Strumień spływa powoli po kamieniach, którymi wyłożone jest dno. Nie jest zbyt długi, jednak przyjemny szum wody sprawia, że mieszkańcy bardzo lubią przychodzić w to miejsce i spędzać tu długie godziny na odpoczynku. Jeżeli bardzo dokładnie rozejrzeć się po okolicy, da się odnaleźć kilka rodzajów specyficznych ziół i roślin. Najbardziej wyjątkowa, głównie przez swoją niedostępność w innych miejscach, jest języcznik migocący. Rozpoznają je tylko wprawieni w zielarstwie, gdyż niewiele różnią się od zwyczajnych paproci. Wprawna obserwacja pozwala zauważyć delikatny pyłek, unoszący się bardzo powoli spiralami - jest tak subtelny, że trzeba na nim bardzo skupić wzrok, aby dostrzec choćby lekkie migotanie. Spomiędzy kamieni, unosząc się nieznacznie nad powierzchnię wody, wyrastają żabieńce strumykowe. Te miniaturowe roślinki ciężko znaleźć gdzie indziej. Podobnie jest zresztą płomiennicę drzewną, wyrastającą na drzewach bliskich strumieniowi. Prawdopodobnie to woda ma jakieś specyficzne właściwości. Kiedy ma się trochę szczęścia i ochotę na wejście do strumienia, między śliskimi głazami da się znaleźć kruszyny kamieni szlachetnych. Można je spokojnie wymienić na galeony.
Rzuć trzema kostkami, aby sprawdzić, czy udaje ci się znaleźć kamienie.
► Pierwsza kostka definiuje, czy udaje ci się coś znaleźć: 1, 5 - Udaje ci się znaleźć kamień; 2, 3, 4, 6 - Nie udaje ci się znaleźć kamienia.
► Druga kostka - jeśli pierwsza zakłada, że coś znalazłeś, wskazuje, jaki to kamień: 1 - Ametyst 2 - Rubin 3 - Szafir 4 - Szmaragd 5 - Kwarc różowy 6 - Onyks
► Trzecia kostka określa, w jakim jest stanie oraz na ile galeonów możesz go wymienić: 1 - Marne okruchy - nie dostaniesz za nie nic 2 - Drobne cząstki - niezbyt dużo warty - 10 galeonów 3 - Pomniejsze kawałki - 30 galeonów 4 - Jeden, większy kawałek - 70 galeonów 5 - Bardzo brudny spory kawałek - 120 galeonów 6 - Cały kamień - może lepiej go zachowaj? Dostaniesz za niego 250 galeonów!
Kamieni możesz szukać raz w miesiącu! Z racji tego, że miejsce znajduje się w Dolinie Godryka szukać kamieni mogą wyłącznie studenci i dorośli!
Piękna wiosenna pogoda skusiła ją do dłuższego spaceru po obrzeżach Doliny. Nogi same powiodły ją nad strumień, który przecież tak dobrze znała i tak bardzo sobie ukochała. Było to wręcz idealne miejsce na chwile, kiedy czarodziej chciał pobyć sam ze sobą, sam ze swoimi myślami. Czy tego dnia miała taką potrzebę? Cóż, odrobinkę... Gdy była już na miejscu, poczuła ten charakterystyczny acz delikatny zapach wody i świeżych, młodych listków, które z wolna rozwijały się na delikatnych gałązkach okolicznych drzew. Słońce przyjemnie ogrzewało jej twarz, którą wręcz wystawiała w jego stronę, by napawać się tymi ciepłymi promieniami. Usiadła nad brzegiem, na jednym z większych kamieni. Ostrożnie, choć nie zważając na mokrą skorupę i to, że za kilka chwil i jej spodnie będą całe w plamach. Drzewa już dawno zakwitły i teraz odbijały swoje przepiękne korony w wodnej tafli. Strumień mienił się jak tęcza, przez co zdawał się być jeszcze bardziej magiczny. Swansea nie byłaby jednak sobą, gdyby nie zanurzyła w zimnej wodzie swoich dłoni. Lubiła czuć ten chłód, choć nie było to to samo uczucie, co w Kanadzie, wśród dzikiej przyrody. I nagle jej palce natknęły się na dziwny, porowaty kształt. Bez wahania wyciągnęła znajdę z wody i przyjrzała się jej z zaciekawieniem. Jej oczy ujrzały bladoróżowy kamień, który przepięknie odbijał promienie słońca. Od razu skojarzył jej się z kwitnącymi drzewami. Wyglądał trochę jak różowy kwarc. Była pewna, że go zachowa, nie wiedziała tylko, czy faktycznie jest cenny. Ale czy miało to większe znaczenie? Od teraz ten drobiazg będzie kojarzył się jej z urokliwą wiosną w Dolinie Godryka.
Caine kolejny raz zdał się na swoje zainteresowanie, majac nadzieję, w końcu dojrzeć w wodzie te sławienne szlachetne kamyki, z których planował zrobić sobie spinki do mankietów. Jak jednak się spodziewał i tym razem przystając przy brzegu nic nie znalazł. Być może należało się niżej pochylić nad wodą. Zanurzyć w niej ręce. Postarać bardziej. Portfel Caine i ilość galeonów w banku były jednak żywym dowodem na to, że jako były prawnik Wizengamotu nie musiał się pochylać nad każdym złamanym knutem. Dlatego spoczywając na niczym, ostatecznie minął to miejsce, decydując się, ze w przyszłości być może zabierze tu ze sobą Perpetuę, jako swój amulet szczęścia, czy też Perpetuowego nieszczęścia, które na siebie ściągała lepiej niż Caine na siebie. W jej towarzystwie jego passa mogła czasem mu dopisać... cała magia fatum skupiała się przecież na niej...
