Opustoszałe, zakurzone, nie używane od lat pomieszczenie. Początkowo, miało to być miejsce organizowania różnorodnych przyjęć i okazji, a także wspaniałe miejsce ćwiczeń dla kółka teatralnego. Jednakże przez brak zarówno prowadzącego, jak i chętnych sala ta pozostała nieużywana. Na ziemi można znaleźć pare pergaminów, zawierających zgubione notatki studentów, czy też początkowe rysopisy scenariuszy jeszcze sprzed wielu lat. Dzisiaj, uczniowie przybywają tu najczęściej tylko po to, by odpocząć od hałaśliwych rówieśników i zaznać nieco ciszy i spokoju.
Kuferek: 0 Przerzuty: nie ma K6:4 K100:85 Modyfikatory i ściąganie: -
Artysta był z niego żaden, ale całkiem lubił lekcje działalności artystycznej, bo często można było się na nich dobrze bawić, a zdobycie pozytywnej oceny nie wymagało aż tyle starania, co na przykład takie eliksiry czy transmutacja. Na teorii wystarczyło trochę naściemniać, na praktyce wyglądać jakby się dawało z siebie wszystko - i tyle. Wpadł do klasy tuż przed rozpoczęciem zajęć i ledwo zdążył opaść na ławkę, rzucając przy okazji pospieszne powitania do znajomych uczniów, kiedy Ezra postanowił zacząć lekcję z przytupem, znaczy wejściówką. Tak dla zasady jęknął coś pod nosem, oburzony takim obrotem spraw, i chcąc nie chcąc wyciągnął pióro. Było jednak znacznie lepiej niż się spodziewał; nie miał co prawda pojęcia, jaki styl architektoniczny dominuje w Magic Royal Theatre i napisał po prostu, że budynek jest duży i ładny, nie umiał też wymyślić, które przedstawienie mogłoby być powodem do protestów, bo nie widział ich w życiu za wiele - pewnie gdyby wychował się w czarodziejskiej rodzinie, byłoby inaczej. Za to na całą resztę pytań udało mu się odpowiedzieć mniej lub bardziej wyczerpująco, a w ostatnim rozpisał się całkiem obficie, wychwalając pod niebiosa zarówno Christoffa Tailora jak i Celestynę Wareback, bo spośród tej dwójki nie był w stanie wybrać tylko jednego artysty, którego twórczość tak niesamowicie mu imponowała. Odłożył pióro, zadowolony z tego jak ponadprzeciętnie mu poszło, i żeby urozmaicić sobie czas, oddał się fascynującej (i ryzykownej) rozrywce, jaką było bujanie się na krześle.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Nigdy wcześniej nie robił wejściówki i jak się okazywało, siedzenie przez kilkanaście minut i pozerkiwanie na skrobiących odpowiedzi uczniów było całkiem... nudne. W połowie czasu zaczął się więc przechadzać wzdłuż rzędów, czując, że jest to ten moment, w którym wiedza u części już się wyczerpała, więc będą próbować zasięgnąć jej od innych. Od razu też zrozumiał, że i to przyświecało @Hariel Whitelight, gdy ślizgon przysuwał do niego pracę z pytającym spojrzeniem. I choć wiedział, że sympatia nie powinna prowadzić go do faworyzacji, prześlizgnął się spojrzeniem po tekście. - Jeden mniej... i jeszcze nazwisko - przypomniał mu bardzo cicho, postukując palcem przy drugim z wpisanych kompozytorów, wskazując tym samym, na którym mu zależało. Nieco naciągany był wobec tego wypowiedziany przy rozdawaniu sprawdzonych wejściówek komentarz "gratuluję najlepszej pracy". Zupełnie inaczej niż przy @Drake Lilac - przez zalanie atramentem pergaminu zupełnie nic nie dało się naciągnąć, więc Gryfon musiał pogodzić się ze smutnym Trollem. - Nie przejmuj się, wypisałem dla ciebie poprawne odpowiedzi, jeżeli coś zapamiętasz na przyszłość, to będzie najważniejsze - odezwał się pocieszająco do chłopaka zanim podjął rozdawanie prac. Zdecydowanej większości osób poszło po prostu przeciętnie - co było dobrym wynikiem, jak na niezapowiedzianą wejściówkę. Na dłużej zatrzymał się jeszcze przy siedzących blisko @Archie N. Darling oraz @Anthony 'Moose' Grant; spojrzał na zapisane przez krukona słowa z rozbawieniem. - Na szczęście za łóżko w Hogwarcie nie trzeba płacić czynszu, więc wydaje się, że powinieneś mieć sporo czasu na czytanie podręczników. A tutaj... bardzo dobra praca. Nawet jeśli wybranie jedynej osoby, o której wiem wszystko, to dość ryzykowne zagranie. - Doceniał spryt stojący za przekonaniem, że pochlebstwem zdoła ugrać więcej sympatii - i być może coś w tym było, bo nawet jeśli nie brał jego pracy na poważnie, to przynajmniej pozostało my rozbawienie. - Ale wobec tego będę oczekiwał zaangażowania - ostrzegł, że była druga strona tego medalu. Potem już wrócił, by przysiąść na scenie i wytłumaczyć im, co dokładnie oczekiwał w dalszej części zajęć, tej bardziej praktycznej. - Przed chwilą musieliście się zastanowić, kto was najbardziej inspiruje. Odpowiedzi były różne. Leo Bluster, który od razu przychodzi nam na myśl na hasło "magiczne generatory". Christoff Tailor, głos nadziei w czasach zupełnej tragedii. Salazar, który swoją nieprawdopodobną charyzmą kupił rzeszę wiernych wielbicieli i wielbicielek... Wielu z wymienionych przez was postaci udało się wymyślić to jedno coś, co wyróżniło ich na tle setek, jeśli nie tysięcy innych utalentowanych czarodziejów. Dlatego popracujemy dziś nad waszą kreacją sceniczną. Będziecie musieli wyobrazić sobie, że jesteście na progu wielkiej kariery. Muzycznej, tanecznej, pisarskiej... Przekonajcie nas wszystkich, dlaczego to wy możecie inspirować kolejne młode pokolenia. Opowiedzcie, z czego moglibyście być znani, co było waszą cechą charakterystyczną - wytłumaczył, szukając po ich twarzach entuzjazmu - naprawdę miał nadzieję, że ta zabawa z wyobraźnią im się spodoba. Uważał, że taka samoświadomość była czymś bardzo przydatnym także w życiu - a jeśli nie czuli się dobrze z żadną artystyczną dziedziną, to właśnie przyszło im ćwiczyć aktorstwo i umiejętność publicznego wypowiadania się. - Możecie korzystać z garderoby teatralnej, z wszelkich zaklęć, które znacie, nawet z eliksirów. - Wyciągnął i postawił obok siebie cztery fiolki. - Pomyślcie o swoich atutach, wyolbrzymcie je, posłużcie się wyobraźnią. Jeżeli już jesteście znanymi piosenkarzami, ale czujecie, że jeszcze coś innego gra wam w duszy, pobawcie się tym i zobaczcie, co wymyślicie. Sky is the limit - zakończył niemal inspirująco, zaraz klaszcząc w dłonie, by dać im sygnał, że czas wybudzić się z letargu i wziąć do faktycznego działania. - Gdyby ktoś potrzebował rady, jestem dostępny. - dodał jeszcze, upewniając się, że nie będą obawiali się o nic dopytywać.
Zadanie: należy przygotować samodzielnie lub w parze/grupie przedstawienie siebie w kreacji sławnej osoby; można korzystać ze wszystkich pomocy, które przyjdą Wam do głowy.
• Kości są bardzo proste: im wyższe k100, tym lepsze wrażenie. • 10 pkt z DA daje przerzut [te które nie zostało użyte do podwyższenia testu]. Liczy się ostatni rzut, nie najlepszy. • Każdy dodatkowy post daje +5 do k100 • Zapytanie Ezry o pomoc (faktycznie trzeba napisać jakieś pytanie) daje +10 do k100 • Jeżeli jesteś już artystą scenicznym [wpisany do spisu] – dodaj sobie +20 do k100 • Jeżeli pracujecie w grupie to po prostu sumujecie swoje wyniki, a wasz próg maksymalny to 100xliczba osób. • Jeżeli w swojej kp masz zawarte, że jesteś osobą nieśmiałą, boisz się wystąpień lub po prostu wiesz to o swojej postaci - Twoje maksymalne wrażenie to 70. • Wyciągnięte przez Ezrę eliksiry to neonu, postarzający, chroniący przed ogniem, bujnego owłosienia - osoby, które zgarną je jako pierwsze, mogą ich dodatkowo użyć, co podwyższa k100 o 10, o ile użycie będzie miało sens! Można je również sobie po prostu zachować – Ezra nie będzie o to ścigał. Jeden eliksir = użycie przez jedną osobę. • Kostki to nie wszystko - opinia Ezry również się liczy. Będę brała pod uwagę jego opinię o danej osobie oraz Wasz faktyczny pomysł i być może ogarnę jakąś nagrodę dla osoby, która się wyróżni. Albo drobne dodatkowe punkty za "najlepszy kostium" czy "szczególna wyobraźnia", etc. • Do lekcji można dołączyć bez możliwości zgarnięcia punktów za kartkówkę. Spóźnienie daje także - 10 do k100.
