Jedno z najbardziej tajemniczych i przesyconych niezwykłą aurą pomieszczeń, stanowi Sala Przyszłości. Ten średnich rozmiarów pokój, znajdujący się na trzecim piętrze został wybudowany ku celom wróżbiarskim. Zawsze w powietrzu czuć tu zapach delikatnych kadzideł. Nie ma tu żadnych ławek czy krzeseł, każdy natomiast może zająć miejsce na wielkich poduszkach rozłożonych na ziemi. Pod sufitem widzą przeróżne materiały, tworząc bardzo przytulny wystrój. Całość zachęca do medytacji, bądź spróbowania swoich wróżbiarskich zdolności na jednej ze szklanych kul, których tutaj na pewno nie brakuje. Można tu także znaleźć filiżanki, herbatę, książki dotyczące chiromancji czy numerologi. Jednym słowem, wszystko co tylko może się przydać do szukania odpowiedzi na pytania dotyczące nie tylko przyszłości.
Rience nie ogarniał w tym momencie rzeczywistości. To, że Shenae nagle gdzieś zniknęła wydawało się gdzieś umknąć jego świadomości, co oczywiście można było zwalić na to, że był trochę przećpany eliksirami. Jako, że staruszek, jakim niewątpliwie teraz był po eliksirze postarzającym, był trochę niezdarny to nic dziwnego, że napitek wylądował na Krukonce. Hargreaves jakoś zdawał się tego nie zauważać, bo pobrał kolejną kartę, wpatrując się natarczywie w Robin, widząc jak zesztywniały jej ramiona uśmiechnął się niewinnie i pobrał następną kartę nim Shenae w ogóle zdążyła wrócić. Położył ją obok siebie, wpatrując się w wodę wymalowaną na misternie zdobionej karcie do gry, kiedy to coś na niego warknęło. Rozejrzał się zdezorientowany i spostrzegł, że wróciła miłość jego życia. Bez wahania ją osuszył, chociaż ręka trochę mu drgnęła i przy okazji nieco zakręcił jej włosy. Niemniej jednak zastrzyk amortencji raczej wciąż trwał, co Rience przyjął z duchowym, nieuzewnętrznionym jękiem. - Shenae - szepnął, biorąc ją pod ramię i przyciągając do siebie tak, aby mogła oprzeć się na nim, a w jego głosie było tyle pasji, że bez wątpienia szybko mu to nie przejdzie.
Tę rundę przegrywa Robin - czujesz przypływ nieodpartej mocy. Mocy, która każe Ci tańczyć w szalonym, bardzo energicznym rytmie. Do końca gry już nie usiądziesz spokojnie, jesteś zmuszony cały czas tańczyć.
Chłopak, który również grał w Quidditcha został zdyskwalifikowany. Rience niezbyt rozumiał dlaczego, ale to była kwestia tego, że był bardzo rozproszony. Działanie eliksiru nieco osłabło, gdy Shenae opuściła pomieszczenie, ale teraz wracało z oszałamiającą siłą, co sprawiało, że stał się oderwany od rzeczywistości. Dzikie pląsy, jakie odstawiały nogi Robin, sprawiły, że lekko zmrużył oczy, ale chyba niespecjalnie się tym przejął. Ach, słodka amortencja. Poza eliksirem wywołującym zaburzenia psychiczne, Krukon nie znał potężniejszego eliksiru gdy chodziło o stworzenie zamieszania w głowie. Ogarnąwszy, że to czas, aby pobrał kartę, zreflektował się i sięgnął do talii, losując gwiazdę. Wychodziło na to, że to już ostatnia runda, co udało mu się spostrzec krańcem świadomości, nim na nowo począł męczyć panią kapitan.
To było zdecydowanie nie fair. Robin zamilkła, wykładając ostatnią kartę i już czując, że jej gra definitywnie dobiegła końca. Rience miał dobrą kartę i nie było siły, by ją przebić. Zacisnęła tylko zęby, starając się zapanować nad własnymi nogami. Niech to szlag! Odstawiła butelkę piwa kremowego, by przypadkiem jej nie rozbić. Coraz trudniej było jej zapanować również na rękami. Miała niezłego pecha. Choć z drugiej strony inni zostali po prostu zdyskwalifikowani, podczas gdy ona była dość wytrwała, by walczyć z Riencem do samego końca. Teraz jednak nie było już o co walczyć, a wynik był dość jasny. - Gratulacje - mruknęła cicho między jednym i drugim wyrzutem ręki. - Odegram się w przyszłym roku - zażartowała, siląc się na uśmiech.
Udało ci się dotrzeć na miejsce. Żadnych fanfarów, oklasków ani gratulacji. Kolejne zadanie na ciebie czeka właśnie tutaj. Na niewielkim stoliku ustawiono kociołek z bulgoczącym naparem nieznanego pochodzenia, a wokół niego ułożono całą talię kart, które wydzielały specyficzne zapachy mieszające w głowie - organizatorzy na każdej z nich umieścili jeden, sproszkowany składnik. Otumanienie raczej nie wchodziło w grę, ale z pewnością nikt nie przemyślał, jaki skutek może odnieść cała mieszanina. To jednak w tej chwili nie ma najmniejszego znaczenia, bowiem zwitka pergaminu głosi: Zdaj się na swój instynkt i uwarz znośny Iskrzący Roztwór w ciągu godziny. Zegar już tyka!
