Klasa jest bardzo dobrze oświetlona. Z tyłu obok regałów znajduje się zaplecze, w którym magazynowane są zaczarowane manekiny - idealne do ćwiczeń uzdrawiających. Są bardzo cennym nabytkiem profesor Blanc oraz innych nauczycieli magii leczniczej. Są zamknięte na żelazny klucz.
Autor
Wiadomość
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Magia medyczna może nie była jakąś jej ogromną pasją, ale uważała ją za niezwykle istotną i przydatną. Być może dlatego właśnie zdecydowała się na to, żeby przystąpić do egzaminu z tego właśnie przedmiotu. Przygotowywała się do niego dosyć solidnie chociaż dosłownie padała ze zmęczenia ostatnimi czasy. Wciąż powtarzała sobie jednak, że to już ostatnia prosta. Choć nie miała pojęcia jak dokładnie miałby wyglądać jej ostatni rok w Hogwarcie. Chyba powinna zacząć już się skupiać na tym, co faktycznie zamierzała zrobić po studiach. Egzamin w części teoretycznej nie poszedł jej może tak dobrze jakby sobie tego życzyła, ale na ogół nie było źle. Najważniejsza dla niej i tak była praktyka skoro nie zawsze wiedzę posiadaną potrafiło się wykorzystać w prawdziwym życiu. O dziwo tutaj poszło jej już o wiele lepiej. Nie popełniła raczej żadnych większych pomyłek zarówno przy tratowaniu chorób skórnych odpowiednimi maściami i eliksirami, jak i w przypadku choroby wenerycznej, która jej się trafiła. Zachowywała przy tym wielką ostrożność, świadoma tego, że jeśli tylko coś pójdzie nie tak będzie mogła niechcący zarazić się czymś czym nie powinna. W międzyczasie Huxley zadał jej jeszcze jakieś dziwne pytanie, które prawie wybiło ją z rytmu, ale nie pozwoliła na to, by do tego doszło i kontynuowała robienie swojego. Stosowana przez nią kuracja najwidoczniej była tą odpowiednią i dlatego po tym, gdy uporała się z praktycznymi przypadkami mogła wyjść z sali.
z|t
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
„GRYFFINDOR” – dumnie oznajmił jej przybycie do sali przypięty do plecaka breloczek, który Gryfoni dostali od profesora Williamsa z okazji rozpoczęcia roku. No trudno się z nim było nie zgodzić, z tym breloczkiem, Gryfonka w pełnej krasie i to jeszcze pani prefekt, oczywiście. Tylko że wcale nie taka dumna, a już na pewno nie w najlepszym humorze. Trzeba przyznać, że Hope nie miała wielu dni, w których pozwalała, by chandra wzięła górę nad wrodzonym optymizmem, ale ten decydowanie był jednym z nich. Do obiadu było jeszcze nieźle, chociaż lekcje ciągnęły się w nieskończoność, dopiero w czasie przerwy udało jej się złapać Ruby, której nie mogła na spokojnie dorwać od co najmniej kilku dni i nie było to przyjemne spotkanie. Coś było między nimi nie tak już od samego początku roku, ale zabiegana Griffin dopiero w tym momencie zdała sobie z tego sprawę. I niesamowicie ją to dobijało. Właśnie dlatego skończyła przerwę obiadową wcześniej niż miała w zwyczaju i w sali pojawiła się jako pierwsza osoba (co chyba nigdy dotąd jeszcze jej się nie zdarzyło). Tylko ona i morze fantomów; jak romantycznie. — Dzień dobry! Pomóc panu? — zawołała kiedy @Huxley Williams w pośpiechu zajrzał do sali, przynosząc coś ze sobą, gotów znowu zostawić ją samą. Miała ochotę zająć czymś ręce, skoro nie miała do kogo się odezwać
Ostatnio zmieniony przez Hope U. Griffin dnia Czw Wrz 09 2021, 14:11, w całości zmieniany 1 raz
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Pkt w kuferku: 5 Delikatność: 5 - (Drake nie jest bardzo dobry z uzdro, ale ma bardzo silną psychę)
Na lekcje uzdrawiania po prostu nie mógł nie przyjść. Głównie dlatego że profesor tego przedmiotu był opiekunem ich domu. Drugim powodem było to że Drake chciał po prostu się podszkolić w uzdrawianiu, żeby w razie czego mógł coś zrobić poza wezwaniem pomocy do rannej osoby. Może i lekcja jeszcze się nie zaczęła, ale lepiej było wejść wcześniej niż wbić z buta w środek lekcji przerywając w niej przy okazji. Wszedł do pomieszczenia zaraz za Hope cicho jak mysz. - Dzień dobry! Też mogę pomóc, jeśli trzeba. - Dodał do jej wypowiedzi stojąc zaraz za jej plecami, tym samym również deklarując chęć pomocy w przygotowaniach do lekcji. O ile w ogóle Hux jej potrzebował, bo większość rzeczy wydawała się już być w miarę poogarniana. No i z tego co widział dziś będzie chyba sporo praktyki. Praca z fantomami... Coś mu mówiło że może być ciekawie
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Pkt w kuferku: 0 Delikatność: powiedzmy, że 3, bo nie ruszają ją takie widoki, ale ma niewiele wspólnego z magią leczniczą
Nie zmierzałaby w stronę klasy magii leczniczej z takim entuzjazmem, gdyby nie fakt, że lekcję miał prowadzić Lew Alfa - Huxley, który totalnie ją kupił przesłanym na początku roku breloczkiem i obudził chwilową motywację do przyłożenia się do jego przedmiotu. Jako jeden z nielicznych nauczycieli nie posiadał kija w dupie, miał dojebane tatuaże i zawsze oszałamiające stroje, a jego poczucie humoru, dystans i oddanie Gryfonom było gwarancją dożywotniego szacunku u Marli. Przekraczając próg pomieszczenia zauważyła, że póki co frekwencja nie jest powalająca, ale za to osoby, które były w środku satysfakcjonowały ją na tyle, że nie zamierzała narzekać. - Doberek! - przywitała się radośnie z nauczycielem, @Hope U. Griffin oraz @Drake Lilac, po czym zgarnęła z twarzy kilka zbłąkanych kosmyków, wtykając je z powrotem pod czerwoną chustkę. Jeszcze nie wiedziała czy taki dodatek do szkolnego mundurka zostanie zaakceptowany, ale nie zamierzała sobie też tym zajmować głowy dłużej niż kilka sekund. - O, skoro wszyscy tacy gotowi do pomocy to ja se klapnę - odparła beztrosko, klepiąc się po brzuchu na znak, że wykorzystała przerwę na obiad na jedyną słuszną czynność w życiu - jedzenie. Rozejrzała się po klasie, a jej wzrok zatrzymał się na częściowo zakrytych fantomach. - Czuję się jak w prosektorium - podeszła do Hope i kiwnęła głową w stronę manekinów, dzieląc się z nią swoimi skojarzeniami. - Mam nadzieję, że jednym z nich jest pyskata Krukonka albo nauczycielka miotlarstwa - dodała już ciszej, żeby usłyszała ją tylko prefektka, wciąż wzburzona aferą, jaka wybuchła na pierwszej lekcji latania i która doprowadziła do niesprawiedliwego odjęcia Gryffindorowi od chuja punktów.
