Sklep ten znajduję się na ulicy Śmiertelnego Nokturnu pod numerem 13B. Jest to spore i odnowione w surowym, eleganckim stylu pomieszczenie z dużym kominkiem. Spora część możliwych do zakupienia tu przedmiotów jest co najmniej niebezpieczna - wszystkie jednak są towarami deficytowymi, na które stać jedynie czarodziejów o najgłębszych kieszeniach lub najlepszych koneksjach.
Uwaga, wszystkie przedmioty poniżej są trudne do zdobycie i w celu ich kupienia należy rzucić kostką opisaną poniżej. Przedmiotów trudno dostępnych nie można kupować listownie!
1 - może to pech, może to po prostu gorszy dzień - kiedy wchodzisz do Borgina, "ostatnią sztukę" produktu który chcesz kupić nabywa właśnie jakiś czarodziej w imponującym cylindrze. Po chwili rozmowy ze sprzedawcą dowiadujesz się, że jest opcja przyśpieszonego zamówienia, ale za dodatkową opłatą. Przedmiot kosztuje 50 galeonów więcej. 2 - niedawno trafiła się nowa dostawa przedmiotów z Kongo, Luksemburga oraz Kolumbii. Nadmiar zalega na magazynie - wybrany przez ciebie przedmiot jest przez to 20 galeonów tańszy. 3 - niestety, towaru nie ma i, jak to mówią, nie wiadomo kiedy będzie. 4 - od samego wejścia sprzedawca, nieważne czy czarodziej czy skrzat, rzuca ci dość nieprzychylne spojrzenia. Może naniosłeś błota do środka, a może z twojego mokrego przez ulewę na zewnątrz palta leje się struga wody prosto na podłogę? Tak czy siak po złożeniu zamówienia sprzedawca stuka nieco dłużej w kasę, a cena produktu okazuje się być 20 galeonów wyższa niż powinna - i lepiej zbyt długo się nie awanturuj, bo zaklęcia ochronne zaczynają buczeć powoli na ścianach. 5 - być może trafiłeś na inwentaryzację albo po prostu na dzień, kiedy wszyscy wzięli urlop na żądanie - tak czy siak, Borgin jest po prostu zamknięty. 6 - nie wiesz czy to normalne, ale w środku, mimo zamkniętych drzwi, widzisz przecież klientów - parę żywo gestykulujących i wskazujących na kolejne przedmioty osób. Kiedy ciągniesz za klamkę lub pukasz do środka, żaluzje oraz firany natychmiast same się zaciągają.
Trzask. Przed sklepem pojawiły się ni stąd ni zowąd dwie młode dziewczyny wyraźnie różniące się od reszty towarzystwa. Cóż... rzadko kiedy stali bywalcy Nokturnu mięli możliwość oglądania uczennic Hogwartu. I to w środku roku szkolnego! Nie dziw więc, że się im przyglądali. Mogli to robić trochę dyskretniej, ale cóż. Szara masa zaczęła niebezpiecznie się do nich zbliżać, więc Elliott bez słowa wciągnęła Morg do Borgina i Burkesa. Od razu uderzył ją zapach stęchlizny i kurzu. Otrząsnęła się lekko, próbując pozbyć się uczucia niepewności. Spojrzała na przyjaciółkę z uśmiechem, po czym weszła wgłąb sali. Wszędzie, gdzie tylko się spojrzało, w oczy rzucały się przeróżne przedmioty. Większość z nich była Gryfonce nieznana, ale rozpoznała parę laleczek Voodo, jakieś zakazane eliksiry oraz rękę Glorii. Powstrzymała dreszcz, który za wszelką cenę chciał przejść przez jej ciało. Nie lubiła takich miejsc. Mrocznych i niedostępnych, ale mimo to sklep ewidentnie ją do siebie przyciągał. Może to ta nutka adrenaliny i zaintrygowania?
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Morgane odwzjamniała dziwne spojrzenia złych czarownic i czarodziejów. Jednak robiła to z większą agresją w oczach. W pewnym momencie chciała nawet wyjąć różdżkę. Uśmiechnęła się na pociągnięcie Elliott jej małego ciała. - Dzięki - wyszeptała do przyjaciółki. Gdy weszło Morgane odtrąciło przez zapach. Był on okropny. Popatrzyła w górę. Tyle pajęczyn! Takich starych... Zauważyła kilka zakazanych eliksirów. Kilka jej się spodobało. Ciągnęlo ją jejdnak tutaj tylko dla książek. Szukała coś o zielarstwie lub w tym guście. Pojawiła się stara pomarszczona kobieta. Wyglądała jak trup. - Witam panią! - Powiedziała pewnie. - Czego szukacie dziewvczynki? - Spytała z wyraźną chrypką w głosie jakby piła codziennie dużo wódki i paliła 2 paczki papierosów. Zwinęła dłonie w plecionkę palców. - Jakiejś ciekawej książki psze Pani - wymamrotała. - O czym młoda damo? - Popatrzyła na Morgane uważnie. Okropnie śledziła jej każdy ruch. Morg sparaliżowało. - Jest coś o zielarstwie? O jakiś magicznych stworzeniach... Cała prawda..? - Załamał jej się głos. Jąkała. - Tam! - Powiedziała wkurzona i pokazała z pogardą miejsce. Jakby się brzydziła jej lękiem. Chyba uznała ją za ta dobrą. Dziewczyna tam poszła. Nic zbytnio nie znalazła. Widziała jakiś podręcznik podobny do tych szkolnych. Tylko taki starszy. Wzięła jeden egzemplarz. - Tylko to. Dziękuję - Podała książkę, kobieta ją spakowała i Morg za nią zapłaciła. Szybko ją schowała do torby. - Elliott ty coś kupujesz?-powiedziała na ucho przyjaciólki.
Z zaciekawieniem wędrowała w coraz to dalsze zakamarki sklepiku. Czuła na sobie czyiś wzrok, ale nikogo tu nie było. Tylko ona, a gdzieś bliżej wejścia Morgane i starsza kobieta - ekspedientka. Wzruszyła, więc tylko ramionami i brnęła dalej. Na półkach stały jakieś słoiki, księgi i fiolki. Wzdrygnęła się, gdy zobaczyła gałki oczne w jednym z nich. Dobiegł do niej głos Morg, a usłyszawszy swoje imię, zaczęła się cofać. - Ee... nie. Dziękuję. Nic nie potrzebuję. - Uśmiechnęła się do przyjaciółki. Spojrzała z ciekawością na księgę, którą trzymała. Chyba była o eliksirach. Spojrzała tardo na kobiecinę za ladą. Wiedziała, że na Nokturnie nie ma miejsca na otwarty lęk. Tutaj trzeba było go schować jak najgłębiej. - To co? Gdzie teraz?
