Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 #7

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
AutorWiadomość


Avalon Cufferborough
Avalon Cufferborough

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : półwila
Galeony : 1140
  Liczba postów : 569
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10397-avalon-cufferborough
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10407-the-princess#286920
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10408-avalon-bee-cufferborough#286921
#7 QzgSDG8




Gracz




#7 Empty


Pisanie#7 Empty #7  #7 EmptySob Lut 21 2015, 22:09;

Mieszkanie Avalon Cufferborough

Witamy w niebie przepełnionym... pizzą i oprylakiem?

Sypialnia; sanktuarium


Serdecznie przepraszamy za specyficzny, podobny do tytoniowego, zapach.

Kuchnia; głównie dla ozdoby


Większość sprzętów praktycznie nietknięta.

Łazienka; bez dziewczyn w zestawie


Acz przecież nigdy nic nie wiadomo.
Powrót do góry Go down


Utopia Blythe
Utopia Blythe

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : najmłodsza Blythe, klon Psyche
Galeony : 1231
  Liczba postów : 1084
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8678-utopia-blythe
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8682-utopia
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8681-utopia-blythe
#7 QzgSDG8




Gracz




#7 Empty


Pisanie#7 Empty Re: #7  #7 EmptyNie Lut 22 2015, 16:23;

Ferie dobiegły końca, co Utopia przyjęła z niemałą ulgą, bo choć niektóre ich momenty jej się podobały, miała już serdecznie dosyć mrozu, który sprawiał, że na samą myśl cierpła jej skóra. Gdyby miała szansę wrócić na Syberię po raz drugi, z pewnością by z niej nie skorzystała. O wiele bardziej preferowała w tym momencie upalne Indie, mimo że i te dały jej się we znaki podczas ostatnich wakacji. Czyżby dyrektor Hampson zamierzał się nad nimi pastwić? Jeśli po raz kolejny wymyśli na lato temperatury przekraczające czterdzieści stopni, Blythe chyba wybierze się do Kanady, by ukryć między drzewami i obserwować niedźwiedzie grizzly.
- Masz szczęście, że cię tam nie było – jęknęła do Avy, gdy siedziały już obie w jej domu. Rosja nie pozwoliła Utopii na ani chwilę odpoczynku, więc musiała z tego skorzystać już teraz, a dzięki pomocy Cufferborough* miała na to szansę. – Chciałam ci przywieźć Leśną Avadę, ale nie przetrwałą w podróży. Wylądowała w koszu na peronie w Moskwie.
Ferie-niespodzianka, też coś. W tym roku najwyraźniej były zaskakujące i dla samych organizatorów. Na samą myśl ją mdliło, a do pociągów będzie miała uraz na dłuższy czas. Najgorsze, że i do szkoły musieli się dostawać jednym z nich.
Usiadła po turecku, opierając się plecami o łóżko Avalon i rozejrzała wokół. Było tu całkiem przytulnie, mogłaby nawet stwierdzić, że bardziej niż w domu w Hereford, mimo że powinna czuć z tym miejscem jakąś więź. Niestety tak nie było, ale za nic nie potrafiła rozgryźć, dlaczego.
- Działo się coś ciekawego, jak mnie nie było? – Spytała podejrzliwie, wiedząc, że po tej dziewczynie można się było wszystkiego spodziewać. Pewnie nie przebije swoimi opowieściami tego, co działo się na Sybirze, ale mimo wszystko Utopię zawsze ciekawiły czyjeś opowieści. Lubiła słuchać innych ludzi i pewnie dlatego tak bardzo dogadywała się też z Echo i swoją własną siostrą, Psyche.
Inferiusy, kręgi, katakumby, słonina w sosie borówkowym… Gdyby Ava o tym wszystkim usłyszała, pewnie padłaby ze śmiechu. Albo zaczęłaby po prostu twierdzić, że Utopia wcale nie była tak niewinna, jakby się mogło wydawać. Ekstremalne warunki zmieniają ludzi, choć czasem tylko odrobinkę.
- Mam ochotę zjeść coś normalnego – dodała jeszcze, wzdychając na samą myśl o pizzy. Albo czekoladzie. O tak, na to drugie zdecydowanie miała ogromną ochotę, jeszcze bardziej niż zazwyczaj. – Ja nie wiem, jak ci ludzie tam żyją.

*Dłuższego nazwiska nie było?

Nienawidzę pisać początków. -,-
Powrót do góry Go down


Avalon Cufferborough
Avalon Cufferborough

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : półwila
Galeony : 1140
  Liczba postów : 569
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10397-avalon-cufferborough
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10407-the-princess#286920
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10408-avalon-bee-cufferborough#286921
#7 QzgSDG8




Gracz




#7 Empty


Pisanie#7 Empty Re: #7  #7 EmptyNie Lut 22 2015, 17:32;

ciuch

Siedząc w Hogwarcie już dziesiąty rok i znając Hampsona na tyle dobrze, aby móc w pewnym stopniu rozpracować jego chore zachcianki, nie dało się pozytywnie spojrzeć na pomysł wyjazdu w tak dalekie strony jak Syberia. Już samo słowo przyprawia o dreszcze, nawet jeśli nie jest się Polakiem i brakuje powodów do upatrywania w nim synonimu wiecznego piekła. Nic więc dziwnego, że studenci ostatniego roku w znacznej mierze odpuścili sobie taki wypad, chociaż chyba tylko przypadek Avalon miał bezpośredni związek z niechęcią do mrozu, śniegu oraz Rosjan. Nie zmienia to oczywiście faktu, że chełpiła się bez umiaru nadzwyczajnie sprawną intuicją, kiedy dostała wiadomość o wykolejonym pociągu i całej związanej z tym aferze, mówiąc wszystkim znajomym, że jest ekspertem w sprawach wyjazdów w egzotyczne (choć tutaj brzmi to niecodziennie) kraje, że powinni się byli jej posłuchać i tak dalej, i tak dalej. Tak więc kiedy oni odmrażali sobie wszystkie kończyny w miejscu, o którym Merlin dawno zapomniał, ona w najlepsze korzystała z wolnego. Walentynki spędziła w towarzystwie najciekawszej chyba przyjezdnej, przekonując ją że wcale nie jest taka hetero jak zapewniała - przy okazji wygrywając bardzo fajną błyskotkę, która dziwnym trafem znalazła się w kreacji przygotowanej na przybycie Utopii i połyskiwała radośnie na nadgarstku blondynki - przetestowała dziesiątki, jeśli nie setki wariantów mugolskiej pizzy, beztrosko spalała coraz to kolejne skręty na łóżku i w najlepsze wypisywała tuziny listów, zupełnie nie zwracając uwagi na możliwość zamęczenia swojej sowy ciągłymi wyprawami na Syberię. Cóż jednak miała bidula poradzić, skoro większość jej przyjaciółek była na tyle niemądra, żeby dać się omamić perspektywą szkolnego wyjazdu? Nie mogła z nimi plotkować twarzą w twarz, więc musiała uciekać się do innych sposobów!
Na bądź co bądź niespodziewany przyjazd Utopii szykowała się już parę dni wcześniej. Nie tyle przez wspomniany już rekonesans w repertuarach pizzerii, co raczej przez ogarnianie mieszkania i doprowadzanie go do stanu, w którym można je było pokazać. Wszak przepięknie nazwana Cufferborough próbowała zorganizować sobie z młodą Blythe takie spotkanie już od dłuższego czasu, adres przekazała jej chyba dobre pół roku temu, ale dopiero teraz uzyskała bezpośrednią zgodę - pora na wywarcie pozytywnego pierwszego wrażenia właśnie nadeszła. Sprzątanie przebiegło dosyć typowym schematem. Upierdliwe klamoty pod łóżko, ubrania do szafy/kosza z praniem, reszta do kosza. Małe mieszkanie miało swoje niepodważalne atuty głównie w tym, że powyższe zabiegi o wiele łatwiej przeprowadzić w trzech pokojach z korytarzem, niż gdyby próbować w domostwie złożonym z dziesięciu pokoi i pięciu korytarzy, na ten przykład. Tak więc ostatniego dnia dziewczyna pozbyła się rzeczy pokroju niedopałków, niedojedzonych kanapek i tak dalej, potem zapaliła sobie niebieskiego Hogsa aby w spokoju przeczekać tych kilka godzin, które dzieliły ją od ujrzenia swojej przyjaciółki. Jasnym było, że pierwsze słowa po krótkim powitalnym uścisku zaczną odnosić się do wymienianych listów, toteż Avalon wcale nie zdziwiła się natychmiastowym narzekaniem - ha, wręcz przeciwnie, z uśmiechem na twarzy przyjęła wszystkie przesycone niezadowoleniem uwagi Utopki tylko na moment przerywając jej monolog, aby jak na dobrą gospodynię przystało pokazać jej wieszak, coby odwiesiła sobie wszelkie niepotrzebne na dany moment rzeczy. Potem, kiedy szatynka już wygodnie usadowiła się na podłodze, blondynka wskoczyła na łóżko i układając się na boku, zwróciła w stronę dziewczyny. Oparła jeszcze głowę na dłoni, tworząc z ramienia i głowy z szyją sławetny trójkąt, bo przecież tak na dobrą sprawę wcale nie chciała leżeć, a potem wzięła się do rozpamiętywania ostatnich dwóch tygodni, żeby jakoś sensownie odpowiedzieć na pytanie.
- Och, no wiesz... - zaczęła, jak gdyby nigdy nic - Dałam radę przezwyciężyć swojego wewnętrznego zmarzlucha, żebyśmy się wygrzebały na walentynkową randkę. Potem znowu wywalczyłam wypad na dwór, posprawdzać okoliczne pizzerie... A, pytasz ogólnie, a nie tylko o mnie? To nie, tak na dobrą sprawę nic się w Londynie nie działo. Przynajmniej tak sensacyjnego, żeby do mnie dotarło. Osiągałam ten sławny spokój ducha jednocząc się ze swoimi kochanymi skrętami, sama rozumiesz. Potem dam ci spróbować, zobaczysz że to polubisz. Jedzeniem też się nie martw, bo pierwsze dwie pizze są już zamówione, o tej porze powinny się chyba nawet zbliżać, ale no, zgaduję. Pamiętasz, że u mnie nocujesz, prawda? - spytała na koniec, trochę nieprzekonana co do tego, żeby Utopia miała pozytywnie odpowiedzieć na to pytanie. Rzecz jasna, nie był to najmniejszy problem. Zawsze znajdzie się coś, co mogłaby jej pożyczyć na noc w charakterze piżamy, a nawet jeśli będzie za duże, to przecież chyba nawet lepiej. Byle tylko nie zechciała się sprzeciwiać, skoro Avy zorganizowała sobie nawet czarodziejski materac, żeby zwolnić dla gościa łóżko!
Powrót do góry Go down


Utopia Blythe
Utopia Blythe

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : najmłodsza Blythe, klon Psyche
Galeony : 1231
  Liczba postów : 1084
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8678-utopia-blythe
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8682-utopia
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8681-utopia-blythe
#7 QzgSDG8




Gracz




#7 Empty


Pisanie#7 Empty Re: #7  #7 EmptyPon Lut 23 2015, 22:06;

Niezwykła siła, ciągnąca Utopię w stronę wszelkich kłopotów, chaos panujący w jej głowie i nie pozwalający racjonalnie myśleć oraz możliwość spędzenia czasu z Echo, Psyche czy Quietusem sprawiły, że wylądowała ona w Rosji. I choć miała niezrównoważoną ochotę panikować przez cały ten miesiąc, jednak przeżyła całą tą wyprawę i wróciła z powrotem do szkoły. Do ciepłego, bezpiecznego zamku, za którym nawet tęskniła, ale jednak możliwość wagarowania z Avalon skusiła ją bardziej niż siedzenie w ławce albo przesadzanie gryzących roślinek. Niekiedy dosięgało ją pragnienie wyrwania się ze szkoły raz na zawsze, ale jako istota wielce niezdecydowana, pewnie zapragnęłaby powrotu tam po zaledwie kilku dniach. Tygodniowy pobyt poza kamiennymi ścianami był więc wybitną alternatywą, z której musiała skorzystać. Choć oczywiście przychodząc tu, nie sądziła, że naprawdę zostanie na tak długo. Wszystko ostatnio płatało jej psikusy, nawet głupie ławki stworzone przez nauczycieli z okazji walentynek. Wydawać się mogło, że będą bezpieczne, skoro tworzyły je tak wybitne jednostki, jak hogwarccy profesorowie, ale w obliczu syberyjskiej magii nawet oni wykazywali się niekompetencją. To tym bardziej utwierdziło w przekonaniu Blythe’ównę, że powinna nieco odpocząć po tych wszystkich atrakcjach, które ostatnimi czasy ją dotknęły. I całe szczęście dla biednej sowy Avalon, która szczególnie na tej wycieczce ucierpiała i pewnie zbuntowałaby się teraz nawet na trasie Londyn-Hogwart.
Jednak Cufferborough niepotrzebnie się napracowała, bo młodsza Gryfonka z pewnością nie zwracałaby większej uwagi na to, czy wokół panował jakikolwiek bałagan. Zważywszy na to, że dzieliła swoje dormitorium z kilkoma osobami, nawet pedantyczność Archibalda nie miała wpływu na to, w jaki sposób podchodziła do nieporządku. To po prostu artystyczny nieład, wywołany czynnościami życia codziennego. Chociaż tygodniowe kanapki naprawdę nie mogły być zbyt przyjemne, nie przez wgląd na sam wygląd, lecz zapach.
- Pytam o ciebie – sprostowała, dopiero teraz uświadamiając sobie, że to pytanie mogło jednak zabrzmieć zbyt ogólnie. – Z kim ta randka? – Spytała jeszcze z ciekawością, odwracając się, by spojrzeć podejrzliwie na Avalon. Nie chwaliła się w listach, że z kimś się umówiła. Ale właściwie kawałek pergaminu był marną alternatywą prawdziwych rozmów.
Leżąc w tej pozycji, blondynka przypominała jej trochę divę z obrazu, który widziała kiedyś w teatrze w Londynie. Tak samo wsparta na dłoni, tyle że w długiej, burgundowej sukni, spływającej falami z eleganckiej sofy prosto na dywan ze skóry niedźwiedzia.
- Spokój ducha chyba da się osiągnąć i bez skrętów – zauważyła, trochę zdziwiona jej propozycją. Szczerze mówiąc bała się po to sięgać, czułaby się nieswojo, nawet jeśli Avalon obiecywałaby jej świetną zabawę. – Czyli serio mówiłaś o całym tygodniu?
Po Szkotce mogła się tak na dobrą sprawę spodziewać wszystkiego i choć przez krótką chwilę stresowała ją myśl o tym, że zniknie ze szkoły na tydzień, te myśli postanowiły się w końcu ulotnić. I tak czy siak miała już mnóstwo kłopotów, ze szlabanem od Blaze’a Ettrevala na czele i Archibaldem siadającym jej na sumienie zaraz po tym, więc co za różnica? Może powinna wcześniej komuś wspomnieć, dokąd idzie, żeby ją krył – na przykład Psychosis, bo nie sądziła, żeby Echo spojrzała na takie zachowanie przychylnie. Ranga prefekta nie pozwalała jej na tolerowanie wagarów, zwłaszcza w drugim semestrze siódmego roku. Utopia, w swoim własnym mniemaniu, zaczynała się powoli staczać i to bardziej niż przy zasypianiu w czasie ukochanej historii magii, na którą szła pomimo wcześniejszych, całonocnych spacerów.
Znudzona siedzeniem po turecku, położyła się na podłodze, zakładając ręce pod głowę. Pierścionki, które dostała od Avalon i które naprawdę jej się spodobały (bo była fanatyczną wielbicielką biżuterii, zwłaszcza tej z wielkimi kamieniami i o dziwnych kształtach), zaplątały się jej nieco we włosy, ale nie przejmowała się tym.
- To kiedy dokładnie będzie ta pizza? – Spytała, przyglądając się z uwagą sufitowi, jak gdyby miał ukazywać gwiazdy godne sklepienia Wielkiej Sali. Chyba powinna się nauczyć, że mugole nie byli tak szybcy w swoich czynnościach, jak czarodzieje.


ciuch, a i tak biedna zmarzła, idąc do Hogsmeade, żeby się teleportować ;<
Powrót do góry Go down


Avalon Cufferborough
Avalon Cufferborough

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : półwila
Galeony : 1140
  Liczba postów : 569
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10397-avalon-cufferborough
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10407-the-princess#286920
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10408-avalon-bee-cufferborough#286921
#7 QzgSDG8




Gracz




#7 Empty


Pisanie#7 Empty Re: #7  #7 EmptyWto Lut 24 2015, 18:15;

Ktoś złośliwy z pewnością powiedziałby, że jednym z tych kłopotów, w stronę których biedna Utopia jest wbrew (a może zgodnie z?) własnej woli ciągnięta, była Avalon. W kulturze czarodziejskiej rzeczywiście dawno utarło się przyrównywanie wil do mugolskich siedmiu nieszczęść, z tą różnicą, że wszystkie były zawarte w jednej osobie. Gdyby przyjrzeć się Avie z obiektywnej perspektywy, rzeczywiście dałoby się taką tezę poprzeć. Nawet nie jednym, a wieloma argumentami. Przecież ta okrutna, bezczelna półwila bałamuciła młodszych od siebie uczniów i studentów Hogwartu, ciągle wyciągając ich na niezobowiązujące randki, imprezy czy grupowe wypalanie coraz to bardziej finezyjnych skrętów złożonych z niebywale wymyślnych składników. Jeszcze tak perfidnie wykorzystywała swoje geny, żeby wykręcać się od prac domowych, zajęć i czego to jeszcze czujni funkcjonariusze prawa (czytaj: donosiciele) nie zaraportują do dyrekcji - kto by pomyślał? Spójrzmy jednak prawdzie w oczy. Żadna z tych zbałamuconych osób nie zgłosiła najmniejszej nawet skargi, wcale nie odczuwając rzekomo wyrządzonej sobie krzywdy. A i nauczyciele, którzy dosyć często przymykali oko na jej wybryki, równie często stwierdzali, że panna Cufferborough nadrobiła stracony materiał z nawiązką. Kwestię tego, czy wydawali ów werdykt pod wpływem jej uroku, lepiej będzie pominąć. Różnicę w tygodniowych wagarach z Utopią widać jednak taką, że tym razem zajdzie potrzeba wstawienia się nie tylko za sobą, ale też za kimś innym. Szkotka przyjmowała nowe doświadczenia z uśmiechem na ustach i podniesioną do góry głową, tak więc i teraz, kiedy Blythe'ówna gdzieś z tyłu głowy uciszała zdrowy rozsądek wołający o powiadomienie kogoś zaufanego o planowanej nieobecności, ona myślała sobie: "jakoś to będzie". Pomyślałby kto, że tylko Polacy mają podobne podejście do życia.
Blondynka zastanawiała się parę chwil, czy ma być z Utopią tak samo szczera jak na przykład z Sheilą czy Eugeniusem, to znaczy czy ma od razu zaznaczać swoje podejście do Brooklyn, czy ma w ogóle zdradzać jej imię, czy może po prostu powiedzieć, że to na razie nie jej interes i powinna poczekać, bo dowie się w swoim czasie. Ostatecznie Cufferborough doszła do wniosku, że tak czy inaczej Utopka doskonale wie, że wszyscy, z którymi kręciła, prędko byli zostawiani w tyle, dlaczego więc Vaughtier miałaby być jakimś specjalnym wyjątkiem? Na razie niewiele było osób, które na taki zaszczyt mogłyby zasługiwać. Ale o tym też lepiej nie mówić, bo przecież jedną z nich była...
- A, z taką jedną przyjezdną. Wiesz, co się o nich myśli. Geniusze w swoich dziedzinach, a większość z nich nawet nie przekroczyła dwudziestki. Przekonałam się na własnej skórze, że tak naprawdę żadne z nich sztywniaki, choć sprawiają podobne wrażenie. Ta moja ma na imię Brooklyn. Jest nawet urocza, ze świetnym gustem do błyskotek - tu Avy uśmiechnęła się cwaniacko do Utopii, machając przed nią lewą dłonią, na której uwieszona była wspomniana wcześniej bransoletka; dwudziestolatka pokiwała twierdząco głową w odpowiedzi na pytający wzrok Blythe, który z pewnością się wtedy pojawił - Założyłyśmy się o to, czy w ciągu trzech dni zmięknie i mnie pocałuje. Zwycięstwo było pewne i sama widzisz, że wcale nie jestem tutaj niepoprawną optymistką, tylko gruntowną realistką - zaśmiała się jeszcze - Wyjdę z nią pewnie jeszcze jeden, może dwa razy, a potem dam spokój. Przecież ma Sfinksa, nie można jej zaprzątać głowy błahymi romansidłami, co nie? - skończyła z pewną ironią w głosie, mając nadzieję, że jej przyjaciółka doskonale zrozumie ukryty w tym wszystkim przekaz.
Gdyby Topka wypowiedziała myśl o teatralnej diwie na głos, z pewnością bezlitośnie połechtałaby ego swojej starszej towarzyszki. Przecież to tak pięknie brzmi. Zwłaszcza w połączeniu z burgundową suknią, elegancką sofą i dywanem ze skóry niedźwiedzia. Ach, drodzy państwo! Bogactwo samo w sobie, dokładnie takie, o jakim Avalon nieraz już marzyła. Czasami oczywiście przychodziły jej do głowy o wiele mniej nierealistyczne sny, jak na przykład te o spędzeniu kilku godzin sam na sam z jakąś fajną używką. A skoro już o nich mowa - blondynka przewróciła bez przekonania oczyma. Chciała powiedzieć, że zbyt jest młoda na osiąganie spokoju ducha w tradycyjne sposoby, ale coś kazało jej się powstrzymać.
- Och, skąd ja to wiedziałam! - mruknęła jakby żałośnie, a potem trochę zmodyfikowała swoją pozycję, aby móc wyciągnąć lewą rękę i wskazujący palec w stronę szafy, stojącej praktycznie przy samych drzwiach prowadzących na korytarz - Tam sobie znajdziesz w wolnej chwili jakieś ciuchy na noc, dla ciebie zrobię wyjątek i pozwolę wybrać którykolwiek ci się spodoba. Nie wymkniesz się. Zwłaszcza że... No dobra, nie będę ci wciskała kitu. Jeszcze z nikim nie rozmawiałam, ale potem porozmawiam, nikt a nikt nie zrobi ci jakiegokolwiek problemu. A gdyby zrobił, to daj znać. Sama wiesz, że mi się nie odmawia, prawda? - jakaż ona była dzisiaj gadatliwa! Kto wie, może to jakiś uboczny efekt niebieskiego Hogsa, którego wcześniej zdążyła spalić, a może po prostu radość z obecności przyjaciółki w jej mieszkaniu. Jedno i drugie jest o tyle dziwne, że a) Hogsy nigdy nie wywierały na niej minimalnego nawet wpływu, a b) wszystkie jej przyjaźnie trwały dosyć krótko, a co za tym idzie żadna nie niosła ze sobą jakiejś ogromnej satysfakcji. Wyjątek potwierdzający regułę? Być może.
Dziewczyna spojrzała na stojący nieopodal magiczny zegar, który na szczęście akurat pokazywał właściwą godzinę - kiedy pokazywał zmyśloną, zmieniał mu się kolor tarczy, a w danej chwili zachwycał pięknym, białym tłem dla cyfr i wskazówek - i stwierdziła, że może spróbować zrobić z siebie osobę o jeszcze większej liczbie talentów, niż jej dotychczas przypisywano. Nie skomentowała dziwacznej sympatii do podłogi, jaką Blythe zaczęła wykazywać, zamiast tego zaczynając półgłosem odliczać od dziesięciu. Tania sztuczka, tańsza nawet od przysłowiowego barszczu, ale fajnie jest czasem trafić. Wyobraźcie sobie więc, drodzy czytelnicy, że moment po wypowiedzianym przez nią "jeden iiiii...", rozległo się pukanie do drzwi. Perlisty śmiech wypełnił mieszkanie, a Avalon poszła otworzyć swojemu półkrwistemu przyjacielowi, z którym wcześniej umówiła się, że będzie zamówione pizze przynosił o konkretnych godzinach. I to wcale nie tak, że Ava go tak mocno omamiła, oj nie! Po pierwsze, ów przyjaciel pracował w jednej bardzo dobrej, mugolskiej pizzerii, więc tak czy inaczej był to element jego pracy. Po drugie wszyscy wiedzieli, że jego fetyszem jest punktualność, zwłaszcza wtedy, kiedy umawiał się z kimś na nietypową godzinę, dajmy na to 14:37. Słowem - wszyscy zadowoleni. Jedynym mankamentem całej transakcji było to, że biedny chłopak nie dostał zapłaty, a jedynie błogie zapewnienie, że Cufferborough kiedyś spłaci wszystkie swoje długi. I tak, jak to z wilami bywało, uszło jej to na sucho. Odprawiła więc kumpla z kwitkiem, za moment wracając do sypialni z dwoma sporawymi pudełkami. Na pierwszy ogień zestaw podstawowy, sos, ser, szynka. Jedna na głowę.
- Trzymaj i wskakuj na łóżko, jak nakruszysz to potem wytrzepiemy narzutę i po problemie - zakomenderowała, zabierając się za swój przydział z tym jednym drobnym szczegółem, że pilnowała, aby jeść nad pudełkiem, bo jednak lepiej było nie dowalać sobie na siłę roboty. Poza tym, siedziała sobie po turecku po tej stronie łóżka, która poduszek nie miała - zostawiając ów luksus gościowi, trochę z uprzejmości, a trochę z czystego lizusostwa.
Powrót do góry Go down


