Jeśli tutaj się znalazłeś to jeszcze nie dostaniesz szlabanu a co najwyżej srogie upomnienie. To granica, po której przekroczeniu znajdziesz się już w sławnym zakazanym miejscu. Są tu porozrzucane większe głazy, na których można sobie przysiąść. Bardzo często może atakować wrażenie obserwowania przez kilkanaście par oczu.
- Wtedy tak - wzruszyła ramionami, wzdychając głęboko. Zastanowiła się chwilę, mrużąc oczy i marszcząc brwi. - Byłeś kiedyś w zakazanym lesie? - zapytała
- Nie- powiedział patrząc w stronę lasu- A co chcesz tam wejść? Czemu otaczały go dziewczyny, które nie mają co robić, tylko chodzić w niebezpieczne miejsca? Ironia losu. - Bukiecik od chłopca- zapytał z ironicznym uśmieszkiem.
- No - potwierdziła. - Jestem ciekawa. Spojrzała na niego z uniesionymi brwiami. - Pilnuj swoich spraw - powiedziała słodko. W rzeczywistości dostała bukiecik od małej kuzynki, ale nie widziała powodów, dla których miałaby to mówić.
- Ostatnio niezbyt dobrze mi to wychodzi- mruknął pod nosem, słysząc o "swoich sprawach". - No to chodź to tego lasu, i tak nie mamy nic lepszego do roboty, tylko chodzić po nawiedzonych lasach. Mówiąc to oderwał się od drzewa i machnął do Hayls.
Jeszcze słyszała, jak zegar na dziedzińcu wybija 21. Jeszcze czuła zapach kolacji i krzyk dzieciaków. Nie wiedziała już nic. Usiadła na pniu drzewa, zapinając skórzaną kurtkę. Spódnica lekko falowała na wietrze. Podciągnęła kolana, chwytając się za baleriny i oczyszczając je szybko. Wypuściła powietrze.
Hanna błądziła pośród lasu, a wśród drzew wyszukiwała charakterystycznych blond włosów jej towarzyszki. Błądziła wzrokiem między ciemnościami, mając nadzieję, że Cassandra będzie wyróżniać się wśród krajobrazów. Uśmiechnęła się delikatnie, kiedy na pnie drzewa ujrzała znajome pofalowane włosy. Rytm jej serca delikatnie przyspieszył, a rudowłosa zła na siebie próbowała w duchu je uspokoić. Podeszła do dziewczyny i przybliżyła swoją twarz do jej. Ucałowała ją w policzek i usiadła na zimnej ziemi zaraz przed nią. Zignorowała fakt, że po wstaniu z powierzchni jej spodnie będą brudne. - Tęskniłam. - Stwierdziła biorąc jej dłoń w swoją.Uśmiechnęła się delikatnie.
Uniosła głowę, słysząc odgłos łamanych gałęzi. Zastanawiała się, czy to są dźwięki nadchodzącej przygody. Nawet nie wyjmowała różdżki, stało się jej to naprawdę obojętne. Nagle poczuła jakąś ciepłą materię na swoim policzku, spojrzała tam. Hanna, tak myślała, a jednak jej wyobraźnia poszła za daleko. Uśmiechnęła się do niej. - Też tęskniłam, Ann.
Obserwowała jak dziewczyna przez chwilę spogląda na nią nieco zdziwiona. Uniosła kąciki warg w górę, a jej dłoń puściła Cassie. Powędrowała za to na wilgotną ziemię. - Myślałam, że nie wyjdę. - Stwierdziła lekko. - Woźny prawie przyłapał mnie na wymykaniu się z zamku. Jej oczy nadal utkwione była w Cassie. Zastanawiała się czy po tym co się zdarzyło ich rozmowy i wspólne wyjścia ulegną zmianie. Pokręciła przecząco głową, a jej włosy ruszyły za nią tworząc pół koła.
- Naprawdę? - spytała śmiejąc się dźwięcznie - Gdy wychodziłam, słodko spał, musiałam go więc obudzić. - wzruszyła ramionami - Ważne, że tu jesteś, choć to i tak niebezpieczne. Dawno się nie widziałyśmy - rzekła rozżalona. Miała nadzieję, że po tym co zrobiła... Nic się nie zmieniło, a jednak jest inaczej i wcale nie wiedziała, czy lepiej.
- Wiem. Ostatnio nie mam czasu, a i tak nie robię nic konkretnego. - Rzekła nieco smutna. - To rutyna kochana. Odgarnęła kosym włosów za ucho i uśmiechnęła się nieco smutno. Rzeczywiście ostatnio wszystkie jej dni były podobne. Nawet na lekcjach już nie można było dostrzec jej osoby. Westchnęła cicho. Czuła się jak najbardziej przepracowany człowiek na świecie, a przecież nawet nic nie robiła.
