Strumień spływa powoli po kamieniach, którymi wyłożone jest dno. Nie jest zbyt długi, jednak przyjemny szum wody sprawia, że mieszkańcy bardzo lubią przychodzić w to miejsce i spędzać tu długie godziny na odpoczynku. Jeżeli bardzo dokładnie rozejrzeć się po okolicy, da się odnaleźć kilka rodzajów specyficznych ziół i roślin. Najbardziej wyjątkowa, głównie przez swoją niedostępność w innych miejscach, jest języcznik migocący. Rozpoznają je tylko wprawieni w zielarstwie, gdyż niewiele różnią się od zwyczajnych paproci. Wprawna obserwacja pozwala zauważyć delikatny pyłek, unoszący się bardzo powoli spiralami - jest tak subtelny, że trzeba na nim bardzo skupić wzrok, aby dostrzec choćby lekkie migotanie. Spomiędzy kamieni, unosząc się nieznacznie nad powierzchnię wody, wyrastają żabieńce strumykowe. Te miniaturowe roślinki ciężko znaleźć gdzie indziej. Podobnie jest zresztą płomiennicę drzewną, wyrastającą na drzewach bliskich strumieniowi. Prawdopodobnie to woda ma jakieś specyficzne właściwości. Kiedy ma się trochę szczęścia i ochotę na wejście do strumienia, między śliskimi głazami da się znaleźć kruszyny kamieni szlachetnych. Można je spokojnie wymienić na galeony.
Rzuć trzema kostkami, aby sprawdzić, czy udaje ci się znaleźć kamienie.
► Pierwsza kostka definiuje, czy udaje ci się coś znaleźć: 1, 5 - Udaje ci się znaleźć kamień; 2, 3, 4, 6 - Nie udaje ci się znaleźć kamienia.
► Druga kostka - jeśli pierwsza zakłada, że coś znalazłeś, wskazuje, jaki to kamień: 1 - Ametyst 2 - Rubin 3 - Szafir 4 - Szmaragd 5 - Kwarc różowy 6 - Onyks
► Trzecia kostka określa, w jakim jest stanie oraz na ile galeonów możesz go wymienić: 1 - Marne okruchy - nie dostaniesz za nie nic 2 - Drobne cząstki - niezbyt dużo warty - 10 galeonów 3 - Pomniejsze kawałki - 30 galeonów 4 - Jeden, większy kawałek - 70 galeonów 5 - Bardzo brudny spory kawałek - 120 galeonów 6 - Cały kamień - może lepiej go zachowaj? Dostaniesz za niego 250 galeonów!
Kamieni możesz szukać raz w miesiącu! Z racji tego, że miejsce znajduje się w Dolinie Godryka szukać kamieni mogą wyłącznie studenci i dorośli!
Autor
Wiadomość
Peter Stryder
Rok Nauki : I
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : wrzeszczący kalendarz to jego najlepszy przyjaciel / na lewym nadgarstku tatuaż lisiej łapy i napis po walijsku
Dopiero od zeszłego roku miał okazję zwiedzić Dolinę Godryka. Sęk w tym, że to miasteczko było duże, miało przypisany obok rezerwat dzikiej natury i zwiedzenie satysfakcjonującej ilości obszaru mogło zająć nawet i lata. Dzięki mapie uzyskanej od miłej duszyczki z wyższego studenckiego rocznika mógł trafić właśnie tutaj. Pieszo, bo pieszo lecz po kilku godzinach znalazł się nad sławnym strumieniem gdzie można wzbogacić się przy odrobinie szczęścia. A oba aspekty z pewnością mu się przydadzą! Stanął nad brzegiem strumyka, otarł pot z czoła i ochoczo zanurzył obie dłonie w mroźną acz czystą wodę. Spędził tutaj kolejną godzinę i dzięki temu faktycznie znalazł kamień szlachetny - różowy i dosyć duży, choć pojedynczy. Oczy mu zaświeciły i wiedział już, że będzie przychodzić tu raz na jakiś czas. Naprawdę chciał być obrzydliwie bogaty bo na świecie nie ma nic za darmo, galeony rządzą. Schował zdobycz do kieszeni i darował sobie pieszą wycieczkę. Deportował się spory kawałek dalej i serią teleportacji dostał się od razu do jubilera. Ciekawe ile to cacko jest warte…
| zt
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
kelpie I langustniki:5 dementor:G kamyki:5,4,5 (pierwsza kosteczka przerzucona dzięki odznace badacza. Przerzut zaraz w poście poniżej) nóżka:95 :(
Była głupia z wielu powodów. Na co wypadło dziś? Otóż pałkarka wałęsała się sama wzdłuż strumienia w Dolinie Godryka, pomimo wyjątkowo dokuczliwego bólu rannej nogi. Do tego wałęsała się w pobliżu wody, przyczyny je zmartwień. Towarzyszył jej co prawda pies, ale nie sądziła, żeby ten był w stanie jej pomóc, kiedy jakaś wściekła kelpia postanowi zaciągnąć ją do środka. Co prawda strumień był płytki, ale z jej ostatnim szczęściem nie zdziwiłaby się, gdyby spotkała tu i wielką kałamarnicę. Czemu więc spacerowała i kusiła los? Cóż, nie wiedziała. Może potrzebowała pobyć sama, z dala od ludzi, a jednocześnie nie zamierzała się zamykać we własnym domu? Miała do przemyślenia naprawdę sporo rzeczy i hałas miasta tego nie ułatwiał. Jej życie przypominało jedno wielkie pasmo nieszczęść i choć starała się nie dawać negatywnym emocjom, to jednak przychodziły, niezależnie od jej woli. Po dłuższej chwili maszerowania, noga zaczęła boleć ją tak bardzo,, że musiała przystanąć. I tu postanowiła zaryzykować, w myśl zasady, że gorzej już nie będzie. Zdjęła trampki, potem dresik i weszła po kolana do wody, aby choć na chwilę poczuć ulgę. I w tym momencie szczęście stwierdziło, że jej powie siemanko. Coś dziwnego zamigotało w wodzie i Krukonka, nie zastanawiając się zbyt długo, zanurzyła dłoń, żeby sprawdzić, co to jest. A był to piękny kamyk, których już trochę w swoim życiu uzbierała. Była szczęśliwa, ale i tak zamieniłaby go za święty spokój i zdrowie, którego kupić nie można było za nawet największy szmaragd.
