Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Balkon nad dziedzińcem

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 13 z 21 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14 ... 17 ... 21  Next
AutorWiadomość


Mistrz Gry
Mistrz Gry

Czystość Krwi : 100%
Galeony : 32687
  Liczba postów : 106038
http://czarodzieje.forumpolish.com/t7560-wielka-poczta-mistrza-gry#211658
Balkon nad dziedzińcem - Page 13 QzgSDG8




Specjalny




Balkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 13 EmptyNie 17 Paź - 20:06;

First topic message reminder :



Przez niewielkie drzwi można wyjść na marmurowe schody które prowadząc w dół ku sporego rozmiarów balkonowi. Otaczają go cztery wysokie kolumny, podtrzymując specjalnie zrobiony dach. Dzięki niemu, nawet kiedy pada można tam przesiadywać, bez obawy zmoczenia się.
Posadzka jest wyłożona czarno-białymi płytkami. Te na samym środku robią wrażenie ogromnej szachownicy i rzeczywiście, jeśli tylko ktoś zdobędzie takiej wielkości figury, można tam grać. Z miejsca przy barierce (marmurowej, oczywiście) rozchodzi się widok na cały dziedziniec. Jest to świetne miejsce na obserwowanie innych, bowiem rzadko kiedy komuś przyjdzie na myśl by spojrzeć w górę. Po obu stronach znajdują się kamienne, niewielkie ławeczki.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Esmeralda Moore
Esmeralda Moore

Uczeń Hufflepuff
Rok Nauki : VI
Wiek : 26
Czystość Krwi : 0%
Galeony : 25
  Liczba postów : 13
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9433-esmeralda-moore#262345
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9436-kukusia
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9437-esmeralda-moore#262480
Balkon nad dziedzińcem - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 13 EmptyNie 24 Sie - 23:04;

Es westchnęła zrezygnowana.
-Żal mi ciebie wiesz.....- Powiedziała po chwilce milczenia.
-Nie rozumiem jak można zamykać się w swoim świecie. Świat ma tyle kolorów, tyle barw. A tobie to przechodzi koło nosa. Naprawdę jesteś biedna- Ech ta szczerość cyganki, ale taka była prawda. Jak z tego nie można korzystać. Jak nie można uśmiechnąć się na widok wstającego rano słońca, albo na widok pięknej tęczy która pokazała się podczas deszczu. Dla cyganki taki osoby były po prostu bardzo ubogie......oczywiście w sensie emocjonalnym.
-Mijasz tylu wspaniałych ludzi, tyle cudownych chwil ciebie omija....a ty na to patrzysz bez żadnych emocji- Nie podziwiała jej w żadnym stopniu. Co tutaj było wspaniałego. Jak mogła podziwiać osobę która nie miała żadnych uczuć. A przynajmniej chciała z siebie taką zrobić. Jeżeli sądziła, że to ją uchroni przed zranieniem to była w błędzie. Wcześniej czy później ktoś to zrobi i nie będzie wcale potrzebował do tego znajomości jej uczuć.
Powrót do góry Go down


Elena Marion
Elena Marion

Absolwent Gryffindoru
Rok Nauki : II
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : teleportacja
Galeony : 467
  Liczba postów : 739
http://czarodzieje.my-rpg.com/t536-elena-marion?highlight=Elena+Marion
http://czarodzieje.my-rpg.com/t1070-elena-marion?highlight=Elena+Marion
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9392-elena-marion?highlight=Elena+Marion
Balkon nad dziedzińcem - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 13 EmptyNie 24 Sie - 23:53;

Noo... w końcu cyganka powiedziała coś interesującego, na co Elena mogła zareagować. jednak nie w taki sposób jakby dziewczyna sobie tego życzyła. Elena się uśmiechnęła. Była wręcz rozbawiona. Słyszała to już tyle razy, że już ja to bawiło. Nie szukała współczucia ani podziwu, nie potrzebowała przyjaciół. Mimo, ze mogła nim nazywać nera to łączyły ich głównie interesy. brakuje jej go nie dlatego, ze za nim tęskni. Fakt, nie ma z kim porozmawiać, ale nigdy nie rozmawiała z nim o uczuciach i nie miała takiego zamiaru. Po prostu była dla niej głównie sprzymierzeńcem i trenerem. Treningi z nim sprawiały jej przyjemność, mogła pokazać co umie i doskonalić swoje zdolności, ale w zadnym topniu nie zajął miejsca w jej sercu w którym nie było miejsca dla nikogo. Zranić ją? Można było ją co najwyżej zawieść nie wykonując danego zadania lub obietnicy. Ale jeszcze nikt nie sprawił jej mentalnego lub emocjonalnego bólu. Po każdej porażce potrafiła się podnieść, nie było dla niej rzeczy zbyt strasznej lub nieludzkiej do zrobienia. Była po prostu soplem lodu w ludzkim ciele i była tego w pełni świadoma.
Powrót do góry Go down


Marceline Collins
Marceline Collins

Student Gryffindor
Rok Nauki : III
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 189
  Liczba postów : 161
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10503-marceline-collins
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10506-sowa-marceliny
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10507-marceline-collins-kuferek#288954
Balkon nad dziedzińcem - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 13 EmptySro 22 Kwi - 18:35;

Marcela weszła na balkon i poczekała, aż Nathaniel wejdzie za nią. Chłopak niósł sztalugę i dwa płótna, ona z kolei całą torbę malarskich pierdół - pędzle, farby, szmatki, terpentyna... Rzeczy podprowadzone były z klasy artystycznej, ale w sumie skoro wszystko nie było z zamku zabierane, a jedynie tymczasowo zmieniało miejsce, to w czym problem? Potem się odniesie, ewentualnie ktoś z młodszych uczniów kiedyś zacznie tu przychodzić żeby malować i wtedy to będzie jego problem.
Marcela położyła ostrożnie torbę na podłodze i podeszła do grubej, kamiennej barierki otaczającej balkon i stanąwszy na palcach wychyliła się, opierając się o nią brzuchem. Było ciepło, a cały dziedziniec oświetlało słońce. Uczniów było sporo, ale nikomu nie przyszło raczej do głowy, by patrzeć w tamtą stronę - zresztą, słońce i tak by ich oślepiło, więc nie mieli technicznej możliwości nawet, gdyby akurat chcieli tam spojrzeć.
Po kilku sekundach dziewczyna odwróciła się w stronę Nathaniela.
- Dzięki za pomoc - uśmiechnęła się do chłopaka. - Widzisz, jaki jesteś dobry i uczynny? - dodała, chcąc go nieco sprowokować i wyszczerzyła się.
Marcela popatrzyła na chłopaka jeszcze kilka sekund. Przyszło jej do głowy, że właściwie to chciała się z nim zobaczyć i choć nie chciała się do tego przed sobą przyznać, to wiedziała przecież, że z przenoszeniem rzeczy doskonale poradziłaby sobie sama. Ale skoro w końcu przystała na propozycję wyjścia na wspólnego fajka, to czemu nie poprzeć tego przy okazji kolejnym pretekstem?
Dziewczyna stała przy barierce, a słońce przyjemnie ogrzewało jej plecy. Właściwie po dłuższej chwili w słońcu robiło się zbyt gorąco. Dobrze, że założyła spódnicę, lekką koszulkę z narzuconą na nią bluzą i dość cienkie zakolanówki, bo by się ugotowała, a zbyt wysokich temperatur raczej nie znosiła dobrze. Właściwie, nie znosiła wcale. Na szczęście daszek nad balkonem dawał cień, a dzięki temu fakt, że jej rzeczy były czarne nie sprawiał problemów.
- Dobra, skoro to z założenia miał być szlug, to palimy? Palisz swoje, czy chcesz może pufka? Mam te same co ostatnio, jagodowe balonówki.
Powrót do góry Go down


Nathaniel Woods
Nathaniel Woods

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 339
  Liczba postów : 405
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10490-nathaniel-woods
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10493-sowa-natha
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10494-nathaniel-woods#288855
Balkon nad dziedzińcem - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 13 EmptySro 22 Kwi - 19:15;

Zły Ślizgon noszący uroczemu karzełkowi sztalugę i dwa płótna, to raczej niespotykany widok. Ale jednak w Hogwarcie zdarzały się i takie wyjątki. Co prawda Woods na to nie narzekał, w końcu rzeczy nie były ciężkie, a on mógł trochę czasu spędzić z Marcyś. Oczywiście się do tego nie przyznawał, a pretekst ”Chodźmy na szluga” był idealny! Nie sądził żeby Collins zorientowała się, że przyszedł – i napisał list- z jej powodu. Bo przecież chodziło o papierosy…
Toczył się za dziewczyną z tym wszystkim w łapkach, oczywiście musząc zahaczyć o każdą jedną ścianę. Co kilka minut było słychać ciche przekleństwo rzucane w stronę sztalugi i płótna, nie były ciężkie ale spore i troszeczkę krępowały jego ruchu. Na szczęście balkon nie znajdował się daleko, co oznaczało że ani Woods, ani cały sprzęt Marcyś nie ucierpiał.
Kiedy znaleźli się na miejscu, brunet położył wszystkie rzeczy na ziemi, tak by razem z dziewczyną się o nie pozabijali. Szybko poniósł wzrok, kiedy Gryfonka wychyliła się nieco za barierkę. Już miała dość jego towarzystwa i chciała skoczyć? Nath lekko się uśmiechnął, a następnie oparł się o zimną ścianę, która znajdowała się zaraz za nim. Tylko tam było odrobinę cienia, w końcu był piękny i słoneczny dzień, a słońce padało dosłownie wszędzie. Nadal wpatrywał się w Marcelę, która zainteresowana błoniami tętniącymi życiem, nie zwracała najmniejszej uwagi na Woods. Dobrze dla niego, przynajmniej mógł się pogapić, nie? #Naczelny-podrywacz-Hogwartu
-Nie ma sprawy- wyszczerzył się w jej stronę, a następnie usłyszawszy jej kolejną wypowiedź, przewrócił oczami i skrzyżował ręce na klatce piersiowej- Nie jestem dobry, ani uczynny- powiedział jak do dwuletniego dziecka, tak aby Maryś dokładnie zrozumiała każde słowo. Właściwie gdyby zapytała czemu jej pomógł, pewnie nie znalazłby dobrej odpowiedzi. Ale był zły. Tak.
-Palę swoje- powiedział z uśmiechem na ustach. Następnie wyjął paczkę Volde-Mortów z kieszeni, wziął jednego i szybko odpalił. Teraz to on podszedł pod barierką i wygodnie na niej usiadł, właściwie jeśli Collins dobrze by w niego uderzyła, mogłaby go stamtąd zrzucić, miejmy jednak nadzieję, że tego nie zrobi. Zaciągnął się papierosem i spojrzał na Gryfonkę.
-Rozmawiałem Z Vitt- powiedział nieco zachrypniętym głosem, który był jedyną oznaką że Nattie się denerwował. Sam nie wiedział co chciał powiedzieć Marceli, że jak zwykle okazał się być kretynem i bez problemu się pogodzili? Choć Blanco pewnie zrozumiała przekaz: Nie możesz jej nic zrobić, koniec. Gorzej jeśli nie i przez Natha Marcyś będzie miała jeszcze bardziej przejebane. Ale hey, miała swojego pieska Woodsa, który (choć pewnie o tym nie wiedziała) był na każde jej skinienie. Żyć nie umierać. Przymknął oczy i podniósł głowę do góry, tak aby słońce ogrzało całą jego twarz, zapowiadał się piękny dzień.
Powrót do góry Go down


Marceline Collins
Marceline Collins

Student Gryffindor
Rok Nauki : III
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 189
  Liczba postów : 161
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10503-marceline-collins
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10506-sowa-marceliny
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10507-marceline-collins-kuferek#288954
Balkon nad dziedzińcem - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 13 EmptySro 22 Kwi - 19:38;

