Najczęstsze miejsce spotkań głownie studentów. W owym pomieszczeniu można znaleźć wygodne fotele nieopodal kominków, z których młodzi uwielbiają korzystać zimą. Znajduje się tu również sporych rozmiarów pianino. Wnętrze utrzymane jest w różnych barwach, od granatu, poprzez kremowy i kilka innych barw. Można tu zarówno prowadzić intymne rozmowy, jak i wpaść na wielką imprezę dla poprawy humoru, czy też jeszcze innego w zasadzie najmniej ważnego powodu. W zwykłych dniach, zwykle to właśnie tutaj studenci uczą się informacji z wykładów.
Uwaga! Możesz rzucić kostką wyłącznie jeden raz! W każdym następnym wątku, który tu rozpoczniesz, kości oraz płynące z nich straty/korzyści już Ci nie przysługują!
Spoiler:
1 - Zatapiasz się w wygodnym materiale, z którego wykonane są fotele. W pewnym momencie poczułeś nieznane uszczypnięcie w pośladek - zszokowany, kiedy to sprawdzasz, co Cię tak przestraszyło, dostrzegasz wówczas zabawkę. Jest to Kwintoped! I ten ewidentnie się do Ciebie przywiązał. Czy tego chcesz, czy też i nie, stałeś się jego nowym właścicielem. Zgłoś się po przedmiot w odpowiednim temacie.
2 - Na stoliku leżał złożony na pół kawałek papieru, który wyglądał jak gotowy do wysłania list - postanowiłeś zatem sprawdzić, co było w nim napisane lub kto miał być jego adresatem. W chwili rozłożenia pergaminu, w nozdrza uderzył Cię bardzo przyjemny, intensywny zapach. Okazało się, że był to list miłosny, a papier nasączono Amortencją - Ty natomiast stałeś się jej ofiarą, w wyniku czego pierwsza osoba, którą dostrzeżesz, będzie darzona przez Ciebie widocznym, aczkolwiek nienachalnym zauroczeniem. Efekt ten będzie się utrzymywał przez Twoje dwa następne posty.
3 - W takim miejscu może znaleźć się każdy. Dosłownie każdy - nawet przyczajony za rogiem żartowniś! Najwyraźniej wyróżniałeś się z tłumu, bowiem to Ciebie upatrzył sobie jako ofiarę. Wyciągnął różdżkę i rzucił w Ciebie zaklęcie Balvoes, przez co w środku rozmowy zaczynasz... Beczeć jak owca! Efekt ten trwa wyłącznie przez jeden post.
4 - Nie tylko studenci szukali w komnacie wspólnej odpoczynku. Nim się spostrzegłeś, na twoich kolanach znalazł się cudzy kot. Rzuć kostką: parzysta - próba dotknięcia lub pogłaskania kota skończyła się tym, że zdobywasz nowego przyjaciela! Do końca wątku zwierzę spoczywa na twoich nogach i mruczy kojąco, dzięki czemu pozbywasz się wszelkich nerwów i do końca dnia czujesz się zrelaksowany; nieparzysta - kot wyjątkowo intensywnie gubił sierść i nawet jeśli nie jesteś alergikiem, nie możesz powstrzymać kichnięcia. W efekcie futrzak zrywa się wystraszony, zostawiając na twoich udach długie zadrapania.
5 - Jeden z uczniów wyjątkowo niezdarnie zbierał rzeczy i ewakuował się ze stolika obok, przez co zawartość jego kubka wylądowała na twoim ubraniu! Na szczęście napój nie był już aż tak ciepły, co nie zmienia faktu, że zdecydowanie pozostawił na Twoim ubraniu nieprzyjemną, ciemnobrązową plamę. Nieznana osoba, cała zaczerwieniona, zdołała się wymsknąć z pomieszczenia z cichym "przepraszam", w wyniku czego musisz sam uporać się z problemem. Aby pozbyć się szpecącego wyglądu, rzuć Chłoszczyść!
6 - Grupka dziewczyn siedzących w rogu prowadziła bardzo głośną dyskusję, która dla twoich uszu była bardzo nachalna i przeszkadzała Ci w skupieniu się nad rzeczami, którymi chciałeś się zająć w komnacie. Mimo że nie chcesz słuchać ich gadania, coraz to nowe zdania docierają do Ciebie i okazuje się, że studentki pasjonowały się... Eliksirami? Udało Ci się zasłyszeć kilka bardzo ciekawych informacji i dzięki temu zdobywasz jeden punkt kuferkowy z eliksirów - zgłoś się po niego w odpowiednim temacie.
Uśmiechnął się szerzej, gdy wylądował na kanapie tuż obok niej. A może nawet na niej. Oh, nie duża różnica! Poczuł jej zimne dłonie, a nawet usta. Nono, tego też mu brakowało. Z każdą chwilą zdawał sobie sprawę z tego, że brakowało mu praktycznie wszystkiego co było z nią związane. Szybciutkim ruchem rozpiął swoją kurtkę i rzucił ją gdzieś na bok. No bo przecież skoro są już w pomieszczeniu to po co ma siedzieć w grubej kurtce? To niewygodne. Poprawił czerwoną muszkę znajdującą się na jego szyi, tak teraz jest dobrze. W pewnej chwili przechylił się w bok i teraz na pewno wylądował na niej. Oby nic jej nie zrobił, chociaż przesadnie dużo nie ważył... Zaczął wtykać palce między jej żebra (no przynajmniej tak mu się zdawało, bo ona miała na sobie jeszcze grube ubranie). Zdając sobie z tego sprawę szybko zdjął jej płaszczyk i teraz już na pewno trafiał w żebra! Śmiali się wspólnie, to wspaniałe. - Tak bardzo dzięki. -Cicho szepnął jej do ucha. Tak, udany czas spędzony z nią. Nie chciał by się kończył, na szczęście mają jeszcze trochę czasu. Oczywiście w najbliższym czasie nie zamierzał zaniedbać tej przyjaźni, co to to nie! ********************************************************************* Mijały sekundy, minuty, aż w końcu godziny. Czas leciał szybko, za szybko. Rozmawiali, śmiali się. Był szczęśliwy i miał nadzieję, że ona również, przynajmniej na taką wyglądała. Nie chciał by przy nim kogoś udawała, kogoś kim nie jest. Miejmy nadzieję, że tak nie jest. Dobra, trochę optymizmu! W pewnej chwili wstał i stanął tuż przed nią. Delikatnie chwycił ją za dłoń i pomógł wstać. Była lekko zdezorientowana, nie miała pojęcia co chce zrobić. On zresztą też nie... przynajmniej nie w pełni świadomie. Uśmiechnął i przeczesał swoje włosy dłonią. Zaczął cicho nucić jakąś piosenkę. Niestety nie napiszę wam jakiego zespołu była ta nutka, bo sama dokładnie nie wiem. Eh... nie śpiewał pięknie, ale trudno, nieważne! Czy chciał z nią zatańczyć? Tak, to właśnie o to chodziło. Objął ją w talii i zaczął się powoli ruszać, w rytm tej piosenki. Na szczęście tańczył lepiej niż śpiewał. Co mu strzeliło do główki żeby nagle zatańczyć? Zrobił to zupełnie spontanicznie. W pewnej chwili zapomniał słów piosenki... ups! Zaśmiał się cicho po czym ponownie uśmiechnął. Czas chyba się zbierać, co? -Dziękuję za miłe spotkanie. Przynajmniej dla mnie takie było i mam nadzieję, że dla Ciebie również. -Puścił do niej oczko, oho. Odchrząknął i powoli zaczął stawiać kroki do tyłu. -Mam nadzieję, że się wkrótce spotkamy. -Uniósł dłoń i pomachał do niej. Był coraz bliżej drzwi. Może powinien ją odprowadzić, a nie zostawiać tutaj samą. Miał nadzieję, że sama trafi, musiał jeszcze coś zrobić. Będzie dobrze, tak, musi być dobrze. Powoli wyszedł z uśmiechem na twarzy. Miły wieczór.
Jakoś udało mu się przemycić do Zamku dwie flaszeczki whiskey i nie pytajcie mnie, jak to zrobić. Grunt, że teraz szedł z nimi dość niepewnie po schodach, obejmując się ramionami, coby alkohol nie wypadł zza kurtki (tej mraśnej skórzanej) i się nie zmarnował. Cały czas miał dziwne przeczucie, że zaraz złapie go jakiś profesor i wlepi szlaban. Albo nawet prefekt. Miał strasznego pietra, normalnie jeszcze chwila a narobiłby w super modne obcisłe spodnie, które na sobie miał. Ale nie mógł teraz zawrócić. Przecież szedł przeprosić Rekina! Od chwili pamiętnej "kłótni" w Gospodzie czuł się co najmniej niezręcznie, gdy tylko spoglądał na niego na zajęciach albo podczas śniadania. Wiele razy zbierał się w sobie i podejść, przeprosić i powiedzieć coś w stylu, że "to przez alkohol" albo "no weź, nie będzie się przecież na mnie gniewał, KUMPLU", ale ostatecznie i tak wysłał mu sowę, jak jakiś tchórz, mając nadzieję, że to ona oberwie, w razie gdyby Ślizgon okazał się być naprawdę wściekły. Filip nie miał pojęcia o sytuacji rodzinnej przyjaciela i prawdę powiedziawszy nie był do końca przekonany, czy chciał ją poznać. Z jednej strony tak, bo w końcu się przyjaźnili (łoho), ale z drugiej... takie rozmowy mogły wcale nie był najlepszym pomysłem, bo co jeśli Rekina biją w domu albo coś i tak naprawdę nie chce o tym rozmawiać? Filip nigdy nie był w takiej sytuacji i dlatego zupełnie nie miał pojęcia, jak to ugryźć. Alkohol, jak zwykle zresztą, okazał się dobry na wszystko. Tym razem był pierwszy i usiadł na brzegu kanapy, rozluźniając w końcu ramiona i nieśmiało kładąc obok siebie dwie butelki z alkoholem. Nerwowo spoglądał w stronę drzwi, mając nadzieje, że nikt nie postanowi zaskoczyć ich swoją obecnością i nie wparuje tu nagle, gdy chłopcy będą pić w najlepsze. Albo robić coś innego, hłe hłe. No, ale o tym Stone jeszcze nawet nie marzył!
