Samonauka jednopostowa
Weszłam do antykwariatu, nawet nie siląc się na przywitanie. Byłam na Nokturnie, tu panowały inne zasady, do których szybko się dostosowałam. A jednak właściciel skinął mi głową, bym podeszła do niego, co tez zrobiłam bez większej zwłoki. Znaliśmy się, wiedział kim byłam, a i dla mnie nie było żadną tajemnicą, że sprzedawał przemycone przedmioty, choć byłam przekonana, że nie
brudził sobie rąk. Podał mi książkę, jakby od razu wiedząc po co tutaj przyszłam, a ja mruknęłam krótkie
dziękuję, choć i to było zbędne. Może jakieś zasady ciotki wciąż były we mnie żywe, może nie chciałam splamić własnego nazwiska, które w tych okolicach było nieco bardziej
cenione.
Usiadłam w fotelu, wyciągając nogi przed siebie i otwierając książkę. Nie siliłam się na odkrycie tytułu, jedynie wodziłam wzrokiem po wyblakłych literach, by zorientować się, że miałam do czynienia z jednym z tych podręczników, których nie dostaniesz od ręki. Uniosłam kącik ust, stukając paznokciami w skórzaną okładkę. Zdjęłam rękawiczki, tu nie musiałam się obawiać, że ktoś zacznie zadawać pytania. Zawsze fascynowałam się czarną magią, wiedziałam, że nie była niczym dobrym, choć moja moralność nie pozwalała mi na odpowiednie rozróżnienie dobra i zła. Wszystko można było wykorzystać przeciwko drugiemu czarodziejowi, o czym przekonałam się nie raz i nie dwa raz. Skupiłam się na uroku, który od dawna tkwił w mojej głowie, a jednak wciąż byłam pewna, że jeszcze jestem
zbyt słaba na jego użycie.
Sectumsepra była naprawdę paskudnym zaklęciem, a jednak mnie intrygowało, być może przez sam fakt zdolności zadania komuś takich obrażeń, zupełnie tak jakby miało się w posiadaniu władzę. Pewnie chwyciłam różdżkę w prawą dłoń, choć nie zamierzałam wypowiadać inkantacji, jedynie przećwiczyć na sucho manipulację różdżką. Wykonałam więc kilkakrotnie poziomy zygzak, jedynie mrugając jednym okiem do właściciela antykwariatu, który doskonale wiedział co robiłam. Pokazał mi nawet dokładnie jak powinnam to zrobić, a we mnie pojawiło się jakieś miłe uczucie, że w końcu nikt mnie nie oceniał. Czasem miałam wrażenie, że mimo nieustannej rywalizacji, przemytnicy byli niczym rodzina, a może właśnie to pokazał mi Alexander. Głębokie, cięte rany, mogące prowadzić do wykrwawienia. Musnęłam opuszkiem ilustrację, przedstawiającą skutki tego zaklęcia, jedynie na kilka sekund zawieszając wzrok na ciemnych liniach, zdobiących moją dłoń. Wiedziałam do czego była zdolna magia, prawdę mówiąc nienawidziłam jej, a jednak wciąż czytałam jej sekrety, zagłębiałam się w stronnicach książek, wszystkich tych, które wpadły mi w ręce, poznając jej tajniki. Chciałam
wiedzieć, zaintrygowana doskonale poznałam już urok, który dopadł mnie, gdy dotknęłam ten przeklęty medalion, zafascynowana więc szukałam innych klątw, innych zaklęć, na które mogłam natrafić w pracy. O tak, musiałam poznać wszystkie niebezpieczeństwa, kiedy wciąż szukałam przeklętych przedmiotów.
Sectumsempra nie była co prawda tego typu urokiem, a jednak miałam wrażenie, że kiedyś mogła mi się przydać. Zapamiętałam więc każdy szczegół z tych kilku stron, pamiętając, że jeśli zobaczę w powietrzu poziomy zygzak, a chwilę później koło białego światła – nie skończy się to dobrze.
|zt