Strumień spływa powoli po kamieniach, którymi wyłożone jest dno. Nie jest zbyt długi, jednak przyjemny szum wody sprawia, że mieszkańcy bardzo lubią przychodzić w to miejsce i spędzać tu długie godziny na odpoczynku. Jeżeli bardzo dokładnie rozejrzeć się po okolicy, da się odnaleźć kilka rodzajów specyficznych ziół i roślin. Najbardziej wyjątkowa, głównie przez swoją niedostępność w innych miejscach, jest języcznik migocący. Rozpoznają je tylko wprawieni w zielarstwie, gdyż niewiele różnią się od zwyczajnych paproci. Wprawna obserwacja pozwala zauważyć delikatny pyłek, unoszący się bardzo powoli spiralami - jest tak subtelny, że trzeba na nim bardzo skupić wzrok, aby dostrzec choćby lekkie migotanie. Spomiędzy kamieni, unosząc się nieznacznie nad powierzchnię wody, wyrastają żabieńce strumykowe. Te miniaturowe roślinki ciężko znaleźć gdzie indziej. Podobnie jest zresztą płomiennicę drzewną, wyrastającą na drzewach bliskich strumieniowi. Prawdopodobnie to woda ma jakieś specyficzne właściwości. Kiedy ma się trochę szczęścia i ochotę na wejście do strumienia, między śliskimi głazami da się znaleźć kruszyny kamieni szlachetnych. Można je spokojnie wymienić na galeony.
Rzuć trzema kostkami, aby sprawdzić, czy udaje ci się znaleźć kamienie.
► Pierwsza kostka definiuje, czy udaje ci się coś znaleźć: 1, 5 - Udaje ci się znaleźć kamień; 2, 3, 4, 6 - Nie udaje ci się znaleźć kamienia.
► Druga kostka - jeśli pierwsza zakłada, że coś znalazłeś, wskazuje, jaki to kamień: 1 - Ametyst 2 - Rubin 3 - Szafir 4 - Szmaragd 5 - Kwarc różowy 6 - Onyks
► Trzecia kostka określa, w jakim jest stanie oraz na ile galeonów możesz go wymienić: 1 - Marne okruchy - nie dostaniesz za nie nic 2 - Drobne cząstki - niezbyt dużo warty - 10 galeonów 3 - Pomniejsze kawałki - 30 galeonów 4 - Jeden, większy kawałek - 70 galeonów 5 - Bardzo brudny spory kawałek - 120 galeonów 6 - Cały kamień - może lepiej go zachowaj? Dostaniesz za niego 250 galeonów!
Kamieni możesz szukać raz w miesiącu! Z racji tego, że miejsce znajduje się w Dolinie Godryka szukać kamieni mogą wyłącznie studenci i dorośli!
Szedł, wlepiając oczy w przejrzyste dno strumienia. - Kamuszki moje, przynieście mi dziś szczęście i wychylcie tłuste dupska z wody - powiedział śpiewnie, pocierając dłonie, zmarznięte od zimnej wody. To nie tak, że w Wizengamocie słabo płacili, zawsze jednak miło nacieszyć oczęta czymś ładnym, a potem opchnąć to za miłą oku sumę. Miał szczęście dziś, skurczybyk. Palce natrafiły na pokryty szlamem spory okruch kamienia, który w pierwszym odruchu wziął za przerośnięty otoczak, ale, po zeskrobaniu z niego zielonkawej powłoki, ujrzał piękną i głęboką czerń, załamującą światło. - Witam - mruknął z niebywałym zadowoleniem, a potem teleportował się stamtąd, spełniony. Kamyk opchnął w Londynie za 120 galeonów.
Dni stawały się coraz cieplejsze, pociągając za sobą gorąc, który czasem był naprawdę nie do zniesienia. Ulgę przynosiło jedynie przebywanie w miejscach ocienionych, najlepiej w bliskim sąsiedztwie jakiegoś zbiornika wodnego. Agnes, nie mogąc wytrzymać duchoty panującej w zamku, wybrała się do Doliny Godryka, by odwiedzić płynący tam strumień. Na miejscu dziewczę z ulgą zdjęło buty i zanurzyło stopy w lodowatej wodzie. Brodziła tak czas pewien, rozkoszując się przyjemnym chłodem, który koił rozgrzaną skórę, aż nagle jej stopa trafiła na wyjątkowo śliski kamień, osuwając się, a brunetka wylądowała na pupie w wartkim potoku. Po chwilowym szoku, ocknęła się i próbując znaleźć oparcie dla dłoni, by pomóc sobie w odzyskaniu pozycji pionowej, wyczuła pod palcami coś, co w dotyku nie przypominało innych, pokrytych mułem kamieni rzecznych. Wyjęła ów "coś" z wody i przyjrzała się temu bliżej, poprawiając okulary, które przekrzywiły jej się na nosie podczas upadku. Kryształek o nieregularnym kształcie przypominał barwą różowy lukier, którym ozdobione były wypieki w mijanej po drodze cukierni. Agnes niezbyt znała się na kamieniach szlachetnych, dlatego postanowiła zabrać znalezisko ze sobą i pokazać je jubilerowi - najwyżej ją wyśmieje, że przynosi chłam. Podźwignęła się z klęczek i tym razem ostrożniej stawiając kroki udała się do centrum miasteczka. Weszła do lokalu w sukience ociekającej wodą, posyłając starszemu mężczyźnie za ladą przepraszający uśmiech. Wyjęła z torebki grudkę i ostrożnie położyła ją na drewnianym blacie. Po kilkunastu minutach Agnes opuszczała jubilera bogatsza o całe 70 galeonów.
