W tym miejscu uzdrowiciele z oddziału wypadków i urazów zajmują się pacjentami, którzy mieli wypadki z magicznymi zwierzętami. Trafiają tu ofiary ukąszeń, oparzeń, użądleń, wbitych kolców, jak i wielu innych.
Autor
Wiadomość
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Nie spodziewała się takiej pogawędki podczas leczenia, a jednak lata w Hogwarcie nieco ją zmieniły. Jakkolwiek nie było tego widać, dziewczyna stała się mocno otwarta (jak na swoje standardy) i często sama szukała kontaktu z ludźmi, którzy specjalnie jej nie irytowali. Brewera nie znała za dobrze, ale zdecydowanie nigdy nie nadepnął jej na odcisk, więc nic dziwnego, że była w stanie nawet sobie przy nim zażartować. Co prawda o czymś średnio przyjemnym, ale nadal. -Migrenowe też pomagają na zawroty głowy? - Dopytała zdziwiona, bo oczywiście musiała mieć wszystkie informacje. -Kompres na pewno się przyda, ale co do braku jedzenia, proszę mi wybaczyć, ale mam wątpliwości. Skoro i tak już jestem słaba, czy brak posiłku nie pogłębi mojego stanu? - Potrzebowała rozwiania swoich wątpliwości, których kilka miała w zanadrzu. Biedny Maximilian musiał się z tym wszystkim mierzyć, ale wyglądało na to, że do tej pory nie dawał się jej przytłoczyć i całkiem sprawnie zadowalał jej potrzebę doprecyzowania każdej możliwej kwestii. Wysłuchała instrukcji w temacie opieki nad swoimi poparzeniami. Nie były bardziej skomplikowane niż system przesadzania bławatków i zapamiętała wszystko, choć na wszelki wypadek poprosiła uzdrowiciela o spisanie wytycznych. Miała zamiar zachować jedną kopię dla siebie, a drugą wysłać natychmiast do rodzinnych skrzatów, żeby wiedziały dokładnie, jak się nią zaopiekować, gdy tylko wyjdzie z tego szpitala. -Przepraszam za bezpośredniość, ale jestem padnięta i chciałabym nieco odpocząć, jeśli mogę. - Zauważyła w końcu, grzecznie wypraszając Brewera z sali, gdy uznała, że wykonał już to, co do niego należało zupełnie tak, jakby to ona była tutaj osobą decyzyjną.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
- Owszem, może mieć na to wpływ. Zawroty głowy mogą wynikać również z problemów z błędnikiem, a ten często pojawia się w przypadku migren i nasilonych bólów głowy. Oczywiście, nie zagwarantuję, że wszystko zniknie, jak ręką odjął, ale istnieje taka możliwość - powiedział spokojnie, zapewniając ją o tym, że reakcja mogła okazać się oczywiście osobnicza, ale on sam uważał, że należało to sprawdzić. Ostatecznie bowiem trzeba było wykorzystać każdy możliwy sposób, by złagodzić dolegliwości pacjenta, liczyło się to, żeby ten osiągnął spokój i stanął w pełni sił na nogach. - Spróbujmy najpierw uśmierzyć problemy z zawrotami głowy i jej bólem, sen, migrenowy i kompres, jak również świeże powietrze, na pewno w tym pomogą. Wtedy proponuję zjeść coś lekkiego, możliwie delikatnego, jak choćby kleik ryżowy, to coś, co powinno utrzymać się nieco dłużej w żołądku - stwierdził prosto, a potem uśmiechnął się kącikiem ust, kiedy uznała, że pora wyrzucić go z pokoju. I właściwie nie miał nic przeciwko temu, nie widział w tym jakiejś nadmiernej ingerencji w proces leczenia, czy coś podobnego, potwierdzając jeszcze, że sen na pewno dobrze zrobi na jej stan, a później zapewnił ją, że za chwilę otrzyma wszystkie potrzebne jej rzeczy. Nie miał również problemów z tym, by obiecać jej kopię zaleceń, w końcu Irvette zdecydowanie powinna wiedzieć, co miałaby robić, żeby stanąć w pełni sił na nogach. I z tą myślą pożegnał się z nią, by ruszyć na dalszy obchód.
