Strumień spływa powoli po kamieniach, którymi wyłożone jest dno. Nie jest zbyt długi, jednak przyjemny szum wody sprawia, że mieszkańcy bardzo lubią przychodzić w to miejsce i spędzać tu długie godziny na odpoczynku. Jeżeli bardzo dokładnie rozejrzeć się po okolicy, da się odnaleźć kilka rodzajów specyficznych ziół i roślin. Najbardziej wyjątkowa, głównie przez swoją niedostępność w innych miejscach, jest języcznik migocący. Rozpoznają je tylko wprawieni w zielarstwie, gdyż niewiele różnią się od zwyczajnych paproci. Wprawna obserwacja pozwala zauważyć delikatny pyłek, unoszący się bardzo powoli spiralami - jest tak subtelny, że trzeba na nim bardzo skupić wzrok, aby dostrzec choćby lekkie migotanie. Spomiędzy kamieni, unosząc się nieznacznie nad powierzchnię wody, wyrastają żabieńce strumykowe. Te miniaturowe roślinki ciężko znaleźć gdzie indziej. Podobnie jest zresztą płomiennicę drzewną, wyrastającą na drzewach bliskich strumieniowi. Prawdopodobnie to woda ma jakieś specyficzne właściwości. Kiedy ma się trochę szczęścia i ochotę na wejście do strumienia, między śliskimi głazami da się znaleźć kruszyny kamieni szlachetnych. Można je spokojnie wymienić na galeony.
Rzuć trzema kostkami, aby sprawdzić, czy udaje ci się znaleźć kamienie.
► Pierwsza kostka definiuje, czy udaje ci się coś znaleźć: 1, 5 - Udaje ci się znaleźć kamień; 2, 3, 4, 6 - Nie udaje ci się znaleźć kamienia.
► Druga kostka - jeśli pierwsza zakłada, że coś znalazłeś, wskazuje, jaki to kamień: 1 - Ametyst 2 - Rubin 3 - Szafir 4 - Szmaragd 5 - Kwarc różowy 6 - Onyks
► Trzecia kostka określa, w jakim jest stanie oraz na ile galeonów możesz go wymienić: 1 - Marne okruchy - nie dostaniesz za nie nic 2 - Drobne cząstki - niezbyt dużo warty - 10 galeonów 3 - Pomniejsze kawałki - 30 galeonów 4 - Jeden, większy kawałek - 70 galeonów 5 - Bardzo brudny spory kawałek - 120 galeonów 6 - Cały kamień - może lepiej go zachowaj? Dostaniesz za niego 250 galeonów!
Kamieni możesz szukać raz w miesiącu! Z racji tego, że miejsce znajduje się w Dolinie Godryka szukać kamieni mogą wyłącznie studenci i dorośli!
Larkin uśmiechnął się kącikiem ust, gdy tylko usłyszał jej słowa, proste stwierdzenie o spokojnym i bezpiecznym miejscu, w którym nikt nie przeszkadzałby im w nauce. Nie był pewny, czy wiązało się to ze sprowadzeniem bogina, ale znał tylko jedno miejsce, które wpisywało się w wymagania stawiane przez rudowłosą, choć powiedzenie tego na głos brzmiało już jak dziwna propozycja. - Właściwie to jedynie rezydencja Swansea, mój pokój pasuje do tego opisu. Ostatecznie póki co poza domem grasują dementorzy, więc bezpiecznie nie jest a w większości knajp ktoś zdecydowanie mógłby nam przeszkodzić. Zawsze możemy też poszukać miejsca na wakacjach, jeśli jedziesz z resztą zamku – odpowiedział, spoglądając wprost na nią, żeby przypadkiem nie uznała, że coś planuje, albo szuka dziwnych sposobów na ściągnięcie jej do siebie. Przez znajomość z pewną Krukonką miewał chwilę, gdy zwracał większą uwagę na to, co próbuje powiedzieć, aby zostać właściwie zrozumianym. - Więcej niż powinienem. Za każdym razem, gdy byłem u dziadka. Można powiedzieć, że częściowo wychowałem się tam - przyznał, uśmiechając się kącikiem ust, nie wspominając o tym, że przestał jeździć, gdy dziadek zmarł. Zaraz też pokręcił głową na wpół rozbawiony, na wpół zdziwiony podejściem Irvette do kamieni ze strumienia. On także pochodził z całkiem bogatego rodu, ale coraz częściej przekonywał się, że woli zacząć odkładać coś dla siebie, mieć własne galeony, a to, co odziedziczy, wykorzysta kiedyś. Jednak nie każdy musiał spoglądać w ten sam sposób na rodzinną fortunę. - Nigdy nie zaszkodzi dodatkowe kieszonkowe - stwierdził jedynie, wzruszając lekko ramionami. - Wygląda na to, że jest już bezpiecznie i można wracać do siebie. Jesteśmy umówieni na wspólną naukę. Ja będę myśleć o wspomnieniach, a ty zastanów się co z transmutacji sprawia ci problem I będziemy mogli nad tym pracować - upewnił się, gotów do teleportacji, gdy tylko dziewczyna wyrazi także chęć powrotu do domu i wszystko będą mieć ustalone.
+
______________________
ti dedico il silenzio
tanto non comprendi le parole
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Szczerze zainteresowała się propozycją Larkina. Może nie znali się najlepiej, a praktycznie wcale, ale rodzina Swansea była niezwykle wpływowa, a do tego znali się na sztuce jak nikt inny i Irvette liczyła, że może się czegoś od nich nauczy jeśli będzie miała okazję przekroczyć próg ich rezydencji. -Rezydencja brzmi idealnie. Tak samo jak wakacje. Pytanie tylko, czy tam znajdziemy odpowiednie miejsce. - Choć nie nalegała jej ton głosu i postawa jasno wskazywały na opcję, którą wolałaby wybrać. Ostatecznie decyzja należała jednak do gospodarza, a ona nie miała zamiaru się nikomu narzucać. -Nie odpuszczę szkolnych wakacji. Ferie zrobiły na mnie ogromne wrażenie i mam nadzieję, że lato dorówna zimie. - Przyznała, bo Malediwy były odpoczynkiem, którego potrzebowała. Miała szczerą nadzieję, że i tym razem szkolna organizacja jej nie zawiedzie. Co prawda planowała na chwilę wyskoczyć do domu we Francji i sprawdzić jak sprawy mają się w cieplarniach, ale trochę wakacji też brzmiało jak bardzo dobry plan. -Dorastanie wśród zwierząt to zawsze dobry pomysł. Czasem może wydaje nam się, że rodzina przesadza, ale często później okazuje się, że ich akcje wychodzą nam na dobre. - Mówiła z własnego doświadczenia oczywiście, choć u niej bywało w wielu przypadkach na odwrót. Po czasie dopiero zrozumiała, że metody jej ojca wcale nie były tak święte i dobre za jakie je miała i choć doceniała umiejętności, jakie z tego wyniosła, to jednak pewne sytuacje nie powinny mieć miejsca i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. -A od tego mam akurat pracę. Poleganie na rodzinnym skarbcu jest wygodne, ale nie dla mnie. Wolę sama zarządzać swoim majątkiem i mieć pewność, że jest dobrze ulokowany. - Wyklarowała nieco swoje podejście do pieniędzy. Chociaż często wybierała galeony z rodzinnego konta, to jednak sama pracowała na swoją przyszłość i liczyła na to, że jej wysiłki nie pójdą w przyszłości na marne. -Oczywiście. Możesz mieć pewność, że się przygotuję. - Zapewniła. -W takim razie do zobaczenia. Mam nadzieję, że reszta dnia minie Ci bezpieczniej. - Pożegnała się z uśmiechem i wraz ze swoją psiną udała się do miasteczka na filiżankę dobrego cappucino.
