Strumień spływa powoli po kamieniach, którymi wyłożone jest dno. Nie jest zbyt długi, jednak przyjemny szum wody sprawia, że mieszkańcy bardzo lubią przychodzić w to miejsce i spędzać tu długie godziny na odpoczynku. Jeżeli bardzo dokładnie rozejrzeć się po okolicy, da się odnaleźć kilka rodzajów specyficznych ziół i roślin. Najbardziej wyjątkowa, głównie przez swoją niedostępność w innych miejscach, jest języcznik migocący. Rozpoznają je tylko wprawieni w zielarstwie, gdyż niewiele różnią się od zwyczajnych paproci. Wprawna obserwacja pozwala zauważyć delikatny pyłek, unoszący się bardzo powoli spiralami - jest tak subtelny, że trzeba na nim bardzo skupić wzrok, aby dostrzec choćby lekkie migotanie. Spomiędzy kamieni, unosząc się nieznacznie nad powierzchnię wody, wyrastają żabieńce strumykowe. Te miniaturowe roślinki ciężko znaleźć gdzie indziej. Podobnie jest zresztą płomiennicę drzewną, wyrastającą na drzewach bliskich strumieniowi. Prawdopodobnie to woda ma jakieś specyficzne właściwości. Kiedy ma się trochę szczęścia i ochotę na wejście do strumienia, między śliskimi głazami da się znaleźć kruszyny kamieni szlachetnych. Można je spokojnie wymienić na galeony.
Rzuć trzema kostkami, aby sprawdzić, czy udaje ci się znaleźć kamienie.
► Pierwsza kostka definiuje, czy udaje ci się coś znaleźć: 1, 5 - Udaje ci się znaleźć kamień; 2, 3, 4, 6 - Nie udaje ci się znaleźć kamienia.
► Druga kostka - jeśli pierwsza zakłada, że coś znalazłeś, wskazuje, jaki to kamień: 1 - Ametyst 2 - Rubin 3 - Szafir 4 - Szmaragd 5 - Kwarc różowy 6 - Onyks
► Trzecia kostka określa, w jakim jest stanie oraz na ile galeonów możesz go wymienić: 1 - Marne okruchy - nie dostaniesz za nie nic 2 - Drobne cząstki - niezbyt dużo warty - 10 galeonów 3 - Pomniejsze kawałki - 30 galeonów 4 - Jeden, większy kawałek - 70 galeonów 5 - Bardzo brudny spory kawałek - 120 galeonów 6 - Cały kamień - może lepiej go zachowaj? Dostaniesz za niego 250 galeonów!
Kamieni możesz szukać raz w miesiącu! Z racji tego, że miejsce znajduje się w Dolinie Godryka szukać kamieni mogą wyłącznie studenci i dorośli!
- Jeszcze nie jestem, ale mam w planach. Zbieram się do tego, żeby podejść do kursu tresera zwierząt, a w przyszłości hodowcy. Chcę mieć własną hodowlę fogsów, ale czy to się uda, to się dopiero okaże. W każdym razie z Royem pracuję i pewnie wszystko będzie opierało się o to, jak pójdzie mi z moim psem - odpowiedział dość obszernie na jej pytanie, jednocześnie mając wrażenie, że tak precyzyjne odpowiedzi są odpowiednie. Wyjaśniały od razu wszelkie niedopowiedzenia, jakie mogłyby powstać, gdyby odpowiedział jednym zdaniem. Jednocześnie jej pytanie uświadomiło mu, że choć zmienił pracę, choć zajmował się zwierzętami i wszystkim wokół nich w Magicznej Menażerii, nie zrobił kolejnego kroku ku spełnieniu swoich marzeń. Twierdził, że nie miał do tego czasu, ale czy na pewno? Może po prostu powinien odłożyć na bok inne zmartwienia i naprawdę zająć się tym, czego od siebie oczekiwał. To jednak była melodia przyszłości, teraz przygotowywał