Na samym skraju błoni, tuż gdzie już zaczyna się las znajduje się przestronna polana. Została ona przeznaczona do prowadzenia na niej zajęć z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Nauczyciele często z zaczynającego się tuż niedaleko lasu, przyprowadzali przeróżne zwierzęta. Na polanie znajdują się także poukładane pnie, na których uczniowie zwykli siadać w razie długiej, teoretycznej lekcji.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - ONMS
Idziesz na polanę, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami. Dobrze. To jedyny egzamin prowadzony na świeżym powietrzu. Stajesz więc na środku polany, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znana Ci Mist Pober oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Drakensberg. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z ONMS można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Jak należy postępować z hipogryfem? 2 – Scharakteryzuj jednorożca i wyjaśnij, czym skutkuje zabicie tego stworzenia. 3 – Czym sidhe różni się od elfa? Jaki dar można spotkać u sidhe? 4 – Wymień trzy gatunki trolli i opisz je. 5 – Podaj dwie inne nazwy nereidów i opisz ich wygląd. 6 – Czym jest iglica i jak się przed nią bronić?
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Dosiądź hipogryfa. 2 – Wybaw niuchacza z kryjówki. 3 – Znajdź i zamroź jaja popiełka. 4 – Nakarm salamandrę i zapewnij jej bezpieczne miejsce (ogień). 5 – Odróżnij szpiczaka od jeża i zdobądź jego igły. 6 – Zajmij się młodym psidwakiem i usuń mu ogon specjalnym zaklęciem.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - ONMS:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Co miał robić na tak nudnej lekcji? Czym mógłby się wyratować? - myślał tylko o jednym, powtarzając uporczywie te same pytania jak mantrę. W ostateczności, cała lekcja zleciała mu właśnie na tym. Myślenie o czymś czym mógłby zbyć czas, zajęło jego myśli na tyle, że nie myślał o godzinie, więc ten automatycznie leciała wiele szybciej. Z transu obudziła go wiadomość o pracy domowej i chcąc nie chcąc, zaklął pod nosem na nauczycielkę. Czy on ma naprawdę tak mało ma zadane? Rozumie obarczanie dodatkowymi obowiązkami takich tycich drugoklasistów... Jednakże on ma i tak zbyt wiele nauki na głowie. Co jak co, ale OWUT'emy musi zdać jak najlepiej. Praca w ministerstwie nie znajdzie się przecież sama... Cóż, może i ojciec podpowie o nim parę słówek tu i ówdzie, ale mimo wszystko musi mu trochę pomóc w tym niewątpliwie wyczerpującym zadaniu. Usłyszał pytanie Bell i chcąc nie chcąc, jego wargi wygięły się w coś na kształt dziarskiego uśmieszku. - Nielegalne jajo, tak? - Spojrzał na nią znacząco, po czym uniósł chytrze brew. - Sądzę, że dyrektor bardzo by się tym zainteresował. - Oświadczył, wpatrując się w plecy odchodzącej nauczycielki.
Szła powoli polaną zaciągając się co kilka sekund dymem ze swojego skręta. Cóż, w taką piękną piątkową noc, siedzenie w domu było wielkim grzechem. Nawet nie zauważyła, że na polanie odbywa się jakaś lekcja. Skąd miała wiedzieć? Przecież nigdy ty nie bywała. Co więcej ONMS czy jak w ogóle ten przedmiot się nazywał... Wypluła skręta w trawę i przydeptała obcasem, z miną niewiniątka. Taak, nauczycielka na pewno nie zwróciła na nią uwagi. Teraz stanie sobie obok i po patrzy na przebieg tego żałosnego przedstawienia. Na Opieke nad magicznymi stworami czy tak stworzeniami i tak nie była zapisana, więc co nauczycielka mogła jej zrobić?
