Ta droga prowadzi od Hogsemade aż do hogwarckiej bramy. Jest dość szeroka, by z łatwością zmieściły się powozy przywożące uczniów ze stacji kolejowej. Na jej powierzchni widać lekkie wgniecenia od kół, zapewne z okresów gdy już we wrześniu psuła się pogoda i nowy rok rozpoczynał się wyjątkowo deszczowo, przekształcając drogę w wielką rzekę błota. Uczniowie chodzą tędy zawsze do wioski, co zajmuje im około dwudziestu minut.
Podczas podróży przez ścieżkę masz możliwość natknięcia się na uczniów pobierających przede wszystkim galeony od pozostałych uczestników życia w czarodziejskiej szkole. Nikt nie wie, kiedy dokładnie pełnią swoją wartę, niemniej jednak jest to zależne przede wszystkim od Twojego szczęścia. Zaleca się zatem trzymania w minimum trzyosobowej grupie, aczkolwiek nic nie stoi na przeszkodzie, by iść samemu - jeżeli posiada się odpowiednie ku temu umiejętności.
Aby dowiedzieć się, czy na Twojej drodze stanęli skorzy do bijatyki uczniowie, rzuć kostką.
Spoiler:
1, 2, 3, 5 - całe szczęście, tego dnia podróż wzdłuż ścieżki nie przyniosła Ci żadnych przykrych sytuacji. Pech postanowił Cię odpuścić - na jak długo - niestety nie byłeś w stanie stwierdzić. 4, 6 - swobodna przechadzka? Skądże - na Twojej drodze stają właśnie oni - wymagający pieniędzy, byś mógł w spokoju odejść. Jeżeli nie chcesz wdawać się w żadną bójkę, możesz zapłacić odpowiednią kwotę - zależną od ich humoru. Wówczas musisz rzucić jeszcze raz literką; A oznacza liczbę 1, B oznacza liczbę 2 - i tak po kolei. Następnie mnożysz liczbę przez pięć, odnotowując stratę w odpowiednim temacie. Jeżeli jednak nie możesz zapłacić wymaganej kwoty (przykładowo posiadając mniejszą ilość galeonów), musisz przejść do opcji walki.
Zasady
1. Walka opiera się z początku na wylosowaniu zaklęcia, z którego będziesz korzystać. Odruch ten jest normalny, naturalny, w związku z czym postanowiłeś użyć pierwszego czaru, który przyszedł Ci do głowy, by móc się obronić, gdy próba przekonania uczniów w żaden sposób nie zadziałała.
Spoiler:
A - Acusdolor (zaklęcie żądlące - 0 pkt z OPCM) B - Bombarda (zaklęcie niszczące powierzchnie - 0 pkt z OPCM) C - Conjunctivis (zaklęcie oślepiające ofiarę - 5 pkt z OPCM) D - Drętwota (zaklęcie oszałamiające przeciwnika - 0 pkt z OPCM) E - Expelliarmus (zaklęcie rozbrajające przeciwnika - 0 pkt z OPCM) F - Furnunculus (zaklęcie powodujące pojawienie się białych krost oraz piekących bąbli - 0 pkt z OPCM) G - Rictumsempra (zaklęcie powodujące nagły skurcz mięśni - 0 pkt z OPCM) H - Obscuro (zaklęcie powoduje pojawienie się u przeciwnika czarnej opaski - 3 pkt z OPCM) I - Relashio (zaklęcie powodujące wypłynięcie z różdżki strumienia ognia - 0 pkt z OPCM) J - Jęzlep (zaklęcie powodujące przyklejenie się języka do podniebienia ofiary - 0 pkt z OPCM)
2. Następnie rzucasz trzema kostkami odpowiadającymi za technikę użycia zaklęcia. Ważne współczynniki odgrywają tutaj przede wszystkim wymowa, ruch nadgarstkiem oraz szczęście. Sumując wynik, możesz dowiedzieć się, jak dokładnie podziałało Twoje zaklęcie i czy odniosło jakikolwiek skutek.
Spoiler:
3 - 7 - kompletna porażka, podczas której zaklęcie odbiło się rykoszetem w Twoją stronę pod wpływem Protego. W zależności od wylosowanego wcześniej czaru, zmagasz się z poszczególnym efektem aż do następnego posta; obrażenia natomiast są stałe i prędzej czy później będą wymagały uleczenia przez pielęgniarkę. 8 - 13 - po części dobrze go użyłeś, po części jednak zmagałeś się głównie ze swoim brakiem szczęścia lub odpowiedniej techniki - rzuć jeszcze raz kostką, by dowiedzieć się o ostatecznym wyniku działania zaklęcia. Parzysta - gratulacje, udaje Ci się prawidłowo zastosować czar na jednym z uczniów, odnosząc tym samym częściowe zwycięstwo; to jednak nie jest koniec Twoich działań. Nieparzysta - niestety, zaklęcie to nie jest ewidentnie Twoją mocną stroną, w związku z czym trafia rykoszetem prosto w Twoją stronę. Na szczęście jest osłabione, w związku z czym nie zmagasz się aż nadto ze skutkami tejże nieprzyjemnej sytuacji. 14 - 18 - udaje Ci się bez problemu wyprowadzić czar, w wyniku czego trafiasz jednego z uczniów i powodujesz u niego poszczególny efekt.
3. Wygrana wymaga dziewięciu prawidłowych trafień w stronę przeciwnika. Każdy z uczestników pojedynku posiada po trzy życia, o których informuje w podanym poniżej kodzie. Utrata wszystkich z nich powoduje jednocześnie wyłączenie z walki w postaci nadmiernej ilości obrażeń lub utraty przytomności. Nie można na niej zastosować Rennervate ani pozostałych zaklęć uzdrawiających, tak samo na pozostałych uczestnikach pojedynku - dodatkowo jest zobowiązana do napisania jednego posta w gabinecie pielęgniarki.
4. Każde dziesięć punktów z Zaklęć i OPCM uprawnia do przerzutu jednej z trzech kostek, w zależności od własnego wyboru. Przerzuty obowiązują podczas całej rozgrywki oraz nie resetują się wraz z kolejną kolejką.
5. Mistrz Gry oraz nauczyciele mają prawo do ingerencji w wątek w zależności od własnych preferencji oraz zastosowania odpowiednich kar za udział w pojedynku.
6. Pod koniec swojego posta należy zamieścić stosowny kod.
Spoiler:
Życia:٭ ٭ ٭ Rzucone zaklęcie: [url=Nazwa zakl%C4%99cia]Nazwa zaklęcia[/url] Statystyka z Zaklęć: Liczba punktów w kuferku Wykorzystane przerzuty: Wykorzystane przerzuty Wymowa, ruch nadgarstka, szczęście: [url=kostka, kostka, kostka]kostka, kostka, kostka[/url] Obrażenia: Tutaj wpisz Życia przeciwników:٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭
Kod:
<og>Życia:</og> [size=18]٭ ٭ ٭[/size] <og>Rzucone zaklęcie:</og> [url=]Nazwa zaklęcia[/url] <og>Statystyka z Zaklęć:</og> Liczba punktów w kuferku <og>Wykorzystane przerzuty:</og> Wykorzystane przerzuty <og>Wymowa, ruch nadgarstka, szczęście:</og> [url=]kostka, kostka, kostka[/url] <og>Obrażenia:</og> Tutaj wpisz <og>Życia przeciwników:</og> [size=18]٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭ ٭[/size]
7. W przypadku wygranej otrzymujecie nagrodę w postaci 150g (do podziału) oraz losowy przedmiot z poniższej listy - należy rzucić literką.
Spoiler:
A - Magiczny Flet B - Kompas Miotlarski C - Amulet Uroborosa D - Rozmach Grubej Damy E - Fałszoskop F - Jedno użycie Felix Felicis G - Światełko Dźwiękowe H - Smocza Zapalniczka I - Model Smoka J - Kryształowa Kula
8. W przypadku przegranej tracicie po 150g do podziału od każdej z osób.
Westchnęła głęboko i odsunęła się od niego na chwilę. Pomimo że w jego ramionach czuła się cudownie, to wiedziała, że musi wykorzystać chwilę spokoju, która osiągnęła, gdy ją przytulać i dokładnie wytłumaczyć mu co się przed chwilą stało. Obecnie, największym problemem dziewczyny, było to, że za bardzo nie wiedziała, od czego zacząć i co powinna mu powiedzieć. Z jednej strony, bała się wyznać mu całą prawdę, a z drugiej wiedziała, że nie może kłamać. No i nie chciała przed nim czegokolwiek ukrywać. Powoli zaczęła żałować tego, że do niego napisała. Powinna trochę odczekać i dopiero wtedy opowiedzieć mu o tym, co się stało. No, ale emocje, które wywołało u niej poprzednie wydarzenie, sprawiły, że nie działała racjonalnie. - Nie zrobił mi krzywdy. - powiedziała, gdy już do jej mózgu dotarło pytanie, które zadał jej Calum — Właściwie to nic takiego między nami nie było, dużo rozmawialiśmy i czasem uprawialiśmy seks, nic więcej. Jemu to pasowało, mnie też, ale ostatnio poczuła, że ja już tak nie chcę i powiedziałam mu, że koniec z naszym układem. I się wściekł, ja się wściekłam, powiedzieliśmy albo raczej ja powiedziałam o parę słów za dużo i BUM. Po przyjaźni. - Stwierdziła, że nie wyzna, że to on był głównym powodem, dla którego nie chciała dalej ciągnąć tej znajomości w taki sposób. Było zdecydowanie za wcześnie na aż tak szczere wyznania, no i chyba, umarłaby ze wstydu, gdyby powiedziałaby mu ot, tak tutaj teraz. Pierwszy raz jakiś chłopak podobał się aż tak i nie chciała go wystraszyć, no i miała nadzieje, że nie wystraszył się tym wszystkim, co powiedziała jeszcze chwilę temu. - No i wiesz, jednak jest mi z tym źle, bo to był albo i jest mój pierwszy przyjaciel w tej zasmarkanej szkole. - znów westchnęła. Chciała mieć przy sobie chusteczkę i móc się wytrzeć, zresztą, co też jej przyszło do głowy, że umówiła się z nim w Hogsmade i to na jakimś odludzi. Jakby nie mogli porozmawiać na którejś z wież albo pokoi, tam również mieliby raczej spokój i wątpiła, że ktoś by na nich natrafił. - Pierwszy raz czuję wyrzuty sumienia. Powinnam to zrobić delikatniej, ale jak zawsze brakuje mi ogłady. Jebany dzikus z buszu. - dodała jeszcze i spojrzała w bok. Bała się jego reakcji, spodziewała się tego, że będzie czuł od teraz niechęć i obrzydzenie i chyba nawet nie miałaby mu tego za złe, bo czy zasługiwała na cos innego?