/zt
Kostki: 5>5>4
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Dla Leonardo nie było równie wspaniałego czasu, co ten wakacyjny. Uwielbiał wszystko związane z letnimi miesiącami; zarówno cudowną porę roku, jak i brak szkoły. Tym razem ten drugi aspekt odrobinę go irytował... albo po prostu rozpraszał? Vin-Eurico nie wiedział jeszcze co myśleć o tym, że oficjalnie skończył Hogwart i był zupełnie wolny. Gdyby nie pewne drobiazgi, które zatrzymały go na dłużej w Wielkiej Brytanii, to prawdopodobnie świętowałby już ze znajomymi z Meksyku, wylegując się gdzieś na plaży. Albo popijając tequilę! Merlinie, nie mógł się doczekać powrotu do swojego ojczystego kraju. Brakowało mu tego języka, tej kultury, tego klimatu... A jednak zanim się wyrwał w znajome strony, to miał jeszcze parę spraw do załatwienia. Do Doliny Godryka udał się dlatego, że mieszkał tu znajomy fotograf; kto odmówiłby zniżki na parę zdjęć, idealnych do portfolio wybijającego się modela? Spotkanie z kolegą uzmysłowiło Gryfonowi, że w gruncie rzeczy to nie ma pojęcia co będzie robił dalej. Chyba nawet nie chciał się nad tym zastanawiać, jeszcze przytłoczony hogwarckim życiem. Wybrał się na krótki spacer, odwlekając teleportację - ostatnio prawie się rozszczepił, niszcząc jedną z ulubionych bluz. Teraz starał się poważniej brać pod uwagę zakłócenia, psujące mu humor niejednokrotnie. A jednak z jednej magii nie mógł zrezygnować. Oddalając się od zamieszkałych terenów, opadł na cztery łapy - niedźwiedzie, potężne i uzbrojone w ostre pazury. Leo odcinał się w ten sposób od drażniących go myśli. Animagia potrafiła wiele ułatwić... Przystanął dopiero nad strumieniem, który kiedyś już odwiedzał; pamiętał, że zdołał znaleźć tutaj w wodzie jakieś niewielkie cuda. Teraz również spacerował przy brzegu, wpatrując się w przejrzystą taflę, zupełnie jak niedźwiedź czający się na jakąś pyszną rybkę. Odmienił się na widok niewielkich kawałków różowawych kamyczków; pochwycił je w dłonie i obrócił kilkukrotnie w palcach. Przypominały kwarc różowy... "Kamień miłości". Nie sądził, żeby drobiazgi były wiele warte, ale i tak wsunął je do kieszeni spodni. Nie zaszkodziło spytać, prawda? Nawet 30 galeonów było fajną nagrodą...
Rok szkolny zdołał się ostatecznie zakończyć - i całe szczęście; Jerry Davies trwa teraz w przerwie pomiędzy wakacyjnym wyjazdem a zakończeniem roku. Gryffindor wygrał bezsprzecznie Puchar Domów, co w obecności licznych ekscesów wydaje się niemal cudem. Szkolne rozmyślania opuszczają jednakże młodzieńczą głowę - obecnie, wykorzystuje w pełni zalety ogromu wolnego czasu. Owym razem, swoje kroki kieruje w stronę Doliny Godryka, konkretnie - tajemniczego strumienia, wielokrotnie nadmienianego w historiach, prowadzonych przez innych, szczególnie starszych wychowanków Hogwartu; podobno skrywają się tutaj drogocenne kamienie. W zasadzie, sam z siebie podchodzi sceptycznie - jak zawsze - niemniej, postanawia spróbować. Wielkie jest jego zdziwienie, kiedy wśród drobnych dłoni pojawia się całkiem spory kawałek drogocennego błękitu. Jedno jest pewne - trochę na tym zarobi!
Aurora Therrathiel
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : Znamię w kształcie listka na barku, tęczówki zlewające się ze źrenicami
Wracając z zakupów u Dearów udałam się na mały spacer po Dolinie - nie bywałam tu zbyt często, więc odświeżenie sobie okolicy wydawało mi się całkiem dobrym pomysłem. Krótki spacer po centrum zaprowadził mnie na przedmieścia, a potem do okolicznego lasku. Było naprawdę gorąco, więc gdy dostrzegłam źródło wody przystanęłam na moment by chociaż obmyć sobie twarz. Ukucnęłam nad wodą i włożyłam do niej dłonie, żeby nabrać troszkę wody - jakież było moje zdziwienie, gdy na dłoni dostrzegłam nie tylko wodę, ale piękny, czarny kamień. Jako doświadczony rzeczoznawca wiedziałam, ze jest on na pewno sporo wart. Odłożyłam go na bok i obmyłam buzię - dopiero wtedy przyjrzałam mu się dobrze i od razu zdecydowałam, że najlepiej będzie zanieść go do jubilera. Będzie pięknie wyglądał w broszce!