Stłumił ziewnięcie. Większość uczniów już sobie poszła, a jemu zaczynało doskwierać zimno. Pomyślał też, że może należy w końcu odwiedzić swoje miejsce pracy i zająć się siekierą tudzież grządkami? Spojrzenie padło na jakąś spóźnialską, która na dodatek paliła skręta. Zaskoczyło go to odrobinę, on w Beauxbatons wyłaził ze skóry, żeby zapalić... i wyłaził ze skóry całkiem często wobec tego. Jak wąż, który ciągle musi ją zrzucać. Cofnął się o kilka kroków, w półmrok. Bo obawiał się, że uczennica też lubi sobie szperać w umysłach albo, o zgrozo! we wnętrznościach niewinnych gajowych.
Na jej twarzy pojawił się uśmiech, kiedy tylko Wilkie powiedział o jaju. Taak... coś trzeba z tym zrobić, żeby dopiec nauczycielce, a zdradzenie jej "małego" sekretu byłoby idealnym pomysłem. Ale może przedtem wymyślić coś bardziej ambitnego? - Na pewno - przytaknęła, podążając za wzrokiem Ślizgona. Biedna Amelia, oddalała się od nich w ogóle nie podejrzewając co im chodzi po głowach. - Jednak myślę, że ona bardzo chciałaby poznać nasze... możliwości. - O tak, tak to właśnie można było nazwać. Bell z chęcią zwiedziłaby gabinet nauczycielki, nieco go zmieniając... czy coś podobnego. Ingerowanie w spokojne życie dorosłych było tym ciekawsze, że zawsze istniało jakieś ryzyko... a przecież to lubiła. - Ej, chodźmy za nią. Pośledzimy ją i dowiemy się co teraz zrobi... - Pomyślała sobie, że Tenebres, po takiej ciężkiej, a przy tym i nudnej lekcji z pewnością pójdzie odpocząć w ciekawe miejsce. Chyba, że jest taka zła i okropna, że te dwie godziny sprawiły jej przyjemność, bo mogła męczyć niewinnych uczniów.
Poczuła na swoich plecach spojrzenie i odwróciła się energicznie w stronę nieznanego mężczyzny. Co on robił? Chował się czy co? Cóż, w tym zamku można było się spodziewać wszystkiego... Westchnęła ze zrezygnowaniem. Widziała tego gościa pierwszy raz w życiu. Co gorsza, widok wcale nie był przyjemny. Co w ogóle miała znaczyć ta broda? Już dawno nie widziała czegoś tak okropnego. -A ty co? Zgubiłeś się, czy się mnie boisz? - zapytała z lekką drwiną. Może był nauczycielem, może czymś w tym stylu? Z resztą co to za różnica, na pewno nie będzie sobie zawracała głowy do mówienia per pan dla człowieka, który nie poznał jeszcze zastosowania golarki. Okropne... Alexis nie rozumiała jak można robić sobie taką krzywdę.
Zawrócił w pół kroku, bowiem zmierzał już do chaty, żeby w końcu zobaczyć swoje, hm, stanowisko pracy. Odwrócił się powoli, mierząc jeszcze raz wzrokiem dziewczę. Jego relacje z uczniami nie zapowiadały się obiecująco, skoro tak owi uczniowie się zachowują. Pogładził w zadumie podbródek, zarośnięty bujnie czarną szczeciną, w której niestety nie mógł przechowywać jeszcze drobnych przedmiotów... może za parę miesięcy, nic straconego. - Obawiam się, że spudłowałaś dwukrotnie - odparł cicho, żałobnie, smutny głos rozniósł się echem po świecie, sprawiając, że lodowce płakały, góry osuwały się w dół... takie tam.
Na jej twarz na krótką sekundę wpełzło zdziwienie. Po pierwsze dlatego, iż była przygotowana na odszczeknięcie się dziwaka, po drugie powiedział to z takim żalem... Jednak chwilę później na jej twarzy znowu zagościł stary, opracowany już od dawna wyraz. Posłała mężczyźnie jeden z najbardziej ironicznych uśmiechów i oparła się o drzewo. Nie chciało jej się stać, a ziemia, wiadomo, była brudna i pełna ohydnego robactwa. Panie dyrektorze, proszę o ławkę, pomyślała. Tiaa... to się nazywa królewskie warunki. -Cóż, to doprawdy smutne... - rzekła z udawanym żalem, ale ciekawość wzięła górę nad doskonałą grą. Skoro już zaszczyciła osobnika pogawędką, co zaszkodzi zapytać? - Więc, co właściwie tu robisz? Nie widziałam cię wcześniej. - zapytała, nie siląc się zbytnio na sarkazm.