- Więc może chcesz na ten temat porozmawiać? Jesteś swoim cieniem, Ann - rzekła cicho, bawiąc się końcówką swoich włosów. Było inaczej, przeklinała w myślach, nie patrząc w oczy dziewczynie. Czuła pieczenie na swoim brzuchu i nie łatwo było jej oderwać się od bólu. Uniosła głowę spoglądając w jej oczy - Wiesz, że od tego tu jestem - dodała.
- Męczy mnie, że niedługo będę musiała stąd odejść. - Westchnęła cicho. - Nie mam pomysłu na swoje życie, nie wiem co będę robić jak skończy się szkoła. Nawet nie wiesz jak bardzo mi ten fakt przeszkadza. Odgarnęła z czoła kosmyki włosów. Czasem rozmyślała nad tym aby je obciąć lub coś z nimi zrobić. Denerwowało ją, że za każdym razem musiała coś z nimi zrobić, aby zbytnio jej nie przeszkadzały.
- Hanno! Całe życie przed Tobą, a Ty się teraz zastanawiasz co chcesz robić? To w czym jesteś dobra, innego sposobu na życie nie ma. Przecież sama wiesz dobrze, co kochasz. Planowanie życia nic nie daję, bowiem i tak wszystko wywróci się do góry nogami. - wzruszyła ramionami, odwracając wzrok od dziewczyny. Założyła dłonie, aby zasłonić brzuch, lekko go naciskając. Skrzywiła się prawie niezauważalnie z bólu, jednak ponownie spojrzała na dziewczynę - Nie liczy się, co będziesz robić, tylko z kim. A potem samo się wszystko ułoży. Chodzisz na takie przedmioty, które dają przyszłość.
- Nie wiem w czym jestem dobra. - Westchnęła cicho. - Od całej rodziny napływa mi mnóstwo listów. Wszyscy oczekują, że mam już ten wymarzony zawód, a ja nawet nie wiem co wybrać. Spojrzała na Cass, błądziła wzrokiem po jej twarzy poszukując jakichkolwiek emocji. - Po szkole chce być z Tobą. Boje się, że ty tego nie chcesz. - Słowa te wypowiedziała niemal szeptem. Jej wzrok uciekł od twarzy blondynki i zatrzymał się na dłoniach Cassandry. Bała się jej reakcji, tego, że wcale nie zaprzeczy, a wręcz przeciwnie. Powie jej teraz, że po szkole ma ciekawsze zajęcie niż bycie z nią.
Podeszła do niej, delikatnie ujmując dłonie. Przykucnęła przy niej. Czuła jak jej serce biło. - Hanno, jesteś najlepsza w tym, co robisz, zapamiętaj to. - ucałowała jej dłoń i spojrzała głęboko w oczy - Nic Ci nie obiecam, Ann, bo wiesz, że życie lubi płatać figle. Jednak na chwile obecną też chcę spędzić czas po szkole. A teraz chodź. Koniec smucenia się. - rzekła rozbawiona i musnęła przelotnie jej usta - Masz zamknąć oczy, Ann.
Hanna delikatnie uniosła wargę w górę. Odpowiedź Cassandry nie była potwierdzeniem, jednak w pewien sposób sprawiła, że z jej serca zniknął ciężar obciążający jej duszę. Przejechała dłonią po jej policzku i wstała z ziemi. - Czego sobie tylko życzysz. - Uśmiechnęła się i przymknęła powieki, a jej wargi nieco bardziej uniosły się w górę.
Ułożyła swoje dłonie na jej oczach, tak, aby w ogóle nic nie widziała. - Więc mi zaufaj - rzekła cicho, przytulając ją od tyłu i tym samym teleportując się do Londynu. Była ciekawa, czy spodoba jej się takie świętowanie urodzin. Serce waliło jej szybko.
Zatrzymali się dopiero na skraju lasu. Apple odgarnęła włosy z twarzy i rozejrzała się dookoła. Milczała kilka minut, dokładnie analizując otoczenie. - Pięknie i cicho. - skwitowała. Zerknęła na ich splecione ręce. Uśmiechnęła się lekko do Prince'a i wyswobodziła swoją dłoń. Usiadła na pieńku po czym wyprostowała swoje niekończące się nogi. Wybrała idealne miejsce, słońce delikatnie pieściło jej twarz.