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Tymczasem Rasheed nawet przez chwilę nie myślał o puchonie. Miał zaskakującą zdolność do odsuwania od siebie wszelkich trosk, jeśli tylko było mu to na rękę, a w tym momencie było jak cholera. Nie przeszkadzało mu to jednak w byciu jeszcze bardziej jadowitym niż zazwyczaj. Snuł się po korytarzach zamku niczym wielki, przeklinający nietoperz i gnoił wszystkich, którzy chociażby odważyli się spojrzeć w jego stronę. Fakt, że nie myślał o Stone’ie wcale nie zmieniał jednego faktu. Był na niego wściekły. Powiem więcej, był tak wściekły, że mimo upływu czasu jego gniew nie słabł, a było nawet gorzej, dlatego też w pierwszej chwili, gdy zdał sobie sprawę, że dostał od niego list, chciał wyrzucić ptaka za okno i odesłać go z powrotem. Głupia sowa była niestety tak uparta, że jedynie rozdziobała mu ręce do krwi zanim postanowił łaskawie przyjąć wiadomość. W ten sposób zdecydował się jednak na spotkanie z nim. W niewiele lepszym humorze zapinał leniwie guziki czarno - białej koszuli od Paula Smitha. Mimo tego, że napisano do niego wcześniej, to i tak wiedział, że nie będzie na czas. Raz, że nie wyrobiłby się, a dwa - za nic na świecie nie miał zamiaru być teraz punktualnym. Niespieszno dokonał wszelkich czynności higienicznych i lekko spryskał kark wodą kolońską, kiedy już wciągnął na siebie nieprzyzwoicie ciasne spodnie, które niesamowicie podkreślały jego zgrabny tyłek. Nie mógł sobie odmówić swoich ulubionych glanów, zwłaszcza w obliczu tego, że mógł nimi porządnie skopać Filipowi tyłek. Powsuwał wszystkie kolczyki w uszy jak już tylko podwinął rękawy aż za łokcie i już teraz był spóźniony o piętnaście minut. Postanowił oszczędzić sobie jednak reszty błyskotek. Nie miał humoru na kilkugodzinne dobieranie ich do tak eleganckiej koszuli. Idąc w stronę wspólnej komnaty zastanawiał się dlaczego w sumie ubrał się tak wytwornie? Nie umiał sobie odpowiedzieć. Może podświadomie chciał zrobić wrażenie na Stone’ie? Cholera wie co siedzi w jego rozczochranej głowie. Niespiesznie podążając do wspólnej komnaty, spóźnił się jedynie o dwadzieścia pięć minut. To i tak był niezły wynik jak na niego. Nie patyczkował się jeśli chodziło o wchodzenie i gwałtownie nacisnął klamkę, włażąc do środka niczym rozpędzony huragan. Zatrzasnął za sobą drzwi, spoglądając chłodno na puchona. Och tak, zdecydowanie chciał żeby Filip błagał go o wybaczenie swojego nietaktu. - Stone - powiedział cicho, lekko kiwając mu głową na powitanie, jednakże było to tak zdystansowane ’cześć’ na jakie tylko było go stać. No cóż, on już taki był. Byle kłótnie o pierdołę zamieniał w coś strasznego, co będzie wymagało wielu godzin odpracowywania przewinienia.
I jeszcze raz: ja nie mam pojęcia, jak Rasheed to wszystko robił. A i tak był dużo bardziej męski niż Filip! To po prostu niesprawiedliwe. Nasz uroczy Puchon pewnie nawet w dresach, z kastetem i tym czymś śmiesznym, błyszczącym i gangsterskim wyglądałby, jak gejuch. Mimo, że wcale nim przecież nie był! Oj tam, oj tam, że pierwszy i jedyny raz przeżył z facetem. To o niczym nie świadczy. Ślizgon za to, chyba, jak każdy Ślizgon, mógł sobie założyć rureczki, kamizeleczkę i jeszcze kolczyki a wyglądał, jak badaś, za którym latały wszystkie laski. Nienawidzę Ślizgonów, pff. O, a tak właściwie, to Rekin jest prawiczkiem? To by dopiero było zabawne! Ale, gdy Filip na niego patrzył miał dziwne wrażenie, że już dawno stracił swój wianek. I trochę go to martwiło! Bo to tak trochę brzydko, robić to z osobą, do której nic się nie czuje. Filip był potem z Jezusem przez jakiś czas, byli parą, więc luz. A czy Sharker kochał tamtą dziewczynę? Albo chłopaka? Filip miał ochotę mocno go przytulić do serduszka, taki był dobry! Jeszcze tydzień temu uśmiechnąłby się szeroko na widok przyjaciela, a teraz zwyczajnie nie był w stanie nawet się odezwać. Wskazał jedynie głową na butelki alkoholu, a potem odsunął się w róg kanapy, siadając na niej głębiej i nieco wygodniej, choć wciąż był spięty. Był niemalże pewny, że Rekin spóźnił się specjalnie, za co miał ochotę dać mu w łeb, ale nie mógł, no. I musiał go przeprosić. A nie wiedział, jak się za to zabrać. Zacisnął pięści na kolanach i jeszcze dłuższą chwilę milczał. -Sorry- odezwał się w końcu, po czym ugryzł w język, niestety trochę za późno. -Przepraszam. Chciałem przeprosić. Ale wtedy byłem na ciebie naprawdę wkurzony. To co powiedziałeś... znasz mnie i wiesz, co o tym myślę. Co mam ci jeszcze powiedzieć?- sięgnął po jedną butelkę i otworzył po chwili wysiłku. -Chcesz o tym pogadać... czy coś?- w końcu odważył się na niego spojrzeć. -Nie mam pojęcia, co dzieje się u ciebie w domu, jakie masz stosunku z rodzicami, bo nigdy o tym nie rozmawialiśmy i... i jeśli teraz chcesz to ja też. Ale gadał głupoty. Nie chciał jednak w żaden sposób na niego naciskać i jeśli Rasheed nie będzie chciał mówić o swoich rodzicach to Stone zrozumie to i będą mogli zwyczajnie się napić. -Nie gniewaj się na mnie- uśmiechnął się słabo, trącając go lekko łokciem w bok, wciąż niepewnie, jakby się bał, że ten Rekin zaraz go pożre. Pewnie słusznie.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Sztuka wyglądania jak badass polega na odpowiedniej minie. Możesz się ubierać jak ostatnia pierdoła, chociażby w różową koszulę z wstążeczkami, ale jeśli będziesz roztaczać wokół siebie aurę zagrożenia i zupełnie miał w poważaniu uczucia innych to już samo to wystarczy by wyglądać bardziej męsko. Oczywiście Shark za nic na świecie nie powiedziałby Filipowi jak tak wyglądać, gdyby ten w przypływie jakiejś szaleńczej odwagi zapytał go o to, a jeśli już to jak nic odpowiedziałby cos w stylu: ‘Zajebistym trzeba się urodzić’. To tak idąc standardową drogą samouwielbienia. Chciałabym zobaczyć jak Filip go o to pyta, bo wiecie, nie dość, że zapewne umarłby przy tym ze wstydu (w końcu ładnie to tak pytać o takie rzeczy?!) to jeszcze pewnie dostałby odpowiedź jaka wcale by go nie usatysfakcjonowała lub też po prostu zniesmaczyła. Niestety Rasheed był tak rozwiązły jak to tylko możliwe. Nie widział przeszkód w przypadkowym romansowaniu z co ładniejszą buzią, zwłaszcza jeśli miałoby się to skończyć długą nocą pełną ostrego seksu. Nie zwracał uwagi na czyjeś uczucia i jeśli ktoś zaczynał się za bardzo angażować to po prostu odsuwał się od niego, albo po prostu go okłamywał. Tak, kocham Cię! Chcę spędzić z Tobą resztę życia! Bla bla bla, romantyczne bzdury, w których Sharker nie widział niczego ciekawego. W końcu czym jest miłość, jak nie przypadkową reakcją chemiczną w mózgu? Właśnie tym - jedną, wielką bzdurą, a związki dla ludzi, którzy lubią wiązać sobie kule do nogi. Ślizgona ogarnęła ponura satysfakcja, gdy tak patrzył na zachowanie Filipa. Wyglądał jakby bał się do niego odezwać, co było w tej sytuacji zrozumiałe. Usiadł powoli na kanapie, odwracając się w stronę Filipa i mierząc go groźnym spojrzeniem. Najwyraźniej czekał na coś, gdy tak mierzył butelki przeciągłym spojrzeniem. Dobrze wybrał, ale za nic na świecie by się mu do tego nie przyznał. Nastała dłuższa chwila ciszy, gdy tak puchon walczył ze sobą o wykrztuszenie z siebie przeprosin. - Zamierzasz pić z butelki Stone? - zapytał tak, jakby zupełnie zignorował to co chłopak powiedział. Nie było tak jednak. Przyjął jego przekaz do zrozumienia i najwidoczniej już mu odpuścił, co tłumaczyło to, że w ogóle się do niego odezwał. - Cholera, to nie jest dobry temat na rozmowę - zaczął powoli, kręcąc młynka kciukami. Zdecydowanie widać było, ze jest zdenerwowany kiedy myśli o rodzinnym domu i raczej niechętnie rozpoczyna ten temat. - Może jak już się napijemy? Nie będę w stanie mówić o tym spokojnie na trzeźwo. Rozłączył palce, składając teraz dłonie na podołku i uśmiechając się prowokująco do Filipa, gdy ten trącił go w bok. - Nie gniewam się już.
Filip więc zdecydowanie lubił kłaść sobie kłody pod nogi. Był po prostu mistrzem w komplikowaniu sobie życia. O dziwo, to wszystko zaczęło się po przyjeździe do Hogwartu. W swojej ukochanej szkole w Kanadzie nie miał takich dram. Bo nie lubił dram. Unikał takich sytuacji, a tu jak na złość jakby je do siebie przyciągał. Najpierw Laila, potem Jezus, a w między czasie jeszcze kilka innych dram jego przyjaciół z drużyny, którzy byli dla niego, jak rodzina. W Riverside był zwyczajnym chłopakiem, z którym dziewczyny lubiły się umawiać, a chłopacy wypić piwko lub dwa. Cóż, dziewczyny przyciągał do niego fakt, że gra w drużynie i jest "sławny", przynajmniej w murach szkoły, co go niezmiernie irytowało i dlatego większość odrzucał. Ale i tak był słodki, jak cukierek. A jak już jakaś się z nim umówiła to po jednej randce sama odchodziła, bo stwierdzała, że jest super materiałem na przyjaciela, że się troszczy, jest miły i dlatego nie zostanie jej chłopakiem, bo ona woli drani bez serce. Smuteczek. A raczej kobieca logika. -No. Przecież masz swoją- burknął, ale już trochę weselej, bo sam fakt, że chłopak się do niego odezwał niesamowicie go cieszył. Miał ochotę podskoczyć na siedzeniu i o mało co tego nie zrobił, ale powstrzymał się w ostatniej chwili, bo byłoby to takie niemęskie. Pociągnął mały łyk whiskey, przez chwilę delektując się jej smakiem w ustach, ale jako, że koneserem nie był przełknął szybko i westchnął cicho, taka była dobra. I znowu to spojrzenie! Rekin zdecydowanie nie powinien tak na niego patrzeć, bo wtedy Filipowi robiło się jakoś dziwnie ciepło w żołądku i gdzieś niżej i miał ochotę się na niego rzucić. Ale to pewnie przez alkohol. Był strasznie mocny. No wiecie, bo przecież na trzeźwo nigdy by tak nawet nie pomyślał, hłe hłe. -No to masz- wyciągnął w jego stronę swoją butelkę, czekając aż ten się napije. Nagle oczy błysnęły mu dziwnie i parsknął śmiechem, a widząc minę Ślizgona z trudem się opanował i wskazał na szyjkę od butelki. -Wiesz, jak to się nazywa? Pośredni pocałunek- znów wybuchnął śmiechem, odchylając łeb w tył na oparcie kanapy i splatając dłonie na brzuchu. Wciąż się śmiał, unosząc nogi do góry i omal nie wyrżnął się z tej kanapy tyłem, ale jakoś, w magiczny sposób udało mu się utrzymać równowagę i w porę postawił nogi na ziemi. -Dawaj- powiedział, już nieco spokojniejszy wyciągając rękę po butelkę.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
- Szczerze wątpię, że dasz radę wypić całą sam. Shark zmierzył go takim wzrokiem, jakby podejrzewał Stone’a o dość poważny uraz czaszki. Miał tak słabą głowę, że wątpił czy dałby rade wypić chociaż jedną czwartą bez przeżywania samolotów, a w sumie transportowanie zwłok do jego domu jakoś nie bardzo mu się widziało. To już było zbyt intymne dla niego, tak zaprosić go do siebie. Tya, a wzięcie kogoś pod drzewem już było jego zdaniem normalne. Ach ta moralność ślizgona. Picie z butelki uważał za bardzo niehigieniczne, bo w końcu nie wiadomo co wcześniej druga osoba miała w ustach! Mogła mieć naprawdę dużo złych rzeczy! Na przykład to okropne masło orzechowe czy peklowaną wołowinę, a co wtedy? Następuje pośredni pocałunek z wołowiną. Uch… Shark spoglądał raz po raz to na Filipa, a to na trzymaną przez niego butelkę i w końcu wzruszył ramionami. Dzisiaj jest dzień łamania zwyczajów, skoro i tak dość szybko przebaczył swej ofierze to równie dobrze mógł już podzielić z nim ślinę, czemu nie. - Nie podejrzewałbym Cię o to Stone - zaczął powoli, przywołując na usta przerażająco figlarny uśmiech i biorąc od niego flaszkę - Jeśli chciałeś mnie pocałować to wystarczyło zapytać, a nie kombinować przy użyciu Whisky. Atak śmiechu puchona zniósł dość dobrze, a mianowicie przytknął sobie butelkę do warg i łapczywie zaczął pić, powoli przestając w tym widzieć coś dziwnego. Wypił całkiem sporo, zdecydowanie więcej niż jedną szklaneczkę, jaką ostatnio kupił w Gospodzie i to w dodatku na raz. Nawet on, który miał mocną głowę, nie mógł nie być lekko wstawiony po czymś takim. - Nie pij za dużo, kto wie co głupiego zaraz zrobisz - zmierzył go oceniającym spojrzeniem, jakby się zastanawiał czy to już ta chwila kiedy Stone wyskakuje z majtek i zaczyna tańczyć solo fokstrota na kanapie czy jeszcze nie. Wsunął mu szyjkę do ręki, muskając przelotnie jego palce i zaglądając mu głęboko w oczy. - Może jednak gadać będziemy jutro? - spytał z lekkim rozbawieniem, jakie procenty zaczynały w nim wywoływać i dźgnął Filipa w żebra, najwyraźniej tylko po to by go jakoś pozaczepiać.
