Wielkie regały z książkami sięgają niemal do sufitu. Można tu spotkać przede wszystkim osoby lubiące się uczyć, czytające dla przyjemności lub po prostu grupki dziewczyn chcące obgadać coś w spokoju. Całe pomieszczenie wypełnia zapach starego pergaminu, a niektóre półki pokrywa cienka warstwa kurzu. Jest tu przestrzeń na której stoją stoliki z krzesłami, by można było przeczytać książkę której nie można wypożyczyć, bądź w ciszy odrobić lekcje
Kolejny dzień w Hogwarcie. Jeden z wielu, pełnych życia dni, kiedy uczniowie i studenci spieszą się na zajęcia, a nauczyciele w popłochu sprawdzają pierwsze wypracowania oraz przygotowują kolejne materiały na zbliżające się wykłady. Rzecz jasna młodsza część szkoły nie przejmowała się tym tak bardzo, jak profesorowie, jednak musieli ingerować w przypadkach podobnych do tego, który właśnie miał miejsce w bibliotece. Paul Price, jako jeden z niewielu, miał chwilę przerwy i dotarł na miejsce przed innymi, by pełnić swoje obowiązki. Zastał tam Lotte Reyes i Alana Payne'a na intrygującej wymianie zdań. Czyżby się kłócili? Skądże, prowadzili tylko rozmowę o wielkim tomiszczu na trasmutację, a które oboje chcieli mieć, gdyż był to jedyny dostępny w tej chwili egzemplarz. Jak to się potoczy? Mistrz Gry zostawia was z tym małym problemem w nadziei, że nie poleje się krew, a oba domy unikną utraty punktów. Może pan profesor znajdzie jakieś pokojowe rozwiązanie. Kto wie, kto wie. Zaczyna Paul. Powodzenia!
______________________
Autor
Wiadomość
Rebekah W. Lanceley
Rok Nauki : V
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.59 m
C. szczególne : chuderlawa, piegowata twarz, rudzielec
Nie miała pojęcia, dlaczego zapisała się do kółka Ambitnych Astronomów. Już samo słowa astronomia wywoływała u niej ból głowy. Co to znaczy? Wiedziała jedno. Nocne niebo, gwiazdy i planety, na tym jej wiedza się kończyła. Rodzice byli nawet zadowoleni z jej rozbudzonych ambicji, zapisała się aż do dwóch kółek, w tym astronomicznego?! W pierwszej chwili pomyśleli, że to jakiś żart i młoda Lanceley znowu coś postanowiła zmalować, ale tak nie było. Zapewne myśleli, że wszystko wraca na dobry tor i Bekah stanie się spokojną, a także ułożoną dziewczynką, bo grzeczna to ona nigdy nie była. Jak tak dalej pójdzie, wypisze się szybko z tych kółek, bo w końcu jej reputacja legnie w gruzach. Miała wykonać jakieś zadanie z kółka z Makoto, ale niestety musiała udać się bez swojego przyjaciele, dla którego tu się zapisała. Nic nie szło po jej myśli. Kurwa mać. Poprosiła o jakiegoś rówieśnika, bo sama w bibliotece to by się zgubiła. Nawet nie wiedziała, gdzie konkretnie ta biblioteka się znajduje, nie bywała tam, odkąd nie za kumplowała się z Finn. Czasami tam wpadały, a Lanceley zawsze chciała stamtąd uciec jak najszybciej. Nienawidziła książek, czytania, a tym bardziej nauki. Wolała spędzać czas na powietrzu. Bawić się, wygłupiać i robić mnóstwo durnych psikusów. Teraz przyszła z jakimś ślizgonem do biblioteki, za dużo nie mówiła. Miała nadzieje, że on znajdzie wszystkie informacje na temat "Rój Lirydów". Co to kurwa jest? Pierwsza myśl, a kolejna gdzie tego szukać, kiedy padło z ust ślizgona, żeby poszła poszukać w drugim dziale książek związanych z astronomią? To tu były jakieś działy? W pierwszej chwili na jej twarzy pojawiło się przerażenie, a w drugiej prosto z mostu zapytała się, gdzie ma iść. Koleś spojrzał na nią dziwnym wzrokiem, jakby miał do czynienia z jakimś upośledzonym ghulem. Wzruszyła grzecznie ramionami i udała się we wskazane miejsce. Szukała głównie pod nazwą "Rój" czy "Lirydów". Otwierała książki, kierując się do spisów treści, a kiedy w końcu znalazła coś na ten temat, był to naukowy bełkot. Szczerze wolałaby to zaobserwować na niebie niż wkuwać te dziwne informacje, pełne naukowego bełkotu. Za nic w tym magii nie było. Dowiedziała się jednego, że jakiś ich radiant znajduje się na granicy gwiazdozbiorów Lutni i Herkulesa. Cokolwiek to oznaczało, miało w sobie dwa dość ciekawe słowa. Lutnia i Herkules. W tej treści podano dużo jakichś stopni, dat czy innych dziwnych słów, o których Bekah nie miała najmniejszego pojęcia i nic ją to nie interesowało. Na pewno jej towarzysz będzie wiedział, o co w tym chodzi. Wzruszyła ramionami całkowicie zrezygnowana. Naprawdę starała się coś z tego pojąć, ale to było jak czytanie po jakimś innym języku. Okropne nudy, lepiej to spalić. Przekazała co znalazła ślizgonowi, a on zrobił minę, jakby była starcem z siwą brodą o imieniu Merlin. Nic nie odpowiedziała. Nic nie dodała. Nie zamierzała się pogrążać. Po co tego szukali, to nie miała pojęcia. Nie mogli po prostu tego obserwować na niebie? Na pewno było to ciekawszym zajęciem niż grzebanie po książkach w jakiejś starej, cichej i przede wszystkim nudnej bibliotece.
z/t
Curtis Mousseau
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 1.88 m
C. szczególne : ślad po ugryzieniu na lewej nodze i wiele mniejszych blizn, wysportowany i zbudowany, lekki zarost, akcent francuski jednak potrafi go maskować
Z uśmiechem na ustach, niemal podskakując przy każdym kroku, zmierzał do biblioteki. Nie często tu bywał, chyba że sytuacja tego wymagała. Tak, jak teraz. Zbliżał się koniec roku, a z nim również egzaminy i wystawienie ocen. Nie mógł pozwolić sobie na obijanie się, ale też nie miał aż takich zaległości w Beauxbatons wszystko ładnie nadrabiał. Dziadkowie bardzo go pilnowali, lepiej niż rodzice. Uwielbiał Francję i Paryż, ale jak najszybciej pragnął powrotu do Anglii. W końcu tęsknił za swoim starszym bratem Jasperem, za znajomymi również, za ich wsparciem, jednak obawiał się ich reakcji. To prawda, że wyglądał lepiej. Mógł nawet pokusić się o stwierdzenie, że nie jest chory. Sam jego wygląd mówił wiele. Na pewno postanowił wziąć się za swoje życie. Przecież było dobre. Nie miał pojęcia, dlaczego istnieją w nim jakieś braki. Puzzle, których brakowało. Dlatego przez ostatni rok, a nawet dwa lata składał je powoli; niestety nadal wielu brakowało. Obraz nie chciał stworzyć całości, ale na tym przecież polegała egzystencja — na działaniu. Czuł się dobrze i nie zamierzał tego psuć. Oddalił się nieco od znajomych i bliskich mu osób, nie potrafił normalnie funkcjonować. Nie chciał izolacji, zwłaszcza że i tak wstydził się swojego wilkołactwa tak, jak prawie cała jego rodzina. Głównie nadal odczuwał się odtrącony przez ojca, u matki nie miał w ogóle żadnego wsparcia. Na szczęście mógł polegać na dziadkach, a także swoim starszym bracie. Dużo pisali ze sobą, a także często się widywali przy każdej możliwej okazji. Wpatrywał się w regały z książkami, szukając działu z eliksirami i zielarstwem. Najbardziej miał problemy z tymi przedmiotami, a musiał mieć dobre oceny z nich. Zależało mu na pracy w szpitalu św. Munga. To prawda, że lepiej radził sobie z numerologią czy historią magii, a nawet runami, ale nie interesował się tym, aż tak bardzo. Zależało mu na karierze uzdrowiciela. Rodzice zdecydowanie popierali jego decyzje. Chociaż w tym się z nimi zgadzał. Usiadł przy jednym ze stolików, kładąc na nim ze dwa obszerne tomy. Wyjął ze swojej torby pióra i kilka pergaminów na notatki. Po chwili zabrał się do pracy.
Koniec roku zawsze był jedną wielką gonitwą z czasem, której tego roku poddała się również Gabrielle. Wydarzenia ostatniego tygodnia,jej wewnętrzną bierność i mała ilość zaangażowania sprawiły, że nagle grunt pod nogami dziewczyny zaczął się zapadać. Była to dla niej niebywała, wręcz zaskakująca sytuacja, do której nigdy przedtem nie dopuściła. Ostatni miesiąc nauki co rok - poza tym - upływał blondynce na błogim lenistwie i małej ilości wysiłku, gdyż do wszystkiego przygotowywała się znacznie wcześniej. Teraz niczym jedna z mrówek w mrowisku pędziła w stronę biblioteki, z zamiarem spędzenia w niej przynajmniej kilku godzin nad książkami. Największą trudność sprawiały jej eliksiry i zaklęcia uzdrawiające, niepewna dlaczego akurat te dwa przedmioty, z których jej matka i kuzyn byli najlepsi. Zupełnie jakby talent do owych dziedzin został wraz z krwią przekazany tamtej dwójce przez co ominął ją samą. Starszą bibliotekarkę siedząca za drewnianym, masywnym kontuarem powitała powściągliwym uśmiechem oraz krótkim, szybkim "dzieńdobry", po czym od razu ruszyła w stronę interesujących ją regałów. Dziś nie miała czasu wdawać się w interesujące konwersacje z kobietą, która dziwnym trafem właśnie Gabrielle obiecała za cel zmuszając ją do słuchania tych samych opowiastek po raz setny. Każda sekunda była wręcz na wagę złota, dziewczyna czuła to, a przeklęta wskazówka zegara jakby znając jej obawy obracała się z zadziwiającą prędkością na tarczy zegara. Nienawidziła tego uczucia bezsilności w starciu z umykającym przez palce czasem, pchał on wówczas ludzi w dziwnych kierunkach. Mając przed nosem wyciągnięty kawałek pergaminu z zapisanymi zgrabnym pismem tytułami książek nawet nie zauważyła stojącego tuż przed nią Puchona, z impetem uderzając w niego. Siła uderzenia sprawiła, że cofnęła się o krok w tył, podnosząc zielone tęczówki znad pergaminu, już chciała skrzyczeć nieznajomego, kiedy uświadomiła sobie kim jest. - Cu, to znaczy Curtis tak? - zapytała z lekkim trudem przypominając sobie imię chłopaka - Byliśmy kiedyś parą podczas zajęć z eliksirów, nie wiem czy mnie pamiętasz… - zaczęła uśmiechając się delikatnie - Wybuchł on nam wtedy w twarz -przypomniała, mając nadzieję że to wydarzenie rozjaśni mu kim jest. - Gabrielle - przedstawiła się.
