Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
No to gramy w kłidicza. Treningów ostatnio było sporo, więc nie ma mowy nawet o tym, aby przegrali, moi drodzy! Szczególnie, że mamy takiego dobrego gracza jak Kaoru, hehe. A Puchon grał całkiem nieźle, to mu trzeba przyznać. Nauczył go Takahiro, który grał niegdyś w drużynie szkolnej, a nawet próbowano go namówić do przyłączenia się do reprezentacji, a teraz zaszczepił miłość do tego sportu swojemu kuzynowi. Wczoraj cały dzień przygotowywał się psychicznie do meczu, nawet się wyspał, a przed wejściem na boisko wtranżolił całą czekoladę coby dodać sobie jeszcze więcej energii. Ubrał swoją szatę, wziął do ręki miotłę, swoją oczywiście i to megasuperhiperekstra Błyskawicę, którą dostał od Hiro i ruszył wraz z drużyną na boisko. Kafla dostała przeciwna drużyna, a Kaoru natychmiast pognał ku Naomce siedząc jej na ogonie, potem to samo z Jaredem, który został otoczony jeszcze przez Kath, która odwaliła kawał dobrej roboty i odebrała kafla. Widząc, że Ślizgon się do niej zbliża podleciał szybko co Gryfonka wykorzystała i oddała mu piłkę. Złapał ją mocno i puścił się szybko ku pętlom przeciwnej drużyny, ale nie wyszło mu to na dobre, bo akurat był pod wiatr i miotła zachwiała się, przez co chłopak rozluźnił uścisk. Wykorzystał to któryś ze ścigających drużyny przeciwnej. Puchon próbujący utrzymać równowagę nawet nie zauważył kto odebrał kafla.
Zaraz po rozpoczęciu meczy Mia wzbiła się w powietrze i gdy Naomi rozpoczęła grę, razem z Jaredem startując w stronę pętli drużyny przeciwnej, Ursulis pozostała bliżej swoich pętli, by w razie czego osłaniać Felixa. Już za chwilę nadarzyła się ku temu okazja, bo Kathleen przejęła kafla i przekazała go do Kaoru. Gdy chłopak zachwiał się na miotle, Mia zaatakowała, zabierając mu piłkę z rąk. Zrobiła gwałtowny nawrót, by zaatakować pętle przeciwników, ale niefortunnie akurat już ktoś czatował na kafla w jej rękach, nim się wiec zorientowała, jej ręce były puste a na ustach wykwitło krótkie, greckie przekleństwo.
Bum cyk cyk, co za emocje! Mecz póki co nie był nie wiadomo jak ekscytujący, ale to wszystko rozsadzało ją od środka. Miała mnóstwo energii, którą chciała jakoś spożytkować na korzyść drużyny. Nie czekała zbyt długo na efekty swojej zaciętości - wyrwała Mii kafel i pognała z nim w stronę bramek. Problem polegał przede wszystkim na tym, że się przeliczyła z własnymi siłami, bo.. trafił ją tłuczek. Zmroziła Namidę wzrokiem, gdyż przez to straciła piłkę. Tak się nie robi, no heloł! Wściekła ruszyła w stronę Mii, która co za ironia, przejęła kafel. Brrr.
Ahhh, Quidditch. Taaaak, to jest właśnie to. Sport, na świeżym powietrzu i w ogóle... Choć ostatnio Namida nie miał przyjemnej przygody z tłuczkami to teraz, kiedy był wyposażony w swoją dłuuugą, potężną pałkę (tak, kocham takie aluzje) to wiedział, że żaden nie będzie mu straszny. Jego zadaniem była ochrona ścigających, ale czasami też im pomagał. Tak, jak teraz. Błyskawicznie namierzył osobę, która miała akurat kafla i pierwszy nadlatujący tłuczek odbił ideanalnie (tak,znowu) w stronę Gryfonki. Piłka bum i trach i już jest z powrotem w rękach jego drużyny! Kompletnie nie przejął się wzrokiem Kathleen tylko ruszył od razu dalej na pomoc kolegom i koleżankom z drużyny. Miał wielką nadzieje, że Mia trafi dla nich piękną brameczkę.