Utopia Blythe
Utopia Blythe

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : najmłodsza Blythe, klon Psyche
Galeony : 1231
  Liczba postów : 1084
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8678-utopia-blythe
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8682-utopia
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8681-utopia-blythe
#7 QzgSDG8




Gracz




#7 Empty


Pisanie#7 Empty Re: #7  #7 EmptyWto Lut 24 2015, 20:51;

W tym wypadku można nawet śmiało rzec, że nieszczęścia wręcz chodzą parami. Nic więc dziwnego, że Utopia z taką łatwością przyjęła zaproszenie na wagary ze strony Avy – bo pół roku to całkiem szybko, patrząc na to, że Blythe ostatnio nabawiła się sklerozy lub po prostu coś ją rozpraszało w podejmowaniu szybkich decyzji. Jeśli zmuszano ją do tego, zazwyczaj były zbyt pochopne, a potem tylko gryzło ją sumienie, podsycane przez jej starsze rodzeństwo, które obrało sobie za punkt honoru dręczenie biednej Utopii. Być może chcieli ją po prostu sprowadzić na właściwą drogę, ale z raczej miernym skutkiem, zważywszy na to, że poddała się kuszącemu tygodniowi wagarów, z pizzą i fajerwerkami w tle. Po tym czasie zapewne będzie miała serdecznie dosyć tego rodzaju posiłków, ale kto jej teraz bronił?
W przeciwieństwie do Cufferborough, Blythe nie miała tak łatwo z nauczycielami. Choć z boku mogło się wydawać, że brat w szeregach kadry pedagogicznej sprawi, że jej droga do kolejnych szczebli nauki nie będzie wyboista, profesorowie upierali się jednak, że powinna dawać innym przykład. Ale, na Merlina, nie była prefektem – tę działkę zyskała Psychosis. Dlaczego więc Utopia miała stać się wzorem dla młodszych uczniów? Gdyby się nad tym głębiej zastanowić, pewnie po prostu chodziło o to, że skoro wybryki niekiedy uchodziły jej płazem, to i pozostali będą tego oczekiwali. Ostatnimi czasy w pokoju nauczycielskim musiała jednak zaistnieć jakaś zmowa, bo kilka szlabanów na karku nie było czymś, co zadowalało młodszą Gryfonkę.
Jeśli Szkotka miała zamiar wstawiać się za Blythe’ówną, tym lepiej. Szatynce brakowało tego uroku, jakim były obdarzone wile, a co za tym idzie – miała mniejsze możliwości na przetrwanie, za to ogromne szanse na: utratę kolejnych punktów, szlaban, siadającego na psychikę Archibalda i prawiącą jej morały Echo. Chyba powinna częściej słuchać Lyons, bo przecież ta nie chciała dla niej źle. Wręcz przeciwnie – martwiła się o Utopię, a na dodatek doskonale znała Avalon, więc wiedziała, czym to wszystko mogło skutkować. Kolejnymi kłopotami na niekończącej się liście, do której Utopia nie miała już cierpliwości.
Oj tak, tej cechy z całą pewnością nie posiadała i dlatego, jeśli usłyszałaby od starszej koleżanki: „nie twój interes”, wnikałaby tylko bardziej, by zaspokoić swój głód wiedzy. Nie otrzymawszy odpowiedzi, pewnie by się tylko naburmuszyła, ale i tak czy siak raczej prędko by jej przeszło. Na szczęście Avalon postanowiła być jednak – jak na siebie – całkiem wylewna i opowiedzieć co nieco Blythe.
- Sfinks to wcale nie sztywniaki – stwierdziła obruszona. – Ale nie za bardzo kojarzę tę Brooklyn, więc nie może być w moje grupie.
Zastanawiała się jeszcze przez chwilę, marszcząc przy tym czoło, ale ostatecznie nie przypomniała sobie twarzy tej dziewczyny. Może to i lepiej. Jeszcze by jej było szkoda kolejnej „ofiary” Avalon.
- A przed zakładem była chociaż świadoma, że ma do czynienia z wilą? – Zapytała zaciekawiona, choć w jakimś stopniu spodziewała się odpowiedzi przeczącej. Cufferborough mogła ją jednak zaskoczyć, ale to odebrałaby z niemałym zdziwieniem. W końcu przejawiała fascynację biżuterią tak ogromną, jak i sama Utopia. Nie bez powodu przecież Blythe’ówna wypróbowała wszystkie pierścionki, które otrzymała od starszej Gryfonki.
Cała Avalon.
Utopia uśmiechnęła się pod nosem, słysząc jej ostatnie słowa. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co jej przyjaciółka miała na myśli, choć musiała sobie dodać w głowie, że romanse wcale nie przeszkadzały w Sfinksie. No może trochę, ale ona sama ostatnimi czasy przestała zważać na to wszystko, skoro plasowała się na samym dole rankingu Austri. Z Cichym nie było lepiej – nawet nie była pewna, czy podszedł do ostatniego zadania, zbyt zaaferowany kłótnią z bratem i błahymi problemami Gryfonki.
Spokój ducha może i był kwestią nieosiągalną dla studentów Hogwartu, ale Blythe’ówna naczytała się tylu ksiąg o medytacjach i magicznych obrzędach, że zdawało jej się, że mimo wszystko mogłoby jej się to udać. Nieistotne, że problem sprawiało jej nawet zwykłe przywołanie żywiołaka, który ostatnim razem wywołał istne kongo na lekcjach z Magyar. Może lepiej nie uświadamiać w tym tej biednej dziewuchy, bo jeszcze zamknie się w sobie przez niepowodzenia związane z jej ukochaną dziedziną. Pech nadal jej nie opuszczał, a póki nie spaliły z Psycho tej niedorzecznej, malinowej kredki, najwyraźniej nie miał dać jej spokoju.
- Dzięki – mruknęła, podążając wzrokiem w kierunku szafy. Skinęła jeszcze głową, przyjmując z ulgą, że to Avalon zajmie się jej ewentualnymi kłopotami. Logiczniej byłoby przyjąć konsekwencje na samą siebie, ale z drugiej strony miała już tyle rozmów na temat swojego aktualnego zachowania, że aż kręciło się jej w głowie na samą myśl. Najwyraźniej Salem ją stoczyło, bo wcześniej trzymała się bardziej na uboczu, nie wychylając nosa spoza książek niczym rasowy, stereotypowy Krukon.
- Myślisz, że Archibald da mi popalić za te wagary? Znaczy on cię chyba lubi i może przymknąłby na to oko, ale ostatnimi czasy chyba coraz mniej mu się podoba to, co robię.
Nie żeby musiało, bo w końcu był tylko (a może wręcz aż) jej starszym bratem. Między rodzeństwem zdarzały się sprzeczki i ogromna różnica zdań, a już zwłaszcza przy tak ogromnej różnicy wieku.
Zegar Avalon wydawał się naprawdę interesujący, tylko po co pokazywał złe godziny? Gdyby Utopia poznała jego dziwne zwyczaje, pewnie starałaby się rozwiązać tę zagadkę ze wszystkich swoich sił. Lepiej więc, jeśli pozostanie dla niej tylko wielobarwną atrakcją mieszkania przyjaciółki.
Gdy Szkotka skończyła odliczanie, Utopia również się roześmiała, nie wierząc jednak w ten zbieg okoliczności. To było zbyt podejrzane, choć nie śmiała wątpić w intuicję półwili. W końcu nie raz i nie dwa zdarzało się jej coś przewidzieć – jak choćby unikanie wyjazdu zimowego ze szkołą. Do szczęścia Avy można też zaliczyć to, że Blythe była dziś zbyt leniwa, by podnieść się z podłogi i zajrzeć ukradkiem, kto pukał do drzwi. Zbeształaby pewnie przyjaciółkę za brak zapłaty dla dostawcy pizzy i sama sięgnęłaby po swoje kieszonkowe. Chyba ostatnimi czasy cierpiała na nadmiar gotówki.
W końcu jednak szatynka została zmuszona do przeniesienia się na łóżko, ale wizja zapadnięcia się w miękkich poduszkach była naprawdę przyjemna. Tak samo jak możliwość napełnienia w końcu burczącego brzucha. Zaś zapach pizzy rozniósł się po pokoju, sprawiając, że młodsza dziewczyna poczuła się jeszcze głodniejsza niż przedtem.
- Dobre – stwierdziła, przeżuwając kawałek na tyle wolno, by delektować się smakiem. Miała już do czynienia z pizzą, ale dotychczas z taką marnej jakości. Była jednak świadoma tego, jak bardzo dodatki lubiły się zsuwać z ciasta i że – prędzej czy później – jej biała bluzka zyska pomarańczowe plamy od sosu pomidorowego. – Jak myślisz, pizza z czekoladą też by była zjadliwa?
Sama już nie wiedziała, dlaczego tak bardzo uczepiła się słodyczy. Chyba po prostu brakowało jej cukru. Albo wrażeń z Syberii, do których często wracała, mimo że na samym początku kojarzyła Rosję tylko z obrzydliwą słoniną w sosie borówkowym. Jej akurat na pizzy sobie nie wyobrażała.
Powrót do góry Go down


Avalon Cufferborough
Avalon Cufferborough

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : półwila
Galeony : 1140
  Liczba postów : 569
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10397-avalon-cufferborough
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10407-the-princess#286920
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10408-avalon-bee-cufferborough#286921
#7 QzgSDG8




Gracz




#7 Empty


Pisanie#7 Empty Re: #7  #7 EmptySro Lut 25 2015, 18:17;

Avalon całkiem przyzwoicie radziła sobie bez rodzeństwa, chociaż nie raz już zdarzyło jej się myśleć, jak by to było, gdyby miała starszą lub młodszą siostrę. Brata nie rozpatrywała, bo jej ukochany Prince - obecny, swoją drogą, na szafce zaraz obok kapryśnego zegara - doskonale się w tej roli sprawdzał, nawet jeśli zmarł dobrych kilka lat temu. Zastanawiała się więc, czy żyłyby z siostrą w zgodzie, czy może jednak w wiecznej wojnie, czy rodzicom udałoby się z niej zrobić bezmyślną marionetkę, czy dzieliłyby się ciuchami, czy ona też byłaby półwilą, czy pomagałyby sobie wyrywać facetów, czy raczej walczyłyby o nich jak najzagorzalsze na świecie przeciwniczki, a czy gdyby jednak ta hipotetyczna siostra byłaby półwilą, to czy jej urok działałby też na samą Avę. Oczywiście do tej ostatniej myśli nigdy się nikomu nie przyznała, nawet samej sobie, ale nie da się zaprzeczyć jej istnienia. Z reguły przeważały jednak wyobrażania pozytywne, takie przy których to Pszczoła jest tą starszą i chroni tą młodszą od okrutnego wpływu rodziców. Problem zawsze polegał na wspominaniu matki z ojcem, bo w końcu byli oni ogromnymi antagonistami w życiu Cufferborough, toteż każde planowanie życia z bezbronną siostrzyczką prędko kończyło się spaleniem jednej lub dwóch Skał, tylko po to, aby nie wpaść w gniew harpii wywołany tak błahymi sprawami jak przypominanie sobie pewnych gorszych sytuacji z dzieciństwa. A czasami nawet to nie wystarczało. Stąd wielki dywan na ścianie i zaskakująco mało ruchliwe podobizny Czochrających Puszka, nie wspominając już o innych kapelach - wszystko to pozawieszane w zarówno bardziej konwencjonalne, ale też zupełnie niecodzienne sposoby. Wbrew pozorom, Avy często traciła kontrolę i demolowała okolicę. A nie wszystko dało się naprawić zaklęciami.
Na pytanie "dlaczego Utopia miała stać się wzorem dla młodszych uczniów?" było kilka odpowiedzi, ale tylko jedna w miarę wiarygodna, mianowicie: bo nosiła takie, a nie inne nazwisko. Siostra prefekt, brat wychowawca najbardziej prestiżowego domu w Hogwarcie, jak tu nie ulec pewnego rodzaju klątwie? Zwłaszcza w przypadku bycia najmłodszą latoroślą? Można zgadywać, że każdy w miarę obeznany w realiach szkoły uczeń, który zapoznaje się z Utopią, myśli sobie "o, nazywa się tak samo jak sor od zaklęć", nawet niekoniecznie przypisując im pokrewieństwo. To koncept znany w Europie od zarania dziejów. O ludziach bardzo często decydowały ich nazwiska i nie da się na to dużo poradzić. Sama Avalon bardzo chętnie obdarzyłaby własne ewentualne dziecko nazwiskiem innym niż Cufferborough, bo pomimo jego wspaniałej dźwięczności i esencjalnej szkockości, źle się kojarzyło. Naczelny czy nie, jej ojciec był beznadziejnym uzdrowicielem. Pomijając już resztę rodziny, która też nie odznaczała się niczym pozytywnym. Ale jeśli wszystko dobrze pójdzie, to albo nie będzie musiała potomkowi nadawać tego miana, albo zdąży zrobić coś na tyle wielkiego, że o Glennie i Kirstin nikt nie będzie już pamiętał.
- Ech, przecież doskonale wiesz co miałam na myśli - mruknęła blondynka, w odpowiedzi na obruszenie przyjaciółki - Ty jesteś nasza, więc to oczywiste, że nie jesteś sztywniakiem. Za to te wszystkie złote dzieciaki przyjeżdżają z takich miejsc, gdzie rzadko kiedy spotyka się kogokolwiek normalnego. A tu proszę, niespodzianka. No i racja, pewnie nie jest w twojej grupie, chociaż ja tam się jej nigdy o to nie pytałam. Niespecjalnie mnie kręci cały ten Sfinks - chwila przerwy, bo widać było, że Utopka mocno nad czymś rozmyśla - Niby co ma do rzeczy fakt, że jestem wilą? Bez tego chyba widziała, że się nie oprze, nie sądzisz? Zdziwiłam się, że w ogóle na to poszła, trochę żartowałam z tym zakładem, ale... jedna bransoletka do przodu. No i dobrze całuje, właściwie same pozytywy - podsumowała, uśmiechając się. Porzuciła ostatecznie ten temat, nie zahaczając też więcej o spokój ducha, a zatrzymując się dopiero na kwestii Archibalda. Machnęła na to ręką, dosłownie i w przenośni, dając siostrze delikwenta wyraźnie do zrozumienia, że sama się nim wcale nie przejmuje, a ona powinna przyjąć identyczne wręcz nastawienie. Po Utopii rażąco widać było, że zasada "wilom się nie odmawia" potrzebowała jeszcze czasu na usadowienie się w jej światopoglądzie, ale czasami zjawiały się też oznaki na to, że ów proces odbywał się bez zakłóceń. Pytanie tylko, czy Arch zdążył to sobie przyswoić, bo na nim tak na dobrą sprawę Avalon nie używała własnych genów w jakimś znaczącym stopniu. Akurat jego uznawała za tego profesora, z którym da się siłą rzeczy porozmawiać na normalnych warunkach, a nie takich, gdzie jedno musi manipulować drugim, żeby drugie nie karało pierwszego. Nie żeby był z niego ugodowy człowiek - raczej typ osobowości, która z reguły miała zdolność do patrzenia na sytuację oczyma drugiej osoby. I znów, same pozytywy.
Niemniej, dość już o szkole, bo nie w tym celu nasze dziewczęta się spotkały. W momencie, kiedy Blythe analizowała niczym jakiś fanatyczny profesor wszelkie aspekty pierwszego kęsa, Cufferborough brała bodajże szósty. Nie przywykła do zabaw z jedzeniem ani do snucia na jego temat głębszych rozmyślań. Dobre to dobre, jak wspaniałe to wspaniałe, przy dobrych wiatrach padnie jedno, pozytywne słowo i tyle. Dwudziestolatka kiwnęła głową, na potwierdzenie opinii swojej towarzyszki, a potem z umiarkowanym uśmiechem spojrzała na nią jak na wariatkę. Rzeczywiście musiało jej brakować cukru.
- Zjadliwa może i tak, ale twój mózg prędko zacząłby wariować przez drastyczną różnicę w smakach - stwierdziła, wymyślając reakcję na czekoladę w pizzy na poczekaniu - Nic się nie martw, wypatrzyłam takie kombinacje, które ci nie zaszkodzą. Chociaż, w pełnej szczerości, nazwy niektórych składników widziałam po raz pierwszy w życiu. No, jakoś to będzie. A, w ogóle - urwała, robiąc sobie niezbędną przerwę na dokończenie trzymanego przez siebie kawałka - Sprytnie przemilczałaś swoje Walentynki, no już, opowiadaj jak to było! - kolejny rozkaz rodem z wojska, wydany chwilę po tym, jak przygotowana zębami pizzopapka ruszyła w podróż po przełyku Gryfonki. Jeśli Utopka myślała, że uniknie tej opowieści, to bardzo - oj bardzo! - się myliła.
Powrót do góry Go down


Utopia Blythe
Utopia Blythe

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : najmłodsza Blythe, klon Psyche
Galeony : 1231
  Liczba postów : 1084
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8678-utopia-blythe
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8682-utopia
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8681-utopia-blythe
#7 QzgSDG8




Gracz




#7 Empty


Pisanie#7 Empty Re: #7  #7 EmptyCzw Lut 26 2015, 19:06;

Wydawać by się mogło, że Avalon była szczęśliwa, nie posiadając rodzeństwa. Nie musiała się z nikim niczym dzielić, nikt nie donosił na nią do rodziców… A jednak Utopia wcale jej nie zazdrościła, ponieważ nie wyobrażała sobie życia bez Archibalda i Psychosis. Choć byli starsi i często jej dokuczali na swoje własne, niezwykle elokwentne sposoby, była z nimi naprawdę zżyta. Zazwyczaj siostry w podobnym wieku sobie dogryzają, a Blythe’ówny całkiem temu przeczyły, doskonale się dogadując. Kto inny wróżyłby Gryfonce z kredek rychłą śmierć przez wybranie koloru malinowego? I komu by podkradały kapelusze, jeśli nie byłoby Archa? Na te pytania wolała nie znać odpowiedzi, wręcz o nich nie myśleć, bo wszystko, co wpadłoby jej do głowy jako alternatywa, tylko by ją potwornie zasmuciło. W gniew wpadała bardzo rzadko, prawie wcale. To Psyche przejęła rolę tej, która wszystko niszczyła albo wyzywała brata od bezmózgich trolli tylko dlatego, że powiedział coś inaczej, niżby tego oczekiwała. Może więc lepiej dla niej, że nie wiedziała, dlaczego Avalon powiesiła na ścianie dywan. Choć ta forma ozdoby również zaczęła jej się kojarzyć z Syberią. Te ferie z pewnością długo nie opuszczą jej głowy, pozostawiając traumę. I słoninę w sosie borówkowym jako nowego bogina, zaraz po widmie matki jako Inferius i Psyche w pelerynie z martwych kotów.
- Ale z tymi „normalnymi” to prawda. Do Salem chodzą same świrusy – stwierdziła. Gdyby się nad tym głębiej zastanowić, ona sama też tam doskonale pasowała. Z pewnością nie miała zdrowych zmysłów, skoro co rusz wplątywała się w zakazane rytuały i rozmowy z duchami. Mówiąc o świrusach, nie miała oczywiście niczego złego na myśli. To bardziej w formie pozytywnej dogryzki, bo przecież to właśnie z USA przyjechało dużo osób. Stavefjord i tak biło ich o głowę, ale to akurat mało istotne. – Właściwie… może masz rację – mruknęła, wzruszając ramionami. I tak uważała, że ten zakład był niesprawiedliwy, bo zwycięstwo Avalon łatwo można przewidzieć, ale lepiej jej tego nie mówić. Zwłaszcza, że zdecydowała się ugościć Blythe’ównę przez tydzień, a na dodatek zorganizowała pizzę.
A nią należało się delektować. Włosi twierdzą, że jedzenie to największy dar człowieka i należy go bardzo doceniać. Poza tym wchłaniając ciasto z prędkością lotu Błyskawicy, z pewnością nie wyczułaby wszystkich walorów smakowych. To sprawiało, że jednak patrzyła na świat w inny sposób. Czasem lubiła po prostu zamknąć oczy i odczuwać wszystko przez dźwięki, zapachy, dotyk. Tak, jakby wzrok w ogóle nie istniał i przez to mogła skupić się na pozostałych zmysłach, które były doceniane dopiero w wyniku ciemności.
Chłodny powiew wiatru, zapach bryzy i woda chłodząca jej dłonie zanurzone na brzegu. To naprawdę piękne wspomnienie, jedno z pierwszych wiążących się z jej pobytem w Salem. Tęskniła za Ameryką Północną, choć ta nie mogła zastąpić jej domu, Hogwartu. Choć początku miała ogromne wyrzuty w stronę Archibalda, teraz mogła mu tylko dziękować, że wysłał tam ją i Psyche. Nie żałowała jednak powrotu, bo pomimo odnalezienia się w nowym środowisku, tęskniła za swoimi przyjaciółmi.
- Jakby już nie wariował – zauważyła. Dopiero teraz sobie uświadomiła, że choć chciała delektować się pizzą, tak bardzo jej posmakowała, że już ją niemal kończyła. Czuła się tak zapchana, że nie miała siły nawet się poruszać rękami, a co dopiero na przykład wstać i gdzieś wyjść. Rosyjska głodówka zdecydowanie została zażegnana.
Na wzmiankę o Walentynkach, zaczerwieniła się jak godło Gryffindoru, a Ava z pewnością to zauważyła, przez co Utopii zrobiło się jeszcze bardziej głupio.
- Ja… No… Eee… Nauczyciele zrobili jakieś ognisko, ale nie poszłam. Trochę się zagapiłam i nie zauważyłam, że są Walentynki – bąkała, wpatrując się w pierścionki na swoich palcach, jakby one jedyne istniały na tym świecie. Pomijając Billie, która i tak czy siak wyciągnęłaby z niej wszystko siłą, nawet jeśli miałaby użyć jakiejś klątwy albo Veritaserum, jeszcze nikomu nie opowiadała o swoim Święcie Zakochanych. Szczegóły wolała zachować dla siebie, twierdząc, że wspomnienia są najpiękniejsze tylko wtedy, kiedy pozostają nienaruszone. Ciągłe paplanie o wszystkim na prawo i lewo tylko by wszystko zniszczyło. – Byłam na cmentarzu – dodała, trochę się śmiejąc z tej absurdalności. Kto normalny chodził na groby w lutym? – Ocieplanie stosunków z trupami, takie tam… Sama rozumiesz.
Powrót do góry Go down


