Jeśli tutaj się znalazłeś to jeszcze nie dostaniesz szlabanu a co najwyżej srogie upomnienie. To granica, po której przekroczeniu znajdziesz się już w sławnym zakazanym miejscu. Są tu porozrzucane większe głazy, na których można sobie przysiąść. Bardzo często może atakować wrażenie obserwowania przez kilkanaście par oczu.
Zachowanie ślizgona nieco go zdezorientowało i zrzuciło z toru. Myślał, że będzie musiał jakby bardziej walczyć o ślizgona, a tu po jego zachowaniu uznał, że już jest w bardzo dobrym położeniu. Bardzo mu się podobało kiedy chłopak można powiedzieć przytulił się do jego dłoni, to było dość słodkie. A że Max oczywiście lubił takie można powiedzieć pieszczoty był niemal zachwycony. Oczywiście uśmiech skierował w stronę czarodzieja. No na pewno gdyby słyszał te opowiadania innych dziewczyn to by się wraz z nim uśmiał. Ale chyba jest najmłodszym gajowym w tym stuleciu. Ale był niesamowicie szczęśliwy i dumny z samego siebie. Teraz chłopak spoczywał w jakimś amoku zapatrzony w Willa. Dopiero gdy ten pociągnął go za rękę nieco oprzytomniał. - Azylu? - zapytał patrząc to na ślizgona to na testrala. No niezłe imię wymyślił temu zwierzakowi nie ma co. Na kolejne słowa Willa nieco się oburzył, ale po chwili zaśmiał. Jednak dopiero po chwili doszło do niego co on tak naprawdę powiedział. - Że co ja?! - spojrzał na niego nieco z przerażeniem. - Tak i mnie zostawi gdzieś w Afryce...- powiedział do chłopaka robiąc dwa kroki do tyłu. Jednak wtedy ten zwierzak podszedł do niego schylając swój szkieletowaty łeb, ażeby Max mógł go pogłaskać. Zrobił to oczywiście bez wahania. Dopiero po chwili kolejny raz spojrzał na ślizgona. - Jak nie wrócę to Cię znajdę. - mruknął do niego. Jednak teraz w ogóle się nie uśmiechnął. Nieco był zestresowany to nie latanie na miotle, a na obcym zwierzęciu, którego w ogóle nie znał. Ale jednak to magiczne zwierzę o wiele bardziej rozumie człowieka niżeli mugolski pies, prawda? Miał przynajmniej taką nadzieję. Zasiadł na wierzch i odetchnął. Testral jedynie parsknął i zarżał startując przed siebie. Zrobił kilka olbrzymich skoków i poleciał w górę. Maxa aż zamurowało. Oczywiście nie od widoków, bo takowe już całkowicie znał, ale że lot na takim zwierzaku może być tak interesujące. Nawet się nie spostrzegł kiedy znalazł się nad Hogsmeade. Lot trwał zaledwie piętnaście minut, ale z pewnością był niezapomniany. Testral jednak pokazał mu w tym momencie miejsca o których jednak nie miał pojęcia. Jego droga na miotle kończyła się z Hogwartu do Londynu, bądź na odwrót, a teraz zwierzę zabrało go można powiedzieć na romantyczny lot tylko we dwoje. Szkoda, że Will miał lęk wysokości. Wrócili, po dłuższej chwili wylądowali. Max czekał aż honorowy testral pozwoli mu zejść ze swojego grzbietu. Pogłaskał go po pysku. - Dzięki... - zasmiał się do niego. Ten zaś od razu odskoczył od niego maszerując pewnie ku swojej rodzinie. Ciekawe kiedy te malce będą takiej wielkości jak jego ojciec. Odwrócił się na pięcie do Willa i wypuścił powietrze z ust. - Ja przez Ciebie dostanę chyba zawału... - warknął do niego jednak po chwili się uśmiechnął. - Dżięki. - podziękował mu, bo miał za co i już. To było zdecydowanie najlepsze uczucie i przygoda jaką przeżył ostatnio.
W ten sposób chciał mężczyźnie pokazać swoje zainteresowanie i te słodszą części siebie. Pomimo swojego okropnego charakteru i dziecinnego zachowania, to Will potrafi zachowywać się tak, żeby dało się go polubić. Oczywiście jest taki tylko dla wybrańców. - Azyl z greki oznacza nietykalny, ale on jest bardzo tykalny - rzucił w ramach ciekawostki. Wybierając imię dla stworzenia, William uznał, że coś przeciwnego będzie pasować do testrala. - Nie zostawi. Jest miły. Później mi podziękujesz - odparł z uśmiechem. Olii uważnie obserwował zachowanie Azyla w stosunku do Max'a. Testral chyba zdobył nowego przyjaciela. - Tak, tak - burknął, wywracając oczami. Szwed dobrze wiedział, że tak się nigdy nie stanie. Ufał Azylowi. On nie porzuciłby nigdzie swojego jeźdźca. Will oddalił się trochę od miejsca startu i obserwował całą sytuację. Uwielbiał ten moment, gdy Testrale wzbijają się w powietrze i znikają za drzewami. Gdy Max i Azyl latali sobie beztrosko nad terenem Hogwartu, Olii w między czasie zajął się młodymi. Rozpieszczał je głaskaniem. Po jakimś kwadransie, dwójka podróżników wróciła. Max był wyraźnie szczęśliwy z niespodzianki jaką sprawił mu ślizgon. Will podszedł do mężczyzny. - Zwykłe ''dzięki'' i tyle? No wiesz ty co. Stać cię na więcej - mruknął, krzyżując ręce na piersi. Chłopak po takiej przygodzie spodziewał się czegoś więcej niż, tylko marne ''dzięki'', pff.
