Największe pomieszczenie w zamku, to tu odbywają się wszystkie uczty i bale. Oświetlone jest przez lewitujące w powietrzy tysiące świec. Wspaniałe, wysokie sklepienie zawsze odzwierciedla prawdziwe niebo, bez względu na to czy świeci Słońce, czy pada deszcz. Każdego ranka, przy śniadaniu zlatują się sowy przynosząc gazety i listy od rodziców oraz znajomych. Lądują przy stołach czterech domów - Slytherinu, Ravenclawu, Hufflepuffu i Gryffindoru, które zawsze zastawione są mnóstwem pysznego jedzenia. Na samym końcu sali ustawiony jest mniejszy stół, nauczycielski, gdzie na honorowym miejscu zasiada dyrektor.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 18:00, w całości zmieniany 4 razy
- No tak wszyscy Ślizgoni to wredne, podstępne i przesiąknięte złem kreatury i oczywiście każdy ślizgon na pewno ma całą biblioteczkę zakazanych książek pod ręką - powiedziała uśmiechając się. Zawsze bawiły ją wszystkie stereotypy, bo jeśli ich słuchać to właśnie siedzi przy stole z kretynką i kujonem. Owszem miała dystans do niektórych domów. Doskonale bowiem wiedziała, że są wyjątki i nie wszyscy są tacy jak mówią. Ostatecznie opinia złych i nieprzyjaznych Ślizgonów jej zdecydowanie jej odpowiadała, cóż kochała ten dom.
Re: Wielka Sala by Vivien Davila Today at 12:00 am
.Uśmiechnęła się szerzej. - Masz rację, Dumbledore z pewnością czytał dużo takich ksiąg. I potem używał ich, żeby chronić innych przed czarną magią i jej zapobiegać. Wątpię by czytał je jako hobby. Co się też wiąże z tym, że faktycznie nie był ślizgonem. A co do Slytherinu, musisz przyznać, że zawsze różnią się pod tym względem od innych domów.
Lizzy: -Nie powiedziałam, że nie powinno się jej czytać. Miałam raczej na myśli fascynację, którą... No, nieważne. Chyba jednak pójdę poszukać czegoś odpowiedniego w mojej szafie -oznajmiła dziewczynom i odeszła, lekko się uśmiechając.
Viv: -Pójdę w ślady Elizabeth, miło było podyskutować- powiedziała Vivien, dopiła swoją kawę i poszła za Lizzy, głośno stukając obcasami.
Podniosła gwałtownie głowę gdy ze sny wyrwał ją stukot obcasów Viv. - Sorry, jakoś mi się przysnęło, jestem ciągle zmęczona - uśmiechnęła się lekko, obserwując siedzących przy stole. - Rozmawiałyście o czymś ciekawym? I dlaczego one poszły? - spojrzałam w stronę dziewczyn, właśnie znikających za drzwiami.
- Jasne mi się także dobrze dyskutowało - powiedziała do Krukonki, bo uważała rozmowę za ciekawą. - O tym, że Ślizgoni są źli i wszyscy czytają czarno magiczne książki, a jeśli już czytają to znaczy, że chcą zawładnąć światem. - Powiedziała z uśmiechem do siostry. - Nic więc ciekawego. A im pewnie się znudziła ta dyskusja.
- Aha - przeciągnęła się przy okazji prawie wylewając dzbanek z kawa. W ostatniej chwili złapała go, gdy już chwiał się niebezpiecznie na krawędzi stołu. - Uff. A to ty jesteś zła?
- Tak! Chcę zawładnąć światem czarodziei i siać niezgodę. A swoje niecne plany zacznę od Hogwartu, będę wszystkich sprzeciwiających się poić eliksirami z czarno magicznych ksiąg. - Powiedziała zacierając ręce. - W końcu o nich najczęściej czytam - dodała pośpiesznie i wzięła od siostry dzbanek z kawą, tak aby nie wylała całej zawartości. Nalała sobie nieco napoju jeszcze do kubka.
- To straszne - spojrzała na Effie z przerażeniem. - Już nigdy się do ciebie nie zbliżę, ani nie wypiję czegoś co mi dasz! Zostaw dzbanek - postawiała naczynie z dala od Ślizgonki. - Jeszcze czegoś tam dolejesz i całą szkoła wymrze. Wszędzie będą się szwendały duchy i swoimi lękami nie dadzą ci spokojnie spać, aż w końcu zaczniesz żałować swych czynów i popełnisz samobójstwo, pijąc ten sam eliksir, co wcześniej podstępem nam wlałaś do napoju... - snuła wyobrażenie niecnych planów siostry. - W końcu sama utkwisz tu na wieki i będziesz dzwoniła łańcuchami krępującymi twoje nogi i ręce, niczym Krwawy Baron...
Wybuchnęła śmiechem słysząc jaką przyszłość widzi dla niej siostra, po chwili szybko spoważniała. - Właśnie zburzyłaś moje plany i upadły wszystkie moje życiowe zamiary! Teraz to ja się dopiero nie pozbieram, całą moją świetlaną przyszłość jako władczyni czarodziejskiego świata, odebrałaś mi w tej chwili. Ale ja się tak nie poddam, obmyślę lepszy plan ja przejąć władzę nad światem! - Powiedziała dobitnie i wypiła spory łyk kawy.
- Nie zrobisz tego, powstrzymam cię! - walnęła ręką w stół, aż szklane naczynia się zatrzęsły. - Ała, ała, ała - zaczęła chuchać i dmuchać na na dłoń. - Patrz, co ze mną zrobiłaś! - ciągle obserwując Effie, napiła się herbaty i padła nieżywa na ławkę.
