W tym niewielkim pomieszczeniu, przylegającym do małej biblioteki, każdy pasjonat eliksirów, może doskonalić swe umiejętności z zakresu warzenia mikstur, bez konieczności zapuszczania się w odległe lochy. Jak łatwo się domyślić - miejsce to powstało specjalnie na życzenie uczniów Salem.
Autor
Wiadomość
Narcyz Bez
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : Wiecznie goszczący na ustach uśmiech, twarda angielska wymowa z wyraźnymi końcówkami
Zazwyczaj to inni ludzie wywołują rumieniec na moich policzkach, więc dziwię się, że nagle znajduję się po tej drugiej stronie - i jednocześnie odkrywam, jakie to schlebiające. Nie chcę jednak, żebyś w mojej obecności czuła się jakkolwiek zakłopotana lub niewystarczająca, kiedy każdy mój gest i każda moja myśl istnieje już tylko po to, by sprawiać Ci przyjemność. Jesteś centrum mojego własnego wszechświata, nic więc dziwnego, że tak łatwo poddaję się Twojemu przyciąganiu. - Jak najczęściej - poprawiam się na wydechu, dając się obezwładnić ciężkiemu zapachowi Twoich perfum, z mocno wyczuwalną nutą wanilii, która od dziś w kuchni za każdym razem będzie mi o Tobie przypominać. Choć dotykasz mnie tak subtelnie, czuję jak moja skóra pod opuszkami Twoich palców zaczyna się rozgrzewać. To, co rozchodzi się po moim ciele nie jest żarem, rozpalającym intensywną żądzą, ale ciepłem. Jest poczuciem bezpieczeństwa i zaufania, jest zachwytem, a przede wszystkim adoracją każdego szczegółu, który pozwalasz mi dojrzeć. Jesteś dokładnie tym elementem, którego nieświadomie poszukiwałem od zawsze - przyciągasz mnie silniej niż grawitacja i sprawiasz, że pierwszy raz w życiu nie czuję, by czegoś mi brakowało. I choć wszystko, co dzielimy, to spojrzenia, odczuwam niesamowitą intymność tej chwili. Przez moment zapominam nawet, że w tle świat kontynuuje swoje istnienie - że gra się toczy, że wciąż znajdujemy się na lekcji, że w każdej chwili nauczycielka może poczuć się zaalarmowana naszą bliskością. Ty mi o tym przypominasz, gdy gwałtownie przekręcasz głowę, smagając mnie włosami. Zdążam zmartwić się, że zrobiłem coś nie tak, ale uspokajasz mnie kolejnym promiennym uśmiechem, który natychmiast odwzajemniam, ciesząc się Twoim sukcesem. Wyciągam ręce, chcąc Cię delikatnie objąć, Ty wpadasz jednak na pomysł dużo śmielszy, pozostawiając na moim policzku pocałunek. Tym razem nie jestem już w stanie zapanować nad własną metamorfomagią, która plamami najczystszej barwy burgundu przyozdabia nie tylko moją twarz, ale i czubek głowy. Podążam spojrzeniem za Twoimi ustami, bo gdy już skusiłaś mnie przełamaniem kolejnej bariery bliskości, trudniej mi zapomnieć o pragnieniu ich skosztowania. - A ty po prostu dajesz mi szczęście - wyznaję, mając wrażenie, że wchodzę na poziom tkliwości, którego nawet sam w sobie nie rozpoznaję. Zaczyna mnie irytować, że co chwilę musimy się rozpraszać grą, ale idę wypić trafioną przez Ciebie miksturę. Nad kubeczkiem unoszą się błękitne sprężynki, które dają mi do zrozumienia, że mam do czynienia z jakimś eliksirem. Upijam go jednak bez strachu skoro do tej pory żaden nie przyniósł niczego złego. Trochę niegrzecznie wcinam się potem w kolejkę, przechwytując piłeczkę, zanim zdąża zrobić to Levi. I tym razem trafiam praktycznie bezbłędnie, choć do tego samego kubka, co ostatnio. Wesoły nastrój migocze w moich oczach. Nigdy nie sądziłem, że tak dobrze mogę bawić się na eliksirach - i być może nawet trochę żałuję, że do tej pory tak konsekwentnie ich unikałem. - Hej, a może - zaczynam cicho, pozwalając sobie na objęcie Cię jedną ręką w pasie. Palcami drugiej niespiesznie przemykam po Twoim ramieniu, kreśląc wzory od góry do dołu. Nachylam się do Ciebie bardziej, by ciepły oddech osiadł na Twojej skórze w zapowiedzi tego, co mogę Ci dać. - Może wyjdziemy z tej lekcji? Ty chcesz? W końcu w moich oczach jesteśmy bardzo subtelni i przecież profesor Dear z pewnością nie nabierze żadnych podejrzeń...
Przyglądała się temu wszystkiemu z nieskrywanym zainteresowaniem. Po jej wyjaśnieniach, uczniowie dosyć ochoczo przystąpili do pracy. Intrygował ją fakt, czy ich wyobraźnię bardziej pobudzała możliwość legalnego zażycia niektórych eliksirów, które dla nich przygotowała, czy raczej pragnęli po prostu oddać się w objęcia delikatnej rywalizacji. Bez względu na powód, po ich dzisiejszej pracowni chwilę później potoczyły się dźwięki pierwszych rzutów, pierwszych zachęcających do pracy krzyków oraz pierwsze śmiechy związane z nieporadnością przeciwników. Eliksiry które przygotowała w ramach tych zajęć były najwyższej jakości, bo żadnej innej Dear nie akceptowała. Ponadto, niektóre składniki dodane do wywarów, delikatnie zmieniały ich działanie. I tak kilka chwil później Beatrice mogła obserwować, jak ciche westchnienia miłości wydobywają się z trzewi uczniów względem przeciwników, bądź bardzo głośne ziewnięcia, obwieszczające w dosyć oczywisty sposób, jak ciężkie stały się powieki co poniektórych. Lecz mimo to chyba największy uśmiech na twarzy nauczycielki wywoływały oczywiste objawy zażycia eliksiru euforii, który przecież zachęcał do działania i jeszcze większej zabawy. Sama krążyła między stołami, dopingując zawodników i przede wszystkim pilnując, aby nie działo się nic nieodpowiedniego czy zagrażającego w jakikolwiek sposób zdrowiu uczniów. Nie miała najmniejszej ochoty na dodatkowe problemy z tym związane… – Dobra, dobra, stop! – zawołała po jakimś czasie, jednak nie wszyscy chyba usłyszeli, bo niektórzy wciąż próbowali zawzięcie trafić do kubków przeciwników, śmiejąc się w najlepsze. Westchnęła głośno, by po chwili wsadzić dwa palce do swoich ust i gwizdnąć bardzo głośno. Gwizd rozszedł się po wszystkich zakamarkach pomieszczenia, przywołując nielicznych jeszcze walczących do pionu. Poczekała, aż wszystkie spojrzenia (nawet te bardziej bądź mniej zamglone), zostaną skierowane ku jej osobie. – Na ostatnich zajęciach mieliście okazję przekonać się, co niektóre eliksiry potrafią zrobić z innymi istotami. Niemniej uznałam, że wiedza teoretyczna szybko zanika, jeśli nie idzie w parze z wiedzą praktyczną. Dlatego dziś właśnie taka forma zajęć. Eliksiry, które wypiliście są jedynie znacznie słabszą wersją tego, co mogłoby wam się przytrafić w normalnym życiu. Poprawiła chwyt na swojej różdżce i po kolei zaczęła rzucać nią odpowiednie zaklęcia. Kolejne niestrącone jeszcze przez uczniów kubki zaczęły znikać ze stołów. Beatrice ponownie zaczęła rozlewać kolejne porcje eliksirów do plastikowych kubków. Te następnie posłusznie lewitowały w stronę drewnianych blatów, aby zająć tam odpowiednie miejsca. – Teraz będziecie odtruwać swoje organizmy z toksycznych mikstur, jakie wypiliście. Nikt nie wyjdzie stąd dopóki będzie w jego ciele choćby śladowa ilość wypitych eliksirów. I radzę się pospieszyć, bo wątpię, że profesor Craine wpuści was na transmutację w takim stanie – z tego co sama pamiętała, to Patton Craine nie byłby w tej sprawie pobłażliwym nawet jeśli uczniowie lawinowo zaczęliby tłumaczyć swój aktualny stan interesującą lekcją eliksirów, w szczególności z kim takim jak ona, czyli młody i niedoświadczony nauczyciel.