No na pewno Will zasłużył na coś więcej jak tylko na zwykłe dzięki. Dlatego też po ostatnich słowach ślizgona przytulił go tak po przyjacielsku, przecież chciał podziękowań tak? No chociaż zależy co on miał takiego na myśli. - Sprawiłeś mi super frajdę... - mruknął jeszcze nadal ściskając ślizgona, jednak gdy chciał go puścić nie potrafił, a twarz zostawił na wysokości twarzy Willa. Patrzył mu głęboko w oczy jakby chciał wyczytać cokolwiek co się w jego oczach dzieje. I jakie ma przede wszystkim intencje co do jego osoby. Szczerze powiedziawszy to nic mu sie nie udało odczytać. Will miał niesamowicie tejamnicze spojrzenie i teraz być mądry i odczytaj cokolwiek? Najlepiej jakby użyć legilimencji to może by się czegoś dowiedział, ale tak to? Max lubił takich zagadkowych ludzi, ale nie jeżeli chodzi o coś więcej. Puchon czegoś oczekuje, a chłopak nie robi nic w tym kierunku. Co prawda to Max jest starszy i to chyba on powinien robić te pierwsze kroki. Jednakże nie chciał, ażeby Will uciekł mu sprzed nosa i zniknął na jakiś okres czasu. Byłoby mu wtedy naprawdę ciężko. Ale jak to się mówi, może się taka okazja już nigdy więcej nie powtórzyć. Dlatego po chwili patrzenia na słodką twarzyczkę ślizgona pocałował go, najpierw lekko musnął wargami jest wargi. Jednak po chwili wbił się w jego usta jak w ostatnią oazę z wodą. Nie potrafił się teraz skupić, ani wysilić jakiekolwiek zmysły. W głowie siedział mu tylko Will, nie miał nikogo innego. Sam nie wiedział czy za chwilę zostanie skopany czy z policzkowany. Ale miał nadzieję, że jednak Will coś do niego czuje, bo jeżeli nie Max znowu zostanie sam, a jego serce znowu będzie rozrywać się na strzępy, a to faktycznie bardzo niemiłe uczucie.
Przyjacielski uścisk, serio? Ech, no dobra. Może tylko na tyle zasłużyłem - burknął zniechęcony w myślach. Willowi nie spodobał się taki obrót spraw. Ale cóż zrobić, najwyraźniej musi się bardziej starać, by zdobyć to czego chce. - Cieszę się - odparł z uśmiechem. Jak cholera - dodał w myślach. Jak Will chce to potrafi po sobie niczego nie okazać. Wtedy jego spojrzenie staje się puste i tajemnicze. Czyżby miał naturalne predyspozycje do nauki oklumencji? Pewnie nie, ale pomarzyć można. I nareszcie stało się coś na co ślizgon tak długo czekał. Max nareszcie pokazał, że ta znajomość znaczy dla niego więcej i pocałował młodszego chłopaka. William stał jak pień, a w środku aż skakał z radości. I tak sobie pomyślał, że wypadałoby nie pozostawać biernym, bo może to zostać bardzo źle odebrane. Tak więc Szwed objął Max'a w pasie, przyciskając do siebie i odwzajemniając pocałunek. Gdyby nie to, że jest zima, śnieg i na dodatek okropnie zimno, to nic innego nie powstrzymałoby Willa przed posiądnięciem tego boskiego ciała tu i teraz. Ale żeby nie było zbyt miło, to ślizgon zimną, jak lód łapę, wsunął pod ubranie gajowego i musną nią plecy mężczyzny.
No i czego oni się tak oby dwoje na siebie czaili? Gdyby Max wiedział jakie myśli chodzą ślizgonowi po głowie to już dawno pewnie wylądowaliby w łóżku, ale właśnie o to chodzi, że teraz to nie chodzi tylko o łóżko. Max najwyraźniej poczuł coś do ślizgona, coś co nie można nazwać znajomością, czy też przyjaźnią. Obiecywał sobie, że po pannie Sharewood nie będzie się szybko zakochiwał, ale przecież na miłość nigdy nie jest za wcześnie czy też za późno. Może jeszcze za wcześnie, ażeby mówić tutaj o jakieś spełnionej miłości, ale jednak postanowił głębiej nad tym pomyśleć. Na pewno mu się podoba i coś do niego czuje, ale czy to jest zauroczenie czy miłość to się jeszcze okażę. Szczerze powiedziawszy nie chciał, ażeby tak wyszło, ale Maxa uczucia to niekiedy dla niego jedna wielka zagadka. Z pewnością teraz potrzebuje czułości i bliskości kogoś na kim mu zależy. A taką osobą jest właśnie William. Gdy poczuł dotyk ślizgona na sobie niemal odleciał. Czuł się doskonale i faktycznie gdyby nie tutejsza pogoda pewnie skończyłoby się to o wiele przyjemniej. Jednak to był ich pierwszy pocałunek, więc może nie było co przesadzać i naciskać na ślizgona, ale Max był otwarty na propozycje i gdyby tylko Will chciał to Max nawet tu i teraz i nie obchodziło go to, że jest zimno czy nieprzyjemnie na dworze. Liczy się z kim, a nie warunki. Poczuł zimną dłoń na swoich plecach. Przeszedł go przez chwilę nieprzyjemny, zimny dreszcz i wygiął się nieco w łuk, jednak po chwili poczuł ciepło dłoni i wszystko wróciło do normy.