Łudził się, że jego najlepszy ziomek, irlandzki brat z innej matki, największa miłość, partner w zbrodni, kompan do tańca i do różańca itp itd jeszcze zmieni zdanie i zostanie na ten ostatni rok w szkole - niestety, Fillin jak postanowił, tak zrobił i wypierdolił w siną dal, zostawiając Bogdana samego w stanie absolutnej emocjonalnej rozsypki i czarnej rozpaczy. Ani jego płomienne uczucie do Fredki, ani kłopoty które już od pierwszego dnia sprawiała Rutka, ani gryfońska kompania gromadząca się w Pokoju Wspólnym, nikt ani nic nie było w stanie sprawić, że przestanie mu doskwierać okrutna samotność. No po prostu czuł się jak bez ręki. ALBO GORZEJ. Doczołgał się jakoś do klasy magii leczniczej, z nadzieją że dziarska postać profesora Williamsa i zajęcie się czymś konkretnym pomogą mu oderwać się od tego istnego dramatu; w środku było mnóstwo fantomów i prawie równie dużo Gryfonów. Wyglądało to jak prywatna lekcja tylko dla nich. - Dzień dobry, cześć - przywitał się hurtowo z profesorem i kolegami, głosem zbolałym od rozpaczy, i skierował swoje kroki do ławki w pobliżu @Marla O'Donnell i @Hope U. Griffin i dosłyszał rzucane konspiracyjnie słowa "nauczycielka miotlarstwa". Reakcja na nie mogła być tylko jedna. - Marlenka, zrób mi przysługę i na następnych miotłach przypadkiem wyjeb tej całej Brandon tłuczkiem w ryj, co? Albo kaflem, też ujdzie - poprosił smętnie, naturalnie równie negatywnie nastawiony do młodej pani profesor, i zaraz zaczął niemrawo majstrować przy jednym z fantomów, próbując zajrzeć pod przykrywający go materiał.
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Pkt w kuferku: 6 Delikatność: 5 (orłem w uzdrawianiu nie jest, ale nie ruszają jej takie widoki)
Choć zielarstwo i eliksiry to było to, co Kryśka lubiła najbardziej, to na magię leczniczą też postanowiła się wybrać. Nigdy nie wiadomo, czy w przyszłości nie pójdzie jednak na magipsychiatrę, więc trochę wiedzy medycznej na pewno jej się przyda. Wiadomo, wolałaby jednak mieć tę plantację grzybków, ale z jej szczęściem lepiej było mieć plan awaryjny. Tym razem nie była w sali pierwsza, ale i tak w pomieszczeniu nie było jeszcze tłumów. Gryfoni poczuli chyba jakiś zryw solidarności, bo wszyscy obecni w sali należeli do Domu Godryka. Chyba motywował ich fakt, że zajęcia prowadził opiekun ich Domu. Bo obczajeniu sytuacji przez uchylone drzwi, weszła w końcu do sali, witając się z obecnymi już uczniami i profesorem, który na chwilę pojawił się w sali. Usiadła gdzieś pod ścianą w przy jednej z ławek. Poprawiła krawat szkolnego mundurka, po czym wlepiła wzrok w leżącego przed nią fantoma. Kiedyś z podobnych wyciągali wykałaczki. Ciekawe czym będą pastwić się nad kukłami tym razem.
Cassandra Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : włosy przeważnie układają się w fale, farbowane na lato na blond, kolczyki w uszach i pomalowane usta, pierścionki na palcach
Pkt w kuferku: 2 pkt Delikatność: 3 - mogę trochę spanikować, ale po ojcu mam dobre opanowanie.
Lekcje z magii uzdrawiania Cassandra darzy wielkim szacunkiem, kiedyś marzyła się jej przyszłość w białym kitlu na oddziale św. Munga, ale zdała sobie sprawę, że to nie dla niej. Po pierwsze zakres wymaganej wiedzy jest porażający, no i najgorsze to widok obrażeń. Na pewno można się przerazić. Walker należy do osób wrażliwych, jednak nie kwalifikowała się do histeryczek, z dumą i uniesioną głową znosiła wszystko, czasami wybuchając płaczem, za co się nienawidziła. Może gdyby zacisnęła zęby i przetrwała edukacje, zostałaby świetnym lekarzem, kto wie? Zajęć profesora Williamsa nigdy nie unikała. Chociaż nie czuła się pewnie, gdy zależało jakieś życie od niej, to jednak lubiła udzielać pomocy innym ludziom, a nawet fantomom. Huxley'a nie ma w klasie, chociaż gdzieś słychać, że się krząta. Od razu w oczy Walker rzucają się ofiary dzisiejszych zajęć, zakryte materiałem, ale widać ich głowy! Na miejsce dużo przy szwendało się gryffonów, chętnych do pomocy panu Williams'owi. Cassandra raczej postanawia się nie mieszać i usiąść w ławce, aby nie zwracać za bardzo uwagi tych agresywnych wychowanków Godryka Gryffindora, a najlepiej nikogo.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Uczniowie powoli zaczynali się zbierać na lekcję i ku żadnemu mojemu zaskoczeniu - większość z nich to byli Gryfoni, przewaga których pytała uprzejmie o możliwość pomocy. Na razie kręcę głową zajęty swoimi sprawami, mimo wszystko rzucający uprzejme dzień dobry, każdemu kto wszedł do klasy. Akurat kiedy ponownie wracam do klasy i idę za @Boyd Callahan ten rzuca niemiły tekst na temat profesor miotlarstwa. Ręce opadają. Dosłownie, bo opuszczam notatnik, który trzymam w rękach i zatrzymuję się tuż obok Gryfona z dezaprobatą patrząc na ucznia; dość impulsywnie, podnoszę zeszyt i uderzam niezbyt mocno Boyda po czuprynie za takie chamstwo. Kręcę głowa, a mój złoty kolczyk szeherezady odbija się o mój policzek. - Marlenka nie zrobi panu tej przysługi, chyba że również będzie chciała ze mną wybrać się na randkę. Tak jak Pan, Panie Callahan! Poniedziałki, środy i piątki popołudnia w moim gabinecie; albo Skrzydło Szpitalne. Do końca października. Szczegóły wyślę w liście. Jeszcze raz usłyszę takie słowa o jakimkolwiek profesorze to będzie dla mnie znak, że ma Pan chęć spędzać ze mną jeszcze więcej czasu. I stracić punkty dla domu, jeśli będziemy jakieś mieć - stwierdzam i przesuwam wytatuowaną dłonią po krótkich, tlenionych włosach. Z mojej fioletowej koszuli co jakiś czas unosi się fikuśny, różowy dym, tkający wzorki w powietrzu. Patrzę na zebraną grupkę Gryfonów, którzy z braku laku szkalowali nauczycieli. - Co tam, nudzicie się? Patrzcie, tam macie składniki - mówię i macham dłonią, a drzwiczki od szafki otwierają się z większym niż zamierzałem hukiem. - Są całkowicie pomieszane. Potrzebuję wydzielić te główne składniki od czterech najprostszych eliksirów leczniczych; na lekcje dla pierwszorocznych. Oprócz menstruacyjnego. Rozdzielicie mi przy tych czterech kociołkach, to mi pomożecie. Pani O'Donnell pomoc też przyjmę, jeśli przy tym za bardzo się nie przemęczy - dodaje do bardziej chętnej do klepnięcia Gryfonki, niż do jakiejkolwiek pracy. Sam zaś klepię po plechach Drake'a i uśmiecham się ciepło do Hope, a potem też do Christyny.