Informacje – rzucasz kartami tarota w tym temacie – próg punktowy do przerzutu to minimum 14 punktów z Eliksirów – możesz dokonać tylko jednego przerzutu dziennie Zasady gry Wykonaj cztery rzuty kartami Tarota w odpowiednim temacie, a następnie dodaj do siebie wartości odpowiadające każdej z nich. Następnie sprawdź, czy suma punktów mieści się w odpowiednim przedziale oraz poznaj efekt wylosowanych kart.
Jeśli w poprzednim etapie twoją ostatnią wylosowaną kartą jest Cesarz musisz zdobyć 5-15 punktów:
poniżej 5 punktów - Twój eliksir całkowicie nie przypomina tego, czym powinien być. Jest gęstą, brązową breją niemożliwą do przelania w butelki, wydziela okropny zapach zgniłych jaj i przy okazji zaczął wylewać się z kociołka. Spróbuj ponownie jutro. 5-15 punktów - W trakcie warzenia masz drobne problemy. Jeden ze składników znacznie zagęszcza roztwór, ale nie masz z tym żadnych kłopotów, bowiem dwa następne pozwalają osiągnąć ci zamierzony efekt. Przelawszy wywar do butelki i oddawszy go do oceny organizatorowi zadania, otrzymujesz odpowiedź, iż możesz iść na Dziedziniec wieży z zegarem. powyżej 15 punktów - Szło ci tak dobrze, iż pod sam koniec nierozważnie dodałeś za dużo ostatniego składniku. Jedna z kart zawierało go więcej, niż było potrzebne, przez co w kociołku bulgotało do tego stopnia, że niemal cała jego zawartość wyparowała. Pozostajesz z niczym, a tego nikt nie jest w stanie ocenić. Wróć jutro i podejdź do zadania jeszcze raz.
Jeśli w poprzednim etapie twoją ostatnią wylosowaną kartą jest Pustelnik musisz zdobyć 20-30 punktów:
poniżej 20 punktów - Wybrane przez ciebie składniki ani trochę nie oddają tego, co masz zrobić. Kto w ogóle wymyślił Iskrzący Roztwór? Chyba jakaś wariatka, która wymieszała ze sobą losowe ingrediencje. Pójście tym tropem, nawet jeśli było przypadkowe, nie zaprowadziło cię do celu. Organizator czuwający nad zadaniem kazał pozbyć się wywaru i spróbować jutro. Może będziesz miał więcej szczęścia. 20-30 punktów - Poszło ci znakomicie! Idealnie dobrałeś proporcje, mieszałeś tak długo, aż mieszanina osiągnęła właściwą konsystencję. Pozostało ci już tylko wyciągnąć iskrzącą właściwością... i gotowe! Organizator chwali cię, choć nikogo oprócz was tutaj nie ma, po czym wysyła na Dziedziniec wieży z zegarem. powyżej 30 punktów - Było blisko! Naprawdę blisko! To pewnie przez ostatni składnik, który zaburzył migoczące drobiny na powierzchni mieszanego przez ciebie wywaru, lecz nie jesteś w stanie tego odwrócić. Żadne sposoby się nie sprawdzają, ale egzaminator kiwa z uznaniem głową. Chyba jeszcze nikt nie był tak blisko rozwiązania zadania, ale mimo wszystko musisz powtórzyć zadanie jeszcze raz.
Jeśli w poprzednim etapie twoją ostatnią wylosowaną kartą jest Śmierć musisz zdobyć 10-20 punktów:
poniżej 10 punktów - Masz problemy z najprostszymi czynnościami. Samo wybieranie kart jest niezwykle stresujące, bowiem dobieranie składników do tego wywaru nigdy nie było łatwe. Ba, można by powiedzieć, że tego typu mikstury nigdy nie powinny istnieć, a jedna z nich jest zadaniem, które ostatecznie zadecyduje, czy uda ci się wygrać finał Złotego Sfinksa. Niestety nie tym razem. Rozwodniona, migocząca oślepiającymi iskrami substancja wyparowująca z kociołka nie jest tym, czego po tobie oczekiwano. Musisz podejść do zadania jeszcze raz jutro. 10-20 punktów - Nigdy nie szło ci tak fatalnie! Nie umiesz nawet poprawnie trzymać chochli w ręku! Czyżbyś był zdenerwowany? A może chodzi o coś zupełnie innego, niezwiązanego z zadaniem? W każdym razie masz dużo więcej szczęścia, niż rozumu, bo - mimo złego dnia - udaje ci się poprawnie przygotować Iskrzący Roztwór, choć nie wygląda tak perfekcyjnie, jak ta buteleczka stojąca na stoliku obok opiekuna zadania. Możesz udać się na Dziedziniec wieży z zegarem. powyżej 20 punktów - Nie wiesz, jak to się stało, ale zawaliłeś na całej linii. Na początku szło ci naprawdę nieźle, jednakże w pewnym momencie coś zaczęło bulgotać. Otoczony przez wielkie kłęby czarnego dymu nie wiedziałeś, co robić i właśnie wtedy część gotowanego przez ciebie wywaru wylała się na twoją rękę. Nie masz czasu na zastanawianie się nad zadaniem, bowiem szybko musisz udać się do skrzydła szpitalnego i wyleczyć poparzeniem. Do tego etapu możesz ponownie przystąpić jutro.