Mecz się zaczął co za tym idzie wszyscy członkowie z drużyny Gryffinodru połączeni z Hufflepuffem mieli obowiązek pojawić się na dzisiejszym meczu. Ich przeciwnikami okazali się Ślizgoni wraz z Krukonami. Haru bez żadnych namysłów czy też obaw opuściła mury Hogwartu i czym prędzej ruszyła w stronę boiska. Dziś jest mecz. Idziemy na mecz. Miejsca widowiskowe były już prawie zajęte, zaś gracze nieco poddenerwowani. Nawet Haru, która podobno nigdy się nie denerwuje w duchu nieco się bała. Przecież nie chciałaby przegrać, a skądże! Zanim weszła na boisko musiała jeszcze sprawdzić czy, aby wszystko ma dobrze założone. Ochraniacze, buty, wszystko. Już czas. Czas na mecz. Gryfonka wyleciała na miotle prosto na boisko. Jeszcze kilka minut i zacznie się walka o zwycięstwo. I wszyscy ruszyli. Jedni za kaflem inni za tłuczkiem zaś Harukichi interesowało to gdzie może teraz podziewać się znicz. Przez chwilę dziewczyna bez ruchu siedziała na miotle tak aby mniej więcej się zorientować gdzie może być znicz. Nagle zauważyła coś migoczącego przed jej oczami. To był znicz. Japonka od razu ruszyła w pościg za przedmiotem. Leciała leciała, lecz to coś było szybsze, lecz Haru nie dawała za wygraną. Starała się lecieć tak aby nie zgubić znicza. Już była prawie blisko, aż nagle BAM! Złapała! Wielkie zaskoczenie. Dziewczyna nieco podleciała do góry. -MAMY ZNICZ! - krzyknęła tak głośno aby każdy ją usłyszał.
Mecz zakończył się zadziwiająco szybko. Po chyba pięciu minutach szukająca z drużyny Gryf&Huff złapała znicza, wyprzedzając minimalnie kapitankę drugiej drużyny. Szkoda, bo zapowiadało się zacięte i czyste spotkanie. - KOOOONIEC! Gryf&Huff wygrywają z drużyną Slyth&Rav sto pięćdziesiąt do zera! Gratuluję i życzę miłej zabawy. – Uśmiechnął się do zawodników , a przywoławszy tłuczki i włożywszy je do skrzyni, udał się na ciepłą herbatę do swojego gabinetu.
Dzisiejszy wieczór był bardzo parny i duszny. Wręcz zaprzeczenie cudownie słonecznego dnia. Z mroźnej zimy w ciągu kilku dni zrobiło się piekielnie upalne lato i szczerze powiedziawszy, ciężko było się tak z dnia na dzień przestawić. Abigail cieszyła się, że dzisiejsza pogoda nie była zbyt piękna. Zasnute chmurami niebo, niemal nieruchome powietrze, które sprawiało, że oddychało się bardzo ciężko. Żałowała, że wyszła tak, jak stała. W zwiewnej, białej sukience kończącej się w połowie łydki i z odkrytymi ramionami. Mogła wziąć coś, co ochroni ją od zimna, które pewno zapanuje zaraz po zniknięciu słońca za horyzontem. Wyraźnie zbierało się na deszcz, a nawet i na burzę. Cóż, najwyżej zmoknie. Chciała zrezygnować ze spotkania. W sumie, nawet nie wiedziała, po co napisała do Jiro list i to jeszcze po tak długim odstępie czasu. Czego oczekiwała? Nawet nie była pewna, czy jest o czym rozmawiać, skoro pocałunek zarówno dla niej, jak i dla niego nie był niczym zobowiązującym. Za późno jednak na odwoływanie tego. Wyszłaby na jeszcze większą idiotkę, niż jest nią w rzeczywistości. Pisałam już, że prawie nie rozmawiali ze sobą? Draco i ona. Od czasu ich kłótni na balu, miedzy nimi zapanowało pełne napięcia milczenie. I powoli miała już tego dosyć, bo dobra, może przesadziła, w zasadzie to naprawdę przesadziła, ale on może ją zdradzać na prawo i lewo, a ona go nie? Poza tym, ten pocałunek był naprawdę fajny. Tak samo fajny, jak fajny był Jiro. Wracając do tematu, Abigail na boisku była chwilę przed czasem. Usiadła na trawie, pokrytej już wieczorną rosą. Materiał sukienki lepił jej się do ciała. Przyroda potrzebowała deszczu, jednak dziewczyna miała nadzieję, że zacznie on padać po tym, jak wróci do zamku, a nie teraz. Naprawdę nie lubiła moknąć.