1,6,6
/zt
Matthew Alexander
Wiek : 43
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Kostki: 3, 1, 2 Co go tutaj sprowadziło? Nie wiedział, aczkolwiek potrzebował chwili spokoju połączonej aksamitną nutą ze samotnością. Brązowe buty przedostawały się z jednego miejsca do drugiego, zaś sam Uzdrowiciel bardziej preferował przechadzki w towarzystwie natury niż sięgające dalekich horyzontów niebezpieczne teleportacje, które mogą przyczynić się do jeszcze większej tragedii. Dodatkowo, zawsze mógł trafić na coś ciekawego, odpocząć od stresu wynikającego z typu pracy, jakiej się podjął 9 lat temu oraz zwyczajnie przestać myśleć. Już sama pora roku sprzyjała podróżom, gdzie wędruje jako osamotniona dusza, pozwalając na to, by tego dnia nogi poprowadziły go do zupełnie nowego miejsca. O ile Dolina Godryka kompletnie nie przypasowała mu ze względu na brak sprzętu mugolskiego, o tyle mógł bez problemu się do niej dostać oraz uspokoić umysł szumem liści, świstem wiatru, śpiewem ptaków oraz dźwiękiem uderzającej o kamienie wody. Matthew zatrzymał się na chwilę, jakby został oświecony nagłym blaskiem - a kto wie, może sam Merlin objawił mu się w swojej postaci? Otóż nie. Czarodziej wykonał kolejne kroki do przodu, kierując się ku terenom, skąd przyjemnie muskająca uszy woda prawdopodobnie wypływała, uderzając o kamyczki. I nie mylił się. Nikogo na razie nie było - gdyż, jak sam zdążył stwierdzić, kierując spojrzenie zagubionych oczu na jeden z listków, który wpadł do strumienia, zbyt wczesna pora nie sprzyjała pojawianiu się innych ludzi. I być może dziękował sobie za to szczęście, wszak wolałby w chwili obecnej pobyć w jednakowej, tej samej samotności, jednak doskonale wiedział, że relacje, które opierają się na wykonywaniu zawodu, nie wnoszą zbyt wiele do jego życia. Westchnął głębiej, ściągnął okulary, rozprostował ramiona, a poprawiwszy koszulę, usiadł gdzieś nieopodal płynącej bezkreśnie i nieustannie krystalicznej wody, wsłuchując się w dźwięk poranku. Odpowiadało mu to - a z chwilowego zadowolenia, mimowolnie wręcz, jak gdyby był to odruch bezwarunkowy, przymknął na chwilę oczy, pozwalając na to, by wyobraźnia zaczęła działać, a mózg mógł odpocząć choć na minutę od stałego stresu. Położył się na miękkiej trawie - i leżał. Mógłby leżeć nieustannie, mógłby nigdy się nie wybudzić, wszak rzadko kiedy miewał okazję do normalnego odpoczynku, jednak doskonale wiedział, że, prędzej czy później, będzie musiał ruszyć z miejsca. Mimo wszystko umysłem znajdował się w całkowicie innym miejscu, jakby w przeszłości oraz wspomnieniach, które, zebrane w jedną całość, dawały pełny obraz rzeczywistości sprzed kilkunastu lat. Otworzywszy oczy, odruchowo chwycił za oprawki, założył je na nos oraz spojrzał jeszcze raz na miejsce, gdzie woda swobodnie szumiała, wprawiając Alexander'a w błogi stan. Wiedział jednak, iż będzie musiał się za chwilę zbierać, zatem uśmiechnął się ciepło, ciesząc się, że znalazł całkiem przyjemne miejsce do wypoczynku, by następnie ruszyć dalej. z.t
Był dość skwaszony. Obiad zjadł w mieście, w pośpiechu, między godzinami pracy, łykając jedzenie tak szybko, jakby miało się zapalić w jamie ustnej, dlatego nie było to bynajmniej przyjemne doświadczenie. Szedł w górę rzeki z rękami w kieszeniach, myślący o pracy. Miał akurat bardzo kiepskiego klienta, któremu z racji kilku niepozornych komplikacji aktualnie groził Azkaban. Tacy byli najgorsi. Panikowali, krzyczeli, miotali się, nie byli w stanie podejść do sytuacji na zimno i z twarzą. Hałasowali. Singer nie znosił hałaśliwych klientów. Sprawiali, że miał ochotę podwinąć rękawy eleganckiej marynarki i walnąć komuś z łokcia w nos. Teraz też tak było, nabuzował się. Usiadł na brzegu strumienia i włożył ręce do chłodnej wody, napawając się przyjemnym uczuciem oziębiającej się krwi. Wodził palcami w tafli, aż natknął się na wyjątkowe znalezisko. Szmaragd. Zielony, błyszczący, i nieprzyzwoicie wielki. Singerowi oczy zwęziły się w ciasne szparki, bo to oznaczało dużo galeonów w pewnym jubilerskim okienku, do którego zaraz też chętnie się wybrał - bo i po co zwlekać?
Rzadko zapuszczam się do Doliny Godryka - Anglia to nie mój świat, bo chociaż pracuję w Londynie, a mój najlepszy przyjaciel i przyszła żona pochodzą z Brighton, to jestem Szkotem z krwi i kości. No może nie do końca, bo płynie we mnie cała masa irlandzkiej i francuskiej krwi, jednak wciąż mam pewne preferencje terytorialne. Wychowałem się wśród szkockiej wsi, z dala od zgiełku. Mimo to nawet ja czasem załatwiam swoje sprawy w tej części Wielkiej Brytanii, gdyż tu ilość magicznych ośrodków jest znacznie większa. Po krótkim zakupach błądzę między drzewami, aż docieram do strumienia. W obliczu upału opcja obmycia rąk wydaje mi się całkiem rozsądna. Nie spodziewam się, że na moich rękach oprócz odrobiny wody osiądzie piękny kamyk. Nie znam się na biżuterii, ale już na pierwszy rzut oka dostrzegam, że jest cenniejszy niż mógłbym oczekiwać. Chyba powinienem pokazać go komuś doświadczonemu.
