Ta komnata jest najbardziej słonecznym miejscem w zamku - bardziej niż klasa transmutacji. Okna są bardzo szerokie i wbudowane jeden obok drugiego na całej długości bocznej ściany. Dodatkowo kolory ścian i podłogi zmieniają się niczym w kalejdoskopie. Bez względu na pogodę w tym pomieszczeniu jest przyjemnie i utrzymuje się stała temperatura dziewiętnastu stopni Clesjusza.
- O cholera, nigdy jeszcze tu nie byłem, myślisz, że ta tęcza to jest prawdziwa, bo słyszałem, że tam jest tęcza, taka kolorowa, no bo każda tęcza jest kolorowa... - rozległo się za drzwiami. Tak, właśnie ktoś nawijał jak najęty na temat tęczy. A kto? To zapewne okaże się zaraz i się okazało. Klamka opadła w dół, a drzwi otworzyły się i stanął w nich nie kto inny, jak Marvolo Parker. Wspaniały, jedyny w swoim rodzaju, przystojny i w ogóle cud miód i maliny. Jednak nie był on sam, co było zrozumiałe, gdyż czemu miałby mówić tak głośno sam do siebie? Oczywiście cicho mu się zdarzało. Tuż za nim, właściwie ciągnięta przez niego szła jedyna w swoim rodzaju, ruda wiedźma. Chłopak zatrzymał się przepuszczając ją przodem przez wrota. Gdy oboje znaleźli się w sali rozejrzał się dookoła. - Ale czad... - mruknął widząc te wszystkie kolorowe siedzenia i gramofon, do którego zaraz również podszedł i zaczął szukać jakiejś płyty z muzyką, która by go interesowała. Pomachał dłonią do Żak nie odrywając wzroku od winyli. - Hej księżniczko, czego masz ochotę posłuchać? Robimy nastrój i znaleźć jakieś ckliwe, romantyczne piosenki, czy jakąś prawdziwą muzykę? - zapytał zerkając na rudzielca. Właściwie dlaczego chciał zrobić nastrój? Czyżby miał jakieś plany? Kto go tam wie, możliwe, że on sam nie bardzo wiedział. Przekładał kolejne płyty, właściwie uwagi nie zwrócił na niedobitków po jakiejś imprezie, jeśli takowi tu jeszcze byli? Zajęty był zerkaniem kątem oka na Żak i szukaniem odpowiedniego winyla.
Tymczasem Żak, trzeba przyznać, jednym uchem słuchała jego fascynujących wywodów i wszelkich domysłów na temat Tęczowego Pokoju i tego, co się w nim znajduje. Ją w sumie też to ciekawiło, bo podobnie jak on, nigdy do owego pomieszczenia nie zaglądała (a jeśli już, to wstąpiła na jakąś imprezę i nawet nie pamiętała tego wydarzenia; nie, żeby za dużo wypiła, rzecz jasna - po prostu miała chwilowy napad sklerozy, tak często zdarzający się ludziom w jej wieku na przykład podczas egzaminu! o!). Cóż, byłabym skłonna stwierdzić, że to wiedźma opromieniała pokój swoim cudownym, rudym blaskiem, który powalał na kolana miliony jej fanów, zaś owy "wspaniały, jedyny w swoim rodzaju, przystojny i w ogóle cud miód i maliny Marvolo P." był jedynie dodatkiem do wspaniałej niespodzianki, Jacqueline M. No, ale już mniejsza o to, kto był cudowniejszy i wzbudzał większy zachwyt itp itd., ważne jest, iż znaleźli się tam wreszcie, choć ona osobiście zdychała po tej jakże długiej drodze z wieży na siódme piętro. Uuuuf. Zaraz też opadła na jeden z wielobarwnych foteli stojących nieopodal i spojrzała na towarzysza. - Jeśli mam być szczera, romantyczne piosenki są nudne - osądziła. Romantyczna muzyka przypominała jej, jaka jest smutna i samotna, oh noes, to okrutne - Więc dawaj jakąś prawdziwą, jak to ładnie ująłeś. A nastrój zawsze może zrobić się sam, hehe.