Na słowa Natha Marceline jedynie zaśmiała się. Tak, prowo jednak nie takie marne!
- Dobra dobra, nie stresuj się tak, przepraszam za tę "obrazę" - wyszczerzyła się do niego, a choć przeprosiła, to w jej głosie nie było słychać choć cienia skruchy.
Zerknęła krótko w stronę rzeczy, które Nathie dla niej przytaszczył, jakby upewniając się, że są całe. Niby wiedziała, że wszystko w porządku, ale przekleństwa Natha co parę metrów brzmiały co najmniej tak, jakby to wszystko potrzaskał, oblał kwasem, podpalił, ugasił, potem znów podpalił, pogryzł i jeszcze wyrzucił z dziesiątego piętra. Popatrzyła chwilę na złożoną sztalugę, zastanawiając się, czy może teraz jej nie rozkręcić, ale stwierdziła, że najpierw odpoczną sobie ze szlugiem, a potem ewentualnie się w to pobawi.
- No dooobra... Najwyżej się jeszcze wymienimy później. - zarządziła, po czym usiadła na barierce. Przekręciła się tak, że jej nogi wystawały na zewnętrzną część balkonu - na szczęście barierka była stabilna i dość szeroka, więc nawet się nie bała. Właściwie to lubiła siedzieć w takich miejscach. Kiedy już podpaliła papierosa, w myślach zachwycając się mugolską technologią wytwarzania zapalniczek, złapała się jedną ręką ze wewnętrzną stronę barierki, jakby chciała się poczuć nieco stabilniej. Zaciągnęła się dymem powoli, po czym wypuściła słodki dym z płuc. Siedziała, machając nogami i przymknęła lekko oczy. Mimowolnie uśmiechnęła się. Uwielbiała wiosnę - wszędzie pachniało kwiatami, a słońce jeszcze nie grzało zbyt mocno, za to dawało łagodne, przyjemne ciepło. Posiedziała tak jeszcze przez parę chwil, niemalże rozkoszując się tą całą otoczką, ale kiedy Nath odezwał się po raz kolejny, otworzyła oczy i spojrzała prosto na niego.
- Co jej powiedziałeś? - powiedziała po krótkiej chwili ciszy, chrząkając. - Mam nadzieję, że nie za dużo... - dodała ciszej, prawie szeptem. W gruncie rzeczy spodziewała się, że chłopak jej o tym powie, bo w końcu się przyjaźnili, ale wolałaby, żeby jednak tego nie robił. W końcu nie wiadomo, co odwali tej psychopatce, a ona jednak nie miała ochoty się z nią użerać. No, i wolała, żeby nie miała pojęcia o jej chwilowych słabościach. I tak fakt, że Nathaniel już się o nich dowiedział niezbyt jej się podobał - mimo że go lubiła, a nawet prawie można było powiedzieć, że się przyjaźnili, to jednak troszkę się bała, że będzie ją przez to uznawał za słabą. Żałowała, że nie może go ot tak zapytać o taką rzecz, ale to przecież było takie... głupie. Była na takie rzeczy zbyt zamknięta. I zbyt trzeźwa.
Powrót do góry Go down


Nathaniel Woods
Nathaniel Woods

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 339
  Liczba postów : 405
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10490-nathaniel-woods
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10493-sowa-natha
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10494-nathaniel-woods#288855
Balkon nad dziedzińcem - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 13 EmptySro 22 Kwi - 21:56;

-Jako że Cię lubię, na przeprosiny zrobisz mi omlety, stoi?- zaśmiał się chłopak, robiąc maślane oczka w stronę Gryfonki. Omlety i naleśniki były sensem jego życia, w dodatku kiedy dowiedział się, że Marcela umie robić te pierwsze i być może drugie, prawie padł ze szczęścia. Bo jeśli będzie dla niej wystarczająco miły, to może mu coś ugotuje! Miał taką cichą nadzieję, bo jak to szło? Przez żołądek do serca! Przynajmniej u Natha.
Jego wzrok powędrował w miejsce, w które wpatrywała się Collins. Sztaluga i płótna. Spodziewał się tego, w końcu dotarcie do balkonu z tym wszystkim nie było łatwe, więc pewnie blondynka wolała się upewnić czy wszystkie rzeczy przeżyły. Zresztą Nattie był genialny, a żadne zadanie nie było dla niego trudne, dlatego Gryfonka nie miała czym się martwić.
-Dobra- powiedział uśmiechając się przyjacielsko, bo niby czemu miałby nie palić jednego za drugim? Dokończył papierosa i spojrzał na dziewczynę, która usiadła obok niego. Kiedy zobaczył w jej ręce to dziwne urządzenie, które wytwarzało ogień, lekko się skrzywił. Miał ochotę krzyknąć: Co to za czarna magia!? Ale ostatecznie się powstrzymał, jedynie wskazał na zapalniczkę i podniósł pytająco brwi, nie wymawiając ani słowa. Był nieźle zszokowany, nigdy w życiu nie widział takiego dziwnego czegoś.
-To co musiałem?- zapytał właściwie sam siebie. Bo w końcu tylko jej nawrzucał, że jest zła i nie wolno jej się zbliżać do Marcyś. A później… Tak, pocałowała go. Ale co z tego? W końcu to był chyba przyjacielski pocałunek? Przynajmniej tak myślał Woods, ponieważ Vittoria była dla niego jak siostra, a on dla nie jak…? No właśnie, Nattie sądził że jak brat, jednak chyba się mylił. Oczywiście nie chciał do siebie dopuścić myśli, że jego ukochana przyjaciółka była w nim zakochana. Nie, po prostu nie. Nawet by mu to przez gardło nie przeszło. Dlatego też wolał nie mówić o tym Marcyś, mimo tego że nic takiego ich nie łączyło (jeszcze) jakby się bał, bo zależało mu na jej zdaniu. Uhg Woods weź się w garść, pomyślał szukając odpowiednich słów.
-Coś takiego jak wtedy, nigdy się nie powtórzy- powiedział szybko składając jakoś zdanie, żeby miało choć trochę sensu. Oczywiście chodziło o zdarzeniu sprzed kilkunastu dni, kiedy to Blanco zaatakowała i powiedziała trochę niemiłych rzeczy Marcelinie. Brunet oparł się rękami o murek i przez chwilę patrzył prosto w oczy blondynki. Nigdy nie był dobry w mówieniu o ważnym sprawach, zawsze wolał wszystko przemilczeć, albo się napić, a potem mówić. Sam nie wiedział co może powiedzieć Collins, a co wypadałoby zachować dla siebie. Więc po prostu czekał na jej reakcję, może najzwyczajniej zapyta o najważniejsze momenty, albo karze mu opowiedzieć wszystko? Dlatego też siedział i gapił się na nią jak głupi, mając nadzieję że jest bardziej odważna od niego, w końcu była Gryfonką a jedną z cech tego domu była odwaga, prawda? Za to Nattie powinien być sprytny, ale za to był lekko upośledzonym ziemniakiem. Nie ma co, dobrali się.
Powrót do góry Go down


Marceline Collins
Marceline Collins

Student Gryffindor
Rok Nauki : III
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 189
  Liczba postów : 161
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10503-marceline-collins
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10506-sowa-marceliny
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10507-marceline-collins-kuferek#288954
Balkon nad dziedzińcem - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 13 EmptyCzw 23 Kwi - 16:22;

- Wiesz, w ramach skruchy po prostu daruję ci życie. - odparła, szczerząc się. Rzeczywiście to zabrzmiało bardzo łaskawie, bo przecież ona ze swoim metrem sześćdziesiąt, blond włoskami i właściwie całkiem uroczym wyglądem sprawiała wrażenie tak groźnej i złej, że sam Salazar płakałby ze strachu na jej widok. Mimo wszystko, samej idei z omletami tak naprawdę nie odrzucała, bo w sumie zawsze można się dostać do szkolnej kuchni, a mogłoby być całkiem zabawnie.
Siedzieli jeszcze przez jakiś czas, dopalając powoli papierosy. Gdy zobaczyła, jak Nathie spojrzał na zapalniczkę, wyszczerzyła się niemalże z dumą.
- Fajne, nie? Zobacz, jak się tak lekko przyciśnie, to słychać jak syczy. Bo tam w środku jest skroplony gaz! Mugole jednak mają fajne pomysły, nieźle sobie radzą bez magii. - powiedziała, przy okazji demonstrując chłopakowi, o co chodzi z tym gazem. Był to w końcu nieliczny z mugolskich wynalazków, których działanie rozumiała, więc trzeba było się pochwalić.
- A niby taka słaba z mugoloznastwa jestem, pf. Co oni wiedzą. To, że nie wiem co to te komputry o niczym nie świadczy. - mruknęła ciszej, bawiąc się zapalniczką.
W końcu dziewczyna zaciągnęła się papierosem po raz ostatni, a cały tytoń wypadł ze środka. Westchnęła z rozczarowaniem i wyrzuciła pusty filtr, po czym oparła się obiema rękami o barierkę.
- To co musiałeś, czyli?
Spytała, nieco zaniepokojona. Naprawdę zależało jej na tym, żeby nikt nie dowiedział się o tym. Skoro i tak wyszło na to, że pobiegła na skargę - choć nie zgadzało się to z prawdą, bo Nath po prostu zaczął z niej wszystko wyciągać - chciała zachować choć resztki godności.
"Coś takiego jak wtedy, nigdy się nie powtórzy".
Oho, czyli Nath najwidoczniej zadziałał całkiem skutecznie. Ciekawe tylko, jakim kosztem? Mimo wszystko miała nadzieję, że się nie pokłócili, bo nie chciała być powodem końca czyjejkolwiek przyjaźni - nawet kogoś takiego, jak Vittoria.
Chłopak patrzył jej w oczy, a Marcela nie odwracała wzroku. Nie czuła się pewnie, bo nie wiedziała, czy oby na pewno chce do tego wracać, a obawa, że coś mogło się wtedy stać to potęgowało. W końcu widziała, że Vitt czuła do Nathaniela coś więcej, choć się tego wypierała - ale takie rzeczy mogą umknąć każdemu, tylko nie Marceli. Znała się na ludziach, nie bez powodu przychodzili do niej z problemami. Wiedziała o nich rzeczy, których czasami oni sami o sobie nie wiedzieli, bo próbowali się oszukiwać.
Szkoda tylko, że nie działało to wtedy, kiedy musi określić czyjś stosunek do samej siebie. Wtedy już powstawał problem - i dokładnie tak było z Nathem.
- No, słucham. Od początku do końca. - powiedziała tonem niby łagodnym, ale niecierpiącym sprzeciwu. Twardo patrzyła w jego oczy, a po jej twarzy widać było, że wyczekuje odpowiedzi. Sama nie wiedziała, czy na pewno chce wiedzieć wszystko "od początku do końca", ale gdy zdała sobie sprawę, że to wygląda na zazdrość, od razu postanowiła jednak wziąć wszystko na siebie, całą prawdę, niezależnie od tego, jaka była. Tak po gryfońsku.
Powrót do góry Go down


Nathaniel Woods
Nathaniel Woods

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 339
  Liczba postów : 405
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10490-nathaniel-woods
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10493-sowa-natha
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10494-nathaniel-woods#288855
Balkon nad dziedzińcem - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 13 EmptyCzw 23 Kwi - 16:52;