Avalon Cufferborough
Avalon Cufferborough

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : półwila
Galeony : 1140
  Liczba postów : 569
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10397-avalon-cufferborough
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10407-the-princess#286920
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10408-avalon-bee-cufferborough#286921
#7 QzgSDG8




Gracz




#7 Empty


Pisanie#7 Empty Re: #7  #7 EmptyCzw Lut 26 2015, 21:35;

Wychodzi więc na to, że wszystko jest ostatecznie kwestią w połowie własnych preferencji, w połowie rodzinnego przywiązania. Gdyby Avalon całe swoje życie postawiła pod znakiem typu "chcę mieć siostrę!", to pewnie skończyłaby z tym brzdącem tak samo, jak skończyły Utopia i Psychosis. Wyjście - siłą rzeczy - najlepsze z możliwych, aczkolwiek cały czas pozostające jedynie kwestią domysłów, marzeń, gdybań. Ale kto wie, może to i lepiej. Bo przecież nigdy nie wiadomo, czy ów dywan nie miałby wśród swoich towarzyszy jakichś rodaków, gdyby mieszkała razem z siostrą. Dwie zdolne do przemiany w harpie panny? Ślicznie dziękujemy, ale nie trzeba tu takich sensacji! A swoją drogą, skoro już i tak uparcie trzymamy się tematu wilowego gniewu, to należałoby wspomnieć, że najmłodsza Blythe działała na Cufferborough lepiej niż najsilniejsza Skała Pevenseya. Coś było takiego w tej dziewczynie, co sprawiało, że Szkotka włączała u siebie nastawienie na spokój za wszelką cenę, byleby tylko nigdy nie pokazać się jej ze złej strony. Jedni nazwaliby to platoniczną miłością, inni lizusostwem, jeszcze inni najzwyklejszą w świecie przyjacielską troską. Czym to jest tak naprawdę? Cóż, nie byłabym sobą, gdybym rozwikłała taką zagadkę bez pozostawiania wszystkich w niepewności, więc tradycyjnie pominę odpowiedź na powyższe pytanie i przejdę do spraw błahych, rzec można - nieistotnych. Pszczoła uniosła brwi razem z jedną dłoni, pokazując tym samym idealne, niewerbalne "sama widzisz, wiedziałam że mam rację". Kto jak kto, ale jeśli przychodziło do przekazywania ludziom długich jak lista kłopotów Utopki komunikatów, Ava była niekwestionowaną mistrzynią. Mimikę wyćwiczyła sobie dawno, dawno temu, kiedy przed lustrem ćwiczyła przeróżne miny, którymi chciała rodziców przekonywać do swoich własnych racji. A gestykulacja? To już chyba kwestia predyspozycji genetycznych, które bardziej uparci ludzie pociągnęliby aż do pokrewieństwa rodu Cufferborough z rodem Ferrara na ten przykład. Każda włoska rodzina idealnie pasowałaby zresztą do schematu, więc nie ma co się dziwić. I nie jest to wcale taka głupia teoria, bo przecież kto byłby tak ślepo przekonany do wspaniałości pizzy, jeśli nie dziewczyna z włoskimi korzeniami? Blondynka znów bezsłownie pokazała oczywistość stwierdzonego przez Utopię faktu - przecież racja Avalon była czymś tak pospolitym, jak zmęczenie szkołą u młodych ludzi - i pominęła w selekcji myśli wartych wypowiedzenia tę, która całkowicie zapewniała ją o nieprzekonaniu Blythe'ówny. Ale to prawda, zakład był niesprawiedliwy i obie Gryfonki były tego teraz świadome. Z tym że jednej zupełnie to nie przeszkadzało, a druga nie mówiła o tym głównie dlatego, że zdążyła się do Avy już wystarczająco przyzwyczaić.
Pizza znikała o wiele szybciej, niż powinna. Dwudziestolatka była tego świadoma, ale nie potrafiła się specjalnie przejąć istotą owego faktu. W przeciwieństwie do Utopii, ona nie miała zdolności do zatrzymania się na dłużej w miejscu, a już na pewno nie z zamkniętymi oczyma. Definiowała ją niestabilność, z czego wynikała potrzeba pędzenia naprzód. Może to dlatego nigdy nie potrafiła z nikim zejść się na dłużej, a obrzucenie Sullivana wzrokiem podczas ich pierwszego spotkania na dłużej niż trzy sekundy było dla niej absolutnym rekordem. Może ta niestabilność była w znakomitej większości wywołana naturą wili, a może stała się wpisanym w psychikę dziewczyny kaprysem. Ciężko to wszystko stwierdzić, ale wniosek pozostawał jeden, mianowicie nie dało się młodej Cufferborough zatrzymać podczas jej pędu przez życie. Racja, uwielbiała drobne chwile, którymi mogła się cieszyć przez dłuższy czas, ale wszystko zawsze lepiej wygląda we wspomnieniach. Taka była filozofia Avalon - panta rhei. Brnijmy więc naprzód, bowiem przyszłość zawsze kryje wspaniałe niespodzianki.
- Och, no tak, nie zauważyłaś - stwierdziła z charakterystycznym dla siebie, prześmiewczym niedowierzaniem - Jeeeeeju, Syberia musiała być mega zajmująca, skoro błąkałaś się po cmentarzach, no ale nie wnikam. To co? Wolisz... - chwila przerwy na wymyślenie jakiegoś w miarę sprawiedliwego wyboru - Zwiedzanie Londynu pod wieczór, eksplorowanie wspaniałego świata narkotyków, do którego nigdy więcej nie pozwolę ci z dobroci serca wrócić, obgadywanie jakichś gwiazdeczek z Hogwartu czy może... hm, hm, hm... o, może chcesz się upić i pośpiewać po pijaku? Nie martw się, dopilnuję żebyś źle nie skończyła, cokolwiek wybierzesz, zwłaszcza jeśli będziemy siedzieć w mieszkaniu, bo co się dzieje w siódemce, zostaje w siódemce, dobrze to sobie zapamiętaj - skończyła żartobliwie, na chwilę nawet nie porzucając pozytywnego, swawolnego tonu. Osobiście preferowała - rzecz jasna - pokazanie Utopce tego, co potrafi oprylak i jego przyjaciele, ale nie mogła przecież zmuszać swojej przyjaciółki do wybrania tego, czego sama chciała. Dając jej czas na namysł, kończyła sobie bez pośpiechu ostatnie dwa kawałki pizzy, którą całe szczęście utrzymała w obrębie pudełka na tyle długo, żeby na pościel dostały się dwa, może trzy okruchy. O plamach na koszulce oczywiście nie było nawet mowy, bo przecież Cufferborough za bardzo dbała o ciuchy, żeby być bezmyślną dziewuchą dopuszczającą sos pomidorowy w ich pobliże. Czarodziejka czy nie, zamiast rozwiązywania problemów wolała ich w ogóle nie dopuszczać do istnienia. Nie da się jednak zaprzeczyć, że z problemami było czasem ciekawiej. Stąd chyba jej miłość do oprylaka - nic tak nie pomagało w podejmowaniu pochopnych, często złych decyzji. Pozostawało tylko uświadomić Topkę, że jej też się to spodoba.
Powrót do góry Go down


Utopia Blythe
Utopia Blythe

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : najmłodsza Blythe, klon Psyche
Galeony : 1231
  Liczba postów : 1084
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8678-utopia-blythe
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8682-utopia
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8681-utopia-blythe
#7 QzgSDG8




Gracz




#7 Empty


Pisanie#7 Empty Re: #7  #7 EmptyPią Lut 27 2015, 17:15;

Gdybać nad zamiarami i przyczynami zachowania Avalon można i godzinami, ale pozostanie w nieświadomości było tutaj najlepszym rozwiązaniem. Tajemnica sama w sobie nie tylko budowała napięcie i wywoływała spory, ale stawała się też powodem do trwania przy kimś, choćby z czystej ciekawości i nadziei, na rozwikłanie zagadki. Trochę egoistyczne myślenie, ale – niestety – prawdziwe i powoli zaczynało również dotyczyć Utopii. Im więcej osób uświadamiało ją, że na świat nie powinno się patrzeć przez pryzmat zaufania, a już zwłaszcza przez różowe okulary, tym pewniejsza była w tym, że do niektórych spraw powinna podchodzić z większą rezerwą. A co za tym idzie – nie skupiała się wyłącznie na potrzebach innych i nie biegała za nimi, ale zaczęła zwracać większą uwagę na samą siebie i na to, czego pragnie od życia. I była tym również nuta tajemnicy, która sprawiałaby, że intrygowałaby innych. O ile nie interesowało ją zdanie osób, z którymi nie miała bliżej do czynienia, tak wiele znaczyli dla niej przyjaciele, którzy ostatnimi czasy traktowali ją po prostu jak paplę, z której wszystko można wyciągnąć. Tak ją to irytowało, że po prostu musiała z tym skończyć. Może to i lepiej, że nie poinformowała nikogo, dokąd się udaje? Właściwie to mogła wspomnieć tylko Cichemu, żeby się o nią nie martwił, bo przecież taka łajza mogła zrobić sobie krzywdę nawet teraz, siedząc na łóżku, ale… Zupełnie o tym zapomniała!
Powinna za to zapamiętać, żeby nigdy nie kwestionować racji Cufferborough, bo z nich dwóch to Blythe była tą bardziej nieogarniętą, gubiącą się we własnych myślach i spostrzeżeniach. Niekiedy musiała poświęcić wiele czasu, żeby do czegoś dojść, choć jeszcze przed pobytem w Salem szło jej to o wiele łatwiej, bez większego wysiłku. Stoczyła się zupełnie, ukazując tym samym, że większa z niej Puchonka, niźli przedstawiciel Gryffindoru. Bezmyślność znowuż temu przeczyła, posyłając ją pod skrzydła czerwonych. Najwyraźniej była mieszanką wybuchową, pozwalającą na dobranie się w parę impulsywności i spokojowi. Nie wiadomo jednak, kiedy które przejmie dominację.
Patrząc na pizzę, to drugie zostało chyba zastąpione pierwszym, bo choć miała cieszyć się powoli posiłkiem, praktycznie już go skończyła. I mimo że nie miała ochoty na więcej, nadal po głowie chodziła jej czekolada. Zdecydowanie powinny odwiedzić jakąś cukiernię, jeśli w ogóle miały zamiar gdziekolwiek wychodzić. Inaczej Utopia sama zamieni się w harpię. Lub zombie, które będzie bezmyślnie przeszukiwało wszystkie szafki, powtarzając przedłużone „cukieeeeeer”.
- Naprawdę nie zauważyłam – obruszyła się, nie dziwiąc jednak, że blondynka jej nie uwierzyła. Przecież wszyscy rozprawiali o Walentynkach już na dwa tygodnie przed nimi. Najwyraźniej musiała niezbyt ich słuchać, skoro te informacje do niej nie dotarły. Albo po prostu wyrzuciła je gdzieś na tyły swojej podświadomości, zbyt zachwycona możliwością zwiedzania miejsc, w których magia kipiała niczym gejzery i płatała psikusy większe niż nieumiejętni pierwszacy podczas uczt w Wielkiej Sali. – Ale była zajmująca. I to tak serio – dodała jeszcze z szerokim uśmiechem, będąc jednak wdzięczną, że Avalon wcale nie zamierzała w nic wnikać. Po niej spodziewałaby się czegoś zupełnie innego, chociaż… Ona nie była Charlotte lub Billie, by nękać ją wręcz po nocach, dopóki nie wyjawi wszystkich szczegółów swoich schadzek. Cufferborough miała ważniejsze sprawy na głowie, choć sam fakt zwiedzania katakumb na Syberii w towarzystwie Quietusa był dla Utopii istotny. Skąd jednak jej przyjaciółka mogła o tym wiedzieć?
Blythe zastanowiła się przez moment, choćby dlatego, żeby nie zdemotywować półwili swoją odpowiedzią. Oczywistym był przecież jej wybór.
- Londyn – powiedziała po chwili. – Chce mi się czekolady, więc poszukajmy jakiegoś sklepu.
Chciała się też nieco przewietrzyć, obejrzeć stare, zapomniane ulice i przyjrzeć mugolom w ich naturalnym środowisku. Wbrew pozorom, poza Pokątną, dworcem King’s Cross i szpitalem nie miała zbytnio okazji przebywać w stolicy Anglii. Zazwyczaj kończyło się na pobycie w Hereford, w domu Archibalda, lub wyjazdach organizowanych przez szkołę. A dzięki pobytowi u przyjaciółki mogła trochę skorzystać i pokręcić się po okolicy, bez nadopiekuńczego rodzeństwa, dyszącego jej w kark podczas szkolnych zakupów.
Oprylak niezbyt ją kusił. Nie potrzebowała żadnych używek do szczęścia, choć nawet nie znała ich działania. Alkoholem by nie pogardziła, zwłaszcza po wizycie w Rosji, ale w towarzystwie Avalon… Pewnie po pijaku wcisnęłaby jej tego nieszczęsnego oprylaka, chełpiąc się potem swoim sukcesem. Albo znów Pszczoła wmawiałaby Utopii, że się całowały, choć to raczej powinna pamiętać. Prawda? A może nie? Eghr, nie zapomniałaby czegoś takiego, mimo wszystko nie cierpiała jeszcze na Alzheimera i choć zdarzało jej się coś przeoczyć, historyczna wiedza świadczyła o tym, że nie gubiła w odmętach swojej świadomości tak istotnych informacji.
Odłożyła pudełko po pizzy na podłogę, by okruchy przypadkiem nie wysypały się na łóżko i przeciągnęła się, znów opadając na poduszki. Właściwie to mogłaby się stąd nie ruszać, ale jak pizza już na dobre rozgości się w jej żołądku, pewnie odzyska energię i znów zapragnie wyjść na ulice miasta. Ale póki co mogła sobie jeszcze poleżeć. Byleby nie zasnęła, bo to byłoby prawdziwe zmarnowanie tego jakże cennego czasu, poświęconego na rozrywki pozaszkolne.
- To co? Idziemy potem na spacer? - Zapytała z nadzieją, że Ava się zgodzi.
Powrót do góry Go down


Avalon Cufferborough
Avalon Cufferborough

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : półwila
Galeony : 1140
  Liczba postów : 569
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10397-avalon-cufferborough
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10407-the-princess#286920
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10408-avalon-bee-cufferborough#286921
#7 QzgSDG8




Gracz




#7 Empty


Pisanie#7 Empty Re: #7  #7 EmptyPią Lut 27 2015, 23:11;

Nie ma, wbrew pozorom, lepszego wyjścia niż pozostawanie w niepewności, kiedy nachodzi człowieka ochota na lawirowanie pomiędzy zawiłościami dwudziestoletniego umysłu i nadzieja na rozpracowanie go, mimo że on sam siebie nigdy nie rozpracował. Wielu było odważnych, którzy podejmowali się tego typu wyzwania, ale liczba tych, co odnieśli sukces, nigdy nie przewyższała zera. Nie da się przecież zrozumieć czegoś, co wiecznie się zmienia, wbrew wszelkim zapewnieniom wszystkich doktorów Hogwartu, że jest inaczej. Rzecz jasna, przez "doktorów" mamy na myśli całą masę studenciaków, którzy uważają się za mistrzów psychologii i wiecznie (przy tym na siłę) próbują udowodnić Avalon, że nie jest z niej wcale taka wielka zagadka, co z kolei wiąże się niezaprzeczalnie z teorią o tajemnicach, której niebywale przez ostatnie lata hołduję. Bo człowieka ciągnie tam, gdzie jest nieznane. Jeśli czegoś nie wie, chce wiedzieć. Jeśli nie zna, chce znać. Jeśli nie rozumie, chce zrozumieć. I wbrew pozorom natręctwa, niezręczności oraz całej reszty, to wcale nic złego. Ludzkość byłaby pewnie dawno zaginionym gatunkiem, gdyby nie te cechy. Cufferborough poniekąd miała tego świadomość, także chyba tylko z tego powodu nie mordowała bez litości wszystkich tych pseudo-uczonych. Zamiast tego czarowała ich na tyle, by bezmyślnie słuchali jej poleceń i prawie bezboleśnie kazała im nigdy więcej się do niej nie zbliżać. Czy działało? W wielu przypadkach tak, wręcz wzorowo. W innych nie tak wspaniale, ale o nich szkoda gadać - uznajmy więc, że najzwyczajniej w świecie nigdy nie istniały.
Z Utopią był akurat ten problem, że sama figurowała w kartotece Avy jako pewnego rodzaju zagadka, a młoda półwila miała miejscami skłonność do zmieniania się przy niej w jednego z tych detektywów, których sama nienawidziła. Jeszcze gorsze było to, że rzadko udawało się odnaleźć to, czego się szukało. Czasem wręcz przeciwnie - niektóre motywacje Blythe'ówny były tak banalne, że chciałoby się o nich powiedzieć trywialne, schematyczne. Czy da się jednak podobnie nazwać to, co pchnęło małe gryfoniątko na syberyjski cmentarz akurat w dzień Walentynek? Pszczoła mogłaby godzinami zachodzić w głowę, co też strzeliło siedemnastolatce do łepetyny, ale jakoś prędko dała sobie spokój z rozpatrywaniem tego typu możliwości. Średnio chciało jej się rozgryzać psychikę drugiej osoby z pełnym brzuchem, zwłaszcza że do tego celu mogła wykorzystać jeden z wielu narkotyków, które miała pochowane po wszelkich zakamarkach swojego małego sanktuarium. Topka praktycznie siedziała na jednym z tych najmocniej przez Avę pilnowanych, ale przecież nie mogła mieć pojęcia o schowanym w poduszce Jadzie Bazyliszka, prawda? Blondynka uśmiechnęła się sama do siebie na tą myśl. Pewnie rzuciłaby na siebie Kedavrę, gdyby jakimś cudem doszło do tego, że ów jad wkradłby się w żyły Blythe podczas gdy Cufferborough spuściła z niej na moment wzrok. To zresztą ciekawe, bo nasza zakochana w używkach Gryfonka nigdy ze wspomnianym narkotykiem nie miała do czynienia. Trzymała go tam po pewnych zabawnych perypetiach z jednym narkomanem, ale nigdy nie odważyła się spróbować. Doskonale wiedziała, co potrafi pojedynczy zastrzyk, zaś o konsekwencjach sztucznej błogości nasłuchała się wystarczającej ilości legend, aby za każdym razem drżeć ze strachu przed spróbowaniem. Ale tak jak to już zostało ustalone - Utopia nie musiała o żadnej z tych kwestii wiedzieć.
- Wierzę na słowo. Nie przetrzymałabym w takim mrozie. To po prostu... jeju. Aż straszne. Matko! - wzdrygnęła się, jak gdyby samo roztrząsanie tematu rosyjskiego odludzia obniżyło temperaturę jej ciała o piętnaście stopni. Nic więc dziwnego, że ta dyskusja prędko została ukrócona, a Bee bardziej interesowała odpowiedź na zadane sobie pytanie. Wszystko, dosłownie wszystko poza wyjściem na miasto niosło ze sobą wspaniałe możliwości na inaugurację tygodnia wagarowiczek, a Utopia musiała akurat wyjście na miasto wybrać. Pomyślałby kto, że ta jedna, konkretna opcja została wymieniona wśród innych, o wiele lepszych, tylko z uprzejmości. Och Avalon, jaka Ty jesteś czasami niemądra!
- Brak cukru siada ci na mózg, co? - rzuciła uszczypliwie, choć też nie do końca. Czekolada nie była przecież niczym złym, a poza tym wzmagała u ludzi dobry humor, więc mogła być nawet dobrym dodatkiem do wagarów. Szkotka skopiowała manewr swojej przyjaciółki niedługo po niej, tym samym kładąc drugi już fundament pod wieżę kwadratowych pudełek, jaka miała przez nadchodzące dni powstać nieopodal łóżka gospodyni. Przeciągnęła się jeszcze, zupełnie jak jakaś rasowa kotka i rozłożyła na brzuchu tuż obok Utopii, porywając w objęcia jedną z wielu poduszek. Twarz zwróciła do swojej towarzyszki, chwilę potem dmuchając parę razy. Nie pomogło to oczywiście z niesfornymi włosami, które postanowiły wtedy działać jak zaczarowana kurtyna, ale dwudziestoletniej kocicy przestało się chcieć cokolwiek z tym robić. Westchnęła więc ciężko i spojrzała na dziewczynę tak, jak pozwoliły jej blond loki.
- Potem? Myślałam że chcesz wychodzić już teraz, no ale... - podniosła lewą rękę i dźgnęła Topkę palcem w bok niczym przyczajona od godziny żmija - widzę, że się rozleniwiłaś. Nie ma co, pochwalam. Możemy iść, ale na pewno nie skusisz się na oprylaka? Sama doskonale wiesz, że lepiej mieć kogoś, kto cię przypilnuje, niż palić z nieznajomymi, nie? - mówiła, mając sporą nadzieję, że udało jej się opanować sztukę perswazji bez używania przy tym genetycznej hipnozy. A wilom się przecież nie odmawia, czy czarują, czy nie czarują.
Powrót do góry Go down