Morph natomiast zdziwił się nieco tym zaskoczeniem, które na krótką chwilę znalazło odbicie w mimice. Okazała się człowiekiem! Nie porcelanową laleczką, jak wydawało się na początku. Chociaż porcelanowe lalki nie palą, a to co mówią jest mechaniczne i bezmyślne, w odróżnieniu od Ślizgonki, która charakteryzowała się najwyraźniej ciętym językiem. Widząc niemal namacalną ironię w jej uśmiechu, sam posłał jej dokładnie odwrotny - szeroki i ciepły. Wykrzesał z którejś kieszeni paczkę papierosów. Odpalił mugolską zapałką - paskudny nawyk, wyrobił mu się podczas jednej z prac w Londynie. - Jestem nowym gajowym - obwieścił dziewczynie, kiwając głową. Błękitne oczy zapaliły się przenikliwością spojrzenia. Było w niej coś innego. Nie wiedział, że jest pół-wilą; to było intrygujące na pewien sposób. - Będę przycinał gałązki i pielił grządki, ganiał za lisami i ścinał choinki na święta. Cudownie, prawda? A to samo będą robić uczniowie, którzy, nie daj Merlinie, trafią do mnie na odpracowanie szlabanu.
Skrzywiła się, kiedy powiedział czym się zajmuje. -Ah... ohyda... ale tak myślałam - powiedziała szczerze. Może wyglądała na głupią, ale była na prawdę bardzo inteligentna (jak na kogoś kto poświęca książkom mniej czasu niż można by sobie to wyobrazić). -Stąd ta niedbałość o wygląd - skwitowała szczerze i zaczęła bawić się jakimś liściem. -Nie brzydzisz się grzebać w ziemi ? Albo lisy. Nie wiadomo jakie choroby przenoszą. Fakt, futra z nich są piękne, ale nie jestem jakąś wielką fanką. - odparła. W sumie nie wiedziała dlaczego się tak wypytuje. Los gajowego był jej zupełnie obojętny. -Cóż, niestety mnie nie zobaczysz na szlabanie... Mam niezłe układy z dyrektorem. Wiem, że to ogromna strata bo widok byłby niezaprzeczalnie cudowny, jednak nie pozwolę sobie na to by grzebać się w tym paskudztwie. - powiedziała, charakterystycznie unosząc brwi.
Wybuchnął cichym śmiechem. Była najzwyczajniej bezczelna. Pokręcił głową, najwyraźniej rozbawiony jej słowami. - Cóż, trudno, jakoś trzeba zginąć. Rak płuc, zarazki od lisa. Jako ciekawostkę, mogę ci tylko powiedzieć, że ślina lisa jest czystsza od twojej, a on ci braku higieny nie zarzuca, zatem wykaż trochę taktu - powiedział cicho, pół żartem, pół serio. Słowa wydobyły się z niego wraz z chmurką białego dymu papierosowego. - Ach, doprawdy? Szczerze mówiąc, nie zaskoczyło mnie to jakoś szczególnie - mruknął w reakcji na jej "układy z dyrektorem". I w istocie nie był zdziwiony, chociaż powinien być, wyniósł bowiem całkiem inne wrażenie z Beauxbatons. Ale ona zachowywała się tak władczo, z taką wyższością wobec pracownika Hogwartu, chociaż była uczennicą, że niemożliwym byłoby, gdyby robiła to od tak, z racji charakteru, a nie posiadania zaplecza, które się za nią wstawi.
