Jedno z najbardziej tajemniczych i przesyconych niezwykłą aurą pomieszczeń, stanowi Sala Przyszłości. Ten średnich rozmiarów pokój, znajdujący się na trzecim piętrze został wybudowany ku celom wróżbiarskim. Zawsze w powietrzu czuć tu zapach delikatnych kadzideł. Nie ma tu żadnych ławek czy krzeseł, każdy natomiast może zająć miejsce na wielkich poduszkach rozłożonych na ziemi. Pod sufitem widzą przeróżne materiały, tworząc bardzo przytulny wystrój. Całość zachęca do medytacji, bądź spróbowania swoich wróżbiarskich zdolności na jednej ze szklanych kul, których tutaj na pewno nie brakuje. Można tu także znaleźć filiżanki, herbatę, książki dotyczące chiromancji czy numerologi. Jednym słowem, wszystko co tylko może się przydać do szukania odpowiedzi na pytania dotyczące nie tylko przyszłości.
Autor
Wiadomość
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Najwyraźniej nie tylko ona wpadła na pomysł zaczarowania okładki książki, aby nie było widać, czego chce się uczyć. W jej przypadku był to "podręcznik" do czarnej magii, który porwała z pokoju Życzeń. Okładka w tej chwili wyglądała jak Quidditch przez wieki, który przecież był tak nudny dla laików, że raczej nikt nie chciałby pożyczyć. Tak przygotowana wybrała się w poszukiwania w miarę odosobnionego miejsca, ale takiego, gdzie nie podpadłoby, że siedzi i się uczy czegoś. Być może za bardzo kombinowała, ale gdyby zaczęła się "chować" w dormitorium, byłoby gorzej. Dotarła do dziwnej komnaty, w której bardziej sprawdziłby się podręcznik do wróżbiarstwa, niż miotlarstwa. Dyskretnie zmieniła więc okładkę książki i poszukała miejsca, gdzie mogłaby usiąść. Mgiełka nieco utrudniała jej poruszanie się, a kadzidełka początkowo drażniły nos, przez co musiała stłumić kichnięcie, żeby zaraz nie zwrócić na siebie uwagi zajętych sobą pozostałych osób. Zamierzała usiąść w kącie, gdzie nie przeszkadzałaby nikomu. Prawie była na miejscu, kiedy potknęła się i wykonując dziwny piruet, który miał pomóc złapać równowagę, ale zawiódł, upadła z impetem, siadając komuś na kolanach. Jęknęła cicho, odkrywając, że nie jest na podłodze, ani na pufie i od razu spojrzała na swojego przypadkowego wybawcę od stłuczonej kości ogonowej. - Wybacz, że tak na ciebie lecę - palnęła, bez zastanowienia, próbując powstrzymać śmiech. - Mam nadzieję, że nogi masz całe i nic ci nie zrobiłam - dodała, podnosząc się z jego kolan. Zabrała z ziemi swoją książkę, z radością odkrywając, że nie zmieniła się jej okładka i wciąż wyglądała jak podręcznik do wróżbiarstwa, po czym usiadła na pufie obok Krukona. Poprawiła włosy, opadające jej lekko na twarz, żeby następnie spojrzeć uważniej na swojego wybawcę. - Darren? Dobrze pamiętam? - spytała, nie tracąc uśmiechu z twarzy i lekkiego rozbawienia w spojrzeniu. Zerknęła na okładkę książki, którą miał, a brwi same powędrowały ku górze w geście zdziwienia. Nie znała takiego dzieła, ale też z mugolskimi nie miała wiele do czynienia. Choć nie stroniła od nich, tak nigdy nie miała okazji uczyć się czegoś więcej o ich historii, ważnych dziełach.
Darren był w trakcie poznawania treści od niejakiego Freda Pollocka, gdy nagle poczuł bolesne szarpnięcie i ciężar opadający na okolice jego kolan. Syknąl i upuścił książkę, sprawdzając od razu co zakłócało jego spokój. Zobaczył tam burzę brązowych włosów, znaną mu z lekcji transmutacji z profesorem Craine'm, ulubionym członkiem koła pedagogicznego wszystkich uczniów. Z tego co pamiętał, nazywała się jakoś Linda... Lora... - Serwus, Loulou - sapnął chłopak, masując poobijane kolana - Wszystko w porządku... chyba - sprawdzając, czy na pewno wszystkie kości ma całe. Na szczęście nie czekała go wizyta w skrzydle szpitalnym - jednocześnie zanotował w głowie, że może powinien popracować raczej nad jakimś zaklęciem uzdrawiającym, a nie zamianą wody w wino. Kątem oka zerknął na książkę Gryfonki - zanim porwała ją w dłonie, dojrzał tam okładkę podręcznika do wróżbiarstwa, a w środku jakieś nieznane mu słowa - wzruszył więc ramionami i sięgnął po swoją literaturę. Ostatecznie w astronomii czy literaturze zajmującej się przepowiadaniem przyszłości pełno było słów z greki czy jeszcze innych, starożytnych języków - wewnętrznie wzruszył więc ramionami i uznał, że tak czy siak go to nie obchodzi i mogłaby tam mieć podręcznik do czarnej magii lub, jeszcze gorzej, jakiegoś taniego harlekina. - Pamięć masz niezawodną - jęknął, zauważając że pod wpływem bólu część okładki jego książki straciła swój zaczarowany wygląd, przez co górna część wyglądała nadal jak średniowieczny traktat astronomiczny, dolna zaś przedstawiała pół twarzy mężczyzny trzymającego przed sobą nóż. Jęknął żałośnie, jednak machnął różdżką i ujawnił dwudziestowieczny kryminał w całej jego krasie. Lepiej żeby Gryfonka zauważyła mugolską literaturę niż podejrzewała go o studiowanie Trzydziestu sposobów na oskórowanie skrzata domowego. - Dziewczę wielu talentów, od transmutacji do wróżbiarstwa, co? - spytał, otwierając swoją książkę na zgubionej przed chwilą stronie - Coś ciekawego?
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Lepiej, żeby nie zaglądał do jej podręcznika, żeby nie dostrzegł, o czym aktualnie czytała. Nie chciała, żeby zaraz po całej szkole rozeszło się, że studiuje czarną magię. Już i tak dość, że jedna osoba wiedziała, a druga ją podejrzewała. Widząc, że chłopak może łatwo zaglądać jej do książki, szybko zamknęła ją, i przytrzymała na swoich kolanach. Przyglądała się jeszcze przez chwilę Darrenowi, upewniając się, że aby na pewno nie zrobiła mu krzywdy swoją niezdarnością, a upewniwszy się, że wszystko w porządku, uśmiechnęła się nieco szerzej. - Mam nadzieje, bo z uzdrawiania nie jestem zbyt dobra… Na zajęciach fantom wrzeszczał z bólu, gdy przypadkiem wbijałam w niego wykałaczki - stwierdziła, w duchu dodając, że nawyków ciężko się pozbyć. Ostatecznie najczęściej szpilki wbijała, nie wyciągała, a fantom i laleczka przecież są podobne… Choć różnią się rozmiarem… Jednak jedno i drugie przypomina człowieka. Tak czy owak, nie miała ochoty na leczenie Darrena, gdyby się okazał, że w jakiś sposób uszkodziła mu kolana, nieodpowiednio na niego upadając. -Transmutacji nie zaliczyłabym do swoich talentów, ale dziękuję - zaśmiała się cicho, starając się nie przeszkadzać innym w komnacie. - To, to zwykłe poszerzanie wiedzy i utrwalanie tego, co już wiem… Wolę czasem przeczytać coś dwa razy i mieć pewność, że nie zawiedzie mnie pamięć w odpowiedniej chwili, niż uznawać, że coś potrafię - odpowiedziała wymijająco, spoglądając na swoją książkę. Cóż, nie w pełni go okłamała, ale nie precyzowała, co to jest. Lepiej, żeby myślał, że jest to wróżbiarstwo. Przyglądała się mu, gdy majstrował przy książce, żeby po chwili jeszcze bardziej się zdziwić. Zrobił ze swoją książką dokładnie to samo, co ona. Świetnie… Jednak, co on czytał? Nie kojarzyła tego, więc powoli zaczynała podejrzewać, że pod okładką mugolskiego czegoś ukrył inne mugolskie coś. W głowie od razu usłyszała głos swojej babci, który zaczął zrzędzić, że prawdziwy czarodziej nie powinien czytać niczego, co napisali mugole, ani interesować się takimi pseudo dziełami. Na szczęście babci nie było z nimi, więc nie musiała się tym zbytnio przejmować. - Co czytasz? Wydawało mi się, że widziałam astronomię, a tu niespodzianka - spytała, pochylając sie nieco, żeby spojrzeć uważniej na okładkę książki. Ciekawa była i chyba miał w dłoniach kryminał, jeśli się nie myliła, sugerując się oczywiście nożem. Spojrzała w górę, na chłopaka z zaciekawieniem w spojrzeniu. Dlaczego wybrał się tutaj, żeby czytać? Choć właściwie ona zrobiła to samo, więc nie powinna pytać, jeśli nie chciała udzielać odpowiedzi.