-Jakaś ty łaskawa- powiedział i ukłonił się przed dziewczyną. Oczywiście że była straszna, bo niby kto by się nie bał takiego karzełka? Który w ułamku sekundy może zabić! Dlatego też Woods wolał pozostać milutkim, żeby przypadkiem nie zrobiła mu krzywdy. (XDD)Choć nadal zastanawiał się czym zrobimy mu te omlety? Oczywiście miał zamiar o to zapytać, ale jeszcze nie w tym momencie.
-Czarna magia- szepnął w jej kierunku i dotknął zapalniczki, szybko cofając rękę. Jakby co najmniej mogła go zabić. Nigdy nie miał styczności z mugolskimi rzeczami, w końcu wychowywał się w rodzinie czarodziejów, a w jego domu nie było ani jednego tak dziwnego urządzenia. Dziwił się, że Marcyś posiadała takie rzeczy, przecież też pochodziła z czysto krwistej rodziny, ale jednak! Nattie uśmiechnął się do przyjaciółki, kiedy zirytowana opowiedziała o swojej wiedzy z mugoloznastwa. To był chyba jego najbardziej znienawidzony przedmiot, zważając na to, że zawsze na nim przysypiał. Ale Collins miała rację, w końcu po co mieliby wiedzieć czym są te całe komputry.
Dłuższą chwilę zastanawiał się jak to wszystko ładnie ująć. W dodatku kiedy blondynka chciała usłyszeć WSZYSTKO. Wziął głęboki wdech i odwrócił od niej wzrok, przynajmniej teraz czuł się pewniej. Nie lubił patrzeć ludziom w oczy, nie kiedy musiał z nim poważnie porozmawiać.  Jakby skoczył z tego balkonu to uniknąłby całej sprawy, całkiem dobry plan? Niestety znając jego szczęście, połamałby wszystkie kości.
-Dobra. Spotkaliśmy się na błoniach, powiedziałem jej to co musiałem, czyli że jest zła i niedobra. Oczywiście zaznaczając, że to ma się nie powtórzyć. Być może troszeczkę na nią nakrzyczałem, ale rozumiesz emocje. A później…- na chwilę zamilkł, zastanawiając się czy powinien ominąć tę część. Jednak jak na faceta i Ślizgona przystało kontynuował- Później mnie pocałowała i odeszła, więc za nią pobiegłem, no bo hey jest moją przyjaciółką, a coś zrobić musiałem. Pogadaliśmy od serca i sprawa wyjaśniona. Tak- powiedział lekko przestraszony, ponieważ bał się reakcji Marcyś. Miał tylko porozmawiać z Vittorią, w dodatku bez krzyków i pocałunków, niestety nie wyszło. Woods nadal wpatrywał się przed siebie, cicho odchrząknął i spojrzał na Gryfonkę. Znów starał się znaleźć odpowiednie słowa. Może coś w stylu: Jesteś dla mnie ważna, nie skreślaj mnie dlatego, że bawię się w attention whore. Jednak (znowu) siedział i się gapił.
-Tamten pocałunek nic nie znaczył, nie dla mnie, dla niej też nie- jak zwykle próbując się tłumaczyć, zaczął plątać mu się język. Sam nie wiedział dlaczego chciał jej wyjaśnić całe zajście, jakby co najmniej byli razem, a on postanowiłby ją zdradzić, przez co musiałby się tłumaczyć. A przecież była jedynie jego znajomą, albo przyjaciółką. Nikim bliższym… Tak? Ponownie obrócił wzrok, ale tym razem przeniósł go na uczniów biegających po błoniach. Miał nawet plan! Zacząć myśleć o czymś innym, żeby trochę się odstresować. Cała sytuacja zrobiła się dość napięta. Brunet odpalił kolejnego papierosa, spojrzał na ,Marcyś i uśmiechnął się do niej… Przepraszająco.
Powrót do góry Go down


Marceline Collins
Marceline Collins

Student Gryffindor
Rok Nauki : III
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 189
  Liczba postów : 161
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10503-marceline-collins
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10506-sowa-marceliny
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10507-marceline-collins-kuferek#288954
Balkon nad dziedzińcem - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 13 EmptyCzw 23 Kwi - 17:51;

Marceline uśmiechnęła się. No, może groźnym wyglądem nie powalała, ale jak trzaśnie zaklęciem, to klękajcie narody!
- A no tak, zapomniałam, że Ślizgoni są raczej mocno sceptyczni. Na szczęście ja mam gdzieś takie pierdoły - stwierdziła. - Ale poza tym i tak nic nie ogarniam na tym mugoloznastwie. Zapalniczkę dostałam kiedyś od kolegi, zawsze się śmiał, że przekręcam mugolskie nazwy...
No, to był w sumie całkiem udany prezent. Co prawda całkowicie uniemagicznione to nie było, bo gaz się nigdy nie kończył, ale i tak Marcela uznawała to za największy wynalazek w dziedzinie mugolskiej technologii.
Marcela patrzyła na chłopaka wyczekująco. Gdy odwrócił wzrok już wiedziała, że albo coś schrzanił, albo... sama nie wiedziała, co albo, ale wyglądało na to, że dla Natha to był trudny temat. Więc coś się stało. Gdy ten w końcu się odezwał, słuchała go uważnie, nieustannie na niego patrząc.
- Później...? - mruknęła, gdy chłopak przerwał, jakby chcąc potwierdzić, że słucha i nacisnąć na niego, by kontynuował. Już wtedy w jej głowie pojawiły się pytania, ale postanowiła zostawić je na koniec.
Kolejna część wywodu sprawiła, że Marcela poczuła, jakby ciężki kamień opadał jej na samo dno żołądka. A potem się zapalił i wybuchł.
Marceline wyciągnęła papierosa z paczki, nie zważając na to, że to mogło wyglądać podejrzanie - ot tak zapalić akurat w tym momencie, kiedy usłyszała coś kluczowego. Miała nadzieję, że Nath tego nie zauważy, albo chociaż nie zinterpretuje we właściwy sposób. To była dokładnie ta rzecz, której Marcela wolałaby nie wiedzieć i choć wcześniej o tym nie wiedziała, to zrozumiała to w chwili, gdy padły słowa o tym cholernym pocałunku. Była na siebie zła, że tak zareagowała, ale w tamtej chwili w ogóle z tym nie walczyła.
- Czy dla niej nic nie znaczył to nie wiem, znasz moją opinię na ten temat. - odparła rzeczowo, choć ciężko było jej o tym mówić. Na szczęście po Ślizgonie widać było, że dla niego to tylko przyjaciółka. To sprawiło, że czuła się nieco pewniej, jednak gdy wyobraziła sobie, jak to wyglądało, to musiała się powstrzymać, by nie potrząsnąć głową, chcąc wyrzucić ten obraz z głowy. Wiedziała doskonale, że takie sytuacje się na pewno zdarzały milion razy z różnymi dziewczynami, ale to było abstrakcyjne. Teraz mowa była o czymś, co było jaśniej określone. Skarciła się w myślach, że tak reaguje, przecież on nie był dla niej kimś tak bliskim. A może był? Nawet nie chciała się nad tym zastanawiać, ale kamień w żołądku dalej dawał o sobie znać, a papieros jakby palił się w szybszym tempie. Nie wiedziała też, co myśleć o tym, że chłopak jakby się... tłumaczył. Czuł się winny? Tylko dlaczego? Skoro to ona go pocałowała, a nie on ją?
- Hn, Nathie - zaczęła po kilku chwilach ciszy, patrząc prosto na niego. - Dlaczego aż tak cię to zdenerwowało? Wiesz, że zareagowałeś tak ostro.
Po tym pytaniu od razu spojrzała w dół, jakby żałując, że w ogóle zadała to pytanie. Z żywym zainteresowaniem wpatrywała się w swoje kolana, podciągnęła wyżej zakolanówki powolnymi ruchami, tak, by nie upuścić papierosa. Zaciągnęła się po raz kolejny, zerkając na niego kątem oka.
Powrót do góry Go down


Nathaniel Woods
Nathaniel Woods

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 339
  Liczba postów : 405
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10490-nathaniel-woods
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10493-sowa-natha
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10494-nathaniel-woods#288855
Balkon nad dziedzińcem - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 13 EmptyCzw 23 Kwi - 19:37;

Dobra, nie wyglądała na groźną. Ale za to była urocza! Woods był tym złym a ona była tą słodką, idealnie.
-Żebyś wiedziała, wszystkie takie urządzenia mnie przerażają- powiedział dokładnie oglądając zapalniczkę, którą Collins trzymała w ręce. Oczywiście sam jej w łapki nie chwycił, bo przecież to mogło mu zrobić krzywdę- Mugolskie nazwy są okropne! Te wszystkie komputry i inne- oznajmił z irytacją w głosie, nigdy nie podobało mu się mugoloznastwo, bo i tak nic z niego nie zapamiętywał, a wszystkie nazwy były skomplikowane.
Kątem oka dostrzegł, że blondynka wyciągnęła kolejnego papierosa. Dokładnie w tym momencie, kiedy powiedział jej o Vitt. To nie był dobry znak, on palił kiedy miał dobry humor, albo kiedy się denerwował. Miał nadzieję, że Marcela nie działa podobnie, tylko miała ochotę na kolejnego papierosa.
-Wiem, wiem i wiem- powiedział przewracając oczami, pewnie Collins miała rację. Na początku myślał, że to bzdury. W końcu jakim cudem jego ukochana przyjaciółka, która była dla niego jak siostra, mogła się w nim zakochać. To było wręcz niedopuszczalne. Dobra, być może Nattie trochę jej w tym pomógł. Na jednej z wielu imprez, której Nath praktycznie nie pamięta, pocałował Blanco, a może ona jego? Sam tego nie wiedział, był tylko świadom, że zbytnio się do siebie zbliżyli. On jak zwykle tylko się nieźle uśmiał na następny dzień, machnął ręką i po sprawie. Bo nie miał się czym przejmować! Nadal traktował ją jak przyjaciółkę, a ich relacja stała się jeszcze silniejsza. Był przekonany, że tamten pocałunek nic nie znaczył dla niego i Vitt. Jak zwykle się mylił, a teraz w dodatku cała sytuacja się powtórzyła, tyle że na trzeźwo. Może i Nath nie miał by nic przeciwko jeśli: Po pierwsze, Blanco nie była dla niego jak siostra. Po drugie, gdyby to było normalne spotkanie, a nie takie, które miało ją uświadomić, że jest zła. Po trzecie, gdyby coś do niej czuł. Po czwarte, gdyby nic nie czuł do Marcyś. Bo coś czuł do tej Gryfonki, choć sam nie wiedział co? Może po prostu bardzo ją polubił, a może się w niej zakochał? Co by to nie było, nie chciał sobie dać tego przetłumaczyć. Wpajając do swojego małego mózgu, że to pewnie zwyczajnie zauroczenie jej osobą.
-Bo jestem nerwowym człowiekiem- odparł bez zastanowienia, zdając sobie sprawę, że pięciolatek wymyśliłby lepszą wymówkę. Niestety nic nie przychodziło mu teraz na myśl. Po chwili brunet zeskoczył z murku i stanął przed sztalugą, która leżała na podłodze.
-To jak rozkładamy?- zapytał żeby zmienić temat. Musiał coś zrobić, cokolwiek. Mógłby pobiegać albo poskakać. Po prostu musiał się ruszać, bo miliony emocji, które się w nim dusiły jakby chciały wybuchnąć. Uśmiechnął się na zachętę do Marcyś, a następnie podniósł sztalugę, za cholerę nie wiedział jak się za to zabrać. W końcu nigdy jej nie składał, nawet nie miał z nią do czynienia. Więc po prostu stał jak palant, patrząc bezradnie na Gryfonkę. Pewnie gdyby sam chciał to zrobić, nie wyszłoby za dobrze. Dlatego też czekał aż Collins ruszy pomóc biednej damie w opresji.
-Zjadłbym omleta- teraz mu się przypomniało, że właściwie jest głodny. Zrobił minę zbitego szczeniaka, czemu Marcyś nie przyniosła ze sobą omletów? Ciężkie życie Woodsa.
Powrót do góry Go down


Marceline Collins
Marceline Collins

Student Gryffindor
Rok Nauki : III
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 189
  Liczba postów : 161
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10503-marceline-collins
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10506-sowa-marceliny
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10507-marceline-collins-kuferek#288954
Balkon nad dziedzińcem - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 13 EmptyCzw 23 Kwi - 20:34;