*Jeśli napiszecie posta przed lekcją gdzie segregujecie składniki dostaniecie dodatkowe punkty. Sami musicie się domyśleć o jakich najprostszych eliksirach leczniczych mówił Huxley. Macie 4 do wyboru. **Po lekcji Boyd dostanie szczegóły na temat swojego szlabanu. @Hope U. Griffin@Drake Lilac@Marla O'Donnell@Christina Grim@Cassandra Walker
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Pierwsza lekcja, a jak się okazywało, wcale nie było tak prosto, jak mógłby przypuszczać. Drugi dzień w nowej pracy i, jak się okazało, napotkał na swojej drodze Krukonkę, która otrzymała z dyńki prosto w nos, a która to po lekcji siedziała zapłakana w kącie. Naprawdę nie rozumiał, co jest nie tak z tymi dzieciakami, ale tym bardziej nie podobało mu się to, że doszło do takiego incydentu. Zbyt wiele nie mógł zdziałać i jedyne, co mu pozostało, to mieć na wszystko oko i jakoś zdystansować się do obowiązków, nie podchodząc do nich nader personalnie. Wiedział, że domy będą bronić osoby do nich przynależne, w związku z czym pozostawał stosunkowo bezstronny - a na pewno żadne ze wścibskich oczu nie dowiedziało się o tym, co tak naprawdę sądzi o całym incydencie, jakiego to nie powinno być - no ba, nawet niespecjalnie chwalił się własnym zdaniem. Westchnąwszy ciężko, powędrował prostym, harmonijnym krokiem do Klasy Magii Leczniczej, gdzie miał zamiar pomóc profesorowi w noszeniu odpowiednich rzeczy. I jeszcze sprawa Williamsa, na którego patrzył przez to wszystko bardziej uważnym wzrokiem. Co prawda nie dystansował się aż nadto, by mogłoby to zostać uznane za jakieś nieodpowiednie, ale wiele rzeczy mu nie pasowało do układanki, w której to się znajdował. Do tego, jak na domiar złego, szukał drugiej roboty, byleby jak najszybciej zarobić na remont domu, by ten przestał się sypać. Lowell znajdował się pod sporym obciążeniem oraz stresem, w związku z czym nawet jeżeli to było tylko parę dni na nowym stanowisku, to i tak miał dziwne uczucie, jakby ktoś go wrzucił do miksera, zmielił, a następnie wylał, wymagając powrotu do prawdziwej, ludzkiej postaci. Szedł z Zephem nieopodal, nie wiedząc, jaką stronę powinien obrać. Mimo to zachowywał się naturalnie, jak to na niego przystało, czekoladowymi tęczówkami może się dystansując od tego wszystkiego, gdy pod pachą dzierżył jedynie własne materiały. Czekał na ten ekspres do kawy, który miał zamiar zostawić, by następne pokolenia młodych czarodziejów i przewodniczących Kółka Magicznych Wyzwań mogli jakoś sobie umilić chwile między przerwami. Wilk poruszał się niespokojnie po ciele, jakby błądząc między ciągłym pilnowaniem a odpoczynkiem; wrażenia, jakie dostawał, nie były zbyt miłe, choć stał się już bardziej śmiały. Chętniej wychodził na krawędź spotkania się koszuli ze szyją, jak również mniej się bał, choć podejrzewał, że były to tylko jednorazowe sytuacje. - Dla ciebie pierwsza lekcja uzdrawiania, dla mnie pierwsza lekcja asystowania. No, jakoś sobie damy rady! Najwyżej wiesz, gdzie się zgłosić. - lekko się uśmiechnął, by następnie zachęcić Zepha do pójścia w kierunku sali. Pozwolił, aby ten wkroczył pierwszy do klasy, by następnie przywitać się ze zgromadzonymi, zauważając doskonale, iż większość z nich to Gryfoni. Ukradkiem czekoladowych tęczówek dostrzegł profesora Huxleya, by następnie wziąć głębszy wdech i jak gdyby nigdy nic w życiu nie miało miejsce, rozpocząć swoistą współpracę. - Dzień dobry, pomóc w czymś? - nie wiedział, czy ma nadal odzywać się w tym formalnym stylu, czy też przeszli na formę "ty", w związku z czym użył wyrażenia bez "ty", bez "pan". Jeżeli coś się znajdowało do roboty - bez problemu po to sięgał. Przecież nie był po to, by ładnie się prezentować, a rzeczywiście coś robić - no chyba że miał dostać jakiś niemy opierdol, do tego też się nada.