Ale czym byłaby ruda wiedźma bez niego u swego boku? Zapewne rudą wiedźmą bez jakiegoś dziwacznie ubranego kolesia, z owcą na głowie, jak to ktoś określił kiedyś jego fryzurę. No nic, nie ważne jak wyglądali osobno, ważne, że razem całkiem przyjemnie. Bo czemu by nie? Marvolo w przeciwieństwie do Żak zdawał się być wcale nie zmęczony tą wędrówką, ale może to tylko pozory? Stał spokojnie nad gramofonem i nadal przekładał te płyty, kiedy trafił na coś ciekawego, a mianowicie jakąś składankę ze starym, dobrym rock&rollem. Przez moment patrzył na nią przechylając na bok łeb i zapoznając się z utworami znajdującymi się na winylu, a zaraz umieścił ją w gramofonie i włączył muzykę. Pierwsza piosenka okazała się jakimś smętem, jednak najgorsza nie była, więc chłopak odłożył pudełko i skierował się w stronę Żak by zaraz usiąść obok niej. Wyszczerzył się w szerokim uśmiechu. - Mam nadzieję, że dalej będzie jakaś mniej smętna muzyka - odezwał się. A po tych słowach zamilkł i właściwie nie wiedział co powiedzieć, zawiesił się. - Ładnie wyglądasz... - wypalił w końcu, a zaraz uderzył się w czoło otwartą dłonią - zawsze ładnie wyglądasz, więc to żadna nowość... - dodał wzruszając ramionami. Chyba nie chciał tego powiedzieć głośno? A jednak powiedział... - Em... przepraszam, gadam od rzeczy, chciałem tylko, żeby było miło, żeby... e... - kolejny zawias sprawił, że rozejrzał się po sali i zatrzymał wzrok na jakiś butelkach z resztkami alkoholu i talerzach na których spoczywały nieco zeschnięte, ale smakowicie wyglądające ciastka - ciasteczko? a może się napijemy? - zapytał po chwili chcąc sprytnie ponownie zagadać.
Stanął przed drzwiami tęczowego pokoju. Wziął głęboki wdech, po czym pchnął drzwiczki i raźnym krokiem wszedł do pomieszczenia. Uśmiech na jego twarzy zbladł, gdy już się rozejrzał. Trochę inaczej kojarzył to miejsce. Teraz zdawało mu się takie... nudne. Tak, to dobre słowo. Usiał na fotelu, które było całe w futerku. Spojrzał na czarną ścianę, przelatując po niej wzrokiem. Chwilę dłużej zatrzymał się na wilekiej tęczy.
Spacerowała bez słowa po Hogwarcie. Raz na jakiś czas ktoś chciał ją zatrzymać, porozmawiać, ale ignorowała i szła dalej. W pewnym momencie doszła do drzwi tęczowego pokoju. Miała zamiar zrobić tu imprezę urodzinową, zaprosić zaledwie kilka osób i z nimi pić do upadłego. Wspaniałe! Zawsze o takiej "bibie" marzyła. Otworzyła drzwi i stanęła na progu rozglądając się. Niestety, sala nie była pusta. Siedział tutaj... Nauczyciel? Co on tu robi? Nie powinien przygotowywać lekcji. Mimo jego obecności, nie wyszła. - Dzień dobry - Powiedziała niekulturalnie, tonem na odczepnego.
- Dobry. - Odpowiedział automatycznie, nawet nie patrząc na dziewczynę. To że jego była "Imprezownia" okazała się najnudniejszym miejscem, w którym się znalazł odkąd dostał posadę profesora momentalnie zepsuła mu humor. Dopiero teraz zorientował się, że dziewczyna już wie, że jest nauczycielem. Co go przybiło jeszcze bardziej, bo nie mógł się teraz pobawić w tajniaka. Spojrzał na dziewczynę i ledwo powstrzymał się, by szczęka nie opadła mu na ziemię, jak to się dzieję w mugolskich kreskówkach. Dziewczę (nawiasem mówiąc - ciekaw czy dziewica) jest nieziemsko piękna. Gdyby nie to, że jest taka niemiła spokojnie pomyślałby, że jest aniołem zesłanym mu przez boga, w którego nawet nie wierzy. Ale przecież Kalev jest nauczycielem, a ona uczennicą. Nie, nie. Nie będzie bawił się w pedofila. A może jednak?