Trochę pożałowałem, gdy zapytałem, o co konkretnie jej chodziło, ponieważ dowiedziałem się o pewnych skłonnościach dziewczyny, których obawiałem się przez cały ten czas. Wiedziałem, że jest dość otwarta, jeśli chodzi o kontakty międzyludzkie, dodatkowo jest nieco nieokrzesana i dzika, ale w tym wszystkim nie chciało mi się do końca wierzyć w opinię Lotty, jakoby Devi była... Ujmijmy to prosto - puszczalska. Natomiast słowa Devi nie zrobiły nic innego poza potwierdzeniem tego wszystkiego. Teoretycznie nie była to moja sprawa. Życie Devi nie było proste, o czym zdążyłem się już przekonać z jej opowieści i nie mnie było oceniać decyzje, które podejmowała. Jeśli takie były jej potrzeby, niech je sobie zaspokaja i nie jest to w żadnym wypadku mój interes. Z racji tego, że powierzyła mi to wszystko, w praktyce poczułem się w pewien sposób zraniony. Nie mam pojęcia, dlaczego tak było, ale po prostu nagle zesztywniałem. Uczucie jej ciała w moich ramionach nie było już tak przyjemne. Zniknęła również potrzeba ochrony tej drobnej istoty, która w głębi duszy chyba nie była aż tak krucha, jak mogłoby się zdawać. Łzy nigdy mnie specjalnie nie ruszały, a teraz wręcz poczułem się nimi zirytowany. - Faktycznie brzmi, jakby zupełnie nic was nie łączyło - powiedziałem skwaszony. - Wszyscy twoi "przyjaciele" kończą w ten sposób? - zapytałem jeszcze, odrobinę niepotrzebnie, lecz nie mogłem się powstrzymać. Rosło we mnie to dziwne, bardzo gorzkie uczucie, które z jednej strony mogło być zgagą, a z drugiej niejasnym przeświadczeniem, że ta dziewczyna bardzo lubi sobie pogrywać z chłopakami. Nie uważałem, by do tej pory działo się między nami coś poważnego, ale nie ukrywam, że przez chociaż jeden moment pomyślałem sobie, że jest zupełnie na odwrót. Wziąłem głęboki oddech i bardzo powoli wypuściłem powietrze z ust. Targały mną przedziwne emocje, a powinienem chyba być dla niej przyjacielem. Mimo że przychodziło mi to z trudem, uśmiechnąłem się delikatnie, choć niezbyt szczerze. - Może nie wszystko stracone. Ochłoniecie, wrócicie do siebie, będzie git - rzuciłem sucho. Do tej pory myślałem, że do Ravenclawu trafiają jednak osoby, które mają co nieco poukładane w głowie i przede wszystkim potrafią chłodno ocenić sytuację, podczas gdy, jak widać, można przekabacić tiarę. Nie tego się spodziewałem...
Poczuła, jak chłopak zesztywniał. Nie miała mu tego za złe i właściwie innej relacji się po nim nie spodziewała. W pewnej chwili dotarło do niej, że nie ma się czego wstydzić. Przecież nikogo nie zdradzała, a Lysander był jedynym chłopakiem, z którym miała TAK bliskie stosunki i gdyby napatoczył się, ktoś inny najprawdopodobniej nie poszłaby na podobny układ. Nikogo nie zraniła swoim zachowaniem i nikt by o tym nie wiedział, gdyby nie to, że ona sama opowiedziała o tym Calumowi. Co prawda ludzie domyślali się, że ona prowadza się z kimś, jednak nikt nie wiedział, że był to Lys. No, ale czy naprawdę nie można uprawiać z kimś seksu be zobowiązań? Czy do tego trzeba mieć chłopaka, który jest z nami od paru miesięcy i, który mówi, że kocha nas do szaleństwa? Devi naprawdę nie było to wtedy potrzebne, szczególnie że, nie poczuła do Lysa niczego więcej oprócz przyjaźni. - Nie, to był mój pierwszy TAKI przyjaciel i nie mam zamiaru, nigdy więcej czegoś takiego robić — odpowiedziała szybko i zmarszczyła brwi. Postanowiła, że odsunie się od niego całkowicie, dlatego też ściągnęła z siebie dłonie blondyna i zrobiła dwa kroki w tył. - Najwyraźniej same z takich relacji kłopoty i wszyscy się wsiekają. A i przypominam, że ja nikogo nie zdradzałam, on też. - dodała jeszcze. Już odechciało jej się płakać, z tylnej kieszeni spodni wyciągnęła różdżkę i mruknęła pod nosem. - Chłoszczyść — Nagle jej twarz zrobiła się czysta, co prawda można było zauważyć zaczerwienione oczy i nos, jednak już nie była taka rozmazana, wyglądała jak sto nieszczęść, ale nie aż tak. - Nie chce. Znaczy przyjaźń tak, bo świetny z niego chłopak, ale to tylko i wyłącznie kumpel. - mruknęła jeszcze pod nosem. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, co mu wcześniej nagadała i jeśli przekaz pełny był błędów merytorycznych i logicznych Devi o tym nie wiedziała. W swojej złości i rozpaczy była prawdziwie gryfońska i nieopanowana. - Mądra Devi po szkodzie. - powiedziała jeszcze. Nie wiedziała, co więcej, może zrobić, najchętniej to położyłaby się na tej drodze i czekała, aż ją coś rozjedzie albo podepcze. Co prawda na wielkie tłumy nie mogła liczyć, ale kopa z buta w twarz czy brzuch chętnie by przyjęła. Tak na otrzeźwienie. No i może, jakby dostała jakiegoś wstrząśnienia mózgu to by zmądrzała, bo pod kopułą to ona równo nie miała.
W sumie nie wiedziałem, co miałem dodać w tym temacie. Ogólnie po raz pierwszy od dawna zrobiło mi się przykro, że dziewczyna, o której ośmieliłem się mieć jakiekolwiek odważniejsze myśli traktujące o tworzeniu poważnej relacji damsko-męskiej, tak lekką ręką dała mi do zrozumienia, że relacja oparta na przyjaźni, rozmowach i utrzymywaniu stosunków płciowych to "NIC TAKIEGO". Skoro to nie było niczym ważnym, co było? Czy dla niej liczyło się cokolwiek innego? Jej temperament do tej pory mówił mi, że jest osobą łaknącą bliskości - cóż też skłoniło ją więc do porzucenia osoby, która nie dość że stanowiła kogoś na wzór jej przyjaciela, to jeszcze zaspokajała jej potrzeby? Jakiś pierwiastek mnie mówił mi, kusił mnie wręcz, bym popierdolił tą sprawę i zostawił ją samą sobie – niech sobie radzi, skoro tak dobrze idzie jej bawienie się w gierki. Z drugiej strony jej kolejne słowa sprawiły, że skarciłem się w myślach – miała rację. Przecież my sobie niczego nie obiecywaliśmy, między nami nie zaszło nic znaczącego i nie mamy wobec siebie żadnych zobowiązań. Czemu więc tak bardzo denerwował mnie fakt, że posiadała tego typu relację? Nie mam pojęcia, ale wiedziałem za to, że nie mogę zachować się jak skończony dupek. Chciała, bym po nią przyszedł, w dodatku czuła się źle, więc powinienem zrobić cokolwiek, by ją jakoś pocieszyć albo chociaż powiedzieć, że wcale nie wypadła na aż tak wielką szmatę. Prawdopodobnie nie byłem świadomy, jak wiele dziwnych rzeczy działo się w murach tego zamku. Posiadanie sex frienda na pewno nie było niczym niespotykanym. - Podobno czas leczy rany, więc jak ochłoniecie, po prostu ze sobą pogadajcie – stwierdziłem i wzruszyłem ramionami. Jak dla mnie sprawa była prosta. Ludzie potrzebowali przerw w relacjach, by przemyśleć pewne sprawy, ostudzić emocje, odpocząć od towarzystwa tego drugiego człowieka. Wtedy jakoś tak wszystko się lepiej układa w głowie, przychodzą pomysły na rozwiązanie wszelkich problemów i konfliktów, zaczyna się odrobinę tęsknić, a potem szybko się wraca. – O ile nie powiedzieliście sobie czegoś naprawdę mocnego, jak dla mnie powinno wypalić – dodałem i kiwnąłem głową na potwierdzenie tych słów. A potem zamilknąłem, bo nie wiedziałem, co jeszcze mógłbym jej powiedzieć. Włożyłem ręce w kieszenie spodni i stałem w dosyć niepewnej pozycji, tłumiąc w sobie to irytujące uczucie, jakby mnie ktoś dźgał od środka.