Ostatnio zmieniony przez Felinus Faolán Lowell dnia Pon Wrz 06 2021, 18:09, w całości zmieniany 1 raz
Hariel Whitelight
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 184
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Ponieważ rozpoczynam rok szkolny w miarę możliwości próbuję się pojawić na każdej lekcji. Nawet jeśli kompletnie mnie nie interesuje. Kto wie, może coś mi się poprzestawiało w głowie i obecnie mogę zostać jakimś niesamowitym uzdrowicielem! Nie sądzę, ale warto sprawdzić. Wchodzę do sali spokojnym krokiem, pełnym (prawie) wrodzonej gracji, rozglądając się po leżących fantomach. Całe szczęście, że są póki co przykryte! Krzywię się delikatnie na myśl o... czymkolwiek co możemy dzisiaj z nimi robić i postanawiam wybrać sobie miejsce przy oknie, by w razie czego móc przez nie skoczyć i uciec czy coś... Opieram się o parapet. Podnoszę nawet okulary przeciwsłoneczne by bez krępacji obserwować Gryfonów, którzy przybyli wyjątkowo tłumnie na tę lekcję. Chociaż nie sądziłem, że akurat ten dom słynąłby z przedmiotu, który wymaga tyle... cierpliwości. Widocznie jak zwykle coś zawinili, kiedy ja byłem w szkole zawsze byli za głośną bandą, bo musieli zacząć uwijać się przy jakichś składnikach, kociołkach czy innych pierdołach. Wyłapuję spojrzenie @Hope U. Griffin, by pomachać jej radośnie spod okna, uśmiechając się do dziewczyny lekko.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Po tym, co wydarzyło się na pustyni zdała sobie sprawę, jak mało jeszcze wie o uzdrawianiu i jak bardzo może to być jej potrzebne w życiu. Co prawda nie planowała kariery w tym kierunku, ale chociażby dla samej siebie postanowiła nieco mocniej skupić się na tym przedmiocie. W klasie magii leczniczej pojawiła się więc z chęcią przyswojenia wiedzy i gotowa do pracy. Nie miała pojęcia, czego się spodziewać, gdy widziała ustawione na ławkach manekiny. Odruchowo poprawiła plakietkę prefekta wiszącą dumnie na jej piersi, przypiętą do szkolnego mundurka, po czym zajęła miejsce przy jednej z ławek i zaczęła wyjmować podręczniki oraz pergamin z piórem, które miały jej się przydać do robienia notatek podczas zajęć. Nie wiedziała, na co liczy, ale miała tylko nadzieję, że nie będzie to nic związanego z eliksirami. Wciąż martwiła ją ta cholerna dziura w pamięci, która sprawiła, że nie pamiętała charakterystycznego spotkania z gryfonką w okresie świątecznym, a uzdrowiciele nie potrafili do końca podać przyczyny takiego stanu. Ciesząc się więc, że nie oberwała gorzej, żyła po prostu własnym trybem, starając się nie przejmować tak niewielką niedogodnością.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
No i właśnie był świadkiem jak Boyd oberwał w łeb i przy okazji zarobił sobie szlaban u Huxa. Zdecydowanie miał pecha że Hux akurat przechodził kiedy to mówił. Z drugiej strony mówienie czegoś takiego w klasie głośno też nie było czymś mądrym, więc chyba sam sobie był winien. O tyle dobrze że nie poleciały im kolejne punkty. Słyszał plotki o tym co się wydarzyło na miotlarstwie u pierwszaków i musi przyznać że utrata stu punktów już pierwszego dnia zajęć, na pierwszej lekcji to też jakieś osiągnięcie. Jak to było? Nieważne jaka sława, ważne żeby była. Nie wypowiadał się bo nie znał szczegółów. Kiedy Profesor Williams otworzył szafkę na dystans i powiedział co mogą zrobić, Drake muszą się szybko zastanowić o jakie eliksiry mogło chodzić. -Zakładam że chodzi pewnie o Pieprzowy, Regenerujący, Po-zatruciowy i chyba Migrenowy. -Powiedział pod nosem. Były to bardzo proste eliksiry lecznicze, które nawet on potrafił przyrządzić bez trudności, a przecież nie był aż tak dobry z uzdrawiania i eliksirów. -Zajmę się składnikami na Pieprzowy.- Rzucił do Hope i reszty gryfonów, po czym udał się do otwartej wcześniej szafki. Z tego co pamiętał eliksir pieprzowy zawierał pokrzywę lekarską, hibiskus ognisty i miętę pieprzową. Zebrał te składniki z szafki, po uprzednich poszukiwaniach i ruszył do kociołków. Hmm... Cztery eliksiry, cztery kociołki. Składniki które przed chwilą zebrał ułożył ostrożnie przy jednym z kociołków w taki sposób nie niezbyt możliwe było pomieszanie ich ze składnikami które będą należały do innego kociołka. Po ułożeniu ich pokursował na swoje miejsce witając się po drodze ze znajomym asystentem nauczyciela i z Zephem z którym dosyć niedawno sprzątnął Sowiarnię i Izbę Pamięci.-Cześć Fel. Cześć Zeph.
Ostatnio zmieniony przez Drake Lilac dnia Pon Wrz 06 2021, 16:51, w całości zmieniany 1 raz
Zephaniah van Wieren
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : Tatuaż z łapą nundu na przedramieniu, Blizny i uszczerbki na zdrowiu: Dziennik
Jak to było? Nigdy nie będę miał czasu na przyjście na lekcję Uzdrawiania? No to chyba coś się właśnie zmieniło. Tak, jak wcześniej jeszcze miał motyw do jakiegokolwiek unikania tej sali, tak teraz za sprawą jednego asystenta musiał się wpakować w smak środek czerwono-złotego tajfunu, gdzie wszystko mogło się nagle wydarzyć. W końcu byli w Gryffindorze i to, że znajdą się tam osoby bardziej temperamentne i głupio odważne było faktycznie... Spotęgowane bardziej, kiedy to magiczny kapelusz przydziela ludzi do danych domów. Ravenclaw ma kujonów, Hufflepuff ludzi, którzy nie mieszczą się w standardowe schematy postępowania w świecie i pracowitość, a Slytherin? Makiawelistów i ambitnych. Nader ambitnych i lojalnych. A gdzie tutaj jawiło się miejsce dla Zepha, który od dłuższego czasu nawet nie wiedział gdzie powinien się znaleźć, gdy jak w kalejdoskopie wszystko działo się tak szybko, że sam nie wiedział co i jak. No cóż... Witamy w nowym roku. O samej sytuacji z pierwszakami słyszał. Co tak naprawdę go obchodziło? Fakt, że zostały odjęte punkty domowi. I to jeszcze przez pierwszaki, które nie potrafiły kontrolować się i odnaleźć w społeczeństwie szkolnym. Z drugiej strony... Jeśli znowu zobaczy, że kolejne punkty zostały odjęte, bo ktoś nie kontroluje zachowania to dla niego to wszystko nie będzie miało sensu i po prostu skupi się na własnym liczniku zysków i strat. Bo będzie widział, że nie ma po co nawet kiwać palcem... Więc do samego początku roku jeszcze wchodził z neutralnym nastawieniem. Jedyne co go ratowało to ta ewentualna kawa z ekspresu, który albo kupi, albo załatwi dla klubu. Z jednej lub drugiej strony - na pewno będą mieli gdzie się wymykać jeśli trzeba będzie się napić i pozbyć myśli o tym, że któregoś dnia Ci ludzie sami się zabiją. Ale spokojnie... Pan Lowell ich wszystkich złoży do kupy, prawda? Chyba tak. Na jego słowa parsknął. – Mmmmhm. Jeszcze pomyśleć, że rok temu uznałbym to za najlepszą lekcje. Patrz jak ta szkoła zmienia. – Podsumował to wszystko zanim nie wszedł do środka i widział całą tę zbieraninę. Spojrzał raz jeszcze na mijającego go Lowella i dodał. – Muszę serio też to robić? Chyba nadal ręka mi nie działa... – Oczywiście wszystko, aby skupić się tyyyyyylko na tym, by przeżyć lekcję. – Siema, Lilac. – Dodał do witającego go znajomego Gryfona od którego i tak stanął dalej.