- Co pan tutaj robi? - Zagadnęła. Szczerze mówiąc nie miała pojęcia, że jest nauczycielem. Wydawał się jej raczej studentem, a do osób starszych, których nie zna nauczona była mieć większy szacunek niż zazwyczaj do całej reszty. A nie zaraz, do kogokolwiek ze znajomych nie miała nawet krzty szacunku. Traktowała jak powietrze, albo tolerowała - nic więcej. Chyba... Założyła jeden luźni kosmyk, który uwolnił się z kucyka, za ucho, odsłaniając swoją bliznę po poparzeniu i podeszła do jednej ze ścian z zamiarem oparcia się o nią. Jakoś nie widziało jej się siadać w pobliżu tej osoby, która tak jakoś dziwnie się na nią popatrzyła. Może sobie popisała nos atramentem? Albo... jest coś innego na co mógłby zwrócić uwagę, skoro wcześniej nawet nie zerknął z kim się wita?
- Siedzę. - Odpowiedział zgodnie z prawdą, wciąż wlepiając się w dziewczynę. A może to jest demon, którego zesłał Lucyfer (czy jak go zwał), by kusić Kaleva?! Walić system! Wstał z fotela podchodząc bliżej do młodej piękności. Najwyżej ucieknie z piskiem, wcześniej boleśnie go policzkując. - A ciebie co tu sprowadza? - Zapytał na prawdę zaciekawiony, powoli podchodząc jeszcze bliżej. Był już na tyle blisko, by wyczuć jej zapach. Teraz patrzył się już normalnie, gdyż zorientował się, że może to trochę psychopatycznie wyglądać.
- To zauważyłam - Odpowiedziała dosyć ostro, gdyż poczuła się trochę jak osoba nie do końca rozwinięta umysłowo. No i... Co on się tak przyglądał? Może na prawdę się popisała. Zaraz, na pewno nie! Ostatnimi czasy zaczęła się zbyt bardzo przejmować wyglądem. Zamienia się w zmutowaną istotę zwaną dziewczyna pełna kobiecości. - Może... poszukiwanie rozmówcy? - Zagadnęła zawadiacko. Fajnie było się tak czasem "pobawić" kimś. Realizowanie wyłącznie własnych celów było jej ambicją.Nie poruszyła się nawet, kiedy tak się zbliżył, że mógł wyczuć woń różanych perfum.
- No to już znalazłaś! - Powiedział wesoło, momentalnie odzyskując dobry humor. - A o czym chcesz porozmawiać? - Zapytał błyskawicznie, równie szybko tracąc głowę dla kobiety-anioła-demona. - O kotkach i pieskach? Ptaszkach i pszczółkach? - Gadał co mu do głowy przyszło. Po chwili się jakoś opanował i na powrót skupił się na kuszącym zapachu uczennicy. - A może na początek zdradzisz jak masz na imię? - Zapytał, gdy zorientował się, że nie wie jak cudne dziewczę się nazywa.
- Hmm... - Wydała z siebie onomatopeję wskazując na to, że się zastanawia. - Może o muszkach i chomiczkach? - Zagadnęła po czym uśmiechnęła się cynicznie i nadal opierając się o ścianę, skrzyżowała nogi i odrzuciła głowę trochę do tyłu. - Hmm imion jest tak mało, szczególnie angielskich. Możesz spróbować zgadnąć - Zastanawiała się, czy będzie na tyle głupi i na tyle zawzięty, żeby wymieniać wszystkie znane mu imiona. A i tak jej było dosyć rzadkie, w Hogwarcie nikt takiego nie miał. Francuska z obcojęzycznym imieniem, czego chcieć więcej?
Zamrugał zdezorientowany. Kazała mu ZGADYWAĆ? A co on jest w przedszkolu? Przez to dziewczyna nagle wydała mu się bardziej dziecinna, niż sobie wcześniej w myślach ustalił. Oczywiście nadal była nieziemsko piękna i uwodzicielsko kusząca, jednak teraz zauważył coś co pozwoliło mu się opanować. - Wierzę, że twoje imię jest tak wyjątkowe i piękne jak ty, co równoważy to, że bardzo trudno będzie mi je sobie wyobrazić. - Miał nadzieję, że to wystarczy dziewczynie jako odpowiedź.