Marcela pokręciła głową, uśmiechając się pobłażliwie. Okej, poziom znajomości mugoloznastwa Marceli i Natha był identyczny, ale jednak ona tego przedmiotu aż taką antypatią nie darzyła.
...No dobra, może darzyła. Ale przynajmniej otwarcie przyjmowała nowinki technologiczne ze świata mugoli, jeśli były fajne!
Na kolejne zdanie jedynie przytaknęła gorliwie, bo zgadzała się w stu procentach. Co to w ogóle miały być, te komputry? No i po co to komu? Siedzą i gapią się godzinami w jakiś mały kartonik, przez który jeszcze rozmawiają z innymi mugolami.
...jeśli to o ten kartonik chodziło, bo nie za bardzo wtedy uważała.
Kiedy Nath się z nią zgodził, spojrzała na niego krótko jakby z niedowierzaniem - w końcu spodziewała się wielu rzeczy, ale nie tego, że przytaknie. W końcu wcześniej dałby sobie ręce obciąć, że to tylko przyjacielska relacja z obu stron, nie? Jednak okazało się, że przyjaźń była tylko z jednej strony, a Marcela miała nadzieję, że na pewno tylko z jednej. Samo wyobrażenie tej pary razem było dla niej dziwnie... bolesne, chociaż nie chciała się do tego przyznać. Wmawiała sobie, że lubi Natha za bardzo, by zgodzić się na związek z tak zawistną psychopatką. W końcu to też jej kolega. Przyjaciel. Ktoś tam. Cholera wie.
"Bo jestem nerwowym człowiekiem". Marcela powstrzymała się, by nie prychnąć pod nosem. Cóż, mistrzem wymówek to on nie był, tego nie dało się w tamtym momencie nie zauwazyć, ale cóż. Mimo że mogło to brzmieć zabawnie, dziewczyna nadal była ciekawa, czemu właściwie chłopak to zrobił. No bo po co mu to? Po pierwsze ona była Gryfonką, a on Ślizgonem, a Nath - podsumowując: pokłócił się ze swoją przyjaciółką, która była dla niego jak siostra tylko i wyłącznie z powodu Collins, nakrzyczał na Vitt i załatwił to wszystko tak, by ona była bezpieczna i nikt się jej nie czepiał.
Marceline naprawdę była upośledzona, jeśli chodzi o wyczytywanie uczuć tego typu innych wobec niej, ewentualnie bardzo się postarała, by nie mieć dziwnych podejrzeń, ale naprawdę ich nie miała. Dla niej to wszystko stanowiło zagadkę, bez żadnych  domysłów.
Marcela dopaliła papierosa, a wtedy chłopak wstał. Chwycił sztalugę złożoną w walizkę za rączkę u góry i podniósł nieco nieporadnie, a dziewczyna zeskoczyła z balustrady i podeszła bliżej, odwzajemniając uśmiech Nathaniela. Gdy zobaczyła jego uśmiech, poczuła śmieszne mrowienie w żołądku, ale kolejne słowa chłopaka podsunęły jej wymówkę. Tak, ona też była głodna. Na pewno.
- No, teraz chyba nie bardzo jest jak. Ale kiedyś zrobimy, co nie? - spytała. , wcale nie szukała głupich pretekstów, żeby się spotkać. Skąd ten pomysł? Cooo? Nawet nie ma takiej opcji, nie w tym przypadku, Marcela i takie rzeczy?
Popatrzyła na Woodsa jeszcze przez chwilę, gdy tak stał i wgapiał się w sztalugę, jakby szukał sensu istnienia. W głowie zsumowała całą rozmowę, a wtedy poczuła potrzebę, by mu jakoś podziękować. W końcu wypadało. Naraził swoją przyjaźń dla niej, a kim ona dla niego była? Nie wiedziała jednak jak to zrobić, więc po prostu podeszła do niego powoli, przestępując kroczek po kroczku, jakby próbując odwlec tę chwilę - mimo że przecież chciała, ale trudno to wytłumaczyć, bo to Marcyś. W końcu gdy znalazła się dość blisko, po prostu się do niego przytuliła.
- Dziękuję, Nath. - tylko tyle. Postała tak jeszcze chwilę, zastanawiając się, czy jej zaraz za to nie zabije, pozachwycała się jego zapachem zbliżonym do basenu wypełnionego amortencją i w końcu odsunęła się. Wciąż trochę skrępowana pociągnęła rękę Natha, w której zwisała sztaluga i postawiła ją w ten sposób na ziemi. Stanęła naprzeciwko niego, a dzieląca ich sztaluga trochę niwelowała jej zakłopotanie.
- Patrz, to jest tak. - otworzyła zatrzaski, które trzymały całość razem i zaczęła rozkładać całość. Postawiła nóżki, dopasowała ich wysokość do swojego wzrostu i wskazała chłopakowi na śrubki, które trzeba było dokręcić.


Ostatnio zmieniony przez Marceline Collins dnia Sob 25 Kwi - 9:58, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down


Nathaniel Woods
Nathaniel Woods

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 339
  Liczba postów : 405
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10490-nathaniel-woods
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10493-sowa-natha
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10494-nathaniel-woods#288855
Balkon nad dziedzińcem - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 13 EmptyPią 24 Kwi - 12:10;

Nath naprawdę twierdził, że mugoloznastwo jest głupie. Większość uczniów pochodziła z rodzin typowy magicznych, jedynie nieliczni z  nich chcieli się uczyć o mugolach, którzy według Woodsa byli dziwni. Co prawda wynaleźli kilka ciekawych urządzeń, przynajmniej tak mu się wydawało, bo żadnego nie miał w rękach. Dziwił się, że to wszystko może dobrze działaś bez magii! Może i ci mougole nie byli aż tak źli?
Musiał się zgodzić, nawet nie miał ochoty kłamać. W końcu był przekonany, że Blanco chciała być nie tylko jego przyjaciółką. Ciekawe ile jeszcze bliskich mu dziewczyn, będzie czuło do niego coś więcej? Nawet nie chciał o tym myśleć. Jedynie lekko potrząsnął głową, żeby odrzucić to wszystko od siebie. Chyba musiał porozmawiać z Vitt… Po raz kolejny, miał tylko nadzieję, że nie skończyłoby się tak jak wcześniej czyli na pocałunku. Jednak nie chciał poruszać tego tematu z Marcyś, nie wiadomo jakby zareagowała, w dodatku znając Woodsa palnąłby jakimś głupim tekstem. Przez co zrobiłoby się niezręcznie. Prawda była taka, że gdyby nie zjawiła się Collins może i coś by wyszło, z niego i Blanco. Czy to oznaczało, że Marcela była kim ważnym? Nie? Prawda?...Nie…
Pff, pewnie gdyby Nattie miał więcej czasu, zdążyłby wymyślić coś o wiele lepszego. Niestety nie miał, przez co rzucił najprostszym tekstem. Gdyby sam dłużej się zastanowił nad powodem, dla którego to zrobił, pewnie nie miałby pojęcia. Vittoria była jego przyjaciółką, a Marcela dziewczyną, którą polubił niedawno. Normalny człowiek stanąłby po stronie długotrwałej przyjaźni, jednak ten idiota postawił się za dziewczyną, której nie znał, narażając swoją relację z Blanco. Nie wyszło mu to na złe. Dowiedział się, że jego przyjaciółka, nie postrzega go jedynie jak brata. A za to więź z Marcelą jakby się umocniła.
-Jasne!- odparł zadowolony, aż zaświeciły mu się oczy. Nie miał bladego pojęcia o gotowaniu, nic a nic. Ale jeśli byłaby z nim Collins, która potrafiła robić omlety, nie byłoby tak masakrycznie. Tyle że musiałaby pilnować, żeby Woods nie chciał nic robić. Uśmiechnął się przyjaźnie, dając jej do zrozumienia, że jest naprawdę zadowolony z jej propozycji. Bo chodziło tylko o jedzenie, a nie o ty by znowu się z nią spotkać. To była oficjalna wersja. Za to ta nieoficjalna, została w głowię Natha. Tak na wszelki wypadek.
Bo szukał sensu istnienia. Stał z czymś w rękach, nie wiedząc jak się za to zabrać. Najchętniej postawiłby sztalugę przy ścianie, tak żeby nie spadła i po sprawię. Kątem oka dostrzegł, że Marcyś zaczęła się do niego zbliżać, no w końcu chciała mu pomóc! Otworzył usta, żeby rzucić czymś w stylu: Nie wiem jakim cudem to rozłożymy, ale jeśli się nie pozabijamy będzie dobrze. Choć wiedział, że Collins się na tym zna. Ale ona nic nie zrobiła, a jedynie go przytuliła. Brunet nie wydobył z siebie żadnego dźwięku i zamknął buzię. Wtedy usłyszał ”Dziękuję, Nath” a jego serce jakby stanęło na ułamek sekundy. Bał się zbliżyć do Marcyś w jakikolwiek sposób, tylko żeby jej nie skrzywdzić, bo doskonale znał swój charakter. Na jego twarzy malowało się zaskoczenie, a później odrobina strachu.
-Nie ma za co- odparł po chwili, wpatrując się w niebo. Tak, w niebo. Odwrócił wzrok i powtarzał w myślach: Nie rób nic głupiego, nie możesz, zachowuj się jak człowiek. W końcu chęć pocałowania jej nie była na miejscu prawda? Jednak sam się nie odsunął, a czekał aż zrobi to dziewczyna. Kij z tym, że nie chciał aby to zrobiła.
Kiedy już stanęła naprzeciwko niego, Nath jak najbardziej unikał jej wzroku. Mieli zostać tylko znajomymi, ewentualnie przyjaciółmi. Po chwili wziął się za dokręcanie śrubek, odtrącając wszystkie myśli na bok.
-Skończyłem- oznajmił zadowolony i wyszczerzył się do blondynki. Jakoś udało im się złożyć sztalugę, tak aby stała i się nie zawaliła. I trzeba było dodać, że wyszło im to całkiem dobrze. Co prawda nadal nie rozumiał, czemu Marcyś wyniosła pół Sali artystycznej na balkon, ale jeśli chciała, to czemu Nattie miały jej zabraniać? W dodatku z balkonu były ładne widoki. I na balkonie też…
Powrót do góry Go down


Marceline Collins
Marceline Collins

Student Gryffindor
Rok Nauki : III
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 189
  Liczba postów : 161
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10503-marceline-collins
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10506-sowa-marceliny
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10507-marceline-collins-kuferek#288954
Balkon nad dziedzińcem - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 13 EmptySob 25 Kwi - 10:42;

Marcelę - choć kompletnie się na tym nie znała - mugoloznastwo w pewien sposób fascynowało. W końcu to, co nieznane jest zazwyczaj najciekawsze, prawda? A dla niej to była... no, czarna magia. Jeszcze w ciągu ostatnich lat tych mugolskich rzeczy tak bardzo przybyło, że nawet gdyby siedziała całymi dniami w tym ich intrencie, w tych komputrach i czytała - i tak nie wiedziałaby tak naprawdę nic. Za dużo wszystkiego.
Marcela powstrzymała chęć zapalenia kolejnego papierosa, albo może raczej odłożyła ją w czasie - bo choć to, co usłyszała od Natha sprawiało, że miała ochotę palić jednego za drugim, to jednak przedawkowanie nikotyny nie kończyło się dobrze, a mdłości raczej nie pomogłyby jej w poprawie humoru.
- Dobra, to jeszcze się umówimy i pójdziemy. Pod warunkiem, że niczego nie wysadzisz! - odparła, szczerząc się do niego. Starała się nie myśleć już o tym, co usłyszała, ale jakoś jej to nie wychodziło. Czy naprawdę Vitt musiała go pocałować? Nie no, oczywiście, skoro coś do niego czuła, to wykorzystała sytuację, uznawszy, że nie ma nic do stracenia - ale to się Marceli skrajnie nie podobało. Była nawet bliska zgodzenia się z tym, że rzeczywiście jest zazdrosna.
Kiedy chłopak rzucił ciche "nie ma za co", Marcela tylko uśmiechnęła się z pewnym zakłopotaniem. Sama niespecjalnie chciała wyłazić z jego ramion, ale odbiła to sobie mocniejszym wtuleniem się i oparciem głowy o klatkę piersiową chłopaka. No, jednak ta chwila minęła, trzeba było coś zrobić. Marcela była trochę zdziwiona, bo choć rozkładali sztalugę w absolutnej ciszy, to atmosfera była całkiem... normalna. Czuła się właściwie całkiem dobrze, choć spodziewała się niezręcznej atmosfery po tym, jak nie powstrzymała się przed przytuleniem chłopaka.
Kiedy Nath skończył dokręcać śruby, co z wielką satysfakcją oznajmił, Marcela odwzajemniła jego uśmiech, po czym stanęła przed sztalugą i trochę wyrównała nóżki, po czym przeniosła ją w kąt balkonu, pod balustradę i tam też przeniosła płócienną torbę z farbami. Obok ułożyła nowe, jeszcze spakowane płótna.
- Na Merlina, ale tutaj się będzie świetnie malować. - stwierdziła, wychylając się raz jeszcze za barierkę i patrząc na dziedziniec, zapominając przy tym na chwilę o tej głupiej sytacji. Stąd można było namalować co najmniej trzy dobre pejzaże.
Po chwili jednak wyprostowała się, a wszystko do niej wróciło, więc wyciągnęła otwartą paczkę pufków w stronę Natha.
- Dobra, Nathie, wymieniamy się? Zapaliłabym sobie tego volde-morta.
No wiadomo, szlugi jako remedium Marceli na wszystko.
Powrót do góry Go down


Nathaniel Woods
Nathaniel Woods

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 339
  Liczba postów : 405
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10490-nathaniel-woods
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10493-sowa-natha
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10494-nathaniel-woods#288855
Balkon nad dziedzińcem - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 13 EmptyNie 26 Kwi - 18:25;