- Jeśli mam być szczera, to za bardzo nie pamiętam - podrapał się po głowie i powoli ruszyła w stronę zamku. Miała nadzieje, że chłopak pomimo wszystko będzie towarzyszył jej w drodze do Hogwartu i nie będzie musiała czuć się, jak jakiś skazaniec. Przeczuwała, że być może tym spotkaniem przekreśliła wszelką relację, jaka pomiędzy nimi powstawała, ale wiedziała, że nie może kazać mu coś do siebie czuć, szczególnie po tym co tutaj zaszło. Sama nie wiedziała co robić. Czuła strach, żal, smutek i niepokój, niepokój o to, jak on będzie postępował w stosunku do niej. Nagle poczuła dziwny ból serduszka, który promieniował na cały organizm. Czy to tak czuli się ludzie, którzy prawdopodobnie stracili kogoś bliskiego. Uświadomiła sobie, że brzmi trochę, jakby chłopak miał całkowicie zniknąć z jej życia, być może nie było to do końca możliwe, jednak odsunięcie się od niej nie było czymś trudnym. Szczególnie że przez większość roku się nie poznali, a Devi nie pamiętała, by Calum chociaż raz mignął jej na korytarzu czy nawet w Pokoju Wspólnym Krukonów. - To nie chodzi o to. Po prostu chciałam to zrobić polubownie i dalej się przyjaźnić, przecież seks był tylko dodatkiem i to nie za częstym. To nie tak, że zawsze to robiliśmy, a właściwie przez ostatnie trzy miesiące całkowicie, zero, null, cero. A chciałam mu powiedzieć, że nie ma na co liczyć już całkowicie. No i wyszło jak zawsze, zresztą, powtarzam się. - znów zmarszczyła nos i spojrzała na chłopaka, który to teraz szedł obok niej. Spochmurniał i wydawał się być jakiś przygnębiony. Powiadają, że kobiety mają naturalną intuicję, jednak Devi ten dar nie był dany. Nie żeby była jakiś emocjonalnym kamieniem albo inną materią bez uczuć, jednak czasem dość ciężko przychodziło jej myślenie. - No, ale widzę, że coś jest nie tak. Coś Cię trapi? - spytała całkowicie nieświadoma powodu przez który chłopak, aż tak zmarkotniał. Spodziewała się, że ona może być powodem zmiany humoru, no ale żeby aż tak.
Nie wiedziałem w sumie, co jej powiedzieć. Nie miałem pojęcia, co powinienem, a czego nie powinienem czuć w tej chwili, a już w szczególności nie miałem pojęcia, jaką postawę obrać wobec samej Devi, która w tej chwili zwierzyła mi się ze swojego problemu, który tak jakby zburzył część mojego poglądu na jej osobę. Co miałem z tym zrobić? Nie miałem ani ochoty, ani czasu na to, żeby się nad tym zastanawiać. Powoli ruszyliśmy w stronę zamku i z każdym kolejnym krokiem oraz słowem Krukonki, coraz bardziej skłaniałem się ku kompletnemu olaniu tej sprawy. Niech się dzieje co chce. Na jej pytanie wyłącznie wzruszyłem ramionami. Nie miałem jej nic do powiedzenia w tym temacie i w tamtej chwili brak mi było pomysłów na jakiekolwiek pociągnięcie rozmowy. Zdecydowałem się więc na szczerość. - Po prostu... trochę inaczej sobie to wszystko wyobrażałem - powiedziałem, spuszczając wzrok i marszcząc brwi. Później parsknąłem śmiechem, bo moje słowa musiały brzmieć naprawdę żałośnie. - Dobra, zapomnij, nie było tematu - dodałem, kręcąc głową.
- Uhh, przepraszam. - powiedziała jeszcze i na tym skończyła. Przez resztę drogi tylko milczała wsłuchując się w powoli cichnące odgłosy Hogsmade, które chowało się powoli za horyzontem i wpatrując się w powoli wyłaniający się przed nimi obraz Hogwartu, który to mienił się milionami świateł i światełek. Wcześniej nie dostrzegała piękna zamku, wydawało jej się, że jest to zwykła placówka, miejsce, w którym mamy nabyć podstawową wiedzę i trochę pomieszkać i mówiąc szczerze, nigdy nie rozumiała zachwytów ludzi, którzy mieszkali tutaj od siedmiu lat. Przecież wszystko może się człowiekowi znudzić. Jednak tego wieczora zrozumiała. Zrozumiała, dlaczego oni tak bardzo kochają te zimne ściany, te piękne błonie i jezioro. Szkoła budziła zachwyt, ale i szacunek. Ponoć artyści są wyjątkowo wrażliwi na piękne rzeczy, a Devi dopiero teraz dostrzegła tak oczywistą rzecz. Przy samej bramie postanowiła jeszcze coś powiedzieć i pójść w swoją stronę, schować w jednej z babskiej łazienek i zapłakać się na śmierć. Zaczynała czuć upokorzenie, a przecież sama je sobie zgotowała. Najwyraźniej jej przeznaczeniem było życie w samotności. - Przepraszam, że zawracam Ci głowę swoimi problemami, nie powinnam. - powiedziała przybita wyrzutami sumienia i ruszyła dalej w stronę zamku.
Nie chciałem, żeby tak wyszło. To nie tak, że przestało mi nagle zależeć na Devi, bo nie mogłem tego powiedzieć (chociaż co do tych uczuć również nie byłem pewny). Po prostu... Wyobrażałem sobie to wszystko nieco inaczej. Jakoś tak miałem nadzieję, że słowa Lotty były nieprawdą, jednak myliłem się, a Hudson znów miała rację. Poza tym Devi sama dała mi do zrozumienia, jaki posiada stosunek do znajomości z chłopakami - może nie powinienem się tym przejmować, ale musiałem przyznać, że delikatnie mnie to zabolało. Nie chciałem być którymś z kolei przyjacielem tego typu. Nie chciałem zostać wykorzystany w żaden sposób, nie mogłem na to pozwolić. - Nie przepraszaj - Tylko tyle zdążyłem powiedzieć, ponieważ dziewczyna odwróciła się i ruszyła drogą w stronę zamku. Jednak ja sam nie miałem ochoty iść za nią. Ten jeden raz postanowiłem zachować się źle jako przyjaciel i zamiast na niej, skupiłem się na samym sobie. Ruszyłem w drugą stronę. Wykonawszy trzy kroki, obróciłem się na pięcie i teleportowałem się do Londynu.
/zt
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Nie miał pojęcia czemu ludzie dalej ufają mu do tego stopnia, że pozwalali mu na chociażby dotykanie różdżki w ich obecności. Leonardo mógł być niesamowicie lojalnym przyjacielem, ale z magią miał na pieńku i częściej mu nie wychodziło, niż wychodziło. Miał wrażenie, że te zakłócenia magiczne tylko potęgują braki w umiejętnościach, przez co prezentował się o wiele gorzej od innych zaniepokojonych czarodziejów. Ostatecznie udało mu się w miarę uratować Pandę, chociaż widział u niej pewnego rodzaju niechęć do tych żałosnych prób. Normalnie pewnie by się zdenerwował sam na siebie, ale tym razem wszystko łagodził fakt, że Krukonka zalewała się łzami. Gryfon trzymał ją za rękę, pozwalając aby wspierała się na nim, w razie gdyby zraniona stopa nie dawała spokoju. Wydostali się z Hogwartu dość szybko i na całe szczęście nie wpadli na żadnego pracownika placówki. Na zewnątrz było zimno i wiał nieprzyjemny wiatr, co zapewne oboje dotkliwie odczuwali - on miał jedynie bluzę, a ona kurtkę. Leo zanotował sobie, żeby zaopatrzyć się w jakieś grubsze ubrania, chociażby na tego typu okazje. Wcale nie wymuszał rozmowy, nie wiedząc czy Padme ma ochotę na dalsze zwierzanie się bądź dyskutowanie. - Ach, polecam się - uśmiechnął się wesoło. Chyba trochę przyzwyczaił się do jej humorków, ponad wszystko pamiętał jak głupio się kiedyś zachował. Cieszyło go, że dali radę z Padme zostawić to w przeszłości i nie chciał psuć sobie w żaden sposób ich relacji. - W sumie to dobrze. Zmieniłem pracę, w końcu robię coś poza noszeniem pudeł w Miodowym Królestwie - jestem barmanem w klubie Luna - wyjaśnił, z odrobiną dumy w głosie. To był dobry lokal, całkiem prestiżowy, a od pracowników wymagano sporo umiejętności. Vin-Eurico sam doszedł do wniosku, że może nawijanie o pracy nie jest takie istotne. - Serio dobrze. Mam mieszkanie, mam Ezrę... - i poszedł w jeszcze gorszym kierunku, zaraz odchrząkując cicho i porzucając ten temat. Po tych nowinkach, które krążyły po szkole, zupełnie nie wiedział jak z @Padme A. Naberrie rozmawiać. - Lepiej powiedz co u ciebie, bo słyszałem różne plotki.
