Jeśli tutaj się znalazłeś to jeszcze nie dostaniesz szlabanu a co najwyżej srogie upomnienie. To granica, po której przekroczeniu znajdziesz się już w sławnym zakazanym miejscu. Są tu porozrzucane większe głazy, na których można sobie przysiąść. Bardzo często może atakować wrażenie obserwowania przez kilkanaście par oczu.
Audrey postanowiła wybrać się ze swoim szkicownikiem na ulubioną polanę w Zakazanym Lesie. Bywała tam często, bardzo zwinnie potrafiła przemknąć się do tego miejsca bez zwracania uwagi wścibskich oczu nauczycieli. Tam właśnie rysowała magiczne stworzonka, te bezpieczne i te mniej, które zaplątały się na polankę. Ostatnio odwiedzała ją w piątek klasie, już po egzaminach. Nie mogła zaprzeczyć, że była to ciekawa wycieczka. Alexis Brooxter okazała się ciekawą osobą, choć odwagi za dużo w sobie nie nosiła. Tym razem ruda zrezygnowała z wybrania się między drzewa, dostrzegając znajomą Puchonkę, która oparła się o pień i najwyraźniej intensywnie nad czymś rozmyślała. Podeszła do niej i pomachała wolno dłonią przed jej twarzą, aby zwrócić na siebie uwagę. - Hej - powiedziała wesoło, siadając po turecku naprzeciw niej.
Nie zauważyła z początku zbliżającej się do niej dziewczyny. Dopiero, kiedy ujrzała rękę przed oczami otrząsnęła się z mało inteligętnych myśli. Uśmiechnęła się do niej i osuneła po pniu, siadając na ziemi. -Cześć, Audrey, tak?- Dopytała się na wszelki wypadek. Kojarzyła ją z zielarstwa, ale zawsze miała słabą pamięć do imion czy nazwisk. Bardziej do twarzy. To zdecydowanie była jedna z najlepszych uczennic w szkole, widziała jej stopnie i iilość punktów jakie zdobyła. To też zawsze chętnie mogłaby z nią porozmawiać chociażby o samej nauce. -Jak ci mija dzień?- Spytała jeszcze, po chwili milczenia.
Uśmiechnęła się, potęgując swój i tak wesoły wygląd. - Zgadza się, ale zwykle mówią mi Aud - powiedziała, dodając po chwili wzmiankę o imieniu. No cóż, zwykle oczywiście nie odnosiło się do wyniosłych ludzi, zwracających się do niej per Primrose. Nie obejmowało też brata, który nazywał ją okropnie, a przynajmniej w jej mniemaniu. Audie, co to miało być, do cholery?! A reszta, czyli "całoimieniowcy" mówili jej Audrey, bo lubili to imię. Sama też nie miała nic przeciwko temu. Również kojarzyła Candy z zielarstwa. Sprawiała wrażenie spokojnej osóbki, która potrafi się opanować i nie wyskakuje z gębą na wszystkich, tak jak na przykład Connie. - A, jakoś mija - stwierdziła nieco obojętnie, wzruszając ramionami. - A tobie? - zapytała, nie wpadając na nic lepszego. - Byłaś w lesie, czy tak tu sobie stoisz? - no co? Była wścibska, prawda, miała to we krwi.
-No, to dla odmiany dobrze zapamiętałam. Chociaż nie wiem czemu, ale kojarzyłaś mi się z Angie- I to A, i to A. Każdy się może pomylić przecież. No, ale chociaż nie palnęła tej gafy na głos. Audrey jak dla niej było dość nietypowym imieniem, ale co innego można powiedzieć o Candy? Cukiereczek. Czasem aż ją krew zalewała, kiedy to ktoś tak do niej mówił, a to było bardzo częste. -Dzisiaj nie przeżyłam nic szcególnego. Chociaż dosłyszałam się plotek, że jakieś wasze gryfiątko szaleje. Elena czy jakoś tak- Powiedziała zastanawiając się, co ona właściwie wie na ten temat. No nic. Tylko, że pani z ONMS wzięła ją do dyrektora. -Własciwie nie mam odwagi tam wejść. Raczej lepiej rysuje się zakazany las z punktu widokowego- No cóż. Jak wielu osób rysowanie było jej pasją, chociaż może nie do końca dobrze jej to wychodziło.