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Schowała swoją książkę. Dzięki zaklętej jej torebce tak duża księga zmieściła się w małej torebce. Uśmiechnęła się w duchu do siebie. Podeszła bliżej Elliott. - Sama nie wiem... Wole - przyciszyła ton - tutaj nie mówić gdzie będziemy za chwilkę - głos jej zadrżał. Dostała gęsiej skórki. Założyła na twarzy mroczną maskę. Tak, by nie było widać, że się boi i chce jak najszybciej stąd uciec. -...ciuchy, ciuchy che już tam być... CHCE! Okey Morgane nnie panikuj. Wdech i wydech. Kilka kroków wyjdziesz.. Przeteleportujesz je do sklepu i będzie okey. Tylko nie panikuj.- powtarzała sobie to w duchu. - Do widzenia! - powiedziała, a dziewczyny wyszły z tego śmierdzącego miejsca. Tłum na nie czekał. Każdy był ubrano na czarno. Śnieg dodawał tej scenie mroźnego powiewu. Arktyczne powietrze dusiło mrozem. Kolory się wymieszały. Chichoty z każdej strony. Stare wiedźmy trzymały jakieś zakazane przedmioty. Jedna miała wisiorek który przypominal zegar. Dziewczyna od razu wiedziała co to jest.. Stara kobieta chciała im chyba powiedzieć, że je cofnie w czasie, by ich tu w ogóle nie było. Wzdrygała się. Wzięła Elliott za rękę. Poprawiła kapelusz, by jej nie spadł. - Przepraszam za to - Powiedziała cichu jej na ucho - ale andrenalina sama wiesz - zachichotała. Świat znów szybko się skrzywił, a po nich nie było już śladu. Morgane użyła teleportacji, by dziewczyny pojawiły się w sklepie Olivii. Nie ma ich już tutaj.
Przyszedłem w końcu na miejsce... Otwierając brudne drzwi spojrzałem z ciekawością na wnętrze sklepu. Nareszcie poczułem się jak w domu... Znaczy się włosy stanęły mi niemal dęba a wzrok wyostrzył się gdy tylko poczułem atmosferę tego mrocznego miejsca. Spokojnie nie śpiesząc się obserwowałem stare fiolki pełne zakazanych płynów oraz okładki ksiąg gdzieniegdzie oprawionych nawet ludzką skórą...Bez pośpiechu podszedłem do lady i spojrzałem na starą pomarszczoną sprzedawczynie ... - Witam panią mam pewne rzeczy które mogły by zaciekawić właścicieli... Targi trwały długo lecz w końcu zdołałem wymienić ukradzione czarno magicze książki na rzadki dwa eliksiry i tyleż samo laleczek wudu... Nie do końca zadowolony z zakupów wyszedłem ze sklepu i skierowałem się w stronę głównej ulicy.
Cedric i Cait najpierw udali się do Hogsmeade, skąd Ced teleportował ich na ulicę pokątną. Pobłądzili trochę, pobłądzili, wszakże Bennett już tutaj dość dawno nie był, ale w końcu trafili na przejście na Nokturn! Kieedyś któryś z kumpli opowiadał Cedrikowi o sklepie u Borgina i Burkesa, w którym można kupić nawet laleczki voodoo, a ponieważ Ced z kilkoma osobami na pieńku miał, postanowił sprawdzić faktyczne działanie takich laleczek, hihi! Nasza dwójeczka stanowczo odstawała ubiorem od tego podejrzanego elementu, który przemykał uliczkami Nokturnu. Nic dziwnego więc, że przechodząc, przyciągali mnóstwo spojrzeń... jednakże Ced albo tego nie widział, albo udawał, że nie widzi, bowiem przez całą drogę pod drzwi Borgina i Burkesa opowiadał Cait o różnych smokach, co pewnie dziewczynę niezbyt interesowało, ale cóż! Może przynajmniej dzięki temu Cait czuła się mniej obco, bo napierający na nich zewsząd czarownice i czarodzieje z pewnością nie spoglądali na parkę przychylnym wzrokiem. W końcu krukon wciągnął Cait do środka sklepu, przed wejściem rozglądając się jeszcze czy ktoś ich nie... śledzi! Co prawda nikt ich nie śledził i prawdopodobnie nawet nie zamierzał tego robić, ale w ten sposób Bennett mógł poczuć się jak bohater tych kiepskich mugolskich filmów przygodowych, heheh. - I jak, urokliwe miejsce, nie? - zapytał szeptem, kiedy już znaleźli się w środku. Cóż za dziwny sklep! Tyle kurzu podniosło się wraz z otworzeniem drzwi, że Cedric parę razy kichnął, zapewne nieco burząc mroczną atmosferę tegoż miejsca.
Tak jak się spodziewała ich wyprawa zaczęła się iście tajemniczo (i pewnie tak się zakończy, lepiej nie wnikać).Nie ważne, że Ced nie odpowiedział na jej subtelnie zadane pytanie, nie ważne, ze miała na sobie beznadziejny strój na wyprawy... Po dziwny spacerku poza teren szkoły, przetransportowali się na ulice Pokątną... Czy już wspominałam, że Cait nie lubi Londynu? Nie? Nooo ale nic... w ciągu paru lat swojej nauki musiała nawyknąć. wiecie trzeba gdzieś kupować kociołki, pióra i książki.Z resztą... Większość czarodziei próbowało jej tłumaczyć, ze ta ulica różni cię od Londynu, ona jednak nie słuchała tego nigdy... Czasem tylko myślała nad tym, że miło tu przyjść, zobaczyć tę starą wariatkę, którą nazywała słodko babcią. Jednak nawet ona powtarzała, że Londyn to tylko Londyn i nic specjalnego. To czemu wszyscy tu lgnęli? Teraz jednak nie marudziła, towarzystwo w zupełności pokrywało się z tą niekomfortową sytuacją. fakt, trochę za dużo mówił o smokach , ale w sumie je z Ravu, tego się nie ogarnie... Omineli wszystkie ciekawe według dziewczyny miejsca. Skręcili w jakąś ciemną, plugawą ulice, gdzie wszyscy na nich patrzyli spod kapeluszy. Tak, tak wiem, ładna para, ale czego chcecie? Na szczęście nikt nie zdołał mi odpowiedzieć na to pytanie, bo przeszli w miarę stabilnie do miejsca nie wyglądającego pod względem czystości lepiej niż klasa na 3 piętrze. I znowu zonk... Biała tunika - eine gute idee! - Zdecydowanie, uroku mu odmówić nie można. Nie ma to jak drobinki kurzy unoszące się nad naszymi głowami... Do tego ta tajemniczość. Zdecydowanie w sam raz. Każda trzeźwo myśląca osoba nie zrozumiałaby tego, co dziewczyna chciała słowach ująć. Jednak, Cait czuła się prawie jak u siebie w domu. I nie, to nie ze względu na brud! Po prostu było cicho i mrocznie... I miała bliską sobie osobę na wyciągnięcie ręki, co rzadko się zdarza.
