Objęte silnymi zaklęciami zwodzącymi mugoli, magiczne pola od wielu już stuleci stanowią największe skupisko wolnych terenów wybiegowych dla hipogryfów. Niejednokrotnie są także wykorzystywane jako miejsca uprawne bądź zagospodarowuje się je w razie potrzeby zorganizowania magicznych rywalizacji bądź festynów. Od kilkudziesięciu lat są głównym miejscem organizacji zabaw obchodzonych z okazji święta Barda Beedla.
Autor
Wiadomość
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Moje uderzenia w drzwi niewiele dały, na szczęście kopniaki @William Walker były znacznie silniejsze i pozwoliły nam jakimś cudem sforsować drzwi. Byliśmy cali w gównie i czuliśmy się tragicznie, ale po otwarciu drzwi uświadomiliśmy sobie, że ochlapanie odchodami to pikuś w porównaniu do tego co stało się na polach. Ludzie byli obtłuczeni i poranieni, a my uniknęliśmy jakichkolwiek obrażeń z wyjątkiem kilku drobnych otarć i zupełnie nie mieliśmy pojęcia co się stało. Zupełnie nie miałam siły czarować, na szczęście William ogarnął sprawę za mnie i po chwili oboje byliśmy względnie czyści. - Wszystko okej - powiedziałam wtulając się w chłopaka - Przepraszam, że Cię w to wciągnęłam. Miałam na myśli rzecz jasna festiwal - Will przyszedł tutaj tylko i wyłącznie dla mnie, a oprócz wypadku w toi toiu spotkało nas tu mnóstwo innych niemiłych rzeczy. Lepiej zrobilibyśmy gdybyśmy zostali w domu pod kocykiem albo pograli w eksplodującego durnia. - Już dobrze - powiedziałam stając na palcach i całując go w policzek. Po raz pierwszy od nie wiem kiedy nie miałam siły szukać moich znajomych i się o nich martwić. Czułam się tak okropnie, że modliłam się tylko, żeby nie zwymiotować. Pociągnęłam Willa w stronę awaryjnego świstoklika i po chwili wracaliśmy już do Hogsmeade.
To co dla jednego człowieka jest fajne dla drugiego może być zwyczajnie nieciekawe. Tak właśnie było z loterią, mieć na własność coś co prawdopodobnie będzie jedynie zbierało kurz jest bezsensowne. No, były wyjątki, ale płyty do nich nie należały, rzadko słuchała muzyki w swoim mieszkaniu, jeśli już w nim była. - Nie, płyta i tak by mi się nie przydała - odpowiedziała ujawniając jedną ze swoich cech, nie powiedziała nic więcej, bo nie widziała sensu w tłumaczeniu się dlaczego tak jest. Nie spojrzała nawet na stoisko i tak samo jak on skupiła się na scenie - Może i nie, ale i tak wolę inny rodzaj muzyki - jak zwykle wyraziła swoją opinię w kilku słowach - Na przykład właśnie taki jaki zagrają za chwilę, choć nie za dobrze znam akurat ten zespół, zobaczymy co zaprezentują - dodała oczekując naprawdę dobrego występu, choć wciąż czuła ten niepokój, jakby ten dzień miałby się zakończyć po prostu źle. - Tak - rzuciła automatycznie, chwilę później uświadamiając sobie, że rozmowa miała pójść w inną stronę - Po prostu chciałam zapalić - zakończyła nie chcąc motać się w swojej wypowiedzi, poza tym kolejny zespół właśnie rozpoczął swój występ i właśnie na to zwracała teraz większą uwagę, papierosy mogą zaczekać. Najlepiej do momentu, kiedy przejdzie jej na to ochota, bo nie powinna do nich wracać. Zapowiadało się na naprawdę dobry występ i już zaczęła się cieszyć, że chociaż jeden zespół okazał się być fajny, no może nie widziała tylko sensu w rozwalaniu sprzętu wartego niezłą sumkę, ale kto bogatemu zabroni... Niestety nie miała zbyt wiele czasu na rozmyślanie co można za to kupić, ponieważ zespół, a przynajmniej gitarzysta postanowił zapewnić im niezapomniane wrażenia. Czym? A no obskurusem, który zaczął siać zniszczenie. Chaos i wielka panika wszystkich dookoła sprawiła, że ludzie zaczęli po prostu uciekać nie patrząc na to czy tym samym stratują inną osobę. Oczywiście jakby tego było mało, przez zakłócenia magii większość miała problem z teleportacją, mimo wszystko mogłaby tego spróbować, ale nie była sama. A no właśnie, gdzie się podział jej nowy kolega? Przez chwilę stała w miejscu, co nie było dobrym pomysłem, przepychający się tłum wymachiwał łokciami, żeby tylko przebić się do wyjścia, co zapewniło jej kilka siniaków. W końcu ruszyła w celu znalezienia kolegi, nie było łatwo, mimo tego, że większość zdążyła już uciec. Na dodatek odłamek bliżej nieokreślonego przedmiotu uderzył ją w kolano, na szczęście nie było to nic poważnego, jedynie zadrapanie, bywało gorzej. Minęło już co najmniej kilkanaście minut, aurorzy próbowali zapanować nad sytuacją, a uzdrowiciele miotali się chcąc pomóc wszystkim bardziej poszkodowanym. Wszystko fajnie tylko gdzie był nieznajomy? Gdyby tylko znała jego imię... mogłaby zacząć go wołać, a tak to co mogłaby krzyczeć? Hej kolego gdzie jesteś? Bez sensu. Narastająca irytacja nie pomagała jej w poszukiwaniach, poza tym ciągle musiała uważać na otoczenie, tak więc nie obyło się również bez bluzgów. Miotała się tak z pół godziny w końcu trafiając na postać ukrywającą się za słupkami - No i znalazła się zguba - warknęła wyrzucając swoje zdenerwowanie, nie na niego, ale na to ile to wszystko trwało - Idziemy, możesz iść samodzielnie? - zaczęła go pośpieszać przy okazji uświadamiając sobie, że mogło mu się coś stać. Po szybkich oględzinach uznała i jego zapewnieniu pomogła mu wygramolić się z kryjówki i pociągnęła go za rękę nie zważając na to, że mógł być w szoku albo nie chciał, żeby ktoś go dotykał. Potem w miarę bezpiecznie wydostali się poza teren imprezy i rozstali się w Hogs.
Spodziewała się, że to będzie niezapomniany wieczór, ale nigdy by nie przypuszczała, że aż do tego stopnia… Z początku kiedy dziwaczne drgawki zaczęły targać gitarzystą występującego zespołu, sądziła – jak większość zgromadzonych zresztą – że to kolejny specjalny efekt, mający mocniej podkręcić atmosferę i wywołać szok na twarzach. I istotnie szok po chwili zapanował, ale zupełnie pozbawiony podziwu i pozytywnych wrażeń. Kłęby czarnej substancji ukazały wielgachnego Obskurusa, którego widok całkowicie zbił Nevę z tropu. Czas na chwilę stanął dla niej w miejscu, ukazując monstrum w pełnej krasie. Kompletnie ją zatkało. Nie potrafiła wyłuskać w głowie żadnej myśli, uczucie sparaliżowania dotknęło ją mocno. A po tej niezwykle krótkiej chwili, czas na powrót ruszył, a wraz z nim wrzaski. Wtedy zaczął się obłęd. Panika, lecące ze sceny instrumenty, ludzie biegnący w różne strony, nieudane próby teleportacji, zaklęcia miotane przez aurorów i powszechny strach… Drayton pospiesznie próbowała oddalić się z tamtego miejsca, z palącą gorącem różdżką w torebce wiedząc, że nie jest w stanie wspomóc samej siebie, co dopiero innych. Magia jej nie pomoże, nie tym razem. Najlepszym wyjściem z tej okropnej sytuacji była stara, dobra ucieczka. I choć brunetka potrafiła zachować zimną krew w tak trudnej sytuacji oraz skupić się na jedynym w tym momencie celu, jaki stanowiło właśnie opuszczenie czarodziejskich pól, manewrowanie wśród tego istnego chaosu okazało się misją niemal niemożliwą. Psychoza tłumu zwyciężyła w momencie, kiedy przypadkiem oberwała Drętwotą. Runęła jak kłoda na ziemię, kompletnie bezradna wobec przebiegających wokół i niemal po niej dziesiątek stóp. Nie czuła nic. Nic prócz dojmującej beznadziei i obawy, że przyjdzie jej umrzeć jak zwierzęciu, przez stratowanie. I tylko oczy widziały wszystko i dostrzegały cały ten syf, rozgrywający się wokół. Straciła rachubę czasu, ale w końcu jakiś Auror zdjął z niej zaklęcie i pomógł wstać. Nie wiedziała, ile to trwało, jakie szkody zostały wyrządzone, czy wszyscy przeżyli zdarzenie. Czuła się przegrana. Z ulgą jednak odkryła, że jej ciało doznało jedynie sporo zadrapań i zdarć. Wobec leżenia w środku rozszalałego tłumu, był to niemalże cud. Dostając nieme pozwolenie wybawiciela, wróciła w końcu do domu.
Kostki : 2 i 3 z/t
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Jej pierwszą myślą było: „efekty specjalne”. Jej drugą myślą było: „efekty specjalne imitujące obscurusa. Noice.” Trzecia myśl przyszła jej do głowy, dopiero kiedy Lys złapał ją za ramię. To się działo naprawdę. Przy całej swojej nieprawdopodobności. Powinna była czym prędzej brać nogi za pas, ale na litość Morgany, jak często ma się okazję oglądać obscurusa?! Przyglądała się kłębom energii wydobywającym się z członka* zespołu z takim zaaferowaniem, że lecący w ich stronę instrument spostrzegła dopiero, kiedy Lysander popchnął ją na ziemię. Próbowała wstać jak najszybciej, ale uciekający w popłochu ludzie, co chwila przygniatali ją z powrotem do ziemi. W końcu udało jej się doczołgać do chłopaka. Nikt nie zdawał się go zauważać i tak jak wcześniej po niej, wszyscy przebiegali wprost po nim. Teleportowałaby ich, gdyby umiała, ale ze swoimi przeklętymi szesnastoma latami, mogła go co najwyżej osłaniać przed zdeptaniem. Ściągnęła z nieprzytomnego Gryfona kontrabas i odepchnęła go w stronę nacierającego tłumu, kupując sobie dość czasu na wyciągnięcie różdżki. - Metusque – rzuciła na ich oboje i skuliła się przy chłopaku, czekając aż motłoch się rozbiegnie. Rozglądała się za jakimiś magomedykami, ale wszyscy byli zbyt zajęci i chyba nikt ich nie widział. Wycelowała różdżkę w powietrze i rzuciła Perriculum. Po chwili zjawił się przy nich lekarz. Ettie odstąpiła od Lysandra, zarzekając się, że jej nic nie jest. Nie powinno jej tu w ogóle być, a biorąc pod uwagę, że w Mungu pracował jej tato, bezpieczniej było już zadenuncjować się u dyrektora niż wbijać tam na izbę przyjęć. Upewniwszy się milion razy, że zostawia przyjaciela w dobrych rękach uciekła z terenu festiwalu, w poszukiwaniu świstoklika lub dobrej duszy, która przeniesie ją do Hogsmeade.
