczej w dość suchy sposób prosząc o fakty; Neirin jakby się zawiesił, odpływając nie ciałem, a myślami. Mefisto przeczesał palcami włosy i chwilę patrzył na Puchona - potem po prostu położył się na plecach, dryfując tak, by móc wpatrywać się w "niebo".
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Zdecydowanie Puchoni bywali niepozorni. Nie rzucali się w oczy, nie ścigali się o punkty, nie walczyli o żadne puchary. Bawili się dla samej zabawy i samych siebie, często też w swoim gronie. Inne domy może przez stereotypy i uprzedzenia, może przez pogardę lub znudzenie nie zawierały z nimi znajomości. Borsuków było też dość niewielu, ale dzięki temu stanowili całkiem zgraną paczkę, jaka we własnym zakresie potrafiła mieć naprawdę dzikie pomysły. Drgnął, słysząc pytanie Noxa. Uniósł się ponad poziom wody i spojrzał na niego. - Tak. Tylko zamyśliłem się, jak szybko człowiek przestaje czuć ból, kiedy miażdży mu się głowę. Czy może wpierw odchodzi świadomość, ale ciało dalej rejestruje cierpienie? To by było dość prawdopodobne - rzucił luźno, jakby to było coś całkowicie normalnego. - Myślisz, że od zmarłego da się wyciągnąć myśl do myślodsiewni? Zanim nastąpi śmierć mózgu to chyba dość możliwe. Temat bransoletki szybko przegnał rozmyślania Neia. Spojrzał na chłopaka, trzymając się dalej brzegu. - A rosną pazury? Szkoda, że nie robią się kocie oczy. To by dopiero było. Chciałbyś mieć oczy z pionowymi źrenicami? - Wziął różdżkę i zastanowił się chwilę. A potem machnął nią w stronę Mefisto. Chciał dorobić mu wilczy ogon. Różdżka nie działała jednak tak sprawnie, jak powinna. Wpierw pojawił się ogon pudla. Długi, zakończony kulką z sierści. Różdżka zacięła się po tym całkiem, by zwieńczyć machanie nią przez Neia zamianą ogona rasowego psa w kitę pawia. Długie pióra rozsunęły się na wszystkie strony, unoszone przez wodę. Cóż... Chyba różdżkom nie służy moczenie. Zostawił ją i podpłynął do Mefisto, łapiąc się go w połowie piersi. Prawie jakby był materacem na wodzie. - Jesteś teraz ptakiem. A koty jedzą ptaki - niewiele myśląc, schylił się, aby ugryźć Mefa w bark ponad obojczykiem.
Chyba powinien zacząć przyzwyczajać się do tego, że myśli Neirina nie biegły po standardowych torach. Chwilę patrzył na niego ze zdziwieniem ziejącym z zielonych tęczówek, później po prostu uznał, że "w porządku". Wzruszył tylko nieznacznie ramionami, informując chłopaka, że sam nie znał odpowiedzi na to pytanie, a przy okazji i nieszczególnie się nad tym kiedykolwiek zastanawiał. - Można w ogóle wyciągnąć myśl od kogoś, kto nie wyraził na to zgody? Wydawało mi się, że można jedynie brać swoje myśli... - Nie wiedział, nie interesując się zbytnio zagadnieniami tajemniczego przedmiotu. Teraz kiedy o tym myślał, to skłonny byłby twierdzić, że takie podkradanie komuś myśli nie tylko byłoby niebezpieczne, ale i trudne. Nie ulegałyby zniszczeniu? Zniekształceniu? - Tylko sierść... może nie tak na stałe, ale czasami - to byłoby ciekawe - przyznał, próbując sobie wyobrazić siebie z takimi dziwnymi ślepiami. Może magiczne soczewki pozwalały na takie cuda? Był prawie pewien, że mugole coś takiego mieli, więc czarodzieje niby też powinni dawać sobie radę... Z drugiej strony, magiczny świat był - paradoksalnie - równie ulepszony, co zacofany. Zauważył różdżkę, ale nie zareagował. Dalej dryfował, po prostu wierząc, że nic potwornego mu się nie stanie. Vaughn raczej nie wyglądał na chętnego do skrzywdzenia Ślizgona, a nawet jeśli... cóż, nie przeszkadzało mu to. Zdziwił się mimo wszystko, gdy poczuł jak trafia w niego dziwne zaklęcie - i zamachał ogonem. Ogonem? Ten pudla kompletnie mu się nie podobał, z kolei paw wyglądał po prostu dziwnie... I jak niewygodnie było w tych nieszczęsnych kąpielówkach... - Ej - wymsknęło mu się, gdy niemal się podtopił, spoglądając na swój przemoczony, ciążący ogon z barwnych piór. Udało mu się utrzymać i leżał tak, tylko przekręcając głowę na bok, by móc przyjrzeć się nowej części ciała. A gdyby tak powyrywać te piórka i... - Chciałbyś - wyrzucił z siebie, pozwalając Puchonowi na przytrzymanie się go. Zaraz mruknął ze zdziwieniem i zadowoleniem, przymykając na chwilę powieki. Woda rzeczywiście była przyjemnie ciepła, a takie dryfowanie pozwalało na rozluźnienie i relaks. W tej chwili Mefisto miał wrażenie, że roztapiał się i w pełni łączył z czarodziejsko-oceaniczną tonią, a jedyną stałą, jedynym punktem zaczepienia, było ten jeden bark, przytrzymywany przez zęby rudzielca. To było przyjemne uczucie. - Obawiam się, że jednak wciąż jestem wilkiem... - Nie wyrywał się, czekając aż chłopak sam się odsunie - nie chciał zrobić krzywdy ani sobie, ani jemu. Nie tak, skoro mógł zamiast tego ponapawać się tą drobną pieszczotą. - Więc chyba wyjątkowo ci daruję i nie będę się mścił. A kusiło.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Nox nie szarpnął się. Nie uciekł. Unosił się w tym miejscu dalej, gryziony przez Neirina. Trzymany cały czas za skórę zębami. Chłopak po chwili istotnie się odsunął, patrząc na ślad zębów na ciele studenta. Spojrzenie przesunęło się od barku po twarz Mefisto. Z chwili na chwilę chłopak utwierdzał się w przekonaniu, że Ślizgon jest masochistą. Pytanie tylko, co zrobi z tą wiedzą? Prawdopodobnie nic. W danym momencie przynajmniej. Nie wykluczał, że może mu się to przydać w innym czasie, w innych okolicznościach. Na pewno znajdą się rzeczy, które wymagać będą czyjegoś poświęcenia. Wkładu większego aniżeli tylko umysłowego. A gdzie będzie się lać krew, pękać kości i trzaskać stawy, już wie, do kogo się zgłosić. Stety lub nie, reszta spotkania przebiegała bardzo spokojnie. Nie było już żadnego gryzienia, bicia czy cięcia. Jedynie trochę szturchania, ciągnięcia się za ogony i pełno oglądania roślinek oraz zwierząt. Oboje przejawiali zainteresowanie fauną podwodnej sali (nawet trochę mocniej w momencie, jak przyczepiła się do nogi Neirina ośmiornica, nie chcąc puścić) i niechętnie ją opuszczali... późną nocą. Zasiedzieli się, pływając w ciepłej wodzie lub po prostu unosząc się w toni i obserwując gwiazdy. Nadszedł jednak moment, w którym musieli wrócić do sypialń, czy to pchani zmęczeniem, czy głodem.
