Najczęstsze miejsce spotkań głownie studentów. W owym pomieszczeniu można znaleźć wygodne fotele nieopodal kominków, z których młodzi uwielbiają korzystać zimą. Znajduje się tu również sporych rozmiarów pianino. Wnętrze utrzymane jest w różnych barwach, od granatu, poprzez kremowy i kilka innych barw. Można tu zarówno prowadzić intymne rozmowy, jak i wpaść na wielką imprezę dla poprawy humoru, czy też jeszcze innego w zasadzie najmniej ważnego powodu. W zwykłych dniach, zwykle to właśnie tutaj studenci uczą się informacji z wykładów.
Uwaga! Możesz rzucić kostką wyłącznie jeden raz! W każdym następnym wątku, który tu rozpoczniesz, kości oraz płynące z nich straty/korzyści już Ci nie przysługują!
Spoiler:
1 - Zatapiasz się w wygodnym materiale, z którego wykonane są fotele. W pewnym momencie poczułeś nieznane uszczypnięcie w pośladek - zszokowany, kiedy to sprawdzasz, co Cię tak przestraszyło, dostrzegasz wówczas zabawkę. Jest to Kwintoped! I ten ewidentnie się do Ciebie przywiązał. Czy tego chcesz, czy też i nie, stałeś się jego nowym właścicielem. Zgłoś się po przedmiot w odpowiednim temacie.
2 - Na stoliku leżał złożony na pół kawałek papieru, który wyglądał jak gotowy do wysłania list - postanowiłeś zatem sprawdzić, co było w nim napisane lub kto miał być jego adresatem. W chwili rozłożenia pergaminu, w nozdrza uderzył Cię bardzo przyjemny, intensywny zapach. Okazało się, że był to list miłosny, a papier nasączono Amortencją - Ty natomiast stałeś się jej ofiarą, w wyniku czego pierwsza osoba, którą dostrzeżesz, będzie darzona przez Ciebie widocznym, aczkolwiek nienachalnym zauroczeniem. Efekt ten będzie się utrzymywał przez Twoje dwa następne posty.
3 - W takim miejscu może znaleźć się każdy. Dosłownie każdy - nawet przyczajony za rogiem żartowniś! Najwyraźniej wyróżniałeś się z tłumu, bowiem to Ciebie upatrzył sobie jako ofiarę. Wyciągnął różdżkę i rzucił w Ciebie zaklęcie Balvoes, przez co w środku rozmowy zaczynasz... Beczeć jak owca! Efekt ten trwa wyłącznie przez jeden post.
4 - Nie tylko studenci szukali w komnacie wspólnej odpoczynku. Nim się spostrzegłeś, na twoich kolanach znalazł się cudzy kot. Rzuć kostką: parzysta - próba dotknięcia lub pogłaskania kota skończyła się tym, że zdobywasz nowego przyjaciela! Do końca wątku zwierzę spoczywa na twoich nogach i mruczy kojąco, dzięki czemu pozbywasz się wszelkich nerwów i do końca dnia czujesz się zrelaksowany; nieparzysta - kot wyjątkowo intensywnie gubił sierść i nawet jeśli nie jesteś alergikiem, nie możesz powstrzymać kichnięcia. W efekcie futrzak zrywa się wystraszony, zostawiając na twoich udach długie zadrapania.
5 - Jeden z uczniów wyjątkowo niezdarnie zbierał rzeczy i ewakuował się ze stolika obok, przez co zawartość jego kubka wylądowała na twoim ubraniu! Na szczęście napój nie był już aż tak ciepły, co nie zmienia faktu, że zdecydowanie pozostawił na Twoim ubraniu nieprzyjemną, ciemnobrązową plamę. Nieznana osoba, cała zaczerwieniona, zdołała się wymsknąć z pomieszczenia z cichym "przepraszam", w wyniku czego musisz sam uporać się z problemem. Aby pozbyć się szpecącego wyglądu, rzuć Chłoszczyść!
6 - Grupka dziewczyn siedzących w rogu prowadziła bardzo głośną dyskusję, która dla twoich uszu była bardzo nachalna i przeszkadzała Ci w skupieniu się nad rzeczami, którymi chciałeś się zająć w komnacie. Mimo że nie chcesz słuchać ich gadania, coraz to nowe zdania docierają do Ciebie i okazuje się, że studentki pasjonowały się... Eliksirami? Udało Ci się zasłyszeć kilka bardzo ciekawych informacji i dzięki temu zdobywasz jeden punkt kuferkowy z eliksirów - zgłoś się po niego w odpowiednim temacie.
To było okropne stracić takiego przyjaciela jak Kaoru… no właśnie… przyjaciela. Kaoru nie był dla Lilly nikim więcej jak braciszkiem, któremu oddałaby się jeżeli, by mogła mu sprawić tym przyjemność. Bo ona… Kochała go, kochała swojego braciszka, który bawił się z nią i ratował przed złem… ale on sam zaczął być zły! Po chwili jej myśli zmieniły się. Lillyanne wreszcie zrozumiała. To wszystko nie miało sensu. Zatrzymała się przed drzwiami ściskając dłoń Ikuto. Pomyślmy. Po jaką cholerę obserwator miałby zamykać wszystkich tutaj? To nie miało ŻADNEGO sensu. Jednak dziewczyna za późno się zorientowała. Zachwiała się opierając o ścianę. Poczuła jak jej ciało staje się coraz bardziej ciężkie. Jej powieki zamknęły się, a ona opadła na ziemie pogrążona głębokim snem. Nie miała zamiaru puszczać dłoni Ikuto.
Przecież ona mogła robić to samo. Mało było mężczyzn wokół niej, z którymi mogłaby spędzić jedną noc, dwie, przerwę pomiędzy zajęciami? Więc nie przesadzajmy z tym poświęceniem. Skoro dwójka ludzi decyduje się na związek, to wierność jest czymś normalnym i oczywistym. Także niech przestanie pieprzyć, jak to bardzo się męczy z dochowaniem jej wierności. Poza tym – sam zaczął, prawda? Wiem, wiem, że wałkuję i wałkuję temat, ale Abigail naprawdę zabolało to, jak pocałował Corin, nawet jeśli powiedziała mu, że mu wybaczyła. Niech się nie tłumaczy nimfomanią, bo to głupia wymówka. Poza tym, dlaczego on się tłumaczy, skoro nic tak naprawdę nie zrobił, według swojego mniemania? Nie, nie podważam wierności Dracona, nawet jeśli byłam tego bliska, bo przeczytaniu listu od Obserwatora. Nie wnikajmy jednak w to głębiej. To o Abigail chodzi, nie o mnie. Pieprzenie, a całowanie to dwie zupełnie różne sprawy, więc nie przesadzajmy. Nie zapominaj też, że przecież już przyznałeś się do jednej zdrady. A zresztą… przecież jemu już i tak nie zależy. Mylę się? -Draco, jak Ci tak przeszkadza ten pierścionek, to już go zdejmuję. Ile razy mogę Ci powtarzać, że on zupełnie nic dla mnie nie znaczy, a jedyne więzy jakie mnie z nim łączą to spaczona wizja koleżeństwa?-Jakby na potwierdzenie swoich słów wsunęła pierścionek do torebki. Cóż, jak będzie miała ochotę go pozdradzać, to to zrobi, więc sarkazm, czy też ironia jest w tym momencie zupełnie zbędna. Poza tym, ile można powtarzać? To była tylko jej mała zemsta, a kobiety rodu Lennox, bo takie jest panieńskie nazwisko matki Abigail, należą do bardzo mściwych. -Może się całowaliście? Więc czemu robisz z igły widły, skoro prawdopodobnie robiłeś to samo co ja przed chwilą!? Trzeba było nie pić, skoro potem masz problemy z pohamowaniem własnych popędów.-Odetchnęła głęboko, nie powinna się denerwować, tym bardziej, że zależy jej na wybaczeni.-Ile mogę Cię przepraszać? Naprawdę żałuję tego co zrobiłam. Poniosło mnie po tym, co przeczytałam i nigdy… Nie zwróciła uwagi na mgiełkę unoszącą się w powietrzu, dopiero lekko słodkawy zapach drażniący jej nozdrza, spowodował, że zamilkła, a potem zwyczajnie osunęła się na ziemię, kiedy zaklęcie zaczęło działać. Abigail nie wiedziała, jak długo spała, ale kiedy poczuła, że wraca jej świadomość, równocześnie ciężar gniotący jej drobne ciało stał się nieznośny. O! Draco na niej leżał i ją dusił.