z.t x2 +
______________________
Never love
a wild thing
Yuri Sikorsky
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Liczne tatuaże, lewa noga pokryta bliznami po walce z mantykorą
Zmarszczyłem lekko brwi słysząc niedowierzanie w słowach swojej kuzynki? Jemu miałoby się nie udać wyjść w przeciągu kilku dni? Nie takie rzeczy się robiło w Durmstrangu! Kiedy jednak powiedziała, że nie będzie miała problemów z racji odwiedzin wyraźnie się rozpogodziłem. Rozejrzałem się dookoła czy ktoś nas nie podsłuchuje, a następnie nachyliłem się do dziewczyny tak, że mogłem szeptać bez obaw, iż ktoś oprócz nas mnie usłyszy: -Wiem, że to dziwnie brzmi ale po śmierci ciało bestii zniknęło a zamiast niego na posadzce znalazłem księgę z symbolem Muchy. Niemniej jednak nie da się jej otworzyć. A wam udało się coś odszukać w tym czasie? - przekazałem jej najnowsze wieści.
Dobrze wiedziałeś już, co wydarzyło się w Walii. Longwei leżał na innym oddziale i był pod opieką starszego, wykwalifikowanego uzdrowiciela, który robił wszystko, by przywrócić mu sprawność w nogach. Ty za to zostałeś oddelegowany do jego kolegów, którzy trafili na magizoologiczny z rozległymi obrażeniami od smoczego ognia. Było ich trzech i każdy z nich był w innym stanie. Najgorzej wyglądał Daario, który znalazł się najbliżej klatek. W niektórych miejscach widać było mięso i kości, a czarodziej cierpiał niemiłosiernie. Ordynator przydzielił Ci do zadania Garetha z oddziału zatruć, który miał pomóc Ci w ogarnięciu pacjentów.
Rzuć 2xk100. Kości określą obrażenie dwóch pozostałych członków smoczego teamu. Oraz k100 na inteligencję Garetha.
______________________
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max nie był zachwycony. Prawdę mówiąc, czuł wewnętrzny opór przed zajmowaniem się tą trójką, podświadomie czując, że mogli coś zrobić, coś zmienić, że mogli jakoś zareagować. Nie wierzył w te piękne słowa Weia, że każdy z nich by walczył, że by sobie pomogli i nie wiadomo co jeszcze. To brzmiało okropnie słodko, a dla niego wręcz za słodko, więc nie podobało mu się to ani trochę. Był jednak, cóż tu dużo mówić, uzdrowicielem, ślubował pomóc każdemu, niezależnie od wszystkiego, niezależnie od tego, kim ten był i co się wydarzyło, i chociaż jego wzrok mógł przypominać spojrzenie bazyliszka, pozostawał spokojny. Musiał do sprawy podejść profesjonalnie, bez uczuć i emocji, jakie się w nim gotowały. - Z tego, co mi wiadomo, mamy sporo odsłoniętego mięsa i kości, ogień wyrządził spore szkody, spodziewam się stopionych częściowo ubrań, które możemy znaleźć w ciele. Z kart wynika, że są stabilni, przynajmniej chwilowo, ale dalsze leczenie może wywołać u nich szok – powiedział do swojego dzisiejszego towarzysza, będąc przekonanym, że dadzą sobie radę z tym, co zobaczą. Powiódł zaraz spojrzeniem po trzech współpracownikach Huanga, dusząc w sobie irytację, z jaką mógł zmierzyć się później i zapalić, po raz pierwszy od naprawdę dawna, pozwalając na to, żeby złość się rozeszła. Stan jednego pacjenta był naprawdę kiepski i Max szybko zerknął w jego kartę, żeby przekonać się, co do tej pory zostało mu podane i jakie miał zalecenia, nie chcąc wprowadzić tutaj czegoś, co kłóciłoby się z istniejącymi informacjami. Był również pewien, że jego towarzysz zrobi coś podobnego, profesjonalnie podchodząc do swojej części pracy. I to mu wystarczyło, chociaż starał się nie spoglądać wprost w oczy tej trójki.