-Wątpisz we MNIE?- zapyta, wyraźnie oburzony, unosząc przy tym brwi. Co z tego, że Rasheed miał rację? Filip nie miał zamiaru pokazywać, jak słabą głowę miał i dlatego postanowił, że dziś zaleje się w trupa choćby nie wiem co. A gdy jakoś uda mu się trafić do dormitorium Puchonów Laila go znajdzie i się nim zaopiekuje. Potem, gdy będzie leżał z głową na jej kolanach i wymiotował do wiadra, ona wyzna mu dozgonną miłość i się zejdą. Plan idealny. Bo przecież byli dla siebie stworzeni, co nie? No pewnie, że tak! Ten cały Charles i inni w ogóle do niej nie pasowali, tylko o mógł ją zrozumieć i... Dobra, nie powinien jednak zalewać się w trupa. Dziwnym trafem, gdy pił jego myśli wędrowały w kierunku Laili. Taki smuteczek. Albo Jezusa. A powinien się skupić na młodszym koledze! Spokojnie, Filip nie miał nic takiego w ustach. Zresztą, on był maniakiem czystości, przynajmniej jeśli chodzi o zęby i mył je po każdym posiłku, jeśli miał taką możliwość. Rekin mógł więc jedynie poczuć przyjemną miętkę i nic więcej! Hłe hłe. -Kto ci niby powiedział, że robię głupie rzeczy po alkoholu?- spytał, patrząc na niego zaskoczony. Przecież, gdy byli w Japonii to się jeszcze nie znali, a o ile Filip dobrze pamiętał tylko tam upił się tak (i najarał!), by robić "głupoty". Nigdy w swoim krótkim życiu nie przeżył niczego podobnego. Zaraz zacznie być podejrzliwy! -Śledzisz mnie?- poruszył zabawnie brwią i znów się roześmiał, przykładając usta do butelki. -No doooobra. Jak chcesz. Możemy i jutro. Dzisiaj pijemy. Ale obiecujesz, że pogadamy?- zapytał jeszcze, spoglądając na niego pewnie, biorąc drugi łyk alkoholu, który przyjemnie rozlał się po jego gardle. Jak tak dalej pójdzie to zostanie alkoholikiem, poważnie. -I auć- syknął, gdy chłopak go dźgnął, po czym sam się na niego rzucił, przeprowadzając atak pana łaskotka, ale tylko jedną ręką, bo w drugiej wciąż dzielnie trzymał butelkę.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Widząc jego oburzenie, czarnowłosy parsknął krótkim śmiechem i mierzył go spojrzeniem z raczej mało zaskoczoną miną. Skąd on wiedział, że to się tak skończy? Ja nie wypije? JA NIE WYPIJE? Ja Ci zaraz pokaże, że WYPIJE! Potem wystarczyło pięć minut by móc zacząć zbierać zwłoki z podłogi. Jakby mało go takich sytuacji w życiu spotkało, to może by był jakoś zaskoczony, ale cóż, w przypadku Rasheeda to dobrze jest pamiętać, że niekoniecznie ufa ludziom, a już tym bardziej nie przeprowadza tak zaawansowanych osądów, żeby stwierdzić czy komuś nie ufa w pewnych kwestiach. Inaczej było jednak z Filipem, w jego mocną głowę nie wierzył ani trochę. - Tak, wątpię, ale lepiej nie staraj mi się udowodnić, że się mylę - powiedział powoli i ostrożnie dobierając słowa. Naprawdę nie chciał widzieć Stone’a w stanie raczej mało użytkowym. Komu jak komu, ale jemu pijaństwo wcale nie pasowało. Uniósł lekko brwi po jego następnych słowach. - A to musiał mi ktoś mówić? - zapytał, najpierw z zaskoczeniem, a potem nadał swojemu głosowi kpiącą nutę - Nikt mi nie powiedział. Piłeś ze mną i wylądowaliśmy pod stołem, nie pamiętasz? Kto normalny upija się ze ślizgonem i chodzi z nim na dziewczyny? Było to dla niego oczywiste, że raczej niewiele osób mogłoby zrobić coś takiego. Nie dość, że często po prostu nie chcą się zaznajamiać z mieszkańcami domu węża, oczywiście z wiadomych powodów, to jak już przypadkiem nawiążą kontakt to z całą pewnością wolą nie ponawiać spotkań. W każdym razie… fakt, że razem pili, a Filip nie uciekł od niego jest wystarczającym dowodem na robienie głupich rzeczy po alkoholu. - Chciałbyś mały - parsknął śmiechem i spojrzał na niego z wyższością, która, co było widać po migocących ze śmiechu oczach, była jedynie na pokaz. W sumie dobry pomysł. Może go kiedyś pośledzi, zapędzi pod drzewo i… i dalsza opowieść zapisze się w kartach szkoły na tej stronie mało cenzuralnej. Na przykład może będzie to opowieść o straszliwej kradzieży skórzanej, super seksownej Filipowej kurtki? Te pościgi, te wybuchy! - Mogę Ci obiecać, ale co Ci po tym? - odparł z raczej mało przyjemnym uśmieszkiem. Puchon powinien pamiętać, że nie wolno Sharkowi ufać. Może Ci coś obiecać, a potem specjalnie na złość zrobić coś zupełnie odwrotnego. Ot tak, w ramach równowagi we wszechświecie, co by zło się z Filipową dobrocią równoważyło. Piekielna ognista whisky zaczynała dawać kopa Rashowi. W normalnym stanie nigdy w życiu by się na to nie zdobył, ale teraz? Równie dobrze może się z nim śmiać i bawić, w końcu zasłużył sobie, po tym jakże wielkim nietakcie jakiego musiał doświadczyć niedawno! Wpadł w paniczny chichot, gdy palce chłopaka zaczęły go łaskotać. Jezu, jak on tego nienawidził! Łaskotki to szatańskie narzędzie tortur, ot co! - O… Boże… prze-e-e-stań! - wyjęczał między spazmami śmiechu, chwytając go za rękę i unieruchamiając ją w mocnym uścisku. - Zabiję Cię - wysyczał do niego z groźną miną, ale zaraz uśmiechnął się triumfalnie. Rzucił się w stronę Stone’a, sięgając po butelkę by ją przytrzymać, a resztą ciała przygniatając go do ziemi. Oparł się wolnym łokciem po jednej stronie jego głowy, teraz już wyrywając mu butelkę. - Moja kolej - wymruczał mu do ucha i nagle uniósł się, wysuwając do tyłu, tak, że prawie z niego zszedł i znowu pociągnął szczodrze z butelki.