_______________________
W tej części lekcji macie za zadanie się odtruć z tego, co do tej pory wypiliście. Zasady pozostają praktycznie takie same, jednak są delikatne zmiany, dlatego proszę uważnie przeczytać wszystkie poniższe opisy:
Próg zostaje obniżony z 70 oczek na 60, aby wszyscy mieli łatwiejsze szanse się odtruć.
Uwaga! Każde wypicie antidotum z kubka, podwyższa drużynie sumę kostki k100 o 10 oczek i efekt ten jest stały do końca gry. Uwaga nr.2! Każda postać musi wstawić przynajmniej jeden post! Uwaga nr. 3! W tym etapie lekcji, w każdym poście każda osoba może jeden raz dokonać przerzutu z zaznaczeniem, czy przerzucaną kością jest kość K6 czy K100. Uwaga nr. 4! Jeśli w przeciągu 24h od momentu zamieszczenia postu członka drużyny A, nie będzie odpowiedzi od członków drużyny B, to przepada ich kolejka i drużyna A może ponownie rzucać.
Z pośród dwóch rywalizujących między sobą drużyn, wygrywa ta, która szybciej strąci wszystkie kubki przeciwnej drużyny.
Kubek nr.1 – Antidotum na eliksir słodkiego snu Kubek nr. 2 – Antidotum na amortencję Kubek nr.3 – Woda Kubek nr.4 – Antidotum na euforię Kubek nr.5 – Woda Kubek nr.6 – Woda
W każdym poście każdego członka drużyny musi zostać zamieszczony poniższy kod:
Kod:
<zg>Drużyna:</zg> tutaj wpisz numer, bądź członków <zg>Tura:</zg> tutaj wpisz numer tury (tura to 1 rzut drużyny rozpoczynającej i 1 rzut drużyny przeciwnej) <zg>Wylosowana kostka k6:</zg> [url=LINKDOKOSTKI] numer trafionego kubka[/url] <zg>Wylosowana kostka k100: </zg> [url=LINKDOKOSTKI] wynik kostki[/url] <zg>Nastrój: </zg>Wpisz swój początkowy nastrój <zg>Wypite eliksiry:</zg> wymień wszystkie wypite eliksiry przez twoją postać oraz każde nowe antidotum! <zg>Ostateczny wynik:</zg> Przykład obliczeń: Wylosowana kostka k6: 5 – kubek z amortencją Wylosowana koska k100: 48 Nastrój: 6 Wypite eliksiry: 1 – Rozcieńczony eliksir słodkiego snu Suma: 48 + 6*5 -10(Za wypity eliksir) = 68 – kubek nie strącony
Zaczyna drużyna, która posiada większą ilość oczek. Liczbę oczek można znaleźć w linku poniżej: Rzut rozpoczynający!
Czas na rozegranie tego etapu zajęć jest do 26.01.2021 godziny wieczorne! Przypominam, że każdy członek drużyny musi napisać minimum jeden post, aby mieć uznane uczestnictwo w tym etapie zajęć!
Wszelkie pytania, uwagi, skargi, zażalenia na PW do @Beatrice L. O. O. Dear bądź na discord (Sylvien#5462)
Miłej zabawy!
Evedlyn Nevina Dear
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 29
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 157 cm
C. szczególne : Kolorowe, odważne i specyficzne stroje, niski wzrost, zmienny kolor włosów, zaraźliwy optymizm i bezpośredniość, gadulstwo, amerykański akcent.
Nie zdążyli jeszcze strącić wszystkich kubków, a już przyszła kolej na drugi etap lekcji. W sumie nie było w tym nic dziwnego. Z ich celem to pewnie mogliby tak grać do jutrzejszego dnia, a i tak żadna z drużyn by nie wygrała. Wysłuchała uważnie poleceń nauczycielki. Niewiele było zmian, więc uśmiechnęła się zadowolona. Zawsze to trochę łatwiej, bo przez wypity wcześniej eliksir nadal była trochę rozkojarzona. Gdy nowe kubki były już na swoich miejscach i dowiedzieli się, że to ich drużyna rozpoczyna, Eve popatrzyła pytająco po swoich towarzyszach. Żadne z nich nie wydawało się chętne do rozpoczęcia tej tury, więc Gryfonka wzruszyła ramionami i podeszła do stołu. Puszczona przez nią piłeczka idealnie trafiła w jeden z kubeczków przeciwników. Nie była pewna, czy w tej turze to dobrze. W końcu odtrucie przeciwników średnio im sprzyjało. Wolała jednak nad tym nie myśleć i przyglądała się poczynaniom przeciwników.
Drużyna:@Marie R. Moreau Tura: 1 drugiego etapu Wylosowana kostka k6:3 Wylosowana kostka k100: 28 przerzucone na 76 Nastrój: 7 Wypite eliksiry: woda x2 Ostateczny wynik: 111pkt
Zakończyli szczęśliwie zabawy z eliksirami i teraz mogli przejść do zażywania antidotum. Całe szczęście, że przynajmniej ona nie miała się z czego leczyć. Z pewnością o wiele gorzej miała drużyna przeciwna, której przypadły dwa eliksiry, z których powinni się wyleczyć. I chociaż tym razem nieco się zawahała przed rzutem nie bardzo wiedząc, w który kubeczek powinna wycelować to jednak finalnie trafiła w jeden z nich, mogąc być jedynie dumną z tego jak dobrze jej to wszystko szło. Gdyby tylko podobnymi umiejętnościami popisała się w trakcie wakacji. No, ale cóż... lepiej późno niż później czy jak tam mawiają. W końcu zawsze mogła zrobić z siebie pośmiewisko na lekcji.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Drużyna:@William S. Fitzgerald Tura: 1 drugiego etapu Wylosowana kostka k6: 1 Wylosowana kostka k100: po przerzucie 4 Nastrój: 5 Wypite eliksiry: woda x2, euforia, słodkiego snu Ostateczny wynik: 19
To chyba zdecydowanie nie był jej dzień, a dodatkowo chyba naprawdę przyćpała się tymi eliksirami. Chyba Dear powinna następnym razem lepiej przemyśleć to, co miała wciskać uczniom. Z rozanielonym uśmiechem i apatycznymi, nieco opóźnionymi ruchami stwierdziła, że ot tak od niechcenia rzuci sobie piłeczką, która zamiast wylądować w pobliżu któregokolwiek z kubków po prostu zaczęła się odbijać od stołu w niewielkich podskokach, by finalnie stoczyć się na podłogę. Podobnie jak ona się stoczyła w sensie metaforycznym, ale czy kogoś to w ogóle dziwiło? Miała ubaw, którego nie potrafiła dobrze wyjaśnić. Nie obchodziło jej nawet to, że zadanie w jej wypadku było totalnym niewypałem. Tej pani nie dajemy już więcej eliksirów.