Choć Daario wymagał najszybszej reakcji, pozostała dwójka też była w okropnym stanie. Karta jasno wskazywała na konieczność rekonstrukcji tkanek, które uległy praktycznie zniszczeniu, pod wpływem smoczego ognia. Widok nie był przyjemny, a zapewne świadomość, że wszystko mogło się potoczyć inaczej, nie pomagała Ci ani trochę. Na szczęście nie dostałeś do pomocy byle debila i mogłeś liczyć na owocne działania, bez konieczności ciągłego patrzenia koledze na ręce. -W takim razie musimy być ostrożni. - Odpowiedział Gareth, biorąc się za bardziej cierpiącego z tamtej dwójki. Ty za to wyczytałeś w karcie to, co zostało już zrobione przy Daario. Przede wszystkim, tak jak jego koledzy, miał podawane ogromne dawki eliksiru łagodzącego i znieczulającego, w każdej możliwej postaci. Zdezynfekowano mu rany i usunięto najbardziej niebezpieczne ciała obce, które się do nich przykleiły. Ze względu jednak na jego stan, nie można było zrobić wszystkiego od razu. Dowiedziałeś się, że jego nogi i stopy oberwały bardzo mocno, bo wtopił się w nie gorący materiał z butów ochronnych czarodzieja. Jeśli zdecydowałeś się na nie zerknąć, widziałeś ślady tego wydarzenia na odsłoniętych wnętrznościach mężczyzny.
______________________
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
- Sporo łagodzącego i znieczulającego, więc trudno byłoby dodawać coś nowego, ale rany są w takim stanie, że trzeba je oczyścić. O ile... - Max spojrzał jeszcze raz w karę, by sprawdzić, kiedy ostatnio poparzenia były przemywane, wiedząc, że w nadmiarze nie doprowadzi to do niczego dobrego. Mogliby uszkodzić tkanki, a to nigdy nie kończyło się dobrze, teraz zaś bardzo nie chciał do czegoś podobnego doprowadzić, chociaż jednocześnie korciło go, żeby sprawdzić, jak odporni i dzielni są koledzy Huanga. Był na nich zły, ale był też lekarzem i jako taki nie mógł pozwolić sobie na podobne zachowania, chociaż myśli, jak najbardziej. W końcu nimi nie mógł nikogo zabić, choć spojrzenie miał pewnie godne bazyliszka. - Dzisiaj nie były jeszcze oczyszczane, podano pierwsze dawki eliksirów, więc trzeba upewnić się, że rany są w dobrym stanie - dodał ostatecznie, by faktycznie skoncentrować się na zadaniu, szukając potencjalnych zaropień oraz innych uszkodzeń, sugerujących, że tkanki były mocniej naruszone, niż do tej pory podejrzewano. Smoczy ogień, jakby na to nie patrzeć, był naprawdę czymś potężnym i Max nawet nie chciał sobie wyobrażać, jakby to było dostać się w jego rażenie. Przeżył to jedynie częściowo na Tojadowej i to mu w pełni wystarczyło, a ogień, cóż, wciąż go przerażał.
Karta podawała wszystkie potrzebne informacje, ale nie zawierała notatek co do dalszego spodziewanego leczenia. Dokumenty wypełniono rzetelnie, a przyszłość zależała od tego, jak dobrze rany się goiły. Niestety na ten moment wyglądało to wciąż źle. Podanie eliksirów było pierwszym etapem, który musieliście podjąć, ale widać było, że bez przeszczepu tkanek się tutaj nie obędzie. Ciała poszkodowanych były zbyt mocno zniszczone, by dały radę same się zregenerować. Nim jednak mogłeś się za to zabrać, usłyszałeś głos swojego współpracownika. -Mamy krwotok ze śledziony! Brewer, potrzebuję Cię tu! - Choć uzdrowiciel mówił spokojnym tonem, dobrze wiedziałeś, że sprawa jest pilna. Skoro jednak miałeś mu pomóc, oznaczało to pozostawienia na chwilę Twojego pacjenta, co mogło nie wyjść mu na korzyść. Takie życie uzdrowiciela, pełnie ciężkich wyborów i trudnych kompromisów....