-Udowodnię. Żebyś wiedział, że udowodnię- żachnął się. Faceci to są jednak głupi. No bo spójrzcie na takiego Filipa; choć gdzieś tam w głębi swego filipowego serduszka i filipowej jasnej duszy wiedział, że jeszcze kilka łyków a będzie gadał i robił głupoty to zepchnął tą myśl na bok, gdy tylko do głosu doszła ta legendarna męska duma. Nie pozwalała mu ona poddać się ot tak, bez walki, bo jak to? ON nie wypije? ON nie da rady? No weźcie, musiał wyprowadzić Ślizgona z błędu i pokazać, że Puchoni też potrafią! Pewnie w rezultacie wyjdzie mu to zupełnie na odwrót i tylko utwierdzi Rasha w przekonaniu, że wszystkie borsuki to cioty i ciepłe kluchy, ale co tam. O tym będzie myślał jutro, jeśli w ogóle będzie coś pamiętał. -Och rety, prawie zapomniałem- powiedział, teatralnie wywracając oczyma i znów dając mu kuksańca między żebra. -To były doprawdy mroczne czasy. Poza tym, kto powiedział, że jestem normalny?- uniósł do góry brew i poruszył nią zabawnie. Filip przywykł już, że w jakiś dziwny sposób przyciąga do siebie "mhrocznych" Slizgonów. Nie mam pojęcia, jak on to robił. Może to przez to jego dobre serduszko? W każdym starał się w końcu dostrzegać te dobre strony i wierzył, że każdy związek jest już na całe życie. Dlatego tak łatwo przychodziło mu się z kimś związać, nawet jeśli inni z góry skazywali tą relacje na przegraną. Tak, jak w przypadku Jezusa. Nie dość, że był Ślizgonem to był jeszcze z przeciwnej drużyny i na boisku musieli ze sobą walczyć. I w sumie to też nie mieli zbyt wielu tematów do rozmowy, bo różnili się, jak ogień i woda, a przed tym, jak wylądowali razem pod drzewem nawet się nie przyjaźnili. Ale Stone na serio wierzył, że im wyjdzie, bo lubił Joshuę. Hłe hłe, co do tej kurtki to Filip nie odda jej tak łatwo! Ale przypominam, że miał ją teraz na sobie, dlatego Rash powinien się na nią rzucić i ją z niego ściągnąć. Hłe hłe. Nic nie sugeruję, ale... -Błagaj! Na kolanach!- rzucił między kolejnymi salwami śmiechu, bo takie łaskotki udzielają się też samemu łaskoczącemu i Filip był teraz cały czerwony na twarzy, taki burak! Gdyby ktoś teraz tak ich zobaczył na pewno nazwałby ich uroczą parką. Ojej, biedny Rash! Jego reputacja "mhrocznego" Ślizgona jest w poważnych tarapatach. Dobra, tego się nie spodziewał. Wydał z siebie cichy pisk, który miał świadczyć, że jest wyraźnie zszokowany, bo nagle, ni z tego ni z owego znalazł się na podłodze, pod Ślizgonem, który był zdecydowanie za blisko. Filipowi zajęło chwilę, by ogarnąć całą tą sytuację, a gdy to zrobił zdał sobie sprawę, że Rash bezczelnie wypija jego alkohol, toteż niezdarnie zaczął machać rękami w kierunku butelki, unosząc i opuszczając przy tym biodra, wijąc się pod nim, chcąc zwyczajnie stamtąd uciec! -Ej, dawaj to- jęknął, zupełnie, jak dziecko, któremu dorosły zabrał ulubioną zabawkę.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Oj, to już była zapowiedź czegoś głupiego, Filip, który upiera się, że mu coś udowodni. Nie było na to najmniejszej szansy w obecnych okolicznościach i z cała pewnością skończy się to właśnie tak jak wszyscy przewidują. Puchoni znowu dostaną plakietkę tych, którzy nie umieją pić i po kilku łykach lądują pod stołem… może nawet z jakimś bardzo trzeźwym pomimo wypicia większej ilości ślizgonem? To by było zabawne dla Sharka, tak móc wypominać Fifiemu jego spektakularną glebę i wymiotowanie przez caaałą wieczność! On by tego nie zrobił? Oczywiście, że by zrobił. Nieważne jak wielka zażyłość by ich łączyła, nie miałby oporów przed naśmiewaniem się z niego przez długi czas. - Cieszę się bardzo, że z taką łatwością o mnie zapominasz - posłał mu raczej nieprzyjemny uśmieszek - To Ci się może w przyszłości przydać. Och, tak, to już mogła być zapowiedź złych planów, zwłaszcza, że Rasheed obserwował go przy tym z groźnym błyskiem w oku. Kto mógł jednak wiedzieć co siedzi w głowie? Na pewno każdy, kto zauważyłby z jakim zainteresowaniem na niego patrzy. Teraz, gdy już sobie trochę wypił, nie odrzucał od siebie myśli, które raz po raz przelatywały mu w głowie, a stwierdzały one jednoznacznie, że Filip jest przystojny. Znaczy, na tyle przystojny na ile może być nie-ślizgon oczywiście! Nie zmieniało to jednak faktu, że biseksualność Sharkera od dawna nie dawała mu tak oczywistych sygnałów, przypominając o sobie: ‘Helloł, ja też tu jestem! Może przestałbyś się wreszcie uganiać za panienkami? Masz tutaj upite, ufne ciacho w fajnej kurtce!’. Tak, a to już się prosiło o jakiś komentarz samego zainteresowanego. Jednakże żadne głębsze przemyślenia nie musiały następować, bo Rash i tak wiedział, że zamierzał to zrobić już jakiś czas temu, a jedynie to w sobie tłamsił. W końcu Stone to taki fajny dzieciak był. Szkoda było niszczyć mu psychikę czymś do czego właśnie niebieskooki zyskał odwagę, wspomożony oczywiście przez Ognistą, którą właśnie pociągał śmiało, czując jak gorąco rozchodzi mu się po przełyku przyjemnie go drażniąc. - Co się denerwujesz? Podziel się - mruknął i nagle ni z tego niż owego wetknął Filipowi w rękę już raczej bardziej pustą niż pełną butelkę. - I nie wierzgaj tak. Nie lubię jak mną trzęsie. No i teraz nastąpiła terapia antywstrząsowa w wykonaniu Sharka. Po oddaniu flaszki miał wolne ręce, więc postanowił powrócić do poprzedniej pozycji. Przygwoździł go swoim ciałem do ziemi i najwyraźniej postanowił rozkoszować się chwilą ciepłej bliskości Filipa, co wyglądało co najmniej komicznie w jego wykonaniu. Przysunął nos do jego szyi i zaciągnął się jego zapachem niczym ćpun, wciągający kolejną kreskę. - Stoooneee - wymruczał cicho, kładąc mu ręce na talii i sunąc nimi powoli w górę, jakby badając palcami materiał kurtki. Jego przytłumiony procentami mózg zdecydowanie rozkazywał mu rozebrać przyjaciela, a jego właściciel raczej nie zamierzał mu się sprzeciwiać. Uniósł się na dłoniach, odzyskując znowu stabilną pozycję siedzącą na swojej ofierze i powoli zaczął ściągać z niego kurteczkę.
No ba, że Filip był przystojny! Ale oczywiście on uważał siebie raczej za przeciętnego, bo poza kilkoma tatuażami niczym nie wyróżniał się z tłumu. I zawsze zachodził w głowę, co inni mogą w nim widzieć. Niektóre dziewczynki, jeszcze w Riverside mówiły, że miał ładne oczy albo świetnie grał w Quiditcha. Ale o ile to drugie było jasne, to przy tym pierwszym chłopak miał spore wątpliwości. Wyobrażacie go sobie, jak stoi przed lustrem i usilnie wpatruje się w te swoje wielkie, zielone ślepia? Nie? Ja też nie. Ale tak właśnie było. Koledzy mieli niezły ubaw, gdy przyłapali go na tym w łazience i potem drugi raz już nie usłyszał takiego komplementu. No i nadal nie miał pojęcia, jak może podobać się innym facetom! No, był bi i podobali mu się niektórzy koledzy, ale to nie zmieniało faktu, że w sobie nie podobało mu się praktycznie nic. Rash za to był niezły! I Fifi zwrócił na to uwagę już, gdy się poznali, na samym początku. Ale w Ślizgonie nie trudno było znaleźć coś, co można by skomplementować. Taka oto niesprawiedliwość. Ale jako, że się TYLKO przyjaźnili to Stone nie miał zamiaru rzucać tekstami "masz piękne oczy" albo "czy wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia, czy mam przejść obok ciebie jeszcze raz?". Ale pewnie, gdyby spotkał go w jakiś klubie w Londynie to by nie omieszkał! Bo z Rekinka było niezłe ciacho, a teraz, gdy tak sobie leżeli ta myśl nie dawała Filipowi spokoju. Rasheed też nie ułatwiał mu zadania, gdy go dotykał i mówił mu nad uchem TYM cholernie seksownym głosikiem, który wprawiał Filipa w dziwny, bardzo dziwny nastrój. Chyba wszystkie komórki jego ciała zaczęły tańczyć, bo Filip nie mógł spokojnie leżeć tylko wciąż wiercił się niespokojnie pod drugim chłopakiem, niby chcąc go odepchnąć, ale jakoś tak średnio mu to wychodziło. -Co ty odpierdalasz?- mruknął, gdy zobaczył, że kurtka niebezpiecznie zsuwa mu się z ramion. Poruszył się jeszcze raz, po czym zamarł, przyglądając mu się z nieskrywaną ciekawością. To chyba był ten moment, gdzie w książkach i na filmach dwójka ludzi zaczynała się całować. NIEEEEE, pomyślał przerażony, nie mogąc pozbyć się tego obrazu z głowy. Że on i Rash... rety, bo przecież straszne. Tylko tak pomyślał a zaraz w jego główce zrodził się dziwny pomysł, że gdyby teraz pocałował tego młodego faceta pod którym się znajduje to wcale nie byłoby to takie złe i... i że chyba by mu się spodobało. I bardzo chciał się przekonać, czy to dobry pomysł! Ale był na dole. I było mu niewygodnie. I nie za bardzo był w stanie się poruszać, więc tylko powtórzył "Co ty odpierdalasz?", czekając aż Rash go pocałuje. Bo miał dziwne przeczucie, że to zrobi. Ten post jest tak chaotyczny, jak tylko może być. Chyba pijański nastrój Filipa i mi się udzielił.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
O, tak, Sharker zdecydowanie nie zrozumiałby problemów Filipa. Od zawsze był uczony, że jest kimś lepszym, więc gdyby nagle okazało się, że inni nie uważają go za niezłego to by jak nic się obraził na cały świat. Tak bardzo fajny, że aż wow był przecież. Stalowoniebieskie oczy, które jak nic spełniały kryterium o byciu zwierciadłem duszy. Kiedy ktoś nie był pewny co do tego, czy już odbezpieczył granat i należy uciekać to wystarczyło, że w nie spojrzał. Ciskały już gromy, były rozbawione, smutne, mokre od łez, ale nigdy nie potrafiły przekazać żadnego prostego, pozytywnego uczucia. Jakim chociażby byłoby to, że w jego mózgu jednak zaszła jakaś kretyńska reakcja chemiczna zwana miłością? Do tego chyba jednak skamieniałe serce ślizgona nie byłoby zdolne. No cóż, albo po prostu nikt mu nigdy nie pokazał, że takie coś może spotkać i jego jeśli tylko chce? Nieważne… Najlepsza fryzura roku. Tak mógłby we własnym mniemaniu określić swoje włosy. Bo przecież one takie niesforne, tak bardzo artystyczny nieład. W sumie to była jedna z tych rzeczy, której nikt nie umiał chyba zrozumieć. Po co układać włosy w sztuczny, artystyczny nieład skoro wystarczy po prostu nie uczesać się po wstaniu z łóżka? W każdym razie można dojść jedynie do jednego wniosku. Rasheed jest pozbawionym kompleksów egoistą, który w tym momencie chciał sobie wziąć to, co uważał za swoje od momentu upicia się i śmiania pod stołem na imprezie. Swoją drogą dawno nikogo nie molestował, więc w sumie to, że napatoczył się Filip było jednocześnie okolicznością dla Sharka sprzyjającą, jak i tą niezbyt sprzyjającą dla puchona. No, chyba, że i jemu brakowało chwili zapomnienia? - Dobieram się do Ciebie, kretynie - burknął, wyraźnie urażony tym, że Filip okazał się tak nieczuły na jego potrzebę bliskości - Palant. Dodał jeszcze po chwili, ale ani myślał zaprzestawania swoich czynów. Jego palce delikatnie sunęły po ciele chłopaka, jakby badając jego krzywizny pod ubraniem. Było to jednak ciężkie zadanie, tak macać kogoś kto jest tak dobrze zakryty, więc trudno się dziwić, że chciał z niego zedrzeć te ładne ciuszki. Zresztą, powiedział mu przecież w Gospodzie, że go rozbierze, nie? - Zamknij się i współpracuj - uciął jego protesty, warknąwszy krótko, ale jakby z lekkim rozczuleniem. Odsunął się trochę, siadając ponownie na nim, zupełnie przypadkiem obierając na dobre miejsce siedzące okolice krocza Stone’a. Chwycił Filipa za ramiona i pociągnął go do góry, tak by bez problemu móc zedrzeć z niego kurtkę, a potem… potem było już tylko lepiej. Odrzuciwszy okrycie wierzchnie, przyciągnął chłopaka bliżej do siebie, tak że mógłby bez problemu poczuć jego oddech na swoim policzku. Niebieskie oczy zalśniły drapieżnie, a ich właściciel pochylił się i zaskakująco delikatnie musnął swoimi wargami usta przyjaciela. Z początku to była jedynie niewinna pieszczota, jakby pytał go o pozwolenie, na które jednak nie było kiedy czekać, bo drugi pocałunek nastąpił zaraz po pierwszym. Był nieco bardziej natarczywy, już prawdziwy, zapraszający.