Chociaż wiem, że wypity przeze mnie eliksir to amortencja, to wcale nie pomaga (przeszkadza?) mi to w mocnym odczuwaniu jego działania. W zasadzie, to dosyć szybko zapominam, że to co czuję to tylko złudzenie i poddaję się całkowicie miłym słowom Skylera i równie przyjemnemu dotykowi. Wzdycham zadowolona, kiedy mnie obejmuje i korzystam z tej bliskości, wtulając nos w jego szyję, żeby móc poczuć jak pachnie. - Co za intrygująca propozycja, nie wiedziałam, że obowiązki prefekta mogą brzmieć jak przyjemności - mówię, spoglądając już na niego, prosto w jego oczy i zupełnie nie zawracając sobie głowy tym, że na pewno tak nie wygląda codzienne sprawowanie tej funkcji. Amortencja nie sprzyja trzeźwemu myśleniu, a ja jestem zbyt zachwycona wizją bąbelków w towarzystwie puchona, żeby cokolwiek zanegować. Jestem trochę niezadowolona, że na chwilę mnie puszcza, musząc przecież zająć się lekcyjnym zadaniem, co nie znaczy, że mu przy tym nie przeszkadzam. Kiedy więc próbuje (albo i nie) skupić się na celowaniu w kubeczek po przeciwnej stronie stołu, ja stoję tuż obok i kontynuuję naszą rozmowę. - A na takiej randce w łazience prefektów... znaczy dyżurze prefeckim, to robi się coś więcej poza odkręcaniem kurków? - pytam, uśmiechając się przy tym niewinnie a chwilę później piszczę na całą salę, kiedy Skyler mnie podnosi, wcale nie przejmując się, że ciągle jesteśmy na lekcji i może wszyscy na nas patrzą jak tak krzyczę (a przynajmniej Dear, bo pozostali są bardziej przejęci tym, co się dzieje w ich głowach) i łapię za skylerową szyję, mimo wszystko nie czując się zbyt pewnie, no i mając doskonałą wymówkę, żeby znowu go objąć. - Jaki z ciebie dżentelmen! - chwalę go, kiedy orientuję się, że niesie mnie, żeby mogła wykonać swój rzut w eliksirowej grze. Międzyczasie profesor Dear krzyczy, żebyśmy się uspokoili, więc mimo wielkiej niechęci, muszę na chwilę przerwać to urocze szczebiotanie do mojej tymczasowej, wielkiej miłości i z wielkim wysiłkiem wysłuchać co ma do powiedzenia. Wcale nie czuję potrzeby picia antidotum (może tylko na eliksir słodkiego snu, chociaż i tak mam wrażenie, że przez podekscytowanie, które odczuwam, nie działa aż tak mocno jak na początku), jednak zadanie, które mamy teraz wykonać polega chyba na tym samym co wcześniej, tylko kubeczki znowu są pełne. Biorę więc piłeczkę i staram się wcelować w te po drugiej stronie stołu i nawet udaje mi się w jeden trafić.
Drużyna: Drużyna 2 (@Lucas Sinclair, @Josefina 'Jose' Tillman) Tura: pierwsza - rzut I, etap II Wylosowana kostka k6: 6 Wylosowana kostka k100: 32 Nastrój: 6 - stale, niezmiennie Wypite eliksiry: wymień wszystkie wypite eliksiry przez twoją postać oraz każde nowe antidotum! Ostateczny wynik: Wylosowana kostka k6: 6 – kubek z wodą Wylosowana koska k100: 32 Nastrój: 6 Wypite eliksiry: amortencja (-5, mam 12 pkt z Elków) Suma: 32 + 6 * 5 - 5 = 57 - nie udało mi się
Starał się nie przejmować żadnymi rzeczami, które mu nie wychodziły. Podsycony delikatnie amortencją, odczuwał coś więcej, ale postanowił to zignorować. Wiele razy już miał do czynienia z tym eliksirem, by wiedzieć, jak odpowiednio zanegować jego działanie. Poza tym znał samego siebie do tego stopnia, iż wiedział, że zauroczenie w jego przypadku wcale tak łatwo nie wchodzi w grę. Nie bez powodu zatem snuł się poprzez własne łapy, smukłe i eleganckie, by popchnąć całokształt rozgrywki do przodu. Nawet jeżeli Russell wydawał mu się być znacznie bardziej przystojny niż zazwyczaj, nie zamierzał tak łatwo oddawać się prostemu uczuciu, jakie to budował eliksir. Rozcieńczony, zresztą. Jego siła nie była na tyle ogromna, by mogła go popchnąć od razu w stronę Gryfona, poprzedzając dziwnie rodzące się pod kopułą czaszki myśli. Przyjemne, subtelne, poniekąd nienachalne. Urocze, aczkolwiek wystarczająco będące nieodpowiednimi w obecnej sytuacji, iż zabijał myśli w zarodku. Miał to już, zresztą, doskonale opanowane; to, co znajdowało się pod kopułą czaszki, nie bywało dla niego nowością. Oczywiście, jak żeby inaczej, Lucas musiał się wygłupić, na co pokręcił głową i trącił go dłonią w ramię, jakoby chcąc delikatnie zaznaczyć, aby się trochę ogarnął. Bo nawet jeżeli była to amortencja, to po prostu nie przystoi, by się aż tak patrzył maślanymi oczami w stronę Puchonki. I nie, nie był o nią zazdrosny. Po prostu głupio mu się patrzyło na rozkochane towarzystwo, jakoby chciał tym samym się od tego wszystkiego odgrodzić. Nie użył do tego żadnej większej siły, choć wiedział, że taki proceder może skończyć się niezbyt dobrze, wszak przerywał wgląd na atrakcyjną dla niego Olę, niemniej jednak - gdyby cokolwiek miało wyjść nie tak, był gotów do wykonania swoistego, ludzkiego uniku, spięcia mięśni. By tym samym, kiedy to Dear przeszła do kolejnego etapu, pozostać bez jakichkolwiek obrażeń. Szkoda byłoby zaliczyć kolejną wpadkę w postaci dodatkowej bójki. - Ja zacznę. - zapowiedział, by tym samym chwycić po piłeczkę, którą starał się wycelować w jeden z kubków, ale bez żadnego większego sukcesu; znowu się rozproszył, gdy spojrzał w stronę Gryfona. I o ile wiedział o działaniu eliksiru, o tyle jednak... chyba wolałby nie być pod jego wpływem. Odwróciwszy się na pięcie, dał szansę przeciwnej drużynie na wbicie piłeczki - być może to nawet dobrze, że nie trafił? Wszak poszczególne antidotum lądują do gardeł przeciwnej drużyny...
Przyszedł czas na odtruwanie się czyli antidota. Drużyna puchonek miała jednak na tyle dużo szczęścia, że na szczęście nie musiały pić żadnego eliksiru. Ta część lekcji była więc przeznaczona bardziej dla ich przeciwników. Po kolejnym wręcz idealnym rzucie Yuuko i trafieniu w wodę, sądząc po braku zmiany w dość nietypowym zachowaniu krukonki (zresztą czemu się dziwić po wypiciu takiej mieszanki eliksirów) przyszedł czas na rzut drużyny przeciwnej. Tym razem jednak rzut nieudany, po którym piłeczka wylądowała u stóp Marie. Teraz przyszedł czas na nią. Wycelowała w jeden ze środkowych kubeczków jednak na tym się skończyło. Rzuciła za mocno i piłeczka przeleciała wysoko nad stołem trafiając ślizgona w czoło. - Przepraszam - rzuciła speszona i odeszła od stołu dając reszcie miejsce o wykonania kolejnych rzutów.
Ostatnio zmieniony przez Marie R. Moreau dnia Nie Sty 24 2021, 11:34, w całości zmieniany 1 raz
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Gra nieco zwolniła tempa, a zaraz potem przyszła kolej na druga turę. Kryśka, delikatnie podpita eliksirem euforii, miała małe problemy ze skupieniem się na słowach nauczycielki. W końcu tyle było interesujących rzeczy w tej klasie! Ostatecznie jednak skupiła się na tyle, by zrozumieć przynajmniej sens słów kobiety. I właściwie to nie było za wiele do przeanalizowania, bo gra miała wyglądać niemalże tak samo, z drobną różnicą - zamiast eliksirów w kubeczkach wylądowały antidotum. Tym razem rozpoczynała drużyna przeciwna, więc Gryfonka, choć roznosiła ją energia, musiała poczekać na ich ruch. Felinus, który podjął się rozpoczęcia tej tury, spudłował. Kryśka chwyciła szybko piłeczkę i stanęła przy stole. - Teraz ja - powiedziała jeszcze do Russella i Oli. Piłeczka poleciała ładnym łukiem i równie ładnie wylądowała w kubeczku. No i tu Kryśka miała zagwozdkę. Nie wiedziała, czy się cieszyć z tego trafienia, czy jednak nie...