Po tej pamiętnej imprezie był wykończony. W zasadzie chodził jedynie na lekcje, a potem zaraz do dormitorium by odpocząć. Czasem zachodził do Gianny i rozmawiali; o wszystkim i o niczym. Kobieta pomagała mu z pracą domową, ale Jiro szybko odkładał książki na bok, by zająć się czymś bardziej pożytecznym. Czy myślał o Puchonce przez ten czas? Prawdę powiedziawszy nie- po prostu nie miał na to czasu. Cały czas roztrząsał tamten wieczór, a gdy już miał czas myśleć o czymś innym zazwyczaj myślał o nauczycielce zaklęć. Czy można mu się dziwić? O pocałunku na imprezie przypomniał sobie z chwilą, gdy dziewczyna do niego napisała. Momentalnie otworzył w głowie jej twarz, a potem dotyk, pocałunek i słowa, które tak mile połechtały jego ego. Był tylko mężczyzną, a jego ego było tak duże, jak ta szkoła. Postanowił jej jednak nie odpisywać, chcąc potrzymać dziewczynę w napięciu. Nie lubił lata, tak samo jak nie cierpiał zimy, więc nie uśmiechało mu się wyjście w taką pogodę. Na szczęście wieczorem się nieco ochłodziło, a czarne chmury zasnuły niebo i Jiro był pewny, że będzie padać. To jednak wcale nie przeszkodziło mu w pójściu na spotkanie. Ubrał się tak zwyczajnie- czarna, prosta marynarka, szary T-Shirt pod spód i najzwyklejsze w świecie, czarne, wąskie spodnie. Nie było mu ani za ciepło, ani za zimno, czego jednak nie mógł powiedzieć o Abigail. Przeszedł przez boisko niespiesznie po czym stanął nad dziewczynę i chrząknął cicho, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. Spojrzał na nią z góry i zmarszczył delikatnie brew. Na głowę upadła? Ubierać się tak w taką pogodę? Błagam was. Ja rozumiem, że chciała dla niego pięknie wyglądać (xD) i takie tam, ale bez przesady. -Przeziębisz się, wiesz?- spytał na wstępie, siadając obok niej. Z cichym westchnieniem ściągnął marynarkę, bo mu także nie uśmiechało się siedzenie na takim mrozie w cienkiej koszulce, ale jako, że w ostatnim czasie stał się bardziej wrażliwy- podał jej ją, kładąc na jej ramionach. -Ubierz ją- polecił krótko, podciągając nogi do góry i spoglądając na nią kątem oka. Była ładna, musiał jej to przyznać. Powiem więcej- była całkiem w jego typie, przynajmniej jeśli chodziło o aparycje. Blondynka, duże oczy, dość drobna, o jasnej cerze- Jiro lubił takie dziewczyny. Mógł zmiażdżyć ją jednym uściskiem, do tego wzbudzały w nim zawsze dziwne coś, co sprawiało, że chciał je bronić własną piersią. Póki co nie pytał, po co go tu sprowadziła. Skoro napisała, że chce z nim porozmawiać tak zapewne jest i student grzecznie czekał, aż to ona rozpocznie temat, nie chcąc naciskać.
Żałowała, że na nią poszła. Naprawdę. Tak jak uwielbiała wszelakiego rodzaju imprezy, przyjęcia i spotkania. Zazwyczaj kończyła zalana w trupa, wynoszona przez znajomych albo wręcz przeciwnie, całkiem trzeźwa, gotowa ruszać na podbój innych klubów. Wszystkie wypady jednak kończyły się dobrze. Nie było żadnych bójek, a tym bardziej kłótni. A teraz cały jej świat obrócił się o 180 stopni i za cholerę nie chciał wrócić do dawnej pozycji. Właściwie snuła się po zamku, jakoś tak bez emocji, z wymuszonym uśmiechem na twarzy. Nie chodziło tylko o Dracona, ale o całokształt jej życia. Nie takiego, jakie sobie wymarzyła. Zapadł jej w pamięć, naprawdę nie mogła go z niej wyrzucić. Dlaczego? Bo był całkiem inny o tych, które wymieniała z Draconem. Smutnie krótki i szalenie intensywny. Teoretycznie wykorzystała go, użyła rozbudowanego męskiego ego, by osiągnąć swój cel. Owszem, chciała wzbudzić zazdrość w Draconie, ale słowa, które do niego wypowiedziała były najszczerszą prawdą. Zbyt dużo alkoholu i złości i już Abigail ma problemy z pohamowaniem języka. Udało mu się to trzymanie w napięciu. Przez minione trzy godziny, jakie upłynęły od wysłania listu, przemierzała dormitorium, które od pewnego czasu dzieliła z pokręconym Nejtem (to o wiele dłuższa historia xD), aż jej powiedział, że ma już sobie iść, bo zaraz zwariuje od jej dreptania. Całe szczęście, że nie miała na sobie butów na obcasie, tylko płaskie baleriny. Zresztą, to już byłaby całkowita przesada! Ubrać buty na obcasie, kiedy wiedziała, że pójdzie na boisko! Kiedy wychodziła, było jeszcze całkiem ciepło. Dopiero po osiemnastej pogoda się popsuła! Gdyby nie to, ubrałaby się inaczej. Poza tym, nie okłamujmy się, ale będzie naprawdę super wyglądać, kiedy już zacznie padać! (xD) No tak, zamyśliła się i nawet nie usłyszała, kiedy chłopak, na którego tak długo czekała przyszedł. Zresztą, kto normalny przychodzi ponad godzinę wcześniej na umówione spotkanie? Teoretycznie umówione, bo Jiro równie dobrze mógłby się nie zjawić. Nie zapominajmy, że Abigail to prawdziwa wariatka. Słysząc ciche chrząknięcie, uniosła głowę do góry, wbijając spojrzenie błękitnych ocząt w stojącego nad nią chłopaka. -Pewnie masz rację.-Wzruszyła ramionami, jakby wcale nie było jej zimno. Chociaż nie. To do niej zupełnie niepodobne, dlatego zupełnie zaprzeczając jej wcześniejszym słowom, na ciele pojawiła się gęsia skórka. Zdążyła już strasznie zmarznąć, ale taka z niej ofiara, że po pierwsze: jak zwykle nie miała ze sobą różdżki, a po drugie: ta różdżka na nic by jej się nie przydała, bo nawet jako studentka pierwszego roku, marnie potrafiła czarować.-Teraz to Ty zmarzniesz.-Nie czekając na polecenie, wsunęła dłonie w rękawy marynarki. Od razu zrobiło jej się cieplej, jednak jak na prawdziwą puchonkę przystało, musiała zatroszczyć się o Jiro, bo naprawdę nie chciała, żeby chłopak zmarznął. Kiedy złapała jego spojrzenie, momentalnie jej policzki pokryły się delikatnym rumieńcem. Jiro był uroczy. Tak jak nigdy nie pociągali ją azjaci, głównie przez Kaoru, tak on był wyjątkiem od tej reguły. -Chciałabym Cię przeprosić, za wykorzystanie na tamtym przyjęciu.-Zaczęła cicho. Nie wiedziała, jak Jiro potraktował ten pocałunek.