się z Royem do pierwszej wystawy i liczył, że uda im się wyjść jeśli nie z wyróżnieniem, to przynajmniej świadomością, co jeszcze muszą obaj dopracować. - Nie, nic się nie stało - odpowiedział, gdy zapytała o powód jego śmiechu. W jednej chwili zrozumiał, że mogła odebrać jego śmiech jako sygnał, że popełniła błąd, albo coś podobnego. Nie był jednak w stanie wyjaśnić swojej wesołości. W końcu to, że próbowała przygotować jedzenie pod każdym możliwym kątem, nie było tak naprawdę śmieszne. Było czymś w gruncie rzeczy miłym, a jednak… Jego rozbawiło. Jak więc miał to wyjaśnić? Nijak. Mógł jedynie pokręcić lekko głową, licząc, że nie będzie o to dopytywać. Słuchał jej, gdy tłumaczyła, że to jak w tej chwili wyglądały bułeczki, czy drożdżówki, nie było przypadkiem i nie krył się z lekkim uśmiechem, który zakotwiczył się w kąciku jego ust i zdecydowanie nie chciał zniknąć. Przyglądał się jej przy okazji z bliska, próbując mimowolnie złożyć w całość to, co o niej wiedział, odkrywając, że nie wiedział zbyt wiele. Jednak tak, jak z początku wydawała się słaba, tak odkrywał, że były to jedynie pozory. - W takim razie czuję się zaszczycony. Poświęciłaś wiele czasu i myśli temu piknikowi… - zauważył spokojnie, nim odwrócił spojrzenie od niej, skupiając się na warkoczu, który ugryzł, który zdecydowanie mu smakował i rzeczywiście pasował wyśmienicie do kawy, jaką po chwili upił. Zastanawiał się, co odpowie w temacie pikników i niespecjalnie zdziwiła go jej reakcja na konie. Miał wrażenie, że obawiała się wszystkich zwierząt, bądź była do nich uprzedzona i choć było to dziwne, z uwagi na rodzinę, z jakiej pochodziła, potrafił to w pewnym stopniu zrozumieć. - Zawsze można też rzucić odpowiednie zaklęcia na koc, na miejsce, w którym chciałoby się siedzieć i cieszyć się ciepłym miejscem pośród polany pełnej śniegu, ale nie jestem pewien, czy takie pikniki są naprawdę tak przyjemne, jak tradycyjne - zgodził się z nią, kończąc jeść bułeczkę, zapijając ją kawą. Smakowała mu - odpowiednio mocna, czarna, posłodzona wcześniej. Lubił taką, bez udziwnień i dodatków, które najczęściej zabijały jej smak. Zaraz też spojrzał na Berthę z zaciekawieniem, kiedy przyznała, że ma słabą głowę. Nie mógł nie zaśmiać się w duchu, gdy przypomniał sobie hasło, że alkohol źle działa na nogi - rozkłada je. Nie był to jednak żart, jaki mógł w tej chwili powiedzieć i przy niej, więc zachował go dla siebie, choć przez chwilę, spoglądał z rozbawieniem w kawę. - W takim razie zdecydowanie nie będę proponował wina na raz następny - powiedział w końcu, unosząc na nią spojrzenie. - Może trochę jest mi przykro? To był dość pokaźny kawałek, a nie często takie się trafiają… Jednak nie zależało mi na nim tak, żebym się tym mocno przejmował. Byłem zły, bo ktoś postanowił ukraść coś mojego - wyjaśnił, sięgając po owoce.