Z czułością u Willa jest tak trochę na bakier. Owszem, potrafi być czuły, ale jak mu się chce. Niestety zazwyczaj jest cholernym prostakiem, góra pięć minut i koniec zabawy. Jednakże z Max'em może będzie inaczej... Może to właśnie on przywiąże do siebie ślizgona i młody poza nim świata nie będzie widział? To jest możliwe. Miłość robi z ludźmi dziwne, naprawdę dziwne rzeczy. Popęd popędem, namiętność namiętnością, ale znajdują się na zewnątrz, w lesie i jest ZIMA. Oczywiście byłoby cudownie, ale skończyło by się na przeziębieniu lub gorzej - na zapaleniu płuc. Szwed zaśmiał się gardłowo na reakcję mężczyzny i przerwał pocałunek. - Śmiesznie się wyginasz - rzucił z uśmiechem - Ciekawe czy tak samo wyginałbyś się pode mną z rozkoszy - dodał, szepcząc do ucha mężczyzny, po czym przygryzł je delikatnie. Olii czuł się zupełnie inaczej będąc z gajowym, niż w towarzystwie ludzi, z którymi miewał jednorazowe przygody. Nie wiedział jak nazwać to uczucie. Zabrał dłoń z pod ubrania mężczyzny i cofnął się. - Spotkajmy się tutaj za tydzień o tej samej porze.
No na pewno Max będzie starał się zatrzymać przy sobie ślizgona, ale czy to mu się uda? Miał nadzieję, że tak, że chłopak będzie chciał stworzyć z nim cokolwiek. Szczerze powiedziawszy gdyby mu ktoś powiedział jeszcze wtedy kiedy był z Gwen z którą tak naprawdę o mało co nie poszli przed ołtarz to by nie uwierzył, a nawet by wyśmiał. Bo w ten czas chłopaki w ogóle mu się nie podobały. Owszem przyglądał się niektórym, ale nie w głowie mu były takie rzeczy. Dopiero Des otworzyła mu oczy. Skoro dziewczyny od niego uciekają to może warto się rozejrzeć za mężczyzną? I na razie odpukać idzie mu o wiele lepiej niż z dziewczynami. Przez chwilę przeleciał mu przez myśl Xavier z którym miał jedynie łóżkowe sytuacje. Nie chciał go oczywiście w żaden sposób skrzywdzić, ale gdy z Willem mu się uda coś wyrwać to będzie mu musiał powiedzieć prawdę. Naprawdę głupio mu z tego powodu będzie, ale nie ma innego wyjścia. Max może skakać na boki jednak do czasu gdy z kimś nie założy prawdziwej więzi wtedy ta mniej ważna osoba odchodzi na bok. No niestety takie jest życie, a Xavier pewnie zrozumie. Sam przecież by coś mu proponował skoro są w tak bliskiej relacji, tak? Raczej by się nie wstydził mu tego powiedzieć. - No to musimy sprawdzić. - powiedział uśmiechając się do niego. Zachowanie Willa nieco go speszyło. Odsunął się od niego tak jakby zrozumiał, że robi coś złego? Miał coś na sumieniu, a może Max go już więcej razy nie zobaczy? Dlatego nie chciał się jeszcze tak mocno angażować. Ale miał nadzieję, że w razie czego Will będzie umiał się zachować i powie mu prawdę. Wszystko co o nim myśli. - Dobrze, jak sobie życzysz. - powiedział do niego. To co już odchodził? No Max na pewno nie będzie go zatrzymywał na siłę, najwidoczniej ważne sprawy go wzywały. Max nie chciał być natarczywy, więc z pewnością pożegna go i odprowadzi jeżeli zajdzie taka potrzeba.
Olii raczej nie powinien gajowemu utrudniać tego zadania. Choć po młodym ślizgonie można się wszystkiego spodziewać. Pomimo tego, że Will wykorzystuje ludzi, to nigdy nie dopuścił się zdrady. Dla chłopaka zdrada jest równoważna z zaklęciami niewybaczalnymi. - To do zobaczenia - pożegnał się z delikatnym uśmiechem, po czym odszedł w swoją stronę. Musiał natychmiast wszystko opowiedzieć swojej jedynej i najlepszej przyjaciółce. Całą sytuację z najdrobniejszymi szczegółami. Wiedział, że nie powinien tak zostawiać Max'a samego, ale z takim niusem nie można długo czekać! Poza tym były puchon jest duży, da sobie radę, a jak trochę potęskni to nic mu się nie stanie. Ale spokojna jego rozczochrana. Zostanie to Max'owi wynagrodzone przy następnym spotkaniu.
[zt]
Ostatnio zmieniony przez William ''Olii'' Olsson dnia Pią 3 Lut - 23:36, w całości zmieniany 1 raz
Ten pocałunek trwał jak zaledwie sekundę. Bardzo chciał go powtórzyć, ale jednak Will mu na to nie pozwolił. Kompletnie nie wiedział jak ma się w takiej chwili zachować, ale jednak postanowił dać sobie spokój z dziwnymi myślami. Przecież Will może miał coś do załatwienia, a Max nie musiał się tym przejmować i uznawać to za swoją winę. Przecież nic takiego nie zrobił. A gdyby zrobił to Will z pewnością wykonałby inne czynności niż te. Chyba, że nie chciał go obrazić, albo coś? Jednakże ślizgon nie wyglądał mu na takiego czarodzieja. Cholera, może wcale go nie zna? Przytaknął jedynie głową i uśmiechnął się do niego. Gdy tylko zniknął, Max rozejrzał się po okolicy i spojrzał jeszcze raz na małe testrale, te jakby odczytały jego zamiary i podeszły do niego. Ten jedynie je pogłaskał. Nie miał dla nich żadnego jedzenia więc wolał sobie stąd iść, co będzie tutaj tak sam stał i marznął. /zt
Wiewiórka... tak chce mieć wiewiórkę. Oczywiście można by ją kupić, ale to pójście na łatwiznę! A gdzie miejsce na przygodę? Peter jak zawsze postanowił zrobić to po swojemu. Złapie sobie swoją własnoręcznie. No prawie własnoręcznie, jako że o opiece nad zwierzętami (nie ważne czy magicznymi czy też nie) nie ma bladego pojęcia. Trzeba więc znaleźć sobie pomocnika, po krótkim przeglądzie dostępnych opcji wybór padł na @Michaela A. Dear. Koleżanka z roku, świetna z ONMZ. Jak pomyślał tak zrobił, wyczekał aż dziewczyna będzie siedzieć sama w pokoju wspólnym Krukonów. Podszedł i rzucił krótkie: "chodź za mną". Bez słowa wyjaśnienia poprowadził dziewczynę w stronę Zakazanego Lasu (innych lasów w okolicy brak więc musza tu być wiewiórki). Kiedy w końcu stanęli na jego skraju poczuł na sobie pytający wzrok. Uznał że najwyższy czas wyjaśnić co się dzieje.