Nawet w najśmielszych snach nie sądziłem, że moja popularność dosięgnie takiego stopnia, że będę musiał podczas zakupów w Dolinie uciekać do lasu przed napaloną psychofanką. Niestety teleportacja zawodzi więc pozostaje mi puścić się biegiem i zgubić kobietę. Nie idzie mi tak łatwo, bo jest naprawdę zdeterminowana. Między drzewami jestem już pewien, że mi się udało, gdy nagle... ślizgam się na mokrych kamieniach i wpadam do strumienia. Wygrzebanie się z wody zajmuje zdecydowanie zbyt dużo czasu, ale całe szczęście udaje mi się w końcu teleportować. Dopiero w domu orientuje się, że w kieszeni moich spodni osiadł kawałek minerału.
Pokusa związana z ponownym znalezieniem cennego skarbu zawodzi mnie ponownie nad strumień w Dolinie Godryka. Może ten poprzedni zysk był jedynie przypadkiem, jestem jednak gotów spróbować ponownie. Udaję się na spacer po okolicy i w końcu ponownie znajduje źródło wody. Początkowo przemierzam wzrokiem brzeg, ale nic nie widzę, więc podchodzę do tafli źródła. Przeczesuję dłońmi dno, ale niczego nie znajduję. Jestem już gotowy odejść, gdy moje palce natrafiają na mały przedmiot. Wyciągam z wody kamyk, który lśni czerwonym blaskiem. Biorę go do dłoni lekko podrzucając opuszczam las.
5,2,6
Matthew Alexander
Wiek : 43
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Dolina Godryka była dla Matthewa czymś wyjątkowym oraz jednocześnie pięknym, znajdującym się gdzieś na uboczu rozwidlonych ulic Londynu, który działał codziennie prawie tak samo. Ten dzień był dla niego czymś w rodzaju spokojnej i nieustępliwej koegzystencji natury. Nie mógł się powstrzymać przed kolejnym spacerem wśród magicznych terenów należących do czarodziejskiego świata. Możliwe nawet, że by tutaj zamieszkał, gdyby nie fakt, iż nie ma tutaj niczego, co powiązane jest ze światem mugolskim - niby bzdeta, niby drobnostka, aczkolwiek potrafiąca działać na umysł tak jak niedopasowane ubrania. Alexader znajdował swoje zaintrygowanie w zwykłych ludziach, mimo że przez wielu byli oni po prostu szykanowani. W sumie, ten typowy rasizm między rodami i kwalifikacjami powoli zanikał, zaś związki zaczęły opierać się nie na czystości krwi, a bardziej na tym, jakie uczucia opanowują człowieka podczas zapoznawania się z drugą osobą. Zaklęcie zostało złamane, urok ściągnięty, a ludzie uświadomieni. Matthew wybrał się na spacer wśród promieni słońca, które rozświetlały jego lekko opalone lico, kiedy to odsłonił długie, kręcone kudły z czoła. Szatyn, rzuciwszy wzrokiem na ciągnące go w kierunku strumienia, psy, postanowił, kiedy to pojawił się na terenach typowo opustoszałych, spuścić je ze smyczy. Psiaki natychmiastowo pobiegły przodem, ścigając się nawzajem oraz zapoznając z nowymi zapachami. Rzadko kiedy brał je do Doliny Godryka, a to ze względu na fakt, iż mało czarodziei postanawiało rzucić się w wir obowiązków związanych z hodowlą prawdziwego psa, a nie psidwaka. Po prostu ludzie mogli różnie odebrać dwa dość spore czworonogi, które są typowymi kundelkami. Grunt, że jest już to prawie koniec wakacji, wypoczął w miarę spokojnie poza Wielką Brytanią, a przede wszystkim zdołał się w jakiś sposób wydostać z utartego schematu. Woda ze strumienia ponownie dotarła do niego uszu, i choć starał się złapać własne futrzaki, by je zapiąć na smycz, niestety nie udało się - również biały przedstawiciel postanowił, mimo tego, że jest zazwyczaj lojalny wobec właściciela, zamoczyć łapy w przyjemnie chłodnym źródle wody. Matthew usiadł tuż obok brzegu, obserwując to, jak woda bez problemów przedostaje się dalej, jak niepokonany żywioł. Większość i tak wybierało ogień - a to ze względu na jego niszczycielską moc. Szkoda tylko, iż nikt nie bierze pod uwagę tego, że woda również potrafi być niebezpieczna - może dostać się do płuc z niezmierną dotychczas łatwością, ale nie należy zapominać, że ona daje również życie i bez niej nie można żyć. Westchnąwszy, wyprostował nogi, ogarniając włosy do tyłu i ponownie oddając się w ramiona Matki Natury, którą szanował. Od czasu do czasu przyglądał się temu, co znajdowało się na dnie, jednak niczego nie zdołał szczególnego zauważyć, oprócz zwykłych, niewyróżniających się niczym kamieni. Po chwili chwycił jedną z gałęzi znajdujących się obok brzegu, by powstać na swoje dwie nogi oraz zacmokać w stronę korzystających z przyjemnych ochłody pupili. - Blau, Braun! - powiedział głośno, rzucając na dość sporą odległość kij, który jakimś cudem trafił do jego rąk. Futrzaki natychmiastowo podniosły uszy do góry, charakterystycznie merdając swoimi ogonami, by po chwili wdać się w pościg za przedmiotem, który najwidoczniej je zaintrygował. Uzdrowiciel pobiegł za nimi, jeszcze przez chwilę korzystając z wolnej chwili, pozostawiając strumień za plecami oraz idąc w dalszym kierunku.