zt x2
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Cała zima została stracona, jeśli chodzi o pływanie. Niestety Finn nie był w stanie chodzić na baseny publiczne dopóki nie opanuje zaklęcia kamuflującego blizny. Nie miał czasu się tym zająć, a szczerze mówiąc zatęsknił za wodą. Cały poprzedni wiosenny sezon rywalizował z Aidenem w szkolnym jeziorze kiedy tłok był mniejszy. Raz jeden wygrywał, raz drugi, szli łeb w łeb. Tyle lat przebywał w Hogwarcie a nawet dzisiaj odnajdywał nowe tajemnicze pomieszczenia. Gdy któregoś razu przypadkiem natknął się na tę salę, oczom nie mógł uwierzyć. Problem basenów i jezior został rozwiązany. Duży zbiornik wodny został zamknięty w czterech ścianach i niech go klątwy biją, to odkrycie tego stulecia. Od razu wymusił z Aidenem spotkanie i jak go zdołał poznać, krukońska ciekawość zostanie porządnie pobudzona. Czy jest coś lepszego niż luzackie pływanie w środku Hogwartu? Z plecakiem przewieszonym przez ramię dogonił idącego korytarzem Aidena, szturchając jego łokieć i sygnalizując w ten sposób swoją obecność. - Serwus, tu jesteś. Chodź, zobaczysz. - uśmiechnął się autentycznie zadowolony, skinął Krukonowi głową i narzucił im szybsze tempo. Odliczył drzwi i stanął przy jednych. Zdawał sobie sprawę, że Aiden jak nic zapewne wyniuchał w czym rzecz, co nie znaczy, że spodziewa się takiego wyposażenia sali. - To nie basen. To kawałek oceanu. Na kości skrzata, zrobię sobie taki pokój w domu. - powiedział i otworzył drzwi. Wszedł do środka i tak jak zapamiętał podłoga była szklana i przezroczysta. dostrzegał kolorowe ryby i rafę koralową a jednak nie poświęcał widokom należytej uwagi. Nie przyszedł tu ich podziwiać, przyszedł rozruszać kości. Zerknął przez ramię na Krukona, by sprawdzić jego minę. - Sprawdźmy o ile szybszy jestem od ciebie w tym roku. Dać ci fory? - powiedział pół żartem pół serio. Niedużo było tu podłogi, więc wybrał jej przeciwległy kraniec, by tam rzucić plecak. Wciągnął na siebie spodnie do kolan i niestety jak to bywa przy basenach, musiał odsłonić górna część ciała mocno naznaczoną bliznami. Zgrywał się, że go to nie rusza, a jednak niechętnie oglądał aż pięć szram rozsianych po skórze. Z Aidenem rywalizował już drugi rok więc nie przejmował się nimi w jego obecności. Od razu wskoczył do zimnej wody, zanurkował i po chwili się wynurzył z pełnym zadowolenia uśmiechem. - Gotowy na sromotną porażkę?
Aiden Nic'Illeathian
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : Tatuaż pod obojczykiem: "Envole-moi"
Aiden nie przepadał za niespodziankami, a szczególnie za tymi, w których nie do końca wiedział co jest grane. Finn, jak to Finn był tak tajemniczy jak to tylko możliwe. Zero jakichkolwiek konkretnych informacji nakierowujących na to co będą robić. Do jasnej cholery, on basenu w Hogwarcie szuka? Blondyn nie miał problemu ze spotkaniem starego znajomego, w końcu nie widzieli się kawałek czasu i w sumie z chęcią zobaczyłby tego pokrytego bliznami Szweda. Mieli ze sobą parę wspólnych tematów do rozmowy i właśnie dlatego w poprzednich latach tak dobrze się poznali. Szkot przemierzał szkolne korytarze szukając obecnego miejsca, w którym znajduje się Finn. Koniec końców, z lekkim poślizgiem czasu, trafił pod dobry adres. Zanim jeszcze szczegółowo przyjrzał się pomieszczeniu skierował swoje słowa do blondyna. - Na Merlina obiecuję ci, jeśli odrywasz mnie od nauki eliksirów z powo... - Momentalnie zamilkł w bezruchu rozglądając się po pomieszczeniu. Widok zapierał dech w piersiach. Dopiero po chwili odzyskał zdolność mowy. - Czy to jest...? Wciąż nie mogąc uwierzyć co zostało tutaj: wyczarowane? A może tak odtworzone jak i zaczarowane? Błądził po meandrach możliwości, które dawało to pomieszczenie. Przecież to jest cud. Wśród mętliku analiz przeprowadzanych wewnątrz tej blond jednostki przypałętała się dość silna myśl, która odsunęła na bok resztę. - Więc po to mnie tutaj wziąłeś. - Uśmiechnął się delikatnie w jego stronę. - A ja nie wiedziałem czego ty ode mnie dziś chcesz. Szczególnie, że muszę ci powiedzieć, w ostatnim czasie nie mam za dużo czasu. – Tutaj przerwał i dodał przez zaciśnięte zęby. - Co pewnie zauważyłeś... Dzień i noc upływały mu na nauce i nie było tutaj czego ukrywać - zbliżały się egzaminy, które wywoływały nieprzenikniony lęk od samego początku edukacji w Aidenie. - Chyba sobie żartujesz... - Prychnął pogardliwie mimo wszystko akcentując żartobliwy ton całej scenki. Nie potrzebował forów. Fakt faktem, przegrał niezliczoną ilość razy, ale wygrywał podobnie. Nie było reguły w ich wyścigach. Obydwaj po prostu to lubili, a dreszczyk rywalizacji dodawał im tylko skrzydeł. - Na twoim miejscu już bym stąd uciekał, bo coś czuję, że możesz dziś pójść na dno. - Dodał kąśliwą uwagę odpierając słowa Finna o sromotnej porażce. Nie zamierzał przegrywać. A przynajmniej nie dziś.