Kod:
Kod:
<zgss>Kuferek:</zgss> x pkt <zgss>Przerzuty:</zgss> wykorzystane/dostępne <zgss>Wrażenie:</zgss> wynik k100 <zgss>Modyfikatory:</zgss> <zgss>Użyte zaklęcia/eliksiry:</zgss>
Termin: Wstępnie 08.05, ale zawsze możemy przedłużyć.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Kuferek: 4 pkt Przerzuty: - Wrażenie: 55 + 10 = 65 Modyfikatory: na razie tylko +10 za pytanie Użyte zaklęcia/eliksiry: Zgarniam eliksir postarzający
Szczerze to spodziewał się że kartkówka którą napisał poprzez zalanie atramentem właściwie była nieczytelna. Szkoda trochę, bo może udałoby mu się napisać przynajmniej na zadowalający. No nic... Ta jedna zła ocena nie wpłynie aż tak na jego wyniki. Nie zmieniało to faktu że miał zamiar się douczyć tego co wypisał mu profesor. Odebrał od niego kartkę i z delikatnym uśmiechem odparł - Dziękuję. Obiecuję że przeczytam. - Jak zna samego siebie to co najmniej kilka razy. Otrzymaną kartkę włożył do swojego notatnika żeby jej nie zgubić. Niedługo później dowiedział się jaki cel miała dzisiejsza lekcja i musiał przyznać że pomysł był całkiem niezły. Nie miał jednak żadnego konkretnego pomysłu. W końcu nie miał nigdy w planach zrobić karierę artysty scenicznego. Chociaż pisarz to jakiś pomysł. "Włochaty Pysk, lecz Dusza Ludzka " została napisana przez nieznanego wilkołaka, więc może i on mógłby coś napisać? No i w sumie nawet jeśli nie potrafi najlepiej tańczyć to z odgrywaniem ról nawet sobie radzi... No nic. Zacznie chyba od zorganizowania sobie odpowiedniej odzieży. Widząc eliksiry natychmiast zgarnął ten postarzający żeby postarzyć się mniej więcej do trzydziestki. Przeglądał ubrania i miał parę konceptów i szczerze... Postanowił skorzystać z tego że można było poprosić profesora o radę. Dlatego też nadal mając eliksir w dłoni skierował się do @Ezra T. Clarke. - Proszę Pana, lepiej żebym użył bardziej eleganckiego, współczesnego stroju czy też celował w bardziej... tradycyjne szaty? - Tradycyjny strój mógłby mu dodać powagi, ale z drugiej strony bardziej współczesny ubiór zwłaszcza po tym jak użyje eliksiru i kilku zaklęć mógłby sprawić że wydawałby się znacznie atrakcyjniejszy. Zwłaszcza że dorobienie sobie brody było w planach. Chociaż do półwil i ćwierćwil nie miałby pewnie podjazdu w normalnych warunkach. Szkoda że te tak samo jak wilkołaki straciły swoje zdolności po tym jak ktoś księżyc zajumał.
Kuferek: 15 pkt Przerzuty: wykorzystany teraz Wrażenie: 46 przerzucone na 61 + 10 = 71 Modyfikatory: pytanie do Ezry Użyte zaklęcia/eliksiry: póki co nic
Larkin słuchał dalszej części zajęć, zastanawiając się nad tym, czego chciał od swojej kariery. Co chciał osiągnąć jako rzeźbiarz, z czego chciał być znany. Wciąż nie potrafił sprawić, aby jego dzieła wyglądały naprawdę realistycznie. Chciałby, żeby te rzeźby po nałożeniu na nich odpowiednich zaklęć, nabierały cech osób wyrzeźbionych i mogły żyć podobnie do obrazów. Póki co stawiał więc na rozwój swojej rzeźby, zamierzając zaklęciami zająć się później, kiedy jego dzieła będą wręcz prosić się o tchnienie w nie życia. Zastanawiał się, co mógł użyć na swoją korzyść, aby zrobić odpowiednie wrażenie. Skierował się wpierw do garderoby, przeglądając gotowe materiały, przebrania, z których można było coś wybrać na obecne zajęcia. Dostrzegł coś, co wyglądało jak prześcieradło, mając przed oczami jedną z możliwości na rozwiązanie problemu zajęć. To, że musiał mówić przed wszystkimi, nie stanowiło problemu. Choć może nie przepadał za wystąpieniami, nie miał z tym trudności, nauczony koniecznością tłumaczenia pomysłu na rzeźbę. Podszedł na nowo do @Ezra T. Clarke, mimowolnie zastanawiając się, jak powinien się do niego zwracać. Pamiętał zajęcia, gdy chciał, żeby nazywać go po imieniu, ale było to dziwne… Ostatecznie uczył ich w tej chwili, był do tego naprawdę znanym aktorem. Bijąc się z myślami, doszedł do wniosku, że zwyczajnie postara się nie musieć zwracać bezpośrednio. - Musimy wystąpić jako my, czy po prostu mamy mówić o sobie, jako wielkim artyście? - zapytał, wpatrując się bezpośrednio w profesora, trzymając w dłoniach wybrany wcześniej kawałek materiału. W zależności od odpowiedzi był zdania, że poradzi sobie z zadaniem.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Uniósł wzrok na @Drake Lilac, który podszedł do niego jako pierwszy; tylko trochę się skrzywił słysząc to "proszę pana", od którego, pomimo licznych nalegań na początku roku, nie udawało mu się odwieść, szczególnie młodszych roczników. - Hm, to zależy od tego, co chcesz osiągnąć. Jednym z pomocniczych pytań jest zastanowienie się, czym i dlaczego mógłbyś inspirować kolejne pokolenia, więc wydaje mi się, że bardziej współczesny strój mógłby być lepiej odbierany. Coraz więcej osób stara się w końcu odciąć od tego, co nazywamy tradycją, bo dostrzega jej wiele mankamentów - zauważył, raczej zawsze swoje myśli starając się kierować w stronę nowości niż kopiowania tego, co już znane. - Chyba że tradycyjne wartości są ci bliskie i chcesz to podkreślić - dodał, nie chcąc zniechęcać do niczego Gryfona, nawet jeśli ukierunkowywał go na jedną z opcji. Decyzja pozostawała po jego stronie. Zaraz z kolej zwrócił się w stronę @Larkin J. Swansea, którego nie widywał jakiś czas na zajęciach - miło było więc zobaczyć ponownie twarz Krukona. Zmarszczył brwi w chwili zastanowienia, uznając że było to słuszne pytanie. - Cóż, na początku wyobrażałem to sobie jako mówienie i przedstawienie siebie, ale to, co jest moim pomysłem, nie musi być najlepszym rozwiązaniem dla każdego. Więc jeśli tylko masz inny plan, to idź za tą myślą - doradził Krukonowi, uśmiechając się lekko i zerkając na prześcieradło trzymane w rękach chłopaka. - W zadaniu chodzi też o oryginalność, o to, jak potrafisz wyeksponować swoją mocną stronę. Jeżeli pokażesz mi wyjątkowość już w formie przekazu, na pewno łatwiej będzie mi uwierzyć w treść, niezależnie od tego, jaka będzie... - Przez chwilę zastanawiał się, czy prześcieradło ma imitować postać ducha i opowieść pośmiertną, ostatecznie jednak stwierdził, że nie będzie sobie psuł niespodzianki przed przedstawieniem chłopaka.
Kuferek: 15 pkt Przerzuty: wykorzystany Wrażenie: 46 przerzucone na 61 + 10 + 5 = 76 Modyfikatory: pytanie do Ezry, dodatkowy post Użyte zaklęcia/eliksiry: metamorfomagia, reducio, chronicio
Larkin czekał w napięciu na odpowiedź, ale słysząc słowa Ezry uśmiechnął się nieznacznie. To było coś, na co czekał. Nie wiedział jak miałby zaprezentować siebie, gdyby miał robić to jako on sam. Skinął głową, dziękując cicho, po czym oddalił się w głąb sceny, aby tam bez skrępowania zdjąć z siebie wpierw szatę i koszulę, zawiązując na sobie prześcieradło i spoglądając krytycznie w dół na to, jak układało się ono na jego ciele. Nie był tym zachwycony. Nic więc dziwnego, że zdjął z siebie również spodnie, zostając w samych bokserkach, które po chwili zakrył prześcieradłem, zaplatając je wokół własnych bioder. Było zdecydowanie za duże. Larkin schylił się do swojej szaty, aby wyjąć z niej różdżkę, rzucając po chwili reducio. Utrzymywał zaklęcie, aż prześcieradło nie przybrało rozmiarów przepaski na biodra. Następnie wypowiedział cicho chronicio sprawiając, żeby materiał wyglądał na stary - przetarty w niektórych miejscach, jakby miał za moment się rozpaść. Zadowolony z efektu, jaki osiągnął ze swoim rekwizytem, skupił się, aby powoli zmienić kolor skóry. Stawał się coraz jaśniejszy, bielszy, aby po chwili jego skóra zaczęła przypominać pergamin - sucha, blada, odrobinę pożółkła. Przez moment student zastanawiał się, co dalej, aż w końcu skupił się bardziej na swoim wyglądzie, pozwalając metamorfomagii skręcić bardziej jego włosy, dopasowując kolorem do odcienia skóry. Przybrał również na mięśniach, starając się, aby były bardziej widoczne, aby światło mogło grać cieniem na jego ciele. Tak gotowy dał znać, że on może już prezentować siebie, jako czarodzieja, który może inspirować innych. Stanął bokiem na scenie, jedną rękę mając swobodnie opuszczoną, drugą uniósł za głowę, jakby się przeciągał. W tym momencie zupełnie znieruchomiał, niemal wstrzymując oddech. Chciał, aby Ezra i pozostali, zobaczyli w nim rzeźbę. Z tego powodu nawet przymknął oczy, wcześniej metamorfomagią pozbawiając się rzęs. W końcu poruszył się, starając się odwrócić przodem do reszty. Powoli opuścił rękę, przechylił głowę, wykonując każdy gest, jakby ociężale. - Larkin Jonathan Swansea - zaczął mówić, starając się robić to wolno, jak rzeźba, która nie przywykła do rozmów. Mówił o sobie, opowiadając, o tym, czego naprawdę pragnął - że stworzył rzeźby tak realistyczne, że wyglądały, jak żywe, a po nałożeniu na nie zaklęć, zaczynały same poruszać się i mówić, jak do tej pory obrazy. Po zakończeniu przedstawiania siebie, Larkin wycofał się do swoich rzeczy, aby szybko ubrać się i sięgnąć po medalik. Wystarczyło jedno pospiesznie rzucone spojrzenie na zdjęcie tam umieszczone, aby powrócił dzięki niemu do swojego wyglądu. Student zszedł ze sceny, znajdując dla siebie miejsce z boku, gotów oglądać pozostałych, zastanawiając się, jak oni spróbują się je przedstawić.