Jeśli w poprzednim etapie twoją ostatnią wylosowaną kartą jest Gwiazda musisz zdobyć 25-35 punktów:
poniżej 25 punktów - W trakcie warzenia zdarzył ci się maleńki wypadek. Przez nierozwagę, oraz niezręczny ruch ręką, wrzuciłeś wszystkie składniki do kociołka. Stworzyłeś iście bombową mieszaninę, która wybuchła prosto w twoją twarz, osmalając cię sadzą. Przy okazji spaliłeś kociołek oraz pół stolika, więc szybko stąd znikaj, zanim organizatorzy wyciągną z tego dalsze konsekwencje. Spróbuj ponownie jutro. 25-35 punktów - Z trudem wyrabiasz się w podanym czasie. Właściwie wszystko robisz tak szybko, iż trudno zliczyć czynności podjęte przy warzeniu Roztworu. Mimo to, udaje ci się zaliczyć zadanie. Okropnie wyglądający eliksir wprawdzie nie jest największym osiągnięciem w twoim życiu, ale możesz bez przeszkód udać się na Dziedziniec wieży z zegarem. powyżej 35 punktów - Masz okropne wyczucie czasu. Nie dość, że zrobiłeś bałagan, przez który straciłeś cenne minuty, to przez następny kwadrans woda w kociołku nie chciała się zagotować. Dopiero kilka minut przed końcem zacząłeś wykonywać właściwą część eliksiru, jednakże to za mało czasu na jego ukończenie. Opiekun zadania przerwał ci tuż przed dodaniem końcowego składnika i oznajmił, że musisz podejść do tego etapu ponownie następnego dnia.
Jeśli w poprzednim etapie twoją ostatnią wylosowaną kartą jest Świat musisz zdobyć 15-25 punktów:
poniżej 15 punktów - To nie jest twój szczęśliwy dzień! Zmierzając tutaj, Irytek wylał na ciebie wiadro zimnej wody, a po dotarciu na miejsce zadania było już tylko gorzej. Albo zabawniej, zależy jaki przyjąć punkt widzenia. W każdym razie, twój wywar, mimo dość dobrego przygotowania, okazał się być Bulgoczącym eliksirem na porost włosów, który nagle postanowił opuścić kociołek prosto na ciebie. W ciągu paru sekund obrosłeś włosami tak długimi, iż nie obyło się bez pomocy opiekuna tej części etapu Sfinksa. Zostałeś odprowadzony do skrzydła szpitalnego, a do zadania możesz ponownie przystąpić jutro. 15-25 punktów - Prawdziwy fach w rękach! Zdolny z ciebie eliksirowar, prawda? Czy to tylko łut szczęścia? Nieważne, bowiem udało ci się uwarzyć eliksir niemal perfekcyjnie w przeciągu pół godziny. Przez następne pół opiekun spokojnie mógł ocenić twoją pracę i wysłać cię na Dziedziniec wieży z zegarem powyżej 25 punktów - Ojej! Wrzucenie właśnie tego składnika na samym końcu nie było najlepszym rozwiązaniem. Iskrzący Roztwór w twoim kociołku nagle zaczął się pienić tak gwałtownie, iż nie potrafiłeś powstrzymać nadmiaru piany, która z czasem pokryła i ciebie! Gdy opadła, okazało się, że całe twoje ubranie błyszczy iskierkami, a kociołek jest pusty. Niestety nie zaliczyłeś zadania, bo i nie było z czego, ale przez najbliższe dni świecisz się jak świąteczne drzewko. Spróbuj ponownie jutro.
Kod:
Kod:
<zg>Wylosowane karty tarota:</zg> wpisz wszystkie <zg>Osiągnięta suma:</zg> uzupełnij, prowadzimy statystki, jak to się zachowuje <zg>Ilość dni:</zg> wpisz
Mgliste wskazówki z tarota zaprowadziły Laurę do sali przyszłości. Kiedy próbowała sobie jeszcze raz powtórzyć, dlaczego przyszła właśnie tutaj, niespecjalnie potrafiła sobie jeszcze raz to wytłumaczyć, ale kiedy otworzyła drzwi, nie miała wątpliwości, że to własnie tutaj powinna się znaleźć. Co prawda zauważyła karty tarota, ale pierwszym co rzuciło jej się w oczy, był kociołek. Ach, wreszcie jej nadzieje się spełniły i jednym z ostatnich zadań będzie mogła coś uwarzyć. Przyglądała się temu wszystkiemu, zastanawiając się o co może chodzić ze składnikami umieszczonymi na kartach. Czy to kolejna zagadka? Och, nie, czy nie dane jej było po prostu zająć się eliksirem w normalny sposób, zamiast próbować odgadnąć co może chodzić we wróżbach? Najpierw próbowała myśleć. Jeszcze wczoraj uzupełniła trochę swoją wiedzę z tarota, co pomogło jej przecież przejść pierwszy etap i teraz musiała to znowu wykorzystać. Wreszcie, bardziej jednak kierując się intuicją i swoimi umiejętnościami do warzenia eliksirów, niż wiedza na temat tarota, zabrała się za przygotowywanie. Pół godziny. Tyle zajęło jej zrobienie wszystkie co trzeba było, a na kartce napisane było, że powinna się zmieścić w ciągu godziny. Próbując zabić w sobie poczucie niepokoju, oddała fiolkę do oceny. Nie było się czym martwić. Chwilę później, zadowolona z wyniku szła na dziedziniec wieży z zegarem.