Metusque i Perriculum:
Kostka: 4 i 6 Punkty w kuferku: • z zaklęć - 50 Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z zaklęć - 5 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z zaklęć - 0
//zt
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Razem z Calumem poleciała w krzaki i dobre kilka minut rzygali jak koty. - Dz-dzięki – mruknęła, zbierając swoje włosy, które chłopak wspaniałomyślnie jej przytrzymał – A b-byłam pewn-na, ż-ż-że to na Do-onie będę rzy-ygać… Zgodziła się, że powinni pójść do magomedyków, przez całą drogę zerkając kątem oka na Krukona. Zastanawiała się jak bardzo nie wypadało tego mówić, ale w końcu nie wytrzymała. - My-yślałam, że t-to je-eszcze ten z Gr-gr-grecji… - przyznała, patrząc mu w zęby – M-myślisz, że jest se-ens? Wst-taiwać g-go? Na-ajw-wyraźniej c-cię nie l-lubi. Droczyła się oczywiście, czując się przy okazji trochę mniej żałośnie ze swoim jąkaniem. Swoją drogą, zajebiście musieli razem wyglądać. Po chwili dotarli do uzdrowicieli i oboje wypili eliksir, a Calum odzyskał zęba. Tym czasem zaczął się już koncert The Veels i ku zadowoleniu Gemmy, spora cześć ludzi zaczęła uciekać z pod sceny. - Ch-chodź – pociągnęła Caluma za rękę – Do-opcham-my się b-bliż-ż-żej. Nie przepadała za aż tak ciężkimi brzmieniami, ale od czasu do czasu nie miała nic przeciwko. Na pewno nie wtedy, gdy szło o grę na żywo. Poza tym pod sceną mogli jeszcze znaleźć Dramę, która gdzieś im się w tym zamieszaniu zgubiła. No i klepnąć sobie dobre miejsce na Wilcze Głowy. Po eliksirze czuła się już zupełnie dobrze i zakręciłaby się wkoło jakiegoś pogo, ale nie była pewna, czy Calum byłby chętny, biorąc pod uwagę, że dopiero co odzyskał zęba. Osobiście nigdy nie ucierpiała mocno w tańcu wolności, ale z jego szczęściem trochę by się bała. Stanęli zamiast tego przy bramce, a Gemm zaczęła wyglądać młodszej koleżanki. Dramy nie wypatrzyła, za to rzucił jej się w oczy inny znajomy łeb. - Nebbie! – wrzasnęła, wyciągając rękę, ale jej okrzyk zaginął wśród głośnej muzyki. Zaczęła podskakiwać jak szalona, próbując ściągnąć na siebie jej uwagę. To co działo się na scenie zobaczyła dopiero, kiedy już wszyscy nabrali pewności, że nie były to efekty specjalne. Zamarła w miejscu, nie mając pojęcia, co powinna zrobić. Nie wiedziała o obcurusach prawie nic. Dopiero, kiedy ktoś w tłumie krzykną tę nazwę, coś jej zaświtało. Nie na tyle jednak, żeby zacząć uciekać. Bo niby, w którą stronę, skoro wszędzie szalała dziwna energia. Złapała się tylko mocniej barierki i rozejrzała za znajomymi. Calum, stojący do tej pory za jej plecami… zniknął. Nebraska… Gemm widziała ją tylko sekundę. Chwilę później rudowłosą Amerykankę z impetem przykrył fortepian. Pierdolony fortepian! Nie zamknęła oczu, nie odwróciła głowy, nie była w stanie w ogóle się ruszyć. Serce nie zatrzymało jej na ułamek sekundy, zatrzymała się ona cała, na Merlin wie jak długo. Stała i stała, patrząc na zbierający się wokół fortepianu tłumek. Stała, gdy ktoś uniósł fortepian. Stała, gdy cześć gapiów się cofnęła. Stała, kiedy to co zostało z Nebraski, przykrywano jakimś płótnem. Z letargu wyrwał ją jakiś człowiek pytając, czy wszystko w porządku. Otarła szybko łzy z twarzy, których do tej pory nawet nie zauważyła i kiwnęła głową posyłając nieznajomemu słaby uśmiech i odeszła w stronę wyjścia z festiwalu. Bezwiednie podążała za tłumem, aż w końcu niechcący natknęła się na jakiś transport do Hogsmeade.
Mimo zeszłorocznego wypadku, Ministerstwo Magii po raz kolejny zdecydowało się zorganizować Czarodziejski Festiwal Muzyczny na polach za Londynem. Tego typu zdarzenie spotkało się z jednej strony z entuzjazmem, z drugiej jednak z oburzeniem - Ministerstwo zachowywało się tak, jakby zeszłoroczna śmierć Nebraski Jones oraz atak Obskurusa zupełnie nie miały miejsca. Tym razem event miał większy rozmach niż rok wcześniej - zbudowano aż dwie sceny, pomiędzy nimi ustawiono świstokliki i zadbano o całą masę innych atrakcji. Na szczęście Ministerstwo tym razem poświęciło większe środki na ochronę wydarzenia, więc wszystko wskazywało na to, że festiwal obędzie się bez większych incydentów.
Fabularnie wstęp na wydarzenie kosztował 40 galeonów, jednak realnie nie musicie uiszczać tej opłaty. Fabularnie wydarzenie ma miejsce 14 września 2018, jednakże rozpoczynamy grę 18 września.
Wszelkie pytania i wątpliwości kierujemy bezpośrednio do @Vivien O. I. Dear(pw, GG: 5233890, ewentualnie facebook)
Duża scena - harmonogram
18:00 - 19:00 - Dudniące Kelpie
19:30 - 21:00 - Don Lockharto Z gościnnym udziałem xyz
21:15 - 22:45 - Felix Felicis Z gościnnym udziałem Lilou Smiley
23.15 - 0:45 - WIELKI DISS vol 2 DJ Mudblood X Mr Pure
1. Wstęp jest dozwolony dla każdego czarodzieja, który ukończył szkołę - co za tym idzie wydarzenie jest przeznaczone dla studentów i dorosłych. UWAGA! Uczniowie również mogą brać udział w wydarzeniu - w takiej sytuacji zakładacie, że złapaliście nielegalnie świstoklik z Hogsmeade i na każdym etapie rzucacie dodatkową kostką na wykrycie (opis będzie zmieniał się wraz z etapami). Złapanie przez służby porządkowe lub nauczyciela wiąże się z natychmiastowym powrotem do szkoły i szlabanem.
2. Każdy koncert będzie opisany w osobnym poście MG, a co za tym idzie - z każdego będą wynikały zdarzenia losowe mające wpływ na Twoją postać. Można przyjść oczywiście podczas późniejszych koncertów, jednakże pamiętaj, że wiąże się to z utratą części korzyści płynących z aktywności MG.
3. Oprócz wyniku rzutu kostką KONIECZNIE zaznacz na końcu każdego posta przy której scenie podczas bieżącego koncertu znajduje się Twoja postać!
4. Nienapisanie posta na którymś z etapów nie wiąże się z żadnymi konsekwencjami, jednakże należy pamiętać, że aktywny udział w wydarzeniu niesie za sobą wyższe korzyści!
5. Oprócz korzyści wynikających z kostek, każdy aktywny uczestnik eventu zostanie nagrodzony, wiec tym bardziej zachęcamy do zabawy! Im aktywniejszy udział, tym większe korzyści z eventu!
6. Posty MG będą się pojawiały w krótkich, maksymalnie kilkudniowych odstępach czasowych.
7. Pamiętajcie, ze na wydarzeniu jest wiele tysięcy czarodziejów, dlatego odnalezienie w tłumie znajomych twarzy może być trudne. Warto również wziąć pod uwagę, że raczej nikt nie zmuszał Waszych postaci do pójścia na wydarzenie, więc warto byłoby, żeby chociaż próbowały się dobrze bawić.
Na co dzień spokojne pola za Londynem przemieniły się w magiczny jarmark. Oprócz dwóch scen - dużej i małej, oddalonych od siebie o kilkaset metrów, na miejscu znalazły się stoiska z jedzeniem, gadżetami czy napojami, również stragany, na których można zagrać w magiczne gry, a także namioty poszczególnych fanclubów. Choć otwarcie nie mówi się o mrocznym widmie zeszłorocznych zdarzeń w postaci pojawienia się Obskurusa i śmierci Nebraski Jones, to wyraźnie widać, że w tym roku jeszcze bardziej zadbano o zabezpieczenia angażując w ochronę imprezy nie tylko aurorów, ale również służby bezpieczeństwa i magimilicję oraz inwestując duże środki w inne, nieznane przeciętnemu czarodziejowi systemy bezpieczeństwa.
Jest 17, a pierwszy koncert rozpoczyna się dopiero za godzinę. Przejdź kontrolę przy bramkach, a następnie wykorzystaj ten czas, by kupić sobie coś fajnego lub też zajmij dobre miejsce przy scenie. Uważaj jednak, żeby się nie zgubić – wśród kilku tysięcy czarodziejów jest to bardzo łatwe!
ETAP I: 20 września 2018
Oferta straganów
Zakup niżej wymienionych przedmiotów (w korzystnych cenach oraz bez konieczności rzutu kostką!) oraz potraw jest możliwy przez cały czas trwania eventu. Opisy przedmiotów są dostępne w spisie.
• napoje i potrawy dostępne w spisie • dowolne papierosy dostępne w spisie - 10 galeonów • wata cukrowa zmieniająca kolor włosów - 5 galeonów
Trening dzisiejszy był dla niej w pewnym stopniu katorgą. Początkujący. Rozumiała ich, jednak zdawali się być coraz to tępi oraz głupsi niż parę lat temu. Owszem, Rieux nie powinna wytykać ich błędów, co nie zmienia faktu, że nie usprawiedliwia to zastosowania podczas techniki gryzienia. I to dodatkowo podczas prezentacji, kiedy to nie powinno dojść do takiej rzeczy. Może rana nie była głęboka, jednak zdecydowanie uwierała, zdawała się być niepotrzebną dekoracją przeszywającą skórę z zaskakującą prędkością, niwelującą jej dotychczasowe, zewnętrzne piękno. Nie krwawiła już, aczkolwiek siniec po zgnieceniu tkanek pozostał, nieestetyczny i burzący harmonię. Westchnąwszy cicho, miała ze sobą jedynie torbę, ukryte w niej fajki oraz odpowiedni strój na sobie - a przynajmniej tak myślała. Ze względu na blizny, nie mogła odkrywać niczego więcej niż nóg oraz rąk, reszta musiała być po prostu odpowiednio zakryta, uwieńczona, zapomniana, uchroniona przed obnażeniem. Średniej długości spodnie jeansowe o ciemnej barwie, nie inaczej koszulka w odcieniu grafitu oraz bluza. Jedyne, co chciała zobaczyć na tym przyjęciu, to, ze względu na zafascynowanie kulturą nordycką, zespół Dudniejące Kelpie, których była cichą fanką. Przechodząc przez bramkę i przez ochroniarzy, miała totalnie wylane na to, jak ją będą przeszukiwać i co znajdą. W sumie, chyba nawet przymrużyli oczy bądź byli niedokładni, bo udało jej się przemycić kosę, z której nie zamierzała bez powodu korzystać. Jednocześnie nie miała pchnięcia do tego, by oddawać się w ramiona walki z okolicznymi ludźmi, tudzież czuła się stosunkowo bezpiecznie. To było tylko złudzenie, iluzja stawiana przez rozdzierające się przez tłumy ochrony, magimilicję oraz aurorów - nigdy nie można było czuć się w takim zbiegu bezpiecznie. Idealne miejsce do rozpoczęcia większej tragedii niż rok temu, więc nawet jeżeli zapewniano, że wszystko będzie w porządku, to nie zamierzała się pierdolić i beznamiętnie oddawać w całokształt zafałszowanego braku zagrożenia. Chociaż, w nagminnym rozrachunku tego, co się tutaj znajduje, nie zdoła aż tak łatwo wyjąć kosę, więc będzie zmuszona do stosowania siły pięści. Lepiej nie, skoro ma zamiar po studiach pójść na stanowisko aurora, czyż nie? Dodatkowo miała własne, mugolskie fajki - w tłumie tysiąca i nawet więcej czarodziei nie chciała na razie nikogo truć, więc pozostawały w bezpiecznym zasięgu tylnych spodni, rozglądając się po okolicznych straganach oraz przedmiotach. Jej wzrok utkwił na amulecie Uroborosa, symbolu wiecznego przemijania i trwania, nieustannego odradzania się, posiadający korzenie w staroegipskich oraz greckich symbolach. Bez namysłu, mimo że z kasą było dość krucho i nic nie wyglądało na to, żeby jej stan się w związku z tym poprawił, postanowiła go zakupić, wydając 30 galeonów. Od razu, po udanej transakcji, założyła go, przechodząc powoli do odpowiedniej sceny. A była dopiero godzina siedemnasta z hakiem...