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Szanowała w ludziach ambicję, a podjęcie się hodowli czegokolwiek wydawało się jej właśnie takie - ambitne. Poniekąd postrzegała to w tych samych kategoriach co zakładanie rodziny. Była to pewnego rodzaju hodowla i pewne odpowiedzialności pokrywały się między tymi dwiema sytuacjami, choć istniała oczywiście też ogromna przepaść społeczno-moralna i zapewne gdyby otwarcie i na głos przyrównała rozmnażanie psów do rodzenia dzieci, mogłaby unieść niejedną brew pośród słuchających. - Dlaczego? - zapytała prosto. Zdawało się, że odpowiedział wyczerpująco i rzeczywiście, była to najlepsza forma komunikacji, a jednak zawsze znalazło się dodatkowe pytanie. Uśmiechnęła się, widząc jego spojrzenie - Mam na myśli, dlaczego akurat hodowla psów. To coś, czym zajmuje się Twoja rodzina? Czym się pasjonowałeś od dziecka? - to była dla niej zawsze dobra zagadka. Idąc tropem, pierwszego, ona sama powinna być ukierunkowana ku pracy ze zwierzętami, a tak wcale nie było. Skłaniając się ku drugiemu, obrazek również się nie składał, bo jako dziecko planowała być wróżbitką. - Ja zostałam magipsychiatrką z powodów, które społecznie są uznawane za egoistyczne. - zaczęła, czując, że może powinna dać mu coś w zamian, informację za informację - Chciałam rozumieć lepiej to, co się dzieje w mojej własnej głowie w związku z moją nieneurotypowością. Poza tym - mam duży talent don leglimencji, a w zawodzie psychiatry, czy w ogóle lekarza, przydaje się zaskakująco często. - uniosła filiżankę do ust i upiła powoli łyk kawy, która, na całe szczęście, smakowała dokładnie tak, jak mogła się tego spodziewać - Ciekawi mnie, co uwarunkowało Twoją decyzję o tym, że chcesz hodować psy. Mój wybór życiowej kariery padł bardzo daleko od tego, czego się ode mnie spodziewali przez dużą część mojego życia. Kardemommeboller dawały jej radość, cieszyła się z tego, że udało jej się zdobyć i opanować ten przepis. Chodziła do tamtej kawiarni niemal wyłącznie ze względu na te bułeczki, a Norwood zainspirował ją do tego, by nie była uwiązana do tego typu zależności. Gdyby nie sprowokował w niej tej myśli, nigdy nie nauczyłaby się ich robić, więc teraz były nierozerwalnie spięte z jego osobą. Uśmiechnęła się: - Wiem, że powiedziałeś to jako zwrot grzecznościowy. Ale i tak mi miło. - sięgnęła po kilka wiśni- To prawda, można, ale po co? Są inne atrakcyjne rzeczy, które można robić tylko w zimę. Tak jak atrakcje pokroju pikników można robić latem. - przełknęła kawę - Jak na przykład jazda na łyżwach. Ten śmiech, który mu zakwitł w duchu, był bardzo trafiony, bo Berta po alkoholu miała i słabe nogi i słaby rozum i słabe pojęcie o porządku świata. Alkohol uderzał w nią mocno, precyzyjnie i w te części głowy, które na co dzień były uśpione. - Alkohol mi nie przeszkadza, po prostu ja go nie piję. Jeśli Ty będziesz chciał - nie odmawiaj sobie. - zapewniła prędko, by nie czuł się uwiązany jej personalnymi ograniczeniami. Obserwowała go, kiedy wyraził swoje odczucia względem sytuacji z kamieniem. Wiele można było odczytać z takich wypowiedzi. Nie zależało mu na samym krysztale, a bardziej czuł niezadowolenie związane z byciem okradzionym. Wartość więc miały nie rzeczy cenne, a rzeczy, które uznawał za swoje.