Hariel Whitelight
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 184
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Kuferek: 19 pkt Przerzuty: dostępne Wrażenie: 82 Modyfikatory: +10 za eliksir i + za moje pytanie do ezry jeśli się liczy :))) Użyte zaklęcia/eliksiry: eliksir chroniący przed ogniem, Marla mi ciuszki powiększyła i buciki
- To prawda - wzdycham kiedy @Marla O'Donnell mówi o nauczycielu, który widocznie zmarniał przy tym całym braku księżyca tak jak i my. Marszczę brwi na jej pytanie. - Średnio, raczej po prostu nauczyłem się z tym żyć! Pocieszam się, że niektórzy wyglądają gorzej. I jestem pewny, że zaraziłem się czarną magią od Irvette i Jamesa - zaczynam już plotkować, ale niestety nie udaje mi się kontynuować mojej mądrej wypowiedzi, bo Ezra ogłasza wyniki kartkówki. Uśmiecham się uroczo do nauczyciela, który mi tak miło pomógł podczas pisania pracy. Słucham co musimy zrobić i od razu zgarniam Marlę, żebyśmy razem stworzyli jakiś duet. Niestety okazuje się, że nasze pomysły są na tyle różne, że kompletnie nie możemy ich połączyć, więc poddajemy się, postanawiamy stworzyć oddzielne kreacje; pochłaniamy w rozmowie co i jak chcemy wykonać. Ponieważ przyjaciółka ma niesamowite zdolności transmutacyjne podsuwam jej kilka ubrań, by mogła je odpowiednio powiększyć. Niestety mój nowy zawód jako artysta wiązał się z damskimi ciuszkami, które były na mnie zbyt małe. Gryfonka cierpliwie mi pomagała przy każdym stroju. Potem zaś proszę o kolejną przysługę, tym razem w założeniu, bo okazuje się ciemny strój kobiety tańczącej burleskę, wcale nie jest prosty do wciśnięcia na siebie. Do tego jest bardzo odkrywający, szczególnie moje pośladki. Dlatego na razie narzucam do siebie jakiś znaleziony wśród garderobianych rzeczy szlafroczek, zakładam długie czarne szpile i truchtam w nich do @Ezra T. Clarke. Na niejedne Halloween miałem koturny (w tym roku również), więc bez problemów się poruszam w takim obuwiu. - Ja mam pytanie. Muszę dorobić więcej materiału do stroju, by nie był gorszący na lekcji? Jestem męską wersją Dity von Teese, dlatego nie mogę bardziej się ubrać - oznajmiam i odsłaniam swój szlafrok w którym był strój do bruleski, niewiele zakrywający, chociaż oczywiście w granicach jakiegoś tam rozsądku. Cokolwiek nie powie mi Ezra, biorę jeszcze po drodze ze sobą eliksir, chroniący przed ogniem by nałożyć go na siebie w obliczu super pomysłu. Występ pierwszego chłopaka jest niesamowicie artystyczny. Mój zaś znacznie bardziej obsceniczny. Ściągam swój szlafrok, by pozostać w obcasach, stroju do burleski i swoich okularkach. Zaczynam opowiadać o przełamywaniu stereotypów, które niby nie są obecne, ale tylko, że zazwyczaj mężczyźni, którzy przebierają się za kobietę kompletnie tańczą burleskę, nie zaś tacy bez makijażu, jedynie w kusych strojach. I na dodatek to nadal wykluczana sztuka, nacechowana jedynie obnoszeniem się seksualnością, a nie fajną formą i niesamowitym performencem, a należy to zmieniać! Do tego opowiadam jak wiele można dodać do występów dzięki eliksirom! Dla przykładu używam tego co zabrałem od Ezry, by pobawić się ogniem, który wytwarzam z różdżki w paru różnych ruchach z tańcem. Wstyd i nieśmiałość mi kompletnie niestraszne. Już tańczyłem na jakimś kółku z DA równie nieprzystojny taniec (jak nie bardziej) kiedy prezentowaliśmy swoje talenty. Tym razem jednak wzbogaciłem się o ogień. Wiem, że miałem gadać, ale nie mogłem się powstrzymać przed pokazaniem swojego pomysłu. Na koniec kiwam lekko głową i wracam na miejsce, zakładając nogę na nogę. strój i kilka super ruchów dla ciekawych o co mi chodzi!! od minuty 4:30!!
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Kuferek: 0 pkt Przerzuty: - Wrażenie:70 Modyfikatory: - Użyte zaklęcia/eliksiry: sumptuariae leges (bo sobie zmieniam mundurek w cos normalnego)
– To faktycznie szemrane towarzystwo – skwitowała ze śmiechem dobór jego znajomych, a potem wsłuchiwała się już w komentarze Ezry dotyczące ich wejściówki. Zgodnie z przewidywaniami poszło jej na tyle znośnie, że z ogromnym uśmiechem na twarzy czekała zniecierpliwiona co takiego będą robić na drugiej części lekcji. Gdy Clarke wspomniał opisanego przez nią Salazara, omal nie zemdlała z wrażenia, taka była z siebie dumna, że zapamiętał jej pisane w pocie czoła wywody na temat artysty. Uczucie osłabienia spotęgowała wieść, że tym razem sami będą musieli się zastanowić nad swoją ewentualną kreacją sceniczną. Intensywnie myślała nad swoimi charakterystycznymi cechami, prędko dochodząc do wniosku – być może nieskromnie – że jest to charyzma, wspaniałe poczucie humoru i łatwość w opisywaniu rzeczywistości. I kiedy połączyła to wszystko w jedno, w jej głowie pojawił się dość prosty plan jak mogłaby to wykorzystać jako artystka. Byłaby doskonałym komikiem. I niemalże była pewna, że doskonale zgra się ze swoim przyjacielem @Hariel Whitelight, jednak im dłużej nad tym dyskutowali, tym bardziej dochodzili do wniosku, że lepiej im pójdzie, jeśli zrobią to w pojedynkę. Wzajemnie podrasowali swoje pomysły, ochoczo pomogła ziomkowi w przygotowaniu jego widowiskowego stroju, cierpliwie przekształcając go zgodnie z jego wizją, a następnie usiadła, aby dopracować swój występ. Nie potrzebowała żadnych fajerwerków, eliksirów czy szalonych outfitów. Przecież nawet w obliczu sławy chciałaby zachować swoją osobowość: bardzo barwną i nieokrzesaną, aczkolwiek wciąż zwyczajną. Dlatego po prostu transmutowała tandetny szkolny mundurek w typowy dla siebie strój, czyli kolorową i kwiecistą sukienkę, tłumacząc sobie, że to, co najważniejsze, miałaby przekazać za pomocą trafnych uwag czy żartów, jednocześnie nawołując innych do szczerości, prostoty, zachowania dystansu, a przede wszystkim bycia sobą. Czym więc mogłaby się podzielić? Zgodnie z propozycją Ezry postanowiła wyolbrzymić swój atut, przekuwając gadulstwo i opowiadanie głupot w coś, co rozbawiałoby tłumy. Opowiedziała jakby się widziała na scenie – jako zwykłą dziewczynę, która jak każdy człowiek doświadcza zwyczajnych rzeczy. Czasem bardzo nudnych lub prozaicznych, czasem zawstydzających i rumieniących policzka, czasem irytujących oraz wywołujących gorące emocje, z którymi ciężko sobie poradzić. Przywołując różne przykłady ze swojego życia, bezpardonowo, na granicy cringe’u, czarnego humoru i karykatury (ale wciąż stawiając raczej na realizm i licząc, że to ich absurd stanowi całą esencję widowiska), snuła opowieści o sobie jako naczelnej komiczce, która porywa tłumy mając do dyspozycji jedynie (a może i aż) własne doświadczenia, lekkość w opowiadaniu czy skłonność do wpakowywania się w chujowe sytuacje, niemniej unikając nadmiernego pastiszu czy żenady.