To może nauczy tego Filipa? Dzisiaj, dzieci, nauczymy się, jak być dupkiem pozbawionym kompleksów. Na pewno coś w tym stylu przydałoby się naszemu Puchonowi, który notowałby każde słowo Ślizgona z przejęciem. Dziewczyny były jeszcze dziwniejsze od facetów, o czym Filip przekonał się już nie raz, obserwując, jak te zamiast W KOŃCU zwrócić na niego uwagę uganiały się za skończonymi palantami. I jeszcze pchały się im do łóżka. A potem żałowały. Przychodziły do Filipa i żaliły się, jacy to byli źli i niedobrzy, a one takie głupie. Cóż! Stone mógł tylko przyznać im rację. Filip też często miał na głowie taki artystyczny nieład. W końcu na treningi nie musiał się stroić, a nawet gdyby już się uczesał to po godzinnym lataniu w tę i z powrotem jego fryzura wyglądałby jeszcze gorzej niżby tego nie zrobił! Wolał więc w ogóle się tym nie przejmować i na treningach wyglądał zazwyczaj, jak Hagrid, który nigdy nie widział grzebienia. Ale już na zajęcia starał się choć trochę okiełznać swoją czuprynę, bo gdyby tego nie zrobił mógłby zasłaniać innym tablicę. -Aha- odparł głupio, wciąż się w niego wpatrując. -A po co?- zapytał, równie głupio, ale ze śmiertelnie poważną miną, która wskazywała na to, że chłopak faktycznie nie miał pojęcia, dlaczego jego kumpel się do niego dobiera. -Mam ci pomóc dobrać się do mnie?- zamrugał oczyma. Teraz już totalnie zgłupiał i była to wina zarówno alkoholu, jak i Rasha, którego dotyk zdecydowanie dekoncentrował naszego biednego Puchona. Ale nawet nie protestował, gdy chłopak zsunął mu z ramion kurtkę i sam szybko pozbył się swojej cienkiej koszulki. Zdążył to zrobić jeszcze nim Ślizgon go pocałował. A jak już pocałował... Filip zamruczał z przyjemności i pewnie, co go zdziwiło, oddał pocałunek, obejmując jego szyję ramionami. Jeszcze przed chwilą bał się, że zapomniał, jak to się właściwie robi, ale teraz całował kolegę w najlepsze. Jedną dłonią przesunął wzdłuż biodra chłopaka, nie odsuwając się od niego ani na chwilę i nie mając zamiaru pozwolić tez na to Rekinowi. Nagle stał się zaborczy i egoistyczny, w pewnym momencie przygryzając wcale nie delikatnie jego wargę. Chyba zwyczajnie potrzebował takiej fizycznej bliskości drugiej osoby, bo dawno nikogo nie przytulał. A co dopiero mówić o całowaniu! -Jesteś pijany- zdołał powiedzieć, a raczej mruknąć, między kolejnymi pocałunkami. Ale był napalony!
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Ciekawe jaka byłaby frekwencja na takich zajęciach. Gdyby nie to, że Shark raczej nie przepadał za wianuszkami rozpiszczanych fanek, to mógłby to być całkiem spory tłum. No i najpierw trzeba by znaleźć jakieś dziewczyny chętne do uganiania się za raczej, delikatnie mówiąc, niemiłym ślizgonem. W sumie to nie byłoby trudne, bo zawsze znajdą się takie, które polecą tylko na ładną buzię, czy wyrzeźbiony brzuch, a już na pewno więcej jest takich, które to, jeśli chodzi o niego, nawet nie kłopotałyby się tym by poznać go lepiej, bo po co? Przecież jest tylko wrednym palantem. Nie znają go, ale to wiedzą. Oceniają tylko na podstawie jednej twarzy im ukazanej. Drugiej nie są w stanie zobaczyć, bo po prostu nie próbują... a może to on jej nie ma? Trudno powiedzieć. - Filip - wypowiedział jego imię, chrapliwym głosem pełnym magnetycznego pożądania, gdy ten ściągnął z siebie koszulkę, a palce Rasheeda mogły wreszcie pomknąć po jego nagim brzuchu i torsie. Był to jednak przelotny dotyk, bo zaraz przycisnęli się do siebie, niczym dwie, walczące o posiłek kałamarnice, oplatając się członkami. Czarnowłosy przemieścił ręce na plecy Stone’a i przesunął po nich paznokciami, na razie delikatnie. Chciał zelektryzować go samym dotykiem dłoni, jednakże nie dane mu było długie ćwiczenie tego, bo przerwało mu coś bardzo niespodziewanego. Ten, który z początku wydawał się taki niechętny i tak bardzo przerażony teraz przyssał się do niego z gwałtownością o jaką Rash by go nie podejrzewał. Zamruczał cicho, w odpowiedzi na jego reakcję i poczuł gorąco w okolicach pachwiny, a potem w spodniach zrobiło się jakoś tak jeszcze ciaśniej. Oddawał jego pocałunki, w między czasie narzucając mu też swoje, które zgubiły gdzieś po drodze niepewność i delikatność. Uśmiechnął się pomiędzy mlaśnięciami, na chwilę zapominając o ustach Filipa. - I kto to mówi - zdążył jedynie wyszeptać, zanim ponownie dobrał się do jego twarzy. Tym razem nie zamierzał się patyczkować i rozsunąwszy mu językiem wargi, wsunął pomiędzy nie język, zataczając nim koła. Tymczasem ręce znalazły sobie zajęcie. Prawą przytrzymywał puchona przy sobie, a lewą przesuwał po jego boku, znacząc go paznokciami kilkukrotnie by po chwili pomknąć w górę i chwycić go za włosy. Jeśli Stone był napalony, to co można powiedzieć o Sharku? W tym momencie ręka nie manewrująca w okolicach jego głosy zaczęła już po omacku szukać zamka jego spodni, co, powiedzmy sobie szczerze, szło jej raczej kiepsko, zważywszy na to co się działo na górze. Pocałunki Rasha stawały się coraz bardziej gwałtowne, natarczywe i brutalne. Nie przejmował się nawet tym czy przypadkiem nie zadraśnie go zębami, chcąc zaspokoić swoje zwierzęce pragnienia.
Bo Filip był niepozorny! Musicie jednak pamiętać, że w końcu był w kilku związkach i nie tylko trzymał się za rączkę, ale całował też! I nawet macał trochę! Choć nie miał za dużego doświadczenia, to jednak JAKIEŚ miał i szkolił się wciąż, gdy tylko mógł. No, a że nie miał ku temu zbyt wielu okazji to teraz sobie nadrabiał... Rash miał szczęście, hłe hłe. Mógł go czegoś nauczyć. Miejmy nadzieję, że Fifi nie obleje. Jeśli chciał doprowadzić go do szału to póki co nieźle mu to wychodziło, bo Stone czuł, jakby zaraz miał zwariować. Sam już nie wiedział, czyja to wina, ale wolał nie myśleć o tym zbyt wiele i po prostu skupić się na dotyku Ślizgona. Bo tylko to w tamtej chwili mu szło. Zapomniał, że są w Hogwarcie, w szkole, że nie powinni, że jak ich znajdą to mogą wyrzucić na zbity pisk. Nie chciał też myśleć o tym, że Rash zwyczajnie się nim bawi, że to tylko ten jeden raz. Za długo się tym przejmował, by teraz znów z tego powodu cierpieć. Miał jednak nadzieje, że na tym razie się nie skończy bo... bo właściwie jak miałby trzymać łapy przy sobie przy ich następnym spotkaniu? Nie był na tyle głupi, czy naiwny, by sądził, że Rash go kocha, ale był przynajmniej pewny, że chłopak go lubi. W końcu wszyscy w tym zamku pieprzyli się po kątach bez konsekwencji, dlaczego więc Filip nie miałby przyjąć podobnej taktyki? Może mu się spodoba? Ale czy wtedy nie straci miana największego lowelasa? Kto by się tym przejmował! -Wiesz, że chyba nie powinniśmy...- powiedział cicho, niezbyt co do tego przekonany. Who cares? Ale wiecie, próbował być dżentelmanem! Czując, jak przyjaciel zaczyna majstrować przy jego spodniach na początku spiął się, ale sam w końcu przesunął się w taki sposób na podłodze, by chłopak mógł bez problemu pozbawić go spodni. Uśmiechnął się, niemalże czule, widząc, że Ślizgonowi nie idzie to zbyt dobrze i chwycił go za nadgarstki, coby ręce nie latały mu na wszystkie strony i mógł w końcu, jak prawdziwy menski menszczyzna zdjąć z niego te super modne, ale też super ciasne spodnie. Sam w tym czasie wsunął dłonie pod górną część garderoby Rekina, sunąc nimi po umięśnionym brzuchu, badając wszystkie mięśnie, małe zadrapania, wgięcia, krzywizny. Chciał poczuć wszystko, chciał się tego nauczyć na pamięć. W końcu uniósł jego koszulę do góry, ale zdając sobie sprawę, że nie pozbędzie się jej tak łatwo jak myślał, westchnął cicho i opuścił smętnie łapy w dół. Musiał najpierw uporać się z guzikami, które zaczął odpinać od dołu. Z każdym odpiętym guzikiem całował krótko odsłonięty kawałek skóry aż nie doszedł w ten sposób do góry i nie przyssał się do jego szyi, która znakował małymi, czerwonymi półksiężycami, które jednak znikały tak szybko, jak się pojawiły. Ostatni raz pocałował jego szyję, by potem wspiąć się wyżej, na jego brodę, policzek, pocałował i przygryzł płatek ucha, a potem wrócił do ust, jednocześnie zsuwając z ramion Sharker'a zbędny materiał.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Ten zamek zawsze był pełen chętnych i napalonych ciał, które czekały na niespodziewane wyrżnięcie. Trzeba tylko było wiedzieć gdzie szukać, a tak się składało, że to nie było trudne. Tak więc, Hogwart był szkołą zajęć praktycznych i pozalekcyjnych. Co prawda każdy nauczyciel by się przeżegnał gdyby wiedział jakie zajęcia pozalekcyjne sobie urządzają i ile par pieprzy się teraz po kątach, jednak jak to mądrzy ludzie ujmują: Who cares? Żyjmy chwilą! Czy kiedy tak dotykał Stone’a to zastanawiał się nad czymś chociażby przez chwilę? Raczej nie. Chciał go posiąść i mieć tylko dla siebie, ale wiedział, że nie może. Nie da się stworzyć związku, w którym tylko jedna strona bierze, no chyba, że jedna z nich jest wyjątkowo masochistyczna lub ma takie samo podejście do seksu bez zobowiązań jak Shark. W każdym razie nie zmieniało to faktu, że chciał zatrzymać jego tyłek przy sobie. Tak, to bardzo trafne określenie. Prychnął pogardliwie słysząc jego słowa. Kto by się przejmował tym co mogli im zrobić? Raczej nikt, a przynajmniej nie w takiej chwili. Nie kiedy już dwa ciała, rozpalone przez siebie nawzajem spotykały się razem, łącząc ramionami w uścisku. Kiedy każdy chłodniejszy dotyk powodował powstanie gęsiej skórki, a zarumienione od podniecenia policzki pracowały razem z wargami nad utrzymaniem wspaniałości chwili. Rash miał gdzieś regulamin, a już zwłaszcza w tym momencie. Przyjął z wdzięcznością pomoc Filipa, w końcu to nie było takie proste rozpiąć nieznane sobie spodnie jedną ręką, w dodatku w takiej pozycji! Całe szczęście, że w końcu głupi guzik puścił, a rozporek poddał się wtedy już bez oporów. Ślizgon oderwał się od ust Stone’a i kilkoma szybkimi ruchami zerwał z niego ciasne spodnie. Bielizną w tym momencie się nie kłopotał, bo po co? Przyjdzie na nią pora, zwłaszcza że już teraz mógł dostać się ręką do jego męskości, ukrytej za cienkim materiałem co od razu uczynił. Przylgnął do niej ręką i przesuwał po niej palcami, niechętnie żegnając się z nią, gdy Filip postanowił go rozebrać. Nie oponował. Dał mu czas na powolne rozpinanie koszuli, pocałunki i leniwe wspinanie się ku górze aż do ucha, które przygryzł. No i trafił w czuły punkt. Uszy Sharkera były chyba najbardziej wrażliwym miejscem na jego ciele na pobudzanie, co mogło wydać się dziwne, a jednak było faktem. Tak więc, gdy tylko poczuł jego zęby, wciągnął gwałtownie powietrze przez zaciśnięte wargi i poczuł jak gęsia skórka pokrywa całe jego ciało. Normalnie rzuciłby się teraz na niego, gdyby nie fakt, że pozostawał nie do końca rozebrany, ale aaale to się da naprawić! Jednym szybkim ruchem rozpiął swoje spodnie, tak by oszczędzić puchonowi konieczności manewrowania przy nich i poddał się chwili. Spojrzał na niego takim wzrokiem, że nawet posąg by się zarumienił i położył rękę po jego brzuchu, wodząc nią delikatnie, aż do łopatek, na których się zatrzymał. Zwierzęce pragnienie prowadziło go do jednego. Zamierzał mieć go teraz i nic nie mogło go przed tym powstrzymać. Nacisnął na plecy Filipa, zmuszając go do przybliżenia się i pocałował go brutalnie, prawdopodobnie rozgryzając mu przy okazji wargę, jednak raczej się tym nie przejął, gdyż wolną rękę już wsuwał za ostatni skrawek materiału dzielący go od ujrzenia Stone’a nagiego.