Niech więc ona nie robi z siebie takiego świętoszka, skoro jest zdolna do tego samego, co on. Zresztą już dawno powinniśmy zakończyć temat Corin. To co było, nie będzie. Chyba, że z jakiegoś powodu nadarzy się okazja, żeby jednak móc związać się z Cornelią, to pewnie by to zrobił – nie oszukujmy się. Szczególnie, że wie, że Abigail bez najmniejszego problemu i z zadowoleniem całuje innego chłopaka. Okazja się pewnie jednak nie nadarzy, co nie znaczy, że Draco ma jeszcze jakiekolwiek pozytywne zamiary wobec Abi... Przynajmniej w tej chwili. Poważnie? Dla niego to prawie tak, jakby się z Jiro na jego oczach przespała. Chociaż wtedy by już nawet z nią nie dyskutował, co i tak miał zamiar w końcu przestać robić. Jego dziewczyny nie zdradzają chyba, że mu na nich nie zależy, to wtedy sam do tego doprowadza, żeby móc je przyłapać i rzucić z ich winy. Z puchonką to było coś innego, coś większego. Jej miał ochotę po prostu... Zniszczyć życie. Żeby wiedziała, że nie robi się krzywdy komuś, kto nie ma uczuć. Już dawno się ich wyzbył, na rzecz jej powróciły. Nigdy więcej. - Teraz możesz sobie go nosić... Mam to gdzieś... - Odpowiedział, chociaż szczerze mówiąc podobało mu się to, że wymógł na niej zdjęcie pierścionka. I bardzo dobrze. Ale to dzisiejszego wieczoru niewiele zmienia, bo o to kłócili się zawsze. I zawsze przegrywał aż do teraz. Hm, gdyby czerpał przyjemność z tej gry, to jako zwycięzca czułby się wspaniale. No, ale tak dla odmiany ta sprzeczka nie była niczym fajnym. - Może się całowaliśmy... Ale poczekaj, nie kontaktowałem, nie robiłem tego na twoich oczach, nie było to na pewno dla mnie przyjemne... - Skomentował znów prychając ironicznie. Świetnie, jeszcze dostał ochrzan o alkohol, który to i tak rzadko spożywał ostatnio. Ale już wiem co zrobi potem. Pójdzie do baru, weźmie Cornelię i będzie miał na wszystko wyjebane. - W nieskończoność... - Odpowiedział jej jeszcze. Potem zobaczył, jak jego... Abigail osuwa się na ziemię. Oczywiście złapał ją nawet nie wiedząc, że sam zaraz uśnie. No, wiadomo co się z nim stało. Obudził się jakiś czas później. Leżał na jej brzuchu z widocznym grymasem, więc nie przesadzajmy z tym duszeniem. Zresztą thi, on lubi leżeć na dziewczynach. Było się przyzwyczaić... Corin to nie przeszkadzało! Ech, kolejny argument poniżej pasa. Dobrze, że nie wypowiedziany.
On się jeszcze nie zdążył cały zagoić, a Corin już go chciała bić? Błagam, dajcie mu odetchnąć chociaż przez chwilę. Zaplótł palce na jej talii i przyciągnął mocniej do siebie. Co z tego, że przerwał im w połowie rozmowy? Musiał się przecież przywitać ze swoim małym słoneczkiem. Tak więc poczuł, jak Corin bez zbytnich zahamowań wpija mu się w usta. Odwzajemnił jej pocałunek, mrucząc przy tym cicho z zabawnym wyrazem twarzy, ale to już po tym, jak się od niego odsunęła, jak się okazało, tylko po to, by zdjąć maskę i wrócić do przerwanego pocałunku. Spokojnie moja królewno! Jeszcze będziecie mieli dosyć czasu na wymianę pocałunków. Pogłaskał ją po gęstych włosach i uśmiechnął się do swojej słodkiej Corin. Dosyć tego dobrego. Może Jared i był latawcem, w takim sensie, że skakał od dziewczyny do dziewczyny, a raczej nawet skakać nie musiał, no i był wredny i niemiły, etc. ale przy tym był dżentelmenem, a Summer stała tak sama i nie za bardzo wiedziała, co zrobić. -Bardzo miło mi Cię poznać, Summer.-Uśmiechnął się do niej uroczo, puszczając przy tym oczko. No przecież Corin nie wiedziała, że oni z Sum znali się bardzo, bardzo dobrze i już od jakiegoś czasu. Najlepiej niech tak pozostanie, w końcu po co mają się tym chwalić? Jaredowi było dobrze tak, jak było, a zresztą wiemy już przecież, że nie krył się on z czułością do kobiet, na których w pewien sposób mu zależy.-Corin po prostu od pewnego czasu świata poza mną nie widzi. Rozejrzał się po sali, zaalarmowany dźwiękiem padających ciał na ziemię i w sumie, nim zdążył cokolwiek zrobić, czy powiedzieć, ujrzał, jak przewraca się Sum, a niemalże ułamki sekund po niej pada Corin. Którą łapać? Dylemat nigdy nie rozwiązany, bo sam uległ działaniu zaklęcia i przewrócił się na ziemię, gdzieś pomiędzy Corin, a Summer.
-Zazwyczaj wybranymi osobami przez ciebie okazuje się być pół męskiej populacji Hogwartu. - wytknęła przyjaciółce język. Wiedziała o jej upodobaniu do seksu i nie pochwalała tego. W sumie...sama miała romans z kilkoma osobami, ale o tym to już nikt nie musi wiedzieć. Przyjrzała się szczurkowi i pokręciła głową. - Wiesz...nie wydaje mi się, że miałby nas zjeść. W końcu jesteś jego panią, nie? A i mnie też zna. - stwierdziła, a potem umilkła gdy zobaczyła co Cornelia robi ze zwierzakiem. -Ej, co ty wyprawiasz? To jest pogwałcenie prawa zwierząt. Nie możesz ot tak sobie szczurami rzucać. - spojrzała z przyganą. Na szczęście szczurek wylądował na miękkiej kanapie i nic mu się nie stało. -Rany, panno M. Gadasz głupoty. Mi? Dobrze? Z penisem? W bokserkach? No nie mogę. - rany, z kim nasza studentka się zadaje, doprawdy. Nie zdążyła dodać nic więcej, gdyż wtedy to właśnie pojawił się Jared. No normalnie jak z kapelusza. Summer bardzo dobrze go znała, ale nie wiedziała, że on zna Corin. Dlatego gdy chłopak dał jej znać żeby była cicho lekko kiwnęła głową, tak by Gryfonka nie zauważyła. Szczerze to uważam, że nie miałaby potrzeby zabijania Australijki. W końcu ona i Ślizgon znają się dość długo, jeszcze wcześniej zanim spotkała go nasza francuska arystokratka. Oszołomiona otworzyła szeroko usta. Czy...czy Corn nie była przypadkiem z Finnem? Dlaczego całuje van der Neera? Szesnastolatka miała stanowczo zbyt bujne życie towarzysko-uczuciowe. Nawet Sum nie miała takiego a była od niej o kilka lat starsza. Skandal. Co te dzieci ze sobą robią...Ale zdrada...no bo...Puchon kochał jej przyjaciółkę. I być może ona kochała jego. Więc powinna być wierna. Przynajmniej według Summer. No i na dodatek zadawała się z Jaredem, z którym nasza Australijka ma romans. Zawiła sytuacja. Ale nic to. Przybrała lekki uśmiech na swą twarz spoglądając przyjaźnie na Ślizgona. - Mi ciebie również Jared. - niezła szopka muszę przyznać. Ale faktycznie, jakby ta sprawa wyszła na światło dzienne to za pewne nie skończyłoby się dobrze. A na razie tak było i niech tak pozostanie. Po kolejnym zdaniu wypowiedzianym przez van der Neera spojrzała na przyjaciółkę znacząco, ponosząc do góry jedną brew. Zdawała się pytać: "A Finn?" Ale nie mieli dłuzej okazji porozmawiać. Dziewczynę też zaalarmowały dziwne odglosy, aż w końcu sama upadła popadajac w głęboki sen.