Pisałam na telefonie, ale mam nadzieję,że nie jest źle :)
Curtis Mousseau
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 1.88 m
C. szczególne : ślad po ugryzieniu na lewej nodze i wiele mniejszych blizn, wysportowany i zbudowany, lekki zarost, akcent francuski jednak potrafi go maskować
Pochłaniający. Całkowicie zaabsorbowany tym, co właśnie robił, nie zwracał totalnie uwagi na otoczenie. Kiedyś byłoby to do niego niepodobne. Zawsze uwagę skupiał na swoim otoczeniu i ludziach. To z czasem powoli się zmieniało. Choroba, likantropia, życie... Wszystko to go w jakiś sposób przytłaczało. Udawało mu się uporać z jednym to w kolejce czekało kolejne. Na niektóre sprawy nie miał wpływu tak jak na swoją wewnętrzną bestię. Bezsilność. Dopadała go niezapowiedziana. Zaskakiwała go niemal każdego miesiąca. Bywało, że nie mógł pogodzić się z tym, co kiedyś nie było częścią jego, teraz musiało być. Dzisiaj zepchnął to wszystko gdzieś w dal. Pozwalając temu wszystkiemu odejść. Nie było to bezpieczne. Nadal miało na niego wpływ. Pozwolił się temu skryć głęboko w nim samym. Na zewnątrz wypuścił spokój i radość. Nie zachwiał się, kiedy uderzyła w niego blond włosa piękność. Stał pewnie. Zmienił się, a właściwie pragnął zmiany. Czynił ku temu powolne kroki. Nie był już chuderlawym, słabym chłopcem. Wyrósł na silnego mężczyznę i miał zamiar to sobie udowodnić; robił to każdego dnia. - Nic Ci się nie stało? - Skierował wzrok na dziewczynę i za nim jeszcze coś odpowiedział, uśmiechnął się do niej. - Pamiętam. - Nie mógł zapomnieć Levasseur. Miał dobrą pamięć, jeśli chodzi o kobiety. Nieważne czy były pięknymi młodymi damami, czy dopiero zrzucały piórka brzydkiego kaczątka. Nie mógł sobie pozwolić na ucieczkę ich imion z głowy. Nie wybaczyłby sobie tego. - Gabrielle. - Wyraźnie zaznaczył swój francuski akcent, wypowiadając jej imię. - Na pewno ciężko byłoby to zapomnieć. - Zaśmiał się, pozwalając wspomnieniom wybuchającego kociołka rozjaśnić się na nowo. - Ja za to postanowiłem nadrobić te zaległości. - Wskazał na tom z eliksirami, który zgarnął.
// jest super, jestem pod wrażeniem pisania z telefonu :D
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Była wyraźnie zaskoczona widokiem panicza Mousseau, owe zaskoczenie malowało się na twarzy blondynki; widoczne w lekko rozchylonych różowych ustach i zdziwieniu zielony tęczówek skupionych na postaci chłopaka. Mogłaby przysiąc, że ostatni raz miała okazję spotkać go kilka miesięcy temu, choć z drugiej strony musiała przyznać, iż nie zaprzątała sobie zbytnio głowy jego osobą, to też jej wrażenie mogło być całkowicie błędne. Zmrużyła delikatnie oczy chcąc upewnić się z kim w rzeczywistości ma do czynienia, co prawda w chłopaku, a w właściwie młodym mężczyźnie rozpoznała Curtisa, jednak jego obecny wygląd nieco odbiegał od tego, który miała w pamięci. Zmienił się. Właściwie nie powinno jej to dziwić, a jednak w jakimś stopniu zszokował ją ten fakt. -Wszystko w porządku – odparła –Trochę niezdara ze mnie – dodała ze śmiechem, choć po części mijało się to z prawdą. Jedynie w chwilach, gdy coś zbyt mocno zaabsorbuje Gabrielle zapomina ona wówczas o całym świecie, przestaje zwracać uwagę na otoczenie przez co często doprowadza do tego typu wypadków, jakie Puchon miał okazje odczuć na własnej skórze, choć zdawało się, że nie wywarło to na nim żadnego wrażenia. Na policzkach blondynki mimochodem pojawiły się różowe plamy, których czasami wręcz nienawidziła. Założyła niesforny kosmyk blond włosów za ucho, ponownie patrząc w oczy chłopaka, kiedy ten przyznał, że ją pamięta. -To prawda- przyznała –Choć warto zaznaczyć, że był to jeden jedyny raz – oznajmiła unosząc do góry palec wskazujący. Przez kolejny tydzień w brodę pluła sobie za swoją nieuwagę, która doprowadziła do owego wypadku, niemniej jednak teraz mogli się chociaż z tego pośmiać. –Właściwie… dawno cię nie widziałam – zagaiła, mając nadzieję, że wynikało to z czegoś innego niż jej nieuwagi. Kiedy wspomniał o nadrobieniu zaległości wyciągnęła w jego kierunku kartkę pergaminu –Mam ten sam plan – zaśmiała się.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
W przerwie między lekcjami zajrzała do biblioteki, przede wszystkim w poszukiwaniu materiałów do zadania domowego z DA. Zanim jednak postanowiła kogokolwiek niepokoić pytaniami, gdzie i czego powinna szukać, rozbiła się przy jednym z wolnych stolików, dając sobie jakiś czas na rozłożenie się na krześle i chwilę oddechu. Początek roku wydawał jej się bardzo intensywny, choć być może działo się tak dlatego, że i wakacje nie dały jej zbyt wiele chwil spokoju. Niby nie czuła się specjalnie zmęczona, przynajmniej nie fizycznie. Ale wrzesień pełen był niespodzianek. Zwłaszcza aktualny, gdy pojawiały się kolejne nowe znajomości oraz prefekckie obowiązki, z którymi dotychczas nie miała żadnej styczności. Sięgnęła po plecak, z którego wyciągnęła pióro i kartki. Zamyśliła się, a w tym stanie jej dłonie otrzymywały chyba wolną wolę i mogły wykonywać niekontrolowane ruchy, ponieważ, być może z przyzwyczajenia, Gryfonka zaczęła rozrysowywać kontury Wielkiej Sali na trzymanym przed sobą papierze. Czy jej się wydawało, czy rzeczywiście miała coś zrobić w związku ze swoimi mapkami? Idąc za instynktem, zabrała się za dorysowywanie kolejnych szczegółów, jak rząd długich stołów, czy wystających ze ścian, stałych ozdób pomieszczenia. Miała ochotę tworzyć ikonki wiszących lampionów oraz sylwetki kadry nauczycielskiej przy stole pod ścianą, jednak choć były to obrazki mocno kojarzone z Wielką Salą, nie były tam bez przerwy. Szybko zatem przeszła do kolejnych pomieszczeń.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Znalezienie jednej Gryfonki w tak ogromnym zamku zajęło jej trochę czasu. Dopiero, gdy wspominała wyłapywanym jednostkom, iż poszukiwana jest prefekt Gryffindoru udawało się jej jako tako nakierować na jej trop. Podobno widziano ją na schodach prowadzących do biblioteki, a więc niezwłocznie skierowała się w tamtą stronę. Jasne włosy podrygiwały wesoło, gdy pokonywała co drugi schodek, byleby zdążyć ją złapać. Miała do niej pewną sprawę i żywiła ogromną nadzieję, że się dogadają. Nie było słychać jej kroków dzięki miękkiej wykładzinie, mającej na celu tłumienie jakichkolwiek odgłosów przemieszczania się. Przywitała się z bibliotekarką szeptem, zwróciła dwie książki - jedną znalezioną w Wieży Ravenclawu, a drugą, z której udało się spisać już notatki. Chwilę porozglądała się po bibliotece i jest, udało się, dostrzegła czarnowłosą dziewczynę ubraną w mundurek z czerwonymi elementami. Podeszła do stolika i cicho chrząknęła, aby dać jej znać, że ktoś jest tuż obok. - Cześć Morgan. Nie wiem czy mnie kojarzysz, jestem Elaine Swansea. Mogę na chwilę się dosiąść? Przepraszam, że ci przerywam, jednak szukam cię od trzydziestu minut. - choć mówiła cicho, to dało się wyczuć w jej głosie bardzo dużo sympatii, którą jej oferowała. Dosiadła się tuż obok niej i złożyła dłonie na stoliku. - Gratuluję odznaki. - zaczęła na początek, śląc jej miły dla oka uśmiech. - Pozwól, że przejdę od razu do sedna, dobrze? Doszły mnie słuchy, że zajmujesz się rysowaniem map. A tak się składa, że szukam właśnie takiego kogoś, bo potrzebuję pomocy. - nachyliła się nieznacznie w jej stronę, aby maksymalnie zminimalizować ryzyko przeszkadzania komukolwiek w nauce. - Wyszłam z inicjatywą wykonania dla uczniów z wymiany podręcznych map naszego Hogwartu. Gubią się bardzo często, nie wiem czy też to odczułaś już w obowiązkach prefekta, jednak my, z Ravenclawu cicho cierpimy od tysięcznego tłumaczenia im gdzie są poszczególne sale, jak i gdzie jest rozpiska zasad. Nie ułatwia nam tego fakt, że nie do końca rozumieją język angielski... Czy miałabyś czas, aby pomóc mi z tymi mapami? - popatrzyła na nią uważnie i uśmiechała się przyjaźnie. - Architekt ze mnie kiepski, a zależy mi, żeby jakoś ich usamodzielnić bez obaw, że znów spotkam jakiegoś chłopaka po godzinie nocnej na korytarzu kończącym się ślepym zaułkiem. - zależało jej, naprawdę. Pomna tego w jakim stanie spotkała Riley'a - wykończonego patrolami, chciała to jakoś na nowo zorganizować. Zabrała mu jeden patrol, ale o następne musiałaby walczyć dniami i nocami, a wolała zatem obejść system i pomóc jednocześnie i prefektowi naczelnemu, uczniom z wymiany i kadrze nauczycielskiej, która zapewne też rwie sobie włosy z głowy po tysięcznym tłumaczeniu na czym polega różnica między łazienką prefektów, łazienką Jęczącej Marty a zwykłą.