Wylosowane karty tarota: gwiazda (+5), sad ostateczny (+10), śmierć (-5), sprawiedliwość (-5) przerzut: umiarkowanie (+5), księżyc (+10), kapłanka (+10), diabeł (0) Osiągnięta suma: 5, 25 Ilość dni: 1
Zdaj się na instynkt i uwarz Eliksir. Organizatorom łatwo było mówić. Zgłosiła się ze względu na swoje astrologiczne umiejętności. Z Eliksirami nie miała nigdy nic wspólnego. Nic dziwnego, ze kiedy przystąpiła do zadania, nie była pewna efektu. Dnia nie poprawiła jej konfrontacja z Irytkiem. Mimo usilnych próśb, żeby zostawił ją w spokoju, duch wyraźnie niepodatny na jej wdzięki, bezlitośnie oblał ją wiadrem zimnej wody. Mogła to przeżyć. Zaczesała rude, teraz pociemniałe od wody pasma włosów na jedno ramię, wysuszając je dłonią. Ociekające z wody kosmyki wykręciła i ułożyła w dłoni. Nie zdziwiło jej więc, że rozproszona podgrzała wywar za mocno, a ten okazał się mieć zupełnie inne właściwości. Rozlany na skórze wywołał naprawdę tragiczne skutki. Cheri wyjątkowo mocno zraziła się do całego przebiegu Sfinksa, kiedy stwierdzono konieczność interwencji szkolnej pielęgniarki. Powlekła się tam bez nastroju, bez chęci brania udziału w dalszej części projektu. Dlatego, zjawiwszy się na miejscu następnego dnia, wyjątkowo zniechęcona, nie wspominając nawet o tym, jak paskudnie zakończyła się jej praca dnia poprzedniego, zabrała się od razu do roboty. Chciała mieć już wszystko z głowy. Cały ten projekt, wszystkie te upodlenia, które miała za sobą. Po prostu czekała aż to temu wszystkiemu nastanie koniec. Będzie mogła wrócić do Francji i nigdy więcej nie usłyszy już o żadnej Anglii. Chyba, że odwiedzi ją w celach turystycznych. Kulturoznawczo stwierdziła, że nie czeka jej tu nic, co byłoby ją w stanie zainteresować.
Wylosowane karty tarota: Słońce (-5), Kapłanka (+10), Cesarz (-10), Wisielec (+10) ------> Cesarzowa (+5), Kochankowie (+5), Mag (+5), Mag (+5) Osiągnięta suma: 5 --> 20 Ilość dni: 2
Fascynujące miejsce, prawda? Jego tajemniczość doskonale pasuje do pasjonującej rozgrywki Eksplodującego Durnia. Jeśli znasz się choć trochę na wróżbiarstwie, to może nawet zdołasz przewidzieć, kto dzisiaj wyjdzie stąd jako zwycięzca? Tutaj nikt was nie znajdzie i pewnie kompromitujące fakty, związane z przegrywaniem kolejnych rund, zostaną między wami. Ale co tu dużo mówić! Siadajcie do gry! Na środku sali leżą wygodne pufy, na których możecie się rozsiąść. Karty już leżą i zdają się czekać na tę rundę. Obok znajdziecie coś do picia - sok dyniowy, jakąś lemoniadę i inne takie, żeby nie zaschło wam w gardłach od nadmiaru emocji!
Jest to pierwszy etap rozgrywek. Gramy do momentu, aż zwycięży jedna osoba - to ona przechodzi dalej. Zasady gry znajdziecie tutaj. Gracz, który nie zareaguje w ciągu pięciu dni, gdy przypada jego ruch, zostaje zdyskwalifikowany, a gra toczy się dalej między pozostałymi osobami.
Rience miał pewne deja vu, związane z tym miejscem. Dobrze pamiętał, że to właśnie tutaj miała miejsce jego pierwsza gra w klubie durni, ale to wydarzenie wspominał to z niejasną nostalgią. Ucieszył się więc, kiedy okazało się, że do sali przybył jako pierwszy i miał dużo czasu na to, aby ponownie się po niej rozejrzeć. Wróżbiarstwo nie było mu bliskie, ale kiedy tak obserwował te wszystkie szklane kule, dzierżąc w dłoni szklankę z lemoniadą, wszystko wydawało się ciekawsze. Okazało się, że jego towarzystwo do gry było całkiem ciekawe. Dwie dziewczyny znał i tylko Scarlett pozostawała dla niego zagadką. Przywitał się ze wszystkimi, zwłaszcza już z She, po czym zajął miejsce na pufie, jednocześnie losując dla siebie kartę. Och, już dawno zdążył zapomnieć co go czeka z wisielcem, ale to chyba dobrze. Perspektywa duszenia przez linę nie wydawała się być zbyt przyjemnym wstępem.
