Niegdyś teatr, a dopiero niedawno przechrzczony na operę, otrzymał nazwę na cześć potwora z mitologii greckiej, jednakże wszyscy, którzy byli na Śmiertelnym Nokturnie chociażby raz, dobrze wiedzą, że Teatr Lamia, naprawdę niewiele ma wspólnego z kobietami, pożerającymi dzieci i młodych mężczyzn. Niegdyś piękny i zadbany, szybko popadł w ruinę, zamieniając się w ruderę, straszącą wybitymi szybami i starym, porwanym materiałem zwieszającym się tuż obok drewnianej tabliczki z nazwą miejsca. W środku prezentuje się lepiej, ale mimo wszystko pełno w nim śmieci i obskurnych foteli, tak twardych, że nawet najdzielniejszemu będzie niewygodnie. Niektórzy mówią, że Lamia wciąż jest czynna i na scenie od czasu do czasu pojawia się pewien mężczyzna, potrafiący śpiewać przepięknym tenorem. Zwykle odgrywa krótkie, proste przedstawienie z partnerką, na końcu którego jego towarzyszka umiera… dosłownie, gdyż mówi się też, że nieznajomy aktor jest wampirem, który tylko czeka na gości, aby móc dobrać im się do gardła. Będziesz miał odwagę to sprawdzić? Może będziesz miał akurat szczęście i spotkasz tajemniczego upiora w operze, a może to zwyczajny chwyt marketingowy?
MG może w każdej chwili wejść do wątku, aby ubarwić fabułę, bez znaczenia jaką opcję wybrało się w profilu.
Wiecie jak to jest, gdy tak mocno szumi wam w głowie, że macie ochotę trzepnąć się czymś mocno w łeb? Tak otępiała czuła się tylko po wypadku, gdy spadła przy wyścigu na miotłach. Wtedy straciła pamięć o całym swoim życiu, która do dzisiaj powracała tylko w skrawkach... mało istotnych w dodatku. Chyba znowu musiała w coś wlecieć, bo jej ciało błagało o zmianę pozycji. Co właściwie się stało i czemu znowu nic nie pamięta? Otworzyła z lekkim strachem oczy, bojąc się tego co mogłoby ją otaczać. W pomieszczeniu panował półmrok, jednak z łatwością stwierdziła, że leży na drewnianym parkiecie... a tył głowy opiera na czymś miękkim? Moira zerwała się gwałtownie do pionu, co tylko wzmocniło nieustający ból głowy. Czyżby ogromny kac? Zamrugała powiekami by złapać lepszą ostrość i nie mamrotać ze złością pod nosem zbyt głośno. Odwróciła się do domniemanej poduszki i mogłaby w tym samym momencie paść na jakiś zawał. Śpiący Eugenius? W dodatku miał na sobie narzuconą jej koszulę? Co się na brodę Merlina tutaj dzieje? Z przerażeniem zerknęła w dół i o dziwo zobaczyła na sobie koszulkę wcześniej wspomnianego kolegi. Nie wiedziała czy to jakiś chory żart, czy jeszcze się nie obudziła. - Ej ty, obudź się - szturchnęła go w ramię, nie siląc się na delikatność. Nie zamierzała czekać aż książę się obudzi i wyjaśni jej co się stało. Nie umiała sobie nic przypomnieć (a to nowość w jej przypadku, co nie?) i to strasznie dobijało Saldanę. Wszystko jakby pozostawało za mgłą, która nie chciała za nic opaść. Ostatnie wspomnienie jakie potrafiła znaleźć w głowie to te, w którym błądzili z chłopakiem po Londynie. Cóż za melanż i samowolka musiała ich ponieść!
Jęknąłem, kiedy gwałtowne, mocne szturchnięcie wybudziło mnie ze snu. Właściwie to nie jestem pewien czy w ogóle spałem, bo nic mi się nie śniło, ale zważywszy na to, że w pamięci nie pozostało mi nic z poprzedniej nocy, zakładam, że a) zbyt dużo się napiliśmy, b) wziąłem jakieś dziwne pigułki i dlatego to wszystko tak dziwnie wygląda. Leniwie otworzyłem oczy, mrugając i mrużąc je na przemian - chwilę nie potrafiłem przyzwyczaić się do panującego półmroku. Podniosłem się do pionu, podpierając się rękami o drewnianą posadzkę, choć miałem ochotę tylko przeciągnąć się i leżeć dalej. Okropnie bolały mnie plecy, a jeszcze koścista brunetka wbiła mi dłoń w ramię, co mogłem dopisać do kolejnych minusów tego kaca. Bo to był efekt wczorajszej imprezy, prawda? Rozejrzałem się po niezbyt dobrze oświetlonym pomieszczeniu. Znajdowaliśmy się w jakimś naprawdę mrocznym, ponurym miejscu bez okien. Dookoła nas znajdowało się kilkaset krzeseł ustawionych w stronę... sceny? Tak, to chyba było to. Za nic w świecie nie potrafiłem sobie przypomnieć czegoś takiego. - Moira? - wydukałem, marszcząc czoło i ściągając brwi. Przejechałem dłonią po twarzy, a później po brodzie, wyczuwając delikatny (naprawdę delikatny i ledwo widoczny) jednodniowy zarost - Wiesz może gdzie jesteśmy? - rozluźniłem brwi i spojrzałem na siebie. Już wiem, czemu było mi tak ciasno... Miałem na sobie ciemną damską koszulę. Zmierzyłem się wzrokiem, który następnie ponownie przeniosłem na ciemnowłosą. Tak, na jej drobnej posturze dumnie wisiała granatowa koszula - I co się stało? - usiadłem po turecku, nie wiedząc dokładnie co robić dalej. Przebrać się? Zostać tak? Poza tym w mojej głowie kłębiło się co najmniej tysiąc pytań na temat tej sytuacji. Jak to się w ogóle stało?
