Groźna nazwa tego miejsca w ogóle nie odpowiada nastrojowi tu panującemu. Jest przyjaźnie, choć nie domowo. W każdym razie w Mandragorze na pewno miło spędzisz czas!
Autor
Wiadomość
Evedlyn Nevina Dear
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 29
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 157 cm
C. szczególne : Kolorowe, odważne i specyficzne stroje, niski wzrost, zmienny kolor włosów, zaraźliwy optymizm i bezpośredniość, gadulstwo, amerykański akcent.
Ev, wracając z pracy, zaszła do kawiarni. Jej uzależnienie od kawy ponownie dało się we znaki, a że skończyły jej się cukierki kawowe, postanowiła wstąpić do Mandragory. Kawa była tam naprawdę dobra, a spokojna atmosfera potrafiła wyciszyć nawet wybuchowy charakter Evedlyn. Zamówiła zwykłe latte i usiadła wygodnie przy stoliku. Zakłócenia magii tego dnia dały jej się wyjątkowo we znaki. Pięć odwołanych zamówień stanowiło, jak do tej pory, rekord. Nie miała też ochoty wracać do domu. Grey nadal nie dał znaku życia, a siedzenie w pustym mieszkaniu, ze świadomością, że kogoś brakuje, nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy. Klienci wchodzili i wychodzili, a Ev straciła poczucie czasu. Gdy w końcu ocknęła się z zamyślenia, jej filiżanka była od dawna pusta, a ludzi znacząco ubyło. Wstała od stolika, zastawiając przy okazji napiwek, po czym skierowała się w stronę drzwi. Ledwie zrobiła kilka kroków, gdy zderzyła się z kimś wchodzącym do kawiarni. - O Merlinie! Przepraszam. Zamyśliłam się - wypaliła, odzyskując równowagę i podnosząc głowę.
Do kawiarni zmierzał wolnym krokiem blondyn. Zmęczony po spędzonej nocy w szpitalu oraz zaburzeniami magii z którymi miał do czynienia w drodze do sklepu zielarskiego spowodowały że jego priorytety były inne. Miał chęć na mocną kawę by pobudzić trochę szare komórki. Ten czarny napój był jak pierwszy pocałunek brzydkiej dziewczyny. Niby nie ma czym się chwalić ale przynosi ulgę. Wchodząc do lokalu wpadł na kogoś i już miał wycedzić coś niemiłego kiedy to dostrzegł że ów osoba to kobieta, w dodatku ładna. -To ja przepraszam. Powinienem Panią przepuścić. - odrzekł zakłopotany. Patrzył jej w oczy przez chwilę jednak w końcu odwrócił głowę czując że to lekko niezręczne. -Czy zrobi mi Pani przyjemność i da się zaprosić na kawę oraz ciasto?- zapytał z lekkim uśmiechem. Pewnie ludzie będą mieli im za złe że tarasują wejście jednak on nie mógł się ruszyć, czuł się jak trafiony piorunem, a to przecież było zwykłe wpadnięcie na siebie w kawiarni.
Evedlyn Nevina Dear
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 29
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 157 cm
C. szczególne : Kolorowe, odważne i specyficzne stroje, niski wzrost, zmienny kolor włosów, zaraźliwy optymizm i bezpośredniość, gadulstwo, amerykański akcent.
Jak się okazało, wpadła na jakiegoś czarodzieja. Wyglądał na nieco zmęczonego, więc podejrzewała, że właśnie wyszedł z pracy. Ev uwielbiała swoją pracę, ale czasem sama wychodziła ze sklepu wyglądając jak dementor z depresją. W każdym razie mężczyzna sprawiał wrażenie zirytowanego, co zapowiadało niezbyt przyjemną pogadankę. Gdy jednak się odezwał, zamiast kazania Evedlyn usłyszała przeprosiny. Zdziwiona uniosła brew i, jak to ona miała w zwyczaju, uśmiechnęła się szeroko. Należała do tego typu ludzi, którzy potrafią być pozytywnie nastawieni do świata nawet stojąc jedną noga w grobie. - No cóż... Nie zawsze łatwo dostrzec takiego karła, więc to ja powinnam uważać - odpowiedziała wesoło, poprawiając torbę, która przy zderzeniu zjechała jej z ramienia. - Kawa i ciasto brzmi nieźle, ale ta pani to już tragicznie. Naprawdę wyglądam tak staro? - zapytała rozbawiona, przyglądając się rozmówcy. Nie lubiła, gdy ktoś mówił do niej pani. Brzmiało to sztucznie i czuła się wtedy okropnie staro, a Ev, dziecko wychowane wśród hipisów, nie lubiła sztuczności. - Evedlyn jestem - przedstawiła się, wyciągając dłoń w stronę nieznajomego.