- Chcę mieć wiewiórkę - Wypalił od razu. - Najlepiej latającą, myślisz że tutaj takie żyją? No wiesz, Ty znasz się na zwierzętach, ja totalnie nie. To jak będzie pomożesz? Nawet nie wiem gdzie zacząć szukać i jak to zwabić. - Zrobił maślane oczy, można to było lepiej rozegrać, ale może dziewczyna jednak zdoła pomóc?
Musiała zadzierać głowę do góry, żeby widzieć twarz Petera, co niezmiernie ją irytowało. Kiedy rozmawiała z Eanem też tak robiła. Swoją drogą ciekawe, gdzie on się teraz podziewał, dawno go nie widziała i w sumie trochę jej go brakowało, chociaż by się do tego nie przyzmała. Ciekawe, gdzie się teraz podziewał... W każdym razie to ciągłe patrzenie do góry było jednym z powodów, dla których nie lubiła wysokich ludzi. Poza tym zazwyczaj byli dziwni, tak jak Peter w jej mniemaniu. Nagle zachciało mu się złapać wiewiórkę i tylko przez tę nierozsądną zachciankę musiała się fatygować aż do lasu, nie do pomyślenia! Michaela rozejrzała się wokół i lekko drgnęła - przez Zakazany Las mogła mieć kłopoty, jeśli to dotarłoby do ojca, miałaby piekło w domu chyba do końca życia, a przecież w lesie mogło się czaić wiele różnych stworzeń, ale na pewno nie latające wiewiórki. - Idź się lecz, dryblasie - powiedziała, przewracając oczami. Chociaż i tak czuła wewnętrzną satysfakcję, że ktoś wreszcie docenił jej wiedzę.
No tak boi się. Może trzeba było ją wcześniej przygotować? Trzeba popracować nad dziewczyną. W końcu wiewiórki są super. Chyba? No w każdym razie jak nie to oddam ją siostrze.
- MAD nie karz się prosić! Przecież znasz się na tym. No chyba, że boisz się Zakazanego lasu? Jeśli tak to powiedz, odprowadzę Cię i poproszę o pomoc kogoś bardziej ODWAŻNEGO i SZALONEGO. - Te ostatnie słowa wypowiedział bardzo mocno akcentując. Liczył że wejdzie dziewczynie na ambicje. - No chyba że chcesz coś w zamian. No dalej, na pewno możemy się jakoś dogadać.
Oparł się o pobliskie drzewo i zaczął świdrować dziewczynę wzrokiem, naprawdę liczył na to że się zgodzi. Wolałby uniknąć proszenia o pomoc siostry. Szczególnie że MAD już przyszła do Zakazanego Lasu. Historie o tym miejscu muszą być przesadzone, przecież nikt nie trzymałby niebezpiecznych istot tak blisko zamku.
Patrzyła chłodno i wyniośle na chłopaka, kalkując w myślach, jak bardzo opłacalne może to dla niej być. Teoretycznie mogła wynieść z tego coś z korzyścią dla siebie. Tylko trzeba robić wszystko po cichu i bez skandalu, który mógłby dotrzeć do ojca. Ale z drugiej strony, uczniowie często wchodzili do lasu i z niego wychodzili, co może się stać? - Rozumem to ty nie grzeszysz, nie? - spytała lekceważąco. - Takie ganianie po lesie to zwykła strata mojego cennego czasu, wysil się bardziej. Myślenie nie boli. Michaela miała wrażenie, że ta wiewiórka to tylko przykrywka dla czegoś bardziej skomplikowanego, co mogłoby być w sumie ciekawe, bo ostatnio brakowało jej rozrywki.
Eh... Peter westchnął w duchu. MAD wcale nie jest tak żądna przygody jak sądził. No dobra ta wiewiórka to może i kiepski pomysł, ale jeśli ma odbyć wycieczkę po zakazanym lesie to potrzebował towarzystwa. MAD ze swoją wiedzą o tutejszej faunie była by idealną towarzyszką. Koniecznie trzeba ją przekonać.
- MAD nie karz się prosić. Już i tak złamaliśmy szkolny regulamin przychodząc tutaj. Ile razy byłaś w Zakazanym Lesie? Nie mam najmniejszego pojęcia co może nas tutaj spotkać, w końcu na magicznych stworzeniach znasz się lepiej ode mnie. Ale nie wmówisz mi że nie chcesz się przekonać co tam na nas czyha. - Peter postawił wszystko na jedną kartę i ruszył w głąb zakazanego lasu, chcąc odkryć tajemnicze miejsce skrywające się po jego środku. Obejrzał się przez chwilę na swoją towarzyszkę i rzucił krótkie - Idziesz czy wracasz?