Max:
Bez względu na to, czy postanowisz pomóc, czy jednak zająć się swoim pacjentem, rzuć k100 na konsekwencje swojego wyboru. Rezultat poznasz w następnym poście.
______________________
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max analizował bardzo uważnie kartę pacjenta i jego stan, który chociaż nie przedstawiał się najlepiej, chwilowo prezentował się stabilnie. Przeszczep tkanek, jego zdaniem, nie mógł nastąpić w tej chwili, trzeba było najpierw zaleczyć rany, które sprawiały wrażenie, jakby w każdej chwili mogły pojawić się tam dodatkowe bąble. Wolał również uniknąć ropienia, co zaś oznaczało, że trzeba było utrzymać je czyste. Takie były w tej chwili, gdy ostrożnie je badał, ale nim podjął decyzję o tym, co dalej, usłyszał słowa swojego kolegi i poczuł, jak żołądek zacisnął mu się ze stresu. Wewnętrzny krwotok był skrajnie niebezpieczny, a śledziona, cóż, była chujowym organem i doskonale wiedział, co to dla nich oznaczało. Wiedział również, że nie można było wpadać w panikę i machać rękami, więc po prostu pospiesznie podszedł do drugiego pacjenta. - Monitoruj go - powiedział do Garetha, wiedząc, że ten spokojnie wykona powierzone mu zadanie, a sam sięgnął po różdżkę, powtarzając w głowie właściwą inkantację. - Interior depletura - wypowiedział spokojnie, pewnie, kierując zaklęcie w stronę śledziony, starając się zatamować krwotok, wiedząc, że opanowanie go było w tej chwili najważniejsze. Mogli później zacząć szukać kolejnych problemów albo zwyczajnie skierować mężczyznę na specjalistyczną opiekę, gdzie trafiały najtrudniejsze przypadki. Na razie jednak koncentrował się na tym, żeby zatrzymać najtrudniejszą sprawę.
Chłodne podejście i dobra analiza karty były ważne w tym zawodzie, choć niestety przykre niespodzianki czaiły się na każdym kroku. Tak było i teraz, gdy Twoje plany pokrzyżował nagły krwotok, zaanonsowany przez Twojego dzisiejszego partnera. Gareth bez słowa przeszedł do Twojego pacjenta, monitorując jego stan i wykonując kolejne czynności medyczne w czasie, gdy Ty zajmowałeś się wylewającą się z organu krwią. Niestety ta czynność wymagała czasu i skupienia, a czas nie był dzisiaj po Twojej stronie. Gdy Ty łatałeś śledzionę kolegi Longweia, wokół zaczęły się dziać kolejne nieprzyjemne rzeczy. Usłyszałeś, jak Gareth rzuca kod czerwony, a powód był bardziej poważny, niż ktokolwiek z was się spodziewał. Pacjentowi, którego opuściłeś, zaczęła lecieć piana z ust, a jego serce gwałtownie przyspieszyło tempa na kilka sekund, by zaraz równie gwałtownie spowolnić. Trzeci z pacjentów z kolei, dostał wstrząsu anafilaktycznego i targnęły nim ogromne drgawki. Było was tu za mało i potrzebowaliście wsparcia. Ogromnego wsparcia.
Max:
Rzuć literką. Spółgłoska oznacza, że posiłki przyszły na czas. Samogłoska niestety zostawia was samych z problemem i nim inny uzdrowiciel zdąży do was dotrzeć, najbardziej poszkodowany pacjent zapada w śpiączkę.