Nogi zaprowadziły go samoistnie, jakby zaczarowane, jakby poniekąd intuicyjne - w miejsce, o którym wiele słyszał, a o którym tak mało wiedział. Pech chciał, że jest wiosna. Wiosna, która przecież świadczy o powrocie całej przyrody do życia, do odetchnięcia pełną piersią przy pomocy powietrza oczyszczanego za pomocą liści z drzew. Świadczy o ciągłym, stałym cyklu życia, o którym jednak ludzie zapominają. Wszyscy, bez wyjątków. Każde istnienie przecież, jakby nie było, nastawione jest na cztery główne czynniki: narodziny, życie, przekazanie genów, śmierć. Pierwsze jest wejściem, tudzież cudem, szansą tak znikomą, że aż niezbyt wartą gry. Życie natomiast nie dla każdego wiąże się z przyjemnościami, mimo wcześniej podjętych akcji. Prawda jest taka - jeżeli on nie podniesie głowy do góry, to nikt za niego nie podniesie; dlatego Felinus starał się myśleć pozytywnie, nawet jeżeli ciemne zakamarki umysłu dawały się we znaki i rujnowały jego prawidłowy tok myślenia. Prokreacja? Nie wie, czy będzie mu pisana, ale się z tym zwyczajnie nie śpieszy. Każdy w tej kwestii potrzebuje czasu i dojrzałości, o której niestety ni słychu, ni widu. Śmierć - ostatni fundament, o którym ciągle wiemy, ale nie chodzi o to, by o niej ciągle myśleć. Owszem, można, od czasu do czasu, nie za często, ale najważniejsze jest to, by po prostu zaczerpnąć z życia jak najwięcej dobrego i pozytywnego, by potem, w obliczu samej kostuchy, niczego nie żałować. Wędrował, chodził wzdłuż rzeki, starając się przypatrzeć jakiemuś bliżej nieokreślonemu kamyczkowi. Wyciągnął ku niemu dłoń, jakoby chcąc tym samym bardziej mu się przyjrzeć. Były to jednak małe, mniejsze kawałki, które zebrał, zastanawiając się nad tym, czy coś za to otrzyma. Możliwe, że tak - pomyślał z początku, wstając z kucania i prostując tym samym nogi, które go przecież tutaj zaprowadziły. Przeznaczenie? Szczęśliwy traf? Całkiem możliwe. Stał przez mniejszą chwilę, jakoby chcąc oddać szacunek, który należy się temu strumyczkowi. Kilka minut później, zniknął na jednej z głównych ścieżek, wybierając się w inne zakątki Doliny Godryka.
Cieplej, cieplej coraz cieplej. Postanowił z tego faktu skorzystać i udać się do Doliny Godryka. Po co? W niewiadomym celu. Lubił tutaj przebywać, zwłaszcza gdy było ciemno. Poza tym dość ładne kamienie się tutaj znajduję. A dopiero ostatnio dowiedział się, że niektóre z nich są naprawdę bardzo opłacalne, a wiadomo galeonów nigdy za mało. Poza tym mimo iż był ślizgonem widok wybudzonych drzew dopiero co zakwitających również robiły na nim wrażenie. Zasiadł na jednym z większych kamieni zamykając oczy, oraz wdychając powietrze. Szum drzew, oraz pluskającej wody sprawiał, że się można było odprężyć, dlatego też postanowił jak najbardziej z tego skorzystać. Miał przy sobie torbę z której wyciągnął książkę. Zwykłą, mało znaczącą dla istniejącego świata. Zwykła przygodówka, którą postanowił odwiedzić swoją wyobraźnią. Przesiedział tu ponad godzinę, aż zrobiło mu się zimno. Jeszcze nie była pora na długo godzinne siedzenie na powietrzu dlatego wstał chowając książkę do torby i wtedy zauważył piękny kamień. Bardzo mu się spodobał dlatego wziął go do dłoni. Okazało się, że trzyma w dłoni kwarc różowy. Był na prawdę bardzo piękny i był cały, dlatego postanowił go zachować. Popatrzył jeszcze przez chwilę na cudo natury i włożył do torby. Rozejrzał się jeszcze dookoła. Ciekawiło go, że nie było tutaj przez tyle czasu ani jednego czarodzieja. Taka sprzyjająca pogoda na spacery a jednak nikogo nie zauważył. Odwrócił się na pięcie i odszedł.
Dolinę Godryka zamieszkiwał już od grubo ponad dekady, więc dziwnym by było, gdyby do jego uszu nie dotarły chociażby pogłoski o strumieniu, w którego nurcie – przy odrobinie szczęścia – można było natrafić na kamienie szlachetne. Nie jednak z tego względu tak lubił tu przychodzić, jak do tej pory zresztą nie udało mu się znaleźć tu niczego cennego i zaczynał nawet powątpiewać w to czy faktycznie można tu natrafić cokolwiek; to miejsce miało po prostu swój niepowtarzalny urok, który bardzo doceniał, odkąd po raz pierwszy je odwiedził. Norweg potarł palcami skronie, zmęczony kolejną godziną ślęczenia nad zdającą się nie mieć końca robotą papierkową, którą zdecydował się zabrać do domu, żeby nie narobić sobie zaległości. Musiał zrobić sobie przerwę, przynajmniej na parę chwil, bo jeszcze moment i chyba oszaleje. A jako że pogoda za oknem dopisywała, zdecydował się wybrać na spacer, żeby trochę się dotlenić. Potem pewnie będzie tego żałował i harował za dwóch, żeby wszystko nadrobić, ale chwilowo to od siebie odsunął, postanawiając cieszyć się przechadzką. Nogi same zaprowadziły go w to miejsce; przeszedł kawałek wzdłuż potoku, by następnie przycupnąć na jednym z większych głazów i obserwować leniwie toczącą się wodę. Nie szukał w jej toni niczego konkretnego, niemniej jego uwagę od razu ściągnął błysk w miejscu, gdzie akurat padły promienie słoneczne przebijające się przez korony drzew. Zaciekawiony tym zjawiskiem, zzuł buty i wszedł do strumienia, żeby móc się temu bliżej przyjrzeć. Okazało się, że jest to kamień wyróżniający się barwą na tle szarych otoczaków; w zasadzie jego fragment, nawet całkiem duży. Nie był wielkim znawcą drogocennych kamieni, ale krwistoczerwona barwa wyraźnie sugerowała, że może to być rubin. Wydobył swoje znalezisko i przez moment je kontemplował; nie miał pojęcia jaką to może mieć wartość, ba, czy w ogóle warte jest cokolwiek. Zdecydował się go jednak zachować i w wolnej chwili pokazać jakiemuś jubilerowi, który na pewno będzie w stanie powiedzieć mu coś więcej. Tymczasem jednak schował go do kieszeni i wzuwszy z powrotem buty, udał się w drogę powrotną do domu. Zmitrężył już wystarczająco dużo czasu, papierkowa robota – niestety – sama się nie dokończy.