Zaprzeczasz sama sobie. W takim razie, Abigail też już nigdy nie zdradzi Dracona chyba, że nadarzy się okazja. Nie rozumiem Twoich słów w tym momencie, skoro Draco tak bardzo kocha Cornelię, bardziej niż Abigail, to dlaczego jest z tą drugą? Zwłaszcza teraz, kiedy Corin jest już bogata i tak naprawdę nic nie stoi na przeszkodzie, by byli parą, a potem szczęśliwym małżeństwem. A ON SPAŁ Z CORNELIĄ! Przynajmniej tak powiedział Abigail, ale tu już chodzi o sam fakt i skoro zrobił to bez żadnych zahamowań, to kto bardziej zgrzeszył? Może nie robił tego na oczach Abigail, ale gdyby, to dam sobie głowę uciąć, że Avada Kedavra wyszłaby jej bez problemu. Naprawdę Draco ma ją za tanią dziwkę, która sypia z pierwszym lepszym facetem, który nawinie się jej pod rękę? Zresztą, to Jiro ją pocałował, nie ona jego. Nawet nie poprosiła go o to tak wprost, a jedynie powiedziała, że nie miałaby nic przeciwko, że Jiro to wykorzystał, to już jego sprawa. Nie będzie to takie proste. Jak niby ma jej zniszczyć życie, skoro tak naprawdę nic o niej nie wie? Bo zamiast się poznawać, tylko się kłócą. Co, powie wszystkim, że Corin jest lepsza od niej w łóżku? Abigail na pewno się załamie! -Mam zamiar robić to, na co mam ochotę. Po części przynajmniej.-Zmarszczyła gniewnie czoło. Ile można się kłócić o coś nic nie znaczącego, jak ten pocałunek? Jak już jesteśmy przy sprzeczkach, to Abigail naprawdę nie lubiła się z nim kłócić. Z natury była przecież spokojną i uczuciową osóbką, nieprzywykłą do nieustannych nieporozumień. Bo KAŻDE ich spotkanie się czymś takim kończyło. Zapomniałam o balu, który jako jedyny nie był świadkiem ich wymiany zdań, a to tylko dlatego, że Abigail udało się umiejętnie wszystkim pokierować, no i niektóre osoby jej w tym pomogły. -Nie pamiętasz czy to robiliście, czy nie, ale pamiętasz, że nie było przyjemne? No to czuję się pocieszona, naprawdę. Nie licząc faktu, że byłeś na imprezie, na której się upiłeś i poszedłeś do łóżka z Lil! Jakby policzyć, seks z Corn plus to co się wydarzyło pomiędzy Tobą a Lil, a mój pocałunek z Jiro, to wychodzimy po równo, nie sądzisz?-Odpowiedziała mu identycznym prychnięciem. Gdyby nie powaga sytuacji, to pewnie wybuchła by śmiechem. Nie zdążyła mu nic odpowiedzieć. Po prostu przewróciła się na ziemię, czując jak Draco próbuje ją złapać, ale zaklęcie zaczęło działać również na niego. No cóż, przynajmniej jakaś forma bliskości po tak długim olewaniu. Przecież nie była Corin i niech Draco przestanie je porównywać, bo Abigail też zacznie i to na pewno skończy się rozstaniem. Wracając do tematu, nadal leżała na ziemi, gnieciona przez Dracona i o! Przecięła sobie dłoń odłamkiem szkła, w który zamieniła się szklanka trzymana w jej dłoni.
- Wcale nie połowa! Najwyżej jedna piąta. Nie doceniasz ilości chłopaków w szkole – Nie dziwię się, że nie pochwalała tego. Sama Corin gdyby miała możliwość zmiany pewnie w pierwszej kolejności usunęłaby ze swojej osobowości właśnie ten fragment, który robił z niej w oczach bardzo wielu osobników dziwkę. Jednakże czy tego chce, czy nie musiała taka pozostać i musi jakoś z tym żyć. I w tej chwili jest tak czy siak bardzo optymistycznie nastawiona do świata. Biedaczka nawet jeszcze nie wie, że to się zmieni. Ale nie uprzedzajmy faktów. - Nie przejmuj się nim. To krwiożerca i potwór a nie zwierzę – Skomentowała z zabójczym uśmieszkiem. Reszty jej wypowiedzi wolała już nie komentować. Zaśmiała się tylko słysząc jakże niezadowolenie na temat rozwiniętej propozycji zmiany płci Summer. Spokojnie, kolejny chłopaczek jej jak na razie nie potrzebny. I tak według samej siebie ma ich zdecydowanie za dużo w tym momencie. Zresztą potem doszedł Jared, więc nie było sensu kontynuować. - Już dawno chciałam was sobie przedstawić – Kiwnęła głową jakby na potwierdzenie swoich słów. Królewna czy tego chciał, czy nie była spragniona jego warg 24/7. Zastanawiam się, jak ona w ogóle żyje, kiedy nawet nie może na niego patrzeć, kiedy nie ma czasu by pomyśleć o nim. Pewnie w takich momentach jest zombie. Nie wyobrażała sobie, że miałaby go stracić nie ważne, czy z powodu swojej głupoty w działaniu, czy na rzecz innej dziewczyny. Chociaż to drugie bolałoby ją bardziej nawet, gdyby już wydrapała jej oczy. - Fakt. Ale za to ty nie jesteś w stanie żyć beze mnie – Skomentowała uśmiechając się tak, jak tylko do niego potrafiła. Potem zerknęła przed siebie na Summer. Przegryzła delikatnie wargę i odwróciła oczęta. Jakby jej tutaj to skrycie wyjaśnić. „Sum, w Jaredzie się zakochałam, ale jestem z Finnem w ciąży, a więc właściwie chce być z oboma? Wiem, że jestem suką i podłą kreaturą, ale nie jestem w stanie nic zrobić, a Jared pewnie i tak tego nie traktuje na poważnie także olej”. To by na pewno załatwiło sprawę, gdyby nie ślizgon obok. Ale cóż poradzić i tak nic nie zdążyła zrobić, ponieważ chwila moment poczuła senność. Jak to kogo łapać? No ją! Zamorduje za ten dylemat, przysięgam. W każdym razie osunęła się na podłogę zasypiajac. Kiedy się obudziła nie mogła zrozumieć co się tak właściwie dzieje. Nie kontaktowała przez sporą ilość czasu.
Draco taki jest. Ma w osobie ogrom zaprzeczeń. Miesza się we własnych myślach, we własnych czynach i kłamstwach. Zawsze stara się tak poprowadzić sytuację, by wyszła na jego korzyść nawet, jeśli będzie to zrobione tak zawile i niezrozumiale, że ktoś stojący po drugiej stronie muru nie będzie w stanie pojąć znaczenia słów, zawiłej logiki tego oto chłopaka. Gdyby to nie wyszło, to po prostu się oddali i obrazi. Nie wiem, czemu nie był z Corin. Może właśnie dlatego, że pojawiła się Abigail i to miało w gruncie rzeczy ogromny wpływ na niego. Zdarzało się, że nawet nie myślał o tej drugiej, a niegdyś wręcz nie potrafił przestać. Wszystko się powoli zmieniało w jego życiu na lepsze nie licząc przepraw z Jaredem, którego i tak w końcu zabije. A ona zniszczyła to tak po prostu w jeden wieczór. O przepraszam, ale kto o ten pocałunek tak usilnie się prosił? Jak wspomniałam, gdyby Jiro to zrobił bez słów Abigail, to już by nigdy nie ujrzał światła dziennego i wąchał kwiatki od spodu. Zasugerowała, on tylko skorzystał. Zabić obu to mało, więc cieszmy się, że jest zbyt dobity, by to zrobić. - Nie bronie ci. Przecież moje zdanie gówno znaczy... - Długo się można kłócić tak, jak długo można pamiętać jeden obojętny pocałunek dla uniknięcia pytania w głupiej grze. A skoro nie chce się kłócić, to mam na to idealną radę. Niech się po prostu do niego nie odzywa, tak by było łatwiej. Wtedy ich związek polegałby tylko na seksie. I Dracon zaczyna się powoli doszukiwać w tym wszystkim jakichkolwiek objaw stałego związku, oraz zarodka tego wszystkiego. Co powoli już przestaje mu się to podobać, a po tym na pewno nie ufa jej na tyle, by nadal tak swobodnie to wszystko prowadzić. Od początku jej właściwie nie ufał, ale to już nie wina puchonki. - Było słuchać uważniej, nie będę się powtarzał. Dodaj do tego jeszcze to, że jesteś zaręczona... - Mruknął przewracając oczami z dezaprobatą. Potem już wiadomo, co się stało. Nie porównywał jej za często, prawie w ogóle. Ale teraz robił to mimowolnie wiedząc, że jeśli coś takiego powie na głos, to ją zrani. I jakby miał przygotowanego właśnie takiego asa w rękawie. I nie tnij się, coś ty za emo co? (XD musiałam)
Stanowczo tego chciał, w pewien sposób uzależnił się od warg Corin, smakujących jak pierwsze truskawki, jak soczysty arbuz, czy inny, równie słodki owoc. Nie wiedział co się z nim dzieje, ale to coraz mniej mu się podobało. Bo on nie mógł być od nikogo uzależniony. Był samodzielny, jak jakiś kowboj przemierzający dzikie stepy równie Dzikiego Zachodu. Sam! W jego życiu nie było miejsca na jakieś głębsze uczucie, w jego życiu nie było miejsca na kobietę, która będzie czekać na niego z kolacją, a potem posłusznie położy się w łóżku, gotowa spełniać zachcianki męża. Jego życie to były nieustające imprezy, kiedy kac trwał dwa dni, a niekiedy nawet nie miał czasu, żeby się pojawić, bo od rana ruszali na after party, by wieczorem zawitać w innym klubie. Corin nie pasowała do jego stylu życia, była zawadą, piątym kołem u wozu. Kogo on chce oszukać? To uczucie mu nie pasowało. Corin - jak najbardziej. Uśmiechnął się promiennie do Summer, szczęśliwy, że podjęła jego grę. Właściwie, to nie wiedział, dlaczego ukrywa przed Corin fakt, że się znają, jednak doszedł do wniosku, że może być naprawdę ciekawie. Zdążył już się dowiedzieć, że Corn co chwilę spotyka się z innym facetem i szczerze powiedziawszy, poczuł się w pewien sposób zdradzony. Miał ochotę nigdy więcej z nią nie rozmawiać, wręcz rzucić się w wir przypadkowych romansów. Jednak z drugiej strony, czy co słowo nie podkreślał, że Corin jest jego i tak ma właśnie pozostać? A ja się nastawiłam właśnie na romans, seks albo coś z tych rzeczy. No, ale cóż jakoś to przeżyjemy z Abigail. Dziewczyna posłała wchodzącej osobie nieco zirytowane spojrzenie, naprawdę miała ochotę pobyć sama, a tu ktoś musiał jej przeszkodzić i to w ostatnim pustym miejscu w tym zamku. Nie wygoni go przecież, jest z cholernej pucholandii i powinna się w tym momencie kielczyć jak głupia, oferując, że sobie stąd pójdzie, skoro chłopak chce pobyć sam. Nic z tych rzeczy. Przyjęła jego obecność z lekkim zrezygnowaniem na twarzy, ale cóż zrobić? -Tak Ci się tylko zdaje, słońce.-Znów zaczynają tę swoją śmieszną kłótnie. Całkiem bezsensowną, bo przecież zarówno Jared, jak i Corin mają innych partnerów, sypiają z innymi osobami. Czy faktycznie nie byli do siebie tak przywiązani, jak im się wydawało? Przez krótki moment nie wiedział, gdzie jest i co się stało. Chwilę później mroczki przed oczyma znikły, a on nieco niezgrabnie zaczął się zbierać z podłogi. Potem pomógł wstać Corin i Sum. -Nic Wam nie jest?-Zmarszczył brwi, przyparując się im z uwagą. O co tutaj chodzi?