Nie miał szczęścia w miłości to postanowił zajrzeć do Doliny Godryka nad słynny strumień przy którym ponoć znajduję się dość wartościowe kamienie. Co prawda był tutaj chyba ze dwa razy ale nigdy nie udało mu się niczego znaleźć. Pewnie zwątpił w to miejsce, ale z braku laku lepsze takie zajęcie jak żadne. Miał wiele myśli w głowie dlatego postanowił je czymś zająć. Potrzebował również pieniędzy. Co prawda Sao wysyłała mu gotówkę bo wiedziała, że jej potrzebuje. Nie wiedziała o tym podobnie jak i Yv, że Kieran doczekał się potomka, ale sam też i nie wiedział czy chciałby im o tym powiedzieć. Yvonne być może dowiedziała się od ich matki, przecież mieszkała w Londynie i widywała się z matką więc możliwe, że ona wie, jednak nie odezwałaby się wtedy do niego. Ona chyba znała jego sytuacje wiedziała jak też Clary się zachowała. Jednak dość długi czas się ze sobą nie widzieli, a on też nie miał gdzieś ochoty na rodzinne sentymenty. Co prawda Yv była inna, ona potrafiła go pocieszyć i nie prawiła mu kazań, a jedynie pocieszała. Zajął się jednak spacerowaniem, bo sam nie wiedział jak owy kamień ma wyglądać i czego ma tak naprawdę szukać. Jednak po chwili łażenia znalazł coś co wydawało mu się inne, nadzwyczajne. To był szmaragt, pewnie jakby nieco uczył się na runach mógł znać i podziwiać owy szmaragt, a tak to uważał go za kamień, jednak schował go do kieszeni i zaczął dalej przechadzać się nad strumieniem. Po chwili widząc, że nic nowego nie znajdzie ulotnił się. /zt Kostki: 5, 4, 5
Kolejne wakacje dobiegały końca. Szczerze powiedziawszy Li się nie mogła doczekać powrotu do Hogwartu. W tym roku nie miała wyjścia i musiała zostać w domu. Obiecała mamie, że nie pojedzie ze szkołą na wyjazd, a zostanie z nimi. Może to i dobrze? Zazwyczaj dobrze wspominała szkolne wakacje, ale również miała rodzinę o którą musiała dbać. Przecież kochała ich nade wszystko i musiała im poświęcać choć trochę swojego czasu. Nawet z siostrą się ostatnio dogadywała, owszem zdarzały się jakieś uszczypliwości na temat magii, ale oby dwie się z tego potem śmiały. Najwyraźniej zazdrość już jej przeszła w końcu jest już dorosłą kobietą. Co jakiś czas wybierała się na przechadzkę po Dolinie Godryka. Uwielbiała to miejsce i bardzo chciałaby mieć tutaj rodzinę, którą mogłaby odwiedzać podczas wakacji, jednak los jej tego nie obdarował. A zamieszkać byłoby jej skromnym marzeniem. Czuła, że szczęście nie jest dzisiaj po jej stronie, ale jednak postanowiła odwiedzić to miejsce, dobrze pamięta ile udało jej się tutaj znaleźć i jak bardzo jej sakiewka została obdarowana. Więc dlaczego miałaby nie skorzystać z darmowego zarobku? Przechadzała się przy strumieniu jednak niczego szczególnego nie znalazła. Ulotniła się. /zt
Spacerował w okolicy i coś podkusiło go, żeby podejść bliżej tego miejsca. Zamyślony przysiadł na jednym z kamieni żeby trochę poczytać, zerkając co chwilę na wodę i przyglądając się tafli w zamyśleniu. Po chwili jednak tak wciągnął się w książkę, że przestał zerkać na cokolwiek innego. Dopiero kiedy skończył lekturę przyjrzał się wodzie trochę bardziej. Miał wrażenie, że widzi coś dziwnego miedzy kamieniami. Niespecjalnie lubił się moczyć, ale na tyle go to zaintrygowało, że postanowił wejść do strumienia, w końcu był on naprawdę płytki. Zerknął między kamienie i jak się okazało, faktycznie udało mu się coś tam znaleźć! To chyba był ametyst, w dodatku naprawdę całkiem spory kawałek. Wyciągnął go z pod wody i schował do kieszeni. Jak najszybciej udał się do Londynu, żeby zamienić to na coś wartościowego. Czasami spacerowanie bez celu mogło mieć naprawdę dobry skutek.
Kostki: 1,1,4
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Wróciła do domu. A przynajmniej tak powinna się czuć. Jednak w skótek zdarzeń, które miały miejsce w Meksyku, wcale się nie czuła w Dolinie jak w domu. Coś się zmieniło. Ona się zmieniła. Stała się inną wersją siebie. Tą odważniejszą. Tą, która nie bała się obściskiwać w okolicach starych ruin i liczyć w takim miejscu na wspaniały seks. Może w końcu zapomni o bólu, który przyspożył jej Claude? Nie, to nie było możliwe. Chociaż mocno się starało, to rudzielec powracał do niej niczym jakiś bumerang. Nie było dnia, aby chociaż na chwilę zapomniała o tym, kim tak nagle się dla niej stał... Z prawie przyjaciela stał się wrogiem. Dziwne, jak wiele mogło się zmienić w życiu człowieka w ułamku sekundy... Postanowiła udać się nad strumień, który notabene znajdował się niedaleko jej domu. Takie miejsca, jak to zawsze pozwalały jej się uspokoić, pomyśleć w samotności. Teraz chyba wyjątkowo mocno tego potrzebowała. Chciała poukładać sobie wszystko w głowie. I zdecydować, co właściwie powinna zrobić w związku z Dominikiem i tą dziwną sytuacją, która miała między nimi miejsce. Usiadła na brzegu strumienia na jednym z większych kamieni, po czym zaczęła łapać niektóre i rzucać nimi w toń. Jakoś nawet specjalnie nie zwracała uwagi na to, co robi i jak to robi. Po prostu rzucała przed siebie w bliżej nieokreślonym celu. Może pozwalało jej to jakoś uspokoić siebie? Nawet nie zauważyła, jak w pewnym momencie w jej dłoń wpadł jakiś dziwny, zielony kamień. Początkowo sądziła, że on po prostu był cały we mchu. Jakie więc było jej zdziwienie, kiedy odkryła, że to wcale nie jest zwykły kamień, tylko szafir! Uśmiechnęła się szeroko oglądając go z bliska i zastanawiając się, jakie galeony właśnie trzymała w dłoni.