Co go sprowadziło do Doliny? Przypadek. Ot, zły świstoklik. Na dobrą sprawę nie wiedział, że znajduje się na terenie magicznej wioski. Nigdy nie zapuszczał się w jej odległe tereny, jej obrzeża, więc nie miał prawa rozpoznać tego miejsca. Zauroczony jednak piękną przyrodą i skory do zaznawania przygód - ruszył przed siebie, aż do strumyka. Liczył, że napotka jakieś wyjątkowe zwierzę, którym potem pochwali się na spotkaniu Koła Fanów Fauny. Po drodze widział jednak jedynie najzwyklejsze ptaki, owady i ze dwie żaby przemykające w zaroślach. Nic niesamowitego. Zmęczył się tym spacerkiem mimo wszystko, więc przycupnął nad strumieniem. Woda była przejrzysta i spokojna, mógł dostrzec w niej każdy kamyk i... Dostrzegł też coś zielonkawego. Czyżby szmaragd? Trochę nie wierzył we własne szczęście, ale gdy zanurzył dłonie, by wyciągnąć znaleziony skarb, to upewnił się, że to uśmiech Fortuny. Kamień był brudny, pokryty mułem i piachem, ale wystarczyło go przetrzeć, by zobaczyć jego prawdziwe piękno. Był tak imponujący, że aż szkoda było go nie zabrać, więc... wziął go, a co. Albo zostawi sobie na pamiątkę, albo spienięży na Czallegro. A podczas drogi powrotnej do zamku upewniał się co pięć sekund, czy szmaragd na pewno spoczywa na dnie jego kieszeni. Cały i bezpieczny. Mój ssskarbie.
Dolina nie była miejscem, do którego często wracałem myślami, a jeszcze rzadziej bywało mi ją odwiedzać. Nie znałem wielu ludzi z tych stron, samo miejsce oprócz magiczności i klimatu nie miało mi wiele do zaoferowania. Tak więc dlaczego zjawiłem się tym razem, bez celu snując się żwirowymi scieżkami, myśląc o wszystkim i niczym jednocześnie? Nie było w mojej wycieczce żadnego celu, dałem nogom ponieść się i poprowadzić, w ten sposób odcinając się w ten jeden dzień od wszystkiego i wszystkich. Każdy czasem potrzebował takich dni, nie powiem, że ja szczególnie, choć tak to właśnie odczuwałem. Ostatecznie zatrzymałem się przy ciekawym dość strumieniu, który swoją aurą przywodził na myśl coś magicznego i nieprawdopodobnego. Intuicja za wszelką cenę chciała mi powiedzieć, że nie był to zwyczajny strumień, choć nie miałem wcale powodów, aby tak myśleć. Ściągnąłem buty, pozostawiając je na brzegu i podwinąwszy nogawki jeansów, zanurzyłem stopy w lodowatej wodzie, starając się nie odskoczyć natychmiastowo pod wpływem minusowej temperatury wody. Przyzwyczaiwszy się, zacząłem sobie spacerować w orzeźwiającej wodzie, patrząc pod nogi, by nie stanąć na niczym ostrym. Wtedy też nagle pobłyszczało mi coś pod wodą, fioletowy kolor krył się powiędzy szarością i brunatem innych kamieni. Sięgnąłem do wody, wyciągając dość sporych rozmiarów minerał. Zaskoczony, schowałem go do kieszeni i jeszcze przejrzałem nurt strumienia, czy może nie będzie innych znalezisk i w ciągu następnych kilkudziesięciu minut wróciłem tą samą drogą.
Czytanie książki na świeżym powietrzu, gdy wiosna rozgościła się na dobre, wydało się Lanceley miłą odmianą. Odpoczynek od zgiełku, harmidru miasta czy bibliotecznego kurzu na rzecz przyrody wracającej do życia mógł korzystnie wpływać na zapamiętywanie informacji. Taką miała nadzieję. Nie zostało jej dużo czasu na poprawienie ocen, a do tego przygotowywania do lekcji z magii zakazanych pochłaniały większość jej głowy. Nadal odczuwała nieprzyjemne impulsy wyrzutów sumienie, że w ogóle zdecydowała się po to sięgnąć, jednak potrzeba zdobywania nowej wiedzy i ambicja uniemożliwiały jej rezygnację, przez co kręciła się wkoło od kilku lat. Dopiero zniknięcie Alka i rozmowa z Shawnem utwierdziła ją w przekonaniu, że tak długo, jak będzie ostrożna i będzie korzystała w ostateczności z czarno magicznych zaklęć, to chęć zdobycia informacji nie była taka zła. Przeglądała więc pergaminy z notatkami, leniwie stawiając krok za krokiem i wędrując w głąb niewielkiego lasku, idąc z szumem strumienia. Miała wyjątkowo dobry humor. Ruchem głowy zgarnęła rude pukle na plecy, chwilę jeszcze czytając na temat zaklęć niewybaczalnych i ich wykorzystania na przestrzeni wieków, aby ostatecznie wrzucić notatki do plecaka i zbliżyć się do kamiennego brzegu. Zsunęła buty, łapiąc je w dłonie i zanurzyła stopy w płytkiej, chłodnej wodzie. Była lodowata, a wyrzeźbione przez wodę dno przyjemnie masowały z każdym kolejnym krokiem. Po skórze przebiegł jej orzeźwiający dreszcz i chociaż zostawił gęsią skórę, wcale nie było jej zimno. Przyśpieszyła kroku, idąc przed siebie i nucąc pod nosem jakąś piosenkę i dochodząc do wniosku, że cudownie byłoby mieć tu ze sobą skrzypce. Echo pięknie niosłoby się po lesie. Z zamyślenia wyrwało ją coś pod wodą, o co uderzyła jej stopa i co poleciało gdzieś do przodu. Schyliła się, błądząc dłonią pod chłodną powierzchnią i natrafiając palcami na kształtny, wyjątkowo gładki kamień. Wstała, przyglądając się uważnie bladoróżowemu, pokaźnemu klejnocikowi, który odbijał wpadające tu spomiędzy drzew promienie światła. Ametyst? Nie. Kwarc Różowy! Nie był on tak popularny w biżuterii, ale ślizgona wsunęła znalezisko do plecaka, ruszając dalej z uśmiechem. Miała dziś szczęście. Wyszła z wody, przysiadając na brzegu i czekając, aż wyschną jej stopy. Korzystając z chwili wytchnienia, powróciła do swoich notatek, przeglądając je raz, jeszcze zanim teleportowała się w okolice Hogsmeade.