Uśmiechnęła się blado do Marli. — Ja to mam nadzieję, że są przykryci, żeby nie promować nagości wśród młodzieży, a nie dlatego, że nie wiem, jest tam cos paskudnego. Jak zobaczę dzisiaj flaki to przysięgam, że zwymiotuję. Obgadywanie nauczycieli nie było do końca w jej stylu (przynajmniej jeśli nie chodziło o robienie rankingu najprzystojniejszych profesorów i takich tam rzeczy, co to bez końca potrafiła robić z Ruby, zamiast zajmować się czymś pożytecznym) i nie czułaby się z tym komfortowo, dlatego kiedy rozmowa zeszła na ten temat, delikatnie się z niego wycofała. Obiecała sobie napisać list do Ruth, ale nic poza tym. Obserwowała i słuchała, próbując wyrobić sobie własną opinię w tym temacie, bo tak po prawdzie to była trochę rozdarta. Uśmiechnęła się pod nosem, gdy przy Boydzie zmaterializował się profesor Williams i wlepił chłopakowi pierwszy w tym semestrze szlaban. — To nowy rekord? — zwołała w stronę @Boyd Callahan z rozbawieniem kiedy tylko Williams opuścił salę. Niespiesznie wstała i podeszła do Drake'a, niepewna czy jej pomoc na pewno mogła być przydatna, bo niestety noga z eliksirów była z niej straszna, choć w przeciwieństwie do transmutacji, wynikało to raczej z lenistwa. Zamierzała pokręcić się trochę przy Gryfonie i wrócić na swoje miejsce, ale kiedy do sali wszedł @Hariel Whitelight i, co gorsza, pomachał do niej z tym swoim uśmiechem (który, co było już kompletnie tragiczne, odwzajemniła nieświadomie), wpadła w absolutną panikę i natychmiast dopadła do szafki ze składnikami, po drodze zgarniając ze sobą @Christina Grim. Pociągnęła dziewczynę za rękę, bo ani myślała zmierzać do swojego zadania sama, jeszcze Harry uznałby, że stanowi dla niej świetne towarzystwo w tym zajęciu, a gdyby tak się stało, to już na pewno nie dopasowałaby jak należy żadnego ze składników. — Byłoby świetnie gdybym pamiętała chociaż najprostsze z eliksirów — mruknęła do dziewczyny. Materiał dla pierwszaków, tak? Może powinna kopsnąć się na ich zajęcia, bo prezentowała ten sam poziom, bez wątpienia. — Migrenowy to eee... werbena i ee... krwawe... ziele? I coś jeszcze, na pewno coś jeszcze — spojrzała pytająco i na Christinę, i na stojącego obok @Drake Lilac, po czym zaczęła grzebać w szafce w poszukiwaniu tego, czego była pewna, mając nadzieję, że otrzyma wsparcie znajomych z domu.
Ostatnio zmieniony przez Hope U. Griffin dnia Pon Wrz 06 2021, 19:22, w całości zmieniany 1 raz
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Siedziała ze wzrokiem wbitym w sufit, oczekując rozpoczęcia zajęć. Oczekiwanie na zajęcie potrafiło człowieka wykończyć. Że też przyszła do sali tak wcześnie. Przecież mogła jeszcze trochę pospać! Albo wypuścić Tuptusia na mały spacer. Skoro jednak już tu była, to nie zamierzała wychodzić z sali. Jednym uchem słyszała rozmowy pozostałych Gryfonów, dotyczacej chyba nauczycielki miotlarstwa, ale sama nie brała za bardzo w tej dyskusji udziału. Nie była w temacie i wolała nic od siebie nie dodawać. Jej uwagę zwrócił dopiero plaskacz, który rozległ się, gdy Williams pacnął zeszytem Boyda. Zamrugała i skupiła uwagę na nauczycielu. Słysząc polecenie profesora jedynie skinęła głową. Nawet odwzajemniła posłany w ich stronę uśmiech. Czemu nie, układanie składników nie brzmiało tak źle. Przecież i tak nie miała nic do roboty, dopóki nie zacznie się lekcja. Nim jednak ruszyła w stronę szafek ze składnikami, do zadania wyrwał się Drake - jeden z tych Gryfonów, których chyba w dzieciństwie faszerowano drożdżami. Albo eliksirem wzrostu. Zanim zdążyła zebrać się i wstać z miejsca, ktoś chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę szafek. Ów osobą okazała się @Hope U. Griffin. Posłusznie ruszyła za panią prefekt. - Spoko, ja coś ogarniam - odpowiedziała, uspokajająco kiwając głową. Te proste eliksiry ogarniała bez większych problemów. W końcu trochę siedziała nad księgami eliksirów i tych dotyczących magii leczniczej. - Waleriana, nie werbena. I kora wierzby płaczącej - sprostowała, sięgając po odpowiednie składniki, i powoli niosąc je w kierunku drugiego kociołka, stojącego obok tego, przy którym @Drake Lilac ułożył składniki eliksiru pieprzowego.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
No tak... Zapomniał że @Hope U. Griffin naprawdę nie radzi sobie w eliksirach. Co przypominało mu o ostatniej lekcji tamtego roku, gdzie wylądowała u Profesor Dear pod tablicą za to że ściągała. Był to co prawda przykład gryfońskiej odwagi, ale nadal nienajlepsze posunięcie. No niby miał już usiąść, ale chyba trochę powinien ich pani prefekt pomóc. - Hope, weź z szafki papryczkę Red Savina Habanero, pokrzywę lekarską i czystek. To do Regenerującego. - Pozostał im jeszcze eliksir Po-zatruciowy, ale tak czy siak jakoś to idzie. Szkoda że więcej osób z ich domu nie zerwało się do pomocy. Gotów był też pójść do szafki razem z panią prefekt i dopilnować żeby składniki się jej nie popierdoliły. Bo gdyby Huxley jakimś cudem tego nie zauważył, to mogłoby się źle skończyć podczas warzenia mikstury. Dopiero kiedy upewnił się że niczego nie pomyliła i ułożyła składniki nie strącając niczego, odetchnął z ulgą i ruszył na miejsce uznając że ktoś dobierze i przygotuje składniki do ostatniego eliksiru.
Ostatnio zmieniony przez Drake Lilac dnia Wto Wrz 07 2021, 04:14, w całości zmieniany 2 razy
Aurora N. Taylor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 172
C. szczególne : Kilka tatuaży, burza loków na głowie, silny amerykański akcent
Nowy rok dla Gryfonów zdecydowanie zaczął się z przytupem. I to bynajmniej nie ze strony starszych roczników, a pierwszaków, którzy na lekcji latania wpakowali się z jakąś kłótnie, która podobno zakończyła się cóż…dość boleśnie. Aurora po paru miesiącach spędzonych w Hogwarcie zdążyła przyzwyczaić się do tego, że mieszkańcy domu lwa należą raczej do tych narwanych i szczerze coraz bardziej zastanawiała się co ona tu właściwie robi, często czując się tu jak jakiś dziwny wyrzutek, chociaż ucząc się w Ilvermorny wcale nie należała przecież do tych najspokojniejszych osób. Być może potrzebuje jeszcze czasu, aby się wdrożyć w nadal dla niej nową rzeczywistość. Nowy rok miał być przełomowy - zaczyna studia, może wreszcie skupić się na ważnych dla niej przedmiotach. Jednym z nich naturalnie jest Magia Lecznicza, z którą wiąże wielkie nadzieje w przyszłości. Bardzo starała nie spóźnić się na pierwsze zajęcia w tym roku, dlatego zaraz po obiedzie pędem ruszyła w stronę dormitorium, gdzie rano niechcący zostawiła wszystkie potrzebne na popołudnie książki. W międzyczasie opróżniła ciężką torbę zostawiając w niej zaledwie parę pustych pergaminów, pióra i dwie książki, po czym pospiesznie ruszyła w stronę klasy. Wchodząc do sali miała wrażenie jakby właśnie zaczynała się jakaś prywatna lekcja Gryfonów. Dopiero po chwili gdzieś w oddali zauważyła twarze, których nie kojarzyła w ogóle, domyślając się, że muszą należeć do mieszkańców innych domów. W pomieszczeniu panował jakiś dziwny chaos. Niektórzy zebrali się w grupki i rozmawiali, a część uczniów segregowała składniki do eliksirów, Aurora natomiast postanowiła skorzystać z lekkiego rozgardiaszu i zajęła jedną z jeszcze wielu wolnych ławek koło okna. Dopiero wtedy mogła rzeczywiście ocenić kto w klasie się już pojawił. Kątem oka zauważyła @Zephaniah van Wieren stojącego obok Felinusa, który podobno objął w tym roku posadę asystenta, jednak szybko spojrzała dalej, zauważając krzątającą się gdzieś koło szafek ze składnikami @Christina Grim razem z nową prefekt Gryffindoru.