Darren zniżył głos - w końcu w okolicy mogło roić się od jakichś czarodziejskich purystów, którzy zgotowaliby mu kąpiel z druzgotkami gdyby tylko przyznał się im że czyta mugolską literaturę. Miał też oczywiście nadzieję, że Loulou do takich osób nie należała - jednak tego nie mógł ocenić samym rzutem oka. - Dolina trwogi to powieść detektywistyczna - powiedział, nachylając się do Gryfonki - Detektyw, Sherlock Holmes, otrzymuje list informujący że zginie pewna osoba, i kiedy kończy czytać wiadomość, przychodzi do niego policjant i mówi, że ta osoba nie żyje! - wytłumaczył naprędce zarys części fabuły, a przynajmniej tyle ile mniej więcej sam zdążył przeczytać. Pociągnął nosem, wciągając w nos aromat wróżbiarskich kadzidełek. Przeczytał z dwa akapity, po czym podniósł wzrok i rozejrzał się po komnacie. Nie używało jej zbyt wiele osób - może dlatego, że niewiele osób wiązało swoją przyszłość zawodową z wróżbiarstwem, dlatego część uczniów traktowała ten przedmiot nieco po macoszemu - choć na pewno nie można było tego powiedzieć o Loulou, zaciekle studiującej podręcznik wróżbity, który Darren, szczerze mówiąc, widział pierwszy raz na oczy. - Psst... - syknął, nachylając się do Gryfonki - Mam nadzieję, że nie masz problemu z mugolską literaturą? - spytał, będąc gotowym z uprzejmości - choć niechętnie - schować książkę.
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Uniosła brwi ku górze, gdy zaczął jej przedstawiać zarys fabuły. Najzabawniejsze, że kojarzyła to nazwisko detektywa. Jakieś dzieciaki lubiły się w to bawić, ale nie zwracała wtedy większej uwagi do jakiegoś detektywa, gdy mogła pograć z innymi znajomymi. Być może przez zamiłowanie do sportu straciła parę możliwości poznania czegoś ciekawego, ale nie żałowała. W końcu ostatecznie znów trafiała na fana jakiegoś Holmesa. Uśmiechnęła się po chwili kącikiem ust, unosząc go powoli, chcąc zapanować nad mimowolnym rozbawieniem. Teraz już było wiadome, dlaczego szukał ustronnego miejsca. - Brzmi ciekawie, miłej lektury – powiedziała jedynie, odwracając się do swojej książki. Otwierając ją, uważała, aby Darren nie mógł swobodnie zaglądać jej między wiersze, co nie było proste, biorąc pod uwagę różnicę w ich wzroście. On od razu widział więcej, niż mogło jej się zdawać. Spokojnie czytała kolejne uwagi dotyczące działania pewnego zaklęcia, które planowała niedługo próbować opanować, Ciekawiło ją jego działanie, gdyż wszystko wskazywało na to, że nie pozostawia po sobie śladu. Mogłaby więc używać go bez większego problemu, gdyby tylko opanowała je niewerbalnie. Uśmiechnęła się pod nosem niczym, jak to mówią, kot, który napił się śmietanki. Przerwała, gdy Darren znów nachylił się w jej stronę. - Nie mam, inaczej wiedziałbyś o tym wcześniej – odszepnęła mu konspiracyjnym tonem, po czym sama rozejrzała się po komnacie. - Dlatego wybrałeś miejsce, do którego niewiele osób zagląda? – dopytała, przyglądając mu się z lekkim zaciekawieniem. Merlinie, gdyby tylko babcia wiedziała... Na szczęście nie było w Hogwarcie już nikogo, kto mógłby cokolwiek na ten temat przekazać jej rodzinie. Wujku, pozdrawiam...
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Nie - powiedział Krukon, marszcząc brwi - Wybrałem to miejsce bo jest ciche i ładnie pachnie - dodał, wskazując podbródkiem na palące się kadzidełka i świece zapachowe, który roztaczały aromat może nieco drażniący na początku nozdrza ale, przynajmniej dla Darrena, przyjemny. - Zmieniłem okładkę, żeby uniknąć niewygodnych pytań - rzekł, stukając w swoją książkę, którą odłożył na bok - Ale załóżmy hipotetyczną sytuację... - Shaw chrząknął - ...że odpowiadasz mi coś w stylu "mugolska literatura? NAJCHĘTNIEJ BYM TO SPALIŁA" - powiedział tak głośno, jak tylko pozwalał mu szept. Darren rozejrzał się po sali, po czym oparł się o ścianę w swoim kąciku. - Pewnie nie dosiadłbym się już na transmutacji - wzruszył ramionami - ... iiii być może zamieniłbym ci włosy w ośmiornicę kiedy byś nie patrzyła. Krukon uśmiechnął się i potrząsnął lekko prawym rękawem, z którego wysunął się kraniec różdżki. Robienie małych żartów za pomocą zaklęć nie było jego hobby - ale nigdy nie powstrzymywał się zbytnio przed wrzuceniem makreli do torby jakiegoś natrętnego Ślizgona. - Całkiem ładne włosy, tak poza tym, szkoda żeby skończyły jako owoce morza - dodał, przypominając sobie mackę, którą zafundował Ferdynandowi na głowie, wzdrygając się na wspomnienie o plaśnięciu jakie wydała, uderzając w podłogę.
