Strumień spływa powoli po kamieniach, którymi wyłożone jest dno. Nie jest zbyt długi, jednak przyjemny szum wody sprawia, że mieszkańcy bardzo lubią przychodzić w to miejsce i spędzać tu długie godziny na odpoczynku. Jeżeli bardzo dokładnie rozejrzeć się po okolicy, da się odnaleźć kilka rodzajów specyficznych ziół i roślin. Najbardziej wyjątkowa, głównie przez swoją niedostępność w innych miejscach, jest języcznik migocący. Rozpoznają je tylko wprawieni w zielarstwie, gdyż niewiele różnią się od zwyczajnych paproci. Wprawna obserwacja pozwala zauważyć delikatny pyłek, unoszący się bardzo powoli spiralami - jest tak subtelny, że trzeba na nim bardzo skupić wzrok, aby dostrzec choćby lekkie migotanie. Spomiędzy kamieni, unosząc się nieznacznie nad powierzchnię wody, wyrastają żabieńce strumykowe. Te miniaturowe roślinki ciężko znaleźć gdzie indziej. Podobnie jest zresztą płomiennicę drzewną, wyrastającą na drzewach bliskich strumieniowi. Prawdopodobnie to woda ma jakieś specyficzne właściwości. Kiedy ma się trochę szczęścia i ochotę na wejście do strumienia, między śliskimi głazami da się znaleźć kruszyny kamieni szlachetnych. Można je spokojnie wymienić na galeony.
Rzuć trzema kostkami, aby sprawdzić, czy udaje ci się znaleźć kamienie.
► Pierwsza kostka definiuje, czy udaje ci się coś znaleźć: 1, 5 - Udaje ci się znaleźć kamień; 2, 3, 4, 6 - Nie udaje ci się znaleźć kamienia.
► Druga kostka - jeśli pierwsza zakłada, że coś znalazłeś, wskazuje, jaki to kamień: 1 - Ametyst 2 - Rubin 3 - Szafir 4 - Szmaragd 5 - Kwarc różowy 6 - Onyks
► Trzecia kostka określa, w jakim jest stanie oraz na ile galeonów możesz go wymienić: 1 - Marne okruchy - nie dostaniesz za nie nic 2 - Drobne cząstki - niezbyt dużo warty - 10 galeonów 3 - Pomniejsze kawałki - 30 galeonów 4 - Jeden, większy kawałek - 70 galeonów 5 - Bardzo brudny spory kawałek - 120 galeonów 6 - Cały kamień - może lepiej go zachowaj? Dostaniesz za niego 250 galeonów!
Kamieni możesz szukać raz w miesiącu! Z racji tego, że miejsce znajduje się w Dolinie Godryka szukać kamieni mogą wyłącznie studenci i dorośli!
Autor
Wiadomość
Cali Reagan
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 158 cm
C. szczególne : bardzo krucha sylwetka, przenikliwe spojrzenie, ciężki zapach waniliowych perfum
Od siedmiu lat słyszała plotkę o znanym strumieniu w Dolinie Godryka, którego woda miała specjalne właściwości. Ale nigdy nie było jej dane zanurzyć nóg w chłodnej wodzie, przerwać ciągłości tafli swoimi drobnymi dłońmi. I gdy w pierwszy dzień szkoły poczuła na karku oddech wolności i swobody (wciąż rozpaczając, że Theresa zostawiła ją na tym łez padole samą), czym prędzej udała się w jego okolice - nie myślała, że uda jej się znaleźć szlachetny kamień. Chciała po prostu usiąść na wyżłobionych kamykach i odetchnąć od gwaru rozmów i hałasu, spowodowanego opowiastkami na temat zniszczonego dormitorium Ślizgonów. I chociaż fakt, że musi teraz pomieszkiwać u Krukonów wyprowadzał ją z równowagi, sprawiała wrażenie totalnie zobojętniałej na obecny stan rzeczy. Ostatnie promyki słońca muskały jej bladą skórę, gdy wystawiała twarz w kierunku złotej kuli. Otuliła się szczelnie ciemnozieloną bluzą, chowając ręce w przydługich rękawach. Jesień, tak bardzo przez nią nielubiana, powoli wychylała nos z ciemnej nory; Cali nie zdążyła się nacieszyć amerykańskim klimatem - lato uciekło zbyt szybko. Miała wrażenie, że wakacje minęły w mgnieniu oka. Z nostalgią odmalowaną na twarzy, próbowała zatrzymać prąd strumienia. I gdy nagle poczuła ukłucie w dłoni, automatycznie złapała zatrzymany przez jej rękę przedmiot i rzuciła go na brzeg. Nieufnie zerknęła co to. Czerń intensywnie odcinała się od zieleni trawy, a Cali, kompletnie niemająca pojęcia o kamieniach szlachetnych, wcisnęła go do kieszeni. Postanowiła zatrzymać odłamek na pamiątkę - i choć unikała sentymentów, pragnęła schować go na dno kufra i odnaleźć za kilka miesięcy, z melancholią wspominając swój pierwszy, samotny wypad do Doliny Godryka.