Amortencja, której działanie doskonale znała, wszak uznawała eliksiry za swoją pasję, na dobre zagościła w jej organizmie. Ale nie umiała uwierzyć, żeby tak silne zauroczenie – i to w dodatku obustronne – było tylko wynikiem działania mikstury. W końcu odnalazła osobę, z którą chciała dzielić każdą chwilę w swoim życiu, a ona to odwzajemniała. - Jak najczęściej – powtórzyła po nim, robiąc z tego obietnicę, której zamierzała dotrzymać. W międzyczasie wodziła wzrokiem po jego twarzy, chcąc zapamiętać każdy jej szczegół, aby w najgorszych chwilach móc go przywołać i poczuć się lepiej. Aby tuż po lekcji usiąść w zaciszu przytulnego pokoju i namalować najpiękniejszy obraz w swojej kolekcji – portret Narcyza, wartego sakiewkę galeonów tylko dlatego, że przedstawiał on jego. Odsuwając się od jego policzka, na którym odbiła ślad swych ust, dostrzegła nagłe zmiany w wyglądzie chłopaka, wprowadzające ją w zachwyt. Nie potrafiła przypisać tego zdarzenia do genu metamorfomagii. Zresztą, nie zaprzątała sobie głowy powodem – po prostu stała jak urzeczona i podziwiała, dopisując do listy jego zalet kolejną rzecz. Automatycznie przejechała palcem po ustach; przyjemne mrowienie trawiło wargi, pod wpływem spojrzenia, jakim je obdarzał. – W burgundzie też ci do twarzy – oznajmiła szczerze, co potwierdzało uwielbienie w jej oczach. Była przekonana, że niezależnie od koloru, jaki przybrałaby jego twarz czy włosy, zawsze wyglądałby idealnie. Nie umiała powstrzymać się przed przeczesaniem palcami kosmyków, odgarniając ten jeden zbłąkany, który opadł mu na czoło podczas rzutu piłeczką. Rozpromieniła się cała, bo chyba nigdy nie usłyszała wprost, aby dawała komuś szczęście. Zazwyczaj bywała podmiotem, które je zabierało i przynosiło w zamian smutek albo rozczarowanie. Jego słowa były bardzo budujące i podnoszące na duchu i w tamtym momencie uznała, że zrobiłaby wszystko, aby faktycznie dawać mu to szczęście, nieważne jakim kosztem. Żeby być tuż obok niego, bo przy nim wszystko nabierało pięknych barw, a to nieznośnie uczucie pustki wreszcie zniknęło. Zadrżała, gdy ją objął, a drugą ręką muskał ramię, topniejące pod wpływem jego dotyku. Miał palce miękkie jak plusz; miała ochotę zbadać każdy fragment narcyzowej dłoni. W jego ramionach czuła się jak najkruchsza materia, która nie rozpadła się tylko dzięki niemu. Dlatego wtuliła się w niego, chłonąc całą sobą ciepło i spokój, wciąż nie dowierzając, iż dostała taką szansę od losu. Dopiero po chwili dotarł do niej sens propozycji, bo od ciepła jego oddechu, otulającego policzek i szyję, kręciło jej się w głowie. I już miała się zgadzać, łapać go za rękę i uciekać z tej sali, jak najdalej, mieć go tylko dla siebie, kiedy usłyszała donośne gwizdnięcie i głos nauczycielki (parę sekund zajęło jej przypomnienie sobie, że są na lekcji). Instrukcji Beatrice wysłuchiwała stojąc przodem do niej (żeby ta nie widziała, iż delikatnie ściska dłoń Puchona, nie mogąc znieść nawet tych kilku centymetrów, które ich dzieliły), a tyłem do Narcyza. Ledwo docierały do niej kolejne polecenia – załapała jedynie, iż grają dalej, na podobnych zasadach, tym razem z nowymi eliksirami (informację o tym, że to antidota, wyparła od razu). Jaka transmutacja z Patolem? Jakie trucizny? Dear niepotrzebnie dramatyzowała, przecież wszystko układało się wręcz perfekcyjnie. Po jej przemowie, odwróciła się do chłopaka, próbując ukryć smutek w spojrzeniu i głosie – nic nie wskazywało na to, aby jej opiekunka pozwoliła im teraz wyjść bez konsekwencji. A resztki zdrowego rozsądku przypominały, że nie może narazić się nauczycielce, zwłaszcza po tych wszystkich obietnicach, które jej składała we wrześniu. – W takim razie olejemy lekcję u Craine’a. Mam mieszkanie w Hogsmeade – uśmiechnęła się niewinnie, pomijając szczegół, iż nie mieszka sama. Zerknęła na Sophie, która wyglądała tak, jakby chciała nadrobić wszystkie zaległe szlabany pod nadzorem Skylera. Co było jej bardzo na rękę, bo z pewnością nie będą tego robić w ich wspólnym lokum. – Nikt nie będzie nam przeszkadzał – dodała, nieświadomie muskając usta Narcyza palcem, marząc o zatopieniu w nich swoich warg. Wolała jednak zostawić ten moment na później, aby móc się nim rozkoszować w o wiele przyjaźniejszej atmosferze. Gdy nadeszła jej kolej, podeszła do stolika, szepcząc „trzymaj kciuki” w stronę Puchona na odchodne. Nie skupiała się zbytnio na rzucie, ot, zmrużyła oczy i wycelowała w kubeczek, ostatecznie wrzucając do niego piłkę. Była z siebie taka dumna, a to wszystko za sprawą wesołych iskierek, wirujących w jego spojrzeniu, które odbierała jako reakcję na swój mały sukces. – Widzisz? Znowu mi się udało. A to tylko dzięki tobie.. – zamilkła, uświadamiając sobie, iż nie zna jego imienia. Jakim cudem? Przecież wszystkie znaki na niebie wskazywały, że są dla siebie stworzeni. – Jak się nazywasz?
Ostatnio zmieniony przez Cali Reagan dnia Pią Sty 22 2021, 02:51, w całości zmieniany 1 raz
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Drużyna:@Aslan Colton przeciwko @Julia Brooks & @Darren Shaw Tura: 1 Wylosowana kostka k6: 4 - antidotum na euforię Wylosowana kostka k100: 16 XD Nastrój: 7 Wypite eliksiry: amortencja, woda Ostateczny wynik: 16 + 7*5 - 10 = 41 - nie udało się
Wkręcił się w tę rywalizację, a to, że wywiązywała się ona głównie pomiędzy nim, a Brooks... tylko potęgowało przyjemność z tej roz(g)rywki. Resztki Amortencji w organizmie Gryfona także. - Dla panny Brooks proponuję styl i szyk cudownego profesora Craine'a, a dla pana Shaw'a... może odwzorowanie Waszego Opiekuna Domu? - rzucił swoim zabawnym pomysłem na przebranie szybciej niż piłeczką, bo profesor Dear zarządziła przerwę i zmianę zasad. Z tym Patolem to też się wpasował; akurat padło jego nazwisko odnoszące się do kolejnych zajęć, na które nie miał zamiaru iść.Prefekt idealny.