/zt
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Po rozmowie z Christopherem postanowiła wybrać się do Doliny na małe oględziny i poszukiwanie kilku roślin, które wiedziała, że może tu zdobyć, a których brakowało jej pod ręką na szkolnych błoniach. Miała ze sobą wierną suczkę Amie i wyjątkowo dobry humor, choć wciąż była widocznie zmęczona całym tym brakiem księżyca na niebie. Harry miał chyba rację sugerując, że ma to coś wspólnego z czarną magią, bo innego wytłumaczenia nie widziała bez względu na to jak żarliwie by go nie szukała. Właśnie przechodziła obok strumienia słynącego z obfitowania w drogocenne kruszce, gdy poczuła znajome zimno, a jej suczka zaczęła trząść się ze strachu. Irv wzięła ją na ręce i dopiero wtedy usłyszała krzyk o pomoc. Bez zawahania wyciągnęła różdżkę i pobiegła w stronę przytulającego drzewo krukona, który wyraźnie miał pewne kłopoty. -Drętwota! - Wykrzyknęła, celując prosto w Kelpie, które atakowało przytulonego do drzewa chłopaka. Istota oberwała cofając się nieco, ale zaraz potem znów natarła, więc Ruda stosując magię niewerbalną przeszła do nieco bardziej dosadnych środków powodując, że krew magicznego stworzenia zaczęła wrzeć, co sprawiło odwrót i skręcanie się z bólu demona wodnego. Nie była na tyle sadystką, by trzymać te tortury w nieskończoność, więc przerwała zaklęcie, a kelpie posłusznie spierdoliło do swojej wodnej nory. -Wszystko w porządku? - Zapytała krukona, który mógł już odetchnąć i przestać inicjować niebezpiecznie bliskie kontakty z tutejszą florą.
Nie był pewny, jak długo zdoła jeszcze się utrzymać, zanim ostatecznie kelpie wciągnie go pod wodę. W przypływie adrenaliny oraz, cóż, strachu, nie potrafił nawet przypomnieć sobie żadnego zaklęcia, którym mógłby sobie poradzić, przeklinając swoją niechęć do zajęć z zaklęć oraz obrony przed czarną magią. Wiedział, że większość jego znajomych, czy rodziny, byłaby w stanie sobie poradzić od razu z wodnym stworzeniem, ale nie on. Zamiast tego, mimowolnie myślał o tym, jak piękne było kelpie. Zabójcze, cholernie niebezpieczne, ale piękne. Z pewnością, gdyby mógł spokojnie puścić się drzewa, spróbowałby szybko je szkicować, ale w obecnej sytuacji nie było to wskazane. Nagle znikąd pojawiła się rudowłosa dziewczyna, którą kojarzył z korytarzy i jeśli się nie mylił była Ślizgonką. Jakkolwiek stereotypy potrafiły być krzywdzące, przynajmniej nie zawsze się sprawdzały i po krótkiej chwili mógł cieszyć się możliwością spokojnego stanięcia na nogach, odsuwając się prędko od brzegu strumienia. - Tak... Już tak. Dzięki wielkie za pomoc - odezwał się, próbując doprowadzić się do porządku i zapanować nad drgającymi dłońmi, które to powiększały się, to zmniejszały, aż w końcu Larkin nie wstrzymał na moment powietrza, wyciszając się. Z pewnością udałoby się to, gdyby nie chłód, jaki zaczął odczuwać, a który z pewnością nie zwiastował niczego dobrego, choć może jedynie wydawało mu się? Rozejrzał się wokół, nie dostrzegając jeszcze niebezpieczeństwa odetchnął lekko, wracając spojrzeniem do rudowłosej wybawicielki. - Tak tylko się upewnię, zaklęcie patronusa także potrafisz? - spytał poważnie, uśmiechając się jedynie kącikiem ust, obracając swoją różdżką w dłoni. - Nie jestem pewny, czy tylko mi robi się zimno, czy to jednak dementor, a chyba nie byłoby dobrze teleportować się, kiedy on może być gdzieś obok - wyjaśnił od razu swoje pytanie, zaciskając zęby. Rubin, który znalazł nie był wart takiego ryzyka, tego jednego był pewny. Pozostawało jeszcze znaleźć sposób żeby odwdzięczyć się dziewczynie za pomoc.
Czerwcowy strumień:1, 1, 3 Kelpie albo langustnik?Nie Dementor?Nie
Po skończonej pracy postanowiła wybrać się na spacer. Miała świadomość, że wędrowanie po rezerwacie i jego okolicach na pewno nie jest obecnie zbyt bezpieczne, ale musiała przyznać, że było w tym również coś kuszącego. Zupełnie, jakby prowokowała los, co nie było ani mądre, ani w żaden sposób logiczne. Była jednak ciekawa, naprawdę ciekawa tego, co może się wydarzyć, tym bardziej że parę dni wcześniej nieoczekiwanie spotkała się z dementorem w Hogsmeade. Skoro te magiczne stworzenia były w stanie pojawić się w wiosce, zakładała, że coś podobnego może wydarzyć się również tutaj, z dala od cywilizacji. Wiedziała, że może również znaleźć inne stworzenia, napotkać inne niebezpieczeństwa, a jednak odnosiła wrażenie, że coś podobnego było odświeżające po dniu spędzonym pośród drewna i nakładania kolejnych zaklęć, czy dobierania odpowiedniej długości witek. Liczyła również po cichu, że być może właśnie gdzieś tutaj trafi na ślad czegoś, co podpowiedziałoby jej, co właściwie działo się z Violą, jak ta się czuła, jak bardzo powinna na nią uważać. Wiedziała, że to było szaleństwo i wiedziała, dokąd powinna się wybrać, jeśli naprawdę chciała jej pomóc, ale na razie stosowała metodę małych kroków. Ostatecznie dotarła nad strumień, gdzie zatrzymała się na nieco dłużej, by zaczerpnąć tchu. Zamiast całkowitego spokoju, znalazła tutaj jednak niewielkie kawałki ametystu, które od razu rzuciły się jej w oczy. Nie wiedziała, czy powinna traktować to jako coś pozytywnego, czy nie, od razu starając się zrozumieć, co właściwie świat chciał jej w tej chwili przekazać. Była jednak bezpieczna i to się w tej chwili liczyło, aczkolwiek nie dawało jej zupełnie pomysłu na to, co mogłaby zrobić ze sprawami, jakie naprawdę ją dręczyły i niepokoiły. Nad tym musiała jeszcze niewątpliwie pomyśleć.
z.t
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Ostatnio miał wiele do przemyślenia, a wypady do Doliny Godryka od zawsze napawały go spokojem i pozwalały skupić myśli. Lubił spacerować po rozległych zielonych terenach, również tych należących do rezerwatu i nawet osławione poszukiwanie drogocennych kamieni w przecinającym polanę strumieniu sprawiało mu niejaką przyjemność i satysfakcję. Wciąż był zmęczony, drażliwy i toczył wewnętrzną walkę... ale właśnie dlatego, że znów ją podjął, starał się zmuszać do wychodzenia z domu i zażywania świeżego powietrza. Korzystał z rad Samanthy – choć w życiu by się do tego nie przyznał. Nie pomyślał o jednym – że również w Dolinie Godryka pojawianie się przy zbiornikach wodnych było mało rozsądnym posunięciem. Z drugiej strony idąc tym tokiem rozumowania, to wcale nie powinien nigdzie wychodzić po tym jak okazało się, że ma potężne problemy z wyczarowaniem patronusa. Że właściwie zatracił tę zdolność. Zanim w pełni wyszedł na otwarty teren, upewnił się, że na horyzoncie nie widać żadnego dementora. Dopiero wtedy zbliżył się do jeziora, zdjął buty i zdecydował się wejść do strumienia... i wyjść z niego jeszcze szybciej. To zdecydowanie nie był świetny pomysł. Ledwie dotknął zimnej wody, a sitowie poruszyło się, okazując się być grzywą przyczajonej kelpie. Poprawił chwyt różdżki, bo starczyło mu rozumu, aby wyciągnąć ją, nim się w to wszystko wpakował. Nie czekał na rozwój wydarzeń, od razu rzucił Ex animo, odrobinę cierpiąc, że musi cisnąć zaklęcie w konia, miał sentyment do tych zwierząt. Zawahał się przez chwilę, ale postanowił rzucić jeszcze confringo, aby na pewno pozbyć się problemu i chyba mu się to udało, bo zraniona kelpie zniknęła w wodnych odmętach. Zawahał się po raz kolejny... i mimo wszystko wpakował z powrotem do wody, bo rozsądek podpowiadał mu, że dał jej wystarczająco solidny wpierdol, ażeby mieć choć kilka minut spokoju. Zresztą było to bardzo opłacalne kilka minut, bo udało mu się znaleźć naprawdę ładny kawałek ametystu, trzeba go było tylko oczyścić, żeby sprzedać za ładną sumkę.