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Popatrzyła na niego, jakby nie do końca mu wierzyła gdy uznał, że w sali ładnie pachnie. Ją ten zapach drażnił, ale dało się wytrzymać, gdy zależało na przeczytaniu książki. Dość konkretnej książki. Niestety kończyła jej się powoli lektura i planowała wybrać się do biblioteki, do bardzo konkretnego działu. Zaraz jednak chłopak odłożył książkę i zaczęło być ciekawiej. Sama zrobiła to samo ze swoją, odkładając ją na bok tak, aby nikt do niej nie mógł sięgnąć. - Hipotetycznie… - rzuciła, próbując nie śmiać się, gdy zaczął udawać oburzenie. Cóż, mogłaby tak zareagować, owszem, ale im dłużej babcia nie mieszała jej w głowie, tak długo nie widziała problemu w upodobaniu do mugolskich dzieł. Zaraz jednak udawała, że się namyśla, stukając palcem w brodę. - Brak towarzystwa na transmutacji były ciosem prosto w serce, ale macki zamiast włosów… Nie zrobiłbyś tego - dodała z teatralnym oburzeniem. Zdradzało ją rozbawione spojrzenie, gdy dostrzegła różdżkę wystającą z rękawa. Cwaniak, znała taki sztuczki. - Dziękuję i faktycznie… Choć, gdybyś zamienił je w węże, mogłabym udawać Meduzę z mitologii! Obawiam się jednak, oczywiście hipotetycznie, że wtedy sam skończyłbyś z bujnym porożem - dodała, zagryzając nieco wargę, aby nie zaśmiać się zbyt głośno. Przekrzywiła nieznacznie głowę, nie przejmując się jedną sprężynką włosów, która opadła jej na czoło. - Czyli wciąż mogę liczyć na towarzystwo na transmutacji? - dopytała, jakby była to najważniejsza dla niej sprawa. Prawdę mówiąc, dobrze siedziało się obok niego, nawet jakoś ją wspierał w czasie jej zmagań z cholernym pucharem i ostatecznie drugie zaklęcie wyszło jej idealnie. Dobrze było mieć obok siebie kogoś, kto przynosił szczęście.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Zrobiłbym, niejedna białogłowa cierpiała już przez mą różdżkę, zmieniając się w mackogłową - powiedział poważnie, majtając rękawem w którym różdżka latała to w jedną, to w drugą stronę. Kawałkowi drewna z włosem centaura w środku mogło się to nie podobać - jednak musiał wytrzymać tą małą kolejkę górską. - Meduza skończyła całkiem nieprzyjemnie, z tego co pamiętam - mruknął chłopak, posiadając wystarczająco wiedzy na temat mitologii greckiej by wiedzieć, iż ów potwór rozstał się ze swoją głową w raczej gwałtowny sposób - Uważam też, że z rogami może być mi całkiem do twarzy - dodał, przeglądając się teatralnie w jakimś oknie i podnosząc parę kosmyków włosów tak, by wyglądały jak quasi-poroże. - Z przyjemnością - odpowiedział na pytanie o transmutację. W końcu w dwójkę przy Crainie zawsze raźniej - i nawet jeśli Darren darzył starego zrzędę dozą sympatii pomieszaną z szacunkiem, doprawianą okazjonalnie płonącą nienawiścią, to i tak wolał nie walczyć samotnie na prowadzonych przez niego lekcjach. - Ciekawe, co każe zmieniać nam następnym razem - wyjęczał z udawaną przesadą - Może skarpetki w skorpiony, albo jajka w czapki - wzruszył ramionami. - Czyli skoro ustaliliśmy, że na następnych zajęciach transmutacji się nie rozchodzimy, to mam propozycję - zaczął powoli Darren, zastanawiając się nad odpowiednią stawką - Kto zdobędzie więcej punktów... albo straci mniej... na następny mecz quidditcha któregoś z naszych domów idzie przebrany albo za wielkiego lwa, albo za wielkiego kruka, zależnie od tego kto wygra. Świetnie, uznaję to za tak - dokończył, nie dając Lou nawet chwili na odpowiedź.
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Pokręciła jedynie przecząco głową, gdy potwierdził, że dokonałby zbrodni na jej włosach. Rozumiała, że się kręcą, więc pewnie przypominają różne stworzenia, często mogły nie przypadać innym do gustu, ale żeby od razu zamieniać je w macki? Naprawdę wolałaby węże i nie interesowało jej, że Meduza zginęła tragicznie, mając odciętą głowę. - Wiesz, musiałabym jeszcze zmieniać innych w kamień, aby i mnie spotkał podobny do niej los, a tego, przynajmniej do tej pory, nie próbowałam - zaśmiała się cicho, nie chcąc przeszkadzać innym w nauce, czy zwyczajnym odstresowaniu się, czy czymkolwiek, czym się zajmowali. - Nie mówiąc o tym, że moim zdaniem została źle przedstawiona w mitach i niesprawiedliwie oceniona - dodała, wzruszając lekko ramieniem. Podciągnęła kolana pod brodę i oparła się o nie skronią, przyglądając się Darrenowi, gdy ten unosił swoje włosy, udając, że to rogi. Wyglądał przy tym zabawnie, przez co nie przestawała się nieznacznie uśmiechać. - Wiesz, wystarczy słowo i sprawdzimy twoją teorię - rzuciła, nie widząc problemu w doprawieniu mu rogów. Zaraz jednak podniosła na nowo głowę, gdy temat zszedł na wyzwanie dotyczące transmutacji. Z tego, co widziała, był o wiele lepszy w tej dziedzinie magii, niż ona, więc zakład nie był równy. Mimo to, nie widziała powodów, dla których miałaby nie wziąć w nim udziału. Jednak przegrany miał zbyt łatwe zadanie. - Wiesz co, sezon już się właściwie kończy... Może w ramach zakładu przegrany musiałby w tym stroju zjawiać się na każdych posiłkach w Wielkiej Sali? - zaproponowała, nie dopuszczając do siebie myśli, iż tym przegranym może być ona sama. - Zaś co do zajęć... Wolałabym chyba zaklęcia bardziej użytkowe, coś, co może być o wiele bardziej przydatne w ciągu dnia - dodała po chwili, zastanawiając się, czy jest w ogóle jakieś zaklęcie, które wyjątkowo bardzo chciałaby poznać, ale żadne nie przychodziło jej do głowy. - Pozostaje pytanie, czy taka kara ci odpowiada - dorzuciła nieco ciszej, mrużąc nieznacznie spojrzenie. Miała nadzieję, że właśnie nie zaciska sobie pętli na szyi, ale nawet jeśli, kara nie była nie do wykonania. Zawsze mogło być gorzej, prawda? Spojrzała na swoją książkę, po czym postanowiła schować ją jednak do torby. Coś jej podpowiadało, że nawet, jeśli będzie mieć możliwość czytać, nie będzie potrafiła się na tym skupić. Trudno, poczyta w innym miejscu.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren zamrugał oczami, nie rozumiejąc do końca w pierwszej chwili co proponuje mu Lou. - Ale na każdym posiłku w dniu meczowym, czy do końca roku? - powiedział, śmiejąc się i wyobrażając sobie siebie paradującego po Wielkiej Sali przez jeszcze dwa miesiące w ryczącym pysku lwa zamiast nieco bardziej szykownego nakrycia głowy. Prychnął pod nosem, po czym w jego myśli wplątała się wizja Lou z olbrzymim, trzepoczącym skrzydłami krukiem nad jej czupryną. Wtedy już nie wytrzymał i zaśmiał się nieco głośniej, ignorując zupełnie karcące spojrzenia i syki osób próbujących otworzyć trzecie oczy, zdekalcynować swoje czakry, odwrócić bieg kosmicznej energii w swoim ciele czy jakieś inne podobne głupoty. - Zaklęcia, transmutacja, nie robi mi różnicy - pokiwał głową, wiedząc że zbliżają się obie te lekcje, w obu tematach czuł się zaś "przyzwoity". Zrobił krótką pauzę, zastanawiając się nad wszystkimi za i przeciw, minusy były jednak nieliczne, plusy zaś całkiem kuszące, szybko wyciągnął więc dłoń do Lou i wyszczerzył zęby, czekając aż uściśnie jego dłoń, potwierdzając umowę - Zakład stoi.