Dziewczyna i tak miała ogromne szczęście, że dla niej to przyjęcie skończyło się tylko na kłótni z chłopakiem. Dla Jiro i jeszcze kilku Azjatów skutki były dużo gorsze. Student do dziś zaprzątał sobie głowę tamtymi wydarzeniami. Rozmyślał o wydarzeniach w krypcie, a potem znów wracał do balu. Tak naprawdę to nawet nie odszukał dziewczyny z którą pisał listy, a przecież o tym w tym pierwotnie chodziło. Ona zupełnie wyleciała mu z głowy i za nic nie mógł przypomnieć sobie jej nazwiska, czy chociażby imienia. Cóż... miał nadzieję, że może kiedyś ona go odnajdzie, bo wydawała się dość silną, twardo stąpającą po ziemi dziewczyną, a nie słodką idiotką, z którymi zazwyczaj miał do czynienia. Wykorzystała go? Jiro doskonale zdawał sobie sprawę, że posłużył jedynie jako zabaweczka, która miała wzbudzić w jej chłopaku zazdrość, ale jakoś nie specjalnie go to obchodziło. Przywykł? Nie, raczej nie, ale było mu to po prostu obojętne. Sam często postępował podobnie i nie było w tym nic nadzwyczajnego. Był tylko ciekawe, czy Puchonce udał się ten jakże niecny plan. Ale o to zapyta później, będą mieli jeszcze czas. Taką miał przynajmniej nadzieję. -Najwyżej- mruknął, wzruszając delikatnie ramionami i wczesał palce w ciemne kosmyki. Zaczesał grzywkę do tyłu i przez chwilę intensywnie wpatrywał się w trybuny. Jak już dziewczyna mogła pewnie zauważyć- nie był zbyt rozmowny. Przynajmniej na początku, o czym zdążyło przekonać się już wiele osób. W tym nawet Gianna, z którą teraz przecież potrafi rozmawiać godzinami o kompletnych pierdołach. Potrzebował po prostu chwilki by się rozkręcić. Ach, gdyby tylko powiedziała to na głos jego ego urosłoby znowu do wielgaśnych rozmiarów i przez tydzień chodziłby dumny, jak paw. Jaki facet nie lubi takich komplementów? Może Kaoru. -Nie ma sprawy. To przecież nic nie znaczy, prawda?- spytał, przenosząc wzrok na nią. W jego oczach czaiło się jednak coś dziwnego, nowego... Czy to możliwe, by chciał żeby zaprzeczyła? Znów przeczesał włosy palcami. Ups, czyżby nieświadomie ją uwodził? Tak twierdziła Gianna, ale on miał raczej nieco inne sposoby, by dziewczyny padały do jego nóg. -Tak właściwie- wyciągnął rękę w jej stronę. -Jiro- przedstawił się. W końcu na tamtej imprezie nawet na to nie mieli czasu. Cóż za niedopatrzenie.