Na jej twarzy na moment pojawił się niesmaczny grymas. Jakoś nigdy nie myślała o ślinie lisów. Zapewne dlatego, iż była święcie przekonana, że zwierzęta takowej śliny nie posiadają, lub po prostu nigdy jej to nie wpadło do głowy. -Wiesz, do tej pory miałam na głowie inne ważne rzeczy. Bale, brat, ach, na pewno go prędko nie poznasz, jest identyczny z wyglądu i z charakteru. W końcu to mój bliźniak, prawda? Wracając do tematu, więc są bale, brat, mama, zakupy, podróże, jeszcze raz bale, osoby na, których mi zależy... i to by chyba było na tyle. - dopiero teraz zdała sobie sprawę, że wcale nie było tego aż tak dużo. Oczywiście, nie powiedziała o paru znaczących szczegółach, bo przecież facet był tylko gajowym. A takim nie będzie opowiadała historii swojego życia. Wzruszyła ramionami. Ta cała sytuacja była tak okropna. Jeszcze pół roku temu nawet nie chciała pomyśleć o czymś takim, jak rozmowa z przedstawicielem niższego gatunku. Alexis robi się miła!? Bardzo prawdopodobne, że za chwile nastąpi koniec świata. To przez te wakacje. Od początku wiedziała, że nie będą dla niej dobre. Najpierw puchoni, później gajowy, co jeszcze?! Może ożeni się z jakimś okropnym biedakiem i będą mieli ósemkę słodkich dzieci?! Ta cała miłość do otaczającego świata była do bani. Powinna przestaś być taka miła (w jej mniemaniu była usposobieniem dobroci) i zajmie się tym co kocha najbardziej... Zakryła sobie usta w obawie przed odruchem wymiotnym. -Przepraszam, kolacja była okropna. - rzekła krótko.
Obserwował ją wnikliwie, dziwiąc się w duchu, jak dziewczyna może jednocześnie krzywić się niemiłosiernie i wyglądać wciąż jakoś olśniewająco? Coś mu w niej nie pasowało, dziwnym było, by zwykła uczennica Hogwartu była tak piękna. I charakterna. Tutaj niestety, dość pejoratywnie. Ale bawiła go w pewien sposób, wydawała się płytka jak kałuża. Morpheus jednak nie zwykł oceniać całkowicie po pierwszym wrażeniu. Chociaż nie sądził, by ona miała zamiar wywierać na nim inne. W końcu był tylko gajowym, prawda? A sądząc po jej słowach, gajowy nie mógł być kimkolwiek, komu warto cokolwiek udowadniać. Oprócz tego, że czuje się od niego lepsza. Jednak... to wszystko nie działało na niego zupełnie. Wrażenie, że patrzy na niego z góry, powodowało, że w błękitnych oczach rozpaliły się wesołe błyski rozbawienia. - Bardzo głębokie życie prowadzisz - rzekł, kiwnąwszy głową dwukrotnie, z powagą godną chimery. - Jak znajdujesz czas na naukę wśród natłoku tych kreatywnych zajęć? Odchrząknął cicho, widząc, że chyba zbiera się jej na mdłości. - Ależ nie krępuj się, błonia są całe do twojej dyspozycji.
-Już mi przeszło. Po prostu przypomniało mi się coś odrażającego. - odparła a na jej twarzy znowu pojawił się cień drwiącego półuśmiechu. -Nauka? Jaka nauka? - Jak ona już dawno nie mówiła tego słowa. "Muszę się uczyć". Czy Alexis kiedykolwiek wypowiedziała takie, lub podobne zdanie? Jeśli tak, co graniczy z cudem, to data powinna zostać zaznaczona w książce od Historii Magii. - Jak widzisz te kreatywne zajęcia zabierają mi całe życie. Chociaż kiedyś, będę musiała odsunąć je trochę na bok, owytemy zdam tak czy siak, więc nie powinnam mieć większych problemów. Na razie nie martwię się tym. Pociesza mnie myśl, że nawet gdybym nie pozaliczała tych cholernych egzaminów i tak nigdy nie będę musiała grzebać się w ziemi. - dodała z przekąsem.