Wiadomka, że tak, przecież z Ceda to w ogóle taki tajemniczy człowiek był, heheh. Ta wyprawa była w ogóle idealną okazją, żeby kupić kilka laleczek voodoo i mieć zapas prezentów dla znajomych na długi czas... na przykład taki Casper, o! On to się na pewno ucieszy, poza tym z tego co Cedric pamiętał, jego urodziny wypadały wtedy co Drake'owe, czyli mało czasu było! Taak, Ced zdecydowanie preferował takie sprytne rozwiązania. Niestety, krukon nie był świadom faktu, iż Cait nie przepada za Londynem! Wtedy może wziąłby pod uwagę jakąś wycieczkę do Hogsmeade przykładowo, ale tak... hm, no niestety! - Nooo, fajna atmosferka. Wygląda jak z tych mugolskich filmów grozy, nie? Mój ojciec kiedyś przy takim pracował, fajna sprawa - trzeba zauważyć, że podczas gdy Cait jest czystokrwistą czarownicą, Ced to prawie mugolak. Nie wziął pod uwagę tego, iż dziewczyna może nawet nie wiedzieć jak wygląda telewizor! Zmrużył oczy, rozglądając się po mhrocznym sklepie. Kiedy jego wzrok natrafił na upragnione laleczki voodoo, pociągnął Cait w ich stronę. - Eheheh, kogo imieniem nazwałabyś swoją laleczkę? - zapytał, na chwilę przerywając uważne przyglądanie się szmaciankom i przeniósł cwaniackie spojrzenie brązowych tęczówek na ślizgonkę.
Oczywiście, był tak tajemniczy, ze o jego życiu prywatnym rozpisywał się największy szmatławiec tej szkoły zwany obserwatorem.Gdyby nie to, że ostatnio tez tam ją umieścili nie zajrzałaby tam więcej niż raz po założeniu wizbooka. Tak... Ciekawe komu się nudziło popołudniami i śledził uczniów w drodze z jednej sypialni do drugiej? Pomysł z kupieniem prezentów w sumie do najgorszych nie należał, w końcu tak zdeprawowanej młodzieży,jak tej z grona Benetta nic innego niż laleczki voodu do szczęścia nie potrzeba. Z drugiej strony... Jedzenie też daje szczęście, a nie można przez nie dostać szlabanu! - Nie mam pojęcia, w końcu mugolskie filmy są mi dalsze niż schadzki puchonów w kuchni - I nie, nie chodziło o odległość geograficzną. Nigdy na tych ich "imprezkach" nie bywała, choć miała parę kroków z za Kamienne Ściany. Zawsze czuła ku temu opory.. Może dlatego, ze przychodziła tam masa niezdolnych, udających czarodziei dzieciaków, których największym celem było sięgnąć 100 kilko w wieku 10 lat? Tak, to by miało sens... Jednak znajdowały się ciągle osoby, które co trochę chciały tam z nią pójść, by w końcu nie była taka "zimna". Lepiej jednak, ze w tym czasie siedziała u siebie, bo wszystkich tam przerobiłaby na gulasz. - W sumie lista większa niż ilość piasku na pustyni - No niestety, miała więcej wrogów niż przyjaciół, ale jakoś jej to nie przejmowało. Trzeba stanąć prawdzie w oczy: Albo się lubimy, albo spadaj, mówiąc delikatnie.
No niestety, w tej szkole pojęcie prywatności mocno kulało. Przynajmniej według biednego Ceda, który co tylko nie otworzył wizbooka, mógł poczytać o sobie i swoich najbliższych baardzo ciekawe rzeczy na profilu Obserwatora. Z początku naprawdę miał to gdzieś, wisiał mu jakiś oszołom z wizbooka... tylko, że z czasem to zaczęło się robić naprawdę denerwujące. Ile razy słyszało się o rozpadających się związkach czy popsutych relacjach osób, które przeczytały u Obserwatora jakąś plotkę i w nią uwierzyły? A właśnie! Och, co tam jedzenie, czy jedząc pizzę czuje się zastrzyk adrenaliny? Jeśli ktoś cierpi na wysokie nadciśnienie to pewnie tak heheh, ALE Cedric i tak raczej wolał umilać sobie czas porywaniem Merlinowi winnych ślizgonek do Londynu, cóż za ryzyko, ojaa. - Tak? - zdziwił się odnośnie tego co powiedziała na temat filmów. Ojciec Bennettów był wziętym reżyserem, więc chłopak od małego był obyty z mugolskim środowiskiem filmowym. Zaraz jednak do niego doszło, że przecież Cait jest czystej krwi, nic dziwnego, że ta tematyka jest dla niej obca. - Kiedyś ci puszczę dziesięć filmów, które nawet porządny czarodziej powinien zobaczyć - uśmiechnął się cwaniacko i wrócił do oglądania voodoo. - Taaaa, wiem o czym mówisz - pokręcił głową, tym samym wyrażając dezaprobatę dla swoich i Kajtkowych wrogów. - Ta wygląda jak Chrisitan Shiver trochę, nie? - zarechotał i sięgnął po laleczkę, która leżała na samym końcu półki. Zamachał nią przed twarzą dziewczyny, by i ona dostrzegła to niesamowite podobieństwo do krukona.
Teleportacja to jednak była dobra rzecz, rok szkolny jeszcze się nie zaczął, więc miał czas na to, aby zakupić wszystko do szkoły, znaczy, taki był pretekst, jednak prawdziwy cel Roberta był inny. Będąc już na ulicy Pokątnej, wszedł w boczną uliczkę, zmierzając do Śmiertelnego Nokturnu. Gdy był już na tej uliczce, ogarnęła go wewnętrzna ciemność, wiedział, że popełnia błąd, ale nie mógł już się od tego odwołać, taką wybrał drogę. Przekroczył prób sklepu Borgina i Burkesa, po czym podszedł do lady, powiedział do sprzedawczyni. - Poproszę jakąś książkę, ze spisem czarnomagicznych i zakazanych zaklęć, z dopiskami jak się ich nauczyć. - sprzedawczyni zamyśliła się przez chwilę, jednak po paru sekundach chyba coś jej zaświtało, poszła na zaplecze, skąd wyciągnęła jedną z większych książek, po czym podeszła do lady, kładąc na niej książkę. Robert wyciągnął należną sumę pieniędzy, po czym schował książkę do torby i wyszedł ze sklepu.