Na ostatnich zajęciach eliksirów... Ha! Dobre! Czy Tarly w ogóle na nich był? Wątpliwe. Nawet jeśli, to tego nie pamiętał, a to mogło oznaczać co najwyżej smaczną drzemkę w rogu sali. Jeśli teraz mieli wykorzystywać wiedzę z poprzedniej lekcji, to był w dupie ciemniej, jak przepalony kociołek. Bosko. Wysłuchał nawet uważnie tego, co miała do przekazania prowadząca i z ulgą przyjął to, że od teraz w kubeczkach znajdowało się antidotum. Miał nadzieję, że jak przyjdzie mu pić niewłaściwą odtrutkę, to jednak nie będzie ona niosła żadnych niepożądanych efektów i zadziała jak... woda. Czyli nie zadziała. - To chyba ja zaczynam? - zapytał już całkiem skołowany, bo nieustannie czuł mieszaninę czekoladowej woni ze świeżością wiosennego lasu. Była to dziwna mieszanka, choć dla niego... bardzo przyjemna. Przeklęta Amortencja! Nie pierwszy raz miał z nią problemy na lekcjach. Ostatnim razem pchnęło go to do... emocjonalnego związania się z pewnym Rosjaninem. I chyba za bardzo odpłynął w swoich rozmyślaniach, bo przerwał swoją dobrą passę trafnych rzutów. Spudłował.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Drużyna: Kruki razem vs Sojusz Lewicy Krukońsko-Gryfońskiej Tura: pierwsza rewanżowa Wylosowana kostka k6: 4 – antidotum na euforię Wylosowana kostka k100: 53 Nastrój: 6 Wypite eliksiry: słodkiego snu Wynik pojedynku: 4:3 dla Sojuszu Ostateczny wynik: Wylosowana kostka k6: 4 – antidotum na euforię Wylosowana koska k100: 53 Nastrój: 6 Wypite eliksiry: 1 – Rozcieńczony eliksir słodkiego snu Suma: 53 + 30 – 5 = 78 – kubek trafiony
Co tu dużo mówić. Shaw był dziś równie przydatny, jak olejek do opalania podczas nocy polarnej. Musiała więc bronić honoru Kruczej koalicji, zwłaszcza że Tarly okazał się godnym przeciwnikiem. Sprawy nieco się skomplikowały, gdy Aslan trafił do kubka i wraz z prefektem domu Roweny musieli wypić rozcieńczony eliksir słodkiego snu. Nie trzeba było czekać długo, żeby z Brooksowych ust wyrwało się przeciągłe ziewnięcie. Oczy zaszły jej senną mgiełką, a w głowie zaczęło przyjemnie szumieć.
- No doooobraaaaa. – Ziewnęła ponownie, zakrywając usta dłonią. – Ale jeżeli wygramy my, to Aslan przebierze się za Hampsona, a Panicz Tarly… może za Elio Swansea? Do twarzy ci będzie w jasnej czuprynie. – Uśmiechnęła się szelmowsko do Bruna i zawiązała ręce na piersi.
Nie miała zamiaru przebierać się za Patola. Nie dlatego, że miała jakiekolwiek opory przed wcieleniem się w tego starego pierdziela. Po prostu nie miała zamiaru przegrywać, choć o zwycięstwo nie będzie łatwo z takim partnerem jak Shaw. Na szczęście Bruno również postanowił spuścić nieco z tonu i popełnił pierwszy błąd, nie trafiając do żadnego z kubeczków.
Odbiła plastikowym pingpongiem kilka razy o stolik, odetchnęła głęboko, starając się nie przymknąć zmęczonych powiek, wycelowała i rzuciła. Piłeczka ponownie wylądowała w kubku.
- 4:3 dla Was – oznajmiła. – Shaw, skup się i w końcu traf. Pomyśl sobie, że to jakiś podpalacz z Pokątnej. – dodała do prefekta i poklepała go zachęcająco po ramieniu. Teraz jednak była kolej Coltona.
- Aslan, jak spudłujesz, to wyślę ci pewne… hmmm… odważne zdjęcia Darrena – powiedziała jeszcze do rywala, chcąc przeważyć szalę zwycięstwa na ich stronę. Shawowi zaś rzuciła wymowne spojrzenie. Ciekawe, czy ten niezbyt wyrafinowany fortel chwyci.
Drużyna:@Felinus Faolán Lowell i @Lucas Sinclair Tura: II rzut - 1 Wylosowana kostka k6:2 - dwa antidotum na amortencję Wylosowana kostka k100: 45 - czterdzieści pięć Nastrój: 7 Wypite eliksiry: amortencja Ostateczny wynik: Wylosowana kostka k6: 2 - antidotum na amortencję Wylosowana koska k100: 45 Nastrój: 7 Wypite eliksiry: amo Suma: 45 + 35 -10(Za wypity eliksir) = 70 pkt - kubek strącony (nie wiem czy kubek strącony przez Christine niweluje działanie amo)
Do poprzedniego etapu
Bystre spojrzenie niebieskich tęczówek uważnie śledziło znajdujące się przy stole osoby. Przełamując swoje wewnętrzne opory Jose wyszła ze strefy komfortu przerywając jako pierwsza ciszę panującą w jej drużynie; śmiałe zachowanie wymagało znalezienia w sobie odpowiednich pokładów siły, choć we własnym odczuciu uznała, że wyszło to całkiem naturalnie. Zdobyła się nawet na subtelny uśmiech, który tak szybko jak pojawił się na różowych ustach - znikł, a to za sprawą drużyny przeciwnej, która - czy to przez szczęście czy też doświadczenie w podobnych grach - szybko zdobyła nad nimi przewagę. Dodatkowo zmuszeni zostali do wypicia zawartości kolejnego kubka, w którym jak się okazało nie było tym razem wody. Słysząc nazwę eliksiru opuszczającą usta Felinusa pozwoliła sobie na ciche westchnienie. Nie mogła się z nim nie zgodzić, jednocześnie wciąż miała wątpliwości, bo choć sama czuła wokół siebie znajomą woń, nie była w stanie określić jej źródła. Wiedziała w jaki sposób działa miłosny wywar, jakie skutki wywołuje oraz w jaki sposób można odkryć, że właśnie z nim ma się do czynienia; w przypadku Krukonki pewne było tylko to, że zmieniła swoje zachowanie, ale zamiast dominującego uczucia miłości, szybszego bicia serca czy motyli w brzuchu, ogarnęła ją potrzeba wejścia w interakcje z uroczą Gryfonką. Rzadko kiedy to ona pierwsza wychodziła z inicjatywą, zazwyczaj otaczając się wąskim gronem znajomych. Jej własne zachowanie jednocześnie szokowało Jose, ale i rozbudzało zainteresowanie - czyżby rozcieńczona wersja eliksiru, dzięki słabszej sile działania mogła posłużyć w zupełnie inny sposób? To było interesujące i nie omieszkała w przyszłości bardziej zagłębić się w ten temat, tyle, że nie teraz. Teraz swoją uwagę skupiła na postaci Christiny. - Bardzo ładne imię - przyznała, puszczając dziewczynie oczko. Chciała dodać coś jeszcze, ale wówczas Lucas zabrał głos zwracając się do obiektu swoich westchnień, a potem przyszła jej kolej na rzucenie piłeczką, przez co próby nawiązania bliższego kontaktu z brunetką musiała odłożyć w czasie. Próbując skupić się na zadaniu obrała cel, jednak niesforna piłeczka odbiła się pod nieprawidłowym kątem z pustym odgłosem uderzając w miejsce, gdzie przed chwilą stał trafiony przez Ślizgona kubek. - Zdarza się najlepszym - stwierdziła, po raz kolejny uroczo uśmiechając się do Christiny.
Po chwili zasady zabawy zostały zmienione, a sześć kubków ponownie stanęło na stole, z tym, że część z nich została wypełniona antidotum. Na pierwszy ogień poszedł Puchon, który wydało się, że myśli najtrzeźwiej z nich, chociaż to nie pomogło mu w strąceniu kubeczka. Jose westchnęła cicho, zaraz skupiając swoją uwagę na Christinie - tej poszło znacznie lepiej. - To teraz ja - oznajmiła, wychodząc naprzeciw Gryfonki, którą była oczarowana. Niebieskookiej ciężko było skupić myśli na zadaniu, dlatego wciąż uparcie wpatrując się w obiekt swojego zainteresowania rzuciła bezładnie piłeczką, która o dziwo trafiła w jeden z kubków. - Kto teraz? - zapytała, patrząc na przeciwników z nieukrywanym zadowoleniem, chociażby z tego względu, że w końcu udało jej się zaimponować brunetce.