Dziwna dziewczyna. Sprawiała, że miał ochotę podejść do niej, chwycić za nadgarstki i pociągnąć na dół, żeby mimo woli wpakowała te delikatne dłonie w ziemię i jednocześnie uraczyć ją moralizatorskim wywodem na temat jej płytkości i zarozumiałości. Nie zrobił jednak ani tego, ani tego. Roześmiał się za to cicho, pod nosem. Zabrzmiało tam szczere rozbawienie. A spojrzał na nią ze współczuciem. - Mam nadzieję, dziewczynko, że nie poznasz prawdziwego świata i zostaniesz w swoim wyimaginowanym królestwie. To będzie jak kubeł zimnej wody w twarz. Ale wtedy zapewne przejęłabyś się tylko tym, że zniszczyło ci to fryzurę...? Pozwolił sobie na taką odpowiedź, bo mimo zasady nieoceniania po pozorach, ona łamała ją w sposób karygodny. Zapewne nawet w ogóle jej nie wyznawała. On nie znał jej, ona nie znała jego. Szkoda mu tylko było, że dziewczyna jednocześnie tak przepiękna, oszpeca to wrażenie każdym ciętym słowem, które zdawało się wręcz ociekać jadem.
Zdziwiły ją słowa wypowiedziane przez gajowego, do tego stopnia, ze zaczęła się zastanawiać czy on przypadkiem nie jest za mądry na hm... tą posadę, jeśli można to tak nazwać. W każdym bądź razie facet miał nerwy ze stali, normalnie ludzie obrażali się, rzucali jakieś żałosne zaklęci, albo ewentualnie odchodzili z płaczem. To było dziwne. Ale ile można było gadać o grzebaniu w ziemi. Tym bardziej, że drwienie z kogoś, po jakimś czasie stawało się nudne. -Więc, zamierzasz rąbać drewno do końca życia, czy polujesz na jakąś posadkę nauczyciela? - to było poważne pytanie. Bez żadnego podtekstu czy ironii. Bo tak też potrafiła. W sumie to miała dosyć dobry humor. Taak, w przeciwnym razie w ogóle by jej tu nie było.
Znów przyszło zaskoczenie, które nie znalazło jednak najlżejszego odbicia w jego ascetycznej mimice. Może zaskrzyło tylko w błękicie oczu, ale nie mogła, chyba, dostrzec tego z tej odległości. Skąd zaskoczenie? To był pewien paradoks. Wydawała się jednocześnie boleśnie przewidywalna, a jednak zaskakiwała, łamiąc to wrażenie. Potem znów do tego wracała, by kolejny raz obalić całą teorię, jaką zdążył utworzyć na jej temat w głowie. To było męczące, jak błędne koło. Intrygujące, jednocześnie. - Obawiam się, że nie sprawdziłbym się w roli nauczyciela. Brak pedagogicznego podejścia mógłby sprawić, że pomyliłbym drewno z uczniami i w przypływie złości, odrąbałbym komuś głowę albo inną, mało przydatną część ciała - odrzekł spokojnie, kiwając głową. Omiótł spojrzeniem otoczenie, zastanawiając się teraz krótką chwilę, jak wyglądałaby ta lekcja ONMS, gdyby to on ją prowadził. - Ascetyzm życia na chwilę obecną będzie mi odpowiadał. Spojrzał na nią przenikliwie, jakby świdrując wzrokiem. - Nie znudziło ci się to nigdy, ten tryb życia?
Znudzić? Niedorzeczność. Właściwie to nigdy niczego innego nie próbowała, ale pomimo miłości do wszelkich zmian, coś sprawiało, że nie chciała zmieniać tego trybu. Może za sprawą pochodzenia? -Znudzić? - powtórzyła - Nie raczej nie. Jeśli się coś kocha to to po prostu się nie nudzi. Nie wyobrażam sobie życia inaczej. Nie wiem jak sobie ludzie radzą bez służby. Niektórzy rzeczywiście po latach mają dość tego całego przedstawienia, ale nie ja. Można powiedzieć, że to coś w rodzaju hobby. - chyba mówiła za dużo. O wiele za dużo. Czas przypomnieć sobie o randzie tego osobnika.