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Rad był, że Aidenowi zabrakło języka w gębie na widok odkrytej sali. To tylko utwierdziło go w przekonaniu, że niespodzianki Finna są warte świeczki. Przecież nie wlókłby go tutaj dla samych pogawędek, które można przeprowadzić w milionie innych miejsc. Ta sala była wyjątkowa, a sądząc po minie Krukona z pewnością nieraz tutaj przyjdzie i oczywiście Gard planował mu towarzyszyć. Lubił te ich małe rywalizacje pływackie i sprawdzanie kto jest lepszy. Fakt, że umiejętności mieli identycznie jedynie dodawał animuszu i zapału, aby ćwiczyć jak najwięcej. Stęsknił się za wodą, więc nie zwlekał. Pięć minut i już dryfował na wodzie. Czekanie na Aidena było wysoce niewygodne. Powinien już dawno być w wodzie, a najlepiej już się podtapiać dla rozgrzewki. Podpłynął do brzegu i oparł ramiona o chłodna, szklaną podłogę. Czuł jak co jakiś czas jego stopę muska jakaś rybka. Nie zwracał na to uwagi dopóki żadna nie okaże się obficie uzębiona. - Od ślęczenia nad eliksirami dostaniesz bólu karku. Widzisz, trzeba mnie słuchać. Nie pożałujesz. - z jego postawy i mimiki zaczęła bić niegroźna arogancja. Zadzierał nosa, czuł się lepszy w tym sporcie mimo zaznanych porażek. Nie wyglądało na to, by przeszłościowe przegrane utarły mu nosa. - Chyba w snach. Czy ja mam dać ci specjalne zaproszenie byś wlazł do wody? - zapytał lekko zniecierpliwiony. Po chwili wyciągnął długie ramię, chwycił Aidena za kostkę i pociągnął, by przyspieszyć jego wejście do wody. To już jego problem, że nie zdjął ciuchów. Mógł się nie obijać o te kilka minut za długo. Jeśli dało mu się zaciągnąć Aidena do basenu, od razu odpłynął kawałek by jego zemsta go nie sięgnęła. Zaśmiał się złośliwie pod nosem. - Topisz się czy ci pomóc? - zapytał iście życzliwie .
Aiden Nic'Illeathian
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : Tatuaż pod obojczykiem: "Envole-moi"
Ten to jest szybki. Zlew by mu wystarczył, a ten już by się pakował do niego. - Komentował Aiden w swoich myślach jednocześnie kręcąc trochę prześmiewczo głową w kierunku Finna. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że chłopak uwielbia pływać. W przypadku szkota było to bardziej... Przyzwyczajenie? Wychował się na zachodnim brzegu, gdzie plaże pokryte są srebrnym piaskiem, a pogoda nawet czasem w wakacje potrafi dopisać. Naturalnym było dla niego to, że pływał i robił to w miarę sprawnie. W miarę. - Ty moje eliksiry to zostaw w spokoju. Po eliksirach czeka mnie transmutacja. - Popatrzył wprost an chłopaka wchodzącego do wody. Doskonale wiedział, że gdyby tylko podciągnął się delikatnie z tej dziedziny mógłby pozbawiać go ciągłego dyskomfortu. Chcąc powoli zacząć się rozbierać i szykować na wejście do basenu nie zauważył ręki, która szybko wciągnęła go do zbiornika. Aiden zachłystnął się haustem wody, który nieprzyjemnie wdarł się do jego organizmu. Jego szaty napęczniały i unosiły się razem z nim na powierzchni wody. Przez moment dało się zauważyć dość spore zdenerwowanie na twarzy chłopaka. Bynajmniej nie z powodu przemoczonych rzeczy. Chodziło raczej o to zagranie. Utrzymując się już kilka sekund stabilnie na powierzchni wody popatrzył gniewnie w kierunku Finna. - Widzę, że mimo tego, że się trochę nie widzieliśmy, to ty w ogóle nie zmądrzałeś. - Rzucił z dość silną kąśliwością w głosie. Musiał w jakiś sposób dać upust nagromadzonym gniewnym emocjom, a jednocześnie nie za bardzo wdać się Norwegowi we znaki. Wziął głębszy oddech próbując wygłuszyć zakłopotanie całą zaistniałą sytuacją i ściągnął swoje ubrania odkładając je na względnie suchą krawędź posadzki. - Ech... Dobrze. - Powiedział już prawie gotowy. - To jakie zasady? Gdzie start, a gdzie meta?
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Wywrócił oczami i zanurzył się w wodzie aż po szyję, by przy okazji ukryć pokrytą bliznami klatkę piersiową. Cały czas poruszał kończynami dzięki czemu nie groziło mu pójście na dno. Może gdyby nie był aspirującym muzykiem (i psycholem), to byłby sportowcem w dziedzinie pływania? - Właśnie przez te twoje gęganie naukowe ściągam cię tutaj, byś oderwał się od wkuwania. Elki i transma ci nie uciekną, a potencjalne i pobożne zwycięstwo nade mną tak. Jest coraz dalej, dalej, dalej... - odpowiedział całkowicie spokojnie okraszając wypowiedź swoim standardowym półuśmiechem. Nie mógł zrezygnować z drobnej kąśliwości. Aiden wydawał się czasem taki sztywny... a przecież to Gard dotychczas nosił miano sztywniaka, dziwaka, outsidera, odludka, co mało mówi. Cóż rzec, ostatnio się zmienił i to dzięki jednej osobie. Stał się bardziej rozmowny, udawało mu się czasem powiedzieć coś zabawnego, pozwalał sobie na więcej uwag, choć jak był powściągliwy tak to się nie zmieniło. Zdenerwowanie Aidena mogło popsuć popołudniowe plany. Przez chwilę miał na końcu języka przeprosiny lecz na szczęście złość Krukona minęła i nie musiał kajać się za coś, czego nie żałował, że zrobił. Chodziło jedynie o odrobinę jego towarzystwa i trochę zdrowej rywalizacji. Wypadałoby zrelaksować swój umysł poprzez wysiłek fizyczny. Najlepiej jest oddać się ulubionym aktywnościom, więc zaznałby sporo goryczy, gdyby Aiden jednak wkurzony sobie poszedł. - To ty nie zmądrzałeś, skoro znów się na to nabrałeś. Wrzuć na luz, masz minę jakby cię Holden ugryzł. - przechylił się do tyłu i odpłynął kawałek, niespiesznie, leniwie. Przecież zanim ten Krukon zbierze się w sobie, by zamiast gadać od razu grać to mogą minąć wieki. Westchnął i czekał cierpliwie aż ten ściągnie z siebie przemoczone ciuchy. Przez ten krótki czas poobserwował sobie ładne niebo, roślinność, popatrzył przez taflę na kolorowe rybki i próbował oszacować która wygląda na solidnie uzębioną. - Start tutaj. Meta tam, przy tym skale porośniętą bluszczem. - wskazał ręką obiekt oddalony o kilkanaście satysfakcjonujących metrów. - Standardowo, kto zwycięży stawia piwo. - miał na końcu języka inną propozycję, bardziej złośliwą, ale sądząc po minie chłopaka lepiej zachować ją na później.