______________________
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Kuferek: 4 pkt Przerzuty: - Wrażenie: 55 + 25 = 80 Modyfikatory: na razie tylko +10 za pytanie, +5 za post, +10 za eliksir Użyte zaklęcia/eliksiry: Eliksir postarzający, Sonorus, Essentia Mirabile
Szczerze to po prostu zapomniał że Ezra prosił żeby nie nazywać go w ten sposób. A jako że tego typu sposób odzywania się do nauczycieli miał wręcz zakodowany w głowie to wypalił tak odruchowo. Przez to zrobiło mu się delikatnie głupio, ale jakoś to stłumił. W końcu niż aż tak złego się chyba nie stało. I w sumie nawet wpadł na pomysł w jaki strój wskoczy i jakich zaklęć użyje. Jego najsilniejszą stroną zdecydowanie była siła i rozmiary. No i - podobno - to że był w jakimś stopniu atrakcyjny. -Chyba wiem co zrobię... Dziękuję za radę. - Rzucił jeszcze do Ezry i ruszył po ciuszki w które miał zamiar się wcisnąć. Złapał więc czarną koszulę i spodnie garniturowe. Do tego jakieś pasujące do tego butki. Ubranie było nieco obcisłe, dlatego nie zapiął wszystkich guzików co przełożyło się na to że było widać kawałek jego klaty. Zwłaszcza po wypiciu eliksiru postarzającego, który postarzał go do jakichś 30 lat około dodając więcej włosów na klacie i rękach. No i dzięki temu miał też całkiem cudny zarost, który musiał tylko trochę czarami umodelować żeby świetnie się prezentował. Zanim w ogóle wyszedł na scenę wzmocnił swój głos niewerbalnym zaklęciem Sonorus, a powietrze w swoim otoczeniu nasycił również niewerbalnym Essentia Mirabile kiedy tylko na niej stanął. Tańczył kiepsko, śpiewał średnio, rękodzieło szło mu przyzwoicie więc jedyne czym mógł się poszczycić to wygląd. W końcu bycie modelem to też jakiś rodzaj sztuki artystycznej, nie? Z drugiej strony był też świetny w zaklęciach i pisał całkiem nie najgorzej, więc może mógłby zaistnieć w świecie pisarskim? Chociaż jeśli się nad tym zastnowić... To odgrywanie ról wychodziło mu całkiem sprawnie. W końcu gra aktorska to nieco inne kłamanie, a w tym miał doświadczenie. Czy się stresował? Może odrobinę, ale troszkę stresu jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Czasu nie trwonił i zaczął mówić kiedy tylko znalazł się na środku sceny. - Gdybym w przyszłości został aktorem, to myślę że następne pokolenia mógłbym inspirować pewnością siebie i dawaniem z siebie wszystkiego podczas przedstawień podczas odgrywania dowolnej roli. - Mówił głośno za sprawą rzuconego wcześniej zaklęcia i dosyć postawnym głosem co dawało całkiem dobry - przynajmniej jego zdaniem - efekt. Próbował też wykrzesać do tego jak najwięcej pewności siebie żeby dobrze wypaść.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
- No skoro nie możesz... - powtórzył z lekkim rozbawieniem, bo sam Harry wyraźnie dał mu do zrozumienia, jakiej odpowiedzi oczekiwał, aby jego koncepcja nie została zrujnowana. - Wszyscy jesteśmy tu dorośli. A chyba przynajmniej na tyle, żeby rozumieć, że sztuka czasami może być trochę kontrowersyjna. Jeżeli czujesz się komfortowo w ten sposób, to mi się podo- mi odpowiada - rozwinął, po ogarnięciu wzrokiem skąpego stroju natychmiast unosząc spojrzenie na twarz Ślizgona, nie w popłochu, ale z nieco wymuszonym profesjonalizmem; nieważne, jak fantazyjne było przebranie studenta, nie chciał się wpatrywać przed jego wejściem na scenę. Bardzo podobało mu się, to jak podeszli do tematu; każdy trochę inaczej, o co przecież mu chodziło. Słuchał uważnie słów @Marla O'Donnell, zdecydowanie dostrzegając powód, dla którego wybrała charakter komediowego mówcy. Zabawnie było również patrzeć na poważnie postarzonego @Drake Lilac - jeżeli mógł wyglądać jeszcze bardziej onieśmielająco, to właśnie w tym momencie. Nie widział w nim nawet śladu scenicznej tremy, więc z aprobatą kiwał głową, bo pewność siebie naprawdę była cechą, którą mało kto posiadał. I w końcu zarówno artystyczne przedstawienie @Larkin J. Swansea, jak i obsceniczna forma wyrazu zaprezentowana przez @Hariel Whitelight na długo zapadły mu w pamięć. Nie było mu prosto wybrać faworyta, ale ostatecznie to oryginalność i drobiazgowość pomysłu Swansea zrobiły na nim najsilniejsze wrażenie, więc to jego nagrodził większą ilością punktów. - Naprawdę dobra robota. Widzę, że nie muszę się martwić wkładem do sztuki w najbliższych latach - pochwalił ich już dość automatycznie, pozwalając im biec na przerwę lub kolejne zajęcia, a samemu mając zamiar zająć się uporządkowaniem garderoby, którą pewnie nieco przetrząsnęli.
/zt dla wszystkich, przepraszam, że ta długo zwlekałam z zamknięciem. Rozdam dziś punkty - mało osób odpisało na drugi etap, więc wszyscy którzy to zrobili, otrzymują +5 pkt dla domu, LJ +10/
Eli Rosley
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 164
C. szczególne : Charakterystyczne pieprzyki rozmieszczone symetrycznie pod oczami. Nieproporcjonalnie długie i nieco krzywe palce. Niezwykle bogata mimika twarzy, bo i łatwiej mu się tak komunikować.
Sala teatralna! Wiecie, gdzie Eli wypocił z siebie swoją tak nieprzyjemnie prywatną pracę z działalności artystycznej? Właśnie tutaj! Dlatego cofniemy się odrobinę, do tego momentu, gdzie jeszcze leży niczym kłoda, zwieszając głowę i dłonie z podwyższenia, wpatrując się w pergamin leżący na ziemi i najwyraźniej licząc, że ten sam zapełni się odpowiedziami, które ma w głowie, a nie, że jeszcze będzie musiał znajdować odpowiednie słowa do przelania ich na papier. Pokusił się nawet o ciężkie westchnięcie, ale to niczego nie naprawiło. No kurde. Sala teatralna oczywiście sprzyjała nastrojowi - była cicha, pusta i przyjemna. No i pokrywała się z tematyką zadania, więc oczywiście, że uznał, iż wprawi go to w jakieś niesamowite umiejętności pisarskie czy coś podobnego. Tak się jednak nie stało, pergamin wciąż zapełniony był tylko w połowie, a przecież miał ambicję, żeby wywalczyć jeszcze zadanie dodatkowe. Jakże mógłby nie, tym bardziej z takiego przedmiotu? Nie zamierzał łamać żadnych profesorskich serc swoimi kiepskimi ocenami... Ano, właśnie. Chyba też przed oczami ciągle miał ostatnią sowę od Fabiena, i jakoś tak miał wrażenie, iż nie pozbierałby się ze wstydu, gdyby zobaczył on wśród jego ocen coś poniżej PO czy Wybitnego. Nie sądził co prawda, aby Fab jakoś szczególnie go oceniał pod tym względem, ale wiadomo - głosy w glowie lubią mówić swoje, a najbardziej to lubią nam w tym łbie mącić aż do przesady, żebyśmy zastanawiali się i marnowali czas, zamiast robić to, co w sumie do nas należy. No tak. No tak. Westchnął ponownie, dopisując jakieś jedno zdanie i w geście poddania się wypuszczając pióro z ręki, obracając się na plecy i teraz spojrzenie wciskając w sufit. Zbliżała się wiosna, a to bardzo, bardzo zły okres dla Eliego; wiedział, że pewnie zaraz na kilka miesięcy jeszcze bardziej zatopi się w swoich nieprzebitych murach, a jednocześnie miał świadomość, że teraz już, nie będąc uczniakiem a studentem - nie do końca może sobie na to pozwolić. Wiele rzeczy przychodzi łatwo, kiedy masz dwanaście lat i wciąż możesz sobie czymś wycierać buzię. Teraz było gorzej. I te wszystkie myśli zżerały go od środka już teraz, w ciszy sali teatralnej, a przecież miał robić zadanie. Miał i chciał, i był wystarczająco ambitny, więc czemu nie mógł się po prostu za to zabrać, skończyć co miał do skończenia, i wyjść? Niee, o nie, będzie trzeba to dramatycznie przeciągać, aż nie staplasz się jeszcze bardziej w tych ciemnych wodach własnego umysłu. Kiedyś utonie. Zakrył dłońmi twarz, wydając z siebie niemy okrzyk frustracji. Szkoda, że już żaden dźwięk nie wychodził spomiędzy jego warg; z pewnością byłoby mu łatwiej. Łatwiej i łatwiej i łatwiej. Skoro na świecie może być tak prosto, czemu Rosley wciąż robi sobie pod górkę? Łatwiej i łatwiej. To prawda, że kiedyś utonie - jeszcze nie teraz. Obrócił się na powrót, wracając do przerwanego zdania. Zadanie samo się nie skończy.