Matthew Alexander
Wiek : 43
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Nie zamierzał korzystać z uroków zabawy. Nie po to tutaj przyszedł. W związku ze zwiększeniem bezpieczeństwa podczas festynu, został przydzielony jako tako do pracy - nie musiał płacić za atrakcję, za wstęp, co nie zmienia faktu, iż musiał tutaj wykonywać swoją robotę. Prawda jest taka - nigdy by nie wziął udziału w tym czymś z własnej, nieprzymuszonej woli. Niemniej jednak, w związku z ostatnim rokiem, który przyniósł śmierć siedemnastoletniej dziewczyny oraz zbyt wielu poszkodowanych na otwarte sale Świętego Munga pękające w szwach, nie mogło zabraknąć w tym miejscu uzdrowiciela. Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, jak ogrom niebezpiecznych sytuacji może przynieść placówka, w której się znalazł, co nie zmienia faktu, iż nie bez powodu został wytypowany. Większość osób nie miała pewnego rodzaju przekleństwa, które w sobie nosił; szefostwo dowiedziało się o jego niezwykłym darze zachowania zimnej krwi w trudnych sytuacjach, tudzież nie bez powodu wystawiono go na zimny wiatr przedzierający się przez manufakturę skóry. Atak wilkołaka, sytuacja w pensjonacie, to wszystko roznosiło się w mgnieniu oka; na szczęście sytuacja w pokoju numer jedenaście nie spotkała się ze światłem dziennym. Tym razem zadbał o siebie, zadbał o swoją aparycję; nie mógł pozwolić na to, by cień niepewności, rzucony przez sam fakt bycia sobą, owinął jego sylwetkę swoimi łańcuchami nieszczerości. Przeszedł jednak do straganów, zapoznawszy się dokładniej z budową całokształtu wydarzenia. Godzina do występu zespołu opowiadającego o różnych legendach zdawała się dłużyć, co nie zmienia faktu, iż mężczyzna postanowił rozejrzeć się po okolicznych drobiazgach, które wystawili sprzedawcy do kupienia. Jeden z nich wyjątkowo spotkał się z jego przychylnością - bransoletka z ayuahascą zdawała się być najbardziej intrygującym przedmiotem, za który następnie zapłacił (40g). Przemierzał powoli przez tłumy, założywszy na rękę kupioną przez siebie biżuterię.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Powtórka Czarodziejskiego Festiwalu Muzycznego brzmiała jak żart. Leonardo nawet nie przejął się plotkami, nie zagłębiając się w temat ani odrobinę. Nie wierzył, że Ministerstwo Magii faktycznie pozwoliło na tego typu zabawę, wsparło ją i po prostu pozwoliło na jej powstanie. Dopiero kiedy ludzie zaczęli oficjalnie umawiać się na wspólne wyjścia, do Gryfona dotarło, że śmierć Nebraski odeszła w zapomnienie i wszyscy chcieli się bawić, nawet jeśli groziło im realne niebezpieczeństwo. Nie sądził, żeby miał pojawić się kolejny obskurus... Ale z tymi zakłóceniami magicznymi takie słabe zdanie nie powinno mieć większego znaczenia. Leo uwielbiał ryzykować, kochał to uczycie, gdy ogarniała go adrenalina... Ale w zeszłym roku niemal stracił ukochanego, doznał poważnej kontuzji i cóż, widział śmierć koleżanki z tego samego domu. Nic dziwnego, że festiwal wydawał mu się dziwnym pomysłem, do którego podchodził szalenie sceptycznie. Nie chciał też wcale na niego iść, gdzieś tam z tyłu głowy wspominając, że... No, ostatnim razem było to poniekąd randką. Sam nie był wielkim fanem latającym po koncertach muzycznych, za to zdecydowanie bardziej pasowało mu to do Ezry. Kiedy @Hemah E. L. Peril zaproponowała mu wspólne wyjście, zupełnie nie wiedział co ma jej odpowiedzieć. Ostatecznie wyrwał mu się jakiś zaskoczony śmiech i jedno wielkie, kategoryczne "nie ma mowy"... Szkoda tylko, że należał do osób tragicznie niekonsekwentnych, zaś jasnowłosa szybko nie odpuściła. W zeszłym roku nie miała możliwości pobawić się na koncertach (no, dla tych co mogli, to też szybko się zabawa skończyła) i Leo rozumiał jej zainteresowanie. Zgodził się. - Chiquita! - Zawołał, gdy dostrzegł znajomą jasnowłosą postać. Sam przyszedł chwilę wcześniej i stanął już nawet przy jednym ze straganów, żeby odrobinę się rozejrzeć; na szczęście nie miał problemu z tym, by wypatrzeć Hemah ponad głowami innych uczestników festiwalu. Głos miał donośny i był raczej rozpoznawalny, ale i tak pomachał jej jeszcze ręką. Być może zdążyła przyzwyczaić się do jego eleganckiej wersji, tej nauczycielskiej? Teraz wrócił do starych nawyków, zakładając ciemne spodnie i białą koszulkę z nadrukiem, od której odciął rękawy. W pasie przewiązał czarno-białą koszulę w kratę, w razie gdyby jakimś cudem pogoda miała się zepsuć. - Zobacz, jakie cuda - dodał jeszcze na powitanie, wskazując na bransoletki, tylko czekające na jakiegoś chętnego kupca. Leo oczywiście już wypatrzył całkiem konkretną, podobną do tej, którą on kiedyś dostał. - Mam prawie identyczną... One są chyba kolumbijskie? - Zerknął na sprzedawcę, acz ten był zajęty innym chętnym. Leo podsunął Peril bransoletkę z ayahuascą. Na jego ustach rozkwitł już ogromny uśmiech i w czekoladowych tęczówkach nie było widać ani śladu zawahania, które wcześniej mu towarzyszyło.
Kiedy dowiedziała się o festiwalu muzycznym od razu wiedziała iż musi się na nim pojawić. Coś niby jej się obiło o uszy, że w tamtym roku było bardzo kiepsko na tym festiwalu i nawet byli ranni jednak osobiście na nim nie była więc nie wiedziała co było prawdą a co kłamstwem. Koło godziny 16 zaczęła się szykować do wyjścia. Ubrała na siebie czarny top na ramiączkach na to kurtkę dżinsową i czarne spodnie. Nie wiedziała jaka później będzie pogoda więc wolała nie ryzykować iż się przeziębi. Umalowana, uczesana i ubrana wyszła z domu i udała się na czarodziejskie pola gdzie miał odbyć się ów festiwal. Bez problemu przeszła kontrolę przy bramkach i bez żadnych zmartwień mogła udać się na zwiedzanie straganów. Dookoła było mnóstwo par, ona jednak przyszła sama. Jakoś nie sprawiało jej to przykrości. Mogła się bawić i nie musiała nikim przejmować. Z uśmiechem na twarzy stanęła przy jednym ze straganów i zaczęła oglądać biżuterię. Z ogromnym zaciekawieniem wzięła bransoletkę z ayuahascą. Po dłuższej chwili przyglądania się jej podała 40 galeonów sprzedawcy i odeszła bardzo zadowolona zakupem. Założyła bransoletkę na rękę i ruszyła przed siebie rozglądając się dookoła. Po kilku minutach krążenia między straganami wpadła na jedyną jak dotąd znajomą osobę a był nią @Matthew Alexander -Cześć.-powiedziała stając obok mężczyzny. Nachyliła się nad jego ramieniem aby zerknąć na co patrzy. Z uśmiechem na twarzy odsunęła się i spojrzała na niego. -Nie spodziewałam się, ze lubisz chodzić na takie imprezy.-dodała po chwili milczenia. Matthew nie wyglądał na osobę, która lubiła takie festiwale w ogóle jakiekolwiek imprezy. Spotkanie go tutaj było na prawdę ogromnym zaskoczeniem na Puchonki. Od ich pierwszego spotkania nie minęło dużo czasu, ale nie widzieli się od tamtej pory. Oczywiście tak jak się umówili dziewczyna przestudiowała księgę, którą jej podarował i to kilka razy. Z każdym kolejnym razem czytając znajdywała kolejne ciekawostki. Jednak nie o tym dziś powinna myśleć prawda? Był festiwal powinna się bawić. -Wszystko u Ciebie w porządku? Jakoś marnie wyglądasz..-powiedziała po dłuższej chwili wpatrywania się w mężczyznę. Odgarnęła kosmyk kasztanowych włosów z policzka po czym wetknęła go za ucho przenosząc wzrok na bransoletkę Matthew. Miał taką samą jak ona. Więc nie tylko jej się spodobała.
(Pozwolę sobie zagadać do Matthew chyba, że jest z kimś umówiony to w kolejnym poście się zwinę )
Matthew Alexander
Wiek : 43
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Źródło problemów. Aż chciało się śmiać faktom wynikającym z czystej ignorancji ludzkiej. Nie chciało mu się wierzyć, był wyjątkowo podejrzliwy - nie mógł nawet zaznać spokoju podczas swobodnego przemieszczania się między różnokolorowymi straganami. Oferowane przez sprzedawców towary zdawały się posiadać w pewnym stopniu nieznaną, magiczną moc, co skłoniło poruszającego się swobodnym, typowym dla siebie krokiem uzdrowiciela do refleksji na temat tego, czy to aby na pewno był dobry pomysł. Nie, nie myślał o sobie, myślał o całokształcie wydarzenia, o podwalinach budujących sam fakt zaistnienia oraz poprzedni rok, przynoszący ze sobą istną tragedię. Widział wiele razy śmierć, śmierć niezwykle kpiącą sobie z planów oraz marzeń, zanurzającą ostrze swojej kosy w mięso nawinięte na kości; bez trudów odbierała to, co najistotniejsze, burząc plany budowane przez lata na stabilnym gruncie. To nie było normalne - doskonale pamiętał, że wcześniej Ministerstwo Magii było wyjątkowo ostrożne w tej kwestii, a teraz? No cóż, zdawało się odsunąć zdrowe, racjonalne myślenie gdzieś poza zwoje mózgowe, postanowiło zapomnieć o wydarzeniu. Czy miał im to za złe? Oczywiście, że nie. W tę stronę źle, w tamtą stronę też źle. Gdyby nie zainicjowali święta, spowodowaliby, że zaczęłoby ono przypominać tylko rzeczy melancholijne, wprowadzałoby depresyjny nastrój. Niby przedsięwzięto środki mające na celu zniwelować potencjalne zagrożenie; nie zmienia to faktu, że ono zawsze istniało. Kryło się poruszając pośród cieni. Wtem, nagły głos, znajomy, ciepły, zapoznany wcześniej, rozbrzmiał w jego głowie. Halucynacje? Nie sądził, żeby spotkał tutaj kogoś, z kim miał wcześniej do czynienia; przecież przez tłumy przedzierało się tysiąc, a nawet i więcej czarodziei, co powodowało, że szansa na zetknięcie się z twarzą należącą do kogoś zakodowanego jako osoba wcześniej znana wynosiła po prostu mniej niż jeden procent. Spojrzał obok, rzucił "Cześć." - Sunny, radosna Puchonka, której to użyczył dostępu do ksiąg, chcąca zostać Uzdrowicielką. Rzucił jej posępne, aczkolwiek widoczne podniesienie kącików ust do góry. - Praca mnie tutaj wzywa - rozpoczął - w związku z poprzednimi wydarzeniami. - nie czuł potrzeby bądź przymusu wyjaśniania Saltzman całej tej sytuacji - rzeczywiście, nie pasował do całokształtu imprezy, nie potrafił się bawić, chociaż, zważywszy uwagę na fakt tego, jak zabalował w Meksyku, można było się przekomarzać różnymi zdaniami, faktami oraz mitami. Jako że stanowisko osoby zajmującej się sekcją zwłok, lekarza medycyny sądowej nie było jakoś szczególnie oblegane, wiele osób miało dostęp do tego, co stało się z młodą uczennicą, ledwie co 17-letnią. Był to nieodpowiedni widok, przyprawiający o mdłości, wymagający stalowych nerwów - które przecież zdobiły jego głowę pod materiałem manufaktury czaszki. Alexander zastanawiał się jednak, co tutaj robi właśnie ona. - Też nie spodziewałem się, że postanowisz tutaj przyjść. Każdy jednak - wziął głębszy wdech, rozglądając się ostrożnie po przedmiotach, które wystawił jeden ze sprzedawców na straganie - zasługuje na chwilę zabawy. Zdziwił się zadanym pytaniem - może nie otworzył nagle oczu tak, jakby zobaczył przed sobą ducha, co nie zmienia faktu, iż Sunny widziała po prostu za wiele. A może taka była jej natura? Też potrafiła się wczuć? No tak, jej życie nie zostało jeszcze skażone namiastką dorosłości. Miała po co żyć, miała po co brnąć dalej, posiadała energię, posiadała chęci. - Zawsze tak wyglądam. - dodał szczerze, znajdując się w niezbyt korzystnym dla siebie położeniu. Nigdy nie zwierzał się przypadkowym osobom ze swoich problemów, tudzież nie zamierzał zwyczajnie przełamać bariery oraz rozpocząć z kimkolwiek szczerą rozmowę. Doskonale zdawał sobie sprawę z ryzyka, które wynika z dzielenia się ciężarem z drugą osobą. Chronił już jedną, chociaż powoli zdawał się być sobą. Powoli, małymi krokami, starał się powrócić do społeczeństwa - długa przed nim jeszcze droga. - Idziesz zobaczyć konkretny zespół czy po prostu przyszłaś ze względu na dobrą zabawę? - zapytał.