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Może i wykonana na szybko mapka Wielkiej Sali była zgodna z prawdą, ale nie do końca po to tu przecież przyszła. A i zadanie z DA nie wymagało wypożyczania książek, tylko aparatu. Kiedy zorientowała się, co w swoim dotychczasowym transie wyczyniała, a co więcej, że kompletnie nie miało to w tej chwili sensu, odsunęła zapisane kartki na bok i w tym samym momencie usłyszała poprzedzone chrząknięciem słowa przywitania. Podniosła głowę, widząc Perfekcyjną Panią Prefekt. W odpowiedzi jedynie się uśmiechnęła i wskazała krzesło obok siebie, początkowo nie chcąc wchodzić Krukonce w słowo, jednocześnie zapraszając ją, aby klapnęła sobie i odetchnęła. Dopiero po chwili postanowiła się odezwać. Jakoś jej było głupio, że Swansea tyle się namęczyła, aby ją odnaleźć w szkole. Swoją drogą, w tak dużym budynku chyba łatwiej byłoby użyć do kontaktów sowy niż własnych, wymęczonych schodami nóg. - Ela. Dziękuję. I... wystarczy Moe, proszę. - wyjąkała z siebie kilka wyrazów, zanim się zorientowała, że może wypadałoby w stosunku do Elaine składać zdania trochę lepiej niż górskie trolle. Słuchała dalej, biorąc to pod uwagę przy następnym zbieraniu myśli przed odpowiedzią. Pomysł blondynki wydawał się strzałem w dziesiątkę, zwłaszcza biorąc pod uwagę okoliczności. A i z wyborem osoby do tego zadania trafiła całkiem nieźle. - Może być teraz? - zapytała, jednocześnie biorąc się do pracy bez wsłuchiwania w odpowiedź dziewczyny. Uznała, że im szybciej, tym lepiej, bo każdemu odejmie to część zmartwień i obowiązków. Sięgnęła po swoje kartki z nakreślonymi wcześniej dwoma szkolnymi pomieszczeniami i zaczęła szkicować trzecie, wraz ze stosownymi opisami, do czego służyło. Powinna też stworzyć jakąś legendę dotyczącą nauczycieli, przedmiotów, szkolnych dormitoriów i Merlin wie czego jeszcze. Szło jej zaskakująco szybko, zupełnie, jakby robiła to od kilku lat bez przerwy.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Spoglądała na brunetkę przyjaźnie, przy okazji wyczekując reakcji wobec przedstawionego właśnie planu. Uśmiechnęła się i skinęła głową na znak, że zapamięta zdrobnienie jej imienia, na które szczerze powiedziawszy nie wpadłaby sama. Widząc zapał Gryfonki cichutko się zaśmiała. - Ależ powoli, Moe. Nie musisz już, od razu. Wybrałam na to trwalszy pergamin, bo zależy mi na perfekcyjnych detalach. To znaczy, że zapytałabym bibliotekarki czy nie ma jakiejś standardowej mały Hogwartu, aby mieć niejako wzór. Wyobraź sobie jakie wywrzemy na nich dobre wrażenie, jeśli przetłumaczymy na język czeski nasze angielskie nazwy. Z pewnością gdzieś na regałach jest słownik. Skoro znalazłam tu ostatnio tłumaczenie wiersza na trytoński to czeski też będzie. - wskazała brodą liczne i wysokie regały, uginające się pod opasłymi książkami. Sięgnęła do swojej torebki i wyciągnąwszy pergamin z trwalszej jakości zaczęła go delikatnie rozwijać na stole. Kupiła go dzisiaj rano ot tak, na wszelki wypadek. - Myślałam też o użyciu samopiszącego pióra do opisania legendy i pomieszczeń, aby zminimalizować ryzyko, że któryś uczeń nas nie rozczyta. A wierz mi, ten argument słyszałam nawet od naszych kochanych młodszych Hogwartczyków. - mówiła, mówiła, mówiła i streszczała swój plan, nad którym musiała siedzieć wcześniej, skoro zawierał tak wiele szczegółów. - Co o tym sądzisz? Dałabyś radę naszkicować na brudno? Może ja poproszę bibliotekarkę o wzór mapy, a ty poszukasz w tym samym czasie słownika? - zasugerowała delikatnie, wierząc, że jeśli zaczną współpracować to nie będą musiały siedzieć w bibliotece do wieczora. Mimo wszystko Elaine zależało na perfekcyjnie wykonanym zadaniu. Wystarczy jedna intencją - odciążyć prefekta naczelnego, a zaczynała kombinować na wszystkie sposoby, aby osiągnąć postawiony przed sobą cel. Zsunęła włosy na plecy i poszukała wzroku Gryfonki, mając nadzieję, że nie wystraszyła jej obfitą treścią planu. Wszystko musiało zostać dopięte na ostatni guzik i wolała poświęcić na to dwukrotnie więcej czasu, aby mieć pewność, że mapa zostanie przyjęta. Pytanie tylko czy Moe będzie chciała aż tak się w to zaangażować czy jednak nie straci cierpliwości.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Zmarszczyła brwi, słysząc wspomnienie o tłumaczonych nazwach. To rzeczywiście miało sens, nawet, jeżeli od przyjezdnych wymagało się znajomości angielskiego podczas lekcji i innych szkolnych aktywności. Być może taka mapa 'po ichniemu' byłaby przyjemną odmianą od obcości, jaką przez pierwsze miesiące częstował ich Hogwart. - Pamiętaj, że mamy gości z dwóch szkół. Durmstrangowiczom dobrze byłoby zrobić opisy cyrylicą. - czeski nie rozwiązywał tutaj tak do końca sprawy, bo nie obejmował obu grup. Najlepiej pewnie byłoby nakreślić jedną mapę, która z pomocą zaklęć otrzymałaby wiele kopii, by dopiero na te egzemplarze nanieść legendę w wybranym pod ucznia języku. - Jasne, jakiś wzór się przyda. Ja zerknę na słowniki. Masz to samopiszące pióro przy sobie? - zagadnęła i oczekiwała na odpowiedź, jednak niezależnie od niej podniosła się z krzesła i ruszyła w stronę rosłych regałów z lingwistyką wszelkiej maści. Nie musiała szukać długo. Być może czeski nie był najpopularniejszym językiem w szkole, ale samo tłumaczenie tak pojedynczych wyrażeń, jak i dłuższych form wypowiedzi było w Hogwarcie praktycznie codziennością. Zwłaszcza na historii, czy runach. - Czy uda nam się zakląć mapy na tyle, żeby opisy pomieszczeń były w rodzimych językach szkół, a po zetknięciu z różdżką pokazywały zapis i wymogę po angielsku? - natchnął ją dodatkowy pomysł związany z czarowankami, choć sama w tym temacie raczej nie błyszczała. Mogła liczyć wyłącznie na umiejętności krukońskiej Prefekt, a tych nie znała. Tym mapom zresztą to w ogóle przydałyby się na koniec różnorakie zaklęcia ochronne, aby te nie plamiły się, były ognioodporne, nierozdzieralne i najlepiej jeszcze niemożliwe do zgubienia. Idiotoodporność wymagała wielu starań. I przewidywania, co mogło spotkać nieszczęsny kawałek pergaminu.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Na jej uwagę pokiwała z powagą głową. - Masz rację. Skoro już zajmujemy się czymś dla czeskich uczniów to dla tych z Dumstrangu również. Coś wymyślimy w trakcie. - przesunęła swoją torbę na ławkę, aby nie leżała na podłodze. - Nie mam, ale bibliotekarka może nam pożyczy. Okej, zaraz się widzimy. - skierowała się do kontuaru, gdzie zagadnęła kobiecinę na temat uzyskania dwóch przedmiotów - jakiejkolwiek mapy Hogwartu, aby mieć wzór do rysowania i zaczarowane pióro. Przy pierwszym aspekcie musiała powędrować z kobietą do półek, odczekać kilka dobrych minut aż znajdzie egzemplarz mapy, wypełnić jakiś wniosek o wypożyczenie jej na czas nauki i się podpisać. Przy drugim zaś otrzymała pióro od razu. Sęk w tym, że nie było zaostrzone, a więc czeka ją rzucanie zaklęć by to naprawić. Podziękowała i wróciła do Morgan, mającej już odpowiedni słownik. Usiadła i zamyślona słuchała jej pomysłu. - Myślę, że można spróbować, choć nigdy tego nie robiłam. Ale słyszałam o takim zaklęciu. To trochę eksperymentów, ale co dwie różdżki to nie jedna, więc coś się wymyśli. Priorytetem jest zabezpieczenie map. Narysujesz jedną, ja ją opiszę i dołączę legendę a potem zrobimy ich kopie, co ty na to? - ustaliła wstępny podział obowiązków, bo skoro prosi Moe o pomoc to nie znaczy, że będzie siedzieć bezczynnie obok. Sięgnęła po swój zeszyt, podała Gryfonce mapę od bibliotekarki, a wzięła słownik, aby zająć się tłumaczeniem. - Najważniejsze są główne miejsca. Komnaty wspólne, łazienki, wielka sala, oznaczony zakazany las. Klasy przedmiotowe, a reszta to jak starczy czasu. Niech też coś odkrywają samemu. Hogwart ma wiele tajemnic. - szeptała i zajęła się wypisywaniem tych pomieszczeń na kartce. Nie mogła doczekać się aż praca będzie gotowa!
