Miejsce, z którego rozciąga się piękny widok na jezioro i część Zakazanego Lasu. Uczniowie, często się tu zatrzymują, by porozmyślać i zrelaksować wzrok.
- To w tyłek dostaniesz za prostowanie ich! - łypnął na nią groźnie - Masz tak chodzić, rozpuszczone, kręcone. Wtedy jesteś taka naturalna. - dodał z uśmiechem i dotknął jej włosów. Były takie puszyste, miękkie... - I bach, będzie więcej kandydatów na ojca Ann. A co u Gab słychać, jest pogodniejsza? Ostatnio wydawała się być bardzo markotna.
Od ponad godziny siedział tu, rozkoszując się cudownym widokiem i całkowitą samotnością. Bez kręcących się wokół niego fanów i wrogów, gdzie przez chwilę może zdjąć fałszywy uśmiech z ust i pobyć jako on sam, a nie jako kontrowersyjna gwiazda Hogwartu. Tym bardziej, że pogoda nie sprzyjała spacerom. Dzięki temu wokół panowała cisza, przerywana jedynie świstem wiatru. Otulił się nieco mocniej płaszczem, czując, jak chłód przedziera się przez ubranie. Cóż, wszystko ma swoją cenę, włącznie z chwilą samotności.
Avner opatulił się mocniej szalikiem, który barwą nawiązywał do jego domu. Szedł przed siebie, rozglądając się dookoła co chwila. Ujrzał przed sobą spokojny zakątek, który wydał mu się odpowiedni. Jego oczom ukazał się niezwykły widok. Mógł stąd dojrzeć nie tylko Zakazany Las ale i ciemną taflę jeziora. Kątek oka widział siedzącego nieopodal jasnowłosego chłopaka, ale nie zaprzątał sobie nim głowy.
Sięgnął po szkicownik, jaki trzymał pod pachą i oparł go o balustradę, samemu przysiadając na niej jednym pośladkiem. Zaczął powoli rysować, a wiatr delikatnie tańczył w jego ciemnych kosmykach.
W pewnym momencie, między jednym podmuchem wiatru a drugim, przyszedł jakiś ciemnowłosy chłopak. Najwyraźniej krukon, jak dobitnie stwierdził w myślach Narciss. Wyjął szkicownik i opierając się o balustradę zaczął rysować. Co gorsza, w pełni ignorując Narcissa. Co naturalnie nigdy nie powinno się zdarzyć. Wstał więc powoli, po cichu podchodząc do chłopaka. Korzystając z tego, że ten zdawał się go nie zauważać, pozwolił sobie ocenić jego wygląd. Jednak szalik skutecznie zasłaniał najważniejsze. - To prawda, że stąd rozciągają się najpiękniejsze widoki - szepnął słodko, znajdując się nagle tuż obok krukona. - Jednak czy są na tyle piękne, by twa uzdolniona dłoń winna je uwieczniać?
Avner drgnął lekko, słysząc obok siebie głos nieznanego mu chłopaka. Kojarzył go tylko z widzenia, wiedział, że jest ze Slytherinu i należą do jednego rocznika. Obrzucił go krótkim, acz uważnym spojrzeniem swoich ciemnoniebieskich oczu, by po chwili przenieść wzrok na rozciągający się przed nim widok. - Cóż, widziałem w życiu o wiele piękniejsze widoki, ale myślę, że każdy krajobraz jest wart tego, by stać się przynajmniej polem do ćwiczeń. Odłożył na moment mocno zaostrzony ołówek i wyciągnął rękę w stronę jasnowłosego, przedstawiając się. - Avner Grey.
Posłał mu słodki uśmiech i spojrzenie pełne entuzjazmu. - Narciss Aleksiejewicz Aładin - odrzekł, delikatnie dotykając jego ręki. Powstrzymał się od podania mu dłoni do pocałunku, bo jak się spodziewał, to jedynie mogłoby zniszczyć wszelkie plany zawłaszczenia serca młodego krukona. - Niezmiernie mi przyjemnie móc cię poznać.
Jego oczy rozbłysły nieco niebezpiecznie, jak u drapieżcy, który widzi swą ofiarę. Jednak jak zwykle nieświadomość innych była tu najpotężniejszym sprzymierzeńcem. - Być może zechciałbyś opowiedzieć mi o piękniejszych widokach, niż te, które tu widzę?