Ostatnio zmieniony przez Jared van der Neer dnia Pią Maj 04 2012, 15:43, w całości zmieniany 1 raz
Najłatwiej zwalić winę na cechy charakteru. W sumie, nie jesteśmy za nie odpowiedzialni i nic za to nie możemy, że jesteśmy na przykład nerwowi albo przesadnie bojaźliwi, czy nazbyt pewni siebie. Abigail jednak nie przyjmowała takiego tłumaczenia. Ludzie się zmieniają dla ukochanych osób! Starają się być lepsi, próbują ukryć wady wyciągając na powierzchnię same zalety. Kochała Dracona, akceptowała go takiego, jakim jest, wybaczała tyle drobnych uchybień, jednak czasem było tak ciężko, a ona miała już dosyć zwalania winy na nią. Zniszczyła? Naprawdę uważasz, że to tylko i wyłącznie wina Abigail? Może pocałowała Jiro, bo pragnęła poczuć chociaż namiastkę czułości, innej niż ta podszyta złością, pełna negatywnych emocji, jak ich pocałunki po kłótniach. Ciągle kłótnie! Nie było momentu, w którym rozmawialiby normalnie i mieli takie samo zdanie na dany temat. Zawsze kłótnie! A podobno łagodzenie kłótni poprzez seks jest niezdrowe dla związku. Ona go nie prosiła o pocałunek! Nie padła na kolana, nie błagała z oczyma kota ze Shreka, ani nie marudziła jak Dariusz z „Trudnych spraw”, kiedy to próbował zaprosić Karolinkę na kawę. Ona TYLKO powiedziała, że nie miałaby nic przeciwko. Właśnie: zasugerowała, a to jest różnica. Poza tym, naprawdę nie rozumiem o co taka afera! Draco przecież ją zdradza… z Corin! Pisałam już, że Abigail już wcześniej miała wrażenie, że coś ich łączy? Na przykład podczas wyprawy do Zakazanego Lasu. -Proszę Cię Draco, przestań dramatyzować i robić z igły widły. Jesteś moim chłopakiem i to chyba logiczne, że liczę się z Twoim zdaniem.-Westchnęła przeciągle, a raczej chciałaby westchnąć, gdyby nie fakt, że on nadal na niej leżał i z powodzeniem odbierał dopływ tlenu do płuc. Właściwie ich związek nie mógłby polegać tylko na seksie, ponieważ uprawiali go tylko raz, a to chyba nie stanowi podstawy do nazywania seksu podstawą związku. -Dobra Draco, powoli przestaję widzieć sens w naszej dyskusji, więc albo ze mnie złazisz i obrażasz się dalej albo leżysz dalej, ale przestajesz robić z siebie takiego świętoszka, bo przeprosiłam Cię już chyba tysiąc razy, a Ty dalej swoje, chociaż jak już mówiłam, wina nie leży tylko i wyłącznie po mojej stronie. Zwłaszcza, że uprawiasz seks z Corin.-Jest załamana, to się będzie cięła do woli! Poza tym, on też jest pocięty.
Summer już trochę nie ogarniała kto, gdzie i z kim. Na początku był Ramiro, potem Finn, teraz Jared. Rany, Corin jest od niej trzy lata młodsza, a ma bujniejsze życie towarzyskie. Skandal, po prostu skandal. Co się teraz za młodzież robi. Trzymać takich pod kłódką, aż nie osiągną pełnoletności chyba. Gdy przyjaciółka posłała jej znaczące spojrzenie ta tylko westchnęła przeciągle. No co może zrobić innego? No nic. Nie jest jej matką i jej nie zmieni, a tak w ogóle to na to już za późno. Dlatego przypatrywała się tylko tym dwojgu i sobie tak stała i nic nie mówiła przez chwilę. Aż nie zasnęła. Nie mam pojęcia ile czasu spała, ale w końcu zaczęła się budzić. Otworzyła najpierw jedno oko, potem drugie, aż w końcu usiadła i rozejrzała się dookoła. Trochę nie kontaktowała i aż sobie musiała przypominać gdzie jest. A tak. Komnata, impreza. Wstała przy pomocy Jareda i kiwnęła głową, że nic jej nie jest. - A wam? - to było naprawdę dziwne. Co tu się stało?
Oczywiste jest to, że chodzi z Finnem, skoro jest z nim w ciąży. Nie trudno się było domyśleć w co on się tak właściwie pakuje. A nawet jeśli tak nie było, to Corin i tak uważa, że nie ma prawa mieć jakichkolwiek pretensji do niej. W końcu ani jeden, ani drugi nie usłyszał nawet słów bliskoznacznych do „kocham cię”, a dopiero to symbolizuje obietnicę – będę z tobą na zawsze. Przynajmniej tak uważała. I sorki bardzo, ale Jared jest zaręczony... - Pozwalam ci się zwodzić, by w końcu wyskoczyć na ciebie znienacka i dobić – Powiedziała po czym zaśmiała się cicho. Potem wiadomo. Stalo się, co się stało. - Dobrze ale... Źle się czuję... Ja.. Wyjdę na chwilę – Nim ktokolwiek zdążył zaprzeczyć ona już zwiała z sali by więcej się tam tego wieczoru nie pojawić.
On się nigdy nie zmieni. Do końca życia będzie po prostu dupkiem bez serca, który jak autorka zwodzi wszystkich i wykorzystuje starając się egoistycznie doprowadzić do swojego szczęścia. Musisz to zaakceptować Abigail, on już się wystarczająco dla ciebie... Ulepszył. I w tej sytuacji na pewno ta metamorfoza zamiast iść dalej, to po prostu się cofnie. Zdawało mu się, że dziewczyna ma pojęcie, w co się pakuje. Ale może była w tym racja. Przesadzał. Nawet on powoli dostrzegał, że przez te wszystkie sytuacje zaczyna nie tyle ją do siebie przyciągnąć co ranić i odpychać. Kłótnie jak wspominałam uwielbiał, ale... Sam również się powoli przez to wykańczał. Powoli przestał dostrzegać granicę między pozytywnie działającą dyskusją a istną wojną. A dzisiaj została przekroczona niejednokrotnie. Skakano po linie, która oddzielała te dwie sprawy, niszczyło się ją, zawiązywało supły. Z drugiej strony jednak wciąż uważał swój gniew za w pełni uzasadniony. Bo to „sugerowanie”, dla niego było prawie tak jak płaszczenie się i błaganie o pocałunek. Na obie te rzeczy zareagowałby tak samo. - Ja pierdole... Nic z Corin nie robię... Chciałem cię wkurzyć. Kurwa mać... Mam dość. Zobaczymy się... Kiedy indziej – Wypowiedział te słowa już naprawdę doprowadzony do szczytu, a więc Dracona, który ucieka przed problemem i nie chce już nic rozwiązywać. Jest jak szczeniak. Dziecko, które nie radząc sobie ze zbudowaniem wieży z klocków w końcu zdenerwowane całkiem ją rozwala i ucieka, by znaleźć pocieszenie u pani przedszkolanki. Teraz jednak nie zamierzał szukać u nikogo słów otuchy. Chciał zostać sam. Pewnie lada chwila to wszystko mu przejdzie i wtedy poczuje ogromne wyrzuty sumienia widząc ją.. Miał nadzieję, że nie w ramionach innego. Jesteś tchórzem Draco. Ty po prostu jesteś tchórzem...