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Szwendam się bez ładu i składu, nie do końca wiedząc, co ze sobą zrobić. Jestem zmęczony, pełnia wyczerpała mnie do reszty, choć niewiele z niej pamiętam. Jutro pogrzeb ojca, a ja wolałbym uniknąć całej tej sytuacji. Może trzeba było zostać w Luizjanie? Nie, nie potrafiłbym sobie wybaczyć, omijając całą tę sprawę. Już i tak plułem sobie w brodę, że nie zdążyłem pożegnać się z tatą, a wręcz uciec od niego na tak długi czas. Nawet nie wiem, kiedy docieram nad strumień, zastanawiając się, co teraz z nami będzie. Młody siedzi u Scotta, gdzie ma zapewnioną szkołę i utrzymanie, więc jeden problem z głowy. Mama, choć na chwilowym urlopie, pewnie w końcu wróci do pracy. A ja? Nie skończyłem studiów, nie mam zbyt dobrego zdania w każdej z prac, którą wykonywałem. Bogate doświadczenie miesięcznych stanowisk nie wróży nic dobrego. Muszę jednak co nieco dorobić i zastanowić się nad Hogwartem. W normalnych warunkach pewnie bez problemu by mnie przyjęli, jak zwykle zresztą, ale odkąd Hampson uznał,że wprowadzi opłaty, wszystko się skomplikowało. To niesprawiedliwość dla biedniejszej większości z nas. W pewnym momencie potykam się o coś, więc klnę pod nosem, bo gdybym nie utrzymał równowagi, zaryłbym twarzą o kamienie w strumieniu. To coś jest dziwnie błyszczące, choć przybrudzone. Raczej ukazuje spod błota pojedyncze, czerwone blaski. Zaintrygowany schylam się, uznając, że może mi się to przydać. Właściwie to miejsce jest znane z kamieni szlachetnych, więc gdyby tak trafić na jakąś pokrakę z Nokturnu, która niespecjalnie by się w temacie orientowała...
Spacerował ze skrzatem u boku. Skończyli wszystkie podstawowe zakupy, a skoro pogoda dopisywała to sam Gard uznał, że mogą zrobić sobie wycieczkę o Dolinę Godryka. Nie chodziło o zastrzyk gotówki, a o sam fakt znalezienia czegoś wsrtosciowego, a ostatnio Finn lubił zbierać przedmioty bądź zabawki użytkowe, tajemnicze bądź zabawne. Nie niósł ani jednej rzeczy, z rękoma wciśniętymi w kieszenie przeskakiwał głaz za głazem, a gdy znaleźli się przy strumyku wydał polecenie aby Sprytek sprawdził szczęścia w wodzie. Zmuszał go do szukania jakaś godzinę, a sam przez ten czas wypalił dwa Błękitne Gryfy. Musiał przyznać, że papierosy przestały mu smakować. Przez luzijańskiego ducha Areen jego kubki smakowe najwyraźniej trwale się zmieniły. Po upływie tego czasu skrzat wrócił do niego niosąc duży różowy kamień który nie miał w sobie nawet jednego ukruszonego kawałka. Nie musieli być jubilerami aby mieć świadomość, że to sporo wart kamień. Aż uśmiechnął się do Sprytka co nie zdarzało się zbyt często, poklepał go po chudym ramieniu i wysłał go do jubilera. Musiał jednak iść za nim, aby takowy nie pomyślał, że skrzat komuś to skradł. Spacer był owocny.
| Zt
Rasmus Vaher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 181,5 cm
C. szczególne : Wyczuwalny estoński akcent, czasem nieodmienianie w angielskim, blizny na lewej dłoni po zdjęciu klątwy.
Sierpniowy Strumień, bo wakacje były i nie było jak 1,2,6
Rasmus po powrocie z wakacji musiał pomyśleć nad wieloma sprawami. Nie powracał za bardzo do Estonii, a dodatkowo odnalazł w Anglii powód, który wystarczająco miał go trzymać w miejscu. Nie pozostawało mu nic innego jak rozwijać to wszystko co planował już rok temu. Wrócił pod koniec sierpnia, idąc w kierunku bardzo dobrze mu znanego strumienia, gdzie ponoć według innych można było znaleźć cenne kamienie przydatne do jubilerstwa. Ewentualnie sprzedać je i zyskać z tego potencjalny zysk. Luuuuub, ponownie ewentualnie, nie zyskać nic. Dlatego też nie pozostawało nic innego jak zacząć wypatrywać. Postanowił rozglądać się za nimi i patrzyć po każdej ze stron kamieni, czasem napotykając także na błędnie określane przez niego kamienie, które imitowały jakikolwiek kamień szlachetny. Dlatego postanowił wejść nagimi nogami głębiej. Bał się tylko, aby nie poharatać sobie stóp, które mogłyby potem przez długi czas powodować dyskomfort. Kiedy już miał wychodzić, zauważył coś... Prawdziwy, lśniący okaz rubinu, którego waga musiała być bardzo droga. I oczywiście domyślał się ile kosztowała. Z działalności artystycznej pokazywał swe dzieło, więc tym bardziej. Heh. Postanowił go wziąć i oczywiście sprzedać.
Tego dnia wyjątkowo miał wolne w pracy, a w szkole zaliczył tylko jedne zajęcia, które miał w planie, wszystkie prace domowe miał już w głowy, więc postanowił zrobić sobie dzień relaksu i z dala od wszystkiego, przemyśleć pare spraw. Nie dało się ukryć, że równie często jak park w Dolinie Godryka obierał sobie na spacer również pobliski strumień, do którego czasami z pracy miał dosłownie kilka kroków. Szum wody, obijającej się cicho o skały w strumyku działa na niego kojąco. Tym bardziej, że jego uszy na co dzień przyzwyczajone były albo do szkolnego gwaru, albo do natłoku słów w sklepie. Lubił towarzystwo ludzi, jednak czasami miał przesyt ich obecności i wtedy pomagało właśnie takie odosobnienie. Spacerując brzegiem, zastanawiał się nad tym jak spędzi kolejne święta, skoro tym razem nie będzie wracał do rodzinnego domu. Mieszkając u Charliego czuł się zdecydowanie swobodniej, a przede wszystkim nie musiał przejmować się ojcem, który mimo iż zazwyczaj go ignorował, to od czasu do czasu potrafił się do niego przyczepić i robić problem z niczego. Naprawdę cieszył się, że był z daleka od niego. W pewnym momencie był tak zamyślony, że nie zauważył kompletnie niebieskiego, sporego kamienia, który wyraźnie wyróżniał się sposób szarych odłamków skał, na jego drodze. Dopiero kiedy stanął na nierównej powierzchni i o mały włos nie zwichnął sobie kostki, pochylił głowę aby ujrzeć kolorowy odłamek. Kiedyś też znalazł w tej okolicy cenny kruszec, jednak ten był zdecydowanie większy i wyglądał naprawdę jakby miał sporą wartość. Ślizgon podniósł kamień i po chwili stwierdzając, że może gdzieś dojść informacji ile będzie wart, schował go do kieszeni.