Życie jest całkowicie beznadziejne. Jakieś zarazy, tona obowiązków i ludzie, którzy doszukują się dziury w całym. Starasz się, robisz, a przynajmniej próbujesz, by potem się dowiedzieć, ze to nie było ważne, bo istnieje coś, co straciło termin ważności n czasu temu, jednak niektórzy nie potrafią tego zrozumieć. Są też tacy, którzy po prostu odzywają się, gdy czegoś chcą. Normalka. Nikogo normalnego, a przynajmniej choć trochę podobnego do Philippa, który choć nie był specjalnie miły czy uczynny, to jednak jakieś tam przyzwoite podejście do wszystkiego miał i od czasu do czasu coś dla kogoś innego zrobił. Nawet ostatnimi czasy zarządził prezent dla prof. Brendana. Szaleństwo, ale cóż zrobić? Kazano mu, to zarządził. Takie życie. Zawsze jest ktoś, kto czegoś wymaga. Gdyby nie to, że wszystkie książki spoczywały ostatnio w jego niewielkim mieszkaniu, to pewnie przejąłby się niezmiernie. A tak to siadał, palił co akurat wpadło mu w oczy po szkole i czytał. Już nawet mugolska literatura nie robiła na nim wrażenia. Wcześniej mógł się przynajmniej pośmiać z książek typu "Kajtek czarodziej" całkowicie oderwanych od rzeczywistości. A teraz? Chyba nawet na to nie miał ochoty. Co jednak przez jakieś pospólstwo będzie sobie truć życie i zamykać się w swoich czterech ścianach? Nie należał do specjalnie przejmujących się, przynajmniej tym, co względne i nie idealne, więc i tym razem postanowił stanąć losowi na przód. Jak? Po prostu nie dawno dostał list od Soph. Treść była prosta - eliksir wielosokowy. Już. Zaraz. Czego się nie robi dla rodziny? Samemu sobie odpowiedzcie na to pytanie. Phil już znał odpowiedź, w której zawierało się, że skombinowanie studenckiego napoju to błachostka. Był jednak zbyt leniwy, by cokolwiek samemu uwarzyć, więc zdał się na gotowe dzieło z Borgina&Burkesa. Wszedł pewnym krokiem, z chłodną miną, jakby co najmniej przychodził tu co weekend i znał wszystkich na dzielni. Guzik prawda, ale u Lorrainów to rodzinny, ze mają wyczucie jakiegoś zachowania, którym powinni się cechować w danym miejscu. Tak więc w dość przeciętny sposób zapytał o wcześniej wspomniany eliksir i eliksir rozpaczy, który ostatnio dość mocno zaczął go interesować, po przeczytaniu książki, którą zastał w wynajętym mieszkaniu. Swoją drogą zastanawiał się czemu akurat tak książka tam została - nie wnikał jednak. Nie miał siły. Przeczytał ją i fajnie, nic więcej w tym temacie. Teraz warto sprawdzić czy to prawda co w tym tomiku jest napisane. Dostał, zapłacił, wyszedł. Wrócił do mieszkania. Tam pewnie zagłębi się w kolejne listy. Takie życie, już nikt nie umie drugiemu człowiekowi spojrzeć prosto w twarz.
Uprzejmie proszę, by gracze, którzy nie biorą udziału w poszukiwaniach kamieni, nie wchodzili do tego tematu, do zakończenia eventu! Natomiast tych, którzy biorą udział w evencie, by pisali tutaj posty o ile już trafili, a także wyczekiwali interwencji MG!
Wszystko bywa przewrotne. Los, który płata nam figle i życie, które zmienia się z biegiem czasu, ale przecież każde wydarzenie ma swój początek i koniec, a finalnie i tak lądujemy w piachu, więc co za różnica czy stanie się to dzisiaj, czy za... Kilka lat? Dla Rogera to nie miało żadnego znaczenia, zwłaszcza teraz. Jakby nie patrzeć, mężczyzna był świadomy tego, że w końcu nadarzy się idealna okazja, by wysłać grupę tępych jednostek, które ryzykując życie rozpoczną poszukiwania nieśmiertelności. Dla mężczyzny był to wyraz przede wszystkim głupoty, nad którą niektórzy nie panowali. Smutnym jest to, że on miał już pewne plany co do grupki jakiej uda się tutaj dotrzeć, ale kiedy to nastąpi? Chyba już nikt nie jest w stanie przewidzieć, dla tego jedyne co w tym momencie robił, to czekał. Chciał mieć pewność, że nikt nie zniszczył jego przedsięwzięcia, a tym którym się udało dotrzeć... No cóż, czeka ich surowa kara za impertynencje.
Na szczęście tylko mu się wydawało, że trafił na ostatnich durni w Szpitalu Świętego Munga. Zajęli nim się całkiem miło, chociaż dziwnie było mu leżeć w łóżku, gdy jego koledzy i koleżanki skakali i zjawiali się na każde zawołanie. Bardzo mu to imponowało, bo jak widać dziesięć lat ciężkiej pracy zaowocowało, kiedy tylko potrzebował pomocy. Niedługo musiał czekać na wypis. Zaledwie kilka dni. Gdy odbierał swoje rzeczy, zobaczył w nich kolejny świstoklik. To gra się dla niego nie skończyła? Myślał, że jak ulotni się z miejsca i wyląduje w szpitalu, to jakiekolwiek dostał zawiniątko, już nie będzie mógł tam wrócić i dalej ryzykować życiem. Został teleportowany ponownie na Śmiertelny Nokturn. Rozejrzał się dookoła, na szczęście to nie była ta sama rezydencja. Teraz może nie wyskoczy na niego wilkołak. Domyślił się, że ma wejść do środka Borgina i Burkesa, ale szczerze mówiąc, chciał się już wycofać. Miał wrażenie, że jest na to za stary, a kamień nie jest wystarczającą nagrodą, dla której warto tak ryzykować. Związku z tym, że sklepy obydwu właścicieli były niedaleko siebie, Zachariasz na pewno znał tu sprzedawcę. Podał mu dłoń jak znajomemu, witając się z nim w ten sposób. Czy przybył jako pierwszy? A co z innymi? Zaczął się rozglądać po sklepie, dość sugestywnie. - Był tu ktoś przede mną? - spytał zaskoczony.
Jack całą drogę zastanawiał się, co takiego tamten podejrzany gościu mu wcisnął do rąk i do czego to ma służyć. I dlaczego miał się zjawić akurat u Borgina i Burkes'a. Dokąd to wszystko prowadziło? Czy w ogóle były jakieś kamienie? Może to był tylko jakiś durny żart? Bo dlaczego świstoklik przeniósł ich do jakiegoś pubu, w którym ludzie mieli nie po kolei w głowie? Reyes nie ogarniał tej kuwety. Miał nawet wrażenie, że zrobił się jakąś bezwolną marionetką nie wiadomo kogo. Jakichś typków, którzy ewidentnie robili sobie z nich jaja. A Percy trafił do więzienia. On zaś miał uszczuplone fundusze i zmierzał do miejsca totalnie mu obcego i nawet, gdyby ktoś go teraz spytał po co on tam idzie - nie miałby pojęcia co odpowiedzieć. No, dobra, aktualnie i tak nie miał ochoty się odzywać. W ogóle nie lubił tego robić i robił to tylko kiedy naprawdę musiał. Oby teraz go nie zmuszali. Wszedł do środka ze swym zawiniątkiem i rozejrzał po pomieszczeniu. Było ponure, zakurzone i ogromne. I Jack nie miał pojęcia po cholerę się tutaj znalazł. Co więcej, stali tu już jacyś faceci. - Witam - mruknął, nie wiadomo do kogo i zaczął niespokojnie się gibać na nogach, ponieważ nie miał pojęcia, co teraz ze sobą zrobić. Zdecydowany męski mężczyzna heheheh.