Filip powinien brać przykład ze Ślizgonów. Serio. Ich wydawało się nic nie ruszać, byli tacy zimni i chamscy, a i tak wszyscy chcieli się z nimi przyjaźnić. Fajnie, nie? Filip za to, jak przystało na Puchona, wszystkim się przejmował, wszystko brał do siebie i wszystkich kochał, co niekiedy (a raczej zawsze) obracało się przeciwko niemu. Był zwyczajnie za miły i już dawno powiedział sobie, że musi z tym skończyć. Na takie postanowienia dobry wydawał się początek nowego roku, ale póki co średnio mu to wychodziło. Ale cuda się zdarzają, prawda? Póki za bardzo nie przywiąże się do Rasha to wszystko będzie okej. Przecież oni się tylko przyjaźnili, prawda? No właśnie. Nie zakocham się w nim, postanowił Stone. O tak. Na pewno nie. Poważnie, on musi wziąć się w garść i zrozumieć, jak to mu ktoś powiedział, że seks to nie miłość i te dwie rzeczy nie zawsze się łączą. Dla Filipa było to naprawdę niepojęte, jak w ogóle można całować się z osobą, do której nic się nie czuje? Której się nawet nie lubi? Która ci się nie podoba i robić to tylko dla żartów albo dlatego, że "przecież każdy to robi". Bo widzicie, on był tym cholernym romantykiem, który, gdy się zakochał to nie mógł odpuścić. Świata poza tą osobą nie widział, wszystko by dla niej zrobił i nigdy by nie zostawił. Cóż, przynajmniej do chwili, gdy ta nie zostawi go albo nie zakocha się w kimś innym. Nie raz jednak dochodził do wniosku, że gdyby był inny to życie byłoby łatwiejsze i panny też. Bo one chyba lubiły być ranione. Stone w ogóle ich nie rozumiał! Sam zadrżał wyczuwalnie pod wpływem jego dotyku i musiał mocno przygryźć wargę, by nie jęknąć. Był tylko napalonym nastolatkiem! A Sharker był w tym zdecydowanie za dobry, co sprawiało, że Filip robił się troszkę zazdrosny o tych, którzy mieli go przed nim i którzy będą się z nim zabawiać po nim. Też chciał go tylko dla siebie! Przynajmniej teraz. Ponownie na jego usta wypłynął wredny uśmieszek, gdy dostrzegł reakcję młodszego chłopaka i, chcąc się z nim podroczyć, znów przygryzł jego delikatnie płatek jego ucha, tym razem drugiego, po czym przesunął językiem wzdłuż jego szyi, składając kilka drobnych pocałunków na sam koniec, tuż obok obojczyka. Zaraz uniósł głowę i zmierzył go od stóp do głów, przyglądając się z rozbawieniem, jak chłopak sam pozbawia się spodni. Schlebiał mu! W pewien dziwny i pokręcony sposób, ale jednak. Pisnął zaskoczony, ale poddał się pocałunkowi, nic sobie nawet nie robiąc z tego, że ten metaliczny posmak w ustach to zapewne krew i jedynie odsunął się od niego nieznacznie, by wytrzeć wargi wierzchem dłoni. I kolejny jęk, tym razem nieco głośniejszy, gdy ręka Ślizgona znalazła się na jego podbrzuszu, tuż obok męskości. Nie myśląc jasno popchnął chłopaka na podłogę, siadając na jego biodrach okrakiem i pochylając się, by ukraść jeszcze jeden długi i mocny pocałunek, tym razem sam przygryzając jego wargi w ramach rewanżu. Przestał maltretować jego usta i zajął się piersią chłopaka. Pocałunkami torował sobie drogę aż do jego pępka, zataczając wokół niego małe kółeczka językiem, by zatrzymać się tuż nad linię bokserek przyjaciela, po czym znów podniósł na niego wzrok, robiąc przy tym niewinną minkę. Nie powiedział jednak nic tylko znów się nad nim pochylił, niespiesznie wracając pocałunkami znów do jego ust. Hłe hłe.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Chciałabym zobaczyć jak Rasheed mu wyłuszcza obsługę seksu bez zobowiązań. Z cała pewnością ubawiłby się przy tym po pachy, bo w końcu, jego takie coś nie gorszyło w ogóle, czego nie można było powiedzieć o jego małym, ‘puchatym’ przyjacielu. Oj, opisy przyrody mogłyby być wtedy zacne. Za to w drugą stronę też mogłoby być zabawnie. Filip wyłuszczający ślizgonowi zasady udanego romansowania, poprawności związków i czym jest seks wiązany z miłością. Jeśli nie wyśmiałby go to bardzo możliwe, że by się po prostu wkurzył. Szkoda byłoby mu czasu na wysłuchiwanie jakichś bzdur co mu się w życiu, jak zakładał, nigdy nie przydadzą. Na co komu ciągłość związkowa i poczucie stateczności skoro lubi się ten stan niepewności? Ciągłe nieskrępowanie i możliwość romansowania z kimkolwiek kto się nawinie, dodatkowo zabawne, jak ktoś stawał się o niego zazdrosny i próbował go usidlić. Nie było na to najmniejszej mowy i raczej nie ma co liczyć, że w przyszłości się to zmieni. Taki z niego kawał drania, albo jakby ktoś chciał to inaczej określić: człowiek wolny od związków. Jego dramy nie interesowały. Inaczej było jeśli chodziło o jego eks partnerów seksualnych. To był drażliwy temat dla samego zainteresowanego, ze względu na pewne problemy z ogarnianiem faktu, że nie może sobie ich kupić na własność. W końcu, w burdelu ich nie wynajął, a zachowywał się czasem tak, jakby jednak tak było. Jeśli z kimś już miłość uprawiał to wolał żeby ofiara szybko sobie innego obiektu nie znajdowała. Strasznie egoistyczne i dziecinne podejście, ale jakże pasujące do rozpieszczonego dziedzica. W takich chwilach ja ta, poprzez przyjemność i pożądanie, przedzierały się również inne uczucia. Sharker nie miał złudzeń, że te, które w tym momencie zaprzątały jego głowę, były raczej mordercze. Nie lubił, gdy ktoś się z nim droczył, a o wiele bardziej lubił sam się droczyć. Ot tak, jednostronnie. Nic więc dziwnego, że na chwilę, jego mina zmieniła się w dość kwaśną, a oczy posłały ostrzeżenie pt. „Uważaj sobie Stone!”, ale Rash raczej wątpił w to czy Filip, mógł to zauważyć, zbyt pochłonięty męczeniem jego biednego, rozpalonego dotykiem ciała. Poddawany tym wszystkim pieszczotom, wciąż nie mógł się nadziwić jak taki dobry chłopiec jak on mógł tak boleśnie go dręczyć. Wciągnął ze świstem powietrze, słysząc zmysłowy jęk wydobywający się z ust starszego chłopaka. To było jak iskra, która pociągnęłaby za sobą niechybne działanie, gdyby nie pewien szkopuł - ten nieznośny, mały puchon ośmielił się przygwoździć go do ziemi! Bezczelność! W normalnej sytuacji jak nic odczułby zranione ego, odwrócił się na pięcie i wyszedł trzaskając drzwiami tak mocno, że z pewnością pomógłby im w ucieczce z framugi. Tym razem jednak nie było o tym mowy. Poddał się, a przynajmniej chwilowo, pozwalając się odprężyć swojemu mózgowi. Zostawił go samemu sobie, błądząc myślami wokół tego co działo się z jego ciałem. Pochlebiało mu to, że Stone tak się rwał by go zadowolić i w sumie dochodził do wniosku, że w ramach swej wspaniałomyślności przebaczy mu powalenie się do tak niewygodnej dla jego dumy pozycji. Wyczekiwał na moment, w którym Filip będzie ponownie zbliżał się do jego warg i wtedy niespodziewanie, chwycił go i przeturlał się z nim odrobinę, tak by tym razem to on znalazł się na górze, czemu towarzyszył triumfalny uśmieszek czarnowłosego. Z początku przygważdżał go do podłogi po to by móc w spokoju sięgnąć do jego szyi ustami. Przeciągnął językiem w dół od zagłębienia ucha i bezpardonowo zrobił chłopakowi malinkę. Nie kłopotał się jednak tym by zrobić ich więcej, bo w sumie po co skoro i tak go już naznaczył? Nie mógł się jednak nie powstrzymać przed wysyczeniem mu do ucha kilku sprośnych słów, mieszając angielski z wężomową i owiewając wrażliwą skórę ciepłym oddechem. Jakby tego było mało, jego ręka znowu skierowała się w kierunku pachwiny Stone’a i już tym razem nie zamierzała się wycofać. Gumka bielizny została odciągnięta, a intruz wdarł się do środka, chłodnymi palcami, z początku delikatnie muskając, a potem już raczej mało subtelnie obejmując męskość, dopasowując ją do dłoni, badając i wyczuwając jej reakcje. Przesunął delikatnie paznokciem po woreczku jąder, śledząc już opuszkiem wszystkie żyłki i zgrubienia, jakby starając się ich nauczyć na pamięć, podczas, gdy wargi skradając kilka mokrych pocałunków w usta, zaczynały kierować się leniwie ku dołowi. Zatrzymały się na piersi, która została poznaczona kilkoma niespecjalnie bolesnymi podgryzieniami, a potem zboczyły z trasy by zęby mogły chwycić lewy sutek Filipa.