//zt
Ignacy Mościcki
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : Blizna na prawym policzku sięgająca do podbródka oraz oczy, które wyglądają jakby były lekko podbite
Spacery po Dolinie Godryka zdecydowanie pozwalały Ignacemu na znalezienie chwili spokoju od tego całego zgiełku, który ostatnimi czasy panował zarówno w murach Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, jak i w Hogmseade. Niuchacze i chochliki zdawały się nieustępliwe w swoich próbach ograbienia wszystkich mieszkańców zamku, a przez to, że zaczęły się także pojawiać w pobliskim miasteczku, ta problematyczna kwestia, stała się tylko bardziej poważna. Tutaj było inaczej. Żadne magiczne krety nie były zrzucone człowiekowi na drogę, gdy ten po prostu spacerował po terenach zielonych. Zamiast tego można było wybrać się na spokojną przechadzkę, nie przejmując się żadnymi problemami i po prostu skupić się na tym, aby zapomnieć o swoich troskach. To było właśnie to, czego młody prefekt potrzebował. Chwili oddechu, która pozwoliłaby mu zebrać myśli. Oczywistym ruchem było więc wybranie się nad strumień i spędzenie tam, chociaż tych kilku minut, dopóki ktoś z miejscowych nie pojawi się w okolicy i nie zakłóci jego odpoczynku swoją obecnością. Czy tak na dobrą sprawę, jako zwykły opiekun uczniów mógł cokolwiek zrobić? Nie miał zamiaru składać żadnych pism do Ministerstwa Magii, jednak chciałby, chociaż uzyskać oficjalne zezwolenie od dyrektora, żeby chociażby podesłać co bardziej wojowniczym studentom informacje o miejscach, w których najczęściej widywano ich oprawców. Jeśli dyrekcja nie miała zamiaru nic z tym zrobić, to może nadszedł czas, aby to młodzież wzięła sprawy we własne ręce? Puchon westchnął cicho i ruszył w dalszą drogę, cały czas pozostawiając w pobliżu strumyka. Niestety tym razem nie natknął się na żadne kamienie szlachetne, więc niedługo później teleportował się z powrotem do Hogsmeade.
z/t
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Po raz kolejny znalazła się w Dolinie Godryka. Tym razem jedynie po to, by pospacerować w okolicach miasteczka i nacieszyć się panującym tam spokojem. Postanowiła spacerować wzdłuż okolicznego strumienia, który kojąco szumiał gdzieś w tle. Przez jakiś czas rozglądała się wokół, obserwując swoje otoczenie. Podobało jej się tu. To było coś do czego przywykła. Miejsce z daleka od ludzi... Zupełnie inaczej niż tętniący życiem Londyn choć i w nim można było znaleźć spokojniejsze i mniej uczęszczane części miasta. Choć wciąż... nie było to to samo. Przystanęła na chwilę na brzegu strumienia, gdy tylko dostrzegła kawałek jakiegoś kamienia szlachetnego w wodzie. Wyglądał jej na odłamek kwarcu. Postanowiła wziąć go ze sobą i ewentualnie później spieniężyć.
O rzekomo lukratywnym finansowo strumieniu dowiedziała się ostatnio w bibliotece i to bynajmniej nie podczas lektury "Najmagiczniejszych Cieków Wodnych Wielkiej Brytanii i Irlandii", a przypadkiem, kiedy odkładała książki na regał. Siedząca w fotelach dwójka ślizgonów znacząco ściszyła głos, kiedy znalazła się w ich pobliżu, co mogło oznaczać dwie rzeczy - albo komentowali jej cycki, albo mówili o czymś jeszcze ciekawszym. Nie zastanawiając się wiele, Arli obeszła regał dookoła, ustawiła się po jego drugiej stronie i wysunęła z niego książki, znajdujące się mniej więcej na wysokości szepczących studentów. Oparła się o drewno niby od niechcenia i uważnie nastawiła ucha. - ...ażdym razie, mój ojciec mi to powiedział. Nie do końca wiadomo, jak to się dzieje, niektórzy śmieją się nawet, że ten strumień po prostu sra kamieniami... - Arleigh przewróciła oczami słysząc wesoły rechot i postanowiła sobie właśnie, że już nigdy nie będzie się przysłuchiwać "męskim rozmowom", kiedy wyłapała kolejne zdanie. - W każdym razie Morgan nieźle się na tym obłowił, znalazł taki wyjebany szmaragd, opchnął go na Nokrutnie za 300 galeonow, w Hogsmeade chcieli mu dać 200, ale wiesz, jak oni tną... - Tak, to była zdecydowanie ciekawa informacja.
Trzasnęło, świsnęło, zakotłowało się, a na śliskich kamieniach aportowała się Arleigh Armstrong, w całej okazałości, po czym z całą tą okazałością poślizgnęła się i wylądowała tyłkiem prosto na... Jakimś kamieniu! Natychmiast obróciła się na kolana i chwyciła ręką znaleziony kawałek skały, ale wyglądał całkiem... Zwyczajnie. Stuknęła w niego różdżką, chyba już tylko, żeby się upewnić, i niezadowolona wyrzuciła go do wody. Wstała, otrzepała się, ruszyła w górę, to znaczy szła w górę nurtu. Może coś dzisiaj znajdzie. A może raczej jednak nie.
z|t
Orla H. Williams
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : Brokat, cekiny, frędzle i kolory. Hipiska, która jest królową parkietów wszelakich.