Aiden Nic'Illeathian
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : Tatuaż pod obojczykiem: "Envole-moi"
Zmierzył tylko chłopaka od góry do dołu swoim niezbyt przychylnym wzrokiem i odpowiedział na jego komentarz. - Te eliksiry albo transmutacja kiedyś uratują ci życie... - Pokręcił głową w akcie dezaprobaty. - Czy ty się w ogóle coś uczysz? - Przymknął trochę powieki starając się wywrzeć nie tyle presję na chłopaku co wywołać uśmiech. Aiden nigdy nie traktował siebie jako sztywnego. Okej... Miał momenty w swoim życiu, kiedy to spędzał każdą możliwą chwilę na nauce, ale przecież udawało mu się też odnaleźć czas na spotkania ze znajomymi. Lubił żartować i nie miał z tym problemu, pomijając fakt dowcipów z puli co najmniej obrzydliwych. Tych nienawidził. Reszta jak najbardziej była brana pod uwagę, a blondyn nawet odnajdował w nich jakąś cząstkę śmieszności. Chłopak nie miał w zwyczaju długo bywać zdenerwowany. Negatywne emocje przychodziły tak szybko jak i odchodziły. Miał problem z kąśliwością w podbramkowych sytuacjach, ale być może jak każdy. Spokój zawsze powracał prędzej niż później i zazwyczaj nie psuł zabawy. Nawet przy tak niewygodnych żartach jak te Finna. Rzucił w chłopaka dość niepochlebnym spojrzeniem, ale po krótkiej chwili docenił żart skierowany tak w niego jak i w Holdena. Nie wiedział tylko skąd w jego głowie pojawił się w ogóle taki pomysł. Na sam koniec parsknął wręcz śmiechem i podpłynął na punkt startowy by w odpowiedniej odległości ulokować się do startu. - To lecimy. - Westchnął lekko i zaczął odliczanie. - 3... 2... 1... Start! Zanurzył głowę pod wodą wyciągając ręce przed siebie. Musiał pamiętać o regularnym oddychaniu by nie tracić energii. Wynurzając głowę by złapać trochę oddechu zlokalizował punkt. Zazwyczaj ścigając się z Finnem nie skupiał się na nim, nie chcąc się rozproszyć. Ciągłe zerkanie w kierunku chłopaka by ocenić, który z nich wygrywa było problematyczne i niepotrzebnie spowalniało - a tego chciał uniknąć chłopak. Aiden już był w stanie czuć, że następnego dnia czekają go zakwasy. Niestety tutaj jego rywal miał rację. Ślęczenie nad książkami niespecjalnie sprzyjało tężyźnie fizycznej. Mimo tego, niespecjalnie żałował podjętej decyzji. Wyrwał się ze swojego więzienia duszy, którym w ostatnim czasie jest nauka – nie powinien narzekać. Kiedy w końcu dotarł do celu wyciągnął rękę ku górze na znak, że skończył i czekał na reakcję Finna.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Cieszył się, że nie był nerwowym i wybuchowym człowiekiem inaczej właśnie w tym momencie musiałby zareagować z goła dosadniej. Na szczęście Finn to spokojna i cierpliwa osoba, także w odpowiedzi zacisnął zęby, a po chwili cicho westchnął. - Nie mówię przecież, że masz je olać. Co ty taki skwaszony jesteś, co? Wierz mi, potrafię zadbać o swoją naukę, troska jest zbędna. - a jednak wypowiedź wyszła mu nieco oschła, bardziej niż to sobie zaplanował. Po chwili machnął ręką stwierdziwszy, że nie ma sensu ciągnąć tego tematu. Przyszli tu rywalizować i odpocząć, a nie debatować nad sensem nauki czy indywidualnym do niej podejściu. - Lepiej skupmy się na twojej przegranej. - tutaj już się uśmiechnął lekko na znak, że sobie żartuje. Zajął odpowiednią pozycję, poczekał na komendę i wystartował, przecinając wodę swoim ciałem. Zdecydował się zanurkować i popłynąć pod taflą wody, by nie męczyć ciała energicznymi ruchami kończyn. Oszczędzał siły, a korzystał na prędkości. Przez cały niedługi wyścig nie interesował się Aidenem. Wyznawał taką samą zasadę co on - oglądanie się na przeciwnika jedynie spowalnia i nie przynosi żadnego zysku. Płynąc musiał ominąć imponującą ławicę mieczyków, która swoją barwą rzucała się w oczy. Wypuścił z ust kilka bąbelków powietrza i przyspieszył. Gdy zbliżał się do mety, wynurzył się, uzupełnił zapas tlenu w płucach i na samym końcu sięgnął dłonią do skały. Zatrzymał się, przytrzymał jej i potrząsnął głową. Zgarnął mokre włosy z czoła, zamrugał i zlokalizował Aidena, który znalazł się obok niego dokładnie trzy sekundy później. Uniósł brwi i posłał mu wymowne spojrzenie. - A nie mówiłem? W tamtym roku potrafiłeś wygrać ze mną dwa razy pod rząd. No dalej, trzeba się rozkręcić. - skinął mu głową i przygotował się do kolejnej rywalizacji. Oparł plecy i stopy o skałę, która swój drugi koniec miała pod wodą. Uśmiechał się pod nosem z tych trzech sekund różnicy. Mimo wszystkiego dalej szli łeb w łeb.