Enzo uśmiechnął się słuchając tłumaczeń nowej koleżanki. Nigdy nie lubił zbytniego przepychu i kierował się powiedzeniem "małe jest piękne", a do Ev pasowało to nawet jeszcze bardziej. Słysząc że zgodziła się wypić z nim kawę był bardzo zadowolony. - Wybacz. Nie wyglądasz staro tylko po prostu tak zostałem wychowany - odpowiedział nieco zakłopotany. Po krótkiej chwili dziewczyna zdradziła mu swoje imię. - Ja jestem Enzo - odrzekł i złapał jej dłoń by następnie się ukłonić i ją pocałować. Gdy poznanie mieli już za sobą trzeba było znaleźć stolik. Wybierając taki przy oknie blondyn odsunął krzesło by Ev mogła usiąść, a gdy to zrobi podsunąć ją do stołu. Gdy obydwoje już spokojnie siedzieli i przeglądali menu Nero zerkał na dziewczynę. - czy mogę mówić Ci Ev? - zapytał starając się jakoś rozwinąć temat do rozmowy. Przez dnie i noce spędzone w szpitalu był zupełnie wykończony dlatego kawa, ciasto i towarzystwo tak pięknej kobiety to był dla niego coś jak sen i pod żadnym pozorem nie chciał się budzić.
Evedlyn Nevina Dear
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 29
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 157 cm
C. szczególne : Kolorowe, odważne i specyficzne stroje, niski wzrost, zmienny kolor włosów, zaraźliwy optymizm i bezpośredniość, gadulstwo, amerykański akcent.
Zakłopotanie nieznajomego wydało jej się niesamowicie zabawne. Gdy ktoś zwracał się do niej w oficjalny, nielubiany przez nią sposób, odruchowo żartowała, że najwidoczniej staro wygląda. Mężczyzna jednak wyglądał jakby odebrał jej słowa na poważnie. - Miło pana poznać - powiedziała nadal nieco rozbawiona. Takie kulturalne przywitanie się było już rzadkością. Musiała przyznać, że czarodziej naprawdę umiał zrobić dobre wrażenie. Nawet jeśli jego zachowanie wydawało się być wyjęte z innej epoki. Dla Ev, wychowanej w mugolskiej, nowoczesnej kulturze i zakochanej w nowinkach technicznych, była to dziwna odmiana. - Jasne. Tak jest nawet lepiej - odpowiedziała z uśmiechem. Nie żeby nie lubiła swojego imienia. Po prostu tak było mniej oficjalnie. - Czym się zajmujesz, Enzo? - zapytała po chwili. Nie lubiła siedzieć w ciszy, a do tego lubiła rozmawiać. Na najróżniejsze tematy, nawet z nieznajomymi.
Enzo usiadł sobie naprzeciwko Ev i gdy już podał jej menu sam także zaczął je przeglądać. Wiedział że ma chęć na kawę jednak nie mógł zdecydować się na ciasto. Z zamyśleń wyrwało go pytanie jego towarzyszki. - Aktualnie jestem asystentem uzdrowiciela jednak zamierzam piąć się wyżej - Powiedział z uśmiechem. Nikt nie chciał przecież przez całe życie pracować jako asystent. - A Ty? Czym się zajmujesz? - Zapytał patrząc na nią. Przez chwilę myślał sam nad tym czym mogła się zajmować jednak nic poza aktorką czy modelką nie przychodziło mu do głowy. Najwidoczniej bardzo mu się spodobała. - Czy mogę wiedzieć na co masz chęć? Chciałbym złożyć zamówienie. W moich stronach tak to wygląda - Powiedział Enzo i zaśmiał się. Wiedział że może to być w Anglii niecodzienne jednak tak było na Sycylii gdzie się wychował.
Evedlyn Nevina Dear
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 29
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 157 cm
C. szczególne : Kolorowe, odważne i specyficzne stroje, niski wzrost, zmienny kolor włosów, zaraźliwy optymizm i bezpośredniość, gadulstwo, amerykański akcent.
Ev, jako stała bywalczyni Mandragory, menu znała niemalże na pamięć. Z grzeczności jednak przejrzała kartę z propozycjami. Czasem pojawiało się coś nowego, a podczas ostatnich wizyt w lokalu składała zamówienia z pamięci i nie sprawdzała czy wprowadzono coś nowego. - Uzdrowiciel? To mysi być ciekawe zajęcie. Chociaż ja nie miałabym pewnie cierpliwości do większości pacjentów - powiedziała, przypominając sobie wizyty w szpitalach, gdzie nie zawsze było spokojnie. Zdecydowanie nie wytrzymałaby z nieznośnymi pacjentami czy ich wpadającymi w histerię rodzinami. Już wolała wojny i bitwy z wyjątkowo wybrednymi klientkami. - Jestem krawcową u Madame Malkin - odpowiedziała, uśmiechając się lekko. Coraz bardziej lubiła swoją pracę. Czasem bywało ciężko, a przychodzący do sklepu klienci nie zawsze byli mili, wyrozumiali czy cierpliwi, ale lubiła tę pracę. - Biorąc pod uwagę to, że posługuję się często igłą i nitką, można chyba powiedzieć, że mam coś wspólnego z mugolskim chirurgiem - zażartowała, siadając wygodniej. - Biała kawa i ciasto kawowe - zdecydowała po chwili. Jako fanka kawy nie mogła zamówić niczego innego, niż właśnie to ciasto.