Alex wbiegł na most, a dokładniej na punkt widokowy, nie zauważając w pierwszej chwili Narciss'a. Biegł dalej gdy nagle natknął się na Narcissa. Był w szoku, otworzył szeroko usta lecz bał się jak na to zareaguje Narciss. Wiedział że to nie była tylko wina Narciss'a, że mógł mu dawać jakieś znaki. Przecież kto by pomyślał że Narciss może być zawodowym uwodzicielem i łamaczem serc. Spostrzegł że Narciss podrywa kogoś innego więc rzucił zaklecie niewidzialności. - Abdico Visus! - po tych słowach Alex stał się niewidzialny i mógł obserwować rozwój sytuacji.
Uniósł lekko jedną brew, widząc entuzjazm na twarzy Narcissa. Cofnął dłoń i sięgnął ponownie po ołówek. Nie podobał mu się zbytnio wyraz oczu jasnowłosego, ale nie przejmował się nim zbytnio. Widocznie tacy już byli Ślizgoni, człowiek nigdy nie wiedział, czego się po nim spodziewać.
- Och, jest ich zbyt wiele, by móc je wszystkie wymienić w krótkiej chwili. Poza tym bardzo często piękno miejsca zależy od pory roku i panującej akurat pogody. Największy sentyment mam jednak do rodzinnego miasta.
Zawisł ołówkiem kilka centymetrów nad szkicownikiem. Po chwili odsunął go na bok, nie lubił bowiem rysować podczas rozmowy z kimś.
Westchnął nieco tęsknie. Najwyraźniej ten chłopak był typem całkowitego sentymentalisty. Prawdopodobnie też był romantykiem. Więc należało uderzać w te stronę. - Więc to zupełnie, jak u mnie... Pochodzę z Rosji. Kocham tamtejsze widoki, szczególnie zimą. Nie wyobrażam sobie piękniejszego miejsca, niż mojego rodzinnego Sankt-Petersburgu. A skąd ty pochodzisz, Avner?
Zobaczył, jak krukon zaprzestaje rysowania. Być może dla sztuki potrzebował samotności, a Narciss aktualnie mu to uniemożliwiał? Jednakże... uwodzenie było ważniejsze.
Podszedł do Narciss'a i szepnął mu w ucho nadal będąc niewidzialnym i coraz bardziej wzmacniając czar, skupiając się na ozostaniu niewidzialnym: - I co już się nabawiłeś i pozostawiłeś swą ofiarę. Mnie nie tak łatwo się pozbyć. - po tych słowach delikatnie pogładził go po twarzy. Miał teraz tylko jedna myśl: Zemstę. Teraz było mu oboj.ętne co zrobi Lynn, najważniejsza byłą zemsta.
- O tak, zima ma swój urok. - Zgodził się, sięgając po gumkę i zmazując nią jakąś niechcianą linię. Potem odłożył ją i kontynuował: - Nigdy nie byłem w tamtejszych stronach, ale wszystko przede mną. Ja jestem Anglikiem, pochodzę z Derby.
Otulił się szalikiem jeszcze mocniej, spoglądając na malujący się dalej krajobraz. Było chłodno, ale Avner ubrał się odpowiednio do pogody, dlatego nawet nie myślał o odejściu stąd. Chciał dokończyć rysunek, ale z tym musiał poczekać, bo najwidoczniej jego rozmówca nie wydawał się skory do odejścia.
Całkowicie pochłonięty Avnerem zupełnie nie zauważył, gdy pojawił się Alex. Nie usłyszał też nawet, że ten aktywował zaklęcie. Wciąż zajęty krukonem, już chciał mu odpowiedzieć kolejnymi słodkimi słówkami, gdy nagle usłyszał głos Alexa tuż koło siebie. W dodatku był pewien - może przysiąc! - że ktoś dotknął jego policzka. Krzyknął zaskoczony, niemal od razu obracając się i przylegając do balustrady. Rozejrzał się dość panicznie, ale nie widział nikogo innego, prócz krukona... Narciss spojrzał szybko na chłopaka, wciąż z przerażeniem w oczach. - Przepraszam... - wymamrotał słabo, wciąż się rozglądając. Nikogo tu nie było. Narciss i Avner byli sami. - Wiatr brzmiał tak dziwnie, że aż się wystraszyłem.