Nawet nie wiedziała, co się w pewnym momencie rozgrywki podziało. Kolejka gdzieś się zgubiła, każdy rzucał jak chciał, a później nagle wszystko drastycznie zwolniło, zupełnie jakby ktoś rzucił na nich zaklęcie usypiające. A wcale tak nie było. To wszystko jednak nie miało już żadnego znaczenia, bo rozpoczęła się druga runda gry, w której to mieli odtruć swoje organizmy, co również zapowiadało się ciekawie. - Wymieszanie kilku eliksirów nie będzie szkodliwe? - spytała z czystej ciekawości, bo choć sama wypiła tylko euforię, to jednak w sali mógł znajdować się ktoś, kto skosztował innych przygotowanych mikstur, a teraz miał dodatkowo pić antidota. Z drugiej strony, skoro profesor Dear zdecydowała się na taką a nie inną lekcję, to musiała mieć pewność, że nic się nikomu nie stanie, no bo jak inaczej? Dobry humor po wypiciu eliksiru euforii jej nie opuszczał i z zadowoleniem stwierdziła, że nie uległo to zmianie po celnym strzale Jose, kiedy to musiała się napić tajemniczej mikstury. Zaraz też sięgnęła po piłeczkę i przyjrzała się kubeczkom, jakby właśnie stała przed życiowym wyborem i nie mogła podjąć ostatecznej decyzji. W końcu jednak rzuciła i dokonała niemożliwego - trafiła!
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Drużyna: Robin, Eskil i Zoe Tura: 1 Wylosowana kostka k6: 4 - czyli antidotum na euforię Wylosowana kostka k100: 39 - link powyżej Wypite eliksiry: Ostatecznie chyba nic nie pili Nastrój: 4 - bo się nie struli! Ostateczny wynik: 39 + 4*5 = 69 - kubek strącony
Nawet nie wiedziała, ile czasu minęło nim profesor Dear oznajmiła koniec tej rundy. Niemniej jej głos przywołał ją do rzeczywistości. Utkwiła więc wzrok w nauczycielce i wysłuchała wszystkich instrukcji. Hmmm, czyli teraz mieli się odtruć z tego, co dotychczas wypili? Więc chyba powinni się cieszyć, że ich przeciwnicy nie popisali się najwyższą celnością w poprzednim etapie. Już zacierała rączki, aby ponownie udowodnić przeciwnikom, na co ich stać. W szczególności, że jednym z nich był Hunter, a ona lubiła z nim rywalizować. Praktycznie od zawsze. Dlatego kiedy tylko wypadła jej kolej na rzucanie do celu, od razu ruszyła do dzieła! Przymknęła jedno oko i nieświadomie wystawiła koniuszek języka, kiedy zaczęła dokładnie celować piłeczką. Może i nie wyglądało to najlepiej, ale jak widać było skuteczne, bo rzut zakończył się sukcesem! Piłka trafiła do kubka numer cztery, co Robin przywitała radosnym okrzykiem.
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
Drużyna:@Bruno O. Tarly vs @Darren Shaw@Julia Brooks Tura: 2 Wylosowana kostka k6:4 - woda Wylosowana kostka k100: 11 przerzucone na 54 Nastrój: 9 Wypite eliksiry: amortencja Ostateczny wynik: 54 + 45 - 5 = 94 - trafiony Wynik pojedynku: 5:3 dla Lwa i Truna
- O no klasa, Julka w roli Patola będzie wspaniała. A dla Darka, może zamiast Voralberga, proponuję Vicario – dodał, mając w tym swój cel. Wolał ujrzeć Shawa w nieco bardziej kokieteryjnej wersji. Chociaż urodą zdecydowanie dorównywał Bozikowi. Potem nastąpił cały rozgardiasz związany z nowymi zasadami, związanymi z odtruwaniem, a także poskromieniem coraz to śmielszych łobuzów, klejących się do siebie (ech, ależ im zazdrościł, rzucając jedynie tęsknie spojrzenia w stronę Darrena). – Chwileczkę – przystanął, analizując propozycję przebrań dla siebie i Bruna. – Skoro mam być Hampsonem to niech Truno też jest jakimś wapniakiem, nie wiem, Howardem albo Marcy Fran, chociaż geriatria party będziemy mogli razem urządzić! Julka tradycyjnie trafiła, ale z drugiej strony, była w drużynie z Darkiem, a na jego szczęściu zależało mu najbardziej. Zmarszczył brwi, gdy dziewczyna powiedziała coś, co nie od razu go zaalarmowało. No brzmiało to bosko, ale po chwili pojawiło mu się w głowie ważne pytanie – skąd ma takie zdjęcie? Czy była jego świadkiem? A może sama je robiła??? Chyba wolał nie wiedzieć. – Po moim trupie – oznajmił więc dziarsko i idealnie wycelował w kubeczek, uśmiechając się szeroko.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Drużyna:@Julia Brooks vs @Bruno O. Tarly@Aslan Colton Tura: 2 Wylosowana kostka k6:3 Wylosowana kostka k100: 23 Nastrój: 7 Wypite eliksiry:ostatecznie nic Ostateczny wynik: 23 + 35 = 58 - pudło Wynik pojedynku: 5:3 nadal
Nawet czyste jak łza osóbki - takie jak oczywiście obywatel Shaw - w końcu domyśliły się, jakiego eliksiru napili się w poprzednim etapie panowie Colton oraz Tarly. Co gorsza, dawka amortencji zbliżała się też już do ust Darrena, jednak w jednej z ostatnich chwil profesor Dear poleciła im odłożyć kubki, co Krukon skwapliwie uczynił. Odetchnął z ulgą i uśmiechnął się niepewnie do Aslana, słuchając jednym uchem słów nauczycielki eliksirów. - Nie nie, wstrzymaj konie - powiedział do Coltona, kiedy ten wyskoczył z propozycją przebrania się za Vicario - Zostanę przy Big V - dodał, przerzucając piłeczkę z jednej ręki do drugiej. Brooks - oczywiście trafiła. Aslan niestety też. Darren - oczywiście nie. Piłeczka zatańczyła na krawędzi kubka, ostatecznie jednak staczając się po niewłaściwej stronie. Spojrzał na Brooks lekko przepraszającym wzrokiem i wzruszył ramionami.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Euforia w połączeniu z rozcieńczonym eliksirem słodkiego snu dawała naprawdę… osobliwe efekty. Nie tylko sprawiał wrażenie jakby był na jakimś wesołym haju, ale tak też się czuł, kiedy z jednej strony musiał niemal walczyć o to, żeby nie zamknąć oczu czy nie ziewać co kilka sekund, a z drugiej – bawiło go absolutnie wszystko i nie był w stanie ani na moment zmazać tego durnego, przyćpanego uśmiechu z gęby. W sumie prosty przepis jak się całkiem legalnie naćpać. Jak dobrze, że żadna z Puchonek nie trafiła dodatkowo w kubek z tym co musiał wypić Lucas (stawiał na amortencję), bo przy takim combo odstawiłby tutaj chyba najbardziej żenujące przedstawienie roku. Naprawdę ciężko było mu się skupić na słowach nauczycielki, kiedy ta ogłosiła koniec rundy pierwszej i rozpoczęła drugą, w której kubki z eliksirami zastąpiły te z antidotami. Pierwszy rzut znów należał do puchońskiej pani prefekt, która raz jeszcze bezbłędnie wcelowała w ich kubek. Niestety to co dostali do wypicia było kolejną porcyjką wody, która niewiele zmieniła. Następna była Strauss, która całkowicie spartoliła swój rzut, a jedyną jego reakcją na to było chichranie się niczym Makłowicz (kto?) z pieska żrącego koperek. Druga z Puchonek już się nie popisała i zamiast trafić do kubeczka… trafiła prosto w niego. Widział, jak ta piłeczka leci, ale nijak na to nie zareagował, gapiąc się na nią trochę jak cielę na malowane wrota i tym samym obrywając centralnie w czoło. — Spoookooo — rzucił w akompaniamencie kolejnego szerokiego ziewnięcia, słysząc przeprosiny ze strony tamtej machnąwszy przy tym lekceważąco ręką, by następnie schylić się i zgarnąć ping-ponga. Przycelował, wysuwając przy tym koniuszek języka, choć wizja mu się odrobinę rozmywała, a następnie rzucił i tak dla odmiany w końcu w coś trafił pomimo przyćpania eliksirami. — Ha!