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Chociaż trzymanie Leonarda za rękę było dla mnie z początku bardzo nieswoje, po jakimś czasie przestałam nawet zwracać na to uwagę. Szło - utykało - mi się całkiem wygodnie, jednak mniej więcej za bramą szkoły musiałam przystanąć. Nie zamierzałam się skarżyć na ból, nawet jeśli wiedziałam, że Gryfon zna mnie całkiem dobrze i wprost wyczyta to z mojej miny. Z niewiadomych przyczyn chciałam w jego oczach wyglądać na silną i niezależną, która radzi sobie doskonale sama, i pewnie by mi się udało, dopóki nie przeszliśmy do najmniej wygodnego ze wszystkich tematu. Nawet informacja o jego związku z Ezrą niespecjalnie mnie ruszyła, bo życzyłam im szczęścia - nawet jeśli bardzo biło to w moje damskie ego. - Brzmi nieźle, ale chyba nie na stałe, prawda? - Spytałam spokojnie, spierając obie ręce na swoich biodrach. Zadzieranie głowy, by spojrzeć na jego twarz, zawsze mi przeszkadzało i nic się w tej kwestii nie zmieniło. Pomimo mojego wysokiego, jak na kobietę, wzrostu czułam się przy nim jak krasnoludek, zaś uczucie, że spogląda na mnie "z góry" było niezbyt przyjemne. - Niedługo skończymy szkołę i co wtedy? Bez obrazy, ale barman nie jest najambitniejszym zawodem. Stać cię na więcej, Leo. - Nie byłam ani niemiła ani złośliwa, tylko stwierdzałam oczywisty fakt. - No i barmani czasami wpadają w alkoholizm. Szkoda takiej twarzy. - Dodałam żartobliwiej, niecierpliwie przestępując z nogi na nogę. Potem znowu odwróciłam wzrok, uśmiechając się pod nosem. - O których plotkach mówimy? - W sekundzie poczułam jak uczucie złości niemal rozlewa się po moim ciele, skutecznie podnosząc mi ciśnienie. Od zawsze brzydziłam się plotkami, słuchaniem ich, a teraz jak na ironię przez pewien czas byłam ich główną bohaterką. - O tym, że zostawiła mnie gwiazdeczka ślizgońskiej drużyny, że miałam depresję, próbowałam się zabić, czy o tym, że Ruth zostawiła mnie bez słowa? Całkiem sporo w ostatnim czasie się nasłuchałam, więc muszę zweryfikować, czy jest coś nowego. - Westchnęłam teatralnie, jak aktorka rozpowiadająca plotki na swój temat, tylko po to, by się nią zainteresowano.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Nie miał problemu z tym, żeby sobie na chwilę przystanęli - to jest, było zimno, ale skoro Padme potrzebowała postoju... Nie wiedział, że czuje potrzebę prezentowania siebie jako niesamowicie niezależnej i ogólnie super silnej osoby; dla niego po prostu taka była, nawet jeśli widział ją płaczącą czy utykającą. Leonardo zawsze preferował szukanie dobra w drugim człowieku, bywał stanowczo zbyt naiwny i doskonale o tym wiedział. - Niee, raczej nie... Ale to lubię, więc na chwilę obecną bardzo mi pasuje - odparł, czując dziwny niepokój w klatce piersiowej. Słowa Naberrie były zbyt trafne i to go troszkę bolało. Nie chciał myśleć zbyt przyszłościowo, zawsze był typem, który musiał martwić się o błędy popełniane już teraz. Zaśmiał się cicho na wzmiankę o alkoholizmie, zanotowując w pamięci, że to mu raczej nie grozi, bo przecież jest w związku z naczelnym abstynentem Hogwartu. Niby nic, ale jednak coś. Leo odpłynął odrobinkę myślami i drgnął gwałtownie, kiedy Krukonka nagle zmieniła swoje nastawienie. Znowu jej wysłuchał, chociaż widać było, że kończy mu się cierpliwość. Lubił ją, pewnie, nie chciał znowu spieprzyć, pewnie... Ale na Merlina, nie musiał jej pomagać. - Tak, właśnie tych. Paddie, słoneczko, jeśli jeszcze raz wylejesz na mnie swoją frustrację, to się zdenerwuję - poinformował ją względnie spokojnym tonem. Gestem zachęcił ją, żeby ruszyli w dalszą wędrówkę; poważnie się zastanawiał, czy jej trochę nie ponieść. Rzecz w tym, że dla niego nie byłoby to problemem. - Więc? - Dopytał, chcąc sprawdzić czy Padme w ogóle chce poruszać te tematy, czy też woli je przemilczeć. Gryfon miał ogromne doświadczenie w radzeniu sobie z ludźmi, którzy nie chcieli nic o sobie zdradzić.
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Zdawkowa odpowiedź mi się wcale nie podoba. Domyśliłam się niemal od razu, że chyba trafiłam w sedno, niemile łechtając męskie ego Vin-Eurico, ale nie wracam o tego tematu - najwidoczniej nie chciał go kontynuować. Nie wiedzieć czemu wpadam na świetny pomysł, by uśmiechnąć się nadzwyczaj promiennie, wspinając się na palce. Spieram dłonie na ramionach chłopaka i niewiele myśląc, stwierdzam bez cienia zażenowania: - Nie umiesz się na mnie gniewać. I nigdy nie umiałeś. - Musiał się z tym pogodzić, bo nie znaliśmy się przecież od dzisiaj, więc nie widziałam powodu, dla którego miałabym uwierzyć w tak nagłą zmianę. Miał dobre serce i jakimś cudem nerwy ze stali, dlatego jeśli nie zabił mnie ani wtedy, gdy byliśmy parą, ani wtedy na festynie, ani nawet na wspólnej wycieczce po Malediwach, to chyba jedynie zamieszanie się w jego związek byłoby powodem do chowania urazy. Wreszcie ruszyłam dalej, nieco wyprzedzając Leo. - Cóż, z tym chłopakiem nie łączyło mnie nic. W zasadzie miało się skończyć na jednej, przyjemnej nocy, a potem zbyt dużo sobie wyobraziłam najwidoczniej lub on był tchórzem. Zaczął mnie unikać bez powodu, a wcześniej podarował mi kota, super, prawda? Zawsze chciałam kota, ale niekoniecznie od kogoś, kogo chciałam zabić. Poza nim był jeszcze jeden, właściwie był w tym samym czasie. Tym razem to on wyobraził sobie za dużo, wyznał mi miłość prawie od razu, a potem dziwił się, że się nie odzywam. Wyobraź sobie moją minę jak okazało się, że został asystentem w naszej szkole. - Zaczęłam więc swoją opowieść z mchu i paproci, wsuwając dłonie do kieszeni kurtki. - Nie miałam depresji, bardziej załamanie nerwowe. Zebrało się kilka nieprzyjemnych rzeczy na raz, ojciec uznał, że zabierze mnie do Walii. Próbował podawać mi jakieś leki, ale systematycznie je wyrzucałam, bo musiałam uporządkować sobie wszystko sama. Zniknęłam na jakiś czas, nauczyciele o tym wiedzieli. Nie miałam ochoty na jedzenie ani gotowanie, więc możesz sobie wyobrazić jak kiepsko było. A potem, jak wróciłam, dowiedziałam się o rzekomej próbie samobójczej. - Przystanęłam na kilka sekund, posyłając chłopakowi ostrzegawcze spojrzenie. - Żeby nie było, nie próbowałam się zabić. - A następnie ruszyłam dalej, chociaż kilka metrów dalej skapitulowałam, wystawiając w stronę Gryfona ręce. Nie czułam stopy, musiał mnie ponieść. - Dowiedziałam się też od osób trzecich o wyjeździe Ruth i to chyba zabolało mnie najmocniej. Nie dała znać, nie zostawiła mi listu. Nie wiem co się stało i czemu wyjechała, chociaż pewne osoby próbowały mi wmówić, że byłam złą przyjaciółką i dlatego się nie odezwała. - Przykra była świadomość, że osoba, którą uważałam za przyjaciółkę, chyba niezbyt poważnie traktowała naszą relację. Chociaż sama byłam nie fair, nie mówiąc jej osobiście o swoim wyjeździe w rodzinne strony, tak przynajmniej dałam jej znak życia. - Zostawiła mnie bez słowa akurat wtedy, kiedy potrzebowałam jej najbardziej. Nie wiem czy będę w stanie jej to wybaczyć, jeśli wróci. - Nie rozklejam się, jednak czuć w moim głosie rozgoryczenie i żal. Nie ukrywam też tego specjalnie, skoro zdecydowałam się na poważną i szczerą rozmowę. - Była jeszcze jedna plotka, niemiły przytyk, nie wiem jak to nazwać. - Podejmuję temat ponownie, mimo, że nie jestem pewna czy powinnam poruszać tę kwestię. - Po powrocie spotkałam się z głosami, że chyba jestem całkiem beznadziejna, skoro mój były chłopak spotyka się z chłopakiem. - Wzdycham, zawieszając głos. Nawet nie wiem jak zacząć, by brzmieć sensownie i rzeczowo. - Faktycznie, poczułam się dziwnie ze świadomością, że rozdzielałam was na festynie, kiedy wam odwaliło, a teraz kochacie się nad życie i jesteście parą. Z perspektywy kobiety jest to lekka ujma na honorze, ale Leo, żeby nie było, nie życzę wam źle. Cieszę się z waszego szczęścia, jakkolwiek absurdalnie brzmi to z ust byłej dziewczyny. Kiedyś miałam wrażenie, że ty jesteś moim jedynym i tak pozostanie, bo cię bardzo kochałam i nie sądziłam, że popieprzy się tak w moim życiu, później nawet myślałam, że uda nam się do siebie wrócić, ale najwidoczniej gdzieś tam czeka na mnie inny książę. Leo, obiecaj mi, że nie zranisz ani siebie ani Ezry, dobrze? - Odczuwam ulgę, gdy wreszcie mogłam wyrzucić to wszystko z siebie, co tak długo tłumiłam i odnoszę nawet wrażenie, że mój monolog ostatecznie oczyści atmosferę między nami, poprawiając dotychczas zdystansowaną relację. - Zawsze możesz na mnie polegać. - Dodaję jeszcze, by po chwili zrobić z siebie śmieszka roku: - Zresztą, całkiem mu zazdroszczę. Ze wszystkich facetów, z którymi się spotykałam, masz najmilsze usta. I żeby tylko usta... - Udaję poważną, chcąc sprawdzić reakcję Gryfona, ale nie wytrzymuję długo; na mojej twarzy szybko pojawia się rozbawiony grymas, choć wcale nie kłamałam.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