- Smirnov żyje, patrzcie państwo! - dało się słyszeć, kiedy do sklepu wszedł jeszcze jeden mężczyzna. Ubrany był dokładnie tak samo jak wtedy, kiedy z podejrzanymi typami cała grupa widziała się po raz pierwszy, chociaż wcale nie przyszedł do Borgina i Burkesa od razu po wywalczeniu sobie kamienia. Na kilka dni wrócił jeszcze do swojego własnego interesu, mając szczerą nadzieję, że to krótkie zamknięcie nie spłoszyło mu zbyt wielu klientów. W przerwach pomiędzy sprzedażą coraz to kolejnych Draconisów, Pevensey zamiast rysować, wpatrywał się w wyciągnięte z głębin jeziora świecidełko. Nie miał zielonego pojęcia, czy to rzeczywiście jedno z tych, które Morgana dawno dawno temu... no, zrobiła coś z nimi. Romek nie znał tej historii prawie wcale, a słyszał tylko fragmenty o tym, że dają one wielką siłę. Ewentualnie moc. Potęgę. Wszystko jedno. Do ikonicznego lokalu całego Nokturnu Brytyjczyk wpadł wiedziony instynktem. Lampa naftowa, chwilę po wygrzebaniu się z jeziora, pokierowała go właśnie na próg tego miejsca, toteż stwierdził, iż właśnie tam ma się zameldować. Tak więc zrobił. Zachariaszowi podał dłoń, na sprzedawcę spojrzał dosyć podejrzliwym wzrokiem, a Reyesa praktycznie w pełni olał. Pozostało chyba tylko czekać i oddać się swoim myślom, co?
Ostatnio zmieniony przez Romulus Pevensey dnia Pon 8 Wrz 2014 - 14:26, w całości zmieniany 1 raz
Nie wiedziała ile czasu minęło odkąd zaczęła biec wraz z Kaydenem. Na pewno dużo. Przynajmniej miała ten cholerny kamień. Podczas biegu wyrzuciła obroże, bo kto normalny nosi ze sobą przyduże obroże dla smoków? No własnie, nikt. Nie czuła się zmęczona podczas biegu, adrenalina dodała jej sił. Dopiero gdy zatrzymali się przy najbardziej znanym, jak myślała, sklepie z przedmiotami czarnomagicznymi, a dokładniej przy Burginie i Burkesie. Sklep w czasach młodości jej się bardzo podobał, przychodziła tu często, wtedy kiedy miała wolny czas i nie miała pomysłu na zajęcie. Dopiero, gdy stanęli odczuła zmęczenie. Mimo skrupułów oparła się o mężczyznę dysząc ciężko. Gdy jej oddech się uspokoił puściła Kaydena. - Przynajmniej udało nam się odnaleźć ten chujowy kamień. - Uśmiechnęła się szeroko do niego. - Wejdźmy. - Otworzyła drzwi i razem "wbili z buta" do sklepu. Zobaczyła kilku ludzi i ... tego gościa co dał im wszystkim te cholerne zadanie z odnalezieniem kamyczków Morgany. Pokazała go swojemu towarzyszowi. Rhaenys przywitała się krótkim skinieniem głowy. Nie wiadomo czemu, ale przypadek chciał by Rhaenka z Kaydenem dobiegli WŁAŚNIE do tego sklepu gdzie się zbierali ludzi. Zwykłe zrządzenie losu. Ciekaw była czy teraz ten chuj będzie chciał zabrać wszystkie kamienie. Bo było jakie takie zbiorowisko, czyli niektórzy też znaleźli jakieś kamienie. Ale było ich mniej niż na pierwszym zebraniu. Nawet nie chciała myśleć co stało się z pozostałymi.
Zgodnie z pierwszym ogłoszeniem, uprzejmie informuję, że osoby, które nie zjawiły się u Borgina i Burkes'a do soboty wypadają z eventu. Notka dotycząca dalszych losów postaci pojawiła się w czwartek, czasu było dużo. Proszę zastosować się do tej informacji!
Gracze, którzy natomiast się tutaj znajdują prowadzą rozgrywkę do momentu, w którym nie pojawi się Roger. Nie ma ustalonej kolejności odgórnej, a co za tym idzie możecie pisać jak Wam się podoba.
Proszę zarezerwować sobie cztery dni intensywnej rozgrywki!
______________________
Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Pon 8 Wrz 2014 - 11:18, w całości zmieniany 1 raz
Mężczyzna zastawił pułapkę na kilku śmiałków chcących pobawić się w poszukiwaczy. Lubił takie gierki, a co za tym szło, mógł zrobić z gówniarzerią, jak i zarówno tymi nieco starszymi wystarczający porządek. Kpina? Złośliwość? Nie. Nic z tych rzeczy. Takimi prawami rządzi się Śmiertelny Nokturn. Roger utwierdził się także w tym, że na drodze do potęgi można poświęcić wszystko. Czy niektórzy nie byli mężami? Inni nie byli zaś poważnie chorzy? Jeszcze kolejni mieli problemy finansowe z tym by utrzymać własny sklepik... Wielu też było ewidentnie chorych, rzecz jasna z głupoty. Potrafili poświęcić innych, dla własnego samozadowolenia, które niebawem będzie musiało rozbić się o skały. Życie uwielbia płatać figle, czyż nie? Roger wszedł do Borgin'a i Burkes'a dość leniwym krokiem nie zważając już na nic. Otaksował wszystkich śmiałków, a po chwili przeniósł spojrzenie na Zachariasza, który ewidentnie czekał tutaj długo. Potem Jack, Romulus i słodka istotka w postaci Rhaenys. Gdzie pozostałe ofermy? Och, doprawdy - mężczyzna był bardzo rozczarowany. Liczył na większą frekwencję, ale skoro dotarli jedynie oni, trzeba było wziąć pod uwagę fakt, że gra będzie jeszcze ciekawsza. -I jak Wam poszły poszukiwania? Widzę, że skład spadł co najmniej o połowę. Przykro. Przeżyli chociaż? - Na jego usta wpełzł cyniczny uśmieszek, ale nie można było zwrócić szczególnej uwagi, wszak w pomieszczeniu panował mrok. Dostrzec jedynie można było migoczące "artefakty", które każdy z nich posiadał. Roger był cholernie ciekawy cóż oni poodnajdywali, skoro przecież... Te poszukiwania trwały naprawdę dłużej niż sam zakładał. -Mam nadzieję, że każdy z czymś przyszedł, bo jeśli macie puste ręce, to od razu mówię, że możecie spieprzać. Nie mam zamiaru bawić się z nieudacznikami.
info od MG OBOWIĄZKOWE!:
Tak jak było wspomniane, z tej części eventu odpadł jeden gracz. Wy natomiast musicie stosować się do tej instrukcji, która będzie pojawiać się raz na dzień. Kolejną sprawą jest to, że jeżeli którekolwiek z Was nie odpisze w ciągu jednego dnia - odpada. Wierzę w Waszą systematyczność, dlatego teraz jedynie co mogę Wam życzyć, to... Powodzenia!