//zt x2
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Praca, pracą, ale możliwość sprawdzenia, czy słynny Strumień z Doliny Godryka i jego obdarzy błyszczącym kamieniem. Bywały dni, gdy zastanawiał się, czy skoro ich ojciec jest autorem, czy nie powinni być bardziej majętni, ale ostatecznie porzucał te rozmyślania, decydując się na zmianę apteki na taką, w której zarobi więcej. Powoli, krok po kroku chciał sięgać po więcej, jednocześnie licząc na to, że zdoła wykorzystać w pełni możliwości, jakie dawała mu szkoła z nauką eliksirów i ćwiczeniami zaklęć. Spacerował pochłonięty swoimi myślami wzdłuż strumienia, aż zdecydował się wejść w niego. Zdjął buty, które pomniejszył na tyle, żeby schować je do kieszeni i wszedł do lodowatej wody, czerpiąc chwilę oddechu od panującego gorąca. Szczęśliwie w lesie było i tak chłodniej, a jednak dla niego jakby duszniej. Brodzenie w lodowatej wodzie strumienia przynosiło ulgę, wywołując cień uśmiechu na twarzy Norwooda. Chłopak szedł przed siebie, przekonany, że tak naprawdę nic nie znajdzie, ale przynajmniej wróci wypoczęty ze swojej wycieczki, gdy dostrzegł błysk w wodzie. Wbił spojrzenie w stale błyszczący punkt, powoli zbliżając się do niego. Niespiesznie, ostrożnie, pamiętając o nie tak dawnych atakach kelpie, czy langustników. Teoretycznie księżyc wrócił na swoje miejsce, ale przezorność jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Szczęśliwie w jego przypadku okazało się, że błyszczącym punktem był rzeczywiście drogocenny, choć niewielki kamyk. Podejrzewał, że niewiele za niego dostanie, ale biorąc pod uwagę wakacje w Avalonie i słynny już las błogosławionych, było dobrze mieć kilka galeonów więcej. Schował więc kamyk do kieszeni i skierował się w stronę centrum Doliny, zamierzając spieniężyć kamień w najbliższym miejscu.
/zt.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Carly nie miała zbyt wiele szczęścia na wakacjach i wyglądało na to, że powinna na siebie o wiele bardziej uważać. We wszystkim, co robiła, skoro udało jej się uszkodzić rękę, skoro zdołała doprowadzić się do stanu, który z całą pewnością nikomu się nie spodoba. Nie mogła jednak odmówić, kiedy nieoczekiwanie babcia poprosiła ją o pomoc, bo zbliżało się jakieś wielkie spotkanie w ich kawiarni, spotkanie z pisarzem, dziennikarzem, czy kimś tam, sama nie wiedziała, a nie dopytywała. Bała się nieco, że doprowadzi do jakiejś kolejnej katastrofy, której nie dałoby się tak łatwo ominąć, ale skoro już postanowiła, że pomoże, skoro już to obiecała, to słowa łamać nie zamierzała, tym bardziej że dotyczyło to jej ukochanej, cudownej babci! Dlatego też wróciła do Doliny, żeby faktycznie skoncentrować się na przygotowaniach wszystkiego, co było potrzebne, dając się ostatecznie wyciągnąć na spacer i opowiadając jakieś głupie historyjki o tym, że ta ręka to całkowity przypadek. Nie zamierzała przyznawać się nikomu do tego, co zrobili z Jamiem, nie sądziła również, żeby jej brat pałał chęcią dzielenia się z rodziną informacją, że grzebali w czyichś grobach, toteż zostawiła dla siebie informację na temat prawdziwego powodu jej obecnego stanu. Dała się zaciągnąć aż nad strumień, nad którym usiadły, żeby porozmawiać, jednocześnie przerzucając kamyki i Carly nie była do końca pewna, w którym właściwie momencie znalazła coś zdecydowanie bardziej cennego. Poczytywała to jednak jako rekompensatę za te wszystkie okropności, jakich doświadczyła w ostatnim czasie. Odpowiadało jej to, bo w końcu dobrze było być bogatym, czy coś! Będzie miała za co kupić składniki eliksirów albo jeszcze więcej produktów, z których będzie mogła zrobić ciastka. Albo zachować pieniądze, by kiedyś kupić swój wymarzony dom i założyć własną firmę, o!
z.t
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Nigdy nie miała faktycznej potrzeby, żeby szukać kamieni w słynnym strumieniu w Dolinie Godryka, mimo że miała do niego przecież tak niedaleko. Rodzina Swansea nie należała do biednych, nigdy nie brakowało jej pieniędzy, a na własne potrzeby zarabiała modelingiem, uniezależniając się przy tym od rodziców. Przyszedł jednak moment, kiedy miała po prostu ochotę sprawdzić, czy to rzeczywiście takie łatwe. Nie musiała pieniężyć ewentualnego znaleziska, mogła na przykład dać go Larkinowi, by ten wykonał z niego jakąś ładną biżuterię. Przywiodła ją tu więc ciekawość, a zastało – rozczarowanie. Bo choć spędziła przy rzece dobrą godzinę, naprawdę starając się coś znaleźć, to ostatecznie wróciła do domu z pustymi rękoma. Dobrze, że przynajmniej langustniki nie były już takim problemem.
{ z t. }
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
W drodze powrotnej z Avalonu zahaczyła o Dolinę Godryka, gdzie miała do ogarnięcia parę domowych spraw. Przede wszystkim musiała zrobić pranie i pomrozić pudełka z jedzeniem, żeby się nie zepsuły, bo ostatnio była gościem we własnych prograch. Przy okazji posprzatała, bo odkąd zaczęły się wakacje, niemal wcale nie przejmowała się kurzami, co było do niej niepodobne i spowodowane brakiem czasu. Teraz mogła to nadrobić. Kiedy już wszystko błyszczało i zostało ogarnięte na tip-top, postanowiła wybrać się na długi spacer i po raz kolejny spróbować szczęścia. Tym razem, tak dla odmiany, nie zapuszczała się jakoś daleko, tylko przycupnęła w miejscu nieopodal własnego domu. Z kubkiem zimnej lemoniady w dłoni drobiła kroczki w wodzie i wypatrywała jakiegoś znajomego błysku. Długo nie musiała szukać, bo pod powierzchnią wody zamigotało coś zielonego. Krukonka delikatnie zanurzyła dłoń, ujęła kamyczek w palce i wyciągnęła ze strumienia niewielki szmaragd, który wzbogaci zawartość jej skrytki w Banku Gringotta.
/zt
Archie N. Darling
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : Bardzo jasne oczy, kolczyk w języku, dużo biżuterii, kokosowy zapach, irlandzki akcent, dźwięczny głos
Mogę przyznać z czystym sumieniem, że strumień w Dolinie Godryka to jedno z moich ulubionych miejsc na świecie - jakimś cudem, pomimo bycia tak cennym i magicznym, wcale nie jest przepełniony turystami z naręczami sieci i innymi cudami do wyszukiwania skarbów. Sierpień jest przyjemnie gorący, chociaż dobiega już końca, a ja z chęcią przechadzam się brzegiem strumienia, przez jakiś czas nawet nie patrząc w stronę wody. Dopiero kiedy przypadkiem kątem oka wyłapuję jakiś błysk, to faktycznie się zatrzymuję i ostrożnie różdżką zaczynam wygrzebywać podejrzany kamień z mułu. Wyjątkowo nie jestem pewny, czy trafiło mi się coś cennego, bowiem kamień jest czarny i strasznie brudny - decyduję jednak, że i tak wybiorę się do jubilera, bo pewnie jest przyzwyczajony również do takich pomyłek. Mam jednak cichą nadzieję, że i tym razem udało mi się zdobyć wartościową przepowiednię szczęścia!
Jakiś czas temu postanowiła sobie, że odwiedzi Dolinę Godryka. Trochę dni minęło, ponieważ nie mogła znaleźć żadnej wolnej chwili. Albo ciągle przebywała w urzędzie przy pracy, albo biegała od domu do apteki po nowe lekarstwa dla swojej chorej przyjaciółki. Dopiero we wrześniu udało się Ariadne wyrwać, żeby pójść na długi, relaksujący spacer. Nie miała pojęcia ani dokąd idzie, ani czy cokolwiek znajdzie. Chciała tylko skorzystać z ostatnich dni dobrej pogody oraz pozwiedzać okolicę. Dolina okazała się piękna, aczkolwiek na pierwszy rzut oka zwyczajna. Dziewczyna zatrzymała się przy sporym strumieniu, którego szum łagodnie gładził uszy. Nie podejrzewała, że może być czymkolwiek więcej niż płynącą wodą wśród skał. A jednak, dostrzegła jakiś tajemniczy błysk na brzegu. Czyżby coś tu wpadło? Ariadne podeszła z ciekawości. Z bliska widać było, że to coś czerwonego. Przyklękła i po kilku minutach wydłubała najprawdziwszy kawałek rubinu. Nigdy nie widziała czegoś tak drogiego i eleganckiego na własne oczy. Przez moment miała ochotę zachować rubin, ale co by z nim zrobiła? Nawet nie miałaby gdzie go postawić, żeby się komuś pochwalić. Stwierdziła, że zabierze go do jubilera i wyceni. Opuściła Dolinę zaskoczona tym, jakiego musiała mieć farta.