______________________
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Zaklęcie, które w tej chwili rzucał, nie było banalnie proste, wręcz przeciwnie. Wymagało od niego koncentracji, uwagi i świadomości tego, co zamierzał osiągnąć. Zatamowanie krwawienia było procesem skomplikowanym, wymagającym od niego doskonałej znajomości nie tylko czarów, ale również ludzkich organizmów, co na całe szczęście nie było mu obce. Nie mógł jednak się rozpraszać, a tutaj było aż trzech pacjentów, których los najwyraźniej postanowił pokarać. - Dasz radę? - rzucił pospiesznie do Garetha, koncentrując się dalej na zaklęciu, jakie rzucał, wiedząc, że ten wybrał kod czerwony, domyślając się, że właśnie rozpoczął się armagedon. Nie mógł jednak opuścić swojego pacjenta, kiedy zaklęcie nadal działało, a on musiał go monitorować i pilnować, żeby krwotok ustał, żeby nie wpłynął na ogólny stan mężczyzny. Sytuacja była tragiczna, ale na całe szczęście Max usłyszał pospieszne kroki, wydawało mu się, że niektórzy lądowali bezpośrednio w pomieszczeniu, zapewne natychmiast chcąc poznać ogólny stan. - Krwotok wewnętrzny - poinformował uzdrowiciela, który znalazł się najbliżej niego, rzucając pospieszne spojrzenie w stronę pozostałych pacjentów i zebranych, mając wrażenie, że właśnie znalazł się w piekle. Cała ta sytuacja była chujowa, była wkurwiająca, bo wiązała się z ludźmi, którzy mieli związek z Weiem, z jego stanem, z jego zachowaniem i Max mimowolnie miał ochotę drzeć mordę, ale był uzdrowicielem, a nie wariatem. Nie został nim dlatego, że nie miał wyjścia, tylko dlatego, że tego chciał i teraz, niezależnie od własnych żali i gniewu, nie mógł się poddawać. Wiedząc, że nie są z Garethem sami, skoncentrował się na swoim zadaniu, dzieląc się wiedzą z tymi, którzy mieli mu pomóc, objaśniając, co znajdowało się w kartach i jakie dotychczas zastosowano metody leczenia.
Czasami opieka nad jednym pacjentem była na tyle ciężka i zajmująca, że prawie nie było możliwości zwracać uwagę na cokolwiek innego. W przypadku trzech pacjentów w stanie praktycznie krytycznym, równy podział uwagi był wręcz niemożliwy. Was było tylko dwóch i w tak nagłej sytuacji rzucenie kodu czerwonego było najrozsądniejszym wyjściem. -Ogarnę. - Gareth rzucił tylko rzeczowo, modląc się w duchu, by koledzy jak najszybciej odpowiedzieli na wezwanie. W tym czasie starał się ustabilizować stan pacjenta, którego nagła arytmia mogła zagrażać życiu. Uzdrowiciel postanowił jednak, że nie stracicie dzisiaj żadnego życia. Mruczał zaklęcie za zaklęciem, kątem oka obserwując, jak sala zapełnia się coraz większą ilością uzdrowicieli. Odetchnął z ulgą w duchy, bo dokładnie teraz tego potrzebowaliście. Dwójka nowoprzybyłych zajęła się pacjentem z drgawkami, a po jednym z lekarzy dołączyło do Ciebie i Garetha, by pomóc opanować sytuację. Franc, który podszedł do Ciebie, z uwagą słuchał wszystkich informacji, rzucając zaklęcie monitorujące śledzionę, by było Ci łatwiej określić, jak wiele interwencji jeszcze potrzeba. Dodatkowo, po konsultacji, wydał polecenie pielęgniarzowi, który zaraz przyniósł kroplówkę, jaką po usunięciu krwotoku trzeba było zaaplikować. Sytuacja waszego pacjenta zdawała się być najlepszą. Krwotok ustawał, a funkcje życiowe ulegały stabilizacji. Gorzej było z jego kolegami, którzy musieli zostać przetransportowani na oddział intensywnej opieki medycznej, gdy tylko udało się uzdrowicielom doprowadzić ich do stanu, który by to umożliwiał. -Sprawdźcie dokładnie wszystkie organy, czy jeszcze żaden nie oberwał. Jak będzie stabilny dajcie mu trzy jednostki krwi. - Zawyrokował starszy stażem i funkcją kolega, który niedawno dołączył do was.