Proszę nie zaglądać do spoilerów, które nie są przeznaczone dla Waszych postaci!
kostki dla Zachariasza:
1,3,4 - to co przyniosłeś ze sobą jest jednym z najbardziej błyszczących przedmiotów u Borgina. Zastanawiałeś się długo nad tym co to takiego, ale jedyne co zrobiłeś to lekkie stuknięcie w przedmiot różdżką i wypowiedzenie słów pokaż swój sekret. Kamień zaczął podskakiwać, a następnie rozprysł na kilka maleńkich kawałeczków, z których wydobył się biały dym. To chyba jednak nie, to czego potrzebowałeś, prawda? 2,5,6 - kiedy tylko spojrzałeś na swój "kamień", a zaraz potem dotknąłeś go, by oznajmić wszystkim z szerokim uśmiechem, że prawdopodobnie jesteś szczęśliwym posiadaczem ów artefaktu - minerał zaczął Cię bardzo parzyć. Nie mogłeś utrzymać go w dłoniach, nawet próby trzymania go przez materiały nie zdały efektu. Finalnie na oczach wszystkich artefakt spłonął.
Użyj poniższego kodu w poście:
Kod:
<zg>Wylosowana kostka:</zg> <zg>strona z losowaniem:</zg>
kostki dla Jacka:
1,4,5,6 - spoglądasz na swoje znalezisko i planujesz sprawdzić na własną rękę, czy to jest to czego potrzebujesz. Okazuje się jednak, że nie zadowala Cie fakt iż Twój tajemniczy przedmiot kompletnie nic nie robi. Rzucasz Rogerowi wyzwanie, ale musisz zrobić to na tyle przebiegle, by mężczyzna nie zorientował się, iż chcesz wejść do jego umysłu. 2 - bawisz się znaleziskiem. Przerzucasz go w dłoniach. Szukasz jakiejś logicznej odpowiedzi dla tego minerału, ale on nie chce kompletnie współpracować. Wypada Ci z dłoni, a następnie jak mała piłeczka odbija się od każdego kąta. Żeby ją złapać musisz rzucić kostkami. Jeśli wypadnie parzysta - udało się, jeśli nieparzysta - kamień wpada w ręce Rogera. 3 - wszystko poszło niemal perfekcyjnie. Mogłeś bez problemu sprawdzić właściwości kamienia i po kilku machnięciach różdżką, wystosowaniu słów: pokaż swój sekret, artefakt zaczął świecić jasnym światłem. Roger podchodzi do Ciebie z zaciekawieniem, by oglądnąć znalezisko.
Użyj poniższego kodu w poście:
Kod:
<zg>Wylosowana kostka:</zg> <zg>strona z losowaniem:</zg>
kostki dla Romulusa:
1,5 - czy to nie Ty porzuciłeś śliczną blondyneczkę i zahipnotyzowałeś trytony? Jeśli tak, to masz więcej szczęścia niż rozumu, ale jak widać los bywa dość mocno przewrotny. Nie możesz sobie poradzić z kamieniem, który cały czas zaczyna dziwnie zmieniać barwę. Prosisz o pomoc kogokolwiek (możesz to po prostu założyć, że ktoś Ci pomógł). Jeśli wypadnie kostka parzysta Twój artefakt zapala się i zostaje po nim jedynie popiół, a nieparzysta - kamień zamienia się w słodkiego puffka, którego możesz ze sobą zabrać! 2,4 - wszystko poszło na marne. Hipnoza. Ratowanie Freddie, a finalnie nawet zdobycie kamienia. Trudziłeś się długo, ale niestety... Gdy tylko ująłeś raz jeszcze kamień w dłoń, ta stałą się cała czarna. Poczułeś silnie zdrętwienie palców, ale nie mogłeś nic na to poradzić. Chyba przyda się pomoc jakiegoś uzdrowiciela, czy jest na sali takowy? (Uległeś klątwie "Czarnej Mgły", która rozprzestrzenia po Twoim organizmie przez skórę przeróżne bakterie i wirusy. Jeżeli nie zaczniesz działać szybko, to spotka Cię możliwość utraty ręki. Zaraz po evencie - poproś MG o sesje w św. Mungu - maks 2-3 krótkie posty, chyba, że wyrażasz dobrowolną zgodę na amputacje.) 3,6 - Twój artefakt nie drgnął ani o milimetr, gdy tylko go ruszyłeś. Czujesz, że coś jest nie tak, bo przecież jak możesz zorientować się po swoich kompanach, ich minerały zaczęły dziwnie wariować, lub świecić, a Twój nic. Nawet nie chce drgnąć. Czy coś jest nie tak, a może po prostu zabrałeś niewłaściwy przedmiot? Czas pokaże.
Użyj poniższego kodu w poście:
Kod:
<zg>Wylosowana kostka:</zg> <zg>strona z losowaniem:</zg>
kostki dla Rhaenys:
Parzysta - miałaś najwięcej kłopotów ze swoim towarzyszem, ale to nie znaczy, że Twój minerał nie płata Ci figli. Gdy tylko bierzesz go w dłoń, Twoje włosy zaczynają wariować i zmieniają kolory kilkukrotnie. Zostajesz jednak w odcieniu ostrego różu. Teraz czas na Twoją skórę, staje się ona zielona, a uszy zmieniają kształt i wyglądasz jak mała, urocza elfka, albo wróżka. Musisz tak wytrzymać przez najbliższe 4 wątki, które rozegrasz po zakończeniu eventu! Nieparzysta - gdy tylko kamień znajduje się w Twojej dłoni czujesz, że coś jest nie tak. Sama jednak nie potrafisz odpowiedzieć na pytanie co się dzieje, bo zaczyna Cię mdlić, kręci Ci się w głowie, a ostatecznie masz wrażenie jak magiczna moc kamienia "wypala" Cię od środka. Czym prędzej odrzucasz od siebie artefakt i spoglądasz na dłonie, a także przeguby. Masz na nich odciśnięte okrągłe poparzenia, które wyglądają naprawdę źle. Co gorsza, one wcale nie przechodzą, a z każdą chwilą stają się coraz bardziej widoczne. Musisz poprosić kogoś o pomoc, a także to by skorzystano z zaklęcia, które wychłodzi Twój organizm!