Filip właśnie lubił tą pewność, gdy był z kimś w związku! To było według niego piękne. Potrzebne. I zazdrość. I to, że jest ktoś na tym pieprzonym, złym świecie, ktoś, jakiś doby człowieczek, któremu zależy i który myśli, który się o ciebie troszczy. Sam Filip był właśnie taki; troskliwy i dobry, po prostu. Uważał też, że przeciwieństwa się nie przyciągają, nie na dłuższą metę i dlatego szukał kogoś podobnego do siebie. Na razie marnie mu to szło i jak na ironię spotykał się tylko z osobami diametralnie różnymi. Taka ironia. Ale miłość to nie fizyka, a chemia, więc hłe hłe, Filip miał rację! Jaki smutek. Biedny Rash, no naprawdę. Wielka szkoda, że miłości nie da się kupić tak jak seksu, za pieniądze. Chociaż zdarzały się i takie przypadki. Przecież wiele dziewczyn spotyka się ze staruchami na pewno nie z tych słusznych pobudek. Była to kolejna rzecz na tym świecie, która przerażała Stone'a. Już miał proponować, by przenieśli się na tą mięciutką i wygodną kanapę, na której jeszcze do niedawna siedzieli, ale jego usta zostały zmiażdżone w pocałunku, a sam ponownie wylądował na podłodze, pod Ślizgonem. ZNÓW! Ech. Ciężkie jest życie Puchona. Czemu nie mogliby tak po bożemu, jak należy, co? Czemu zawsze (czyli cały jeden raz!), gdy się z kimś kochał musiało się to odbywać w przedziwnych miejscach. Nie żeby nie lubił przyrody, no ale... Inaczej wyobrażał sobie swój pierwszy raz. A skoro pierwszy raz nie był taki, jak sobie wymarzył to liczył, że drugi taki będzie. I znowu pudło. Ale skucha. Nie miał jednak czasu protestować. Ba, nie był nawet w stanie myśleć. Nie teraz, gdy było mu tak dobrze. I to dzięki komu! PFF. Wróćmy do początku. Było mu cholernie, zajebiście dobrze. Jego umysł zapełniła masa bezkształtnych myśli i uczuć, których nawet nie potrafił nazwać i chłopak całkowicie odpłynął, poddając się tej przyjemności, która mogłaby trwać wiecznie. Nawet, gdyby teraz ktoś wparował do komnaty i rzucił w nich zaklęciem, Filip zapewne by tego nie poczuł. Nie lubił być bierny. Dlatego, mimo iż było mu tak dobrze, wspaniale i w ogóle super ekstra, to jego dłonie desperacko szukały kontaktu z drugim ciałem. Usta także. Błądził palcami po jego kręgosłupie, by zatrzymać się na pośladkach, które ścisnął delikatnie, a potem znów wspiął się wyżej, jakby wygrywając sobie tylko znaną melodię. Wciągnął gwałtownie powietrze nosem, a serce zaczęło walić mu, jak oszalałe, gdy ręka chłopaka owinęła się wokół niego. Wygiął plecy w łuk, po czym objął go ramionami i schował twarz w zagłębieniu jego szyi. Ale, gdy Ślizgon się od niego oderwał i zajął się jego piersią, odchylił głowę w tył, wciąż jednak go obejmując. -Ty...- jesteś zajebisty, świetny, nie przestawaj. Coś takiego miał zamiar powiedzieć, ale skończyło się na cichym, przeciągłym jęku. Paznokcie Filipa mało delikatnie wbiły się w skórę na ramionach Ślizgona, a sam Puchon ponownie zaczął się pod nim wiercić. Chciał by Rekin przerwał te katusze i po prostu to zrobił, a z drugiej strony... cholera, było mu tak dobrze, gdy go dotykał i całował. Życiowe dylematy!
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Miękkie i wygodne miejsca są dla mięczaków. To prawda życiowa głoszona przez ślizgona, a przynajmniej wyznawał ją gdy chodziło o uprawianie miłości. Na miejsce do siedzenia czy ogólnego lenienia się zawsze wybierał najwygodniejsze obiekty, inaczej zaś było w tym pierwszym przypadku. Im dziwniejsze i mało komfortowe miejsce tym lepiej. Na łonie natury czy na korytarzu, w którym w każdej chwili mógł się ktoś pojawić było mu dobrze. Nigdy chyba nie zapomni wieczoru na najwyższej wieży kiedy to… zresztą nieważne, to temat na dłuższe rozmyślania. W każdym razie odrobina adrenaliny powodowana przez robienie czegoś zakazanego w miejscu widocznym i takim gdzie mogli go bez problemu przyłapać była wystarczająco kusząca by próbować dalej. Poza tym, tak już czysto praktycznie, uważał miękkie łóżka i kanapy za po prostu zbyt niewygodne do uprawiania seksu. Kolana się w nich zapadały, dziwnie nimi trzęsło i ogólnie ciężko było o jakąkolwiek stabilność, którą podłoga zapewniała bez problemu. No cóż, Rasheed był po prostu dziwny... Patrzenie jak Filip skręca się pod jego dotykiem było czymś więcej niż najlepszym komplementem jaki mógłby paść z jego ust. Mimowolne reakcje jego ciała cieszyły oczy tak, że aż podstępny uśmieszek nagle wdarł się na twarz sprawcy tego całego zamieszania. Kiedy tak dotykał go w miejscu intymnym, czuł pulsowanie własnej pachwiny, stwierdzając, że zdecydowanie jest aż nazbyt gotowy na to by wejść w fazę ostateczną, ale jednocześnie myśląc o tym jak bardzo trudno będzie mu porzucić słodkie znęcanie się nad ofiarą. Ostatni raz uszczypnął jego pierś zębami i odsunął się na tyle, na ile pozwalały mu ramiona Stone’a, obserwując emocje przebiegające przez jego twarz. Potem nagle, bez żadnego ostrzeżenia pozbawił go resztek odzienia, mając teraz nieskrępowany dostęp do jego męskości co skrzętnie wykorzystał, od razu zwiększając zasięg pieszczot, co uniemożliwiało mu wcześniej niewygodne wygięcie nadgarstka. Czuł dobrze paznokcie, wbijające się w jego ramiona oraz słyszał kolejny jęk opuszczający te grzeszne usta, co dodatkowo pchnęło go do działania. Wolną ręką wybadał kość biodrową Filipa, sunąc po niej delikatnie i powoli kierując się w stronę jego wejścia. Dłoń masująca okrutnie powolnym tempie przyrodzenie chłopaka, na moment zboczyła z trasy, rozsuwając mu bezceremonialnie nogi, po to by zaraz wrócić na swoje miejsce. W ten sposób już nie istniała żadna przeszkoda i jeden z palców Sharka zatoczył krąg wokół wejścia by po chwili znaleźć się powoli w jego środku, niespiesznymi ruchami przygotowując go na większą inwazję.
No dobra. Ja rozumiem, adrenalina i w ogóle... Zresztą, Filip nawet nie potrafił wyobrazić sobie tego Ślizgona, jakiegokolwiek Ślizgona, jak grzecznie pozwala się powalić na puchate (hłe hłe) poduszki i ulec drugiej osobie. Tak samo nie wyobrażał sobie Rasheeda na romantycznej randce przy świecach, ani na żadnej innej randce. I nagle zapragnął go na taką zabrać. Może nie od razu przy świecach, nie musiało też być romantycznie, ale sam fakt, że obaj nazwaliby to randką (on by krzyczał, że to randka, a Rash zatykałby uszy) już go zadowalał. Filip był w końcu prostym chłopakiem, niewiele potrzebował do szczęścia. A jeśli już o szczęściu mowa to teraz był niesamowicie szczęśliwy. Jeszcze bardziej podniecony, ale to inna sprawa. Cholera, lubił tego faceta. Gdyby to nie lubił to nie pozwalałby mu na to wszystko. Ale nie myślcie sobie, że się zakochał! Co to to nie! Ostatnio wolał być w tym względzie uważny, przynajmniej bardziej niż dotychczas. Teraz zwyczajnie poddał się chwili i podobało mu się to. Bardzo bardzo. Za bardzo. Bardzo też bał się, co będą robić PO tym wszystkim. Jak już skończą się całować i dotykać (choć Stone nie miał ochoty kończyć), jak w końcu legną obok siebie na dywanie i... no właśnie; i co dalej? Że niby serio pójdą na randkę? Niemożliwe. A może nic się między nimi nie zmieni? Puchon miał szczerą nadzieję, że dalej będą się przyjaźnić. Ale wiedział też, że trudno mu będzie utrzymać ręce przy sobie po dzisiejszym wieczorze. Będzie chciał go ciągle macać, to pewne. Rash mógł go tak nie kusić! Teraz będzie miał za swoje. Wydał z siebie cichy okrzyk zaskoczenia, gdy chłopak zerwał z niego ostatni materiał, by potem znów jęknąć. Nie lubił tego. Jak jakaś napalona dziewucha, w dodatku dziewica! PFF. Nie czuł nawet skrępowania, zero zażenowania, gdy Ślizgon przyglądał się mu w ten sposób, widząc wszystkie niedoskonałości jego nagiutkiego ciała. Ale w sumie miał się czym pochwalić! Kilka tatuaży i umięśnione ramiona, nogi i brzuch po wielogodzinnych treningach na pewno dodawały mu choć szczyptę atrakcyjności. Kolejny krzyk, tym razem nieco głośniejszy, gdy poczuł jego palce w sobie i zaraz potem zacisnął powieki. Miał ochotę błagać o więcej, ale był w stanie tylko sapać, jęczeć i cicho krzyczeć od czasu do czasu, gdy palec trafiał nieco głębiej, wciąż jednak nie dotykając tak wrażliwego miejsca, które gwarantowało spełnienie. Posłał Ślizgonowi mordercze spojrzenie (a przynajmniej miał taką nadzieję) i szarpnął się pod nim, na tyle jednak ostrożnie i delikatnie, by go samego to nie zabolało ze względu na to w jakich okolicznościach się znalazł, ale na tyle dobitnie i wyraźnie, by pokazać mu, że chce, już, teraz, zaraz, szybko i mocno. -Proszę cię...- wymamrotał, znów zaciskając powieki, by nie musieć widzieć tego wrednego uśmieszku. Bo na pewno się pojawił!