______________________
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max również był zdeterminowany, żeby działać. Wiedział, że jeśli zdoła zapanować nad krwotokiem, będzie mógł działać dalej, ale nie był w stanie rozerwać się i ruszyć z pomocą do kolejnego pacjenta. Czuł, że serce bardzo mocno waliło mu w piersi, po raz kolejny przypominając mu lęk, jaki czuło się, gdy myślało się o utracie człowieka, tym większy, że byli powiązani ze sprawą, jaka spędzała mu sen z powiek. Starał się jednak na tym nie skupiać, prowadząc pewnie zaklęcie, mając ochotę odetchnąć z ulgą, gdy pojawili się kolejni uzdrowiciele, a w sali zawrzało. Franc, który zaczął monitorować stan jego pacjenta, z całą pewnością bardzo tutaj pomógł, ustalając również, co należało zrobić później, a Max skinął głową, przyjmując oczywiście jego polecenia. Bo chociaż widział chwilowe polepszenie i stabilizację, nie oznaczało to, że wszystko było w porządku. W końcu krwotoków i zatorów mogło być mimo wszystko więcej, więc musiał użyć flumine sanguinis, sprawdzając dalej każdy kawałek ciała pacjenta, nie zamierzając pominąć najmniejszego nawet drobnego szczegółu. W końcu coś mogło umknąć, a zatory miały to do siebie, że robiły się czasami całkiem nieoczekiwanie. Wtedy było naprawdę trudno zadziałać. Dlatego też sprawdzał wszystko uważnie, ostatecznie dochodząc do wniosku, że dla pewności, zanim będą podawać kroplówkę i krew, warto zastosować również collection, by pobrać tkanki do diagnostyki. Najwyraźniej stabilny stan był bardzo chwiejny, co oznaczało, że musieli działać nie tylko wytrwale, ale również szybko, by w razie kolejnego kryzysu zareagować natychmiast. - Widzisz coś jeszcze? – zwrócił się do towarzysza, który z nim został, żeby mieć pewność, że niczego nie przegapili. Bo to byłaby tragedia, a Max mimo wszystko, mimo złości i niezadowolenia, zwyczajnie by sobie tego nie wybaczył, wiedząc, że jego złość nie mogła przekładać się na jego działania.
Utrata pacjenta nigdy nie była łatwa, bez względu na długość stażu w tym zawodzie. Niestety uzdrowiciele musieli liczyć się z taką możliwością, choć wyglądało na to, że ostatecznie dzisiejszego dnia uratujecie wszystkie trzy istnienia. Merlin raczył wiedzieć, co by się stało, gdyby posiłki nie dotarły na czas. Rzucone przez Ciebie zaklęcia nie pokazały chwilowo kolejnych problemów. Widać było jednak, że krew pacjentowi jest niesamowicie potrzebna, a przyniesiona przez pielęgniarza kroplówka miała wzmocnić jego organizm i zapobiec szokowi, którego mógłby dostać. Ze spraw obecnych zostało więc tylko nałożenie maści łagodzących na poparzenia i przejście przez wspomniane przez Franca procesy, choć do zakończenia całkowicie leczenia droga była jeszcze daleka. Niestety, nie zawsze można było od razu pomóc pacjentowi, a takie przypadki nie tylko pomagały się obyć z poważniejszymi problemami na polu zawodowym, ale też na pewno hartowały charakter i pozwalały dowiedzieć się czegoś o sobie samym.