- Też niezbyt często dogaduję się z pacjentami. Staram się jednak zajmować swoimi sprawami z dala od pacjentów badając eliksiry i zioła które im zaszkodziły zamiast siedzieć i z nimi dyskutować - Odpowiedział Enzo z uśmiechem. Lubił swoją pracę jednak nieszczególnie lubił przebywanie z marudnymi ludźmi, a jeszcze gdy trafią się tacy "mądrzejsi" od niego to już w ogóle porażka. - Jesteś krawcową? To bardzo kreatywne zajęcie. Bardziej niż do chirurga porównał bym Cię do artystki - Dodał po chwili. Gdzieś w między czasie zajął się zamówieniem tego co życzyła sobie Ev, oraz tego na co sam miał ochotę czyli zwykła czarna kawa i sernik. - Niedługo chyba będę musiał odwiedzić Cię w zakładzie chyba - Zaczął niezgrabnie kolejny temat. Nie wiedział czy lubi rozmawiać o pracy, jednak postanowił zaryzykować, w końcu raczej głowy mu za to nie urwie.
Evedlyn Nevina Dear
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 29
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 157 cm
C. szczególne : Kolorowe, odważne i specyficzne stroje, niski wzrost, zmienny kolor włosów, zaraźliwy optymizm i bezpośredniość, gadulstwo, amerykański akcent.
- A w takim razie to wcale nie masz tak źle - odpowiedziała żartobliwie. Sama wolała przebywać na zapleczu i szyć stroje czy robić przy nich poprawki, niż obsługiwać klientki, dlatego badanie eliksirów i ziół brzmiało dla niej lepiej niż użeranie się z pacjentami. Nie żeby nie lubiła ludzi. Wprost przeciwnie. Jednak negatywnie nastawieni ludzie szybko psuli jej humor, przez co sama stawała się wredna i opryskliwa, a tego wolała unikać. - Tworzenie nowych projektów na pewno wymaga kreatywności - powiedziała z uśmiechem. W końcu co to za krawcowa, która sama nie projektuje? - Coś z artystki na pewno trzeba mieć - zgodziła się, kiwając lekko głową. Gdy Enzo składał zamówienie, Ev rozejrzała się wokoło. Mimo dosyć już późnej pory w lokalu wciąż było sporo osób. Chyba każdy chciał spędzić chłodny wieczór w jakimś przytulnym lokalu. - Zapraszam. Chętnie wykonam jakieś ciekawe zamówienie. Na przykład wielobarwny kitel - zażartowała i roześmiała się głośno, wyobrażając już sobie wspomniany strój.
Kiedy Ev powiedziała o wielobarwnym kitlu również się zaśmiał. Nie potrafił sobie nawet wyobrazić zdziwienia ludzi którzy minęli by go na holu szpitala. - Cóż, raczej chodziło mi bardziej o płaszcz. Z moim kitlem jest wszystko w porządku - Odrzekł z uśmiechem. W czasie gdy wypowiadał te słowa na stół została podana taca z ich zamówieniem. Enzo wziął filiżankę i upił małego łyka. - Ten tutaj jest raczej zbyt cienki na tą pogodę - Powiedział z lekkim niezadowoleniem. Cóż, we Włoszech zimy były jednak o wiele łagodniejsze. Siedząc tak przyglądał się dziewczynie. Fakt że tak dużo się uśmiechała, sprawiał że i on czuł taką potrzebę. - Masz bardzo ładny uśmiech - Wycedził, starając się nie spalić ze wstydu. Fakt że zawsze mówił to co myśli, kiedyś wpędzi go do grobu, jednak co miał sobie żałować, najwyżej zostanie dźgnięty widelcem od ciasta w udo.
Evedlyn Nevina Dear
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 29
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 157 cm
C. szczególne : Kolorowe, odważne i specyficzne stroje, niski wzrost, zmienny kolor włosów, zaraźliwy optymizm i bezpośredniość, gadulstwo, amerykański akcent.
- Tak, płaszcze są teraz na topie - zgodziła się z całkiem poważną miną. Zbliżała się zima, więc wielu klientów zamawiało teraz ciepłe okrycia. I to właśnie nad takimi zamówieniami spędzała ostatnio całe dnie. Ogółem było to całkiem przyjemne zajęcie, jeśli akurat nie było to zamówienie na jakieś futro, z którymi pracowało się trochę ciężej. Poza tym małym wyjątkiem odzież zimowa była jedną z mniej wymagających pod względem nakładu pracy, co było miłą odskocznią od okresów karnawałowych. Z zadowoleniem sięgnęła po swoje ciasto kawowe. Jej uzależnienie od kofeiny już dawno przekroczyło normalny poziom, ale Ev niespecjalnie się tym przejmowała. Takie ciasto warte było grzechu. Nie wiedziała, co rozbawiło ją bardziej. Słowa Enzo czy widoczne po ich wypowiedzeniu zakłopotanie. Nie miała czasu się nad tym jednak zastanawiać, bo zachichotała. Ewidentnie za dużo kofeiny! - Ktoś mi kiedyś powiedział, że czasem śmieję się jak wariatka - wyznała, biorąc łyka kawy i spoglądając uważnie na towarzysza. Wydawał się nieco nerwowy.