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Parsknęła pod nosem, gdy uznał, że do końca roku. Na taki zakład nie dałaby się namówić w żadnym wypadku. Nie miała ochoty robić z siebie widowiska każdego dnia, w przypadku, gdyby przegrała. - W dniu meczu, oczywiście. Ograniczmy sobie wstydu do jednego dnia - prawde mówiąc, do jej czupryny bardzej pasowałby te kruk, a do jego lew, niż odwrotnie, więc być może nie będą źle wyglądać, ale nie zamierzała skupiać się na tym w tej chwili. Zobaczą na zajęciach, kto zdobędzie więcej punktów dla domu i wtedy się zobaczy. DO końca sezonu został jeden mecz, o ile wygrają Gryfoni. W przeciwnym razie czeka mecz finałowy z Krukonami. Aż czuła dreszcze ekscytacji na samą myśl i nie była pewna, czy chce wygrać z Puchonami. Sparing z drużyną Ravu był na tyle dobry, żeby chcieć zagrać - Niech będzie więc pierwsza lekcja, chyba zaklęcia. Kto więcej punktów zdobęcie - rzuciła, uśmiechając się szeroko. Dla takich zakładów warto było się starać na zajęciach. Dodatkowo zaklęcia prowadził Voralberg… Czy mogą się już zająć? Aż musiała skarcić się w myślach, żeby na nowo skupić się na Darrenie, co nie było tak proste. Uścisnęła jego dłoń pewnym gestem. - Stoi. A teraz będę się zbierać, bo tu nie nauczę się niczego - dodała, śmiejąc się cicho i zbierając ze sobą swoją książkę. Wychodząc, próbowała nie śmiać się z wizji Darrena z głową lwa na głowie, aby już bardziej nie przeszkadzać innym w nauce, czy czym się zajmowali.
/zt x2
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max nie był za bardzo przekonany do tych wszystkich porządków, ale domyślał się, że jeśli znowu postanowi to totalnie olać, to źle się dla niego skończy, czy raczej źle skończy się dla jego przyszłości, jaką zaplanowała dla niego Rose. Nic zatem dziwnego, że ruszył dupę z dormitorium, w gruncie rzeczy po to, żeby znaleźć jakieś podręczniki dotyczące uzdrawiania, żeby przygotować tę jebaną prezentację, o jaką prosiła profesor Blanc. Wszedł do biblioteki i okazało się, że ma tutaj niezły burdel, bo jakimś cudem część książek po prostu radośnie sobie stąd spierdoliła. Aż jęknął, zdając sobie sprawę z tego, że jeśli chce zająć się zadaniem dla koła, musi najpierw pomóc tutaj, bo bez książek to sobie co najwyżej chujem herbatę zamiesza. Nic zatem dziwnego, że przejrzał listę zaginionych książek, odnotowując w pamięci, czego dokładnie ma szukać. Wiedział doskonale, że opasłe tomy mogą być dokładnie wszystko, więc nastawiał się na jebanie długie szukanie i mógł już zapomnieć tego dnia o prezentacji, ale ostatecznie - coś za coś, kurwa. Jeśli pomoże, będzie normalnie jebanym aniołkiem. Nie znał żadnych czarów tropiących, które mogłyby w tym momencie jakoś mu pomóc, więc pozostało mu przemierzanie korytarzy w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby się okazać zbiegłą książką. Fantastycznie zajebiste zadanie, tym bardziej że parę razy po drodze musiał pytać spotkane osoby, czy przypadkiem leżące w pobliżu podręczniki nie należą do nich. Bo inaczej pewnie by je zapierdolił, żeby odnieść do biblioteki i mieć sprawę z głowy. Powtarzał jednak cały czas tytuły, jakich miał szukać i jeszcze na nie nie trafił. Dotarł do końca korytarza na trzecim piętrze i po prostu wdupił się do komnaty na jego końcu, żeby nieco odpocząć, bo takie łażenie po zamku było chujowo chujowe i nawet gorsze niż ślęczenie nad prezentacją dotyczącą pierwszej pomocy. Na chuj, kurwa, miał to robić? Bo obiecał, zobowiązał się wstępując do kółka i generalnie chuj bombki strzelił, nie ma co! Wyciągnął się wśród poduszek, starając się opracować jakiś lepszy plan poszukiwania tych przebrzydłych książek, a potem zaczął przyglądać się tytułom tych tomów, które już tutaj leżały. Nie. Nie. Nuda. Ni... Chwila. Usiadł i przesunął się do sterty książek, bo wydawało mu się, że dostrzegł tutaj w końcu coś znajomego. Wyrocznie, wróżby i koza Bathildy Bagshot. To była jedna z pozycji, których szukał! I leżała sobie tutaj, kurwa, wciśnięta między inne tomy, jakby nigdy nic. To był łut szczęścia, przeznaczenie, czy chuj wie co tam jeszcze, ale to mu odpowiadało, bo dzięki temu był o krok do przodu. Zaczął sprawdzać, czy nie trafi tutaj także na Wyrocznię o Palombo albo Upadek pogańskiej magii, które również postanowiły spierdolić z biblioteki, ale tutaj ich nie dostrzegł, chociaż uważnie przeszukał cały pokój. Cóż, lepszy rydz niż nic? Skoro już coś miał, to zabrał książkę, póki nie postanowiła mu uciec i po prostu odniósł ją do biblioteki, przy okazji informując, gdzie dokładnie ją znalazł i dodając, że pozostałych tomów Bagshot niestety tam nie uświadczył, ani nigdzie po drodze. Liczyło się jednak, że na coś trafił, w końcu to nie było takie hop siup i sralalala, musiał się nad tym nieźle natrudzić, łażąc po okolicznych korytarza, prawda? Dodał jeszcze, że gdyby na coś trafił, to na pewno to przyniesie, w końcu miał odnotowane, jakich książek należałoby poszukiwać w dalszej kolejności, po czym wrócił do dormitorium, żeby spróbować opracować coś mądrego na podstawie tych książek, które już tam miał.
z.t
______________________
Never love
a wild thing
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
Im było bliżej końca roku, tym większy chaos panował w szkole. Uczniowie wszędzie gubili swoje notatki; pergaminy walały się po pokojach wspólnych i dormitoriach, a Aslan zdecydowanie potrzebował ciszy i przede wszystkim porządku, żeby móc się w spokoju uczyć. Udał się więc do biblioteki, z nadzieją, iż znajdzie wolny stolik i tam będzie mógł schować nos w ogromnych księgach i wkładać do głowy kolejne porcje wiedzy, niezbędnej do zaliczenia egzaminów (na samą myśl robiło mu się słabo, bo nie wyobrażał sobie sytuacji, iż nie zda). Na miejscu jednak panował jeszcze większy rozgardiasz niż w pozostałych częściach zamku. Już na wejściu spotkał oburzoną bibliotekarkę, bo stała się rzecz okropna – indeksy ksiąg zostały pomieszane, a duża część z nich rozleciała się po całej szkole. I gdy tak patrzył na tę biedną i zrozpaczoną kobietę wpadł na wspaniały pomysł – co tam nauka, co tam wiedza – pomoże jej! Z bólem serca zauważył, że bibliotekarka nie pokładała w nim dużych nadziei; była tak zrezygnowana i zdenerwowana, iż nie potrafiła w pełni cieszyć się z propozycji pomocy. To jednak tylko dodało mu motywacji, aby uratować sytuację. Wziął od niej spis zaginionych książek i przeleciał po nim wzrokiem. Większość pozycji znał lub miał dawno przerobione, a to znacznie ułatwiało mu zadanie – wiedział czego szukać i jakie okładki posiadały zagubione egzemplarze. Dziarsko wyruszył na poszukiwania, uznając tę misję za największy priorytet. To, że było mu szkoda bibliotekarki to jedno, ale na liście zaginionych książek była jedna, której potrzebował do nauki eliksirów. Dobre trzydzieści minut zajęło mu sprawdzenie czwartego piętra, na którym mieściła się biblioteka. Oczywiście nie był ani trochę zaskoczony, że nic nie znalazł. Jakby kiedykolwiek w życiu coś przychodziło mu z łatwością. Westchnął i niesiony intuicją, zszedł piętro niżej. Przeczesywał każdy zakamarek korytarza, a także pozostałe klasy. Już niemal zrezygnowany, zajrzał do komnaty na końcu korytarza. Uśmiech satysfakcji wygiął jego usta, gdy dostrzegł w roku czerwoną okładkę książki, na której najbardziej mu zależało. Z dumą złapał ją w ręce i poszedł dalej. Tak jak się spodziewał – woluminy były rozpieprzone po całej szkole, a znalezienie ich wszystkich zajęło mu pół dnia. Nie zamierzał się jednak poddawać – złożył bibliotekarce solenną obietnicę, że to właśnie on będzie tym, który na nowo zaprowadzi porządek w jej królestwie. A składanie obietnic przez Coltonów było dla nich świętością – choćby mieli poruszyć niebo i ziemię, to słowa dotrzymają. Z radością zorientował się, iż wszystkie zaginione pozycje są bezpieczne w jego rękach, więc wrócił jak na skrzydłach do biblioteki, z czystą uciechą kładąc je na biurku przed kobietą. A skoro już zmarnował poświęcił tyle czasu na swe poszukiwania, to nie widział przeszkód, aby wygospodarować jeszcze jedną godzinę, aby pomóc jej to wszystko poukładać. W międzyczasie miał możliwość ponarzekać jakie to ciężkie czasy nastały w szkole – kto to widział w ostatnich dniach zadawać tyle prac domowych, teraz im się nagle zachciało poszerzać wiedzę uczniów (…) i mógłby tak ziapać w nieskończoność, ale kobieta klasnęła w ręce, ogłaszając, że właśnie skończyli. Czuł się jak największy bohater. Co z tego, że nie nauczył się niczego wartościowego, a plecy bolały go niemiłosiernie od ciągłego schylania się. Było warto. Poza tym, dobre kontakty z bibliotekarką były niezwykle ważne dla Coltona – miał cichą nadzieję, że po dzisiejszym dniu nie będzie miał żadnych problemów z przetrzymaniem książki o jeden dzień dłużej. Albo że gdy będzie taka potrzeba, to bibliotekarka specjalnie dla niego przechowa jakąś cholernie ważną pozycję. Z poczuciem dobrze wykorzystanego dnia, wrócił do swojego dormitorium.