| z/t
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Szkolna piguła, widząc Brooks dreptającą wzdłuż strumienia, zapewne dostałaby zawału. Przecież kazała jej siedzieć na dupie, nie obciążać nogi, pozwalać jej się spokojnie zagoić. Jak że była naiwna! Znala przecież Julkę od dziecka i jeżeli coś o niej wiedziała, to dwie rzeczy: przyciągała urazy i nie potrafiła w bezczynność. Tak było i tym razem. Julka miała swoją filozofię i uważała, że musi kontuzję „rozchodzić”. Latała więc na miotle i spokojnie spacerowała, choć całkowicie głupia nie była i odpuściła sobie bieganie czy wszelkie przysiady. Teraz, z psem dreptającym jej u boku, kuśtykała powolutku przed siebie, w kierunku dobrze znanego sobie miejsca, w którym to niejednokrotnie udało jej się wyłowić mniejsze lub większe kamienie szlachetne. Nie traktowała tego jako sposobu na dorobienie. W każdym razie już nie, bo nie była w końcu pracownicą „Scopy”, a dobrze opłacaną zawodową pałkarką. Pogoda była zacna, ale coś jej w tym wszystkim nie pasowało. Najpierw zrobiło się nienaturalnie chłodno, a potem William zaczął głośno ujadać. Odruchowo sięgnęła po różdżkę, zacisnęła na niej szczupłe palce. Tajemnica szybko się wyjaśniła. W jej kierunku zaczął lewitować (a może lecieć?) zakapturzony dementor. Choć pałkarka patronusa znała od dawna i często używała go do wysyłania wiadomości, to jeszcze nigdy nie miała okazji spotkać prawdziwego dementora. Przełknęła ślinę, wzięła głęboki oddech, drugi, trzeci. Czuła jak serce wariuje jej w piersi, ale pomimo to, udało jej się skoncentrować i przywołać swoje patronusowe wspomnienie. Od początku to samo – ona, ojciec, ciepły letni dzień i zimna woda w morzu. Ona z wielką wędką, ojciec za nią, zarzucający żyłkę i pocieszający ją, gdy po raz kolejny nic nie wyłowiła. Według taty złowiła wielkiego króla wielorybów, który zerwał się z żyłki, bo musiał wrócić do poddanych. Uśmiechnęła się na to wspomnienie, po czym zakręciła różdżką i rzuciła zaklęcie. Majestatyczny i wkurwiony dzik zarył racicami w ziemię, po czym pędem puścił się na dementora. Ten zniknął tak szybko jak się pojawił i wszystko wróciło do normy. Pies się uspokoił i ponownie zrobiło się przyjemnie ciepło. Po kolejnych kilkunastu minutach stało już w strumyku i gdy dostrzegła wyraźny błysk, sięgnęła po kamień. Niestety, ale przy okazji udziabał ją cholerny langustnik, kończąc jej bezpechowe dni. Chociaż ten dzień również można byo uznać za udany, Wyłowiła w końcu ogromny rubin – i to w całości!
/zt
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Rudowłosa wybawicielka z cziłałą na rękach nie chowała jeszcze różdżki. Uśmiechnęła się słysząc, że krukon ma się dobrze, ale atmosfera wokół nich zdecydowanie nie sprawiała, że czuła się jakkolwiek bezpiecznie. Chłód jaki ich otaczał jasno wskazywał, że gdzieś w pobliży czaiły się głodne dusz dementory, a co jak co, ale Irv nie miała zamiaru swojej oddawać. -Potrafię, nie martw się. - Zapewniła go czując coraz większą gęsią skórkę na ciele. Robiło się naprawdę nieprzyjemnie, a to oznaczało, że istoty były coraz bliżej. -Nie wydaje Ci się. Muszą się tu gdzieś kręcić. - Powiedziała już nieco bardziej zamyślona, a na jej twarzy widać było większe skupienie. Poprawiła uchwyt na różdżce rozglądając się wokół i mając nadzieję, że kelpie nie wylezie ponownie z jeziora. Walka z dwoma takimi istotami naraz nie wróżyła niczego dobrego. Nagle, Ruda poczuła, jak cała radość z życia ją opuszcza i gdy spojrzała za towarzysza zobaczyła sunącego ku nim dementora. -Zaopiekuj się Amie. - Powiedziała, wpychając mu trzęsącą się i skomlącą psinę w ręce, a sama skupiła się na przywołaniu radosnych wspomnień ze swojego żywota. Od razu odkopała swoje ulubione czując, jak wypełnia ją całą, po czym uniosła różdżkę i rzuciła zaklęcie patronusa. Świetlista lisiczka pognała w stronę zakapturzonej istoty, która praktycznie była już na wyciągnięcie ręki, ale gdy tylko zderzyła się z pozytywną energią powoli zaczęła się wycofywać jak poparzona. -Co za uparty stwór... - Mruknęła do siebie, po czym mocniej skupiła się na szczęśliwym wspomnieniu, a jej patronus zdecydowanie przybrał na sile odpędzając dementora coraz to dalej. -Może zabrzmię nietaktownie, ale nie uważasz, że w obecnych czasach warto nauczyć się tego zaklęcia? - Zapytała Swansea, gdy zagrożenie zniknęło, a zimno powoli zaczęło odpuszczać. Wciąż jednak nie czuła się najbardziej komfortowo i nie traciła czujności na wszelki wypadek.
Kostki:
Rzuć kosteczką k6 na to, jak zachowuje się mój piesek.
1,2 - Psinka jest spokojna. Co prawda skomle i trzęsie się jak galareta, ale nic więcej z tego tytułu nie wychodzi.
3,4 - Amie wyraźnie nie jest szczęśliwa z tego, że znalazła się w Twoich ramionach. Cziłała powiększa się, przez co trudno Ci ją utrzymać. W dodatku jeśli wylosowałaś 3, pies gryzie Cię w rękę.
5,6 - Zwierzę wyrywa się jak głupie i jest praktycznie niemożliwe do utrzymania w miejscu. Jeśli wylosowałeś 6, siusiua na Ciebie dodatkowo ze strachu.