Jego patykowate nogi przytargały go aż tutaj. Daleko od ślizgońskich podziemi, daleko od... w zasadzie każdego znanego mu już kąta Hogwartu. Skrzydło zachodnie. Po co tu właściwie przyszedł? Tyle wspomnień odżyło w nim, będąc tutaj, w tej części zamku. Usiadł na kanapie. Wyprostowany, z dłońmi na kolanach. Siedział sztywno, czuł się tu mimo wszystko nieswojo. Dawno go tu nie było, oj dawno. A zdawało mu się, że wciąż słyszy śmiechy, krzyki, łzy, rozmowy swoich przyjaciół i znajomych. Jeszcze nie tak dawno brał udział w projekcie studenckim Iterius, do którego dostał się fałszując papiery. To były czasy! Wspaniałe, bo na pewno nie tak samotne. Choć i one potrafiły zranić. Przestraszone tęczówki przeskakiwały ze ściany na ścianę, z mebla na mebel, z okna na okno... Był też trochę podminowany. Tym, że to wszystko się skończyło, że większość wyjechała, a on zdawał się tkwić w miejscu. Ukłucie w sercu, raz po raz. Brawo, Jiri, masz serce! Nie cieszysz się? Nie świętujesz? Miał wrażenie, jakby wydobywały się z niego wszystkie przegnite uczucia, które chował gdzieś głęboko, w ciemnym, nieodwiedzanym przez nikogo miejscu. Grymas pojawił się na jego wychudzonej, zniszczonej twarzy. Czyżby miał też duszę? A czy ty w ogóle wiesz co to dusza, Broskev? Za dużo tego. Za dużo na raz. Myślał, że zaraz zwariuje. Wszystko minęło, został sam, tutaj, jeden, w pokoju pełnym wspomnień. I nagle zaczął zdawać sobie sprawę, że to jego ostatni rok nauki. Co dalej? Co chcesz ze sobą zrobić, hm? W pewnym momencie poczuł się zmęczony, niesamowicie zmęczony tym wszystkim. Przymknął oczy, a głowa bezwiednie osuwała się w stronę oparcia sofy. Nie, stop! Naprężył się znowu i zaczął strzelać kostkami u dłoni. Cichy trzask rozlegał się w pomieszczeniu, starając się je nieco ożywić. Jednak nie osiągnął nawet jednej trylionowej tego, co tu się kiedyś działo. Czyżby... Czech tęsknił? Nie. Nie może tu zostać. Musi wrócić. Do ojczyzny, do Zuzanki, do imprez, do magicznych eliksirów, alkoholu... tak, skoro już powziął solenne postanowienie o tym, aby siebie zniszczyć, to trzeba to zrobić. Raz a porządnie. Ale najpierw musi pomóc siostrze. Bo ona tego potrzebuje, choć pewnie w duchu tak jak brat zaklina się, że to nieprawda. Że nikogo nie potrzebuje. Uśmiechnął się, a przynajmniej spróbował, bo napięta, zdegenerowana skóra skutecznie stawiała opór. Tak, nie ma dla niego ratunku. Musi utonąć w tym bagnie, do którego sam wszedł.
Trixie Froy otworzyła oczy dopiero październikowego, deszczowego popołudnia, orientując się, że nie jest tu gdzie być powinna. Rozglądała się dookoła przestraszona miejscem w którym się właśnie znalazła. Wstała z łóżka które nie było tu gdzie być powinno. Spojrzała w lustro, które nie należało do niej. Dotknęła zapadniętych policzków, które też wydawały się być obce. Zamknęła oczy. Westchnęła głęboko. Po prostu zmieniła łóżko w sypialni, kiedy przeniosła się do innego dormitorium, w tym roku. I wciąż jest Trixie Froy. Wszystko jest tak jak zawsze. Blondynka powoli podeszła do swojego łóżka i dotknęła prac leżących na łóżku. Śmierdziało farbą. Miała wrażenie z resztą, że ona też sama śmierdziała. Dotknęła swoich długich, blond włosów. Czemu one wciąż są tak długie? Kiedy ostatnio wychodziła gdzie indziej, nie licząc zajęć? Kiedy ostatnio jadła w Wielkiej Sali a nie w kuchni? Trixie stała pod prysznicem po raz pierwszy obudzona. Od razu po wyjściu z niego wyjęła nożyczki. Ciach, ciach, ciach. Blond pukle sypały się wokół jej stóp. Ciach, ciach, ciach. Jej włosy wyglądały teraz odrobinę śmiesznie. Kiedy postawiła je na cukier już odrobinę lepiej. Uśmiechnęła się do siebie w lustrze. Odrobinę szczuplejszej niż w czasie wakacji. Odrobinę smutniejszą niż zawsze. Odrobinę optymistyczniejszą niż ostatnio. Podeszła do swojej walizki i wyszukała swojej kolorowej sukienki w kwiaty, nałożyła żółte rajstopy, a do tego długie oficerki. Kiedy po raz kolejny stanęła przed lustrem zastanawiała się czy przypadkiem ostatnimi czasy nie malowała oczu jedynie w odcienie szarości. W końcu powoli nałożyła dużą warstwę jaskraworóżowego cieniu do powiek. Trixie wyszła z pokoju wspólnego nie będąc pewna co teraz powinna zrobić z sobą. W zasadzie na wyjeździe z Hogwartem było fajnie. Popadła w apatię dopiero kiedy spędziła dużo czasu w Londynie, z matką. Miała wrażenie, że świat upadł na głowę. A raczej, że ona upadła gdzieś, skąd nie może wyjść. Jej obrazy wychodziły źle. A każdy nowopoznany mężczyzna nie był doskonały. Froy była zmęczona swoim masochizmem odnośnie uczuć. Najpierw poszła do biblioteki wypożyczając jakąś książkę z zaklęciami o malarstwie. Skierowała się później do wspólnej komnaty. Potrzebowała towarzystwa. Wślizgnęła się do środka dość cicho i stanęła w wejściu widząc kto tam siedzi. Stała przez chwilę zastanawiając się co ma zrobić. I próbując się uspokoić. Jiri Broskev. Na początku o mało nie jęknęła z bólu i rozpaczy. Zostawił ją tutaj. Bez pożegnania. A teraz siedzi sobie na kanapie z czymś w kształcie uśmiechu na twarzy. W zasadzie nic nigdy nie powiedziała o swoim uczuciu. Nic też jej nie obiecywał. Był też chamem i prostakiem. A Trixie właśnie skazując się na wewnętrzne tortury sunęła cicho w jego stronę. Bez słowa usiadła na niewielkim stoliku naprzeciwko niego, samoistnie przyciskając książkę do piersi. Wciąż był wychudzony. Zęby miał krzywe, jak zawsze. Widziała nawet z takiej odległości jego piegi. I wciąż sprawiał, że Trixie miała ochotę wyciągnąć swoje drobne rączki i przytulić go do siebie. I nie puścić, żeby jej znowu nie uciekł. - Zostałeś w Hogwarcie? – zapytała w końcu dość głupio, wlepiając wzrok w swoje oficerki.