Gdy przechadzała się po błoniach pochmurna pogoda zniewoliła ją. Nie lubiła słońca i upału... Odpędzały ją. Lynnette ma słkonność do zmęczenia i nie jest wytrzymała, słońce to dla niej katusze. Pogoda zachęcała ją do dalszej wędrówki, a ta szczerze nie potrafiła się powstrzymać. Ech, ten cień, te chmury, ten wietrzyk, to orzeźwienie. Westchnęła ciężko, mimo głosu rozsądku, dziewczyna wiedziała że wszystko nie jest w porządku. W głębi duszy, jakiś cichy głosik podpowiadał jej, że to wszystko to wredne komplikacje. Przysiadła na ławce i z zaskoczeniem dostrzegła młodego mężczyznę, z którym rozmawiała wczoraj wieczorem. Uśmiechnęła się do niego nieśmiało i niemal zachichotała dostrzegając go z innym uczniem. Czy jej się tylko zdaje, czy też już wie co takiego znowu kombinuje.
Avner spojrzał na jasnowłosego z lekkim zdziwieniem. Słysząc jego nagły okrzyk, mało co nie wypuścił z dłoni ołówka. A było tu tak spokojnie... Między jego brwiami pojawiła się mała zmarszczka.
- Wszystko w porządku? - Zapytał po chwili, przyglądając mu się z uwagą i niepokojem. Zdziwiło go trochę wytłumaczenie chłopaka, gdyż od paru momentów wiatr uspokoił się trochę. Nie rozumiał, co przydarzyło się chłopakowi, ale postanowił puścić to w niepamięć, w sumie to nie była jego sprawa.
Zauważył Lynn. Skierował w jej strone różdżkę i powiedział: - Ascendio! - różdżka pociagneła go troszke bliźej Niej. - Finite! - Alex zdiął z siebie czar i powiedział. - Witaj kochana! - spojrzął na Nią, widział jak patrzyła na Narciss'a i wytrzymał tego. Musiał coś zrobić.
Spojrzała na niego i zmrużyła oczy do rozmiaru szparek. - Powiem to kulturalnie; Nie chcę cię więcej widzieć. Oświadczyła dumnie i wyniośle, przeciągając w ostatnim zdaniu samogłoski. Zerknęła na niego z odrazą i wyciągnąwszy różdżkę by móc jej użyć na wszelki wypadek, wyłożyła się na ławce.
Spojrzał na Nią i powiedział - Jesteś do szpiku kości wredna - złapał różdżkę, którą jak zwykle miał schowaną w kieszeni. Czekał co zrobi dziewczyna. Nie zawachał by się użyć żadnego zaklęcia obronnego. - Co myslisz że jesteś na tyle silna żeby ze mną wygrać? - po tych słowach Alex zaśmiał się prawie jak szaleniec. Wyciągnął różdżkę i skierował ja na Lynn.
Uśmiechnął się do Lynn i pomachał do niej przyjaźnie, widząc ją. Cóż, nie mógł podrywać na jej oczach innego chłopaka... Posłał więc Avnerowi przyjacielski, wciąż przepraszający uśmiech, pozbawiony jednak słodyczy i uwodzicielskiego uroku, aby tylko Lynett nie zrozumiała tej sytuacji opacznie. - Och, Avnerze, przepraszam - westchnął cicho, patrząc na niego smutno. - Nie chciałem cię wystraszyć, moim zamiarem nie...
I w tej chwili pojawił się Alex, nie wiadomo skąd i dlaczego. Narciss znów krzyknął cicho zaskoczony, szybko jednak zasłaniając różane usta dłonią. Pobladł jeszcze bardziej, przez chwilę będąc całkowicie zdezorientowanym. W końcu jednak poskładał w całość wszystkie fakty. Ach, więc Alex się ukrywał... Zmarszczył brwi, gniewnie. Jak mógł dać się tak nabrać? - Widzisz, mój drogi Avnerze, oto nauczyciel od zaklęć, który przed chwilą był niewidzialny i tak mnie wystraszył... Może stąd pójdziemy, by porozmawiać w ciszy?
- Co za ironiczny stosunek do nauczyciela! - po tych słowach zwrócił się do Lynn. - Myślałem że jesteś inna, ale nie, pomyliłem się. Jesteś gorszą osobą niż mogło mi się to przyśnic w najgorszych koszmarach. - po tych słowach wrócił do pozycji obronnej kierując różdżkę na Lynn.