Prawdę mówiąc, ulżyło mu, gdy usłyszał, że rudowłosa zna zaklęcie patronusa. Jakkolwiek nie wiedzieli ile dementorów było wokół nich, wierzył, że Ślizgonka da sobie radę i będą w stanie stąd wyjść. W tej chwili mimowolnie zaczął myśleć, że rubin swoją barwę naprawdę ma podobną do krwi. Ten jeden kawałek niemal krwią okupił. Drgnął, gdy nagle dziewczyna wręczyła mu w ręce swojego… szczura? Nie, to był pies, tak, pies. - Wiesz, ze zwierząt, to lubią mnie jedynie pegazy… - mruknął, ale wiedział, że na niewiele to się zda, gdy tylko poczuł mocniej obecność dementora. Otoczył mocniej ramionami przerażone stworzenie w jego ramionach, próbując nie zastanawiać się, co też ludzie widzieli w zwierzętach wyglądających jak szczury, a nie będących szczurami = jego siostra i jej bezwłosy kot, czy teraz rudowłosa i jej… cziłała. Najwyraźniej pies wyczul jego niechęć, bo nagle ugrył go w rękę, a do tego zaczął sie powiększać. Powiększąc?! - Hej, de Guise, twój pies zmienia rozmiar - rzucił, niemal wpadając w słowo Irvette, próbując nie puścić mimo wszystko Amie. Spojrzał ukradkiem na rudowłosą, słysząc jej pytanie i nie wiedział, czy czuł irytację, czy też był rozbawiony tak postawioną sprawą. Pokręcił głową, uśmiechając się lekko, puszczając ostatecznie psa. - Z pewnością warto się nauczyć, choć biorąc pod uwagę, że nie jestem w stanie rzucić zwykłego imaginem animati nie powinno być dziwne, że i patronusa nie potrafię - odpowiedział, wzruszając lekko ramieniem. - Chcesz mnie poduczyć z zaklęć? - dodał, będąc przekonanym, że z tak marnym czarodziejem niewiele osób miało ochotę się zadawać, ale zawsze należało próbować. - No i dziękuję - dodał jeszcze całkowicie szczerze, skinąwszy lekko głową.
Widać chciwość nie popłacała. A przynajmniej nie dzisiaj, gdy schylenie się po błyszczący klejnot przysporzyło aż tyle kłopotów. Całe szczęście w okolicy pojawiła się Irvette i Larkin nie musiał martwić się o to, że Kelpie go utopi i pożre, czy też, że zostanie bezduszną skorupą skazaną na życie w męczarni. Nie powiedziała nic na jego komentarz na temat zwierząt, bo skupiła się na ratowaniu ich tyłków, co było teraz ważniejsze niż dyskusje o magicznej faunie. Zależało jej na tym, by cziłała była bezpieczna, więc powierzyła ją w opiece jedynej osobie, która stała obok. Miała nadzieję, że nie skończy się to źle dla żadnego z nich, ale widocznie zwierzak miał nieco inne plany. -Amie! Uspokój się proszę, zaraz będzie po wszystkim. - Zwróciła się do pieska, który faktycznie robił się coraz większy. -Podrap ją za uchem powinno podziałać. - Poradziła krukonowi, bo na ten moment nie mogła dać mu pełnej instrukcji obchodzenia się z cziłałą, która miała dość mocny charakterek i sama Irv miała długo problemy, żeby jakoś się z nią dogadać. W końcu dementor odpuścił, a ona choć nadal czujna, mogła skupić się bardziej na rozmówcy. -Naprawdę nie potrafisz? - Zapytała zdziwiona. Nie wyobrażała sobie, by ktoś w wieku Larkina mógł mieć problemy z tak prostymi zaklęciami. Oczywiście patronus do tej kategorii nie należał, ale cała reszta już tak. -Jasne! Z chęcią Ci pomogę, chociaż teraz chyba nie jest odpowiedni moment na naukę skoro co chwila coś chce nas dorwać. - Uśmiechnęła się lekko, nie mając zamiaru odmówić pomocy. -A Ty nie jesteś może ukrytym mistrzem transmutacji? Idą egzaminy, a ja jestem naprawdę w tyle z materiałem. - Postanowiła jednak ugrać przy okazji coś dla siebie, bo może i nie była zimną suką, za jaką miało ją pół Hogwartu, ale nie widziała, czemu nie miałaby skorzystać z takiej okazji. -No chodź tu piękna... - Wzięła w końcu suczkę z rąk krukona i zaczęła ją uspokajać. -Nie martw się, jest szczepiona. - Wskazała głową na ugryzienie, które nie było może super poważne, ale czasem taki drobiazg wystarczał, by wylądować na kozetce u uzdrowiciela.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Podrap za uchem. Łatwiej powiedzieć, niż zrobić, kiedy jest się ugryzionym przez psa, który stale zwiększał swój rozmiar. Mimo to LJ starał się trzymać cziłałę mocno, w końcu sięgając ranną ręką go głowy psiny, sięgając w końcu do jej ucha, drapiąc za nim. Próbował zachować spokój, szepcząc przy okazji do zwierzaka, jakby to miało w czymś pomóc. Z pewnością Amie nie polubiła go, był o tym przekonany, ale przynajmniej psina nie wyrwała mu się i nie uciekła do lasu, gdzie mogliby już jej nie znaleźć. - Skupiałem się na tych przedmiotach, które bardziej mnie ciekawiły i jakoś tak wyszło… Poza tym raczej mam dwie lewe ręce do zaklęć - odpowiedział, nie widząc niczego złego w przyznawaniu się do własnych słabości. Widział z perspektywy czasu, jak głupie było z jego strony nieuczestniczenie we wszystkich zajęciach na studiach, a już na pewno nieuczestniczenie w zajęciach z zaklęć. Teraz gdy wiedział, które zaklęcia były mu potrzebne do osiągnięcia wymarzonego celu w rzeźbiarstwie, widział, jak niewiele potrafił i jak długa czekała go jeszcze droga. Żeby to przyspieszyć, potrzebował czyjejś pomocy, więc słysząc odpowiedź Irvette nie mógł nie się uśmiechnąć. - Lepiej po prostu umówić się w zamku, Hogsmeade czy Dolinie. Mistrzem transmutacji nie nazwałbym się, ale mogę z nią pomóc. Coś za coś - zgodził się, zadowolony z sytuacji. Widać czasem trzeba było wpaść w tarapaty, żeby coś ugrać dla siebie, choć miał nadzieję, że nigdy więcej nie przyjdzie mu mierzyć się samemu z kelpie, czy dementorem. Póki co musiał albo zapomnieć o wyprawach nad strumień, albo przychodzić z kimś. - Jak szczepiona to połowa sukcesu. Jakoś nie mam szczęścia do zwierząt. Jedynie pegazy mnie tolerują i moja sowa, a reszta… To sama widzisz - odparł, sięgając po różdżkę, aby zaklęciem oczyścić miejsce ugryzienia i wyleczyć. Rana nie była duża, ani groźna, więc nie stanowiła żadnego zagrożenia. Co najwyżej ucierpiała odrobinę duma Larkina, do czego zdecydowanie nie zamierzał się przyznawać.