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Nie miała zamiaru chełpić się, że plan Hogwartu znała na pamięć i nie potrzebowała do wyznaczonego zadania żadnych pomocniczych materiałów. Z czystej ciekawości zerknęła na przyniesioną przez Elaine mapę, wyszukując w niej, jak bardzo szczegółowo oddawała kolejne korytarze i pomieszczenia. Gdyby rysowała dla siebie, była zdolna cały parter nakreślić z zamkniętymi oczami, jednak nie o to chodziło. Robiła to dla kogoś, więc przydałoby się do tego odpowiednio przyłożyć, wziąć pod uwagę czytelność, łatwość obsługi i prostotę opisów, nawet kosztem tak ukochanych przez nią detali. - Wolałabym zostawić czarowanie Tobie. Po wakacjach chodzi za mną jakaś klątwa. Z całą resztą mogę Ci pomóc. - oznajmiła, z jednej strony całkiem szczerze ostrzegając, że z jej magicznych popisów mogłyby wyniknąć same problemy, a uszkodzenie map tuż po ich narysowaniu wcale jej się nie uśmiechało. To, że wykręciła się kłamstwem (czy aby na pewno?) wolała zostawić dla siebie. Porównała szkolną wersję mapy ze swoim wyobrażeniem i w przypadku kilku pomieszczeń uśmiechnęła się dyskretnie pod nosem, bo dawno nie były aktualizowane pomimo remontów, przez co dziś albo wyglądały inaczej, albo służyły do innych celów. Nie było też najmniejszego wspomnienia o chociażby zakazanym piętrze, ale może tak było zdrowiej dla przyjezdnych. Po co kusić kogoś słowami 'zakazane' i narażać go na nieprzyjemności? Odpowiednio ciekawskie jednostki i tak miały się wszystkiego dowiedzieć jeszcze przed końcem pierwszego semestru. Pewnie prowadziła linie, rysując kolejne sale i punkty orientacyjne bardzo oszczędnie i konturowo. Podczas swojego zamyślenia związanego z aktualnością szkolnej wersji, zdążyła skończyć parter, podziemia i okalające Hogwart tereny zielone, wraz z boiskami, cieplarniami i chatką gajowego. Wtedy też na moment się zatrzymała, nie chcąc przechodzić do każdego z pięter osobno i wprowadzać zamieszania wielością elementów. - Wielkie schody chyba rozrysuje naprawdę wielkie, żeby zmieściły się na nich oznaczenia, na które piętro się wybrać, chcąc dotrzeć do wybranych sal lekcyjnych. Podobnie ze skrzydłem zachodnim. Niech wiedzą, gdzie czego szukać, bez przesadnych instrukcji. - zbyt duża liczba oznaczeń mogłaby jej zdaniem przynieść odwrotne skutki i jeszcze więcej pytań tak o drogę, jak i o samą mapę. Już i tak jej dzwoniły w uszach uwagi, że nic z tego przecież nie wiadomo i że za duża ta szkoła, aby się w niej choć trochę odnaleźć. Wolałaby tego uniknąć. Westchnęła, przechodząc do dalszej pracy, wciąż jednak będąc gotową na uwagi śledzącej jej poczynania Swansea.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
- Ojej, przykro mi. Może niechcący uszkodziłaś różdżkę? Mój dobry znajomy mówił mi, że... - oczywiście, że wspominała o Riley'u, bowiem mogła bez obaw paradoksalnie wspominać o nim bez wspominania, bez przymrużonych oczy rozmówcy, który węszył silne zainteresowanie jakimś chłopakiem. Oczywiście mowa tu o odłamie rodzinnym, więc korzystała. - ... nawet minimalne, niewidoczne na pierwszy rzut oka mogą kiedyś w końcu wpłynąć na funkcjonalność różdżki i co za tym idzie, na efekt rzucania zaklęć. Może warto ją sprawdzić u jego twórcy? - zasugerowała bardzo łagodnie, a nuż podsunie ciekawy pomysł. Będzie musiała zatem poświęcić więcej czasu na zaklęcia ochronne pergaminu, jak i próbę zaczarowania tekstu tak, jak to przedstawiła dziewczyna. Czy znajdzie się w tym odrobina transmutacji? Nie była pewna, najwyżej poszuka wiedzy w książkach. Dotychczas jej nie zawodziły. Kiedy Gryfonka nakładała linie według własnego schematu, Elaine wypisała w zeszycie najważniejsze lokacje, które chciałaby umieścić na mapie. Sięgnęła po słownik i szukała w nim tłumaczeń, co nie było proste zważywszy, że nie znała się na gramatyce. Aby była poprawna, musiała powędrować po drugą książkę i tak obładowana dwoma opasłymi tomiszczami podjęła się próby poprawnego przetłumaczenia nazw własnych Hogwartu. Nie sądziła, że będzie to tak trudne zważywszy, że pierwszy raz miała do czynienia z językiem szwedzkim. Słyszała akcent i zabawnie brzmiące słowa Pandory, jednak nie mogła jej prosić o pomoc, jeśli miała być to niejako niespodzianka. Poderwała głowę znad notatek, kiedy Moe wspominała o schodach. - Zaznaczysz jeszcze fałszywe schodki? Bo myślałam też o skrótach między piętrami, ale nie wiem czy się zmieści, a wolałabym, aby mapa była względnie przejrzysta. - zerknęła nienatarczywie na narysowanie pomieszczenia, które niestety niewiele jej mówiły z tego punktu widzenia. Mimo wszystko podziwiała tempo dziewczyny i pewność siebie z jaką rysowała. Musiała mieć spore doświadczenie. - Ach, te schody prowadzące na czwarte piętro miewają kaprysy i wędrują do skrótu prowadzącego na parter... ale nie, tego nie zaznaczajmy, bo wyjdzie nam skomplikowany esej, a mają taki dziwny język, że to głowa mała. - wskazała wymownie na słownik, nad którym ślęczała. Nie poddawała się jednak, podchodząc do pomysłu w krukoński sposób - ambitnie. Postukała palcami o brzeg podręcznika. - Masz talent artystyczny? Skoro rysujesz mapy? Czy to takie hobby? - zagaiła, skoro już na nią spoglądała swoimi ciekawskimi niebieskimi oczyma. Elijah ją znał, chyba lubił, bo coś wspominał, że była z nim w momencie, kiedy ten łamał rękę i nawet próbowała mu w dziwny sposób pomóc. To znaczy, że jest fajna i warto poświęcić jej więcej uwagi niż odzywać się tylko w razie potrzeby. Wolałaby, aby dobrze myślała o wszystkich Swansea... dopóki nie spotka Cassiusa, który gorliwie nadszarpnie potencjalną pozytywną ocenę. A i tak go kochała, cóż zrobić.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Uwaga o uszkodzeniu różdżki dała jej do myślenia już nawet nie w kontekście jakiejkolwiek klątwy, czy fizycznego naruszenia jej, co faktu pochodzenia oręża ze źródła co najmniej wątpliwego. Nie chodziło nawet o to, że posądzała babcię o brak umiejętności i zawalenie czegoś w procesie zaklinania, czy obróbki drewna. Ale przyszło jej do głowy, że być może niezależny specjalista, który poświęcił całe życie temu zawodowi byłby zdolny opowiedzieć Davies, dlaczego współpraca ze świerkowym badylem nigdy nie szła, jak powinna. Finalnie jednak jedynie pokiwała głową, z wyraźnie wdzięcznym wyrazem twarzy, ale nic nie odpowiedziała. - Wyjdzie z tego więcej czarowania niż rysunku, ale mam pomysł. Niech mapa po wypowiedzeniu inkantacji wskazuje aktualną pozycję i uproszczoną drogę do wybranego pomieszczenia. - nie czuła się dobrze, rzucając pomysły dotyczące zaklęć, kiedy sama nie była zdolna do sprowadzania swoich idei na pergamin i jego funkcjonalność. Nie była również pewna, czy Elaine znała jakąś zaawansowaną wersję zaklęcia czterech stron świata, a tym bardziej, czy byłaby w stanie potraktować nim fizyczny przedmiot. Być może to by wymagało udziału jakiegoś nauczyciela. A może zaczynała przekombinowywać? - Oszukańcze schody już są i oznaczyłam je gwiazdką, więc wystarczy dopisek pod spodem, o co w nich chodzi. - powiedziała po dłuższej chwili, bo w międzyczasie wzięła się za rysowanie tego, co zapowiedziała. Schody, wieże, sploty korytarzy łączących Salę Wejściową z sypialnią przyjezdnych, a tę z kolei z całą resztą. Dla niej, taki uproszczony obraz wyglądał na wyjątkowo pusty i rażąco wręcz pozbawiony treści. Ale dzięki temu zyskiwał na czytelności. A taki przecież był priorytetowy cel ich wspólnych starań. - Mój artystyczny talent ogranicza się do dobrej pamięci i rysowania linii. A mapę szkoły zaczęłam tworzyć... chyba dla wspomnień. - przyznała wreszcie po daniu sobie czasu do namysłu. Nigdy nie była szczególnie uzdolniona w jakiejkolwiek dziedzinie sztuki, gdzie wyrażało się siebie, emocje, przemyślenia, czy stanowisko. Kartografii nie uznawała za żadną artystyczną formę. Ot, po prostu rozkładała fizyczne, trójwymiarowe obiekty na płask, równając na kartce ściany z podłogą. Słowem - robiła z budynkami to, co alkohol robił z ludźmi. - Ty też rysujesz. - zagadnęła Swansea stwierdzeniem, które w przypadku jej rodziny raczej nie powinno być żadnym odkryciem. Przecież pośród nich każdy miał jakiś dar, a do tego fioła na punkcie artystycznych aktywności. I wcale jej to nie dziwiło. Łabądkom zwykle dobrze szło, kiedy zdecydowali się działać w tym kierunku. Dlatego też poniekąd dziwnie się czuła, gdy to jej przypadło rysowanie, a Elaine wzięła się za bardziej 'funkcjonalną' część pracy.