Aiden Nic'Illeathian
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : Tatuaż pod obojczykiem: "Envole-moi"
Ja ci dam leszczu przegranej - pomyślał, przygryzając dolną wargę. Kiedy jednak okazało się, że faktycznie - pierwszą część wyścigu przegrał mina delikatnie mu zrzedła. Nie był już taki pewny siebie co na samym początku. Może faktycznie trochę się zastał i zaczytał? Chociaż... Czy to było w ogóle możliwe, by w ciągu tak krótkiej przerwy zaliczyć duży regres? Choć pierwsze myśli przyniosły lekką gorycz połączoną z obwinianiem siebie to jednak perspektywa drugiej części wyścigu skutecznie wydawała się neutralizować przygnębiające uczucia. Postanowił się skupić na tyle na ile było to możliwe. Regularne wdechy, brak rozproszeń i jakaś precyzja, chociaż szczątkowa, w swoich ruchach. Już teraz czuł swoje zakwasy, które najprawdopodobniej będzie odczuwał przez najbliższy tydzień. Popatrzył w kierunku Finna i ledwo skinąwszy w jego kierunku głową, prawie przez zęby wydusił: - No, no... Gratulacje. Oczywiście, nie był zadowolony z takiego obrotu spraw. Nienawidził przegrywać. Szczególnie w sytuacji, w której czuł się całkiem pewnie. Jak przynajmniej jeszcze do niedawna mu się zdawało. Odgarnął włosy, które po wynurzeniu się z wody skutecznie uniemożliwiały mu poprawne widzenie. Dopiero teraz, po przepłynięciu dystansu był w stanie stwierdzić, że wcale nie był to krótki wyścig. Mimo wszystko, w jego głowie już czaiła się kolejna żądza zwycięstwa. - Żądam rewanżu. - Posłał mu zawadiacki uśmiech. - I wiem, że go dostanę. Doskonale wiedział, że Finn przystanie na propozycję. W końcu to był cały on. Uwielbiał rywalizować, przynajmniej w odczuci Aidena. Trzeba było mu tylko podsunąć coś pod nos.
Lara Burke
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Kolczyk w nosie, oraz obok dolnej wargi, bardzo jasne włosy często ma przy sobie swojego nieśmiałka. Powoli wraca na właściwe tory
W teorii wszystko miało odbyć się ładnie sprawnie i przyjemnie. Ale już teraz Lara mogła stwierdzić, że wcale tak nie będzie. Nawet nie pojawiła się jeszcze Alise w okolicy a ona już mogła przewidzieć katastrofę. Wciąż jednak żywiła nadzieję, że dziewczyna będzie w stanie ją od niej uratować i zapewne właśnie dlatego zdecydowała się na wysłanie tak skrajnie rozpaczliwej wiadomości do niej. Bo zwyczajnie to nie przystawało, aby przyszła pani uzdrowiciel nie umiała zrozumieć zagadnienia związanego z uzdrawianiem! To by to był z niej za magiczny medyk? Dlatego właśnie Ali wydawała się najodpowiedniejszą osobą, aby błagać ją o pomoc w takiej sytuacji. Lara miała szczęście, bo krukonka zgodziła się jej pomóc, choć nie przypuszczała, aby brała w ogóle pod rozważania inną opcję. Nie mniej, dzięki temu, mogła ze spokojną głową udać się w wyznaczone miejsce, gdzie miały skupić się na napisaniu przez gryfonkę pracy. Wybór miejsca był kompletnym przypadkiem. No, może nie tak do końca. Dziewczyna już kiedyś słyszała o podwodnej sali i postanowiła dokładniej przyjrzeć się temu. A skoro musiała się uczyć, to uznała, że najodpowiedniejszym będzie połączenie przyjemnego z pożytecznym. Poza tym, jako że uwielbiała pływać, to ciągnęło ją do wszelakich zbiorników wodnych. Dlaczego więc dzisiaj nie sprawdzić, o co ten cały szum z tym miejscem? Jako że ich spotkanie miało odbyć się w godzinach, gdzie zajęcia już były zakończone, nie musiała dłużej nosi na sobie tego obrzydliwego, czarodziejskiego mundurka. Ogromną radość sprawiło jej rozsznurowanie krawata i zdjęcie z pleców czarodziejskiej szaty. Zamiast tego szybko przebrała się w bardziej odpowiednie ciuchy. Które mocniej mówiły o tym, jaką jest dziewczyną. Uznawszy, że wygląda (jej zdaniem) odpowiednio, udała się we wskazane przez siebie wcześniej miejsce. Pojawienie się przed czasem miało swoje zalety. Po pierwsze, mogła się przygotować, coby nie wyjść przed Alise na kompletnego tłuka. Dlatego powyciągała z torby pergaminy, dwie książki dotyczące magicznego uzdrawiania oraz kilka piór. Porozrzucała to w jakimś nieładzie, który miał sugerować, że coś już próbowała zrobić. Po drugie, miała jeszcze dość czasu, aby w spokoju zapalić papierosa, nim przyjdzie jej przyjaciółka. Dlatego wyciągnęła z kieszeni kurtki paczkę mugolskich fajek i odpaliła jedną przy użyciu różdżki. Teraz mogła pozwolić sobie na rozejrzenie się po pomieszczeniu, które zapierało dech w piersiach. Gdyby tylko miała świadomość tego, że coś podobnego znajduje się w Hogwarcie, już dawno by tu zawitała! A tak minęło wiele lat nim usłyszała o tym miejscu. Niezwykła struktura pomieszczenia nadawała mu specyficznego koloru. Ryby krążące wszędzie wokół niej samej były tak różnorodne, jakby chciały zademonstrować wszelkie barwy tęczy. Niespiesznie zaciągnęła się papierosem i strzepnęła trochę popiołu na podłogę, wciąż nie wierząc w to, co widzi. Może jednak nauka w takim miejscu nie była najlepszym pomysłem? Bo jak tu się skupić, skoro wokół takie wspaniałości?