- Hmm, w zasadzie to mamy Angie w Gryffindorze - powiedziała, nie mając pretensji do dziewczyny. Każdemu się zdarzało, a Audrey jakoś nie bolało mylenie z innymi. Elenka! Ach, ta mała, nędzna, zeszmacona idiotka! Przynosi wstyd Gryfonom! Ba, całemu Hogwartowi! A Michelle? Co z nią było - nie wiedziała. Ta cała Marion nieźle ją poturbowała. Jak można było rzucić się z pięściami za jakiś komentarz? Okropne, doprawdy. W każdym razie zielonooką bardzo przerażało. Tak nieczułe istoty mogła porównywać tylko do Voldemorta, choć Elence brakowało klasy, aby się z nim równać. - Och, nawet o tym nie wspominaj! - pokręciła głową. - Ta idiotka przynosi wstyd Gryfonom, nie wiem jak mogła do nas trafić! Nie rozumiem, dlaczego tak potraktowała tę Krukonkę? Martwię się, co z nią jest. I oczywiście mam nadzieję, że ją wywalą. W sensie Elenkę, nie Michelle. - Naprawdę? - zdziwiła się. - Rysujesz? - zapytała z nadzieją. Sama nie lubiła malować, ale szkicowanie to co innego. Wielbiła ołówek i kredki.
-Własciwie, to żadnej Angie jeszcze nie poznałam- Powiedziała mało pewnie i zaśmiala się. Skleroza nie boli ale bardzo utrudnia życie. Widząc twarz Audrey sama się trochę skrzywiła. -Masz rację. Powinna być Ślizgonką. W końu większąść z nich to takie gwałtowne i niebezpieczne osoby- Ta, na przykład jej ukochana sisotrunia, od której ni z tąd ni z tamtąd zarabiała odzawsze zaklęciem w plecy. Spędziło się trochę dziecinstwa w Mungu. -Na dodatek musisz potem odrabiać punkty- Dodała. -Tak. Głownie krajobrazy na wymiar A4. Potem z tego sie robi fajną wystawę. A ty?- Spytała nie wiedząc, czego własciwie nute wysłyszała w jej głosie. Czyzby nie widywała osób, które szkicują?
- Naprawdę żadnej? W Hogwarcie jest ich mnóstwo, to takie pospolite imię... a szkoda, bo bardzo ładne - powiedziała zamyślona. Zdecydowanie brzmiało ładnie, tak przyjemnie. - Nie, nie powinna być Ślizgonką. W ogóle nie powinno jej tu być, nie zasługuje na żaden dom. Nie mam pojęcia dlaczego w ogóle ma jakąś moc. Zero rozumu, gwałtowna, dzika - wymieniała kolejno, odliczając palce. - Niee, to już inna sprawa, jakoś się uda, ale też byłam nieźle wkurzona. Dobrze, że Max tam był i pomógł Michelle, kto wie, co by się stało, gdyby nikt ich nie zauważył? - wzdrygnęła się na tą nieprzyjemną myśl. - Krajobrazy, ach, podziwiam cię, nigdy nie miałam do nich cierpliwości - uśmiechnęła się lekko, oglądając się w stronę jeziora. - Ja? Głównie magiczne stworzenia, choć i zwykłe się znajdą. Ale stosunkowo mało osób o tym wie i wolę, aby tak pozostało - powiedziała jej z aluzją.