- Kocha - teraz to on powtórzył jej słowo, zabawa w echo. - Kocha - prychnął cicho, kumulacja echa. Pokręcił głową, jakby wyrażał w ten sposób dezaprobatę. A może rozbawienie? Ciężko stwierdzić. Spojrzał na nią, przekrzywiając nieznacznie głowę. Dopiero teraz zgasił papierosa, nakarmiwszy już zwierzątko w płucach. - Cóż, w takim razie, nie będę burzył tego życia swoją plebejską obecnością - skłonił się jej głęboko, ruch przesycony teatralnością gestów, a nie, jak zdawać by się mogło, ironią. - Toteż pójdę naostrzyć siekierę - podbródek zatrząsł się od tłumionego śmiechu. Rzucił Aroganckiej Piękności jeszcze jedno rozbawione spojrzenie i odszedł w stronę chatki.
Wzruszyła ramionami i tak miała już sobie iść. Przychodzie tu było zupełnie bezsensowne. Nie dość, że musiała wyrzucić ostatniego, niedokończonego skręta, w obawie przed nauczycielką to jeszcze jej ego znacznie ucierpiało na rozmowie z drwalem czy gajowym czy jak on w ogóle się zwał. Jedyną pocieszającą rzeczą było to, iż jej humor wcale nie był taki zły. Co byłoby dość dziwne, szczególnie przed urodzinami dyrektora, z okazji, których urządzał bal.
Dostrzegł, że dziewczynie autentycznie spodobał się jego pomysł! Nie spodziewał się po niej takiej reakcji. Uśmiechnął się mile zaskoczony, po czym wsłuchawszy się w jej słowa, błądził wzrokiem po sylwetkach poszczególnych osób. - Nasze możliwości? - Spytał retorycznie, a jego uśmiech zyskał +3 do szerokości. Co jak co, ale nie obchodziła go już zadane wypracowanie czy nauka, która niemiłosiernie sprawiała, że nie miał na nic czasu. Mimo iż to zapewne będzie kosztować go wiele więcej wysiłku niż prozaiczna praca domowa, miał zamiar sprawić, żeby nie musiał już napisać ABSOLUTNIE nic z Opieki Nad Magicznymi zwierzętami. - Mamy ją śledzić? Wolałbym... zostawić jej w gabinecie pewną niespodziankę. - Na jego wargi wkroczył szatański uśmiech. - Co ty na to?
Z zadowoleniom pokiwała głową. O tak... będzie cudownie. Gdyby jeszcze tylko Emmę znaleźć, to już w ogóle. Może będą mieli szczęście i dołączy do nich po drodze? - Hmm, hmm, pod warunkiem, że właśnie tam nie poszła. Ale to nie ważne, sprawdzi się przy okazji. Tym czasem powinniśmy wymyślić coś odpowiedniego dla niej... za całą nudną lekcję, której czas można było wykorzystać na coś innego - powiedziała, niby to zastanawiając się nad tymi różnościami które mogli robić. - Było, minęło... - stwierdziła, jakimś takim sentymentalnym tonem. - No, najpierw trzeba się zaopatrzyć w potrzebne rzeczy. Masz coś ciekawego w dormitorium? Ja jedynie kilka łajnobomb i pelerynkę niewidkę. Ale kupiłam ją już prawie rok temu, wiec może nie nadawać się do użytku. Całe szczęście uczyliśmy się zaklęcia Kameleona, wiec nie będzie potrzebna - ucieszyła się na samą myśl, że od tej chwili zawsze będzie mogła stać się dla innych niewidzialna. - Chodź, nie sterczmy tu tak.