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Lara była zdolną dziewczyną i Alise była zaskoczona, otrzymując od niej wiadomość z prośbą o nadrobienie materiału. A wszyscy wiedzieli, że krukona poziomem swojej empatii mogłaby zalać Hogwart, a do tego czuła olbrzymią potrzebę pomagania ludziom, w których dobro ślepo i naiwnie wierzyła. Mama dość nachalnie pchała ją w kierunku zainteresowania się uzdrawianiem na tyle, aby również podjąć się tego zawodu, jednak Argentówna uparcie darzyła miłością smoki, a nie opatrunki, cały czas powtarzając, że wyjedzie do pracy w rezerwacie. Nawet nie chciała mówić rodzicom, że zebrała pieniądze na kolejny kurs leżący w kręgu jej zainteresowań. Zebrała się z dormitorium, wrzucając potrzebne materiały do niewielkiego, siwego plecaka i ruszyła w drogę, wcześniej zgarniając jasne pukle włosów w wysokiego kucyka za pomocą grubej, granatowej frotki, pasującej do kobaltowego, luźnego swetra. Na szczęście po zajęciach nie musieli chodzić w mundurkach. Znacznie lepiej czuła się w jeansach niż spódnicy. Sporo słyszała o wybranym przez gryfonkę miejscu, nie mając jednak wcześniej chyba okazji tam zajrzeć. Obserwowanie ryb było cudowne, jednak przebywanie tak blisko kryjącej się za szkłem wody w tak wielkich ilościach było dla osoby nieumiejącej pływać dość duży dyskomfort. Wśród ludzi dziewczyna zgrywała jednak odważną, zawsze służyła pomocną dłonią, pomagając innym pokonywać przeszkody, a nawet stając twarzą w twarz z dzikiem w imię dobrego ujęcia. Przyśpieszyła kroku, skręcając w odpowiedni korytarz i zaraz skrzypnięcie drzwi oznajmiło jej przyjście. Nienawidziła się spóźniać i chociaż wiedziała, ze zdąży minuty przed umówioną godziną, wciąż czuła niepokój z tym związany. Ala dostrzegła palącą przyjaciółkę niemal od razu, wywracając teatralnie oczyma na niezbyt lubiony przez siebie nałóg. - Musisz niszczyć sobie płuca, Laro? - zapytała z uniesioną brwią, nie mogąc się powstrzymać i zamknęła drzwi, zaraz niewinnie wzruszając ramionami i posyłając jej uśmiech. Dziewczyna była przyzwyczajona do sposobu bycia blondynki. Zsunęła plecak z ramion, podchodząc do niej. - Całe wieki Cię nie widziałam! Opowiadaj! Usiadła na podłodze, przesuwając błękitnymi oczyma w stronę mieniącej się wszystkimi kolorami rafy, tkwiącej za szkłem. Było pełno ryb — małych i dużych, we wszystkich kolorach tęczy. Podmorskie życie miało w sobie coś hipnotyzującego. Nie wiedziała, czy to ruch płetw czy unoszące się bąbelki powietrza. Zastanawiała się, czy w akwarium były żółwie. Błazenek i Kardynałek tańczyły przy szybie, ujmując swoją nietuzinkową urodą i sprawiając, że studentka miała ochotę sięgnąć po szkicownik i pióro, a nie podręcznik uzdrawiania. Zgarnęła luźny kosmyk włosów za ucho, wzdychając cicho i sięgając po leżącą nieopodal książkę, przejrzała jej strony. - Masz jakiś pomysł, od którego momentu zacząć? - zapytała z charakterystyczną dla siebie łagodnością, podnosząc na nią spojrzenie i posyłając jej delikatny uśmiech, próbowała na dwie przepiękne ryby nie patrzeć. Pewnie było ich więcej, tylko jeszcze nie zdążyła ich zauważyć. Znów przemknęła jej przez głowę cichutka, pojedyncza myśl o tym, jak wiele tajemnic kryła ich szkoła, a także o tym, aby podpytać Irlandkę o pewnego bruneta. Zagryzła dolną wargę, nieco zakłopotana własnymi myślami, wbijając spojrzenie w cały wywód o mniszku lekarskim i jego właściwościach z uzdrawianiu.
Lara Burke
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Kolczyk w nosie, oraz obok dolnej wargi, bardzo jasne włosy często ma przy sobie swojego nieśmiałka. Powoli wraca na właściwe tory
Gdyby tylko wiedziała, co siedziało w głowie Krukonki, zapewne poklepałaby się po plecach za pomysł, aby do Alise właśnie zwrócić się z prośbą o pomoc. Owszem, Lara była zdolna, mogłaby sobie poradzić sama, ale ostatnio nie szło jej to wszystko najlepiej. Wiele rzeczy się wydarzyło, miała dziwne przeczucie, że jeszcze więcej się wydarzy i jakoś tak się to wszystko poskładało, że nauka zeszła na najdalszy z możliwych planów. Stąd właśnie prośba do Argent, aby z łaski swojej, niewymuszonej woli, podzieliła się swoją inteligencją z innym, "żądnym wiedzy" uczniem. Pech chciał, że była nim właśnie Lara, ale chyba nie mogłoby być tak źle. Powinny się jakoś tam dogadać, prawda? W końcu były przyjaciółkami. Przewróciła oczami słysząc jej słowa zamiast standardowego powitania, jakim obdarzają się normalni ludzie. W tym momencie nawet nie spojrzała na blondynkę, zbyt zajęta przyglądaniem się kolejnej małej ławicy, bliżej jej nie znanego gatunku ryb. Gryfonka nigdy nie interesowała się podwodnym światem. Po prostu wiedziała, że istnieje i że jest piękny. Nie umiała nazywać gatunków, odróżnić kraba od raka, choć pływać uwielbiała przecież. Na szczęście, jej wiedza była na tyle obszerna, że miała świadomość tego, który gatunek podmorskiego żyjątka, może wyrządzić jej krzywdę, a który niekoniecznie jest do tego zdolny. Dotychczas to wystarczało, więc po co miałaby tracić wolne obszary pamięci na bardziej szczegółowe relacje. - A ty jak zwykle musisz się czepiać? - odpowiedziała dopiero po chwili, jakby dla potwierdzenia swoich słów, mocniej zaciągając się papierosowym dymem. Powoli wypuściła go z płuc, by następnie spojrzeć w stronę przyjaciółki i uśmiechnąć się w jej stronę szeroko. - Choć raz mogłabyś zamiast tego powiedzieć "cześć Laro! Jak miło cię widzieć!" Oczywiście zdecydowanie bardziej, niż tylko troszeczkę, kpiła sobie z dziewczyny, bo nawet nie oczekiwała, że coś podobnego mogłoby mieć miejsce. Dobrze czuła się w tej relacji, którą udało im się zbudować na przestrzeni lat i nie chciałaby jej zmieniać. Dlatego podeszła do dziewczyny i bezpardonowo przytuliła ją, odchylając do tyłu dłoń, w której wciąż tlił się jeszcze papieros. Teoretycznie mogłaby opowiedzieć jej wszystko, co właściwie miało miejsce w ostatnim czasie, ale czy miało to znaczenie? Wtedy pewnie nie zrobiłyby nic z zaplanowanych działań, bo temat jej nagle odnalezionego tatusia, znalazłby się na pierwszym planie na wiele godzin. A po drugie, Lara nie była pewna, czy ma wystarczając dużo fajek, aby pozwolić sobie na tak długie opowieści. -Nie ma co opowiadać. Wiele się dzieje, ale nie wiem, czy masz tak wiele czasu, aby słuchać tych wszystkich głupot. - machnęła lekceważąco ręką, jakby to nie było czymś ważnym. Tak naprawdę po prostu marzyła o tym, by móc z kimś na spokojnie przedyskutować całą sytuację, rozważyć wszystkie opcje. Nie wiedziała jednak, czy może pozwolić sobie na to, aby obciążać blondynkę takimi problemami. -Powiedz lepiej, co u ciebie się dzieje? I przechodziły do samego konkretu, czyli tak jak Lara lubiła najbardziej. Najpierw niezbędne obowiązki, by dopiero potem móc pozwolić sobie na nieco luźniejsze tematy. Szybko wróciła wzrokiem do porzuconych dopiero co książek i notatek. Czy wiedziała, od czego zacząć? Oczywiście, że tak. Najlepiej od samego początku. Czyli jak dla niej, od szybkiego objaśnienia, co to w ogóle było za zaklęcie i dlaczego powinno się je stosować w magicznym uzdrawianiu. - No myślę, że najważniejsze to objaśnienie rodzaju zaklęcia i co właściwie ono robi. - usiadła na ziemi w niedalekiej odległości od Alise i pozwoliła sobie na rzucenie w jej kierunku pytającego spojrzenia. Wydawało jej się, że miała rację, ale zawsze pozostawało ryzyko pomyłki.