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Nie to, że chodzenie nad strumień sprawiało mi jakąś specjalną frajdę. Ale zwyczajnie chciałem znaleźć jakieś pieniądze na domek, bo im więcej sam ogarnę - tym mniej będę musiał prosić o pieniądze rodziców. Najbardziej w tym pomyśle podoba mi się fakt, że będę mógł mieć psa. Bo co jak co, ale wychowywanie Anubilisa to było jedne z moich marzeń. Od dzieciństwa uczyłem się o nich całe mnóstwo, ale obserwowanie jak inni trenują ich na wyścigi, to nie jest to samo co posiadanie jednego. Dzisiaj przyszedłem z jednym na strumień. Moi rodzice po tragicznym roku księżycowym potrzebowali więcej psów, więc akurat się trafiło że miałem sprawdzić jednego psa w okolicy Hogsmeade. Okazało się, że pies ten był w posiadaniu mugoli, całkowicie przekonanych że mają u siebie normalnego charta. Dobrze wiedziałem, że psy te niespecjalnie tolerują osoby niemagiczne, widziałem mnóstwo przypadków, w których były one niebezpieczne dla osób z niską ilością krwi magicznej. Nic więc dziwnego, że małżeństwo mugoli chciało jak najszybciej pozbyć się psiaka, którego kupili, przekonani, że jest po prostu strasznie agresywny. Wziąłem psa na spacer, wpierw zakładając mu specjalną, magiczną smycz, którą dostałem paczką od ojca. Miała ona wyjątkowe właściwości, bo o ile pozwalała biegać psu dość wolno, to jeśli tylko zbliżało się niebezpieczeństwo (bądź odwrotnie, pies nim był) ściągała zwierzę z powrotem do właściciela, którym dzisiaj byłem ja. Musiałem najpierw zadbać odrobinę o spokój odrobinę zestresowanego psa, który spędził tyle czasu wśród mugoli. Zacząłem od delikatnego głaskania, paru anubilisowych smaczków dla pozyskania zaufania. I co najważniejsze dałem mu się bardzo dokładnie obwąchać. Jego nos wędrował po moich żyłach, z każdym niuchnięciem wydając się być coraz spokojniejszy. Odrobinę raistowskie były to psy, ale co zrobić. Sprawdzając psa, którego miałem ewentualnie kupić zacząłem od najprostszej rzeczy - sprawdziłem jak biega. Idąc w stronę strumienia rozpocząłem od truchtu, razem ze mną. Kiedy byliśmy na szerszej przestrzeni, stworzyłem swojego patronusa i puściłem go, by sprawdzić jego szybkość. Wyjąłem swój zegarek, by zmierzyć jak mu idzie, a potem w notesiku sprawdziłem zapiski (również podesłane od ojca) od trenerów, którzy sami wypisywali prędkości jeszcze nietrenowanych, świeżych piesków. Parę razy wypuściłem zwierzaka na odpowiednie dystanse, skrupulatnie porównując wszystko. Wyglądało na to, że jego wyniki były całkiem wysokie, jednak martwiłem się faktem, że nadal nie odbił się od ziemi tak, by szybować w powietrzu na krótki czas. Psy, które to robią są zdecydowanie lepsze podczas wyścigów i szedłem o zakład, że jeśli tego nie zrobi, a ja go wezmę do rodzinnego domu, ojciec i zatrudnieni trenerze nie będą ze mnie dumni. Dlatego po drodze nad strumień wykonuję serię ćwiczeń, mających na celu sprawdzenie czy może jednak potrafi szybować w powietrzu chociaż kilka minut. Nie jestem jednak w tym specem i wszystko co wymyślam idzie na marne, pies nadal nie unosi się, a ja powoli zastanawiam się czy przypadkiem nie będę musiał go pozostawić. W końcu jesteśmy nad strumieniem, gdzie zaczyna się żmudna szukanina odpowiedniego kamienia. Szczerze mówiąc, wcale nie sądzę że uda mi się go znaleźć, wręcz przeciwnie podchodzę do tego bardzo sceptycznie. W tym momencie z wody wyskakuje jakaś dziwaczna ryba, a przestraszony nagłym pojawieniem się jej pies podskakuje i zaczyna biec... unosząc się w miejscu. Wzdycham z ulgą, że będę mógł go wziąć od rodziny mugoli. Sam zaś idę w stronę wyskakującej ryby i odkrywam, że przykrywała ona wcześniej wielki, różowy kamień, który zabieram wesoło ze sobą.
|zt|
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Powrót do Wielkiej Brytanii sprawił, że nawet Skye musiał odwiedzić miejsce o którym krążą plotki, że przynosi fortunę dzięki znaleziskom. Mówiło się to i owo, że kto miał większe szczęście to i mógł znaleźć bardzo wartościowe minerały, które po zamienieniu na galeony dawały jakąś małą znaleźną. Ale czy tak się miało stać to dopiero miało się okazać po przybyciu, gdy niczego nieświadomy ponownie w barwach żółci student miał zauważyć połyskujący element, który okazał się... ametystem. Nie pozostawało chyba nic innego jak podejść po przedmiot i zorientować się czy istnieje gdzieś możliwość sprzedania go okolicznemu jubilerowi czy fanatykowi kamieni szlachetnych. Coś mu też podpowiadało, że to nie mógł być pierwszy raz, kiedy ktoś coś tu znalazł.
|zt|
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
kostki:1, 5, 6 (przerzut pierwszej kostki jest poniżej ze względu na odznakę)
Odkąd księżyc wrócił na niebo, a świat zdawał się wracać do swojego poprzedniego rytmu, coraz częściej zapuszczała się na spacer gdzieś dalej, bez obaw, że zaatakuje ją dementor czy napotka na swej drodze ponuraka. Dzisiaj, chcąc odetchnąć po wyczerpującym roku szkolnym i koncertowo zjebanych egzaminach (a właściwie to jednym, ale tym dla niej najważniejszym), wybrała się nad strumień - miejsce, w którym o tej porze nie powinno być zbyt wielu poszukiwaczy drogocennych kamieni. Usiadła na brzegu i wyciągnęła paczkę Słodkich Pufków. Niespiesznie paliła papierosa i rozkoszowała się wszechobecną ciszą i spokojem, starając się nie myśleć o nagromadzających się problemach; czekała cierpliwie aż stresujące myśli odejdą, a gdy w końcu poczuła, że jest trochę bardziej zrelaksowana, przeszła się brzegiem. Już miała zmierzać w stronę ścieżki prowadzącej z powrotem do Doliny, kiedy w ostatniej chwili dostrzegła w wodzie błysk. Bez zastanowienia zanurzyła w strumieniu dłoń, wyławiając piękny różowy kamień i chociaż specjalistką nie była to wiedziała, że może dostać za niego ładną sumę galeonów.