Reed udał się wyjątkowo na spacer, co było równocześnie cholernie dziwne i normalne w jego przypadku. Rzadko bowiem można było go spotkać poza domem w godzinach wczesno-porannych, a w takiej właśnie się udał na poznawanie nowych miejsc w dolinie, a jednocześnie nie można było mu zarzucić braku zainteresowania naturą i wszelkiego rodzaju pięknej i poszukiwania spokoju w niczym nieskalanych miejscach przyrody, co kłóciło się z aurą, którą Shawn wytwarzał dla nieznajomych. Tym razem, miejscem jego wycieczki, był lasek, do którego czasem się udawał, choć nie zapuszczał się zbyt daleko, nie mając ku temu żadnego celu. Tym razem jednak zrobił to w poszukiwaniu nowego, wyjątkowego miejsca, gdzie mógłby udawać się w celu odpoczynku i zresetowaniu umysłu, przepełnionego sprawami związanymi z życiem prywatnym, które zaczynało pierwszy raz od wielu lat rozkwitać, a chyba w ogóle pierwszy raz rozkwitać w pełni pozbawiwszy się toksycznych elementów, które zawsze towarzyszyły jego życiu. Oprócz tego, praca wcale nie była tak prosta, jak ją zapamiętał, co pewnie było spowodowane tym, że teraz miał też zajęte myśli czymś poza nią. Z podobnymi rozmyślaniami, Reed trafił nad strumień, gdzie nigdy jeszcze wcześniej nie bywał. Wydał mu się on jakiś szczególny, dlatego też szybko zanurzył w nim swoje stopy, wzdrygając się od zimnej wody, omywającej mu stopy. Tam też, patrząc pod nogi, mężczyzna zobaczył wyróżniający się kawałek kamienia, który okazał się czymś więcej, aniżeli losowym kamyczkiem w strumieniu, nic nie wartym - był to onyks, co szybko Shawn rozpoznał, jako że było to po części związane z jego pracą, w dość dobrym stanie, a dokładniej był to dość duży kawałek, który nie powinien się tu w ogóle znaleźć. Reed nie zamierzał jednak z tego powodu płakać, zamiast tego schował szlachetny kamień do kieszeni i wrocił do domu.
Idealny dzień na spacer. Wasi zamarzyła się nieco dalsza wyprawa i korzystając ze świstoklika przeniosła się do Doliny Godryka. Słyszała od innych studentów opowieści o tajemniczym strumyku. „Jedziesz tam, Wasia, galeony się posypią, mówię ci!”. Naiwna Gryfonka natychmiast postanowiła w wolnej chwili wybrać się nad ten osławiony strumyk. Znalazła go dość łatwo. Stojąc nad wodą, nie za bardzo wiedziała, co ma zrobić… - Kamyku, pokaż się! – krzyknęła władczo. Nic. - Wzywam was, pieniądze! Nadal nic. Postanowiła więc podwinąć nogawki, zdjąć buty i wleźć do zimnej wody. Po kilku minutach szukania coś błysnęło w słońcu. Wasia rzuciła się, by złapać kamyk w łapę. Wylazła na brzeg, usiadła i przyjrzała się temu, co udało się jej wyciągnąć. Przeraźliwie brudny kamyk błyskał co nieco na zielono. Wasia nie była pewna, ile jest warty – ale trochę na pewno. Zadowolona, wlazła do strumyka próbując znaleźć coś jeszcze, jednak nawet po godzinie nic nie znalazła. Postanowiła wrócić do Hogwartu z tym, co się udało znaleźć; wszak i tak jej znalezisko było świetne. [z.t] 1, 4, 5
Kostki:2, 5, 4 To nie był pierwszy raz kiedy zjawiła się w Dolinie Godryka. Nie miała tutaj zbyt wiele do szukania, jednak uroki przyrody zawsze sprzyjały jej myślom twórczym. Zapuszczała się w okoliczne tereny chłonąc wszystko swoimi szeroko otwartymi oczyma. Wiosna na dobre zagościła na Brytyjskich Wyspach, a jej twarz łapała promienie słońca przedzierające się spomiędzy gałęzi drzew, na których nie tyle były cudne pąki, co i w pełni rozwinięte liście. Wyjęła szkicownik ze swojej torby i przysiadłszy na wielkim korzeniu, uwieczniła chwilę. Śpiew ptaków miło pieścił jej uszy, gdy rysowała jednego z nich, który przysiadł na jednej z gałęzi. Kiedy skończyła ten niewielki obrazek ruszyła dalej, napawając się pięknym widokiem, kiedy trafiła na strumyk. Wiedziała, że już kiedyś tu była. Szybko zdjęła swoje buty i zamoczyła stopy w zimnej wodzie, a uśmiech sam wypełzł jej na twarz. Nie zabawiła w tym miejscu zbyt długo, musiała wracać, przerywając te chwile beztroski.
z/t
Rasmus Vaher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 181,5 cm
C. szczególne : Wyczuwalny estoński akcent, czasem nieodmienianie w angielskim, blizny na lewej dłoni po zdjęciu klątwy.
Cóż, od czasu do czasu przebywał w Dolinie Godryka. I słyszał też o tym nietypowym miejscu zwanym Strumieniem, gdzie to ciekawe kamienie można było znaleźć. A sam też chciał takowy znaleźć, coby ponoć pieniędzy dostać za to. Ale czy faktycznie może się spodziewać, że coś znajdzie? Ponoć to rzadkie. Ale jednak po dłuższym poszukiwaniu także i on sam znalazł nietypowy kruszec, którym okazał się rubin. A raczej jego cząstki. Niby można było go użyć do jakiejś branzoletki, ale nadal było to... za dużo. Dlatego też postanowił jednak wymienić je na galeony. W końcu to także pieniądz. Z bardziej wypełnioną już kieszenią ruszył z powrotem do Hogwartu.