Spojrzał na nią z cieniem zaskoczenia, kiedy zadała tak ogólne pytanie i nie wiedział, co miał powiedzieć. Szczęśliwie niemal od razu doprecyzowała, o co jej chodziło, sprawiając, że Jamie na moment odwrócił spojrzenie, a uśmiech na jego twarzy zastygł. Nie chodziło o to, że nie chciał jej odpowiadać, ale w jednej chwili uderzyły w niego wspomnienia różnych sytuacji. Nie znał Berthy, nie chciał mówić jej wszystkiego, jednak nie zamierzał nie odpowiadać. Niemal na ratunek przyszła sama kobieta, mówiąc wpierw o sobie, o tym dlaczego została magipsychiatrą. Właściwie rozumiał jej podejście, rozumiał, dlaczego mówiono, że to egoistyczne pobudki, ale nie sądził, aby ktokolwiek w inny sposób podejmował tak poważne decyzje. Nawet ci, któzy chcieli być uzdrowicielami - czy nie chodizło o to, jak chcieli się czuć, ratując innych? Czyż nie chcieli być bohaterami? To wciąż było egoistyczne. Zaraz też podzielił się tymi myślami z blondynką, odnotowując w myślach, że potrafiła legilimencję. Nie spodziewał się tego, tak jak nie spodziewał się, że poczuje cień niepokoju. Z drugiej strony, nie odnosił wrażenia, jakby próbowała na niego wpływać, więc być może nie miała w zwyczaju zawsze po to sięgać. W końcu odetchnął głębiej, decydując się zdradzić nieco więcej o samym sobie. - Miałem być aurorem i przez wiele lat o tym marzyłem… Szykowałem się do tego przed postawową naukę, ale potrzebowałem przerwy, zanim poszedłem na studia. Po powrocie na uczelnię zaczęło do mnie docierać, że najlepiej czuję się z dala od ludzi. A do tego doszła tęsknota za fogsami, które kiedyś mieliśmy w domu… I tak po nitce do kłębka powstał nowy pomysł, który już się nie zmieni - odpowiedział w końcu, wracając do niej spojrzeniem. - Na przekór pragnieniom dziadka. Większość rodziny zasila kwaterę aurorów, w tym dziadek i ojciec - dodał jeszcze, jakby chcąc pokazać, że nie tylko ona odsunęła się od rodzinnego powołania. Uniósł nieznacznie brew, spoglądając na nią, gdy zwątpiła w szczerość jego słów. Wyraźnie potrzebował sprostować jedną rzecz w jej myślach o nim. - Nie przywykłem do tego, żeby mówić coś z grzeczności. Poważnie, miło mi, że poświęciłaś na przygotowanie tego pikniku wiele czasu. Podejrzewam, że ten cały karde… Te bułki nie są pierwszym efektem prób, a jednym z wielu. Nie wiem jakie masz zdolności kulinarne, ale twoje wiadomości na wizengerze zdradzały, że tego nie potrafisz piec, więc musiałaś poświęcić czas, aby doprowadzić je do tej idealnej formy. Miło mi, że to zrobiłaś, choć tak naprawdę nie musiałaś, cokolwiek teraz będziesz mówić. Większość osób napisałaby, że jak będę mieć kiedyś okazję, to mam skosztować tego wypieku i tyle - mówił spokojnie, wpatrując się w nią uważnie, chcąc mieć pewność, że zrozumiała to, co mówił, że właściwie odebrała jego słowa. Ostatnim czego chciał, to jakiekolwiek nieporozumienia, a miał świadomość, że w jego przypadku dochodziło do tego często przy relacjach z innymi osobami. Z kolei ostatnią rzeczą, jaką lubił, było prostowanie po czasie wszystkiego i przepraszanie. - A na łyżwach nie potrafię za bardzo jeździć - dodał jeszcze, wzruszając lekko ramieniem. Zdecydowanie wolał snowboard i magiczny odpowiednik. Tematu alkoholu już nie poruszył, wiedząc, że i tak sam nie będzie pił. Nigdy nie rozumiał, jak można pić w pojedynkę, będąc w towarzystwie. Albo piło się razem, albo wspólnie pozostawało się trzeźwym. Uśmiechnął się jedynie kącikiem ust i pokręcił głową. Nawet gdyby umówili się gdzieś w barze, nie ruszyłby raczej alkoholu, choć… Może nie powinien niczego zakładać z góry? Wcześniej nie sądził, że z nieznajomą z kwiaciarni skończy na pikniku. To było tak absurdalne, że nie uwierzyłby nikomu, gdyby coś takiego przewidział, a teraz proszę - nie mógł przestać zajadać się jej wypiekami. Sięgnął po kolejny warkocz, upijając kawy. - Często obserwujesz ludzi? Nie chodzi mi tylko o czas rozmowy, jak teraz mnie - powiedział, dając jasno do zrozumienia, że był świadom jej uważnego spojrzenia. - Ale też tak jak wtedy w kwiaciarni, gdy przyglądałaś się kłótni obcych ludzi.