Ciężko było nie zgodzić się z tym, że wyprawa jego i Aurory do Japonii w poszukiwaniu włosów demimoz to była jedna, wielka, totalna, klapa... Cóż, nic nie wyszło z tego, co oboje sobie zakładali. A wszystko za sprawą Anthony'ego i jego debilizmu wrodzonego połączonego z ułomnością mózgową. Po jaką cholerę on w ogóle dotykał tego kamienia to na galopujące gargulce nie mógł znaleźć odpowiedzi. Przecież wiedział, że mogło być z nim coś nie tak. ZE WSZYSTKIM MOGŁO BYĆ TAM COŚ NIE TAK! Ale nie, on musiał zachować się niczym małe dziecko i w przeciągu pięciu minut od ich przybycia na miejsce trafić na klątwę, która prawie go zabiła, a Aurorę również doprowadziła do płaczu. Jeśli taki chciałeś osiągnąć efekt Selwyn, to brawo, udało Ci się idealnie. Tego dnia postanowił mieć wszystko i wszystkich w dupie. Nie czuł się jeszcze na siłach, aby wracać do pracy w sklepie, a Lili dostała jeden z napadów złości związanych z faktem, że nie mogła jeszcze udać się do Hogwartu. Postanowił zachować się jak odpowiedzialny rodzic i zrobić to, co każdy zrobiłby na jego miejscu; podrzucił dziecko swojej matce, tym samym zrzucając na nią te nagłe kłopoty. Bo jakimś dziwnym trafem, ta kobieta umiała sobie cudownie radzić w sytuacjach kryzysowych. A Tony nie. Sam udał się do Doliny Godryka, bo wcisnął matce kit, że ma ważne spotkanie od którego zależy czy nabędzie po okazyjnej cenie hipogryfa. Tylko pod tym warunkiem zgodziła się zaopiekować Lili, więc czym prędzej czmychnął, nim kobiecina się rozmyśliła. A tak naprawdę, po prostu poszedł sobie nad rzekę, bez żadnego konkretnego celu. Siedział tak sobie i siedział rozmyślając nad życiem i jego problemami. A że miał ich wiele to miał i nad czym rozmyślać. I pewnie siedziałby jeszcze tak naprawdę długo, gdyby w oczy nie rzucił mu się kamień. I to nie byle jaki kamień, a piękny, gładki, czarny jak smoła. Wstał z zamiarem wzięcia go w dłoń i sprawdzenia co to. Już miał go dotknąć, kiedy jego podświadomość go zrugała TY DEBILU, MAŁO CI WRAŻEŃ PO MACANIU KAMIENI?! a on jakby za sprawą niewidzialnej siły cofnął swoją dłoń. Złapał najbliżej leżącego badyla i nim szturchnął kamień. Nic złego się nie stało, więc wtedy pozwolił sobie na obejrzenie go z bliska. A z bliska okazało się, że to Onyks. I to nie byle jaki! Na tyle, na ile się znał na kamieniach (czyli wcale) to wiedział, że musi on być wiele wart!
Uwielbiał to miejsce, a zwłaszcza dlatego, że było tutaj spokojnie i przede wszystkim pięknie. Strumień było chyba jego ulubionym miejscem w Dolinie Godryka. Wiedział, że można tutaj spotkać kamienie, które dość sporo są warte. Nie raz mu się to udało. Coraz częściej używał teleportacji czy też miotły do przemieszczania się. Chyba nie tajemnicą jest, że Lamberd doskonale radził sobie na miotle. Przecież tyle lat grał w drużynie swojego domu. Ahhh, jak miło powspominać te czasy, ale niestety one już nigdy nie wrócą. Na całe szczęście dane mu było pozostać nadal w Hogwarcie. Gajowy to jednak nie ambitna posada, bo stać go było na nieco więcej, ale dobre i to, żeby nie opuszczać szkoły. Pojawił się w białej mgiełce od razu przechodząc do rzeczy. Poszukując kamień znalazł go całego, pięknego. To był ametyst, nieco znał się na tych kamieniach i wiedział, że ten twór boży będzie dla niego dość konkretny finansowo. Zabrał go do kieszeni i po chwili zniknął w podobnym stylu w jakim się tutaj pojawił. /zt Kostki: 1,1,6
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Opowiadano jej o tym miejscu. Nie tylko ze względu na walory estetyczne, ale także możliwość szybkiego, relatywnie przy tym prostego zysku. Z kolei życie studenckie nie należy do prostych, kiedy musisz się samemu utrzymywać. Hogwart ze swoim darmowym wyżywieniem i noclegiem wiele ułatwia, ale nikt nie wyłoży jej już pieniędzy na ubrania czy artykuły papiernicze. Decyzja zatem padła na spróbowanie szczęścia w strumieniu. Okolica zachwycała wyglądem. Pierwsze drzewa z wolna pokrywały się żółcieniami, gdy pomiędzy listowiem przebijały plamy czerwonych owoców. Naprawdę urokliwie. Przystanęła na brzegu strumienia, ściągając buty. Spacer po mchu szybko zmienił się w balansowanie na śliskich kamieniach, kiedy kostki obmywała lodowana woda. Tyle dobrego, że pogoda wciąż dopisywała. Nie nabawi się kataru. Wypatrywała pomiędzy skałami czegoś, co mogłoby nieść ze sobą obietnicę zysku. Oczy zaświeciły jej na widok granatowej grudki na tle brązów i szarości zwykłego kwarcu. Zanurzyła rękę w wodzie, dostając kawałek. Wyglądał dla niej obiecująco. Co prawda nie potrafiła ocenić, ile może być wart, niemniej postanowiła spróbować go sprzedać. I to najlepiej u kogoś, kto jej nie oszuka. Wkrótce osuszyła stopy, ubrała buty i pobiegła w stronę znanego jej zakładu jubilerskiego.