Natha fascynowały eliksiry, choć nie był z nich najlepszy. W końcu wystarczyła kropelka za dużo, a cały kociołek mógł wybuchnąć, te emocje. Oczywiście najukochańszym przedmiotem bruneta była transmutacja, z niej był naprawdę dobry i uwielbiał ją od dzieciaka. Za to przedmioty takie jak: Mugoloznastwo czy wróżbiarstwo. Na co to komu? Przynajmniej tak twierdził Woods, a swojego zdania nie chciał zmienić. Choć ta cała… Zapalniczka? Była całkiem fajna, ale te komputry… Nigdy tego nie zrozumie.
Ślizgon za to wyjął kolejnego z paczki i szybko odpalił. Mógłby napisać jakąś piosenkę o fajkach, że są sensem jego życia. Tak. Powinien to zrobić. Popatrzył na papierosa i lekko się uśmiechnął, na samą myśl o tym jakby mógł to odśpiewać Marcyś. Oczywiście pod balkonem, niczym Romeo i Julia!
-Nie wysadzę obiecuję- powiedział kładąc rękę na sercu. To nie tak, ze Nattie nie potrafił gotować… On po prostu nie był do tego stworzony. Mugoli podziwiał też za te całe mrożonki! To był genialny pomysł. Trzeba było przyznać, że nawet mugole mieli jakieś przebłyski, dzięki którym wymyślali fajne rzeczy.
Mimo całej sytuacji z Vitt, atmosfera była całkiem przyjemna. Choć Nath wiedział, że Marcyś czegoś mu nie mówi. Czyżby nie podobało jej się, że panna Blanco go pocałowała? Niestety był facetem, który często nie ogarniał płci przeciwnej. Mógłby rzucić jednym hasłem w stylu: Mów. Ale nie chciał jej do niczego zmuszać, jeśli będzie chciała to mu powie. Przynajmniej miał taką nadzieję. Nawet nie przeszkadzała mu ta cisza, podczas rozstawiania sztalugi. Żył w przekonaniu, że niektóre osoby dosłownie, tylko będąc i nawet się nie odzywając mogą poprawić innym humor. Dokładnie tak było i w tym przypadku. Choć pracowali w kompletnej ciszy, Nath czuł się dobrze, o czym świadczył uśmieszek na jego twarzy. Nie był to jeden z tych złych uśmiechów, który mówił: Nic nie znaczysz czy jestem od Ciebie lepszy. Nie, na jego twarzy malowało się czyste szczęście.
-Take me to the sun, i feel i’m chasing raibows- zawsze kiedy był w dobrym nastroju, zaczynał cicho podśpiewywać pod nosem, w dodatku sam nie był tego świadomy. W końcu zajął się rozkładaniem sztalugi, więc ośpiewał kawałek tekstu, który wpadł mu w ucho. A następnie z tym samym skupieniem na twarzy, dokręcał kolejne śrubki.
Patrzył na Marcyś, która sprawnie poprawiała sztalugę. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, obserwując każdy jej ruch. Zastanawiając się, czy da sobie radę. Tak jak sądził, poradziła sobie bez problemu. Później Gryfonka zaczęła przekładać wszystkie rzeczy, za to Woods usiadł na balustradzie. Jedynie przytaknął kiedy wspomniała o malowaniu, w końcu nie znał się na tym. Mógł jedynie powiedzieć, że dobrze pisałoby się tam teksty. Wokół działo się tak dużo, można by to przelać na papier w formie piosenki. Gorzej z gitarą, ponieważ na balkonie raziło słońce, a Nattie lubił wiedzieć jak gra.
-Jasne- stwierdził sięgając po papierosa, a następnie wyciągnął paczkę w stronę Marcyś. Popatrzył na nią z uśmiechem na ustach- Odpalisz mi go zapalniczką?- zapytał niczym podekscytowany pięciolatek. Sam nie chciał barć tego urządzenia w ręce, ale nie miałby nic przeciwko, gdyby Collins go użyła. Popatrzył na nią i podniósł pytająco brwi.
Powrót do góry Go down


Marceline Collins
Marceline Collins

Student Gryffindor
Rok Nauki : III
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 189
  Liczba postów : 161
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10503-marceline-collins
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10506-sowa-marceliny
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10507-marceline-collins-kuferek#288954
Balkon nad dziedzińcem - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 13 EmptyPon 27 Kwi - 21:19;

Marcela uniosła głowę i spojrzała na Nathaniela. Zmrużyła oczy, jakby się zastanawiając.
- No dobra, wierzę. - mruknęła w końcu. Ona sama nie była zła w gotowaniu, bo to przecież całkiem podobne do eliksirów, no nie? Tyle tylko, że nie ma ryzyka, że wybuchnie ci w twarz, a więc całkiem przyjemnie. Na dodatek fakt, że ta umiejętność mogła być pretekstem do kolejnego spotkania całkiem Marceli się podobał, choć nie myślała o tym w sposób tak dosłowny.
Podczas rozkładania sztalugi Marceline zerknęła w stronę Ślizgona, który akurat w tamtym momencie męczył się z dokręcaniem śrubki. Choć ta się przycięła, to chłopak miał uśmiech na twarzy - a dziewczynie wydał on się dość specyficzny. Oczywiście widziała już wcześniej, jak się uśmiechał, jednak ten rodzaj uśmiechu uznała za szczególny i właściwie całkiem przyjazny, mimo woodsowej otoczki zła i mroku. Odwróciła wzrok, zajmując się sztalugą, a wtedy usłyszała głos chłopaka. Śpiewał. I to dobrze śpiewał. W dodatku piosenkę, którą ona znała.
Marcela poczekała jeszcze chwilkę, jakby wyczekując na dalszą część - Nath jednak nie zaśpiewał dalej, a dziewczyna złapała się na tym, że właściwie jego głos jej się naprawdę podobał. Było w nim coś ciepłego, bo choć był ślizgońskim Ślizgonem, był jednak wrażliwy, a miłość do muzyki było po prostu czuć. Znów spojrzała na niego, tym razem na ułamek sekundy; chłopak sprawiał wrażenie, jakby w ogóle nie zwrócił uwagi na to, że śpiewa. Wtedy dopiero zdecydowała się dokończyć refren.
- And now I'm lost and all alone, waiting for a chance to - zaśpiewała już bardziej świadomie, przynajmniej jeśli chodzi o sam wokal - bo gdy mowa o mowie ciała, mimice i ogólnie ruchach, to w ogóle nad nimi nie panowała. Wystarczyło na nią spojrzeć, by wiedzieć, że czuje muzykę, ale jednocześnie nie było to przerysowane czy komiczne.
- Słyszałam to ostatnio, wpada w ucho. - dodała po krótkiej chwili, jakby nieco zakłopotana, że zaśpiewała. W końcu przed Nathem śpiewała tylko raz, a choć wtedy nawet przy swojej pozie "gardzę-wszechświatem" był w stanie ją pochwalić, to nadal czuła się trochę niepewnie.
Nie, nie chodziło wcale o to, że bała się wypaść w jego oczach gorzej, niż była w stanie.
W końcu po rozłożeniu sztalugi Nath usiadł na balustradzie, a Marcela, gdy już uporała się z rzeczami dosiadła się do niego. Sięgnęła po volde-morta, a gdy Woods zabrał papierosa z jej paczki, schowała ją do kieszeni. Wyjęła zapalniczkę z kieszeni i gdy usiłowała podpalić nią papierosa (co wtedy jeszcze się nie udało, bo zaczęło nieco mocniej wiać), usłyszała prośbę Natha - to z kolei sprawiło, że uśmiechnęła się szeroko. Tak, to wydało jej się okropnie urocze i nic nie mogła na to poradzić.
- Nie ma sprawy, proszę bardzo - mruknęła. Czyżby bał się sam podpalić? Albo nie wiedział jak i nie chciał wyjść na głupiego? Marcyś nie zagłębiała się w to zbytnio, a po prostu zbliżyła się do Woodsa, osłoniła jego papierosa od wiatru i podpalała. Kilka razy nacisnęła zapalniczkę, jednak nie podpaliło się od razu. W końcu jednak poczuła jednak dym jagodowego pufka, a wtedy odsunęła się od chłopaka powoli, jakby nie chcąc tego robić i dopiero wtedy podpaliła swojego papierosa - tym razem skutecznie.
- Następnego możesz spróbować sam podpalić, Nathie. - stwierdziła, wpatrując się w papierosa. - Możesz wierzyć albo nie, ale to akurat nie jest upakowana w małe pudełeczko broń niosąca zagładę ludzkości.
Powrót do góry Go down


Nathaniel Woods
Nathaniel Woods

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 339
  Liczba postów : 405
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10490-nathaniel-woods
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10493-sowa-natha
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10494-nathaniel-woods#288855
Balkon nad dziedzińcem - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 13 EmptyWto 28 Kwi - 18:42;

Na odpowiedź dziewczyny jedynie się uśmiechnął. Chciała się z nim spotkać, jeszcze raz! Powstrzymał się przed szczerzeniem  jak głupi, bo by jeszcze jakiś podejrzeń nabrała. On sam wmawiał sobie, że chodziło tylko o omlety, a nie o nią. Bo tak było, prawda? Zresztą jedzenie zawsze stawiał na pierwszym miejscu, później była muzyka i cała reszta. Kiedyś nawet rozmawiał o tym z Viit! Na którym miejscu stała Blanco? Chyba ósmym albo dziewiątym. O Marcyś jeszcze nie zdecydował, ale cały czas ustawiała się coraz wyżej, a co jak przebije jego kochane omlety, albo naleśniki!? Choć sam nie wierzył, żeby kiedykolwiek się to stało.
Z transu wyrwał go dopiero głos, w dodatku nie jego, a Collins. Dokończyła kawałek piosenki, a wtedy Woods zdał sobie sprawę z tego, że śpiewał. Obdarzył ją uśmiechem, który chyba nigdy nie ujrzał światła dziennego. Ten uśmiech, który mógłby stopić serca wielu dziewcząt. Czyste szczęście na ryju i śpiewamy dalej, bo czemu nie.
-Sink my teeth into, another desperation- tym razem zaśpiewał to zupełnie świadomie. Ciągle spoglądając na Collins i mając nadzieję, że jeszcze trochę z nim pośpiewał. Kij z tym, że wymieniali się co jedno zdanie, a Woods nigdy tego nie robił. Przynajmniej było ciekawie. W dodatku nie był jedyną osobą, która kochała muzykę. Marcyś zachowywała się podobnie jak on, przez co Nath co chwilę się uśmiechał.
-Jasne, że wpada w ucho. Są genialni- powiedział chłopak, niczym dwunastolatka, która obsesyjne uwielbia jakiś zespół. Właściwie i tak było w tym przypadku. Bo w końcu Nattie często się tak zachowywał, a w dodatku ten zespół był czymś niesamowitym. Dla brunet muzyka była najważniejsza odkąd kupił pierwszą gitarę, prawdziwa i jedyna miłość w jego życiu. Później zaczął śpiewać, jeśli tak to można było nazwać, bo wył jak kot obdzierany ze skóry, ale trening czyni mistrza, a jego głos nieźle się wyrobił przez te lata. Muzyka była czymś, co pozwalało mu się oderwać od rzeczywistości i zamknąć w tej niepowtarzalnej krainie marzeń. A Collins najprawdopodobniej go rozumiała, jak nikt inny. Tym razem  nie powiedział żadnego komplementu, chciał pozostać mroczny, bo na myśl przychodziło mu tylko: Niesamowita, urocza, kochana i olśniewająca. A przecież taki zły Ślizgon, nie znał tego typu słów…
-Yay!- krzyknął uradowany, nie kryjąc swojego zadowolenia. Obserwował blondynkę, która się do niego przysunęła i próbowała odpalić papierosa. Czyż nie romantycznie? Woods lekko się uśmiechnął starając się go nie upuścić, a kiedy już magicznym sposobem Collins go odpaliła, wręcz krzyknął z zachwytu. Właśnie użył, nie do końca on ale cii, mugolskiej rzeczy. Wyszczerzył się do Gryfonki.
-Naprawdę?- zapytał zaciągając się dymem. Mógł użyć tego pudełeczka, które ponoć nie mogło zniszczyć całego świata. W końcu tak mówiła Marcyć, która była Gryfonką, a oni chyba byli szlachetni, więc nie sądził żeby kłamała.
-Mam ochotę pograć na gitarze- oznajmił od tak, bo czemu nie? Obrócił się w stronę Collins, z miną zbitego szczeniaka. Czemu miłość jego życia, nie miała nóg i nie hasała za nim wesoło. Wtedy miałby ją pod ręką. Po chwili brunet wzruszył ramionami, ponownie zaciągając się papierosem.
Powrót do góry Go down