Victoria była wielce zadowolona z końca ferii. Owszem, w pewien sposób odpoczęła, zdążyła zrobić kilka przyjemnych rzeczy, przekonać się, że całkiem niezła z niej łyżwiarka, ale prawda była taka, że odległe, lodowate miejsce, zdecydowanie nie było tym, za czym tak naprawdę tęskniła. Z każdej strony otaczała ją tam lodowata woda, która ją przerażała, zamykała ją w klatce, w miejscu, z którego chciała jak najszybciej umknąć. Nie mówiła o tym głośno, bo i nie miała po co, nikt nie zdołałby zapanować nad jej lękiem, nikt by go od niej nie zabrał, nikt by jej nie naprawił. Ci, którzy mieli świadomość, jaka była, czego się bała, czego w życiu oczekiwała, mogli się spodziewać, że nie radziła sobie tam najlepiej. O wiele lepiej czuła się w szkolnych murach, gdzie mogła w spokoju nosić na piersi odznakę prefekta, gdzie była sobą i żadne idiotyczne plotki się za nią nie ciągnęły. A nawet jeśli, to tutaj zdecydowanie trudniej było dać im wiarę. Wędrowała teraz po zachodnim skrzydle, wypełniając swoje obowiązki, zastanawiając się jednocześnie, co jeszcze ją czekało. Zabrała się do przygotowywania prac domowych z przedmiotów, które były jej potrzebne w studenckiej karierze, oczekiwała na inne, ale wciąż miała wrażenie, że pozostawał w niej pewien niedosyt, pewne oczekiwanie, które zjawiało się zawsze, gdy powracała do nauki. Dziwnie się czuła z myślą, że niewiele zostało jej tak naprawdę czasu w tych murach, bo czym był rok, w stosunku do wszystkich minionych lat, do każdego kolejnego dnia, do czasu, jaki poświęciła na zdobywanie wiedzy, na poznawanie innych ludzi, choć to akurat nie było nigdy jej mocną stroną. Zatrzymała się, gdy znalazła się w pobliżu sali teatralnej, wspominając zadanie, które nie tak dawno przygotowywała, by ostatecznie wejść do środka i unieść lekko brwi, gdy dostrzegła pewną postać. W pierwszej chwili chciała jegomościa zganić, jak to miała dawniej w zwyczaju, zaraz jednak się zreflektowała, bo to, że się tutaj znajdował, nie oznaczało jeszcze, że robił coś złego. Zaraz też rozpoznała gagatka, z którym właściwie miała do czynienia. Podeszła do niego nieco bliżej, zakładając ręce na piersi, dość uważnie go obserwując. - Eli - powiedziała w formie powitania, bo nie miała jeszcze okazji tego dnia z nim rozmawiać. - Widzę, że pochłania cię jakieś wyzwanie.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Eli Rosley
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 164
C. szczególne : Charakterystyczne pieprzyki rozmieszczone symetrycznie pod oczami. Nieproporcjonalnie długie i nieco krzywe palce. Niezwykle bogata mimika twarzy, bo i łatwiej mu się tak komunikować.
O, a ten jegomość na przykład miał naprawdę czuły słuch, czemu nie powinniśmy się dziwić. Dźwięki kroków dotarły do niego już chwilę temu (zresztą... ten zamek chyba lubił efekty echa na korytarzach, ciężko było ich uniknąć), ale nieszczególnie zawrócił sobie nimi głowę; był w takim humorze, że jeśli wejdzie tu ktoś - starszy czy tam młodszy - gotów był wyjątkowo w swoim życiu wojować o samotność tejże miejscówki. Może powinien wybrać wyciszony pokój, ale też... nie sądził, żeby zbyt wiele osób tutaj zachodziło. Podniósł głowę na otwierane drzwi, niegrzecznym byłoby nie - tym bardziej, że postać, która zdecydowała się mu zakłócić spokój się przywitała i... jakoś tak ta potrzeba, żeby tu jednak siedzieć samemu i rozpaczać nad swoim losem, trochę się zatarła. Głównie dlatego, że przez ferie naprawdę długo jej nie widział, więc chyba po prostu się trochę ucieszył. Tak trochę. Wyciągnął więc usta w uśmiechu, chyba rezygnując z tego, co wcześniej było pracą (a może tylko brudnopisem?), bo tuż pod swoimi teatralnie dramatycznymi wywodami o szczęściu napisał "!!". Dokładnie. Dwa wykrzykniki, po podniesieniu się do siadu i gestem dłoni zaproszeniu dziewczyny bliżej. Powiedzmy, że to chyba faktycznie największy entuzjazm jaki możemy od niego uzyskać, gdy w pobliżu nie ma przyjemnych, czarno-białych klawiszy, które powiedziałyby nam więcej. "Gdzie się podziewałaś? Nie mogłem cię złapać od zakończenia ferii."; a może to też i jego wina, bo wciąż wierzył w wyższość swojej izolacji i nieszczególnie nawet PRÓBOWAŁ jej szukać (okej, okej, może to już tak... wrodzenie), niemniej jakoś tak zwykle udawało się na siebie wpadać. Może gdyby mniej czasu spędzał na ulicach Hogsmeade, ale cóż mógł poradzić na to, że niewielkie miasteczko wydawało mu się czasem jednak o stokroć przyjaźniejsze od Hogwartu? "Dla profesora Forestera. Wysłałaś już swoje?", dopisał jeszcze, odwracając pergamin w stronę Victorii, zanim nie zdecydował się pod spodem, już drobniej, naskrobać dodatkowo "Strasznie nie podoba mi się ten temat.". Wywrócił oczami, dla podkreślenia jeszcze irytacji, jaką to w nim wzbudzało. No bo hej, UDAWANIE emocji naprawdę powinno być jakimś grzechem... w jego opinii w dodatku niewybaczalnym. Hatfu.
Przyzwyczaiła się do tego, jak ze sobą rozmawiali, przyzwyczaiła się do tego, jaki był, wiedząc również, jaka sama była. Jego osoba ani trochę mu nie przeszkadzała, wręcz przeciwnie, lubiła z nim spędzać czas, choć mogło wydawać się to dziwne. Relacje Victorii zawsze były jednak mocno poplątane, nie do końca takie, jak powinny być. Viola i jej szaleństwo, jej fascynacja czarną magią, Larkin, z którym się kłóciła, ile się dało, prowadząc dyskusje na tematy, które nikogo by nie zainteresowały, Julia, z którą teoretycznie się nudziła, chociaż nigdy nie miało to miejsca. Nawet jej rodzina tworzyła wraz z nią jakiś dziwny obraz, którego nie dało się do końca opisać. Był szalony, chociaż przecież nie powinien być, biorąc pod uwagę, że sama Victoria była naprawdę opanowana. Ale specyficzna, na swój własny sposób i może właśnie z tego powodu była w stanie zrozumieć tych, którzy mimo wszystko nie wpisywali się w ramy, jakie dookoła nich istniały. - Zabrałam się za wypełnianie zaległych obowiązków. Praca prefekta, wykańczanie mioteł, oswajanie się z nową rzeczywistością - wyjaśniła spokojnie, wiedząc jednocześnie, że nie robiła niczego szczególnego, zajmując się po prostu tym, co zawsze. To jednak, jak zawsze po okresie przerwy, okazywało się znacznie intensywniejsze, wymagające i zmuszające ją do tego, żeby zaczęła biegać z miejsca w miejsce niż w ciągu roku akademickiego. Nie miała porywających przygód, nie latała na smoku, nie zmieniała świata, nie robiła nic takiego, co naprawdę mogłoby zostać odebrane, jako coś wielkiego, fascynującego, czy pociągającego. - Och, tę pracę- mruknęła, krzywiąc się ledwie dostrzegalnie, ale mimo to widać było na jej twarzy cień niezadowolenia. - Przygotowałam ją, ale uważam, że dostanę za to naprawdę niską ocenę. Widzisz, napisałam, że dosłownie wszystkie uczucia są trudne do zagrania, ale pewnie nie spodziewałeś się po mnie niczego innego - wyjaśniła, brzmiąc na nieco rozbawioną, gdy wypowiadała te słowa, a później zerknęła na kolejny zapis i spojrzała uważniej na Eliego, po czym zerknęła w stronę drzwi, jakby chciała sprawdzić, czy ktoś ich nie podsłucha. - Mnie też nie podoba się ten temat. Boję się, do czego prowadzi. Każe odgrywać nam te emocje, jakie opisaliśmy? Jeśli tak, to na Merlina, nigdy stąd nie wyjdę.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Eli Rosley
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 164
C. szczególne : Charakterystyczne pieprzyki rozmieszczone symetrycznie pod oczami. Nieproporcjonalnie długie i nieco krzywe palce. Niezwykle bogata mimika twarzy, bo i łatwiej mu się tak komunikować.
I... I dobrze, że się przyzwyczaiła, tak prawdę mówiąc; w sumie to też przeważyło o tym, iż ta relacja była pozytywna. Bo znaleźli się i tacy, którzy Eliemu chcieli wleźć na głowę czy też pozmieniać co im nie pasowało, zupełnie nie biorąc pod uwagę tego, że ta wieczna depresja mimo wszystko nie da sobie w kaszę dmuchać, nawet jeśli nie wygląda szczególnie imponująco czy groźnie. Hej, a ta inność faktycznie nigdy nie była problemem. Rosley lubił specyficzność tej relacji, bo lubił przede wszystkim Victoriowe zachowania - wiedział raczej, czego się po niej spodziewać. Nie był zaskakiwany, zbijany z tropu, stawiany w nieprzyjemnych sytuacjach przed faktem dokonanym, a to zapewniało mu poczucie bezpieczeństwa i trwałości. I szczerze życzyłby sobie, żeby po opuszczeniu murów szkoły ich kontakt nie rozwiał się tak po prostu. "Udało się ją w końcu oswoić?" te rzeczywistość, jakby nie patrzeć. I to, co się dzieje dookoła, udało się dobrze osadzić w miejscu i wszystko wbić w poprawny rytm? Latanie na smoku i zmienianie świata byłoby całkiem ekstremalne. I... zdecydowanie zaskakujące. Co ja tam mówiłem o tym, że lubił wiedzieć, czego się spodziewać... "Jak mam być szczery, to brzmiałem podobnie, tylko próbuję to jeszcze doprecyzować. Ale to dlatego, że uważam odgrywanie uczuć za bujdę.", bujdę, kłamstwo i niedopuszczalne rzeczy, olaboga. Tego biednego Eliego jakby na długość ręki do wszystkich aktorów dopuścili to... pewnie niczego by nie zrobił, biorąc pod uwagę, że wygląda trochę jak czapla, a trochę jak powykręcane gałęzie drzew, no ale z pewnością w swojej głowie to porobiłby niebyleco. Nie zamierzał jednak zawalić zajęć z działalności artystycznej. Wszyscy wiemy, że miał swoje powody. Powody, które miały też imię. "Wiesz, że będziemy mieli nowego asystenta od DA, mówiąc o tym?". Pewnie wie, ale jak nie, to gotów jest tym razem pierwszy podzielić się plotkami, a co się będzie; uniósł przy tym pytająco brwi, nie powstrzymując drgającego w uśmiechu kącika warg. "Może będzie chciał, żebyśmy się do nich przygotowali przez czas prób teatralnych i nie wiem, zagrali coś na koniec roku?", zasugerował, zmieniając przy tym pergamin, bo poprzedni i tak w większości zapisany był tamtą nieszczęsną pracą domową. Jego brwi zmarszczyły się ponownie, a on sam dramatycznie wzniósł ręce do góry w wyrazie niemej rozpaczy. "Nie chcę mieć problemów z zaliczeniem przedmiotów przez TEATR!!!!!".