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Słyszała, że zeszłoroczny festiwal nie był zbyt szczęśliwy w skutkach, mimo to nie poczuła się zrażona. Skoro ministerstwo zgodziło się robić kolejny, to znak, że bezpieczeństwo jest zwiększone. Odczuła to już na wstępie, chociaż nie miała porównania z żadną podobną imprezą - to był jej pierwszy rok jako studentki, która może robić, co tylko zapragnie, nie będąc ograniczaną przez zakazy szkolne. W większości. Niemniej nawet ona dostrzegła licznych aurorów, milicjantów i ochroniarzy, przechadzających się z różdżkami w pogotowiu. Kontrola na wejściu także była dość szczegółowa. Na szczęście nikt nie czepiał się jej zbytnio, acz jeden z aurorów zdążył przestrzec, by nie próbowała na żadnym uczestniku zabawy wilych sztuczek. Sarknąwszy coś pod nosem, zdecydowała się nie robić scen. Zamiast tego pozwoliła, aby tłum ją porwał w stronę straganów. Nie musiała przesadnie się rozglądać, aby odnaleźć swojego towarzysza nawet bez jego wesołego nawoływania. Wybijał się ponad tłum znacząco. Z resztą jak ona sama. Jej jasne włosy nieco odstawały na tle zwyczajowych blondów czy brązów. Nie wspominając o bladej cerze, tylko podkreślonej białą bluzką i beżowymi spodniami z wysokim stanem. Całość zwieńczała ciemna torebka oraz czarne buty na wcale niemałym obcasie. Przy Leo mogła sobie pozwolić. Zaś korzystając z tych dodatkowych centymetrów, przy powitaniu objęła go za szyję. - Hej! - Odsunęła się, aby przeczytać nadruk na koszulce towarzysza. Nie nawykła jeszcze do jego aparycji nauczycielskiej. Pomimo różnicy wieku, traktowała chłopaka niezwykle luźno i przyjacielsko, zatem podobny strój znacznie lepiej w mniemaniu Hem pasował do Gryfona aniżeli schludne koszule. Zaśmiała się cicho. - Jestem dość gorąca? - Zaczepnie poprawiła włosy, wciąż na twarzy mając uśmiech szczerego rozbawienia. - Przy wejściu myśleli, że jestem wilą, dasz wiarę? Aż nie wiedziałam, czy się obrazić, czy wziąć to za komplement - machnęła zaraz ręką, podkreślając fakt, iż tylko sobie żartuje z tym podrywem, zanim zerknęła po otoczeniu, poprawiając pasek torebki. - Wiesz co, tylu tu aurorów łazi z różdżkami na wierzchu, a ja zamiast czuć się bezpieczna, to mam wrażenie, że mnie zaraz zgarną na jakieś przesłuchanie - rzuciła już mniej entuzjastycznie, nim skupiła uwagę na straganie. - Oh, śliczne - skomentowała, oglądając przeróżne świecidełka, bransoletki i wisiorki, aż Leo podsunął jej jedną konkretną, tę z ayahuascą. - Rzeczywiście. Ale twoja trochę się już wytarła. Długo ją masz, nie? - Po pytaniu Gryfona, sama spojrzała na sprzedawcę, by przekonać się, że za szybko do nich nie podejdzie. - Chyba się nie dowiemy, czy kolumbijskie - oceniła, acz niezbyt jej to przeszkadzało. Niewielką dla Hem różnicę robi, czy jest z Kolumbii, czy innego Peru. - To wpływa jakoś na nią? - Tamte rejony to mocniej domena Leo, zatem niech się wykaże wiedzą. Ewentualnie po prostu znajomością zielarstwa.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Cóż, Leonardo mógł zostać wrzucony pośród gnomy, a i tak rozpromieniałby się na widok znajomej osoby, machając jej i pokrzykując na powitanie. Miał wrażenie, że ostatnio jego energia odrobinę przygasła, czy to z powodu drobnych problemów natury osobistej, czy może najzwyklejszych w świecie zawalających go zmian. Chociaż do festiwalu podchodził tak sceptycznie, to teraz, gdy wkroczył na teren czarodziejskich pól, wyraźnie odżył. Chyba potrzebował takiego wyjścia, a propozycja ze strony Hemah (tak "usilnie" odrzucana) po prostu mu schlebiała. Jak na Leo, to był ostatnio przerażająco samotny - zabiegany w pracy (jednej i drugiej) i jakoś tak nieprzyjemnie oderwany od studenckiej rzeczywistości swoich najbliższych znajomych. - A już myślałem, że nie zorientujesz się, że to do ciebie - parsknął z rozbawieniem. Uwielbiał koszulki z nadrukami, w szczególności jeśli traktowały one o czymś zabawnym lub zboczonym; cóż, to całkiem nieźle podsumowywało osobę Vin-Eurico. Teraz niezbyt wypadało mu chodzić tak po zamku, ale miał tych T-shirtów od groma, więc przynajmniej w przypadku takich okazji mógł sobie wybierać dowolnie. - Oj, Perla, zdecydowanie dam. Ciężko uwierzyć, że twój urok nie ma żadnego związku z magią - zapewnił ją bez zająknięcia, ze słodkim uśmiechem przyklejonym do ust. Czy żartowali, czy też nie, to Leo komplementów nigdy nie szczędził, w szczególności kiedy jego towarzyszką była piękna Gryfonka. Dla wsparcia swojej teorii, przemknął nienachalnym spojrzeniem po jej sylwetce, nie ukrywając aprobaty. - Niech tylko spróbują... - Groźba nie brzmiała poważnie, być może ze względu na pogodną naturę Meksykanina. Fakt faktem, chociaż o Hem zbytnio by się nie martwił (zdecydowanie należała do tych osób, które potrafiły o siebie zadbać), to stanowił całkiem niezłą ochronę. Dużą. Niedźwiedzią. - Mmm, z pół roku? - W gruncie rzeczy, nie wiedział. Przyzwyczaił się do plecionki; zawsze lubił mieć na nadgarstku jakieś drobne bransoletki, a ta w dodatku była prezentem, więc nigdy jej wartości nie kwestionował. Kolorystyką pasowała do wszystkiego. - Z tego co wiem, to ta ayahuasca ma wspomagać intuicję. Nie wydaje mi się, żeby była dodatkowo jakoś zaklęta - ale spodobała się, a Gryfon chciał jakoś znajomej odwdzięczyć się za upór podczas wyciągania go na ten festiwal. Kiedy tylko sięgnął po galeony, to zaraz uzyskali pełną uwagę sprzedawcy; zapłacił i odciągnął Peril nieco w bok, żeby uciec z tłumu. - Coś do picia? Swoją drogą, nie mówiłaś jaki koncert cię interesuje... co jest pierwsze? Wilcze głowy i Dudniące kelpie? - Pokrywały się, zatem trzeba było podjąć jakąś decyzję. No, a w międzyczasie mógł przemyśleć, czy picie ze studentką jest normalne, czy już mu nie wypada... Bo nie wiedział, czy powinien czuć się źle z tym, że odmówić sobie alkoholu nie zamierzał.
Muzyka - uwydatniała swoją obecność w życiu Bergmanna od dawna; zgromadzenia nut stwarzających harmonię dźwięków, intrygowały mężczyznę - niezmiennie - przez mijające lata. Pociągały go niemal wszelkie postaci sztuki - nigdy wszak nie miał w zwyczaju zamykać się, całkowicie, na niepoznane gatunki, na mniej formalne - nic dziwnego, skoro poświęcał się teraz, skoro oddawał w duszącą go bliskość gwaru - nigdy nie był wybitnie uspołecznioną jednostką. W głowie Bergmanna, nieuchronnie - tliły się wizje wspomnień - utrwalonych, niekorzystnych obrazów sprzed roku; chaosu, wszechobecnego chaosu, krzyku, aury czynionych zniszczeń. Śmierci niewinnej osoby; uczennicy ponadto - nie był specjalnym empatą, choć wydarzenie wzburzało krew w wielu żyłach. Festiwal zdołał okryć się nieprzyjemną sławą - chociaż obecnie, liczył na należytą odnowę - którą to pragnął zgłębiać. (We wspaniałym towarzystwie - jakiego mu brakowało, w przeciągu ostatnich miesięcy). Powitał @Aurora Therrathiél w ustalonym uprzednio miejscu, zanim oddali się jeszcze wszechobecnemu stłoczeniu, zanim zdołali zatonąć - pośród ogromu sylwetek. - Dobrze cię znowu widzieć - ucieszył się; naturalnie - bez choćby drobnych wymuszeń przywołał na swym obliczu subtelny uśmiech. Kąciki ust - rozciągały krawędzie warg w niezmiernie płynnie wykonywanym odruchu. Jasne tęczówki błysnęły - gromadząc na swej wilgoci efemeryczne refleksy serdecznego zadowolenia. Cieszył się towarzystwem. Po prostu.