@"Bertha "Birdy" Shercliffe"
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Brak subtelności w zadawanych pytaniach był problemem, z którym mierzyła się całe życie. Nie umiała wyczuć tej delikatnej granicy między zainteresowaniem a wścibstwem, po prostu nie wiedząc, co jest złego w tym, że się chce coś wiedzieć. Sama też rzadko, by nie powiedzieć, że wcale, odczuwała skrępowanie względem zadawanych jej pytań, zazwyczaj podając odpowiedzi wprost, a gdy musiały być one objęte jakąś tajemnicą, równie wprost odmawiając udzielenia ich. Trudna materia społecznych konwenansów - choć praktykowana od lat i wystawiana na próby odkąd zaczęła być rezydentką Świętego Munga - wciąż pozostawała jej największym wyzwaniem. A takie spotkania? Rozmowy o niczym? Były absolutnie najtrudniejszymi z wyzwań - ropzmawiać o pracy, o swoich doświadczeniach, wiedzy, o psychiatrii mogłaby bez zająknięcia godzinami. Wymyślić, o co zapytać, by prowadzić lekką dyskusję? Cóż, musiała wcześniej doedukować się z odpowiednich gazet - w tym gazetki o piknikach. Nauczyła się nawet grać w remika. Nie sięgała po leglimencję w zwykłych codziennych rozmowach, zapewne tak jak i on nie sięgał po urok wili, rozmawiając o hodowli psów. Na wszystko był czas i miejsce, choć wielokrotnie w tak prostych interakcjach międzyludzkich kusiło ją, by po prostu poznać czyjeś myśli, zamiast próbować karkołomnie zrozumieć, co mieli na myśli, używając skomplikowanych metafor, bądź trudnych do rozpoznania grymasów. Jamie nie komplikował niczego. Był bezpośredni. Mówił wprost. Nie czuła nawet przez chwilę potrzeby, by poznać, co myślał, bo wydawało się jej, że to, co myślał - mówił. A to zawsze było dla niej najlepszym rozwiązaniem. Obserwowała go, kiedy odpowiadał na jej pytanie. Łatwo byłoby nie słuchać tego co mówił, kiedy słońce sporadycznie wyzierające spomiędzy chmur tańczyło na jego jasnej skórze i złotych włosach. Miał oczy przejrzyste jak ten strumień, koło którego siedzieli. A jednak przez to, że był bezpośredni i konkretny nie było jej ciężko skupić się na tym, co mówił. - Uważam, że wybór pracy aurora powinien być dozwolony po trzydziestym roku życia. - powiedziała otwarcie - Kiedy człowiek zdąży już przepracować parę lat w różnych miejscach, zbudować kilka ważnych dla siebie relacji, kto wie, może jakąś stracić. Wtedy może podejmować decyzje, czy praca aurora i związane z nią wyzwania i niebezpieczeństwa są naprawdę tym, co chce robić. - słowa te były podyktowane doświadczeniem. Widziała w Mungu przypadki wielu aurorów, okrutnie skrzywdzonych przez czarną magię. Wielu z nich było znacznie zbyt młodych. Wsłuchała się w jego wyjaśnienia z poważną miną. Przyjmowała jego słowa, nie brała ich za pouczenie i nie czuła zawstydzenia z powodu pochwały. - Bardzo mi odpowiada, że mówisz wprost, co myślisz, Jamie. - wyznała w odpowiedzi, po momencie ciszy, przyglądając mu się - Zaskakująco rzadko czuje się tak spokojnie, rozmawiając z kimś. Sztuka small-talku jest dla mnie trudna. - uniosła filiżankę do ust i upiła kilka łyków kawy, by uśmiechnąć się na jego kolejne słowa - Doskonale, bo to tak jak ja. Może więc nauczymy się tej zimy? - zaproponowała. Składało się to idealnie z instruktażem pikniku, jaki przeczytała w gazetce, mianowicie w segmencie o tym, że warto zaproponować kolejne spotkanie w ciekawej