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Mecz zbliżał się wielkimi krokami, a Nancy, mimo ciężkiej pracy w sklepie w Londynie, wciąż nie miała wystarczającej sumy galeonów, by zaopatrzyć się w nową miotłę. Chwytała się czego tylko się dało, by wysupłać choć parę galeonów i wrzucić je do słoika z napisem "nimbus 2015" na wieczku. Oczywiście mogła zawsze skorzystać, ze szkolnego sprzętu, ale szkolne miotły nie były w najlepszej kondycji. Poza tym swoje to swoje. Siedząc w puchońskiej komunie i zastanawiając się nad pracą domową z zaklęć, nagle przypomniała sobie o strumieniu w dolinie. Z ekscytacji aż jej pióro z ręki wypadło jak poderwała się na równe nogi. Już raz kiedyś odnalazła w zimnej wodzie drogocenny kamień, który z sukcesem sprzedała, dlaczego by więc nie spróbować jeszcze raz? Zarzuciła jeansową kurtkę na ramiona i teleportowała się do Doliny Godryka. Było już zdecydowanie cieplej niż kiedy była tutaj ostatni raz, więc spacer okazał się jeszcze przyjemniejszym doznaniem niż to zapamiętała. Kiedy tylko usłyszała znajomy szum, przyspieszyła kroku i uklękła nad wodą zanurzając w niej ręce. Chwilę trwało zanim w końcu odnalazła coś, co nie było zwykłym głazem. wyłowiła kilka fioletowych okruchów, które mogły być ametystem i niestety tu kończyło się jej szczęście. Nic więcej nie znalazła i kiedy ręce już jej odmarzały od zimnej wody, wstała i teleportowała się by znaleźć kogoś kto grosza da czarodziejowi.
Frea Ragnarsdóttir
Rok Nauki : II
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 164
C. szczególne : Mimo, że stara się nad tym panować, zdarza się jej używać złych słów lub niektórych w ogóle nie odmieniać. W rozmowie słychać również jej islandzki akcent.
kostka:4 Nie licząc pamiętnych obchodów Celtyckiej Nocy, nie pamięta kiedy ostatnio zawitała do Doliny Godryka. O sławnym strumieniu, w którym co jakiś czas pojawiają się różne ciekawe rzeczy słyszała nie raz, jednak nigdy jeszcze do niego nie dotarła. Korzystając z ciepłego po południa i tego, iż o dziwo nie ma niczego do roboty, postanowiła zrobić sobie małą wycieczkę, aby zobaczyć o co tyle szumu. Teleportowała się koło domu, postanawiając wcześniej zabrać z niego parę rzeczy. Stał pusty, nie lubiła do niego przychodzić - brakowało w nim tej matczynej miłości i domowego ciepła. Na miejsce dotarła bez większych problemów, wiedziała bowiem w którym kierunku powinna iść, a gdy już znalazła się koło strumienia, szybko rozejrzała się naokoło, jakby chciała upewnić się, że jest tu sama. Od paru osób słyszała, że w zimnej wodzie czasem można spotkać naprawdę wspaniałe okazy kamieni szlachetnych, jednak Frea zbytnio się na to nie nastawiała. Głównym celem jej dzisiejszej wycieczki było odkrycie gdzie ów strumień się w ogóle znajduje i cóż, teraz wiedziała przynajmniej, że powinna się udać, gdy kiedyś będzie potrzebowała niespodziewanego zastrzyku gotówki.
z/t
Isabelle L. Cortez
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 163
C. szczególne : leworęczna, blizna na ramieniu zakryta tatuażem, hiszpański akcent, szczupła, długie brązowe włosy, brązowe oczy .
Delikatny powiew wiosennego wiatru rozwiał włosy dziewczyny. Z przymrużeniem oka zaciągnęła się słodkim aromatem wiatru. Wiosna. A raczej, zalążek lata które wielkimi krokami wypierało w zapomnienie wiosenne klimaty. Z dania na dzień robiło się coraz cieplej przez Isabelle mogła na powrót poczuć namiastkę Hiszpańskiego klimatu. Poczuć się jak w domu do którego nie miała po co wracać. Bo czy ojciec wpóściłby ją chociażby na herbatkę? Odpowiedź była szybka i zapewne każdemu już znana - NIE. Nie było jej żal z powodu decyzji jaką podjęła głowa jej rodziny. Bardziej martwiła się o kontakt z matką, który już wcześniej był utrudniony przez ciężki charakter jej ojca. Nie wspominając o bracie i siostrze z któą nawet w Hogwarcie mijała się na korytarzu racząc ją jedynie skinieniem głowy. A może to ona to zaczęła? Gdyby nie delikatny błysk zieleni przebijający się przez wody strumienia przeszłaby nawet nie spoglądając w tamtą stronę. Z delikatnym uśmiechem kucnęła przy brzegu i zanurzając dłoń w zimnej wodzie wyciągnęła niewoielki szmaragd. Prez chwilę przypatrywała się mu obracając kamyczek między palcami aby po chwili schować go w kieszeni wiosennego płaszcza kolorem wpasowującego się w kamień.
Dziewczyna pojawiła się tutaj, bo usłyszała, że podobno w strumieniu czają się magiczne kamienie (albo zwyczajne? Niedokładnie słuchała), za których wyłowienie można dostać kilka dodatkowych galeonów. Bardzo by jej się to przydało - odkąd zamieszkała sama okazało się, że życie jednak kosztuje. I tak trochę żerowała na swoim wynajemcy, bo tak długo jak dbała o dom nie musiała mu płacić czynszu, ale jednak jedzenie, ubrania i przyjemności swoje kosztowały. A ona zamiast wydawać na sprawy istotne... Poszła sobie kupić memrotka. I była z tego powodu bardzo zadowolona, bo śliczny ptaszek nie opuszczał jej na krok - zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. On nie mógł tego powiedzieć, ona wyznawała mu miłość non stop. Nawet teraz gdy pojawili się przy strumieniu miziała go między piórkami. Pozwalając ptaszkowi na odlecenie zakasała spodnie po kolana by wejść do strumyczka i rozpocząć swoje poszukiwania. Niestety. Bezskutecznie. Gdy już była przekonana, że coś błyszczy pod wodą, tak okazało się, że był to jedynie poblask wywołany promieniami słonecznymi. Z pół godziny zajęła jej zabawa nim znudziła się i wyszła z jeziora. Spędziła tu jeszcze kilka minut obserwując leniwie płynącą wodę w nadziei, że z zewnątrz coś dostrzeże. Niestety. Czas wracać do zamku.