Aurora Therrathiel
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : Znamię w kształcie listka na barku, tęczówki zlewające się ze źrenicami
Festiwale muzyczne raczej nie wpisywały się w to czym kierowałam się w moim życiu - kojarzyły mi się raczej z rozwrzeszczanymi nastolatkami, ja zaś mimo młodego wieku byłam istotą bardzo stateczną. To nie tak, że nie bywałam na koncertach, jednak prędzej można było mnie spotkać w elitarnej sali podczas koncertu Ain Eingarp czy na mało zatłoczonym koncercie niszowego Druzgotka niż podczas ogromnych wydarzeń. Byłam spokojna, raczej trzymałam się z boku - nie żebym czuła pogardę wobec festiwalu, nic z tych rzeczy, po prostu nie był on w moim stylu. Niemniej jednak wpływ Daniela Bergmanna był silniejszy niż mogłam oczekiwać - mimo wszystko jego cenne towarzystwo i możliwość obcowania ze sztuką w nie do końca klasycznym tego słowa znaczeniu wydawały się propozycją nie do odrzucenia. Czasem obawiałam się, że gdyby ten człowiek zaprosił mnie na zlot fanów gnomów ogrodowych to i tak nie byłabym w stanie mu odmówić - pozostawało mi mieć tylko nadzieję, że wśród wszystkich sekretów, które tak bardzo mnie w nim fascynowały nie znajdowało się nic, co byłoby poniżej mojej godności. Wrodzone zamiłowanie do punktualności sprawiło, że rozpoczęłam przygotowania zdecydowanie wcześniej. Największym problemem okazał się strój - wiedziałam, że takie wydarzenia wiążą się z luźnym ubiorem, moja szafa opierała się głównie na ministerialnym kompletach eleganckich ubrań, prostych ciuchach przeznaczonych na polowania lub bardzo szykownych sukniach dedykowanych wielkim balom, które wciąż pozostawały stałym elementem mojego życia. W końcu między całą masą dawno nienoszonych rzeczy udało mi się odnaleźć letnia sukienkę w kwiatki. Zapewne nie był to najodpowiedniejszy ciuch, jednak nie miałam nic stosowniejszego. Bardzo frapował mnie fakt, że nie wisząca na moich ramieniu torebeczka musiały się obyć bez Ostrza Karona. Dotąd towarzyszyło mi ono niemal zawsze, jednak zbyt bardzo obawiałam się kontroli przy wejściu na festiwal, żeby zabrać je ze sobą. Z Danielem spotkałam się jeszcze przed bramami, spory kawałek od samego miejsca festiwalu. Jego powitanie przyjęłam uśmiechem pozwalając sobie na przelotny uścisk, charakterystyczny dla dawno niewidzianych znajomych. Już po chwili powoli wmieszaliśmy się tłum przechodząc przez bramki strzeżone przez aurorów. Przez moment wypatrywałam brata - bezskutecznie. - Na jaki koncert najbardziej czekasz? - zapytałam Daniela przeglądając podaną przez młodą czarownicę ulotkę z pełnym programem wydarzenia. Chwilę później stanęliśmy w jeszcze niespecjalnie długiej kolejce po napoje.
W końcu wybiła godzina osiemnasta i rozpoczęły się pierwsze koncerty. Na dużej scenie pojawiły się Dudniące Kelpie, zaś po trzydziestu minutach na mniejszej swój koncert rozpoczęły Wilcze Głowy.
Aby wziąć udział w tym etapie, należy wybrać koncert i obowiązkowo rzucić kostką! Przypominamy o zaznaczeniu na końcu postu, pod którą sceną znajduje się Twoja postać!
NASTĘPNY ETAP: 24.09.2018, godziny wieczorne
Duża scena - Dudniące Kelpie
Choć zorganizowanie koncertu Dudniacych Kelpii tak, jak wyglądały one zazwyczaj, czyli nieopodal zbiorników wodnych, było w tym wypadku niemożliwe, to organizatorzy zadbali o wszystkie odpowiednie atrakcje - naturalne zbiorniki wodne zostały zastąpione przez ogromne, szklane akwaria, w których układy taneczne były wykonywane przez trytony i syreny. Koncert uświetniały również iluzje przedstawiające naturalnych rozmiarów kelpie "przepływające" nad tłumem, zaś piękna szata wizualna idealnie współgrała z celtycką muzyką wykonywaną przez zespół. Każdy, nawet osoba, która zupełnie nie lubiła tego typu muzyki, czy nie wykazywała zainteresowania legendami, musiała poczuć się dotknięta podczas wsłuchiwania w historię o bogini Morrigan.
Kostki:
1 - wyjątkowo mocno wpada Ci w oko jeden z Trytonów/jedna z Syren (zależnie od preferencji) tańczących w akwarium. Trudno powiedzieć czy jest to wina wyjątkowej urody istoty, czy raczej magii roztoczonej nad tym miejscem. Przez swoje najbliższe dwa posty odczuwasz rozkojarzenie i strasznie się jąkasz, wciąż wspominając tamtą istotę. 2 - przechodząca nieopodal dziewczyna rozlewa na Ciebie klejący napój, co sprawia, że Twoje ciuchy są do niczego. Na całe szczęście mimo gniewu nie tracisz zimnej krwi i szybko przemieniasz swój strój w czyste i równie szykowne ubrania. Tym samym zyskujesz 1 punkt z transmutacji - upomnij się o niego w odpowiednim temacie! 3 - podczas koncertu na szyję rzuca Ci się atrakcyjna dziewczyna, która obdarza Cię bardzo namiętnym pocałunkiem. Niezależnie czy chcesz na nią nawrzeszczeć czy raczej zapytać o imię - nie masz na to szans, gdyż znika z Twojego pola widzenia jeszcze szybciej niż się pojawiła. 4 - w pewnym momencie iluzja kelpi przelatuje tuż na Twoją głową. Zapatrujesz się w nią tak mocno, że przypadkiem wpadasz na stojącą obok osobę. Przez moment oboje jesteście zdezorientowani, a po chwili Twoja "ofiara" zaczyna mieć do Ciebie pretensje i psuje Ci radość z następnych minut koncertu. 5 - na ziemi dostrzegasz mały przedmiot. Podnosisz go i okazuje się, że to Woreczek ze skóry wsiąkiewki. Upomnij się o przedmiot w odpowiednim temacie! 6 - może rozwiązał Ci się but, a może spadł papierek - w każdy razie pochylasz się. Rzuć kostką ponownie – jeśli wypadła nieparzysta, tracisz 10 galeonów; jeśli wypadła parzysta, zyskujesz 10 galeonów. Upomnij się o galeony w odpowiednim temacie.
Mała scena - Wilcze Głowy
Podczas zeszłorocznego festiwalu fani ostrzejszego brzmienia musieli być zawiedzeni - w trakcie koncertu The Veels doszło do ataku Obskurusa, zaś Wilczym Głowom wcale nie było dane wystąpić. Nic straconego! W tym roku ten zespół pokazał się wprawdzie na mniejszej scenie, jednak można w tym znaleźć swoje plusy - rozwydrzone nastolatki, które koczowały pod wielką sceną w oczekiwaniu na koncert Dona Lockharto, nie przeszkodziły w utworzeniu pogo, które idealnie zgrało się nie tylko z ostrym punkowym brzmieniem, ale również z wilczym wyciem. Mimo iż występ tej kapeli nie był tak efektowny jak ten Kelpii na dużej scenie, to bez wątpienia fani Wilczych Głów byli bardzo zadowoleni (i odrobinę potłuczeni).
Kostki:
1 - pogo wynosi Cię na falę. Początkowo bawisz się świetnie, jednak finalnie kilka nie wytrzymuje Twojego ciężaru i bezwiednie opadasz na ziemię strasznie się przy tym turbując. Ból związany z upadkiem będzie Ci towarzyszył przez najbliższe dwa posty. 2 - podczas wykonywania ściany śmierci z Twojej kieszeni wypada 10 galeonów. Odnotuj stratę w odpowiednim temacie! 3 - tańcząca nieopodal dziewczyna podczas zderzenia z Tobą wybija sobie palec. Na szczęście nie tracisz zimnej krwi i szybko pomagasz jej wyjść z opresji - tym samym zyskujesz 1 punkt z magii leczniczej. Upomnij się o niego w odpowiednim temacie! 4 - na ziemi dostrzegasz mały przedmiot. Podnosisz go i okazuje się, że to Przypominajka. Upomnij się o przedmiot w odpowiednim temacie! 5 - podczas tańca orientujesz się, ze ktoś dotyka Twojego tyłka. Jakież jest Twoje zdziwienie, gdy tą osobą okazuje się jakiś obleśny dziad. Szybko go przeganiasz, ale niesmak pozostaje! 6 - gdy czekasz na rozpoczęcie koncertu podchodzi do Ciebie uśmiechnięta dziewczyna, która podaje Ci ulotkę fundacji zajmującej się ochroną stworzeń magicznych. Z nudów wczytujesz się w ulotkę i dowiadujesz się kilku nowych rzeczy na temat ONMS. Zdobywasz jeden punkt kuferkowy z tej dziedziny. Upomnij się o niego w odpowiednim temacie.
Kostki dla uczniów
Przypominamy, że uczniowie na każdym etapie obowiązkowo rzucają kostką na wykrycie - więcej szczegółów w poście startowym! 1,4 - wśród tłumu dostrzegasz Estellę Vicario. Widząc nauczycielkę próbujesz czmychnąć, jednak kobieta dostrzega Cię i zagaduje. Po krótkiej wymianie zdań mówi, żebyś uważał na innych nauczycieli, po czym puszcza Ci oczko i idzie w swoją stronę. 2,5 - koncert mija Ci bez komplikacji! Nie dość, że nie spotykasz nikogo kto mógłby Cię pogrążyć to jeszcze żaden z patroli magimilicji nie jest Tobą zainteresowany. Pozostaje mieć nadzieję, że dalej też pójdzie tak gładko! 3 - bez wątpienia nie spodziewałeś się, ze na festiwalu możesz spotkać Adena Morrisa we własnej osobie. Nawet nie zdążyłeś porządnie skorzystać z pierwszego koncertu, a już zostałeś złapany przez nauczyciela, który osobiście dopilnował, żeby wrócił do szkoły. Nie dość, że nici z zabawy to jeszcze czeka Cię surowy szlaban! 6 - w Twoją stronę nadciąga dwóch magimilicjantów. Rzuć kostką ponownie! Jeśli wypadła parzysta - udaje Ci się w miarę szybko ich dostrzec, dzięki czemu jesteś w stanie dość szybko przed nim uciec lub się ukryć - tym razem Ci się upiekło! Jeśli wypadła nieparzysta - niestety, magimilicjancji zdecydowali się skontrolować Twoją różdżkę, w wyniku czego poznają Twoją tożsamość i orientują się, ze definitywnie nie powinno Cię tu być. Zostajesz odstawiony przez magimilicję pod samą szkołę - szykuj się na surową karę!
Całokształt imprezy zapowiadał się mimo wcześniejszych wydarzeń po prostu dobrze. Magimilicja jednak nie dawała względnego spokoju - poszukiwali oni potencjalnych dezerterów bądź uczniów nieupoważnionych do brania udziału w takim przedsięwzięciu - Winter Rieux mogła zatem jedynie trudzić się i mieć nadzieję wewnątrz własnej sfery duchowości (niewykształconej, zresztą), że ani siostra, ani brat nie postanowili skorzystać z uroków zabawy. Ewidentnie festiwal nie wyglądał na zbyt przyjazny młodocianym; wszędzie dostępne alkohole oraz używki zdawały się kusić swoim wyglądem oraz pięknem, niczym ubrane w najpiękniejsze ubrania wile wykonujące zgrabne ruchy sukienki muskającej swoją delikatnością ciało. Krukonka zdawała sobie z tego doskonale sprawę; nie potrafiąc wyzbyć się negatywnych myśli, kłębiących się oraz skutecznie odbierających jej fakt korzystania z zabawy, zaś ów kłębek zdawał się rosnąć, kiedy to osoby magiczne zdawały się zapełniać scenę obok Dudniących Kelpii. Całe szczęście, studentka miała dość wygodne miejsce, by następnie, przy odpowiedniej jednostce czasu, zaobserwować piękno tego, co przygotował zespół. Iluzje zdawały się być realistyczne, zahaczały o oszukaństwo, co nie zmienia faktu, iż były po prostu piękne, typowe dla tejże bandy. Nie musiała zbyt długo czekać, aż zespół postanowił zagrać; dziewczyna bez trudu oddała się legendom wydobywającym z przekazu, gdyby nie fakt, że coś zauważyła. Zdania budujące historię o bogini magii i zniszczenia Morrigan zdawały się przejść w zapomnienie, kiedy to jeden z trytonów wyjątkowo wpadł jej w oko. Nie było to oczywiście dosłowne, prędzej w sensie metaforycznym, co nie zmienia faktu, iż przyglądanie się męskiej postaci znanej mugolom jako syreny skutecznie zamąciło jej w głowie, jakby ktoś był w stanie do niej wejść oraz porządnie namieszać. Długo to na szczęście nie trwało, albowiem tłumy były całkiem spore mimo wcześniejszego wypadku w tamtym roku, co nie zmienia faktu, że Winter czuła się potem po prostu zmieszana. - C-co do c-cholery... - wyjąkała cicho, pozostając obok dużej sceny.