aranżacji, nim obecne się zakończy. Uniosła lekko brwi, by zaraz je odrobinę zmarszczyć w zamyśleniu: - Tak. Myślę, że jeśli nie bardzo często, to zawsze. - skinęła głową - Mam pewne ograniczenia w rozumieniu społecznych konwenansów. Obserwując ludzi, mogę się dużo od nich nauczyć, poza tym - w jakiś sposób mnie ciekawią. Pomimo tego, że wszyscy jesteśmy zbudowani według tego samego biologicznego schematu, od dnia narodzin wpływa na nad tysiące bodźców, czyniąc każdego indywidualnym. Nawet bliźnięta wychowane w tej samej rodzinie, pod tym samym dachem, w rzeczywistości, jeśli chodzi o umysł, są absurdalnie różne. Jakby się nad tym zastaniowić - co często robię - to trochę przerażające, taki aspekt świadomości, że nigdy nie poznasz nikogo. Jest go przecież za dużo, tych wszystkich składowych, z których jest zbudowany. - odstawiła filiżankę - Obserwując ludzi, lubię zauważać te składowe. Choć ludzi samych w sobie niekoniecznie zawsze lubię... - dodała jakoś niewyraźnie.
Nie potrafił do końca rozpoznać co siedziało w jej głowie, co powodowało, że zadawała pytania w taki, a nie inny sposób. Trochę tak, jakby nie wiedziała, jak inni mogą na to zareagować, albo jakby sama nie czuła nic w związku z wypowiadanymi zdaniami. Nie sądził, żeby nie miała emocji jako takich, ale też... Obserwowanie, jak zupełnie się im nie poddawała, było ciekawe. Niestety wiązało się z byciem celem różnych pytań z jej strony, które nie zawsze były wygodne. Z pewnością musiał z tym się liczyć, jeśli mieliby się jeszcze zobaczyć, a odnosił wrażenie, że jednak z całkowitych nieznajomych przeszli w trakcie wakacji do pozycji znajomych. Tak po prostu. Bez większych starań, co było równie ciekawe i niecodzienne dla Norwooda, który zwykł unikać ludzi. Jednak nie był w stanie powiedzieć, czy nie wiązało się to przede wszystkim z jej reakcją na niego, z tym, że nie przyglądała mu się w sposób świadczący, że powab na nią działał. Nie przepadał za oglądaniem maślanego spojrzenia u osób bardziej podatnych, które widząc jego upiększoną genami twarz zaczynali uśmiechać się słodko. Bez tego rozmawiało się swobodniej, a skoro zdradzała informacje na swój temat, dzielił się z nią informacjami o sobie.
Zaskoczeniem było jednak podejście do pracy aurora. Uniósł lekko brwi, poprawiając się na kocu tak, żeby patrzeć wprost na blondynkę, wyraźnie ciekaw jej zdania i tego, czym się kierowała w swojej opinii.
- Podejście ciekawe, ale jednocześnie im później zostajesz aurorem tym trudniej. Jesteś z wiekiem wolniejszy, ostrożniejszy, co z jednej strony jest dobre, a z drugiej strony tracisz sekundy na podjęcie decyzji, która powinna być podejmowana automatycznie - powiedział, przekrzywiając nieznacznie głowę, uciekając przy tym myślami, wyraźnie wracając do wspomnień chwil, gdy jego ojciec był w szpitalu po tym, jak się zawahał. Przyznawał w rozmowach, że przejmował się nimi - swoimi dzieciakami i ostatecznie kończył w Mungu. Czy gdyby bez wahania podjął działania byłoby tak samo? Tego nikt nie wiedział i nie było sposobu, aby to sprawdzić. Jednak Jamie był pewien, że bez obciążenia, jakim była rodzina, z pewnością walczyłby swobodniej. - Ale zgadzam się, że nie ma się świadomości konsekwencji i wagi tej pracy, gdy jest się na studiach - dodał, gdy wrócił świadomością do pikniku, do towarzyszącej mu Berthy.