Kolejny piękny dzień zawitał nad Londynem, dlatego Phill postanowił to jak najbardziej wykorzystać. Pierw był w Hogsmeade spotkał się ze znajomym, który już zakończył edukacje. Był na tym samym roku, ale jednak nie chciał dalej studiować. Były ślizgon więc mieli nawet dobry kontakt. Od czasu do czasu spotykali się na jakieś piwo kremowe, ale miał zbyt wiele do powiedzenia a ile było w tym prawdy? Czasami miał dość jego gadaniny, bo gaduła to z niego na medal. Jednakże dawno się nie widzieli więc postanowił go wysłuchać. Minęły dwie godziny i pożegnał się z chłopakiem. Miał zamiar zajrzeć do Doliny do strumieniu gdzie pewnego razu znalazł bardzo interesujący kamień i był faktycznie sporo warty, więc dlaczego miał tego nie znaleźć drugi raz? Teleportował się do Doliny prosto na miejsce. Jak zwykle było tutaj bardzo pięknie, zawsze ten urok robił na niego wielkie wrażenie, a mógł trochę odreagować od codzienności. Na razie wszystko zaczęło się u niego układać, był nawet z tego faktu bardzo zadowolony. Raczej był przyzwyczajony do tego, żeby wiele się u niego działo, ale taka stabilizacja nawet zaczynała mu się podobać, jednakże co dalej u niego będzie to już trudno było ocenić. Wszystko się zmienia, a więc i nastawienie ślizgona może się diametralnie zmienić. Jakby strumień wiedział po co tutaj się pojawił od razu znalazł jeden z kamieni. O cholera. Wyglądał dość ładnie. Był to prawdopodobnie szmaragd więc od razu wiedział, że będzie trochę wart. Kawałek był dość wielki, ale to jednak nie była całość. Schował go do kieszeni i odreagował dobrych kilka minut, aby zniknąć. /zt
Po skończonej pracy, chciał trochę odpocząć, wyciszyć się, a spacer po Dolinie Godryka już nie raz przynosił mu ten relaks. Jednak po kilku godzinach gwaru w pubie chłopak potrzebował chwili ciszy, a jeśli przy okazji mógł odetchnąć świeżym powietrzem i cieszyć się przy tym pięknym widokiem strumienia, płynącego przez magiczną osadę, to dlaczego by tego wszystkiego nie połączyć? Szedł brzegiem, zaraz przy niewielkim potoczku, zamyślony, kiedy nagle coś zabłyszczało mu w wodzie. Uniósł nieco brew i przystanął. Podszedłszy bliżej, kucnął i pochylił się nad taflą wody, wypatrując w niej czegoś co mogłoby w ten specyficzny sposób odbić światło. Zauważył coś kolorowego i włożył rękę do wody, aby po to sięgnąć. Prychnął, rozczarowany, wyciągając na powierzchnię kawałek niebieskiego szkła. Krążyły pogłoski, że można w tym strumieniu znaleźć jakieś cenne kamienie, miał więc nadzieje, że i jemu się poszczęściło, jednak widocznie nie tym razem. Wstał i wyprostował się, kontynuując swoją przechadzkę po kamiennym brzegu, a po kilkunastu minutach wyciszenia teleportował się do Hogwartu.
//zt
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
O strumieniu w Dolinie Godryka w Hogwarcie krążyło parę miejskich - a raczej zamkowych - legend. To jakiś Puchon z dnia na dzień zaczął nosić najdroższe ubrania, to inny Krukon zdobył jakiś gadżet, mimo że jeszcze parę dni wcześniej zaklinał się, że nie będzie go na to stać. W końcu, po uzyskaniu już jakiś czas temu licencji na teleportację, także Shaw postanowił sprawdzić pogłoski dotyczące niewielkiego cieku wodnego i pojawił się tam, przygotowany do brodzenia w zimnej, krystalicznej wodzie. Jednakże mimo co najmniej kilkunastu minut wpatrywania się w piaszczyste dno, Darren nie znalazł tam dosłownie nic - postanowił więc wrócić do zamku i spróbować szczęścia być może innym razem.
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Musiała trochę odetchnąć od zamku i panującego w nim zgiełku. Sporo się ostatnio działo, nawet na kogoś o jej usposobieniu. Los i magia bywały kapryśne, a konsekwencję płynące z niewinnych decyzji mogły przytłaczać. Nawet ją, chociaż Ali nie należała do osób słabych psychicznie — zdaniem osób, które miały okazję przebywać z nią dłuższy czas. Prawda była taka, że wszystko rozsypywało się, gdy zostawała sama i chodziło o nią, a nie o innych. Wtedy tej siły brakowało. Dziewczyna westchnęła, stawiając kolejne kroki i leniwie rozglądając się po lesie. Lato było coraz bliżej. Wszystko tonęło w zieleni, kwiaty przyozdabiały krzewy, a ptaki coraz głośniej i chętniej trelami umilały spacer, mając w akompaniamencie szum liści wywołany wiatrem. Przesunęła dłonią po oczach, ruchem głowy zgarniając chwilę wcześniej jasne pukle włosów na plecy. Atmosfera tego miejsca była wyciszająca, tak jak poleciły koleżanki. Dostrzegła też strumień skarbów, gdzie często znajdowano szlachetne klejnoty, o czym mówiono coraz głośniej na szkolnych korytarzach. Z ciekawością, chcąc zapewne odwrócić myśli o negatywnej strony jej życia, przemknęła na kraniec brzegu, zgrabnie balansując na nierównych kamieniach. Przyglądała się błękitnej tafli, czując bijący od niej chłód. Woda była naprawdę czysta i z łatwością dostrzec można było dno. I wtedy właśnie błękitne ślepia wychwyciły blask — czarny, elegancki. Kucnęła, wyjmując z wody onyks, rzucający światełkami od padającego na niego słońca. Uśmiechnęła się pod nosem, wsuwając go do kieszeni i pozbywając się z dłoni kropel wody, przyśpieszyła kroku, dalej ciesząc się spacerem. Nucąc coś pod nosem, kierowała się do jakieś ścieżki, aby móc się teleportować. Jeden kamyczek, a już miała lepszy humor.