/zt
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ledwo zaczął się rok szkolny, ale już wszystkie sale były okupowane przez uczniów i nauczycieli. niektórzy szukali miejsca do nauki, a inni potrzebowali trochę prywatności, dlatego też wieki zajęło Maxowi znalezienie pomieszczenia, gdzie mógłby w spokoju oddać się temu, co kochał najbardziej - eliksirom. Dzisiaj jednak nie miał pracować sam. Umówił się z @"Cassian H. Beamont" , że poćwiczą razem eliksiry lecznicze. Max nie mógł odmówić takiej propozycji, dlatego też od rana chodził w najlepszym nastroju. Zabrał swój Samomieszający kociołek i pojawił się tutaj nim jeszcze zdążył przyjść gryfon. Jak zawsze Solberg nie tracił czasu na zwiedzanie pomieszczenia. W oczekiwaniu na kumpla postanowił zrobić im miejsce i przygotować stanowisko pracy. Rozłożył potrzebne składniki i przyrządy, a gdy wszystko było już gotowe zapalił papierosa, by zabić czas oczekiwania.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Cassian H. Beaumont
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170
C. szczególne : Średniej wielkości znamię w kształcie krzyża pod okiem; Silny, szkocki akcent
Cassian strasznie się cieszył, że Maxowi udało się znaleźć chwilkę na wspólną naukę. Wiedział, że od niego uda mu się zaczerpnąć najwięcej wiedzy w danej dziedzinie, z resztą... Czegóż innego można byłoby się spodziewać po przewodniczącym koła Laboratorium Medycznego? Solberg, zdaniem gryfona, mógł się pochwalić naprawdę pokaźną wiedzą biorąc pod uwagę to, jak wiele z przedmiotów, z których on miał zaległości, ślizgon wiedział.
Szybkim krokiem zmierzał do wcześniej ustalonego punktu, w którym miała się odbyć zapowiedziana wcześniej lekcja. Musiał zahaczyć jeszcze o jedno miejsce, z którego potrzebował... Zwinąć? Pożyczyć? Jak zwał, tak zwał kociołek, w którym uda mu się uwarzyć eliksir. W tym roku planował zakupić już taki dość profesjonalny, który pomieści potencjalnie więcej mieszanki, a tym samym stanie się być może jego towarzyszem niedoli przy nadrabiana zaległości.
Maxa po szybkim truchcie, który odbył powitał delikatnym uśmiechem, ale będąc jednak dość mocno zdyszanym. Mimo tego, że kondycja naprawdę Beaumontowi dopisywała, to jednak... Hogwart był naprawdę ogromnym zamczyskiem, a biorąc pod uwagę ilość pokrętnych schodów, które wręcz uwielbiają płatać psikusy naprawdę można było się nachodzić. Niemniej jednak powoli rozkładał się tuż obok swojego kompana z zestawem, który miał za zadanie pomóc mu ogarnąć tak teorię, jak i praktykę. - No to jak..? Od czego zaczynamy? - Nadal nie brakowało mu entuzjazmu, a zmęczenie powoli ustępowało pokaźnym pokładom fascynacji i energii. Niemniej jednak... Delikatnie skrzywił sie czująć zapach tytoniowy. Był to jeden z niewielu, który powodował ewidentne niezadowolenie na jego twarzy. Niemniej jednak znali się już tyle, że ani jeden ani drugi zapewne nie zamierzał drążyć dalej tego tematu.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Właśnie kończył palić, gdy w pomieszczeniu pojawił się zdyszany Cassian. Max uśmiechnął się do niego na powitanie i zgasił papierosa, zaklęciem zamieniając peta w guzik. Nie będzie przecież zostawiał śmieci i dowodów na nielegalne działania w murach zamku. -Gdzieś Ty się tak zmachał, co? - Zapytał zagajając rozmowę i podchodząc do stanowiska w poszukiwaniu jednego z pergaminów. -Na początku zadam Ci kilka pytań, żebym wiedział jak stoisz z przygotowaniem i obyciem na temat składników. - Zaczął nieco poważniej. Dla Maxa, jeżeli wiedziało się wszystko o tym, co wrzucasz do kociołka, była ogromna szansa, że będzie się potrafiło obyć bez tego składnika. Dlatego też ta wiedza była dość przydatna. -Jesteś w stanie wymienić mi trzy roślinne i trzy zwierzęce składniki wiggenowego? - Pierwsze pytanie proste, ale miały znaczenie jeśli chodziło o dalsze sprawdzenie teoretycznej wiedzy Cassa. Max chciał, aby chłopak wyszedł dzisiaj z tego pokoju z praktyczną wiedzą na temat eliksiru, który właśnie mieli warzyć, a bez zrozumienia podstaw nie było na to szans.
@"Cassian H. Beamont"
1 post nauki
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Cassian H. Beaumont
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170
C. szczególne : Średniej wielkości znamię w kształcie krzyża pod okiem; Silny, szkocki akcent
Usadawiając się wygodnie tuż zaraz obok Maxa postawił przed sobą niewielki kociołek, który udało mu się pozyskać. Ten właśnie, który był przyczyną jego delikatnego poślizgu w czasie i całego zmęczenia, które choć powoli ustępowało to było nadal widoczne gołym okiem. - Schody... - Wysapał jeszcze starając się ustabilizować swój oddech. Dopiero po chwili postanowił wyjaśnić dalej. - Nie ogarnąłem sobie kociołka w tym roku. Będę musiał jakiś zamówić.
Nie na wszystko w tym roku miał pieniądze, a wszystko nadal miało związek z jego rodzicami. Tak wczesny wyjazd z rodzinnego domostwa niespecjalnie spodobał się jego rodzicom. Ten też na spokojnie nie był w stanie im wytłumaczyć wszystkich niezbędnych mu zakupów w tym roku, dlatego też... Skończył tak jak skończył. Liczył, że niektóre elementy własnej wyprawki zorganizuje sobie w szkole zamawiając je po prostu zdalnie.