Drużyna:@Irvette de Guise i @Evedlyn Nevina Dear Tura: Wylosowana kostka k6:3 przerzucone na 2 ; ( Wylosowana kostka k100: 89 Nastrój: Wypite eliksiry: euforii i antidotum na amo Ostateczny wynik: Przykład obliczeń: Wylosowana kostka k6: 3 > 2 Wylosowana koska k100: 89 Nastrój: Wypite eliksiry: euforii i antidotum na amo Suma: >89+10 za antidotum - kubek strącony
Kiedy już wystarczająco naćpali się eliksirami, które zbili za pomocą piłeczki, przyszedł czas na drugą cześć zadania, którą zleciła im Beatrice. Na stoliku pojawiły sie nowe naczynia z nowymi magicznymi substancjami, wśród których miały znajdować się te, które pozwolą im uwolnić się od uciążliwego działania mikstur, które wcześniej wypili. Jako pierwszy piłeczką rzucała Eve i trafiła kubek z wodą, później Robin, a następnie przyszła kolej na niego. Wymierzył odległość i rzucił do celu, trafiając bez problemu. Wydawać się mogło, że nie poczuł efektu eliksiru euforii, nawet jeśli teraz przyszło mu wypić antidotum do zupełnie innego wywaru. W ostateczności nie poczuł nic, ale wkurzało go to, że przeciwnicy w pierwszej rundzie zbili tyle kubeczków...
Taka forma lekcji bardzo mu odpowiadała. Nauka przez zabawe, prawie jak w przedszkolu. Ale fajnie było poznać efekty poszczególnych eliksirów na własnej skórze (nawet jeśli działanie amortencji było mu już doskonale znane pod tym względem). Do tego element rywalizacji i naprawdę ciekawy sposób gry. Wciągnęło go to do tego stopnia, że skupił się na rozgrywce przy ich stoliku, zupełnie nie zwracając uwagi na to co dzieje się wokół. W ich drużynie najpierw zaczął Felek, któremu nie udało się trafić do kubka, później Gryfonka z przeciwnej drużyny, następnie nowopoznana Krukonka, której imię znał zaledwie od kilkunastu minut, a potem obiekt dzisiejszych westchnień Lucasa - Ola. Kolejno przyszedł czas i na niego. Pileczka zgrabnie wylądowała w płynie, który znajdował się w środku, a kiedy Lucas zatopił w nim usta, z rozczarowaniem stwierdził, że to tylko woda. Cóż, może następnym razem...
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Okay, Eskil wytrzymał już naprawdę długo jako aktywny uczestnik lekcji. Zaczynał go to nużyć bowiem drużyna przeciwna po wypiciu eliksiru jakiegoś-tam wcale nie reagowała jakoś w interesujący sposób. Odzywała się w nim niechęć do siedzenia w ciasnej klasie gdzie musiał się wysilać do czegokolwiek. Profesor zaczęła opowiadać coś o drugim etapie, ale już jej nie słuchał bo mózg mu się wyłączał. Potrafił przyswoić tylko niewiele informacji w tak długim czasie, a teraz już się lekcja wydłużała. Kiedy Hunt i Robin ciskali piłeczkami to Es oparł łokieć o ramię Zoe, której w sumie nie znał, ale że stała tak blisko to przecież wykorzysta tę chwilę na odpoczynek. - Raju. - mruknął i odsunął się zaraz, a na jego twarzy pojawiało się znużenie. Gdy dostał piłeczkę to rzucił nią, ale bez przykładania się już do siły, nawet nie patrzył w co celuje, po prostu rzucił i odwrócił się przodem do Robin. - Ej, ja już mam dość. Ile jeszcze do końca lekcji? Zmyłbym się... - mruknął bo przecież dziewczyna wiedziała, że w razie czego ma w plecaku bombonierkę Lessera, a zaczynał odczuwać fizyczne cierpienie od duchoty tego pomieszczenia.
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Zaśmiał się niekontrolowanie, szczerze rozbawiony całą rozmową i wszystkimi pomysłami na przebrania. Im bardziej absurdalnie - tym ciekawiej. Nie przypuszczał, że lekcja Eliksirów będzie aż tak obfitować w kreatywność i takie śmieszki. Może powinien chodzić na zajęcia częściej? - Fran? No ja rozumiem, że to już ostatni rok, ale czy naprawdę masz mnie za aż takiego boomera? - prychnął z udawanym oburzeniem, wywracając przy tym oczami. Póki co nie musiał się zbytnio martwić ciuchami na jakiekolwiek przebranie, bo wygrywali. A przebranie za Eliasza? Hm, mogłoby być to ciekawe doświadczenie. Co powiedziałaby Moe? Przymierzył się do kolejnego rzutu, mimowolnie oblizując wargi koniuszkiem języka. Skupiał się, żeby tym razem trafić. Na drugie pudło nie mógł sobie pozwolić, ot co. - I... trafiony! - zawołał radośnie. Był z siebie trochę dumny, co tu dużo ukrywać - Coś tam mówiliście o odważnych zdjęciach... może podbijemy stawkę i założymy się o coś innego? - uśmiechnął się szelmowsko, rzucając tym niecnym pomysłem. Czy mądrym? Niekoniecznie.
Narcyz Bez
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : Wiecznie goszczący na ustach uśmiech, twarda angielska wymowa z wyraźnymi końcówkami
Tak jak zwykle moim przemianom metamorfomagicznym towarzyszy wstyd, tak teraz nawet nie zwróciłbym uwagi na to znajome magiczne mrowienie, gdybyś Ty nie wspomniała o jego skutku. W Twoich oczach dostrzegam akceptację, a może nawet jakiś zachwyt, podobny do tego, którym obdarowuje mnie czasem młodsze rodzeństwo. Czysty i szczery. Być może Ty także wiesz, jak to jest, gdy społeczeństwo bezpodstawnie Cię ocenia, kiedy odrzuca fragment, który nie wpasowuje się odpowiednio w jakąś ramę, wymagając od Ciebie, byś się go pozbyła i zaprzeczyła temu, kim jesteś. Być może dlatego tak ważne było, żebyśmy odnaleźli siebie. Nie od razu docierają do mnie próby zatrzymania rozgrywki przez nauczycielkę eliksirów, a nawet, gdy już się to dzieje, to i tak nie potrafię całej uwagi przenieść na Profesor Dear. Obserwuję ją, kiwam nawet głową, ale tak naprawdę prawie żadne jej słowo do mnie nie dociera, nie tak, by zaraz nie uleciało drugim uchem. Skupiam się bowiem na aspektach o wiele ważniejszych, takich jak to, jak doskonale ze sobą współgramy. W moich ramionach zdajesz się tak krucha, więc dotykam Cię tak, jak dotykałbym najdroższą porcelanę; z troską i uwagą, z delikatnością nie mniejszą niż bicie motylich skrzydełek. Nie robię tego jednak dlatego, że płytko oceniam tylko Twoją powierzchowność, bo wiem, że masz do zaoferowania znacznie więcej. I pasuje to do Ciebie; ta pozorna niewinność kryjąca się w kąciku warg, której zaraz zaprzeczasz słowem i gestem. Choć twarz masz anioła, dostrzegam prawdziwe diabliki w Twoich oczach. Wiem, że pójdę za Tobą dokądkolwiek będziesz chciała, nawet jeśli tylko wodzisz mnie na pokuszenie. Mruczę więc cicho wprost do Twojego ucha ani na moment nie zatrzymując się na myśli, że to powinno być dla mnie dziwnie i stresujące, ponieważ nigdy nie byłem z nikim blisko, nigdy się nie całowałem, nigdy nie badałem dotykiem ciała drugiej osoby. Ale tego wszystkiego chcę właśnie z Tobą - przecież wiem, że i tak nie