/zt
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Prawdę mówiąc, odkąd przekonał się, że pogłoski o strumieniu nie są jedynie zwykły bajdurzeniem, wybierał się tutaj w miarę regularnie. Czasem zdarzyło się zapomnieć, ale bywał raz w miesiącu, aby sprawdzić, czy ma szczęście. Teraz nie było inaczej, choć oczywiście każdy wypad niósł ze sobą powiew świeżości. Niosąc na ramieniu puszka - Alexa Juniora, podziwiał tereny, kolejny raz z zaskoczeniem odkrywając, że był tu sam. pPodziewał się oczywiście grupki poszukiwaczy szlachetnych kamieni, które mogliby sprzedać za pokaźną sumkę galeonów, ale nikogo nie było. A może byli, ale magia miejsca nie pozwalała dostrzec innych? Sam na sam ze szczodrym strumieniem, który należało w jakiś sposób udobruchać, aby pozwolił zabrać parę swoich skarbów? Dotarł w miejsce, gdzie woda wartko płynęła, cicho szumiąc, mieniąc się w promieniach słońca. Chciało się zdjąć buty i wejść do środka, aby poczuć nurt, mieć wrażenie zapadania się w naturę. Może nie przyznawał się do tego, ale uwielbiał takie chwile, sam na sam z przyrodą. Co prawda większą miłością pałał do sam na sam z drapieżnymi ptakami, niż z wodą, czy lasem, ale nie mógł narzekać. Włożył puszka do kieszeni koszuli flanelowej, którą miał narzuconą na zwykłą koszulkę, aby nie wpadł przypadkiem do wody, po czym zaczął rozglądać się za jakimiś błyskami, brodząc w wodzie. W końcu coś dostrzegł, ale nie miał wielkich nadziei, schylając się po to. Jeśli się nie mylił, miał w dłoni drobne cząstki szmaragdu. Nie zamierzał wyrzucać ich do wody, nawet jeśli nie były wiele warte. Jedzenie dla zwierząt kosztowało, a i na dom sporo wydał. Musiał teraz zbierać stopniowo wszystkie możliwe galeony. Wyszedł z wody, wysuszył nogi, ubrał buty i z kilkoma cząstkami szmaragdu skierował się w stronę wyjścia z Doliny, aby tam się teleportować i wrócić do Hogsmeade. Trzeba było sprawdzić, jak czuje się babcia.
/zt
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Życie go zaskakiwało. Nie bez powodu zatem postanowił jeszcze raz spróbować, jeszcze raz liczyć na złudne szczęście, które postanowiło objawić się właśnie w tymże miejscu. Wobec niego zdawał się nie mieć pecha, w przeciwieństwie do lekcji, na których nabijał frekwencję, cholerne punkty oraz zwyczajnie dobrą opinię wśród nauczycieli. Nie żeby mu na tym jakoś bardzo zależało, co nie zmienia faktu, iż zwyczajnie lepiej jest mieć jakieś za, aniżeli jakieś przeciw. Jeżeli masz znajomości - przetrwasz. Jeżeli ich nie masz, no cóż. Różnie z tym może być. Zbyt wiele niewiadomych, poza tym bardzo łatwo jest zwyczajnie zniknąć; pozwolić na to, by dusza zwyczajnie opuściła ciało i tym samym udała się w nieznane sfery życia pozaludzkiego. O ile ono w ogóle istnieje - trzeba napomnieć, spoglądając na zwierciadło różnorakich religii, w które wierzą zarówno czarodzieje, jak i mugole. Pogoda była co prawda niezbyt przyjemna. O ile promienie słoneczne oświetlały jego skórę, o tyle jednak nie wodę, która płynęła w tejże słynnej rzece. Plamy powoli znikały, a sam Felinus powracał powoli do swojej sprawności - był ciut mniej blady, zapewne poprzez gojenie się wcześniejszych, niezbyt miłych ran. Nie musiał się długo przyglądać, by zauważyć kolejny kamień. Szafir, połyskujący niebieskimi cząstkami, o niezbyt sporej wielkości, ale nadal, możliwy do sprzedania. Student wyjął go, a następnie schował w bezpieczne miejsce - do torby, którą akurat miał przy sobie, z zamiarem jego sprzedania w najbliższym czasie.
Po raz kolejny zjawiła się w Dolinie Godryka. Głównie po to, by odetchnąć świeżym powietrzem z daleka od znajomych terenów. Tutaj było naprawdę spokojnie, a atmosfera wprost zachęcała do spacerów. Zwłaszcza wzdłuż tego pięknego strumyka. Odetchnęła głęboko, starając się w końcu zrelaksować i ułożyć w głowie takty pewnej piosenki, którą słyszała kilka dni temu, ale tytułu nie potrafiła sobie przypomnieć. Z zamyślenia wyrwał ją dopiero widok błyszczącego w mieniącej się słońcem wodzie na płytkim brzegu kawałek rubinu. Podeszła oczywiście bliżej i wyłowiła go ze strumyka, by przyjrzeć mu się bliżej. Z pewnością musiał być wart dużo galeonów. Może nawet więcej niż jej miesięczna wypłata. Któż to mógł wiedzieć. Postanowiła zanieść go do jakiegoś jubilera i zobaczyć co też mogłaby z tego zyskać. Może w końcu sprawi sobie tego skrzata?
z|t
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
Dzisiejsza pogoda mocno sprzyjała wyjściu z zamku. Dlatego też niewiele się zastanawiając, wyściubił nos z kruczej wieży i dziarsko ruszył w kierunku szkolnych błoni. Na widok Nielsen ogromny uśmiech zagościł na jego twarzy. Wspaniale, teraz miał już towarzysza. Jej cienie pod oczami sugerowały mu, że zdecydowanie potrzebuje odpoczynku. A kto inny, jak nie Aslan Colton, zapewni jej paradę atrakcji? Ano nikt. - Dawaj, Hinduusi, idziemy - złapał ją za ramię i nie czekając na jakiekolwiek słowa sprzeciwu, pociągnął ją za sobą. Dopiero po chwili uraczył Frelę wyjaśnieniami gdzie tak naprawdę ją zabiera. Słuchaj, mój stary był fanatykiem wędkarstwa, idziemy nad strumyk, krąży legenda, że można tam znaleźć coś wartościowego, a ja jestem na skraju rzucenia roboty w Mungu i nie pogardzę galeonem. Docierając na miejsce, prawie wypluł płuca. Szpagatami może i nie zapierdalali, ale jego solenne postanowienie o codziennej przebieżce już dawno zostało złamane. Dres leżał na dnie kufra, przykryty stosem notatek i pergaminów, których wyjątkowo nie chciało mu się ogarniać. Wraz z nadejściem czerwca tracił motywację do działania, a wiszące nad nim egzaminy skutecznie pozbawiały go spokojnego snu. - Tam u was w tej Norwegii to się łowi ryby, nie? Masz okazję się wykazać - wyszczerzył się, delikatnie z niej kpiąc i popchnął ją łągodnie w stronę strumienia. Na wszelki wypadek od razu odskoczył na bok, unikając ewentualnego gonga w ryj. Zaraz jednak szybciutko podszedł do dziewczyny, po raz kolejny tłumacząc jej czego mają szukać. Słońce delikatnie otulało ich twarze i łagodziło napięcie, zgromadzone przez zbyt długą naukę i nadmiar zajęć oraz prac domowych. Nie pamiętał kiedy ostatni raz czuł się taki zrelaksowany. Nie wiedział czy to kwestia bycia poza Hogwartem czy jej towarzystwa, ale nie zamierzał zawracać sobie tym głowy - było po prostu dobrze. - O, zobacz, tam coś jest - pokazał podekscytowany bliżej nieokreślone miejsce, kawałek od brzegu. Bez zastanowienia zdjął buty i wszedł do strumyka. Migoczący przedmiot okazał się kawałkiem brudnego kamienia, który na pierwszy rzut oka wyglądał jak zaschnięte gówno posypane brokatem. Okiem fachowca ocenił, że to nic innego jak... - Szafir! - krzyknął, wymachując nim przed nosem Nielsen.