Sama się zastanawiała co powinna zrobić z jego koszulą, bo chyba nie zamierzał paradować w jej? Jakby nie patrzeć jeśli jej nie przeszkadzała zbytnio męska część garderoby, to jemu musiała trochę rozmiarowo nie pasować. Niekoniecznie jej ogromnym marzeniem było rozbieranie się teraz do bielizny w nieznanym miejscu... ale jeśli będzie trzeba? Moira akurat nie należała do wstydliwych panienek, które rumieniły się tylko na samą myśl, pokazania komuś swojego stanika. Gdy w końcu łaskawie otworzył oczy, odsunęła się na parę centymetrów. Ludzie po przebudzeniu dość różnie reagowali, wolała nie ryzykować, że jeszcze zacznie wymachiwać rękami i nabije jej siniaka pod okiem. - Niestety to tylko ja - posłała mu krzywy uśmiech, obserwując jego zachowanie. Rozejrzała się po pomieszczeniu, starając się szybko ogarnąć, gdzie właściwie jest. Przez brak okien, nie wpadały tu żadne promienie słoneczne, więc nie umiała też określić pory dnia. Potem w mroku udało jej się dostrzec ogromną ilość krzeseł skierowanych w ich stronę. To z pewnością była widownia... więc znajdowali się na scenie? To jakiś absurd, jak oni się tu w ogóle dostali? - Myślałam, że ty mi odpowiesz na to pytanie. Może jesteś jakimś psychopatą zaciągającym niewinne niewiasty do obskurnych miejsc? Do tej ładnej twarzyczki to by Ci to nawet pasowało! Musiałam chyba za dużo wypić, bo kompletnie nic nie pamiętam. A poza tym nie wiedziałam, że lubisz ubierać kobiece ciuszki... - zaśmiała się, przechylając lekko głowę. Przez chwilę siedziała zamyślona przyglądając się chłopakowi. Jeśli on nie wie co tu się dzieje i ona, to chyba powinni coś zrobić. Kto normalny chciałby siedzieć w takim miejscu z lukami w pamięci po wczorajszym wypadzie? Pomijając fakt, że ona od dłuższego czasu nie miała swoich wszystkich wspomnieć, ale co tam! Podniosła się gwałtownie, bo całego życia jak sierota nie zamierzała tu spędzić. Paroma sprawnymi ruchami ściągnęła z siebie jego koszulę i rzuciła mu na kolana. Widzicie jakie dobre serce? Nie będzie musiał wyglądać jak siedem nieszczęść. Szczerze to liczyła, że odzyska swoją część garderoby i nie będzie musiała paradować w samym staniku. Za to jak sprytny czarodziej wyjęła różdżkę, którą o dziwo nie zgubiła, i rzuciła jedno z najbardziej podstawowych zaklęć. - Lumos! Zmrużyła oczy, gdy z różdżki wyleciały promienie światła oświetlające choć trochę ich otoczenie.
Jak wiadomo wszem i wobec, nie potrafię się na nikogo gniewać. Ale, do jasnej cholery, jak miałem się nie denerwować, kiedy nie wiadomo czemu znaleźliśmy się w czymś na kształt amfiteatru, najprawdopodobniej w nocy, nic nie pamiętając? Kto by nie oszalał, kto nie robiłby z tego problemu? Moira odwiodła mnie od pomysłu narzekania, bowiem zaczęła zachowywać się tak, jakby nic nie miało miejsca. "O, jest super, pożartuję sobie z twojej koszulki, kiedy masz wielkiego kaca, heh" - zabawne. - Ej, czy ciebie to bawi? - spytałem z mimowolnym uśmiechem, spoglądając na swoją może nieco zbyt opiętą przez odzież część ciała. Nie pasowało to do mnie i jak najszybciej planowałem się pozbyć własności Saldany. Zerknąłem na odsuniętą o kilka centymetrów brunetkę, która nie wiedzieć czemu ściągnęła z siebie moją koszulę i rzuciła mi ją na twarz (później spadła na kolana, ale nadal gest pogardy pozostał). Cóż, jeśli nie chciała, żebym dostrzegł skrawek jej bielizny - nie udało się. Właściwie to w tamtej chwili sam byłem zdziwiony swoją spostrzegawczością. Może gdybym nie był zajęty, zarumieniłbym się czy coś w tym stylu, ale ostatecznie nie wywarło to na mnie większego wrażenia (oprócz tego, że przyjaciółka ściąga z siebie moje łachy i rzuca mi je na pysk w jakiejś opuszczonej ruderze). W każdym razie i ja postanowiłem się przebrać. Ściągnąłem z siebie koszulę Moiry i odetchnąłem z ulgą, kiedy w końcu mogłem zmieścić się we własną. W niej chyba wyglądałem lepiej. Wstałem, zapinając ostatni guzik przy szyi. Gdy w końcu