spotkam już nikogo, kto mógłby Ci w jakikolwiek sposób dorównywać. - I co będziemy tam robić? - dopytuję, bo po prostu się zatracam. Przylegasz do mnie ciasno, a mi i tak jest za mało; prawdopodobnie nawet gdyby nasze ciała jakieś cudem stopiły się w jedność, dalej czułbym niedosyt. Przymykam powieki i oddycham głęboko, wypełniając płuca Twoim zapachem i dopiero wtedy Cię puszczając, żebyś mogła zagrać. Pokazuję Ci mocno zaciśnięte kciuki, żebyś wiedziała, jak bardzo kibicuję Twojemu sukcesowi. - Jesteś wspaniała - szepczę kolejny raz z uwielbieniem, bo wiem, że to żadna moja zasługa. Twoje pytanie na moment zbija mnie z tropu. Jak przez mgłę pamiętam czas z początku lekcji, gdy zapytałem Skylera o Twoje imię, drżąc z niepewności i z nieśmiałością tylko adorując Cię z oddali. Mam wrażenie, że od tego momentu zdarzyło się tak wiele i ta perspektywa pomaga mi zrozumieć, że nieistotne jest, jakie imiona nosimy. Nie, kiedy umiejętność metamorfomagii pozwala mi na przybranie dowolnej formy, której tak łatwo nadać nową etykietę. Ciało to nic innego, jak puste naczynie, a imiona? Słowo, zbitek liter odróżniający jednego człowieka od drugiego, ale w żaden sposób nas nie określający. Nie potrzebuję znać Twojego imienia, żeby znać Ciebie, żeby dostrzegać jak piękną nosisz w sobie duszę. To przypomina mi wiersz, który ostatnio czytałem i nawet nie wiedziałem, że mogę go pamiętać - wydaje mi się, że to moja miłość do Ciebie po prostu dyktuje mi odpowiednie słowa, bo nawet nie waham się przy formułowaniu myśli, a zwykle plączący mój język angielski akcent gładko okala wyrazy. - Cóż tobie imię moje powie? Umrze jak smutny poszum fali, Co plunie w brzeg i zmilknie w dali, jak nocą głuchą dźwięk w dąbrowie. Znów zatapiam się w Twoim spojrzeniu, szukając potwierdzenia tego, że rozumiesz, że też to czujesz, nieważne jak absurdalnie może to brzmieć dla postronnego słuchacza. Podoba mi się ta aura tajemnicy, która choć wciąż między nami pozostaje, to wcale nas nie rozdziela. Biorę Twoją dłoń w moje ręce i na knykciach pozostawiam pocałunek pełen szacunku. Odchodzę znów do stołu; mam wrażenie, że trafienie do kubeczka wydaje się o wiele prostsze niż na początku gry. Praktyka czyni mistrza czy może oczy wybranki serca dodają motywacji? Nie potrafię powiedzieć. Wiem tylko, że trafiam i już zaraz podchodzę do Ciebie wraz z kubeczkiem, nie przeczuwając zupełnie, że w darze niosę Ci nasz koniec.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Drużyna: 6 (@Hunter O. L. Dear , @Evedlyn Nevina Dear Tura: 1? 2? Wylosowana kostka k6: 4 Wylosowana kostka k100: 77 Nastrój: 5 Wypite eliksiry: euforii i antidotum na amo Ostateczny wynik: Przykład obliczeń: Wylosowana kostka k6: 4– antidotum na euforię Wylosowana koska k100: 77 Nastrój: 5 Wypite eliksiry: euforii i antidotum na amo Suma: 77 +10 za antidota = 87 – kubek strącony
Bawiła się naprawdę świetnie, choć nie do końca podobało jej się picie niektórych eliksirów. Wiedziała jednak, a przynajmniej miała nadzieję, że Profesor Dear nie pozwoliłaby na jakąkolwiek sytuację, która miała się dla nich źle kończyć. Z dużo większym entuzjazmem (i to wcale nie przez eliksir euforii krążący w jej żyłach) przyjęła rundę z antidotami. Pierwsze minęły efekty Amortencji. Na szczęście, bo dzięki temu mogła skupić się na własnym zagraniu. Kolejna próba, kolejna zakończona sukcesem. -I tak to się robi! - Wyszczerzyła się do współgraczy, zbijając piątkę z Hunterem. Co jak co, ale cela to kobieta widocznie miała.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Nim się obejrzał, nastał drugi etap. Wciąż się czuł pobudzony. I to bardziej pobudzony niż na co dzień. Tak naprawdę wiele mu nie było trzeba. Zazwyczaj sam w sobie był wariatem, którego zawsze było wszędzie i nie potrafił usiedzieć w miejscu. Nie przejmował się tym za bardzo. Starał się skupić na tym co działo się w jego drużynie. Jak im szło? Tak naprawdę trudno było powiedzieć, kto wygrywał a kto nie. Oczywiście lubił rywalizację (może dlatego tak mu się podobały zajęcia), ale to przecież tylko była zabawa. Dziś nie sporządzali żadnych eliksirów, tylko je pili. Dla niego to była sama frajda. Strach pomyśleć co by był gdyby z któryś z tych kubków była trucizna! Pewnie wypiłby ją z uśmiechem na ustach.
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Obserwowała ich dalsze poczynania z mniejszym, bądź większym zaangażowaniem. I widziała wyraźnie, że o ile konsumowanie przez nich eliksirów, po których mogło nieco zakręcić się w głowie było ciekawym doświadczeniem, tak spożywanie antidotów już niekoniecznie. Czas jednak gonił i nim się obejrzała, musieli zakończyć tę lekcję. Jej czas powoli mijał, czy tego chcieli, czy nie. – Dobra, dobra, stop! – zawołała dosyć głośno. Poczekała kilka chwil, aż ostatni uczniowie wykonają swoje rzuty. Kiedy ponownie utkwili w niej swojej spojrzenia, ona również potoczyła wzrokiem po wszystkich zebranych tutaj studentach. Uśmiechała się delikatnie, ciekawa, co wyniosą z dzisiejszych zajęć. – Na dzisiaj to wszystko. Czas niestety się skończył, więc nie możemy zrobić nic więcej. Jednak spodziewajcie się, że niedługo na tablicy ogłoszeń umieszczę temat pracy domowej z dzisiejszych zajęć. Możecie się rozejść – oczywiście upewniła się, że wszyscy zostali odtruci. Sama podawała antidotum wszystkim tym, którzy tego wymagali. W końcu nikt nie mógł opuścić tych zajęć pod wpływem eliksirów… Kiedy wszyscy zaczęli się zbierać do wyjścia, ona zaczęła sprzątać cały ten bałagan. Chłoczyść, aby posprzątać wszystkie rozlane eliksiry, wingardium leviosa aby poprzestawiać wszystkie stoły i krzesła z powrotem na swoje miejsca. Unicestwiała resztki eliksirów i opróżniła zawartość kociołków. Kiedy upewniła się, że wszystko jest takim, jakim było na początku zajęć, sama ruszyła powoli w stronę wyjścia.
/Zt. Dla wszystkich zainteresowanych!
Podsumowanie:
Bardzo dziękuję wam za udział w zajęciach. Mam nadzieję, że sprawiło wam to choć trochę radochy. Poniżej znajduje się szczegółowa rozpiska zdobytych przez was punktów kuferkowych oraz punktów dla domu. W razie jakichkolwiek niejasności, zapraszam na PW, discorda. Punkty zostaną rozdane w najbliższym czasie.
Wspomniana przez Beatrice praca domowa pojawi się na dniach. Nie jest obowiązkowa, ale pewnie swoim tematem będzie nawiązywać nieco do tych zajęć.
Punkty domów: +5pkt za przyjście na zajęcia +5pkt za napisanie w każdym etapie. Maksymalna suma zdobytych punktów: 15