Po szkole krążyły plotki, że piątka uczniów została porwana, że działy się z nimi okropne rzeczy. Ciężko jednak było dowiedzieć się cokolwiek więcej na ten temat. Abigail nie drążyła tematu, bo w zasadzie, co ją to obchodzi? I to nie tak, że ma w głębokim poważaniu krzywdę innych, przecież była puchonką! I naprawdę nienawidziła swojego domu. Kłótnia z Draconem odcisnęła jednak na niej piętno. Naprawdę zaczynała czuć się winna temu, co zrobiła. Wychodzi na to, że jej przeprosiny były nieszczere, ale Draco naprawdę na to zasłużył bo Abigail się nie zdradza i to nie w taki sposób. A tym bardziej na to zasłużył, kiedy jej powiedział, że cały czas sypia z Corin. Wszystkie inne wydarzenia tego wieczora odeszły w niepamięć, w końcu i tak nie dowiedziała się, z kim pisała. Nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć. Czy naprawdę działała tylko i wyłącznie pod wpływem impulsu, chęci odegrania się na Draconie, czy również wybór chłopaka nie był zupełnie obojętny. W końcu wyszerpnęła go Courtney, a właściwie pożyczyła tylko na chwilkę. Mam wrażenie, że piszę totalnie bez sensu, bez ładu i składu, ale czy nie tak właśnie wyglądają w tym momencie myśli Abigail? Doprawy trudno się połapać w tych krótkich przebłyskach poczucia winy i samozadowolenia oraz smutku. Podwinęła rękawy marynarki, zupełnie zaabsorbowana tym zajęciem. Nie za bardzo wiedziała, jak zacząć rozmowę i co tak naprawdę chce mu powiedzieć. Wyjaśnić, dlaczego zrobiła tak a nie inaczej? Przecież ten pocałunek znaczył… a właściwie nie znaczył dla niego nic, teoretycznie tak samo jak dla niej. Poprawiła sukienkę, która podwinęła się nieco ponad kolano, byleby tylko zająć czymś dłonie. I przede wszystkim oderwać chociaż na chwilę od niego wzrok. -No właśnie, teoretycznie nic nie znaczy.-Jej głos był pełen wątpliwości. Ten pocałunek powinien nic nie znaczyć. Czemu w takim razie Abigail czuła niedosyt i tęsknotę? Jakby pragnęła o powtórzyć. Przygryzła wargę, zastanawiając się, czy nie powiedzieć czegoś jeszcze. Powiedzieć, że to prawda, że ich pocałunek naprawdę nic nie znaczył, był taki, jak dziesiątki innych, nic nie znaczących pocałunków. Przez krótki moment zatrzymała wzrok na jego oczach i dlatego nie powiedziała już nic więcej. -Abigail.-Uścisnęła jego wyciągniętą dłoń, uśmiechając się przy tym do niego. Nie ma to jak zaczynać znajomość od pocałunku zamiast przedstawienia.
Uszy mu puchły od tych wszystkich plotek, które rozniosły się po szkole lotem błyskawicznym. Gdy tylko wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego, jakiś tydzień temu, na ustach wszystkich była tylko ta pamiętna impreza. Jiro miał ochotę kopnąć ich, albo przynajmniej powiedzieć, by się zamknęli. Nikt jednak nie wiedział, że chodziło właśnie o Azjatów i student wolał żeby tak właśnie pozostało. Mu i tak oberwało się chyba najmniej. Ikuto był torturowany dużo gorszym zaklęciem, niż Gryfon, a Lilly do dziś nosi ślady tamtej nocy na policzkach. Jiro starał się po prostu o tym zapomnieć, tak zwyczajnie. Niekiedy mu się to skutecznie udawało, ale już po chwili wspomnienia wracały. Męczył tym siebie i ludzi dookoła, bo prawie nigdy nie miał humoru. Giannie jakoś udawało się odciągnąć jego myśli, zaczynając jakiś temat, zupełnie nie związany ze szkołą, co pozwalało mu się zrelaksować. Obserwował każdy jej ruch, uważnie śledząc ją wzrokiem. Nic już na to nie mógł poradzić. Tak miał i tyle. Mogło to ją krępować, ale mało go to obchodziło. Znany był z tego, że potrafi bardzo długo patrzeć się w jeden punkt bez mrugnięcia okiem. -Teoretycznie- zaznaczył, będąc ciekaw jej reakcji. Spłonie rumieńcem, odwróci wzrok, a może w ogóle nie zauważy tej subtelnej aluzji? To był w końcu tylko jeden, nic nie znaczący pocałunek. Jiro nawet nic nie poczuł, gdy jego usta dotknęły ust Puchonki. Ot, kolejna dziewczyna, która wpadła w jego ramiona. Nic w tym nadzwyczajnego. Nie myślał o niej poważnie, bo nawet jej nie znał. Ale czemu znowu by się nie zabawić, choć trochę? Mimo iż był z Gianną, a tak mu się przynajmniej wydawało, to jego natura imprezowicza dawała o sobie, co jakiś czas znać. I wątpię, by tak łatwo można było go zmienić w grzecznego, wiernego chłopaka. Nie byłby sobą. -Chciałaś tylko porozmawiać, tak?- spytał, opierając dłonie na trawie i wyciągnął się. Takie znajomości, które najpierw zaczynały się od pocałunku nie były dla Jiro niczym nowym. Powiem więcej; on zazwyczaj zaczynał znajomość od łóżka. Co mógł poradzić, że dziewczyny same mu się do niego pchały? Ach, biedny Jiro. Z Gianną było inaczej. Wciąż czuł, że musi jej czymś zaimponować. W końcu był tylko uczniem, a ona kilka lat starszą nauczycielką. Z uczennicami było prościej. -Z twoim chłopakiem już wszystko w porządku?- spytał i posłał jej delikatny, o dziwo, całkiem szczery uśmiech. Zaraz jednak odwrócił wzrok, znów zawieszając wzrok na trybunach.