Zawsze zostawiał. Pokręcił się, a potem odchodził bez słowa. Zostawiał masę ludzi za sobą, uznając, że nie ma dla nich miejsca w jego szalonym życiu. Czasem tego żałował, częściej jednak miał to w dupie. Starał się być niezależny i nie przywiązywać się do nikogo. Wiedział, że tak było najlepiej. I wszystko szło pięknie, dopóki nie trafił do Hogwartu. Zaczął tu nawiązywać jakieś chore relacje, w które tak bardzo się angażował, że to aż czasem bolało. Nie miał serca, nie miał duszy i dobrze mu się żyło, naprawdę. Teraz sobie takowe wyhodował i wcale nie był tym faktem zachwycony. Najchętniej przehandlowałby to na coś innego, w zasadzie na cokolwiek. No, może poza chorobami, a już na pewno tymi wenerycznymi heheh. Siedział tam teraz, nie do końca wiedząc po co i dlaczego. Może jego podświadomość potrzebowała chwili ciszy i relaksu, bo on sam na pewno by o tym nie pomyślał. W zasadzie to nawet się obawiał, że ktoś go tu zobaczy. Bo to miejsce nie pasowało do niego. Nie wtedy, kiedy nie było tu żadnej imprezy, kumpli czy po prostu studenckich wygłupów. I już, już miał się stąd zbierać, bo chciał zajarać, napić się czegoś i znów samotnie się wyniszczać kiedy ktoś wszedł do środka. Niebieskie tęczówki szybko zjechały ze ściany, by zatrzymać się na dziewczynie, która teraz już powoli szła w kierunku Broskeva. Zamrugał gwałtownie, spiął się w sobie jeszcze bardziej, a dłonie nerwowo schował, układając ręce na piersi w pozycji skrzyżowanej. Trixie. Tak mu się przynajmniej zdawało, bo miał poczucie, jakoby nie widział jej już wieki. Rozchylił delikatnie spierzchnięte usta, po czym zaraz je zamknął, rozluźnił się, siadając w lekkim rozkroku, z tułowiem ułożonym nieco niżej. Starał się wyglądać naturalnie, ale wcale mu to nie wychodziło. Pozory mylą. Nie wiedział, co jej powiedzieć, od czego zacząć. Jak powinno wyglądać to spotkanie? Wcześniej, zanim ona się gdzieś ukryła, zanim on potem wyjechał, chciał jej tyle powiedzieć, chciał... żeby po prostu była, tuż obok, ale rozminęli się gdzieś po drodze, a on odczuwał w stosunku do niej złość. Bo tylko ta złość kamuflowała jego smutek i żal, tylko złość wyglądała dostatecznie dobrze, aby ją obnażyć przed światem. W końcu nie jest mięczakiem, nie może się rozklejać, nie może pokazać, że czegoś chce. Albo że mu zależy. Nie może mu zależeć. To się źle kończy. Skończyło. - Tak - odezwał się niskim, zachrypniętym głosem i wbił spojrzenie w swoje buty. - Ale chyba wyjadę na stałe - dodał po chwili, choć nie wiedział po co. Bo zapewne jej to ani nie interesowało, ani... ani on nie potrzebował tego mówić. Prawda...?
No tak. Jiri i Trixie mieli całkowicie różne metody jeśli chodzi o zawieranie kontaktów i ich ewentualne kończenie. W zasadzie jeśli o tym pomyśleć byli całkowicie różni. Gdyby ktoś zapytał co ich łączy, Froy prawdopodobnie uśmiechnęłaby się szeroko i rozłożyła ręce. Może ewentualnie poczucie humoru, o ile Jiri ma ochotę na żarty. Nawet w wyglądzie nie mieli żadnej cechy wspólnej poczynając od wzrostu, przez rysy twarzy po styl ubierania. A ich poglądy na świat również nie były zbieżne. Ani podejście do ludzi. W zasadzie nie było żadnych podstaw, które powinny utrzymywać dwójkę ludzi ze sobą w jakiejkolwiek bliższej relacji. Trixie nie potrafiła wyczytać nic z jego postawy. Nie miała nawet pojęcia czy chociaż trochę ucieszył się na jej widok, czy raczej zezłościł. A może była mu całkowicie obojętną dziewczyną, którą poznał w Hogwarcie, a ta niepotrzebnie szwendała się za nim ze swoim zbyt optymistycznym podejściem do życia. Podniosła spojrzenie znad butów kiedy jej odpowiedział. Teraz on gapił się w dół. Miała przez chwilę ochotę wyciągnąć rękę i pogłaskać go po jego krótkich włosach, kiedy usłyszala kontynuację odpowiedzi. Teraz Froy cieszyła się z całego serca, że nie patrzył na nią, bo w jednej chwili wyraz jej twarzy z zaciekawienia zamienił się w rozpacz. Gwałtownie odwróciła głowę w kierunku okna, zastanawiając się, czy zaraz się nie rozpłacze jak słodka, mała dziewczynka, którą wciąż jest. - Świetnie- powiedziała tak ostrym i ironicznym tonem, jakiego chyba nigdy dotąd nie użyła. Gdyby mogła spojrzeć na siebie zdziwiona, zapewne by to zrobiła. Ale ponieważ nie mogła, z zaciętego zmieniła wyraz twarzy na zszokowany. Odwróciła głowę z powrotem w kierunku Jiriego z dekoncentracją. - Kiedy… jedziesz? Znaczy… pomóc ci się pakować? – zapytała w końcu po czym zmarszczyła brwi słysząc swoją propozycję. Pokręciła głową i wsadziła twarz w dłonie po czym jęknęła. Zapomniała przy tym, że kurczowo trzyma książkę i ta z hukiem upadła na ziemię. Trixie poderwała się szybko w panice. Niepotrzebnie rozglądała się za przyczyną hałasu. Nie mogła skupić myśli. Miała ochotę utopić Broskeva w wiadrze. Już teraz. Kiedy zrozumiała, że to książka spadła, zaczęła zaś się rozglądać za wiadrem. Chaos, chaos w głowie.
Tak, ciężko było o dwóch różnych ludzi w takim samym stopniu jak Trixie i Jiri. On sam nawet często zastanawiał się nad tym, jakim cudem mogła go połączyć tak silna relacja z kimś takim jak ona. Mała blondyneczka, artystka, uśmiechnięta, miła i pomocna, w dodatku niemalże szlama i Brytyjka, bi. Ktoś taki w świecie Broskeva nie miał prawa bytu, a co dopiero prawa, aby ten mógł go obdarzyć jakimś uczuciem, starać się wytworzyć między nimi jakąś więź. Niejednokrotnie się temu dziwił i nie mógł w to uwierzyć, ale co się stało, to się nie odstanie. Była tak inna, tak dziwna, tak... wyjątkowa zarazem. Być może gdyby nie jego uprzedzenia, gdyby nie Adele, gdyby nie... Siedział tam, wciąż usilnie starając się być zły i wyluzowany jednocześnie. Jednak jak łatwo można się domyślić, nie udawało mu się ani jedno, ani drugie. Ręce skrzyżowane na piersi wciąż były skrzyżowane, wzrok wciąż świdrował na wylot buty Czecha, a serce wciąż dziwacznie waliło jak oszalałe. Ale dlaczego, o co znów chodzi? Ten koszmar miał się już skończyć, miał się już skończyć, przecież się skończyło... Nie wiedział, czego oczekiwał, czy w ogóle jeszcze oczekiwał czegokolwiek od kogokolwiek. Ale chyba najbardziej prawdopodobnym scenariuszem w jego głowie było: "Aha. To powodzenia, trzymaj się, ja muszę już lecieć, pa!", albo coś podobnego. Zamiast tego usłyszał "świetnie" wypowiedziane takim tonem, jakiego nigdy u niej nie słyszał. Automatycznie podniósł głowę, przerzucając spojrzenie na Trixie. Rozszerzył oczy ze zdziwienia i konsternacji, widząc jej poczynania. Nie wiedział czemu tak reaguje. Nigdy nie był dobry w myśleniu, domysłach czy odczytywaniu ludzkich uczuć. Nigdy go one po prostu nie interesowały. A teraz nie wiedział, co ma zrobić. Ostatecznie poderwał się z kanapy i chwycił książkę, podając ją potem Froy. Wciąż na nią patrzył ze zdziwieniem i lekkim przerażeniem. Może coś się stało? Może ktoś umarł, może jakiś obraz jej nie wyszedł, a może po prostu miała okres? Cholera wie, nigdy nie potrafił trafić za tymi babami, może dlatego nigdy się z żadną nie związał. A może po prostu żadna go nie chciała. - Nie, to znaczy, nie musisz - odezwał się, kiedy sobie w końcu przypomniał o zadanym mu pytaniu. - Coś nie tak? - zachrypiał ponownie, patrząc się intensywnie na dziewczynę. Jakby to miało w czymkolwiek pomóc.