/zt
Shawn A. McKellen II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
Wróciwszy do Anglii, nie mogłem powstrzymać się od spaceru w dolinie Godryka, do miejsca, w którym obłupiłem się na tyle, żeby móc rzec, że jest w tej przestrzeni coś magicznego, niezrozumiałego i niewidzialnego na pierwszy rzut oka. - Idziemy – zagadałem do Nymerii, mojej nowej, wiernej towarzyszki i schyliłem się wyciągając rękę, by ta mogła po niej wpełznąć na mój bark. - Gdzie tym razem? Na kolejny spacer, który skończy się tak jak zwykle? W sypialni jakiejś pięknej niewiasty wielce zainteresowaną sztuką, a przede wszystkim aktem? – Zagadnęła do mnie moja wężowa przyjaciółka, na słowa której nie potrafiłem ukryć uśmiechu. Nie było mnie długo w Hogwarcie ze względów czysto zawodowych – korzystałem z nabytych kontaktów i podróżowałem po świecie w pogoni za wystawami słynnych malarzy, by podejrzeć pracę największych nazwisk magicznego teatru oraz spędzić zwyczajnie czas w tym środowisku – pełnym artyzmu, nuty szaleństwa i zdecydowanie ZA dużej kropli alkoholu. Po odwyku moje życie wyglądało zupełnie inaczej, potrafiłem się uśmiechać, czerpałem zdecydowanie większą przyjemność z życia. Skończyła się pogoń za niewidzialnym przeciwnikiem oraz za bratem, który porzucił studia i przeprowadził się do Ameryki, by tam je kontynuować w innej placówki. Dopiero jego brak uświadomił mnie jak toksyczna to była relacja i jak wyniszczała mnie i moją siostrę, zapewne jego również. Siostra wciąż się tu i ówdzie pląsała, lecz podobnie jak mój brat, raczej nie czuła się dobrze w Hogwarcie, który już zresztą skończyła, kiedy mnie nie było. Odetchnąłem świeżym powietrzem rozkoszując się widokiem leniwie płynącego strumyka. Podszedłem bliżej i kucnąłem, dając Nymerii zejść na ziemie, by mogła równie bardzo czerpać rozrywkę z tego miejsca. Nim się obróciłem, w zasięgu mojego wzroku ujrzałem mały kamyczek, a intuicja podyktowana dawnymi wspomnieniami z tym miejscem podpowiadała mi, żeby zainteresować się tym bardziej. Chwyciłem kruszec, lekko wzdrygając się na skutek kontaktu z lodowatą wodą i schowałem go do kieszeni, ponownie wstając do pionu. Normalnie zapaliłbym papierosa, przyznam nawet mnie korciło, by to zrobić, lecz powstrzymałem tą trującą moje płuca żądzę. Rzuciłem nikotynę dwa miesiące temu i póki co trzymałem się dobrze i chciałem to utrzymać jak najdłużej. Sam nie wierzyłem, bym całkowicie pozbawił się papierosów – dawały mi za dużo satysfakcji, był to jednak mój własny test sprawdzający moją wolę i upór. Zamiast papierosa, włożyłem do ust cukierka i poszedłem dalej spacerować, zgodnie z trasą, jaką wytoczyła Nymeria.
| zt
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Powrót do Anglii wiązał się nie tylko z rozpoczęciem szkoły, ale i ciężką pracą u Fairwynów, a tym samym wiecznym kursowaniem między Hogsmeade a Doliną Godryka. Dzisiaj co prawda była tylko na parę godzin, w trakcie których szybko pomogła temu staremu prykowi z naprawą różdżki, a także wypełniała przeróżne formalności i zaktualizowała grafik, ale to nie zmieniało faktu, że była umęczona jak nigdy. Więc zamiast wrócić od razu do mieszkania, aby dopiąć imprezkę na ostatni guzik, postanowiła się przespacerować, szczerze licząc na to, że piękne widoczki pozwolą jej na chwilę odsapnąć, a może i wpaść na jakiś genialny pomysł, który uświetniłby jej party. Uwielbiała strumień, a jeszcze bardziej lubiła fakt, że można się w nim było obłowić prawie że jak na loterii w proroku, dlatego elegancko przeczesywała wzrokiem brzeg w poszukiwaniu drogocennych odłamków. Na swoją nagrodę nie musiała czekać zbyt długo - wyłowiła z mułu kamień, oczyściła go zaklęciem i schowała do kieszeni, stwierdzając z zadowoleniem, że to dobry znak i być może ten rok szkolny będzie udany.
/zt
______________________
The author of this message was banned from the forum - See the message
Miyuki Sanada
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : Lawendowe perfumy, srebrny naszyjnik z krzyżykiem, słyszalny obcy akcent.
Pierwszy tydzień września Kostki: 6,6,2 - nic nie znajduje
Posłyszałam o tym miejscu od jednego ze starszych uczniów. Strumień, przy którym można czasami znaleźć kamienie szlachetne, brzmiał doprawdy ciekawie. Wybrałam się tutaj nie w celach zarobkowych, a typowo rekreacyjnych. Możliwość powiększenia objętości mojego portfela jakoś nigdy do mnie nie przemawiała. Wolałam otrzymać pieniądze za swoją pracę, niż znaleźć je dosłownie leżące na ziemi. W chwili obecnej, bardziej zależało mi na znalezieniu pomysłu do rysowania. Wiecie, płynący sobie strumyk pośród drzew, mieniący się różnymi kolorami. Co prawda mogłam to sobie wyobrazić i zaoszczędzić zachodu wycieczki tam i z powrotem. Dodatkowo kosztu zakupu proszku fiuu i znalezienia odpowiedniego miejsca, w którym dozwolony był transport. Skoro jednak już byłam w Wielkiej Brytanii, to...dlaczego nie? Wylądowałam cała zakurzona w miasteczku. Doprowadzenie się do porządku zajęło mi chwilę, a znalezienie i dotarcie do strumienia jeszcze dłuższą. Zrobiłam sobie przy nim krótką przerwę, akurat na krótki rekonesans otoczenia. Musiałam przyznać, było tu urokliwie, do tego cicho i względnie bezpiecznie. Przystawiłam rękę do policzka, zastanawiając się, czy następnym razem nie przyjść tutaj z kimś i zrobić piknik. Akurat na wyłapanie ostatnich promieni słońca przed jesienią. Posiedziałam jeszcze chwilę na kamieniu, tworząc szybki szkic, po czym wróciłam do zamku, po drodze zerkając na miasteczko.
z/t
Payton Kingston III
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.83
C. szczególne : no więc odstające uszy i mina księcia, a także okulary na nosie dla lansu w sensie, żeby mądrzej wyglądać, zawsze pachnie inaczej bo kocha olejki, perfumy i takie rzeczy
Musiał przyznać, że jedyne wartościowe miejsce tej doliny był rzekomy strumień dający bogactwo. Coś jak loteria u mugoli tylko z tą różnicą, że należało się zamoczyć w wodzie i sięgnąć po bogactwo. Idąc brzegiem, wypatrywał kamieni, właściwie kompletnie się na tym nie znał, ale podobno jakiś ciapak z Huffelpuffu się nieźle obłowił; wystarczyło znaleźć w miarę dobry okaz. Payton spróbował swojego szczęścia w sierpniu, ale nic nie znalazł, a jednak nie poddawał się jak nie ten miesiąc to kolejny. Ciężko było przejść obok bogactwa leżącego gdzieś na ziemi. Mugole takich strumieni nie mieli, w sumie może i mieli, ale tam, gdzie mieszkał, nie trafił na żadną wodę ze złota, kopalnie z diamentami, a tym bardziej strumienia, w którym można było wypatrzyć kamienie. Pomyśleć, że ludzie płacą za coś, co leży na ziemi lub w ziemi. Zastanawiał się nad tymi i różnymi rzeczami, głównie jego myśli dotyczyły tego, co by zrobił z kupą forsy. Zawsze wyobrażał sobie jakieś luksusy, podróże, apartamenty i masa nowych prezentów, ciuchów, kadzidełek czego dusza zapragnie. Cieszył się jak małe dziecko, mało brakowało, aby skakał, jak siedmiolatka nucąc piosenkę o Teletubisiach. Westchnął głośno, stając i wpatrując się w płynącą całkiem czystą ciecz, w której nagle zaczęło coś błyszczeć. Wpadł do tego strumienia, jak szaleniec nie przejmując się tym, że zmoczy sobie buty, spodnie, koszule — walić to! Dopadł błyszczącego kamienia niczym sroka. Nie miał pojęcia, że cały, niebieski kamień to szafir. No, ale był CAŁY! Żadne zjebane okruchy. Wyszedł z wody jak dziewczynka ze studni z jakiegoś mugolskiego horroru, ale nie pamiętał nazwy, kiedyś oglądał, ale nie wiedział, jak to się skończyło, bo matka wcześniej wróciła z pracy i wyłączyła mu. Może i dobrze jako dziesięciolatek nie powinien oglądać takich rzeczy. Rzucił na siebie zaklęcie silverto i ruszył suchutki do jubilera na wycenę znalezionego przez siebie okazu.