Marceline Collins
Marceline Collins

Student Gryffindor
Rok Nauki : III
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 189
  Liczba postów : 161
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10503-marceline-collins
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10506-sowa-marceliny
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10507-marceline-collins-kuferek#288954
Balkon nad dziedzińcem - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 13 EmptySro 29 Kwi - 17:48;

Nath uśmiechnął się tak, że "mógłby nim stopić serca wielu dziewcząt"... a choć Marcela niespecjalnie chciała się do tego przyznać, byłaby pewnie jedną z nich. Uznała jednak, że po prostu cieszy ją widok ludzi szczęśliwych, a w końcu wyraz twarzy chłopaka dokładnie o tym świadczył. Mimo że od momentu, gdy zaczęli rozmawiać normalnie, czuła, że nie wszystko u niego było takie proste - chociażby rodzina mogła mu utrudniać życie - to jego uśmiech wydał się tak szczery, ciepły, beztroski, że na chwilę w to zwątpiła. Wyglądał tak, jakby w ogóle nie miał problemów. Może w tamtej chwili o nich całkiem nie pamiętał? W każdym razie, Gryfonka odpowiedziała mu tym samym - uśmiechem, a gdy śpiewali sobie tak linijki na zmianę, sama poczuła się jakby szczęśliwsza. Może ze względu na samą pasję, może ze względu na Natha... oczywiście tak troszeczkę. Jej uśmiech właściwie wyrażał mniej więcej to samo, jednak u niej nie był on taki znów rzadki. W końcu przyjaciele sprawiali, że się tak uśmiechała. I rodzina. Tak, jej akurat się poszczęściło, bo choć nie miała rodziców, to dziadkowie sprawili, że jej dom był najwspanialszy na świecie.
- Now into your room in paradise - kontynuowała piosenkę, przy okazji bawiąc się głosem. Tym razem czuła się przy Woodsie pewniej, jeśli chodzi o śpiewanie, więc mogła sobie pozwolić nie tylko na odtworzenie wokalu, ale także małą, własną interpretację. Uśmiech nie znikał jej z twarzy, w końcu śpiew był dla niej czymś niesamowicie ważnym, a fakt, że mogła ot tak po prostu się tym z kimś podzielić... Poczuła z Nathem więź na kolejnej płaszczyźnie, ale nawet nie chciała jej wypierać.
- No, nie słuchałam dużo, ale z tego co słyszałam to naprawdę nieźle sobie radzą. I śpiewa się całkiem przyjemnie. - odparła. Marcela właściwie nie miała tendencji do obsesji na punkcie jakichś sławnych osób. Właściwie to żadnych osób. Doceniała, chwaliła, ale wszystko z zachowaniem dystansu. To sprawiało, że bardziej obiektywnie oceniała umiejętności innych i sama z większą łatwością dążyła do tego, co ktoś już osiągnął.
Marcela prychnęła, powstrzymując śmiech, kiedy Nath wydał z siebie okrzyk radości z powodu podpalenia jego szluga mugolską zapalniczką. No, dobra, Marcela co prawda zachwycała się bardziej, kiedy po raz pierwszy dostała ją w ręce i uczyła się podpalać, ale nieważne! No, poza tym to takie fajne, że jak się kliknie ten guziczek bez przekręcania kółka to zapalniczka tak śmiesznie syczy...
Dziewczyna aż wzięła zapalniczkę w obie ręce i przechyliła na bok głowę, po czym nacisnęła. Psssssssssss. Sssssssssssssssssssssssssssss. Na gacie Merlina, mugole naprawdę mają czasem pomysły!
- No, naprawdę. Tak sądzę. Chociaż może da się coś dużego zbudować i podpalić a to potem się spali bardziej? Kurcze, ja tam się nie znam na tych mugolach. - odparła, co jakiś czas psykając sobie zapalniczką. Gaz i tak był zaczarowany w ten sposób, że się nie kończył, więc mogła, a co!
Kiedy Nath powiedział o gitarze, Marcela w myślach uznała, że sama żałuje. W końcu mogliby pośpiewać sobie z gitarą! Może Nath pokazałby jej więcej piosenek...
Nagle przyszło jej coś do głowy i dziewczyna od razu się ożywiła.
- Ej, Nathie! - zaczęła, ciesząc michę jak wariatka. - Zróbmy tę imprezę w końcu! Weźmiesz gitarę, zaprosimy ludzi, załatwimy muzykę, upiję cię i będę się z ciebie śmiać... - wymieniała z entuzjazmem w głosie. - Zresztą, miałam już urodziny, to nawet pretekst może być, tak dla picu! A ty kiedy masz?
Powrót do góry Go down


Nathaniel Woods
Nathaniel Woods

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 339
  Liczba postów : 405
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10490-nathaniel-woods
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10493-sowa-natha
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10494-nathaniel-woods#288855
Balkon nad dziedzińcem - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 13 EmptySro 29 Kwi - 20:58;

Oczywiście miał kilka rodzajów uśmiechu. Ten olśniewający, dla ładnych pań w barze. Ten szyderczy i złośliwy, dla sowich wrogów. Oraz ten najbardziej szczery i szczęśliwy, który mogły zobaczyć nieliczne osoby. Czyli prawdopodobnie Vitt oraz Kath. Ponadto dochodziła do tego Marcyś, którą ledwo co znał. Bo w końcu jego ślizgońskie przyjaciółki, były z nim od zawsze. A tu nagle pojawia się takie Gryfoniątko i wszystko staje na głowie. Właśnie w tego typu momentach zapominał o wszystkim. Zamykał się w klatce z dobrymi wspomnieniami, wpuszczając tam zaledwie kilka osób. Bo problemy miał, jak każdy. Jednak nie wszyscy o tym wiedzieli. O jego egoistycznej rodzinie, która dbała tylko o swój interes. Rodzicach obwiniających Woodsa za zaginięcie siostry. Właśnie! Praktycznie nikt nie wiedział o jego siostrze, a nawet braciach. W końcu to on trafił do zielonych i miał reprezentować ich ród. Ale jak na kretyna przystało, musiał się trochę pobuntować i miał gdzieś co do niego mówili, więc można by powiedzieć, że go nienawidzili. W dodatku pokazywali mu to na każdym kroku.
-Are we just dreaming , in the city that never sleeps?- dośpiewał kolejne zdanie tekstu. Znów dając pole do popisu Marcysi, podobało mu się to wspólne śpiewanie. W końcu nie robili tego pierwszy, a drugi raz. Muzyka też była tępioną rzeczą, w jego domu. Ale co mógł na to poradzić? Doskonale pamiętał, jak kupił pierwszą gitarę. W dodatku czasami zwyczajnie siedział na ulicy pogrywając, na swojej miłości. To była chyba jego najbardziej ludzkie zachowanie, ale nikt o tym nie wiedział. To był zamknięty temat. W końcu takie wybryki mogły zniszczyć reputację rodziny, prawda? Później pogrywał sporadycznie, bo rodzice chcieli wcisnąć mu skrzypce, jednak się na to nie zgodził. Kilka miesięcy później jego odwieczna miłość powróciła, obiecał sobie że nigdy jej nie opuści. Właśnie dlatego nosił ze sobą praktycznie wszędzie gitarę, oraz notes z piosenkami, które sam napisał. Z instrumentem było często ciężko, ale z zeszytem, pff, co to za problem gdzieś go wcisnąć?
-Jak dla mnie wszytko śpiewa się przyjemnie, w końcu można przerobić na swoją wersję- powiedział z dumą w głosie, bo nie raz tak robił. Zwykłe nudne piosenki, zmieniały się w pełne życia. Wystarczyła inna melodia lub trochę inne tempo. Jednak nie miał zamiaru jej tego tłumaczyć, w końcu sama też potrafiła zrobić wiele rzeczy ze swoim głosem. W dodatku się na tym znała, więc pewnie rozumiała o co mu chodzi.
Spojrzał na nią z oburzeniem, kiedy prychnęła, widocznie powstrzymując śmiech. Czyżby wątpiła w jego umiejętności? Albo śmieszyło ją zachowanie Woodsa? Mimo tego po prostu się uśmiechnął, mógł przyznać, że lekko się obawiał tych mugolskich rzeczy, a teraz miał coś robić jedną z nich. Niebezpiecznie. Kiedy usłyszał syk, który wydobył się z zapalniczki, jeszcze bardziej się wyszczerzył. Magia, w dodatku czarna!
-Może coś kiedyś wymyślą- oznajmił zamyślony Woods, musiał przyznać, że nawet mugole mieli całkiem dobre pomysły. Oczywiście pochwalił ich w myślach a nie na głos.
Chciałby mieć swoją miłość przy sobie, przynajmniej w tym momencie. Wolał śpiewać, kiedy towarzyszyła mu jakakolwiek muzyka. W dodatku mógłby pośpiewać z Collins, niech to szlag.
-Kocham imprezy, spić mnie? Możliwe, ale rzadko kiedy komuś się udaje. Czekaj urodziny…?- zapytał sam siebie. Ostatni raz obchodził urodziny w wieku 7 lat? Może 8. Jednak pamiętał to jak przez mgłę. W końcu jego rodzice mieli lepsze sprawy, niż urodziny swoich dzieci. Dlatego w późniejszych latach, ten dzień był jak wszystkie inne. Zwykły. Starał sobie przypomnieć datę swoich urodzin, tak aby Marcyś się nie zorientowała, w końcu kto nie pamięta takiej daty? Ano ktoś, kto nie miał powodów do jej zapamiętywania- Chyba dwudziesty czwarty kwiecień- powiedział po chwili, posyłając jej lekki uśmiech. No właśnie chyba.
Powrót do góry Go down


Marceline Collins
Marceline Collins

Student Gryffindor
Rok Nauki : III
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 189
  Liczba postów : 161
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10503-marceline-collins
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10506-sowa-marceliny
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10507-marceline-collins-kuferek#288954
Balkon nad dziedzińcem - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 13 EmptySro 29 Kwi - 21:38;

- 'Cause I can't be seeing what my eyes tell me - głos Marceli rozbrzmiał po raz kolejny, a dziewczyna czuła się z tym coraz swobodniej, tak jakby śpiewała z nim po raz setny, tysięczny, a nie dopiero drugi. U niej akurat sytuacja była o tyle lepsza, że jej dom był nie tylko dobry dla dziecka ogólnie, ale także dla takiej małej artystki. Babcia Margaret sama zajmowała się przecież nie tylko technikami plastycznymi, ale także muzyką - więc mała Marcelinka osłuchana była z różnymi rodzajami muzyki, instrumentami, a także samym śpiewem, który najbardziej przypadł jej do gustu. Ćwiczyła dużo, a jej babcia - poproszona o ocenę - nie szczędziła rad. Gryfonka była jej niesamowicie za to wdzięczna.
- Może i tak, ale z drugiej strony... jeśli tekst mi się nie podoba i jest płytki to nie lubię tego śpiewać nawet w najfajniejszej interpretacji.
No tak, zdecydowanie żywiołem Marceli nie były piosenki o ciemnych paniach trzęsących tyłkami tak, jakby te mogły miewać napady epilepsji. Mimo wszystko co do tych piosenek, których tekst nie był
płytki jak kałuża zgadzała się z Nathem. Co prawda tonacja nie zawsze pasowała, ale wystarczy trochę ją zmienić wedle uznania i już było w porządku. Jednak kombinacje z tempem i tonacją nie były dla niej tak fajne, jak najzwyczajniej w świecie inna interpretacja. Uwielbiała bawić się głosem, nawet wtedy, podczas śpiewania z Nathem zmieniała nieco pierwotną wersję, czasem przeciągając inaczej słowa, inaczej dzieląc sylaby, śpiewając coś wyżej lub niżej... Robiła to jednak tak, by nie przekombinować - po pierwsze nie lubiła słuchać tego u innych, po drugie... no, nie chciała zrobić złego wrażenia. Nie przyznałaby się do tego nawet na torturach, ale zależało jej na opinii Nathaniela, jeśli chodzi o tę kwestię. W końcu był osobą, która zna się na rzeczy.
- Wiesz, wydaje mi się, że już wymyślili - zaczęła, zaciągając się papierosem i powoli wypuszczając z płuc zielony dym. W słońcu naprawdę ładnie to wyglądało! - Ale nie jestem pewna, bo na tym mugoloznastwie akurat spałam. Jak na prawie każdym, ekhm. No, w każdym razie, to się chyba nazywa jakoś na d. Dynamo? Chyba że to jest to od tego ich pojazdu na dwóch czy tam czterech kółkach. Uch, na Merlina, sama już nie wiem. - zamotała się, robiąc niezadowoloną minę z typu tych, na których widok zazwyczaj albo miało się ochotę Marcelę przytulić, albo uśmiechnąć pod nosem przez to, że wyglądało to całkiem uroczo. No ale cóż, Marcela denerwująca się na jakieś pierdoły była śmieszna i większość ludzi tak to postrzegała. Szczególnie ta część męska, która ją lubiła ciut bardziej niż to przewidziano w koleżeństwie czy przyjaźni.
- Chyba...? - zaczęła, nieco zdziwiona. - Serio nie pamiętasz? - zapytała. Cóż, dla niej to było niecodzienne, bo dla niej był to dzień dość ważny. Prezenty, życzenia... No, jak co roku, a gdy pomyślała tym, że ktoś tego nie ma, to trudno było jej to przełożyć na siebie. - W każdym razie i tak opijemy twoje urodziny. No, i moje, bo są cztery dni po twoich, ale to tam swoją drogą. W sumie mogłabym ci złożyć spóźnione życzenia, ale nie wiem czy to na miejscu, jeśli nie obchodzisz.
No, życzenia to problem, ale opicie urodzin - czemu nie? Wiadomo, pretekst pretekstem, a ognista ognistą. A Marcela chciała sprawdzić przy okazji, jak mocną głowę ma Nath. To mogło być ciekawe.
Powrót do góry Go down