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Chęć ratowania całego świata, bycie odważnym bohaterem — było jej największą siłą do działania. Alise uwielbiała być potrzebna, słuchać i bezinteresownie pomagać. Była chyba przyzwyczajona do tego przez pryzmat swoich poprzednich relacji, aby zawsze ona sama schodziła na drugi plan. Perspektywa spędzenia z Larą czasu — kiedy nie miały go ostatnio wiele, była niezwykle kusząca, a do tego z uzdrawiania była faktycznie przyzwoita. Gryfonka była kolorowa i ciekawa, zawsze ją zaskakiwała. Widząc charakterystyczne wywrócenie oczyma, parsknęła rozbawiona pod nosem. Burke wiedziała, że robiła to ze szczerej sympatii oraz troski, martwiąc się stanem jej płuc. Palenie nie było dobrym nałogiem — nie dość, że śmierdzącym, to jeszcze mogącym wywołać paskudne choroby i drogim. Sama nigdy nie miała papierosa w ustach, więc nie była dość obiektywna, jednak pomimo tego dość szczerze wierzyła w swoje przekonania na ten temat. No, mówili też o tym na kursie z uzdrawiania, na który wysłali ją rodzice, licząc, że zmieni zainteresowania i odpuści sobie zionące ogniem jaszczury oraz bieganie za nimi gdzieś na końcu Rumunii w wielkim rezerwacie. Byli w błędzie. Powiodła spojrzeniem za wzrokiem przyjaciółki, uśmiechając się na pomarańczowego błazenka. Podczas jej pobytu w Meksyku, miała okazję poznać trochę popularnych na rafach ryb, które pływały w wielkich akwariach przy wejściu do szkoły — zamiast olbrzymich posągów. Dodatkowo lubiła je rysować, bo uzyskanie dynamiki morskiego zwierzęcia na papierze było dużym wyzwaniem. - Muszę, wiesz przecież. - odparła niewinnie, niemalże z automatu niczym jakiś adwokat diabła, który miał argument na wszystko. Faktycznie, niezbyt często brakowało jej słów i podążając za intuicją, potrafiła radzić sobie swoim gadulstwem w każdej sytuacji. A do tego całkiem spontanicznie jej to wychodziło. Wywróciła oczyma, rozkładając bezradnie ręce na boki. - Laro! Cudownie Cię widzieć! Wiesz przecież, że tęskniłam! Wyznała dość szczerze, kłaniając się teatralnie i zaraz objęła ją mocno na przywitanie, zaciskając dłonie na jej plecach. Dobrze było czuć obok kogoś bliskiego, bo chociaż była w tłumie ludzi, ogarniało ją ostatnio dziwne uczucie samotności. Mało sympatyczne. Odetchnęła, robiąc leniwie krok do przodu, przystępując z nogi na nogę. Znały się już naprawdę długo i nawet jej nieobecność w Hogwarcie nie wpłynęła zbyt mocno na ich więź. Zmarszczyła jednak brwi, zaniepokojona jej odpowiedzią, mrużąc potem oczy i przyglądając się jej badawczo. Oczywiście, że miała. Lara znała ją na tyle, aby wiedzieć, że dobro ludzi zawsze przekładała nad naukę. - Ta odpowiedź ani mnie satysfakcjonuje, ani nie uspokaja. Mogę tu z Tobą siedzieć do rana, więc jeśli tylko poczujesz chęć opowieści, zapraszam. - wskazała na siebie rękoma, zupełnie jakby reklamowała jakiś produkt. Gumowe ucho na wszystko, co złe. Westchnęła cicho, ruchem głowy zgarniając jasne włosy na plecy i rzucając plecak na ziemie i sama usiadła po turecku, kładąc ręce na nogach, bawiąc się palcami. Na jej pytanie wywróciła oczyma, jak wcześniej Burke i prychnęła, obrażona przez dwie sekundy na nagłą zmianę tematu. Sprawa gryfonki była przecież ważniejsza. Wzruszyła ramionami. - Wiesz, powoli. Wracam do rzeczywistości, chociaż trudno tu wrócić. Udało mi się porozmawiać trochę z Elijah, chociaż wszystkiego sobie jeszcze nie wyjaśniliśmy. Nie miałam też okazji wpaść na Maxa noo i poznałam ciekawego chłopaka, chociaż to trudny przypadek. Wymieniła chyba najważniejsze rzeczy, wyliczając je na palcach, aby zaraz machnąć ostentacyjnie dłonią, bo przecież nie było to nic ważnego. Uśmiechnęła się niewinnie, przysuwając do siebie rzucony wcześniej plecak. Miały się uczyć, chociaż Argentówna miała teraz w głowie całkiem inne rzeczy. Gdy mówiła, przesuwała spojrzeniem po twarzy przyjaciółki. - Okey. To jedno z bardziej przydatnych zaklęć, jeśli wiążesz przyszłość z uzdrawianiem. Mówili o tym na kursie. - zaczęła ze spokojem i charakterystyczną dla siebie łagodnością w głosie, sięgając do plecaka po różdżkę. Wróciła jednak do opowiadania, grzebiąc za patykiem. - A więc ma ono dwie — skupmy się najpierw na Ex Iniecto. Jak nazwa wskazuje, przykładając różdżkę i inkantując, pobieramy substancję. Popatrz. Zacisnęła palce na drewnianym patyku, powoli i dokładnie prezentując odpowiedni ruch — zrobiła tak kilka razy, zanim przeszła do poprawnej wymowy, inkantacji — która przy każdym zaklęciu była dość istotna. - Spróbuj teraz Ty, najpierw na sucho. Mamy w ogóle coś, co możemy użyć? Zawsze możesz pobrać mi krew. Dodała jeszcze, zachęcając ją do prób i demonstracji, bo bez opanowanego ruchu, czar się nie uda. Wróciła do grzebania w plecaku w poszukiwaniu czegoś, co nada się do praktyki.