Chłopak słysząc że płaszcze są na topie uśmiechnął się. - Nie zależy mi by być modnym lekarzem, lecz by było mi ciepło - Powiedział patrząc na nią. Zaskakująco miło mu się z nią rozmawiało. Nie spodziewał się nigdy, że wychodząc z pracy można spotkać kogoś tak interesującego. Słysząc że ludzie mówią o jej śmiechu takie okropieństwa, powstrzymał się od śmiechu, zasłaniając usta rękawem. - Wybacz, jednak wyobrażając to sobie, wyglądało to naprawdę zabawnie - Powiedział i podrapał się palcem wskazującym po policzku. Kiedy tak na nią patrzył, wyglądała bardziej jak aniołek, niż na wariatkę. - Moim zdaniem tak nie jest, i mówię to bardzo szczerze - Oznajmił i zjadł kawałek swojego ciasta. Było bardzo dobre, przez co po chwili odciął widelczykiem kolejny kawałek ciasta i zjadł go. Mniam!
Evedlyn Nevina Dear
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 29
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 157 cm
C. szczególne : Kolorowe, odważne i specyficzne stroje, niski wzrost, zmienny kolor włosów, zaraźliwy optymizm i bezpośredniość, gadulstwo, amerykański akcent.
- Tak, tak, domyślam się - pokiwała głową z uśmiechem. - Bardziej chodzi mi o to, że ze względu na porę zimową i modę na nie jest ich większy wybór - dodała, aby wyjaśnić co miała na myśli. Często używała skrótów myślowych, które nie dla wszystkich były zrozumiałe. Całkiem przyjemnie było tak posiedzieć i z kimś pogadać. Ostatnio często od razu po pracy wracała do domu, gdzie upijała się tanim, mugolskim winem i śpiewała do pustych ścian. Nie żeby miała coś do swojego małego rytuału, ale taka odmiana też była całkiem fajna. Nie odpowiedziała na uwagę Enzo, tylko uśmiechnęła się szeroko. Ev należała do ludzi lubiących rozweselać innych i poprawiać im humor. - A co jeśli jestem, zbiegiem z Azkabanu i naprawdę jestem szalona? Przecież nic o mnie nie wiesz - powiedziała, nadal się uśmiechając.
Chłopak zaśmiał się słysząc jej tłumaczenia. Mógłby tak jej słuchać godzinami. - Dobrze, w takim razie niedługo do Ciebie zawitam. Wybierzemy coś wspólnie - Powiedział uśmiechając się do niej. Było naprawdę miło spędzić z kimś popołudnie, nawet jeśli nie dokońca się znało drugą osobę, w końcu zawsze mogli się lepiej poznać i zbyt szybko się nie znudzą swoją obecnością gdyż mają się jeszcze czym zaskakiwać. - Nie wyglądasz na zbiega no ale cóż, trzeba przyznać że kilka razy spotkałem się z osobami które wyglądały na miłe, a były wredne i odwrotnie - Powiedział i westchnął. Przypomniał sobie kilkukrotne kłótnie z pacjentkami które chciały mu udowodnić że się nie zna na swojej pracy co bardzo go irytowało. - Ale jeśli jesteś zbiegiem, to naprawdę uprzejmym, mogę pomóc Ci się ukrywać - Mówiąc to zaśmiał się i uśmiechnął do niej.
Evedlyn Nevina Dear
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 29
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 157 cm
C. szczególne : Kolorowe, odważne i specyficzne stroje, niski wzrost, zmienny kolor włosów, zaraźliwy optymizm i bezpośredniość, gadulstwo, amerykański akcent.
- Zapraszam. Mamy całkiem spory wybór płaszczy męskich. Ostatnio przez chyba trzy dni nie szyłam niczego innego - powiedziała, parskając śmiechem na wspomnienie swoistej wojny z materiałami. Moda męska jeszcze nigdy nie była tak kolorowa, jak teraz przez zakłócenia magiczne. Praca z materiałami nigdy nie sprawiała jej takich trudności jak ostatnio. - Właśnie, wygląd bywa zwodniczy. Jak to się mówi - pozory mylą - dodała, zamyślając się lekko. coś w tym powiedzeniu było. Wiedziała, jak łatwo błędnie kogoś osądzić. Jej współlokator był tego najlepszym przykładem. - Zapamiętam na wypadek, gdybym naprawdę musiała się ukryć przed stróżami prawa - odpowiedziała rozbawiona, biorąc łyka kawy.