Im więcej myslała, tym bardziej z drogi zbaczały jej nogi, kierując ją w stronę przygód wszelakich - chociaż częściej w ogromne zarośla, gdzie największym z odkryć będzie spotkanie z pokrzywą. Kiedy jednak jej głowa była pełna marzeń o innym świecie, rzadko kiedy jej ciało było w stanie zaalarmować nieświadomą swoich zbyt dalekich podróży Orlę.
Tak było i tym razem - dopiero gdy czubki jej butów ugrzęzły w czymś, co łagodnie można nazwać przybrzeżnym błotkiem, z niemałym zdziwieniem wróciła do siebie, by z zachwytem stwierdzić, iż nie wie gdzie jest. Uwielbiała się gubić. Nikt jeszcze nie przeżył nic wspaniałego krocząc po znanych ścieżkach. Szum strumienia koił swoim rytmicznym śpiewem, szepcząc historię niesione z nurtem. O czym chciał jej opowiedzieć? Krukonka pochyliła się nad taflą wody, wpatrując się w jej dno: dosyć kamieniste, mieniące się arią barw całej skali szarości. Żaden kamień nie przykuł jej wzroku nawet na sekundę dłużej, niż jego pobratymcy, stłoczeni ciasno, obmywani przez setki lat, aż stali się obli i gładcy w dotyku.
Może gdyby ktoś jej powiedział, jakie znaleziska da się tu złapać, lepiej przeszukałaby dno. Jednak chociaż strumień pięknie śpiewał, zupełnie nie potrafił mówić.
z/t.
Narcyz Bez
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : Wiecznie goszczący na ustach uśmiech, twarda angielska wymowa z wyraźnymi końcówkami
Wiem, jak to jest z plotkami; może i jakieś ziarenko prawdy zawsze się ukrywa, ale żeby je znaleźć, to każdą takową należy podzielić przynajmniej przez trzy. Z tego powodu początkowo wcale nie zwracałem uwagi na zasłyszane gdzieś historie, związane ze strumykiem w Dolinie Godryka. Bo w zasadzie po co, skoro niczego w Hogwarcie mi nie brakowało? Ale kiedy słyszy się ciągle i ciągle o tym samym, to po prostu wbrew logice nabiera się ochoty, by samodzielnie sprawdzić prawdziwość opowieści. Poza tym wolne dni w Hogwarcie upływają mi bardzo różnie. Czasem zdarza mi się pójść do biblioteki i usiąść z kimś przy stoliku - wtedy w mojej głowie mogę niemal udawać, że uczymy się razem. Czasami też ktoś z Hufflepuffu nie ma nic przeciwko, żebym dołączył do ich grupki i posłuchał jak świetnie się dogadują. A na dni, takie jak dzisiaj, doskonała jest wycieczka, odciągająca myśli od tego, że tak naprawdę nie mam w szkole jeszcze nikogo, z kim mógłbym spędzić wolny dzień. Ubieram się ciepło, nie wiedząc, jak długo zabawię w Dolinie Godryka. Poszukiwacz skarbów w końcu ze mnie żaden, a szybko okazuje się, że nawet jako poszukiwacz drogi niezbyt sobie radzę. Cieszę się więc, że nie wpadam na wielu spacerowiczów. Wracanie się i zagubione błądzenie to jedna z bardziej zawstydzających rzeczy, jakie mogę sobie wyobrazić. Na miejsce ostatecznie sprowadza mnie łagodny szum wody omywającej kamienie. Podchodzę do brzegu nieostrożnie, nie spodziewając się, że ziemia osunie się pod moim ciężarem. Lewy but nie ma tyle szczęścia, co prawy, i od razu wypełnia się strumykową wodą i jej osadami. - Nie, nie, nie - marudzę, bo właśnie taki jest ten mój los. Wyskakuję co prędzej na brzeg i pozbywam się buta, mając nadzieję, że silverto tym razem zadziała bez zarzutów. Wcześniej jednak pozbywam się z buta piasku i kamyków. Pośród nich natykam się jednak na przedziwne czerwone odłamki; nigdy nie miałem w rękach rubinu, ale wcale nie tak trudno zgadnąć, że to nie jest coś pospolitego. Udaje mi się wygrzebać jeden lub dwa odłamki, a kiedy pochylam się - już zdecydowanie ostrożniej - nad strumykiem, znajduje ich jeszcze kilka. Takie poszukiwania muszą być przyjemniejsze latem, bo choć temperatura jest w porządku, ręce bardzo szybko mi przemarzają. Chowam więc znalezione odłamki i po prostu przysiadam na większym kamieniu, wsłuchując się w miły szum i ostatnie śpiewy ptaków...
Lubił to miejsce. I nie tylko dlatego, że ostatnio udało mu się znaleźć tutaj bardzo wartościowy kamień. Zadziwiająca cisza i spokój, które panowały przy strumyku pozwalały mu na moment odciąć się od szkolnych obowiązków od pracy i innych spraw, które nadawały jego życiu przebieg w rutynie. Ostatnio wydawało mu się, że egzystuje zamiast żyć i cieszyć się tym co ma, bo zwyczajnie nie ma czasu. Chyba za bardzo wczuł się w funkcję prefekta i za bardzo wziął sobie do siebie, że musi być wzorem i przykładem. Jednym z plusów było to, że sumienny i pilny był nie tylko w szkole, ale z automatu także w pracy, co zważywszy na fakt, że pracował w nowym miejscu, było na jego korzyść. Idąc brzegiem potoczka, zerkał raz po raz pod nogi, bo przecież i tym razem mogło coś ciekawego się pod nimi znaleźć. Szare kamyczki, które ścieliły brzeg niczym się nie wyróżniały. A kiedy miał już zawracać, dostrzegł przy samej tafli wody coś mieniącego. I miał oko. Kolorowy, kryształ spoczął najpierw w jego dłoni, gdzie obejrzał znalezisko, a później w kieszeni. Dość duży kawałek cennej skały wydawał się także być coś wart, dlatego postanowił go zatrzymać. I pięknie, tym razem także dopisało mu szczęście.