To, że spotkała kogoś znajomego pośród setki czarodziejów było cudem. Szczególnie dlatego iż się nie umawiali w konkretnym miejscu. Po prostu zauważyła go przy jednym ze straganów. Było to hmm .. bardzo zaskakujące. Oczywiście Puchonka zauważyła zaskoczenie na jego twarzy gdy się przywitała. Nie przestając się uśmiechać stanęła przed mężczyzną wyprostowana przyglądając mu się z zaciekawieniem. Na prawdę nie spodziewała się go tu spotkać. Jednak słowa na temat ostatniego festiwalu wydały się odpowiednim potwierdzeniem jego obecności. No tak, ten wypadek. Ok, więc uzdrowiciel powinien się tu znajdować. Pokiwała ze zrozumieniem głową. -Rozumiem.-powiedziała spokojnym głosem. Po ostatnim festiwalu i po tym co się na nim stało, naturalnie było iż na tym będzie sporo uzdrowicieli w gotowości by pomóc rannym i tak dalej. Prawda? Miała oczywiście nadzieję, że nic się nie stanie u wszyscy będą mogli się bezpiecznie bawić. Sunny na szczęście nie było na ostatnim festiwalu i dokładnie nie wiedziała co tam się stało, nie pytała go jednak o szczegóły. Nie chciała psuć atmosfery. Słysząc słowa mężczyzny na temat zabawy zaśmiała się cichutko kiwając głową. -Prawda, zasługujesz. -powiedziała śmiejąc się cichutko. Przechyliła delikatnie głowę w prawo mrużąc powieki. -Uważasz, ze nie potrafię się bawić?-spytała z zaciekawieniem. Na jej twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech. Szybko stanęła prosto i podrapała się w zamyśleniu po głowie. Na prawdę wyglądała na taką sztywną studentkę? Matthew w sumie wyglądał na osobę, która potrafi się dobrze zabawić. Pospiesznie złapała rękę mężczyzny i rozejrzała się dookoła. Koncerty powoli się zaczynały i wypadało by pójść pod którąś ze scen. Tak więc skoro już się spotkali mogli pójść razem. Chyba, że On miał inne plany. Jeżeli tak ok, nie ma problemu. Kolejne słowa mężczyzny na jej stwierdzenie o tym iż dziwnie wygląda przyjęła w milczeniu. -W sumie to nie przyszłam oglądać konkretnego zespołu. A Ty?-spytała zerkając na niego pytająco. Do wyboru były jak na razie dwa zespoły coś ostrzejszego oraz spokojniejszego. Na co mogli by pójść gdyby Matthew jednak nie miał swojego wybranego zespołu? Może na Kelpie? Sunny podejrzewała, że na Wilczych Głowach będzie raczej ostro, pogo i te sprawy..raczej bez siniaków się nie obejdzie. Chociaż w sumie już dawno nie była na ich koncercie. Trudna decyzja, na prawdę trudna. -Wolisz ostrzejsze brzmienie czy dość interesujące pokazy Dudniących Kelpii?-spytała z nutką zaciekawienia w głosie. Odgarnęła kasztanowe włosy z ramion po czym zarzuciła je na plecy.
Przypominam o zaznaczaniu przy której scenie znajduje się postać
Matthew Alexander
Wiek : 43
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Bezpieczeństwo było tylko ukrytym w cukrowej otoczce kłamstwem. Przechodzącym w stan nagminnej ekspresji, budowało złudzenie panującej hierarchii wśród osób chcących zaznać w jakikolwiek sposób odrobiny zabawy od życia. Niestety lub stety; poprzedni rok nakreślił linię opuszkami palców, zwiększając rygory działań Magimilicji, aurorów oraz innych sfer służb publicznym, w tym również Świętego Munga. Czy wiedział, co ma o tym sądzić? Coś tam posiadał wiedzę o Obskurusach, co nie zmienia faktu, iż poprzedni wyjątkowo doprowadził do sporej tragedii, odbierając dziewczynie szansę przed prowadzeniem normalnego życia. Śmierć i Bóg prowadzili nieustanną walkę, aczkolwiek w mniemaniu uzdrowiciela tylko pletli razem wieniec na grób, działając ramię w ramię. Zanim człowiek osiągnie wiek starczy, zanim zdoła w jakikolwiek sposób pozostawić ślad swojej działalności na odmętach ziemi, po której stąpa, przeznaczenie okrutnie odbiera dotychczasowe plany; bierze słoik i rozbija go o podłogę. A na ten przedmiot, no cóż, nie działają żadne z zaklęć dostępnych; jakby fundamenty szkła, które to budowały manufakturę wypełnionego powoli tajemniczą mgiełką życia zwyczajnie nie mogły zmartwychwstać, a ono, ulotne niczym ptak chcący zaznać wolności, rozprostowało skrzydła, znikając wśród chmur oraz koron gęstych drzew okrytych liśćmi. Niemożliwe do pochwycenia ponownie ulotne niemiłosiernie. - Być może. - rzucił, podnosząc ostrożnie kąciki ust do góry. Wiedział jednak, że nie może tym razem przebalować, w jakikolwiek sposób upić się bądź zastosować mniej lub bardziej legalne środki wywołujące odurzenie. To nie był festiwal w Meksyku, co nie zmienia faktu, że wystarczająco przebalowali, budząc się w mniej stosownym miejscu przy jeszcze mniej stosownym człowieku. Westchnąwszy cicho, spojrzał na bransoletkę, którą sobie kupił, by następnie dostrzec podobną, aczkolwiek o innym ubarwieniu na nadgarstku należącym do Sunny. - Nie, skądże. Nigdy bym tak nie uważał. - wypowiedziawszy te słowa, tuż po chwili poczuł chwyt, dotyk na ręce, kiedy to Puchonka najwidoczniej chciała pognać dalej. Nadal nie wiedział, co o tym sądzić; nie był przyzwyczajony do relacji międzyludzkich, kiedy to za nią ruszył, czując, jak ciepło z jej rąk przeszywa manufakturę ubrania. No tak, on nie należał do osób lubiących upalne tereny; preferował zimny klimat, być może nawet i należący do Wielkiej Brytanii. A jako niskociśnieniowiec, zmagał się właśnie ze słabym krążeniem w kończynach. - Zapoznałem się z zespołami i raczej Dudniące Kelpy, no i Felix Felicis. A tak to bardziej przepadam za mugolskimi bandami. - odpowiedział szczerze, albowiem nie miał nic w tej kwestii do ukrycia. Każdy, kto go znał bardziej, wiedział doskonale o tym, że Alexander przepada bardziej za artystyczną twórczością należącą do niemagów. Poza tym, jego dom nie był iście magiczny, wręcz przeciwnie; zero sprzętu typowo czarodziejskiego, nawet nic nie wskazywało na to, żeby całokształt był połączony z siecią Fiuu. Nagle zauważył, że coś mu mignęło, delikatnie się pochylił przy dużej scenie, kiedy to ludzie zaczęli się zbierać; niemniej jednak był to tylko warty mniej niż nic papierek. Szkoda tylko, iż nie zdał sobie sprawy z tego, że po tym, jak na złość, skutecznie wysunęło mu się 10 galeonów z kieszeni. No cóż, jego strata. - Ewidentnie Dudniące Kelpy, może czasami lubię coś o ostrzejszym brzmieniu, co nie zmienia faktu, iż ten zespół ma wyjątkowo ciekawy motyw wykorzystywany w utworach.
Doceniał przyjście Aurory - próbę zasmakowania sztuki (bądź niekoniecznie), zaserwowanej dla tłumu - jaki rozlewał się, niczym wielka i różnobarwna masa. Próbę - zanurzenia się w kompozycji dźwięków, które nie były - obecnym razem podane im należycie szykownie; same utwory, nie należały zresztą do wzniosłych repertuarów klasycznych twórców, zasiadających niegdyś przed fortepianem, uderzających z pasją w kontrastujące się czernią i bielą zęby ustalonych klawiszy. Nie pozostało nic z wieczorowej sukni - zamiast tego, pojawiła się inna (równie wspaniała) kreacja. Z kolej on - nie posiadał założonego wszak garnituru; ustąpił miejsca pospolitości luźnej koszuli i spodni; koszuli, pod której mankietami skrzętnie ukrywał - zatuszowane dodatkowo zaklęciem - szpecące, niehonorowe blizny. Jedynie aura tajemnic, wciąż roztaczała się ponad nimi we wpasowanym w obyczajowe reguły dystansie. Jego samego, Bergmanna, naprowadziła w decydującej mierze ciekawość - zdaniem niektórych, zwodnicza krawędź wiodąca w kierunku piekła. - Występ Druzgotka może być dość ciekawy - oznajmił, raz jeszcze, dla upewnienia ślizgając się swym spojrzeniem i obejmując rozpiskę - nie sądzisz? - Przyjrzał się jej uważnie; nie zamierzał w międzyczasie zamawiać intensywnych specjalnie trunków - różne dodatki w Meksyku skutecznie zdołały obniżyć żywiony dotychczas zapał. Domyślał się - to nie było do końca dla niej dedykowane miejsce; nie chciał jej również zawieść; mógł się ośmieszyć przed tym idiotą Zakrzewskim, nie mógł ośmieszyć się przed nią. - Na razie jednak, lepiej będzie się udać na dużą scenę - zasugerował. Wybór wydawał się korzystniejszy, aczkolwiek żaden z zespołów nie został wpisany specjalnie w upodobania Bergmanna. W zamian za to, idąc - zauważył po drodze pozostawiony przez kogoś przedmiot; upuszczony - konkretnie, pragnąc ujmować ściślej. Wyglądało niczym klasyczny woreczek ze skóry wsiąkiewki - oraz faktycznie nim było.