Użyj poniższego kodu w poście:
Kod:
<zg>Wylosowana kostka:</zg> <zg>strona z losowaniem:</zg>
Słysząc, jak ktoś nowy wchodzi do sklepu, Romulus posłał w stronę drzwi tylko i wyłącznie pozbawione specjalnej ciekawości spojrzenie, spodziewając się od początku, że nie będzie to nikt zbyt interesujący. Kiedy ukazały mu się twarze Rhaenys i Kaydena, momentalnie przewrócił oczyma. Zgadł. Westchnąwszy cicho, sięgnął powoli do swojej kieszeni, z której za moment wyjął biały kamyk. Nie mając nic lepszego do roboty, zaczął się biedaczyną bawić. Przerzucał go z dłoni do dłoni, obracał w palcach, podrzucał w powietrze - raz nawet zrobił z siebie ofiarę losu i upuścił zabawkę na ziemię, ale podniósł ją tak prędko, że chyba nikt nie powinien specjalnie zauważyć - i ów stan rzeczy utrzymywał aż do przybycia Rogera. Brytyjczyk prychnął tylko na jego pierwszych kilka słów, przywodząc na myśl Freddie, potem skupiając się jednak na dalszym wywodzie rzezimieszka. Oczywiście, że Baltazar nie przybył z pustymi rękoma. Przecież w innym wypadku nie byłby Pevensey'em. Pełny zadowolenia wyciągnął przed siebie prawą dłoń, trzymając między czubkami kciuka i palca wskazującego niewielki, jasny obiekt, który początkowo zdawał się być dokładnie tym, czego wszyscy szukali. Zdziwienie wymalowało się jednak na twarzy brodacza, kiedy jego znalezisko zaczęło nagle zmieniać kolor. Mężczyzna szturchnął swojego znajomego eks-uzdrowiciela w ramię, aby mu pomógł, ale szybko pożałował tej decyzji - "artefakt" stanął w płomieniach, a niedługo potem nie zostało z niego nic poza popiołem. - Ja pierdolę - podsumował elokwentnie sytuację Romek.
Wylosowane kostki: 5 i 6 strona z losowaniem: http://czarodzieje.forumpolish.com/t9500p945-kostki#267681
Ludzi zaczynało przybywać, ale ciężko stwierdzić, aby przyszli tu jakoś tłumnie. Jack rozejrzał się po ich zakazanych twarzach i uśmiechnął się cierpko. W zasadzie była tu jedyna kobieta i tylko ona wyglądała w miarę normalnie. Ale nie zastanawiał się nad tym, bowiem chwilę później do środka wszedł ten sam typek, co wcześniej im ględził o kamieniach - na początku ich podróży. Wysłuchał jego paplaniny, co jakiś czas wywracając oczami i chcąc się dowiedzieć czy to, co trzyma w rękach jest w ogóle coś warte. Bo jak nie, to tachał to na darmo. Reyes nie lubił robić czegoś na darmo. Chyba jednak słusznie był ślizgonem heheh. W każdym razie - postanowił sobie, że nie będzie się odzywał. Ani do Rodgera, ani do kogokolwiek innego. Chce zrobić tyle i na tym poprzestać. Problem jednak pojawiał się w momencie, kiedy potrząsał swym znaleziskiem i nic się kompletnie nie działo. Prychnął więc niezadowolony. - Co? I to ma być artefakt? W chuja nas robisz - warknął w końcu, podchodząc bliżej mężczyzny i pokazując mu przedmiot w geście zdenerwowania. - W co ty grasz, co? Masz nas za idiotów, a sam nim jesteś! - dodał. Chciał go sprowokować. Żeby wyciągnął różdżkę, żeby zaczął czuć się niepewnie. Albo zły. Nieważne. Ryzykował wiele, ale nic go to teraz nie obchodziło.
Wylosowana kostka: 6 strona z losowaniem: http://czarodzieje.forumpolish.com/t9500p975-kostki#267795
Zachariasz znudzony przeglądał przedmioty w sklepie Borgina, uświadamiając sobie, że on sprowadza o niebo lepsze. Przywitał się z resztą, a Romkowi nawet podał dłoń. Burknął, iż czeka tym razem na mniej inwazyjny stuff. To wspaniałe, że jego kumpel życzył sobie za paczkę papierosów więcej niż zarabiał uzdrowiciel, a interes tak czy siak się utrzymywał. - Widzę, że liczyłeś bardziej na moją śmierć niż ja na twoją, przyjacielu – odrzekł sarkastycznie. Nie chciało mu się w to bawić. Nie będzie pracował dla konkurencji. Wypuścił ciężko powietrze, myśląc o tym, aby zapalić i wrócić do ciepłego łóżka. Kamień świecił nawet schowany w kieszeni kurtki. Zachariasz oparł się o ścianę. Mówił sobie, że poczeka tylko minutę. W końcu zniecierpliwiony zderzył się w drzwiach z Rogerem. Już miał rzucić: łaskawca, ale powstrzymał się. Jak mógł nazwać ich nieudacznikami? Większość z nich wylądowała w Mungu, a sam jedyne co robił, to potrafił drwić i wyśmiewać. Znalazł się odważny człowiek. Wywrócił oczami, lecz było ciemno, więc nikt nie mógł tego zauważyć. Sięgnął po kamień i wyciągnął go przed siebie, ale ten zaczął tak parzyć, że upuścił go na podłogę. Niewiele później spłonął. Spojrzał na to, co przed chwilą się stało Romkowi, potem kolejnej osobie i zdał sobie sprawę. - Nie wiem czy bawi cię fakt, że ludzie umierają, ale bardzo nie lubię, jak przez kogoś tracę czas, więc albo się pożegnajmy, albo cytując kolegę przestań nas robić w chuja i przedstaw nam konkrety – rzekł z nudzony.