| zt
Mirta I. Lucero-Fernández
Wiek : 37
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 224 cm
C. szczególne : proteza lewego przedramienia, wysoka, zbudowana
Wiadomości docierały do niej błyskawicznie, gdy siedziała w bibliotece, mogąc tym samym dowiedzieć się trochę więcej na temat Wielkiej Brytanii. Uwagę przykuły ją plotki o domniemanych kamieniach, które mogą przynieść fortunę, ale gdzie konkretnie - tego nie wiedziała. Raz po raz jakiś student mówił o wspólnym pójściu nad strumień, dzieciaki natomiast narzekały na to, że nie mogą wychodzić poza Hogwart i Hogsmeade, aby zarobić trochę do własnej kieszeni. Jedno było pewne w takim przypadku: Mirta nie zamierzała siedzieć bezczynnie i czekać, aż los się do niej uśmiechnie. Zamierzała pochwycić samej los we własne dłonie, w związku z czym udała się w malowniczą podróż po Wielkiej Brytanii, wzywając pierwszy raz w życiu Błędnego Rycerza, tuż po wyjściu za mury Hogwartu. I, musiała przyznać, długo nie czekała. Weszła ostrożnie, nie chcąc niczego uszkodzić, a następnie zajęła wolne miejsce, mając nadzieję na to, iż raczej nie wyjdą z tego żadne większe kłopoty. Podróż też nie trwała długo, bo nim się obejrzała, a szanowny pan kierowca zawiózł ją wraz z innymi osobami do Doliny Godryka, prawdopodobnie mieszkańcami. Wyszła pierwsza, nie chcąc zajmować za dużo miejsca, a następnie rozejrzała się dookoła i ruszyła w stronę, której niestety nie znała. Pierwszą najważniejszą rzeczą, jaką poczyniła, było zapytanie się kogoś z pierwszego lepszego sklepu - różdżkowego, jak dobrze wyczytała ze szyldu - czy wie, gdzie może znaleźć miejsce, okoliczny "słynny" strumień. Dostała odpowiedź, ale nie wiedziała, czy jest ona słuszna, a poza tym wystarczyła chwila, ażeby przetestować własną pamięć. Ruszyła wydeptaną ścieżką. Nie rezerwat Shercliffe'ów, a jakieś okoliczne tereny. Podobno nie powinna tego ominąć, a na pewno nie na pierwszy rzut oka, dlatego, zgodnie z intuicją, szła przed siebie, dalej. Przynajmniej kroki miała długie, a więc i czas potrzebny na pokonanie konkretnego dystansu relatywnie się zmniejszał. Początkowo nie mogła odnaleźć miejsca, które skrywa w sobie różnorakie kamienie szlachetne. Posługując się zaklęciem, które na krótki moment odebrało jej możliwość sterowania ciałem, a zamiast tego przekierowało oczy w hologram ptaka, dopiero wtedy mogła zlokalizować miejsce. Co więcej! Widziała tam grupki studentów i starszych osób, które najwidoczniej także próbowały się obłowić, w związku z czym droga zdecydowanie się rozjaśniła i stała bardziej klarowna; nie była daleko od celu. Ale, gdy przyszła na miejsce i zaczęła na spokojnie szukać w strumieniu cokolwiek, co mogłoby się przydać, niestety nie miała tyle szczęścia. Nie wiedziała, ile minut spędziła, chcąc odnaleźć coś więcej od zwykłych kamieni, co nie zmienia faktu, iż ostatecznie ani nie pomagały w tym refleksy wody, ani nie pomagało schylanie się, ani nikt z niebios się do niej nie uśmiechnął szczerze. Buty zdjęła przed wejściem do wody, nie chcąc narażać się na potencjalne straty, więc ostatecznie nie narzekała na to, z czym wyszła, ale liczyła, że nawet jakiś drobny okruch trafi w jej ręce bez mniejszych skrupułów. Najwidoczniej nie było jej to dane, a może i nawet powinna wybrać nieco dalszą lokację do przeszukiwań - dzień nie trwa jednak wiecznie. Przynajmniej dowiedziała się na temat Doliny czegoś całkowicie nowego. I ekscytującego.
Całkiem miło było być w domu. Zdecydowanie, całkiem miło, zwłaszcza że wydarzyło się tak wiele, że Carly momentami miała wrażenie, że nie pamiętała nawet, jak się nazywała. To było nieco szalone uczucie, a ponieważ wiele rzeczy ostatnio ją gniewało, czego nie była w stanie pojąć, po spotkaniu z dziadkami wybrała się na spacer w okolice strumienia. Ostatnio udało jej się tutaj znaleźć całkiem gustowny kamień, który pomógł w jej kryzysowym stanie, nic zatem dziwnego, że teraz również kręciła się w okolicach wody, bacznie się rozglądając. Pogoda co prawda była kiepska i mało zachęcająca do czegokolwiek, ale z drugiej strony Carly wiedziała, że siedząc w zamku albo w domu, nie zrobi nic właściwego, nic produktywnego, czy coś tam. Zatrzymała się, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że coś w strumieniu zdaje się jej jakby lekko błyszczeć. Podniosła kamień, obracając go w palcach, starając się zrozumieć, co właściwie ma przed sobą, a później zmarszczyła lekko nos, dochodząc do wniosku, że chyba los znowu postanowił ją czymś obdarować. Nie znała się na tym jakoś rewelacyjnie, ale uznała, że może go ze sobą zabrać i przekonać się, czy miała faktycznie rację. W końcu potrafiła robić z siebie w sposób iście wybitny słodką idiotkę, więc wychodziła z założenia, że tym razem również coś podobnego jej się powiedzie. Nie zamierzała również z tego powodu płakać, w końcu sama kreowała taki, a nie inny wizerunek. Tak więc zawinęła kamień, by wkrótce przekonać się, że ten był naprawdę cenny.
z.t
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Archie N. Darling
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : Bardzo jasne oczy, kolczyk w języku, dużo biżuterii, kokosowy zapach, irlandzki akcent, dźwięczny głos
Strumień w Dolinie Godryka zdaje się przynosić mi tyle szczęścia, że odwiedzanie go uznaję za pewnego rodzaju tradycję - chcę pokazać się tutaj chociaż raz w miesiącu, by zobaczyć jak długo uda mi się pociągnąć tę dobrą passę. I chociaż normalnie wcale nie mam tutaj szczególnie po drodze, to teraz sytuacja wygląda nieco inaczej, oczywiście ze względu na świnksa, którego zostawiłem w klinice Findabairów na leczenie. Odwiedzam go codziennie, podczas gdy jego poparzenia są leczone. Mój początkowy niepokój o oderwanie go od rodziny dawno został już zażegnany, bowiem maluch okazał się być tragicznie zaniedbany i niedożywiony - prawdopodobnie sam nie przetrwałby nawet gdyby nie znalazł się w okolicy pożaru. Podczas spaceru nad strumieniem zastanawiam się co zrobić. Wiem, że potrzebuję jakiejś pomocy, w końcu nagle mam na głowie elfa i świnksa, a przecież obiecałem już Ruby, że nie zostawię jej samej z wielkiórką na głowie, bo ta wydaje się psotna i przywiązana zarówno do niej, jak i do mnie. Chcę się móc poświęcić mocniej nauce w Hogwarcie, zwłaszcza skoro dostałem odznakę prefekta... ale potrzebuję odrobiny czasu tylko dla siebie, by nie zniknąć tak, jak spadająca gwiazdka, której błysk musi się wyczerpać. Chcę dalej pracować nad moją muzyką, więc nie mogę sam prowadzić dziwnie szybko rozrastającego się zwierzyńca. Ledwo podejmuję decyzję o poważnej rozmowie z Ruby, gdy dostrzegam jakiś błysk między kamieniami, które osadziły się na brzegu strumienia. Wyciągam przy pomocy różdżki jasny, różowawy kamień pokaźnej wielkości i z poczuciem, że to dobra wróżba, teleportuję się z Doliny Godryka.