Teoretyczny wstęp całkiem mu się podobał, dlatego przytaknął jedynie skinieniem głowy nadal się rozkładając i wszystko organizując wokół siebie. Przypomnienie sobie wszystkich informacji zwiastowało raczej finalnie pozytywnie uwarzony eliksir. Niemniej jednak odgrzebywanie w umyśle takich staroci jak eliksir wiggenowy mogło stanowić nie lada wyzwanie. Liczył jednak na to, że jego pamięć jakkolwiek rozrusza się i nim minie chwila będzie już w stanie sypać informacjami jak z rękawa. - Trzy roślinne to będą... - Zastanowił się chwilę. - Oczywiście kora drzewa wiggen... Chyba płatki ciemiernika. - Posłał niepewny uśmiech szybko się poprawiając. - Chyba na pewno.
Natomiast do ostatniego, bo trzeciego składnika roślinnego musiał zastanowić się znacznie dłużej niejednokrotnie drapiąc się w czoło. Pamiętał chyba wszystkie składniki odzwierzęce, ale roślinne jakoś niespecjalnie zdawały się tkwić mu w pamięci. Kiedy w końcu odpowiedź wpadła mu do głowy aż podskoczył, kiedy miał ja powiedzieć. W międzyczasie zdążył się już z dziesięć razy na siebie zezłościć, że szło mu to tak marnie, ale nie zamierzał odpuszczać. - I będzie jeszcze gałązka mięty. - Powiedział z satysfakcją. - Jeśli mówimy o zwierzęcych to będą to: śluz z żądeł żądlibąka, krew salamandry i róg jednorożca. - Wyrecytował wręcz perfekcyjnie z pamięci.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie wymagał od Cassiana znajomości całego przepisu na pamięć, pomimo że był to jeden z podstawowych eliksirów, jakie wymagane były w tej szkole. Max wiedział bardzo dobrze, że jest jedną z nielicznych osób, które raczej nie wspomagają się recepturami podczas pracy. Był natomiast ciekaw, jakie składniki, i czy w ogóle jakiekolwiek, zapadły gryfonowi w pamięci. Uważnie słuchał odpowiedzi w tym samym czasie sprawdzając ostrość swojego sztyletu, który jak zawsze perfekcyjnie przygotowany był do pracy. -Świetnie. Oczywiście kora wiggen jest tutaj składnikiem podstawowym, a krew salamandry służy jako stabilizator. - Jucha jaszczura była naprawdę ważnym składnikiem całego przepisu. Bez niej, zamiast właściwości leczniczych, eliksir mógł wytworzyć substancję zdolną wysłać użytkownika na długie i bolesne wakacje w szpitalu. -Wiemy, że mięta to tutaj element ozdobny, ale co mi powiesz o ciemierniku? - Szybko zasklepił malutkie przecięcie, które powstało na skutek bawienia się ostrzem. -Nie wiem czy pamiętasz, ale w wiggenowym używa się też jednej z części ciała chropianka. Dawaj mi tu ciekawostki o tym stworze i jego anatomii. - Wiedział, jaki poziom wiedzy reprezentuje Cassian i musiał go trochę pomęczyć. Nawet jeśli pytania z pozoru wydawały się banalne dla gryfona, Max wiedział bardzo dobrze, że podstawową wiedzę trzeba utrwalać w nieskończoność, by nie dochodziło do różnych dziwnych wypadków, czego mógł doświadczyć osobiście przez lata nauki. W czasie, gdy kumpel trudził się nad pytaniami, ślizgon wyciągnął pergamin i zapisał na nim wymienione przez Szkota składniki. Miał ciekawe zamiary co do chłopaka i był ciekaw, czy uda im się je wypełnić.
To nawet lepiej, że Max nie posądzał Cassa o posiadanie w swojej głowie przepisów na eliksiry, bo do zapamiętywania takich formułek... Niestety nie miał pamięci. Do tej pory zastanawiał się jakim cudem do głowy wchodzi mu transmutacja i wszystkie opisy zaklęć, których się uczy. Niemniej jednak to właśnie eliksiry i miksturowarstwo sprawiało mu największą przyjemność i właśnie dlatego, może i z recepturami, ale poświęcał się nauce tego przedmiotu w całości. - Tak, tak... Oczywiście. - Dodał potakując przyjacielowi.
Musiał odświeżyć sobie zatęchłą w jego umyśle wiedzę, która przecież musiała się gdzieś tam znajdować. Uczył się tego dawno, ale ten eliksiry jest absolutnie niezbędny, dlatego wszystkie jego części składowe jako składniki eliksirów są dokładnie analizowane na zajęciach z magicznych mikstur. - Ciemiernik. - Wypowiedział jedno słowo po czym na dłużej zapadła cisza. Układał w głowie wypowiedź tak by miała jakikolwiek sens składowy. - Występuje mniej więcej na całym globie, choć oczywiście w różnych odmianach. Jako roślina... Niezwykle trujący. Składnik eliksirów. Liście po przełamaniu zdaje się, że wywołują dość specyficzny zapach. Przepięknie kwitnie, zaczyna często jeszcze w zimę. Coś jeszcze? - Dodał kończąc jednocześnie wzdychając. Zielarstwem też się interesował, więc to pytanie było znacznie łatwiejsze niż kolejne, na które przyszło mu odpowiedzieć.
Naprawdę nienawidził magicznych stworzeń, ale o tym nie musiał nikomu przypominać. Od tych najmniejszych, po ogromne smoki. Wszystko wydawało mu się albo przerażające, albo obrzydliwe. Nawet pegazom nie ufał, choć te miały pozytywny wizerunek nawet w mugolskich bajkach. Niemniej jednak coś o nich musiał wiedzieć. Westchnął ponownie głośno tym razem zaś drapiąc się po czole. - Chropianek... - Przedłużał wyraz bardzo długo starając sobie przypomnieć cokolwiek. - Wydaje mi się, że to pasożyt. Lubi drewno różdżek? Magię! Magię generalnie... - Szybko się poprawił. - Z wyglądu skorpionopająk? Coś w ten deseń.
Ostatniej swojej odpowiedzi nie był pewien, ale musiał wydusić z siebie cokolwiek. Nawet jeśli odpowiedział błędnie to przynajmniej pokazał, że mu zależy, że wykazuje inicjatywę...
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Receptury miały dla Maxa to do siebie, że dzięki godzinom praktyki same się utrwalały w jego głowie.Do tego Solberg raczej nie był fanem noszenia miliona pergaminów i zeszytów ze sobą, a im więcej pamiętał, tym lżejszą miał torbę. Słuchał wywodu Cassiana na temat ciemiernika. Widać było, że chłopak jest zapoznany z tą rośliną, bo to co najważniejsze potrafił wyrecytować z pamięci. -Jest jednym z głównych składników Eliksiru spokoju. Złe użycie może spowodować nawet śmierć, ale jak umiesz się z nim obchodzić to zdziałasz naprawdę cuda. - Z wieloma truciznami było podobnie, co udowodnił wraz z Dear, kiedy zamienili najbardziej potężną roślinę trującą w jeden ze składników leczniczych w eliksirze, nad którym pracowali. -Chropianka radzę Ci zapamiętać, bo te skurwole kochają podgryzać różdżki i najlepiej trzymać się od nich z daleka. Ale masz rację, kochają magię, a ich pancerzyki i kły często przydają się w eliksirach. Lubią też podgryzać kociołki z zaschniętymi resztkami eliksirów, więc radziłbym Ci zawsze dobrze po sobie sprzątać. - Widać rośliny lepiej zapadały Cassianowi w pamięci, a może była to kwestia tego konkretnego stwora. Max nie miał zamiaru w jakikolwiek sposób wyśmiewać braku wiedzy Cassiana. Przecież on sam nie zawsze jest w stanie udzielić odpowiedzi na każde postawione przed nim pytanie. Skoro jednak mógł pomóc gryfonowi się nieco doszkolić, to miał zamiar to zrobić i podzielić się swoją wiedzą. Niby miał od tego swoje prowadzenie kółka, ale nie zawsze dało się w czasie jednego spotkania wyjaśnić wszystkie potrzebne zagadnienia. -Dobra to powiedz mi jeszcze tylko którą część mandragory będziemy dzisiaj używać i jakie właściwości ma ukochany przez dziewice róg jednorożca i dam Ci już spokój z tym quizem. - Sam nie mógł już się doczekać, aż przejdą do części właściwej dzisiejszego spotkania. Nosiło go żeby w końcu poczuć w nozdrzach opary z kociołka i ubrudzić sobie ręce śluzem gumochłona.