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Słuchała z uwagą propozycji Moe i chcąc nie chcąc z jej gardła wydobył się śmiech. Momentalnie bibliotekarka zaczęła ją uciszać, przez co Elaine zakryła usta i przygarbiła nieco ramiona w imię skruchy. - To wspaniałe pomysły, ale też sporo skomplikowanej magii. Nie mam pojęcia czy mi się uda, musiałabym sprawdzić na jakimś mniejszym pergaminie. Może wymyślę coś z magii transmutacjnej, będzie łatwiej. - pomyślała na głos, a i wybrała dziedzinę znacznie trudniejszą niż zwyczajne zaklęcia modyfikujące. Znacznie lepiej czuła się przy transmitowaniu z wiadomych powodów. Dziedzina ta była niełatwa do opanowania, jednak Elaine miała na start łatwiej z racji wrodzonej umiejętności zmian transmutacjnej ciała. Jeden Merlin raczy wiedzieć jakie to potrafiło być upierdliwe, gdy podczas rozmowy różowiały włosy czy uszy się powiększały. Miała ogromną nadzieję, że uda się jej wykorzystać moc transmutacji do czarowania pergaminu. Sięgnęła po jeden pusty rulon i kilkoma ruchami naszkicowała niedokładny zarys kilku przylegających do siebie prostokątnych pomieszczeń. Zerknęła na Gryfonkę znad pergaminu. - Nie myślałaś o szkoleniach w rysownictwie? Są specjalne kursy, dzięki którym można podszlifować umiejętności. - zasugerowała łagodnie ciesząc się, że ma do czynienia z kimś, komu rysownictwo nie było obce. Nawet jeśli ograniczało się do map i architektury to wciąż niejako była sztuka, a to potrafiła docenić. - Będziesz miała cudowną pamiątkę. - skomentowała miłym dla ucha głosem. - Owszem, ale twarze i ostatnio zaszalałam szkicując pysk mojego kociaka. Nie mam jednak takiej pamięci i cierpliwości do tworzenia map. To mnie frustruje, gdy cały czas coś jest nie tak. - wyjaśniła, wyjmując z torebki swą bladą różdżkę, elegancką, zadbaną, czyściutką. Zapisała na rolce pergaminu napis angielski, tuż obok czeski i przytknęła do nich kraniec różdżki. Kombinowała cicho z zaklęciem - Priopriari - a wymagało to sporo koncentracji, by była w stanie wyobrazić sobie co chce dodać i jak zmienić działanie zaklęcia. Im dalej działała tym zaciskała bardziej palce na rdzeniu. Wyobraźnię miała bogatą - czasami aż zanadto - jednak w kwestii transmutowania większych obiektów niż kartka pergaminu. Po ośmiu minutach i kilkunastu takich samych inkarnacji oparła łokcie o stolik. - Chyba uda się z tą zmianą języka po przyłożeniu krańca różdżki. Jednak nie wiem jeszcze jak wtłoczyć do środka zaklęcie czterech stron świata. Obawiam się, że to poza moimi możliwościami. Chyba, że nas olśni w trakcie. - wsunęła kosmyk włosów za ucho, dopisała kilka tłumaczeń do kartki i podsunęła je dziewczynie, aby mogła nanosić już tłumaczenia na pierwotną, główną mapę. Stukając paznokciami o drewniany stolik zastanawiała się, szukała w pamięci jakiegokolwiek pomysłu na połączenie zaklęcia czterech stron świata z zaklęciem transmutacjnym. Nie miała bladego pojęcia jak się do tego zabrać i choć chętnie poznałaby ten tajniki (ah, te krukońskie ambicje) tak w chwili obecnej nie potrafiła znaleźć rozwiązania. Pomysł dobry, ale skomplikowany i wymagał z pewnością sporo czasu do realizacji.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Zdawała sobie sprawę, że jej pomysł mógłby wymagać nie tylko bardzo poszerzonej znajomości zaklęć, ale i sporej wyobraźni, bo czar, o jakim wspomniała najprawdopodobniej jeszcze nawet nie istniał, gdyby chcieć wprowadzić do pergaminu dokładnie taką magię, o jakiej wspominała. Cieszyła się jednak, że Elaine zaczęła rozważać, jak tego dokonać okrężną drogą. Być może, jako artystka, nawet wolała tego typu nieoczywiste rozwiązania. - Jest aż tak źle? - udała zakłopotanie na wspomnienie o kursach rysowniczych, jednak jej wyraz twarzy szybko się rozchmurzył, jasno sugerując, że raczej nie brała tego do siebie. Po chwili jedynie pokręciła głową, z góry rezygnując z propozycji. Wystarczyła jej dawka artystycznych popisów, które otrzymywała na lekcjach. Swój kreślarski zmysł traktowała raczej mocno użytkowo, w dodatku w lwiej części i tak korzystała z niego wyłącznie dla siebie. Zatem nawet, jeżeli miałaby jakoś się w tym kierunku skłonić, to w bardzo odległej perspektywie. - O, widziałam tę kocią gębę na wizie. Rewelacja. - przyznała po chwili, gdy przypomniało jej się ostatnie przeglądanie katalogu czarodziejskich profili i te kilka minut, które spędziła, zachwycając się rysunkiem Swansea. W ogóle twórczość tej rodziny jakoś jej ostatnio wypełniała zawartość tych najbardziej aktualnych wpisów. W trakcie starań metamorfomagiczki związanych z tłumaczeniami czas niby mijał, ale Moe była zbyt zajęta kończeniem kolejnych pomieszczeń i schodów, dopisywaniem uproszczonych oznaczeń, a wreszcie podpisaniem mapy u góry, kiedy już kluczową jej część udało jej się ukończyć. Po słowach Krukonki wróciła do pracy, ale już innej - dyktowania samopiszącej paskudzie, co miała umieścić w legendzie. Na chwilę jednak przerwała, gdy ujrzała zaciętość, upór i intensywne myślenie na twarzy blondynki. - Jak nie teraz to możesz też zapytać Waszego opiekuna, czy ma jakiś pomysł. Uczy zaklęć, prawda? - zaproponowała, chcąc ulżyć koleżance cierpień, choć jednocześnie nie skreślając ani całego zamysłu, ani też nie chcąc podważać jej umiejętności, jeżeli sama byłaby zdolna do wprowadzenia planu w życie.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Zmarszczyła czoło, gdy zauważyła, że jej słowa mogłyby zostać odebrane jako obelga, a nie jako zwyczajna sugestia. Uważała, że aby osiągnąć mistrzostwo w danym kunszcie sztuki należy się nieustannie uczyć, poza tym jej ambicje nie pozwalały na zadowalanie się byle poziomem własnych umiejętności. Wypadałoby być przynajmniej bardzo dobrym z dziedziny, a nie po prostu dobrym. - Och, przepraszam, nie to miałam na myśli. Ta mapa wygląda cudownie, dlatego to ciebie szukałam. Nie miałam nic złego na myśli, naprawdę Moe. To ta moja krukońska ambicja, żeby łapać się wszystkich kursów świata. - co się z nią ostatnio działo? Tak źle wychodziło jej formułowanie słów i zdań w taki sposób, aby nikt nie poczuł się urażony. Zaczynała zastanawiać się skąd bierze się jej wewnętrzne rozchwianie, którego nie potrafiła poprawnie i szybko rozszyfrować. Brakowałoby tylko, aby zraziła do siebie prefekt Gryffindoru. Uśmiechnęła się słysząc, że jej wizbook jest oglądany nawet przez kogoś, z kim nie ma zażyłej relacji. - Zbiera popularność. Wielu się nim zachwyca, a to mały diabeł w białym futerku z niebieskimi ślepiami. - skomentowała, aby choć trochę załagodzić swoje pierwsze słowa. Minęło parę dłuższych chwil, podczas których udało się jej dokończyć tłumaczenia nazw własnych na język czeski, a w tym czasie Morgan dokończyła mapę. Popatrzyła na pergamin z zachwytem wymalowanym w spojrzeniu. - Mogę? Rzucę już zaklęcie ochronne, jest takie ładne, że trzeba o nie zadbać od razu. I stworzę kopie, o. - wyciągnęła dłoń po pergamin, a gdy go otrzymała, nałożyła starannie obok nazw własnych tłumaczenie w nawiasach. Wiedziała, że jej zajęłoby to z kilka dni, aby stworzyć tak zsynchronizowane i ładne przedstawienie planu zamczyska. Wycelowała różdżkę w pergamin i stworzyła dziesięć jego kopii, które po kolei zajęły całą szerokość stolika, przy którym siedziały. Po chwili niewerbalnie nakładała zaklęcie chroniące przed wilgocią i te zaczarowane podawała Moe do ułożenia na stosik obok. - O, fantastyczny pomysł. Spróbuję złapać profesora Voralberga po którejś z lekcji i zapytać. A potem roześlę. Tylko podpisz się, Moe. Gdzieś na odwrocie albo na dole, by wiedzieli kto stworzył takie cudo. - poprosiła wesoło, aby nie było wątpliwości, że Morgan brała w tym naprawdę aktywny udział. Prawdopodobnie najwięcej tutaj zrobiła. - W sumie mogę ci teraz dać punkty dla domu za pomoc, bo to jest dla innych uczniów i przeznaczasz na to wolny czas. - uśmiechnęła się zastanawiając kiedy ostatnio przyznała komukolwiek punkty za działalność na rzecz szkoły. Przez obowiązki, zawirowania życiowe nie miała możliwości aby skupić się na nagradzaniu uczniów za ich zachowania. Powinna nad tym popracować.