Zephaniah van Wieren
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : Tatuaż z łapą nundu na przedramieniu, Blizny i uszczerbki na zdrowiu: Dziennik
I zdarzyło się coś, co Zeph uznał za chyba zrządzenie losu lub znak, że Merlin właśnie się z niego śmieje, rzucając mu takie o to przeszkody pod nogami. To ona. Właśnie przyszła na zajęcia, powodując w Zephaniahu fakt, że musiał zacisnąć na swojej dolnej wardze zęby. Popatrzeć przez chwilę w bok, może bardziej w stronę stojącego bliżej jego Felinusa. Cóż, nie gadali dość długo, a wakacje też były długie. Wrzesień też nie za bardzo owocował w długie rozmowy na Wizzengerze. Wilkołakowi nie pozostawało nic innego jak... – ...Hej, Fel. Ja... Muszę coś załatwić. Wciąż mam w głowię maszynę do kawy. – I z lekkim uśmiechem poszedł w kierunku dopiero co wkraczającej Gryfonki. Ominął w sumie cały ten wianuszek ekspresywności i wzajemnego krytykowania zachowania nauczycieli, aby znaleźć się tak naprawdę bliżej niej. O emocjach teraz trudniej mu było mówić, a tym bardziej je wyrażać. Chciał już coś powiedzieć, ale zatkało mu po prostu gardło. – Eeergh... – I tyle. Jak słup soli. Nic nie mógł powiedzieć. Westchnął. Ponownie. – Przepraszam. – Ale za co? Sam już nie wiedział.
- Jak będziesz rzygać to potrzymam ci włosy - uśmiechnęła się szeroko, oferując pomoc, która w przypadku nudności była nieoceniona. Machnęła @Hope U. Griffin przed nosem nadgarstkiem, na którym miała wściekle fioletową gumkę do włosów, co najmniej jakby zawsze była gotowa, aby odgarniać jakiemuś rzygającemu kłaki z twarzy. I już miała żywiołowo przytaknąć @Boyd Callahan, że w ogóle nie musi jej o to prosić i sama jest zbulwersowana całą sytuacją, kiedy ponownie usłyszała swoje imię, ale tym razem z ust @Huxley Williams. Odwróciła się w jego stronę, obserwując jak ten najpierw wali bogu ducha winnego Gryfona notatnikiem po głowie, strofuje go, a potem wlepia szlaban. Zmarszczyła brwi, nieco zdziwiona takim biegiem wydarzeń, bo najzwyczajniej w świecie zrobiło jej się żal chłopaka, który ewidentnie ostatnio przystopował z wpierdolami (8 w tygodniu to naprawdę niewiele!), a i tak był traktowany gorzej niż psidwak. - Może faktycznie Boyd nieco niefortunnie wyraził się o - pindzie, przeszło jej przez myśl - profesor - Srandon - Brandon, ale jego siostra została potraktowana przez nią nieszczególnie uprzejmie - dziarsko rozpoczęła obronę przyjaciela, czując jak wzrasta w niej poczucie niesprawiedliwości. W międzyczasie podeszła do Gryfona i nauczyciela, żeby nie robić draki na całą salę, a wyjaśnić wszystko POLUBOWNIE. - To był pierwszy dzień szkoły Ruth, która została sprowokowana i choć bicie po mordzie to nie jest wyjście - bo czasem lepszym rozwiązaniem jest po prostu dobitniejsze wyjaśnienie frajera - to wrzeszczenie na nią i odsyłanie jej samej do zamku też nie było rozsądne - zwięźle zaprezentowała Huxowi swoją opinię odnośnie wydarzeń z tamtego dnia. Serce jej pękało, gdy słuchała płaczu Rutki, potraktowanej przez nauczycielkę niezbyt pedagogicznie. I jeśli miała dostać szlaban za szczerość i próbę wstawienia się za bliskie sobie osoby - proszę bardzo, była na to gotowa. Ale zawsze stawała po stronie słabszych, bo gdy sama była młoda i poniewierana przez grono pedagogiczne ze względu na swój temperament, brakowało jej właśnie kogoś takiego. - Myślę, że spokojna rozmowa i wyjaśnienie sytuacji byłoby lepszym rozwiązaniem niż krzyk na małą dziewczynkę - dodała, bo nie potrafiła zrozumieć nagonki na Callahanów. Tuż po tym, jak wcieliła się w adwokata irlandzkich degeneratów wspaniałego rodzeństwa, zajęła się ogarnianiem wraz z resztą Gryfonów składników, już mniej zmotywowana do jakiejkolwiek nauki. Przez chwilę patrzyła z boku co robią, bo nie miała zielonego pojęcia od czego zacząć, a zazwyczaj, kiedy gówno wiedziała, pozwalała działać innym. Na całe szczęście Drake miał nieco więcej szarych komórek niż ona i elegancko wymienił eliksiry, do których musieli ogarnąć składniki. I zanim się zorientowała, jej w przydziale został eliksir po-zatruciowy, który - o dziwo! - w miarę znała. I to wcale nie dlatego, że był dobry na zatrucia alkoholowe. - Dobra, zajmę się tym ostatnim eliksirem. Ale @Drake Lilac, weź skontroluj czy dobre składniki naszykuję, bo jestem chujowa z elków - poprosiła kolegę, po czym pomknęła do szafki. Przytargała z niej miętę pieprzową, czystek i rumianek, szturchając Gryfona pytająco.