wyglądałem w miarę przyzwoicie, schyliłem się po ciuch błękitnookiej, a później wyciągnąłem do niej rękę i jak na kiju podałem to, co do niej należało. Oczywiście przy tym zamknąłem oczy, coby nie naruszać prywatności (?) Krukonki. Mimo wszystko ta, jak gdyby nigdy nic, wyciągnęła różdżkę i oświetliła całe pomieszczenie. - Co to, do licha, ma być? Czy my jesteśmy w teatrze? - spytałem ze zdziwienie, po raz kolejny rozglądając się po sali - tym razem dokładniej. Kiedy ogarnąłem już całe pomieszczenie wzrokiem, postanowiłem zmienić perspektywę i chwytając różdżkę spoczywającą w kieszeni spodni. Przeszedłem kilka kroków, schodząc ze sceny. Ominąłem parę rzędów krzeseł i utkwiłem wzrok w stojącej w tym samym miejscu Saldanie - Powiedz coś! - krzyknąłem, żeby mogła mnie usłyszeć. Nie zwracałem uwagi na to, co działo się obok mnie, a jednak poczułem dziwny, nieprzyjemny dreszcz. Czyżby obniżenie temperatury? Albo to wyobraźnia płatała mi figle? Nie śmieszne.
Właściwie po co miała się sama nakręcać i straszyć? Na razie nikt ich nie atakował, ani nic nie waliło im się na głowy. Nie musiała biegać jak opętana po pomieszczeniu i ze strachem wołać o pomoc. Może jego przerażała wizja braku wspomnień z ostatnich godzin... ale Morię tylko to rozzłościło? Zmagała się w końcu z gorszymi pustkami, no halo. Oczywiście, że starała się rozpracować całą tą sytuację. Jak niby mogli się tu zjawić? Saldana po raz pierwszy widziała to miejsce na oczy i wątpiła by jej przyjaciel też zapuszczał się w podobne zakątki. Odkręciła tylko głowę w jego jego kierunku i uśmiechnęła się jakże niewinnie. - Może troszeczkę, ale wiesz z czystej dobroci serca nie będę kontynuować tematu twoich upodobań - odwróciła z powrotem spojrzenie od chłopaka na widownię. Nie wyglądało to na zbyt często odwiedzany teatr, operę... cokolwiek. Nie chciałaby tu spędzać czasu, oglądając nawet najlepszy spektakl. Gdy przebrany już Eugenius wyciągnął do niej rękę omal się nie roześmiała. Dawno nie miała styczności z takim zachowaniem. Niby to urocze z jego strony, że tak dba o jej prywatność. Będąc jednak szczerym to wcale nie czuła się zażenowana, a przynajmniej nie tak jak on. W Argentynie nie miała oporów opalać się w stroju kąpielowym czy bieliźnie... więc jaki problem mogłaby mieć teraz? No ludzie, to w końcu jej przyjaciel, a nie psychopatyczny gwałciciel. Kręcąc głową odebrała od niego koszulę i starannie narzuciła na siebie. - Z pewnością nie jesteśmy już w tamtym pubie. Wygląda na teatr, ale co mielibyśmy tu robić? Kojarzysz jakiś obskurny teatr w Londynie? Bo jesteśmy w Londynie, prawda? - zamyśliła się, szperając we własnej głowie. Ostatnie co udawało jej się wychwycić zza tej mgły niepamięci, to ten przeklęty bar. Idioci z nich, nie powinni się tam zapuszczać. W końcu od progu zauważyła to szemrane towarzystwo na barowych stołkach, które podejrzanie spoglądało w ich kierunku. Po prostu to zlekceważyła i poszła z Eugeniusem zamówić coś do picia. Ile właściwie mogli wlać w siebie alkoholu? Z pewnością nie wzięła ze sobą zbyt sporej sumy galeonów, a tylko na ładne oczy raczej nie sprzedawali w takich miejscach. Odgarnęła włosy do tyłu, zatrzymując palce na bliźnie schowanej z tyłu głowy za nimi. Rozmasowała starą pamiątkę, jakby mogło to pomóc jej przypomnieć sobie coś więcej. - Któryś z tych dziwacznych facetów musiał nam czegoś dosypać... albo ich Ognista jest podawana z jakąś niespodzianką. Niech ja tylko się dowiem, komu w głowie urodził się taki szalenie zabawny pomysł. - obserwowała oddalającego się chłopaka mając dziwne przeczucie, że to nie za mądry pomysł by się rozdzielać. Nie żeby od razu trzęsła portkami, bo facet gdzieś sobie idzie, zostawiając ją samą. Zwiedzanie tego miejsca samemu nie wydawało się za przyjemną wizją. Prawie nie podskoczyła, gdy ten krzyknął do niej z widowni - Eugenius, na litość Merlina, nie wydzieraj się tak. Chcesz by właściciel jeszcze nas dopadł?