Ostatnio zmieniony przez Alex Storm dnia Nie Cze 27 2010, 15:28, w całości zmieniany 1 raz
- Nie mam zamiaru z tobą walczyć. I jeżeli ja jestem wredna... To niestety na Ciebie nie wynaleziono jeszcze określenia. Po tych słowach splunęła w jego stopy i zakląwszy pod nosem spojrzała znacząco na Narcissa. Chłopak ją przerażał. Nigdy nie była najlepsza w pojedynkach. - Ty! Ty! Zawołała do chłopaka. - Nie widzę takiej potrzeby, zostańcie jeszcze trochę. Zaproponowała nieco za słodkim głosikiem, bojąc się spojrzeć na Alexa. Czy naprawdę miał zamiar z nią walczyć. Przełknęła głośno ślinę, która już od dawna formowała się w jej gardle.
Twarz Avnera lekko przygasła, kiedy ujrzał nowo przybyłe osoby. Westchnął, uświadamiając sobie, że w takim wypadku nie ukończy swojego rysunku. Co prawda mógłby próbować, ale czułby się wtedy rozproszony. Spojrzał na Narcissa, nie za bardzo wiedząc, jak mu zasugerować, że chciałby zakosztować samotności.
- Nic się nie stało. Cóż, muszę chyba znaleźć inne miejsce, w którym będę mógł oddać się rysowaniu. - Mówiąc to, podniósł się z balustrady.
Po tym, jak Lynn splunęła na jego nogi załamał się, był zbyt ostry. Lecz niestety takie życie. - Ach, powiedz Dyrekcji że Alexander Christopher Storm nie żyje. Tak, jeżeli nie mogę żyć z Tobą to wolę w ogóle nie żyć. Żegnaj. - po tych słowach rzucił się z mostu. Spadajac uderzył o ścianę i wylądował na polanie niedaleko. Nie zginał jednak krwawił
Ostatnio zmieniony przez Alex Storm dnia Nie Cze 27 2010, 16:07, w całości zmieniany 2 razy
Już chciał coś powiedzieć, ku czemu zrobił minę przeraźliwie smutną. Postanowił jednak nie mieszać się w sprawy kochanków. Spojrzał z powrotem na Avnera. - Już idziesz? - zapytał smutno, patrząc na niego z nadzieją. Nie tak miało to wyglądać. Z pewnością Avner był onieśmielony taką ilością osób... - Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy... napiszę do ciebie.
Zerknął na Alexa i Lynn, znadzieją, że ci już odchodzą. Kiedy nagle Alex wykrzyczał jakieś dramatyczne słowa i... rzucił się z mostu? Zamrugał oczami, trochę zdezorientowany, po czym szybko wychylił się za balustradę. - Czy... - mruknął, wciąż nie wiedząc, co o tym myśleć.
Avner zamrugał, biorąc szkicownik pod pachę. Zmarszczył brwi, nie do końca rozumiejąc, co się dzieje. Nauczyciel, który skoczył z mostu jeszcze przed chwilą kłócił się z tą kobietą, czyżby coś poważnego się wydarzyło między nimi? Nie za bardzo go to obchodziło, ale mimo to zatrzymał się w miejscu, nie będąc pewnym, co powinien teraz zrobić. Najchętniej odszedłby stąd, ale wypadało wykazać chociaż minimum zainteresowania.
- Czy mi się wydawało, czy ten człowiek właśnie wyskoczył? - Zapytał, stając obok Narcissa.
- Ja... nie do końca wiem. Ale nie widać, by woda była wzburzona. Powinna być - zmarszczył lekko brwi i spojrzał pytająco na niego. - Pani profesor! - zwrócił się do Lynn, patrząc na nią niepewnie. Nie powinien chyba przy uczniach zwracać się do tej dziewczyny po imieniu, mimo, że jeszcze wczoraj zwracali się do siebie per ty.
Odsunął się od balustrady, ciągnąc za sobą chłopaka. - Chodźmy...? Myślę, że profesor da sobie radę, a my będziemy tylko przeszkadzać...