Utopia Blythe
Utopia Blythe

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : najmłodsza Blythe, klon Psyche
Galeony : 1231
  Liczba postów : 1084
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8678-utopia-blythe
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8682-utopia
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8681-utopia-blythe
#7 QzgSDG8




Gracz




#7 Empty


Pisanie#7 Empty Re: #7  #7 EmptySob Lut 28 2015, 17:57;

- Może odrobinkę – przyznała po uwadze, że niedobór cukru siada jej na mózgownicę. Zdecydowanie tak było, ale – szczerze mówiąc – nie do końca chciała w to wierzyć. Przecież na co dzień nie potrzebowała aż tak wielkiej dawki czekolady, żeby przeżyć. Najwyraźniej stres ostatnimi wydarzeniami dał się jej we znaki na tyle mocno, że musiała zagryzać smutki słodyczami. Podobno były wręcz wybitne w pocieszaniu, a od momentu, kiedy profesor Forester poinformował ją o tym, że kałamarnica pożarła jej kota, Utopia prawie przez cały czas miała ogromnego pecha. Czyżby to był początek wielkiej katastrofy, w której miała odgrywać główną rolę? Aż się bała tego, co spotka ją podczas finału Złotego Sfinksa, który zbliżał się niechybnie wielkimi krokami. I pozostawał dla Utopii wielką zagadką. Na szczęście nie większą niż zachowanie niektórych ludźmi, z którymi miewała do czynienia. Taki Ethan na przykład – niby ją szantażował, nie lubił jej, a jednak postanowił wraz z nią tworzyć kręgi na śniegu, choć zabawy w rytuały z Cichym były zdecydowanie lepsze. Przy Quietusie nie bała się, że zostawi ją w razie niebezpieczeństwa. Wręcz przeciwnie – troszczył się o nią i sam się poświęcał, żeby ona nie ucierpiała podczas wywoływania duchów. Nic dziwnego, że tak bardzo zbliżyli się do siebie podczas pobytu na Syberii, co znowuż wcale nie zaskoczyło Billie. Wiedziała, że do tego dojdzie, a mimo to nie uprzedziła Blythe’ówny. Chociaż może to i lepiej? Jak ona miała rozumieć obcych dla niej ludzi, skoro nawet rozgryzienie własnych przyjaciół sprawiało jej aż taki problem?
Spojrzała na Avalon, która dźgnęła ją palcem, zastanawiając się nad tym, dlaczego aż tak bardzo zależało jej na tym oprylaku. Przecież to tylko zielsko, które nic do życia nie wnosiło, a tak przynajmniej uważała Utopia. Gdyby wiedziała, co po tym robił jej starszy brat, pewnie zmieniłaby zdanie, choć nie ma pewności, że na lepsze. Wolałaby raczej uniknąć impulsywnych i nieprzemyślanych zaślubin.
- Spróbuj mnie tylko zmusić po wilowatemu, a przysięgam, że się do ciebie więcej nie odezwę – odparła całkowicie poważnie, wiedząc, do czego była zdolna jej przyjaciółka. Może i miała rację, że w jej towarzystwie Utopii nic nie groziło, ale Blythe była na tyle uparta, że z pewnością nie zmieni swojego zdania. To tylko pokazałoby jej słabość i usatysfakcjonowałoby Avalon, a na to nie mogła sobie pozwolić.
Szatynka była naprawdę ciężkim przypadkiem, jeśli chodzi o perswazję. Najwyraźniej nauczyła się tego od Archibalda, któremu naprawdę ciężko było coś wmówić, a tym bardziej poprosić go o coś i nie otrzymać w odpowiedzi trzech kropek opatrzonych jego podpisem. Chyba sama powinna to praktykować za każdym razem, gdy zapyta o jej oceny. Nie były najgorsze, choć fakt, że mogłyby być o wiele lepsze.
Nadal nie spuszczała wzroku z półwili, której włosy przysłaniały twarz, a mimo to nie odbierały przy tym magicznego uroku. Czasem zazdrościła jej tych długich blond loków, wzrostu i tego, że mogła mieć wszystkich w garści. Wystarczyło się tylko ładnie uśmiechnąć, a ludzie wykonywali jej rozkazy, zachwycali się nią, wręcz wielbili. W takim przypadku o wiele łatwiej się żyło, na przykład można było zamawiać pizzę za darmo albo wyjaśnić w jakiś sposób wagary.
Utopia nie potrzebowała do szczęścia uwielbienia ze strony innych ludzi, do tego wystarczał jej Quietus, ale drażnił ją niekiedy fakt, że patrząc w lustro, widziała skrzata o mizernym wzroście, z szopą ciemnych włosów i wiecznie zagubionym spojrzeniem. Nie potrafiła spostrzec swojego piękna, otoczona przez te wszystkie wile i długonogie modelki, spacerujące szkolnymi korytarzami i wiecznie plotkujące o swoich związkach lub nowym artykule Zalotnej Czarodziejki, a to zdecydowanie nie dla niej. Blythe wolała kręcić się nocą po lesie lub wysadzać w powietrze toalety. Ale czy to zaraz wykluczało jej urodę?
- W sumie to bym się czegoś napiła – stwierdziła. Od pizzy zrobiło jej się sucho w gardle, poza tym drażnił ją trochę posmak, jaki zostawiła po sobie szynka w połączeniu z ciastem. Miała nadzieję, że kuchnia Avy nie świeciła pustkami, bo w tym momencie nie chciało jej się ruszać z łóżka. Wolała pospacerować ulicami Londynu wieczorem, gdy latarnie będą pięknie przyświecać, a szarość wywołana deszczem przestanie być tak bardzo dostrzegalna. – Tylko nie naparu z oprylaka – zastrzegła jeszcze, a potem się roześmiała. Ta sprawa z zielskiem zaczynała ją nawet odrobinę śmieszyć.
Powrót do góry Go down


Avalon Cufferborough
Avalon Cufferborough

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : półwila
Galeony : 1140
  Liczba postów : 569
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10397-avalon-cufferborough
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10407-the-princess#286920
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10408-avalon-bee-cufferborough#286921
#7 QzgSDG8




Gracz




#7 Empty


Pisanie#7 Empty Re: #7  #7 EmptySob Lut 28 2015, 19:01;

Blondynka odpowiedziała śmiechem na tę całą "odrobinkę", której istnienie stwierdziła Utopia. Według samej Avalon była to ocena znacząco zaniżona, ale nie był z niej jeszcze tak wielki potwór, żeby wprost wyrażać wątpliwości. Każdy ma jakieś swoje nałogi i w tym wypadku trzeba stwierdzić, że młodsza z wagarowiczek trafiła akurat na te o wiele zdrowsze. Cufferborough dostawała już delikatnych drgawek, kiedy odstawiała jedno z własnych uzależnień - nawet wtedy, kiedy robiła to z czystego lenistwa, a nie szczytnej chęci do porzucenia toksycznej relacji z oprylakiem. I był to chyba najpoważniejszy z jej problemów, pomijając ukrytą w głębi serca chęć do odnalezienia prawdziwej miłości (to akurat jedynie opóźniony efekt wchodzenia w dorosłość, optymalny okres, w którym takowe chęci się pojawiają to szesnasty, siedemnasty rok życia), wiecznie rosnące opłaty za czynsz, coraz to nowsze listy od nietajemniczych wielbicieli, nadchodzący wielkimi krokami koniec studiów i ostateczny moment wyboru tego, co chciałaby dalej robić w życiu. Oczywiście znakomitą większość tych kłopotów dałoby się załatwić posiadanymi przez nią genami, ale akurat z nią był ten problem, że miała dziwaczne tiki moralne, które według własnych kaprysów albo zachęcały ją do czarowania ludzi, albo wręcz przeciwnie. Zwykle cieszyła się, kiedy natura wili nie kazała jej zniewalać przyjaciół i przyjaciółek, ale nie zawsze mogła się temu przeciwstawić. Czasami jednak bywało tak, że odczuwała nieodpartą wręcz chęć do obserwowania pewnych osób w stanie otępienia, dopinała swego, a potem... cóż, często żałowała, ale też nie na przesadnie długo. Z racji tego, że mogła ludzi dobitnie hipnotyzować, nieraz kazała im zapominać o wszystkim, czego się wobec nich wstydziła. Uprzedzając pytanie - z Blythe'ówną tak nie miała. Owszem, pisała o ich rzekomych pocałunkach, ale wszystko to było elementem zwyczajowej już u Cufferborough prowokacji. Kochała prowokować ponad wszystko inne, a w reakcjach ludzi pławiła się jak największy chciwiec w bogactwie Sknerusa McKwacza. Wyobraźcie sobie, że o jego istnieniu Avalon wiedziała od nikogo innego jak od jegomościa zwanego Sullivanem, innymi słowy największego specjalisty do spraw mugoli w okolicy.
Pszczoła sama nie do końca wiedziała, czemu tak bardzo chce palić akurat z Topką, ale próbowała sobie to usprawiedliwić dążeniem do towarzyskiej zabawy. Zawsze raźniej jest z kimś, zwłaszcza jeśli tego kogoś się lubi. Łatwo też chyba domyślić się, że dwudziestolatka była ciekawa tego, jakie efekty magiczne ziółko wywoła u jej kumpeli, bo jak wszyscy przykładni czarodzieje wiedzą - oprylak na każdego działa nieco inaczej. A zmuszanie Utopca po wilowatemu wcale nie było aż tak tragicznym pomysłem, może raczej trochę banalnym i mało twórczym.
- Jesteś taka nudna! - mruknęła niczym oburzone dziecko - A ze mnie żadna desperatka, żeby cię zmuszać, zwłaszcza najprostszym sposobem. Zobaczysz, jeszcze cię ugadam, mimo że uparciuch z ciebie niesamowity - zapewniła z chytrym, nieco przysłoniętym włosami uśmiechem. Potem znowu dmuchnęła w przestrzeń, żeby trochę odsunąć upierdliwe kudły, a następnie odetchnęła lekko. Pewną ulgę przyniosła jej delikatna zmiana decyzji, tyle że teraz zamiast ubierania się w jakiś konkretny sposób celem wypadu na miasto musiała wymyślić gościowi coś do picia. Nie za bardzo pamiętała, czy robiła ostatnio zakupy, ale miała chyba jeszcze torebkę magicznej, brzoskwiniowej herbaty. Dałaby jeszcze do tego trochę lodu, może naparu z oprylaka...
- Za kogo ty mnie masz? - i cały misterny plan... - No ale dobra, ja skoczę do kuchni, a ty za ten czas zrobisz mi skręta. Wybaczy panienka, ale będzie musiała na moment wstać - skwitowała nieco archaiczną składnią, po czym podniosła się i podeszła do szafeczki, z której wyjęła wszystkie potrzebne składniki. Rozłożyła je potem na stoliku obok, z grubsza pokazała dziewczynie co i jak, aż wreszcie zniknęła w wyjściu, kierując się do wspomnianej wcześniej kuchni. Z radością przyjęła przewidzianą przez siebie obecność ostatniej torebeczki, przystępując do realizacji planu. Tu zagotujemy, tu chwilę zaczekamy, tu rzucimy zaklęcie chłodzące, tu wrzucimy trochę lodu, et voilà. Zeszło jej trochę dłużej niż planowała, ale to nawet lepiej, bo pozostawiona sama sobie Utopia miała więcej czasu na poradzenie sobie z powierzonym zadaniem. Zaciekawiona efektem Avalon chwyciła dużą szklankę, w której miała już gotową "mrożoną" herbatę i popędziła z nią z powrotem do pokoju.
- I co? Nie spaliłaś mi jeszcze połowy mieszkania, to chyba początek sukcesu?
Powrót do góry Go down


Utopia Blythe
Utopia Blythe

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : najmłodsza Blythe, klon Psyche
Galeony : 1231
  Liczba postów : 1084
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8678-utopia-blythe
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8682-utopia
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8681-utopia-blythe
#7 QzgSDG8




Gracz




#7 Empty


Pisanie#7 Empty Re: #7  #7 EmptyCzw Mar 05 2015, 20:24;

Utopia wydęła usta jak mała dziewczynka, niezwykle obruszona słowami Avalon. Ani trochę się z nią nie zgadzała, chociaż z drugiej strony blondynka mogła mieć rację, że młodsza Gryfonka była nudziarą. A przynajmniej w kwestii wszelkich używek, z którymi wolała nie mieć do czynienia. Już na samą myśl o nich dostawała drgawek.
- O desperację to bym cię akurat nie posądzała – stwierdziła Blythe, zastanawiając przez chwilę, czy rzeczywiście jej odpuści, czy dalej będzie próbowała przekonać ją do oprylaka. Uparta to ona była chyba po Archibaldzie, więc walka będzie dość długa i niezwykle katorżnicza. O ile Cufferborough nie zdecyduje się użyć swoich wilowatych zdolności. Utopia ufała jej na tyle, by wiedzieć, że raczej nie wykorzysta tego przeciwko niej. A przynajmniej taką miała nadzieję.
Gdy Ava zniknęła za drzwiami, szatynka leniwie zwlekła się z łóżka, nadal ociężała po tym wielkim obiedzie, który był ledwie początkiem wielkich pizzowych wagarów. Szczerze mówiąc nie narzekałaby, gdyby jednak zostały cały dzień w pokoju, wylegując się na łóżku. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że była zbyt zmęczona, żeby spacerować po Londynie. Ale z drugiej strony nie mogła przepuścić takiej okazji.
Przyjrzała się podejrzliwie wszystkiemu, co półwila zostawiła na stoliku. Starała się nie ukazać teraz swojego talentu do demolki i nie rozsypać wszystkiego po podłodze, żeby Avalon jej przypadkiem nie udusiła za takie straty. O dziwo, poszło jej to całkiem sprawnie i obyło się bez zniszczeń. Może powinna rozpocząć masową produkcję skrętów? Hmm, albo lepiej nie…
- Możesz być ze mnie dumna – stwierdziła, kiedy blondynka wróciła do pokoju, niosąc mrożoną herbatę i zabrała ją od niej. Wróciła na łóżko, o mały włos nie rozlewając napoju, gdy opadła na poduszki. W przeciwieństwie do okruchów pizzy, plamy po czymś takim byłoby się gorzej pozbyć z narzuty, wiec jej szczęście, że nic nie ubyło ze szklanki.
Gryfonka była tak spragniona, że wypiła niemal połowę jednym haustem. Nawet się nie spodziewała, że Ava może przygotować aż tak dobry napój. Nie żeby wątpiła w jej zdolności kulinarne, ale spodziewała się po prostu szklanki wody. Została miło zaskoczona.
- Dzięki – dodała jeszcze, uświadomiwszy sobie, że przecież nawet nie podziękowała. Aż zrobiło jej się głupio, mimo że przecież nie zrobiła nic złego.
Nadal trzymając szklankę w rękach i co jakiś czas upijając z niej kilka łyków mrożonej herbaty, przyglądała się Avalon. Przemknęło jej przez myśl, że to trochę jak obserwowanie jakiegoś okazu w jego naturalnym środowisku, ale szybko pozbyła się tego z głowy. Tak rzadko bywała poza Hogwartem, że zwyczajny dom wydawał jej się niewiarygodny, nawet jeżeli pomieszczenia nie były wielkie. Przywykła już do ciemnych ścian zamczyska i niezliczonej ilości schodów, do portretów burczących przekleństwa, gdy zaświeciło im się różdżką prosto w oczy i kotów łaszących się pod nogami, nie zważywszy na to, kto był ich właścicielem.
- Też bym chciała mieszkać poza szkołą – uznała. Kiedy tylko skończy siódmy rok nauki w tym zamczysku, wyniesie się z niego. Jeszcze tylko kilka miesięcy i w końcu zazna wolności, nie martwiąc się nauczycielami czyhającymi na każdym rogu. – Niekoniecznie w Londynie, może być nawet Hogsmeade.
Zamknęła na chwilę oczy, wyobrażając sobie, jak wyglądałby jej własny dom. Pewnie byłby pstrokaty i kolorowy jak chusty wróżbitek. Wszędzie wisiałyby obrazy namalowane przez Echo i Psychosis, a na podłodze leżały najpiękniejsze dywany, jakie widziały jej oczy. Można by to porównać do namiotu cyrkowego, ale naprawdę by się jej podobało.
Powrót do góry Go down


Avalon Cufferborough
Avalon Cufferborough

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : półwila
Galeony : 1140
  Liczba postów : 569
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10397-avalon-cufferborough
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10407-the-princess#286920
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10408-avalon-bee-cufferborough#286921
#7 QzgSDG8




Gracz




#7 Empty


Pisanie#7 Empty Re: #7  #7 EmptyPią Mar 06 2015, 15:19;

Ależ kusi zrobienie wzmianki o tym, że Utopia i Avalon reagowały na używki jak klony, bo przecież jedna i druga dostawała na myśl o nich drgawek, chociaż różniły się one chyba rodzajem. Wspominane to było nawet nie tak dawno temu, acz warto przypomnieć oraz wyjaśnić, że Cufferborough reagowała drgawkami na tęsknotę za narkotykami, zaś Blythe na strach (lub coś innego?) przed nimi. Niby nic ciekawego, a jednak fakt dosyć istotny, głównie dlatego że biedna Topka mogła się niechcący wpakować w nadchodzące uzależnienie - namowy półwili wydawały się nie mieć w jakkolwiek bliskim zamiarze zaprzestać swego pojawiania się, toteż opcje pozostawały otwarte. Oczywiście, należy być dobrej myśli, ale trzeba też zaznaczyć, że blondynka już od dłuższego czasu była pod wpływem niebieskiego hogsa i chociaż uznaje się go za tę najsłabszą odmianę, nie można mu odmówić wywierania pewnego wpływu na dziewczynę, która od niedawna zaczęła go częściowo odczuwać. Najwyraźniej trafiła jej się wersja hogsa z niesławną mugolską marihuaną, powolutku polepszającą półwili humor. Nic więc dziwnego, że na zezwolenie bycia dumną zareagowała wyhodowaniem na ustach ogromnego banana, trochę nawet nienaturalnego. Dała sobie bez oporu zabrać herbatę, chociaż miała malutką nadzieję najpierw cokolwiek ze szklanki upić, aż bez dłuższego zastanowienia chwyciła w dłonie pierwszego w życiu skręta Utopii. Chciało jej się śmiać na tę myśl, ale na chwilę obecną była jeszcze w stanie zezwalającym na znakomitą kontrolę własnych poczynań. Nie obejmowało to oczywiście pamięci o zostawieniu różdżki w kuchni, a zamiast tego zaowocowało komiczną inscenizacją baletu, przepełnioną częstymi obrotami blondynki po całym pokoju.
- Kierwa, gdzie ja ją... - mruknęła, przepatrując dokładnie wszystkie kąty, zanim znowu zniknęła w drzwiach i po kilku minutach wróciła z własną różdżką, trzymając ją jak jakieś trofeum wygrane w niebywale ciężkim konkursie. Przyłożyła ją potem do czubka skręta, licząc na prędkie zapalenie. Oczywiście zawiodła się, nie tyle przez swój własny stan - bo zaklęcie rzuciła bezbłędnie, niewerbalnie - co przez źle dobraną "dawkę" oprylaka. Było go tam za dużo, aby wszystko poszło gładko, ale za mało, aby wywołać ogromny problem. Chwilę później Cufferborough leżała znów w poprzek na łóżku, głową dotykając delikatnie powieszonego na ścianie dywanu, zaś na brzuchu trzymając popielniczkę, żeby nie zaśmiecać sobie ani podłogi, ani jakiejś tam małej szafeczki przystawionej do łóżka, która pewnie ulegnie jeszcze wielu zmianom w nadchodzących opisach naturalnego środowiska Avalon.
To jest, wbrew pozorom, bardzo dobre określenie. Przebywanie Avy poza mieszkaniem zwykle było tylko jedną, wielką grą teatralną, w której ona odgrywała rolę pewnej siebie, zdecydowanej, obeznanej w rzeczywistości bogini, a cała reszta wcielała się w postawione co najmniej stopień niżej osoby postronne. Oczywiście w jej małym sanktuarium wcale nie traciła pewności siebie, ale pozostałe cechy - jak najbardziej. Widać to było przez poszukiwanie różdżki, widać by to było jeszcze w innych okazjach, gdyby nie oprylak. Dawał on Szkotce wspaniałą zdolność do podejmowania zupełnie znikąd wytrzaśniętych decyzji, które zwykle kończyły się dosyć niezręcznymi sytuacjami, ale o tym chyba też już wcześniej zdarzyło nam się wspomnieć. W każdym razie, włosy Pszczoły zaszły na moment czernią, kiedy zaciągnęła się mocniej dymem niedługo potem wypuszczonym w postaci kilkunastu prześlicznych kółek. Jakoś nie nachodziła jej ochota na popisywanie się, chociaż może to dopiero miało nadejść. Jej stopy (a raczej palce u stóp) nabrały niepowstrzymanej ruchliwości, której dwudziestolatka nie potrafiła w żaden inny sposób spożytkować. A gdyby jeszcze tego było mało, naszła ją ochota na... nie, moi drodzy państwo, nie na Utopię. Źle by to brzmiało i źle by to wyglądało w życiorysie. Niemniej jednak, ta ochota była rzeczywiście powiązana z młodą Blythe'ówną, ale była ona o wiele mniej drastyczna od tej pierwszej, która przyszła wszystkim na myśl. Cufferborough sama nie potrafiła swojej zachcianki w żaden sposób skategoryzować, dlatego leżała przez dłuższych kilka chwil we względnym bezruchu, próbując uporządkować myśli. Strzepywała co kilka chwil popiół, spoglądając momentami na pogrążoną w marzeniach o własnym domostwie Topkę. Przygryzła wargę, bo nie wiedziała o co chodzi. Nie lubiła tego stanu, a oprylak korzystał z niego w najlepsze.
- Mogłabyś wprowadzić się do mnie - palnęła ni z tego, ni z owego. Nieco przestraszyła się własnego głosu, przesyconego wibracją dokładnie taką samą jak ta, której zwykle używała do świadomego uwodzenia ludzi, mimo że teraz wcale żadnej świadomości nie było. "Chcę tego" - pomyślała, choć była to kolejna myśl z tych nieuporządkowanych. Wzięła skręta z lewej dłoni w prawą, a tę uwolnioną ułożyła na łóżku tak, aby była wyciągnięta w stronę Utopii. Wierzch schowany, wnętrze wystawione na widok, jak gdyby Ava zapraszała ją do splecenia palców, jak gdyby chciała stworzyć jakąś specjalną, niecodzienną atmosferę.
- W sumie mam cały tydzień na przekonanie cię do tego - dodała, mimowolnie się uśmiechając. Zaciągnęła się oprylakiem raz jeszcze, głęboko, zachłannie, jak gdyby wciągała życiodajne powietrze po długiej, wymuszonej przerwie. Trzymała dym w płucach przez znaczną chwilę, w międzyczasie odkładając niedokończonego skręta do popielniczki, tę zaś na szafeczkę, o której była mowa jakiś czas wcześniej. "Chcę ją pocałować" - olśnienie przyszło równocześnie z wypuszczaniem białej mgiełki z ust. Nie było to jedno z tych olśnień, które człowiek przyjmował radośnie. Wydawało się że to takie, na których stuprocentowo pewne przyjście czekało się już od lat. Wróciła wzrokiem na Gryfonkę, wiedząc, że to oczyma czaruje najmocniej. Sytuacja zrobiła się nagle o wiele cięższa, ale tak to już chyba było z narkotykami, że zawsze komplikowały ludziom życie.
Powrót do góry Go down