Trochę namieszał z tym pocałunkiem. W zasadzie nie liczył zupełnie na nic z jej strony, aczkolwiek sam nie przewidział, jak bardzo może ją tym gestem skrzywdzić. Sprawił jej krótką, chwilową przyjemność i prawdopodobnie unieszczęśliwił na kolejne miesiące, znieważając jej uczucia. Chciał się z nią spotkać tak czy inaczej. Wiadomość Yvonne dotycząca zatrzymania przez magimilicję uderzyła go tak mocno, że dłużej już nie mógł czekać i odczuł ulgę, że zgodziła się z nim zobaczyć już następnego dnia. Czy się denerwował? Nie, raczej nie. Bał się tylko tego jednego prostego pytania - ‘Dlaczego?’. No nic, jakoś da radę. Cudem udało mu się wyrwać z pracy kilka minut wcześniej, zostawiając tym samym Claude’a samego. Poradzi sobie. Przedostanie się z Ministerstwa na Pokątną zajęło mu dosłownie chwilę. Odetchnął z ulgą, nie był spóźniony, a nawet udało mu się, tak jak sobie wcześniej założył, być przed umówioną porą, tak by Yvonne przypadkiem nie musiała na niego czekać. Zajął dla nich stolik w ustronnym miejscu, przy dużym oknie, ale na samym końcu kawiarni. Wstrzymał się jeszcze z zamówieniem i, czekając na przyjaciółkę siostry, przeglądał nowe wydanie Proroka.
Czy była zaskoczona listem od Doriena? O dziwo ani trochę. Przyjęła go jak jeden z wielu listów z sprawach służbowych. Zgodziła się na to spotkanie bo dobrze wiedziała z jakiej przyczyny prosił o to Horanównę. Przestała być dzieckiem dawno temu i nie mogła tego uniknąć. Jeśli odważyła się na szczerą rozmowę z przyjaciółką to i tym bardziej nie mogła zignorować Dear'a. Poza tym nie chciała by z powodu dziwnych incydentów ich relacje były zaburzone. Naprawdę dziwne jest by przyjaźnić się z kimś i jednocześnie unikać jak ognia kogoś kto jest częścią życia twojej przyjaciółki czy przyjaciela. Przez chwilę czuła się jak pomiędzy młotem a kowadłem. A wybierać nie zamierzała i nie zamierza. Kilka dni wolnego sprawiło, że Yvonne doszła do siebie i przede wszystkim odpoczęła. Czuła się jak nowo narodzona i pełna energii, aż na odległość było czuć tą pozytywną aurę. Pomimo raczej nie przyjemnej rozmowy jaka ją czeka, a może to i lepiej, że jest w lepszym humorze? Kawiarnia, którą zaproponował Dorien znajdowała się na drugim końcu ulicy, ale też nie tak daleko. Mogła spokojnie się przejść, a świeże powietrze ją dodatkowo ocuci. Miała troszkę czasu to się nie śpieszyła, będąc już kilkanaście metrów od kawiarni dostrzegła wchodzącego do niej przyjaciela. Czyli wyrobiła się idealnie. Szukając wzrokiem Doriena poprawiała lekko zmięte ubranie po zdjęciu płaszcza. Zaraz pod odwieszeniu go na wieszak skierowała się do stolika, przy którym zasłonił się gazetą -Coś ciekawego? Jeszcze nie czytałam - spytała dosiadając się do stolika.
Okej, rozegra to na luzie, skupi się bardziej na tej sprawie z zatrzymaniem. Wszystko też przecież zależało od jej nastroju i czy sama nie wyskoczy z konkretnym tematem. Przeglądał strony gazety, aczkolwiek nie miał pojęcia o czym czytał – niby przesuwał wzrokiem po tekście, ale jego myśli krążyły gdzieś zupełnie indziej. – Ani trochę – odpowiedział, słysząc znajomy głos – Cześć. Wstał, kiedy Yvonne podeszła do stolika, uśmiechnął się szeroko i dopiero się przywitał. Szacunek wobec damy przede wszystkim. Wyglądała na całkiem szczęśliwą. Trochę się zdziwił, bo sądził, że przyjdzie raczej przybita - w końcu zaledwie kilka dni wcześniej została aresztowana i przesłuchiwana, co było absolutną niedorzecznością. Niestety, nie miał tego dnia w pracy ani chwili wytchnienia i nie zdołał dowiedzieć się niczego więcej u samego prowodyra, ale może dzięki temu wyrwał się te kilka minut wcześniej z biura. – To co, kawa i ciasto? – spytał, podsuwając jej kartę, kiedy już usiadła wygodnie w fotelu – No i mów, co się działo. Jestem wciąż wstrząśnięty tym, co mi przekazałaś w liście. Nie wierzę, że z braku posiłków zatrudniają takich kretynów, którzy na siłę chcą kogoś złapać. Kiedy to się dokładnie stało? Zasypał ją słowami. Może w ten sposób udało mu się odwrócić trochę jej uwagę. Oby. Poprosił przechodzącą akurat kelnerkę o przyjęcie ich zamówienia. Oczywiście zaczekał, aż Yvonne zadeklaruje się jako pierwsza, natomiast potem wyraził własne życzenie, które składało się z dużej kawy z małą ilością mleka (mimo że zazwyczaj pijał Smocze Espresso) i porcji ciasta czekoladowego z wiśniami.