- Wracam - odpowiedziała bez wahania, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę, z której przyszła. Przez Zakazany Las mogła mieć spore kłopoty, chociaż z drugiej strony mogła to być okazja do zobaczenia nowych okazów zwierząt. W sumie była już prawie pełnoletnia i mogła robić co chciała, prawda? Oczywiście. - Albo nie - poprawiła się szybko, odwróciła twarzą do głębi Zakazanego Lasu, wyprzedziła chłopaka i poszła przodem, rozglądając się dookoła. Zapowiadało się ciekawie, o ile ten drugi nie będzie jej przeszkadzał.
Pierwsza lekcja ONMS zapowiadała się świetnie. Co prawda Shercliffe nie chciał zaczynać z przytupem i od razu pokazywać im buchorożce, hipogryfy, gromoptaki czy inne niekoniecznie bezpieczne stworzenia, ale nie potrafił odmówić sobie tego, co przygotował. Nie potrafił odmówić sobie także pójścia do zakazanego lasu. Oczywiście wcześniej musiał dogadać się z centaurami, aby w ogóle mógł zabrać tam uczniów. Zgodziły się na taką krótkotrwałą ugodę. Z trudem, ale jednak. Dlatego też, gdy o umówionej godzinie odbyła się zbiórka na błoniach, poczekał jakieś dwie minuty na potencjalnych spóźnialskich, przeliczył wszystkich, ostrzegł, aby uważali, powiedział trochę o zasadach, które miały obowiązywać na tej lekcji (nie oddalamy się od grupy, dzieciaczki, chyba że chcecie skończyć jako obiad) i w końcu ruszyli żwawym krokiem w stronę lasu. Matt dokładnie wiedział, gdzie ma iść, ale co chwilę patrzył czy przypadkiem ktoś się nie zgubił. Miał też wyciągniętą różdżkę, z której wydobywało się nikłe światło, które w miarę oświetlało im wszystkim drogę. Na szczęście był dzień, a nie byli jeszcze na tyle głęboko, aby przez korony drzew nie przechodziły pojedyncze promienie słońca. W każdym razie, szedł uważnie i co chwilę sprawdzał, czy wszyscy są. Z tego, co widział, to nikt nie był na tyle głupi, aby odejść od grupy, ale... Nie wiedział co ze spóźnialskimi. No, ale z drugiej strony, tylko idiota sam wszedłby do Zakazanego Lasu prosto w łapska niebezpiecznych zwierząt. I Shercliffe'a, który tylko czekał, żeby wcisnąć komuś pierwszy szlaban w tym roku. ____________________________________________________ Kolejny mój post, jak pisałam w ogłoszeniu, będzie 16/17 września. Na odpis macie czas do piątku, godziny 20:20. Jeśli ktoś napisze po tej godzinie, zakłada, że się spóźnił i będzie miał szlaban od zwykle spokojnego psora. Póki co możecie kminić, grać bez żadnej kolejki, gadać, byle bardzo cicho. Nie zatrzymujecie się, bo was coś zje. Wciąż idziecie w miejsce zajęć, pewnie gęsiego lub bardzo ściśniętymi parami, praktycznie dopiero co weszliście do lasu, bo to dosłownie na samym skraju. Bądźcie cierpliwi, spokojni i nie panikujcie. Psor was obroni Reszta instrukcji w kolejnym poście, w którym będziecie już na miejscu i czeka was miła niespodzianka.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Pierwsza lekcja ONMS zapowiadała się tragicznie. Fire nie wiedziała do końca, dlaczego w ogóle na nią idzie. Zawsze miała problemy z tym przedmiotem - brakowało jej delikatności, a może zrozumienia zwierzątek? Może wyczuwały w niej jakąś negatywną energię? Kij wie, w każdym razie była mocno zniechęcona. Do czasu aż Daniel kupił jej salamandrę i musiała się wysilić, żeby ogarnąć opiekę nad takim stworzonkiem. Zakochała się w małej Ignis i potrafiła całe godziny spędzić na zabawie ze zwierzątkiem, które bardzo się do Blaithin przyzwyczaiło. Wtedy nawet przestała tak często wagarować i spróbowała podejść do tego przedmiotu z optymizmem. Szkoda, że niezbyt pykło. Następny przełom wydarzył się podczas wakacji, kiedy zapoznała się z elfem, który skradł jej nieco podniszczone serce. Dla niego zebrała się w sobie i nawet zrobiła licencję. Ale gdy myślała o tym, że ponownie będzie musiała się o tym wszystkim uczuć, opuszczały ją wszelkie chęci. Całe popołudnie miała wolne i spędziła je na odsypianiu poprzednich bezsennych nocy. Obudziła się i przypomniała z niechęcią o lekcji, po czym wzięła Connarda, żeby mieć jakieś towarzystwo. Elf lepszy niż człowiek, prawda? - Tobie też się tak nie chce? - zapytała, a elf ziewnął tylko i kontynuował machanie nóżkami, gdy tak siedział na fajerowym ramieniu. To były zajęcia terenowe, więc nie chciała zakładać długiej, nieporęcznej szaty. Wybrała za to swoje ukochane glany, ciemne dżinsy i czarną bluzę z kapturem. Zaczynała się jesień, więc naturalnie wcale nie było już tak ciepło. Poszła na błonia, witając się z profesorem krótkim "dobry". Connard przyglądał mu się z wielką ciekawością - no tak, widział Shercliffe'a po raz pierwszy. Fire miała do nauczyciela dość neutralny stosunek. W Zakazanym Lesie była parę razy, ale nie była tym miejscem jakoś zafascynowana. Czasami zbierała tutaj potrzebne do eliksirów skomplikowane składniki, ale ogólnie wiedziała, że to bardzo niebezpieczne miejsce. Już wolała szwendać się po Nokturnie. Poprawiła torbę na ramieniu i ruszyła za uczniami w ciszy, zachowując większy dystans niż powinna. No bliżej niż metr na pewno nie będzie się wpychać... W konsekwencji nieco się ociągała, ale ostatecznie nic jej nie zjadło. W pewnej chwili dogoniła nawet nauczyciela i szła obok. - Daleko jeszcze? - zapytała.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget była podekscytowana pierwszą w tym roku lekcją opieki nad magicznymi stworzeniami i zjawiła się na nią o czasie, mając przy sobie różdżkę, podręcznik, zeszyt i pióro w razie konieczności robienia notatek oraz zapas gumek do włosów, by odgarnąć swoje i ewentualnie wspomóc inne koleżanki, gdy zajdzie taka potrzeba. Nie wiedziała, co planował profesor, toteż stała na skraju lasu przebierając nóżkami i niecierpliwiąc się. Ruszyli w las ściśnięci w zgranej grupce, nie wiedząc w sumie dokąd zmierzają i jaki będzie temat lekcji, ponieważ profesor postanowił zachować tę informację dla siebie i najwyraźniej chciał ich zaskoczyć. Bridget zastanawiała się, czy to możliwe, by znów udało się załatwić im lekcję z centaurem? Byłoby to doprawdy ogromnym osiągnięciem ze strony nauczycieli opieki. Obawiała się jednak, czy przypadkiem nie będzie to coś gorszego - czy to stado akromalntul ostatecznie wyprowadziło się z zakazanego lasu?