-Może w ministerstwie jej złamią różdżkę. Tak byłoby najlepiej dla nas wszystkich- Dodatkowo przytaknęął ruchem głowy słusząc jej wyliczenia. A pełni się zgadzała. -Podobno mogłaby umrzec. No, ale przynajmniej Maxym został bohaterem- Może to nie było pocieszeniem, ale chłopak pewnie dobrze się czuł ze świadomością, ze uratował komuś życie. -Ja bym chyba uciekła, jakbym coś takiego zobaczyla- Albo zesztywniala, dodała w myślach. -Jednorożca też kiedyś rysowałaś?- Spytała z zachwytem. Kontury zwierzat jakoś najlepiej jej nie wychodziłu, a mażyło jej się powiesić szkic tego magicznego konia nad łozkiem, między rysunkiem jeziora, a obrazem przedstawiajacym jej rodzinę.
- Tak, wykluczenie jej z czarodziejskiego świata byłoby najlepszym rozwiązaniem. Nie zasługuje na żadną część magii, tym samym na różdżkę. Jak jakakolwiek mogła ją wybrać? - zapytała retorycznie, oburzona całą sytuacją. - Nie wiem co by się stało, gdyby umarła. Boże, to byłoby tragiczne. Cała ta sytuacja jest pokręcona i dziwna, a jak nie dość, to jeszcze przerażająca. Ja nigdy nie uderzyłabym nikogo pięścią, a co dopiero doprowadziła do takiego stanu! Max zjawił się w odpowiednim momencie, na szczęście - uspokoiła swoją wyobraźnię, aby nie podsyłała jej strasznych scen. - Ja bym działała, ale na pewno nogi ugięłyby się pode mną z nerwów i strachu - przyznała zgodnie z prawdą. - Jasne, w lesie jest ich sporo. Młode, złote. Starsze - srebrne i dojrzałe, prawie białe. Są piękne, miałam problem z naturalną poświatą, która od nich bije, ale w końcu udało mi się to narysować - oznajmiła z delikatnym uśmiechem, mając nadzieję, że przekona Candy do lasu.
-Słyszałam, że można przejąć różdżkę, jeśli się ją komuś ukradnie. Moze to własnie zrobiła? Wygląda na taką- Podsumowała. To się wydawało bardzo prawdopodobne, no ale Connie różdźka wybrała własciwie, chociaż aniołkiem nie była. -Taka sytuacja jest niedopuszczalna w Hogwarcie. Jak to wyjdzie poza szkołę, to dyrektor może mieć spore kłopoty- Skonczyla mówic po czym wysłyszała jej "puenty" o jednorożcach. Zerknęła w stronę lasu. -Dobrze znasz to miejsce? Na tyle, żeby się nie zgubić?
- Racja, można - powiedziała, zastanawiając się. A może i racja, że tak zrobiła? Pewnie powaliła kogoś na ziemię, przywaliła z pięści, raz tu, raz tam i voila! Tragedia gotowa! Czarodziej nie żyje, a Elenka ma różdżkę! To takie niedelikatne i bestialskie. Właśnie, gdzie w niej była dziewczyna? Jeśli w ogóle była! Gdyby była, to miałaby jakieś opory przed uderzeniem Michelle, a nie tak nagle! - I także racja, wygląda. Nawet bardzo. - No, mam nadzieję, że nie wyjdzie. I że Elenka wyleci. To byłby raj - uśmiechnęła się nieco drwiąco. Również zerknęła w stronę lasu. Czy znała go dobrze? Wątpiła, czy ktokolwiek zna to miejsce dobrze. Nie dało się, takie już było - wyjątkowe. Jednak rozpoznawała na tyle, żeby się gdzieś nie zawieruszyć. Czyli wystarczająco. - Raczej tak, mam tam swoją ulubioną polankę, przychodzi tam dużo zwierząt, więc mam materiał do rysunków - uniosła swój szkicownik nieco do góry.