April Jones
Wiek : 36
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 161 cm
C. szczególne : mnóstwo piegów, niski wzrost, często nosi kwiaty we włosach
Żywot nauczyciela nie był taki prosty jakby się mogło wydawać. Kilka lat studiów nie było aż tak oczywistym przygotowaniem do pełnienia tej roli, kursy i staże też nie dawały tak wiele. Na szczęście April nie była profesorem, który nie umiał się przyznać do niewiedzy czy błędu. Po pierwsze, uważała, że nikt nie jest nieomylny i nikt nie wie wszystkiego. Po drugie, wróżbiarstwo było takimi zajęciami, które bardzo często potrafiły zaskoczyć nie tylko uczniów - nawet jej ciężko było zapamiętać wszystkie te symbole i nie zamierzała się tego wstydzić. Umiała wróżyć, nie mogła się tego wyprzeć, znała podstawowe wartości wszystkiego, czytała bardzo dużo dzieł związanych z jej dziedziną. Nic nie zmieniało jednak faktu, że kiedy uczeń ją o coś zapytał, a ona nie była pewna odpowiedzi, nie wymyślała na poczekaniu, tylko mówiła to, co jej się wydawało, po czym sprawdzała to w jakimś porządniejszym dziele pisanym. Bardzo rzadko się myliła, dzięki wprawie i doświadczeniu, jednak nie wybaczyłaby sobie, gdyby okłamała ucznia, nawet nieświadomie. Tym razem też szła do biblioteki po to, żeby sprawdzić czy jedna z młodszych puchonek poprawnie zinterpretowała swój sen. April była pewna, że symbole zostały źle opisane, jednak dziewczyna upierała się, że w podręczniku, który znalazła w bibliotece było właśnie tak to opisane. Rudowłosa nie umiała tego tak pozostawić i wybrała się, by ocenić pracę właśnie z tamtą księgą. To miała być szybka misja - znaleźć książkę, wrócić z nią do pokoju, zrobić herbatę, sprawdzić prace domowe i pójść spać, jednak kiedy zobaczyła znajomą sylwetkę swojej córki chrzestnej podeszła do niej i jej blondwłosej koleżanki szybkim krokiem. - Morgan! - krzyknęła i ledwo powstrzymała się przed przytuleniem Davies. Nie chciała wyjawiać bliskiej więzi z Gryfonką, jej nie przeszkadzało gadanie o faworyzacji, bo i tak wiedziała, że to nieprawda, jednak nie chciała narażać Moe na jakieś przytyki ze względu na ciotkę-nauczycielkę. Uśmiechnęła się ciepło, uznając, że to wystarczający substytut objęcia dziewczyny. Nie zamierzała jednak teraz odchodzić od dwóch pań prefekt, wiec po prostu z zaciekawieniem zerknęła na ich pracę. - Co kombinujecie dziewczyny? - Była pewna, że to nie będzie nic, co wolałyby ukryć. W takim wypadku, nie robiłyby tego w bibliotece, miejscu tak obleganym przez wszystkich. Kartki przypominały mapy, jednak nie była pewna co nastolatki mogłyby sprawdzać na mapach, w końcu chodziły do Hogwartu już co najmniej od kilku lat.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Zmieszanie Elaine wprawiło ją w poniekąd w rozbawienie, ale i zakłopotanie. Nie chciała, by Swansea nagle poczuła, że jej słowa kogoś nieprzyjemnie dotknęły w czuły punkt. Postanowiła zatem trochę uspokoić koleżankę i zabrać z jej barków przejmowanie się kolejną (rzekomo) urażoną osóbką. - Nie przejmuj się. Wiem, ile potrafię. I ile jeszcze mogę poprawić. Ale mapy to poboczne hobby, więc cieszy mnie nawet sam fakt, że jeszcze tego nie zaniedbałam. - latanie było zdecydowanie ważniejszym punktem zarówno jej zainteresowań, jak i planów na przyszłość, więc to tego przede wszystkim łapała się w wolnym czasie. Kartografia była tutaj ciekawym dodatkiem na leniwie spędzane wieczory i dodatkowym powodem do radosnego wałęsania się po korytarzach. Niezależnie od tego, czy była prefektem, czy nie. - Brzmi jak jakaś Twoja skrywana część charakteru. - odniosła się do opisu białego kota Krukonki, prawdopodobnie siłą rzeczy podejrzewając ją o inne zachowania niż te, które ukazywała publicznie w szkolnym gronie. Czy słusznie spodziewała się jakiejś bardziej krewkiej wersji Eli, gdy nikt nie patrzył, albo, gdy wokół byli jedynie bliscy? - Jasne, moja odręczna parafka na każdej kopii. Zaraz pod Twoją. Żeby wiedzieli, kto im dokopie, jak je zgubią. - uśmiechnęła się złowrogo, doskonale zdając sobie sprawę, że kilka zapasowych sztuk z pewnością sobie zostawią na wszelki wypadek i nawet zgubienie, czy doszczętne zniszczenie kilku sztuk nie będzie stanowiło większego organizacyjnego problemu. Ale komunikat o tym, że powinni szanować wynik wspólnej pracy dwóch kreatorek mapy był jak najbardziej wskazany. - Równie dobrze ja mogę dać je Tobie. Chcesz się licytować? - zażartowała, wyobrażając sobie, jak przekrzykują się o przyznawanie punktów aż osiągnęłyby górny próg, jaki mogły osiągnąć jako prefektki. Nie, żeby ten limit był jakoś bardzo wysoki. - Profesor Jones. Szukamy tajemnych przejść na zakazane piętro. - ich żywiołową dyskusję przerwało pojawienie się April, ciekawej tego, o co chodziło z przewracaniem wszystkich tych mapek po blacie. Davies po 'przywitaniu się' zrobiła zauważalną pauzę, podczas której zaciekle układała kolejne kopie mapy na sobie, zupełnie, jakby faktycznie chciała coś ukryć, a nie tylko dostosowywała się do rady Swansea. Po przedstawieniu zamiarów uśmiechnęła się rozbrajająco. Nie miała zamiaru ukrywać tego, że z nauczycielką wróżbiarstwa łączyły ją więzy rodzinne, zwłaszcza, że nic w ramach szkolnych murów z tego nie wynikało. Liczyła też przy okazji, że Elaine będzie nieco mniej skora do głupich żartów od niej i nieco rozjaśni prawdziwe zamiary prefektek.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Roześmiała się i momentalnie zakryła usta, aby dźwięk ten nie przeszkadzał innym użytkownikom biblioteki. Prefekt jest wzorem do naśladowania, a więc wypada się pilnować. Na całe szczęście w szkole nie miała z tym większego problemu, bezbłędnie odnajdując się w roli starosty własnego domu. Była prefektem już parę lat i tak na dobrą sprawę, znała regulamin szkolny na pamięć, a i była w wielu hogwardzkich miejscach, aby móc się po nich przemieszczać bez obaw zgubienia się w trakcie zwiedzania. - Tajemnica? Och nie, ja nie jestem tak urocza i rozbrajająca jak mój kociak. - posłała dziewczynie bardzo szeroki uśmiech, pełen ciepła i życzliwości. Taki, jakim zazwyczaj się hojnie dzieli z otoczeniem. Obie podpisały się na kopiach map, a było ich dziesięć. Kilka zostało zapasowych tak, jak Moe przewidywała, na wypadek zgubienia egzemplarza. Nie wpadłaby na to, a więc chętnie przystała na jej propozycję odłożenia kilku "na czarną godzinę". Niestety nie była aż tak biegła w zaklęciach, aby ulepszyć mapy do wysokiego stopnia. Najważniejsze, że zrobiły standardową wersję mającą pomóc przyjezdnym i odciążyć prefektów. I Rileya, rzecz jasna, bo to dzięki niemu wpadła na ten pomysł. - Raczej byśmy nie mo... - urwała i skierowała wzrok na nowo przybyłą nauczycielkę, o której Elijah jej wspominał. Opowiadał, że ta przypomina bardziej studentkę niż wykładowcę i musiała przyznać mu rację. Profesorka była niziutka, drobna i miała bardzo młody typ urody. Pozazdrościć... mimo, że umiałaby to bezbłędnie skopiować metamorfomagią. Aż otworzyła usta z wrażenia i popatrzyła z zaskoczeniem na Gryfonkę, gdy ta odpowiedziała w sposób... bardzo niepokojący. Wstała z ławki, aby stanąć przed malutką nauczycielką. Czuła się ogromna, a chyba nie wypada się teraz perfidnie kurczyć? I tak już miała zmieniony wzrost, by móc sięgać do policzków kuzynów i Rileya... - Moe! - szepnęła z oburzeniem, a jednak w jej oczach czaiło się rozbawienie. - Pani profesor, Moe sobie żartuje. Gdzieżbyśmy miały zajmować się takimi sprawami, prawda, Moe? - popatrzyła na nią wymownie, wciąż będąc w autentycznym szoku jej odpowiedzią. Gdy ta nerwowo składała mapy, zdążyła zabrać jedną, aby przysunąć ją w kierunku nauczycielki. - Stworzyłyśmy wspólnie mapy dla przyjezdnych. Ostatnio notorycznie gubili się i nie potrafili zejść z ruchomych schodów, a więc powstała wizja, by im to ułatwić. Proszę spojrzeć, zaznaczone są wszystkie fałszywe schodki, a nawet przetłumaczone nazwy własne na czeski. - wskazała odpowiednie miejsce na mapie, chętnie dzieląc się swoim pomysłem i jednocześnie dbając o wybielenie ich w oczach nauczycielki wróżbiarstwa. Są prefektami, a więc powinny zachowywać się nienagannie, co też Elaine wiecznie starała się zachowywać. - Są zabezpieczone zaklęciem ochronnym przed zamoczeniem i póki co musi to wystarczyć. Roześlemy to nowym, a i nam odejdzie malutki problem z wydostawaniem ich z dziwnych miejsc. Uważam, że są sympatyczni, uroczy, ale coś często się gubią. - dodała pogodnym tonem, a i śmiało spoglądała nauczycielce prosto w oczy, utrzymując na ustach bardzo przyjazny uśmiech.