______________________
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Obiad minął jej paskudnie. Głównie dlatego, że chyba pokłóciła się z Hope i prawie nic nie zjadła, po prostu wychodząc z Wielkiej Sali, żeby przypadkiem nikt nie zorientował się jak bardzo ją to wszystko bolało. Ruby nie cierpiała pokazywać własnych słabości i może była to kwestia tego, że kiedyś jej bracia byli w stanie wykorzystywać dosłownie wszystko przeciw niej. Może już wszyscy dorośli, ale ten strach wciąż w niej pozostawał. Szła więc obok @Percival d'Esteniezwykle cicho jak na nią, nie mówiąc praktycznie żadnego bardziej złożonego zdania, odpowiadając mu tylko półsłówkami, co również nie było do niej zbyt podobne. To wszystko było nie tak! Nie potrafiła wyjaśnić swojego lęku przed stratą przyjaciółki i irracjonalnie robiła wszystko, co mogło do tego doprowadzić. Nawet nie była pewna o co się chyba pokłóciły. Rok szkolny dopiero się zaczął, a Maguire miała go już serdecznie dosyć, i nawet obecność Percy’ego jej specjalnie nie pomagała, choć czerpała z niej ogromne pocieszenie. Weszła do klasy i stanęła w progu jak wryta, kiedy tylko zobaczyła Hope (i resztę, tak) przy jakiejś szafce. Przełknęła ślinę i z całych sił przywołała na swoją twarz zupełnie neutralny wyraz, nawet lekki uśmiech, kiedy cicho odchrząknęła i weszła do środku jakby nigdy nic. — Praca wre jak w kopalni Morii. — rzuciła do Percy’ego, choć tak, że zapewne usłyszeli ją wszyscy, wbijając mu lekko łokieć w żebra i uniosła tylko brew na krzątającego się w tę i w tę nauczyciela, ale zbyła to wzruszeniem ramion. Odłożyła ciężko torbę na przypadkową ławkę i tylko ukradkiem zerkając, czy profesora nie ma akurat w sali – podniosła materiał, podglądając co jest pod nim. Liczyła na coś więcej niż fantomy, jeśli miała być szczera. Oparła się tyłem o blat stołu, nie kwapiąc się do pracy, skoro przecież jeszcze lekcja się nie zaczęła!
______________________
without fear there cannot be courage
Percival d'Este
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Pierwsza lekcja od rozpoczęcia roku szkolnego, wspaniała sprawa. Tym bardziej, że asystować jej będzie mój ziomo bandyta Felek, który dostał się na posadkę w Hogwarcie. No wspaniała sprawa. Nie miałem okazji z nim porozmawiać od ho, ho, dawna. Nawet nie wiem czy był on w Arabii, razem z resztą. Ja… nie miałem okazji tam dłużej przebywać niż tydzień i tak, przyznaję się, pieczę mnie dupa z tego powodu. Zawszone zatrucie pokarmowe, jebał je pies. Przez które nie mogłem za bardzo podziałać i jak już wróciłem z własnych wakacji, które polegały na spędzaniu godzin przed komputerem czy jakimkolwiek ekranem, to byłem totalnie w tyle z wszelkimi newsami. Największym „niusem”, który jednak podobno swój początek miał już w szkole, nie na wakacjach, była drama między dwoma, najbliższymi i najważniejszymi mi osobami, czyli oczywiście Ruby i Hope. O coś się pożarły i może nie była to tak oczywista kłótnia, tak bardzo czuć, że nie jest między nimi okej. Ja zaś nie bardzo wiedziałem co mogę zrobić, żeby te babska się zeszły ponownie i się dogadywały jak wcześniej. Póki co przyszło mi pocieszać tą, która akurat była bliżej i potrzebowała mojego wsparcia, które zresztą z wielką ochotą jej dawałem. Szurałem nogawkami po korytarzu w kierunku klasy magii leczniczej zaraz obok Ruby, która jak nie ona, siedziała cicho i odpowiadała całkiem zdawkowo. Za każdym razem przegryzałem wargę w zastanowieniu i pewnym poczuciu niemocy, ale wtedy, właśnie wtedy wpadłem na ideolo plan i intrygę. Taką idealnie pasującą do tego co mógłbym wymyślić, ja, szesnastoletni uczniak Hogwartu. Ale nie będę przecież tego zdradzać w tym momencie, o nie, nie! Najpierw walnijmy jakąś retardacją akcji czy czymś innym, a o tym opowiem innym razem. Wszedłem do klasy razem z Ruby i ja miałem to szczęście, że z nikim nie byłem pokłócony i nie odczułem (przynajmniej w tamtej chwili) tej nietypowej i nieprzyjemnej atmosfery. Uśmiechnąłem się szeroko do Felka, Hope, Zepha i wielu innych osób, które po prostu mi się odwdzięczały równie ładnym uśmiechem co mój, nawet nie bardzo je znałem. Dopiero słowa Ruby zesłały mnie z powrotem na ziemie i przypomniałem sobie o zgrzytliwym połączeniu RubyxHope, a przynajmniej na ten moment. - No, pomijając, że w Morii wszystkie krasnoludy są martwe, to tak, można tak powiedzieć – dopowiedziałem z uśmieszkiem, po czym usiadłem razem z Ruby. Korzystając z okazji, postanowiłem nawiązać do poprzedniego pomysłu, za którym się ciągnie szereg jeszcze innych konceptów i myśli. - Słuchaj Ruby, tak sobie myślałem i jako że ominęło mnie pewnie w chuj dużo różnych imprezek i fajnych momentów na wakacjach, to postanowiłem, że urządzę sobie imprezkę urodzinową… i jesteś pierwszą osobą, której to mówię i możesz się czuć zaszczycona jako ta, którą zapraszam jaką pierwszą – puściłem jej figlarne oczko z uśmiechem, jak to miałem w zwyczaju i kontynuowałem – tyle, że byłoby to w Hogwarcie albo Hogs, nie mam chaty do udostępnienia, więęęc znasz może jakieś ukryte miejscówy, gdzie można by spokojnie się pobawić? Hogsmeade bardziej tu pasuje, ponieważ w Hogu ciężko przekabacić jakikolwiek alkohol czy coś takiego. – Przedstawiłem jej pierwszą płaszczyznę swojego planu, oczywiście zniżając ton tak, by moje słowa nie dotarły do huxleyowych małżowin usznych.
No i dzięki Merlinowi jednak znalazła się kolejna osoba do pomocy przy tych składnikach. Hope raczej nie pomyli składników które jej powiedział ani nic przypadkiem nie strąci z szafki. -Jasne, mogę na nie zerknąć.- Nie zajmował jeszcze swojego miejsca i ruszył po prostu do kociołków przy których szykowali składniki. I pomyśleć że utrwalił przepisy tych eliksirów w pamięci jeszcze bardziej, z obawy przed nadchodzącą lekcją z Profesor Dear, na której nie miał pojęcia czego może się spodziewać. Eliksirów zwykłych, leczniczych, sprawdzianu z poprzedniego roku na dzień dobry... Długo nie czekał. Dosłownie chwilę później @Marla O'Donnell przyniosła mu wygrzebane z szafki składniki. Przyjrzał się im uważnie w głowie powoli je analizując. Czystek się zgadzał, mięta pieprzowa też, rdest ptasi rów... wróć! Zamiast rdestu Marla przyniosła im rumianek.- Wymień rumianek na rdest ptasi i będzie okej. - Lekko się uśmiechając machnął ręką na przywitanie do wchodzących do klasy @Ruby Maguire i @Percival d'Este. Sam też nie wiedział czemu, ale miał przeczucie że coś zaraz się spierdzieli. Chociaż to może być zwyczajne przeczucie wynikające z ogromnego skupiska gryfonów w jednym miejscu, którzy jak wiadomo mimowolnie ściągali kłopoty. Mniejsze lub większe.