Lyall Morris
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 196
C. szczególne : blizna na dłoni, cierniowa bransoleta, złe intencje
Odprowadziwszy Bri do dormitorium zapewnił, że sam się sobą dobrze zajnie - co było rzecz jasna kłamstwem, ale ani on słynął z prawdomówności, ani szczerości. Zaszedł do łazienki przemyć zalaną juchą twarz i westchnął widząc w lustrze upierdoloną niemiłosiernie kurtkę i znajdujący się pod nią golf. Raz się ubrał ładnie, w jasne, przyjemne, kremowe kolory. Tera wyglądał jak bohater American Psycho. Wyciągnął z podajnika wielką garść ręcznika papierowego i przyłożył do głowy zastanawiając się, czy gnomy ogrodowe zawsze były takie awanturnicze, czy to może jakieś zimowe przesilenie. Komunikator w notesie zabrzęczał charakterystycznie wyrywając go z rozmyślań, a był już o krok od zdjęcia golfa i zapierania go w zlewie. Różdżkę, oczywiście, zostawił w dormitorium. Jedyne co miał przy sobie to papierochy. Szczęściem w nieszczęściu Nirah pojawiła się znikąd, zauważał nawet, że pojawiała się wtedy, kiedy najbardziej potrzebował czyjejś obecności, nawet jeśli robiła to niechcący, nawet jeśli tego nie byli świadomi. Po wymianie, jak zwykle, kilku uprzejmości, z garścią nasiąkniętych krwią ręczników przy czole udał się na trzecie piętro do Podwodnej Sali, miejsca o którym w zasadzie słyszał, ale nigdy nie widział. Hogwart pełen był nieodkrytych tajemnic i zakamarków, może to jakaś taktyka anim skończy mu się wolność poeksplorować wszystko co tylko się da? Popchnął lekko drzwi, które mimo swojego masywu wcale nie stawiały jakiegoś większego oporu i zmarszczył brwi. Chyba mocno dostał kamieniem, bo wnętrze pomieszczenia wydawało się zupełnie jak zewnętrze - co z jednej strony dziwić nie powinno, a jednak i tak wpędzało w konfuzję. - I gdzie mój plasterek? - zapytał widząc, jak dziewczyna, która go tu zaprosiła siedzi jak turystka i ogląda rybki. Zatrzymał się wcale nie daleko, górując nad nią jak wielki dąb. Papierowe ręczniki całkiem już przesiąkły, a choć rana wcale nie byłą okazała to jednak rozbity łuk brwiowy broczył jak dźgnięta świnia, prawie tak samo jak złamany nos. Kto jak kto, ale Luj o takich rzeczach wiedział. Ukucnął i uśmiechnął się, mrużąc jedyne widoczne zza ręczników oko.
Nie wiedziała jak długo już tutaj siedzi. Ciepłe powietrze biorące się - dosłownie - znikąd muskało przyjemnie jej twarz, rozwiewając włosy, a ona po prostu leżała. Leżała na oszklonym fragmencie podłogi, opierając nogi o równie przeszkloną ścianę. Dosłownie wypinała się tyłkiem do całego tego podwodnego życia, ale z jakiegoś powodu uznała, że będzie to zabawne. Nie, nie wypinać się, a spotkać się właśnie tutaj, w miejscu, które niewątpliwie kojarzyło się z nurkowaniem, o którym kiedyś rozmawiali. Było jej dziwnie do niego pisać czy w jakikolwiek sposób reagować na fakt, że faktycznie winna mu była jakieś przeprosiny. To, że ich nie rozumiał dodatkowo potęgowało jej frustrację, ale nic nie mogła na to zaradzić. Faceci byli po prostu tępi, nawet Lyall. Śmiałe stwierdzenie, skoro to ona zwykle nie potrafiła go zrozumieć. Westchnąwszy, usiadła wreszcie i wyprostowała plecy. Niedbałym ruchem odrzuciła z twarzy proste włosy i podpierając się, natrafiła na swojego wizbooka. Nie było odpowiedzi, ale przywykła już to tego, że to ona była inicjatorką i kończącą ich rozmowy. Nie wiedziała czego się po nim dzisiaj spodziewać i nie chodziło tutaj tylko o rany, jakich rozmiarów jeszcze nie znała, dlatego na rozluźnienie oglądała sobie te wielokolorowe rybki pływające leniwie za szybą. Nie odwracała się kiedy wszedł. To była jedna z jej taktyk - udawanie niezainteresowanej, chociaż ostatnim razem prawie sobie zęby ze zdenerwowania połamała jak już posłała go w diabły i została sama w jacuzzi. Już nie wiedziała co jest złe, a co dobre. Przy Lyallu jej ocena bywała zaskakująco zaburzona. Słysząc jego słowa niby to od niechcenia odchyliła w jego kierunku głowę. Spodziewała się, że gnomy to co najwyżej łydki mu obiły i teraz biedny potrzebował usunięcia siniaków, co by mu tej cholernie miłej prezencji nie zaburzały, dlatego nieomal wywaliła się na plecy jak zobaczyła szkarłatne plamy zdobiące jego ubranie i stertę ręczników przytulonych do twarzy. - O cholibka - westchnęła natychmiast, a w jej ciemnych oczach zalśniło szczere zmartwienie. Poderwała się natychmiast na kolana, przesuwając się do niego bliżej, gdy przykucnął i macając się po tyłku w poszukiwaniu różdżki. Wyjęła ją zza pasa, dotykając jego policzka bardziej w zamyśleniu, aniżeli aby cokolwiek sugerować. - Czy ty z tymi gnomami przybijałeś piątkę czołem? - Zapytała tylko po to, aby coś powiedział, bo zestresowała się widocznie na widok krwi. Pomyślałby ktoś, że mogłaby się wreszcie przyzwyczaić. To nie był pierwszy raz, kiedy widziała go krwawiącego. - Łuk? - Znowu zagadała, bo przecież dobrze widziała gdzie trzyma ręczniki i jak wiele czerwonej cieczy z niego uciekło. - Haemorrhagia iturus - szepnęła, kiedy wycelowała palmową różdżką w jego brew, a następnie chwytając go delikatnie za dłoń (jakby przysiadł na niej motyl) odgarnęła jego rękę, chcąc zobaczyć ranę. Nie była szczególnie duża. - Zostanie ci blizna. - Stwierdziła od razu. Sama miała nie jedną i nie dwie podobne, też powstałe po solidnym potłuczeniu się. Taka różnica, że ona wtedy nie biła się z karłami, a raczej uprawiała sport. - Vulnus alere - zaszyła zaklęciem rozciętą skórę, a potem przesunęła po niej wytatuowanym palcem, sprawdzając czy miała rację. Miała. Zgrubienie było wyraźne, ale tyle dobrego, że miało szybko zblaknąć. Biedny Luj Morris, właśnie stracił pięć punktów w skali „ładnego chłopca” na rzecz bonusu w kategorii „bed boi”. Coś za coś.