To nie było po prostu urażenie ego, to było solidne zachwianie opinią Leo. Kiedy przychodziła taka potrzeba, to potrafił odsunąć na bok martwienie się o zdanie innych - tak postąpił w sytuacji, w której nagle zmienił orientację. Mimo wszystko zależało mu na opiniach ludzi, których towarzystwo sobie cenił, a Padme chcąc nie chcąc dalej zaliczała się do tego grona. Gryfon posiadał dość niską samoocenę i w sytuacji gdy ktoś posądzał go o brak ambicji i deprymował to, co sprawiało mu przyjemność... cóż, zdawkowa odpowiedź to i tak niezły sukces. Było coś niechętnego w spojrzeniu, którym obrzucił Krukonkę, kiedy się na nim wsparła; szybko to zamaskował, kładąc dłonie na jej talii i delikatnie ściągając ją na bok. - Ale umiem gniewać się przez ciebie - zauważył, podążając za nią w milczeniu. Pozwalał się Naberrie wygadać, sam próbował pozostać skupionym. Wbrew pozorom wcale nie było dziwnie słuchać o jej związku z kimś innym - nawet trochę jakby odetchnął z ulgą. Prawdę mówiąc nie wiedział nawet, że Krukonka miała takie problemy... Błyskawicznie obarczył się winą za to, że nie dopytywał i nie pielęgnował ich relacji. Uśmiechnął się łagodnie na ten niemalże dziecięcy gest i oczywiście podniósł Padme, przyciskając ją do klatki piersiowej w stabilnym uchwycie. Nawet się nie zastanawiał jak dziwnie musieli wyglądać, w ten sposób przemierzając drogę do Hogsmeade. - Z tego co słyszałem, sama miała jakieś problemy i dlatego tak szybko wyjechała - mruknął w temacie Ruth, nie stając za mocno po jej stronie. Wiedział, że Ezra dalej tęskni za swoją najlepszą przyjaciółką i wcale go o to nie winił, ale chyba wszyscy potrafili zrozumieć, że dorosła Wittenberg próbuje poradzić sobie z nowościami w życiu najlepiej jak tylko potrafiła. Vin-Eurico w ogóle nie dopuszczał do siebie myśli, że mogłaby ona nie wrócić. Wydał z siebie ciche "hmmm?", zapewniając tym samym ciemnowłosą, że dalej jej słucha. Kiedy subtelnie dopytywał wcale nie spodziewał się takiego monologu... - Co? - Wyrwało mu się i odruchowo przystanął, cudem powstrzymując się od puszczenia Krukonki. Zamiast tego przytrzymał ją jeszcze mocniej, zaciskając szczęki i pozwalając, żeby kontynuowała swoją wypowiedź. - Że jesteś... co... ujma na honorze? - Zupełnie go zatkało i chociaż w głębi serca czuł, że Naberrie nie ma złych intencji, to zaczynał się poważnie denerwować. Nie chciał słuchać takich rzeczy i nie wierzył, że wpadła na to, że poinformowanie go o czymś takim to dobry pomysł. Próbowała go zapewnić, że wspiera jego decyzje, ale robiła to po prostu źle i ćwierćolbrzym nie potrafił na to inaczej patrzeć. Czuł się urażony tym, że jej było dziwnie, że w jakiś sposób zraniło to jej honor, że miała czelność mu o tym powiedzieć, jak gdyby go obwiniała. Ruszył dalej, nagle nie pragnąc niczego tak mocno jak powrotu do własnego mieszkania. Wrażenie Padme z pewnością było błędne, bo Leonardo nie był w stanie skoncentrować się na niczym tak, jak na tym aby po prostu się nie wkurwić. Ta prośba o obietnicę... cóż, to było za dużo. - Nie muszę nic obiecywać. Nie zraniłbym kogoś, kogo kocham. Odruchowo przyspieszył, kolejne słowa Krukonki kwitując piekielnie beznamiętnym "dzięki". Miał dość.
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Kiedy kończę mówić, uzyskując w zasadzie brak jakiejkolwiek sensownej odpowiedzi, jeszcze raz na szybko wertuję to, co powiedziałam. Z mojego punktu widzenia nie zrobiłam nic złego i wierzyłam w to, że jeśli Leonardo mnie naprawdę dobrze zna, to przypomni sobie jak niewyparzony język potrafiłam mieć oraz jak czasami źle dobierałam słowa do pewnych sytuacji. Mój punkt widzenia jednak był lekko ograniczony w dniu dzisiejszym, przy tym nieprzewidzianym spotkaniu, dlatego też zdążyłam zapomnieć o niskiej samoocenie chłopaka. Swoją drogą, nigdy nie potrafiłam zrozumieć podłoża tejże samooceny: wydawałoby się, że ze wszystkich przedstawicieli płci męskiej w szkole, on akurat najmniej powinien się o nią martwić. Wyczułam jego złość, szczególnie wtedy, gdy przycisnął mnie do siebie o wiele za mocno, więc w naturalnym odruchu obronnym wierzgnęłam, odsunąwszy się do tyłu. - Postaw mnie na ziemi. - Żądam, a kiedy moje stopy z powrotem stykają się z podłożem, poprawiam ubranie. Wzdycham, spoglądając z dołu na chłopaka. - O co ci chodzi? - Nie oczekuję odpowiedzi, bo chyba bardzo dobrze - teraz - wiem co się stało. Wzdycham po raz kolejny, setny, a nawet milionowy, łapiąc się dłonią za przegub nosa pomiędzy brwiami, co było jednoznacznym gestem pokazującym moje zdenerwowanie. Zawsze tak robiłam. - No dobrze. Od początku, źle dobrałam słowa, przepraszam. Spróbuj się jednak postawić na moim miejscu, gdy nagle wpadasz w środek jebanego trójkąta bermudzkiego złożonego ze steku bzdur i wyssanych z palca plotek, kiedy właściwie nie masz pojęcia co ze sobą zrobić i czy zamknięcie w walijskim szpitalu nie było najmądrzejszym posunięciem tego roku. Spróbuj też sobie wyobrazić sytuację, kiedy rozstajesz się z Ezrą, którego kochasz, a ktoś sugeruje ci, że chyba jesteś beznadziejny i wszystko to, to twoja wina. Z pewnością nie czujesz się przyjemnie i nie masz kurwa pojęcia o co właściwie chodzi. - Coraz ostrożniej dobieram słowa, chociaż teraz już sama nie wiem czy cokolwiek co powiem nie zostanie odebrane jak atak. Mimo to mój ton był spokojny, opanowany i łagodny, nawet jeśli właśnie byłam wkurwiona i miałam ochotę rzucić się komuś do gardła. - Cieszę się, że ułożyłeś sobie życie i ci się układa. Nigdy nie wątpiłam w to, że bardzo dużo osiągniesz, szczególnie z osobą, która cię wspiera. I tyle. Moje słowa nie miały na celu urażenia ani ciebie ani Ezry. Przykro mi, że to tak odebrałeś. - Kończę, bo nie mam ochoty i siły na wojnę stulecia, a potem odwracam się na pięcie i idę w kierunku wioski, nie odwracając się nawet za siebie. Nie liczę na odpowiedź, w zasadzie liczę teraz chyba tylko na szybką śmierć od avady, bo znowu czuję się o wiele gorzej, niż nawet przed samym incydentem w łazienkach.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Bez zastanowienia wykonał polecenie Padme, nie potrafiąc w tej chwili pamiętać o jej zranionej stopie. Było mu lodowato i to tylko potęgowało nieprzyjemne emocje, które nim targały. Wpatrywał się w ciemnowłosą ze złością, pokazując jej jak bardzo go uraziła. To było nietaktowne i nieprzyjemne, a on nie widział sensu w tolerowaniu tego "niewyparzonego języka". Nie czekał wcale na przeprosiny, raczej miał nadzieję, że skończą zabawę w zwierzanie się i tyle. Pomógł jej, byli już właściwie w Hogsmeade i do kamienicy miała bliziutko. Zresztą, miała jego ulubione buty (w rozmiarze mini...)! - Te plotki są takie ważne? - Prychnął z niedowierzaniem, bo to był właśnie ten moment, w którym nie rozumiał przejmowania się zdaniem innych ludzi. Nie sądził, żeby bliscy Padme mówili jej tak przykre rzeczy, więc czemu przykładała wagę do słów obcych? I skąd w ogóle to zainteresowanie? Hogwart, gigantyczna szkoła... a wszyscy plotkowali o niej i jeszcze informowali ją o tym bezpośrednio? Leo nie kojarzył nawet jednego artykułu Obserwatora głoszącego o jej historiach. - Padme, do cholery, zerwaliśmy prawie rok temu. Z całym szacunkiem, ale nie masz nawet najmniejszego związku z tym, z kim teraz jestem. Nie rozumiem czemu tak przywiązujesz wagę do idiotycznych oszczerstw, ale szczerze? Nie chciałem tego słyszeć. - To nie było ukrywanie emocji, to było zachowanie dla siebie krzywdzącej informacji, która nie miała możliwości przynieść niczego dobrego. Prawdę mówiąc była po prostu zbędna i jej jedynym celem mogło być zranienie Vin-Eurico. - Mi też jest przykro, bo najwyraźniej dalej nie potrafimy ze sobą normalnie rozmawiać. Szli kawałek dalej w tym samym kierunku, ale chłopak nawet nie myślał o tym, żeby pociągnąć rozmowę dalej. Poddenerwowany i zaniepokojony nie przejmował się ani kurtką ani butami, żegnając się z Padme jedynie krótkim spojrzeniem. Wbiegł do swojej kamienicy, ale zanim poszedł na górę to jeszcze obejrzał się upewniając, że ona również trafiła do siebie. To chyba nie był ich wieczór...