Nie była przekonana co do tego całego festiwalu muzycznego, zwłaszcza że kolidował z jej planem nauki na weekend, który sobie przygotowała. Nessa wciąż miała wiele materiału z pierwszego roku do powtórzenia, zwłaszcza z zielarstwa czy transmutacji, z których była jednocześnie najlepsza i najgorsza. Urok osobisty sióstr Cortez był jednak czymś, czemu nie umiała się oprzeć i uwielbiała spędzać z nimi czas, odkąd dziewczęta przeniosły się do Hogwartu. Oczywiście, znały się wcześniej, jednak odległość i odmienne sposoby działania szkół sprawiały, że widywały się bardzo okazjonalnie. I był jeszcze Alek, któremu nadal miała troszkę za złe ostatnią akcję z lekcji z Panią Dyrektor, gdzie na pewno miała zawał serca, tylko jej młody organizm go zwalczył. Nie umiała się jednak na wielbiciela mandarynek gniewać, na nikogo nie umiała. Westchnęła, stojąc przed lustrem i rozczesując pukle włosów, które następnie zaczęła pleść w dobieranego warkocza, który opaść jej miał na prawe ramię. Wiedziała, że w takich miejscach zostawienie swoich miedzianych włosów samopas byłoby ogromnym błędem, bo każdy by ją za nie ciągnął czy przylepiałyby się do ciała. Oparła dłonie na biodrach, przyglądając się swojemu odbiciu. Trzeba przyznać, że nie była przyzwyczajona do poruszania się bez obcasów i jej mizerny wzrost aż kuł w oczy, podobnie jak wychudzone ciało i drobna, filigranowa sylwetka. Była jednak pewna, że miękkie adidasy w czarnym kolorze na białej podeszwie w czarne groszki będą najwygodniejsze, a w szpilkach tylko się zabije. Do tego dobrała zwykłe, czarne jeansy z miękkiej odmiany tego materiału, mające wyższy stan i krótką, utrzymującą się na piersiach bluzkę w czerwonym kolorze. Na nadgarstku przewiązała czerwoną bandamkę i włożyła kilka czarnych, skórzanych bransoletkach. Mocniejszy niż zwykle makijaż sprawiał, że karmelowe ślepia wydawały się głębsze niż zwykle. Pociągnęła usta karminową pomadką, wrzucając ją następnie do czarnego, niewielkiego plecaka — powiększonego magicznie, gdzie schowane miała najważniejsze rzeczy, kurtkę i przekąskę. Zerknęła na stojący w pokoju zegarek, przeciągnęła się leniwie, dopiła kawę i wyszła z domu. Na miejsce dotarła dość szybko, czekając przed wejściem na festiwal na @Isabelle L. Cortez, @Elisabeth L. Cortez i @Aleksander Cortez. Jak zwykle pojawiła się chwilę przed czasem. Towarzyszący temu miejscu harmider wydawał się nieokiełznanym szaleństwem i nieco przytłoczył niewielką Lanceleyównę, jednak starała się być dobrej myśli, skupiając energię na potencjalnych zakupach i nowych piwach, których spróbuję. To były jedne z najlepszych elementów wydarzeń muzycznych, a ona specjalnie wzięła wolny następny dzień, żeby odrobinę się wyszaleć. Skoro zrezygnowała już z całonocnej nauki, mogła pozwolić sobie na przyjęcie większej ilości procentów i kofeiny, niż zazwyczaj. Poprawiła bluzkę, odgarniając następnie kosmyk włosów za ucho i rozglądając się dookoła. Gdy dostrzegła znajome buzie, ruszyła w ich stronę z charakterystycznym dla siebie, promiennym uśmiechem. Przywitała się z całą trójką krótkim przytuleniem, lustrując ich wzrokiem. Znów pojawiły się w nich ogniki, które nie wróżyły absolutnie niczego dobrego. - Gotowi na szaleństwo? Mam nadzieję, że się najedliście, bo mają tu doskonałe trunki o wysokiej zawartości alkoholu. - rzuciła wesoło, przekręcając głowę w bok z niewinną miną. Złapała Elisabeth pod rękę, żeby się przypadkiem nie zgubić, bo bez obcasów to wcale nie było trudne i ruszyli w stronę wejść. Po pokonaniu bramek i sprawdzeniu wieku, gdy znaleźli się na ogrodzonym terenie, ruda omiotła otoczenie wzrokiem i wydała z siebie ciche mruknięcie, widocznie czegoś szukając. Kolorowe stoiska i straganiki, a także małe bary pełne były klientów, a kolejki wcale nie wyglądały na małe. Cóż, trzeba się poświęcić. Pociągnęła ich za sobą w stronę niewielkiego, drewnianego stoiska, prowadzonego przez jedną z pań, gdzie każdemu kupiła po półlitrowej butelce ciemnego, mocnego piwa i rozdała niczym dzieciom, którymi się miała opiekować. Nie szkodzi, że każdy z Cortezów był od niej większy i wyższy i wyglądało to raczej odwrotnie. - Wypijmy za...za... za wieczór? Czy coś. Boże, mogłam przygotować listę toastów. Alek, tylko znów ze mną nie przegraj. - posłała każdemu z nich spojrzenie, wzruszając ramionami i otwierając butelkę. Niczym chłop opróżniła niemalże połowę, czując, jak wypełniony kofeiną organizm zaczyna się nakręcać. Wiedziała, że to nie było mądre, ale co z tego? Nie musiała być taka mądra i odpowiedzialna we wszystkim, nikt nie był stworzeniem idealnym. - Chcecie sobie kupić jakieś pamiątki? Mamy jeszcze.. Hmmm, ze 40 minut przed rozpoczęciem koncertu. Nie sądziłam, że tyle ludzi tu się przypałęta. Dodała w końcu, robiąc kolejnego łyka chmielowego napoju. Całe szczęście, magiczne pomadki wcale nie schodziły od byle alkoholu i akurat tym nie musiała się przejmować. Nadal w pewien sposób umysł płatał jej figle, zupełnie jakby buty na obcasach stanowiły fundamenty jej pewności siebie i bez nich czuła się naprawdę mało przyjemnie. Pomijając fakt, że ciągle ktoś ją popychał czy uderzał, bo jej zwyczajnie nie widział, to jeszcze ona przypadku ewentualnego zgubienia się — nie będzie w stanie swoich towarzyszy znaleźć. Lanceleyówna była jednak optymistką, starała się tej myśli do siebie nie dopuszczać, nawet jeśli na dobrą sprawę tak olbrzymie wydarzenia towarzyskie nie były jej ulubioną formą spędzania czasu. A pomyśleć, że siedziałaby teraz nad transmutacją elementarną albo animagią, rysując i przygotowując notatki na temat magicznych ziół jednocześnie! Ruszyli w stronę małej sceny, a butelka dziewczyny szybko zrobiła się pusta, więc wyrzuciła ją do jednego z okolicznych koszy na śmieci. Głównych zespołów jeszcze nie było, jednak mieli całkiem dobre supporty, skutecznie zachęcające do tańca i zabawy. Przesunęła brązowymi oczyma po zebranym pod sceną tłumie, jednak nawet ona nie była w stanie ich policzyć. Zostawiła wcześniej ramię krukonki w spokoju, więc po prostu starała się trzymać blisko i mieć oko na Aleksandra, bo ze swoim wzrostem przypominał jej obecnie drzewo, któremu ledwo sięgała za pas. Westchnęła cicho, leniwie kiwając się w rytm muzyki, której nawet nie była specjalną fanką. Wymęczony organizm robił jednak swoje, a twarda głowa wcale nie miała tak wysokiego poziomu tolerancji na procenty, jak zwykle. Przymknęła na chwilę oczy, poprawiając plecak i... I właśnie wtedy poczuła, że jej stopy odrywają się od ziemi. Wcale nie chciała, wcale się dobrze nie bawiła! Wydała z siebie niemy pisk, czując, jak ręce ludzi przesuwają ją w niewiadomym kierunku, prosząc, aby dali jej święty spokój. Cóż, była personą stworzoną do takich przedsięwzięć, zważywszy na swoje gabaryty. Tylko,że ona nie miała ochoty być przez kogokolwiek noszona i pchana w stronę sceny i zespołu, którego nawet nie znała! Przeklinając już pod nosem, poczuła, jak palce się kończą, a ona sama z hukiem upada na tyłek i plecy, mrużąc oczy i zastanawiając się, co właściwie się stało. Całe szczęście, że była stworzeniem z wysokim progiem bólu, bo ilość kopnięć i pchnięć, którymi oberwała po całym ciele, była niesamowita. Mocniejsze, słabsze, w brzuch, w nogi, w głowę. Podniesienie się i przebicie przez tłum było nieosiągalne, oni wszyscy byli zbyt duzi. Dziewczyna więc na czworaka ruszyła w stronę wolnego miejsca, po kilku minutach siedząc już nieopodal tłumu i łapiąc oddech. Bladą skórę dość szybko zaczęły pokrywać fioletowe siniaki, robiąc z niej prawdziwego dalmatyńczyka! O brudnym ubraniu czy zadrapaniach nie wspominając, a do tego wszystkie nie miała pojęcia, gdzie jest. Jęknęła cicho, przecierając oczy — całe szczęście, że osłoniła twarz plecakiem, bo jeszcze by ją zabili. - To nie na moje nerwy. Mogłam się uczyć, zostać w domu, zrobić sobie odprężająca kąpiel.. To nie, zasranych festiwali z bardzo słabą muzyką mi się zachciało. Debil. Vivi, to Twoja wina. -marudziła pod nosem, zgrabnie podnosząc się i otrzepując dłońmi ubranie. Całe ciało ją bolało, wyglądała na pewno koszmarnie i jeszcze do tego wszystkiego bardzo, ale to bardzo potrzebowała piwa. Albo dwóch. Albo dziesięciu. Rozejrzała się dookoła, przytulając plecak do piersi. Skrzywiła się nieco, próbując ruszyć prawym ramieniem, a krok do przodu skończył się brzydkim utknięciem. - Boże, za jakie grzechy. Co ja zrobiłam, że karma mnie tak kara. Gdzie jest piwo?
- Myślisz, że w tym roku będzie równie fajnie co w zeszłym? - zapytał z uśmiechem @Cherry A. R. Eastwood, gdy szybkim krokiem przemierzali rozległy trawnik, idąc do bramek od miejsca, w którym wylądował ich świstoklik. Miał bardzo dobry humor, prawdopodobnie zupełnie zapominając o zeszłorocznych tragediach festiwalu. Nic dziwnego - jego samego ominęły wszystkie te "atrakcje" związane z obskurusami, jako że przed koncertem The Veels zdążył już srogo zapić i zdecydować z kolegami, że lepiej się pobawią w jednym z londyńskich klubów, niż na trawniku pod sceną. - Słyszałem, że ma być Lady Morgana - dodał jeszcze, gdy ochrona stukała różdżką po jego kieszeniach i wyszczerzył się do jednego faceta, który usłyszawszy jego słowa wywrócił teatralnie oczami. - Chcesz coś do picia, jedzenia? - zapytał jeszcze usłużnie, jakby oferując sponsoring tego dnia, choć jego kieszenie świeciły pustkami. Wywalenie z drużyny Quidditcha z pewnością uszczupliły jego zasoby pieniężne, jako że musiał zaopatrzyć się w wiele szkolnych przyborów, które naturalnie dawno temu wywalił w cholerę. Zanim jednak zdążyli przetransportować się pod małą scenę, by uczestniczyć w koncercie Wilczych Głów, Franklin został zaczepiony przez pewną dziewczynę - bardzo ładną dziewczynę zresztą! Miała przy sobie ulotki jakiejś organizacji chroniącej magiczne stworzenia, ale co najważniejsze mówiła bardzo miłym, wysokim głosem i delikatnie rumieniła się w odpowiedzi na szarmancki uśmiech Eastwooda. No nie mógł sobie odpuścić, mimo że nieopodal stała jego młodsza siostra - musiał choć odrobinę poderwać tę aktywistkę! Wziął ulotkę, po czym okręcił się na pięcie i z tryumfalnym gestem dłoni wrócił do Cherry. - Nieźle mi poszło, co nie? - rzucił, pokazując naskrobany na boku ulotki numer skrzynki pocztowej. Powachlował się nią chwilę, po czym wsadził ją do kieszeni spodni. - Idziemy na te Wilcze Głowy? Awooo! - zawył głośno i bezwstydnie, delikatnie pchając siostrę w kierunku świstoklików pod małą scenę.