Chyba lubiłam Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami. Chodziłam na nią, bo właściwie lubiła zwierzęta, ale nie mogłam nazwać tego nie wiadomo jaką pasją. Moje serce jednak należało do pędzli i płótna niż do tylko względnie bezpiecznych stworzeń. Czasami je malowałam, ale raczej tylko sporadycznie. Dotarłam na błonia w ostatniej chwili. Wszyscy już ruszali w stronę Zakazanego Lasu, więc dziękowałam Merlinowi, że zdążyłam przynajmniej ich dogonić. Dołączyłam do @Blaithin ''Fire'' A. Dear, która trzymałą się na dystans. - Cześć! – chciałam dodać „ognistowłosa”, ale to określenie przestało już do niej pasować. Musiałam wymyślić coś nowego, ale jakoś w tej chwili nie miałam nawet na to ochoty. Niespecjalnie podobał mi się fakt, że idziemy do lasu. Słyszałam nieciekawe historie i nie chciałam doświadczyć żadnej z nich. przerażała mnie świadomość ile niebezpiecznych zwierząt w nim siedzieć i to, że szłam z Dear na samym końcu. Oczami wyobraźni już widziałam jak coś ciągnie mnie za nogę, a potem zjada. Przełknęłam ślinę i byłam spięta, czego nie dało się ukryć. Zacisnęłam zęby chcąc chociaż trochę nie dać sobie poznać, że się denerwuję, ale każdy kto choć trochę mnie znał wiedział, że w środku umieram ze strachu. Nie żebym nie wierzyła w kompetencje i umiejętności nauczyciela, ale przy takiej grupie chyba nie dałby rady wszystkich uratować. Stop, Bianca, nie mysi o tym w ten sposób.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Wszyscy wiedzieli, że jestem niekwestionowaną mistrzynią opieki nad magicznymi stworzeniami i chociaż starałam się jakoś strasznie z tym nie obchodzić to miałam wiedzę większą niż każda osoba w szkole, może z wyjątkiem nauczycieli. Praca ze smokami wymagała wielkiego zaangażowania i doświadczenia, którego zdobycie zajęło mi wiele lat. Mimo to wciąż chętnie pojawiałam się na lekcjach ONMS - nie tylko ze względu na sympatię do prowadzących, ale również dlatego, że nawet ktoś o takiej wiedzy jak ja mógł się dowiedzieć na nich czegoś ciekawego. Gdy profesor ogłosił, że lekcja ma mieć miejsce w zakazanym lesie od razu zaczęłam przypuszczać, że będziemy uczyli się o jednorożcach - jasne, w Zakazanym Lesie było dużo ciekawych stworzeń, ale z racji tego, że na początku roku zawsze przychodziło sporo osób nieszczególnie zaawansowanych w przedmiocie nauczyciele zabierali się za zagadnienia trochę łatwiejsze. Darzyłam sympatią nowego opiekuna Ravenclawu, chociaż uczyć w Hogwarcie dopiero rok, więc nie spodziewałam się po nim wybryków w stylu - pierwsza lekcja i od razu testrale albo gryfy. Bez przesady. Pojawiłam się na polanie chwilę przed czasem zbiórki - nie było Williama, a @Bridget Hudson pojawiła się bez Theo, więc wybrałam jej towarzystwo, w międzyczasie witając się ze znajomymi. W oczekiwaniu na przejście do lasu wdałam się z siostrą w pogawędkę.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
ONMS tak naprawdę nie powinno nazywać się lekcją. To słowo miało zbyt negatywny wydźwięk i wiele lat złych skojarzeń. A przecież to była czysta przyjemność! Ezra nie miał może wielkiego doświadczenia z magicznymi stworzeniami, nie wychowywał się w ich otoczeniu i zresztą nie były one jego pierwszą pasją. Zajęcia z opieki nad magicznymi stworzeniami miały jednak to do siebie, że brak wiedzy teoretycznej można było zrekompensować łagodną ręką, cierpliwością i ciepłem. Zwierzęta to po prostu wyczuwały - niektórzy mogli tłuc wiedzę po nocach, sądząc, że coś to zmieni, a Ezra wolał zdać się na instynkt. I bez wątpienia nie była to zła taktyka, bo pomimo kilku braków z teorii, został dopuszczony do części praktycznej licencji na magiczne stworzenia. I cóż, zdał ją. Ezra wiedział, że popełnia błędy, całą masę błędów, bo gdyby tak nie było Eureka nie dziobałaby go przy każdej okazji, a Chione nie rozrywałaby na strzępki jego własności. Po to jednak pojawiał się na lekcji ONMS - by się czegoś nauczyć, by przekazać część własnego doświadczenia komuś innemu, a nie po to, by wywyższać się nad początkującymi. Ezra na miejscu zbiórki znalazł się chwilę przed czasem i natychmiast zorientował się, że trafił raczej w damskie grono, przynajmniej na chwilę obecną. Gdyby jeszcze było na kim oko zawiesić - Fire to była Fire, ona