Lekko zdyszany stanął w rozkroku i pochylił się do przodu. Bezwiednie trzymał jej rękę wyrównując oddech, niby przyjemny bieg a jednak się zmęczył. - Za cicho - spojrzał w kierunku lasu. Niby w nim nie byli, ale czuł się trochę nieswojo. Dlatego zerkał w jego stronę upewniając się, że żadne ze stworzeń nie ma zamiaru wyjść na błonia. - Chwila odpoczynku? Usiadł na trawie i cieszył swoje oczy widokiem. Nie przeszkadzało mu to w zerkaniu za plecy. Siedząc tyłem do lasu nie czuł się swobodnie ale inaczej słońce nie padałoby mu na twarz.
Powoli zaczęła niepokoić ją ta cisza. Każdy szelest drzewa wydawał się być groźny. Oczywiście, nie podzieliła się swoimi spostrzeżeniami z Princem. Nie pozwoliła jej na to gryfońska natura. Uśmiechnęła się lekko, by ukryć poddenerwowanie. - Tak, zdecydowanie przyda się chwila odpoczynku. - pokiwała gorliwie głową. Cieszyła się, że nie siedzi tu sama. W przeciwnym razie jej wyobraźnia niebezpiecznie by się rozszalała.
Rozłożył się na miękkiej trawce i wdychał zapach świeżego powietrza. Nie rozumiał jak można nie lubić takiej pogody. Przecież było tutaj wszystko, może poza schłodzonym kremowym piwem. - Więc odpoczywajmy - było mu to jak najbardziej na rękę. Właściwie nawet nie wiedział jak dziewczyna ma na imię. Mijali się na zajęciach ale nie zamienili wcześniej więcej niż kilka słów. - I jestem Rolvsson, a Ty? Odwrócił się na brzuch i spojrzał pomiędzy rosnące drzewa. Wiedział, że jest tam multum stworzeń i miał nadzieję, że są teraz daleko. Wolał jednak spytać czy jest tej samej myśli: - Myślisz, że naprawdę może się tam coś czaić?
Przeszła do pozycji leżącej, opierając głowę o głaz porośnięty mchem. Obróciła się na bok i spojrzała bacznie na chłopaka. - Dlaczego przedstawiasz się nazwiskiem? Masz coś do ukrycia? - uśmiechnęła się łobuzersko, lekko unosząc brew. - Mów mi Apple. - przedstawiła się po dłuższej chwili zamyślenia. No cóż, wolała nie opowiadać o swoim rosnącym strachu, ale Prince wybrał akurat tę kwestię do zadania pytania. - W Lesie jest mnóstwo zwierząt. Liczę na to, że koczują jednak trochę głębiej. - powiedziała, ale nie był to już pewny głos.
Nie spodobało mu się jej pytanie, wzruszył bezwiednie ramionami. - Och! Nawet nie wyobrażasz sobie jak wiele - wymijające odpowiedzi były w takim przypadku najlepsze i o ile ktoś nie był wścibski odpuszczał właśnie w tym momencie. - Nie znam jeszcze, żadnej Apple więc szybko zapamiętam. Niepewnie odwrócił wzrok od lasu kiedy pobliskie krzaki poruszył wiatr. Oby to był on, bo w innym wypadku nie będzie fajnie. Przed kilkoma minutami przekonał się, że zbyt szybko nie umie biegać, a tylko taką możliwość brał pod uwagę jeżeli chodzi o starcie z jakimkolwiek stworzeniem. - Masz rację - mówiąc to starał też siebie przekonać do swoich słów - po co miałby przychodzić aż tutaj. One wszystkie lubią ciemność i wilgoć.
- Czas pokaże. - uśmiechnęła się tajemniczo, komentując jego odpowiedź. - To dziwne imię, ale trudno, trzeba było się przyzwyczaić. - wzruszyła ramionami. Również dostrzegła jakiś ruch w krzakach. Mimowolnie usiadła trochę bliżej chłopaka. - Dokładnie. Na pewno sobie odejdą. - powiedziała cicho. - Ale w razie czego mnie obronisz, prawda?
Dziwne, nie dziwne lepsze od jego. Wzdrygał się na samą myśl o nim, nie wspominając o przedstawieniu się nim. Okropny temat do rozmyślań, szybko zsunął go na dalszy plan. Tylko wiatr, lekki nieszkodliwy wiaterek. - Starał się uspokoić w myślach, chociaż gotowy był wstać szybko i stąd uciec. - Obronić? - znów ta niepewność, która zakradła się w jego głos. Nie mógł pozwolić aby myślała o nim jak o jakimś mięczaku, więc szybko się zreflektował. - Oczywiście, że tak - usiadł dumnie wyprostowany.