Utopia Blythe
Utopia Blythe

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : najmłodsza Blythe, klon Psyche
Galeony : 1231
  Liczba postów : 1084
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8678-utopia-blythe
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8682-utopia
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8681-utopia-blythe
#7 QzgSDG8




Gracz




#7 Empty


Pisanie#7 Empty Re: #7  #7 EmptyPią Mar 06 2015, 19:54;

Szeroki uśmiech Avalon przywiódł Utopii na myśl kota z Cheshire, a gdyby się w to bardziej wgłębiła, ostatecznie uznałaby, że jej przyjaciółka czasem zachowywała się jak ten chytrus. Chadzała własnymi ścieżkami, pędziła za swoimi potrzebami i wykorzystywała do tego innych, wabiąc ich swoim urokiem. Blythe w tym momencie była jak szara myszka, która – choć początkowo pięła się do walki – umykała gdzieś w kąt, nie chcąc mieć bliżej do czynienia z kociskiem. Obawiała się tego, do czego ten większy przeciwnik mógł doprowadzić.
A mimo to – pomimo przyrównania Avalon do kota – obserwowała jej nieporadny taniec baletnicy, który wcale nim nie był. Jak figurka pozytywki kręciła się wokół, poszukując różdżki, której wcale nie było w pokoju i śmiejąc przy tym, jakby nawdychała się gazu rozweselającego.
- Jesteś pewna, że tu ją zostawiłaś? – Zapytała, odstawiając w końcu herbatę na szafkę, bo z całą pewnością wypiła jej o wiele za dużo. Jej biedny brzuch nie pomieści już nic innego. Nie miała nawet ochoty na tę czekoladę, o którą wcześniej się przekomarzała. Napój musiał uzupełnić jej braki cukru, choć nie mogły zastąpić słodyczy rozpuszczającej się na języku. – Mówiłam, że jej tu nie ma – dodała z satysfakcją, kiedy Avalon wróciła do pokoju, niosąc swoją zdobycz w ręku. Zniknęła i pojawiła się tak szybko, że młodsza Gryfonka praktycznie nie zarejestrowała jej zniknięcia. Albo była zbyt zamroczona przez jedzenie. A przecież to Cufferborough co chwila coś paliła!
Przesunęła się nieco, robiąc miejsce na łóżku dla jego właścicielki, a blondynka od razu położyła się obok, rozsiewając przy tym dziwny zapach, którego Utopia nie potrafiła zidentyfikować. Wiedziała tylko, że to oprylak, zwłaszcza, że sama przed chwilą babrała się z tym, starając nie rozrzucić niczego na podłogę. Nadal jednak nie ciągnęło jej do palenia. Kiedy się upierała, nie potrafiła tego przerwać. Musiała dopiec swego i koniec kropka. Nie ma zmiłuj. Nawet gdyby chciała, nie potrafiła już robić tego, czego oczekiwali od niej inni. Nie działała wbrew swojej woli i przez to nie była tak dobrą aktorką jak Avalon. Nigdy nie udawała i może przez to wiele osób miało ją za naiwniaczkę i łajzę, choć w rzeczywistości aż tak bardzo nią nie była… A może jednak wpadła w rolę, z której nie potrafiła się wywinąć? Może ta niewinność nie była jej domeną, a jedynie skrywała pyskatą istotę, całkowicie zatracającą się w nielegalnych rytuałach. Nawet teraz, na myśl o nich, czuła tę adrenalinę, gdy magiczne moce zaczynały działać, a w jej głowie rozbrzmiewała niesłyszalna dla innych muzyka… Stop. Znów zaczynała o tym marzyć, mimo że od czasu Zakazanego Lasu powinna to ograniczyć. Wpakowałaby się w zbyt wielkie kłopoty.
Pogrążona w rozmyślaniach o magii, kręgach i swoim własnym miejscu na świecie, niemal całkowicie utraciła kontakt z rzeczywistością. Nie zwracała już nawet uwagi na Avalon i jej kółka z dymu, które normalnie zafascynowałyby ją jak świecące kropki na ścianie małego kociaka, który pragnąłby ich dosięgnąć. To była ta zła strona wędrowania między chmurami i wyżej, gwiazdami. Przestawała orientować się w tym, co ją otaczało. Śniła na jawie, nie dopuszczając do siebie bodźców zewnętrznych, które mogłyby zrujnować te piękne wyobrażenia.
Dopiero słowa półwili wyrwały ją z tego odrętwienia. Zmarszczyła czoło, starając się zrozumieć, co właściwie usłyszała.
- Mówisz? – Zdziwiła się, uśmiechając jednak przy tym szeroko. Wcześniej rozpatrywała mieszkanie ze swoją starszą siostrą, ewentualnie zgarnięcie też Echo, żeby nie musiała męczyć się z Sethem. Nawet nie pomyślałaby o tym, że i Avalon może potrzebować współlokatorki. Choć z drugiej strony, jeśli nadal będzie próbowała wpychać jej oprylaka… Coś jednak było w jej głosie takiego, że nie potrafiłaby jej odmówić. Rozsądek podpowiadał jej jednak ostatkami sił, że przecież jeszcze ma sporo czasu do zastanowienia. I sporo może się zmienić.
Avalon, nie rób mi tego.
Skinęła jeszcze głową, jakby na potwierdzenie jej słów, a gdy spojrzała na swoją przyjaciółkę, wiedziała już, że przepadła. Półwile tak miały, a zwłaszcza te pobudzone przez narkotyki, że nie można im było w ogóle odmówić. Ten cichy głosik, szepczący Utopii, że powinna uciekać i nie pozwolić się omamić, zamilknął całkowicie. Albo po prostu ignorowała go na tyle, że już do niej nie docierał. Choć Avalon miała nie używać uroku na Blythe, zrobiła to. Być może nieświadomie, ale jednak i gdyby nie tak silnie działające czary, młodsza Gryfonka pewnie obraziłaby się do końca świata i jeszcze dalej. Teraz jednak nie miała zupełnie nic do gadania.
Dopiero w momencie, gdy zachcianki Avy przybrały na sile, Utopia zauważyła jej wyciągniętą rękę. Wcześniej nie zwróciła na to uwagi, zbyt mocno pogrążona w swoim śnie na jawie, który opowiadał historie niemożliwe do spełnienia. Być może i ta sytuacja trafiłaby do tych bajek, gdyby nie to, że dopadła Blythe’ównę szybciej, niżby się można tego spodziewać.
Splotła ich palce ze sobą, przysuwając się przy tym do starszej dziewczyny. Nadal czuła zapach dymu, nie tylko z popielniczki, ale od samej Avalon. W tym momencie nie przeszkadzał jej jednak tak bardzo, jak na samym początku. Wydawał się wręcz przyjemny, choć można to podpiąć pod samo działanie wilowatej klątwy.
Nie powinna tego robić i z całą pewnością wiedziałaby to, gdyby zachowała choć trochę zdrowego rozsądku. Ten jednak uciekł gdzie pieprz rośnie, zostawiając wolną rękę pochopnym decyzjom i spełnianiu pragnień Cufferborough, jak jakiejś bogini, którą wysławiano w starożytności, przynosząc jej ofiary. Pochyliła się jednak, składając na jej ustach delikatny pocałunek. Nie potrafiła określić, czy całowanie dziewczyny było lepsze czy gorsze niż całowanie Quietusa. Było po prostu inne. I z całą pewnością będzie jej naprawdę głupio, kiedy blondynka pozwoli otrząsnąć się jej ze swojego uroku. Teraz jednak ani trochę się tym nie przejmowała, mając przecież tuż obok siebie półwilę.
Powrót do góry Go down


Avalon Cufferborough
Avalon Cufferborough

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : półwila
Galeony : 1140
  Liczba postów : 569
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10397-avalon-cufferborough
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10407-the-princess#286920
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10408-avalon-bee-cufferborough#286921
#7 QzgSDG8




Gracz




#7 Empty


Pisanie#7 Empty Re: #7  #7 EmptyPią Mar 06 2015, 21:33;

Nie da się zaprzeczyć - porównanie Avalon do tego konkretnego kota było właściwie idealnym podsumowaniem całokształtu jej życia i twórczości, choć pewnie nie można tego uznać za zagranie tak pozytywne, jak się wydaje. Chadzanie własnymi ścieżkami? Wspaniałe, taka niezależność! Pędzenie za swoimi potrzebami? Wspaniałe, takie dbanie o samą siebie! Ale wykorzystywanie innych? Moralizatorzy świata zgodnie stwierdzają, że Cufferborough powinna się tego do końca życia wstydzić. Problem tkwił jednak w fakcie, że w większości przypadków wcale jej to nie obchodziło. To, że naginała wolę innych, że załatwiała sobie darmowe jedzenie, darmowe błyskotki, darmowe przywileje było jakby częścią naturalnego toku spraw. Zupełnie jak gdyby ona nigdy w nic nie ingerowała. Czasem tylko musiała dawać bardziej dobitną sugestię. Czasem tylko zastanawiała się, czy może nie powinna sobie odpuścić. Czasem tylko żałowała, że zmusiła bliższą sobie osobę do czegoś, czego ta osoba wcale nie chciałaby robić. Cóż jednak? Niczym Kot, swój pierwowzór, prędko usypiała swe zmyślone sumienie i znów robiła wszystko od początku. Było to zarówno elementem pogodzenia się z własną naturą jak również, najzwyczajniej w świecie, lubienia tego, do czego owa natura doprowadzała. Ku prostocie można to porównać do kolejnego z narkotyków, z którymi Ava była blisko zaznajomiona.
Forma! Wszędzie forma! W rolach, w życiach, w zachowaniach! Aż strach pomyśleć, że wszystko co się obecnie dzieje między dwiema Gryfonkami kiedyś, gdzieś, już miało swój archetyp, że Pszczoła nie jest pierwszą uwodzącą, a Topka nie jest wcale pierwszą uwodzoną. Zresztą, Forma nie tylko w tym sensie. Bo przecież jedna z nich wpadła w udawanie, zaś druga... w udawanie nieudawania? Ach, jak to idealnie brzmi w konwencji rozważań rodem z Gombrowicza, ale jak beznadziejnie w okolicznościach mających właśnie swe narodziny za drzwiami z numerem siedem! Pozwólcie więc drodzy państwo, że wasza nieco zbyt rozbrykana narratorka zacznie wszystko od nowa, mając wielką nadzieję nigdy więcej nie podejmować się progów dygresji zbyt wysokich na jej drobne nogi.
Cufferborough nie potrzebowała mówić nic więcej. Doskonale ujęła wszystko w podsumowaniu pod postacią jednego, krótkiego zdania. Miały cały tydzień. Siedem dni po dwadzieścia cztery godziny, mimo że kilkanaście z nich właśnie im uciekało. Nikogo nie powinien zdziwić fakt, że dwudziestolatka zupełnie przestała odczuwać jakikolwiek upływ godzin, minut, czy sekund. Pomimo nienaturalnego pobudzenia, wywołanego ingerencją oprylaka, czuła się spokojniej niż kiedykolwiek indziej. Kto wie, może to uwolniony w całej swej sile urok wili przeciwdziałał narkotykowi, a może to świadomość całkowitego usidlenia Utopii dawała jej poczucie bezpieczeństwa. Gdyby usłyszała tę jedną, drobną myśl, jaka w ostatnich chwilach wolności przemknęła przez głowę siedemnastolatki, z pewnością zamarłaby ze strachu. Brzmiało to jak ostatnia prośba mordowanego człowieka. I rzeczywiście, Bee w pewnym sensie mordowała teraz swoją przyjaciółkę. Mordowała ją, ich przyjaźń, całą swoją moralność. A jednak robiła to z taką satysfakcją, że serce zaczynało jej bić coraz prędzej, podburzane narastającą ekscytacją. Wilom się nie odmawia. One same sobie też nie odmawiają.
Rozchyliła nieco wargi, czując chłodnawe palce Utopii dotykające jej własnych. Cisza zapanowała w całym mieszkaniu. Nie docierało do nich nic. Hałasy, jakie w normalnych, mugolskich domach dawno popsułyby całą atmosferę, tu były wykluczone. Gospodarz kamienicy doskonale zadbał o wyciszenie wszystkiego, aby nigdy nie musieć słuchać narzekań na zbyt głośnych lokatorów. Skrzypienie łóżka było jedynym dźwiękiem obok szelestu ubrań i niezsynchronizowanych oddechów, jaki psuł praktycznie idealną ciszę. Avalon cieszyła się, że wszystkie trzy istniały, inaczej pewnie zwariowałaby pod presją oszałamiającego braku odgłosów do wyłapywania. Błękitne tęczówki tkwiły w swych szaroniebieskich odpowiednikach, nie odpuszczając ich ani na moment. Napięcie rosło, a oczekiwanie było nie do zniesienia. Szkotka nie mogła się ruszyć, mimo że bardzo chciała. Sytuacja przerosła ją, choć podobnych przeżyła już setki. Zgadnięcie, dlaczego Blythe była aż tak wyjątkowa zajęłoby o wiele zbyt długo. Trzeba było oddać się chwili w całości. Zetknięcie ust było przełomem. Niewyobrażalny impuls na nowo tchnął życie w całkiem osłupiałe do tego momentu ciało blondynki. Wzięła głęboki wdech przez nos, wolną dłoń wplatając w brązowe włosy. Chciała tego od dawna, ale dopiero teraz ostatecznie to zrozumiała. W pocałunku brakło łapczywości, brakło pikanterii, brakło typowego dla półwili pożądania. Złośliwi powiedzą, że się zakochała. Niech więc mówią, co im się żywnie podoba. Byleby tylko ich racja nie trwała zbyt długo, bo tak jak to już gdzieś czytaliśmy, zakochani ludzie potrafią wiele, ale zakochane wile...
- Tak bardzo nie powinnam... - wyszeptała ledwo słyszalnie, wymuszając odrobinę przerwy w pocałunku. Zabrała palce z włosów dziewczyny, przenosząc je na jej policzek. Gładziła go tak, jak gdyby dotykała najdelikatniejszej na świecie porcelany. Westchnęła jeszcze, zbierając myśli i ubierając je w słowa. Była w stu procentach pewna, że za tą zahipnotyzowaną, bardzo wygodną dla niej wersją Utopii jest ta prawdziwa, która teraz rzuca na nią najgorsze przekleństwa ze swojego Niebytu gdzieś w tyle własnej głowy. - Ale nie potrafię inaczej. Przepraszam i obiecuję, że jak już będzie po wszystkim... to nigdy więcej nie wspomnimy tego, co się stało - w tej chwili dane nam jest obserwować najpewniej pierwszą równie szczerą obietnicę padającą z jej ust. Czy wybrane przez nią wyjście z sytuacji było właściwe, czy też nie, każdy oceni inaczej. Gdyby nie istnienie Cichego w życiu Blythe'ówny, pewnie pojawiłyby się nawet głosy wspierające Avalon.
Niestety, jej usta musnęły wargi siedemnastolatki po raz drugi bez czyjegokolwiek wsparcia, za to z większym przekonaniem, że jest to dla obu stron czysta, niegroźna przyjemność. Gest wspomagający czerpanie radości z wagarów i ze wzajemnego towarzystwa. I chociaż była świadoma tego, że działają wbrew większości zasad Utopii, nie chciała się zatrzymywać. Przymknęła oczy. Uwolniła splecione dotychczas palce, a powiązaną z nimi dłoń umieściła gdzieś na ramieniu szatynki, w zamiarze ostrożnego jego głaskania. Druga? Cóż, druga ewakuowała się z policzka i powędrowała gdzieś w okolice talii, aby tam spocząć w bezruchu. Nie chciała być tam natrętna. Nie chciała być tam swawolna. Nie chciała tam być nawet zbyt zdecydowana. Po prostu nie wolno jej było się tak czuć.
Ale całowała ją tak, jak gdyby robiła to pierwszy raz w całym swoim życiu.
Powrót do góry Go down


Utopia Blythe
Utopia Blythe

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : najmłodsza Blythe, klon Psyche
Galeony : 1231
  Liczba postów : 1084
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8678-utopia-blythe
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8682-utopia
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8681-utopia-blythe
#7 QzgSDG8




Gracz




#7 Empty


Pisanie#7 Empty Re: #7  #7 EmptyPią Mar 06 2015, 23:30;

Skoro przestały całkowicie zwracać uwagę na upływający czas, zegar stojący na szafie był w tym momencie całkowicie zbędny. Mógł nawet zmieniać swoje barwy, wskazując tak nienormalne godziny jak trzecia nad ranem czy jedenasta po południu, mimo że za oknem zdawało się ściemniać. Tylko siedząca obok marionetka odczuwała jego towarzystwo – swojego towarzysza, zbierającego kurz i w tej chwili tak nieistotnego, choć kiedyś był wyjątkowy i potrzebny. Avalon znalazła sobie jednak nową lalkę, nad którą panowała za pomocą magii. Ta jednak – choć w każdym calu żywa – była o wiele delikatniejsza i łatwiej ją było zranić. Brak zezwalającej na odmowę świadomości był więc w tym wypadku zbawieniem. Jedyne, co Utopia w tym momencie dostrzegała, to zniewalające piękno istoty znajdującej się tak blisko niej. A piękno to strach. Cokolwiek nazywamy pięknym, boimy się tego. Niezależnie od tego, czy może zamienić się w harpię, która nas pożre, czy tez po prostu obawiamy się to utracić. To właśnie piękno kieruje człowiekiem w jego poczynaniach, często nieosiągalne i wywołujące mnóstwo obaw. Potrafiące dokonać strat, ale też sprawiające niekiedy przyjemność tak ogromną, że umiera się z rozpaczy, gdy odejdzie na dobre.
Wilom się nie odmawia. Nawet wtedy, a zwłaszcza wtedy, kiedy robią coś wbrew woli tej drugiej osoby. Potrafią być zdradzieckie w swych zamiarach, oferując przyjaźń, a potem uderzają w swoją ofiarę, mamiąc jej zmysły. Niczym syreny w oceanach, wabiące żeglarzy w objęcia śmierci, by w swym zapomnieniu utonęli lub rozbili się o skały. Te istoty miały ze sobą wiele wspólnego. Piękno to nie tylko strach, to także zguba.
A jednak, pomimo całej swojej wiedzy na temat srebrzystowłosych potomków lądowych syren, znajomości ich umiejętności, styczności z nimi i wbrew swoim przekonaniom, że nie powinna pakować się już w żadne kłopoty, Utopia przyszła do Avalon. Dała się skusić magicznym weekendem z dala od Hogwartu, z dala od profesorów i podręczników wołających ją z szafki przy łóżku. Weszła do jaskini lwa, który zdecydował się ją pożreć. A przy tym wszystkim nawet nie mogła marudzić, że było jej źle.
Cały świat pod wpływem jednego uroku schował się w tym wpatrującym się w Utopię błękitnym oceanie. Ci złośliwcy, zaśmiewający się z Avalon, zapewne powiedzieliby, że młodsza Gryfonka była otępiała w takim stopniu, że praktycznie nie zwracała uwagi na to, co widzi. Ale ona dostrzegała wszystko ze szczegółami, o które nigdy wcześniej by siebie nie posądziła. Tęczówki półwili były jak najczystsza woda, a w połączeniu z zapatrzonymi w nią jak w ósmy cud świata, szaroniebieskimi oczami, w których można było zauważyć ledwo dostrzegalne iskry, mogły wywołać istną burzę, do której miało zaraz dojść. Nie powinny, a jednak to zrobiły – obie otumanione, czy to przez narkotyki, czy przez magię.
Tak zamurowana blondynka pewnie rozśmieszyłaby tylko Utopię i starałaby się ją jakoś ocucić. W pełni świadoma nawet nie brałaby pod uwagę pocałunku, który sprawił, że Avalon znów powróciła do żywych, niczym księżniczka z bajek, które razem z Psychosis opowiadały sobie wzajemnie na dobranoc, bo ich mama nie była w stanie tego zrobić. Czasami tak bardzo nie kontaktowała z rzeczywistością, jak teraz Utopia, dostrzegając jedynie całe to piękno swojej przyjaciółki i myśląc tylko o tym, by być blisko niej i spełniać niewypowiedziane słowa.
Słuchała jej potem, wpatrując się w jej twarz jak zaczarowana. Przeprosiny niezbyt jednak docierały do niej, znikając gdzieś w odmętach świadomości. Niebyt jednak rozumiał i nie był z tego zadowolony. Był wręcz wściekły, a z uszu buchała mu para na myśl o tym, że nie miał zupełnie nic do powiedzenia w całej tej sytuacji. Blythe pozwalała sobą kierować, jak gdyby była lalką z szafy, a ta strużka odepchniętej świadomości, która powróciła na ułamek sekundy, gdy Ava jej wszystko tłumaczyła, znów została wygnana w najodleglejsze dno i zakopana kilometry pod ziemią. Jeśli Utopia zapomni, tym lepiej dla Cufferborough, bo w innym wypadku nie skończyłoby się to najlepiej. Choćby przez myśl o Cichym, którego za żadne skarby świata nie chciała zranić, bo w końcu by się dowiedział od szastanej sumieniem szatynki, mimo że nie było w tym jej winy.
Wyciągnęła dłoń, by odgarnąć z twarzy Avalon niesforne kosmyki włosów, które pozostały tam jeszcze po poprzednich walkach i nie-balecie poszukiwawczym różdżki. Chciała się nawet do niej uśmiechnąć, ale nie zdążyła, bo ich usta znów się złączyły. Jeśli myśli z Niebytu pragnęły coś jeszcze powiedzieć, teraz już całkowicie odebrano im na to szanse przez kolejny delikatny pocałunek. Półwila zachowywała się tak, jakby nie chciała zniechęcić do siebie Utopii, jak gdyby nadal szargało nią sumienie. Blythe nie zwracała jednak na to najmniejszej uwagi, oddając jej pocałunek. Dłoń, która chwilę wcześniej odgarnęła jej loki, teraz głaskała ja po nich. Wszystko było nieśpieszne, zdecydowanie inne niż z Ettrévalem i – co najdziwniejsze – o wiele bardziej niewinne.
A czas na zegarze jak gdyby się zatrzymał. O ile wcześniej Utopia ignorowała jego upływ, teraz mogła być tylko pewna, że wskazówki przestały się poruszać i ucichło to przebrzydłe tykanie. Jedyne, czego w tym momencie pragnęła, to całować Avalon, choć nigdy wcześniej by się o to nie posądziła. Uroki wil potrafią być zwodnicze.
Powrót do góry Go down


Avalon Cufferborough
Avalon Cufferborough

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : półwila
Galeony : 1140
  Liczba postów : 569
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10397-avalon-cufferborough
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10407-the-princess#286920
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10408-avalon-bee-cufferborough#286921
#7 QzgSDG8