Nie wiedział jak mogłaby go zrozumieć, więc wolał wszystko postawić jasno, jak starał się od pewnego czasu w kontaktach z różnymi osobami, ale nie wiedział, czego się spodziewał w odpowiedzi na jego doprecyzowanie swoich słów. Pewnie skinięcia głową, krótkiego "dziękuję", czy czegoś podobnego, a jednak... Otrzymał kolejne strzępki informacji. To było całkiem ciekawe.
- Nie lubię rozmów o niczym i nie lubię być niezrozumiany, a o to dość łatwo - mruknął w ramach dodatkowego wyjaśnienia, choć przecież nie było potrzebne. Zaraz też zaśmiał się i z tym uśmiechem spojrzał na Berthę, jakby właśnie powiedziała coś niezwykle zabawnego.
- Naprawdę chcesz uczyć się jeździć na łyżwach? - dopytał, mając w pamięci, jak podchodziła do zwierząt, jak sprawdzała koc na początku pikniku i był przekonany, że jazda na łyżwach może okazać się dla niej trudna. - Jak jesteś przekonana, że nie będzie problemu, to jesteśmy umówieni na naukę - dodał zaraz, aby miała świadomość, że nie próbował się wymigać. Choć był przekonany, że zdąży złamać sobie rękę w trakcie nauki i nie raz wyląduje na tafli lodu. Do zimy mieli jeszcze przed sobą wiele czasu, co było nagle dość zaskakujące. Zupełnie, jakby zakładał, że będą mogli za chwilę się spotkać w tym temacie, a tu... Nie? Odrzucił jednak te myśli, prowadzony inną ciekawością, decydując się ignorować cześć rozterek.
- Ludzie są przewidywalni, ale... Nie wiem czy chodzi o to, aby poznać kogoś w pełni. Wtedy równie dobrze mogłoby się spędzać czas w pojedynkę, bo po co rozmawiać z kimś, kogo reakcje znasz i wiesz, co odpowie? Ale żeby poznać te składowe to chyba powinnaś częściej spotykać się z innymi, bądź konkretnymi osobami, niż obserwować z boku całkowicie obcych... Ale nie znam się na tym. Sam unikam ludzi i wolę psy - odpowiedział dając się chwilę porwać filozoficznym rozważaniom, zaraz jednak wracając w pełni do siebie, nie będąc dobrym w takie puste gdybania. Jednak jej odpowiedź dawała mu jasny obraz na to, co właściwie wtedy się wydarzyło i dlaczego tak bardzo dopytywała o jego zdanie, o powody, o to dlaczego wybierał konkretne rzeczy. Upił kawy z przekonaniem, że piknik był ciekawszy, niż zakładał i zupełnie nie pamiętał już o skradzionym kamieniu.
z.t. x2
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Zatrudnienie nowego pracownika było dla Yekateriny błogosławieństwem. Nakład finansowy szybko się zwracał w postaci czasu, którego Rosjanka nie musiała poświęcać na prostsze, mozolne obowiązki. Mogła za to wziąć na siebie wiecej lekcji, albo jak w obecnym przypadku - po prostu odpocząć. W celu złapania oddechu wybrała się na przejażdżkę, która pozwoliła jej przypomnieć sobie te drobne przyjemności płynące z obcowania z naturą, która obecnie prezentowała swoje złote, jesienne oblicze. Szybowała jakiś czas nad Doliną, aż wreszcie dała odsapnąć wierzchowcowi, który choć był jednym z jej ulubieńców, na papierze wciąż stanowił własność Banku Gringotta. Ale to już niedługo. Naprawdę była już na ostatniej prostej do wygrzebania się z całego tego bagna. Kiedy wylądowała nad strumieniem, wciągnęła głęboko świeże, rześkie powietrze, a potem wolnym stępem zaczęła spacerek wzdłuż kamienistego brzegu. Po mniej więcej kwadransie zamierzała dać komendę do lotu, ale jej uwagę przykuł dziwny kamień błyszczący zaskakująco głęboką czerwienią. Jedno zaklęcia później już oglądała znalezisko z bezpośredniej odległości, zdając sobie sprawę, że to może być całkiem cenny przedmiot. Nie zamierzała przegapić takiej okazji, więc wsadziła kamień szlachetny do torby, którą miała ze sobą zabraną, a następnie zerwała się do lotu im szybciej dotrze do jubilera, tym sprawniej otrzyma swoje galeony, jeśli tylko kamień rzeczywiście przedstawiał jakąś wartość.