Wrócił z Londynu i postanowił przejść się skrajem lasu, zanim pójdzie na boisko do quidditcha. Od razu się uśmiechnął, kiedy zobaczył Audrey. Podszedł do niej i do puchonki, którą znał z widzenia. - Cześć. Przywitał się. - Co tam? Zaczął rozmowę.
-Żal tej krukonki, która oberwała. No, ale przynajmniej ludzie mają o czym mówić, bo ostatnio robiło się trochę nudno- Akurat ona nie wiele widziała w tym dobrego, ale co chwilę słyszała chociażby imię owej Gryffonki w rozmowach innych paczek. Spojrzała na szkicownik Audrey. Wystawiła w jej stronę rękę. -Pokaż- Uśmiechnęła się lekko. Nie jej oceniać, ale chętnie zobaczy jakijej towarzyszka ma talent. Nagle usłyszała głos gdzieś niedaleko. Spojrzała do góry. Kojarzyła tego Gryffona, ale imię oczywiscie nie było jej do końca znane. Ma..maa... No napewno coś na M. Albo na N... No napewno nie na C. Oj skleroza skleroza. -Cześć, Candy- Przedstawiła się nie pewna, czy już kiedyś rozmawiali. Uniosła lekko kącik ust.
Siedział tak z nimi dość długo, aż w końcu postanowił przejść się na boisko do quidditcha i trochę po latać. Spojrzał jeszcze raz na obie dziewczyny. Posłał im uśmiech, wstał i odszedł w kierunku boiska. upomnienie 2/5 - czwarty punkt regulaminu ogólnego
Przywitała się z Maxem, który zaraz odszedł w stronę boiska. Spojrzała z powrotem na Candy, która wystawiła do niej rękę. Rzadko pokazywała swoje prace, zwykle mówiła tylko e-e, co miało znaczyć, że nie ma tak łatwo. No, ale mówi się trudno, może jak zobaczy te jednorożce, to zgodzi się na małą wycieczkę do lasu? Byłoby świetnie, ruda uwielbiała zarażać swoimi ulubionymi rzeczami innych. Podała więc Puchonce szkicownik, czekając na jej ocenę. Według samej Aud, wiele brakowało jej do perfekcji. Natomiast inni lubili się zachwycać jej rysunkami, głównie dlatego, że wychodziły realistycznie. - Nie jestem profesjonalistką, wszystkiego uczyłam się sama, więc wiesz - wyszczerzyła się do blondynki.
Spojrzała na odchodzącego Maxyma z lekko uniesioną brwią. Dziwny facet. Następnei opuściła wzrok na szkicownik od dziewczyny i zaczęła go przyglądać. Patrzała na każdy szczegół w rysunkach. Jak dla niej, były doskonałe. Nie mogła znaleźć w nich najmniejszego niedociągnięcia czy blędu. -Naprawdę? Nie chodziłaś na żadne kursy?- Spytała nie mogąc dowierzyć. -Są profesjonalne- Dodała po chwili oddając jej szkicownik i spoglądając w stronę zakazanego lasu. Może rzeczywiście powinny wybrać się tam na małą wycieczkę? Chociaż nauczyciele pewnie nie będą z tego zadowoleni. Już wiele osób straciło punkty za takie wycieczki. No, ale Hufflepuff i tak nie ma po co kolekcjonować punktów, skoro i tak nie wygrają pucharu domów. Slytherin był jak na razie pewniakiem.
- Naprawdę, jestem stuprocentowym samoukiem, czasami tylko korzystałam z pomocy wszechwiedzących książek, ale tak, to raczej nic innego - powiedziała szczerze. - Naprawdę? - zapytała zdziwiona, nie dowierzając dziewczynie. Do profesjonalizmu dużo jej brakowało. Dostrzegła spojrzenie Candy, które posłała w kierunku ściany Zakazanego Lasu. Czyżby zaczynała się przekonywać? Jedyną wątpliwością Aud, co do wybrania się w tamte tereny była możliwość przyłapania przez nauczyciela, czy chociażby gajowego. Nie uśmiechało jej się tracenie punktów, szczególnie, że Gryffindor już powoli wyrównywał się z Ravenclaw i Slytherinem. Brakowało niedużo, a wszystko mogło nagle runąć. I koniec pamięci o pucharze domów. Postanowiła jednak zaryzykować. - To jak, masz ochotę się wybrać? - zapytała dziarsko.