Gracz




#7 Empty


Pisanie#7 Empty Re: #7  #7 EmptySob Mar 07 2015, 11:12;

To nie tak, że Prince mógł zostać w jakikolwiek sposób zastąpiony, mimo że rzeczywiście zbierał ze swoim abstrakcyjnym towarzyszem kurz. Avalon ciągle czuła z nim więź tak ogromną, iż przy jednej wizycie znajomej z Hogwartu w jej mieszkaniu poczuła z kuchni, jak dziewczyna dotyka tego, czego nikt nie pozwolił jej dotykać. Gdyby Książę miał nagle zniknąć ze swojego zaszczytnego, górującego nad całym pokojem miejsca, zauważyłaby to w sekundę. A jednak nie potrafiła sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego jeszcze nie przywróciła swojego małego braciszka do życia. Na pewno potrafiła to zrobić, bowiem już nieraz widziała w magicznych sklepach z zabawkami jego klony, dlatego stwierdzała, że najwidoczniej żadna zaawansowana magia nie była do naprawy potrzebna. Najbardziej prawdopodobnym powodem byłoby chyba właśnie to, że Cufferborough nie chciała, aby Prince wyglądał jak kiedyś. W obecnej chwili przypominał jej dobitnie czym była jej matka i czym była ona sama. Przypominał jej jedyne światełko, które z perfidną wręcz radością rozświetlało ciemność otaczającą ją w Penny's Haven. Zaś Utopia, ze swoim ogromnie znaczącym imieniem, nie mogłaby przyjąć takiej roli. Nie w tych okolicznościach, kiedy tego typu ich zbliżenie wiąże się nie tylko ze szczęściem, ale także z poważnymi kłopotami, które mogą - i z całą pewnością spróbują - przyjść trochę później. To była piękna, podniosła chwila, aczkolwiek jak to zostało przewspaniale zauważone, piękno to również strach. Pszczoła w takich momentach zawsze odsuwała męczące ją rozważania na bok, żeby nie przeszkadzały jej w braniu garściami wszystkiego, co było jej dawane. Teraz było jednak zupełnie inaczej. Bała się, okropnie się bała, umierała wręcz ze strachu przed tym, że będzie musiała kazać Blythe'ównie o wszystkim zapomnieć, mimo że sama nie będzie potrafiła wymazać tych wspomnień z umysłu. Nigdy wcześniej nie odczuwała podobnego pragnienia, a wszystkie dylematy teraz ją dręczące były niepodważalnym dowodem na to, że historie o wilach szukających prawdziwego uczucia ze strony wszystkich tych oczarowywanych przez siebie osób wcale nie były takie nieprawdziwe. Ale czy rzeczywiście tego chciała też Avalon?
Mówi się, że patrząc w czyjeś oczy, da się ujrzeć cały wszechświat, oczywiście pod warunkiem prawdziwego patrzenia. Pytanie teraz, jakie to jest prawdziwe patrzenie? To, które otrzymujemy pod wpływem narkotyków? Może to, które otrzymujemy w momencie odkrycia jakiejś długo skrywanej prawdy? A może to, które pasuje do romantyczności powyższej idei, czyli otrzymywane przy zakochaniu? Fałszywy błysk szaroniebieskich oczu przekonywał jej znarkotyzowany umysł, że teraz właśnie obserwuje wychodzenie z ukrycia nowego wszechświata, o istnieniu którego Utopia z pewnością nigdy nie miała pojęcia. Co smutne, brak tu jakiejkolwiek miłości, nieważne jak bardzo którakolwiek z Gryfonek chciałaby, aby było inaczej. Oprylak, niebieski hogs, wilowata kapryśność. Oto przed nami przepis na najsubtelniejszą i chyba jedną z najsmutniejszych katastrof czarodziejskiego świata, z domieszką jeszcze wręcz doskonałej, greckiej tragedii. Dać jej pamiętać i obserwować rujnującą się przyjaźń, czy może kazać zapomnieć i cierpieć w kłamstwie?
Wstrzymała instynktownie oddech, jak gdyby wypuszczanie przez nią powietrza miało zdmuchnąć drobną dłoń, odgarniającą jej właśnie włosy. Jeszcze zanim ich usta po raz kolejny się złączyły, blondynka zwilżyła językiem wargi, odczuwając nieco irytujące efekty oddychania ciągle bez pomocy nosa. Od dawien dawna miała ten okropny zwyczaj, ale nie potrafiła inaczej. Zawsze czuła, że w podobnych sytuacjach potrzebuje powietrza jak najprędzej i jak najwięcej, mimo że teraz, owładnięta obawą o rozwianie wszystkiego najdrobniejszym westchnięciem, była skłonna się nawet udusić, jeśli zajdzie potrzeba. Ustawianie słów "sumienie" oraz "Avalon" niedaleko siebie w jednym zdaniu mogło być dosyć dziwaczne, ale wszystko co teraz robiła rzeczywiście dawało wrażenie, że coś podobnego gdzieś w niej siedziało. Była doskonale świadoma niechęci prawdziwej Blythe do tego, co robiły i nie tyle chciała ją przekonać do pozytywnego wydźwięku ich zbliżenia, co usprawiedliwić swoje wybryki. Muskała więc usta Utopii, swojej drobnej, osobistej, przeklętej utopii niczym jakiś wielki skarb, wyjęty prosto z opowieści przekazywanych z pokolenia na pokolenie, przepełnionych motywami uciekającego od łaknących go bogactwa. Cufferborough wmawiała sobie, że siedemnastolatka jest dla niej teraz cenniejsza niż cokolwiek innego, ale gdyby było tak naprawdę, nie więziłaby jej w swoich niebezpiecznych, lwich szponach. Od jednego kota do drugiego, czyż nie?
Tykanie rzeczywiście ucichło. Avy otworzyła na moment oczy, zaintrygowana. Spojrzała w tamtą stronę na tyle, na ile pozwalało jej obecne położenie. Zanim tarcza zegara stała się całkowicie czarna, zauważyła, że wskazówki pokazują północ. Nie była pewna, co to może znaczyć, ale ostatecznie wróciła do korzystania z chwili ze świadomością tego, że chyba nawet magia chciała, aby doszło do tego wszystkiego właśnie w tej chwili, właśnie tego konkretnego dnia. Ciężko stwierdzić, czy to prawda, mając na uwadze wszelkie przeciwwskazania, już wymienione lub też jeszcze nieznane.
And you'll come run to me, in the cold, cold night.
Wszelkie fakty, dotyczące nastawienia Avalon do tego, co się właśnie działo, wcale nie zmieniały jej wierności względem pewnych schematów. Szalenie uwielbiała inicjatywę Topki, ale w ich zbliżeniu miało tak naprawdę chodzić o coś zupełnie innego. Szkotka nie chciała, aby mit wykorzystującej wszystkich ku swojemu zaspokojeniu genetycznie uwarunkowanej manipulantki był prawdziwy w tym przypadku. Zapragnęła dać siedemnastolatce to, czego pragnienie sama w niej przed paroma momentami rozbudziła. Zapragnęła dać jej siebie - w formie tak nieinwazyjnej, tak niespiesznej i tak niewinnej, jak tylko mogła to zrobić potomkini dosyć złej, w ogólnym pojęciu, wili. Do tego potrzebowała jednak nieco zmienić ich obecne położenie. Zabrała głaszczącą dłoń, a powiązanym z nią ramieniem objęła Utopię za szyję, zaś dłoń spoczywająca sobie w bezruchu na talii szatynki jakby pchnęła dziewczę w bok. Tym sposobem obie Gryfonki wykonały obrót na tyle, aby momentalnie zamienić swoje role. Blythe mogła teraz korzystać z uprzywilejowanej, leżącej pozycji, podczas gdy Avalon przejmowała cały jej wysiłek, górując nad nią na czworakach. Lewe jej ramię ciągle tkwiło pod chudą szyją, zaś prawa dłoń po tym jakże zdeterminowanym manewrze zmieniła trochę swoje położenie z talii na brzuch. Idąc za ciosem, nie była już tak pasywna jak wcześniej i podjęła się nikłego, ale zawsze jakiegoś, gładzenia rzeczonego brzucha. To, że podciągała czasem bluzkę siedemnastolatki, odsłaniając skrawki skóry, było akurat efektem ubocznym. Znaczniejsze działania zostały podjęte trochę wyżej, gdzie doszło do przerwania pocałunku. Blondynka, mając wielką wiarę we własne włosy, zrobiła znaczący ruch głową, aby bardziej niesforne kosmyki przerzucić na bok, odcinając je od możliwości przeszkadzania Utopii w jakikolwiek sposób. Kiedy już przekonała się o tym, jak płonne były jej nadzieje o doskonałym porozumieniu z włosami, wspomogła się połowicznie aktywną dłonią zabraną Utopcowi z brzucha i zaczesała swoje kudły. Pomocnik wrócił na poprzedni posterunek, a dwudziestolatka nachyliła się do ucha swojej towarzyszki, muskając po drodze jej policzek swoim własnym.
- Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo jesteś wyjątkowa - wyszeptała do rzeczonego ucha, które niedługo potem musnęła ustami, zupełnie nie zwracając uwagi na błąkające się jeszcze w jego okolicach brązowe kosmyki. Potem ucałowała jeszcze zaczerwieniony już zapewne rejon twarzy, a następne kilka chwil zagospodarowała na milczące wpatrywanie się w te same szaroniebieskie oczy, w których nieco wcześniej zobaczyła nową galaktykę. Wszystko na swoim miejscu. Uśmiechnęła się delikatnie, łamiąc swą irracjonalną zasadę oddechu i wzięła głęboki wdech nosem. Odetchnęła potem, jak gdyby miało to oznaczać ostateczną decyzję w kwestii podejmowania dalszych działań. Nachyliła się, ograniczona własną wygodą, aby musnąć ustami szyję Blythe'ówny. Niedługo potem muskanie przeszło w pocałunki, pocałunki wierne kanonowi delikatności, przez całe ich spotkanie wyznawanego przez Avalon jak największe bóstwo na świecie.
Na koniec warto wspomnieć, że Cufferborough chyba właśnie rozwiązała swój orientacyjny dylemat. Dziewczyny są fajniejsze.
Powrót do góry Go down


Utopia Blythe
Utopia Blythe

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : najmłodsza Blythe, klon Psyche
Galeony : 1231
  Liczba postów : 1084
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8678-utopia-blythe
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8682-utopia
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8681-utopia-blythe
#7 QzgSDG8




Gracz




#7 Empty


Pisanie#7 Empty Re: #7  #7 EmptySob Mar 07 2015, 17:49;

Czasem trzeba było powrócić do tego, co łączyło się z dzieciństwem, choćby po to, żeby sprawdzić, czy można po prostu zapomnieć. Odzyskując na moment wspomnienia, zyskać spokój i pozwolić odejść wspomnieniom na dobre. Nie tylko Avalon była dręczona pamięcią o tym, co działo się w jej rodzinnym domu. Myśli o rodzicach powracały do Utopii za każdym razem, gdy zamykała oczy przed snem, mimo że minęło już tyle lat. Za każdym razem, gdy stawała oko w oko z własnym strachem w postaci bogina i zawsze wtedy, gdy wracała do szkoły, a szkolne powozy ciągnęły czarne, skrzydlate konie, których nikt inny nie widział. Tak ciężko było się przyglądać rodzicom, którzy w swych czynach z każdym dniem zbliżali się do śmierci, choć wydawali się nie posiadać tej świadomości. A mimo to starała się zachować w głowie pozytywne wspomnienia – ich uśmiechy, kołysanki i kolorowe szkiełka zawieszone nad jej łóżkiem przez mamę, tworzące kalejdoskop na suficie za każdym razem, gdy promienie słońca wpadały przez okno. To dlatego tak bardzo pragnęła odwzorować je w dormitorium Gryfonów, zbierając różne piórka, muszle i kawałki rozbitego szkła. Miały razem z Echo nawlec to wszystko na niewidzialne nici i sprawić, że zawiśnie nad ich łóżkami, rzucając wielobarwne cienie na całe otoczenie. Ostatni, dający szczęście wydźwięk po rodzicach, którzy zostawili ją i Psychosis przez próby dążenia do przyjemności. Za każdym razem, gdy oglądała nagrobki na cmentarzu, powtarzała sobie, że ona nigdy tak nie skończy i nie pozwoli na to nikomu innemu. A mimo to, właśnie teraz, dała przyzwolenie Avalon, a oprylak dymił powoli z popielniczki na szafce. Gdyby nie to, pewnie nie znajdywałyby się w tym miejscu, w którym teraz były. Ale nikt już nie rozpatrywał możliwości odwrotu, bo zdrowy rozsądek został pożarty przez czerń, która zagościła na wybijającym północ zegarze.
W tym momencie Utopia z pewnością miałaby setkę dylematów i argumentów przeciw, ale zostały jej odebrane, lądując w Niebycie. Był on dla półwili idealnym rozwiązaniem, czego z kolei nie mogła powiedzieć Blythe. Ale po co w ogóle cokolwiek mówić? Przecież i bez uroku była zdania, że w takich chwilach słowa są zbędne. Te źle wypowiedziane mogły jedynie zniszczyć atmosferę, która była tak ciężka, że nic dziwnego, że musiała w końcu znaleźć swoje ujście.
Prawdziwe patrzenie jest wtedy, gdy nie musisz wyciągać ręki, by spróbować dotknąć nieba, bo ono jest tuż obok ciebie. Stykasz się z nim, a ono pozwala ci sięgnąć swoich gwiazd, które zazwyczaj zdają się tak odległe i nieznane. To jak wędrówka w miejsca, które zazwyczaj są zakazane, by okazało się, że pozostaje ono niedostępne dla człowieka, by nie zniszczył jego nieskazitelnego piękna. Bo człowiek prowadzi do zniszczenia – zwłaszcza ten, który działa nieświadomie. Nawet delikatny gest mógł przewrócić wszystko niczym podmuch wiatru wieżę z kart, ale jeśli się nie spróbuje, nie będzie się wiedziało, czy tragedia, której tak bardzo się obawia, dojdzie do skutku i złapie ofiarę w swoje szpony.
To zaskakujące, że imiona Utopii i Avalon osobno symbolizowały coś idealnego, krainy pełne szczęścia i urodzaju, podczas gdy złączone razem prowadziły do destrukcji. Jak plus i minus na magnesie, których nie można od siebie oddzielić, choćby próbowało się siłą. Próby zmieszania dwóch idei w jedną, by utworzyć coś jeszcze piękniejszego nie mogły skończyć się niczym dobrym. Nic więc dziwnego, że obydwa sumienia musiały zostać uśpione.
Czy lwy odczuwały potrzebę posiadania skarbów? Prędzej smoki, choć porównywanie do nich Avalon byłoby skazą. Nijak nie przypominała łuskowatych bestii, choć tak jak one dążyła do tego, by posiąść coś, co uważała za swoje największe bogactwo. Półwila nie mogła być więc gadem, tak jak jej łóżko nijak nie przypominało zamczyska z koszmarów, a młodsza z Gryfonek nie nadawała się na złoto w lochu.
Północ oznaczała zazwyczaj początek nowego dnia, a nowy dzień mógł być jedynie kolejnymi możliwościami do zrealizowania. Czy właśnie to chciał przekazać ten przeklęty zegar na szafie? Gdyby tak było, nie przybrałby czarnej barwy. Ona mogła świadczyć tylko o jednym – że te możliwości nie skończą się zbyt przychylnie. Blythe nie zwracała jednak na niego uwagi, w tej chwili interesowała ją tylko Avalon, do której przyciągał ją urok. Aż pojawia się zagwozdka, czy gdyby w tym momencie, w tej sekundzie przestał działać, zauważyłaby cokolwiek, niesiona emocjami. Nawet gdyby rozsądek powrócił z Niebytu, pocałunki Szkotki odesłałyby go tam z powrotem.
Utopia czuła się niemal jak we śnie, kierowana jedynie impulsami i zupełnie nieświadoma tego, jak znalazła się w obecnej sytuacji, ani dlaczego tak bardzo podobało jej się to, do czego w normalnych warunkach z pewnością by nie dopuściła. I rzeczywiście wszystko działo się jak w marzeniu sennym, nie do końca przez nią rejestrowane, widziane już trochę jak przez mgłę.
Avalon popchnęła ją na łóżko, sprawiając przy okazji, że było jej o wiele wygodniej niż przy wcześniejszym pochylaniu się, by dotrzeć do jej ust. Jasne włosy łaskotały jej twarz, przez co zmarszczyła trochę nos, ale nie przeszkadzało jej to nadto. Przyjęła jednak z ulgą, gdy półwila odgarnęła je do tyłu, odsłaniając swoją twarz. Była taka piękna, idealna w każdym calu i przez to niebezpiecznie groźna. Mogła doprowadzić do całkowitego zapomnienia i dokonała tego, pozwalając szatynce odpłynąć jak przy najpiękniejszej pieśni syren, kierowanej pragnieniami danej osoby.
Dotyk Avy był tak przyjemny w swej delikatności, że Blythe chciała przyciągnąć ją bliżej siebie, ale gdy usłyszała jej szept, zamarła na moment. Jej zamroczony umysł analizował przez moment słowa blondynki, jak gdyby na początku nie potrafił ich zrozumieć, a potem jej oczy rozświetliły się jak najjaśniejsze gwiazdy, chcące przebić się przez zachmurzone niebo. Wiedziała, co to oznacza, a mimo to nie potrafiła wydusić z siebie ani jednego słowa, nie mogła jej odpowiedzieć. Sama nie była pewna, dlaczego tak się stało – czy to przez niechęć do powtarzania się, lęk przed zepsuciem chwili czy tę odrobinę rozsądku, która nakazywała jej milczenie. W jej głowie toczyła się walka, której nie była świadoma, ponieważ dowodzenie przejęła tylko jedna, krótka myśl: chcę więcej. Ale przecież nie mogły; to doprowadziłoby do katastrofy.
Oddech starszej dziewczyny zmieszał się z jej własnym, sprawiając, że znów zapragnęła zasmakować jej ust, które przeniosły się na szyję. Zamknęła oczy, wzdychając cicho pod wpływem tej pieszczoty. Dłońmi błądziła po plecach półwili, wściekając się przy tym na za dużą koszulkę, która je zakrywała. Chciała ją mieć jeszcze bliżej i tylko dla siebie.
Jeśli Avalon myśli, że naprawdę pozbyła się dylematu, była w błędzie. On po prostu zmienił właściciela na kogoś, kto w normalnych warunkach nawet by o tym nie pomyślał. Teraz jednak, zamroczona urokiem wili Utopia zgubiła gdzieś samą siebie.
Powrót do góry Go down


Avalon Cufferborough
Avalon Cufferborough

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : półwila
Galeony : 1140
  Liczba postów : 569
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10397-avalon-cufferborough
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10407-the-princess#286920
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10408-avalon-bee-cufferborough#286921
#7 QzgSDG8




Gracz




#7 Empty


Pisanie#7 Empty Re: #7  #7 EmptySob Mar 07 2015, 19:27;