Och, na przykład w życiu Trixie dla każdych było miejsce! Od równie miłych i uprzejmych osób co ona, po niechlujnych Czechów, którzy nie grzeszą dobrymi manierami. Jednak jeśli ktoś kiedykolwiek zapytał jej jak wyobraża sobie swój ideał, na pewno nie powiedziałaby: nietolerancyjny, chamski mężczyzna, koniecznie wychudzony i z ciężkim dzieciństwem. Widziała siebie raczej jako kogoś, kto resocjalizuje takich ludzi, a nie zakochuje się w nich. Nie pamiętała tak napiętej atmosfery od… bardzo dawna. Zazwyczaj ludzie w jej towarzystwie automatycznie byli jacyś milsi i z łatwością wychodziły jej wszelki rozmowy o niczym. Bo czy nie rozmawiali teraz o niczym? Czyż to nie jest zwykła pogawędka starych znajomych? W każdym razie Trixie pogubiła się w swoich bezsensownych poczynaniach i nie ma co winić Jiriego, że jej nie rozumiał. Wszystkie kobiety są trudne do rozgryzienia, a kiedy Froy robi się jeszcze bardziej nie ogarnięta niż zawsze to sama siebie nie potrafi zrozumieć. W każdym razie w końcu Broskev odpowiedział na jej pytanie, odrobinę sprowadzając ją na ziemię. Ale tylko na chwilę. Gryfonka zastygła w miejscu gapiąc się na chłopaka, który świdrował ją spojrzeniem. Coś nie tak? Trix spojrzała na książkę, którą właśnie od niego wzięła i po chwili uderzyła go nią. Co prawda była na takiej wysokości, że jej ręce sięgnęły gdzieś koło brzucha, a jej uderzenie z pewnością nie było zbyt mocne, ale liczy się fakt, że to zrobiła. Bo przecież, cóż to za pytanie? Oczywiście, że coś nie tak! Już raz pogodziła się z tym, że odszedł bez pożegnania, a teraz oznajmia jej, że znowu wyjeżdża! Ona tęskni, jest smutna i zastanawia się na jaki adres do niego napisać i czy w ogóle, a on znów się pojawia się w jej życiu i oznajmia, że odchodzi. Więc oczywiście, że coś nie tak! Trix odrzuciła książkę, przepraszając gorączkowo, kiedy ponownie zorientowała się, że nie robi rozsądnych rzeczy. - Nie, wszystko w porządku- dodała jeszcze zamiast powiedzieć wszystko to co kołatało jej się w głowie, chociaż wcześniej zaprzeczyła temu stwierdzeniu, waląc go książką. Froy westchnęła i wyciągnęła drobne rączki, po czym objęła Czecha w talii. Przez dużą różnicę wzrostu, kiedy położyła głowę, wciąż mogła wtulić się twarzą w jego bluzę. Zawsze zastanawiała się czy faktycznie przyjemnie będzie go przytulać. Czy nie będzie śmierdział alkoholem i szlugami. Czy jego bluza nie będzie śmierdzieć, bo nosił ją ostatni miesiąc. Teraz zaś odkryła, że czymkolwiek pachniał, ciało Jiriego obok jej było jedną z najprzyjemniejszych rzeczy pod słońcem. - Po prostu nie chcę za tobą tęsknić, Jiri – powiedziała szybko, zanim próbowałby zdążyć uciec jej drobnym rączkom, zaciskającym się wokół niego.
Miał wrażenie, jakby go w coś wkręcali, jakby zaraz zza kanapy miało wyjść stado ludzi z okrzykiem "nabraliśmy cię!!!", albo czymś równie gównianym. Dlatego odwrócił na chwilę gorączkowo głowę, ale upewniwszy się, że są w pokoju sami coraz bardziej się zamotał. Wtedy przynajmniej wszystko byłoby jasne, nie byłoby tych dziwnych zachowań i niedomówień. Ot, żarcik sobie Trixie zrobiła, nic strasznego. A tak? Próbował ją rozszyfrować, ale naprawdę był w tym po prostu beznadziejny i nie ma się co oszukiwać, że było inaczej. Podrapał się nerwowo po ręce, uciekając wzrokiem z twarzy Froy na jej rajstopy. Były takie przyjemnie żółte, takie ciepłe i radosne. Uśmiechnął się mimowolnie i o dziwo nawet niezbyt sztucznie. Słońce rozświetlające pokój. Jednak jego jakże tęczowe myśli zostały przerwane przez właścicielkę książki, którą Broskev jej wspaniałomyślnie podał, a którą zaraz oberwał w brzuch. Ale za co, do kurwy nędzy? Naprawdę miał się już zezłościć, wrzasnąć "O CO CI DO CHOLERY CHODZI?" i być może nią trochę potrząsnąć, bo ta atmosfera była nie do zniesienia. I ta niepewność, speszenie, nie wiadomo co. Chujemujedzikiewęże. Nie umiał legilimencji, nie mógł wiedzieć, co gryfonka sobie myśli. Wtedy wszystko byłoby prostsze i logiczniejsze. Bo kto normalny kogoś bije, by potem powiedzieć, że wszystko w porządku? - Jakoś ci nie wierzę - mruknął więc, chwilowo przerywając ciszę i starając się oddychać głęboko i spokojnie. Bez nerwów, bez kołatań serca, proszę. Już miał wsadzić ręce w kieszeń i wygłosić jakiś długi i nudny monolog o tym, jak baba do faceta ma mówić wprost i bez owijania w bawełnę, kiedy w tym samym momencie Trixie zrobiła coś, czego nie przewidział - objęła go w pasie, a potem powiedziała straszną rzecz. Straszną, bo nie wiedział jak ją interpretować, jak wszystkiego tutaj zresztą. Że tęsknić jak za kimś, z kim chciałoby się być, czy za kimś, kto jest przyjacielem? A może mówi to, aby być grzeczna i dobrze wychowana? Może takie rzeczy mówi się komuś, kto oznajmia, że wyjeżdża? Te wszystkie międzyludzkie sprawy były tak popierdolone, że najchętniej złapałby się za głowę i ponarzekał na swój jakże ciężki los. Ostatkiem sił się zrelaksował, wzdychając ciężko. Położył swoją dłoń na jej ramieniu. - Mówisz tak, bo tak wypada, prawda? - spytał flegmatycznie, bo zrobił się trochę nieobecny. Wzrok bezwiednie powędrował gdzieś za okno, a jemu zrobiło się trochę słabo. Delikatnie bujał się na chudych nogach, starając się trzymać równowagę.
Trixie również widząc jego gest rozejrzała się po pokoju. Ona raczej uwierzyłaby, że nagle Jiri zacznie się przemieniać i okaże się, że tak naprawdę to jakiś chłopak, który wypił eliksir wieloskokowy i postanowił ją nabrać. Jednak okazało się, że dalej nic się nie działo w tym stylu. W każdym razie, ponieważ była zajęta swoimi ponurymi myślami, nie zauważyła niestety jego szczerego uśmiechu. Boże co za życie. Zdziwiła się odrobinę, że Broskev nie zareagował trochę agresywniej na jej nagłe zerwanie i buntownicze uderzenie w niego książką. Ale całe szczęście mruknął tylko coś do niej. A ona średnio zrozumiała co, bo właśnie postanowiła przytulić się do Czecha. Nie odtrącił jej, chociaż nie okazał jej czułości, która właśnie kołatała jej się w wyobraźni. Jak Jiri wtula się również do niej. Odwraca jej głowę. Całuje namiętnie. Nic takiego się nie stało. Położył flegmatycznie dłoń na jej ramieniu. Westchnęła w jego bluzę, rozluźniając swój uścisk. Kiedy usłyszała jego pytanie oderwała się od niego zupełnie. Zanim odpowiedziała podniosła z powrotem książkę. Uśmiechnęła się smutno do chłopaka. - Och, chciałabym, żeby to był jedyny powód – powiedziała w końcu. Stanęła na palcach, by móc pocałować delikatnie policzek Jiriego. Odrobinę dłużej niż wymaga tego ustawa, ale nie mogła się powstrzymać. Przeszła parę kroków w stronę wyjścia, po czym odwróciła się w jego stronę. - Zanim wyjedziesz, spotkajmy się jeszcze. Narysowałam cię. Uniosła rękę i pomachała mu delikatnie. Po drodze do drzwi zatrzymała się jeszcze na chwilę. Chciała zapytać czy nie poszedłby z nią na bal, zamiast losowania, ale się powstrzymała i wyszła. Przecież ewidentnie widziała, że widzi w niej jedynie odrobinę zbyt napastliwą koleżankę, przy której nie potrafi być nawet rozluźniony.
/początek, ale już po przyjeździe expressem, blondynka się spóźniła i tata ją zawiózł, no i nie ma pojęcia co się działo.