Zbliżający się wielkimi krokami koniec roku szkolnego był czymś, co skutecznie wysysało z niej pokłady energii życiowej. Ze smutkiem musiała przyznać, że ostatnimi czasy ciemne podkówki pod oczami były widoczne bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, a winę za tę niedyspozycję ponosiło ciągłe wciskanie twarzy między papierowe stronice, których treść coraz częściej zlewała się w nieodgadniony szyfr losowo łączonych czcionek. Jednak przyćmione (hehe) Słońce zdawało się zaskakiwać ją swą obecnością w najmniej oczekiwanych momentach. Nie inaczej było i tym razem - na Aslana wpadła zupełnym przypadkiem, a jego dar perswazji nie pozwolił jej na jakiekolwiek słowo sprzeciwu; musiała szybciutko porzucić arcyważne plany dotyczące bezcelowego krążenia po błoniach na rzecz przechadzki, która zdecydowanie bardziej angażowała mięśnie nóg. - Daleko jeszcze? – jęknęła, kiedy okazało się, że to nie Hogsmeade jest ich celem. Tuptali znacznie dalej, a nieodgadniony wyraz twarzy Aslana wywoływał w niej coraz większe zaciekawienie. Kiedy wkroczyli na tereny Doliny Godryka jej serce zabiło mocniej, napędzane siłą wciąż żywych wspomnień z celtyckiej nocy i okolicznego klifu. Czyżby mieli wrócić tam ponownie? Czy to tam właśnie Colton uroczyście przed nią uklęknie, aby zawiązać sobie sznurówkę? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. - Tam u nas się topi takich gagatków jak ty w polodowcowych wodach. - burknęła, bo jego słowa odebrała jako niemiłą insynuację jakoby rodzima Norwegia była wioską, w której ryby się łowi przy pomocy kija o ostrej końcówce. Poczęstowała go przy okazji nieco urażoną minką, aby wiedział, że najwyższa pora skończyć z tym chajzerowaniem. Zaraz jednak z zacięciem zaczęła się rozglądać za ukrytymi skarbami, aby udowodnić hultajowi, że oczywistym jest, iż się wykaże. I to jeszcze jak! - Gdzie? - zapytała, kiedy wskazywał palcem bliżej niezidentyfikowane miejsce. Wyskoczyła z własnych bucików i pokicała za nim, a kiedy po krótkiej chwili Aslan dzierżył w swych dłoniach wspaniały szafirowy okaz, jęknęła z zachwytem i dozą zazdrości. - Piękny! - potwierdziła, rozglądając się za czymś podobnym, ale niestety, jedyne co jeszcze spoczywało na dnie w tej okolicy nadawało się na karmę dla karasia. A karasie jedzą co? Ano gówno. - Wysprzątałeś cały strumyk! - krzyknęła w jego stronę po kolejnych czterech minutach bezowocnych poszukiwań, po czym nagrodziła go za sokoli wzrok soczystym ochlapaniem całej sylwetki. Zabawa była przednia, brodzili sobie jak ptaszki w kałużach i wszystko było beztroskie, piękne i wesołe, dopóki Frela nie upadła i sobie głupiego ryja palca u nogi nie rozwaliła. Wśród drzew zabrzmiała melodia rodem z ust trytońskiego śpiewaka, a przecież jeszcze nie była na zajęciach z tego języka. Ból był porównywalny do uderzenia palcem w róg łóżka lub nadepnięcia bosą stópką bożą w zapomniany klocek lego. - To wszystko przez ten wielki, gówniany... - przeklinała, podnosząc z dna winowajcę - kwarc różowy! - wykrzyknęła zaskoczona, bo przecież doskonale się znała na kruszcach, minerałach i innych pierdołach. Łezki bólu odeszły w zapomnienie; ostatecznie miała przy sobie cały kamień wartościowego kwarcu oraz towarzystwo przyszłego uzdrowiciela Aslana. Życie bywało piękne.
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Pewnie lepiej by było, jakby w najbliższym czasie nie pojawiał się w Dolinie, ale trochę trudno było odmawiać przyjacielowi spotkania. Nic zatem dziwnego, że w wolny dzień wybrał się z Charliem na spacer, by porozmawiać o wszystkim i o niczym, tak po prostu. Starał się unikać niebezpiecznych tematów, bo w końcu nie miał na razie najmniejszej nawet ochoty na poważne dyskusje o życiu i Merlin wie, o czym jeszcze. Kiedy zaś rozmowa zaczęła niebezpiecznie zbaczać w tym właśnie kierunku, Chris zaproponował, by wybrali się nad strumień sprawdzić, czy może tym razem ta magiczna rzeka nie postanowi rzucić w nich prezentami. Co prawda Charlie nie bardzo wiedział, o co chodzi - najwyraźniej jeszcze nie odkrył właściwości tego miejsca - ale i tak dał się namówić, a już wkrótce obaj starali się wyłowić coś z dna strumienia, co akurat gajowemu się udało. Trafił tym razem na niezbyt wielki rubin, który położył sobie na dłoni (czy może raczej jego pomniejsze kawałki, ot, nic wielkiego) i lekko się uśmiechnął, może nieco rozbawiony, bo Charlie nie dowierzał, a sam na nic nie trafił i twierdził, że sobie z niego żartuje. Nic zatem dziwnego, że Chris obiecał pojawić się tutaj wkrótce ponownie, by mogli sprawdzić, czy to jakieś żarty, czy jednak nie. Wkrótce potem rozstali się, by każdy wrócił do swoich zajęć, co gajowemu ani trochę nie przeszkadzało. Tak samo, jak wizja ponownego spotkania, aczkolwiek wiedział, że musi zrobić wszystko, by przy przyjacielu wymigać się od odpowiedzi na krępujące pytania.
z.t
______________________
After all these years you still don't know The things that make you