Ostatni raz She widziała Rience’a jeszcze na wakacjach. Jakoś tak się złożyło, że się ze sobą mijali. D’Angelo, prawda jest taka, że nie była przez ten czas w najlepszym nastroju, więc nic dziwnego, ze w sumie było jej na rękę go unikać. Przynajmniej nie wyładowywała na nim swojej frustracji. Ale właśnie dlatego, po wejściu do Sali, pierwsze co, to rzucił jej się w oczy właśnie on. — Rience — uśmiechnęła się nawet pod nosem, zachodząc go od tyłu, zanim zdążyła pomyśleć obejmując go za szyję i całując od góry w policzek. W tej pozycji, oparta na jego ramionach, dostrzegła po drugiej stronie stołu Julię. — No, hej, zdrajco. Poznajesz mnie dzisiaj, czy też nie? Uhuuuu. Shenae miała w pamięci jak to zjawiskowo Heikkonen ją ostatni raz zignorowała w sklepie miotlarskim. Że niby… co działo się na Atlantydzie, zostaje na Atlantydzie? D’Angelo aż uśmiechnęła się kwaśno, dla pocieszenia opierając się podbródkiem na głowie Hargreavesa. — A my się znamy? Skoncentrowała uwagę na ostatniej dziewczynie, dźgając Rience’a pod żebra, mrucząc mu do ucha, żeby podał jej kartę. Widać było wyraźnie, ze ma o dziwo jakiś lepszy humor.
Uhuhu, to już kolejna edycja Durnia. Chyba druga, a może i nawet trzecia w której uczestniczyła. Czy coś wygrała? Yyy, chyba nie, ale akurat ta karcianka była jej ulubioną, w końcu te pościgi i wybuchy i super przegrane. Ostatnio chyba lubiła znajdować sobie zajęcia, trening, Theria, wszystko na raz. Ogarnęła się tak szybko jak tylko mogła i ruszyła do sali przyszłości chcąc dowiedzieć się z kim będzie grać w grę. Poza tym kto lubił czekać całą wieczność na grających? - Cześć Rience - wparowała do sali z takim oto krótkim przywitaniem, zgarnęła lemoniadę i klapnęła sobie na pufie naprzeciw kolegi. Nie mówiła nic więcej, a niedługo potem do sali weszła Shenae. Och, a więc znów przyjdzie im zagrać razem, jednak nie będzie tak jak ostatnio, niestety. Juls patrzyła na nią kiedy uwiesiła się Krukona, jednak słysząc słowo zdrajca na moment odwróciła nieco głowę, nie lubiła kiedy ktoś ją tak określa. Gdy znów wróciła wzrokiem do D'Angelo powiedziała - Nie wiem czemu zdrajco, ale cześć. Kiedy cie nie poznałam? Naprawdę nie wiedziała o co jej chodzi, jednak to wszystko było możliwe. Czasem jej stopień zajęcia czymś innym czy zamyślenia nie pozwalał na dostrzeżenie pewnych rzeczy. Mogła czegoś nie usłyszeć, nie zauważyć. Była ciekawa jaką dostanie odpowiedź, jasne było to, że chciała to wszystko jakoś naprawić. Czekając na to co powie współlokatorka wzięła jedną z kart, tak, więc przegrana, jednak jedna z bardziej lajtowych. Oby tylko nie wypadła z gry jako pierwsza...
Tego dnia Scar nie miała za bardzo ochoty na ruszanie się z dormitorium. Miała paskudny nastrój, było jej zimno i czuła się dosyć... Dziwnie, szczerze mówiąc. Ale przywitała się ze swoją durniową grupką krótkim cześć. Znała tych ludzi? Nie. Miało to dla niej jakieś znaczenie? Też nie, nie miała ochoty się zbytnio integrować. Gdy zajęła miejsce przy stole Krukonka zapytała, czy się znają. - Nie wiem - mruknęła, chociaż miała ochotę powiedzieć, że szczerze mówiąc guzik ją to obchodzi. - Na statku cię chyba widziałam. Chociaż z drugiej strony, gra w Durnia może być dobrym urozmaiceniem nawet parszywego wieczoru. Zawsze lepsze to niż leżenie w łóżku i bezmyślne gapienie się w okno. Wzięła jedną ze szklanek, nalała sobie soku dyniowego i trochę wypiła. Bez słowa wylosowała kartę i tylko wywróciła oczami na widok wieży.
Rience nie nadążał. W jednej chwili stał sobie plecami do wejścia i przesuwał palcami po kryształowej kuli, aby w następnej strącić ją, dzięki czemu w pomieszczeniu rozległ się głośny trzask. To Shenae tak go zaskoczyła, że ruch jego dłoni wydał się mocno niekontrolowany i niezdarny. - Cześć, Shenae. - odpowiedział, trochę zawstydzony takim nagłym okazaniem uczuć w wykonaniu D’Angelo, ale nie oponował. Przesunął palcami wzdłuż jej ramienia, głaszcząc je w przyjaznym geście. - Masz za sobą dobry początek pierwszej klasy, jak mniemam? - zapytał, wynajdując w tym jakieś wyjaśnienie jej nastroju. Potem usiedli, wzięli karty, a znad swojej, Hargreaves posłał Julii wymowne spojrzenie. Wciąż pamiętał jak zwiała z jego domu przed posiłkiem i musiał obyć się bez tygrysa. Determinacja aż od niego biła, a efekt potęgowała chyba jego wilowata przypadłość. Do Scarlett wolał chyba się nie odzywać ze względu na jej wyraźnie kiepski nastrój. Zerknął tylko na nią z lekkim niepokojem, kiedy uderzyły w nią pioruny, po czym sięgnął po następną kartę, chyba niepewien tego czy nie powinien zaoferować jej pomocy. Nie znał, niestety, żadnego zaklęcia pomagającego na przypalone włosy.