//zt
Dragos Fawley
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185
C. szczególne : agresywne rysy twarzy, poparzone prawe ramię, blizna na lewej łopatce, czasami dziwny akcent
Ostatnio tyle myśli kłębiło się w jego głowie, ze względu na zawirowania związane z Loreen czy Valerią, że ledwo dawał radę z ogarnianiem ich. Potrzebował chwili spokoju, wytchnienia, wzięcia głębszego oddechu, z dala od innych ludzi i chaosu, zwykle panującego w szkole czy okolicach jego mieszkania. Udał się więc do miejsca, które już kiedyś pomogło mu ukoić nerwy i nabrać dystansu. Przysiadł nad brzegiem strumienia i wpatrywał się w wodę, szczelnie opatulającą kamienie. Gdy dostrzegł błysk, podszedł bliżej, nie przejmując się przemokniętymi butami. Wyłowił źródło niebieskawego blasku. Był niemal pewny, że to szafir, wsadził więc go do kieszeni, aby potwierdzić to u jubilera.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Chodzenie nad strumień w Dolinie Godryka była dla Brooks swego rodzaju rytuałem. I rytuał ten wyglądał za każdym razem tak samo: brodziła w zimnej wodzie przez długi czas w poszukiwaniu kamieni i za każdym razem je znajdowała. Szkoda tylko, że zwykłe, a nie szlachetne. Nie żeby narzekała na biedę, ale dodatkowe galeony w skarbonce nie były czymś, czym jako studentka by pogardziła. Dziś jednak los postanowił się do niej uśmiechnąć. Miała już wracać do domu, rozgrzać zdrętwiałe od zimna członki, gdy coś jej błysnęło. Włożyła zmarznięte dłonie do wody i po chwili wyjęła… kamień szlachetny. No kto by pomyślał!I to nie był jakiś pierwszy lepszy kamień szlachetny, a ametyst, i to w jednym, sporym kawałku. Uszczęśliwiona jak dodatkową kanapką od Gwizdka, zapakowała kamyczek do kieszeni i ruszyła w kierunku jubilera, gdzie mogła go spieniężyć.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Maelynn Breeden
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Bardzo często nosi ze sobą pluszowego lisa o imieniu "Malia", miewa napady lękowe i ataki paniki
Pogłoski o kamieniach szlachetnych w strumieniu Doliny Godryka brzmiały na tyle absurdalnie, że przez długi czas nie zwracała uwagi na komentarze studentów wzbogacających się na krótkim spacerku. Cała ta sprawa śmierdziała jej jakimś przekrętem, w którym nie chciała brać udziału. Swoje nastawienie zmieniła, gdy ujrzała dno swojej sakiewki. Brak pieniędzy nie należał do czegoś przyjemnego, a doskonale wiedziała, że czeka ją wiele wydatków. Postanowiła zaryzykować i udać się nad wspomniany strumień, by na własne oczy zobaczyć co się tam dzieje. Zjawiwszy się na miejscu, ścisnęła usta, nie dostrzegając niczego specjalnego. Ot zwykły strumyk, na którego dnie znajdowały się kamienie. Zmusiła się do wejścia do zimnej wody i przeszukania małego odcinka strumienia. Co jakiś czas się schylała, by podnieść świecący się kamień i zaraz go wyrzucić, bo był on zwykłym, mokrym kamieniem, odbijającym promienie słońca. Gdy zmokła i zmarzła na tyle, że miała dość, wyszła na brzeg, osuszyła buty i teleportowała się z powrotem do zamku, potwierdziwszy swoją teorię, że wszystkie te plotki to jedna wielka bujda.
Cali Reagan
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 158 cm
C. szczególne : bardzo krucha sylwetka, przenikliwe spojrzenie, ciężki zapach waniliowych perfum
Dzisiejszą zmianę w pracy skończyła szybciej niż powinna, a z racji tego, że nie chciała jeszcze wracać do zamku, postanowiła przejść się po okolicy. Dolina Godryka zachwycała i w podziwianiu jej nie przeszkadzał nawet chłodny, listopadowy wiatr. Opatuliła się szczelnie płaszczem i schowała skostniałe dłonie w jego rękawach. Nogi same poniosły ją nad strumień. To właśnie tutaj udała się, gdy po raz pierwszy zwiedzała czarodziejską wioskę. Usiadła nad brzegiem i czuła jak cały stres i ciężar dnia powoli opada, a na ich miejsce przychodzi upragniony spokój i cisza, których tak bardzo potrzebowała. Niespiesznie wypaliła papierosa i rozkoszowała się tym momentem, wypierając myśli, że po powrocie do Hogwartu czeka na nią stos zaległych esejów i prac domowych. Jej uwagę przykuł zielony błysk na dnie strumienia, nieopodal miejsca, w którym siedziała. Podwinęła rękaw i wsadziła rękę do wody, aby go wyłowić. Kamień nie był tak okazały jak ten, który znalazła kilka tygodni temu, ale wciąż prezentował się dobrze. Dlatego postanowiła zabrać go ze sobą, z myślą, że odnalazła coś na tyle cennego, iż dostanie za niego sporą sumę galeonów.