Nigdy nie miała wątpliwości co do manier Doriena. Zawsze potrafił się zachować i traktował ludzi z szacunkiem, a przynajmniej tych wybranych. Co prawda od rozmowy z przyjaciółką nabierała wiele wątpliwości co do tego jaki jest naprawdę, w innym towarzystwie. Ale to inna sprawa, miło jej było, że dobrze traktował urzędniczkę. -Nie zdziwiłabym się gdyby nie długo powstała lista aresztowanych by im tylko zaszkodzić - zaśmiała się ironicznie podsuwając się odrobinkę do stolika. Od czasu aresztowania Yvonne szalała humorkami jak kobieta w ciąży. Od rozpaczy po śmiech spowodowany tą rozpaczą. Brzmi to niedorzecznie, ale dochodziła do takiego momentu, że tylko śmiech jej pozostał bo nic innego nie działało. Żyła tylko tym jaki to będzie miało wpływ na jej przyszłość. Nie chciała pokazać, że się przejmowała i jakoś to zniosła. Może tylko życzyć bliskim szczęście by ich to nie spotkało. Już nawet miała gotową odpowiedź bo dobrze wiedziała, że Dorien będzie tego ciekaw. Zanim jednak mogła cokolwiek powiedzieć z uśmiechem na twarzy złożyła zamówienie w postaci syreniego latte oraz ciasta cytrynowego z czekoladową polewą. Kiedy kelnerka odeszła i miała pewność, że nikt nie będzie słyszał słów Yvonne spokojnie mogła zacząć -Po prostu stałam na ulicy wieczorem i to wcale nie było za późno na spacerki. Spotkałam znajomego i po prostu rozmawialiśmy jego również zgarnęli... za to samo miejsce - uniosła brwi i wciągnęła powietrze nosem -No cóż. Próbowali wcisnąć mi bujdy i sporo manipulowali, a że nie miałam nic do powiedzenia to zabolało. Pozbyli się śladów i mnie wypuścili, myślałam, że dłużej będę musiała tam siedzieć. W życiu nie widziałam gorszego miejsca - nie śpieszyła się. Zależało jej by wszystko było w miarę jasne dla przyjaciela. Nie chciała dosłownie powiedzieć, że szarpali, przyparli do ściany i oberwała w twarz. Wolała unikać taki słów jak przesłuchanie i magimilicja w odniesieniu do niej samej. Bała się, że na drugim końcu sali siedzi jakiś szczurek, który przysłuchuje się każdej rozmowie Podniosła dłoń i zaczęła wyliczać na palcach ile już dni minęło. Jeden, dwa, dopiero trzeciego dnia zdecydowała się na wyznanie tej traumy. Wyszło cztery, a może pięć. Była trochę nieogarnięta pod tym względem.
Ładna ta jego koleżanka. Wyglądała na lekko przybitą, kiedy zdradziła co nieco szczegółów dotyczących tego nieprzyjemnego incydentu, chociaż starała się zachować uśmiech, widział to. Przede wszystkim to się w ogóle nie powinno wydarzyć. – Co to za ‘znajomy’? Znam go? Może to przez niego zgarnęli też ciebie –jeśli by się dowiedział, że to ten pożal się Boże były narzeczony jego siostry, to jeszcze by go sprał za ściąganie ma Yvonne takich nieprzyjemności – A sprawdzałaś dokumenty z tego aresztowania? Jakie były wpisane powody zatrzymania? Przecież to niedorzeczne. Powinni ci wypłacić takie odszkodowanie, że mogłabyś wziąć roczny urlop i wyjechać do ciepłych krajów. Dorien był wyraźnie zły. Może nie zły-wściekły, ale zły z bezsilności i zwyczajnie ubolewający nad tym co spotkało koleżankę. Zastukał nerwowo palcami o blat stolika, a częściowo zafrasowaną minę ukrył opierając brodę na zgiętej w łokciu ręce, zasłaniając palcami usta. Cały czas zadawał sobie w myślach pytanie dotyczące tego co powinien zrobić, by doszukać się sprawiedliwości. Gdzie iść, kogo komu zaskarżyć i jak wyciągnąć Yvonne z tego bagna. – Porozmawiam o tym z moim ojcem – mruknął w końcu – On będzie wiedział co robić. Nie zostawię tak tej sytuacji, o nie. Tuż po tym podano im ich zamówienie. Zapewne jeszcze sporo czasu minie zanim czekoladowe ciasto z wiśniami przestanie kojarzyć mu się z Ruth, ale nie miał zamiaru rezygnować ze swojego (i jej) ulubionego deseru tylko i wyłącznie z powodu wspomnienia o byłej dziewczynie. – A poza tym? Coś może bardziej pozytywnego się działo w twoim życiu? Oo, właśnie –brzmiał, jakby właśnie sobie coś przypomniał – Bardzo dziękuję za świąteczny prezent.