/zt
______________________
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Nad dolinogodryckim strumieniem Shawa nie było już od jakiegoś czasu. I choć z reguły wracał stąd z niczym, to pamiętał że raz - raz jeden - zdarzyło mu się odnaleźć tutaj dość spory kamień szlachetny, który sprzedał z niemałym zyskiem. Więc teraz, kiedy chodzenie po dzikich terenach nie przynosiło już zagrożeń związanych z dementorami, Darren ponownie pojawił się nad strumieniem, brodząc w płytkiej wodzie i wypatrując błyszczących okruchów, za które ktoś na Pokątnej - lub jakiś jubiler w Dolinie Godryka - byłby skłonny zapłacić mu parę galeonów. I poszukiwania się opłaciły - mężczyzna wyłowił dość spory, różowy kwarc, niestety nie tak wielki jak poprzedni, ale nadal wyglądający jakby mógł za niego przygarnąć uczciwą sumkę.
z/t
Murphy M. Murray
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 173
C. szczególne : często chodzi po szkole z rogami lub ogonem, a w chwilach wzmożonych emocji włosy zawsze informują o tym otoczenie swoim kolorem; blizna po ranie ciętej na lewym boku na wysokości pępka
Zero zmartwień, głowa pusta. Rozkoszuję się tym, że moje życie jest pierwszy raz od dłuższego czasu zupełnie bezproblemowe, pech nie upomina się o mnie tak często. Żyć nie umierać. Gdy tak sobie uświadamiam, że nic nie muszę i mogę zrobić co chcę, orientuję się, że dawno nie byłem na żadnym dłuższym spacerze po nieznanej okolicy. Wyrywam się więc z Hogsmeade, i chociaż ostatecznie nogi mnie niosą już znanymi szlakami, zupełnie mi to nie przeszkadza. Czuję się na tyle usatysfakcjonowany, że nie trzeba mi do szczęścia żadnych ekscesów. Siadam zadowolony w trawie nad strumieniem. I – kto by pomyślał – życie postanawia mnie jeszcze trochę wspomóc. W tafli wody widzę coś błyszczącego, więc bez wahania wkładam dłoń pod taflę, wyciągając lśniący, zielony kamień sporych rozmiarów. Ważę go w dłoni i z zadowoleniem wkładam do kieszeni. Jeszcze przez chwilę wyleguję się w trawie, zanim postanawiam zawinąć się z powrotem do mieszkania.
/zt
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Rozleniwił się strasznie, zasiedział w domu i wychodził jedynie nocami na kolejne imprezy, pełne dymu oraz procentów. Nie narzekał oczywiście, tłumacząc swój brak rozsądku młodością, która rządziła się własnymi prawami. Tym bardziej że stary był na jakimś wyjeździe i miał święty spokój, bo kontaktu z rodzeństwem nie miał już od dłuższego czasu. Merlin niech ich ma w opiece, ale bez królowej dram i króla przyzwoitości było mu zwyczajnie lepiej. Zmrużył oczy pod wpływem promieni słońca, gdy teleportował się do Doliny Godryka. Musiał pobiegać, rozruszać stare kości, a ścieżka przy strumieniu cieszyła się dużą popularnością. Ubrany więc w krótkie, dresowe spodnie i białą koszulkę, zawiązał mocniej adidasy i ruszył przed siebie, pochłonięty własnymi myślami — nie było ich zbyt wiele. Brunet, nucąc pod nosem, starał się nie myśleć o czyhającej na jego kark dorosłości. Nienawidził tego przejścia z luźnego studenta do urzędowego idioty, którym według ojca miał się stać. Biegł przed siebie dobre trzydzieści minut, zanim zatrzymał się nad strumieniem. Przemył twarz zimną wodą, a następnie zrobił kilka łyków i przetarł jeszcze włosy oraz spocony kark mokrą ręką, chcąc poczuć odrobinę chłodu. Wśród zielonych drzew wiatru nie było wiele i chociaż ich korony chroniły przed słońcem, wciąż było kurewsko duszno. Dostrzegając błysk w tafli, sięgnął dłonią i z uśmiechem wyczuł pod palcami gładką powierzchnię — jak się okazało, kamyka szlachetnego. Los się do niego uśmiechał, chociaż na temat pieniędzy, osuszył go koszulką, wsuwając następnie do kieszeni z zamiarem spieniężenia go u jakiegoś jubilera. Najpierw jednak musiał skończyć biegać, a wciąż miał przed sobą długą trasę.
/zt
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Skoro wszystko, co złe, już się skończyło, a przynajmniej taką mieli nadzieję, wybrali się na spacer. Jak do tego doszło, że ostatecznie znaleźli się aż nad strumieniem, trudno powiedzieć, ale najwyraźniej to miejsce mimo wszystko ich do siebie ciągnęło. Być może chodziło o skwar lejący się z nieba i fakt, iż nad wodą mogli nieco się ochłodzić, może przyczyna była inna, trudno było powiedzieć. Ostatecznie jednak Christopher niemalże brodził w strumieniu, ciesząc się otaczającą ich ciszą i spokojem, jaki wynikał z powrotu normalności. Magiczne stworzenia przestały szaleć, wszystko wróciło do stanu sprzed roku, a przynajmniej takie odnosił wrażenie. Dlatego też w końcu pozwolił sobie na nieco więcej swobody, przestał oglądać się za siebie, przestał upewniać się, że nic na niego nie czyha, choć oczywiście widać było, że wciąż był bardzo ostrożny. Mimo to gdy dostrzegł błysk w wodzie, pochylił się, by wyciągnąć na powierzchnię dość spory kamień, który przekręcił w palcach i zauważył cicho, że zawsze zadziwia go, kiedy je tutaj znajduje. Zerknął jeszcze na męża, jakby chciał zapytać go, czy i jemu się tak wydawało, a potem odetchnął głębiej, proponując, żeby mimo wszystko zbierali się do domu. Ostatecznie bowiem robiło się nieznośnie gorąco.
z.t
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Vinícius Marlow
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
— A to jest Dolina Godryka — mówię do siedzącej na moim ramieniu Belli tuż po tym, jak wychodzę z Błędnego Rycerza. Nie mam tutaj nic szczególnego do załatwienia, ale korzystam z wakacji i postanawiam nieco pospacerować po magicznych miejscach, które z oczywistych względów dawniej były dla mnie zupełnie niedostępne. Dolina jest absolutnie pierwsza na mojej liście miejsc do odwiedzenia, więc nie zastanawiam się długo, po prostu biorę ze sobą coś do picia, układam sobie elfa na ramieniu i idę, sam bo akurat wszyscy mieszkańcy Poziomki byli dzisiaj zajęci. Nie przeszkadza mi to wyjątkowo, moje towarzystwo jest równie świetne. Nie mam konkretnego planu, ale pierwsze co przychodzi mi na myśl to strumień, w którym ludzie podobno nieźle się obławiają. Nigdy nie przywiązywałem wielkiej wagi do pieniędzy i dalej nie mają dla mnie aż tak dużego znaczenia, ale im jestem starszy, tym mocniej rozumiem, że czasem po prostu trzeba je mieć. Nawet Poziomka z pewnością nie będzie wieczna, zwłaszcza że nie należy do mnie. Właściwie chętnie zamieszkałbym w vanie, ale na niego też trzeba uzbierać konkretną kwotę galeonów, no chyba że uda mi się uwieść Jessicę i namówić ją do wspólnego życia. To oczywiście byłoby bardzo w moim stylu, jestem stworzony do wykorzystywania ludzi i żerowania na ich naiwności. Prawie parskam śmiechem do własnych myśli. — To chyba tędy — mówię do Belli, a ta podzwania bez przekonania i macha nóżkami, bo ewidentnie nudzi jej się kiedy tak stoję w miejscu. Więc idę, po drodze pytam kogoś o kierunek i w ten sposób udaje mi się trafić nad wartki strumień. Ściągam buty i wchodzę do wody, chociaż wcale nie wiem jak się za to zabrać. Na szczęście nie jestem sam, mam przyjaciół, a w tym przypadku – przyjaciółkę. Nie mija wiele czasu, kiedy słyszę podniecone elfie wydzwanianie. I choć jestem świadomy, że pewnie wcale nie zależy jej na moim bogactwie, to podążam w tamtym kierunku i okazuje się, że nawet jeśli Bella nie pojmuje wartości kamienia, to bardzo przemawia do niej jego urzekający błękitny blask. — Dobra robota — chwalę elficzkę, kiedy po wyciągnięciu bryły z wody przekonuję się, że jest to najwyraźniej szafir, albo coś podobnego. W każdym razie niebieskie. Oczyszczam go w wodzie i pakuję do torby, zupełnie nieświadomy jak wielkie bogactwo wpadło właśnie w moje ręce.