Ignacy Mościcki
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : Blizna na prawym policzku sięgająca do podbródka oraz oczy, które wyglądają jakby były lekko podbite
Comiesięczne wizyty w lasach Doliny Godryka stały się w ostatnim czasie swego rodzaju tradycją dla Ignacego. Stanowiły swego rodzaju odskocznię od męczącej rutyny, zarówno tej, którą musiał znosić na co dzień w szkole, jak i tej związanej z pracą w sklepie miotlarskim. Dzięki temu, że przybywał tu zazwyczaj samotnie, miał okazję pomyśleć i przeanalizować dokładnie kilka ciążących mu na duszy spraw. Ostatnie wydarzenia odbiły się dosyć sporym echem w jego życiu. Najpierw musiał się przyzwyczaić do całkiem nowych obowiązków i wręcz nadmiaru tychże, a gdy tylko mu się to udało, cały ten porządek został zakłócony przez niespodziewaną inwazję chochlików i niuchaczy. Na szczęście konflikt ten zdawał się powoli chylić ku końcowi, przez to, że zwierzaki coraz częściej były widywane na szkolnych korytarzach. Może doszły do wniosku, że nie było sensu dłużej siedzieć w zamku, skoro każdego dnia muszą ryzykować życie w walce z grupami wściekłych i sfrustrowanych uczniów? Oby. Wtedy szanse na to, że kiedykolwiek wrócą, drastycznie malały. Chłopak przechadzał się powoli dróżką biegnącą wzdłuż strumyka, aż w pewnym momencie dostrzegł jakiś błysk w okolicach brzegu. Gdy poszedł zbadać to znalezisko, dosyć szybko zorientował się, że udało mu się znaleźć mały kryształ. Nie był to jakiś gigant, jednak być może uda mu się go wymienić na kilka monet. Huh, kto by się spodziewał! Po skończeniu spaceru puchon teleportował się z cichym pyknięciem, zmierzając tylko w sobie znanym kierunku.
Miał tego dnia coś do załatwienia w Dolinie Godryka, a że jakiś czas temu usłyszał od któregoś znajomego, że w strumyku na obrzeżach wioski można znaleźć kamienie szlachetne i nieźle się na nich wzbogacić, o ile ma się odrobinę szczęścia, to postanowił tam zajrzeć; nie był zbyt wielkim fanem spacerów, łona natury i tego typu atrakcji, ale pomyślał że dla hajsu może warto się poświęcić. Przyszedł więc nad strumień i ruszył wzdłuż niego, wypatrując w wodzie kolorowych błysków, wreszcie wlazł do wody i przemoczył sobie nowe adidasy, i łaził i łaził, już prawie tracąc nadzieję, że mu się poszczęści i dochodząc do wniosku że tylko zmarnował czas; wreszcie wpadł mu w oko częściowo zakopany w błocie, całkiem spory kawałek kamienia który był intensywnie zielony i bardzo możliwe, że szlachetny. Schował go do kieszeni i nie przedłużając swojego pobytu nad strumykiem, teleportował się prosto do miejsca, w którym będzie mógł go spieniężyć.
Freja Nielsen
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 169cm
C. szczególne : śnieżnobiałe włosy; pojedyncze rzemyki na nadgarstkach
Błądziła po Dolinie Godryka w celu niecnym; musiała zweryfikować ceny tutejszych mieszkań, a potem pospiesznie okraść Aslana z jego bogactwa, aby nie zdecydował się na całkowite opuszczenie krukońskiego dormitorium. Nieszczególnie podobały jej się przebąkiwania o jego wyprowadzce. Temat ten wciąż huczał jej w głowie, ale nie znalazła w sobie wystarczająco odwagi, aby po przebojach z niuchaczami zapytać go wprost o dalsze plany na życie. Wydawało jej się, że i sam Colton niezbyt chętnie wróciłby do porzuconego tematu, bo od tamtej drobnej rozmowy nie poruszyli tej kwestii ani razu. Dziwnie było udawać, że ta sytuacja nigdy nie zaistniała, skoro doskonale czuła jej ciężar na swoich barkach. Nie wiedziała kiedy nogi skierowały ją w stronę strumyka, z którym wiązała dobre wspomnienia. Mimo typowo jesiennej pogody nie zastanawiała się ani chwilę - zrzuciła obuwie i zamoczyła stopy w lodowatej wodzie, wspominając pirackie wojaże po skandynawskich wodach u boku ojca. Przyglądała się kamieniom poruszanym przez bieg wody, które powoli toczyły swą wędrówkę dalej, odbijając się o kolejne gałązki i zahaczając o pojedyncze roślinne sieci. Wzrok skupiła jednak na czymś większym, co twardo stawiało opór nurtowi; fioletowy kamień najwyraźniej puszczał jej oczko, odbijając od siebie promienie słoneczne. Ujęła go delikatnie w dłonie i uśmiechnęła się pod nosem: może jednak wykupi wszystkie dostępne nieruchomości, aby zbijać fortunę na czynszu, który musiałby jej krukoński dżolero opłacać?