Moim zdaniem ludzie w tej szkole za mało przejmowali się nauką, a zbyt dużo troszczyli o tyłki innych ludzi. Jeszcze zanim opuściła komnatę, w której odbywała się cała impreza, już mogła poczuć pełne współczucia spojrzenia innych uczniów. Tak, rozstali się z Draconem! Tak, pewnie jest to definitywny koniec ich związku i już nigdy do siebie nie wrócą. To nie jest do cholery ich sprawa i Abigail nie potrzebowała tych pełnych sztucznego współczucia spojrzeń! Przez pierwsze kilka dni czuła się naprawdę źle. Jakby jej cały świat znowu runął. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Mogłaby nigdy już nie wychodzić z łóżka i właściwie najchętniej by umarła. Złość na Dracona po pewnym czasie wzięła jednak górę, a Abigail, jak już nie raz pisałam, jest naprawdę mściwą osóbką. Dlatego postanowiła w końcu opuścić dormitorium, włożyć na siebie coś seksownego i spotkać się z kimś. Na przykład z Jiro. Tutaj nie chodziło wcale o zemstę. Musiała z nim porozmawiać, wyjaśnić kilka rzeczy, w tym między innymi ten nieszczęsny pocałunek. Starała się patrzeć na coś innego niż siedzący obok niej chłopak. Na trybuny, trzy pętle, czy zamek w oddali. Czuł się nieco niepewnie pod wpływem jego intensywnego spojrzenia, a jeszcze bardziej peszyła się, kiedy spojrzała prosto w jego oczy. -Bo przecież on nic nie znaczył, nic nie powinien znaczyć, a jednak ja… nie mogę o tym zapomnieć i przestać wspominać tamtej chwili.-Wypaliła swoim zwyczajem prosto z mostu, na koniec widowiskowo się rumieniąc. Przecież właśnie w tym momencie przyznała się do czegoś, o czym nie powinna nawet myśleć, zwłaszcza, że przez ten pocałunek zniszczyła swój związek z Draconem. Czy wtedy coś poczuła? Być może. Lekki, elektryczny impuls drażniący jej wargę, w ciągu tego kilkusekundowego pocałunku. Nie potrafiła się wtedy do tego przyznać, Dracon nadal był jej chłopakiem, ale teraz, kiedy znów była wolna… co miała do stracenia? -Początkowo tak. Właściwie nie wiem, co chciałam.-Spojrzała niepewnie w bok. Dopiero teraz do niej dotarło, że tak naprawdę nie wie, co chce od Jiro. Zapewnienia, że ten pocałunek to naprawdę było nic znaczącego. Ot, koleżeńska przysługa. Może dziwne uczucie, które jej towarzyszyło, wynikało z faktu, że Abigail pierwszy raz spotkała się z czymś takim. Poznaniu zawsze towarzyszyła długa rozmowa, opowiadanie o tym, co lubi a czego nienawidzi, wymiana poglądów. Nie pocałunki, a tym bardziej… seks. -Nie jesteśmy już parą.-Odpowiedziała uśmiechając się równie naturalnie i szczerze co Jiro. Przez cały miniony tydzień powtarzała sobie, że nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem i chyba w to uwierzyła.