Zdaniem Victorii nie dało się zmienić człowieka. Można było go zaakceptować takim, jaki był, można było go znienawidzić, można było chcieć od niego uciec, można było go szanować, można było zostawić go samemu sobie. Próby stworzenia innych na własne podobieństwo, układania ich życia pod samych siebie, czy ingerowanie w ich życie, w sposób, jakiego sobie nie życzyli, nigdy nie przynosiło nic dobrego. Chociaż Victoria nie rozpoznawała zbyt dobrze cudzych uczuć, by nie powiedzieć, że była na nie całkowicie ślepa, głucha i nie miała o nich nawet cienia pojęcia, była w stanie dostrzec pewne granice. Lub też po prostu nauczyła się brać ludzi takimi, jakimi byli, pozwalając im na to, żeby żyli zgodnie z własnymi nadziejami, wyobrażeniami i pragnieniami. Niezależnie od wszystkiego, bo to oni mieli przeżyć swoje życie. - Nie do końca. Wciąż mam wrażenie, że tkwię w jakimś zawieszeniu. Nie wiem dlaczego, być może wcześniej zbyt wiele się wydarzyło, a teraz jest cicho - stwierdziła ostrożnie, badając wyraźnie każde słowo, które wypowiadała, siadając wygodnie i marszcząc lekko brwi, zastanawiając się nad tym, co właśnie próbowała mu przekazać. To nie było proste, bo znowu odnosiło się do uczuć, a ona nie była w stanie poprawnie rozpoznawać tego, co działo się w jej wnętrzu. Zerknęła ponownie w stronę Eliego, by spojrzeć na kolejne słowa. - Nie da się tak naprawdę odgrywać uczuć. Pozwoliłam sobie zauważyć, że to jest mocno osobista sprawa i dla każdego będzie czymś zupełnie innym. Jeden przeżywa złość tak, a drugi inaczej - stwierdziła, wzdychając cicho, by potem przyglądać się przez chwilę kolejnym słowom, starając się wyłowić z pamięci, czy wiedziała o tym nowym asystencie, by ostatecznie pokręcić głową. Sprawa ta wyraźnie ją zdziwiła, bo pomiędzy jej brwiami pojawiła się pionowa zmarszczka, świadcząca o tym, że dziewczyna faktycznie nie znosiła być niepoinformowana o tym, co się dookoła niej działo. Sprawa ta jednak zeszła na dalszy plan, gdy Eli wyraził swoje zdanie. - Proszę, nie. Widziałeś chyba, jak okropnie radziłam sobie z tym całym więziennym tangiem. Nadaję się do tego, jak kwiatek do kożucha - wyjaśniła, a w jej ton wdarła się nieco płaczliwa nuta, jakby Victoria naprawdę miała ochotę się załamać i tym samym zawtórowała ostatniej uwadze chłopaka, wznosząc oczy ku sufitowi i kiwając głową. - Tyle lat i ci się nie uda, bo okazuje się, że nie umiesz zagrać jakiegoś uczucia. Ironia losu.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Eli Rosley
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 164
C. szczególne : Charakterystyczne pieprzyki rozmieszczone symetrycznie pod oczami. Nieproporcjonalnie długie i nieco krzywe palce. Niezwykle bogata mimika twarzy, bo i łatwiej mu się tak komunikować.
Teraz jest cicho... Jakby nie patrzeć, to prawda. Biorąc pod uwagę wcześniejsze wydarzenia w zamku, smoki i cały ten syf, teraz - pewnie intensywnie spędzony czas poza murami Hogwartu. I nie ma problemu; rozwiązać zawiłości zrozumienia tego, co się dzieje w naszym wnętrzu, to przecież zadanie na całe życie jakby nie patrzeć, ha ha! A przynajmniej chyba w jakimś stopniu powinno być takim celem. Mniejszym czy tam większym. "Które konkretnie wydarzenia masz na myśli?"; bo jasne, logicznym było przyjąć, że... w sumie wszystko co się tu stało, z drugiej strony - zawsze była to jakaś subtelna zachęta do większego otworzenia się w tym temacie. Chwilę nie rozmawiali, więc życie prywatne Victorii w ostatnich dniach nieco go omijało. Była szansa to nadrobić, a opuszczona sala teatralna przecież wcale ich nie wyganiała. Jeszcze. "Ciekawe, czy dostaniemy tą "jedyną poprawną" czy to jakieś namawianie nas do otworzenia swojej wewnętrznej kreatywności. Albo siebie. Chyba nie mam w planie otwierać się na grupę uczniów..."; podsumował, wywracając oczami, nawet jeśli naskrobanie tego chwilę mu zajęło. Ale tak, profesor bił o ich subiektywne opinie, tylko, że jeśli będzie chciał z nich wydrzeć odegranie tych prywatnych opinii to... no właśnie, to będzie ogromnym otwarciem się. Całe te rozważania sprawiły, że Eli tym bardziej zaczął kwestionować swoją obecność na tych zajęciach (w sumie i tak miał ograniczone pole popisu z wiecznie związanymi ustami - na co się w ogóle nastawiać?), i chyba tylko chęć utrzymania perfekcyjnych ocen (i punktów dla Krukonów, bo ich ilość bardzo go... trapiła), zwłaszcza z tego przedmiotu, trzymała go uparcie w tym, coby się jednak na teatralnych pojawić. "Bo Fabien wraca!".
Ten entuzjazm nie występował u niego tak często, teraz jednak - jakby nie patrzeć - miał olbrzymie podstawy. I doskonale odmalował się w zamaszystym ruchu dłoni kiedy kończył pisać zdanie, w krzywym uśmiechu, który wcale nie był sarkastyczny czy złośliwy, a jedynie już miał taką tendencję, uśmiechać się lewym kącikiem bardziej; czy złagodnieniu wyrazu twarzy, który przed chwilą jeszcze denerwował się i na punkty, i zajęcia, i na to wszystko, bo przecież takie są prawa dwudziestolatków wierzących, iż już dawno są dorośli (a to zawsze jest kłamstwo). "Wraca i mamy mieć z nim zajęcia. Wyobrażasz sobie?". Przez moment wyglądał jeszcze, jakby chciał coś napisać, ale chyba zawahanie wygrało, bo ten temat na razie na tym się skończył. Podjęty został zaś przerwany wątek. "Nie było tak źle, Vic! Od kiedy cię znam przynajmniej robisz postępy." wyszczerzył ząbki w zaczepnym uśmiechu, chyba w odpowiedzi na jej załamanie. Mierne to było podniesienie na duchu, tym bardziej, że sam marudził, ale kto zabroni? On sobie może być smutny, koledzy nigdy nie mogą, takie prawa ulicy. "Trzeba wierzyć, że wystarczy się pouśmiechać i szczęście zaliczone. Albo dramatycznie zapłakać. Może uzna, że robimy to na tyle tragicznie, że nigdy więcej nie chce nas widzieć?" i naturalnie sobie odpuści, haha. Świetne wyjście z sytuacji. "No, ja się chyba boję nieco mniej. Mnie i tak nie wystawi. Chyba, że zagram drzewo." a to już byłoby rolą życia.
- Których nie - odparła, gdy odczytała jego pytanie i westchnęła cicho, by zamknąć oczy i potrzeć je, zastanawiając się, jak dokładnie odpowiedzieć na to pytanie. - Nie było mnie na statku, kiedy... Ale później było bardzo wiele pracy. Prześladowały mnie sowy, w każdy możliwy sposób, byłam ich kuwetą, śledziły mnie, jakby oszalały, atakowały, trudno powiedzieć, co przyszło im do głowy - stwierdziła ostatecznie, kręcąc lekko głową, bo to naprawdę nie był dla niej najlepszy czas. Była wtedy przemęczona, starała się jakoś pomóc w zamku, ale to wcale nie wychodziło jej zbyt dobrze. Jej zadania, jako prefekta, były wtedy skoncentrowane na próbach zapanowania nad bałaganem, jaki ich otaczał, ale ten jakoś nie chciał się zmienić, nie chciał się skończyć, nie chciał tak po prostu zniknąć, chociaż ona miała wielką ochotę, żeby tak się właśnie stało. Teraz jednak nie było sensu aż tak tego roztrząsać, więc skupiła się na kolejnych słowach Eliego, patrząc, jak rozpisuje je starannie na kartce. - Wierz mi, że ja też nie. Boję się, że spróbuje wydobyć z nas to, czego nie okazujemy - odparła ostatecznie z namysłem, ale zaraz jej uwagę przykuł kolejny napis. Wiadomość o powrocie mężczyzny spowodowała, że uniosła lekko brwi, a potem uśmiechnęła się, kiwając lekko głową, widząc po swoim towarzyszu, że było to dla niego naprawdę ważne. - Szczerze? Nie bardzo. Ale ty chyba sobie to wyobrażasz? Nie była w swoim pytaniu ani trochę złośliwa, raczej ciekawa, tak po prostu, tego, czego mogła się dowiedzieć, tego, jak Eli się na tę sprawę zapatrywał, tego, czego właściwie po tym wszystkim oczekiwał. Było w tym coś miłego, coś prostego, a jednocześnie powodującego, że Victoria zdawała się cieszyć z nim, chociaż gdyby ją zapytał dlaczego, to zapewne nie byłaby w stanie odpowiedzieć. Kiedy zaś przeczytała kolejne słowa, skrzywiła się lekko, wzdychając tylko, pozwalając na to, by chłopak nadal pisał, odsłaniając przed nią kolejne myśli, kolejne wątpliwości, na które aż wzniosła oczy ku sufitowi. Musiała się jednak z nim zgodzić w kwestii odgrywania różnych ról, jednak ostatecznie zauważyła, że jeśli on miał grać rolę drzewa, jej zapewne w udziale przypadnie jakiś gadający kamień. To było równie abstrakcyjne, ale również równie możliwe, biorąc pod uwagę jej artystyczną duszę, która umarła, zanim się urodziła.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Eli Rosley
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 164
C. szczególne : Charakterystyczne pieprzyki rozmieszczone symetrycznie pod oczami. Nieproporcjonalnie długie i nieco krzywe palce. Niezwykle bogata mimika twarzy, bo i łatwiej mu się tak komunikować.