Przybycie do Wielkiej Brytanii to także okazja do tego, aby poznać tereny swoich przodków. W końcu twój ojciec mówił, że pierwsi Honeyghanowie właśnie pochodzili z ziem na których obecnie jesteś. Nic dziwnego, że chciałaś chociaż trochę odwiedzić miejsc, które przypomną Ci wspomnienia ojca, któremu opowiadał dawniej pradziadek o strumieniach i innych lasach na brytyjskich ziemiach. Stawiałaś kroki swobodnie, dając swoim uszom zatopić się w dźwięku płynącego strumienia, który odwiedziłaś w Dolinie Godryka - magicznej osadzie, gdzie kiedyś - hen hen dawno - czarodziej, a raczej Chłopiec, Który Przeżył - położył na jakiś czas kres bytu Lorda Voldemorta. Po dłuższej chwili swojej wędrówki twoje nogi same mówiły o tym, aby przystanąć chociaż na trochę w miejscu i odpocząć, popodziwiać. Ale cóż to? Czyż gdzieś tam w oddali nie zauważyłaś błysku, który skusił tak bardzo twoją uwagę, że postanowiłaś zaraz do niego podejść i znaleźć odpowiedź co tak zwabiło twoje zainteresowanie. Spory kawałek kwarcu różowego sprawił, że musiałaś wziąć go ze sobą - przecież nie należał do nikogo innego niż samej pani natury. W myślach postanowiłaś jednak, że jeśli jest to możliwe - możesz na nim zarobić. I tak też zrobiłaś, bo przecież nie jesteś jubilerem ani nie znasz się na obróbce - lepiej było go oddać doświadczonym ludziom. I nie było już dźwięku strumyka...
{zt}
River A. Coon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 174
C. szczególne : Ruchome tatuaże, drobna przerwa między lewą jedynką a dwójką, melodyjny głos, lekko włoskie zaciąganie, zapach (figa, cytryna, czarna porzeczka, cedr)
Prychnął niekontrolowanym śmiechem - wpierw na informację o tym, że wpadli na dokładnie to samo rozwinięcie Jinxowego pomysłu, a zaraz też i w rozbawieniu, że tak zgrabnie zamienił się miejscami z uciekającym do Włoch przyjacielem Gryfona. - To może moja obecność trochę Ci osłodzi brak Rokoko, skoro uciekł tam, skąd ja przybyłem - zauważył już głośno, przeciągając się z rękoma w górze, by zaraz przejść się kilka kroków ze splecionymi za głową dłońmi, rozglądając się ciekawsko raz w jedną, raz w drugą stronę. - Ale nie wiem ile sztywności mogę Ci obiecać - dodał, wykręcając się tylko na ten krótki moment, by posłać Jinxowi rozbawione oczko skomponowane z najbardziej niewinnym uśmiechem, na jaki było go teraz stać. - Ale obiecuję być na tyle sztywny, by nie złamać nigdy obietnicy wierności skokowej - dodał pewnie, zatrzymując się na moment, by nogą obrócić napotkany na drodze kamyk na drugą stronę, szybko wtedy tracąc nim zainteresowanie. - Zanim przejdziemy do tego, co już mam na swojej liście... - zaprotestował, unosząc palec w górę, jakby faktycznie potrzebował tego do złapania Jinxowej uwagi. - to czuję się w obowiązku przypomnieć Ci, że teraz, gdy jesteś studentem, na drodze do RPA stoi Ci tylko sakiewka galeonów. Mogę pomóc zarobić ci na Świstoklik, wyjdzie taniej podzielić koszty podróży na pół - zaproponował, uśmiechając się szerzej, szczerze podekscytowany spontanicznością swoich planów. - Na miejscu mogę zająć się sobą, nie martw się, będziesz mógł się spotkac z kim tylko zechcesz i- och, to ten nasz strumień? - dodał z lekceważącym machnięciem ręką, zaraz już wskazując nią w oddali dostrzeżoną wodę, dając rozproszyć się przyjemnie błyszczącą w słońcu poświata refleksów. - Jak nam dziś dobrze pójdzie, to nawet nie będzie trzeba się głowić nad tym, w jaki sposób zdobędziemy pieniądze, ale... jak coś, to znam pewnego typa, od którego mógłbym wyciągnąć trochę galeonów.
Eugene 'Jinx' Queen
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Przekłute uszy; czasem noszony kolczyk w nosie; drobne i mniej drobne tatuaże; pomalowane paznokcie; bardzo ekspresyjny sposób bycia; krwawy znak
Trudno mi zachować powagę, kiedy River tak uczepił się bardzo niewłaściwego słowa. Patrzę na niego, ale za nic nie potrafię powiedzieć, czy specjalnie brzmi tak dwuznacznie, czy może to po prostu mój umysł już wszystko interpretuje w ten sposób. Po chwili jednak decyduję, że skoro jest Gryfonem, to nie przysługuje mu domniemanie niewinności, więc jręcę głową, uśmiechając się pod nosem. - Noo wiem niby. Ale też mi trochę głupio robić coś za jej plecami zupełnie. To jednak moja matka i ogólnie super się dogadujemy... - wtrącam bez przekonania, co zupełnie zanika pod riverową paplaniną. I myślę sobie, że w sumie ma rację; nawet jeśli po moim zachowaniu nie zawsze da się wywnioskować, że jestem dorosłą osobą, to wciąż jestem dorosłą osobą. A robiłem w życiu gorsze rzeczy niż wycieczka na stare śmieci. - O no, to chyba tam... Ale ej nie no, co ty, poznałbym cię z ludźmi i pokazałbym ci okolice. Chyba że się mnie wstydzisz tak publicznie - zarzucam mu, ale chyba widać po mnie, że nawet nie potrafię dobrze udawać, że wierzę w tę rzuconą myśl. Dziarsko kroczę ku migotliwym spiralom, spoglądając jednak cały czas ku Riverowi, przez co obrywam z liścia od jakiejś nisko ułożonej gałęzi, którą natychmiast obrażam w odwecie. - Ej git, to najpierw zarobimy na RPA, potem na koncert, a jak nam zostanie, to i mieszkanie odpowiedzialnie sobie ogarniemy. I Marlenie wtedy ani słowa, to się zdziwi, jak zostawię jej jakąś kartkę od sąsiada - wymyślam radośnie na bieżąco naszą przyszłość, uznając za oczywiste, że przynajmniej jakiś czas nasze drogi będą się schodzić, bo nie potrzeba mi wiele, by uznać kogoś za bliską osobę. Mało wierzę w połów kamieni, bo jeszcze w życiu nie miałem szczęścia, więc też bardziej skupiam się na drugiej opcji, którą uważam za prawdopodobniejszą. - Jakaś stara znajomość czy ma jakąś pracę na lewo? - dopytuję, zastanawiając się, do czego mógłbym się posunąć, żeby zarobić parę galeonów. Holly mi mówiła zawsze, że trzeba w życiu być zaradnym. - Mógłbym opchnąć komuś zioło czy coś... - deklaruję luźno, gdy zbliżamy się do przyjemnie szumiącego strumienia. Wiem, że woda tu nie może być głęboka, a jednak nurt budzi we mnie jakieś mieszane uczucia. Z pewnością moje niedawne różne przygody z wodą nie poprawiły mojego stosunku do tego żywiołu. Od czego mam jednak Talarię? Mrugam wesoło do Rivera, gdy niby przeskakuję po ślisko wyglądających kamieniach. Wyciągam też różdżkę, by nie musieć się pochylać; czuję że moje serce bije trochę szybciej niż normalnie, ale nie w pozytywny sposób. - Normalnie tego ludziom nie mówię - zaczynam powoli, spoglądając na Rivera ostrożniej, ale po chwili stwierdzam, że chyba mogę mu na tyle zaufać, że nie puści informacji dalej. - Ale ogólnie boję się wody. Jak już w nią wejdę to chuj, muszę sobie radzić i wejdę do jeziora i wszędzie i próbuję sobie zrobić z tym jakąś terapię szokową, tylko na razie średnio działa. I czasem mnie potrafi sparaliżować jak jestem gdzieś obok... Mówię, żebyś nie myślał, że jestem jakimś paniczykiem, że się boję zamoczyć - wyjaśniam, skąd te buty, skąd ta różdżka, nie patrząc jednak na chłopaka, a w przejrzysty strumień, próbując wypatrzyć coś poza szarymi kamykami.