Znał to uczucie. Rozstanie nie było mu obce, choć przecież nigdy nie był z nikim długo. Do jednej dziewczyny się jednak przywiązał i to był błąd. A była nią ta sama dziewczyna, od której Abi odciągnęła go tamtego wieczoru. Jiro był pewny, że to ona, po prostu... czuł to. Jej głos, mimika, śmiech. Wszystko to pamiętał, jak wczoraj. Gdy trzymał jej dłoń czuł te przyjemne dreszcze, takie same, jak wieku temu, gdy pierwszy raz szli razem korytarzem. Był wtedy dumny, jak paw. Był w niej naprawdę zakochany. Dlaczego więc zerwali? Ano, właśnie dlatego. Pan Moore strasznie bał się swoich uczuć i choć może to wydawać się głupie- zerwał z dziewczyną. Powiedział, że ma inną, że jej nie kocha i że nie chce jej znać. Ale ona, jakby wyczuła, że kłamie i nie dawała mu spokoju, wciąż męcząc go na korytarzach. Za każdym razem starał się ją spławiać, ale z czasem robiło się to coraz trudniejsze. A wtedy ona znalazła sobie innego chłopaka i przestała go "męczyć". Z jednej strony- to dobrze, przecież już nic dla niego nie znaczyła, ale jakaś jego cząstka chciała by podeszła do niego, pocałowała, nawet na środku korytarza. Żeby znów była z nim, tylko z nim. Czy tak samo będzie z Gianną? Jiro miał nadzieję, że nie. Póki co nie zrodziło się między nimi żadne wielkie uczucie, ale student nie chciał znowu uciekać. Przyjmę to na klatę, jak prawdziwy mężczyzna- myślał. Zmarszczył brwi, gdy wyznała mu coś, czego po części się spodziewał. Czego mogła od niego chcieć? Błagam was, chyba nie chciała tylko rozmawiać skoro przytargała się tu w taką pogodę. Chyba, że naprawdę różniła się od tych wszystkich dziewczyn w szkole. Jiro jednak wcale by nie przeszkadzało, gdyby nie różniła się od nich ani trochę. Zdziwił się, gdy odpowiedziała mu na pytanie na temat Dracona. To przez niego? Przez ten głupi pocałunek skradziony na imprezie? Zrywać o takie błahostki? Jiro nie mógł tego pojąć. -Nie martw się- powiedział i po prostu objął ją ramieniem, przyciągając do siebie. -Tego kwiatu jest pół światu, a ty jesteś za dobra, by płakać przez jakiegoś chłopaka- wzruszył delikatnie ramionami. Właściwie to gadał same bzdury; przecież nawet jej nie znał. Może była zwykłą wywłoką? Może wcale nie zasługiwała na tamtego faceta? Może miał już jej dość, znosił jej wybryki przez tyle czasu, aż w końcu nie wytrzymał? Gryfon nie miał pojęcia i prawdę powiedziawszy mało go to obchodziło. Był kiepski w pocieszeniu, ale przynajmniej spróbował.
Nie zwracając nawet uwagi jaka jest pogoda wyszła z zamku. Miała ochotę się odprężyć po tych ostatnich dniach. Jedyne co mogło zadziałać było latanie na miotle. Włożyła jakieś luźne czarne spodnie i zieloną bluzę dresową z kapturem oczywiście, no i męską jak to było w jej zwyczaju. Zaopatrzyła się w miotłę i opuściła mury zamku. Poszła w kierunku boiska do Quiddicha. Miała nadzieję, że nikogo nie będzie i będzie miała spokój. Po paru chwilach dotarła do boiska. Stanęła na środku i wsiadła na miotłę. Wzbiła się w powietrze i zaczęła krążyć wokół boiska. Z minuty na minuty co raz szybciej. Próbowała się odprężyć, ale jakoś jej się nie udawało. Była jeszcze bardzie spięta niż na początku i prawie spadła z miotły. Zatrzymała się, wzięła parę głębokich oddechów i znów zaczęła krążyć, co raz szybciej i szybciej.
Nagle obok Sydney ktoś przeleciał. Jeszcze szybciej. Kilka razy. I chociaż dziewczyna radziła sobie bardzo dobrze na miotle, to widać było, że ma do czynienia z kimś lepszym. Wreszcie ten ktoś zwolnił i zrównał się z dziewczyną. - Witam! - Rzucił Shane, uśmiechając się do studentki - Widzę, że nie tylko ja lubię treningi w samotności. Po tych słowach mężczyzna nieco przyspieszył i wzbił się nieco wyżej na swojej miotle, by po kilku pętlach ponownie znaleźć się na wysokości Sydney.
Była trochę zamyślona, więc gdy ktoś śmignął koło niej to nawet nie zwróciła uwagi na to. Dopiero, gdy zwolnił i zrównał się z nią zauważyła go. Jasne, ze go rozpoznała, ale jak się zwrócić? - Hej - odparła w końcu przyglądając się wyczynom mężczyzny. Uwielbiała trenować w samotności. Jak zauważyła i usłyszała to on też. Uśmiechnęła się lekko i puściła jedną ręką. Chciała spróbować tego co kiedyś, ale nie wiedziała czy jej wyjdzie. Zaczęła się wolno podnosić na miotle.
Cóż, zaskoczył ją trochę, więc czego miał się spodziewać, zwracania się pełnym imieniem i nazwiskiem? Uśmiechnął się tylko i kiwnął głową i uważnie przyglądał wyczynom dziewczyny. - Tylko nie spadnij i się nie połam - zaśmiał się, robiąc parę niewielkich kółek niedaleko dziewczyny. Dla niego było to jak popołudniowy spacer, nic nadzwyczajnego. Chętnie by nawet rozegrał jeden mały mecz, tak dla zdrowia. Dobrze, że dzieciaki nie boją się wychodzić na boisko, może uda mu się wyhaczyć jakieś talenty, z którymi będzie można jakoś popracować.