I jak zwykle, biednemu zawsze wiatr w oczy, a do tego nóż w plecy. I zeszyt w głowę. Powinien był się domyślić, że z jego darciem mordy szczęściem @Huxley Williams podsłuchałby go nawet gdyby nie czaił się mu za plecami, a siedział w łazience z głową w kiblu, wiec nie powinien nawet być zdziwiony, że udało mu się rzeczywiście pobić własny rekord szybkości otrzymania szlabanu. Skandalem był oczywiście fakt, że profesor ukarał go za prywatną rozmowę, podsłuchaną (bardzo niekulturalnie) podstępnie, a w dodatku bez żadnych dowodów na to, że mowa była o tej, a nie innej Brandonównie, których było przecież w trzy dupy albo jeszcze więcej. Westchnął ciężko, słysząc swój wyrok, ale nawet nie chciało mu się produkować z odpowiedzią, więc pozwolił @Marla O'Donnell wyżyć się na Huxleyu swoją bogatą argumentacją i wytknąć wszystko, co zostało zrobione nie tak w kwestii Rutki, sam zaś tylko wzruszył ramionami. - Marla, nie produkuj się, nie ma sprawiedliwości na tym świecie - stwierdził zrezygnowany - Ja i tak nie mam nic lepszego do roboty - burknął, tak że niby w ogóle go ten szlaban nie rusza i zupełnie Huxowi nie wyszło ukaranie go; prawdę mówiąc, spędzanie czasu z profesorem uzdrawiania było mu całkiem na rękę, bo jakimś cudem zwyczajnie lubił przebywać w towarzystwie tego typa, nawet kiedy ten kazał mu czyścić probówki, upominał za wulgaryzmy i wytykał burackie zachowania. Wolałby może pomagać mu dobrowolnie, a nie w ramach idiotycznego szlabanu za chujwieco, ale okej. Dobre i to. Pracowity duet Gryfonów zdążył już przygotować prawie wszystkie eliksiry,o które poprosił profesor, ale i tak podreptał w stronę szafek ze składnikami razem z Marlą, żeby chociaz udawać, że może się na coś przydać, a nie stać bezczynnie jak debil. Do roboty nie było wiele, więc przeglądał ułożone już na blacie ingrediencje (trudne słowo) i zauważył, że nie wszystkie są w najlepszym stanie - niektóre zielska wyglądały na zeschnięte, choć suszone wcale być nie powinny, a na jednej z papryczek sokolim wzrokiem dostrzegł coś, co wyglądało na początki pleśni; prędko usunął więc z pola widzenia składniki nienadające się do użytku i zaczął się przyglądać innym, by skontrolować ich stan.
Cóż, pierwsza lekcja uzdrawiania z Williamsem w tym roku szkolnym mogła być tą, którą by opuścił. Ale tak się nie stało. Akurat nie miał popołudniowej zmiany w aptece, dlatego nic nie stało na przeszkodzie, aby pojawił się w klasie magii leczniczej. Wszedł do środka i to co zobaczył, sprawiło, że praktycznie cofnął się o krok w progu drzwi. Cała masa Gryfonów. S a m i Gryfoni... A w dodatku spora ich część grzebała w szafkach i sortowała składniki... Co tu się odpierdalało? Gdzie się podziała reszta? Gdzie ci Ślizgoni, do jasnej ciasnej? Przywitał się uprzejmie z profesorem i puścił oczko @Felinus Faolán Lowell, stojącemu nieopodal. I dopiero kiedy ruszył do jednej z wolnych ławek, zauważył swoją jedyną iskierkę nadziei (@Irvette de Guise), której posłał naprawdę szeroki uśmiech i uraczył krótkim "cześć", przechodząc obok. Zajął jedno z wolnych miejsc przy oknie i kiedy usiadł, kładąc torbę na blacie stolika, przeniósł wzrok na chłopaka opierającego się o parapet (@Hariel Whitelight) . - Jesteś Harry, prawda? Lucas - przedstawił mu się, aby po chwili dodać: - Co oni wyprawiają? - spytał, skinąwszy na Gryfonów zebranych przy meblach. Uznał, że skoro Whitelight już tu był zanim on sam przyszedł, wiedział więcej a propos tego co tu się działo.
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Pkt w kuferku: 12 Delikatność: 5 klątwa Arabiinieparzysta:5
Wiktor szedł korytarzem z plecakiem na ramieniu, gdy usłyszał jakeś głosy z klasy postanowił tam wejść. Może przekąska ode mnie będzie mu smakowała. Albo dorobię mu ośli uszów zaśmiał się z swoich myśli. Oparł się o drzwi do sali i wpadł do środka. To wyrwało go z zamyśleń. - Dzień dobry - odparł z grzecznym tonem i usiadł w drugiej ławce od okna. - Tylko tyle osób jest? - spojrzał po klasie ze zdziwieniem.
Biorąc pod uwagę, że obecnie zależało mu na doprowadzeniu siebie do stanu, w którym mógłby się uważać za spokojnego w akurat uzdrawianiu było priorytetem nie mógł odpuścić zajęć z Wiliamsem. Z resztą będąc całkowicie szczerym zakładał, że nawet jeśli będzie to powtórka materiału to... Bankowo mu się przyda. Co rusz uświadamiał samego siebie, że wyłączenie się na dłuższy okres z używania czarów powoduje u niego... Odzwyczajenie się? Może to akurat niefortunne słowo, ale ciężej wychodziły mu ruchy nadgarstkiem, jakby te zastygły. Niby były to tylko dwa miesiące, ale jak do tej pory raczej udawało mu się spędzać wakacje u swoich znajomych, gdzie magia była wszędobylska i można było ja praktykować. Surowy zakaz wprowadzony w niewielkim domku przy Tower Hamlets Street skutecznie to uniemożliwiał. Przekraczając próg i widząc rozstawione przy ławkach manekiny uśmiechnął się delikatnie pod nosem. A więc praktyka... I tak jak z jednej strony absolutnie nie chciał się zbłaźnić, tak z drugiej zakładał, że przecież... Nie mogło być chyba, aż tak źle, prawda? Jakąś wiedzę miał, do podręcznika zaglądał regularnie, a i jego notatki nie należały do tych, które po skończonym roku odrzuca się w kąt, bądź co gorsza pali w kominku. Posłał szeroki uśmiech w kierunku krzątającego się niedaleko @Felinus Faolán Lowell i zajął jedno z wolnych miejsc przy fantomie. Uważał, że ta fucha, przynajmniej jak na razie, idealnie mu pasowała - co więcej widział w nim potencjał nauczycielski. Zawsze o wszystkim mówił z niebywałą cierpliwością tłumacząc nawet najmniejsze szczegóły bardzo dokładnie. Z resztą kto jak kto, ale akurat Rylan mógł poszczycić się tym, że jeszcze w czasach studenckich Felinusa notorycznie napastował go o korepetycje. Na wierzch jak na razie wyciągnął jedynie różdżkę wiedząc, że w sprawie bardziej złożonych działań będzie mógł się posiłkować zgromadzonym w torbie materiałem. Rozejrzał się również po sali sprawdzając jak towarzystwo zbiera się do środka, a w duchu zastanawiając się już, jak ogarnąć swoje kolejne braki. Kątem oka złapał jeszcze @Lucas Sinclair, któremu puścił szybkie oczko na znak przywitania. Jego akurat na tych zajęciach był pewny.