nawet się dla Ezry za bardzo nie liczyła jako dziewczyna. To była po prostu przyjaciółka Leonardo, która pewnie nie chciała być przez niego zaczepiana. Na Biance z kolei lepiej po prostu było tego nie robić, jeśli nie chciało się mieć problemów z ślinotokiem. Ezra nie bardzo wiedział na czym stoi z Bridget, bo Puchonka jakby nagle straciła całą chęć do kłótni, a jej wzrok po prostu prześlizgiwał się po Ezrze, jakby magicznie stracił dla niej wartość. No i była też Lotta. Ale właściwie, Krulonka jakoś sobie tam egzystowała, ale czy ona kiedykolwiek Ezrę obchodziła? W każdym razie Clarke trzymał się na uboczu, mając nadzieję, że jednak ktoś interesujący jeszcze wpadnie na te zajęcia.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Jak Leo mogłoby zabraknąć na lekcji ONMS? To był jego ulubiony przedmiot i jednocześnie jedyny, w którym faktycznie wypadał dobrze. Gryfon nie był jakąś alfą i omegą, wiedza teoretyczna nigdy się go nie trzymała. Robił zatem głupie błędy, kartkówki zazwyczaj pisał tragicznie, a potem przypadkiem irytował zwierzątko, którym powinien się, no cóż, opiekować. Koniec końców chyba jednak trochę wiedział co robi, ponieważ zazwyczaj jego efekty były całkiem pozytywne. Leo oczywiście miał niezłą przeszłość, bowiem od urodzenia kontakt z fauną zapewniali mu rodzice. Żadne puszki pigmejskie, nie - on jeździł na safari! Mama oczywiście dbała o jego edukację pod względem zwierząt mugolskich, ale w kwestii magicznych chłopak również sobie nie odpuszczał. To go interesowało, do tego miał smykałkę. Ostatnimi czasy coraz bardziej zaczynał wiązać przyszłość z ONMS i chociaż nikomu tego głośno nie powiedział, chyba można było się tego domyślić. Z tym, że wiadomo, ten chłopak potrzebuje czasu... Niezbyt przerażała go wizja wałęsania się po Zakazanym Lesie - kto tego nie robił? Oczywiście, Vin-Eurico teraz robił za grzecznego prefekta, ale wcześniej zdarzyło mu się raz albo dwa złamać regulamin Hogwartu. Teraz nie tylko świecił odznaką, lecz i dreptał dzielnie po śladach profesora Shercliffe'a. Udało mu się nawet uniknąć spóźnienia, chociaż przez chwilę włóczył się jako ostatni. Miał zaczepić Fire, ale doskoczyła do niej Bianca, a Leo nie miał ochoty na przeciskanie się pomiędzy drzewami. Lotta z kolei podczepiła się do Bridget - szkoda, bo chętnie by z Krukonką trochę pogawędził. Ciekaw był jej pracy. Dopuszczali ją już w ogóle do smoków? W końcu taka młoda i jeszcze niepozorna z wyglądu... Inteligentna, temu zaprzeczać nie można, ale jednak! W ramach ostateczności uznał, że pomęczy trochę swoją miłość... Zdążył się już nawet zbliżyć, niemal zrównując z Ezrą. Niestety w tej samej chwili przypomniał sobie o obecności młodszej Hudsonówny i odeszła mu jakakolwiek ochota na rozmowę z Krukonem. Przypomniał sobie za to o urażonej godności, tak więc w milczeniu kontynuował wędrówkę.
Nie wiedziała czemu tutaj przyszła. Może tylko i wyłącznie dlatego, że mieli mieć tą lekcję w zakazanym lesie. Zawsze ciągnęło ją do niego. Czemu? Tego też nie wiedziała. Nie wiedziała nawet czy lubi opiekę. Te wszystkie zwierzaki.... Sposoby ich ratowania, leczenia, karmienia... Po co to komu? Skoro zwierzę jest już na granicy życia nie lepiej byłoby je zabić? Owszem, szkoda by go było ale lepsze to niż jego męczarnie jakie by przechodził. Szła na samym końcu całej tej wycieczki. Wolała w ciszy pomyśleć nad przebiegiem zajęć niż zajmować się bezsensownymi pogaduszkami. Czytała ostatnio coś na temat zwierząt jakich można się tutaj spodziewać. Centaury odpadały. Profesor nie naraziłby ich na takie niebezpieczeństwo wiec i akromantule odpadały również. Jednorożce... Jedynie pozwalały zbliżyć się do siebie kobietą więc wątpiła w to aby to one były celem wycieczki. Testrale... Z pewnością nikt by ich nie zobaczył, a przynajmniej spora większość. Więc po co pokazywać coś czego sie nie zobaczy? Hipogryfy... jak już sam powiedział nie pokaże nam ich. Mogły być to jeszcze nieśmiałki, sklątki, kuguchary, elfy, kudłonie, ghule, błotoryje, bahanki, druzgotki, chochliki..... Znudziło ją już zgadywanie co to miało być. I gdzie podziewała się @Doris O. L. Lanceley ? Była to kolejna lekcja na której Tari nie widziała kuzynki. Tak samo było z @Maximilian Blackburn.