Błądzę między drzewami starając się odnaleźć w miejsce, w którym niegdyś natrafiłem na drogocenny kamień. Nie idzie mi tak łatwo, bo Dolina nie należy do moich, dobrze znanych terenów, jednak po bardzo długiej wędrówce dostrzegam między drzewami niespokojną taflę wody. Powoli przemierzam brzeg, bezskutecznie próbując odnaleźć kamienny błysk, lecz nic z tego. W końcu, gdy jestem już niemal gotów do odejścia mój wzrok przykuwa błękitne światło. Powoli się nachylam by dostrzec jego źródło i tym razem tuż pod taflą strumienia odnajduję duży kawałek niebieskiego kamyka.
To był dzień wolny od zajęć, pierwszy z wielu dni deszczowego zazwyczaj października. Nessa lubiła to przełamanie pogody, które wtedy się pojawiało. Las w Dolinie Godryka, do którego miała kilka minut spacerem, był najlepszym przykładem miejsca, gdzie te subtelne zmiany pojawiały się jako pierwsze. Wśród drzew roznosił się zapach grzybów i tak charakterystycznych dla jesieni roślin, a szumiący strumień był znacznie chłodniejszy niż wtedy, gdy była tu ostatnim razem. Wciąż jednak było ciepło na tyle, aby pojawić się tu bez grubego płaszcza i ocieplanych butów. Zmęczona rodzicami i ich marudzeniem, chcąc zebrać chaotyczne myśli, przechadzała się ścieżką wśród starych drzew. Uwielbiała panująca tu ciszę i spokój, wszechobecną zieleń, którą teraz jednak przełamywały odcienie złota i czerwieni, kontrastujące ze sobą w koronach wysokich świerków czy innych przedstawicieli świata drzew, których nie umiała rozpoznać. Po dotarciu nad strumień, nucąc sobie wesoło pod nosem, zwolniła kroku, idąc jego brzegiem. Balansując na kamieniach, starając się nie wpaść butami do krystalicznie czystej wody. Popołudniowe promienie słońca z trudem przebijały się przez florę, tworząc na wodzie lśniące niczym ogień okręgi, które tak fascynowały brązowe ślepia rudzielca. Woda wydawała z siebie przyjemny dźwięk poprzez rozbijanie się o kamienie, które przez ilość spędzanego w niej czasu miały już gładkie, zaokrąglone krawędzie. Nessa kucnęła, nabierając trochę wody w dłonie i czując przyjemny, rozchodzący się po ciele dreszcz. Była zimna, orzeźwiająca i nie mogła się powstrzymać, aby nie przemyć sobie nią twarzy, tak dla ułatwienia zebrania myśli. Gdy ponowny raz skierowała spojrzenie w dół, dostrzegła błyszczący pod wodą kamyk! Sięgnęła po niego, a bystre oko młodego jubilera z łatwością rozpoznało w nim ametyst, który bardzo lubiła. Opłukała go w wodzie i zadowolona ze swojego znaleziska, schowała do kieszeni. Kontynuowała następnie swój spacer, ciesząc się wciąż ładną pogodą, aby po kolejnej godzinie spędzonej w lesie wrócić do zamku. Nauka wzywała.
Błądziła nieustannie pomiędzy krzewami, raz po raz opuszkami dotykając kory drzewa, jakby chciała sprawdzić – czy jeszcze nie umarła, czy oddech, który wypuszcza spomiędzy spierzchniętych warg jest faktyczny, a nie staje się jedynie iluzją, podczas efemerycznej chwili. Spacer wydawał się być więc idealnym oderwaniem od rzeczywistości, jak gdyby dawał swoistego rodzaju poczucie bezpieczeństwa, odkąd przestała lękać się stąpania po raz jeszcze poznawanym i czarodziejskim terenie. Ozdobny kamień pobłyskiwał w strumieniu, przez co Odetta zbliżyła się na krok, potem kolejny i wyciągnęła z wody szafir, który przykuł jej uwagę. Obróciła go kilkukrotnie pomiędzy smukłymi palcami, a zaraz potem schowała znalezisko do kieszeni jeansowej kurtki, jak gdyby chcąc mieć pewność, że tam jest bezpieczny. Nie zamierzała dopuszczać się żadnych machlojek, choć sprzedaż go była niewątpliwie cena.
Kolejne odwiedziny w Dolinie. Jednak teraz miejsce do którego często uczęszczała z tego faktu, że nie raz znalazła tutaj kamień, który był sporo warty. Skoro znajduję się tutaj takie kamienie to dlaczego miała się tutaj nie zjawić? Oczywiście, że nie mogła sobie darować tak łatwego zarobku. Miała nadzieję, że i dziś znajdzie cokolwiek ciekawego. I tak się stało. Znalazła Onyks. Jednak były to bardzo drobne cząstki i wiedziała, że za nie dużo pieniędzy nie dostanie, ale zawsze to coś, nie? Lepiej zabrać je ze sobą i sprawdzić to, a może mile się zaskoczy? Schowała je do kieszeni płaszcza i ruszyła dalej przed siebie. Miała jeszcze ochotę połazić przy tutejszym strumieniu, żeby później udać się gdzie indziej.