A czemu ja nie wołałem o pomoc? Wolałem zachować tę resztkę męskiej godności, którą i tak zgubiłem już podczas incydentu z ubraniami. Jak bardzo popieprzony musiał być wczorajszy wieczór, skoro we śnie nie wyczułem, jak bardzo guziki wpijają mi się w tors? No dobra, spałem, ale to tak cholernie bolało... Nawet teraz. Ale cicho, zachowywałem się jak facet. - Daj spokój! Chciałabyś być właścicielką takiego miejsca? - tym razem ściszyłem głos, akcentując odpowiednie słowo. Wzruszyłem ramionami, bo, no kurde, kto chciałby mieć na własność taki syf? Mnóstwo kurzu, ciemno, w ogóle jakiś mroczny był ten teatr... Nikt normalny z pewnością się tu nie zapuszczał. Dlaczego więc obudziliśmy się w takim miejscu? Jak dużo musieliśmy wypić/wziąć, żeby kompletnie nic nie pamiętać? - Nie mam pojęcia, chyba powinniśmy się rozejrzeć, nie? - zapytałem głupio, mijając rzędy krzeseł. To miejsce było naprawdę ponure, więc z pewnością nie przyszlibyśmy tu z własnej woli, zwłaszcza, że czasami bywam trochę strachliwy. A z resztą, kto by się nie bał jakiejś starej, pełnej pajęczyn rudery? Zatrzymałem się przy jednym z siedzeń, po czym klapnąłem sobie na nim wygodnie. Uczucie chłodu zniknęło, czego niestety nie mogłem powiedzieć o dziwnym niepokoju. Odwróciłem głowę, ale nikogo za mną nie było... Przerażające. To chyba jednak nie był dobry pomysł. - Ale kto twoim zdaniem chciałby nas tak załatwić? I po co? - znów spytałem, podnosząc się i znów idąc w dół, na scenę. Byłem przerażony, ale nie dałem nic po sobie poznać, ha! Jaki dobry ze mnie aktor. Swoją drogą wersja Moiry wydała mi się prawdopodobna, ale właśnie. Dlaczego? - Przecież jesteśmy tylko dwójką niewinnych studentów z wymiany - stwierdziłem, wchodząc po schodkach na scenę. Stanąłem dość daleko od Saldany, ale doskonale widziałem jej rysy twarzy, oczy, włosy. Była nawet ładna, ale jakaś egzotyczna i czasami gadała głupoty. Ale to tylko czasami.
Był to jeden z pierwszych pojedynków od dłuższego już czasu. Większość osób zdążyła zapomnieć o tym wydarzeniu na rzecz świątecznej atmosfery, a później... pomniejszych innych zajęć. Światek czarodziejski żył długo jeszcze tajemniczym spłonięciem Salem, a następnie dziwnymi wydarzeniami, jakie miały miejsce coraz częściej w czarodziejskiej szkole: Hogwart. Niektórzy wręcz zastanawiali się czy przy dyrektorze Hampsonie na pewno bezpiecznie jest zostawiać swoje dzieci. Czy niezbyt luźną ręką podszedł do przyjmowania obcych, widocznie przynoszących jakiś zły omen w ściany Hogwartu, dzieci pod opiekę grona pedagogicznego w zamku. Ci zaś, którzy nie zajmowali sobie głowy takimi sprawami mogli się zjawić w Operze Lumia na Nokturnie, oczekując większych rozrywek niż głupota zatroskanych rodziców. Miał się dzisiaj odbyć długo wyczekiwany pojedynek. Specjalne zaproszenie otrzymali: @Avalon Cufferborough i @Arcellus S. Greengrass – byli znajomi ze szkoły. To oni dzisiaj mieli zapewnić emocjonujący wieczór i owiać sławą wydarzenie, które organizatorzy najwyraźniej postanowili przerodzić w coś bardziej pasjonującego niż rozgrywki jeden na jeden. Oglądanie pojedynków miało rozognić chęć wzięcia w czymś takim udziału. Oczywiście, za odpowiednim wpisowym, mającym zapewnić organizatorom dyskrecję zainteresowanych tematem.
Macie 3 dni na odpisanie. Po tym czasie ten, który się nie zjawi przegrywa walkowerem.
Pojawił się na miejscu jako pierwszy, chowając ręce do kieszeni spodni. Stał w miejscu, spoglądając co jakiś czas bez celu, w znużeniu, na rzekę za swoimi plecami. Jakoś nie widziało mu się to spotkanie. Musiał pokonać falę zdrajców krwi żeby się tu dostać. Powstrzymał się od splunięcia na ziemię, zamiast tego, bawiąc się różdżką w dłoni. Jakby jakaś pół-krewkowa dusza miała tu zbłądzić, to wiedziałby co z nią zrobić. Okręcał kawałek drewna między palcami w zastanowieniu. Termin spotkania mówił, że dzisiaj miał się rozegrać jego pierwszy nielegalny pojedynek. Z początku liczył, że w jakiś sposób się rozerwie, skoro ostatnio nie robił nic, co skupiałoby jego uwagę na czymś innym niż po prostu bycie Greengraseem. Nie żeby bycie Greengrassem było za małym obowiązkiem. Wiązało się to z planowaniem jak upodlić swoją rodzinę, pilnowaniem siostry, żeby nie rozniosła domu, a przede wszystkim, byciem zimnokrwistym (ale ważne, że czystokrwistym) skurwielem. Czyli generalnie się nie nudził, ale mógł się nie nudzić jeszcze mniej. W końcu ludzie światowi mają bardzo zajęty grafik. On też miał. Nawet jeśli okiem pobocznego obserwatora wyglądało na to, ze nie robił nic konstruktywnego. Właśnie konstruktywnie przygotowywał się do pojedynku, który miał nastąpić. Nie czekając na gapiów, a jedynie licząc się z wejściem wili, przywitał ją krótkim: — Ty — i skinął jej głową bez gderania. W sumie przynajmniej miał przeciwnika, na którego w jakiś niewyjaśniony sposób dobrze było spojrzeć. — Zaczynamy. Rzucił zaklęcie jako pierwszy, ale przecież nie bez ostrzeżenia.