______________________
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max odetchnął, gdy zdał sobie sprawę z tego, że pomimo złego stanu zdrowia, pomimo krwotoku, nad jakim zdołał zapanować, pacjent nie jest jeszcze w krytycznym stanie. Był słaby, a wykonane przez niego badania wskazywały na to, że potrzebował jeszcze wiele sił, jeszcze wiele wypoczynku, ale był chwilowo na dobrej drodze do ozdrowienia. Albo przynajmniej do stabilności, jaką niespodziewanie utracił. Na całe szczęście był jednak nadal z nimi, a to było coś, co uspokajało Maxa, co powodowało, że mógł oddychać. Krew, która krążyła w jego żyłach jak szalona, zwolniła, gdy faktycznie podawali odpowiednie leki, gdy pielęgniarz podpiął kroplówki, gdy to wszystko stawało się na chwilę przeszłością. Widział już człowieka pozbawionego niemalże całkiem skóry, przeżył zapaść człowieka, który naćpał się pyłem, ale nie miał okazji przeżyć nigdy wcześniej tego, co ich teraz spotkało. Było to niesamowicie stresujące, a jednocześnie pokazało mu, że coraz lepiej szło mu zachowywanie zimnej krwi, że coraz bardziej docierało do niego, że faktycznie był ostatnią osobą, jaka mogła i powinna spanikować. - Dobra robota, dziękuję - zwrócił się jeszcze do Garetha i pielęgniarza, któremu wydawali ostatnie polecenia, a on zapewniał, że będzie w dyżurce, gdyby tylko był potrzebny. Musiał jednak na chwilę usiąść, musiał zwyczajnie odetchnąć po tym, co się stało, wiedząc, że na końcu języka miał kolejne uwagi do Weia, pokazanie mu, że właśnie TAK kończyło się robienie czegoś bez głowy. Dotknął piersi, gdy poczuł w niej ból, ale nie wiedział, czy zabolała go blizna w kształcie kluczy, czy może jednak blizna po nożu, który pewnego pięknego dnia prawie pozbawił go życia.
z.t
______________________
Never love
a wild thing
Antosha Avgust
Wiek : 46
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
C. szczególne : mocny rosyjski akcent, niski głos; poważny, nieprzystępny i mało ekspresyjny
Życie, życie jest nowelą i przez krótki moment wszystko wskazywało na to, że w przypadku Antka wkrótce nadejdzie jej koniec, a ostatnim zdaniem tej opowieści będzie: "I zeżarły go trolle". Być może niejeden darzący go niechęcią za wycisk na lekcjach uczeń takiej właśnie śmierci z radością by mu życzył, dlatego nawet niespecjalnie by się zdziwił gdyby los rzeczywiście przygotował dla niego podobną atrakcję w ramach wymeldowania się ze świata. Stało się jednak inaczej, a wszystko za zasługą Huxleya, który dzięki niesamowitym umiejętnościom władania magią bez różdżki brawurowo uratował go ze szponów krwiożerczych trolli i przetransportował do szpitala, w którym Antek miał spędzić kolejne miesiące. Walka o jego życie była naprawdę dramatyczna, niczym finałowy odcinek serialoprzedstawienia Merlin's Anatomy, w którym uzdrowiciele dokonywali istnych cudów, ale tego akurat pacjent był nieświadomy, bo przez większość czasu pozostawał nieprzytomny. Kiedy wreszcie się ocknął, wszystko bolało go jak diabli i momentami odnosił wrażenie, że żadna z kończyn ani organów nie znajduje się na tym miejscu, na którym powinna; prowadzący jego przypadek magiczny lekarz zapewniał jednak, że dolegliwości wkrótce miną, a Antoszek dojdzie do siebie na tyle szybko, żeby zdążyć do Hogwartu na zakończenie roku. Nie żeby spieszyło mu się na ceremonię, prawdę mówiąc, to w nosie miał już całą tę szkołę i uczniów, ale wizja szybkiego wyjścia ze szpitala całkiem mu się podobała, dlatego leżał cierpliwie prawie bez ruchu, łykał potulnie wszystkie eliksiry i po prostu czekał, aż wszystko porządnie się zagoi, przynajmniej na tyle by uzdrowiciele wyrazili w końcu zgodę na odwiedziny, bo bardzo zależało mu na tym by osobiście podziękować Huxowi za ocalenie życia.