River A. Coon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 174
C. szczególne : Ruchome tatuaże, drobna przerwa między lewą jedynką a dwójką, melodyjny głos, lekko włoskie zaciąganie, zapach (figa, cytryna, czarna porzeczka, cedr)
Śmiechem udało mu się zakończyć oba wątki - zbywając nim absurdalne oskarżenie o wstyd, a później też nakreślanie wspólnej przyszłości, bo choć doskonale zdawał sobie sprawę, że Jinx proponuje mu tylko luźną kumpelską ofertę, to i tak poczuł to ostrzegawcze łaskotanie chłodu, które popychało go zawsze do ucieczki przed jakimikolwiek większymi zobowiązaniami. - Brzmi dobrze - przytaknął w końcu jednak, uznając, że przecież i tak nie mają szansy zdobyć takiej sumy pieniędzy w tak krótkim czasie, by zdążył tej luźnej zgody pożałować. Jeśli w ogóle dożyje do tego czasu i wciąż będzie kumplował się z tym narwanym Gryfonem, to może faktycznie miałoby to sens, by dać takiemu doświadczeniu szanse. - Zdecydowanie nowa, ale upychać trzeba coś cenniejszego od zioła - przyznał szczerze, śmiejąc się w drobnym skrępowaniu, gdy zaczynał już ściągać buty, gotów też podwinąć nogawki spodni, a jednak zaraz przerwał gwałtownie na widok wyciągającego różdżkę Jinxa - dopiero teraz przypominając sobie, że przecież może skorzystać z magii. Mimo przeżytych wakacji wciąż nie wyzbył się jeszcze tego instynktownego, bo i wytrenowanego przez bite siedem lat myślenia, że z magii może korzystać jedynie na terenach szkoły. Po chwili namysłu (i podziwiania sprawnej skoczności Jinxa) rzucił na swoje buty i nogawki Impervius, nie testując jednak swoich zaklęć zbyt mocno, bo i podchodząc do strumienia tylko na tyle, by stać na krawędzi dziko tańczącej z prądem wody. - Hm? - mruknął w zachęcie, nie podnosząc jednak spojrzenia na chłopaka, bo i będąc już zbyt przejętym przekładaniem kamieni dłonią, czerpiąc przyjemność nawet z tego jak szybko opuszki jego palców oddały całe swoje ciepło temu przyjemnemu obcowaniu z wiecznością - bo przecież to właśnie kamienie były tu dużo dłużej przed nimi i będą tutaj też daleko po tym, jak ich samych już zabraknie. - Chcesz by Cię potrzymać za rękę czy coś? - parsknął mimowolnie, podnosząc w końcu na niego wzrok, by posłać mu szeroki uśmiech i subtelnie wybadać czy Gryfon poczuje się urażony za drobne wyśmianie jego lęku, który... cóż, w pewnym sensie wydawał się Riverowi abstrakcyjny. - Jak dla mnie spoko, nawet jakbyś był jakimś paniczykiem. Nie oceniam. Temperatura wody też wcale zresztą nie zachęca do moczenia się, więc to też rozumiem i tak w ogóle, to myślę, że nie ma co się wstydzić tego, że się cykasz wody, bo przecież każdy się czegoś boi. Ja na przykład w chuj daję się sparaliżować tym, gdy... - zamilkł, przerywając nagle swoją pogodną paplaninę, bo musiał gaspnąć głośno z przejęcia, gdy tylko spojrzenie opadło mu na kamulec, na którym beztrosko "stał" Jinx. - Merlinie, złaź z tego! - wyrzucił z siebie, wstając gwałtownie z przykucu, by przeskoczyć na wzór chłopaka po śliskich kamieniach, tracąc równowagę już na drugim, resztę drogi więc pokonując już w wodzie, przekonując się o tym, że jego zaklęcia nie pomagały choćby w połowie tak bardzo, jakby tego chciał. Strzepnął kilka razy różdżką, przy pomocy zaklęć czyszcząc omszały głaz, by odkryć wszystkie jego chropowatości i szczerą miłość w swoim spojrzeniu. - Niech mnie Buchorożec przebolcuje, a Ciebie Ptak Gromu popieści piorunem, jeśli się mylę... - zaczął z przesadnym przeciąganiem, by dać sobie tę chwilę namysłu na to, czy przypadkiem magia nie robi go w chuja, bo przecież nigdy w życiu nie wyśniłby sobie znalezienia tak ogromnego okazu w tak sprawny sposób, przez co aż z wrażenia usiadł w lodowatej wodzie, nie zwracając uwagi na dreszcz chłodu, który szarpnął nim widocznie. - ...ale chyba możesz zacząć pisać już do znajomych z RPA, bo jak tylko uda nam się to przetransportować w jednym kawałku, to wyciągniemy z tego co najmniej dwieście galeonów.
Ostatnio zmieniony przez River A. Coon dnia Nie Paź 09 2022, 12:54, w całości zmieniany 1 raz
Eugene 'Jinx' Queen
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Przekłute uszy; czasem noszony kolczyk w nosie; drobne i mniej drobne tatuaże; pomalowane paznokcie; bardzo ekspresyjny sposób bycia; krwawy znak
- Hm…? Och- sens dociera do mnie z pewnym opóźnieniem; po mojej twarzy być może na moment przemyka konsternacja, bo w normalnych warunkach potraktowałbym to po prostu jako żart, którym jednak chyba nie jest. Ogarniam jednak prędko własną mimikę, bo jestem ostatnią osobą, aby kogokolwiek oceniać za wybory. - No i git, przynajmniej wiadomo, że zawsze będzie zapotrzebowanie – śmieję się lekko, machając ręką lekceważąco i szybko o tym zapominając, bo w mojej głowie nie ma miejsca na zbyt wiele jednoczesnych myśli, a teraz w dodatku całe moje skupienie idzie na przeczesywanie spojrzeniem wartkiego strumyka. Równie szybko rozpraszam się od tego zadania, gdy mój towarzysz popisuje się bezczelnością – bo tak już mam, że wszystko przeżywam krótko, ale całym sobą, więc przewrócenia oczami nie uważam za wystarczające w tym wypadku. - A weź spierdalaj – parskam w stronę chłopaka, pokazując mu środkowy palec w oburzeniu na to wyśmiewanie, gdy się tak przed nim otwieram i uzewnętrzniam. Wesołe iskierki skaczą jednak w moich oczach, bo nie oczekuję wcale jakiejś specjalnej troski i czułbym się z nią chyba jeszcze bardziej głupio. Myślę jednak, że to dobrze podzielić się z nim tym lękiem, skoro właśnie z wodą może się wiązać wiele głupich pomysłów, które czasami wpadają mi do głowy. Z plotkarską ciekawością wyczekuję kontynuacji, co takiego może paraliżować Rivera - w końcu to tak świetny bonding moment, podzielić się wzajemnie swoimi lękami. - Co…?- zaczynam, ale nie potrzebuję wcale zachęty do tego, by wyskoczyć w górę jak oparzony, dając się odrobinę spłoszyć nagłemu przejęciu towarzysza, jakbyśmy byli pod jakimś atakiem langustników czy innego gówna. Z głupią miną lewituję już ponad kamieniami, czekając na rozwój wydarzeń. - Chętnie posłucham więcej o twoich fantazjach – komentuję, chociaż czuję, że teraz River nie da się wciągnąć w takie słowne zaczepki, bo już odleciał we własny świat. - Nie no, ja chciałbym, żeby ktoś patrzył kiedyś na mnie, tak jak ty patrzysz na ten kamień i nie oceniam gustu, ale ty tak serio? Spodziewałem się, nie wiem, jakiegoś błyszczącego ładnie kamyka wielkości co najwyżej połowy dłoni. A to jakieś brzydkie jest… przytachamy to i powiedzą nam żebyśmy spierdalali. Jakim cudem takie bydle by tu leżało i nikt wcześniej, by nie ogarnął? – kwestionuję mimo wszystko, bo średnio mi się uśmiecha próba wydobycia tego kamienia, chociaż z każdym momentem daję się przekonać do teorii Gryfona, gdy zaklęcia faktycznie pomagają z powierzchowną nieatrakcyjnością. Gdyby miał rację… – Wiesz co to za kamień?