Spacery działały na niego odprężająco, pomagając mu oderwać się od problemów dnia codziennego. Ty wyłącznie mu przybywało i, choć nie chciał tego przyznać na głos, potrzebował odizolować się od nich w tempie natychmiastowym. W Dolinie Godryka, idąc nad strumień, który ostatnim razem odwiedził jeszcze w wakacje, mógł oddychać świeżym powietrzem, cieszyć się śpiewem ptaków oraz szumem wody, wyraźniej dostrzegalnym z każdym krokiem. Trafiając na miejsce, usiadł na omszałym pieńku i na kilka minut przymknął oczy, pozwalając sobie w ten sposób na zwolnienie tempa. Z chwili zapomnienia wyrwał go dźwięk żaby ochoczo wskakujące do leniwie płynącej wody. Obserwował ją, nie mając akurat lepszego zajęcia. Przeskakiwała z kamienia na kamień. Wydawało się, że jej ruchy są ściśle określone, wyuczony i opanowane. Jego uwagę skupioną na płazie, rozproszyło pewne załamanie światła, które ujrzał po tym jak żabka opuściła któryś płaski kamień z rzędu, przecierając go ruchem swoich nóg. Wstał, a następnie podniósł go. Pokryty grubą warstwą mułu rzecznego, wcześniej był dla niego całkowicie niedostrzegalny. Starannie obmył go w wodzie, starając się ściągnąć jak najwięcej zanieczyszczeń, przy jednoczesnym nie uszkadzaniu jego gładkiej powierzchni. Sporo czasu mu zajęło, zanim z pomocą krótkiej rozmowy z Val na wizzengerze, był w stanie określić, że w wodzie znalazł całkiem spory ametyst. Za jej radą, zabrał go z sobą by w centrum miasteczka wycenić i sprzedać go u jubilera. Spędził jeszcze godzinę na dalszym odpoczynku, zanim wyruszył zrealizować swój plan.
zt
Trevor Collins
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Mieszkał stosunkowo niedaleko sławetnego strumienia więc doskonale zdawał sobie sprawę, że można tu wyłowić skarby. Dotychczas nie udało mu się znaleźć niczego wartościowego lecz gdy miał chwilę to wpadał tutaj, aby połazić wzdłuż brzegu strumienia. Pogwizdywał pod nosem i z rękami w kieszeniach rozglądał się po szumiącej wodzie. Nie spodziewał się niczego znaleźć wszak nie wierzył aż tak w swój łut szczęścia. Tym bardziej szczęka opadła mu do ziemi, gdy dojrzał ukryty wśród większych kamieni brudny kamień, który prześwitywał intensywną granatową barwą. Z użyciem różdżki, a jakżeby inaczej, próbował wydobyć to z ukrycia. Kamień okazał się ciężki, duży i gdy go lekko oczyścił, kryształowy. Podekscytował się znaleziskiem na tyle, że zdecydował się deportować do Londynu aby znaleźć jubilera i poprosić o ocenę. Ciekaw był czy to podróbka czy jednak wartościowy kamień.
Trafiła w te rejony po raz kolejny przypadkiem, podczas zbierania okazów do zielnika. Nie był to pierwszy raz, gdy trafiła w okolice tego jakże magicznego strumienia, jednak zazwyczaj była to celowa wycieczka. Tym razem ze względu na pogodę, nie planowała się tu zapuszczać, czasem jednak przeznaczenie wygrywa z planami, więc nie chcąc czegoś przegapić, podeszła do brzegu strumienia, gdzie ku własnemu zdziwieniu odnalazła spory kawałek fioletowego kamienia. Wzięła go, myśląc o pewnym znajomym jubilerze...