April Jones
Wiek : 36
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 161 cm
C. szczególne : mnóstwo piegów, niski wzrost, często nosi kwiaty we włosach
Mogła być pewna, że Moe powie coś w tym stylu. Nie potrafiła traktować jej w pełni poważnie i wcale się nie dziwiła. Pochyliła się w stronę gryfonki, by konspiracyjnym szeptem, który mogła usłyszeć też prefekt Ravanclawu wypowiedzieć kilka słów. - Najlepsze tajne przejście jest za tym gargulcem na korytarzu na czwartym piętrze. Ale nie wiecie tego ode mnie - puściła oczko dwóm uczennicom. To już była ich sprawa czy uwierzą i pójdą sprawdzić, czy nie. No i Rudowłosa też nie była pewna, czy ten korytarz nadal istniał. Po tylu latach w tak magicznym zamku wszystko mogło się wydarzyć. Skupiła wzrok brązowych oczu na wyższej od siebie blondynce, która mogła w ten sposób dostrzec rozbawienie, które w nich grało. - Nie martw się, Kochanie, wiem, że Morgan lubi żartować. I wyglądacie na bardzo przykładnie panie Prefektki, a nie na jakieś knujące łobuzy, chociaż nawet jakbyście knuły nie musicie się mnie obawiać - zaśmiała się lekko, bo jednak nie była tym typem nauczyciela, który traktuje wszystkich bardzo surowo i nie pozwala na żadne odstępstwa od normy. Dopóki Uczniowie nie byli w niebezpieczeństwie tak naprawdę nie obchodziło jej aż tak co robią. Doświadczenie było o wiele większym plusem w dorosłym życiu niż tylko suche przyswajanie faktów, dlatego ona tak bardzo gardziła nudą i siedzeniem na tyłku. Można było robić tyle ciekawych rzeczy, zamiast spędzać czas samemu. Kiedy Elaine zaczęła opowiadać co też takiego zmajstrowały razem z jej chrześnicą, słuchała z zaciekawieniem. Podziwiała je, za taki oryginalny pomysł i zaangażowanie w stosunku do ludzi z wymianych. Zdarzało się, że ludzie na 5 roku Hogwartu gubili się w zamczysku, a co dopiero tacy przyjezdni, którzy nie dość, że czasami nie znali angielskiego to jeszcze musieli spamiętać wszystkie przejścia, korytarze i klasy. Spojrzała się dziełu dziewczyn i aż westchnęła z wrażenia, bo wyglądały one przepięknie, a w dodatku bardzo funkcjonalnie. - Nie uwierzyłabym, że zrobiłyście je same, wyglądają bardzo profesjonalnie. Na pewno bardzo się wszystkim przydadzą. Szczególnie te tłumaczenia, jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. - Uśmiechnęła się szeroko, po czym wyciągnęła z kieszeni własną różdżkę i rzuciła kilka dodatkowych zaklęć ochronnych. - Wiecie co, nie jestem dobra w zaklęciach i mogę to przyznać, ale to powinny pomóc, a nie zaszkodzić. - Nie jestem dobra w zaklęciach to było małe niedopowiedzenie, bo jako nauczyciel chyba powinni od niej wymagać trochę więcej, ale ona nigdy nie czuła się zbyt dobrze w machaniu różdżką. Jakoś lepszą rękę miała do innych dziedzin magii. - Dam wam po dwadzieścia punktów za to, chociaż powinnyście dostać nawet więcej. Nie chcę przesadzać, nowy nauczyciel i takie tam. - wyszczerzyła się i oparła o krzesło, myśląc czy może jeszcze w jakiś sposób pomóc dziewczynom. Nic jej na razie nie przychodziło do głowy, ale kto wie, może dozna jakiegoś oświecenia? Wpadła jedynie na faktyczne umieszczenie tajnych przejść, ale wtedy straciłyby one swój sens, więc po prostu olała ten pomysł i skupiła się na czymś bardziej przyziemnym, chociaż najwyraźniej Elaine z Morgan wszystko przemyślały od A do Z.
Wzrok dziewczyny wyglądał na cokolwiek zagubiony, gdy usłyszała tajemnicę związaną z tajnym przejściem do Hogsmeade. Nie miała bladego pojęcia czy nauczycielka mówi poważnie, jednak ton wypowiedzi i lekkie podejście do regulaminu... wywołały u Elaine lekki dyskomfort. Spodziewała się słownego upomnienia ewentualnie machnięcia ręką, ale jawne namawianie uczniów do opuszczania Hogwartu zakazanymi przejściami? Z tego co zauważyła, Morgan nie była jeszcze pełnoletnia, stąd też wyraźne zmieszanie ze strony Krukonki. Nie była pewna co ma o tym sądzić acz ewidentnie nie spodziewała się tak swobodnego podejścia od nauczycielki. - D-dziękuję? - zabrzmiało to jak nieudane pytanie, bowiem ponownie ją zatkało. Nawet jakby knuły, to mają się jej nie obawiać? Co miała na myśli? Czy to jawne przyzwalanie na łamanie regulaminu przez podopiecznych? Przygryzła kącik ust i zerknęła na Morgan, aby sprawdzić w jej mimice czy również podziela to dziwne zaskoczenie, zmieszanie i niedowierzanie. Elaine bardzo sumiennie wykonywała swoje obowiązki prefekta i nigdy nie odstępowała od przyjętych norm, zakazów i nakazów. Własnego kuzyna potraktowała szlabanem mimo, że serce jej pękało, iż zabiera mu czas wolny. Postawa profesor Jones wywołała u niej zatem... rezerwę. - Dziękujemy za te kilka czarów. Dzięki temu nie muszę rozważać wizyty u profesora Voralberga, a to tylko przyspieszy proces rozdania wszystkim tych map. - dyskretnie zerknęła w kierunku rozpuszczonych kosmyków włosów i powstrzymała ich metamorfomagiczną zmianę, gdy ich końcówk zaczęły się zwijać w purpurze. Liczba uzyskanych punktów zrobiła na niej wrażenie. Uśmiechnęła się szerzej, popatrzyła z zachwytem na Moe, że obie uzyskały jakieś wynagrodzenie za własną inicjatywę mającą na celu udzielenie wsparcia studentom z Czech. Nie zdążyła otworzyć ust, aby to skomentować słowem, gdy usłyszała z kierunku swojej torebki przytłumione dźwięki jej wrzeszczącego kalendarza. Brzmiał to coś w stylu "Z trzydzieści minut masz wykłady z transmutacji, a jeszcze nie oddałaś wypracowania z Zielarstwa. Pospiesz się!!". - Oj, przepraszam. - sięgnęła po torebkę i przycisnęła ją do brzucha, aby kalendarz się łaskawie zamknął. Dobrze, że mówił przytłumionym głosem inaczej mogłaby szybko stracić ledwie co zyskane punkty. - Dziękuję, pani profesor. Te mapy naprawdę mogą pomóc. Ym... muszę uciekać na wykłady. Moe, wezmę kilka map i rozdam, a resztę ty, dobrze? Jakby co, wyślij mi sowę. - posłała jej miły dla oka uśmiech i przeniosła wzrok na nauczycielkę. - Do widzenia, pani profesor. Dziękuję jeszcze raz. - skinęła jej głową, zebrała pierdołki własne ze stołu i ruszyła cicho w kierunku wyjścia. Jeszcze zanim wyszła to obejrzała się na Moe i nauczycielkę, aby sprawdzić jakie mają miny i po chwili czmychnęła do reszty obowiązków.
Sekret. Wiecznie niezdecydowana na to co właściwie w życiu chce robić, w czym się spełnić, czego wypatrywać płynęła z nurtem rzeki jak śmieć jakiś, zdechła flądra brzuchem do góry tnąca powierzchnię i powietrze stęchlizną swojego żałośnie prostego bytu. To nie tak, że Dina Harlow nie miała ambicji, wręcz przeciwnie, nie mogłaby przecież być dumnym reprezentantem domu węża, gdyby marenie o tryumfie nie spędzało jej sen z powiek – Dina jednak, poza absurdalnym wysiłkiem jaki musiała wkładać w każdy pozytywny wynik egzaminu, nie potrafiła znaleźć w sobie pasji to żadnego konkretnego przedmiotu. Na przestrzeni lat jej preferencje naukowe wielokrotnie zależały od rzeczy błahych, dziecinnych, sympatii względem nauczyciela bądź antypatii i niechęci wywołanej w głupim, nastoletnim móżdżku rzutującej na przyszłe decyzje względem konkretnych ścieżek kariery. Tak po prostu było, nie od wczoraj, nie od roku ale... dziś jakby inaczej. Dina Harlow w sekrecie przed wszystkimi wślizgnęła się do biblioteki sunąc niepozornie pomiędzy regałami z sobie tylko znanym powodem zajadłości miny malującej się na jej twarzy. Nic nie motywowało w życiu tak bardzo jak zemsta, nic w życiu nie zapędzało jej zębatek w głowie tak zażarcie jak chęć zwycięstwa. Wyciągając z półek kilka tomów, encyklopedię składników, kilka wydań Praktycznego Warzelnika i podręcznik z ostatniego roku czmychnęła gdzieś w ciemny kąt czytelni. Wszystko ma swoją kolej, pozbawiona godności, siły mięśni, talentu w zaklęciach – mając charakter podły jak żmija, zamierzała posuwać się do najbardziej plugawych działań. Wybrała trucizny, eliksiry, pomady, obrzydliwość niszczenia czyjegoś świata na odległość, bez przypisywania tego sobie. Nie potrzebowała zasług ani poklasku, potrzebowała sukcesów. Mogły być ciche, byle były spektakularne. Pergamin zapełniał się rzędami schludnie kreślonych notatek, pismo miała równie pochyłe i ostre co jej matka, każdy eliksir musiała sprawdzić dwa razy, porównać podręczniki z dawnymi wydaniami gazetek warzelniczych, nanieść poprawki eksperymentalnych propozycji. Wiedziała do czego zmierza, chciała wiedzieć, czy się jej to uda. Niektóre ze składników były łatwo dostępne nawet w szkolnej pracowni eliksirów, inne będzie musiała kupić w Dolinie, jeszcze inne miała nadzieję przynajmniej być w stanie dostać na zamówienie. Zdawało się jej, że znała kogoś, może nawet nie byle kogo w branży przemytniczej, kto mógłby pomóc jej zorganizować niektóre z tych trudno dostępnych – zanim jednak miałaby przejść do czynienia najgorszego, czekały ją długie godziny pomiędzy półkami, w towarzystwie kurzu, szeleszczącego papieru, stalówki pióra skrobiącej zawzięcie, rzędów mniej lub bardziej zrozumiałych nazw i inkantacji stosowanych w magicznym warzelnictwie. Na pierwszy ogień? Skok na głęboką wodę, najgorsze wybory z najgorszych w których stronę dryfowała przecież od zawsze. Zakazane, wykreślone, trudne do znalezienia. Jeśli nie w szkolnej bibliotece zamierzała udać się do miejskiej, jeśli nie w miejskiej to na pewno w Essex znajdzie się kilka tomów traktujących właśnie o tym co interesowało ją najbardziej.
z/t
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
No jasne, że April jeszcze miałaby zamiar pomóc uczennicom w czynieniu niekoniecznie pożądanych w szkole przedsięwzięć. Elaine najwyraźniej mocno się tym zmieszała i nie wiedziała za bardzo, jak powinna zareagować na takie uwagi. Moe jedynie uśmiechnęła się pod nosem, co poniekąd ukryła, opuszczając głowę i udając, że coś akurat zapisywała z tyłu mapy. W końcu miała się podpisywać na każdej kopii, co? - Wow, wreszcie nie wychodzę przy Tobie na najgorszą kryminalistkę. - skomentowała z przekąsem, jednak ton głosu dość mocno zaznaczał, że, przynajmniej po części, żartowała. Rzeczywiście często zdarzało się jednak, że, kiedy tylko decydowała się na niekoniecznie czyste, czy zgodne z regulaminem zagrywki, natykała się właśnie na April. Ilu problemów uniknęła tylko dlatego, że to właśnie matka chrzestna przyłapywała ją na niegodziwościach? A z drugiej strony - jakie mniemanie miała o swojej chrześnicy sama zainteresowana, skoro tyle razy widziała już, do czego ta była zdolna w swoich skrajnościach? No i, jakżeby inaczej, teraz też postanowiła migiem wykorzystać sposobność, by coś dobrego przekuć na coś, z czego mogłaby wyciągnąć osobisty zysk. - To co, odwiedzimy zakazany dział? Poczytałabym jakieś nieznane światu ciekawostki o mojej legendarnej imienniczce. - zaproponowała z błyskiem w oku i uśmiechem pełnym specyficznych dla jej tendencji do wybryków chciwości i łagodnego obłąkania. Aby uciec wzrokiem od cioci, schyliła się pod stół, sprawdzając przy okazji, czy nie spadły jej tam żadne kreślarskie przybory i ku swojemu zdziwieniu znalazła pod blatem kolejną, piątą już, czaszkę. Ewidentnie ją prześladowały. Może nawet coś znaczyły. Czy powinna zapytać specjalistki od przepowiadania przyszłości, co mogło oznaczać bycie prześladowaną przez ludzkie czaszki? Chyba wolała nie. Ale znalezisko schowała do plecaka. Tak dla zasady.
Czarny wąż wpełzł badawczo na gładką powierzchnię biurka, na którym schludnie poukładane były książki i notatki – jeśli nauczyła się czegoś poza samą treścią tych materiałów, to jeszcze większego pedantyzmu związanego z organizacją swojego miejsca pracy. Dziś miała wybitne zadanie, dziś nie powtarzała materiałów z poprzednich lat, dziś nie nadrabiała wprzód podręcznika do drugiej klasy studiów. Po wielu tygodniach ciężkich przepraw udało jej się namówić panią bibliotekarkę by udostępniła jej jedną z książek znajdujących się w dziale rozszerzonym, do którego zazwyczaj dostęp mieli albo uczniowie zajmujący się przewodnictwem na kołach zainteresowań albo nauczyciele przygotowujący materiały do zajęć. Zbliżał się nieubłaganie pewien istotny dzień, na który musiała być odpowiednio przygotowana. Grunt zdawał się być podatny, szczególnie po jej niedorzecznie głupiej obietnicy przekazania mu pałeczki dowodzenia – skłonna jednak była do takiego poświęcenia, by móc doprowadzić tę chorą sytuację do końca. Otworzyła manuskrypt na spisie treści, po czym odszukała interesującą ją pozycję. V. Veritaserum. ”Najsilniejszy eliksir prawdy, znany w świecie czarodziejów. Po jego wypiciu, człowiek odpowiada na wszystkie zadane mu pytania nie tylko całkowicie szczerze, ale jak najbardziej wyczerpująco.” Jeżeli istniało rozwiązanie tej patowej sytuacji z której oboje się znaleźli to tylko to. Wyciągnęła dłoń w kierunku czarnej żmijki, która ochoczo wpełzła jej na przedramię owijając się wokół nadgarstka jak upiorna biżuteria. Harlow wyjęła swoje pióro i czysty pergamin. Czekało ją mnóstwo pracy i przygotowań by uwarzyć ten eliksir, zamierzała być bardziej niż gotowa, mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. Krystalicznie czysta woda, kamień Saargo, niezapominajka, księżycowy pył, piołun, sproszkowany róg dwurożca, asfodelus, czarny ciemiernik, ślaz... lista składników zdawała się nie mieć końca, a i proces przygotowania wydawał się być wyjątkowo zajmujący. Nie dziwiła się wcale, że nie był to tani produkt, już za same składniki spodziewała się zapłacić ponad sto galeonów. Obróciła pergamin na drugą stronę i zmrużyła oczy notując skrupulatnie wszystkie etapy dodawania składników. Liczyła na to, że czas jaki jej pozostał do wycieczki będzie czasem wystarczającym na uwarzenie tego serum, miała bowiem przeczucie, że pomysł choć początkowo wydawał się jej niedorzeczny mógł finalnie stać się rozwiązaniem jej wszelkich problemów. Jeżeli była możliwość choć spróbowania stworzenia tego eliksiru na własną rękę zamierzała podjąć się tego wysiłku. Wierzyła w swoje możliwości i talent, przepis choć niezwykle rozbudowany i skomplikowany nie wydawał się jej przerastać jej możliwości, choć z pewnością stanowił wyzwanie. Teoretycznie znała właściwości i zastosowania poszczególnych składników eliksirów, znała też poszczególne, rozbite na części procesy jakie powinna przeprowadzić i osiągnąć podczas warzenia – miała więc nadzieję, że przy odrobinie szczęścia i lwiej ilości ciężkiej pracy taka inwestycja czasowa nie tylko przyniesie oczekiwany rezultat co może nawet zwróci się z nawiązką.
z/t
Lyall Morris
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 196
C. szczególne : blizna na dłoni, cierniowa bransoleta, złe intencje
Szarość jesieni nie sprawiała przyjemności, choć był przecież przywykły do niekończących się deszczowych dni i nocy. Wyspa Man nie należała do najurokliwszego miejsca na ziemi względem nie tylko zamieszkującej jej ludności ale i pogody, której można by było zarzucić wiele. Dlaczego wracał wspomnieniami do domu, skoro pozostawiało to na języku jedynie gorzki posmak porażki? Dlaczego w dni takie jak ten miał ochotę jedynie zaszyć się gdzieś w czeluściach biblioteki i nigdy z niej nie wychodzić, a przynajmniej do wiosny, przynajmniej do lata - absurdalnie - do wakacji by móc znów zanurzyć się w meandrach informacji jakie skrywały w piwnicy wielkie regały pełne czarnoksięskich, kolekcjonerskich ksiąg i pergaminów. Pozostawała mu jedynie biblioteka. Zamknięty w sobie, zamknięty w niej, jak wielki, ponury cień ciągnął korytarzem z nietęgą miną, nie kusząc nawet do chwili refleksyjnego zatrzymania się przy nim. Na co dzień znacznie bardziej rozmowny, znacznie bardziej skory do zaczepek, a już szczególnie tych słownych dziś patrzył gdzieś wzdłuż linii stropu, ponad mijanymi kolegami i koleżankami, dzisiaj nie miał nastroju na żadne dyskusje. Biblioteka miała swój zapach, suchy, drewniany, zapach pergaminu, który kojarzył mu się bardzo dobrze. Przymknął nawet na chwilę oczy poszukując w archiwach pamięci, kartkując dzienniki wspomnień z czym kojarzyły mu się najbardziej, próbując przypisać zapach do emocji, do sytuacji, do chwili. Zostawiwszy torbę na ławce skierował się między regały równie niezdecydowany i niepewny tego, czego będzie szukał co każdy przypadkowy gość tego miejsca. Nie umiał stwierdzić co go właściwie interesuje, taki był wiecznie pochłonięty marzeniami o tym by się dostać znów do swoich piwnic, by znów móc uczyć się tego, czego Hogwart wcale nie zamierzał praktykować. Spomiędzy tomów na półkach wyłowił kilka związanych z zaklęciami, tematami wychodząc poza tok nauczania ostatniej klasy studenckiej i ze średnich lotów entuzjazmem zasiadł przy stoliku by się zapoznać z ich treścią. Przekartkował pierwszą księgę tylko po to, by się przekonać, że jest ona głównie o magii użytkowej, co go ani cieszyło ani ekscytowało, odrzucił ją na bok na rzecz drugiej, znacznie roślejszej w rozmiarze. Z wnikliwością zapoznał się ze spisem treści a później odnalazłszy dziedzinę, która go interesowała zaczął z uwagą godną krukona wczytywać się w etymologię inkantacji i ewolucję językową łacińskich zwrotów w odpowiednią wymowę odpowiednich klątw i uroków. Tak się zaczytał w swojej lekturze, że nawet nie spostrzegł mijającego czasu. Kiedy zakończył zapoznawanie się z ostatnim rozdziałem okazało się, że to już prawie noc i trzeba się spieszyć na kolację, a co jak co, ten łasuch kolacji nigdy nie odpuści. Wziął resztę swoich książek z zamiarem zapoznania się z ich treścią w dogodniejszych warunkach, na ten przykład - po kolacji i we własnym łożu boleści. Jakby nie patrzeć był typem tych przybierających gwiazd, które najlepiej przyswajają cokolwiek leżąc w skołtunionych pieleszach.