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Tymczasem ślizgon nie myślał w tym momencie o przyszłości, już abstrahując od tego, że w momentach takich jak ten to raczej nie myślał w ogóle. Był skupiony na fakcie, że są tu i teraz razem, leżąc ramię w ramię, biodro w biodro na mało wygodnym dywanie wspólnej komnaty. Nie zastanawiał się nad tym czy jeszcze kiedyś będzie chciał cokolwiek podobnego z Filipem wyczyniać, czy raczej będzie wolał poprzestać na jednym razie. To będzie zależało od tego jak się poczuje już po, kiedy wesołość spowodowana obaleniem butelki Ognistej i poprawieniem jej drugą, co z pewnością niedługo nastąpi, minie i zapewne obudzi się z wielkim kacem leżąc ze Stonem w objęciach. Jeśli poczuje się jak ostatnia świnia, to i pewnie zachowa się też jak cham i kretyn, czyli zapewne będzie chciał zerwać z nim kontakty. Szkoda to by była wielka, bo puchon takie dobre serduszko miał i szkoda by było tracić go na skutek jednego, niespodziewanego i niezobowiązującego seksu na zgodę. Jeśli jednak będzie się z tym czuł dobrze lub neutralnie to pewnie albo będzie unikał tematu, albo dążył do kolejnego zbliżenia. To mogłoby być całkiem zabawne. Wiecie, zaczepki słowne, przypadkowe muśnięcia dłoni na korytarzu, takie podchody. No cóż, aż do momentu kiedy któryś z nich, o ile Filip włączyłby się do zabawy, straciłby panowanie nad sobą w najmniej odpowiednim do tego momencie, ale tak już bywa kiedy igra się z ogniem. Tymczasem Sharker świetnie się bawił, przedłużając męki chłopaka. Uwielbiał ciągnąć takie chwile w nieskończoność, drażniąc ciało i zmysły, stawiając na granicy wytrzymałości otumaniony pożądaniem umysł by potem posiąść ciało w gwałtownym i brutalnym akcie. Był ciekaw, jak długo jeszcze sam będzie się powstrzymywał przed wzięciem Filipa, zważywszy na to jak kuszący się robił. Nie dość, że był piękny, bo przystojnym nagiego nazywać już nie wypada, to nieświadomie sprawiał, że więcej krwi, o ile to jeszcze możliwe, spływało mu w dolne okolice, powodując, że i jemu zaczynało się robić niekomfortowo z własnym uporem i zawziętością w odwlekaniu nieuniknionego. Nagle jednak parsknął, szczerym śmiechem na widok miny i spojrzenia swego kochanka. W jego ślizgońskim mniemaniu to wyglądało tak jakby słodki szczeniaczek nagle zaczął ciągnąć go za nogawkę, próbując odciągnąć od bramy domu, którego pilnował. Nie chciał jednak bardziej go już męczyć, a w tej decyzji utwierdziły go jego słowa. Prosił go, zamykając oczy, co nagle stało się właśnie tą iskrą, która zaginęła gdzieś wcześniej pomiędzy pieszczotami. Wypuścił powoli powietrze, przywołując na twarz wyraz, który Stone, jakże trafnie, spodziewał się zobaczyć i na moment rozłączając ich ciała, pozbawił się krępujących go bokserek, niechętnie wysuwając się z jego wnętrza. Nie trwało to jednak długo, bo po chwili, gdy szelest materiału ucichł, Shark postanowił gwałtownie przygotować go na to co nadejdzie. Nagle zamiast jednego palca, pojawiły się dwa, dość brutalnie i szybko nacierając na dziurę w kilka chwil przygotowując go na przyjęcie ostatecznego. Dłoń odsunięta się od pośladków, nakierowała główkę stojącego wręcz na baczność przyrodzenia na wejście i bezpardonowo pomogła mu się wcisnąć do środka. Kilka pierwszych ruchów było jakby na próbę. W ramach delikatnego skorygowania pozycji i dania możliwości Filipowi by poczuł elektryzujące wibracje, jakie niechybnie musiały się pojawić przy pierwszych tarciach. Zaraz jednak Rash narzucił porządne tempo, takie jakie Stone chciał i warto wspomnieć, że nie był już teraz ani odrobinę delikatny w tym co robił, wchodząc w niego na pełną długość i drażniąc wrażliwe miejsce raz po raz.
Filip też nie chciałby go tracić przez coś takiego. Zwłaszcza, że nie robili raczej niczego złego. W końcu seks był dobry, nie? No, tak przynajmniej wydawało się Filipowi. Nie rozumiał ludzi, którzy po tym wszystkim zwyczajnie uciekali. Przecież to nie było nic złego. No, chyba, że zmuszało się do tego drugą osobę. Ale to był gwałt. A Filip raczej tego chciał. Więc luz, spoko loko! Wkurzy się, bardzo się wkurzy, jak Rash postąpi w ten sposób. Puchon znów czuł tą ekscytację, podniecenie i przyjemne szumienie w głowie, które towarzyszyło mu, gdy był z Jezusem. Tak samo, jak wtedy był pod wpływem alkoholu, ale wciąż doskonale wszystko rozumiał. Cóż, właściwie nie było, co tu rozumieć, ale wiecie o co chodzi! Że, tak jak wtedy, idealnie wyczuwał, że to już ten moment i choć z Joshuą trochę się tego obawiał to dzisiaj był wyjątkowo zrelaksowany. Tak psychicznie. Bo jego ciało było napięte, jak struna, czekając na ruch chłopaka, łapiąc każdy jego pocałunek i dotyk. Chciał więcej. Był niecierpliwy, jak dziecko, które chce już otworzyć swój prezent urodzinowy. Wszystko działo się szybko, za szybko. Filip w jednej chwili spoglądał na niego z dołu, przyglądając się, jak chłopak się rozbiera, a już w następnej znów leżał na ziemi na wznak. Mimo iż się tego spodziewał to i tak bolało. I znów musiał zagryzać wargi, by nie wykrzyczeć kilku brzydkich epitetów pod adresem Rasha. Choć i tak na końcu prosiłby, by nie przerywał. Uczucie spełnienia przyszło szybciej niż się spodziewał i Filip doszedł. W ciszy, z niemym okrzykiem na ustach. Nie tak, ja kw filmach, krzycząc imię Ślizgona. Miał nadzieję, że nie będzie za to zły! Mocno objął go ramionami, przyciągając do siebie i całując, chcąc by i mu było przyjemnie. W końcu tyle dla niego zrobił, hłe hłe. Poza tym, trochę lipa, jak Rekin nie osiągnie orgazmu, bo to na pewno będzie godziło w ego Stone'a i się chłopak zamknie w sobie. Dlatego ten pocałunek był naprawdę mocny i długi. Przygryzł jego dolną wargę i pociągnął delikatnie w swoją stronę, uśmiechając się przy tym zaczepnie, poruszając biodrami to w górę, to w dół, by w końcu przesunąć ustami wzdłuż jego szyi, a potem w stronę ucha, które owiał gorącym oddechem i pocałował. Znów się uśmiechnął i przygryzł je, przypominając sobie, jaką minę miał Ślizgon, gdy zrobił to po raz pierwszy. Miał nadzieję, że tym razem osiągnie taki sam efekt.
/przepraszam :cccccc pisałam na szybko
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Skupiony na fakcie odczuwania i dawania przyjemności zarazem, odciął się całkowicie od jakichkolwiek myśli i po prostu robił swoje. Zapamiętany w rytmicznych ruchach, mógłby prawie przegapić orgazm Filipa, gdyby nie to, że sam po kilkudziesięciu ruchach więcej, gdy już jego mięśnie Stone’a zacisnęły się wokół jego męskości, wyrzucił z siebie ładunek, nie kłopocząc się o to by wysunąć się przed tym z niego. Sam również nie wydał z siebie żadnego dźwięku, poza cichym wypuszczeniem wstrzymywanego powietrza. Wyszedł wtedy z niego i nie miał nawet chwili na roztarcie obolałych od twardej podłogi kolan, gdyż ramiona znowu go otoczyły, a Sharker wydał z siebie cichy pomruk. Trudno było powiedzieć czy zadowolenia czy wprost przeciwnie, ale zważywszy na to, że nie oponował… Był teraz jednak nieco pasywny, tak jakby wycofywał się już teraz powoli z tej znajomości, najwyraźniej gorączkowo się zastanawiając co ma teraz z tym faktem począć. Objął go delikatnie, jakby się bał, że jednym dotykiem skruszy jego zadowolenie, nie okazując nawet najmniejszej emocji na delikatnie zarumienionej od wysiłku twarzy. To się zmieniło, kiedy znowu ciarki przebiegły mu po całym ciele. Skrzywił się, starając się ukryć dreszcz przyjemności jaki przesunął się leniwie wzdłuż jego barków i dźgnął niespodziewanie Filipa między żebra. - Opanuj się Stone - powiedział niby to ostro, ale uśmiechnął się złośliwie przy tym, wyplątując się powoli z jego uścisku, po złożeniu krótkiego, aczkolwiek niezbyt grzecznego pocałunku na jego wargach. Sięgnął po swoje ubrania i wyciągnąwszy różdżkę z kieszeni spodni oczyścił ich obu zaklęciem, zaraz wbijając się po kolei w bieliznę, spodnie i koszulę. Nie tracił czasu nie ma co. Kiedy dopinał ostatnie guziki i poprawiał kołnierzyk, spojrzał na chłopaka z kamienną twarzą. - Chyba powinniśmy się częściej kłócić - stwierdził krótko, przywołując na twarz dość perfidny wyraz, sięgając po butelkę z Ognistą, która pozostała nienaruszona i po prostu odwrócił się na pięcie, wychodząc. Najwyraźniej zamierzał wypić tę drugą w samotności, w chłodnych lochach Slytherinu.
Była noc i nie powinno jej tu być, nie dało się zaprzeczyć, ale właśnie dlatego tutaj przyszła. Amelia powoli wślizgnęła się do Wspólnej Komnaty, wyciągając z kieszeni różdżkę i wyciszając pomieszczenie. Często robiła to, gdy jeszcze się tu uczyła, pamiętała ten dreszcz adrenaliny, gdy wymykała się z dormitorium i chodziła po całym zamku, robiąc to tylko dlatego, że było to nielegalne. Z początku tylko po to, aby zirytować matkę, gdy dawała się raz na jakiś czas złapać i Elodie dostawała list w tej sprawie. Teraz nie miało to już takiego wydźwięku, bo po prostu chciała odpocząć po stresującym dniu. Nie znosiła dzieci, za które miała wszystkich uczniów klasy poniżej czwartej. Tak po prawdzie to nawet nie lubiła uczyć, ale wiedziała dlaczego nie została Aurorem na usługach Ministerstwa - nie lubiła pracować sztywno pod kimś. A w Hogwarcie czuła się jak w domu i nawet to, że miała nad sobą dyrektora zbytnio jej nie przeszkadzało. Nawet rzeczy, przez które mógłby ją wyrzucić, przypominały wszystko, co robiła będąc jeszcze w szkole. Skłamałaby, gdyby stwierdziła, że były to fatalne czasy. Wiele rzeczy kojarzyło się jej z rodzinnym domem. Ale tylko trzy z nich były dobre: gra na fortepianie, bouillabaisse i przyjęcie zaręczynowe jej matki, które samo w sobie było dla nią katastrofą, ale od tego momentu wyszły wszystkie relacje, które doprowadziły ją do przyjaźni, trwającej właściwie cały czas. Dotknęła smukłymi palcami klawiszy pianina, idealnie nastrojonego i jej pełne usta wykrzywił nieznaczny uśmiech. Usiadła na stołku i powoli zaczęła grać. Najpierw jedną ręką, później drugą, powoli i spokojnie, odprężając się. Po kilku minutach coś innego przyciągnęło jej uwagę, nie przerwała sobie jednak i wraz z naciśnięciem ostatniego klawisza rzuciła: - Mogłabym ci chyba dać szlaban za przebywanie tutaj po nocy. Jej głos wibrował na równi z ostatnim dźwiękiem. Podniosła oczy znad instrumentu, patrząc przeszywająco w oczy chłopakowi.