Antosha Avgust
Wiek : 46
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
C. szczególne : mocny rosyjski akcent, niski głos; poważny, nieprzystępny i mało ekspresyjny
Dni mijały, ale rany Antoszka nie goiły się tak jak powinny, wbrew zapewnieniom uzdrowicieli, którzy wcześniej zapewniali że wszystko idzie jak z płatka; tymczasem pacjent zamiast lepiej, czuł się gorzej, zamiast nabierać sił to je tracił, a zamiast liczyć na szybkie wyjście ze szpitala, powoli godził się z tym, że utknie tu na Merlin wie jak długo. Może nawet na zawsze, może po prostu jednak umrze, myślał dosyć katastroficznie podczas dłużących się niemiłosiernie godzin spędzonych bezczynnie w łóżku. Coraz częściej kręcili się przy nim coraz nowsi uzdrowiciele z bardzo nietęgimi minami i zmarszczonymi brwiami, konsultowali się półszeptem ze swoimi kolegami i w wielkim skupieniu wertowali pergaminy z wynikami badań, które jasno wskazywały tylko jedno: nie było dobrze. Doszło do zakażenia jakimś nikomu nieznanym czaropatogenem, wdała się infekcja, Antoszek zaczął gorączkować jak szalony i prawie nic nie pamiętał z kolejnych tygodni spędzonych w Mungu, a lekarze dwoili się i troili, żeby coś zaradzić i nie dopuścić do tego by (nieco już zapomniana, ale wciąż!) eks gwiazda sportowego świata wyzionęła ducha w ich szpitalu. W krótkich chwilach, podczas których odzyskiwał przytomność i uświadamiał sobie beznadziejną sytuację w której się znalazł, zajmował się głównie desperackim łapaniem oddechu, bo z jakiegoś powodu do objawów dołączyły okrutne duszności, a także dosyć posępnym myślom, przypominającym mu że w sumie to trochę to swoje życie zmarnował - ostatecznie przecież postawił wszystko na szalę spektakularnej kariery, po której teraz nie zostało mu już absolutnie nic poza kilkoma kurzącymi się w piwnicy pucharami. A przecież tak naprawdę zawsze chciał robić coś innego. Przecież, jak śpiewał Christoff Tailor, chciał być marynarzem, chciał mieć tatuaże, podróżować, zwiedzać świat, pięknie żyć, garściami życie brać. Ech. Powinienem był kupić łódź, pomyślał smętnie na koniec tych kontemplacji, a potem znów odpłynął w nicość.
Antosha Avgust
Wiek : 46
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
C. szczególne : mocny rosyjski akcent, niski głos; poważny, nieprzystępny i mało ekspresyjny
Po pięciu tygodniach spędzonych w szpitalu wreszcie udało się nie tylko ustabilizować stan Antka, ale i doprowadzić jego samopoczucie i zdrowie do na tyle stabilnego stanu, że wąsaty uzdrowiciel przekazał mu tego ranka radosną nowinę: wypisujemy pana do domu, proszę dużo odpoczywać i przyjmować pięć kilogramów przepisanych na recepcie leków. Było to nieco problematyczne zalecenie, bo przypomniało Antoszce, że właściwie to jego domem był Hogwart, który obecnie, z racji wakacji, pozostawał zamknięty. A on, taki sponiewierany, obolały i ledwo żywy z pewnością nie nadawał się do poszukiwania własnego lokum, dlatego wyglądało na to, że reszty rekonwalescencji dokona w jakimś Dziurawym Kotle czy innym luksusowym przybytku. Tak, jeśli rzeczywiście miał kupić łódź - a miał, bo podczas ostatnich dni, kiedy nie dręczyła go już ani gorączka, ani jakieś większe bóle, miał więcej czasu na refleksje na temat własnych wyborów życiowych i tego, co może zrobić żeby wykorzystać tą daną mu od losu szansę - to nie był moment na szastanie galeonami i rozbijanie się po hotelach. Wystarczy mu kawałek podłogi i tapczan, na którym będzie mógł leżeć i spijać te wszystkie lecznicze eliksiry tak jak pan uzdrowiciel przykazał. Tego dnia padał rzęsisty deszcz, a niebo było zasnute ciemnymi chmurami, w głowie Antka jednak świeciło słońce. Wychodził ze szpitala może i zmęczony, może nie tak dziarski i stanowiący okaz zdrowia jak wcześniej, ale żywy, a w dodatku żywiący nadzieję na to, że w końcu zacznie żyć naprawdę, a nie tylko egzystować.
|zt dziękuję bardzo koniec moich wątków szpitalnych