| z/t
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Na magię, w życiu nie pomyślałby, że zwykły spacer po Dolinie Godryka może być tak przyjemny. Kiedy był tutaj ostatnim razem, na każdym kroku trzeba było wyglądać dementorów, a wizyta nad strumieniem groziła starciem z kelpie (czego doświadczył), albo tygodniem pecha (tego na szczęście tym razem nie doświadczył) i Merlin jeden wie, co jeszcze mieszkało w wodzie i miało wobec niego złe zamiary. Widać pewne rzeczy docenia się dopiero wtedy, kiedy się je utraci… i tak, Nathaniel doceniał teraz zarówno dolinę bez nieprzyjemnych niespodzianek, jak i sprawną lewą rękę stanowiącą przeciwieństwo tej drugiej, schowanej w skórzanej rękawiczce z nałożonym na nią zaklęciem chłodzącym, bo inaczej chyba by się ugotował. Postanowił sprawdzić, czy będzie miał szczęście i tym razem. Szukanie kamieni w strumieniu było dla niego czymś na kształt rozrywki… a teraz, kiedy upały dawały się we znaki, było przede wszystkim przyjemne. Chętnie wszedł do wody i brodził w niej dłuższą chwilę, nim wypatrzył na dnie różowy błysk. Nie spodziewał się wiele, ale i tak się schylił… i wtedy okazało się, że to, co widział, to zaledwie wystający ponad dno kawałek głęboko zakopanego kwarcu. Nie lada znalezisko! Zdecydowanie zamierzał je spieniężyć.
| z/t
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Ostatnie dni były dla nich ciężkie i spacer, na który się wybrali miał w tym odrobinę pomoc. Tak też częściowo się stało, gdy Josh z lekkim uśmiechem rozglądał się po rezerwacie, nie zwracając uwagi na to, gdzie niosły ich nogi. Cieszył się spokojnym dniem, tym, że nikt niczego od nich nie chciał, że zza krzaków nie wyskoczył ktoś obcy, twierdząc, że są rodziną. Nie mówił jednak wciąż o tym, co się wydarzyło, nie umiejąc tego poukładać w swojej głowie. Wobec czego strumień okazał się dla niego wybawieniem, gdy mógł usiąść nad nim, ciesząc się chwilowym chłodem. Uwielbiał burzę, ale chwila przed nią, gdy powietrze stawało się lepkie, kiedy nawet najlżejsze ubranie przyklejało się do ciała, była najgorsza. Zawsze szukał wtedy ochłodzenia, a to, jakie dawał strumień, było wyjątkowo przyjemne. Odkąd też nie atakowały z każdej strony langustniki i kelpie, nie widział problemu w zdjęciu butów i wejściu do strumyka, czując w jednej chwili igiełki lodu atakujące jego stopy. Uśmiechał się jednak szeroko, chwilowo odprężony. Jego uwagę zwrócił nagle mąż, który pochylił się w stronę wody, wyjmując z niej dość duży kawałek błyszczącego kamienia. Zadziwiające, że strumień tak często miał dla nich jakieś błyskotki. Brodząc w wodzie, podszedł do męża, chcąc sprawdzić, co znalazł, gdy i jego spojrzenie przykuł błysk w wodzie. Pochylił się, będąc przekonanym, że musiało to być jakieś stworzenie, które zaraz ucieknie, ale ku swojemu zdumieniu także znalazł kamień. Błyszczący, niebieski, nawet duży. Uśmiechnął się, lekko, pokazując znalezisko mężowi, gdy siadał na brzegu, aby wysuszyć krótkim zaklęciem nogi, nim ubrał buty i ruszyli dalej na spacer. Wierzył, że kiedy wyjadą na wakacje, wszystko się uspokoi.
/zt.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Cziłała nie łatwo przekonywała się do ludzi, ale drapanie za uchem i uspokajanie nieco pomogło i psina zaczęła powoli się kurczyć. Do naturalnych rozmiarów wróciła jednak dopiero po tym, jak wszelkie niebezpieczeństwo zostało przegnane, a ona znów znalazła się na rękach właścicielki. -Rozumiem. Myślę jednak, że uda nam się coś na to poradzić. Patronusy zawsze są przydatne, nawet w spokojniejszych czasach. - Powiedziała nieco bardziej oficjalnie, bo nie rozumiała do końca, jak można nie skupiać się na zaklęciach. Przecież była to podstawa dla każdego czarodzieja i Irvette czułaby się bez różdżki jak bez ręki. No ale widać nie wszyscy mieli takie podejście jak ona. A to niespodzianka. -Osobiście wolę trenować poza szkołą, ale nie odmówię każdej okazji. Pomyśl jednak wcześniej, jakie wspomnienia chciałbyś przywołać. Będzie Ci zdecydowanie łatwiej podejść do nauki. - Udzieliła rady, którą sama kiedyś otrzymała. Jej srebrzysta lisiczka chyba nigdy jej jeszcze nie zawiodła, co dziewczyna zawdzięczała też umiejętności zachowania zimnej krwi w naprawdę wielu niebezpiecznych i dziwnych sytuacjach. -Pegazy wcale nie są takie łatwe do ugłaskania, więc to już jakiś sukces. Do większości zwierząt potrzeba zazwyczaj tylko odpowiedniego podejścia, reszta toczy się sama, ale nie zawsze to takie łatwe. Dużo też zależy od charakteru istoty. - Zamyśliła się na chwilę wspominając Beauxbatons, gdzie ONMS było na naprawdę wysokim poziomie. Czasem tęskniła do starej szkoły, gdzie kładło się nacisk na to, co Irvette kochała najbardziej, ale już dawno przyzwyczaiła się do przymusowej zsyłki do Brytanii i nowej szkoły, do której czuła coraz większą sympatię z każdym dniem.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Stéphane de Guise
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186
C. szczególne : blizna na policzku, francuski akcent, krwawa obrączka na palcu. a do tego rudy jak Irweta
Grzebanie w jakimś leśnym strumieniu w poszukiwaniu kamieni szlachetnych, które mógłby potem sprzedać teoretycznie było poniżej jego godności, ale w praktyce naprawdę potrzebował galeonów; o niesamowitych właściwościach tego miejsca w Dolinie Godryka dowiedział się od jakiegoś jegomościa zapijającego mordę w Dziurawym Kotle, który zarzekał się, że niepozorna rzeczka wypluwa z siebie co rusz warte krocie kamienie i jego szwagier tak się wzbogacił na spacerach w tamte rejony, że zwariował od nadmiaru gotówki i wylądował w świętym Mungu. Facet był przy tym na tyle przekonujący, że Stefan mu uwierzył i pewnego pięknego popołudnia udał się nad wskazany strumień, zajrzał w krystalicznie czystą wodę to tu, to tam, a jego wzrok dosyć prędko napotkał piękny, błyszczący bogatą czerwienią kamień, na pierwszy rzut oka rubin podobny do tych, którymi lubiły obwieszać się co elegantsze damy na bankietach ze wstępem tylko dla czystokrwistych osób. Wyłowił zdobycz, a kiedy chwilę później u lokalnego jubilera okazało się, że jest wart ćwierć tysiąca galeonów, to aż sam się zlękł, że może stracić głowę od tego dobrobytu.