- Nikt nie powstrzyma nikczemnej Effie Fontaine! - Powiedziała złowrogo, gdy jej siostra padła na ławkę. Zaczęła więc ją szturchać. - Bell, Bell, ale ja dolałam tej trucizny do kawy, nie do herbaty - powiedziała wskazując na dzbanek z kawą. - Po za tym ty jako kochana siostrzyczka powinnaś mnie wspierać, planować ze mną zagładę, a nie umierać na ławce!
- Och Bell nie umieraj! - Zawołała teatralnie rozkładając ręce w rozpaczy. Sięgnęła po herbatę którą przed chwilą piła jej siostra - Obiecuję, że nie zrobię zagłady i nie będę panować światem! Tylko ożyj! Inaczej wolę umrzeć tu z Tobą niż błąkać się samotnie po tym okrutnym i pełnym niesprawiedliwości świecie - powiedziała roztrzęsionym głosem.
- Aaa, aa! Widzę światełko w tunelu, ono mnie wzywa! - wydzierała się na całą salę. - Ef, ratuuuj! - kopnęła niechcący w stół, przez co na podłogę spadł dzbanek z herbatą. Napój rozlał się, tworząc na podłodze dużą kałużę, a naczynie potłukło się na kilkanaście kawałków szkła.
- Nie Bell nie! Idź w stronę ciemna, unikaj światła i jasności, Bell idź w tą ciemną stronę! - Krzyknęła trzymając Bell za rękę i ciągnąc ją, jakby chciała ją skądś wyrwać. Nie zwróciła uwagi na rozlaną herbatę, przeżywała obecnie zbyt duży dramat.
- Jest tylko jedna - zaśmiała się, nie mogąc dłużej powstrzymać. - Musisz rzucić mi linę, inaczej nie dam rady! - trzymała rękę Eff. - Aa, motylek mnie goni, zielony motylek! - otworzyła oczy. - Eee, zamienił się w niebieskiego.
- Jeee Bell ty żyjesz - powiedziała podnosząc uradowana ręce w górę. Po chwili je opuściła i wyciągnęła różdżkę celując w podłogę. - Chloszczyść, Reparo - powiedziała, a podłoga ponownie była czysta, natomiast dzbanek się zreperował, odstawiła go więc bezpiecznie gdzieś na stół.
Cassie uważnie obserwowała sytuację i nie mogła powstrzymywać się już dłużej od śmiechu. Odstawiła sok, łapiąc się za brzuch cicho się śmiała. Tego jej brakowało w domu. Śmiechu. Jakby był tam zakazany. Usłyszawszy głos Hanny, skierowała wzrok w jej stronę i zaśmiała się z jej miny. - Przecież macie różne nazwiska!
- Dzięki ci, o pani, wyciągnęłaś mnie z tej straszliwej, ciemnej otchłani! - ukłoniła się teatralnie przede Effie. - Chociaż jak tak popatrzeć, zielony motyle był tym, który chciał mnie zabić, a przecież ty jesteś zielona. - Tak się czasem zdarza - powiedziała do Hanny. - A inne nazwiska w niczym nam nie przeszkadzają, no nie? Poszukała wzrokiem herbaty, którą wcześniej piła. Wyglądało, że to właśnie ona się wylała, więc po szybkiej obserwacji innych stołów podeszła to pustego, Krukonów i przyniosła nowy dzbanek.
- Tak jesteśmy siostrami. A inne nazwiska, no cóż. Ojciec wspólny, a moje nazwisko jest od ojczyma - powiedziała biorąc od Kiki dzbanek z herbatą i nalewając sobie napoju. Szybko zrobiła dużego łyka. - Sugerujesz że byłam złym motylem który Cię chciał zabić?
- No a niby co chciał zrobić? Oczywiście, że zabić, chociaż tak właściwie, nie jestem pewna, bo mnie nie złapał - mówiła, kręcąc szklanką, tak, ze znajdując w niej herbata ledwo się nie wylewała. - I zamienił się w niebieskiego.
Hanna uśmiechnęła się radośnie. -Tak to się zdarza-mruknęła pod nosem i zaciągnęła się zapachem świeżego pieczywa.Rozejrzała się wokół siebie, uczniowie pospiesznie opuszczali salę, co oznaczało, że już niedługo czas zaczynać pierwszą lekcję. Wstała z miejsca i uśmiechnęła się promiennie. -Ja już lecę-oznajmiła dziewczyną i powoli skierowała się do wyjścia.
Również rozejrzała się po sali, patrząc na stopniowo wychodzące osoby. - Okej na razie - powiedziała do Ślizgonki po czym zwróciła się do siostry - nie ma pewności, że chciał Ci zrobić krzywdę, sądzę, że to był motylek pchający Cię w ciemną stronę, żebyś czasem nie poszła w tą jasną, co wiadomo, ciężko by się skończyło.
-No cóż, nie przekonałam się i nie mam zamiaru, ale jak już mówiłam, zamienił się w niebieskiego. Machnęła wychodzącej Hannie. - Czy mi się wydaje, czy wszyscy pod byle pretekstem wychodzą stąd, żeby nie przebywać w naszym towarzystwie? Mam nadzieję, że ty, Cassie, tak szybko nie uciekniesz - zwróciła się z uśmiechem do Puchonki.
Odprowadziła wzrokiem Hannę, uśmiechając się lekko. Zaczęła się zastanawiać o jakiej lekcji mówi Ślizgonka. Westchnęła tylko i upiła herbaty. - Ależ skąd, Bell! Doskonale się bawię. Jesteście bardzo zgrane jak na siostry