-Podziwiam cię. Ja zaliczałam przeróżne kółka i inne, żeby tak malować- Powiedziała kiwając ze zrozumieniem głową. Zaśmiała się widząc, jak gryffonka zdziwiła się po jej komentarzu. -Poważnie- Potwierdziła swoje słowa robiąc krok w kierunku zakazanego lasu. -Przekonałaś mnie. Zresztą, dawno nie widziałam jakiegoś magicznego stworzenia, to i chętnie poobserwuję- Sciszyła głos otrzepując trochę brudne kolana. Zrobiła jeszcze jeden kroczek i zaczekała na Audrey.
Mike pogwizdując wesoło przyszedł po uzgodnione wcześniej miejsce. Był trochę przed czasem, jednak nie przeszkadzało mu to. Kątem oka, zobaczył 2 dziewczyny. Kiwnął do nich na przywitanie, po czym rozsiadł pod jakimś drzewem. Gdyby w podstawówce uważał na przyrodzie, wiedziałby, że opiera się plecami o sosnę. Jednak młody gryfon był wtedy zajęty wygłupami, przez co mało obchodziła go nauka. Z zadowoleniem założył sobie ręce za głowę, podśpiewując ulubiony kawałek Systemu Of a Down.
- A ja to bym chciała na kółka, żeby się podszkolić - stwierdziła. - Ale jakoś mimo wielu planów nigdy nie wyszło. A szkoda, im więcej wiedzy i praktyki, tym lepiej. Uśmiechnęła się zadowolona, że zdołała przekonać dziewczynę. Zrobiła dwa kroki, po czym odwróciła się do Mike'a, który usiadł pod drzewem. Przywitała się z nim i weszła do lasu. Szła blisko Candy, aby nie zaskoczyło jej nic niespodziewanego. A takich rzeczy było dużo w tym lesie. //napisz na polanie jak się skończy ONMS ^^
Davis oczywiście trochę się spóźniła, ale miała nadzieję, że Mike nie będzie miał jej tego za złe. Biegła tu całą drogę z zamku, po prostu zatrzymała ją ta cała akcja z Quidditchem i wyborami pozycji. - Hh... hey Mike. - Rzuciła w jego stronę klękając na ziemi, a raczej opadając na nią. Od zamku do tego miejsca był niezły kawałek. - Trochę się zmęczyłam. - Oznajmiła dysząc. - Był tu ktoś przede mną? - Złączyła dłonie i strzeliła kostkami. - I sory za to spóźnienie, nie wiem po co wracałam do tego zamku.
Mike podniósł głowę, słysząc znajomy głos. Właścicielem jego był nie kto inny, jak Angie Davis. Zakaszlał, starając się ukryć uśmiech, który właśnie rozjaśnił jego twarz. - Hej Angie - powiedział matowym głosem, stwierdzając, że co jak co ale kondycji to ona nie ma - spoko, nic się nie stało. Chyba od jutra będę cię zabierał na wieczorne biegi - dodał uśmiechając się złośliwie. - Uspokój swe skołatane serce, bo jeszcze na zawał mi tu padniesz. A uzdrowiciel ze mnie raczej kiepski - rzucił lekko ze śmiechem. Nie chciał być na miejscu osoby, która byłaby skazana na jego pomoc.
Morpheus, wraz z martwą sarną lewitującą tuż obok, dotarł do skraju Zakazanego Lasu. Nietrudno było dojrzeć, że są tam uczniowie. Zatrzymał się, sarna unosiła się bezwładnie w powietrzu. Zapach świeżej krwi wkrótce zwabi testrale. - Zmykajcie stąd - rzekł, mrugając do nich przyjaźnie. - Las jest niebezpieczny, bla, bla, bla. - Wywrócił oczami, sam nie mógł znieść swojego moralizatorskiego tonu. Wybitnie do niego nie pasował.