Ah, tak. To, że pokój wspólny zamienił się w sowiarnię było... upierdliwe, również dla Eliego. Generalnie jak już wspominałem, te wszystkie wydarzenia sprawiły, że coraz mniej chciało mu się przebywać w murach szkoły; ba, zaczął urządzać sobie nawet nieco dalsze wędrówki i ponownie polubił się z teleportacją, do której przecież miał ogromny żal przez... długi czas, uważając, że nagiął jakieś swoje wewnętrzne zasady przy zdawaniu egzaminu. "Brr. Przykro mi to słyszeć, Vic :(" skwitował, a dorysowana dramatycznie smutna twarz miała być chyba jakimś miernym pocieszeniem, no bo... co właściwie innego mógł jej powiedzieć? Okropne są momenty, gdy jedna rzecz za drugą decydują się zawalić i nawet nie masz czasu odpocząć tak naprawdę. Wszystko się nawarstwia.
Zmęczenie. Chyba jest się wtedy po prostu strasznie, strasznie zmęczonym. "Jeśli uda mu się wydobyć z ciebie to, czego nie okazujesz, to uznam, że jest lepszy niż ja."; wyszczerzył ząbki. A to byłaby tragedia proszę państwa, on się tu przecież tak bardzo starał! Machnął jednak dłonią, jakby dla podbicia tego, że nie ma co brać tego do siebie. "Nie ma co się martwić. Najwyżej pójdziemy na wojnę z zajęciami artystycznymi.". Jego bezgłośny śmiech był zawsze czymś specyficznym w odbiorze. Dźwięk, którego nie było, a który przecież powinien być - i który kiedyś był, bo przecież w pierwszej czy drugiej klasie Eliemu zdarzało się wyrzucić z siebie jakieś słowo. Ba, wpadka sprzed trzech lat też dotyczyła tego, że powiedział nieco za dużo. "Jasne! Jest mi strasznie głupio, bo prawie w ogóle się do niego nie odzywałem. Myślałem chyba przez chwilę, że ma mnie dość, a potem wyjechał."; zamyślił się przez moment, przymrużając oczy. Oczekiwania. Chciałby mieć oczekiwania, na których się nie natnie...
"Zastanawiałaś się już, co dalej, tak w ogóle?" zapytał jednak nagle, po tej chwili ciszy, w której najwyraźniej wczuwali się w przeznaczone im role - drzewa i kamienia - a jego dłoń na moment zamarła nad pergaminem, zanim nie podniósł tych dwóch czarnych guziczków oczu na dziewczynę. "Studia zaraz się kończą. Zleciało, nie?"
Victoria jedynie lekko się uśmiechnęła i skinęła głową, bo wiedziała, że nie miała tutaj tak naprawdę nic do dodania. To nie był zbyt miły czas, żeby nie powiedzieć, że naprawdę trudny i zastanawiała się, co może się jeszcze wydarzyć, co może ją jeszcze spotkać. Nie zakładała bowiem, żeby ataki smoków i problemy, jakie do tej pory ich otaczały, skończyły się, jak za dotknięciem różdżki. To niestety nigdy tak nie wyglądało, a informacje, jakie podawane były w Proroku Codziennym zdecydowanie nie nastrajały jej pozytywnie. Widziała już całkiem sporo w życiu, więc ostatnie, co teraz by zakładała, to nagłe wyciszenie sprawy, to znalezienie rozwiązania, pstryknięcie palcami i odkrycie, że sprawa była banalnie prosta. Nie było jednak sensu, żeby o tym w nieskończoność dyskutować, więc zerknęła na kolejną uwagę Eliego, żeby po chwili prychnąć. - Dobrze wiesz, że to niemożliwe. Nie wiem, czy komukolwiek do tej pory udała się ta sztuka, nawet kiedy zrywałam z Filinem wyglądało to tak sucho, jakbym odczytywała jakąś mowę z kartki - stwierdziła, uśmiechając się kącikami ust, przez chwilę zastanawiając się nad tym, co ostatecznie spotkało jej byłego chłopaka, ale zaraz machnęła na to ręką, dochodząc do wniosku, że to właściwie jej nie interesowało. Nigdy nie mieli prawdziwie dobrych relacji, a teraz miała świadomość, że tak naprawdę bawili się w związek, czym nudzili się wzajemnie. Wojna z zajęciami artystycznymi brzmiała już nieco gorzej, ale też nie koncentrowała się na kwestiach sztuki aktorstwa, a na czymś innym, więc była skłonna przyjąć, że ta wojna jej się opłaci. - Będziesz miał okazję z nim porozmawiać - stwierdziła prosto, bardzo lekko, jakby to nie było ani trochę trudne, ale znowu, nie miała względem tego żadnych głębszych przemyśleń, czy odczuć, nie wiedziała, jak Eli zapatrywał się na tę sprawę, ale nie sądziła, żeby chciał jej o tym opowiadać. Spojrzała jednak na niego uważnie, unosząc brwi, dając mu tym samym możliwość do tego, żeby podzielił się z nią swoimi przemyśleniami, jeśli chciał. Zaraz jednak Eli wybił ją z toku myśli innym pytaniem, a ona uśmiechnęła się szczerze, bo akurat na to pytanie była w stanie odpowiedzieć. Skinęła więc pewnie głową, zapewniając go, że zamierzała nadal pracować nad miotłami, rozwijać się w tym temacie, stworzyć markę lepszą od Nimbusa, stworzyć coś, o czym będzie mówił cały świat. Małe marzenie, takie niewielkie, ale dokładnie na tym skupiała się Victoria, która dokładnie jak jej przodkowie, mierzyła wysoko. - Nawet nie wiem, jak mogło minąć tyle lat, Eli. To trochę jak magia.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Eli Rosley
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 164
C. szczególne : Charakterystyczne pieprzyki rozmieszczone symetrycznie pod oczami. Nieproporcjonalnie długie i nieco krzywe palce. Niezwykle bogata mimika twarzy, bo i łatwiej mu się tak komunikować.
A szkoda. Skoro już mają te różdżki, to byłoby wspaniale, gdyby mogły właśnie tak po prostu likwidować problemy, nie będę kłamać... Oczywiście, dało się to załatwić zamykaniem oczu na rzeczy, których wolelibyśmy nie widzieć, ale przyjdzie ta pora, gdy trzeba się nauczyć, że ignorowanie wszystkiego nie sprawia, że to znika. I kolejny raz: a szkoda...
Niemożliwe! No, w to zaparcie nie chciał uwierzyć, no. Jasne, musiałby być kompletnym kretynem aby uwierzyć, że Victoria ma w sobie jakieś niesamowite pokłady emocji, których zdecydowała się jeszcze nie ujawnić światu, no ale nie wierzył, że to tak zupeeełnie. Pewnie też przez to, jak bardzo on sam na odczuciach polegał. "Taki twój urok, Vic, ja nie narzekam" zawahał się na moment, żeby na szybko dopisać "...tak dużo", no bo dobra, stara się. Ano, jej były; sam podrapał się po policzku w zamyśleniu, marszcząc tylko brwi po jej machnięciu dłoni. Nie w dezaprobacie na ten gest - raczej w dezaprobacie na jej byłego.
"Teraz będzie chyba trudniej."; wzruszył ramionami. Chciałby, oczywiście, ale Fabien nie widział. A Eli nie mówił. Ta komunikacja zawsze miała braki, niemniej wcześniej, jak już wspominałem, zdarzało mu się otwierać mordę, chociaż szeptem. Teraz? Nie sądzę, żeby nawet powrót Faba mógł to zmienić... i szkoda, bo to takie okazje, co do których wiesz, że przechodzą ci koło nosa, ale w sumie niekoniecznie chcesz podejmować jakieś kroki, aby to zmienić. No bo nie będą sobie też na tak prywatne rozmowy załatwiać mediatora! "Cieszę się, że go zobaczę, ale mam wrażenie, że powinienem jednak się trzymać z daleka."; zafrasował się tą kwestią odrobinę, tylko- no, miało to sens. Tutaj jeden musiałby przełamać coś nieprzełamywanego; a skoro Fabien magicznie wzroku nie odzyska, Rosley musiałby zacząć znowu mówić, coby się tych barier pozbyć. Ogromne wymagania.