Patrzyła jeszcze chwilę posępnie na Julię, ale chyba miała zbyt dobry humor, bo zaraz odetchnęła ciepłym powietrzem na kark Hargreavesa (jakoś ta pozycja była jej na tyle wygodna, że nie chciała jej zmieniać). — Sklep ze sprzętem do Quidditcha. Coś ci teraz świta, Juls? Do diabła… dziewczyno. Nawet Sharker mnie poznał. Sharker, czaisz? TEN Sharker, co to zwykle bardzo nieudolnie próbuje udawać, że mnie nie widzi i wydaje mu się, że jest w tym tak bardzo subtelny, ze nie widać. Czy on się mnie boi? Zakończyła w ten sposób tą kwestię, na chwilę przerywając swoją wypowiedź, kiedy ich koleżankę trzasnął piorun. Czy to był dobry moment na przedstawienie się? Chyba całkiem odpowiedni, skoro w ogóle przypomniała sobie o jej obecności. — Shenae D’Angelo — a jako, że nie widziało jej się odlepiać się od Rience’a (chyba, ze na rzecz uwieszenia się na Julce), machnęła jej tylko krótko ręką, chwilę potem zaglądając Hargreavesowi przez ramię. — Ouu… nie znoszę tej karty — skomentowała, wracając do rozmowy z Julią. — Ale wybaczę ci, jeśli wpadniesz na bal z okazji Dnia Duchów, kocie — nawet nie wiedziała, ja bardzo się z tym kotem nie myliła. Zaczęła tak do niej mówić po ostatniej, wspólnej grze w Durnia. Na słowa Rienca, przechyliła głowę, patrząc na niego chwilę i uśmiechnęła się tajemniczo: — Tak myślisz? Podaj mi kartę, Harry.
No, zdecydowanie było jej teraz głupio, ta cała akcja z Riencem, a teraz jeszcze She. Odpierdalało jej i to bardzo, czyżby ćpała po kątach? Nie, ale czasem chciała do tego wrócić, bywało ciężko. - Nie wiem czy się boi, nie pytałam go, chyba. Wybacz, ostatnio znów mam problemy, nie ogarniam. W sumie to ciebie też przepraszam - zwróciła się do obojga, tonem głosu zdecydowanie okazując bezsilność, nie wiedziała co jeszcze może dodać. Możliwe, że She mogła się domyślić o co tak naprawdę chodzi, powiedziała jej o tym w wakacje, poza tym mieszkają razem. Historia magii naprawdę nie pomogła w walce, wszędzie fazy. Ogarnęło ją lekkie poddenerwowanie tak więc nie zareagowała, kiedy nieznajoma dostała piorunem, w tym czasie po prostu wypiła swoją lemoniadę zapatrzona w stos kart. - Przyjdę - rzuciła tym razem losując kapłankę, ujdzie, szczególnie kiedy mogła mieć jako taką pewność, że nic jej się nie stanie. Zostawiając kartę gdzieśtam przywołała gestem ręki Shenae, chcąc żeby usiadła obok.
Tego dnia jak już zdążyła zauważyć, nie miała szczęścia do kart. Jak to mówią, brak szczęścia w kartach oznacza szczęście w miłości, ale Scar jakoś sobie tego nie wyobrażała. Ona i prawdziwa miłość? Nie, nic by z tego nie wyszło. - Cholera jasna! - rzuciła czując, jak uderza w nią piorun. Spodziewała się tylko ledwo wyczuwalnego dreszczu, ale jak widać postanowiło trzepnąć w nią trochę mocniej. Aż sfajczyły jej się końcówki włosów, a rękawy jej ulubionej bluzy trochę zmieniły kolor na ciemniejszy co również oznaczało przypalenie. Wzdychając ciężko przeczesała włosy palcami i sięgnęła po kolejną kartę, tym razem widniał na niej Rydwan. No to sobie pograłam...
Nagle obok ciebie wyłania się mglisty pegaz, wyglądający bardziej niczym patronus. Ten jednak łapie cię, przerzuca przez swój grzbiet i zabiera Cię na najbliższą wieżę, by tam Cię porzucić. Odpadasz z gry.