Mike, chciał już coś powiedzieć gdy nagle pojawiła jeszcze jedna postać. Zdziwiony bardziej widokiem martwej sarny niż obecnością Morpheusa wstał i ukłonił się. Nie był to jakiś bardzo niski ukłon, chłopak miał jednak nadzieję iż nie pokaże w ten sposób gdzie ma ostrzeżenia dorosłego. Szczególnie, iż ten był w ich stosunku całkiem przyjacielski. - Ze szczególnym uwzględnieniem bla, bla, bla - mruknął nie przejęty wykładem pod nosem - Dzień Dobry. Jak minął panu dzisiejszy dzień? - spytał przyjacielskim tonem, starając się ominąć temat Zakazanego Lasu. W końcu nie był do końca legalny.
Roześmiał się cicho, widząc, w jakim poważaniu miał Gryfon jego uwagę. Nie dziwił mu się wcale. Sam, gdy był w Beauxbatons (afe!), łamał wiecznie wszelkie przykazy. Nie palić, nie chodzić tam, siedzieć tu... wszystko robił na opak. - Wspaniale - odparł, w odpowiedzi na pytanie o dzień. - Uwielbiam przechadzać się wraz z mą martwą przyjaciółką - mruknął, czarny humor. Wcale mu do śmiechu nie było. Wtem zdał sobie sprawę, że jest idiotą. Prawdopodobnie niszczy im randkę, czy coś w tym stylu. Rzucił spojrzenie towarzyszącej mu Ślizgonce... No bo chyba takiej istoty nie zabiera się w innym celu, niż randki. - Cóż, nie zagłębiajcie się jednak w las, z łaski swojej. Zwłaszcza w te rejony. - Tutaj zabrzmiał naprawdę poważnie. Testrale zaraz pojawią się w pobliżu, a mimo że nie atakowały zazwyczaj postronnych, nie chciał mieć żadnych nieprzyjemności. - A ja was nie widziałem. Trzymajcie się. I nie mówcie mi per pan, czuję się jeszcze starszy, niż jestem... Opuścił dwójkę, zagłębiając się nieco w las. Złożył sarnę na miękką, zimną ziemię. Oddalił się nieco. Widział testrale. Nie pamiętał jednak, by widział czyjąś śmierć, nastąpiło to zatem pewnie gdy był brzdącem i śmierć nie odbiła się w jego pamięci jakoś szczególnie. Zwabione zapachem krwi, podeszły do martwej sarny i zaczęły ją powoli konsumować. Wyrywały kawałki świeżego mięsa z rozerwanego brzucha. Wkrótce obrobią ją do kości, kości przykryją liście, potem biały puch... I wszystko powróci do normalności, dopóki jakaś uczennica nie wpadnie znów na genialny pomysł odebrania życia niewinnej istocie.
Davis odkąd pojawił się Morpheus nie powiedziała ani słowa. Tu nie chodziło o to, że nie chciała, po prostu nie wiedziała co mówić. Phersu był przystojnym mężczyzną i musiała przyznać, że się jej podobał, więc nie chciała palnąć żadnej gafy. Rzuciła tylko krótkie "tak, oczywiście" i potem przeklinała w duchu swoją głupotę. Cieszyła się, że Mike wszystko załatwia. - Do zobaczenia. - Walnęła, a gdy mężczyzna zniknął odwróciła się w kierunku Mike'a. - Odpoczęłam. - Oznajmiła. Już dawno przestała dyszeć, ale o wieczornych biegach nic nie wspomniała. Nie tak kondycja co Gryfona. - To idziemy w głąb? No bo chyba nie odpuszczamy, co? - Uśmiechnęła się.