Pojedynek (I)
Zaklecie: Ipsum Exo Atak: 2, 5 Koncentracja: - czy odnosi skutek?: TAK
Nienawidziła świstoklików ponad wszystko. Teleportację nawet pomimo jej wszystkich ułomności względnie lubiła, ale ten sztuczny, zakrawający o gwałt na naturze sposób teleportacji od razu wprawiał ją w szewską furię. Ciężko było też stwierdzić, co bardziej zagrało jej na nerwach - obecność zaczarowanego przedmiotu w kopercie, czy też personalia Arcellusa, z którym przecież niezbyt się lubiła w Hogwarcie. Gdzieś w zakamarkach pamięci wirowały wspomnienia o wielkim planie poderwania jego młodszej siostry, ale równie dobrze mogły one tylko być niemającymi pokrycia w rzeczywistości wymysłami ponownie wystawionego na narkotyki umysłu. W każdym razie, Avalon, jak to wila, przybywszy na miejsce nie była w najlepszym nastroju. Pomijając fakt oderwania się od kolosalnych tomów podrzucanych jej przez Archibalda, w tym pojedynku nie było absolutnie nic pozytywnego. Już nawet niedobór szacunku ze strony przeciwnika (byle jakie skinięcie głową wymykało się spod standardów Cufferborough) wyraźnie pokazywał, że nie będzie to zabawa, ale raczej mordęga. Jasnowłosa prychnęła cicho, wyjmując różdżkę i gotując się do obrony. - Aerudio - powiedziała dźwięcznie, od razu pozwalając zajęciom z Blythe'm pokazać swoje efekty. I choć odbiła dosyć przerażające zaklęcie, to wyraźnie czuła, że ledwo przekroczyła granicę sukcesu. "Akcent, ruch, synergia... kurwa...", rozległo się pośród rozrzuconych chaotycznie myśli, w miarę jak rzucone zaklęcie zostawało systematycznie osłabiane. Z kontrą Szkotka nie czekała zbyt długo - szybkie Expulso poleciało, jak się zdawało, w stronę byłego Ślizgona, ale nawet nie spostrzegłszy jeszcze czy w ogóle trafiło, wiedziała że nie odniesie żadnego skutku.
Pojedynek I
Zaklecie: Aerudio Obrona: 4, 4 (-1 za 10 z 19 punktów w kuferku) Koncentracja: - czy odnosi skutek?: TAK
Pojedynek I
Zaklecie: Expulso Atak: 1, 4 Koncentracja: - czy odnosi skutek?: NIE
Zaklęła pod nosem, widząc jak świetlisty pocisk przybiera zupełnie losowy tor lotu, ostatecznie nawet nie wywołując u Greengrassa jakiegokolwiek uniku. Czy na jego twarzy pojawił się grymas, albo może cyniczny uśmieszek, Avalon nie była w stanie stwierdzić. Wzięła tylko głęboki wdech, skupiając się na ponownym przywołaniu na myśl ćwiczeń z Archibaldem. Perfekcję osiągała przez radość albo obojętność - należało więc oczyścić umysł. Najprostszym na to sposobem okazało się niezwłoczne przystąpienie do działania, to jest przyjęcie wyprostowanej, dumnej sylwetki, a następnie wyprowadzenie kolejnego ataku. - Fraxus Ignis - mruknęła od niechcenia, wykonując najpłynniejszy gest, na jaki tylko było ją stać. Czuła się dokładnie tak, jak parę miesięcy wcześniej za Wrzeszczącą Chatą. Miała pełną kontrolę nad ognistym biczem, a co za tym idzie, postarała się trafić rywala w ramię trzymające różdżkę. Zawsze to jakaś przewaga, jeśli przy każdym zaklęciu będzie odczuwał ból.