River A. Coon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 174
C. szczególne : Ruchome tatuaże, drobna przerwa między lewą jedynką a dwójką, melodyjny głos, lekko włoskie zaciąganie, zapach (figa, cytryna, czarna porzeczka, cedr)
Śmiech z mieszanki rozbawienia i szczęścia zatrzymał mu się na moment na potrzeby teatralnie oburzonego gaspnięcia przez zniewagę jakiej dopełnił się Jinx, obrażając kryształ takich gabarytów. - Też byś nie był taki śliczny, jakbyś tyle czasu leżał w wodzie! - wyrzucił z siebie wpaniałomyślnie broniąc cudu w postaci znalezionej bryły kryształu, szczerze dotknięty niewdzięcznością Gryfona na tak hojny dar losu. - Chociaż... Mówiłeś, że dużo osób tutaj przychodzi, nie? I to tak od lat, więc te kamienie chyba się muszą tutaj jakoś magicznie pojawiać albo odradzać chyba, bo inaczej już by przecież wszystko wybrali... - zdezorientował się, na moment przestając czyścić kamień, by zaraz jednak powrócić do żmudnego w swojej ostrożności procesu. - To prawie na milion procent kwarc różowy, bardzo kruchy, więc będziemy musieli w chuj uważać i... Ogólnie nie powinien być wystawiany na światło słoneczne za bardzo, więc tak sobie myślę, że ten cały syf na nim to mogło być tak specjalnie, dla ochrony. Myślisz, że magia potrafi takie rzeczy? - podpytał, szczerze przejęty i zafascynowany zerkając przelotnie na Jinxa, by uśmiechnąć się do niego szeroko. - Dobrze, że tak serio na nim nie stanąłeś, bo mógłby się rozkruszyć i wpadłbyś do wody - zauważył, wstając już w wodzie, by spróbować podnieść zaklęciem rozruszany już dłonią głaz, na chwilę jednak zatrzymując się by spojrzeć na Gryfona pod myślą, że może to właśnie szczerość jego wyznania sprawiła, że fortuna podsunęła im takie znalezisko. - Ciemność. Ciemność jest tym, co mnie przeraża, a najgorsza jest w połączeniu z kompletną ciszą. W sumie cisza sama w sobie też jest całkiem nieprzyjemna... Mimo wszystko to całkiem wygodny lęk, bo zazwyczaj przypominam sobie o nim dopiero w momencie, gdy nie mogę zasnąć w nocy. Myślę, że powinieneś to wiedzieć, by wiesz, było po prostu fair - wyjaśnił od razu z rozbawionym wzruszeniem ramion, zanim nie parsknął śmiechem dodając "Jeśli komuś powiesz, to osobiście usunę Ci brwi i jedynkę".
+
Ostatnio zmieniony przez River A. Coon dnia Pon Lis 14 2022, 00:51, w całości zmieniany 1 raz
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Będąc na spacerach z psem, zawsze nie mógł sobie odpuścić zapuszczania się w rejony strumienia pozwalającego sobie albo na oplucie osoby poszukującej prosto w twarz, albo zesłania na nią bogactwa. Zainteresowanie Felinusa było inne - nie narzekał na brak przepływu finansowego, więc w sumie w końcowym rozrachunku szukał kamieni w celach własnych, ale nie do końca oczywistych. Tego nie był w stanie jeszcze określić, co nie zmienia faktu, iż zwyczajnie zbierał te kamienie, jakby był wyznawcą wróżenia z nich bez najmniejszych sprzeciwów z własnej strony. Po prostu to lubił, a też, było to wymówką do dłuższych spacerów z psem, które jednak traktował jako możliwość odpoczynku. Czasami, gdy to zatrzymywał się na krótki moment w pracy, aby zaczerpnąć tchu i natlenić organizm od ciągłego biegania w pogoni za wykonywaniem przydzielonych mu obowiązków, zauważał ten brak balansu. O ile zazwyczaj starał się dbać o własny stan i o własne ja, tak czasami nie miał kompletnie poczucia czasu w zakresie tego, co powinien robić, a przy czym powinien przystopować i skupić się na sobie. Strumień stał się zatem taką odskocznią od nie do końca ponurej, acz specyficznej rzeczywistości - nie musząc martwić się o to, że zaraz znikąd wyskoczy pierwszak z pytaniem o drogę, mógł skupić się w pełni na sobie i na otoczeniu. Na szeleszczących pod podeszwą obuwia liściach, na przygotowujących się powoli do snu zimowego zwierzętach, na odlatujących ptakach - zapewne do krajów ciepłych - jak i tym, że za niedługo minie kolejny rok. Nie wątpił w to, iż zdobył z tego wystarczająco wiele doświadczenia, aby móc stwierdzić, że wszystko ma swoje miejsce, tylko to właśnie od człowieka zależy, czy zdecyduje się podejść i to dokładniej przeanalizować. - Hinto. - zacmokał, przykucając do leprehau, którego pogłaskał za uszkiem, zanim to przeszli razem do rzeki pełnej bogactwa (albo straconego czasu). I chociaż mogłoby minąć wiele miesięcy kompletnie pozbawionych zysku, tak nie zależało mu na tym. Przybywanie tutaj zdecydowanie stało się jego własną tradycją, z której rezygnować tak łatwo nie zamierzał; z momentem, gdy zaczął wypatrywać przez pozwalające lepiej patrzeć okulary, z każdym tchnieniem i każdym uderzeniem serca dającym nadzieję na kolejne lata. Nie zamierzał w tym przypadku ciągnąć za sobą psa w wodzie zimnej i zdecydowanie nieprzyjaznej, a zamiast tego samemu odpowiednimi zaklęciami przygotował się do chodzenia w chłodnym strumyku, wypatrując czegoś, co wyglądało mu na szafir - i zdecydowanie się nie mylił. Błysk oka postanowił zdecydowanie łatwiej zdradzić lekkie zadowolenie wynikające ze znaleziska, które wyciągnął ostrożnie poprzez użycie zaklęcia. Kawałek nie był przeogromny, ale był zdecydowanie większy od pomniejszych; w sumie wystarczyłoby go oczyścić, ażeby zaczął mienić się zdecydowanie lepszymi kolorami. Przez ten czas Lowell jeszcze pochodził po strumyku i wokół strumienia, spoglądając na siedzącego grzecznie w miejscu Hinto - przyzwyczajonego już do tej procedury - aby następnie powrócić i się osuszyć. W dłoni widniał jeden duży kawałek, z którego był zadowolony i nie wątpił, iż ładnie uzupełni zebraną kolekcję.