Udało mu się zauważyć delikatny błysk w oku Maxa, kiedy ten rozgadywał się na temat ciemiernika. Czyżby zadziwił go swoją wiedzą odnośnie tej rośliny? Cassian wracał do nauki naprawdę na całego, a dlatego też nie zamierzał sobie odpuszczać, nawet z pozornie najłatwiejszych przedmiotów... No pomińmy tylko przy tym latanie, ale to jakby jest sprzeczne z jego stanem zdrowia. Zielarstwo jednak odnajdywał jako całkiem przyjemne, takie które było w stanie załagodzić jego artystyczne zapędy. Czuł się w ogrodzie trochę jak artysta, planista, gdzie co umieścić na sztaludze cieplarni. - Powoli zaczyna mi się wydawać, że wszystko niewłaściwie użyte wywołuje śmierć... - Zażartował, chociaż w jego słowach czaiło się ziarno prawdy. Niemniej na jego twarzy rozkwitł szeroki uśmiech.
Samo wspomnienie obrzydliwego paszkwila niespecjalnie napawało chłopaka optymizmem. Wsłuchiwał się w słowa Maxa wykrzywiając się raz po raz. Nie wyobrażał sobie tej niewielkiej kreatury czającej się w jego kociołku, na którego dnie zalegałoby zaledwie parę kropel któregoś z eliksirów, albo podgryzającego jego różdżkę. Odruchowo złapał za nią mocniej wyobrażając sobie chropianka zanurzającego swoje zęby i delektującego się chociażby popiołem znikacza, który był rdzeniem różdżki gryfona.
Po wywodzie Solberga przytaknął nadal uważnie słuchając co ten jeszcze ciekawego ma mu do przekazania. Wiedział, że to nie koniec wertowania stronnic umysłu chłopaka w poszukiwaniu wiedzy, dlatego też starał się wytężyć mózg na tyle na ile to było możliwe. Nie chciał polec na jakimś prostym pytaniu. Nie znowu... - Zdaje się, że będziemy korzystać z... Duszonego korzenia, prawda? - Dopytał na potwierdzenie swoich słów. Pytanie było ciekawe, bo w sumie nie pamiętał, czy używa się gdziekolwiek liści mandragory. - A co do rogu jednorożca... Właściwości oczyszczające? - Tej odpowiedzi był pewien, tyle ze nie wiedział, czy nie czaił się tam jakiś haczyk. Czy nie przeoczył gdzieś, że posiada właściwości oczyszczające i jeszcze... Jakieś. No nic... Pozostało czekać by skonfrontować swoją wiedzę z Maxem.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Faktycznie Max był zadziwiony ilością szczegółów, jakie Cassian zapamiętał na temat ciemiernika. Podobnych roślin było naprawdę sporo i czasem różniły się tylko drobnymi detalami. -Masz rację. Jak ktoś mądry kiedyś powiedział: "Dawka czyni truciznę". Czy coś... - Uśmiechnął się na to stwierdzenie Cassiana, bo w eliksirach nawet najbardziej niewinny składnik mógł się zamienić w coś niosącego śmierć, jeżeli został użyty w złej kombinacji. Tak samo jak czasem te zabójcze rośliny mogły nieść zbawienie. -Dokładnie! Duszony korzeń ma co prawda słabsze właściwości lecznicze niż liście, ale też dodaje więcej wigoru, co jest ważne w wiggenowym. - Dodał jeszcze zdanie od siebie. -O jednorożcu tyle wystarczy. - Faktycznie co do tego składnika nie był już nic co można by dopowiedzieć. Jeden z bardziej popularnych składników antidotów wszelkiego rodzaju. -Dobra, koniec tej teorii bierzemy się do pracy! - Powiedział z entuzjazmem napełniając swój kociołek najlepszą bazą, czyli wodą po czym podał Cassianowi pergamin z ingrediencjami, które na bieżąco spisywał. -Tutaj masz recepturę. Brakuje jednak kilku składników, które postaraj się uzupełnić. W razie czego wołaj o pomoc. - Nie chciał żeby gryfon ślepo kierował się przepisem, a spróbował sam wytężyć komórki mózgowe. -Na początek krew salamandry. Pamiętasz proporcje? - Zapytał podając koledze flakonik z potrzebnym składnikiem.
Cassian podwinął rękawy szaty przysuwając się bliżej kociołka. Niepełna receptura nie napawała go wcale optymizmem, niemniej jednak... Był przekonany o tym, że tak powszechny eliksir nie mógł kompletnie wyparować z jego umysłu i kiedy przejdzie już faktycznie do fazy bardziej twórczej, to zaległe zwoje mózgowe zaczną prosperować lepiej – bardziej owocnie. - No dobrze, to od czego by tutaj... - Mamrotał pod swoim nosem chwytając za fiolkę z krwią salamandry.
To pamiętał - eliksir musiał zmienić kolor na czerwony, a potem wymieszać, do łagodnego przejścia w pomarańcz. Odkręcił delikatnie fiolkę i zakraplał, jedna po drugiej do niewielkiego kociołka. Raz po raz również eliksir, czy początkowo jego baza, przechodził w swych odcieniach od jasnego różu po ciemną czerwień. Na twarzy chłopaka obecnie nie malowała się żadna emocja, a... Całkowite skupienie. Mimowolnie zaczął zagryzać dolną wargę pochylając się nad cynowym naczyniem i sięgając po szklane mieszadełko. - Chyba jest w porządku? - Zagaił zerkając na barwę mikstury, po czym wyczekiwał odpowiedzi Maxa.
Solberg miał już naprawdę pewną renomę, jeżeli chodziło o eliksiry i Cassian uważał, że w razie jakichkolwiek kłopotów, czy też potrzebując udoskonalić się, poszerzyć wiedzę w tej dziedzinie mógł się do niego zwrócić. Tak stało się również i tym razem. I jeden i drugi wiedzieli, że egzaminy w tym roku są chłopakowi potrzebne by rozwijać się dalej i jak bardzo by nie chciał wrócić do swojego standardowego życia, tak... Nie mógł po prostu zaprzepaścić tej szansy. - Teraz o ile się nie mylę muszę zamieszać i dodać... Znów krew salamandry? - Do jego głosu wdarła się nuta zdziwienia.