Ha, kolejny temat przynajmniej był pozytywniejszy od tych smętów, które tu ciągnęli! Uśmiechnął się więc na jej wywód, samemu więc wyrażając nadzieję, że kiedyś pochwali się obiektami testowymi tych mioteł; oparł następnie dłoń na policzku, wciąż szczerząc w zadowoleniu zęby. "Jestem doszczętnie oburzony tym, że ostatecznie mnie przerosłaś."; bo choć Eli był dzieciakiem wysokim, jako patyczak, to w końcu się zatrzymał... no i Vic wygrała, no. Całe cztery centymetry dumy, kto to widział. "Cieszę się, że wtedy cię spotkałem.".
Victoria skrzywiła się lekko na tę uwagę, przymykając lekko powieki, jakby chciała mu powiedzieć, żeby lepiej uważał na to, czym w nią rzuca. Faktem było, że z uczuciami nie radziła sobie w ogóle, że była w nich pogubiona, że były dla niej nielogiczne, dziwne i paskudnie nijakie. Wciąż zastanawiała się, jakim cudem spotykała się ze Skylerem, ale to było faktycznie niesamowicie szczeniackie, i jak doszło do tego, że umawiała się z Filinem. Choć i tutaj zdołała już sobie jakiś czas temu odpowiedzieć, przyznając, że po prostu była ciekawa, jak to jest, że chciała być taka, jak inni, chociaż nie była. A potem dowiedziała się, jak smakuje zdrada i od tej pory nie bardzo ufała mężczyznom, nie szukając w ogóle żadnych romantycznych relacji. Na całe jednak szczęście te ją omijały, bo jednak była zimna, niczym bryła lodu, a to nikogo nie pociągało. - To jeszcze nie znaczy, że to niewykonalne. Wiem, że może być skomplikowane, ale jestem pewna, że ty znasz bardzo wiele środków wyrazu - zauważyła, by zapytać go, dlaczego uważał, że jednak powinien trzymać się z daleka. To była jednak ważna kwestia, a ona nie chciała przypadkiem czegoś przegapić, nie chciała znowu w coś wdepnąć, tylko dlatego, że nie poświęciła wystarczająco wiele cudzym uczuciom. Chociaż, prawdę mówiąc, bliska była temu, żeby po prostu się z nim zgodzić, skoro tak uważał. Musiała jednak się uczyć, musiała się zmieniać, jeśli chciała żyć w społeczeństwie, a nie gdzieś obok niego. - Nie martw się, już więcej nie urosnę. Chociaż, kiedy skończymy studia i spotkamy się na herbacie, na pewno będziesz musiał mierzyć się z moimi butami na niebotycznym obcasie - powiedziała, śmiejąc się cicho i spojrzała na niego ciepło, skinąwszy głową na znak, że ona również się cieszyła, bo mimo wszystko było miło, mogli porozmawiać, mogli się jakoś wspierać, chociaż byli tak od siebie różni. To jednak, w jakimś sensie, podobni. I może dlatego zupełnie nie przeszkadzało im to, jak się komunikowali, jak się do siebie odnosili i jak się względem siebie zachowywali.
+
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Eli Rosley
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 164
C. szczególne : Charakterystyczne pieprzyki rozmieszczone symetrycznie pod oczami. Nieproporcjonalnie długie i nieco krzywe palce. Niezwykle bogata mimika twarzy, bo i łatwiej mu się tak komunikować.
A może i zgodzić się w tej kwestii było z nim lepiej - przynajmniej ucinało niewygodne tematy, a wydaje mi się, że dopóki sam Eli nie poukłada sobie w głowie, to i w dwójkę niewiele osiągną. Bo owszem, jakąś tam relację można na tych innych środkach przekazu zbudować, ale komunikacja jest jednak bardzo ważnym aspektem, jeśli chcemy zadbać o jej trwałość. Był wdzięczny osobom, które trzymał blisko siebie, za respektowanie jego decyzji w tej kwestii - z narratorskiego punktu widzenia, nie mogę jednak mówić, że to nie odbija się na takich znajomościach właśnie.
Pokrótce więc rozpisał swój punkt widzenia, nie bardzo chcąc się zagłębiać w ten temat - wyjaśnił tylko, że chyba nadal musi pozbierać myśli w sprawie z Fabienem tak czy inaczej, a także przestać mieć w sobie głupie wyrzuty o coś, co wyszło mu na dobre (bo przecież ten wyjazd to był dla niego prawdziwy kołek w serce!), ale że nie ma jej co dalej zamęczać, bo przecież nie przyszli tu narzekać i się dobijać.
Sam jednak radośnie przyjmował wizję tego, że nawet po opuszczeniu Hogwartu, Victoria przynajmniej na ten moment wyraża chęć spotkania się z nim - przytaknął więc tylko równie entuzjastycznie, choć wiedział w duchu, że pewnie jego obecność w świecie magicznym po tym wszystkim będzie minimalna. Ale nie ma co wybiegać w przyszłość, bo zwykle lubimy sobie tak dramatycznie psioczyć, kiedy realia okazują się być jednak zupełnie inne.
Zakładam, że spędzili ze sobą jeszcze chwilę, już bez poruszania teoretycznie problematycznych tematów - Eli jednak wciąż musiał wygrać z zadaniem, a zbliżająca się godzina prędzej czy później wygoniła dwójkę Krukonów do dormitorium, więc narratorsko zabieram obu ze sobą, kończąc tym samym spotkanie w sali teatralnej. Do następnego!
z/t x2
Elaine Morieu
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : fioletowe paznokcie, charakterystyczny zapach perfumy(mieszanka cytryny, mandarynki, konwalii, jaśminu i drzewa sandałowego)
Wiecie co jest gorsze od zapisania się na wszystkie kółka? Potrzeba chodzenia na nie. Artystyczna dusza to nawet obok mnie nie stała, a miałam się wypowiadać, jaką sztukę chciałabym odegrać. Czy w grę wchodzą role ziemniaka, drzewa albo czegoś innego, co nic nie robi, poza samym faktem, że jest? Znając moje zdolności, to jakby miała powiedzieć jedno jedyne słowo, to i tak bym je albo przekręciła, albo w ogóle zapomniała. Lubiłam ludzi, spędzać z nimi czas i cieszyć z ich obecności, ale robić coś na forum, to już zupełnie inna bajka. Szczególnie, kiedy posiada się sztywniejsze ruchy niż u robota. Pojawiłam się w sali jako pierwsza. Mało nie zaśmiałam się sama do siebie z tego powodu. Brakowało tylko tego, by w ostatniej chwili się okazało, że spotkania nie ma, albo przełożony zrobił nam jakiegoś psikusa. Nie żebym się tego po nim spodziewała - po prostu mój szalenie rozpędzony umysł brał pod uwagę wszystkie możliwości. Miałam wielką ochotę wykonać w tył zwrot i opuścić pomieszczenie i już nigdy do niego nie wrócić. Popchnęłam się siłą woli w głąb, z każdym kolejnym krokiem robiąc to co raz bardziej ociężale. Ela, kretynko, w coś ty się znowu wpakowała.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Wchodząc w to miejsce nie wiedział czego się spodziewać, ale kiedy tylko zobaczył śliczną buźkę @Elaine Morieu to do niej podbiegł, gdyż potrzebował sojusznika do realizacji swojego - jak zwykle - głupio-śmiesznego planu, wykazującego jaka to Polska nie jest przezajebista jeśli chodzi o sztukę i kulturę. Zwłaszcza w dziedzinie literatury. Zwłaszcza dramatu. Zwłaszcza, kiedy karty historii znają Juliusza Słowackiego. Który wielkim poetą był. Ano i wiadomo: Słowacki lubi wacki, a to kolejny powód, aby głośno obnażać się ze swoim pomysłem. - Czemść - zaczął głosem niewinnym niczym pierwsze słowa dwulatka. - Czy chciałabyś poprzeć mój pomysł, abyśmy w tym roku wystawili świetny dramat godny Nagrody Merlina i mugolskiego złotego globu za realizację? Czy mówi ci coś takiego jak Balladyna? - Nie liczył na to, ale... Może? Nadzieja umiera ostatnia. W końcu - kto nie chciałby wystawić malinowego kryminału w Hogwarcie? Poza tym Balladyna to taki trochę Makbet. Na upartego można wcisnąć do tej sztuki jeszcze Łęcką i w ogóle na scenie by się zrobił wielki [wstaw dowolne słowo dalekie od burdel]. - Myślę, że mogłoby ci się spodobać. Widzę cię w roli Skierki - uśmiechnął się zachęcająco, gdyż fajnie byłoby się otworzyć w Hogwarcie na kulturę mniejszości narodowych. Ewentualnie mogą zrobić spektakl z Moany, ale to już kontrowersyjny pomysł.
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Nigdy wcześniej jakoś szczególnie nie interesowała ją sztuka i teraz Mina zastanawiała się nad tym, co właściwie robiła w sali przed spotkaniem Koła Realizacji Twórczych. Być może po raz kolejny kierowała nią ciekawość, bo nigdy wcześniej nie była na podobnych zajęciach? Oczywiście jak zwykle w czasie podobnych wypraw towarzyszył jej pyton. Być może dlatego, że usłyszała coś na temat jakiejś sztuki teatralnej i uznała, że w przypadku, gdyby musiała zapamiętać jakiś tekst i go deklamować przed resztą zgromadzonych to Faust będzie mogła służyć jej za suflera. Musiała jedynie wcześniej odczytać wężowi na głos tekst i liczyć, że ten go spamięta. Może i niezbyt mądry plan, ale zawsze jakiś. Przywitała się ze wszystkimi zgromadzonymi w sali teatralnej, gdy już znalazła się w środku i rozejrzała się wokół czy Swansea już przypadkiem nie przybył, bo zdawało jej się, że wbiła na ostatni moment. Najważniejsze jednak, że się nie spóźniła chociaż biorąc pod uwagę jej zapał do chodzenia na różnego rodzaju zajęcia i lekcje.