C. szczególne : Przekłute uszy; czasem noszony kolczyk w nosie; drobne i mniej drobne tatuaże; pomalowane paznokcie; bardzo ekspresyjny sposób bycia; krwawy znak
- Bez kitu. Ale czy drogocenne kamienie nie są też wyjątkiem od tej zasady transmutacyjnej... wiesz, tej od jedzenia? Że nie można ich tak sobie wyczarować ani mnożyć. To co, one same siebie mogą? Jesteśmy głupsi niż kamienie?? - dopytuję w zastanowieniu, mając oczywiście na myśli Prawo Gampa, ale to i tak cud, że potrafię przywołać z pamięci jakąkolwiek teorię, więc nie ma co być przesadnie drobiazgowym. Spodziewam się, że nie odnajdziemy odpowiedzi na to pytanie, więc tylko obserwuję, jak River ostrożnie czyści kamień, nawet nie proponując własnej różdżki, bo umówmy się - Gryfon na pewno nie chce mojej pomocy, jeżeli chodzi o tak precyzyjne zajęcie. Otwieram już usta, żeby odrzucić teorię kolegi; podejrzewam, że temu przypadkiem się udało, a inne miały pecha i nie przetrwały. Gdybyśmy znaleźli taki kolejny, to sprawa byłaby całkiem inna - no bo przecież taki ze mnie naukowiec. Przejęcie wypisane na twarzy Rivera sprawia jednak, że zatrzymuję to dla siebie, by nie być tym, który gasi idee wielkiego umysłu. Od tego jest szkoła. - Myślę, że to nie byłaby najdziwniejsza rzecz, więc pewnie. Mógłbyś o tym napisać pracę na koniec studiowania. I w ramach pracy nad nią mógłbyś siedzieć nad strumieniem i przeglądać kamienie. Jeśli twoje badania okażą się słabe, to wciąż będziesz bogaty. Nie ma za co. - Stukam palcem wskazującym w czoło; to chyba jeden z lepszych planów na życie, które wymyśliłem. No bo skoro jesteśmy tu tak krótko, a już mamy takie znalezisko, to jakby przychodzić tu dzień w dzień, to można wyjść na tym lepiej niż na pracy. - Razem rzućmy zaklęcie. Jeśli komuś nie pójdzie, to drugi czar podtrzyma i kamień nie jebnie - sugeruję, chcąc jednak się na coś przydać - aczkolwiek na poczet moich zasług można zaliczyć fakt, że chłopaka tu przyprowadziłem, więc czy tak naprawdę wszystko nie jest moją zasługą? Już zdążyłem zapomnieć, że przed momentem Riverowi zbierało się na wyznania, więc unoszę zaskoczony wzrok, gdy chłopak do tego wraca. I tak jak mój lęk może wydawać się innym ludziom niezrozumiały, tak dla mnie ciemność ma podobny wydźwięk - no bo co z chodzeniem po Hogwarcie po ciszy nocnej? Albo żartobliwym straszeniem kogoś? Albo oglądaniem gwiazd na dachu, gdy jest się zupełnie zalanym? Jestem jednak totalnie i absolutnie wzruszony, że River chce być fair. - Och, tak? To w ten sposób powstawała ta szczelina pomiędzy twoimi zębami? - odparowuję ze śmiechem na tę bezpodstawną groźbę, bo czy ja wyglądam na paplę? Oburzające, że w ogóle tak pomyślał.- Ej, ale mieszkając ze mną, będziesz mógł spać sobie z zapalonym lumosem. Nawet mogę cię utulać do snu w dni, jak nikogo nie przygruchasz - obiecuję chłopakowi pół żartem, pół serio, mając na myśli po prostu to, że może się ze mną czuć z tym swobodnie. Zaraz energicznie klepię Rivera w klatkę piersiową, bo my tu gadamy, a kamień sam się nie przetransportuje. - Chodź, już nie mogę się doczekać, jak nam zapłacą. Chyba nigdy nie miałem w rękach dwustu galeonów... Moje życie nie jest pewnie warte dwustu galeonów - podejmuję paplanie, pomiędzy nakierowując różdżkę na kwarc i upewniając się, że i River jest gotowy do rzucenia zaklęcia. Podejrzewam, że droga powrotna nie będzie prosta. - Wydaje mi się, że rozsądne będzie poszukanie jubilera w Dolinie, bo po jeździe Błędnym Rycerzem skończylibyśmy chyba tylko z pyłem w rękach - dodaję trzeźwo, gdy powoli wychodzimy ze znaleziskiem na brzeg. Do wszystkiego podchodzę z entuzjastycznym stonowaniem... albo stonowanym entuzjazmem. No po prostu staram się, żeby radość nie przyćmiła ostrożności, bo faktycznie chcę odbyć podróż do RPA - nie znam może Rivera zbyt dobrze, ale wierzę, że nie rzuca słów na wiatr. Uśmiecham się więc do niego ponad kamieniem, mając pozytywne przeczucia, co do naszej znajomości.
Tym razem nie przyszła tutaj, aby podziwiać okolicę. Znów zachwycona pięknem Doliny Godryka, z chęcią spacerowała po lasach, ale ku strumieniowi skierowała swoje kroki z dość materialistycznych pobudek. Ariadne nigdy nie pożądała pieniędzy, ale niemal zawsze cierpiała na braki w tej kwestii. W dzieciństwie nie starczało jej rodzicom na wiele, a będąc nastolatkiem, spędzała zbyt dużo czasu na nauce, by łapać się jakichś dorywczych prac. Teraz natomiast dopiero co zaczynała pracę, a już musiała kupić mieszkanie w nowym miejscu, zapłacić za wszystkie kursy i staże, kupić samochód i mnóstwo innych rzeczy. Może i nie musiała porywać się na ogromną, starą rezydencję, ale pokochała ten dom i zdecydowała się na wzięcie kredytu. Wiedziona wspomnieniem, że miesiąc temu znalazła tu naprawdę sporo warty kamień, poszła w stronę strumienia. Bardzo liczyła na odnalezienie czegoś podobnego. Każdy galeon się liczył! Krążyła przy brzegach i wpatrywała się w obmywane wodą kamyki, co musiało wyglądać dość dziwnie. Ariadne spędziła tak kilkanaście minut i sądziła, że tym razem los z niej zadrwił. Nie miała wiele czasu na beztroskie szwendanie się po Dolinie Godryka, więc w duszy już rezygnowała z dalszej wyprawy. Musiała wracać do domu swojej przyjaciółki, gdzie miała spędzić cały wieczór. Wycofując się, dziewczyna niemalże poślizgnęła się na kilku wyrzuconych na brzeg kamieniach. Były całe w błocie i trawie, ale po przetarciu chusteczką, ujawniły, że wśród nich skrył się... onyks! Niezwykle piękne znalezisko. Aż wciągnęła powietrze z zachwytem. Nie widziała nigdy tak wielkiego kamienia szlachetnego. Sposób, w jaki załamywał światło... Chętnie zabrałaby go jako pamiątkę, ale myśl o tym, że dostanie za niego co najmniej 200 galeonów, co znacznie przewyższało pensję w jej pracy, sprawiła, że skierowała się do jubilera. Tam opchnie to cudo za tak bardzo potrzebne Ariadne galeony. Uśmiechała się od ucha do ucha, opuszczając strumień.
/zt
Severus A. Morrow
Wiek : 34
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.87 m
C. szczególne : Wygląda na zmęczonego| roztacza wokół siebie smród papierosów| ma zarost |blizna na lewym ramieniu po ugryzieniu wilkołaka, i dużo blizn o tym w karcie
Okoliczne tereny Doliny Godryka są mu tak bardzo dobrze znane. Bardziej niż samo miasteczko, od którego woli trzymać się z dala. Tutejszy strumień skrywa wiele skarbów w postaci szlachetnych kamieni, okazy te są naturalne, nietknięte przez ludzkie dłonie, ale za to ręce poszukiwaczy pożądają ich tak bardzo. Niektórzy dla zwykłego zysku, inni dla kolekcjonerskiej półki, ale bywają też romantycy szukający rubinów, szafirów na dnie płynącej delikatnie wody, chcąc podarować w jubilerskie ręce, aby ten zmienił je w coś pięknego, niezwykłego z serca samej doliny. Zaciska lewą dłoń na naszyjniku, noszonym na szyi już od jakiegoś czasu. Lubi ten kamień, nawet jeśli nie przywiązywał dużej wagi do takich przedmiotów, to ten jest dla niego bardzo ważny. Wiąże się z kimś, a także czymś głębszym niż powłoka, jaką sobą reprezentuje jego zewnętrzna krystaliczna mało przejrzysta barwa. Emocjonalny mariaż między kamienień a człowiekiem noszącym go i osobą, która oddała podarunek w jego ręce. Bosymi stopami dotyka dnia, chociaż chłód już dawno przemyka subtelnie przez okoliczne tereny niczym niezauważona kochanka, ale on nic sobie z tego nie robi. Brodzi w wodzie, przyglądając się strumieniowi. Nie liczy czasu, a jednak jego oczom ukazuje się jeden, większy kawałek; dzisiaj niepołyskujący w świetle dnia, jest pochmurno. Bierze go w swoje zimne dłonie, przeciera i przygląda się znalezisku tylko przez krótką chwilę, oczami chwytając jego czerwony kolor. To rubin. Chowa do kieszeni i wychodzi ze strumienia.
| zt
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Nie wiedząc co ze sobą zrobić i szukając jakiegoś spokoju dla ducha, wybrał się na spacer po obrzeżach Doliny Godryka. Po głowie chodził mu zakup zwierzątka, może kota czy psa, by zaleczyć toczącą się w nim samotność. Jesień była okresem dość depresyjnym, coraz mniej słońca, liście niby piękne i złote, ale jakoś deszczowo i ponuro wszędzie - zabrakło mu różowych okularów, które nosił latem i cieszył się z byle budki z lodami za rogiem. Zapuszczając się głębiej w las, jego uszu dosięgnął szmer strumyka, za którym mimowolnie i całkiem bezmyślnie zaczął podążać. Widok płynącej wody zawsze był raczej kojącym, woda przyciągała go od dzieciństwa, lubił spędzać czas nad rzekami i takimi właśnie płynącymi źródełkami. Przypomniała mu się historia wyczytana w jakiejś przypadkowej książce o Dolinie Godryka, w której mówione było, że ten strumień przynosi szczęście i nierzadko ludzie znajdywali tu szlachetne kamienie. Kiedy przycupnął na głazie patrząc w wodę nie zobaczył nic, poza gęstym mułem, mchem porastającym brzegi i grubą żabą, pływającą do góry brzuchem. Jedyne co szlachetne go tu spotkało, to ciśnienie na pęcherz od tego chlupotu. Westchnął z zamkniętymi oczami, zbierając siły na drogę powrotną do zamku i powłócząc nogami, wcale nie mądrzejszy, wcale nie bogatszy, ruszył w dalszą, smętną drogę.