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
W końcu zajęcia które mogły go jakoś zainteresować. Tylko czy musieli iść taką grupą na zajęcia? Nie dało się od razu wyznaczyć jakiegoś konkretnego miejsca? Przez to czuł się jak pierwszoklasista prowadzony przez nauczyciela by ten się nie zgubił w zamku który dopiero poznaje. Brakowało tylko jeszcze parowania ich ze sobą i kazania iść za rączki. - To trochę niebezpieczne panie profesorze zbliżać się do Zakazanego Lasu, kiedy szwankują nam różdżki - rzucił Cortez w stronę nauczyciela przyśpieszając kroku tak by tamten usłyszał jego słowa. Uznając, że ten chce prowadzić zajęcia albo w lesie, albo przed nim w okolicach chatki gajowego.
ONMS był jedną z tych lekcji, na które Alice przychodziła dość chętnie, mimo że nie była z nich prymusem. Miały po prostu swój niepowtarzalny klimat. Często odbywały się na świeżym powietrzu, a to samo w sobie było niebywałym plusem. Jednak przede wszystkim, można było na nich spotkać wiele wspaniałych istot magicznych. Lubiła zwierzęta, chociaż sama żadnego nie posiadała. Często jednak pojawiała się myśl, czy nie zakupić sobie kota, lub innego domowego zwierzątka. Tylko że to nie one wywoływały u niej największe emocje. O wiele bardziej fascynowały ją zwierzęta dzikie, szczególnie te duże. Zawsze, gdy je widziała, czuła względem nich respekt. Uważała, że są piękne i majestatyczne. Czuła jednak nie raz przed nimi lęk, jednak wiedziała, że na lekcjach może obcować z nimi w miarę bezpiecznie. Zdziwiła się, że od razu na pierwszej lekcji, wybiorą się do Zakazanego Lasu. Przyglądała się na miejscu zbiórki, wielkim drzewom, rosnącym tuż obok niej. Nie mogła się oprzeć wrażeniu, że nie była tu mile widziana. Jednak ciemny las, był naprawdę piękny, musiała to przyznać. Zaczęli w końcu iść dalej. W ciszy dołączyła do @Lúthien T. Lanceley i szła tuż przy niej, nie odzywając się przez dłuższą chwilę. - Ładnie tu, prawda? - szepnęła w końcu i spojrzała na koleżankę.
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Pierwszy raz od rozpoczęcia zajęć w tym roku szkolnym, wreszcie coś się we mnie poruszyło. Nie były to odczucia na miarę zatrzęsienia całym mym światem, ani motyli w brzuchu, a jedynie delikatna sugestia od mojego zmaltretowanego szkolnymi obowiązkami umysłu. Jaka? Cóż, że być może będzie to przyjemna lekcja. Może to kwestia powietrza? W zatęchłych, chłodnych komnatach Hogwartu ciężko było mi się skupić. Zdążyłem już wyjść z wprawy w tych wszystkich pracach domowych i egzaminach. Rozpoczęcie katorgi u profesora Fairwyna wcale nie wskazywało na to, że być może coś polepszy się do końca pierwszego tygodnia zajęć. Nauczyciele uwielbiali sprawdziany, a zwłaszcza już te tuż po wakacjach. Czemu by więc nie pognębić ich także na ONMS? Wziąłem głębszy wdech, koncentrując się na delikatnym zapachu drzew otaczającym mnie ze wszystkich stron. Cichy szelest mojego oddechu nie przebijał się co prawda przez szmer dziesiątki głosów rozgadanych uczniów, ale i tak pozwalał mi na pewną stabilizację emocji. Wiedziałem, że tam był tak samo dobrze, jak czułem teraz gładkość płaszcza pod zgrabiałymi od stresu palcami. Do tej pory nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego jak bardzo ekscytowała mnie myśl o tej lekcji. Dopiero nawracająca świadomość o celu naszej podróży podarowała blask mym oczom, skuszonych wizją przygody. Zakazany las… czy to nie tutaj chciałem się znaleźć od samego początku? Klucząc między innymi, jedynie na pozór ważnymi przedmiotami szkolnymi, licząc na to iż wreszcie trafi mi się ktoś taki jak opiekun mojego domu. Ktoś kto podaruje nam przygodę. Przypadkowo wpadłem na jakąś wysoką dziewczynę, która minęła mnie w pośpiechu. Przeprosiłem szybko, ale ona nawet na mnie nie spojrzała. Przemknęła prędko między gałęziami, a po chwili dostrzegłem jak dzieli się nowinkami z którymś ze swoich znajomych. Nie rozumiałem jej pośpiechu. Baldachim z drzew, rozpościerający się nad naszymi głowami, kompletnie wydusił z mojego serca zwątpienie i podarowawszy mi autentyczną radość z tego wyjścia, uspokoił. Sprawił, że chciałem podzielić się ze światem swoim błogim stanem, ale zamiast tego, jedynie szedłem dalej, gęsiego, jak reszta. Ta świadomość przynależności do grupy chyba jednak nie działała na mnie dobrze. Mój wzrok powędrował na moje własne buty, a dłoń musnęła policzek, jakby w niepewności. Tak wielu świadków ewentualnej porażki… Skup się, Fairwyn.