Dorien to nadawałaby się na legilimentę. Chociaż słów brak to i tak domyślał się z jakiegoś powodu, że to akurat były narzeczony Beatrice został zatrzymany razem z nią. Ciekawego dlaczego, akurat o nim pomyślał. Może dlatego, że Yvonne powstrzymała się przed powiedzeniem imienia? Zwykle ma wyrzutów by wymieniać imiona, a tutaj jednak. Nie przyjemny temat to wszystko, po co o tym mówić głośno? -Mam wrażenie, że i tak się domyślasz. To był Max, równie zdziwiony co i ja tym zatrzymaniem. Naprawdę zamieniliśmy kilka nieudolnych zdań i pojawili się oni - wykrzywiła usta i uniosła jedną brew. Tak zdecydowanie ten wyraz mówił, że to akurat nie ma najmniejszego znaczenia w tym przypadku. Chociaż Yvonne ciekawiło jak to skończyło się dla niego, czysta ciekawość. Nic więcej. -Nie przeglądałam no nie ma czego. Śmiech na sali bo dekrety znam na pamięć i na siłę próbowali pod coś mnie podpiąć. A po prostu stałam, różdżkę miałam schowaną i nawet nie krzyczałam, nic co jest zakazane. A oni widzieli to inaczej, że już coś kombinowaliśmy. Szkoda gadać - pomoc w tej sprawie to była ostatnia rzecz jakieś w ogóle oczekiwała. Nie liczyła na żadne z takich, po prostu chciała się z tym podzielić z kimś bliskim. Od kiedy straciła kontakt z rodzeństwem w Londynie ma tylko Dear'ów tak naprawdę, a rodziców nie chciała niepokoić. Uśmiechnęła się kiedy Dorien zapewnił swoje działanie - Dziękuję Kiedy zobaczyła podane do stolika zamówienie wciągnęła nosem przyjemne zapachy ulatniające się nie tylko z kawy, ale i ciasta. Tak intensywne, że szybko nabrała apetytu. Z łyżek w ustach spojrzała na przyjaciela, ale za nim mogła odpowiedzieć na pytanie musiała przełknąć kawałek ciasta -Mam nadzieję, że przydatny. Chociaż to i tak za mało, żeby się odwdzięczyć, no i ja również dziękuję. Jak ci minęły święta, skoro już przy tym jesteśmy? - chociaż domyślał, że kobieta nie jest w formie idealnej, ale dalej chciała chociaż stwarzać ten pozór. Świetnego humoru i nieschodzącego uśmiechu z twarzy.
Gdy usłyszał imię byłego narzeczonego Beatrice, po prostu się zagotował. Miał tylko nadzieję, że nie zrobił się zbyt czerwony na twarzy, choć dłonie samoistnie zacisnął mocno w pięści. Samo wspomnienie tego człowieka wystarczyło, żeby wynieść go na skraj cierpliwości. – Za każdym razem, gdy ktoś o nim wspomina, to jest to coś negatywnego. W święta połowa kłótni między moimi siostrami dotyczyła właśnie jego, już nie mówiąc o tym, co zrobił Beatrice. Sam nie mam zamiaru go szukać, ale jak go spotkam, to go dosłownie rozszarpię. A teraz jeszcze wciągnął ciebie w paskudne bagno. Mówił w miarę cicho. Na pewno nie chciał wzbudzać sensacji, ani powodować zwrócenie wzroku innych gości kawiarni w stronę ich stolika. Odetchnął głębiej i wykrzywił na moment usta, próbując się uspokoić. Już prawie udało im się zmienić temat, potem płynnie przeszliby do kolejnych kwestii. No nie, jednak nie. Ten typ irytował go tak bardzo, że Dorien aż żałował, że Lamberd faktycznie nie został zamknięty w areszcie na dłużej. ‘Póki co’ – dodał w myślach, szkicując w głowie plan zemsty. – Ale nie masz mi za co dziękować, naprawdę – powrócił do tematu świąt, a nawet do wydarzeń sprzed świąt. Podłubał widelczykiem w cieście, szukając alkoholowych wiśni i zastanawiał się, czy kobieta poruszy temat pocałunku, na który się dosyć niedawno odważył – Potrzebowałyście pomocy, to wam jej udzieliłem. No, Claude też. Nie ma o czym mówić, naprawdę. Bardziej żałuję, że nie było mnie… no, wtedy.