Lo oczywiście szykowała się do wyjazdu o 3 sekundy za długo, albo było to spowodowane tym wolnym mugolskim samochodem które zakupił jej tata, oczywiście dziewczyna sądziła ze szybciej i wygodniej będzie dolecieć na peron, ale stary zgred się uparł a blondynka nie zdążyła na pociąg. Tak czy siak do szkoły trafiła, przyleciała razem z tatą, który całą drogę opowiadał o tym jak to był młody i zapomniał o pociągu i musiał na miotle lecieć a bynajmniej ona ma na tyle dobrze że w garażu stoi stary samochód który również lata, dziewczyna czasami zastanawia się czy ten samochód jednak nie przeżył jej dziadka, no ale nigdy w życiu tego na głos nie powiedziała, jej tata ma kruche uczucia nie chciała urazić jego dumy. Dziewczyna od razu po przylocie udała się do dormitorium i sprawdziła czy jej rzeczy są na miejscu, a że były to udała się do pustej biblioteki, wzięła jakąś starą brudną książkę o eliksirach i poszła do wspólnej komnaty ubrana w białe balerinki, biały obcisły sweterek i ciemne jeansy, nie chciało się jej przebierać w szatę, ani iść do wielkiej sali i wysłuchiwać przemowy którą słyszy co roku od pięciu lat, dlatego też w pustej sali usiadła przy kominku i zaczęła czytać książkę, wiedziała że prędzej czy później przyjdą tu jacyś studenci którzy za pewne ją wygonią gdyż dziewczyna jest młodsza, ale taka już jest racja bytu w tym świecie, której dziewczyna jak bardzo by chciała nie zmieni.
Hogwart, wreszcie to na co tak długo czekał chłopak. Oczywiście wakacje również mu się podobały, nie należały one do tych najgorszych jakie przeżył, a na prawdę zdarzyły się takie, które okazały się kompletną klapą. Chłopak również nie przyjechał pociągiem. Jego ojciec obiecał go przywieź. Posiadali latającego forda, a więc nic nie stało na przeszkodzie. A i Maxowi to było bardzo na rękę, bo nie miał ochoty włóczyć się tym pociągiem. Niby to tam zaczynały się nowe przyjaźnie, bo tam poznał Is i Czarka, ale do nich miał wiele do powiedzenia. Jak ich tylko spotka to wystrzela im po głowach. Jak mogli się do niego podczas tych wakacji nie odzywać? Is jeszcze parę sów wysłała, ale Czarek w ogóle. Co się z nim działo? Czyżby nie zabrał ze szkoły swojej sowy? Nie, to było wykluczone, nie wierzył w to. Czarek zawsze znalazł dobre wytłumaczenie, ale tym razem Max na nic takiego się nie nabierze, po prostu o nim zapomniał i tyle. Nie oszukujmy się. Max również nie miał ochoty iść do wielkiej sali. Co roku słyszał to samo i w tym roku postanowił sobie to darować. Pewnie coś tam będzie mówione o studentach, a jakby nie patrzeć jego to powinno interesować, w końcu jest na pierwszym roku studiów, ale na pewno się wszystkiego dowie. Chociażby od Cait, która zapewne się tam pojawi. A właśnie co u ślizgonki? Kuzynka w ogóle się do niego nie odzywała. Też się na niego obraziła, czy co? Jak już się wali to wszystko, prawda? Ruszył korytarzami Hogwartu, aby być jak najdalej tego skwaru który dobiegał z wielkiej sali. Dlatego też udał się na skrzydło szpitalne, sam nie wiedział dlaczego, po prostu nogi go same tam poniosły. A do wspólnej komnaty wszedł, bo uważał to za bardzo dobre miejsce na spędzenie samotnego wieczoru. Otóż tutaj się najbardziej pomylił, bo na miejscu była Chloe. Młodsza koleżanka Maxa. Znali się, ale pewnie tylko dlatego, że należała do Hufflepuff z jej roku nie znał kompletnie nikogo, chyba, że jeszcze z widzenia jej koleżanki z roku, ale nawet w to wątpił. Chloe do niego zagadała jak była w pierwszej klasie i pomógł jej dostać się na lekcje Transmutacji, pewnie dlatego też ich znajomość jakoś się rozwinęła i dziewczynę na prawdę bardzo lubił. Była bardzo pozytywna i przy niej Max zawsze się uśmiechał, a jakby nie patrzeć teraz jest mu to na prawdę bardzo potrzebne. - Cześć Chloe. - przywital się. Max miał pamięć do imion, zazwyczaj nie miał problemu z utożsamieniem konkretnej osoby, dlatego też i Chloe doskonale pamiętał. Dziewczyna wiedziała, że jeśli chodzi o zielarstwo chłopak zawsze chętnie jej pomoże. - Nie na ceremoni? - zapytał z czystej ciekawości, chociaż to samo pytanie mógł spodziewać się po niej.
litości, nie ma żadnej ceremonii, uczniowie śpią w Wielkiej sali i nie ma opcji, żeby dyrektor wypuścił dwójkę uczniów, czytajcie ogłoszenia :c
Gwen siedziała w jednym z foteli opatulona w sweter i czytając książkę. Szczerze mówiąc nudziła się i to bardzo. Doszła już do siebie po rozstaniu i nawet czuła się z tym lepiej. Wątpiła czy jeszcze kiedyś będzie w stanie z nim normalnie pozmawiać. Ale trudno się mówi. Widocznie nie był jej godzien. I tyle. Nie mam sensu rozpaczać. Nie ten zajdzie się inny. Puchonka postanowiła cieszyć się życiem jak to miała w zwyczaju. Chociaż z drugiej strony chciała wyjść na dwór, ale padało. Po za tym mogła się przeziębić. Ne lubiła być chora więc ograniczyła wizytę do minimum. A po za tym te jej włosy. Szkoda słów. Nawet prostownica nie dałaby im rady. Po jakimś czasie Gwen złapała się na tym, że czyta ale tak na prawdę nie wie co. Przebiega wzrokiem po literach nie rozumiejąc słów. Nie było sensu dalej czytać, bo i tak nie zrozumie treści. Potem będzie musiała się cofnąć jeśli dalej będzie brnęła. Założyła zakładkę między strony i zamknęła książkę. Rozejrzała się po pomieszczeniu poszukując czegoś dla zbicia czasu.
Te szalone ataki. Ile ich już było? Ostatnio dużo. No i po 22 godzinie nie można było wychodzić z Dormitoriów. No masakra ludzie. W dodatku jeszcze ta cała sprawa z mieszkaniem. No Bambi zupełnie nie wiedziała czy rodzice mają już jej przesyłać te kartony czy jeszcze nie? A te słodkie puchate dywany i migające lampki? Miały się tak kisić cały czas pod zamknięciem? Westchęła ciężko i powędrowała do Wspólnej Komnaty. Tak wyszło jakoś. Nie miała specjalnych planów na ten moment, a i siedzenie na tyłku w miejscu nie wchodziło w rachubę. Musiała się koniecznie gdzieś przejść, a to miejsce wydawało się być nawet w porządku. Wędrowanie korytarzami bez celu było już nużące. Pchnęła ciężkie drzwi i weszła do środka. Nie rozglądając się nawet wybrała jeden z miękkich, wytartych już i zniszczonych czasem foteli. Oh. Ktoś tu już obok siedział. - Gweannie! - pisnęła radośnie, siadając po turecku i obracając się w stronę koleżanki z domu. O ile dobrze pamiętała to ta była spokojna i chyba całkiem często widywała ją z książkami. - Co czytasz?- dodała wyłapując spojrzeniem książkę na jej kolanach. - W ogóle to zobacz jaki zbieg okoliczności! Siadłam na fotelu, nawet nie wiedząc że Ty tu jesteś, a patrz, Ty tu byłaś i siadłam obok Ciebie! Nie sądzisz, że to całkiem superowe? - zaczęła gadać bez ładu i składu, entuzjastycznie wymachując rękami dla podkreślenia wagi sytuacji. Beatrice potrafiła być rownie rozkoszna co mało zrozumiała. Takie życie, ale no prosze państwa. Nie sposób jej nie kochać, czyż nie?
Gwen wcale do spokojnych osób nie należała, a książki czytała już tylko z wielkiej nudy albo dlatego, że ją coś wciągnęło. Ale to rzadko kiedy. Zdecydowanie bywała raczej nieco bardziej szalona. A już na pewno nie mogła długo usiedzieć długo w jednym miejscu. Miała tak od dziecka i nic nie mogła z tym zrobić. - Bambi! - Wreszcie ktoś przyjazny w tej komnacie. - Nic ciekawego. Buzia Gwen samoistnie rozciągnęła się w szeroki uśmiech. Starsza koleżanka zjawiła się jak na zawołanie. Von Ingersleben akurat się nudziła i wręcz wysyłała nieme sygnały do kogoś, żeby się zjawił i rozwiał tę nudę. Bowiem postrzegała nudę jako stratę czasu. - Bardziej niż superowe. Jakbyś odpowiedziała na moje wędrujące myśli proszące o jakąś żywą istotę, do której mogłabym się odezwać. Mówi się, że milczenie jest złotem, ale Gwen bardzo milczenia nie lubi. Jak dla niej to tylko marnotrawstwo życia, bo zamiast się nie odzywać można tyle ciekawych rzeczy powiedzieć. Ale kto jak lubi. Ona na pewno do milczków - Widocznie było nam pisane się tu spotkać i jakoś zagospodarować czas na robieniu czegoś ciekawego.