Nathaniel Woods
Nathaniel Woods

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 339
  Liczba postów : 405
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10490-nathaniel-woods
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10493-sowa-natha
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10494-nathaniel-woods#288855
Balkon nad dziedzińcem - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 13 EmptyCzw 30 Kwi - 11:59;

-Am I just dreaming? This can't be in my veins- nawet nie pamiętał, kiedy ostatni raz śpiewał z kimś. Oprócz tamtego razu z Marcyś. Lubił tworzyć muzykę z ludźmi, zawsze wtedy lepiej mu się pracowało. Nawet jak pisał jakiś tekst, druga osoba mogła zwyczajnie siedzieć, a jemu już szło lepiej. A za taki dom w jakim wychowywała się jego blond przyjaciółka, mógłby zabić. Za ludzi, którzy nie wytykaliby mu każdego pojedynczego błędu, którzy nie zmuszaliby go do rzeczy, których nienawidził z czystego serca. Dla kogoś kto po prostu był, a w dodatku go wspierał. Jednak prawda jest taka, że rodziny nie można wybrać. Chociaż jego bracia byli naprawdę w porządku. Bliźniacy, którzy ciągle pakowali się w kłopoty. Oni chyba bardziej to przeżywali, a Woods musiał im tłumaczyć: Dlaczego rodziców nie ma w domu? Dlaczego karzą nam się cały czas uczyć? Dlaczego ciągle o nas zapominają? Nath za to zwyczajnie stworzył wokół siebie niewidzialny krąg, nie dopuszczając do siebie ludzi, bo po prostu im nie ufał. Później doszła do tego Annabelle, która mu pomogła i w miarę ogarnęła, niestety szybko się skończyło, a dziewczyna poszła w odstawkę. Kiedy stracił swoje jedyne podparcie pojawił się Severus, który mu za cholerę nie pomagał, choć Woods sądził co innego. A teraz? Teraz zjawił się ten skrzat, przez którego brunet zapominał o otaczającym go świecie, o wszystkich problemach. Widział tylko Marcyś, a nic innego się nie liczyło.
-Też masz rację, niektóre teksty są tak bardzo głupie. Mam pomysł! Następnym razem, kiedy się spotkamy wezmę gitarę, co ty na to?- zapytał z uśmiechem na ustach, trącając ją łokciem w żebra. Mogliby prześpiewać pół dnia i palić fajki. Co pewnie później skończyłoby się chwilowym straceniem głosu. Ale było my śmiesznie, gdyby posługiwali się na migi. W dodatku wtedy pozwoliłby Marcyś wybrać jakąś piosenkę. Twierdził, że miała całkiem dobry gust. W końcu jeśli znała piosenki zespołów, które on lubił. Jej głos był przyjemny, ponadto dobrze współgrał z jego. Bo czasami panie na imprezach chciały się wykazać, próbując z nim śpiewać. Chyba lepiej tego nie wspominać. Jedynie to, że można było ogłuchnąć.
-Widzę, że nie tylko ja tam przysypiam- zaśmiał się chłopak, patrząc na Gryfonkę, która chciała wytłumaczyć mu to dziwne coś- Nie słyszałem o tym, ale jeśli to coś umie wysadzić inne rzeczy. Super!- krzyknął zadowolony, bo w końcu to było niczym klika zaklęć, które umiały rozsadzić inne przedmioty. Zastanawiał się, czy to mugole ściągali pomysły od nich, czy na odwrót. Jeszcze raz spojrzał na blondynkę i myślał, że umrze ze śmiechu. Wyglądała jak zirytowany i słodki króliczek. No i jak tu jej nie lubić? Chwilę jeszcze się na nią gapił, ale żeby nie nabrała podejrzeń odwrócił wzrok, obserwując całe błonia.
-Hmm.. No tak, w sensie tak mi się wydaje- powiedział lekko się gubiąc, w tym co mówi. Zamyślił się, żeby jakoś jej to wytłumaczyć. I żeby nie zabrzmiało to aż tak dziwnie, obrócił się w jej stronę- Moi rodzice najzwyczajniej często zapominali, więc po co ja miałem zapamiętywać nic nie znaczącą datę, nie?- zapytał Marcyś, nadal się uśmiechając. Niektórzy mogli pomyśleć, że to było dość smutne. Jednak Woods był tak nauczony, więc nie widział w tym nic dziwnego.
-A mogę zamienić życzenia na omlety? A co do picia, to ja zawsze jestem chętny- powiedział dumnie się prostując. Ponownie zaciągnął się dymem, a po chwil wypuścił go z płuc.
Powrót do góry Go down


Marceline Collins
Marceline Collins

Student Gryffindor
Rok Nauki : III
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 189
  Liczba postów : 161
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10503-marceline-collins
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10506-sowa-marceliny
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10507-marceline-collins-kuferek#288954
Balkon nad dziedzińcem - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 13 EmptyPon 4 Maj - 9:54;

-Everything I ever knew will never be the same - dokończyła, uśmiechając się i wtedy akurat sztaluga była już gotowa. Dziewczyna jeszcze by pośpiewała z chłopakiem, ale wtedy zaczęli już rozmawiać i już się niestety nie dało. A szkoda. Marceli nie tylko głos Nathaniela się podobał, ale także sam fakt, że mogli sobie ot tak po prostu razem śpiewać, bez skrępowania i dziwnych spojrzeń, gdy któreś z nich wypadło z tonacji. Dla niej to było kojące, a wspólne śpiewanie było dla niej wyznacznikiem zaufania takim samym, jak pokazywanie komuś swoich słabości. Tak jak ona jemu ostatnio - czyli płaczu, a choć nie chciała o tym wspominać, to zdała sobie sprawę z tego, że dla niej zły jest sam fakt, że nie lubi tego pokazywać nikomu, a nie, że to był Nath. Ufała mu, choć wiedziała, że to może ją zgubić. W końcu nie znali się tak znowu długo, a on był Ślizgonem, no nie? Ale i tak nie potrafiła odsunąć od siebie tej aury bezpieczeństwa, którą przy nim odczuwała, niezależnie od swoich wątpliwości.
Na propozycję spotkania uśmiechnęła się szeroko. Tak, bo to już nie był prektekst, a propozycja! Jawna!
- Dobra! - ucieszyła się, bo podobało jej się nie tylko to, że miała się z nim spotkać, ale też pomysł na to spotkanie. - Ale znając nas, to będziemy musieli chyba zabrać po dwie paczki fajek.
Wyorażenie tego spotkania Marceli właściwie nie różniło się od tego Natha. Śpiewanie, szlugi, rozmowy, zdarte gardła. Aż nie mogła się doczekać.
- Oj no bo za dużo tego! Skąd ja mam wiedzieć co oni tam sobie zrobili? A wyspać się kiedyś trzeba[b] - stwierdziła poważnie. - [b]Może kiedyś o tym poszukam, bo to akurat wydaje się ciekawe. W ogóle to śmieszne, bo u nas wystarczy nauczyć się zaklęcia, a u nich? Trzeba mieć pomysł, narzędzia, elementy tego, co chce się zrobić... No ogólnie mnóstwo zachodu, a jest ryzyko, że coś nie wyjdzie!
Tak, o tym akurat opowiadał jej dziadek, a nie profesor mugoloznastwa, więc mogła się nawet zainteresować, przyswoić, zrozumieć i zapamiętać.
Kiedy Nath na nią patrzył przez dłuższą chwilę, nieco się speszyła. Po chwili ten odwrócił się, obejmując wzrokiem dziedziniec, a ona przejechała sobie ręką po policzku. No co, bo może miała coś na twarzy i to dlatego?
- Ech, na Merlina, to niefajne - stwierdziła, gdy skończył mówić. - Wiesz co, sprawdź gdzieś, czy to na pewno 24 kwietnia i mi powiedz i ja będę pamiętać. Urodziny to zawsze okazja do imprezy, a na dodatek dostajesz mnóstwo prezentów i co ważniejsze życzeń i one często są takie personalne i kochane! - zaczęła wymieniać zalety urodzin, choć domyślała się, że okazja do imprezy byłaby dla niego najbardziej przekonująca.
Marcela popatrzyła chwilę na papierosa. Centymetr popiołu świadczył o tym, że na jakiś czas o nim zapomniała, ale na szczęście miała więcej niż połowę. Zaciągnęła się dymem i wypuściła go z płuc po kilku chwilach.
- Dobra, dostaniesz całą górę omletów. Albo naleśników. Albo omletów i naleśników. A picie zorganizujemy na imprezie! Urodzinowej albo nie.
Dla Marceli fakt, że Nath po prostu nie obchodził urodzin i nawet nie był pewny, kiedy one są, wydał się bardzo smutny. W końcu ona sama miała z tym dniem mnóstwo dobrych wspomnień i nie umiała sobie wyobrazić, że ktoś ot tak po prostu jest tego pozbawiony - nawet jeśli dla tej osoby nie miało to takiego znaczenia. Dziewczyna miała ogromną ochotę, żeby go przytulić, ale uznała, że nie może. Nie powinna się przecież aż tak do niego zbliżać. Zaciągnęła się znów dymem, żeby nie zrobić nic głupiego. Jeszcze tego brakowało, żeby Nathaniel sobie coś pomyślał.
Powrót do góry Go down


Nathaniel Woods
Nathaniel Woods

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 339
  Liczba postów : 405
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10490-nathaniel-woods
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10493-sowa-natha
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10494-nathaniel-woods#288855
Balkon nad dziedzińcem - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 13 EmptyPon 4 Maj - 18:48;