Zastanawiającą jest kwestia testrali i tego, kiedy człowiek je widuje. Czy Avalon, mordująca teraz bez skrupułów świadomość Utopii, byłaby zdolna zobaczyć te stwory? Czy takie pozafizyczne morderstwo w ogóle podchodziło pod kategorię, której testrale wymagały? Czy one chciałyby, żeby Ava je widziała, skoro doświadczona śmierć wyszła spod jej ręki? Wszystko to pozostawiało miliony pytań, na które żadna z Gryfonek nie mogła, ba, nawet nie chciała odpowiedzieć. Angielka zapatrzona w Szkotkę, Szkotka zapatrzona w Angielkę. Popadły teraz w błędne koło, choć nie było ono tak poważne, jak mogłoby się wydawać, przynajmniej tak długo, jak blondynka starała się przedkładać dobro szatynki nad swoje własne. Mimo że brzmi to dosyć groteskowo, skoro znajdują się w takim a nie innym położeniu, a zniewolony Niebyt nie może nawet wyrazić głośnego sprzeciwu. Oczywistym jest, że Pszczole to zniewolenie bardzo odpowiadało, ale mniej oczywistą jest jej chęć uwolnienia Niebytu. Chciała Utopii, prawdziwej Utopii, nie jakiejś zakłamanej, pozbawionej wolnej woli marionetki, którą mogła sterować jak tylko sobie zażyczyła. Ale teraz, otępiona nieco mieszanką narkotyków, a przy tym straciwszy odrobinę kontrolę nad samą sobą, nie była nawet w pełni świadoma tego, że nie obcuje z Blythe'ówną. Przecież dziewczyna, na której praktycznie leżała, miała jej włosy, jej oczy, jej nos, jej usta, jej głos, jej szyję, jej ciało. Jak więc mogła nie być nią? Ava zadała sobie to pytanie jeden raz, prędko znajdując bardzo satysfakcjonującą odpowiedź. Wszelkie wątpliwości co do tożsamości brązowowłosej zostały więc rozwiane, a bardziej filozoficzne kwestie typu "czy ona jest w ogóle świadoma" nawet nie próbowały dostać się pod osąd zdeterminowanej dwudziestolatki, która teraz nie chciała myśleć o tym, że ich północ może dobiec końca. W tej chwili to właśnie Cufferborough była dla siebie samej taką tragedią, łapiącą wszystko w szpony. Siebie, Topkę, wszystko. Jednakże właśnie z tego powodu, że sama nią była, nie potrafiła stwierdzić, czy to coś złego, takiego, co nie powinno się było wydarzyć. Chciała wierzyć, że jej mała teoria co do czarnego błogosławieństwa i zezwolenia jest jak najbardziej prawdziwa, że to wszystko miało dojść do skutku, że żadne założenia losu nie zostały popsute. Jej własne były spełniane w całości, czy więc istniała możliwość, żeby cokolwiek tu było niewłaściwe?
Młodsza miała zostać utopią starszej, starsza rajem młodszej. Realizowały to doskonale, choć może nie w tym momencie historycznym, w którym powinny. Może nie w tych żywotach. Albo po prostu nie w tym świecie. Nie sposób stwierdzić, choć bardzo by się to wszystkim przydało, czy gdyby Avalon nie była wilą, a Utopia nigdy nie poznała Quietusa, to wszystko byłoby między nimi idealne. Może rzeczywiście? Może powierzyłyby sobie nawzajem zdrową, silną, prawdziwą miłość, która doprowadzałaby je do podobnych, tyle że szczerych sytuacji o wiele częściej? Może nie istniałaby obawa o to, że cała ich doskonała znajomość ległaby w gruzach, przy okazji uszkadzając kilka innych relacji? Tyle bezsensownych pytań, tyle rozważań, a przecież lwy nigdy nie zadawały sobie żadnych pytań. Po angielsku, z koroną na głowie, pokazywały wszystkim własną wspaniałość, licząc na uznanie i strach. Posiadały wszystko czego tylko sobie zażyczyły, rządząc w swych domenach żelazną ręką. Pewnie żadna potrzeba bogacenia się wcale ich nie dotyczyła, ale w odniesieniu do Cufferborough można tłumaczyć, że pewien lew magicznie połączył się z pewnym smokiem. Zachowawszy lwią postać, przejął smoczy charakter i do takiego właśnie połączenia dałoby się blondynkę porównać. Smok w lwiej skórze - oto przed państwem Avalon Cufferborough.
Czerń zegara nie musiała jednak oznaczać niczego złego. W towarzystwie wyznaczonej wskazówkami północy, miał szansę symbolizować noc. Noc, którą dziewczyny dostały tylko i wyłącznie dla siebie, taką noc, podczas której świat zupełnie się nie liczył, a one mogły bez konsekwencji powiedzieć i pokazać sobie wszystko, czego nie wolno byłoby im powiedzieć ani pokazać w normalnych okolicznościach. Prosta myśl, a jednak Bee odcinała się od zrealizowania jej w stu procentach przez bezlitosne trzymanie prawdziwej Topki w klatce. Co by powiedziała, co by pokazała gdyby była sobą? Skubnęła delikatnie zębami skrawek skóry na chudawej szyi. Chwilę potem pocałowała ją ponownie. Bez pożądania, bez pikanterii, bez pośpiechu. Potrzeba zachowywania czystości w nieczystości ciągle dyktowała Avie wszystkie warunki. A jednak chciała więcej, pragnęła zobaczyć jej obojczyki, jej piersi, jej brzuch, każde z nich bez zbędnego okrycia w postaci jasnego materiału, w całej, nieskalanej okazałości. Z obojczykami miała jeszcze dosyć łatwo za sprawą umiarkowanego dekoltu, ale reszta zachcianek do spełnienia potrzebowała działań. Szkotka czuła, jak wypieki powoli obejmują jej policzki. Ucieszyła się na to ciepło, będąc w pełni świadomą tego, że od czterech lat nigdy nie mogła się zarumienić, nawet jeśli bardzo próbowała, tak bardzo przyzwyczajona do komplementów, zalotów, niespodzianek. Zaczęła podnosić stopniowo głowę, składając coraz to kolejne pocałunki coraz wyżej i wyżej. Szyja, szyja, żuchwa, policzek, kącik ust, usta. Znów złączyły wargi, choć teraz głównie na symboliczny moment, po którym Cufferborough przeszła do siadu, zwinnie wymykając się lewym ramieniem spod Utopii. Odetchnęła cicho, spojrzała na strużkę dymu unoszącą się z niedopalonego skręta, po chwili wyciągając w jego stronę dłoń. Kiedy już zdołała złapać go w palce, wzięła najgłębszy haust dymu w całej karierze, znów odłożyła zwitek papieru do popielniczki, a potem na nowo przeszła do czworaków. Jasne włosy zdążyły w tym czasie zmienić się w krwistą czerwień, która w przeciwieństwie do utartego już schematu oprylakowego nie chciała ustąpić oryginalnemu kolorowi tak prędko. Dziewczyny pocałowały się ponownie, z tym że przy obecnym kontakcie chodziło bardziej o przekazanie białej mgiełki z jednych ust do drugich. Transakcja przeszła w miarę szybko, bowiem Avalon wspierała Utopię delikatnym wdmuchiwaniem spalonego oprylaka. Dwudziestolatka uwielbiała takie manewry. Pobudzały ją, podniecały, sprawiały, że całe zbliżenie nabierało o wiele bardziej intymnego charakteru. To jak jakiś plemienny rytuał dwóch kochanków (w tym przypadku: kochanek), którzy obiecywali sobie dozgonną miłość i zaufanie. Aż szkoda, że tylko jedna z obu uczestniczących w nich osób była skłonna kiedykolwiek pomyśleć o dozgonnej miłości, a przecież wcale nie mówimy tutaj o Pszczole.
Czerwonowłosa czuła obejmujące ją nieznośne gorąco, zauważając je też u swojej partnerki. Podniosła się więc raz jeszcze do siadu i ściągnęła z siebie bezceremonialnie koszulkę, czym wystawiła na widok jeden z dwóch elementów czarnej bielizny. Czasami żałowała, że nie była metamorfomagiem, bo mogłaby przynajmniej zakłamywać czasem prawidłowość swoich kobiecych atutów, ale prędko przeganiała tak irracjonalne myśli. Najwidoczniej tym pięknym zwykle przypadały małe rozmiary biustonoszy i niestety nie dało się na to nic poradzić. Tak więc t-shirt wylądował na krawędzi łóżka, uznany za całkowicie zbędny. Szkotka planowała jednak zorganizować mu towarzystwo. W tym celu zakradła się dłońmi na moment pod jasny materiał, aby zapowiedzieć dla brzucha nadchodzące obnażenie, a potem zaczęła równie zbędną bluzkę Blythe'ówny podciągać do góry. Z pełną współpracą nie było to nic trudnego, a niedługo potem obie Gryfonki mogły poczuć delikatne obniżenie temperatury na odsłoniętej skórze. Choć odsłoniętej w nierównym stopniu, bowiem mimo że obie bose i pozbawione topów, to jedna z nich w szortach - a te przecież odsłaniały o wiele więcej niż trochę podarte spodnie. Avalon nachyliła się na nowo, wracając do pierwotnej pozycji. Tym razem jednak nie interesowała się tak bardzo ustami czy szyją, zamiast tego muskając wargami całkowicie odsłonięty, lewy obojczyk. Och, ona najzwyczajniej w świecie kochała obojczyki. Nic dziwnego, że z tym, należącym do - cóż, powiedzmy sobie szczerze - najważniejszej na chwilę obecną osoby w całym jej życiu obchodziła się jak z największą i najświętszą relikwią jakiejś ogromnie ważnej religii. Tak jak więc na relikwię przystało, nie można było dotykać jej przez zbyt długi czas. Cufferborough oderwała się od rzeczonego obojczyka i wróciła do wpatrywania się w szaroniebieskie oczy.
- Powiedz mi, co czujesz - wyszeptała, równocześnie z tym odpuszczając nieco swojego uroku. Odzyskiwała kontrolę, więc chciała spełnić swoje życzenie. Dowiedzieć się, cóż takiego mogła jej powiedzieć Utopia w tych wyjątkowych okolicznościach, które zezwalały na wszystko, czego zabraniały okoliczności codzienne. Pokolorowane włosy jakby odczytywały słabnący urok i wracały do swej oryginalnej barwy. Oczywiście czar pozostawał w sporej sile, ale nie powinien on już onieśmielać dziewczyny na tyle, żeby nie potrafiła wydusić z siebie słowa. To mogła zrobić już tylko sama Avalon, która przenosząc ciężar ciała na swój lewy łokieć przywróciła wcześniejszego pomocnika na dawny posterunek. Delikatna dłoń znów ostrożnie gładziła zgrabny brzuch, powoli, spokojnie, jak gdyby chciała go w całości przez dotyk właśnie zapamiętać. Druga dłoń głaskała brązowe włosy, z kolei Ava tonęła sobie w najlepsze w szaroniebieskich tęczówkach, które zdawały się jej uciekać przez stopniowo zapadającą ciemność.
Powrót do góry Go down


Utopia Blythe
Utopia Blythe

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : najmłodsza Blythe, klon Psyche
Galeony : 1231
  Liczba postów : 1084
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8678-utopia-blythe
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8682-utopia
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8681-utopia-blythe
#7 QzgSDG8




Gracz




#7 Empty


Pisanie#7 Empty Re: #7  #7 EmptySob Mar 07 2015, 22:39;

Niektóre pytania powinny pozostać bez odpowiedzi, bo prawdopodobnie wcale jej nie posiadały. To tak samo, jakby zastanawiać się, czy czas można całkowicie zatrzymać. Nawet jeśli obejmie otoczenie wokół osób, które go wstrzymały, gdzieś tam na Ziemi, albo po prostu w całym kosmosie coś wciąż będzie się poruszać, pozwalając sekundom płynąć. Czas był kwestią równie pogmatwaną, co ludzkie uczucia. Nie dało się tego określić jednym słowem, jednym gestem. To wymagało całego ciągu czynności i zrozumienia, do którego czasem mogło w ogóle nie dojść. Choćby przez samo zamroczenie zmysłów. Czy Utopia była w stanie odpowiedzieć na pytanie, które zadała jej Avalon? Nawet teraz, gdy zdjęła nieco klątwy, wypuszczając ją na chwilę z Niebytu i sprawiając, że poczuła się zagubiona jak jeszcze nigdy dotąd.
- Dziwność – stwierdziła na samym początku, odwracając wzrok na sufit, a głos jej drżał, jakby wcale nie należał do niej. I tak właśnie się czuła – jakby ktoś obcy wypowiadał jej własne słowa, mimo że oczywistym było, że należały do niej. Coś w jej głowie powtarzało, że to złe, ale cichy głosik znów szybko odleciał w dal, nie pozwalając jej nawet n chwilę zastanowienia.
To nie powinno tak wyglądać. Przyjaźniły się, choć ostatnimi czasy Utopia przekonała się, że przyjaźń w prawdziwym tego słowa znaczeniu rzadko kiedy istnieje. Tak samo było i z Quietusem, któremu podobała się od dawna i który podobał się również jej, choć o tym Avalon nie wiedziała. Kolejny raz ktoś miał ją w garści, choć ani trochę nie przypominało to w jej wyobraźni wygłodniałej lwicy polującej na antylopę. Bardziej zatroskaną, kocią mamę, która złapała w zęby swoje młode, by ponieść je z powrotem do pieczary, z której się wywinęło.
- Trochę jak we śnie – dodała jeszcze po chwili, uświadamiając sobie, że pierwsza wzmianka wcale nie obrazowała jej uczuć w pełnym tego słowa znaczeniu. Raczej była tylko wstępem, który miał przerodzić się w coś zupełnie innego.
Znów odwróciła się w stronę Avalon, przez chwilę zatrzymując wzrok na jej ustach. Jeszcze przed chwilą były tak blisko, dzieląc się z nią dymem, od którego, tuż przed urokiem, uciekałaby gdzie pieprz rośnie, całkiem poważnie odmawiając wzięcia w tym udziału. Pod wpływem półwili nie mogła jednak zaprzeczyć, wręcz chciała, by ta dzieliła się z nią wszystkim, czym tylko mogła. Nadal zdawało jej się, że czuła oprylaka wędrującego jej do płuc i pobudzającego jeszcze bardziej niż pocałunki i pieszczoty Avy. Tak, jakby świat przekręcił się do góry nogami i podpowiadał jej, że nie powinna uciekać, a – wręcz przeciwnie – brnąć w to jeszcze głębiej.
- Ale to całkiem przyjemny sen.
Usta Gryfonki wędrujące po jej ciele… Na samą myśl jej ciało przechodził przyjemny dreszcz. Avalon nawet nie pozwoliła jej odczuć zimna po stracie koszulki. Cała była rozpalona jak jeszcze przed chwilą włosy półwili, choć odcień powoli zaczynał niknąć, zastępowany przez jej naturalne, srebrzyste pasma. Sama się nawet nie zastanawiała, czy i jej brązowe loki zmieniły swoją barwę, ale nie miała ochoty tego sprawdzać i odrywać wzroku od dziewczyny.
W całym życiu nikt jej jeszcze tak nie dotykał. Choć Quiet głaskał jej włosy, przytulał ją i nosił na rękach, zawsze wydawał się w swoich ruchach zbyt gwałtowny. Delikatność była w tym wypadku domeną Utopii, a teraz była nią obdarowywana przez jasnowłosą Gryfonkę. Nawet teraz, gdy dotykała jej brzucha i włosów, czuła się trochę jak ten skarb, o który trzeba wciąż dbać. Jak lalka z porcelany, która wymagała nieśpiesznych ruchów, choć w swej pysze pragnęła zdecydowania i wspomnianej wcześniej gwałtowności. Czy dało się połączyć oba, tworząc idealną całość? Przecież jedno przeczyło drugiemu, a potrzebowała obu.
- Nie chcę, żeby się skończył.
Czy to na pewno były jej słowa? Niewielka część świadomości podpowiadała, że nie – że to opanowana przez wilę marionetka z jej własnego ciała odpowiadała za nią. Ale przecież ten różowy dym w jej głowie, przesłaniający rozsądek, całkiem wprawnie mamił ją i szeptał do ucha, że to jest właśnie to, czego pragnie. A oprylak mu wtórował, mrucząc z namiętnością, jak cudowne są te pocałunki.
Wciąż nie odrywając swoich oczu od tęczówek Avalon, wyciągnęła dłoń. Gładząc opuszkami palców jej policzek, przesunęła się w stronę nosa i niżej, do ust, by zatrzymać się przez chwilę na nich. Zdawało jej się, że wciąż pozostaje na nich ślad jej własnych i nie powinien stamtąd zniknąć.
Przekręciła się na bok, by być na równi z Avalon. Dłonią znów wodziła po jej policzku, linii żuchwy, by przenieść ją na powoli na szyję i ramię. Badała każdy skrawek jej skóry, jak gdyby za chwilę miał rozpłynąć się w powietrzu, a jeśli to naprawdę był sen, to przecież w każdej chwili mógł.
Wiedziona złudnymi obietnicami uroku wili i oprylaka, że nic złego się nie stanie i naprawdę tego chce, znów dotknęła ust Avalon swoimi, łącząc je w pocałunku mniej niewinnym niż dotychczasowe. Powinna przestać, świadomość ostatkami sił, czołgając się wręcz po jej umyśle nakazywała jej zachować rozsądek. Czary i ta odrobina dymu, która pierwszy raz zetknęła się z jej organizmem, przeważyły jednak szalę, zdeptując myśli prawdziwej Utopii jak samotną mrówkę i śmiejąc się radośnie ze swojego triumfu. Wygrywały.
Powrót do góry Go down


Avalon Cufferborough
Avalon Cufferborough

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : półwila
Galeony : 1140
  Liczba postów : 569
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10397-avalon-cufferborough
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10407-the-princess#286920
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10408-avalon-bee-cufferborough#286921
#7 QzgSDG8




Gracz




#7 Empty


Pisanie#7 Empty Re: #7  #7 EmptySob Mar 07 2015, 23:57;

To prawda, niektóre pytania rzeczywiście lepiej egzystują w świecie nie mając przypisanej do siebie odpowiedzi. Dlatego też dobrze, że na wszystkie te miliony zagadek, jakie Avalon potrafiłaby sobie teraz postawić, nikt nie mógł odpowiedzieć. Niektóre z nich byłyby zdolne kogoś bardzo zdołować, gdyby zmieniły się z tajemniczych tajemnic w faktyczne fakty. Ale na ten temat udało nam się doświadczyć już wielu wystukanych literek. Skupmy się może na tym, że Cufferborough nie potrafiła powstrzymać uśmiechu, kiedy już dowiedziała się, co tam w Topce cicho gra. Dziwność. Gdyby nie to jedno, drobne słowo, istniałaby dla blondynki ogromna szansa, aby zauważyć drżenie głosu towarzyszki. Zamiast tego, z upodobaniem powtarzała sobie w myślach "dziwność". W znarkotyzowanym stanie było to jeszcze bardziej zabawne, dlatego też Avy zachichotała najciszej, jak tylko potrafiła. Nie miała oczywiście najmniejszego zamiaru psuć im nastroju, dlatego łapką ciągle krążyła po brzuchu siedemnastolatki, niemniej jednak nadal chciała być zatroskaną lwicą. Bo żadna z niej kocia mama, skoro tak umiejętnie capnęła swoją ofiarę i równie umiejętnie trzymała ją w szponach, nawet delikatnie rozluźniając uścisk, aby zobaczyć jak... no właśnie. W założeniu rozluźnianie uścisku sprawia, że złapany zwierz zaczyna się wiercić i wykręcać. W tym jednak przypadku omotanie było tak specyficzne, że nieco uwolniony więzień tylko zapewniał o swoim dobrobycie. Ale to przecież nic dziwnego, kiedy jest się półwilą i podejmuje się porządne starania celem rozkochania w sobie kogoś na zabój. Avalon powolutku czuła na sobie bardziej drastyczne efekty oprylaka, mimo że kolor włosów już niemal całkowicie wrócił do oryginalnej formy. Nie mogła powstrzymać nadaktywnych stóp, a tamtejsze palce wywijały we wszystkie możliwe sposoby. Z uwagi na obecne położenie był to niebywale irytujący ewenement, ale trzeba czasem płacić nieco zawyżoną cenę za własną przyjemność. A na chwilę obecną przyjemność definiowało pobudzenie, które sprawiało, że Szkotka nie popadała w sen podobny do tego, o którym mówiła szatynka.
- Ślicznie dziękuję za docenienie moich starań - odparła zalotnie na zaznaczenie pozytywnego charakteru całej tej senności, którą bezsprzecznie wywoływał czar wili. Kolejnych kilka chwil naznaczyła drobna stagnacja, przerwana dopiero nieszczerym wyznaniem Utopii, które Bee przyjęła z ogromną, może nawet przesadzoną satysfakcją. Fala pewności siebie ogarnęła chuderlawe ciało Szkotki, sygnalizując, że zaraz będzie się można spodziewać kolejnej, pochopnej decyzji. Nie dbała już w najmniejszym nawet stopniu o to, z kim właśnie zajmowała swoje łóżko, liczyło się tylko to, że ów ktoś wyglądał i brzmiał jak Utopia, a przy tym zapisywał dla tej prawdziwej Utopii wszystkie wspomnienia. Zależało jej na tym, żeby ten wieczór dobrze im się obydwu kojarzył. Jutro, za tydzień, za miesiąc, za rok. Żeby wspominały go i łaknęły powtórek. Żeby mogły sobie kiedyś nawzajem powiedzieć, że to właśnie tego szukały w swoich stosunkowo krótkich żywotach.
Kiedy smukłe palce zatrzymały swoją ostrożną eskapadę na spragnionych działania ustach Avalon, dziewczyna postanowiła dać im to, czego chciały. Ucałowała wskazujący, środkowy, po chwili wahania również serdeczny. Kolejny moment stagnacji wkradł się w poczynania dwudziestolatki, podczas gdy młodsza towarzyszka bez namysłu przejmowała inicjatywę. Blondynka drgała lekko, chłonąc skórą każdy dotyk Gryfonki, aż do momentu kiedy nastąpił ich kolejny pocałunek. Rzeczywiście, brakowało mu dotychczasowej niewinności i właśnie dzięki temu wywołał on u półwili zaskoczenie. Problem w tym, że oprócz zaskoczenia narodziło się coś jeszcze. Ogromne napięcie, które miało sygnalizować kolejną, bezmyślną decyzję, czekało od dłuższej chwili na impuls. Właśnie w tym zetknięciu ust ów impuls znalazło, uwalniając w całej Cufferborough niemożliwe do opisania pokłady energii, które prędko zniewoliły ostatki zdrowego jej rozsądku i same przejęły władzę nad tym, co robiła. "Zrobię to z nią" - zabrzmiało w myślach, a Avalon pchnęła Utopię, znów zmuszając ją do położenia się na plecach. Nie przerwały pocałunku nawet na sekundę, bowiem Ava użyła do powyższego manewru również własnego ciała. Dominacja została ustalona na nowo, kiedy półwila powróciła do ulubionych przez siebie ostatnio czworaków. Lewe ramię już tradycyjnie służyło za filar dla całego ciała, zaś jego bliźniacza kończyna zajmowała się proaktywną częścią ogólnej działalności. Skoro porcelanowa figurka upomniała się o zdecydowanie i gwałtowność, to zbrodnią byłoby ich jej nie dostarczyć. Podczas gdy dziewczyna wzbogacała pocałunek o szaleńczy taniec połączonych języków, cierpliwy posterunkowy otrzymał polecenie zmiany rejonu działań. Dłoń powędrowała bezceremonialnie ku górze, gładząc - choć przy tej prędkości ciężko nazwać to gładzeniem - fragment brzucha, żebra i lewą pierś. Fakt, że nie zawitała pod stanikiem, zamiast tego zaczepiając pieszczony jeszcze trochę wcześniej obojczyk, był tu chyba tylko i wyłącznie dziełem przypadku. Następnym przystankiem została szyja, którą u górnej granicy chwyciła tak, aby kciuk mógł zawitać na policzku, zaś reszta palców miała możliwość wplecenia się w brązowe włosy. Pszczoła nie oddychała przy tym przez nos, oj nie, nie mogłaby tego wytrzymać. Usta miały więc podwójnie ciężkie zadanie w jak najintensywniejszym wymienianiu kolejnych pocałunków z Utopią, jak również zaopatrywaniu swej właścicielki w niezbędne powietrze. Należy przypomnieć, że języki niechętnie podchodziły do przerw we wspólnych zabawach, więc może na miejscu byłoby nawet stwierdzenie potrójnie ciężkiego zadania. Ba, poczwórnie, gdyby doliczyć chęć obiecania Blythe'ównie, że sen nie dobiegnie końca już nigdy, a one przez resztę swoich żyć będą tkwiły w tym jednym pokoju, ciągle dostarczając sobie coraz to większej satysfakcji.
Aż nagle coś w niej pękło. Ta sama energia, która przed chwilą pchała ją z całej siły w stronę seksu z przyjaciółką, teraz zaczęła ją ciągnąć w przeciwną stronę. Wbrew własnej woli straciła ponownie kontrolę nad czarem, który jak najbardziej kapryśna dziewucha w całym Hogwarcie ni z tego ni z owego postanowił prysnąć. Cufferborough była tego tylko połowicznie świadoma, bowiem myślała, że to powikłania związane z mieszaniem narkotyków wywołują u niej stany lękowe. Porzuciła jednak intensywność pocałunków, wracając do pierwotnej delikatności. Muskała usta Topki jak gdyby nigdy nic, chociaż zaczęła już nieco drżeć ze strachu. To nie mogło się przecież teraz stać. To chyba jakiś idiotyczny żart. Myśli Szkotki zaczęły się tłuc same ze sobą. Nie wiedziała co ma zrobić. Starała się ciągnąć szopkę bez widocznych zmian w nastroju, licząc na to że oszołomiona Angielka nie zadziała wbrew jej zachciankom. Miała jednak pełne przekonanie przegranej sprawy i próbowała w panice na nowo zaczarować siedemnastolatkę. Czuła się, jak gdyby straciła pamięć, bo nie mogła przywrócić nawet odrobiny swojego czaru. Całowała dalej, zaczęła głaskać policzek, opanowywanie drgań pochłaniało coraz większy ułamek jej skupienia.
Proszę, nie przestawajmy. Nie budź się ze snu. Jest taki piękny...
Powrót do góry Go down


Utopia Blythe
Utopia Blythe

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : najmłodsza Blythe, klon Psyche
Galeony : 1231
  Liczba postów : 1084
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8678-utopia-blythe
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8682-utopia
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8681-utopia-blythe
#7 QzgSDG8




Gracz




#7 Empty


Pisanie#7 Empty Re: #7  #7 EmptyNie Mar 08 2015, 18:26;