Fascynacja i radość z przebiegu zdarzeń były nie do opisania. Kobieta mojego życia po raz pierwszy od wieków ciągnęła do mnie z własnej woli, a ja bałem się to spierdolić. Wyszliśmy z baru, a ja wciąż nie mogąc się jej oprzeć pozwalałem na jej pocałunki i zaczepki, aż w końcu opuściliśmy miasteczko i wylądowaliśmy na drodze, która miała swój koniec przy hogwarckiej bramie. Stanąłem przed dylematem - najbardziej na świecie chciałem ją chwycić i teleportować się wprost do mojego mieszkania. Wiedziałem jaki byłby finał i chociaż bardzo tego pragnąłem to miałem pewne opory, bo gdzieś podświadomie czułem, że w życiu nie wybaczyłaby mi tego, że skorzystałem z jej alkoholowej niedyspozycji. Z drugiej jednak strony miałem świadomość, że jeśli ją odprowadzę to najprawdopodobniej stracę jedyną moją szansę. W końcu poczucie moralności wzięło górę nad dziką namiętnością, którą pałałem. Wiedziałem, że istota tak do cna wyjątkowa jak Lilah zasługuje na specjalnie traktowanie, a nie na znalezienie się po pijaku w łóżku swojego byłego chłopaka, który bez wątpienia miał swoje za uszami. Wpiłem się w jej usta po raz ostatni, z pożądaniem i stanowczością, nie przejmując się zimnem czy późną porą. Wiedziałem, że taka okazja może się nie powtórzyć, więc starałem się zapamiętać jak najwięcej, zaczerpnąć z tego wszystko co najlepsze. - Chyba powinienem cię odprowadzić - powiedziałem cicho, wręcz smutno, gdy w końcu się od siebie oderwaliśmy. Nie byłem gotowy na kolejną rozłąkę.
Byli sobie niebywale bliscy, ponad wymiarowo, jakby w tym momencie czas się zatrzymał, ofiarowując im drugą szansę. Czy na pewno? Lilah lawirowała na pograniczu niemej świadomości, ale też cudacznego uczucia błogości. Wiedziała, że gdyby tamto zdarzenie nie wyszło na jaw – nie musiałaby uciekać i nigdy nie pozostawiłaby Lysandra samego, a jednak. Życie zgotowało im niespodziankę, tym samym na nowo krzyżując ich drogi, które powoli rozchodziły się we własne strony. Wyrzuty sumienia zaczęły nią targać, gdy przyjemny powiew świeżego powietrza buchnął jej w twarz, lecz nie myślała o konsekwencjach, które miałyby jutro nadejść. Spodziewała się raczej szczerej rozmowy, wyrzucenia z siebie całej brei toksyny, która zalewała jej serce. Po zbyt długim pocałunku odsunęła się o krok. - Jesteś pewien? Powinnam raczej w tamtą stronę iść sama… – mruknęła przekornie, bo to była prawda. Nikt nie mógł ich teraz zobaczyć razem, bo plotki rujnowały wszystko, a Islandka chciała poukładać sobie w głowie przebieg ów spotkania. - Nie martw się, dam sobie radę, tak? Skoro w Tokio dałam to tu nie dam? – i wycofując się kolejne kroki, poczuła jak ktoś wbija różdżkę w jej plecy i zbyt silnie łapie za krtań, odchylając tym samym głowę dziewczęcia w tył. Oddech natychmiastowo się spłycił, zaś sarni wzrok został utkwiony w twarzy Zakrzewskiego. - Wyskakuj z galeonów albo ta panienka pożałuje – burknął typ, zaś Lilah jedynie w duchu błagała, by auror oddał grzecznie wszystkie pieniążki.
- Nie ma problemu - powiedziałem, naprawdę chcąc ją odprowadzić. Gdy jednak odmówiła to ukryłem mój zawód i z lekkim uśmiechem powiedziałem - Do zobaczenia. Patrzyłem na nią jak odchodzi i nie zdążyłem się nawet odwrócić, gdy tak niespodziewanie dopadł ją napastnik. Groźby z ust mężczyzny wzbudziły we mnie wściekłość, ale jednocześnie przerażenie - chociaż byłem aurorem i bez problemu radziłem sobie z tego pokroju sprawami, jednak teraz nie dość, że byłem pijany, to jeszcze zagrożona była tak bliska mi istota. Starając się myśleć logicznie zrozumiałem, że nie mogę działać gwałtownie - mój ewentualny atak w obliczu zaburzeń magii oraz tego, że jego różdżka była wycelowana w Lilah mógł się skończyć dla dziewczyny tragicznie. Przychodziło mi na myśl zaledwie jedno rozwiązanie, przed którym się wzbraniałem - choć jako aurorzy mogliśmy korzystać z czarnej magii w ramach konieczności to moja moralność sprawiała, że nie miałem szczególnej ochoty korzystać z tego przywileju. W tym momencie na szali było jednak życie Gryfonki, które wydawało mi się ważniejsze od wszystkich głupot, którymi dotąd się kierowałem. Wykonałem ruch dający do zrozumienia mężczyźnie, że kładę na ziemi sakiewkę, tym samym odwracając jego uwagę. Gdy na moment się rozproszył wpatrując w złoto wycelowałem w niego różdżkę (nie chcąc ryzykować użycia bezróżdżkowości czy magii niewerbalnej przy tak trudnej formule) i wyszeptałem: - Imperio. Typ jakby się zmieszał, niemniej jednak nie było widać po nim niczego więcej. Był tylko jeden sposób, żeby to sprawdzić. - Puść ją i odsuń się - powiedziałem do mężczyzny. Puścił i odszedł na kilka metrów. Odetchnąłem z ulgą, po czym podniosłem z ziemi sakiewkę i wciąż wycelowując w niego różdżkę. Z każdą chwilą czułem jak robię się coraz bardziej trzeźwy. Objąwszy Lilkę ponownie przemówiłem do mężczyzny. - Odwróć się tyłem do nas - powiedziałem. Gdy to zrobił po raz kolejny rzuciłem zaklęcie. Tym razem sięgnąłem po Obliviate - zdecydowałem się wyczyścić mu z pamięci nasz wygląd, a także fakt, że rzuciłem na niego jakieś zaklęcie. Zależało mi na tym, żeby w razie czego nie próbował się mścić. Gdy już skończyłem przemówiłem do niego jeszcze raz: - Teleportuj się do Londynu i udaj się do placówki magimilicji. Przyznaj się co zrobiłeś. Ledwo skończyłem zdanie, a złodziej dokonał aportacji. Odetchnąwszy przycisnąłem Lilah do piersi. Stres sprawił, że nie byłem w stanie nic więcej powiedzieć.
Imperius: 4 Obliviate: 2
Ostatnio zmieniony przez Lysander S. Zakrzewski dnia Wto 18 Gru 2018 - 22:43, w całości zmieniany 1 raz
Bliskość Lysandra wydawała się być Lilce znajoma, a zarazem nader obca. Nie umiała się do niej odnieść, by nie urazić młodego mężczyzny, wszak ich wspólna przeszłość tłamsiła jej drobne ciało. Ulegała wyobrażeniu o Zakrzewskim, poddając się pocałunkom, głęboko ufając, że nie rzucał czarów. Nie mógł, nie powinien; byłby do tego zdolny? - Lys… – wyszeptała, kiedy to nieznajomy zaczął tłamsić jej sylwetkę. Czuła parszywy dotyk palców napastnika, które obłapały jej postać, a zaraz potem jedna łza popłynęła po policzku gryffonki. Czekała na działanie ze strony aurora, jakby łudząc się, że jest w stanie zrobić cokolwiek, co ją uratuje, lecz gdy padło pierwsze z zaklęć – zastygła w bezruchu. Uniosła wymownie powieki, nie spodziewając się tego, bo jak to możliwe? Lysander korzystał z czarnej magii? Czuła jak jej serce uderza gwałtownie, zbyt szybko, a mętlik powstający w umyśle zmuszał ją do nieracjonalnych działań. Wydawała podświadomie wyrok, a zarazem pragnęła ufać, że były kapitan drużyny Quidditcha przeszedł na niewłaściwą stronę magii. Tak bardzo pragnęła poznać prawdę, dlatego też od razu gdy została uwolniona, wtuliła się w ciało Zakrzewskiego, łkając cicho w jego tors. Oddech Islandki spłycił się, a serce nadal kotłowało w piersi dziewczęcia, które gubiło się w każdym kolejnym wypowiedzianym słowie. Szok i niedowierzanie stłamsiły ją, a strach sparaliżował, dlatego też, gdy mężczyzna zniknął, odsunęła się lekko, by spojrzeć załzawionymi oczami na twarz gryffona. - Zabierzesz mnie stąd? Proszę… – mruknęła niewyraźnie, nie mając pojęcia – co teraz będzie, wszak te dwa lata wydawały się być dostatecznym, by oboje się zmienili pod wpływem wszelakich emocji.
Lilah wtuliła się we mnie, a ja oplotłem ją ramionami starając się dać jej poczucie bezpieczeństwa, nawet jeśli w tej sytuacji nie było to do końca możliwe. - Już, jesteś bezpieczna - powiedziałem cicho, głaszcząc jej włosy - Zabiorę Cię w bezpieczne miejsce Nie myślałem co mogła sobie o mnie sądzić po rzuceniu zaklęcia niewybaczalnego, nie myślałem nawet o tym, że fakt iż ją uratowałem mógł mieć pozytywny wpływ na nasza relację po jej wytrzeźwieniu. W tym konkretnym momencie nie liczyło się nic poza tym, że już nie groziło jej niebezpieczeństwo. Całą ta sytuacja jeszcze bardziej utwierdziła mnie w przekonaniu jak bardzo ważna jest dla mnie Lilah - z troski o niej byłem w stanie zarzucić dumę czy myślenie o korzyściach, byłem w stanie sięgnąć po magię, którą obdarzałem pogardą. To ona była najważniejsza. Ścisnąwszy jej dłoń teleportowałem nas z daleka od tego miejsca.