- Alex? Spytała bezwiednie, przerywając głuchą ciszę i spoglądając w miejsce gdzie przed chwilą stał jeszcze jej były. - Alex? Zapytała dramatycznym tonem, kręcąc przecząco głową z energią, jakoby to od tego zalażałoby czy mężczyzna przeżyje. Spojrzała bezradnie na Narcissa i Avnera. - ALEX!! Zawyła. Nie rozległa się odpowiedź, a jedynie śpiew ptaków, który przez chwilę zamilkł w jej umyśle, chociaż w rzeczywistości brzmiał w najlepsze. Biegła przed siebie mijając bajkowy las a wkraczając w obskurne, kipiące brudem i grzybem stare skały, prowadzące do jeziora. Mijała zszokowanych uczniów, cała spocona i zasapana. Przeklinała w duchu na ludzi którym w prawdzie nie należy się ten tytuł. Jak mogą wlepiać w nią gały i nawet choć ciupkę się nie zainteresować? Jak mogą nie reagować?! Dlaczego nikt nie rzucił się za nią biegiem!? Dzieci pokazywały sobie Lynn palcami i chichotały za jej plecami. Mogła minąć już fragment w którym znajdował się Alex. W końcu mógł być wszędzie. Mógł znajdować się na tej skale, wykrwawiając się na śmierć. Mógł cierpieć katusze w pobliskich krzakach. Nie zważała jednak na głos rozsądku i nie poddała się bezradności czy rozpaczy. Biegła dalej. Miłość dolewała samoistnie oliwy do ognia, a coś tak przyziemnego jak zmęczenie nie przejmowało kontroli nad jej ciałem, które w chwili obecnej wydawało się całkowicie naiwne. Nie zastanawiała się, czy chłopak rzeczywiście umiera, czy to jedynie jej wymysł. W tej kwestii była absolutnie pewna. Nie potrafiłaby tego wytłumaczyć, lecz argumenty jej rozsądku nie przemawiały do jej zmęczonego ciała i umysłu. Nic nie przemawiało jej do rozumu. Mogła być teraz jedyną z trzech osób, którzy wiedzą, że coś mu się stało, a coś robią. Nie mogła uwierzyć, że wszystkich tych ludzi których mijała, skutecznie nie zaalarmował do działania jej krzyk. Znieczulica. Brak empatii... Biegła już tak długo, że zdawało jej się coraz mniej możliwe by dotarł aż tak daleko. Po raz ostatni zawołała jego imię, a jej głos rozniósł się echem po pobliskim lesie. Nagły koniec miał w sobie coś z ostateczności. Jakby Alex już nigdy miałby jej pocałować. Jakby już nigdy nie miał czegoś chcieć, jakby już nigdy nie miał bronic swoich ideału, jakby już nigdy nie kochał. Nie dostrzegła go, lecz oczyma wyobraźni aż za dokładnie. Leżał bez życia na brudnej, zimnej posadzce, patrząc nieprzytomnym wzrokiem w ścianę. Zazwyczaj rozczochrane włosy, opadły mu na twarz, jakby i im odebrał ktoś życie. -NIE!! - krzyknęła z rozpaczą, a nogi przystały w pół kroku odmawiając jej posłuszeństwa, pragnąc uciec i o wszystkim zapomnieć. Upadła bezwiednie na kolana i oparła głowę na posadzce zanosząc się histerycznym płaczem. Wyła zaklinając boga i obwiniając swoją wielką śmierdzącą dupę. Gdyby biegła szybciej. Gdyby się nie wahała. Gdyby częściej biegała i zadbała nieco o kondycję! Powstała z opuszczoną głową i bezczelnie zakrywającymi ją włosami. Przysiadła na skałce i kołysała się jak małe dziecko w te i we wte, nie przestając szlochać. Ktoś chrząknął znacząco, a dziewczyna zignorowała próbę zwrócenia na siebie uwagi, modląc się w duchu, by sobie poszedł i zostawił ją w spokoju. Ponownie chrząknął, a ta ogarnięta szałem podniosła głowę, spoglądając na postać wzrokiem z którego emanowała furia, obłęd i wściekłość. Po chwili jednak podniosła się twardo na dwie nogi i odetchnęła. To niemożliwe, niewykonalne, nieprawdopodobne, definitywne i bezwarunkowe.To niemożliwe by wiecznie wesoły Alex już nigdy się do niej nie uśmiechnął. Wisiała na ostatnim włosku, lecz nadzieja szeptała jej, że to wciąż o jeden włosek za dużo by spaść.