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Słyszała wiele o rzekomych urokach Doliny Godryka i w końcu, gdy złapała trochę czasu wolnego, postanowiła wybrać się i na własne oczy przekonać, czy tutejsze okolice faktycznie są tak wspaniałe, jak historie, które krążą o nich w zamkowych murach. Kroki same zaprowadziły ją nad okoliczny strumyk. Irvette zamknęła oczy pozwalając, by jej uszy wypełniły się uspokajającym szumem wody. Uwielbiała przebywać na łonie natury, która niesamowicie ją inspirowała. Widząc, że nikt nie kręci się w pobliżu, zdjęła buty i na boso zaczęła stąpać po wystających kamieniach, w stronę środka strumyka. Czuła śliski materiał pod stopami i uważnie kroczyła, by przypadkiem nie wpaść do wody. W końcu, gdy zabrnęła już wystarczająco daleko, przystanęła na chwilę i wpatrzyła się w wodę. Ciecz spokojnie, przepływała między przeszkodami z większych i mniejszych, lecz całkowicie zwyczajnych kamieni. Rudowłosa złapała równowagę i delikatnie zamoczyła jedną nogę w chłodnym strumieniu. Chętnie by się w nim wykąpała, ale wychodziła z założenia, że nie wskakuje się samemu w nieznane wody. Chwilę jeszcze nacieszyła się tym otoczeniem, nim uznała, że pora wracać. Pogoda zaczynała znów się psuć, a nie miała zamiaru skończyć w skrzydle szpitalnym z powodu przeziębienia.
//zt
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Od dłuższego czasu funkcjonowała z nieprzyjemnym uciskiem nałożonym na płuca, który wybudzał ją z płytkiego snu gwałtownym zrywem, wywoływanym rozpaczliwą próbą łapania oddechu. Mniejsze lub większe ataki paniki łapały ją niespodziewanie, a próby radzenia sobie z tym wyglądały różnie; miała wiele szczęścia, gdy lęki nachodziły ją w domu, w którym mogła zamknąć się w pokoju i schować pod kocem do momentu ustania drżenia całego ciała. Uspokajanie zlęknionego serca nigdy nie przychodziło łatwo, a resztki strachu, który napadł ją o poranku, próbowała zsunąć na bok przy pomocy spaceru po Dolinie Godryka. Nie chciała chować się wśród tłumów utkanych z popołudniowego natężenia ludzkich sylwetek, dlatego skierowała swe kroki w stronę strumienia. Po dotarciu na miejsce zanurzyła dłonie w zimnej wodzie i otuliła nimi zmęczoną twarz, pozwalając, by krople podążały szlakiem porannych łez. Siedziała tak przez dłuższą chwilę z przymkniętymi powiekami, a melodia złożona ze śpiewu ptaków i szumu mroźnego wiatru wkradała się świstem do jej uszu. Nie potrzebowała ludzkich słów, zwłaszcza tych składających się na słowa pocieszenia. Po nabraniu odpowiedniej ilości głębszych oddechów zdecydowała się na powrót - nie miała pojęcia ile czasu upłynęło od jej wyjścia z domu, a nie chciała martwić Dragosa przedłużającą się nieobecnością. Podniosła się powoli i jeszcze raz spojrzała na spokój leniwie toczącego się strumienia, który błysnął do niej niespodziewanie. Skupiła wzrok na przedmiocie odbijającym delikatnie światło i ujęła go ostrożnie w dłonie. Kwarc różowy. Nie wiedziała jeszcze po co, ale zdecydowała się zabrać go ze sobą.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Galeony niewiele dla niego znaczyły; nie był stałym bywalcem strumienia, woląc zarabiać rzeczywistą pracą niż grzebaniem w mule i zimnej wodzie. Zresztą, rzadko kiedy zdarzały się prawdziwe znaleziska, warte coś więcej niż trzydzieści galeonów. Jakkolwiek zarozumiale to brzmiało, w tym momencie swojego życia za trzydziestoma galeonami Ezra nawet by się nie obejrzał... Myślał jednak w kategorii prezentów, szczególnie dla swojej młodszej siostry, której fascynacja minerałami zdawała się nie słabnąć. A czy było coś cenniejszego od własnoręcznie zdobytego kamienia? Wątpił. Nałożył więc na stopy nieprzemakalne buty, podwinął rękawy i zabrał się za gorliwe przeszukiwanie dna, pierwszy raz faktycznie mając w tym cel. Nie podobało mu się, jak temperatura stopniowo spadała w ostatnich dniach, stawiając pierwszy tydzień grudnia pod groźbą opadów śniegu. Ezra uwielbiał deszczową aurę Anglii, trochę inaczej jednak sprawa miała się zimą. Mimo wszystko był ciepłolubny, a jakiekolwiek wyprawy - na przykład spacery z psem - same sprawiały, że Ezra czuł się chory. I teraz miał wrażenie, że czego by na siebie nie nałożył i tak zaraz zaczynało mu być nieprzyjemnie. Dziękował Merlinowi za zaklęcia, które przynajmniej trochę pomagały to przetrwać. W końcu większy fragment wpadł w jego dłonie. Uśmiechnął się na ten jeden moment usatysfakcjonowany. Zaraz jednak jego zadowolenie zmalało, bo różowy kwarc był minerałem, którego jego siostra miała już całkiem sporo, a dla nikogo innego na nic nie miał mu się zdać. Nie miał jednak ochoty zostawać tu dłużej - po prostu wziął już znalezisko, zamierzając przy okazji je spieniężyć w Dolinie Godryka.
Ostatnio miałem szczęście, więc i w tym miesiącu zamierzam spróbować. Staram się być oszczędny, nie wydaję galeonów na głupotki, ale jednak zbliżają się święta, a praca w Zonku nie przynosi takich zastrzyków gotówki, jaki bym sobie wymarzył. W ogóle niezbyt lubię tę pracę i trzyma mnie w niej tylko to, że na razie nie mogę sobie pozwolić na żadną inną. Co prawdopodobnie nie jest szczególnie dobrą motywacją. Każdy dodatkowy galeon zapewnia mi jednak spokojniejszą najbliższą przyszłość. Pogoda nie jest zbyt przyjazna; ale właśnie w takich warunkach podobno kształtuje się ludzki charakter i wytrwałość, a ja obu nie mam w nadwyżce. Tym razem jestem znacznie uważniejszy niż poprzednio - nie chciałbym skończyć z mokrymi butami przy takiej temperaturze. Ustawiam się więc stabilnie i wyciągam z plecaka sito. Ani myślę wkładać rąk bezpośrednio do strumienia, zamiast tego wybieram sitem kamyczki z mułem, przesiewając je systematycznie. Początkowo jedynie pospolite kamienie pozostają wewnątrz mojego narzędzia, nie poddaję się jednak, dopóki nie znajduję większego odłamka. Nie wygląda zbyt okazale, cały oblepiony brudem. Fioletowawy odcień przebija się jednak przez błoto. I i tak nie omija mnie włożenie dłoni w lodowatą toń. Kiedy jednak obmywam kamień, okazuje się, że miałem słuszność - to spory kawałek ametystu. Uśmiecham się promiennie, upychając go głęboko do kieszeni, byle tylko nie zgubić go przed dotarciem do jubilera...