Zt
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Dawno nie miał okazji tak zwyczajnie przespacerować się po Dolinie Godryka. Co prawda i ta okazja ciągnęła za sobą pewien powód - bo właśnie skończył oglądać któryśtam z kolei dom na sprzedaż, jednak... Według niego żaden się nie nadawał. Były za duże, pękate, nierzadko nawet przytłaczające - a tego ostatniego starał się unikać jak ognia. Szczególnie, że jeśli coś dla niego było przytłaczające - to tym bardziej dla drugiej osoby, którą planował w tym domu ulokować. Jeśli tylko będzie chciała - rzecz jasna. Dlatego dość niepocieszony, ale dalej zdeterminowany - zawędrował w okolice strumienia w Dolinie. Spacerując wzdłuż potoczku przyszła mu do głowy idiotycznie infantylna myśl - która jednak rozwiązałaby swoją prostotą jego zagwozdkę. Jeśli znajdzie jakiś drogocenny kamień - pójdzie za swoją pierwszą myślą i kupi rezydencję w Hogsmeade; jeśli wróci z pustymi rękami - poszuka jeszcze lokum w Londynie, albo w ogóle w Szkocji. Nim jednak choćby zdążył dokończyć konstruować swoje postanowienie w myślach - czujne oko wyłapało coś... połyskującego na różowo. Schylił się po słusznych rozmiarów kamyczek, już zaśmiewając się pod nosem. Los się chyba do niego uśmiechnął - decyzja zapadła.
To też nie było tak, że Larkin zupełnie nie znał się na zaklęciach, jednak podstawowych, używanych w codziennych sytuacjach nawet nie brał pod uwagę. Używał też tych, które mogły przydać mu się w rzeźbiarstwie. Właściwie wszystko kręciło się dla niego wokół rzeźbienia i jeśli nie było do tego przydatne, od razu Swansea zapominał przyłożyć się do nauki danego zaklęcia. Innymi słowy dokładnie w taki sposób traktował OPCM i jakkolwiek wiedział, że te zaklęcia są ważne, że nigdy nie wiadomo, co się stanie, znał jedynie podstawy. - Jasne, myślę, że mam kilka odpowiednich wspomnień i chyba będzie łatwiej za chwilę spotykać się poza szkołą - odpowiedział pojednawczym tonem, nie będąc do końca przekonanym, czy uda mu się nauczyć tego zaklęcia. Zawsze też mógłby, w razie trudności przy nauce z Irvette, skierować się do Shawa, który z tego co pamiętał, prowadził kiedyś warsztaty z nauczania patronusa. Była więc dla niego nadzieja, ale musiał zrobić krok w jej stronę. Mimo to wciąż nie był przekonany, czy naprawdę było mu potrzebne do szczęścia zaklęcie patronusa, choć… Bijące wciąż ciężko serce uświadamiali mu, jak niewiele brakowało, żeby kelpie i dementor walczyli o ofiarę. - Dziadek miał hodowlę pegazów i to on uczył mnie jak przy nich postępować. Koty i psy… To zupełnie inna para różdżek. Choć nie przeczę, może po prostu miałem pecha do stworzeń i okoliczności ich poznania - dodał, spoglądając na cziłałę dziewczyny. Być może, gdyby nie została wciśnięta mu w ręce, gdyby nie czaił się w pobliżu dementor, potrafiliby dogadać się od razu? Jednak takie gdybanie nie miało większego sensu. Uśmiechnął się lekko, poprawiając wywinięte mankiety koszuli, upewnił się czy rubin jest na swoim miejscu i zmarszczył nagle brwi, spoglądając na rudowłosą. - Szukasz kamienia? Czy wolisz nie ryzykować, że kelpie wróci? - zapytał, gestem wskazując strumień. Choć wiedział, że to ona uratowała skórę jemu, był zdania, że nie powinien jeszcze teleportować się do domu, tylko poczekać. Gdyby Irvette chciała poszukać jakiegoś cennego kamienia, zostałby z nią, żeby chociażby pomoc upilnować jej pupila.
Według dziewczyny każde zaklęcie było ważne i warte uwagi. Czarodziej nigdy nie wiedział, z czym przyjdzie mu się mierzyć, a ona nienawidziła niespodzianek, w których nie wiedziała jak się odnaleźć. Musiała mieć rozwiązanie na wszystko i tak właśnie podchodziła do nauki czarów, choć Merlin jej świadkiem, że nie wszystko wchodziło jej tak gładko jakby sobie tego zażyczyła jej ambicja. -Oczywiście. Patronus to nie żadna tajemnica, którą trzeba brać w ciemne zaułki, ale jeśli masz jakieś bezpieczne miejsce, gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzał chętnie przyjmę propozycje. - Cieszyła się, że Larkin już teraz potrafił przyznać, że będzie nad czym pracować. Gdyby uważał, że nie ma nawet jednego wspomnienia godnego patronusa, proponowana przez Irvette lekcja mogłaby zostać odwołana ze względu na zbyt wysoką szansę niepowodzenia. -Och... Niesamowite! Ja miałam okazję poznać je lepiej w Beauxbatons, ale opieka wcale nie była taka prosta. Dużo czasu spędzałeś w hodowli? - Spytała zainteresowana, a uśmiech pojawił się na jej twarzy, gdy mogła wspomnieniami na chwilę wrócić do dawnej szkoły, przy której Hogwart nawet się nie umywał. -Kamienia? Raczej jak sam się natrafi. Nie potrzebuję dodatkowych błyskotek wystarczy, że otworzę skrytkę u Gringotta i mam wszystko, czego bym chciała. - Skromność nie była jej najmocniejszą stroną, ale też nie rozumiała nigdy czemu ma udawać, że nie jest zamożna. Korzystała z rodzinnej fortuny i często torowała sobie nią drogę co było łatwe i działało na zadziwiającą większość wpływowych ludzi jakich mijała na swojej drodze.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.