Pojedynek II
Zaklecie: Fraxus Ignis Atak: 5, 2 Koncentracja: 3 (+3) czy odnosi skutek?: TAK
Zaklęcie chybiło. Ciężko teraz powiedzieć, czy miało zostać obronione przez Greengrassa. On sam pewnie z właściwą sobie zuchwałością w to wierzył. Każdy inny, kto go znał mógł mieć co do tego pewne wątpliwości. Chociaż w przebiegu pojedynku wykazywa się trzeźwością i odpowiednim refleksem, kto wie, czy nie był to po prostu fart głupiego. Nie należał w końcu do najbardziej błyskotliwych, jedynie za takiego się uważał, co potwierdził, kiedy dla siebie bardzo kreatywnie, a faktycznie raczej nie za bardzo, powtórzył po niegdysiejszej koleżance z roku zaklęcie, które sama przed chwilą zastosowała. Proste Fraxus Ignis wystrzeliło w powietrze magiczny bicz, który zakręcił się wokół tego wypuszczonego przez wilę. Niewidzialna siła omiotła sobą czar dziewczyny, a chwilę potem jego ognisty pas objął boleśnie rękę dziewczyny raniąc ją, chociaż szczęśliwie dla niej jej przeciwnik nie miał na tyle siły, by kontrolować zaklęcie bardzo długo. Bicz zniknął prawie od razu po dosięgnięciu przegubu wili, a Arcellus wyprostował się z wyjątkową dumą jak na kogoś kto nie powinien się puszyć z kradzenia czyichś pomysłów na przebieg pojedynku. — Może chcesz się wycofać — mruknął pod nosem wyraźnie znużony, bo nawet nie mieli dobrej publiki. Nie było po co się starać. Jego duma też działała dość wybiórczo, kiedy przekonywał sam siebie, że wycofanie się z pojedynku w sumie nie byłoby żadnym wstydem. Przecież i tak nie wierzył w to, że mógł przegrać – tępy ślizgon.
Pojedynek (II)
Zaklecie: Fraxus Ignis Obrona: 4 + 2 Koncentracja: -2 czy odnosi skutek?: TAK
Pojedynek (II)
Zaklecie: Fraxus Ignis Atak: 5 + 2 + 2 (26pkt z kuferka) Koncentracja: --- czy odnosi skutek?: TAK
Sklasyfikowanie zagrywki Arcellusa przychodziło jej z ogromnym trudem. Nie wiedziała, czy miał to być swoisty hołd wilowej przebiegłości, czy najzwyklejsze w świecie lenistwo wymieszane z ohydną butą, ale stawiała oczywiście na to drugie. Gdzieś z tyłu głowy ciągle miała świadomość potrzeby zachowania obojętności, dlatego też zignorowała zarówno wyciąganie wniosku z poczynań Greengrassa, jak również jego późniejsze przytyki. Jedynym sygnałem jakiegokolwiek człowieczeństwa okazało się wyraźne syknięcie z bólu - poparzenia nigdy nie były zbyt przyjemne. Próba obrony w postaci Accenure zupełnie nie wypaliła, choć Cufferborough nie potrafiła stwierdzić dlaczego, zrzucając to tym razem na złą gestykulację. Zagryzła z niezadowoleniem wargę, trzęsąc dłonią w naiwnym przekonaniu, że pomoże to na poparzenie przegubu. Wolała nie ryzykować rzucania lewą ręką nawet tak banalnego zaklęcia, jak Aquamenti.
Pojedynek (II)
Zaklecie: Accenure Obrona: 4, 4 :///// Koncentracja: - czy odnosi skutek?: NIE
Arcellus jaki był taki był, ale na pewno nie należał do najbardziej wybitnych z dziedziny magii. Czasem, jak sobie coś wmówił to nawet okazywało się to prawdziwe, ale aż tak bardzo przekonujący, kiedy rzucał kolejne zaklęcie nie był, bo to zwyczajnie nie zadziałało. Nie powinno to nikogo dziwić, skoro należało raczej do jednych z trudniejszych, ale Arcellus wcale nie traktował tego jako porażki. Założył, że chciał dać fory nieznajomej, w bardzo impertynenckim odruchu właśnie tak to sobie tłumaczył. A czas, w którym nie zadziałało żadne zaklęcie spożytkował na obejmowanie wzrokiem sylwetki nieznajomej, przez, co nikogo by nie zdziwiło, gdyby tą turę miał przegrać. Wzrok zbłądził gdzieś na rysach jej twarzy i tam się zatrzymał, zaraz potem na ustach dziewczyny, kiedy w końcu dziewczyna wymówiła swoje zaklęcie. Zmarszczył brwi, bo to nie należało do naturalności, żeby w ten sposób pochłaniał czyjąś sylwetkę. W tym miejscu zdał sobie sprawę z tego, że najpewniej ma do czynienia z wilą. Co samo w sobie było dość inteligentne, jak na człowieka pokroju Greengrassa, który zwykle ze spostrzegawczością miewał poważne problemy.
Pojedynek (III)
Zaklecie: Serpensortia Gigantica Atak: 2 + 3 Koncentracja: --- czy odnosi skutek?: NIE
Avalon nie zamierzała wygrywać tego pojedynku swoimi wrodzonymi zdolnościami, nieważne jak bardzo nielegalny by był. Dziwne, zaszczepione sobie jeszcze przed impulsywnym Obliviate dążenie do samodoskonalenia wyraźnie odciągało ją od jakichkolwiek oszustw. Może rzeczywiście nikt nie zwracałby na to uwagi, skoro i tak nawet ćwierćwilom przypisywało się najgorsze na świecie kłamstwa i obłudy, ale czasami rzeczywiście musi pojawić się jedna sprawiedliwa pośród miliona oportunistek. Uniosła kącik ust ku górze, zauważając wyraźną porażkę w zaklęciu Arcellusa i nie tracąc czasu, rzuciła swoje. Dziwnym zdawało się to, że oboje stali ciągle w tych samych miejscach, ale akurat w tym otoczeniu Cufferborough nie widziała zbyt wielu okazji na manewry. Chowanie się za siedzeniami figurowało znacznie poniżej jej godności.