Przejście się na spacer po okolicy miało być swego rodzaju oddechem od intensywności dnia powszedniego. Spędzanie czasu na łonie natury było dla niego całkiem normalnym zwyczajem, wpojonym przez kanadyjską część rodziny już od początku jego istnienia na tym padole. Wykorzystanie więc dzisiejszego dnia na biegi w okolicach Doliny Godryka zdawało się być dobrym pomysłem, nie mówiąc już o tym, że był to również całkiem niezły powód do zanalizowania ewentualnych zmian w otoczeniu. Narzucił sobie może nieco mordercze tempo, aby w końcu, zdyszanym zrobić przerwę w okolicy płynącego nieopodal strumienia. Było dość chłodno, ale niespecjalnie się tym przejmował, kucając przy wodzie i opłukując sobie twarz zimną cieczą, tak szybko rozbudzającą i dającą swego rodzaju ulgę. Przyjrzał się swojemu odbiciu w tafli i przekręcił głowę, kiedy jego oczy dostrzegły na dnie kolorowy kamień. Zmrużył powieki i sięgnął po nań ręką, czując przenikający jego dłoń chłód. Czy to był szmaragd? Rozejrzał się w poszukiwaniu ewentualnego właściciela, który mógł upuścić wartościowy przedmiot, ale absolutnie nikogo nie dostrzegł. W zasadzie...nie widział żywej duszy odkąd tu przyszedł. Wzruszył ramionami i schował znalezisko do kieszeni, wkrótce wracając do swoich ćwiczeń. [zt]
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Po raz kolejny udała się na spacer w okolice Doliny Godryka. Lubiła przechadzać się wzdłuż tamtejszego strumyka, który szumiał radośnie i sprawiał, że mogła nareszcie się odprężyć i nacieszyć się pięknem natury. I chociaż dni stawały się coraz zimniejsze, a krajobraz coraz bardziej szary i monotonny to jednak nie zamierzała zrezygnować ze swoich spacerów. I jak widać opłaciło jej się to. Już miała zawracać do punktu, z którego zwykle teleportowała się do komuny puchońskiej, gdy nagle na brzegu strumienia coś zalśniło w charakterystyczny sposób. Wystarczyła jej chwila, by mogła się zorientować, że właśnie natrafiła na przepiękny kawałek ametystu. Postanowiła skorzystać z okazji, która jej się trafiła i zabrać go ze sobą, aby następnie oddać go jakiemuś jubilerowi. Zawsze były to jakieś dodatkowe galeony.
z|t
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Kolejny miesiąc, kolejny spacer po Dolinie Godryka. I choć po ostatnie wyprawie na bagna mogła żywić jakiś uraz do tego miejsca, to, mimo wszystko, postanowiła wybrać się na spacer wzdłuż strumienia, który stanowił dla niej swego rodzaju rytuał. Przychodziła tu od wielu miesięcy, za każdym razem z tym samym celem. Poszukiwała szlachetnych kamieni. Na razie szło jej to średnio, a nawet mocno średnio. Na wiele prób, tylko raz udało jej się dostrzec błyszczący kamyczek. Zachęcona tym listopadowym sukcesem, była dobrej myśli i tym razem. Kiedy dotarła na miejsce, weszła powoli do strymyka. Przed wodą chroniły ją wysokie, stylowe kalosze, o ile stylowym można nazwać kawałek gumy na stopie. Może to pogoda, a może wczorajszy powrót i konfrontacja z Arlą, ale miała zamiar wrócić już do ciepłego dormitorium. Dała jednak sobie kilka dodatkowych minut. I to wystarczyło, aby znaleźć niewielki kamyczek. Może nie był wart wiele, ale lepsze kilka galeonów więcej, niż mniej. Zwłaszcza teraz, jak miała tyle planów, które wymagały kapitału.
Było już tak zimno, a jej zachciało się spacerów po lesie i wzdłuż strumienia. Musiała być bardzo zdesperowana, że łaknęła natury i spokoju aż tak, by narazić się na odmrożenie dłoni i czubka nosa. Nic jej nie powstrzymało i, opatulona szalikiem po same rzęsy, wyszła z domu. Las pachniał świerkami, mrozem i mchem. Gdzieniegdzie spoczywała mała pierzynka śniegu. Było całkiem urokliwie i na swój sposób przyjemnie. I może to było zapalnikiem ku temu, by zbliżyła się do wody. Wody, która w pewnych miejscach była zamarznięta. Kusiło, by postawić stopę i skruszyć tę cienką warstewkę lodu. Już nawet miała to zrobić, gdy... zobaczyła, że tuż przy brzegu strumienia coś się błyszczy. Wyciągnęła dłoń po to cudeńko i... nie pożałowała. Rubin? Kolor na to wskazywał. Czym prędzej wsadziła kamień do kieszeni i rzuciła zaklęcie ogrzewające na swoje ręce. A potem? Potem wróciła do włóczenia się po okolicy.