Otaczam się - aktualnie tłumem jak płaszczem; złożoną tkaniną warstw nachodzących kończyn, łączoną w nieregularnych oddechach - szwach wyznaczonych w powietrzu. Jestem, trwam - aczkolwiek wcale nie czuję się wówczas częścią, nie czuję się schematycznie wetknięta - moja nić życia nie splata się z nimi w szarość. Stłoczenie - pośród ogromu osób, nie wydaje się dla mnie scenerią wyjętą z marzeń, mimo tego przystaję na tę scenerię, wtapiam się usiłuję coś znaleźć dla siebie. Nie jestem najzagorzalszą członkinią kultu muzyki - uwielbiam sztukę, chociaż o wiele bardziej pociąga mnie w swym pisanym wcieleniu. Większość wolnego czasu, nie licząc preparowania i anatomii zwierzęcej - spędzam, dokładnie na zagłębianiu się w książki. Festiwalem zaspokajam przede wszystkim zrodzoną we mnie ciekawość - oraz, po prostu cieszę się towarzystwem @Marceline Holmes. Każda z nas, po ujrzeniu rozpiski decyduje się wybrać na małą scenę; koncert Wilczych Głów odbędzie się właśnie tutaj. - Myślałam, że cię zgubiłam - przyznaję po chwili - kiedy na moment, szukając możliwie najbardziej strategicznego miejsca (oboje nie zwykłyśmy grzeszyć wzrostem; Marceline jest w tym nawet o wiele świątobliwsza ode mnie) dziewczęca postać zniknęła w tłumie. Nigdy więcej - prób choć drobnego odłączenia od jej osoby. Szczęście w nieszczęściu, podczas mojej drobnej eskapady, przeciskania się między ludźmi (szukałam dziur w tej misternej strukturze, rozrzedzeń pośród ugrupowania słuchaczy) - zdołałam znaleźć dosyć ciekawy przedmiot. Dosłownie - plątał się pod nogami. - Znalazłam przypominajkę. - Pokazuję więc Marceline Holmes znalezisko - kiedy już wreszcie jesteśmy w pobliżu siebie.
Uwolnienie się spomiędzy czterech ścianach domku było najlepszym, co mogłoby przydarzyć się w tej chwili Marceline Holmes. Pragnęła wydostać się z zamknięcia, uciec jak najdalej, ale na razie mogła skupić się tylko na Londynie i osobie Ariadne, z którą ostatnio spędzała nader dużo czasu. Szczęście w nieszczęściu, przynajmniej ona zachowała resztki rozsądku i wiedziała, że rudowłosa jest sceptycznie nastawiona do wielu możliwych atrakcji płynących z Hogwartu czy nawet życia poza nim. Anglia, żałosna imitacja kraju, który miał posiadać w sobie więcej, aniżeli zasłyszała z opowieści. Ojciec chwalił, jątrzył i wtłaczał powoli jad, a zarazem trucizna ta nie znalazła kluczowego ujścia w tunelach żylnych, jedynie przepływając pod membraną skóry, dając iluzoryczne zadowolenie – dalekie od realnego. Musiała jednak porzucić ów myśli i skupić się na towarzyszce, którą niemal faktycznie zgubiła. Mimowolnie ścisnęła dłoń ślizgonki, gdy już przedostała się przez tłum i ludzi i mogła zaczerpnąć powietrza. - Widziałaś jak ci wszyscy ludzie się pchali? – jęknęła żałośnie i zbliżyła się do Fairwyn, by czuć się bardziej stabilnie, aniżeli chwilę temu. Wzrok wędrował po terenie, na którym przyszło im kroczyć, dzięki czemu mogła podziwiać przepiękne neonowe światła, wszelakiego rodzaju atrakcje, ale to co było istotne to koncert. - Może mała scena? – zagaiła koleżankę, kiedy ta nagle się schyliła. Rudowłosa wymownie uniosła brwi, po czym z uśmiechem przyznała, że znalezisko jest godne uwagi, choć sama odczuwała ukłucie zazdrości z jakości przedmiotu. Przypominajka pomogłaby krukonce w wielu istotnych sprawach, a przynajmniej tak sądziła! Nim słowa zdążyły ulecieć z ust Francuzki, poczuła jak obca dziewczyna wpycha w jej wolną dłoń ulotkę, na której zawiesiła wzrok. - Spójrz, fundacja chroniąca magiczne stworzenia! Ciekawe na czym polega ich program… – zastanowiła się zbyt głośno, bo skąd mogła wiedzieć, że Ariadne ma troszkę inne zainteresowania, aniżeli ochrona tych zwierząt? - To co? Może staniemy z boku? – zaproponowała, jakby w obawie, że faktycznie mogłyby się rozdzielić.
Kostka: 6 Scena: Mała Nagroda: Punkt z ONMS
Isabelle L. Cortez
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 163
C. szczególne : leworęczna, blizna na ramieniu zakryta tatuażem, hiszpański akcent, szczupła, długie brązowe włosy, brązowe oczy .
Nie chodziła na festiwale muzyczne. W Hiszpanii starała się zawsze wymyślić jakąś wymówkę byle tylko znajomi zostawili ją w spokoju i poszli sami. Nie umiała zrozumieć co takiego było w nich wyjątkowego. Hałas, pijani ludzie, awantury, bójki i Merlin wie co jeszcze. Nie mogła jednak odmówić sobie pójścia na tegoroczny festiwal w towarzystwie Nessy, Alka jak i siostry. Z rękoma opartymi na biodrach spojrzała w swoje lustrzane odbicie. Brązowe, duże oczy patrzyły na nią z zapytaniem - "Co ty robisz?", jednak zignorowała je. Poprawiła bluzkę hiszpankę, która idealnie odsłaniała jej tatuaż. Nosząc szkolny mundurek na co dzień całkowicie o nim zapomniała jak i o bliźnie znajdującej się pod nim. Z nostalgią w oczach przeciągnęła palcem wskazującym lewej ręki po niej. Nadal była wyczuwalna pod opuszkiem palca. Z ironicznym uśmieszkiem na ustach pokręciła głową zabierając rękę odganiając nieistniejące paprochy ze spodni. Tak, teraz mogła wyjść do ludzi... Chwila. W skupieniu zaczęła przeszukiwać nocną szafkę w poszukiwaniu gumki do włosów. No przecież była tutaj jeszcze wczoraj wieczorem... Jest! Upiąwszy włosy w niedbały kok zabrała torbę na ramię i wyszła z pokoju krzycząc na Aleksandra jak i @Elisabeth L. Cortezaby się pośpieszyli, gdyż nie zostało za dużo czasu, a nie miała w zwyczaju się spóźniać. Tym razem nie błądziła za długo. Miała świetnego przewodnika który doskonale wiedział, gdzie mają się udać. @Aleksander Cortez okazał się całkiem pomocny. Gdy tylko dotarli na miejsce zaniemówiła. Już dawno nie widziała tak dużej ilości osób w jednym miejscu. Bojąc się, że się zgubi złapała Alka za kawałek koszuli idąc obok niego. Jeszcze brakowałoby tego aby musieli jej szukać przez połowę dnia. Z początku nie zarejestrowała Nessy. Jej niski wzrost nie pozwalał na szybkie wyłapanie jej w tłumie. Dopiero, gdy znalazła się kilka kroków od niech na twarzy Is pojawił się uśmiech. Puszczając Alka podeszła do niej zapominając całkowicie o możliwości zgubienia się. - To dla mnie nowość więc bardziej podekscytowana jestem niż gotowa. - zażartowała nieśmiało przyznając się do swojego odludnego stylu życia. Na powrót chwyciła kawałek bluzki Alka i ruszyła za dziewczynami rozglądając się dookoła z podekscytowaniem. Wszystko było dla niej nowością i trochę czuła się jak dziecko rozpakowujące prezenty na boże narodzenie. Tym bardziej, że kolejny stał przed nią - bramka, gdzie po drugiej stronie odbywał się cały festiwal. Uśmiechając się promiennie przeszła przez nią z kuzynem. Nie spodziewała się jednak zobaczyć tylu kolorów. Stragany przyciągały nie tylko swoją ofertą ale kolorami. Z roziskrzonymi oczami nie wiedziała na co patrzeć. A tym bardziej, gdzie się udać. Całe szczęście Nessa zdawała się wiedzieć co robić, gdyż pierwszym miejscem gdzie się udali było stoisko z alkoholem. Kupiwszy im po butelce piwa wzniosła toast, dość krótki ale liczyły się chęci. Isabelle z uśmiechem spojrzała po twarzach przyjaciół. - Toasty nie są najważniejsze. ważne abyśmy bawili się świetnie. - już miała upić kolejny łyk jednak widząc jak szybko Nessa opróżniła butelkę zaniemówiła. Sama tak nie potrafiła. Prędzej cała zawartość wróciłaby do butelki niż ona ją wypiła. - Coś czuję, że z piciem zostanę w tyle. - wiecie jak to jest z niechcianymi wspomnieniami? Przychodzą w chwilach kiedy najmniej tego chcemy i się spodziewamy. I tak też było i tym razem. Isabelle przypomniała sobie noc w szatańskiej pożodze. Picie, dyskusja z barmanem... Potrząsając delikatnie głową miała nadzieję pozbyć się ich z głowy. Całe szczęście Ślizgonka zaproponowała kupno pamiątek. I chodź pamiątki brzmiały świetnie to wolała zostawić pieniądze na alkohol, a przede wszystkim jedzenie. Kochała jeść. Nawet chyba bardziej niż Nemezis. - Zdjęcie będzie wystarczającą pamiątką. Figurki czy inne pierdółki tylko zalegają na półce u mnie w pokoju zbierając kurz. - upiła łyk piwa z butelki starając się dostrzec coś ponad głowami innych. Było to niestety trudne przy jej wzroście. Całe metr sześćdziesiąt trzy. Nie tylko Nessa była niska w tym towarzystwie. Znalezienie się pod sceną nie zajęło im dużo czasu. Wręcz Isabelle czuła jakby nie ruszyli się z miejsca. A może któreś z nich ich teleportowało? Nie, na pewno przeszli ten kawałek. Dziewczyna wolała powtarzać sobie tę ostatnią myśl niż zagłębiać się w dwie poprzednie. No dobrze... Kto miał tutaj grać? Zdezorientowana spojrzał na siostrę mówiąc trochę głośniej niż zazwyczaj. - Pamiętasz kto miał grać przed Wilczymi Głowami? - nawet nie była pewna czy siostra ją usłyszała. śpiewający jak i drący się ludzie skutecznie uniemożliwiali rozmowę. Z rezygnacją wróciła wzrokiem do sceny. Musiała przyznać, że melodia wchodziła w ucho i nawet jej ciało zaczęło reagować na muzykę bujając się do niej delikatnie. Po chwili Is wpadła w trans przymykając oczy. Zapomniała kompletnie o otaczających ją ludziach i zgiełku. Zapomniała o całym świecie. Liczyła się dla niej teraz muzyka. I może dlatego nie zauważyła chłopaka zbliżającego się do niej od tyłu. To był błąd, duży błąd. Może gdyby przeszedł obok nie dotykając jej nawet nic by mu się nie stało ale ten jak na złość musiał złapać ją za tyłek. Podziałało to na nią jak czerwona płachta na byka. Nie zastanawiając się zbyt długo otworzyła oczy częstując Aleksandra liściem w twarz. Zapewne zrobiła by mu coś gorszego, jednak w porę zorientowała się, że to kuzyn oberwał, a nie mężczyzna który ją macał. Zaczerwiona ze wstydu co właśnie zrobiła spojrzała na kuzyna z miną niewiniątka mając nadzieję, że nie będzie się na nią zbyt długo, a może nawet wcale, gniewał. Tym bardziej, że mieli większy problem. Z oczu zniknęła jej Nessa. Z oczu to mało powiedziane... Nie było jej nigdzie dookoła. - Wybacz, za to. Nie ty miałeś dostać i.... mamy problem. - ruchem głowy wskazała na miejsce gdzie jeszcze kilka minut wcześniej stała ślizgonka - Nessa zniknęła. - nie wiedziała co powinna zrobić w tej sytuacji. Pójść jej szukać. Stać tutaj, bo być możne wróci, czy bawić się dalej? Ostatnia opcja odpadała. Nie była taka i nie zamierzała bawić się dalej gdy jeden z jej towarzyszy zaginął.