Mimowolnie wzdłuż pleców przebiegł mu dreszcz, kiedy Shenae dmuchnęła powietrzem prosto w jego odsłonięty kark, ale nic nie mówił. Matka nauczyła go, aby nie przerywać kobietom rozmowy, zwłaszcza, jeśli Ciebie nie dotyczyła. Po prostu wpatrywał się w swoją kartę, próbując przypomnieć sobie jaką magię pokaże im, jeśli uda mu się przegrać rundę. Szło mu kiepsko i dopiero niepozorna uwaga Shenae sprawiła, że odpowiedź wpadła mu do głowy. - Nie lubisz tańczyć? - zapytał mimochodem, a chwilę później podał jej kartę z jej własnej talii. - Och, ja nie chciałbym przegrać z tą. Skrzywił się, widząc, że wyciągnął dla dziewczyny cesarza, ale nie zajmował się tym specjalnie długo. Chwilę później pegaz porwał Scarlett z sali przyszłości i zaprowadził… gdzieś. Rience nie był pewien gdzie i chyba wolał się nad tym nie zastanawiać. Wyciągnął po prostu kolejną kartę, nie zwracając uwagi na dziwne ruchy Ślizgonki, chcącej mu odebrać przyjaciółkę.
Nie zwróciła szczególnej uwagi na swoją kartę, dopóki Riencenie rzucił pod tym adresem komentarza. Mimochodem wzdrygnęła się, nie mocno zauważalnie, ale Hargreaves chyba i tak musiał zauważyć ten gest, skoro ulokowana była tuż nad nim. Dzielił z nią dreszcz, jaki przebiegł jej po ciele, więc skoro już był tego świadkiem, mruknęła konspiracyjnie do jego ucha. — Ostatnio miałam bliższe spotkanie ze swoim strachem. Nie polecam. Na szczęście, Harry dodawał jej szczęście w tej rozgrywce, zresztą She chyba potajemnie musiała lubić Eksplodującego Durnia, skoro ogólnie szło jej w tej grze zaskakująco dobrze. Można się o D’Angelo dowiedzieć dużo ciekawych rzeczy, których się po niej człowiek nie spodziewa. — Lubię wolne tańce, nie szalone pląsy — przechyliła lekko głowę na bok, wpatrując się w profil blondyna — mógłbyś też się kiedyś ze mną wybrać na bal, wiesz? Rzuciła swobodną, koleżeńską propozycją, zanim wyłapała sugestywne gesty Julki. Przeczesała więc włosy krukona szybkim ruchem, czochrając go i siadła pomiędzy nimi. Mimo swojej pozycji chętnie korzystając z pomocy Rience’a, przy ciągnięciu kart. — Będziemy miały dużo czasu, żeby o tym porozmawiać, Juls — zapewniła ją, siedząc już bliżej niej. Ucieczki drugiej koleżanki nie odczuła szczególnie mocno. I tak zaangażowała się najbardziej w rozmowę z tą dwójką — nie brzmisz na przekonaną w sprawie tego balu.
Zawiesiła się na chwilę, w sumie to nawet nie słyszała o czym rozmawiają. Za to miała wielką chęć na kolejną lemoniadę, którą wzięła sobie ze stolika czy gdzie to tam stało. Już w drodze powrotnej do pufy napiła się napoju, a gdy już usiadła zaczęła kontemplować zapach kadzidełka, jakby dało się go ćpnąć. Gdyby mogła położyłaby się na jednej z poduszek i po prostu sięgałaby po kolejne karty, leniwiec. Ze swojego świata wyrwała ją dopiero She, która usiadła obok, spojrzała na nią uśmiechając się lekko - W końcu mieszkamy razem - dodała do jej wypowiedzi, co prawda całe wspólne mieszkanie nie trwało długo, ale miały już okazje do pogadanek o które raczej ciężko było na co dzień, spotykając się chociażby na lekcjach. - Dla ciebie mogę przyjść, po prostu nie do końca bawią mnie takie oficjalne imprezy. Taka była prawda, jakoś nie potrafiła się odnaleźć w tak eleganckim towarzystwie, gdzie wszystkie dziewczyny nosiły sukienki, kiedy ona za nimi nie przepadała i najpewniej założyłaby spodnie, czy były wyjątki? Pewnie tak, jednak tego nie pamiętała. W takie miejsca zawsze wolała iść z kimś kogo dobrze znała i mogła razem pomarudzić na panującą tam atmosferę. Coś jak wypad na Walentynki z Sharkerem, to z nim poszła nie? No, w każdym razie było to w Kanadzie, po prostu chodzili i hejcili. Nie zaskoczyło ją nagłe zniknięcie nieznajomej, takie karty, znała tą grę już dość dobrze także domyślała się gdzie teraz jest. Poradzi sobie, wzruszyła lekko ramionami, trzeba grać dalej, wzięła jedną z kart, Cesarzowa znów atakuje. Nie odzywając się zbliżyła się do D'Angelo i pokazała jej kartę. Na kogo padnie?
4, cesarzowa. Jako, że przegrywam to następna 4 więc padło na She, ale to po oficjalnym ogłoszeniu.