Przynajmniej Woods zawsze chętny był na kilka rzeczy: Alkohol, fajki i śpiewanie. Dlatego Marcyś mogła krzyknąć: Głąbie idziemy tworzyć muzykę. A on choćby umierał, to i tak grzecznie by za nią podreptał, w końcu to było częścią jego życia. Ale nie było tak łatwo, śpiewał lub grał tylko z zaufanymi osobami. Bo przecież wszelkie emocje, których Nattie nie pokazywał, doskonale wychodziły wtedy na wierzch i można było z niego czytać, jak z otwartej księgi. Jednak Collins była mądra, więc nawet bez muzyki potrafiła zauważyć wiele rzeczy. Co śmiesznie Woods nie lubił takich ludzi, zwyczajnie ich unikał, bo przecież mogli dowiedzieć się zbyt wiele. A tu jednak pojawił się ten skrzat, przez którego Nattie stał się grzecznym szczeniaczkiem. Niemożliwe? A jednak. Chociaż pewnie Marcela nawet o tym nie wiedziała, w końcu był zły i straszny. Oczywiście tak miało pozostać.
Yup, to była propozycja, a Woods nawet tego nie ukrywał, bo po co? Miał ochotę z nią pośpiewać i już.. No i trochę z nią pobyć. Bo jak widać dobrze na niego działała. Kiedy zobaczył jej uśmiech, sam mimowolnie się wyszczerzył. Chyba nie zapowiadało się, żeby mu odmówiła.
-Dokładnie! I butelką ognistej też bym nie pogardził- powiedział słodkim głosem, jedyną przeszkodą był zakaz, który zabraniał spożywania alkoholu na terenie szkoły. Jak uwielbiał Hogwart, to zaczął się poważnie zastanawiać czemu musi tu uczęszczać. Alkohol i fajki były sensem jego życia, ale nie bo szkoła zabrania.
-Popieram, idealna lekcja na drzemkę- powiedział uśmiechając się promieniście, na każdym mugoloznastwie musiał sobie przysnąć. Dlatego zawsze chodził tam jakimś znajomym, który go przebudzał, kiedy profesor zaczynał do niego mówić. Jak on w ogóle śmie? Woods ucina sobie drzemkę, a ten bezczelnie go budzi- Czy ty sugerujesz, że są od nas mądrzejsi? Pfff, my jesteśmy zajebiści, bo mamy magię, daaa- powiedział niczym oburzona i pijana szesnastolatka. Trzeba było przyznać, że to był jeden z jego ulubionych tonów głosu. Zaraz bo ‘złym Woodsie’ i ‘Woodsie podrywaczu’.
Kiedy Marcyś zaczęła mówić o urodzinach, Nath miał ochotę podejść i ją przytulić. Nic nie mówiąc. ONA chciała zapamiętać datę jego urodzin, nikt nigdy mu tego nie zaproponował. A kiedy mówił, ze nie obchodzi urodzin inni jedynie wzruszali ramionami.
-Dziękuję- tylko to zdołał z siebie wydusić, po dłuższym zamyśle. Choć bardziej chciał powiedzieć: Dziękuję, ze jesteś. Ale to już mu nie przeszło prze gardło. Kolejną rzeczą, którą zrobił było pomizianie jej po włosach. Tak o, bo przecież może. Przyjacielsko oczywiście.
-Góra omletów i naleśników- powtórzył za nią i wręcz zaświeciły mu się oczy. To było chyba jego największe marzenie! Tyle jedzenia! Popatrzył na nią z uśmiechem na ustach, kręcąc przy tym głową, jakby dając jej pozwolenie. Przeniósł wzrok na błonia, które były praktycznie psute. Chyba trochę się zasiedzieli, bo słońce zaczęło zachodzić.
-Sądzę, ze robi się późno. Idziemy?- zapytał i podał jej rękę, chwilę czekał na jej reakcję. A już po kilku minutach znaleźli się w zamku, balkonik był przytulny. Jednak wolał cieplutki pokój, kołdrę i czekoladowe żaby.
-Myślisz, że jak rzucę w niego jakimś zaklęciem, to ucieknie z krzykiem?- zapytał wskazując na jakiegoś dzieciaka. Jednak po chwili się zaśmiał, żeby Collins nie wzięła tego na poważnie i czymś mu nie przywaliła.  Przecież jego buźka była zbyt ładna!

zt x2
Powrót do góry Go down


Ambroge Friday
Ambroge Friday

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 166
  Liczba postów : 1394
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6204-ambroge-friday
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6383-ambroge-friday
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7523-a-friday
Balkon nad dziedzińcem - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 13 EmptyNie 17 Maj - 0:49;

Czy jest coś piękniejszego na tym świecie niż piękna pogoda, stary angielski zamek i mało uczęszczane wn im miejsce? Zapewne, znalazłoby się dużo, bardzo dużo takich rzeczy, niemniej Piątkowi dziś akurat do szczęścia wystarczyły te trzy czynniki. Słoneczny dzień, bezchmurne niebo, temperatura nie przekraczająca wartości nieludzkich, ogółem ciepło, ale nie za ciepło, typowo wiosenny, majowy dzionek z gatunku tych zwiastujących trochę śmielej lato, stary dobry Hogwart wypełniony po brzegi uczniami, studentami i nauczycielami, zapewne teraz znajdujących się na bloniach, w Hogsmaede, bądź Londynie, w każdym razie prędzej na powietrzu, niźli w czterech ścianach, ciesząc się dobrym dniem. Gdzie w tym wszystkim miejsce dla Piątka? Już tłumaczę, otóż na starym dobrym dziedzińcu, albo raczej jego przestrzeni powietrznej, bo na balkonie. Kilka pięter ponad wspomnianym placem. Tam właśnie postanowił przesiedzieć trochę czasu Krukon, zaczytując się w swojej aktualnej lekturze. Co ten Buber. Tak, na prawde bardzo podobał się chłopakowi tok myślenia tego XX wiecznego myśliciela. Z pewnością niejednokrotnie jeszcze sięgnie po jego inne dzieła, najpierw jednak przeczyta do końca to.
Problem był tylko taki, że nie do czytania Ambrożego ciągnęło. Dzień taki piękny, pogoda dobra, przecież nie czytać tu przyszedł. Chciał wyjść w plener ze sztalugą, choć.. to chyba nie był najlepszy pomysł, bowiem to popołudnie było wręcz zbyt piękne. A ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował była zgraja ludzi, wpatrująca się w jego pracę i nie dająca mu w spokoju tworzyć. Zgoda, może nie wszyscy byli jakoś do końca natrętni, jednakże sam fakt był dość mocno deprymujący. Ostatecznie, zawsze można było też przysiąść ze szkicownikiem i węgielkiem. Tak właśnie postanowił. Dziwnie tylko powiały go te wiatry, skoro wylądował zamiast na błoniach na balkonie, nad dziedzińcem. Cóż, niezbadane są wyroki boskie, jak to mówią. A i Brożkowi w niesmak ich podważać, szczególnie dzisiejszego dnia. Tylko.. że pomalowałby coś, albo choć porysował. Tylko co? No właśnie, no właśnie. No właśnie. Z tego wszystkiego, z tej chęci do tworzenia odstawił książkę, wyglądało na to, że dialog ja – ono będzie musiał poczekać na inny moment; wyciągnął wszystkie swoje przybory do malowania i zaczął oddawać na kartce różne szczegóły anatomiczne tej konstrukcji. Oparty o ścianę, z wyciągniętymi nogami oddawał się spokojnie swojemu zajęciu, aż w końcu zasnął. Nie wiedział dokładnie jak dlaczego z kim i kiedy. Jedynie fakt przejścia w objęcia morfeusza był zarejestrowany.. I chyba nie prędko zamierzał z tego snu powrócić..

Powrót do góry Go down


Lara Antoinette LaVey
Lara Antoinette LaVey

Student Slytherin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 174
  Liczba postów : 80
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10801-lara-a-lavey
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10803-bo-nietoperzy-juz-nie-mieli
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10804-lara-lavey
Balkon nad dziedzińcem - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 13 EmptyNie 17 Maj - 1:32;

Każdy, kto zostawał w taką piękną pogodę w zamku, mógł spokojnie nazwać siebie grzesznikiem. Żal było nie dopuścić do swojej skóry ciepła słońca. Witamina D i te pierdoły. Jako, że mimo wszystko nie należała do wielkich fanów spacerów po łąkach i ogólnie całej tej romantycznej otoczki z tym związanej, wybrała złoty środek - balkon. Geniusz, który to wymyślił zaiste powinien zostać sowicie nagrodzony... Medalem z ziemniaka, na przykład. Dodatkowym plusem była możliwość patrzenia na wszystkich z góry, co w życiu codziennym raczej rzadko było jej dane. Jednak do władzy trzeba było jakoś się dostać. Schody - zdający się nigdy nie kończyć labirynt stopni. Szczególnie jeśli maszerowało się w trzynastocentymetrowych szpilkach. No ale cóż. Postawienie siebie na czele wymagało poświęceń. Gdy dotarła już na samą górę, obrzuciła spojrzeniem małe mróweczki, wesoło hasające po obrzyganej kwiatami łączce. Uroczo. Była pewna, że stukot jej butów został zarejestrowany w promieniu najbliższej mili. W końcu to cała ona - każdy musi być świadom jej obecności. Nie? Nie.
Powrót do góry Go down


Ambroge Friday
Ambroge Friday

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 166
  Liczba postów : 1394
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6204-ambroge-friday
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6383-ambroge-friday
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7523-a-friday
Balkon nad dziedzińcem - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 13 EmptyNie 17 Maj - 18:47;

Zdecydowanie było ją słychać. Skoro nawet mocny i wydawałoby się niczym nie zmącony, sen Piątka został przerwany, albo raczej dość mocno naruszony, o czymś to świadczyło.. Nie, żeby przebudził się od razu. Istotnie czuł przez sen jak jakiś dziwny dźwięk, prawie jak gdyby jakiś słoń co najmniej kroczył po korytarzu, oraz towarzyszący temu odpowiednie drżenie ciała do tego całego rytmu. Przebudził się dość mocno, jednakże wtedy ten dźwięk ustał. Podobnie jak huk. Widać cokolwiek to było przeszło sobie dalej, albo zwyczajnie zatrzymało się. Wobec tego, postanowił nie przerywać więcej swojego snu. Jednak nie było to takie trudne. Przypomniał sobie bowiem, co takiego miał zrobić. Co na niego czekało. A czekało rysowanie. Tylko czego do jasnej cholery..? No nic. Otworzył oczy, poprzeciągał się chwilę i poziewał, zanim ją zobaczył. Skądś ją znał, to było pewne, tylko za nic nie mógł sobie przypomnieć skąd. To znaczy.. gdyby jego mózg nieco bardziej kontaktował zapewne doskonale by pamiętał. Chwilowo jednak było to niemożliwe. – Pani Ładna? – w końcu sobie przypomniał! Taki dumny był z siebie. mimo tego wszystkiego, towarzyszyła mu wątpliwość, czy aby na pewno nie przedstawiła mu się, czy nie poznał jej imienia. Niczego takiego nie zarejestrował w pamięci. Zatem.. widocznie takie zdarzenie nie miało miejsca.. – Dzień dobry i jakże piękny! Co Ty tu robisz? Nie powinnaś teraz raczyć swoją urodą potencjalnych randomów z Hogwartu? – spytał, bez cienia przekąsu, ironii albo sarkazmu i tych innych złych rzeczy. Tak serio było mu smutno poniekąd, że ktoś jeszcze o tym miejscu pomyślał. Bądź, co bądź jednak chciał pobyć sam. No i przypuszczalnie ona również.. Pytanie, czy pobędą teraz razem, a może któreś z nich się wyniesie?
Powrót do góry Go down


Lara Antoinette LaVey
Lara Antoinette LaVey

Student Slytherin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 174
  Liczba postów : 80
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10801-lara-a-lavey
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10803-bo-nietoperzy-juz-nie-mieli
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10804-lara-lavey
Balkon nad dziedzińcem - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 13 EmptyNie 17 Maj - 19:54;

- Friday - zabrzmiało bardziej jak obelga, niż nazwisko. Gdyby nie niezawodna i niewątpliwie niezamierzona pomoc ze strony Kat, Lara nadal nazywałaby Krukona "ten, który mnie obraził i nie mam zamiaru więcej z nim rozmawiać".
Odpowiadając na pytanie chłopaka: właściwie to powinna. Więc dlaczego jest tutaj? Po co ja tu właściwie przyszłam - z tego wszystkiego zapomniała o powodzie, dla które męczyła swoje stopy. Pierwsze o czym pomyślała, to jak najszybciej stamtąd uciec. Nawet tą najkrótszą drogą. Gdyby zgrabnie go wyminęła, dość szybko się poruszała no i może międzyczasie zdjęła jakoś buty, to udałoby jej s - co? Jaka ucieczka? Jeśli już, proszę państwa, to eleganckie wycofanie się z konwersacji. Ale! Z drugiej strony, to z jakiego powodu miała stamtąd odchodzić? Przecież nie po to przez ostatnie minuty rozmyślała nad wieloma rozkosznymi korzyściami znalezienia się na górze (wat?), nie?... A tu proszę! Okazało się, że jest i następna!
Stanęła tyłem do poręczy, tym samym odwracając się twarzą do Fridaya: - A ty przypadkiem nie powinieneś teraz PIELĘGNOWAĆ swojej znajomości z tą uroczą Gryfonką? - no przecież musiała być delikatnie złośliwa. Przyznać się, że gdzieś tam w środku, cieszy się, że nie jest sama? Hehe, dobreeeee.

zt// bo Piątek to ciota :c
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Balkon nad dziedzińcem - Page 13 QzgSDG8








Balkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 13 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Balkon nad dziedzińcem

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 13 z 21Strona 13 z 21 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14 ... 17 ... 21  Next

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Balkon nad dziedzińcem - Page 13 JHTDsR7 :: 
hogwart
 :: 
Skrzydlo zachodnie
 :: 
trzecie piętro
-