Przez chwilę, jego myśli zajął obraz Emmy. Jeżeli zaś jakimś magicznym trafem będą mieli okazję na nią wpaść, to już chyba nic ich nie powstrzyma przed totalną zagładą Hogwartu. - Hmm... Moglibyśmy urządzić jej miłą niespodziankę na powitanie! Jednakże możliwości są na tyle rozległe, że niełatwo się na jakąś zdecydować! - Oświadczył przygryzając nieświadomie dolną wargę. - Zeklęcie kameloeona, to zaiście świetna sprawa! - Usieszył się szczerze, po czym jak na komendę ruszył w stronę zamku. Mają mało czasu, chociaż raczej powinni się w nim zmieścić. - To skocz po te łajnobomby... Jeżeli chodzi o mnie, to mam w skrzyni zapasik detonatorów, kieszonkowych bagien, Peruwański proszek i hmm... dużo tego. - Wyszczerzył się doń. Na horyzoncie zawitała już sylwetka zamku. - Więc spotykamy się na dziedzińcu za dwadzieścia minut? - Zaproponował.
Amelia przeszła przez błonia, w tym polane do ONMS z dużą tabliczką pod pachą. Kiedy znalazła się na miejscu, gdzie to ostatnio prowadziła zajęcia, zdyszana postawiła swój ekwipunek. Machnęła różdżką by wypisać na nim jakże znaczące słowa:
ONMS odbędzie się dzisiaj na polanie, w środku zakazanego lasu
Następnie ruszyła właśnie w stronę miejsca, w którym miała dzisiaj spotkać się z uczniami.
Audrey, jak pilna (ostatnio może trochę za bardzo) uczennica stawiła się o umówionej porze na polanie do opieki nad magicznymi stworzeniami. Musiała przyznać, że przeliczyła się co do pogody. Spodziewała się cieplejszego wieczoru. Tymczasem bardzo rzadki deszczyk szczypał ją nieprzyjemnie twarz i moczył powoli ubranie, a zimny wiaterek smagał nieprzyjemnie, potęgując uczucie zimna. Czuła się prawie jak w lodowej komnacie, którą miała szansę odwiedzić. Dziewczyna otuliła się szczelniej swoim czarnym płaszczem i oparła plecami o drzewo, starając się dostrzec w ciemności sylwetkę Connie lub Amelii Tenebres. Na razie jednak nie udało jej się wypatrzeć żadnej z nich.
Amelia dziwiła się trochę, że siostrzenica uwcześniej się z nią nie spotkała. Najwyraźniej nie mogła. Pewnie ma jakieś swoje nastoletnie problemy, jak to dzieci. Albo humorki czy coś w tym stylu. Szła powoli z dużą, ciężką torbą na ramieniu, z której nie pachniało za ładnie. Miała w niej głównie wątróbke i podroby cielęce. Nie zatykała nosa, była przyzwyczajona do takich rzeczy. W końcu rózne obrzydlistwa stworzenia jedzą. Nie była zadowlona z tego, że pada. No, pózniej się może schowa pod koronami drzew. Z daleka dostrzegla jedną ze swoich ulubionych uczennic. Pomachała jej z lekkim uśmiechem, by po chwili do niej dojść. -Audrey, miło cię widzieć- Powieidzała z początku.
Uśmiechnęła się delikatnie, widząc Amelię zmierzającą w jej kierunku. Schowała dłonie wgłąb rękawów ciepłego płaszcza, aby zimno dostawało się do jak najmniejszej ilości ciała. Audrey nie lubiła chłodu, zresztą nie znała chyba nikogo, kto by go lubił. Do tego była strasznym zmarźlakiem. Chuchnęła, aby sprawdzić czy jest tak lodowato, jak jej się wydaje. Było. Aww. - Dobry wieczór - odpowiedziała, uśmiechając się lekko. Z pewnością uniosłaby kąciki ust wyżej, gdyby nie to, że zęby same z siebie chciały szczękać! - Właściwie to gdzie idziemy? - zapytała. Do lasu? A tak właściwie, to właśnie zorientowała się, że ma rękawice ze smoczej skóry. Dlaczego wcześniej nie wpadła na to, żeby je założyć? Teraz zreflektowała się.