- Spróbuję - odparła z uśmiechem. Wróćmy jednak do tego co ona robi. Złapała się obiema rękoma miotły i zaczęła się podnosić, a raczej stawać na miotle. Postawiła jedną nogę, potem drugą i tak chwilę kucała, by nie spaść, bo oczywiście zachwiała się. Wzięła kilka głębokich oddechów i zaczęła cudować dalej. Wyprostowała ręce i trzymała je tak sztywno, by się przypadkiem nie zrzuciła z miotły. Odbiła się lekko od miotły, ale znów się zachwiała. - Uda mi się - mruczała pod nosem. Odbiła się troszkę mocniej i stanęła na rękach na miotle. Zamknęła oczy przy tym bojąc się czy nie spadnie. Oczywiście leciała wciąż przed siebie. Puściła jedną dłonią miotłę i przez parę sekund utrzymała się w takiej pozycji. Usiadła spowrotem na miotle jakby nigdy nic się nie stało.
Do uszu Sydney dobiegł odgłos klaskania w dłonie. Shane był w pełen podziwu widząc dziewczynę robiącą taki trick. Nawet jeśli trwał ułamki sekund. - Brawo! - powiedział podlatując. Sam siedział bokiem na miotle z założonymi rękami i lewitował w powietrzu przyglądając się Sydney. - Bardzo ładnie i zgrabnie. - odparł podlatując bliżej, gdy już dziewczyna usiadł na miotle. - I nazbyt odważne. Ha, nie radze tego robić, gdy jesteś sama, mimo tak dużych umiejętności.
Podleciała do Shane'a uśmiechając się. - Dziękuję - odparła. - Kiedyś to u mnie było codziennością. Wiesz, gimnastyka i w ogóle, a to ułatwiało tę gimnastykę mugolską. Teraz dopiero pierwszy raz po jakimś czasie to robiłam, a nawet nie miałam zamiaru próbować gdyby nikogo nie było w pobliżu. No i jeśli byłby tu ktoś kto nie jest najlepszy w lataniu to też bym się nie odważyła. Zatrzymała się na przeciwko. Trochę się rozgadała co było do niej nie podobne. Nawet bardzo niepodobne.
Uśmiechnął się serdecznie, przeczesując swoje włosy. Słuchał uważnie tego rozgadania, do którego w pewien sposób przywykł. - Ha, grasz w drużynie szkolnej? - zapytał. - Może zobaczymy się na najbliższym treningu, co? Ma zamiar przetestować wszystkich uczniów. Wzbił się nieco wyżej, po czym ponownie rozsiadł się na miotle. - Hm, miło jest sobie poprzypominać, jak się o piątej rano biegało po boisku a potem latało przed pierwszymi lekcjami... ha, się dziwię, ze mi nie dawali za spóźnianie się na eliksiry, gdy się wciągnąłem w rozgrzewkę.
Zmieszało ja trochę to pytanie. - Em... Niestety nie jestem w drużynie. Jakoś nie miałam odwagi się zgłosić - odparła mówiąc dosyć szybko. No, a co się dziwicie? Sydney rozmawiająca swobodnie z nauczycielem? Nie ważne ile miał lat i o ile był starszy od niej, ale samo stanowisko to już coś. - A zresztą na pewno są lepsi ode mnie i... - urwała wzruszając ramionami. Siedziała spokojnie na miotle odpoczywając. Trochę się zmęczyła, ale tylko troszkę. Uśmiechnęła się na myśl o swoich treningach porannych kiedyś. Ostatnio jakoś zaprzestała tego.
- Czy są lepsi to się okaże. - powiedział. - Przyjdź na trening, zobaczymy czy jesteś rożnie dobra w grze co w lataniu. Chyba, ze chcesz się sprawdzić teraz? Nie ma sprawy, ja mam czas. No bo co innego miałby robić? Wieszać papierowe znicze od Quentine pod sufitem? Miał ich chyba z pięćset, niedługo będzie musiał je zacząć sprzedawać. Ale kto by chciał takie origami? - Wiesz czego nie lubię? Fałszywej skromności. Nie bój się mówić, ze coś umiesz, serio. A jak coś umiesz, to ćwicz to, żeby być lepszym, oi! Ha, Shane i prosty przepis na sukces.
Zastanowiła się chwilę. - No mogę teraz spróbować. Mam trochę czasu wolnego i jakoś mi się nigdzie nie spieszy. I nie powiedziałam, że jestem zła w grze tylko jakoś po prostu tłumy mnie przerażają i brak mi języka w gębie - powiedziała. - Teraz to się trochę dziwię, że tak łatwo z Tobą rozmawiam. Sama nie zwróciła odwagi w ogóle jakich słów używa. - To raczej nie jest fałszywa skromność. Raczej brak pewności siebie, ot co.
- Właśnie chciałem zauważyć, że języka to ci nie brak - zaśmiał się - W tkaim razie czekaj... Usiadł porządnie na miotle i poleciał w stronę wyjścia z boiska, gdzie znajdowały się też drzwi do szatni. Zeskoczył i na kilka chwil zniknął z boiska. Wreszcie wyszedł z kanciapy z kaflem i ponownie wskoczył na miotłę wzbijając się wysoko w powietrze, ponad Sydney. - W takim razie skorzystajmy z okazji, panno...? -zaczął po czym piłka poleciał w stronę dziewczyny.