Koniec rundy. Przegrywa Julia i do końca gry zakochuje się w Shenae
Niewidzialny zastrzyk amortencji. Zakochujesz się w swym karcianym przeciwniku, jeśli gra was więcej, wylosuj kogo pokochasz do końca gry. Rience : Shenae : Julia - 0 : 0 : 1
Zauważył ten dreszcz, a i owszem. Ciężko byłoby nie zwrócić na niego uwagi, zwłaszcza już jeśli jest się Hargreavesem, tak przecież uważnym na większość zmian w otoczeniu. Nie komentował jej „strefy lokowania produktu”, najwyraźniej postanawiając nie pytać o to w obecności Julii. Zauważył, że dziewczyny najwyraźniej były w zaskakująco dobrych kontaktach, ale czy był upoważniony do oceny tego „związku”? - Potem mi opowiesz. - stwierdził więc, decydując się na bezpieczniejszą opcję. Poza tym słabo byłoby teraz psuć im grę, a dziewczętom rozmowę, jakąś rozmową o strachach. Wpatrzył się w swoją kartę. Cóż, pewnie nawet nie zauważyłyby, gdyby przysnął i odpadł z gry, a przynajmniej jedna z nich. Zamiast skoncentrować się na wizji wyjścia z D’Angelo na bal, Riencowi przyszło do głowy coś innego. Wyobraził ją sobie szalenie wywijającą na parkiecie z prawdziwie cierpiętniczą miną. Uśmiechnął się nieznacznie. - A co jeśli trzeba będzie na nim szalenie pląsać? - zapytał niewinnym tonem, najwyraźniej chcąc odwrócić uwagę Krukonki od tego konkretnego balu. Jeszcze go zapyta czemu nie idzie, a to przecież wcale nie była rozmowa dobra do poruszenia we trójkę. Zamruczał coś niezrozumiałego, kiedy rozburzono jego włosy i automatycznie przesunął po nich dłonią, ponownie je przygładzając. Nie komentował zmiany pozycji. Po prostu wyciągnął kręgosłup, dopiero teraz mogąc się normalnie wyprostować. Kiedy runda się skończyła? Nawet tego nie zauważył, a to może dlatego, że Julia zachowała dość dużą powściągliwość w dzieleniu się z nim swoim ustawieniem. Postanowił nie pozostawać jej dłużnym. No, w każdym razie jedno było w porządku - to nie jego dopadła magia kart. Wylosował cesarza i uśmiechnął się pod nosem ironicznie. - Wykrakałem. - mruknął do Shenae, nerwowym gestem wykręcając sobie palce. Widok jego strachu na pewno nie będzie dość przyjemny. Ba, pewnie będzie bardzo dużo mówiący o nim samym, a to już tym bardziej mu się nie spodobało.
1, cesarz Przegraj ktoś też, bo dopiero muszę wymyślić czego Rience się boi : //
Patrzyła na Julkę przez chwilę w milczeniu. Sama też nie była wielką fanką takich imprez. Uśmiechnęła się jednak pokrzepiająco do koleżanki, powstrzymując się od powiedzenia żałosnego: Nie chcę, żebyś tam przyszła tylko dla mnie, to popsuje wieczór. Otwarcie natomiast, z jakiegoś powodu decydując się dzisiaj mocno nie ironizować, rzuciła: — Czasami mam wrażenie, że na takich imprezach nawet organizatorzy nie bawią się dobrze. Chwilę potem obejrzała kartę Julki i bezradnie wzruszyła ramionami. Dziewczyna chyba miała do Cesarzowej szczęście. Za to Riencowi ono chyba nie dopisywało. Posłała mu krótkie spojrzenie, zerkając przelotnie na Juls, mając dziwne wrażenie, że obawy Hargreavesa mogą mieć dziwnie coś wspólnego z tajemnicą, którą niegdyś jej zdradził. — Chcesz się zamienić? — nie wiedziała, czy to było czasem nie przeciwko zasadom w oficjalnym turnieju Eksplodujacego Durnia w Hogwarcie, ale podsunęła Riencowi swoją kartę, patrząc na niego pokrzepiająco. Nawet trąciła go zaczepnie w ramię, dla dodania mu otuchy opierając rękę na jego kolanie pod stołem, żeby Julka nie musiała widzieć tego porozumiewawczego gestu, gotowa go jeszcze źle zinterpretować, a krukon mógł poczuć jej mentalne wsparcie. Były rzeczy, którymi ona sama też nie chciałaby się ze wszystkimi dzielić. Można uznać, że rozumiała jego położenie. — Jeśli będę zmuszona gdzieś szalenie pląsać, to zabiorę cię ze sobą, Harry. Jak jestem z tobą, wszyscy zawsze patrzą tylko na ciebie.
Zamyśliła się, a jak już niektórzy wiedzą podczas tego stanu jej humor może się całkowicie zmienić. Najbardziej typowe było pogorszenie, co nastąpiło właśnie teraz. Zaczęła rozmyślać o tych wszystkich latach w szkole i o tym, że niedługo to wszystko się skończy. Ostatnio ten temat często pojawiał się w jej rozkładzie rozkmin. - Prawda, najlepiej zrobić swoją imprezę - potwierdziła krótko słowa Shenae, po czym znów zamilkła na wieki. Musiała się przygotować na przegraną, właściwie to karta zaczynała już działać, a ona chciała to powstrzymać na tyle na ile się dało. To nie był dobry moment na okazywanie czegokolwiek. Skuliła się opierając głowę rękoma, w pewnym momencie zamknęła oczy, mało brakowało, a zaczęła by mówić na głos to co powtarzała sobie w myślach. Nie, nie okażesz tego, poradzisz sobie. Jedną ręką sięgnęła po kartę, nawet nie otwierając oczu, nie wiedziała co wylosowała, a niech ją piorun trzaśnie, może zacznie przejmować się czymś innym.