Pojedynek (III)
Zaklecie: Drętwota Atak: 4, 2 Koncentracja: 5 (+2) czy odnosi skutek?: TAK
Zaskakujące, jak mona było go zszokować zwykłą Drętwotą. W głowie szukał jakiegoś wybitniejszego zaklęcia obronnego, spodziewając się, że dziewczyna znów wymyśli coś finezyjnego, czego nawet wcześniej do końca mógł nie znać, a zamiast tego zastosowała coś tak prostego, że dopiero po czasie spróbował rzucić zaklęcie Protego, ale nawet nie zdążył skończyć formuły, a już oberwał. Wylądował obezwładniony na ziemi zdany na jej łaskę. Martwo wyglądające szare oczy chłopaka w sumie… niczym się nie różniły od zwyczajowego jego spojrzenia. Pojedynek miał trwać dalej, a zamiast tego leżał bezwładny, wpatrzony, chcąc nie chcąc w zgrabne łydki dziewczyny, opięte w jej szatach. Byłby się nieco skrzywił, gdyby mógł, ale mięśnie miał sztywne, niezdatne do współpracy. Trudno powiedzieć co w tym momencie myślał sobie Arcellus Greengrass. Najpewniej i w tej sytuacji widział jakieś swoje korzyści, choć ciężko było je znaleźć komuś z nie tak skrzywionym umysłem jak ten były śliziński bajzel we łbie.
Pojedynek (III)
Zaklecie: Protego Obrona: 5 + 5 Koncentracja: -2 czy odnosi skutek?: NIE
Padający na podłogę Arcellus figurował tego dnia jako jeden z najprzyjemniejszych widoków, jakie Avalon miała okazję ujrzeć. Delikatny, w drobnym stopniu szyderczy uśmiech zawitał na jej twarzy, mimo że niezbyt mocno chciała go tam umieszczać. Korzystając z zyskanego czasu, przeciągnęła się leniwie i nawet ziewnęła, w ostatniej chwili zasłaniając usta wolną dłonią. Odgarnąwszy jeszcze włosy za ucho, zdjęła z rywala swoje poprzednie zaklęcie. Nie komentowała, nie docinała, ot, dała mu wstać i gdy tylko zauważyła, że jest względnie gotów do samoobrony, podjęła próbę ponownego posłania go do parteru. Teraz wyglądało na to, że może nawet trafi. - Expulso.
Pojedynek (IV)
Zaklecie: Expulso Atak: 3, 6 Koncentracja: 1 (+1) czy odnosi skutek?: TAK
Dobra passa dla Arcellusa minęła z momentem, w którym zebrał się z ziemi, podwijając rękawy koszuli. Zmarszczył brwi, patrząc na dziewczynę podejrzliwie. Wyglądała mu na mocno zarozumiałą w tym momencie, ale to chyba dość naturalne dla wil. Schował dłonie do kieszeni spodni, kompletnie lekceważąc zagrożenie, jakie mu sprawiała, a trzeba przyznać, ze przeciwnik był z niej, mimo początku gry, przedni. Arcellus się wcale nie uśmiechał, w przeciwieństwie do niej. Zachowywał tą samą kamienną twarz tak samo teraz, kiedy zaliczył glebę, jak i wcześniej. Widząc rzucone kolejne zaklęcie, znów zabrakło mu refleksu. Ledwie wyciągnął różdżkę, kiedy łupnęło go Expulso. Odskoczył do tyłu lądując po części na kolanach, a po części w kuckach, podpierając się dłonią na ziemi. Jego rywalka była niemową, więc już nawet skończył z nią gadać. Wyraźnie znała tylko kilka słów zaklęć i nic więcej. No cóż, nikt nie może być idealny. Nawet wile.
Pojedynek (IV)
Zaklecie: Protego Obrona: 3 + 4 Koncentracja: +3 Czy odnosi skutek?: NIE
Korzystając z okazji, że dziewczyna właśnie rzuciła zaklęcie, a jemu udało się nie rozpłaszczyć po nim na ziemi, od razu wykorzystał ten moment na rzucenie własnego zaklęcia. Wyciągnął różdżkę przed siebie, rzucając czar nie żaden wymyślny, ale ten, który jako pierwszy wpadł mu do głowy. Podstawy podstaw, zaklęcie oszałamiające, przy okazji z krótką inkantacją. Zwykłe Reducto zabrzmiało w powietrzu wypowiedziane gardłowym, suchym tonem. Ten pojedynek, jakkolwiek nie miał się skończyć, Arcellus bardzo chętnie by już właśnie ukończył. Już nawet wpatrywanie się w piękną twarz wili nie przynosiło mu żadnej satysfakcji. Zwyczajnie, miał wrażenie, że powinien być teraz gdzieś indziej. Można więc powiedzieć, że zaczął się niecierpliwić.