Urok wili działał jak Amortencja. Mamił, zmieniał obraz rzeczywistości i wywoływał sztuczne uczucia o mocy niekiedy większej, niż te prawdziwe. Ale tak jak eliksir, miewał momenty, kiedy jego moc zmniejszała się, ostatecznie niknąc. Nawet tak silna moc musiała mieć swoje słabe strony.
Gdy różowy dym otrzymał cios od rozsądku, pozwalając ponieść się w Niebyt, oprylak wciąż starał się wygrać, szarżował wprost na niego. Niewielkie miał jednak szanse w pojedynkę.
Cichy głosik, dręczący co jakiś czas Utopię, ale niknący gdzieś między myślami o Avalon, zaczął przybierać na sile. Rzeczywistość traciła otoczkę mglistego snu, znów stając się wyrazistym obrazem, który oglądała na co dzień.
Z każdą sekundą zamroczenie ulatniało się, dodając jej coraz więcej świadomości w zaistniałej sytuacji. Dłoń półwili gładziła jej policzek, usta dotykały jej własnych, a czuć w tym było desperację i próbę utrzymania uroku, który samoistnie się rozpłynął. Zrobiła to, mimo że jej moc nigdy nie miała złapać Utopii w swoje szpony.
Oddawała pocałunki, uświadamiając sobie, że coś jest nie w porządku, a im więcej było takich myśli, tym bardziej stawała się pasywna. W końcu, trzeźwiejąc całkowicie, otworzyła szeroko oczy i przekręciła głowę, odsuwając się od Avalon. Serce biło jej jak szalone, o mały włos nie wyskakując z piersi, oddech przyspieszył, jakby się czymś potwornie denerwowała. I tak też było, gdy okazało się, że urok wili nie tylko zamroczył jej umysł – on też sprawiał, że to wszystko mimo wszystko pozostawało wyraźne. Po Amortencji często traciło się pamięć, a w tym wypadku nie było to możliwe, o ile wila tego nie chciała.
Odepchnęła blondynkę od siebie, starając się przy tym wyplątać z jej ramion. Emocje tłoczyły się w niej, poszukując ujścia, którego nie potrafiły znaleźć. Chciało jej się krzyczeć i płakać jednocześnie. Zaciskała mocno zęby, starając się, by łzy nie pociekły jej po policzkach. Nie chciała, żeby Avalon je oglądała, nie teraz, nie w tej chwili.
Podniosła się z łóżka, łapiąc przy tym swoją bluzkę tak gwałtownie, że zrzuciła popielniczkę prosto na kartony po pizzy. Nie przejęła się tym zbytnio. Nie interesował jej dym, rozsypany po podłodze popiół czy skręt wypalający się na pudełkach. Wpatrywała się w swoją przyjaciółkę z bardzo widoczną mieszaniną bólu i złości, próbując zrozumieć, dlaczego właściwie do tego wszystkiego doszło. I kiedy. Myśli mieszały jej się w głowie, naprawdę czuła się jak w śnie, podczas którego nie wie się, jakim cudem znalazło się w danej sytuacji.
- Dlaczego?
To pytanie wydobyło się z jej ust tak cicho, że ledwie słyszalnie. Tylko ktoś naprawdę skupiony mógł je wyczytać z niewyraźnego ruchu warg.
Stała jeszcze krótką chwilę, nie spuszczając wzroku z półwili, ale gdy tylko uświadomiła sobie, że ta mogła spróbować ponownie ją zaczarować, niemal rzuciła się na drzwi z pokoju. Będąc na korytarzu, narzuciła na siebie swoją koszulkę i otworzyła pierwsze wejście, jakie napatoczyło się na jej drodze. Modliła się o to, żeby prowadziło na zewnątrz, ale tak się nie stało. Zamiast tego natrafiła na łazienkę, w której natychmiastowo się zamknęła i osunęła na podłogę, opierając plecami na ścianę tuż obok. Ukryła twarz w dłoniach, czując łzy cieknące między palcami. Emocje w końcu odnalazły swoje ujście, a ona nie wiedziała, co ze sobą począć. Była zła, nie tylko na Szkotkę, ale również na siebie za to, że pozwoliła się tak łatwo oczarować. Każdy racjonalnie myślący powiedziałby, że i tak by tego nie pokonała, ale ona ubzdurała sobie, że gdyby naprawdę chciała, nie doszłoby do tego wszystkiego. Choć nie było w tym jej winy, czuła się, jakby zdradziła. Zdradziła siebie, swoje zasady i – przede wszystkim – Cichego, któremu nawet nie wspomniała o tym, dokąd idzie. Nie umiałaby mu teraz tego powiedzieć, a już zwłaszcza prosto w oczy. Po raz kolejny zawiodła, wplątując się w sytuację bez wyjścia i nawet nie potrafiła dostatecznie dobrze uciec, lądując w łazience. Tylko dlaczego tak bardzo się wściekała, skoro to sprawka wyłącznie Avalon?
Przetarła oczy białym rękawem koszulki, starając się uspokoić. Powinna stąd wyjść i powiedzieć przyjaciółce, co o tym wszystkim myśli. Ale nie była na to wcale gotowa. Wciąż miała w głowie obraz tego, co stało się przed chwilą.
Nawet się nie spostrzegła, że mimowolnie dotknęła swoich ust, na których cały czas czuła dotyk warg przyjaciółki. Całowała ją, jak gdyby nie była samą sobą. Tak, jakby czary wywołane przez półwilę sprawiły, że nabrała pewności siebie, której na co dzień jej brakowało. Czy odkryła tę cząstkę siebie, o której istnieniu dotychczas nie wiedziała? A może po prostu urok obudził w niej jakąś inną osobę, zastępując Blythe’ównę w jej własnym ciele. Nie potrafiła tego ani trochę zrozumieć.
Odczucia pozostawione przez dłonie Avalon, wędrujące po jej ciele jak gdyby było jej własnością, cały czas były żywe, jak wtedy, gdy leżała na łóżku. Rozsądek nakazywałby jej wtedy przestać, ale został uwięziony w Niebycie i przez to Utopia sama wkroczyła na głęboką wodę, pozwalając swoim palcom badać każdy odsłonięty skrawek skóry starszej Gryfonki. Dotykała jej, całowała, jak gdyby wcale nie było to przekleństwem, a najpiękniejszym darem bożym, jaki otrzymały. I mimo odzyskania pełnej świadomości i wiedzy, że to nie było dobre; pomimo dręczącego ją sumienia, gniewu na Cufferborough i emocji szastających nią, jak gdyby nie mogły pomieścić się w tak mizernej istocie; wbrew uczuciom, jakie przejawiała w stosunku do Quietusa i jakie mimo wszystko się nie zmieniły, denerwowała się na siebie, bo w głębi ducha odczuwała przyjemność z tego zbliżenia.
Uniosła głowę, wpatrując się przez dłuższą chwilę w wannę tuż przed sobą. Tak bardzo marzyła o pustce w głowie, pozwalającej jej na spokój. Nienawidziła tych wagarów, tego domu, mocy wili i samej siebie za to, że jej się podobało. Bała się kogokolwiek zranić, musiała się pozbyć tych odczuć. Pragnęła jedynie orzeźwienia, które mogła przynieść jej…
Podniosła się z podłogi, koślawym krokiem zmierzając w stronę wcześniej wspomnianej wanny. Czuła, że od płaczu spuchły jej oczy, choć jednocześnie miała ochotę rozbić wszystkie lustra w tym pomieszczeniu. Powstrzymała się jednak i odkręciła wodę. Szum był tak przyjemny dla uszu, zupełnie jak słowa, które jeszcze niedawno słyszała od półwili, wymawiane śpiewnym głosem uroku. Potrząsnęła głową, pozbywając się tego wspomnienia i wyciągnęła rękę, czując, jak strumień wody ochładza jej palce.
Nabrała trochę tego zbawiennego płynu w dłonie i przemyła twarz, dochodząc do wniosku, że to za mało. Ani trochę nie orzeźwiało, jedynie pogarszając uczucie wywołane płaczem. Kierowana impulsem, pochyliła się, pozwalając wodzie zamoczyć jej włosy. Czuła zimno spływające jej po głowie i ulgę, jak gdyby to mogło naprawić wszystkie błędy dzisiejszego dnia. W końcu podniosła się, pozwalając, by wilgotne włosy opadły jej na plecy, mocząc ubranie i podłogę tuż pod jej bosymi stopami. Wydawać by się mogło, że wszystko się ułoży, a przecież musiała stąd wyjść, stając oko w oko z Avalon. W momencie, gdy sobie to uświadomiła, poczuła, jak żołądek zawiązuje się jej w supeł. To nieznośne uczucie lęku, przed którym nie mogła uciec. Tak, jakby się topiła, a powierzchnia wody oddalała się z każdym ruchem rękami.
Powrót do góry Go down


Avalon Cufferborough
Avalon Cufferborough

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : półwila
Galeony : 1140
  Liczba postów : 569
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10397-avalon-cufferborough
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10407-the-princess#286920
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10408-avalon-bee-cufferborough#286921
#7 QzgSDG8




Gracz




#7 Empty


Pisanie#7 Empty Re: #7  #7 EmptyNie Mar 08 2015, 19:50;

Prawdziwa wilowatość nie miała tak właściwie słabych stron. Nawet przemiana w harpię miała w sobie ten pozytywny aspekt, który ratował pozornie bezbronne wile przed zbyt silnymi wielbicielami, którzy byli tak zauroczeni, że nawet ich odmowy do nich nie docierały. Powodem dla utracenia przez Avalon kontroli była tylko i wyłącznie ona sama, bowiem nigdy nie nauczyła się panować nad swoimi zdolnościami do perfekcji. Dlatego właśnie oczarowywała ludzi przez przypadek, tak jak to miało miejsce z Utopią paręnaście minut wcześniej, dlatego czasem traciła zupełnie znikąd kontrolę, dlatego czasem nie potrafiła oczarować tego, kogo chciała. Matki zwykle uczyły swoje córki opanowania. Zwykle pomagały im we wszelkich trudnych momentach, ale Kirstin nie można było nazwać bez zawahania matką. Zauważywszy, jak wspaniałe może mieć w domu widowisko, przestała dbać o takie drobiazgi jak pomoc własnemu dziecku i jego poprawne wychowanie. Pszczoła stała się dla niej w pewnym momencie nieco zbędną zabawką, którą lepiej było zostawić w stanie takiej świadomości, jaką sama potrafiła sobie zorganizować. Dlatego też nigdy nie siedziały razem, przekazując sobie kluczowe do mamienia słowa, intonacje, gesty. Nie ćwiczyły wywoływania atmosfery, nie ćwiczyły pobudzania genów do pracy. Zamiast tego, stoczyły między sobą pewnego dnia walkę. Walkę tak groźną, że Avalon była bliska śmierci. Nikt jednak nie wie, nawet ona sama, że spoczywający teraz na szafie Prince jest martwy dlatego właśnie, że przyjął ów śmiertelny cios na siebie. Gdyby tego nie zrobił, mała Cufferborough nigdy nie mogłaby doświadczyć nawet swojego pierwszego pocałunku. Wszędzie byłby tylko chłód małej, niezgrabnej trumny, którą zapewne od niechcenia stworzyłby Glenn.
Ale nie o swojej śmierci myślała teraz Bee. Całą uwagę skupiła na wymykającym jej się spomiędzy palców ptaszku, który nagle przestał wokoło manifestować swoją przyjemność. Im więcej półwila napotykała bierności, tym bardziej spowalniała. W końcu oderwały się od siebie, a blondynka zamknęła oczy i spuściła chwilowo głowę w dół. Moment później starała się jeszcze zbliżyć do Gryfonki, ale została bez chwili wahania odepchnięta. Nie dało się już tego wszystkiego pomylić. Czar prysł, a czerń zegara okazała się jednak złą wróżbą. Szkotka spojrzała w jego stronę. W zapadającej ciemności dało się mieć na jego temat tylko jedną, pewną myśl - nie zmienił koloru nawet w minimalnym stopniu. Dziewczyna nie wiedziała, co ma zrobić ze swoim ciałem. Jak je schować, ułożyć, zagospodarować. Czuła, że ta sama odsłonięta skóra, po której Utopia jeszcze niedawno beztrosko wodziła palcami, była teraz jej największym przekleństwem. Nie zareagowała na zrzuconą popielniczkę, przynajmniej nie na zewnątrz. Wewnątrz wiedziała, że jeśli prędko nie posprząta wywołanego bałaganu, będzie się trzeba uporać z ogniem, jeśli nie pożarem. Chwyciła swoją koszulkę i bez jakiegokolwiek pośpiechu przyciągnęła do siebie, owijając nią sobie ramiona. Nie była nawet jej w stanie teraz założyć, bo bez przerwy wpatrywała się w Blythe'ównę, tak niewinną, a tak bezlitośnie zranioną. Najgorsza była dla Avalon świadomość tego, że to właśnie ona dopuściła się takiej zbrodni. Dopiero teraz odczuła wagę swojego morderstwa, mimo że nieco wcześniej wydawało się ono wręcz trywialne. Nieme pytanie sprawiło, że serce trochę jej pękło. Co miała odpowiedzieć? Że zrobiła to z miłości? Doskonale wiedziała, za jaką idiotkę zostałaby uznana. Przecież wile się nie zakochują. To w nich trzeba się zakochiwać, czy się tego chce, czy nie. Kręciła więc tylko głową, ku swemu własnemu zdziwieniu nie pokazując na twarzy żadnych uczuć. Nie potrafiła się określić. Chciała płakać, czy może się tłumaczyć? A może w ogóle chciała skrzyczeć Utopię za to, że nie chciała jej się poddać dobrowolnie? Zagryzła wargę ciut zbyt mocno, ale szczęśliwie nie przebiła się do krwi. Czuła tylko ból, który odwracał w drobnym stopniu jej uwagę od wyjścia siedemnastolatki. Strużka dymu nabierała większych rozmiarów, a karton po pizzy niecodziennie prędko zajął się drobnym płomykiem, który stopniowo rozszerzał swoją strefę wpływów. Gospodyni uwolniła ramiona z koszulki, wstała z łóżka i zaczęła szukać swojej różdżki, którą znalazła o niebo szybciej, niż ostatnim razem. Krótkie, niewerbalne zaklęcie. Płomień zniknął, a skręt stał się zupełnie bezużyteczny. Rzuciła patyczek na łóżko, po czym zgarnęła z niego t-shirt, który wreszcie narzuciła z powrotem na siebie. Zabrała szklankę trzymającą w sobie jeszcze trochę mrożonej herbaty, którą niedługo potem w cztery sekundy opróżniła, siadając na krześle nieopodal biurka. Chłodne szkło przyłożyła do jednego z rozpalonych policzków, znowu zamykając oczy. Mimo że wszystko miało miejsce bardzo niedawno, zaczęła to wspominać jak gdyby od kłopotliwych wydarzeń minęło kilka lat. Dotknęła swoich ust, najpewniej równocześnie z Topką, która robiła dokładnie to samo, zamknięta w łazience. Z tym że o ile tamta była zła na cały świat za swoją satysfakcję, o tyle ta przyjmowała ową satysfakcję jak dobrego przyjaciela. Nigdy przedtem nie rozpatrywała w podobny sposób swoich zbliżeń z innymi ludźmi. Nawet Sullivana, którego swego czasu traktowała tak jak teraz traktowała młodą Blythe, nie wspominała tak intensywnie, mimo że wtedy od kontaktu nie minęło więcej czasu niż teraz. Zabawne było dla niej poczucie winy, które męczyło ją przez oprylakowe zachcianki. Bo ona sama, Avalon Cufferborough, nie chciała brnąć z Utopią dalej. Nie chciała jej zaliczać, nie chciała docierać do którejś tam bazy, nie chciała - powiedzmy wreszcie coś konkretnego - uprawiać z nią seksu. Była święcie przekonana, że coś takiego tylko zniszczyłoby osóbkę równie niewinną co zamknięta teraz w jej łazience szatynka. Wiedziała, że wpadła do łazienki zamiast na klatkę schodową dlatego, że drzwi do niej skrzypiały w specyficzny sposób. Narzekając właścicielowi kamienicy nie sądziła, że ten irytujący dźwięk kiedykolwiek do czegokolwiek jej się przyda.
Chciałaby tak siedzieć nawet przez wieczność, jeśli miałoby to oznaczać, że w pewnym momencie tej wieczności Utopia wróciłaby do sypialni, wybaczyłaby jej to wszystko i powiedziała, że tak ogólnie rzecz biorąc to wcale nie było jej źle. Miała jednak pełną świadomość, że bez jej działań nic się nie załatwi ot tak, samo z siebie. Jeszcze parę chwil myślała, jak rozwiązać przynajmniej sytuację dzisiejszej nocy. Podniosła się z miejsca, zaś pomysł niespodziewanie wskoczył jej do głowy jak jakiś zaczarowany najeźdźca. Docierając do drzwi łazienki, zmartwiła się odgłosem szumiącej wody. Pierwsza myśl od razu dopadła do najgorszego scenariusza, ale rozsądek Avalon jakimś cudem przezwyciężył. Żadne samobójstwo nie miało się dziś odbyć.
- Utopia... - powiedziała głośno, ale zacięła się, niepewna skuteczności swojego rozwiązania - Pójdę nocować u znajomej. Połóż się, odpocznij, prześpij... Następna pizza miała być jutro koło jedenastej. Powiesz dostawcy, że o czwartej przyjdę do nich do lokalu, żeby za wszystko zapłacić. Na wszelki wypadek zostawię galeony na szafce, tam gdzie stoi szklanka po herbacie. A, gdybyś... gdybyś jeszcze chciała pić, to mam tylko wodę, tam to była ostatnia torebka. No i... chyba tyle. Śpij dobrze. Przepraszam - zakończyła, stojąc jeszcze przez kilka chwil przed drzwiami, aby potem zerwać się z miejsca i zacząć przetrząsać szafę w poszukiwaniu czegoś, w co mogłaby się ubrać na wyjście. Co jak co, ale szorty nie nadawały się na wychodzenie prosto w zimową noc.
Powrót do góry Go down


Utopia Blythe
Utopia Blythe

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : najmłodsza Blythe, klon Psyche
Galeony : 1231
  Liczba postów : 1084
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8678-utopia-blythe
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8682-utopia
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8681-utopia-blythe
#7 QzgSDG8




Gracz




#7 Empty


Pisanie#7 Empty Re: #7  #7 EmptyNie Mar 08 2015, 20:54;

Usłyszawszy głos Avalon, oparła się rękami o wannę. Zrobiło się jej wręcz słabo, bo oto jej lęk, ten który ją zatapiał, stał teraz za drzwiami, które w każdej chwili mógł otworzyć. Czy ona naprawdę wierzyła, że Utopia jak gdyby nigdy nic położy się spać, czekając na jej powrót? Nie potrafiłaby, czując gniew, smutek i zażenowanie zarazem. Mimo że woda dała jej chwilową ulgę, emocje znów powróciły.
Wciąż opierając się jedną dłonią o brzeg wanny, drugą zakręciła wodę, przez co odgłosy z zewnątrz stały się wyraźniejsze. Słyszała, jak półwila kręci się po swoim pokoju, być może przebiera, by po chwili wyjść. Drzwi skrzypiały przeraźliwie, a Blythe nie była pewna, czy to przypadkiem nie podstęp i w rzeczywistości Avalon nie czekała na nią na korytarzu. Gdyby się teraz wychyliła, ta mogłaby ją złapać w swoje szpony, przyszpilić do ściany i po raz kolejny zaczarować. Tylko po co?
Przepraszam.
Jak gdyby to mogło coś zmienić, naprawić wszystkie krzywdy i wyrzucić z pamięci natarczywe wspomnienia, które nie dawały jej spokoju. Jak gdyby jakaś bezlitosna ręka przeglądała jej umysł niczym album ze zdjęciami, co rusz zatrzymując się na tym, czego desperacko chciała się pozbyć. Wrażenia sprzed zaledwie kilku chwil mieszały się jej ze wspomnieniami z ferii zimowych na Syberii. Prawdziwy galimatias uczuć, z którymi sobie nie radziła. Dylemat, czy w ogóle powinna cokolwiek mówić Quietusowi, choć należała mu się szczerość.
Krople wody skapujące z kranu w końcu ustały. Ostatnie dźwięki rozpłynęły się w nicość, zostawiając Utopię sam na sam z jej własnym oddechem i zwalniającym biciem szalonego serca.
Cisza. Przebrzydła cisza zapadła niedługo po tym, jak Avalon wyszła z domu. Nawet gdyby zakradała się za drzwiami, nie udałoby jej się tam ustać bez najmniejszego nawet szmeru. To oznaczało, że naprawdę ją tutaj zostawiła.
Gryfonka odsunęła się od wanny, ślizgając trochę na mokrej podłodze i podeszła do drzwi, by wychynąć na korytarz. Rozejrzała się ukradkiem, trzymając dłoń na klamce, by w razie czego szybko się wycofać. Bała się tego starcia, nadal nie była gotowa, mimo że przecież musiała w końcu porozmawiać z Avalon i dowiedzieć się, dlaczego to wszystko. Nawet jeśli sądziła, że zna powód, lękała się go również we własnych myślach. Nie potrafiłaby tego wypowiedzieć na głos.
Nie dostrzegłszy znajomej grzywy srebrzystych włosów, zakradła się do pustego pokoju. Bałagan, jaki po sobie zostawiła, nadal tam panował, choć półwila musiała ugasić płomień. Zrzuciwszy popielniczkę, nawet nie zastanowiła się nad tym, że przecież mogła wywołać pożar, a jej przyjaciółka niekoniecznie szybko znalazłaby różdżkę. Ewentualnie mogła wykorzystać herbatę, która dziwnym trafem wyparowała ze szklanki przeniesionej na biurko.
Ale zaraz… Przyjaciółka? Czy ktoś taki zdecydowałby się ją zaczarować? Tylko że… Avalon nie panowała nad sobą, była zamroczona dymem oprylaka, którym później podzieliła się wraz z nią. Skrzywiła się na myśl o mgiełce, która trafiła do jej ust. Przecież nie chciała!
Zacisnęła dłonie w pięści, spoglądając na zegar, który wciąż wskazywał czarną północ. Może przepowiadał przyszłość? Jeśli tak, powinni to gdzieś opatentować, by ostrzegał przed natarczywymi półwilami.
Utopia nadal czuła się zbyt zraniona, by racjonalnie myśleć. Jedyne, co wpadło jej do głowy, to zerwanie swojej kurtki z wieszaka i narzucenie jej na siebie. Nie mogła tutaj zostać, wręcz trzęsła się na samą myśl.
Zgarnęła swoją torbę, wciągnęła buty i wybiegła na zewnątrz, nawet nie zastanawiając się, dokąd pójdzie. Bała się teleportować. W takim stanie przypadkiem by się rozszczepiła, wywołując tym jeszcze gorsze konsekwencje niż coś tak – zdaniem złośliwych – błahego, jak złamane serce. Poza tym nie znała Londynu, ale chyba wolała się zgubić, niż czekać w spokoju na ponowne pojawienie się Avalon.
 

z/t x2
Powrót do góry Go down


Sponsored content

#7 QzgSDG8








#7 Empty


Pisanie#7 Empty Re: #7  #7 Empty;

Powrót do góry Go down
 

#7

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 3Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: #7 KQ4EsqR :: 
mieszkania
-