-Jak go zobaczyłam również miałam takie myśli, ale uwierz mi lepiej to zostawić w spokoju. Jak tylko wspomniałam to imię Beatrice to nawet nie zareagowała, ze względu na nią lepiej tego nie pogarszać i dać czas. Serio - po spotkaniu z nim jak i z przyjaciółką zrozumiała, że to jedyny sposób. Zapomnieć i poczekać. Jak oni potrafili się spotkać na ulicy to i nie dziwne wcale jak kiedyś będzie to dane byłemu narzeczeństwu. Nic tylko życzyć Beatrice powodzenia, bo to nie łatwy orzech do zgryzienia. Za to jej brak reakcji przekonał Yvonne, że jakoś sobie z tym radzi. Co jak co, ale gdyby jakiś problem był to na pewno by to usłyszała podczas ostatniej rozmowy. Sięgnęła po filiżankę by skosztować latte. Całe szczęście nie za gorące, idealne do picia i jak zawsze udane. Chociaż kobieta lubi gotować to jakoś nie miała talentu do zaparzania kawy, takie najprostsze, nieskomplikowane i raczej trafiające w gust przeciętnego smakosza. Uśmiechnęła na na dalsze wspomnienia o tamtym feralnym dniu. -Claude'owi również musiałam się odwdzięczyć - chociaż nie przyjaźnili się, ale nigdy nie pozostawia takich rzeczy samych sobie. Dzięki temu zrobiła trochę miejsca w barku i była to dla niej czysta przyjemność - No i co byś zrobił? Prawdopodobnie skończyłbyś gorzej niż ja, ale wiem, że chciałbyś dobrze
To spotkanie było trudniejsze niż się spodziewał. Niby ze sobą rozmawiali, ale Dorien nie czuł się do końca wyluzowany, a jego pewność siebie z każdą chwilą uciekała. Miał wrażenie, że nie rozmawiają jak zawsze w biurze… ale może to tylko jego odczucia? – A kiedy wracasz do pracy? – spytał, próbując ją jeszcze zagadać – Bez ciebie nie jest za dobrze. Herbata nie taka smaczna, ludzie mnie irytują, w ogóle nic mi się nie chce, bo wiem, że nie przyjdziesz. Claude też już pytał czy coś wiem na twój temat. Ciągle wracały do niego te same myśli. Omówili zarówno temat jej aresztowania, jak i też ten trochę trudniejszy, dotyczący ich spotkania jeszcze przed świętami. Żadne z nich natomiast nie wspomniało o incydencie, który zaistniał zanim się rozstali przed drzwiami jej mieszkania tego chłodnego wieczora. – Beatrice mówiła ci, że się wyprowadziła? Byłem w szoku – upił łyk gorącej kawy, o mało co nie parząc się w język – Nie widziałem się z nią od świąt. Odwiedziłem ostatnio rodziców, po czym matka mi oświadczyła, że jej starsza córka spakowała walizki i wyszła. Ciekawi mnie czemu zrobiła z tego taką tajemnicę. Oczywiście, że się ubrudził kremem z ciasta. Miał tak od dziecka. O ile przy jedzeniu zwykłych potraw potrafił robić to w cywilizowany sposób, tak deserem zawsze się upaćkał. Sięgnął po serwetkę i wytarł krem, choć chyba jeszcze trochę zostało mu nad ustami.
-Teoretycznie wzięłam wolne tylko na kilka dni, że afera trochę ucichła. Co jak co, ale magimilicja nie kryła się z tym, że kogoś zamknęli i ludzie wiedzą - westchnęła. Niestety nie widziało jej się to, że p przekroczeniu progu ministerstwa będzie musiała męczyć się z plotkami i nieprzyjemnymi spojrzeniami innych - Ty chociaż tęsknisz bo mnie lubisz, nie widzi mi się wracanie do biura. Już widzę tą stertę papierów - chyba jedyny miły aspekt jej pracy, kiedy tylko jest okazja to się wyrywa na herbatkę do Dear'a z byle pretekstem posiedzenia na jego kanapie. Nie wie czemu, ale woli towarzystwo jego i Claude'a niż to co ma u siebie. -Czyli mogę się czuć jak członek rodziny, skoro nawet Tobie się nie przyznała od razu - zaśmiała się mieszając delikatnie napój. Rozumiała, że Beatrcie chciała najpierw się urządzić i przywyknąć do nowego miejsca, ale nie sądziła, że jej własna rodzina nic nie wiedziała - Właściwie to dowiedziałam się ostatnio jak u mnie była i nie ukrywam, że byłam w szoku. Tylko nie było okazji, żeby zobaczyć jak się urządziła - zauważyła od razu jak mężczyzna musiał się wytrzeć, od razu pomyślała, że to typowe dla takich uroczych dzieciaczków. Przy okazji musiała się wyprostować, siedzenie bardziej luźno dłuższą chwilę jej nie służy. To chyba przyzwyczajenie z biura, zawsze na baczność. Za to łatwiej było jej dosięgnąć dłonią do pozostałości kremu nad ustami Doriena, żeby jej się pozbyć - Jeszcze tutaj Ci zostało - uśmiechnęła się łobuzersko i wróciła do własnego ciasta, na szczęście ten kremu nie miał to raczej nie się upaćka.
Zmarszczył nos i brwi, kiedy siedząca naprzeciw kobieta wytarła krem tuż znad jego wargi, a potem uśmiechnął się zadziornie i podziękował za ratunek, oblizując dokładnie to miejsce. – Też jeszcze u niej nie byłem, w ogóle nie widziałem się z nią od świąt. Zresztą, z nikim się nie widziałem od świąt. Ona ma swoje sprawy, reszta wróciła do Hogwartu. No, chociaż mam nadzieję, że przynajmniej z Vivien się złapiemy, bo w przeciwnym wypadku spotkamy się dopiero w Wielkanoc. To jest paranoja, naprawdę. Yvonne na pewno był świadoma konfliktu Doriena z jego starszym bratem, o którym nie wspomniał nawet słowem. Czasami sam zapominał, że nie był najstarszym dzieckiem swoich rodziców. Patrząc zaś w drugą stronę – Dorien wiedział, że Yvonne ma rodzeństwo, ale nigdy o nich nie mówiła za dużo. Napił się kawy, bo zawsze twierdził, że jeśli wyczerpie się temat, sięgnięcie po napój to idealna zagrywka na czas, by nowe myśli wpadły do głowy. – Powinniśmy się częściej tak spotykać. Tak wiesz… Poza pracą. Zanurzył znów usta w wysokiej szklance z kawą, choć doskonale widziała ten szelmowski uśmiech i błysk w jego oczach.