Mimo iż nie miał za bardzo szczęścia do znalezienia tutaj jakichkolwiek kamieni to postanowił kolejny raz tutaj przyleźć. Miał ostatnio sporego pecha. Wystarczy sobie przypomnieć ostatni trening Gryffindoru. Musiał się bardziej postarać. Nie sądził, że dzisiejszego dnia znajdzie tutaj cokolwiek za co mógłby otrzymać gotówkę. I wcale się nie mylił. Nic konkretnego nie znalazł, a jeszcze do tego potknął się i wylądował w wodzie. Przeklął pod nosem. Na szczęście znał odpowiednie zaklęcie dzięki któremu mógł się wysuszyć. Tak więc zrobił to. Doskonale umiał się teleportować, więc nie było problemu, żeby jak najszybciej usunąć się z tego miejsca. Jakoś nie widział potrzeby, żeby zostać tutaj dłużej.
Kolejny raz w Dolinie Godryka? Oczywiście, że musiał odwiedził strumień przez który nie raz już zarobił dość sporą ilość pieniędzy. Jednak doskonale pamiętał zdarzenie ostatnie w okolicach doliny więc musiał stanowczo bardziej na siebie uważać. Teleportacja była bardzo dobrym posunięciem w tym przypadku, bo jedynie chciał zajrzeć do tego miejsca i nigdzie indziej się już nie włóczyć. Dlatego pojawił się w białej mgiełce i od razu przeszedł do rzeczy. Zaczął szukać, szukać. Spędził tutaj prawie godzinę, ale na marne. Nie znalazł kompletnie nic. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie za każdym razem znajdzie coś co będzie mógł sprzedać. Westchnął jedynie. Nie miał tutaj po co dłużej siedzieć dlatego teleportował się z powrotem. /zt
Ślizgonka do końca nie wiedziała, czemu postanowiła zaufać ojcu, który powiedział, że w Dolinie Godryka jest taki strumyk, w którym można znaleźć cenne kamienie szlachetne, za które można dostać trochę galeonów. Problemu by nie było, gdyby się głupia nie uparła na to, że sama chce uzbierać pieniądze na nową miotłę i akcesoria do quidditcha. Dlatego też postanowiła zaryzykować, choć zwykle nie przepadała za zbyt wielkim ryzykiem. Była ułożona i nie lubiła, gdy cokolwiek jej się nie udawało, a postępowanie w sposób ryzykowany mogło przynieść klęskę. Skorzystała po prostu z okazji, że chciała pochodzić sobie w spokoju po Dolinie Godryka, w której mieszkali jej dziadkowie od strony ojca i podczas swojej przechadzki natknęła się na opisywany przez tatę strumyk. Nie był jakiś bardzo imponujący, a pierwszy rzut oka wydawał jej się aż zbyt przyziemny. Westchnęła cicho, zdjęła tenisówki, podwinęła nogawki swoich obcisłych dżinsów i ostrożnie weszła do strumyka. Przez chwilę szukała czegoś z nadzieją, że znajdzie cały kamień i sama kupi sobie nową miotłę, mając z tego niewyobrażalną satysfakcję, ale gdy już wydawało jej się, że coś znalazła i podniosła to, znalezisko okazało się zwykłym, szarym kamieniem. Przewróciła oczami i szukała dalej, dopóki nie zaczęła się czuć zirytowana, a to nastąpiło po maksymalnie pięciu minutach. Gdy wyszła ze strumyka, od razu wyjęła paczkę Słodkich Pufków i zapaliła jednego papierosa, zaciągając się nim głęboko. Nie obeszło się bez przeklinania pod nosem, ale w imię zasady, że damie nie wypada, jak to często powtarzał jej ojciec, lepiej to przemilczeć. Nie wiedziała jednak, czy nie odwiedzi tego miejsca ponownie za jakiś czas, przy najbliższej ku temu okazji. W gruncie rzeczy było to całkiem przyjemne miejsce. Takie... ciche i wycofane. Idealne do pisania „głupot” w mugolskim notatniku. /zt
Kostka: 6 :c
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Znalezienie czegokolwiek w okolicach strumienia wcale nie należało do łatwych zadań, przekonała się o tym wielokrotnie. Bo ile razy się zdarzało, że przychodziła w to miejsce z nadzieją na wzbogacenie się, a odchodziła z pustymi rękami? Zdecydowanie zbyt często. Tym razem chciała, aby było inaczej, wiec obrała też inną taktykę niż dotychczas. Pojawiła się w okolicy strumienia z samego rana. Po pierwsze, miała nadzieję, że wcześniej nie będą tu przychodzić przed nią inni czarodzieje, a po drugie, potem spieszyła się do pracy. Swoje poszukiwania zaczęła od przyglądania się dnu strumyka w okolicy większych głazów. Podejrzewała, że woda mogłaby przenosić te mniejsze, cenniejsze kamienie, które miałyby okazję zatrzymać się na skałkach. I faktycznie, nie myliła się. Po kilku minutach, w oczy wpadł jej kamień, który zdecydowanie nie powinien tam być. Był różowy, sporych rozmiarów. Kobieta czym prędzej po niego sięgnęła. Delikatnie otarła go z mułu i piasku, aby dokładniej się przyjrzeć. Widząc ten wspaniały róż już wiedziała z czym ma do czynienia. I wiedziała, ile to znalezisko może być warte. Dlatego z uśmiechem na ustach, opuściła ten teren, aby udać się do pracy. Dzień zapowiadał się zdecydowanie o wiele lepiej niż jeszcze godzinę temu.