Wylosowana kostka:3 -___ strona z losowaniem:http://czarodzieje.forumpolish.com/t9500p990-kostki#267926
Gdy odwróciła się i zauważyła, że Kayden nie wszedł z nią do sklepu zirytowała się. Co za jebany tchórz! W sklepie gdy się rozglądnęła zauważyła osoby, które również widziała na zebraniu podeszła do nich. Nie odezwała się ani słowem. Nie znała nikogo z tej trójki. Nie miała zwyczaju rozmawiać z nieznajomymi, nie dlatego, że się ich boi. Po prostu co będzie gadać z kimś w takim miejscu. Jeszcze się okaże, że to jakiś ćpun czy gwałciciel... I by stali tak jak jakieś cioty, gdyby nie to przybył do nich Roger! Ten gość, który wyznaczył im znalezisko kamieni. Jak znała życie przyszli tu z kamieniami. Miała nadzieje, że z fałszywymi. Gdy wyjmowała kamień z kieszeni poczuła, że jest coś nie tak. Czuła to w dłoni. Coś jakby ją wypalało. Nie od strony kamienia, od strony jej dłoni, wewnątrz jej. Spojrzała na swoją dłoń i zobaczyła powiększające się poparzenie. Natychmiast wyrzuciła artefakt i wyjęła różdżkę. Spojrzała jednoznacznie na Rogera. - Jak mnie w to wpakowałeś to teraz chuju masz mi pomóc. - Wróciła spojrzeniem do poparzonej dłoni i rzuciła zaklęcie, które sprawiło, że ochłodziła ona sobie organizm. Później drugie, które w części usunęły jej widoczne poparzenie. Już nie bolało. Spojrzała na swój kamień leżący na ziemi. Podniosła kamień zaklęciem i trzymała go na poziomie jej oczu. Jej wzrok padł na tego chuja, który ich wszystkich wkręcił. - Zauważyłam, że każdemu coś się z tym kamieniem zjebało. Teraz lepiej się tłumacz bo kurwa zaraz się wkurwię. - Rhaenys zazwyczaj była osobą spokojną, ale jak ktoś chce ją ewidentnie wkręcić, ale nie tylko ją także ludzi, którzy zaryzykowali życie (jak ona) dla jednego chujowego kamyczka, który wyparował to ona po prostu nie wytrzymuje. Ciągle trzymała kamień na wysokości jej twarzy, by nie spuścić z niego wzroku, by nikt jej go nie ukradł. Nie przyszła tu po to by stracić efekt kilku dobrych godzin.
Roger był bardzo szczęśliwy i zadowolony z efektów jakie otrzymał, gdy tylko zaczęli sprawdzać swoje kamienie. Przechadzał się obok czwórki odważnych poszukiwaczy, a przy każdym zatrzymał się na dłuższą chwilę. Spoglądał na Romulusa z zaciekawieniem, bo ten wydawał mu się najbardziej rozgarniętą osobą i przede wszystkim, najbardziej zawziętą, ale jak widać... Mężczyzna miał sporego pecha, co do swojego kamienia. Na twarzy Roger wpełzł jedynie cyniczny uśmiech, by po chwili stanąć tuż przy Zachariaszu. Gdy zobaczył jednak, że kamień spłonął - odszedł dalej, bo nie było tutaj nic po nim. Natomiast Rhaenys, której ciało pokryło się dziwnymi plamami zalecił, by jak najszybciej udała się do szpitala, bo przecież w takim stanie nie powinna przebywać wśród ludzi. Jakby nie patrzeć - nie wiadomo od czego jest zależne, to że, no cóż - nie wygląda najlepiej. (W tym miejscu to jest zt dla Rhaenys. Wyjdź z założenia, że poszłaś do szpitala.) Dopiero gdy do zaspanego umysłu dotarły słowa Jacka, spojrzał na niego spode łba. Zbliżył się na dwa kroki, by zaraz potem ułożyć dłoń na jego karku i uśmiechnąć się na ten swój złośliwy, cyniczny sposób. -Waż słowa młodzieńcze. To wy jesteście pierdolonymi ofiarami losu, które nie potrafią znaleźć tego, na czym tak bardzo im zależy. Mnie śmiesz nazywać idiotą? Zatem dla Ciebie nie ma skali, w której można by było opisać Twoją inteligencję. Żałosny młokos. - Te dwa ostatnie słowa powiedział bardziej do siebie niż do niego, ale z każdym kolejnym krokiem miał wrażenie, że zaraz nie wytrzyma i zacznie rzucać zaklęciami na prawo i lewo. Romulus i Zachariasz zorientowali się, że Jack coś planuje, dlatego czym prędzej dopadli do mężczyzny, który próbował się wyrwać. Co się stało dalej...?
kostki dla Romulusa i Zachariasza:
Kostką rzuca tylko jeden z Was, zależy od tego kto będzie pierwszy - drugi musi się do instrukcji z kostek po prostu zastosować. 1-2 udaje Wam się złapać mężczyznę, a ten się nie wyrywa, dzięki czemu Jack może przejść do realizacji swojego planu. 3-4 mężczyzna zostaje złapany jedynie przez Romulusa, Zachariasz dostaje w twarz z pięści i tym samym ma złamany nos. Jeśli Zach chce może rzucać raz jeszcze. Parzysta - próba udana. Nieparzysta - nieudana, musisz znaleźć inny sposób, lub się ewakuować. 5-6 Zachariasz bez problemu przytrzymuje mężczyznę, kiedy to Romulus zostaje odepchnięty na tyle mocno, że uderza tyłem głowy z impetem o podłogę i traci przytomność.
kostki dla Jacka:
Kostki na wykorzystanie legilimencji. 1-2 celujesz w mężczyznę różdżką, ale nic się nie dzieje po wypowiedzeniu odpowiedniego zaklęcia. Musisz spróbować raz jeszcze. Parzysta - próba udana, nieparzysta - nie udana, ale żeby dać upust swojej złości wymierzasz mężczyźnie siarczysty cios z pieści prosto w nos. Twoje zaklęcie się udaje i wchodzisz do jego umysłu. 3-4 bez problemu wchodzisz do umysłu Rogera odczytując jego najgłębiej skrywane wspomnienia, a następnie dostrzegasz gdzie znajduje się kamień. (Zostaw tu miejsce na interwencję MG.) 5-6 wszystko idzie nie tak jak powinno. Jesteś nieco rozkojarzony, ale próbujesz zebrać myśli. Na początku źle wycelowałeś w osobę i odczytujesz myśli tego kto trzyma Rogera, jeżeli trzymają go oboje - wybierz dowolnie. Zaniechasz jednak prób dalszej penetracji umysłu biedaczyska i jeszcze raz podejmujesz się próby sprawdzenia co ma do pokazania Roger. Udaje Ci się. (Zostaw tu miejsce na interwencję MG.)
Mężczyzna, który pierwszy zaczął awanturę, wykazał się odwagą. Polubił już go, chociaż nie znał ani imienia ani nazwiska. Kobieta rzucała mięsem, a Zachariasz musiał aż się upewnić, że to z jej ust wydobywa się taka salwa przekleństw. Potem wszystko się potoczyło za szybko. Smirnov nie miał ochoty nawet wyciągać różdżki, tylko pięścią chciał zmiażdżyć buźkę Rogerowi. Nawet podciągnął rękawy, ale zorientował się, że nie jest w tym wszystkim sam. Nie tylko on jest wściekły. Gdy Roger położył dłonie na karku Jacka, Zachariasz poczuł, że ich cała drużyna jest zagrożona. Nie tylko on przecież został zrobiony w bambuko. Zerknął na Romka porozumiewawczo i złapał gościa. Nie mógł się wyrywać, wszak trzymało go dwóch silnych mężczyzn, którzy w każdej chwili mogli go pobić albo zaatakować zaklęciami.