Pojedynek (V)
Zaklecie: Reducto Atak: 4, 2 Koncentracja: +3 czy odnosi skutek?: TAK
Nadmiar obojętności zdawał się nie działać wybitnie dobrze, pomimo dwóch sukcesów nim wywołanych. Czerpiąc przyjemność z widoku odlatującego wstecz Arcellusa, Avalon najwidoczniej straciła całą swoją czarodziejską finezję, nie wspominając już nawet o pamięci względem jakichkolwiek wskazówek Archibalda. Kontrę byłego Ślizgona zauważyła na czas, ba, reagować też zaczęła na czas, ale żelazna zasada polegająca na porządnym pilnowaniu gestykulacji przy rzucaniu zaklęć nie spotkała się z jej przestrzeganiem. Cufferborough została bez większego problemu trafiona, a utraciwszy równowagę wraz z orientacją, osunęła się ciężko na podłogę.
Pojedynek (V)
Zaklecie: Protego Obrona: 4, 5 :///////// Koncentracja: 1 (+1) czy odnosi skutek?: NIE
Tego dnia trafiła Ci się nie lada gratka. Do współpracy zaprosił Cię niezwykle znany, głównie w społeczności nieczarodziejskiej, artysta. Jak się okazało, był nie tylko czarująco przystojny, ale również błyskotliwy i utalentowany. Z łatwością kradł wszystkie niewieście serca i jego jedyną wadą było… jego pochodzenie. Wywodził się z biednej rodziny mugolskiej, co było słychać nie tylko w jego muzyce, ale i wywierało odpowiedni wpływ na jego styl bycia. Może sama byłaś pod wrażeniem, że udało mu się Ciebie namówić na wspólną sesję na Śmiertelnym Nokturnie. Tłumaczył, że potrzebuje odpowiedniego nastroju, aby stworzyć z Tobą coś niezwykle mocnego, co moglibyście potem przenieść do studia. Cóż mogłaś powiedzieć? Do odważnych świat należy!
Rzuć kostką numeryczną: 1 i 2 - Ach, słodkie dźwięki muzyki! Współpraca układała wam się wręcz cudownie i uroczy dowcip muzyka wprawił Cię w tak dobry nastrój, że nawet nie zwracałaś większej uwagi na jego nieciekawe pochodzenie - przynajmniej dopóki byliście razem. Niestety, nic nie może wiecznie trwać i rozstaliście się wkrótce z obietnicami spotkania się w studiu nagraniowym, bogatsi o kilka nowych potencjalnych hitów. Dodatkowo, w Twojej głowie pozostało wciąż kilka zagadnień z działalności artystycznej, jakimi mimochodem podzielił się z Tobą mężczyzna. Zgłoś się po dodatkowy punkt z tej dziedziny w odpowiednim temacie. 3 i 4 - Nie zdążyliście się nawet dobrze rozgrzać, a już w przerażającej operze zaczęły dziać się dziwne rzeczy i o ile lekkie falowanie zasłon można było tłumaczyć przeciągiem, a ciche, natarczywe stukoty wyjaśniali ewentualni panoszący się tutaj bezdomni, tak wampira nie można było wyjaśniać jedynie wyobraźnią. W ciągu kilku kwadransów słyszeliście jego zawodzenie zdecydowanie zbyt często, abyście mogli uznać, że był to jedynie przypadek. Wreszcie, gdy zza rogu wyskoczyła zakapturzona postać, muzyk nie wytrzymał i zwyczajnie dał nogę. Nie był to co prawda wampir, a jedynie zwykły, przemarznięty mieszkaniec Lamii, jaki pewnie chciał was prosić o zapomogę. Wystraszył Cię jednak tak solidnie, że pewnie nawet tego nie spostrzegłaś. Podczas błyskawicznej ewakuacji uderzyłaś się w kolano. Po kilku godzinach okazało się, że w ciągu paru następnych dni będziesz musiała zmagać się z paskudnym siniakiem, lekkim bólem oraz nieznaczną opuchlizną. Jednakże taka rana w obliczu grożącej śmierci to nic, nieprawdaż? Szkoda jedynie, że żadne z was, ani muzyk, ani Ty, nawet nie pomyślało o ponownej próbie nawiązania kontaktu. 5 i 6 - Współpraca z panem przystojnym okazała się być prawdziwą katastrofą. Nie potrafiliście się zsynchronizować i wasze wizje muzyczne rozmijały się w tak wielu punktach, że ostatecznie rozstaliście się w atmosferze rozczarowania. Pod sam koniec zaczynało Ci przeszkadzać już nawet to, że zbyt głośno się śmieje, więc jednak może to i dobrze? Na Twoje nieszczęście, wcześniejsze niż planowane wyjście z opery było brzemienne w skutkach. Kiedy wracałaś do siebie ulicą nawet nie zwróciłaś uwagi na utratę sakiewki z galeonami, której pozbawiła Cię niepozornie wyglądająca starowinka żebrząca na ulicy i jej brak spostrzegłaś dopiero kilka godzin później. Na szczęście miałaś przy sobie jedynie 20G, ale tę drobną kradzież kieszonkową i tak musisz zgłosić w odpowiednim temacie.