Na jego twarzy pojawiła się konsternacja, ale nie był nikim ważnym by móc kwestionować recepturę. Niemniej jednak ochoczo zabrał się za poprawne mieszanie mikstury, aż tak uzyskała kolor pomarańczowy.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Po to byli tutaj razem, żeby się nawzajem wspierać. Poza tym praca z kimś zawsze była przyjemniejsza i zabawniejsza niż godziny samotności z kociołkiem. Chociaż ciężko było powiedzieć, że Max ich nie lubił. Tak dobrze znał wyraz, który zagościł na twarzy Cassiana, że mimowolnie się uśmiechnął. Widać jeśli chodziło o pracę ta dwójka była do siebie bardzo podobna. Max uważnie słuchał komentarzy gryfona, czy to skierowanych do niego, czy wypowiedzianych pod nosem. Początek szedł Cassianowi jednak bardzo sprawnie i jego wywar przybrał pożądany kolor. Max sam nie próżnował i również dodał krew salamandry do swojego kociołka, odpowiednio mieszając ją z wodą. -Dokładnie tak. Kolejna rundka i czekasz aż wywar zrobi się....? - Zapytał jednocześnie wykonując ponownie ten sam krok i dolewając krew do pomarańczowej mikstury. Max lubił ten przepis do nauki innych ludzi głównie ze względu na to, że był bardzo powtarzalny. Jeśli znało się już składniki, wystarczyło dodać je w odpowiedniej kolejności i mieszać oraz regulować temperaturę. Żadnych zaklęć, skomplikowanych technik przyrządzania, nic... Solberg jednak nie miał zamiaru ułatwiać Cassowi zadania i chciał pokazać mu to i owo. Na to jednak miał przyjść czas w późniejszym etapie. Teraz trzeba było upewnić się, że wywar będzie dobrze ustabilizowany nim zacznie się z nim cokolwiek kombinować.
Czas na kostki:
Rzucasz 2x k6
Pierwsza k6:
1,3,6 - Czasem kropla potrafi zrobić ogromną różnicę. Zachwiała Ci się ręka, a może po prostu źle odmierzyłeś składnik? W każdym razie wywar przybiera zupełnie inny kolor niż powinien.
2,4,5 - Dodajesz ponownie krew salamandry i wszystko jest git majonez.
Druga k6:
1-3 - Pamiętasz, że krew salamandry dodaje się aż 3 razy i wszystko idzie perfekcyjnie
4-6 - Przechodzisz do zmiany temperatury i eliksir zaczyna niebezpiecznie wrzeć
Przedmioty w Hogwarcie w znamienitej większości miały to do siebie, że zdecydowanie łatwiej przyswajało je się w grupie, razem i zazwyczaj lepiej poprzez praktykę niźli teorię. Cass w sumie nie wiedział, czy specjalnie tak zostały skonturowane, żeby wpasować się w ludowe porzekadła mówiące o tym, że jeśli się nie sparzysz to na dobrą sprawę nie będziesz znać tego określonego, dobrego momentu. Nie odkryjesz tego przełomu, jeśli nie wpadniesz w niego samemu. Niemniej jednak zawsze, jeżeli miał taką możliwość, wybierał wspólną naukę. Po pierwsze wzajemne uzupełnianie swojej wiedzy okazywało się źródłem wielu ciekawostek na określone tematy, a z drugiej strony zawsze to jakoś było raźniej. - Na żółty... - Dodał jakby naturalnie kończąc zdanie po Maxie. - A potem znów mieszamy, aż do przybrania koloru zielonego... - Dodał już zdecydowanie ściszając ton głosu i przeobrażając się raczej w skromnego i małomównego mistyka, niźli rozgadanego nauczyciela.
Cassian nigdy nie był człowiekiem słowa... Zawsze wolał działać niźli mówić i właśnie dlatego może nauka teorii poprzez chociażby burzę pytań nigdy specjalnie mu nie wychodziła, ale dajcie mu roślinę... A ją przesadzi. Dajcie mu eliksir... A no właśnie. Jakoś mu szło i to z resztą nawet całkiem sprawnie. Ponownie odmierzał wzrokiem krople spadające do kociołka mimowolnie licząc je pod nosem. Wywar szybko przybrał pożądaną barwę, a zaraz po tym w dłoni poczuł zimno szklanego mieszadła. - No to byle do zielonego. - Mieszał uważnie. Tak by nie przegapić dobrego momentu i by barwa była wręcz idealna. Jak się okazało wszystko mu się do tej pory udało. - I jeszcze jedna porcja.
Pamiętał... odgrzebywał z dna jakby zatęchłe i zakurzone woluminy odkrywając ich strony. Był niczym dziecko błądzące po bibliotece swojego umysłu z jedną świecą w dłoni. I tak się właśnie okazało, że znalazł dobre tomiszcze. Ponownie odmierzył określona ilość krwi salamandry, aż do uzyskania koloru turkusowego. Już chwytał za mieszadełko, gdy nagle upuścił je jakby poparzony. - Teraz podgrzewamy? - Dopytał, będąc o tym, prawie że przekonanym.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max dziękował w duchu Salazarowi i wszystkim założycielom za to, że postanowił kupić samomieszający kociołek. Może nie sprawiała mu ta czynność wielkich problemów, ale zdecydowanie wygodniej było tego nie robić. Zaoszczędzony czas, Solberg mógł poświęcić na przygotowanie kolejnych składników lub, jak dzisiaj, na doglądanie drugiego kociołka. Mimo braku zapisanych instrukcji, Cassian radził sobie na razie wyśmienicie. Chłopak znał skalę kolorów, jaką musi przejść eliksir, by został uznany za poprawnie przygotowany i pamiętał, że są trzy powtórzenia pierwszego etapu. -Podgrzewamy. Temperatura między 80 a 83 stopnie i radzę się tego trzymać. - Pomimo, że w kociołkach była w tym momencie tylko woda z krwią salamandry, nieodpowiednia temperatura mogła spowodować więcej szkód niż pożytku. Dużo łatwiej było jednak odratować miksturę ze zbyt ciepłego kociołka niż z niedogrzania. Solberg ze względu na wprawę, jaką już posiadał i technikę ograniczenia niepotrzebnych ruchów, jaką podpatrzył u Beatrice był już krok przed Cassianem i właśnie dodawał kolejny składnik do swojego wywaru. Uwielbiał chrzęst kręgosłupów skorpeny i syk mikstury, gdy się w niej rozpuszczały. -Dobra, co dodajemy po zmianie temperatury? - Zapytał gryfona by sprawdzić, czy dalej da sobie radę bez receptury i spróbować troszkę go rozproszyć. Praca pod wpływem mniej idealnych warunków też była przydatną umiejętnością jeżeli nie przepadało się za szpitalnym łóżkiem.
Kostki:
Rzucasz k100, by zobaczyć, jak dobrze udało Ci się podgrzać miksturę.
0-35 - Ćwiczyłeś ostatnio Incendio? Bo płomień od razu gaśnie, przez co nie masz jak podgrzać kociołka. Ponów rzut. Jeśli za drugim razem nie wyjdzie, poproś Maxa o pomoc.
36-70 - Ogień pod kociołkiem się pali, ale mikstura zbyt długa została narażona na za niską temperaturę. Krew salamandry zareagowała i z kociołka wyleciał lodowy glutek, który poparzył wybraną część ciała. Jeśli znasz odpowiednie zaklęcie łagodzące, możesz się uleczyć.
71+ - Nie ma do czego się przyczepić. Kolejny krok wykonany perfekcyjnie.
Następnie rzucasz k6 (lub dwoma) na rozpoznanie kolejnego etapu:
1,3 - Nie masz bladego pojęcia co następuje dalej. Dorzucasz więc byle co i liczysz na łut szczęścia: Parzysta - Niestety to nie był dobry składnik i eliksir zaczyna niebezpiecznie gęstnieć Nieparzysta - Masz szczęście! Przypadkiem wrzuciłeś dokładnie to, co miałeś
2,6 - Nie jesteś do końca pewien, czy do kręgosłupy, czy inne części skorpeny. Podpatrujesz, co robi Max i podejmujesz decyzję:
Parzysta - Wyraźnie widziałeś wpadające do kociołka kręgosłupy Nieparzysta - Nadal nie wiesz co to było, więc wrzucasz odnóża. Szybko dodaj krew salamandry by uniknąć tragedii!
4,5 - Żaden problem. Pamiętasz od razy, co teraz ma dołączyć do leniwego wywaru. Nie ma żadnych konsekwencji
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees