Wielkie regały z książkami sięgają niemal do sufitu. Można tu spotkać przede wszystkim osoby lubiące się uczyć, czytające dla przyjemności lub po prostu grupki dziewczyn chcące obgadać coś w spokoju. Całe pomieszczenie wypełnia zapach starego pergaminu, a niektóre półki pokrywa cienka warstwa kurzu. Jest tu przestrzeń na której stoją stoliki z krzesłami, by można było przeczytać książkę której nie można wypożyczyć, bądź w ciszy odrobić lekcje
Kolejny dzień w Hogwarcie. Jeden z wielu, pełnych życia dni, kiedy uczniowie i studenci spieszą się na zajęcia, a nauczyciele w popłochu sprawdzają pierwsze wypracowania oraz przygotowują kolejne materiały na zbliżające się wykłady. Rzecz jasna młodsza część szkoły nie przejmowała się tym tak bardzo, jak profesorowie, jednak musieli ingerować w przypadkach podobnych do tego, który właśnie miał miejsce w bibliotece. Paul Price, jako jeden z niewielu, miał chwilę przerwy i dotarł na miejsce przed innymi, by pełnić swoje obowiązki. Zastał tam Lotte Reyes i Alana Payne'a na intrygującej wymianie zdań. Czyżby się kłócili? Skądże, prowadzili tylko rozmowę o wielkim tomiszczu na trasmutację, a które oboje chcieli mieć, gdyż był to jedyny dostępny w tej chwili egzemplarz. Jak to się potoczy? Mistrz Gry zostawia was z tym małym problemem w nadziei, że nie poleje się krew, a oba domy unikną utraty punktów. Może pan profesor znajdzie jakieś pokojowe rozwiązanie. Kto wie, kto wie. Zaczyna Paul. Powodzenia!
- No ja mam nadzieje - pokręciła głową, kończąc ciasteczko i biorąc łyka kawy. - Hm, soku nie mam, ale mam całkiem niezłą smakową herbatę - stwierdziła i wyciągnęła swoją ulubioną herbatę z szafki. Przygotowała napój dziewczynie, podała jej i usiadła z powrotem do biurka. Faktycznie, Donna zawsze starała się zdobywać informację jak najszybciej, ale jednocześnie nie była nauczycielką i nie miała aż takiego kontaktu z innymi. Mimo wszystko znajdowała zawsze sposób, żeby być na bieżąco i śledzić informację. O tym nauczycielu też co nieco słyszała. - Słyszałam tylko, że go wywalili. Jak najbardziej słusznie, trzeba mieć naprawdę nie pokolei w głowie, żeby robić coś takiego - stwierdziła po słowach Daisy. Przesuwanie organów? Brzmiało wyjątkowo okropnie, przecież to były tylko dzieci. - Ktoś się zgłosił? Boli mnie na samą myśl - przyznała. Ona naprawdę rozumiała, że szkolna codzienność może nużyć. Nauczycielowi może odbić, uczniowi może wpaść jakiś głupi pomysł do głowy, ale coś takiego? To przekraczało wszelkie granice i było skrajnie nieodpowiedzialne. Przed czarną magią trzeba było się uczyć bronić, ale nie torturując dzieci. Niektórzy mieli naprawdę dziwne metody i musiały kierować nimi jakieś pokręcone pobudki. - Czyli ty zostałaś? Trzeba było stamtąd zwiewać - pokręciła głową. Niby proponował to tylko chętnym, ale od kogoś takiego lepiej było się trzymać z daleka.
Daisy Bennett
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Tatuaż na żebrach w kształcie różdżki z trzema gwiazdkami; czarodziejski tatuaż z ruszającą się palmą na nadgarstku.
- Niech będzie herbata - powiedziała przeciągle, udając rozczarowanie. W trakcie kiedy Donna robiła herbatę Daisy rozglądała się po bibliotece, pogryzając ciastka. Powinna tu chyba spędzać więcej czasu. Jest w siódmej klasie, owutemy zapasem, zaraz kończy Hogwart... Może nie opuszcza go jeszcze ostatecznie, bo ma zamiar kontynuować naukę jako studentka, ale jednak egzaminy końcowe zbliżają się wielkimi krokami. Czy czuła stres? Właśnie chyba nie, a może powinna, bo wtedy pewnie bardziej zmobilizowałaby się do nauki. Nie to, że totalnie olewa naukę, co to to nie, ale miała poczucie, że jednak za mało czasu poświęca na przygotowywanie się do egzaminów. Cóż, miała nadzieję, że zwyczajnie będzie miała szczęście i umiejętności, które posiada wystarczą do zdania owutemów na wyższym poziomie. Z rozmyślań wyrwała ją Donna, stawiając przed dziewczyną filiżankę z herbatą. Daisy uniosła ją do ust i wypiła łyk. - Rzeczywiście pyszna - Gryfonka pochwaliła napój i zagryzła ciastkiem. - A tak jest idealnie!. Daisy pokiwała głową. - Też mi się to obiło o uszy, ale nie chciałam wierzyć bez potwierdzenia - rzekła.- Rzeczywiście nie było to najmądrzejsze posunięcie z jego strony. Mógł się spodziewać, że nie każdy będzie spokojnie stał i poddawał się działaniu takiego zaklęcia. Albo - ściszyła głos - mógł się przygotować lepiej. Wiesz, pozamykać drzwi, zakuć nas w kajdany albo wymazać pamięć... - uniosła brew i uśmiechnęła się kątem ust. To były oczywiście żarty, choć samo wydarzenie raczej śmieszne nie było. - Tak i to chyba dwie osoby! - powiedziała głośnym szeptem. - Szaleni nie? Chociaż, nie ukrywam, sama byłam ciekawa działania zaklęcia, ale stwierdziłam, że lepiej nie próbować. Zostałam właśnie z ciekawości, zobaczyć jak się sprawy potoczą, ale, mówię ci, to naprawdę potoczyło się bardzo szybko - upiła kolejny łyk herbaty.
Pamiętała jak sama uczyła się w Hogwarcie i była wyjątkowo nadwrażliwa na punkcie ocen. Nie lubiła siedzieć godzinami w bibliotece, ale jeszcze bardziej nie lubiła być z czegoś słaba, dostawać złe oceny. Zawsze starała się mieć najlepsze wyniki na zajęciach i ciężko znosiła porażki. Była ambitna i uparta, więc czegokolwiek się nie dotykała działała na sto procent. Czy to sport, czy właśnie nauka. Jej perfekcjonizm był trochę przekleństwem i ujawniał się do dzisiaj, kiedy nawet najgłupszą czynność starała się robić jak najwydajniej i produktywnie. Nie mogła pozwolić, żeby to było byle jak. Uwielbiała częstować w bibliotece gorącymi napojami. Kawy i herbaty zawsze miała pod dostatkiem. Również dlatego, że sama w siebie wlewała jej naprawdę sporo. Historia o nauczycielu była wręcz niewiarygodna i kompletnie dla niej niezrozumiała. - No, nie wiem o czym on myślał, naprawdę - przyznała, pomijając już nawet etyczne kwestie, to było po prostu bardzo lekkomyślne. Zawsze znajdzie się ktoś, kto doniesie na coś takiego. W tym wypadku zresztą jak najbardziej słusznie. Torturowanie uczniów przekraczało wszystkie granice. - Szaleni. Nawet tak nie żartuj, nigdy się nie daj wepchnąć w coś takiego. To nie jest warte zaspokojenia cierpliwości - pokręciła głową, to nie brzmiało jak pouczający ton, po prostu przerażała ją sama myśl, że ktoś miałby rzucać coś takiego na Daisy. Kiedy w końcu odbiegły trochę od tematu specyficznego nauczyciela, spojrzała na gryfonkę i uśmiechnęła się. - Mam w sumie do ciebie sprawę. Niedługo usłyszysz pewnie o takim jednym przedstawieniu, wiele na razie nie zdradzam, ale będę szukała aktorów. Rozumiem, że się zgłosisz? - spojrzała na nią, dobrze wiedząc, że dziewczyna nie będzie do tego specjalnie entuzjastycznie nastawiona. Zamierzała ją jednak trochę przycisnąć
Daisy Bennett
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Tatuaż na żebrach w kształcie różdżki z trzema gwiazdkami; czarodziejski tatuaż z ruszającą się palmą na nadgarstku.
Wzruszyła ramionami, biorąc kolejny łk herbaty i kolejne ciasteczko. Jeszcze trochę i jej ładnie zarysowany brzuch zmieni się w tłustą kluchę. Ale cóż mogła poradzić, kiedy znalazła tak dobre ciastka, które wprost wołały, aby je schrupać w moment? No, nic nie mogła! Dzisiaj wieczorem i jutro rano zrobi "za karę" dwa razy dłuższe treningi. - Też nie wiem, ale na pewno nie o utracie pracy i ewentualnym Azkabanie - powiedziała beznamiętnie. Kiedy emocje opadły ten temat zrobił się już mniej fascynujący. Swoją drogą to niesamowite jak jedno wydarzenie niesie się na językach wszystkich w danym środowisku, żeby po kilku dniach przejść z nim do porządku dziennego, a na życie zainteresowanych mogło mieć ogromny, nieodwracalny wpływ i tak łatwo o tym nie zapomną. - Niby nie jest, teraz mogę ci obiecać, że nigdy czegoś takiego nie zrobię, ale kto wie co mi strzeli do tej durnej głowy? - zapytała ze śmiechem, mrugając do Donny. Wyprostowała się lekko, słysząc, że Donna ma do niej sprawę. Zaczęła się obawiać i w sumie słusznie! Przedstawienie? Donna dobrze wiedziała, co Daisy myśli o aktorstwie. To nie jest tak, że gardzi aktorami, filmami czy sztukami, ale... to nie było dla niej. Nie lubiła się wydurniać na scenie. Kiedyś identyczne zdanie wypowiedziała przy Donnie. Kobieta zareagowała w taki sposób, że Daisy gryzła się w język za każdym razem jak miała takie zdanie na jego końcu, żeby nie przeżywać jeszcze raz tego wzburzenia Donny. - Ja? - zapytała jeszcze dla pewności, powątpiewając, że Donna mówi poważnie. Odchyliła się na krześle, krzyżując ręce. - Nie ma mowy, przecież mnie znasz! - powiedziała stanowczo. Ona aktorką! Nie to, żeby była wstydliwa czy bała się wypowiadać przed szerszą publicznością, ale udawać jakieś postaci w dziwacznych strojach, uczyć się tekstu... Nie czuła się w tym dobrze. I nie będzie robić nic wbrew sobie! Jeśli już to woli być po drugiej stronie, jako widz. - Wyobrażasz sobie mnie jako aktorkę w przedstawieniu dla dzieci? - zapytała sceptycznie. - Bo mniemam, że masz zamiar zorganizować to dla uczniów Hogwartu? - zapytała dla pewności. Jeszcze będzie musiała stać na scenie i grać z wątpliwego talentu dzieciakami. Ona sama uważała, że talentu nie ma i dlatego nie pchała się do takich rzeczy. Miała nadzieję, że Donna, która jest jedną z osób, która zna ją najlepiej, nie będzie nalegać na coś takiego.
Cóż, konsekwencji mu nie zazdrościła, aczkolwiek uważała, że były one jak najbardziej na miejscu. W końcu to wszystko przekroczyło wszelkie granice, wymagało jakiegoś rozwiązania. Szczególnie nie wyobrażała sobie, że ten człowiek miałby dalej uczyć i prowadzić jakiekolwiek zajęcia. Wszystko miało jednak jakieś swoje granice. Wizja Daisy, której coś takiego odbija absolutnie nie spodobała się Donnie i przewróciła oczami popijając herbatę. - To nie jest śmieszny żart - pokręciła głową, bo chociaż wyjątkowo nie lubiła matkowania, to nadal troszczyła się o dziewczynę jak o córkę i nie chciała, żeby ktokolwiek ją w jakiś sposób skrzywdził. Fizycznie czy psychicznie, mieściło to się poza jej wyobrażeniami i pewnie poziom złości jaki by wtedy osiągnęła byłby niewyobrażalny. Znała stosunek dziewczyny do gry na scenie, aktorstwa i wszystkiego co z tym związane. Oczywiście jako była aktorka na każde złe słowo w tym kierunku łatwo się najeżała. Gdy ktoś pytał ją o jej zawód to właśnie aktorstwo wymieniała jako pierwsze, dopiero po chwili przypominając sobie, że w tej chwili już jest w zasadzie bibliotekarką. Mentalnie wciąż czuła się tak, jakby miała zaraz wejść na deski teatralne i błyszczeć na scenie. Czasami tęsknota za tym była tak silna, że musiała kombinować, co by tu zrobić żeby znaleźć jakiś substytut. Stąd wykluł jej się ten pomysł szkolnego przedstawienia. W końcu miała pod ręką sporo uczniów i domyślała się jak ogromny musi drzemać w nich potencjał. Na tyle osób pewnie niejedna marzyła o spróbowaniu swoich sił w tej dziedzinie. Wiedziała, że praca z niedoświadczonymi osobami będzie trudna i była na to gotowa. Traktowała jednak to jak wyzwanie, a nie jak przeszkodę. Chciała, żeby to było głośne wydarzenie, aktorami mieli być uczniowie, ale na widowni miała nadzieje zobaczyć dużo więcej. Zależało jej, żeby wyszło z tego coś tak dobrego, że ludzie będą mówić o tym z uznaniem. Może nawet na spektaklu pojawi się człowiek, który postanowił brutalnie przerwać moją karierę. Nie pogardziłaby pokazaniem mu, że wciąż stoi na dwóch nogach i ma się dobrze. - Tak, ty. Wiem, że fanką teatru nie jesteś, ale są drugoplanowe role, które nie wymagają aż takiego zaangażowania. Zgłoś się do czegoś prostego i mało absorbującego. Zobaczysz, będzie fajnie - zachęciła ją. Pokręciła głową na wzmiankę o przedstawieniu dla dzieci. Oczywiście to była trochę prawda, ale nadal nie uważała, żeby wyszło to tak źle. - Dla uczniów i dla studentów, którzy już chyba takimi dziećmi nie są nie? Zdziwisz się, ile z nich ma potencjał aktorski nie gorszy niż niejeden dorosły. Zadbam o to, żeby wszystko wypadło ładnie i profesjonalnie, chyba mnie znasz, prawda?
Daisy Bennett
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Tatuaż na żebrach w kształcie różdżki z trzema gwiazdkami; czarodziejski tatuaż z ruszającą się palmą na nadgarstku.
Przewróciła oczami, a potem pokręciła głową z rozbawieniem. Czyżby Donna ją upominała? Merlinie, do czego to doszło?! Wiedziała jednak, że kobieta po prostu martwi się o nią i boi się, żeby taka sytuacja naprawdę kiedyś jej się nie przydarzyła. Na daną chwilę Daisy, oczywiście, nie miała zamiaru zrobić nic głupiego, ale w myśl zasady "nigdy nie mów nigdy"... nigdy nie mówiła nigdy. Człowiek nie wie jak się zachowa, dopóki nie znajdzie się w danej sytuacji. Daisy kręciła głową z niedowierzaniem. Donna naprawdę namawiała ją na udział w przedstawieniu, a Gryfonka wiedziała, że Jenkins tak łatwo nie odpuści. - Tak, z pewnością - prychnęła, ale nie mogła zaprzeczyć kolejnym słowom Donny. Była na sto procent pewna, że kobieta zrobi wszystko, co w jej mocy, aby przedstawienie wypadło fenomenalnie. Według Daisy Donna nadawała się też na dobrą nauczycielkę, bo z każdego umiała wyciągnąć to, co umie najlepiej. Jednak Daisy naprawdę nie miała ochoty na takie przedsięwzięcia. Chciała odmówić stanowczo, ale Donnie chyba zależało, żeby jej pomogła i wzięła udział. Daisy wahała się tylko i wyłącznie z jej powodu, zrobiłaby to tylko dla niej, ale na razie nie chciała się deklarować, bo naprawdę tego nie lubiła. Nie lubiła też robić nic wbrew sobie, kiedy na samą myśl o tekstach i próbach wszystkiego jej się odechciewało. W duchu pomyślała, że się zastanowi, choć jej chęć była bliska zeru, ale postanowiła też zmyć się z biblioteki jak najszybciej, bo domyślała się, że Donna nie odpuści jej, dopóki Daisy nie zgłosi chęci udziału w spektaklu. Rozejrzała się jeszcze po regałach, zgarnęła kilka książek o transmutacji i zaklęciach i skierowała się do wyjścia. - Wypożyczam to! - powiedziała. - Muszę się pouczyć, wiesz, owutemy się zbliżają i w ogóle... Do zobaczenia później! - rzuciła jeszcze i pospiesznie wyszła z biblioteki.
Naprawdę zamierzała włożyć w ten spektakl całe serce i dopilnować, żeby wszystko wyszło tak jak należy. Wiedziała, że Daisy nie pójdzie na żadną większą rolę i niekoniecznie chce się realizować w aktorstwie, ale każda pomoc była przydatna i nawet jako statystka zrobiłaby dużą robotę. Stresowała się, że nie zgłosi się wystarczająco dużo osób i to wszystko będzie jedną, wielką klapą. Nie chciała tego, zamierzała dopilnować, żeby był komplet zgranych, dobrych aktorów, którzy skupią się na spektaklu i będą aktywnie uczestniczyć na próbach. Gryfonka mogła mieć całkiem niezły potencjał aktorskich, więc mimo jej niechęci Donna nie zamierzała tego ignorować. Chciała, żeby wszystko wyszło jak najlepiej. - Tylko mnie nie zbywaj. Wiesz, że nie dam ci spokoju dopóki się nie zgłosisz. Będę oczekiwać zgłoszenia! Zobaczysz, nie pożałujesz, jeszcze będziesz się cieszyć jak zarazisz się żyłką aktorstwa - rzuciła w kierunku dziewczyny, która postanowiła się ewakuować z biblioteki. Widoczniej postanowiła przysiąść do nauki i jak na ironie - dla niej biblioteka nie była do tego dobrym miejscem, bo pokusa plotkowania z Donną była większa niż siedzenie nad książkami - Normalni uczniowie to tutaj przychodzą się pouczyć. Ale dobra, dobra, do zobaczenia.
Kolejny pracowity dzień w szkole, pełen rozwrzeszczanej i wiecznie szukającej pomocy młodzieży. Byłaś zmęczona ostatnimi dniami, ciągle ktoś Cię wołał i szukał, a do tego miałaś na głowie przedstawienie. Usiadłaś więc przy swoim biurku, rozkoszując się popołudniową kawą..
Możliwe Scenariusze: 1,6 - Popijając kawę, wzięłaś się za sprawdzanie terminarza wypożyczonych książek — czy wszystko wróciło na czas, czy nie zapomniałaś podpisać zezwolenia na wyniesienie z biblioteki. Pogrążona w papierach uśmiechasz się pod nosem, a spośród świstów papieru.. Parzysta: Dostrzegasz niewielką, wsuniętą karteczkę. Liścik był pisany starannie, chociaż właściciel pióra nie miał zdecydowanie talentu i pomimo włożonego wysiłku, literki pozostawały niezgrabne. "Panno Jenkins, bardzo mi się Pani podoba. Ma Pani śliczny uśmiech! A to mały drobiazg, żeby go wywołać!" - na tył kartki przyklejone było pudełeczko z Czekoladową Żabą w środku! Zgłoś się po słodycz w odpowiednim temacie! Aż robi się miło na serduszku, prawda? Nieparzysta: Grubszy pliczek kartek. Dostrzegasz mokrą plamę, która skleiła ze sobą strony i rozmazała atrament, wywołując prawdziwą katastrofę! Zła i nieco zniechęcona, spędzasz następne godziny na przepisywaniu..
3,4 - Zdążyłaś usiąść, wypić pół kubka kawy, gdy do biblioteki wpada dwójka gryfonów! Podbiegają do Ciebie, przekrzykując się i szukając ratunku z zaległym wypracowaniem dla Profesora Fairwyna! Z westchnięciem odstawiasz swój jeszcze ciepły napój i przenosisz wzrok na dzieciaki.. Parzysta: Serce Ci pęka. Znasz Edgara i wiesz, jak niezadowolony bywa z niekompetentnych uczniów! Wstajesz więc i razem z dzieciakami zaczynasz szukać odpowiedniej książki, a następnie pomagasz im odrobić pracę domową! Kilka godzin później wracają z uśmiechem i dziękują Ci, a dodatkowo wręczają piękny Kalendarzyk ! Chowasz zielony notes do torebki i gawędzisz jeszcze chwilę z młodzieżą, dziękując za prezent. Nie zapomnij upomnieć się o przedmiot w odpowiednim dziale! Nieparzysta: Słuchasz tematu i ręką wskazujesz regał, gdzie znaleźć mogli książki. Chwilę jeszcze marudzili, żebyś im pomogła — ostatecznie jednak nie ulegasz i skupiasz się na swoich obowiązkach. Gdy rozlega się huk, wstajesz przestraszona i łokciem trącasz kubek z kawą, zalewając jedną z książek! Nie zauważasz tego i idziesz sprawdzić, o co chodzi - gryfoni zrobili Ci niezły bałagan, zostawiając je na podłodze. Sprzątasz po nich, a gdy wracasz, dostrzegasz, co się stało Zła jak osa, wycierasz biurko, a następnie zamawiasz zniszczony tom! Karma wraca. Odnotuj stratę 15 Galeonów w odpowiednim temacie!
2 Nie mając nic lepszego do roboty, korzystając z ciszy i spokoju, sięgasz po swoją torebkę. Postanawiasz w niej posprzątać, albowiem przypomniało Ci się, ile niepotrzebnych rzeczy nosisz wewnątrz. Po wyjęciu zawartości na biurko i przetrzepaniu wewnętrznego obszycia wylatuje Ci 20 Galeonów! Uśmiechnięta, chowasz pieniądze do portfela i wracasz do ogarniania swojego kobiecego niezbędnika! Nie zapomnij upomnieć się o pieniążki w odpowiednim dziale!
5 Po wypiciu kawy ruszyłaś na obchód biblioteki. Zauważasz, że na podłodze, pomiędzy regałami leży samotny tom o wdzięcznej, srebrnej okładce. Książka aż krzyczy, żeby ją podnieść i otrzepać. Z westchnięciem podchodzisz i ratujesz porzucone dzieło, z ciekawości przeglądając kartki. Przypomina Ci się, jak dobra byłaś z Eliksirów! Zdobywasz 1 Punkt do kuferka ! Nie zapomnij zgłosić się do niego w odpowiednim temacie!
To był naprawdę ciężki dzień, który Donna spędziła wyjątkowo intensywnie. Wstała wcześnie rano, pojawiła się w Hogwarcie i praktycznie od wejścia miała dziwnie duży ruch w bibliotece. Ciągle ktoś przychodził z jakąś prośbą, pytał ją o coś i nie za bardzo miała chwilę nawet usiąść i w spokoju wypić kawę. W dodatku pracowała nad spektaklem, który wyjątkowo ją pochłaniał, dopracowywała ostatnie szczegóły, zastanawiała się czego by tu nie poprawić i jak sprawić, aby wszystko poszło jej jak najlepiej. Nie wiedziała skąd w uczniach wziął się nagle taki zapał do nauki i dlaczego hurtowo wręcz wypożyczali te wszystkie książki, ale ci nauczyciele musieli się naprawdę nad nimi okrutnie znęcać. Pewnie miało to jakiś związek z końcówką roku, egzaminami i wystawianiem ocen. Widocznie musieli mocno zaniedbywać to wszystko przez rok szkolny, skoro nagle w takiej ilości postanowili rzucić się na czytanie. Cóż, kochała swoją pracę więc nie miała problemu z doradzaniem im po który podręcznik sięgnąć i gdzie znaleźć informacje takie, a gdzie trochę inne. Niektórzy, żeby odwlec proces nauki trochę ją zagadywali i chwilę plotkowali, szczególnie ci, których znała trochę bardziej. Praca z młodymi osobami sprawiała jej wyjątkową przyjemność, bo rozmowy z nimi były zupełnie inne. Czuła się świeżo i nie odczuwała tych upływających lat aż tak intensywnie. Nie miała pojęcia kiedy to się stało i zrobiła się taka a nie inna godzina, ale popołudniu w końcu miała sekundę, żeby zaparzyć sobie swój ulubiony, aromatyczny napój i usiadła przy swoim biurku. Była pewna, że większość roboty już za nią, należało się jednak upewnić czy wszystko co miała zrobić zostało wykonane, więc zaczęła przeglądać papiery uważnie, popijając przy tym swój ulubiony napój. Donna się zdziwiła, kiedy zobaczyła okropne zniszczenie na grupym pliku kartek. Atrament zrobił dużą plamę, posklejał kartki i sprawił, że nie nadawały się one już absolutnie do niczego. Musiała to wszystko przepisywać na czysto, a było tego naprawdę sporo. Załamana dolała sobie kawy wiedząc już że czeka ją intensywne i ciężkie popołudnie. Praca może nie była trudna, ale na pewno monotonna i męczące i po takim dniu była czymś, na co wyjątkowo kobieta nie miała ochoty. Chciała już wrócić do domu, wziąć gorącą odprężającą kąpiel i wypić lampkę wina. Czy to nie brzmiało jak cudowna perspektywa? Cóż, póki co musiała sięgnąć po pióro i rzetelnie przepisywać każdą stronę, która już do niczego innego się nie nadawała. Prawie przysypiała nad papierami, ale brnęła w to i po kilku godzinach mogła schować wszystko na miejsce i z zadowoleniem stwierdzić, że to był wyjątkowo produktywny dzień. Była kompletnie wykończona.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
W bibliotece było cicho. Tak, jak można oczekiwać od biblioteki. Unosił się w niej zapach papieru, skóry, tuszu i strachu uczniów przed egzaminami. Czy Neirin był jedną z tych zagubionych dusz, które zaszywały się między regałami z suchym prowiantem oraz kocem, ucząc się od dnia do nocy przed owutemami? Czy to dlatego siedział teraz na podłodze działu historii magii, przerzucając między palcami strony opasłego tomiszcza? Ha. Dobre sobie. Miał zgoła inny cel, a owy wiązał się z tym, co znajdowało się na barkach chłopaka. Z daleka można było pomyśleć, że rudzielec ubrany jest w szalik Hufflepuffu. Coś grubego w czarno-żółte pasy zdobiło jego szyję, nie pasując zupełnie do pogody. Dopiero z bliska dało się dostrzec, że to nie częśc odzienia, a najprawdziwszy wąż. Pyton leżał spokojnie na barkach właściciela, zwieszając głowę w stronę oglądanej książki. Neirin opierał się plecami o regał, nogi mając złączone i zgięte w kolanach, podciągnięte pod pierś. Wsparł o uda czytany tom, jedną ręką go podtrzymując, a drugą gładząc węża pod łbem. Samica wysuwała język, ciekawsko machając nim nad stronicami. - I jak? Podoba ci się któreś? Bo mnie żadne. Nie pasują do ciebie - powiedział szeptem do węża, zanim przerzucił stronę. Znów to samo - skakał wzrokiem od imienia do imienia, patrząc, czy któreś nie jest odpowiednie dla jego samiczki. Pyton zsunął się delikatniej, a Neirin otworzył dłoń, aby mogła się o nią oprzeć. - To? Nie... Nie jestem przekonany - od przyjścia tutaj więcej odezwał się do węża niż niektórych Puchonów, z którymi mija się codziennie w pokoju wspólnym. Ze zwierzętami zdecydowanie miał lepszy kontakt niż z ludźmi. Przerzucił stronę, poprawiając sobie gada na barkach. Był ciepły, przyjemny w dotyku. Słupek rtęci osiągał pułap 30 stopni, a z nieba lał się żar. W tych warunkach maluch czuł się doskonale... Poza zamkiem. W środku grube mury chłodziły znacząco. Rudzielec zatem obłożył go zaklęciem rozgrzewającym, aby zmiennocieplny gad nie podupadł na zdrowiu przez tę wycieczkę. Dzięki temu nawet pomimo siedzenia w chłodnej bibliotece wśród zimnych murów Hogwartu, maluch był utrzymywany w komfortowej dla niego temperaturze. Szczęśliwy i pełen energii uniósł łeb, aby teraz językiem obadać kawałek regału. Bogowie... Bogowie, hm. Spojrzał za pytonem, za chwilę kiwając głową, jakby się z nią zgadzał. - Tak, to dobry pomysł. Sprawdźmy mitologię - odłożył tomiszcze historii magii, biorąc teraz jeden z tomików mitologii i przeglądając go podobnie jak poprzednią książkę. - Myślisz, że tutaj znajdziemy coś odpowiedniego? - Posmyrał gada po szyi, zaczytując się w pierwszym z napotkanych mitów.
To był dzień wolny od zajęć. Co prawda ruda miała pracę na wieczór we wiosce, ale wciąż miała wiele godzin do rozpoczęcia zmiany. Pomimo wszelkich chęci i wielu prób pójścia spać i nadrobienia trochę ostatnich nocy, jak zwykle jej nie wyszło. Kręciła się tylko z boku na bok na łóżku, walcząc z płatającym figle umysłem. Podsyłał jej bowiem najróżniejsze scenariusze, jakieś głupie zagadki i z reguły chyba wszystko, co momentalnie niszczyło uczucie senności. Zrezygnowana podniosła się, nie widząc najmniejszych szans na popołudniową drzemkę i zgarnęła plecaczek, zarzucając go na ramiona. To może chociaż spacer, bo co miała ze sobą zrobić? Z westchnięciem opuściła dormitorium i pokój wspólny, kierując się gdzieś w stronę wyższych pięter zamku. Lanceleyówna stwierdziła, że jest zbyt gorąco na wyjście na zewnątrz. Słońce paliło niemiłosiernie, a na jej bladej karnacji z pewnością pojawiłyby się czerwone plamy albo co gorsze piegi. Szła więc korytarzem, nucąc coś pod nosem — jak to dziecko z rodu muzyków miało w zwyczaju, szukając sobie miejsca i celu. Brak zajęć umożliwiał porzucenie mundurka. Dziewczyna więc przywdziała obcasy — lekkie koturny, które skutecznie dodawały jej kilku centymetrów. Do tego miała sięgającą kolan spódniczkę z rozcięciem na prawej nodze, sięgającym aż do pasa — ujawniającym, że pod delikatnym, czerwonym materiałem w kwiatowy wzór kryły się szorty. W nią wpuściła zwykłą, białą koszulkę z napisem na biuście. Zatrzymała się w końcu, rozglądając dookoła — nawet nie zauważyła, kiedy i jak znalazła się w tej części zamku! Orzechowe oczy zabłysły podekscytowane, gdy dostrzegła wejście do biblioteki i właśnie tam postanowiła się udać. Zawsze był przecież dobry moment na czytane, prawda? Leniwym krokiem wędrowała między regałami, nie mogąc się zdecydować na tematykę. Powinna skorzystać z książek o transmutacji czy może zaklęciach? Chyba że całkiem zrezygnowałaby na dzisiaj z nauki i wzięła, chociażby stare, dobre baśnie. W milczeniu, nie chcąc przeszkadzać innym, kontynuowała swoja podróż, rozglądając się w poszukiwaniu zachęty. Przez chwilę wydawało się jej, że widziała znajomą twarz, jednak kto zdecydowałby się poza nią na towarzystwo ksiąg w tak piękny dzień? Pokręciła z niedowierzaniem głową, mijając alejkę z historią magii. Nie. Ten głos, co dobiegł uszu.. Ślizgonka zatrzymała się, marszcząc nos i brwi, wydając z siebie cichy odgłos zastanowienia, po czym nie odwracając się nawet, zrobiła kilka kroków w tył. Rozdziawiła usta, dostrzegając puchona z wężem na ramieniu i wskazała na niego ręką, przekręcając głowę w bok. Rude włosy zakołysały się leniwie na ramionach i plecach, łaskocząc odsłonięte fragmenty skóry. — Ty!— zaczęła z zaciekawieniem głośniejszym szeptem, rozglądając się następnie na boki czy aby nie przesadziła z natężeniem dźwięku. Znała go. Naprawdę był porządnym uczniem, on jeden dokończył z nią eliksir, a do tego wszystkiego był borsukiem! Ness nigdy nie miała dłuższej styczności z mieszkańcami tego domu, dlatego też decyzja była jedna — postawiła na niego dzisiejszego dnia! Podeszła więc i kucnęła przed nim, zachowując bezpieczną odległość od gada i jego Pana. Niemniej jednak brązowe ślepia z zainteresowaniem i podziwem przyglądały się zwierzęciu, okazjonalnie posyłając krótkie spojrzenia Neirinowi. Uśmiechnęła się w charakterystyczny dla siebie, zadziorny i jednocześnie nieco zawadiacki sposób, co tylko podkreślała czerwień jej ust. Dziw brał, że taka waleczna paskuda była tak elegancką niewiastą. — Uczycie się razem? Szukacie zaklęcia, które pomoże wam rozmawiać czy może Twój towarzysz wąż jest animagiem, który utknął w swej formie? Naprawdę śliczny! Pasuję do Ciebie. Kolorami. I też wygląda sympatycznie, nawet jak nie ma nóg. I rąk. Mówiąc, skupiła wzrok na rozmówcy. Jak zwykle była dość brutalnie szczera, aczkolwiek nie było w jej tonie cienia kpiny czy chłodu, ot zainteresowanie i być może nawet nutka zaintrygowania. Uczniowie nie codziennie wybierali węże na swoich towarzyszy. Ruda uważała jednak, że te gady na swój sposób są pięknie i majestatyczne, a ich ubarwienie może wprawiać w osłupienie, chociaż nie znała się na rasach. No i jej ukochany żmijoptak też nie miał rąk i nóg! Nie mogła zapomnieć też o byciu z domu Salazara Slytherina, od którego wszystko się zaczęło. Westchnęła cicho, patrząc z zaciekawieniem na puchona i widocznie zrelaksowanego pytona.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Słysząc czyjś głos i wyczuwając zbliżającą się osobę, gad cofnął głowę, kładąc ją znów na barku Neirina. Chłopak za to nie oderwał wzroku od książki, zdając się zupełnie nie zwracać uwagi na Ślizgonkę. Odczekał tylko, aż skończy mówić swoje, zanim otworzył usta. Może z resztek kultury, może potrzebował ciszy, aby pomyśleć. Ciężko rzec. Ale słowa, które popłynęły w ciszy biblioteki, nie były tymi pożądanymi przez dziewczynę. - Pewien wieśniak imieniem Shimpachi w obronie swoich współmieszkańców naraził się władzom shoguna. Za karę wyrwano mu jedno oko, następnie zabito go i ciało wrzucono do rzeki. Zrozpaczona matka poprzysięgła zemstę i zapowiedziała, że zamieni się w węża, który odtąd będzie prześladować ród shogunów Tokugawa. Z przekleństwem na ustach skoczyła do rzeki. Od tego czasu w rzece Ayase pojawiał się jednooki wąż - skończył czytać i dopiero wtedy uniósł wzrok na dziewczynę. - Ale legenda jest legendą i nie należy od niej wymagać, żeby wszystko było pedantycznie konsekwentne. Myślisz, że to Shimpachi zmienił się w węża czy jego matka straciła oko w czasie upadku? A może bogowie złączyli ich dusze w jednego potwora? Przyglądał się Nessie, co gorsza w oczekiwaniu na odpowiedź. Chciał wiedzieć, ale tego mitologia już nie podawała. Skąd jednak dziewczyna by miała posiadać takie informacje? W to już nie wnikał. Dopiero po pewnym czasie i paru sekundach milczenia uniósł rękę, aby pogładzić węża. - Jeszcze nie sprawdzałem, czy jest animagiem. Ale myślę, że nie. Chociaż nie jestem pewny. A może jego matka była animagiem? - Spuścił wzrok na książkę, wpatrując się znów w tekst, acz teraz niewidzącym wzrokiem. Już nie czytał legendy, po prostu kontemplował kształty liter. To mogło być mylące, ale nie mówił teraz o matce węża, tylko o matce Shimpachiego. - Myślisz, ze animag może spłodzić zwierzęta? - Nie powinien tak chyba zarzucać dziewczyny swoimi dziwnymi rozmyśleniami. To dość... Niekulturalne? A może niemiłe? Czy poczuła się źle? Czy on się tym powinien przejąć? Tak po prawdzie, to nie. Nie sądził, aby osoba Ślizgonki była istotna na tyle, by nie chcieć jej urazić. Nie musi się zatem martwić. Ale może się zaciekawić. - Jest zaklęcie na rozmowę z wężami? - No proszę, a jednak słuchał i potrafi odpowiedzieć na temat. - Myślałem, ze tylko wężouści tak potrafią. Ale to nie jest zaklęcie. Jak można się nauczyć rozmowy z wężami? Wiesz? - On by chciał wiedzieć. Spojrzał znowu na dziewczynę, wbijając obojętne spojrzenie w jej oczy.
Przyglądała mu się badawczo. Jej orzechowe ślepia z zaintrygowaniem wędrowały po jego twarzy i ciele, okazjonalnie zatrzymując się na trzymanym przez niego gadzie. Każdy, kto znał Nessę wiedział, że była stworzeniem niezwykle bezpośrednim i otwartym, bezwstydnie naruszającym wszelkie możliwe tabu bądź przestrzenie osobiste innych. Musiała przyznać, że Neirin był dla niej zagadką. Za nic nie potrafiła przypisać go do jakieś ze swoich kategorii czy utożsamić go z konkretnymi cechami charakteru. Był nieprzewidywalny i to chyba bardziej niż ona, udowadniając swój indywidualizm na każdym kroku. Myślała, że pozna go trochę na eliksirach, gdzie mieli ostatnio szansę współpracować — nic jednak bardziej mylnego. Z racji tego, że zawsze przyciągało ją do ludzi dziwnych i nietuzinkowych, nie mogło być inaczej w przypadku Puchona. Siedziała więc wygodnie na podłodze, w zamkniętych objęciach wysokich regałów, uginających się pod ciężarem opasłych tomisk. Jego słowa i historia, którą przytoczył, sprawiły, że na ustach dziewczyny pojawił się rozbawiony jakby uśmieszek, wywołujący dołeczki w jej bladych policzkach. Milczała chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Szare z brązowym w końcu się spotkało. — W każdej legendzie jest ziarno prawdy, a przynajmniej ja lubię w to wierzyć. Wtedy jest ciekawiej, prawda? Poza tym wielu ludzi też żyję niekonsekwentnie. Najbardziej podoba mi się opcja, że bogowie złączyli ich duszę w jednego potwora. Matka połączyła się z ukochanym synem, brzmi nieźle. A Tobie? Tobie, która podoba się najbardziej?— odparła w końcu, wzruszając delikatnie ramionami i oddając mu pytanie. Sama była ciekawa odpowiedzi. Nie miała oczywiście pewności, czy jej scenariusz faktycznie miał szansę bytu, jednak skoro sięgali po mitologię, to wolała wierzyć, że tak. Z westchnięciem poprawiła się, przestając kucać i siadając na tyłku, po turecku. Oparła dłonie na swoich kolanach, zsuwając wcześniej z ramion plecak i kładąc obok tak, aby miała do niego łatwy dostęp. Gdy zaczął mówić, gładząc swoje zwierzątko, jej spojrzenie mimowolnie powędrowało w stronę węża. Nigdy nie zastanawiała się nad tymi kwestiami z tej strony i trzeba przyznać, że Neirin swoim otwartym umysłem potrafił wprawić w konsternację. — Podejrzane. Może każdy animag ma dziecko ludzkie i zwierzęce? Zależy, w której formie dochodziło do zapłodnienia. Tylko wtedy co, na czas ciąży samica bądź kobieta nie mogłaby się zmieniać, bo straciłaby potomstwo? — nie miał czym się przejmować, Lanceleyówna ochoczo brnęła w dyskusję, starając się za nim nadążyć i rozwijać przedstawione przez niego tezy, nawet jeśli dla postronnych słuchaczy brzmiały prawdziwie niedorzecznie. Odgarnęła kosmyk rudych włosów za ucho, wydając z siebie ciche mruknięcie zastanowienia, gdy zapytał o treść zaklęcia. Nie wiedziała. Jednak jeśli istniało zaklęcie na całkowitą zmianę formy, to dlaczego nie mogło na ułatwienie komunikacji z wężami? Czyż magia nie była wszechstronna i wszechobecna? Oczywiście były pewne wyjątki jak, chociażby prawa w transmutacji. Ness wychodziła jednak z założenia, że każdą regułę da się obejść. Pokręciła delikatnie głową w odpowiedzi na jego słowa, podnosząc wzrok na jego twarz i oczy, odpowiadając na ich wyzwanie i krzyżując ze sobą spojrzenie. — Może jest, tylko nieodkryte? Pomyśl, mamy zaklęcia i eliksiry praktycznie na wszystko, a mugole wciąż uważają nas za wytwór wyobraźni. Nie ma chyba rzeczy niemożliwych, jeśli chodzi o magie. Jednak to tylko moje gdybanie, mogę się mylić. Nie chcę Cię wprowadzać w błąd. —zaczęła w końcu ciszej, tak aby konwersacja to została między nimi. Tak, jakby chciała dodać jej tajemniczości. Dziewczyna omiotła wzrokiem regał, który puchon miał za plecami.— Mnie też to intryguję, wężoustość. To nie jest dziedziczne czasem? Niemniej, jednak jeśli chcesz, mogę Ci pomóc. Możemy się dowiedzieć, poszukać. Myślisz, że mogę? Tu posłała spojrzenie w stronę węża, unosząc dłoń do góry, jednak wciąż utrzymując bezpieczną odległość. Wolała nie działać bez pozwolenia Neirina, w końcu nie każdy lubił, gdy ktoś bez pytania dotykał jego pupila, a i sam pupil mógł nie być fanem obcego dotyku. Nie chciała wywołać u węża jakieś traumy.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Nie poświęcił nawet ułamka myśli na rozważenie faktu, że dziewczyna się nie zraziła, a wręcz przeciwnie, ciągnęła rozmowę. Jedynie spuścił wzrok z brązowych tęczówek znów na papier, wodząc nim po tekście legendy. Rozważył różne rzeczy. Fakt animaga jest prawdopodobny, ale kobieta musiałaby stracić oko. To niewykluczone, łatwo jednak je wykoleć, skacząc do wody. Gałęzie, może jakieś podwodne konary, rośliny, wiele jest wystających rzeczy, o które można zahaczyć w trakcie dzikiego rzutu w mętne odmęty. Połączenie dusz jest bardzo poetyczne i podniosłe. Ale czy możliwe? Czy dusza w ogóle jest? Musiałby istnieć Bóg, albo raczej bóg - ten stary, pogański, zabawiający się ludźmi niczym pionkami - który postanowiłby zlitować się nad bólem kobiety oraz pozwolić jej na wieczność z synem. - Myślę... Że stworzyła inferiusa i zmieniła go w węża - odpowiedział. To jest to mniej urocze zakończenie, ale chyba najbardziej prawdopodobne. Chociaż? - Ale nie może zmienić w tak dużego... A może Engorgio? Zwłokom to i tak nie zrobi różnicy. A nie można zmienić w duże zwierzę. Wąż jest mały. Zrobię małego węża dużym, ale nie zrobię dużego woła małym, bo nie mam tyle mięsa - podsumował własną, pokręconą drogę rozumowania, zaraz zmieniając temat na następny. - Jeśli jest mała, to może i jako kobieta powić zwierzę. Ale taki wół? Albo koń? To by było ciężej. Chyba by umarła. To smutna śmierć - skomentował, urywając nagle myśl, aby nie zacząć nagle zarzucać dziewczyny wyobrażeniami kobiet rozrywanych przez zwierzęce płody. Za to przekręcił się nagle, sięgając po inna mitologię. - Ale tutaj... Tutaj kobiety rodzą potwory - usiadł znowu, pokazując jej niezbyt obszerny tomik mitologii greckiej. - Chociaż nie tutaj, chyba w każdej prędzej czy później jakaś niewiasta spłodzi bestię. Myślisz, że tak to właśnie wyglądało? Może to dlatego mitologie są tak przepełnione podobnymi legendami, bo kobiety-animagowie zachodziły w ciążę z jakimś zwierzakiem - zapadło milczenie na dłuższą chwilę, podsumowane zaraz przez: - Fu. Zboczyli i to dosłownie zboczyli w bardzo dziwne tematy, których chyba Neirin nie chciał zgłębiać. Nic w tej materii nie chce zgłębiać. Niestety ludzie wtedy mieli inną - o wiele dziwniejszą jak widać - mentalność; dla nich zwierzęcy gwałt był chyba codziennością i to aż trochę przerażające. - Nie wiem. Myślisz, że mogłem to odziedziczyć? Albo ty? - Nie dowiedział się nigdy, czy miał magicznych przodków, czy nie. Jego rodzina zmarła zanim ktokolwiek przekonał się, że sam Neirin jest czarodziejem. Nie miał szansy dowiedzieć się, czy może skrywali magiczne pochodzenie, czy bardziej rudzielec jest jednym jedynym wyjątkiem. Byliby zaskoczeni czy mocniej dumni? Kto wie. Może tylko stare akta, których chłopak nie miał zapału wertować. Spojrzał na Nessę i pokiwał zaraz skrzętnie głową. Chciał, aby mu pomogła. Tylko nie rozumiał, czemu głupio pyta o zgodę. Czy może pomóc? Jasne, że może, ktokolwiek by odmówił? Widząc jednak, jak wyciąga rękę do węża, uniósł własną dłoń, ujmując jej smukłe, blade palce. Ciężko było podczas tego gestu nie zauważyć, ze wnętrze kończyny Walijczyka pokryte jest różową, ściągniętą blizną. Nieprzyjemne w dotyku, kiedy trzymał palce na jej dłoni. Opuścił za to rękę Ślizgonki, kładąc ją na podłodze i przykrywając własną. - One są nieśmiałe. Muszą się przyzwyczaić do osoby i jej zapachu. Daj jej jeszcze trochę czasu - wyjaśnił, patrząc na dziewczynę, nim zabrał rękę i zaczął składać książki. - Ayase. Ładne imię? - Pyta mocniej węża czy Nessę? Ha. Dobre pytanie. Rzucił je po prostu w eter. A kto poczuje się w obowiązku odpowiedzieć, ten odpowie. Chociaż nie sądził, aby sam pyton nagle zebrał się na wyrażanie własnej opinii.
Jak dziwnie. Cały świat jakby został odcięty, a ich teren kończył się razem z długimi, drewnianymi regałami biblioteki. Nierin niewątpliwie był jednostką specyficzną, fascynującą swoim jestestwem i sposobem bycia. Wykraczającą poza normy uznane przez społeczeństwo, o czym ślizgonka przekonywała się z każdym kolejnym słowem, które uciekło spomiędzy jego warg. Był nietuzinkowy. Nessa bardzo lubiła ludzi dziwnych, posiadających jakieś rzadkie hobby czy umiejących prowadzić konwersację w sposób na tyle wymyślny, że normalni ludzie nie potrafili jednoznacznie stwierdzić, o co chodzi, gdy stanęli z boku. Nigdy wcześniej nie miała z nim bliższej styczności czy szansy na spędzenie czasu, a miała nieodparte wrażenie, jakby to była jedna z wielu rozmów, które z nim prowadziła. Może to było kwestią jego dość ugodowej aury? Na tyle ile odbierała go za osobę łagodną, na tyle była pewna, że był jednocześnie twardą i dość mocno stąpającą po ziemi osobą. I wiedziała też, że wlepia w niego oczy zbyt bezczelnie, pochłonięta niezbyt przyjemną dla wyobraźni historią. Pomimo obrzydliwych obrazów podsuwanych przez wyobraźnię prosto przez oczy, snujących się niczym na filmie w zwolnionym tempie, klatka po klatce, była zaciekawiona. I sama nie wiedziała, czy bardziej tematem, czy jego doborem i osobą, która w sposób tak obojętny, a jednocześnie miękki i melodyjny mówiła o rozrywających kobiety płodach. Chrząknęła, wyrwana z zamyślenia i jak gdyby nigdy nic, dla niepoznaki zgarnęła włosy na plecy, płynnym ruchem ręki. Jej brązowe spojrzenie uciekło z twarzy rudzielca, od jego szarych ślepi. Teraz wpatrywała się w zrelaksowanego gada. Przez myśl jej przeszło, że przypomina Mefisto. Jej kochany przyjaciel zawsze bronił puchonów, zaciekle trzymał ich stronę i było to jego ulubione towarzystwo. Wąż broniący borsuka. Złapała głębszy oddech, jakby chciała kupić sobie kilka chwil na znalezienie odpowiedzi, która na całą tę zagmatwaną opowieść wcale nie była oczywista. A może było więcej właściwych scenariuszy? Nie ruszając się z miejsca, wyprostowała się i podniosła na niego wzrok. Zawsze starała się patrzeć w oczy podczas konwersacji. — Pomyślałeś o tym, że wydarzyło się coś więcej? Że to bardziej złożony proces? Jakby spojrzeć na to z innej perspektywy, to czy my wszyscy nie żyjemy w świecie pełnym magii, która wydaję się mugolom równie fikcyjna, co Tobie obecnie wybrany przez Ciebie scenariusz? Wszystko jest możliwe.—zaczęła z delikatnym wzruszeniem ramion, zgodnie ze swoimi przemyśleniami. Była święcie przekonana o tym, że kapryśna energia magiczna wciąż nie odkryła przed nimi wszystkich sekretów i byli zaledwie na początku drogi do jej pełnego zrozumienia, a co dopiero okiełznania. Niczym wolny ptak sunący po niebie, on manewrował pomiędzy kolejnymi wypowiedziami, w przeciągu ułamek sekund zmieniając cały ich kontekst, temat. Uśmiechnęła się pod nosem, wciąż mając w głowie pytania dotyczącego jego pierwszego pomysłu, skupiając się jednak na kolejnych.— Wiesz, jeśli było poczęte z miłości, a nie z przypadku czy gwałtu.. To myślę, że to całkiem niezła śmierć w oczach matki. One robią wszystko dla swojego potomstwa, nawet z poświęceniem życia. Byle było bezpieczne.. Chociaż... To trochę obrzydliwe i przerażające i jestem pewna, że nie będę mogła normalnie spać po tym, co podesłały mi oczy wyobraźni. Uniosła dłonie w obronnym geście, posyłając mu krótki, rozbawiony i zakłopotany jednocześnie uśmieszek. Nie zamierzała krzyczeć i machać rękoma jak nadęta i głupiutka panienka, rumieniąc się na samo wyobrażenie takiego przebiegu zdarzeń. Cieszyła się jednak, że rudy miał litość i urwał temat, nie brnął w to dalej. Powędrowała wzrokiem za jego dłonią, próbując dostrzec tytuł znajdujący się na grzbiecie książki, którą sięgał. Kiwnęła głową na znak, że zrozumiała i tym samym, aby kontynuował swoją wypowiedź, grzecznie spoglądając tam, gdzie wskazał. Najzwyczajniej w świecie dobrze się go słuchało. Może powinien pomyśleć o pracy w radiu? Przeniosła wzrok z twarzy chłopaka, na trzymaną przez niego książkę. — Myślę, że to bardzo dobra teoria.. Ludzie od zawsze mieli jakieś fetysze, fantazje erotyczne. I nie sądzę, żeby komukolwiek było to oceniać tak długo, jak nikomu nie dzieje się krzywda. Skoro zakładamy, że to byli animagowie.. To cóż, taktyczne podejście do sprawy. Ciekawe skąd wzięło się takie zamiłowanie do łączenia ludzi ze zwierzętami. Zobacz centaury, też musiało to jakoś powstać.. —Odparła po chwili ciszy, czując dreszcze na ciele od wypowiadanych z delikatnym obrzydzeniem słów, zgadzając się ostatecznie z jego prostym, zwykłym "Fu", które swoją drogą było całkiem urocze. Nie ma to, jak słodko zakończyć niemalże erotyczną, pełną perwersji rozmowę o seksie między ludźmi a zwierzętami. Ludzie byli dziwnymi stworzeniami. Aż zaśmiała się cicho pod nosem, kręcąc głową z niedowierzaniem. Wydawało się jej, że żółciutki przebijał swoim indywidualizmem nawet ją. Najzabawniejsze jest to, że udzieliło się jej ciche mówienie przez niego i teraz wyglądało, jakby mieli wielkie tajemnice przed światem. Oby ta konwersacja takową była. Naprawdę nie chciała więcej kontemplować na ten temat. Jego pytanie na szczęście sprawiło, że myśli dziewczyny wystrzeliły w całkiem innym kierunku. Jakby w zaskoczeniu podniosła na niego wzrok, milcząc dłuższą chwilę. Właściwie nigdy nie zastanawiała się nad dziedziczeniem wężoustości. To nie była jedna z tych przypadłości, które ujawniały się od małego, przy pierwszym kontakcie z gadami? Nie była pewna. — Nie mam pojęcia, nie sądzę. Moja rodzina nie słynęła z tej umiejętności, jednak Tobie życzę odkrycia tej sztuki z całego serca. Może jeszcze się obudzi? —odparła cicho, przenosząc spojrzenie znów na książkę, którą trzymał. Nie miała pojęcia o jego życiu czy rodzinie, nie mogła nawet domyślać się, że Neirin jest sierotą. Gdyby wiedziała, z pewnością by go przytuliła i zaprosiła na piwo, nie mówiąc jednak nic. Nie byłby to gest współczucia ani litości, po prostu zwykłe, ludzkie ciepło. Nessa była stworzeniem wyjątkowo pod tym względem rozwiniętym. Sama nie chciałaby od kogoś takich rzeczy dostawać, więc nigdy nie zachowywała się taki sposób względem drugiego człowieka. Współczucie było czymś strasznym, umiejącym stłamsić, nauczyć się korzystać z dobroci innych. Ważniejsza była empatia, małe gesty, krótkie, optymistyczne słowa. Ona jednak w przeciwieństwie do niego, byłaby ciekawa. Musiałaby wiedzieć, kim jest i skąd. Na jego kiwnięcie głową, przekręciła głowę nieco w bok, a twarz przybrała neutralnego wyrazu, nawet trochę łagodnego, nie aż tak irytującego, jak miała zazwyczaj, albo się jej wydawało, że miała. Dalszej części wydarzeń jednak wcale się nie spodziewała! Ludzie zwykle inaczej reagowali, marudzeniem i jakimiś dziwnymi rumieńcami, gdy próbowała naruszyć cudzą przestrzeń osobistą. Orzechowe oczy przeniosły swe spojrzenie z twarzy chłopaka, na dłoń, która zacisnęła jej własną. Miał takie ciepłe, duże dłonie! I chyba to ją najbardziej zaskoczyło, bo blizna wcale jej nie przeszkadzała. Wydała z siebie ciche mruknięcie zastanowienia. Gdy ułożył ich dłonie na posadzce, drgnęła i przysunęła drugą rękę, unosząc dłoń chłopaka znów do góry. Opuszkami palców przejechała po ręku chłopaka, a kciukiem, delikatnie po bliźnie. Nie pytała. Nie zagłębiała się. Nie docierała i nie komentowała. Musiała jednak wspomnieć słowa, które kiedyś gdzieś zasłyszała bądź przeczytała, które idealnie pasowały jej do zaistniałej sytuacji. Nie byłaby sobą, gdyby całkiem to przemilczała, niezależnie jakie będą konsekwencję, po prostu musiała. Podniosła wzrok na jego twarz, szukając wzrokiem jego spojrzenia, uśmiechając się w charakterystyczny dla siebie, nonszalancki sposób. —Ktoś mi kiedyś powiedział, albo gdzieś czytałam — nie chcę Cię kłamać — że blizny są wyjątkowe, wiesz? Symbolizują wolę przetrwania. Twoją siłę. Myślę, że to one czynią nas tym, kim jesteśmy. Rzeźbią. Są fundamentem rozwoju, punktem odbicia..? Czy jakoś tak? Zresztą, co ja tam wiem.. Takie pierdoły, nie słuchaj mnie. Ostatnio często filozofuję, udaje kogoś mądrego. —zaczęła cicho z nutką rozbawienia w głosie z samej siebie, opuszczając jedną z dłoni na swoje kolano, drugą wciąż trzymając w górze. Tym samym zmusiła jego dłoń, aby się rozprostowała i przyłożyła swoją do niego. Tak śmiesznie małą, kolejny raz uświadamiając sobie, jak znikomymi gabarytami ją los obdarzył. Westchnęła cicho, patrząc, jak jej mały palec ledwo sięga połowy jego małego palca, a następnie nieco nachyliła się i wyjrzała zza dłoni, zerkając na puchona. Nie było nic negatywnego w jej poprzedniej wypowiedzi, nic określającego i wrzucającego go w ramy. Po prostu luźne słowa ot co. — Masz ładne dłonie, duże. Próbowałeś kiedyś na czymś grać? Byłoby Ci całkiem łatwo z pianinem. Mhm, pewnie. Mam nadzieję, że będzie miała okazję się przyzwyczaić. Zawsze chciałam mieć węża. I Żmijoptaka. Kocham żmijoptaki. Myślę, że każdy ma swój zwierzęcy totem, wiesz? I moim na pewno jest właśnie ten zwierz. Dodała optymistycznie, dając mu już spokój i delikatnie odkładając dłoń chłopaka na jego kolano, a swoją cofnęła na własne, uderzając paznokciami o materiał spodni. Na samą myśl o instrumentach jej palce wpadały w dziwny trans i działo się już to tak długo, że całkiem o tym zapominała i zwyczajnie miała w nawyku. Zerkała, jak zbierał tomy, wędrując wzrokiem pomiędzy właścicielem gada a samym zwierzęciem. Wyglądała na dość zadowoloną, chociaż węże były z natury przebiegłe i cwane. — Mhm, brzmi przyzwoicie. To dobre, ładne imię dla takiej samiczki. Chyba wygląda na zadowoloną, co? Znasz się bardziej na wężach niż ja. Czy Ayase coś znaczy?—zapytała z ciekawością, sięgając dłonią po znajdującą się nieopodal książkę i unosząc ją do góry, chcąc mu trochę pomóc. Pewnie długo zajęło mi wertowanie tomisk w poszukiwaniu czegoś idealnego.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Trochę ciężko by było, aby ten gad kogokolwiek obronił. Kogoś, kto nie jest myszą przed kimś, kto nie jest większą myszą... Pytony nie tylko były płochliwe i wstydliwe, były też wyjątkowo mało bojowe. Zatem w danym momencie to borsuk mocniej bronił węża. Wysłuchał jej wypowiedzi, dłuższy czas nie odzywając się, zanim podjął wątek lekko odbiegający od tego, co omawiali wcześniej. Uniósł spojrzenie, wcześniej spuszczone na ubranie, aby przyjrzeć się uważnie jej twarzy. Spinającym się mięśniom w czasie uśmiechu, unoszącym się kącikom ust. Dłoniom, które przecięły powietrze, aby ułożyć się w uspokajający gest. Nagle jakby zdał sobie z czegoś sprawę, oczy rudzielca otworzyły się minimalnie szerzej. - Jesteś kobietą - jakby to było odkrycie na miarę Nobla. Zamrugał ze dwa razy, nim otworzył usta, ale zawahał się. Resztka jego przyzwoitości zadziałała, zanim wyparowała z umysłu i pozwoliła mu kontynuować. - Umarłabyś za swoje dziecko? To brzmi szlachetnie. Byłabyś gotowa na taki krok? - Spytał ją, zebrawszy już mitologie i trzymając je teraz na kolanach. - Jak dla mnie to głupie. I bezsensowne. Szlachetne, ale szlachetnością się nie wygrywa w starciu z naturą. Jeśli matka umrze, dziecko i tak nie przeżyje. To dwie śmierci, kiedy można by było jednej uniknąć. W dodatku ta jedna bardzo wartościowa, bo kobieta może powić kolejne dziecko, gdy młode nie przetrwa bez kogoś, kto się nad nim pochyli. Bezsensowny sentyment, jaki nie ma nawet podstaw, bo kobieta nigdy nie widziała dziecka. Nie mogła nawiązać z nim więzi. Umiera za coś, czego nigdy nie znała - podsumował, przestając gapić się na książki i wracając znów uwagą do dziewczyny. Do tego, jak ogląda sobie jego dłoń, muska blizny opuszkami i konfrontuje swoje zadbane palce z jego zniszczoną skórą. Nie przeszkadzało mu to. Pozwalał jej na wszystko. Do momentu, w którym nie zaczęła mówić o sile i woli przetrwania. Zabrał rękę niemal natychmiast, płynnie odwracając się i unosząc na kolanach. Tak, aby klęczeć przodem do regału, na którym mógł poukładać książki. Zaczął rozglądać się za ich prawowitymi miejscami. - Bardzo mi przykro słyszeć, że zostałaś tak perfidnie okłamana - wsunął pierwszą mitologię tam, gdzie wcześniej stała. Blizny nie świadczą o sile. Świadczą o porażkach. Bólu. Wyrzutach sumienia. Niesprawiedliwym losie. W większości są mu obojętne, jednak nawet on odczuł ukłucie emocji na stwierdzenie, że jest silny. To kłamstwo. Szyderstwo. Nie był dość silny, aby zapobiec tragedii. Wsuwał wolno książki na miejsca, na których stały. Ale Nessa kiedyś zrozumie prawdę. Ona jak oliwa, zawsze wypływa. Oliwa jest złota. Jak biżuteria. - Lubisz dotyk ściereczek do czyszczenia srebra? Są bardzo miękkie - Spytał, odkładając ostatnią książkę i wstając. - Nie. Nie gram na niczym. Tylko czasem automaty, ale tutaj nie trzeba mieć dużych rąk. One nawet przeszkadzają, bo nie trafiasz w klawisze - zmiana tematu? Albo po prostu myśli poszły dalej, zostawiając tylko cień poprzednich emocji. Znów był obojętny nawet na to, co powiedziała. Wędrował szlakami dziwnych skojarzeń, zdejmując sobie węża z barków. Pozwalając, aby owinęła się wokół jego dłoni. - Lubisz żmijoptaki? Ładne są. Pięknie błyszczą im się piórka. Jak ciemnym wodom oceanu w czasie burzy. Myślisz, że delfiny boją się sztormów? Gdzie możemy szukać książek do wężoustości? Dział z zaklęciami? Ja bym chyba się bał, jakbym był delfinem... - Rozejrzał się, szukając wzrokiem, czy alejka z zaklęciami nie byłaby gdzieś nieopodal. - Albo onms...? Huh...
Milczała chwilę, wędrując swoimi brązowymi ślepiami pomiędzy snującym się gdzieś po ciele Neirina pytonem a twarzą puchona. Rudzielec był osobą, która kojarzyła z korytarzy, jako jedną z niewielu. I nie była pewna, czy to przez jego ogromny w jej oczach wzrost, czy może charakterystyczne, równie miedziane włosy co jej. A może było to przez ten obojętny wyraz twarzy. Nessa nie miała w zwyczaju być osobą wścibską, nie interesowały ją sprawy innych i niedorzeczne plotki, które wędrowały po korytarzach razem z niosącym się echem. Wolała przekonać się sama, na własnej skórze. Przeniosła wzrok na leżące dookoła książki, pozwalając, aby ciche westchnięcie uciekło spomiędzy pełnych warg, pozostawiając je w lekkim rozchyleniu. Zupełnie, jakby odpłynęła gdzieś myślami. Zastanawiała się, czy Vaughn miał pecha, czy było to raczej szczęście w nieszczęściu, to jego wątpliwe posiadanie jakichkolwiek, głębszych emocji. Dla chłopaka w jego nie było to zachowanie wpisujące się w nudny schemat i może właśnie to sprawiło, że chciała go zaczepić? Jego stwierdzenie sprawiło, że gwałtownie wyprostowała głowę i spojrzała nań, mrugając zaskoczona kilkakrotnie. Nie mogąc się powstrzymać, kąciki ust drgnęły jej górze, a ona sama parsknęła śmiechem i kiwnęła głową, przesuwając swoimi dłońmi po ciele, zatrzymując je na nogach. — Tak, chyba raczej jestem. Bo Ty wcale na takową nie wyglądasz, więc żeby równowaga była zachowana, ja muszę być! Wyjątkowo odsunę swoją męskość na bok, wielkoludzie. Nie spuszczała z niego wzroku, a gdy zadał jakże skomplikowane i złożone pytanie, wydała z siebie ciche "hmmm", sugerujące, że kontempluję nad odpowiedzią. Zresztą, w przeciwieństwie do puchona, z niej można było czytać niczym z otwartej księgi, emocje malowały się na twarzy w kolorowych paletach. Nessa słuchała go uważnie, nie wchodząc w słowo i nie przerywając. W całej swojej nietuzinkowości był personą inteligentną, a i bystrości ciężko było mu odmówić. Lubiła słuchać, czuła się fantastycznie jako obserwator. Gdy skończył, uniosła dłoń i odgarnęła kosmyk włosów za ucho, wędrując ślepiami po jego sylwetce. — Nie wiem. To chyba zależy od okoliczności.. Nie zastanawiałam się nigdy nad posiadaniem dzieci, szczerze mówiąc. Nie potrafię wybiegać tak daleko w przyszłość, bo wtedy się boję, że zgubię teraźniejszość.— zaczęła w końcu, przerywając to krótkie milczenie, które zapadło pomiędzy dwójką uczniów. Ślizgonka przymknęła na chwilę oczy, wypuszczając z ust powietrze z charakterystycznym świstem. — Zgadzam się z Tobą, że w praktycznie wszystkich przypadkach takie poświęcenie jest pozbawione sensu. Wydaje mi się jednak, że we wrażliwych umysłach budzą się tak silne emocje, że nie musi widzieć swojego dziecka, aby mieć z nim nierozrywalną więź. Zakończyła w końcu, wzruszając delikatnie ramionami. Ciężko było się jej odnieść do sytuacji, w której nigdy nie była. Zawsze matka powtarzała jej, że miłość do potomka jest bezwarunkowa, bo to jedyna więź krwi, jaką mamy. Mąż czy partner nigdy nie będzie częścią nas samych w takim stopniu jak dziecko. Nie chciała jednak dłużej się zastanawiać ani nad tym, ani nad animagami i ciążach ze zwierzętami. W pewien sposób Neirin sprawił, że chęć nauki tej umiejętności jej uciekła, na szczęście trwało to raptem ułamki sekund. Za mocno kochała transmutacje, a nie było większego osiągnięcia w tej dziedzinie niż przemiana własnego ciała w zwierzęce. A ruda zrobi wszystko, aby to osiągnąć, niezależnie, jak wiele pracy będzie musiała w to włożyć. Zapowiadały się bardzo intensywne wakacje. Przyglądała się jego dłonią, wzrokiem pozbawionym współczucia czy obrzydzenia. Naturalnie, ot, tak, po prostu. Cały czas bawiła ją ta różnica rozmiarów i wzrostu, która ich dzieliła, tak bardzo pokazana w dłoniach. Podniosła na niego wzrok, przekręcając głowę w bok, gdy cofnął rękę i odwrócił się, unosząc do góry. Miała wrażenie.. Nie, była pewna, że na zwykle obojętnej twarzy młodzieńca wykwitło coś, czego nigdy wcześniej nie wiedziała. I wprawiło ją to w tak wielkie zaskoczenie, że zamilkła na chwilkę, odpływając do pułapki własnych myśli. Potrafił jednak pokazać coś innego niż suchą akceptację stanu rzeczy! Ten malutki błysk w jego szarych, nieco kocich ślepiach. Zagryzła dolną wargę, zaciskając dłoń w pięść i kładąc ją na swoim udzie. Jej wewnętrzny rycerz bardzo mocno próbował przebić się i dojść do głosu. Wlepiła wzrok w jego szerokie plecy, zatrzymując go gdzieś na ramionach. — Wydaje mi się, że dla każdego prawda wygląda trochę inaczej, borsuku. — odparła cicho, aczkolwiek dość pewnym głosem, nie ruszając się z miejsca. Nie miała mu oczywiście za złe, nie tworzyły się w niej chore pretensje i poczucie urazy. Była ostatnią osobą w tej szkole, która takich emocji doświadczała, no, może poza pozbawionym emocji — w teorii - Neirinem, który klęczał przed masywnym regałem, uginającym się od książek. Tragedii może i nie zapobiegł, nosił blizny na ciele, w sercu i w umyśle, jednak z pewnością nie był słaby. Dowodem było to, że żył. Miał dość siły, aby przetrwać, a to wymaga od człowieka najwięcej. Nie czas jednak ani miejsce był na tak prywatne i delikatne rozmowy, praktycznie się nie znali. Nie chciała wchodzić na grząski grunt, do którego nie miała prawa wstępu. Używał takich pięknych porównań do biżuterii, którą przecież Nessa tworzyła i jeszcze nie mówił ich na głos, cóż za marnotrawstwo. — Lubię. To prawda! Nie ma nic piękniejszego niż widok ukazującego się spod brudu i kurzu pięknego, czystego srebra. Lubisz biżuterię? —odparła pogodni, uśmiechając się i zaciekawieniem wędrując za nim wzrokiem. Aż zbladła, gdy wyprostował się i stanął, a ona siedziała niczym ten karzełek na tej podłodze, mając wrażenie, że złamie sobie kark, odchylając głowę do tyłu. — Automaty? To jakiś instrument? Klawisze...? Coś jak fortepian? Odparła zaintrygowana słowem, którego użył. Lanceleyówna jak przedstawicielka jednego z najstarszych rodów w Wielkiej Brytanii, miała bardzo słabe pojęcie o mugolach i ich wynalazkach. Wszystko to jednak wzbudzało w niej ciekawość i fascynację, zmuszając do rozmyślań, jak oni właściwie stworzyli tyle cudownych przedmiotów bez magii? Czując, że wcale się jej ta pozycja nie podoba, podniosła się zgrabnie i wyprostowała, stając na chwilę na palcach, aby poczuć się wyższa. Nawet w koturnach tkwiących na jej stopach miała metr i sześćdziesiąt pięć centymetrów, co przy sięgającym chmur Neirinie wydawało się niczym. Westchnęła cicho, przenosząc wzrok na regały. Tak, była nawet czasem inteligenta i była rycerzem, to jej wzrostu poskąpiła. Gdy ruszył Ayase z barków, powędrowała za nim wzrokiem, robiąc pół kroku w przód — nadal jednak zachowywała bezpieczną odległość, a dłonie splotła za plecami. Na jego pytanie ożywiła się nieco, a orzechowe ślepia zabłysnęły pełne podekscytowania. — Uwielbiam! Są cudowne! Przynoszą mi szczęście! Zawsze chciałam mieć jednego. Łaaaa... Jesteś całkiem poetą, wiesz? Lubię Cię. — zaczęła z uznaniem na porównanie piór do wód oceanu podczas sztormu i nawiązanie do delfinów. Skrzyżowała ręce pod biustem w zamyśleniu, stojąc obok niego i lustrując wzrokiem tytuły książek znajdujące się na ich grzbietach.— Myślę, że mogą być nimi zafascynowane. Czy patrząc od dna, nie wygląda wzburzona powierzchnia oceanu ciekawie? Myślę, że możemy sprawdzić i tu, i tu, chociaż stawiałabym jednak na mniej dostępne miejsce. To wielki dar, ta wężoustość. Jak nie będzie w dziale o stworzeniach, to może księgi zakazane dla uczniów? Dodała nieco przydługo, stojąc nieco za nim i po jego lewej stronie, zadzierając głowę, aby spojrzeć na jego twarz. A raczej jej profil. Teraz przynajmniej złamanie karku jej aż tak nie groziło, chociaż nadal był tak absurdalnie wielki. Przerastał regały? — Też piłeś dużo mleka, jak byłeś mały? Słyszałam, że tak się robi, żeby urosnąć, o taaaaki!— zapytała jeszcze poważnie. Miał pojęcie o mugolach, znał odpowiedź! Nie omieszkała do tego wyciągnąć ręki, najwyżej jak potrafiła, wspinając się na palce. Chciała w ten sposób zademonstrować mu, o czym mówiła, chociaż nie była pewna, czy sięgnęłaby palcami do czubka jego głowy.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
To dość zaskakujące, że się zgadzali. Nie posądziłby o to kobiety. Zazwyczaj też ludzie mieli odmienne zdanie od niego z jakiejś dziwnej zasady. Albo całkowicie zrozumiałem zasady? Niewielu potrafiło spojrzeć na problem w sposób obdarty z emocji. Tok rozumowania Neirina podszyty jest chłodną logiką. Nie daje się panice, nie odczuwa sentymentu. Oczywiście, wyjątkiem są tu naprawdę bliskie mu osoby. Acz nie jest wykluczone, że w odpowiednich okolicznościach i je byłby w stanie poświęcić, gdyby tylko to wydało się najodpowiedniejszym rozwiązaniem. Całkowity obiektywizm. W tej kwestii można mu zaufać. Faktem jest jednak, że rozmawia z kobietą. Te z natury są bardziej wrażliwe, stanowiąc równowagę w świecie dla racjonalnych mężczyzn, co też Nessa mu wypomniała. Równowaga winna byś zachowana. Zwrócił zatem na nią wzrok, przyglądając się uważnie oczom i twarzy. Informacje mu się nieco nie zgadzały. Była zbyt żywa na tak bezuczuciowe podejście. Ale jednak nosiła na piersi srebrnego węża, a to już o czymś świadczy. Uczniowie Slytherina zdolni byli do poświęceń na drodze do sukcesu. Uznał, że tak samo jest w przypadku Nessy. Równowaga może nie została tak całkiem zaburzona. Jak rodzicielka rudej wpajała jej, iż ważna jest rodzina, tak ojciec Puchona powtarzał mu, iż niewielkie znaczenie mają więzy krwi. Tych się nie wybiera i nie można zmienić. Z kolei przyjaźnie zawierane są świadomie i po przejściach, kiedy ma się pewność że na drugiej osobie da się polegać. Nie ciągnął tematu, jednak przekręcił lekko, może nieco psio, głowę w bok. Wielkoludzie? Cóż... W porównaniu z Nessą istotnie był wysoki. Szczególnie, kiedy siedziała na posadzce, a on patrzył na nią z góry. - Ściąganie brudu z czegokolwiek przynosi satysfakcję z własnej pracy. Tak myślę - może się mylić. Czasem trudno nazwać mu nawet te emocje, które czuje. - Praca fizyczna pozwala odpocząć umysłowi i ciału. Zamyślił się. Lubi biżuterię? Chyba nie. A może? Trudne pytanie. Czy on w ogóle cokolwiek lubi? - Lubię budyń - poziom wypowiedzi niemalże jak "lubię pociągi". - I noszę zegarek. To się liczy jako biżuteria? Nie jest na baterie. Bateria to takie coś, co trzyma energię. I ta energia porusza wskazówkami - zaczął, rozumiejąc, że ona nie ma nic wspólnego z normalnym światem. - Ale tutaj jest takie wahadełko i jak ruszam ręką, ono się obraca i naciąga sprężynę. Siła naciągu sprężyny porusza wskazówkami. Są też takie, gdzie nakręca się koronkę. Ten jest chyba łatwiejszy - pokazał jej zegarek na nadgarstku lewej ręki. - Automaty to takie trochę zdjęcia, ale możesz w tę zdjęcia ingerować. Też się rusza, ale rusza się tak, jak chcesz. I możesz walczyć z potworami albo ścigać się. Każdy automat jest inny. Ma inną grę, czyli zdjęcie - mugoloznawstwo w wydaniu Neia. Poetą? Przekręcił teraz głowę w drugą stronę. - Nigdy nie pisałem wierszy. Ale znam parę - uniósł spojrzenie w sufit i zacytował walijski dwuwiersz jednego zapewne bardziej znanego poety, zanim wzruszył ramionami. Chciał coś jeszcze dodać, ale zrezygnował i ruszyli w stronę działu ze zwierzętami. - Jeśli kiedyś będzie sztorm, skoczę sprawdzić - dosłownie i w przenośni. To w jego stylu, aby wziąć skrzeloziele i rzucić się w morze z klifu w czasie burzy. Po co komu w życiu bhp czy inne tego typu. Stanęli między regałami książek o zachowaniu gumochłonówci karmieniu pegazów. Odwrócił wzrok, aby przeglądać tytuły. Nie wiedział nawet, czego szuka. Wężoustość dla idiotów? Podstawy wężoustości? Wężousty w dwa tygodnie? I ty możesz zostać wężoustym? To chyba aż tak banalne nie będzie... Chyba. Zatrzymał się, słysząc wypowiedź o mleku. Spojrzał znowu na nią. - Tak. Głównie owczego, ale też koziego. Mieliśmy dużo owiec, a sąsiad kozy, więc się wymienialiśmy. Dawał nam mleko i ser za wełnę i mięso. Ale też czasem brał owcze mleko, jak chciał. Kozie jest bardzo słone. Nie mieliśmy krów, więc niezbyt lubię krowie mleko. Nie takie z butelki przynajmniej. Ale takie tłuste jest dobre - wykład na temat mleka... Widząc zaś, że wyciąga rękę, niewiele myśląc schylił się, dając położyć sobie rękę na głowie. Pat. O to jej chodziło?
Była dziwnym stworzeniem, gdy chodziło o tok myślenia i postępowanie. Bardzo trudno było przewidzieć, co powie lub co zrobi, bo sama nie wiedziała, dopóki faktycznie nie znalazła się w konkretnej sytuacji. Zawsze starała się działać w zgodzie z samą sobą i chociaż troszkę z logiką. W przypadku, gdyby dziecko i tak miało umrzeć po jej śmierci, jaki byłby sens takiego poświęcenia? Żaden. Umarłaby ot tak, po prostu, chcąc zaspokoić dziwne wyobrażenie matki idealnej. Nessa bardzo kochała życie i z pewnością nie rozstałaby się z nim tak łatwo i głupio, nie za darmo. Nie wiedziała, że w głowie puchona mogą snuć się tak głębokie przemyślenia, a tym bardziej tak zdrowe i zimne podejście do sprawy, chociaż znany był ze swojej obojętności i braku emocji. Ciekawe, czy gdyby on sam znalazł się w tak skomplikowanej sytuacji, byłby w stanie zrezygnować z poświęcenia się dla drugiej osoby? Lanceleyówna wiedziała, że pod wpływem chwili bardzo łatwo jest podjąć głupie decyzje, więc starała się przed tym bronić rękoma i nogami, chcąc zapewnić sobie spokój ducha i bezpieczeństwo wewnętrzne. Gdyby ruda potrafiła czytać w myślach, zgodziłaby się, że równowaga musiała zostać zachowana. Wierzyła w teorie dobra i zła, podobnie jak w swoje czerwone, ukochane nici, chociaż nie przyznawała się do tego na głos. Bo i po co? I tak pół szkoły miało ją za irytującą wszę lub wiewiórkę, a gdyby dołożyć do tego filozoficzne gdybanie, to już nikt nie chciałby w ogóle z nią rozmawiać. Dziewczyna była dziwnym wężem, teoretycznie wpasowującym się w kanony obrane przez Salazara, a jednocześnie tak się różniącą. Polegała na rodzinie, jednak nie tak bardzo, jak na samej sobie. Była typem człowieka, który sam wolał załatwiać wszystkie sprawy, decydować i być liderem, jak oddawać innym swoje obowiązki i powinności. Przyglądała się mu chwilę, badawczo lustrując jego lico swoimi orzechowymi ślepiami — wyglądał na personę, która potrafiłaby być dobrym przyjacielem, pomimo pewnych braków w palecie emocji. Westchnęła cicho, odganiając od siebie te myśli i nie zawracając sobie głowy tematami, na które wpływu mieć nie mogła i nie chciała. Nie potrafiła stwierdzić, jak dalej potoczy się ich relacja, więc po co gdybać? Będzie, co ma być. Kąciki ust mimowolnie drgnęły jej ku górze. — Masz rację, a do tego uspokaja. Mam wrażenie, że oczyszczając przedmiot, to i sobie pomagam. —zaczęła ze spokojem, nieco ciszej niż poprzednio. Poprawiła materiał ubrania, wygładzając go rękoma i wpatrując się gdzieś w przestrzeń przed sobą, co nie trwało jednak długo. Spojrzenie zaraz uciekło jej w stronę pięknej Ayase. — Więcej styczności mam z pracą umysłową niż fizyczną. Muszę jednak przyznać, że lubię pracować czy to w barze, czy w muzyce, chociaż to pewnie nie ten typ zajęć, które masz na myśli. Nigdy nie miałam okazji spróbować czegoś więcej.. Kontynuowała, wzruszając delikatnie ramionami. Zdawała sobie sprawę, że rody czarodziejskie o czystej krwi mogą być uważane za nieco ułomne, zwykle wyręczając się skrzatami lub zatrudniając od czegoś ludzi. Ślizgonka jednak nie bała się wzywań i chętnie podejmowała próby różnych zajęć, chcąc się wszystkiego nauczyć i nie być jakąś życiową ciamajdą. Świat mugoli też chciałaby lepiej poznać i zrozumieć, chociaż nigdy nie wypowiedziała tych słów na głos. Może było jej głupio? Zabawne, a to zwykle innym było głupio. Z jej ust uciekło "huh", gdy usłyszała o budyniu. Jego poważna twarz o wyraźnych rysach, opatulona kosmykami rudych włosów i ton, którego użył, sprawiła, że nie mogła się cicho nie roześmiać. Unikalne z niego stworzenie. Przeniosła spojrzenie na zegarek, który jej eksponował, kiwając jednocześnie głową, że jak najbardziej ozdoba ta zalicza się do biżuterii. Ludzie mieli ją za mądrą i obeznaną, jedną z największych kujonów w szkole, a teraz? Teraz słuchała puchona z uwagą, starając się nadążyć i zrozumieć to, o czym właściwie jej opowiadał. Cały mechanizm funkcjonowania zegarka wydawał się jej strasznie skomplikowany. — To idealna dla mężczyzn biżuteria, dużo lepsza od pierścieni czy wisiorków. Chciałabym kiedyś zrobić sama zegarek! Bateria.. Takie użyteczne, nie? Te energia ma formę cielesną? Czy wstrzykujesz ją jakoś w przedmiot? —powiedziała z zainteresowaniem, podchodząc i przyglądając się jego nadgarstkowi, palcem dotykając przedmiotu. I niby gdzie ta cała bateria miałaby być schowana? Skoro coś napędzała, była energią, to przecież musiała być duuża! Chociaż jego egzemplarz jej nie posiadał, nie mogła powstrzymać się od szukania odpowiedniego miejsca wzrokiem. Musiała przyznać, że Neirin dobrze tłumaczył. Oparła jedną dłoń na biodrze, zaciskając nań palce i zadzierając nieco głowę, aby spojrzeć na twarz swojego towarzysza.— A co jak naciąg będzie zbyt duży? Pęknie? Ingerować w zdjęcia? Łaaa, mugole i ich wynalazki są niesamowici! Chcę takie zdjęcia z potworami! Mogę z nimi walczyć, jak chcę? Pięściami? Dużo jest takich automatów? Wchodzisz do nich, żeby grać? Też lubię budyń. Złapała oddech, wpadając w delikatny słowotok. Widać jednak było po jej twarzy i grasującej po niej kontemplacji, że jest zainteresowana tematem i ciekawa tego, co Vaughn wiedział o tym drugim, tak tajemniczym dla niej świecie. Oczywiście, ojciec czasem zabierał ją do Londynu, jadła trochę ich jedzenia i znała muzykę, którą swoją drogą uwielbiała — niewiele jednak więcej. Ah no i bardzo chciała mugolskie prawo jazdy! Zastanawiała się właśnie nad tym, w jaki sposób przenoszą człowieka do takiego automatu, aby walczył z potworem, kiedy to chłopak zacytował dwuwiersz, sprawiając, że kiwnęła głową z uznaniem. O poezję też by go nie podejrzewała. Lubiła, gdy ludzie ją zaskakiwali, jeszcze bardziej wychodząc poza schemat. Ruszyła za nim, wciąż rozbawiona i zdziwiona różnicą ich wzrostu, musieli wyglądać razem naprawdę komicznie. Plus był jednak taki, że jakiejkolwiek by sobie puchon partnerki na bal czy inną okazję nie znalazł, mogła ubrać dowolne obcasy. — Hmmm... Lubisz czytać poezję? —zapytała jeszcze, zainteresowana. Rozglądała się dookoła, wyłapując tytuły tkwiących na regałach książek. — Zmienisz się w delfina? Jesteś animagiem? Zmarszczyła nos i czoło, momentalnie odwracając głowę w jego stronę. Zlustrowała jego twarz wzrokiem, krzyżując ręce pod biustem i zaciskając palce na ramionach. Byłoby dobrze, gdyby był — pomógłby jej spełnić marzenie. Wiedziała, że jej poziom wiedzy z transmutacji jest wystarczający, aby podjąć próbę. Znała prawa, tabu oraz zasady panujące w tej dziedzinie, a także posiadała cudowną księgę z działu zakazanego. Jedyne, czego jej brakowało obecnie, to czas. Egzaminy jednak były priorytetem. Nie mogła opuścić się w nauce. Coś jej mówiło jednak, że towarzyszący jej rudzielec wcale nie żartował i naprawdę byłby skłonny to sprawdzić. Musiał być odważny i dobrze pływać. Nessa nie czuła się najpewniej w wodzie, więc pomimo ciekawości, pewnie by odpuściła. Może pływanie tez powinna we wakacje poprawić? Stanęli, zabierając się do poszukiwań. Żaden tytuł jednak nie pasował, nie wskazywał nawet w najmniejszym stopniu na treść o wężoustości. Było za to sporo o smokach, hipogryfach i nieśmiałkach — te ostatnie sprawiły, że uśmiechnęła się pod nosem. Czując na sobie jego spojrzenie, które z pewnością sprowokowało poprzednie pytanie, wzruszyła niewinnie ramionami, a powaga nie uciekała z jej drobnej, bladej buzi. Słuchała go z ciekawością, kiwając okazjonalnie głową, aby nie miał ku temu wątpliwości. Gdy się nieco nachylił i go patnęła, zrobiło się jej jakoś lepiej. Nie czuła się już taka malutka, chociaż miała wyrzuty, że tak mocno musiał się schylić. I miał miękkie, przyjemne w dotyku włosy. — Dobre jest owcze mleko? Nie piłam nigdy! —powiedziała z tym swoim nieodłącznym w tej konwersacji, zaciekawionym spojrzeniem. Raz poruszyła palcami u dłoni, mierzwiąc mu włosy, nie mogąc się powstrzymać. Opadła na całe stopy, czując, jak cierpną jej palce u nóg i rozluźniła dłonie, opuszczając je wzdłuż ciała. — Jadłam tylko ser z koziego mleka, pić to też nigdy nie piłam. Aaaa! Więc i w praktyce znasz się na hodowli zwierząt? Owieczki są przesłodkie. Wiesz, że nie mogłabym zjeść swojego zwierzęcia? Co znaczy, że tłuste i nie z butelki? Przecież tam też jest chyba całkiem tłuściutkie.. Dobre do kakao. Je też lubisz jak budyń? Znów wpadła w delikatny słowotok. Temat jej odpowiadał. Jej dom znajdował się na obrzeżach Doliny Godryka, mieli sporo terenów i w przeszłości nawet myśleli o jakiś zwierzętach, jednak ostatecznie rodzice odpuścili. Zawsze podobała się jej praca farmerów i to, co otrzymywali w zamian od zwierząt czy matki ziemi. Natura zawsze szanowała dobrą i ciężką pracę, a przynajmniej Nessa w to wierzyła, chociaż nigdy nie miała ku takiej okazji. Sery lubiła jednak bardzo, podobnie jak ciepłe mleko czy gorącą czekoladę, które Migotka często w nocy przynosiła jej do pokoju, gdy miała wolne od baru i mogła się uczyć. Pomimo tego, że pochodzili z dwóch różnych światów, wydawało się jej, że idzie im naprawdę nieźle. — A konie? Miałeś konie? Umiesz jeździć konno?—zapytała, jeszcze zanim zdążyła ugryźć się w język. Miała nadzieję, że go nie zabije swoją głupotą i brakiem informacji na temat rzeczy, które dla niego wydawały się wiedzą z zakresu podstawowego.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Neirin przyzwyczajony był do słuchania paplaniny. Liam gadał cały czas. Natłok słów nie przeszkadzał rudzielcowi, problem powstawał jednak w momencie, w którym wyczuł, że druga strona pragnie odpowiedzi. To nie było byle retorycznie gadanie Rivaia. To były pytania, na które Nessa pragnęła uzyskać odpowiedź. Uczucie może trochę nowe. Nikt do tej pory nie interesował się aż tak rudzielcem ani mugolskimi sprawami. Większość czystokrwistych rodów mało zwracała uwagę na owe aspekty, traktując je tylko jako obowiązek. Przedmiot do odhaczenia w toku nauczania. - Żadna energia nie jest cielesna - zaczął, ale nie wiedział, jak to wyjaśnić. Temat był trudny nawet dla zwykłych, szarych ludzi, a co dopiero Nessy. Miał wrażenie, że ruda jest na poziomie dziecka. Żeby zrozumieć działanie baterii, należy sięgnąć po chemię i fizykę. Coś, o czym czarodzieje nie słyszeli. - To... Najprościej chyba będzie ci to zrozumieć, jakby to był magiczny przedmiot. Taka broszka albo pierścień. Emanuje energią magiczną, tak? No to bateria emanuje energią... mugolską - z braku laku dobry i kit. Czuł, że dziewczyna jest zainteresowana i pragnie poznać odpowiedzi, więc musiał odszukać jak najprostsze dla niej wyjaśnienie. - Nie da się za mocno naciągnąć. Wtedy po prostu się blokuje - oczywiście, że zegarmistrzowie pomyśleli i o tym. Zaraz po tym pokręcił głową. - Dużo, ale nie wchodzisz w nie ty, tylko jakby robisz sobie taką postać. Wyobrażenie ciebie w tym zdjęciu. I kierujesz nim naciskając strzałki. Jak w lewo, to postać idzie w lewo. Jak w prawo, to idzie w prawo. I są guziczki od atakowania. Szkoda, że w szkole nie działa prąd. By pokazał jej, na czym polegają gry. Jeśli ta znajomość nie urwie się za moment - a czuł, że prawdopodobnie chwilowa fascynacja dziwnym wielkoludem szybko opadnie - kiedyś może przyniesie jej game boya czy inną, prostą konsolę na baterie. Nic innego tu nie ma prawa bytu. - Eh? - Zatrzymał się, kiedy stanęła przed nim. - Sądzisz, ze delfin do mnie pasuje? - Czy to nie jest przypadkiem tak, że zmieniasz się w zwierzę, jakie oddaje Twoje wnętrze i osobowość? Obawiał się, że wesołe, zabawne i inteligentne delfiny znacząco odbiegają od jego osoby. - Delfiny potrafią gwałcić samice nawet innych gatunków. Oceniasz mnie przez pryzmat tamtych rozważań? - Przyjrzał jej się uważnie, acz próżno było szukać na jego twarzy oburzenia czy złości. Jedynie obojętność. Ma go za gwałciciela, to ma. Tyle w temacie. Wrócili do poszukiwań, acz po pewnym czasie, w jakim chłopak zdążył tylko przekartkować jedną pozycję, Nessa ponownie się odezwała. - Ja lubię. I tak, znam się. A mleko z butelki jest bardzo chude. Mleko od krowy, jak zostawisz na trochę, rozdziela się. Na górze zbiera się śmietana, możesz ją wziąć do sałatek. A to, co na dole zostanie, jest do picia. Albo możesz pić jeszcze zanim się rozdzieli, takie świeżo dojone - wyjaśnić, zanim wrócił do przerzucania kartek. - Nie wiem - nie potrafił ustosunkować się do kakao. - Chyba? Wieczorem zimą dobrze jest się nim rozgrzać - tego był pewny, że świetnie przegania zimno. Pokiwał głową na ostatnie pytanie. - Był jeden koń. Ale pociągowy. Nie nadawał się pod siodło, nie reagował na nic poza "wio" i "prr". Dało się na nim jechać na oklep, tyle, że bardzo ignorował jeźdźca. Po konie pod siodło szliśmy do innego sąsiada. Miał kilka wyuczonych - odłożył książkę i zabrał się za następną. Potem kolejną. I jeszcze jedną. Długi czas panowało milczenie, w którym przedzierał się przez sterty książek. Niestety bezskutecznie. Nic. Zatrzasnął ostatnią, czując, jak ogarnia go znużenie. - Zbliża się pora kolacji - zauważył, patrząc po oknach. Niebo zażółciło się, zwiastując zbliżający się wieczór. Ayase też był była znużona czasem poza klatką i robiła się nieco nieswoja. Wyczuwał jej spięcie. Tak długie wycieczki jeszcze jej nie służą. - Wracamy? Nic tu nie ma - zerknął na Ślizgonkę. - Zostaje dział zakazany. Ale to innym razem.
Nie wyglądał na gadułę, chociaż rudej niezbyt to przeszkadzało. Prawda była taka, że ona zwykle też słuchała, a nie się uzewnętrzniała. Problem przychodził wtedy, gdy schodziło na temat, w którym była słabsza i miała mniejszą wiedzę. Wtedy coś się przełączało, a ona miała tysiące pytań, które każdego byłby w stanie doprowadzić do szaleństwa i irytacji. Z pewnością samą siebie by zabiła, gdyby ktoś ją sklonował i postępował w taki sposób. Co zrobić, że mugoloznawstwo było tak ciekawe? Była pewna, że czarodzieje by nie wpadli na tak genialne rozwiązania, nieco uwstecznieni przez magię. Na twarzy Neirina nie było jednak złości, a tak charakterystyczna dla niego obojętność. Kiwnęła głową, na znak, że rozumie. Słuchała go z uwagą, przekręcając głowę nieco w bok i starając się nadążyć, chociaż tematy bardzo szybko się im zmieniały, nieco Lanceleyównie mącąc w głowie. Zmarszczyła wiec nos i brwi, unosząc dłoń i przykładając palec do ust, skupiając wzrok gdzieś w martwym punkcie jego koszuli. Energia mugolska? To było jakieś charakterystyczna dla nich źródło zasilania? Czy działało na wszystko? Czemu oni nie mieli takich magicznych baterii? Bo zrozumiała tyle, że były małe i przenośne. — Sprytne. Wszędzie możesz mieć energię taką jak oni! Baterie są małe, tak jak sobie to wyobrażam? Mają różne kształty i rozmiary? Przydałoby się coś takiego u nas! Na przykład do motorów, zamiast eliksiru napędowego. Przecież to byłoby takie użyteczne! Odparła nieco głośniej, niż chciała, zaraz jednak ściszając głos i rozglądając się dookoła, gotowa posłać przepraszające spojrzenie w razie, gdyby komuś przeszkodziła w nauce. Wiedziała, że powinni się tutaj zachowywać, to miejsce tego wymagało. Odgarnęła więc kosmyk włosów za ucho, dyplomatycznie milcząc i wlepiając w niego swojego duże, orzechowe ślepia. Rozwiązanie z blokadą zegarka też było ciekawe i przemyślane. Sprawiło, że chciała podjąć próbę zrobienia tej ozdoby samodzielnie, chociaż nie bardzo jeszcze wiedziała, jak się do tego zabrać. Poczyta. W wakacje będzie miała trochę czasu. Następnie opowiedział jej o automatach, co spodobało się jej jeszcze bardziej i poprosiła, tylko żeby kiedyś jej jeszcze o tym powiedział, a jeszcze lepiej — pokazał. Bardzo chciała spróbować wcielić się w jakąś postać i wciskać strzałki, aby chodzić. Brzmiało to zabawnie i intrygująco. Łapała się na tym, że towarzystwo puchona sprawiało, że czuła się bardzo swobodnie, może nawet aż za? Miała wrażenie, że w przeciwieństwie do innych, on jej krzywego spojrzenia za tak durne zapytania nie pośle, a nawet jeszcze coś wytłumaczy. Gdy zapytał, czy delfin pasuję, wydała z siebie ciche mruknięcie, po czym pokręciła przecząco głową. Nie, wcale nie pasował. Pacnęła się w czoło ostentacyjnie, załamana swoim zaćmieniem mózgu, które z pewnością wywoływały przemęczenie, bezsenność i brak odpowiedniej ilości jedzenia i wody w ciągu doby. Nie miała czasu o siebie dbać, taki żywot kujonów tuż przed egzaminami. Zamrugała kilkakrotnie, nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć, zostawiając jedynie rozdziawione usta. Pokręciła szybko głową, sprawiając, że włosy przecinały powietrze ze świstem. — Nie! Oczywiście, że nie! Nie mam Cię za gwałciciela ani za delfina, ani niż z tych rzeczy. — uniosła jeszcze dłonie w obronnym geście, gdy jej twarz przybrała poważnego i przepraszającego jednocześnie wyrazu. Miała nadzieję, że tak nie myślał i uznał jej błyskotliwość za zwykłą wpadkę, która go nie zniechęci do spędzania z nią czasu. Chciała się odezwać, jednak zaczął mówić o mleku, więc znów milczała, słuchając z zainteresowaniem. Nie miała pojęcia, że takie mleko prosto od krowy można pić — nie przerabiali go w jakiś sposób? Było bezpieczne? Zdrowe? Czy chodziło mu o taką bitą śmietaną? Czemu dawał ją do sałatek? Bo przecież jak doiło się krowę, do jakby ubijało jej sutki. Była naprawdę zaintrygowana tematem, co chwilę marszcząc nos lub unosząc brwi, starając się przetłumaczyć wszystko z mugolskiego na czarodziejski, jednak wcale nie wychodziło. — Gdy spotkamy się następnym razem, to Ci powiem, do jakiego zwierzęcia mi pasujesz? Umowa stoi? — zaczęła w końcu, wracając jeszcze na chwilę do poprzedniego tematu. — Masz takie krowy w domu? Doisz je? Lubię Kakao. Wypijmy kiedyś razem, pogadamy o zwierzętach albo automatach na mugolskie baterie! Dodała jeszcze, zastanawiając się, jak dobre musiało być kakao z mlekiem prosto od krowy, pełnym śmietanki i piany. Czy byłoby bardziej kremowe i delikatne, czy zbyt gęste i picie go by irytowało? Kolejna seria pytań przemknęła jej przez głowę. Na wzmiankę o koniu, uśmiechnęła się nieco rozbawiona, wyobrażając sobie próby jazdy na niewyuczonym zwierzęciu kogoś, kto ma pewnie ze dwa metry i z pewnie dotyka nogami ziemi, siedząc na grzbiecie. Zawsze chciała pojeździć konno, nauczyć się. Nigdy jednak nie miała ku temu okazji. —Dobrze jeździsz? Tak, zgłodniałam. Zgodziła się, wzdychając cicho i podążając spojrzeniem w stronę okien, podobnie jak puchon, z którym miała okazję spędzić popołudnie. Wąż też wyglądał już na znużonego. Porozmawiali jeszcze chwilę, po czym wyszli z biblioteki i skierowali się w stronę lochów. Los chciał, że ich domy miały dormitoria obok siebie, więc Lance miała jeszcze okazję chwilkę go pomęczyć i zagadywać, obserwując przy okazji pytona. Nabrała chęci na zakup zwierzątka! Tylko co z nim się stanie, jak wyjdzie? Nie widziała swojej mamy w roli zwierzęcej niańki. Pożegnali się i rozeszli w swoją stronę. Nessa z pewnością była zadowolona z popołudnia i jeszcze bardziej zaintrygowana światem mugoli.
Wakacje i po wakacjach. Li jak zawsze bardzo cieszyła się na rozpoczęcie roku szkolnego. Nie wyobrażała sobie momentu kiedy przyjdzie jej pożegnać szkołę. Gdzie ona się wtedy podzieje? Mimo iż była studentem nie odważyła się na mieszkanie gdziekolwiek indziej jak Hogwart. Co z niej wyrośnie? Na pewno nie chciała zamieszkać sama, gdyby ktokolwiek inny się znalazł to mogłaby ponegocjować. Ale na ten moment było jej bardzo dobrze w Hogwarcie i nie miała zamiaru tego zmieniać. Z rodziną wakacje spędziła bardzo sympatycznie, wcale nie żałowała wyjazdu do Egiptu. Jeżeli było fajnie to trudno. Ale jakoś specjalnie nad tym nie rozpaczała. Już w pierwszym dniu po uczcie musiała udać się do biblioteki, uwielbiała to miejsce i bardzo ją uspokajało, a jednak adrenalina była ogromna i myślenie nad tym co będzie w tym roku szkolnym sprawiało zawroty głowy. Wiedziała, że im była dalej tym było coraz to trudniej. Ale była dobrą uczennicą więc jeżeli będzie miała czas nad siedzeniem nad książkami to powinna sobie spokojnie poradzić. Przywitała się ze swoimi znajomymi, chociaż zbytnio z nimi nie rozmawiała jedynie to na uczcie powitalnej. Na pierwszy odstrzał poszedł Daniel o którym często myślała na wakacjach. Ciekawe co u niego słychać. Ciekawe jakie ma teraz do niej podejście. Czy coś nadal do niego czuła? Być może tak, ale teraz trudno jej było to stwierdzić po tak długim czasie. Nie widziała go całe wakacje i nieco się za nim stęskniła, ale nie miała zamiaru napastować go w pierwszych dniach w szkole. Wiele razy była gościem w jego gabinecie, ale dzisiaj postanowiła sobie tego incydentu darować. Przyjdzie czas to się spotkają, widziała go na uczcie, ale zbytnio mu się nie przyglądała, żeby nie zaprzątać sobie niepotrzebnie głowy. A więc zawitała do biblioteki gdzie również było już kilkoro uczniów. Uwielbiała ten zapach książek, mogłaby tutaj siedzieć godzinami, a najlepiej zamieszkać. Wzięła jedną z lektur i zasiadła przy stoliku. Szczerze? Nawet nie wiedziała czy ta książka będzie jej się podobać czy też nie. Zwyczajnie chciała spędzić tutaj troszkę czasu. Była nieco przybita faktem, że zgubiła swojego puffka. Już w pierwszym dniu. Obawiała się, że go nigdzie nie znajdzie. Szukała już w wielu miejscach, ale nigdzie nie wpadła na żaden trop. Oparła brodę o dłoń i zapatrzyła się w książkę.
Biblioteka - wydawała się pozytywnym fragmentem - w skomplikowanych układach powracającej doń codzienności. Codzienności - powiązanej, już całkowicie ściśle z wykonywaną profesją, z ogromem obowiązków oraz imponującą sylwetką strzelistych wież szkoły - Hogwartu, pragnących jakby przebijać kopułę nieba. Wypełniana nieomal dzień po kolejnym, przemijającym dniu, wyryta niezmiernie dokładnie w pamięci rutyna, mogła przyprawiać o irytację - owszem, preferował czas wolny oraz pozostawanie w Londynie, chociaż - z drugiego punktu widzenia, uwielbiał kwestie wiążące się z nauczanym przedmiotem. Nie umiał ścierpieć jedynie samych dyżurów, w których rozpraszał znużenie w czas odbywanych spacerów, jednoosobowych wycieczek - przemierzania zawiłych, korytarzowych ścieżek (niekiedy przeplatanego spotkaniem - łamiących treści regulaminów uczniów). Poznawanie Hogwartu, w rutynie przerw oraz lekcji, było przyjemną nagrodą - podobnie, przyjemnym było zaszycie się w bibliotece. Od zawsze - niezmiernie chętnie zawierzał znaczne ilości czasu - lekturze książek, poszerzających horyzonty żądnego wiedzy umysłu. Owym razem - przechadzka pośród regałów była zupełnie niezobowiązująca i spontaniczna - kiedy już znalazł intrygujący tytuł, w pobliżu znajdowała się oczywiście znajoma jemu studentka. Byłoby niepoprawnym zignorowanie Puchonki; z dwojga złego, wolał ją wyrwać z objęć skupienia na przeglądaniu książki. - Dzień dobry - przywitał się najpierw, tonem cichym, wpasowującym się w kanon obecnych w tym pomieszczeniu restrykcji. - Jak minęły wakacje? - dopytał, bez zobowiązań; w końcu, jej imię oraz nazwisko nie zdołały się pojawić na liście uczestników wyjazdu - organizowanego przez szkołę.
Dość mocno zamyśliła się nie widząc, ani tym bardziej nie słysząc tego co dzieje się w okół niej. Całkiem się wyłączyła. Nie spodziewała się tego, że dzisiejszego dnia ktokolwiek będzie spróbował naruszyć jej spokój. Jednak myliła się. Gdy tylko usłyszała głos od razu go rozpoznała i leniwie uniosła głowę patrząc na mężczyzną. No tak, kogo mogłaby się tutaj spodziewać. Raczej uczniowie od razu nie lezą do biblioteki tylko zajmują swoje myśli tym co koleżanka robiła na wakacjach. Li nie lubiła takiego zachowania. Owszem, mogłaby porozmawiać na ten temat, ale z kimś na kim jej choć trochę zależy, a nie osobie, która podpiera ściany i czeka na zbawienie i jakiegokolwiek rozmówcę. Dlatego Li wolała się zaszyć w bibliotece i poczytać jakąś książkę. - Dzień dobry panie profesorze. - przywitała się z Danielem. Za bardzo nie wiedziała jak ma się do niego wzracać. Ich relacja była bardzo skomplikowana, poza tym nie widzieli się tyle czasu, że Li postanowiła zachowywać się normalnie, żeby znowu nie wariować na jego punkcie. Obawiała się, że i tak to ją nie minie, ale chociaż mogła przedłużyć swój spokój. - Nijak. Byłam w domu. Wśród mugoli, postanowiłam te wakacje spędzić z rodziną. - mruknęła do niego i wróciła wzrok na pergamin. Z pewnością Daniel mógł zauważyć, że Li zachowywała się nieco dziwnie. Była przybita i całkowicie niechętna do jakiejkolwiek konwersacji, ale Daniel poznał wiele jej zmiennych charakterów, więc mógł do tego zwyczajnie przywyknąć.
Szczerze ujmując - nie spodziewał się niezbyt zadowolonej reakcji; nie spodziewał się - nie w przypadku zadawanego pytania. Chociaż rok szkolny nieuchronnie narzucił każdemu schemat powtarzającej się codzienności, obowiązków - zarówno nauczycielom jak podopiecznym - temat wakacji zazwyczaj był wspominany przyjemnie, z pewnego rodzaju nostalgią. Sam Bergmann, mógł opowiedzieć o różnych chwilach spędzonych pośród upalnych terenów Meksyku, intrygującej odskoczni, bogactwa przyrody i tajemniczej kultury dawnych cywilizacji. Mógł - chociaż widział - że przecież panna Na nie posiada specjalnie ochoty, aby poruszać kwestie spędzonych ostatnio tygodni. Intuicyjnie wyczuwał pewną nieścisłość, wychwytywał jej niezbyt korzystny nastrój - chociaż niewiele mógł zrobić. Początkowo - zabrał jedynie książkę; intrygujący go tytuł z podstawy półki jednego z pobliskich regałów. Dzierżył już dzielnie lekturę w dłoni, opadającej swobodnie wzdłuż jego ciała. Postanowił mimo wszystko zapytać: - Chcesz o czymś porozmawiać? - Być może coś się stało? i miało związek bezpośrednio ze szkołą? Nie był on opiekunem domu - aczkolwiek żył dobrze, wolał nie zostać - ewentualnie - posądzonym o ignorancję. W przeciwnym razie nie zadałby tego pytania; brzydził się narzucaniem oraz drążeniem tematu - jeśli nie miała nastroju, nie miał zamiaru ją męczyć. Tym razem jednak - zapytał.
Pewnie Daniel był nieco zmieszany zachowaniem Li. Do tej pory to ona można powiedzieć biegała w okół niego, a teraz tak się zachowywała jakby nie chciała w ogóle na niego patrzeć. To wcale tak nie było, ale jednak rzeczywistość była taka, że psor mógł odebrać to w zupełnie inaczej. Opowieści o wakacjach naprawdę postanowiła przenieść na inny dzień, albo w ogóle wymazać z pamięci i nigdy do tego nie wracać. Owszem było jej dobrze w domu, ale kogo to interesuje? Bardzo się cieszyła, że nie była w Meksyku wolała siedzieć w mugolskim domu niżeli tam jechać. Pewnie mogłoby być super, ale nie czuła w tym roku takiej potrzeby dlatego nie pojechała. W domu czuła się dobrze mogła robić co jej się chciało. Wiele czasu też spędzała jako animag, choć dziwne to było jak nie wracała na całe noce do domu, a matka umierała z niepokoju. Ale przecież nie mogła jej powiedzieć prawdy. Niby miała zaufanie do swojej matki jak to każde dziecko, ale nie żyła w świecie magii i nie zrozumiałaby. Poza tym wiecznie się martwiła, a jej umiejętność mogłaby odebrać jako kolejny powód do nerwów. A przecież to tak naprawdę jest wielki plus i Li mogła schować się przed wrogami nie być sobą. Poza tym kto mógłby zaatakować drobną puchonkę? Do tej pory to jedynie koledzy ze Slytherinu mogą ją napastować i nie raz się to zdarzało, ale teraz na tyle była sprytna i na tyle mądra, że posiadała swoją różdżkę i regułki zaklęć, że bez problemu mogła ich zaskoczyć. Li zawsze starała się nie używać zaklęć przeciwko uczniom, ale wiedziała, że jak przyjdzie taka potrzeba to nie będzie miała innego wyjścia. - Ursus mi zaginął... - powiedziała do niego. Daniel nie raz słyszał o tym małym stworzonku i mógł się domyślić, że to przez niego dziewczyna się tak zachowywała. Wątpiła, aby psor na ten temat jej coś poradził, ale chciała żeby wiedział i tyle. Spojrzała na książkę, którą dzierżył w dłoni i sztucznie się zaśmiała. - Co kolejna książka o animagach? - zapytała z ciekawości. Chociaż ją ten temat powinien bardzo interesować to od jakiegoś czasu przestała studiować jakiekolwiek książki.