Drogę do Hogsmeade otulał gruby dywan śniegu, ubity setkami stóp oraz wyżłobiony kołami wozów. Lekki, zimny puch spływał z nieba nieustannymi falami, czepiając się twojego płaszcza i włosów. Nie przedzierał się przez barierę z płaszcza, a jednak chłód panujący na zewnątrz jakoś znajdował drogę do Ciebie, sprawiając, że zwyczajnie miałeś już dosyć czekania. Spóźniali się. Para, z którą miałeś się dzisiaj zobaczyć, nie chciała skrywać się na uboczu. Pragnęła miejsca uczęszczanego, za nic mając sobie pogłoski o niepomyślności wróżenia w takich okolicach. Klient nasz pan, prawda? Wyczułeś ich obecność jeszcze zanim do ciebie podeszli. Kobieta była niska i nieco zlękniona, poznałeś to po jej niepewnym, lekkim kroku. Mężczyzna wydawał się być pewien swego. Jego kroki były zdecydowane, a głos nie znosił sprzeciwu. Natychmiast poznałeś kto w tej parze nosił spodnie, a także kto zapragnął, abyś to Ty wybrał imię dla ich dziecka. Przyszli rodzice podali ci dłonie, a ty rozpocząłeś pracę. Twoja wizja była wyjątkowo niekorzystna. Nie potrafiłeś odnaleźć w niej właściwego początku, zupełnie tak, jakby mężczyzna, który trzymał cię za rękę w żaden sposób nie łączył się z zlęknioną dziewczyną. Twoja wizja była wyjątkowo mętna i pozbawiona sensu. Czułeś jedynie ból psychiczny, przemoc i przygniatający cię smutek. Próba skupienia się na dziecku sprawiła, że jedynie wyszedłeś z transu. Poprosiłeś, aby mężczyzna pozwolił ci wróżyć jedynie z samą matką. Kiedy wasze ręce się zetknęły, wyrazista wizja nieomal powaliła cię na kolana. Cierpienie było tak zniewalające, że tylko pogłębiły wasze połączenie. Słyszałeś kobiece krzyki i dźwięki szamotaniny. Dotyk silnych palców na ramionach, ból rozdzierający podbrzusze raz za razem. Byłeś świadkiem gwałtu męża na żonie. Rozpoznawałeś tempo, z którym oddychał, a także zapach mieszający się teraz z wonią alkoholu. Czułeś jak po policzkach płyną ci łzy, a gdy wszystko to wreszcie się skończyło, zasnąłeś z twarzą w poduszce, zakopany w pachnącej rdzą pościeli. Gwałtownie odsunąłeś się od kobiety, ściskając palcami grzbiet nosa, aby nieco zagłuszyć tępe pulsowanie, jakie odezwało się pod czaszką. Wiedziałeś, że dziecko, które zostało zaszczepione w łonie żony nie ma żadnych szans na życie, jeżeli losy jej rodziców odpowiednio się nie odmienią. Tylko jak im to przekazać, aby skłonni byli popracować nad własną relacją?
1 i 2 - Mężczyzna nie chce uwierzyć w twoje słowa. Twierdzi, że nie zobaczyłeś nic szczególnego i twoje słowa są kłamliwą próbą wyłudzenia ich pieniędzy. Jego wątpliwości pogłębiają się, gdy twierdzisz, że jeżeli nic się nie zmieni, żaden jasnowidz nie ujrzy w ich życiu żywego potomka. Natychmiast zabiera ze sobą swoją przerażoną żonę i już wiesz, że krew, którą wyczułeś na pościeli może faktycznie oznaczać nadchodzące poronienie. Niestety, w tym miesiącu otrzymasz wypłatę pomniejszoną o 20%, gdyż mężczyzna, dla którego pracowałeś będzie skutecznie psuł twoją reputację, sprawiając tym samym, że odwiedzi cię mniej klientów niż zazwyczaj. 3 i 4 - Twoje słowa wywołują martwą ciszę, przerywaną jedynie pełnymi napięcia oddechami zebranych. Kończy ją dopiero westchnienie mężczyzny. Wraz z nim pojawia się ruch. Szurnięcie stóp na śniegu, ciche klepnięcie w ramiona, gdy dotyka swojej partnerki. Ona jedynie wstrzymuje oddech, jakby spodziewała się ciosu, jaki zaraz padnie, lecz zamiast tego rozlegają się słowa. Niechętne podziękowanie za usługę, kompletnie pozbawione emocji, jakby mężczyzna sam nie wiedział co sądzić o wizji, jaką im zaserwowałeś. Płacą ci i odchodzą, lecz kiedy ich kroki cichną, ty już wiesz, że niedługo do ciebie wrócą. Nie jesteś w stanie jednoznacznie stwierdzić czy wieści okażą się pomyślne, ta para jeszcze sama nie jest pewna jak to rozwiąże, aczkolwiek jesteś dobrej myśli. 5 i 6 - Czujesz zmianę atmosfery natychmiast po wygłoszeniu swoich ostrzeżeń. Skrzypnięcie na śniegu i spanikowany głos kobiety oznajmiają Ci, że padła przez mężczyzną na kolana. Błaga go o opamiętanie się, prosi go o to, aby zmienił ich przyszłość. Zapewnia, że go kocha, że pragnie ich dziecka. Czujesz się nieswojo słuchając jej słów, zwłaszcza w obliczu wizji, jakiej byłeś świadkiem przed kilkoma minutami, ale grobowe milczenie partnera budzi twoje zainteresowanie. Czyżby to wszystko naprawdę go poruszyło? Nie poznajesz jego zamiarów od razu. Dopiero po upływie tygodnia otrzymujesz list (wspaniałomyślnie wysłany niewrzaskliwym odpowiednikiem wyjca), w którym mąż prosi cię o kilka rad. Starasz się pomóc mu w podjęciu właściwych decyzji, wspierając się kilkoma dodatkowymi wizjami. Zdobywasz punkt do dowolnej umiejętności. Zgłoś się po niego tutaj.
Wyszła z łódki na drugim brzegu pocierając dłonią o dłoń i kierując swoje kroki wzdłuż linii wody w poszukiwaniu kolejnych tropów czy śladów krwi. Podążając tak od plamy do plamy zanurzyła się w zarośla okalające nabrzeże aż dotarła do bramy wiodącej na stację kolejową linii Hogwart-Hogsmeade. Ukucnęła przy torach i oceniła w którą stronę podążyło zwierze, a gdy się wyprostowała chciała się swoimi uwagami podzielić z kompanem, otworzywszy jednak usta zaraz się rozmyśliła i zamknęła je stając na krawędzi peronu. Z daleka widać było nadjeżdżające powozy, mogli więc skorzystać z okazji i złapać podwózkę przynajmniej do miejsca w którym trop zbaczałby z trasy. Zasugerowała więc gestem, by wsiąść i to też uczyniwszy wpatrzyła się w mijającą prędko za oknem drogę. Powóz być może nie pędził szybko, ale miała nadzieję, że jakiekolwiek to było zwierze nie pozostało na niej postanowiwszy uciąć sobie drzemkę czy odpocząć po, przykładowo, dzielnym przepłynięciu jeziora. Zwierzęta były z reguły głupie, kto wie, co takiemu rannemu biedaczysku mogło przyjść do głowy. W Titanie puściłaby przodem psy, które nie dość, że szybko znalazły by ranne zwierze to jeszcze umiejętnie zagoniły je w miejsce w którym nie zrobiłoby sobie krzywdy do momentu przyjścia myśliwych. Pogmerała w wewnętrznej kieszeni i wyciągnęła termos z bardzo mocną, czarną herbatą. Napiła się trochę i zaproponowała trochę Gunnarowi wskazując kubeczek gestem. Jeszcze trochę się przejadą, równie dobrze mogą sobie uciąć małą przerwę, tak.
Kość I – ilość pól:3 Kość II – wydarzenie:4 Obecne pole: 15 Inne: - Poprzednia lokalizacja:Nad jeziorem
Ostatnio zmieniony przez Albina Abrasimova dnia Pią 6 Gru 2019 - 0:53, w całości zmieniany 1 raz
Melusine O. Pennifold
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 169
C. szczególne : turban na głowie z magicznymi wzorami, piegi na twarzy, płynne ruchy, zwiewne ubrania;
Kość I – ilość pól:6 + 1, za mój wykorzystany punkt z transmutacji Kość II – wydarzenie: 6^ Obecne pole: 15 Inne: - Poprzednia lokalizacja:łąka z kupą
Mam wrażenie, że kiedy wspominam o innych szkołach robisz się bardziej milczący, co kontrastuje z Twoim energicznym sposobem bycia sprzed chwili. Dlatego postanawiam nie wypytywać o resztę, zakładając po prostu, że miałeś jakiś cel dla którego zrezygnowałeś z poprzedniej szkoły. Swoją drogą nie jestem wciąż pewna na czym polega ta wymiana, czy dostają się tu uczniowie za specjalne osiągnięcia, czy każdy kto się nawinie, więc nie chce wyjść na głupka, który po całym semestrze wciąż nie wie na czym polega o co tu chodzi. Ja w cichości ducha wymyślam sobie, że są po prostu szpiegami rosyjskimi, bo nie wiem jaki byłby inny powód ściągania ich tutaj i pokazywania Hogwartu. Wracając jednak do tematu naszej wycieczki. Po naszej wspólnej pogadance o ptaszku którego znalazłam wyszło na to, że nie mamy innej opcji jak go zatrzymać i zająć się. Nie możemy też zabrać mu głosu. Dlatego wychodzi na to, że musimy oszaleć przez jego świergolenie. Takie życie. Ruszamy w drogę więc z naszym wyrokiem śmierci (a przynajmniej moim). - To prawda, turban był przydatny jak nigdy - zgadzam się na te słowa i wzruszam ramionami, równocześnie kręcąc głową nad komplikacjami tamtej lekcji. Śmieję się jednak głośno na Twoje pytanie. - No, skoro ja Cię trafiłam to chyba bardzo łatwo było Cię trafić. Ja w pewnym momencie skuliłam się pod drzewem i szlochałam - mówię odrobinę przesadzając, ale może w zasadzie nie aż tak. Chyba uroniłam kilka łez po wpadnięciu w jakąś wyjątkowo śmierdzącą rzecz. Tak jak ty teraz. Z dozą ogromnego zażenowanie musimy oczyszczać cię wspólnie z gnoju. Cóż za wiążące zajęcie. Prawdziwa integracja. Nie mogę się powstrzymać od wykrzywionej miny od smrodku, którym walisz, więc macham ręką, żebyśmy stąd poszli. Jak najdalej od przeklętego nawozu, gdzieś musi być koniec tych tortur. - Przykro mi, też nie wiem czemu nosi opaskę - mówię jeszcze o Fire, zanim nie ruszamy śladami, które prowadzą gdzieś pod murami. Idziemy co jakiś czas pokazując sobie ślady krwi, wymieniając się błahymi ciekawostkami, pewnie o ulubionych przedmiotach (gdzie pieję nad zielarstwem) i tragicznym meczu quidditcha, gdzie Krukoni zostali rozgromieni. Dochodzi też do mnie, że idziemy strasznie długo. - Słuchaj, musieliśmy coś źle przejść - mówię zaniepokojona, bo już stawiamy krok za krokiem, mnie już bolą łydki, jestem coraz bardziej zmęczona. Ile to już trwa? Czemu ten trop tak tragicznie nas prowadzi? - Coś musi być nie tak! - dodaję zirytowana, rozglądając się wokół w poszukiwaniu czegoś co może mnie uratować. - Ej, widzisz tam? - pytam wskazując na powóz, którym dostawaliśmy się do Hogu. Nie mam pojęcia czy ty tak samo miałeś, czy jakoś bardziej fancy. - Chodź, podjedziemy trochę, bo inaczej padnę tu na ziemię - proszę grzecznie, szturchając Cię łokciem.
Moe chyba postanowiła całkiem zignorować jego obecność, co w pewnym sensie mu nie przeszkadzało, bo bynajmniej nie przyłączył się do nich ze względu na nią, ale z drugiej strony, miał nadzieje, że nie będą zapominać o ich obecności w pobliżu i w razie czego przyhamuje dziwne sytuacje. Aconite chyba od początku (cóż za zaskoczenie) chciała mu pokazać, że się myli, bo tuż po jego słowach złapała gryfonkę za rękę, a Asphodel cudem powstrzymał się od skrzywienia. Nie podobało mu się, że sprowokował ją jedynie do robienia mu na złość. Miał nadzieje, że przynajmniej chodzi tylko o to. - Miłosnego? Do niej? - spojrzał na nią znacząco, w zasadzie wcale nie chcąc obrazić Moe, bo z pewnością nie zrobiłby tego tak otwarcie, a jedynie zaznaczyć, że ostatnio zwierzała mu się z listów o zupełnie innym adresacie. Zabrzmiało to jednak jak zabrzmiało i można było interpretować dwojako. Westchnął tylko, widząc, że jego siostra wcale nie zamierza odczepić się od koleżanki. Koleżanki. Tylko koleżanki. Tego się trzymajmy. Kiedy zebrały waleriane, poszli dalej, starając się skoncentrować na zadaniu. No dobra, może on trochę mniejszą uwagę poświęcał wykonywaniu zadania, a większą obserwowaniu dziewczyn, ale mimo wszystko starał się całkowicie nie rozpraszać. Przy wrzeszczącej chacie był jednak za mało ostrożny. Nawet nie zwrócił większej uwagi na dziwny odgłos z niej dobiegający. Wszyscy jakoś bezmyślnie szli dalej, nie zastanawiając się nad tym, że może należałoby zboczyć z trasy. Z drugiej strony, wtedy mogliby zgubić ślady. Na całe szczęście to nie było nic groźnego, jedynie kruki masowo wyleciały z za drzwi. Szkoda, że jeden postanowił wyznaczyć sobie trasę tuż nad Aspem. Z obrzydzeniem zauważył, że ptak postanowił też zostawić na nim białą plamę. Świetnie. Sięgnął po różdżkę i pozbył się tej plamy krótkim chłoszczyść, ale mimo wszystko nie była to ciekawa niespodzianka. - Świetnie - pokręcił tylko głową.
Kość I – ilość pól: 6 Kość II – wydarzenie: 5 Obecne pole: 16 Inne: ptasia kupa ._. Poprzednia lokalizacja:o tu
Aconite 'Haze' Larch
Rok Nauki : VII
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 165
C. szczególne : Bardzo oszczędna mimika, tatuaże, dość płynne ruchy - zarażona gracją od tańca
Wywróciła tylko oczami słysząc jego pytanie. Beznadziejny romantyk. Według niego powinna płaszczyć się przed Caelestine do końca swoich dni, mimo że ta nie jest nią zainteresowana (bo nie jest, prawda?), tylko dlatego, że przez nią jej serce biło szybciej? Nie zamierza się ograniczać, nie zamierza się za nikim uganiać, nie zamierza angażować się w coś jednostronnego czy może... nie zamierza się angażować w ogóle? Na pewno nie oczekuje od nikogo związku w takim sensie, w jakim rozumiał go Asp. Nie chciała deklaracji, nie chciała zobowiązania, nie chciała poematów ani kwiatów. Chciała dostać uwagę i mieć komu poświęcić swoją. Chciała mieć kogoś, kto będzie w stanie przyspieszyć jej puls i oddech na setki różnych wspólnie odkrywanych sposobów. Chciała kogoś, do kogo będzie mogła rościć sobie prawa i rzucać zazdrosne bombardy pod nogi każdego, kto wyciągnie w jej stronę rękę. Chciała posiadać i być posiadana, nie musząc składać żadnych deklaracji, nie planując rzucać żadnymi formułkami. Ścisnęła mocniej dłoń Moe, gdy stado kruków wzbiło się w powietrze (oczywiście w geście obronnym, a nie ze strachu!), po czym wzrok jej zmrużonych oczu powędrował w stronę ramienia brata i kącik jej ust drgnął minimalnie. - To za gapienie się na nas jak jakiś stary creeper - mruknęła, odwracając głowę, aby spojrzeć na urwane ślady. Rozejrzała się chwilę, po czym szturchnęła lekko Moe, aby zaraz wskazać głową ślady krwi, czekając aż ona stwierdzi czy jest to prawidłowy trop. Ze swoimi umiejętnościami z ONMSu wolała nie podejmować sama decyzji o ich dalszej drodze.
Lazar Grigoryev
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : Tatuaże, kolczyk w języku, przekłute uszy, silny rosyjski akcent
Czy to możliwe, by miała aż tak złego cela? Chyba widział ją na meczu z Gryfonami, a skoro tak, to najwyraźniej była w drużynie. Biorąc pod uwagę, że Ravenclaw skończył ze sromotnym zerem, może w jej żartobliwych słowach była odrobina prawdy? Z drugiej strony w drużynowych sportach nigdy nie wiadomo z której strony spodziewać się rozczarowania. Wystarczyło jedno słabe ogniwo, by całość rozsypała się w drobny mak. Właśnie dlatego preferował samodzielność... choć paintball nie był może najlepszym tego zobrazowaniem. — Te drzewa były strasznie wąskie — stwierdził, dokładając do swoich słów wymowne wzruszenie ramionami. To wcale nie tak, że to on był za szeroki żeby się za nim schować, absolutnie nie na tym polegał jego błąd. Przecież Grigoryev nie popełniał błędów, czasem tylko łaskawie pozwalał zaskakiwać się życiu. Zresztą kto to widział, drzewa w szkolnej sali. W Souhvězdí poszliby po prostu do pobliskiego lasu, a tutaj najwyraźniej nauczyciele lubili zostawać w murach zamku... ten zaś nie przestawał go dziwić. — Też bym zapłakał gdyby wypadły mi włosy. — Dodał ze zrozumieniem, choć zamiast o włosach, myślał raczej o tatuażach. Gdyby tak nagle miały zniknąć z powierzchni jego skóry? Nie potrafił sobie tego wyobrazić. Szli i szli, i powoli tracił już nadzieję, że uda im się wytropić to przeklęte zwierzę, ale nie odzywał się, bo nie chciał wyjść na marudę. Poza tym doceniał spacery w otoczeniu przyrody, często z własnej woli pozwalał sobie na podobne zagubienie, rzucając sobie tym samym wyzwanie, by jakoś znaleźć właściwą drogę. — To po tylu latach można się tu dalej gubić? — zdziwił się zupełnie szczerze i wcale nie chciał jej tymi słowami dogryźć. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie tylko zamek był ogromny i pokręcony – otaczające go tereny zdawały się nie być pod tym kątem lepsze, myślał jednak, że jego niemożność porządnego zorientowania się co gdzie leży wynika z tego, że jest tu po prostu nowy. Najwyraźniej się mylił. — Jak zaraz nie znajdziemy drogi, to zastanie nas tutaj... — zwrócił głowę we wskazywanym przez nią kierunku — noc. Ciągną je testrale? — nie potrzebował żadnych dodatkowych szturchańców, bo sam chętnie przyspieszyłby tempo, zwłaszcza że zależało mu na wytropieniu zwierzęcia, a zapadnięcie mroku od jakiegoś czasu stało się realną groźbą, której trudno było uniknąć. Wsiadł do powozu i przesunął się, by zrobić jej miejsce obok siebie. — No no, jest prawie romantycznie. Byłoby... gdybym tak nie śmierdział. — błysnął zębami w szerokim uśmiechu i rozsiadł się wygodniej, pozwalając by zwierzę naprawiło ich spacerową pomyłkę.