Jak można nie być chociaż trochę dziecinnym, kiedy się jest dopiero w piątej klasie? - Connie - Odpowiedziała krótko i bardzo obojętnym tonem. Jakoś nie miała ochoty ciągnąć rozmowy nad jej imieniem i słuchać kolejnych wywodów nad jego pięknem. Tandetny tekst prostego podrywacza. -Żeby było miło, powinnam powiedzieć "A ty?" - Dwa ostatnie słowa pokazała w cudzysłowiu. -Prawda? Coraz bardziej zaczął jej przypominać studenta to też spytała: - Na jakim wydziale się uczysz? - No uczniem klas jeden do siedem raczej nie jest.
- Prawda. - Potaknął. - Jestem Kalev. - Przedstawił się, po czym teatralnie się ukłonił. Skoro Connie już wie, że Tracker jest psycholem, to niech nie przestaje tak myśleć. - Ymm... - Na jakim wydziale, na jakim wydziale? Mógłby skłamać i grać przeciętnego studenta, ale dziewczyna pewnie szybko, by się dowiedziała kim jest naprawdę. - Tak dokładnie... to ja nauczam. - Ah, ciekawe jak dziewczyna zareaguje. Może będzie go uwodziła, by faworyzował ja na lekcjach, a może po prostu sobie pójdzie, bo uzna, że jest starym pedofilem.
- Słucham? - Z początku tylko to wyrwało się z jej ust. Uniosła jedną brew i przyglądała mu się. Nauczyciel... - Podrywa mnie nauczyciel... Ciekawie - Oblizała się zachęcająco po czym delikatnie uśmiechnęła, oczywiście dumnie i sarkastycznie. To ile ona ma lat? No najwyżej dwadzieścia pięć. A już naucza? Nie chciał studiować czy coś? Dziwny dosyć, ale warto korzystać z okazji podsyłanych przez los. A nóż widelec na jego lekcjach zarobi same wybitne.
Chwalebny boże! Czemuś stworzył taką istotę? Nie żeby narzekał, ale niech go aż tak niekusi. Czy za pedofilstwo wywalą go ze szkoły? Warto zaryzykować, przybliżył się jeszcze kapkę do dziewczyny, by mocniej czuć jej niebiański zapach. Uśmiechnął się lekko, już nie jak psychol. - A właściwe ile masz lat? - Zapytał jakby od niechcenia, ukrywając swoje zaciekawienie.
- Zapewne troszkę mniej od ciebie - Powiedziała, wymijając swojego przyszłego nauczyciela i siadając na fotelu, który wcześniej on zajmował. Dosyć ciekawa osoba, która mimo tego, że może być źle odebrana przybliża się do uczennicy z piątej klasy. - Szesnaście - Powiedziała spoglądając na zegarek. No tak, od jakiś trzydziestu dwóch minut. - A Ty...Kalev?- I "Pan" znikło bezpowrotnie. Nawet miła gadka szmatka.
Tak, tak, ona w parze z Marvolem w ogóle była nie do pokonania, gdyż oboje razem tworzyli wspaniały, oryginalny duecik, w którym pasowali do siebie idealnie, jak dwa puzzle czy elementy jakiejkolwiek innej układanki tudzież gry! Zaraz, zaraz, powinnam chyba wymyślić coś bardziej badbojskiego i kontrowersyjnego... na przykład... o, jak wódka i kieliszek albo jak papieros i popielniczka, o! Cudowne porównanie, nieprawdaż? Bardzo romantyczne i wniosłe. Ale mniejsza o to; wreszcie zacnemu panu Parkerowi udało się sprawić, by muzyka zaczęła grać. Ha! Fakt, pierwszy utwór nie prezentował się zbyt ciekawie, ale ogólnie był do przetrawienia - w sumie gdy się go traktowało jako tło, był całkiem niezły. Kiedy Marvolo usiadł obok niej i zaczął coś bredzić, najwyraźniej próbując ją skomplementować, co wychodziło średnio, bo tak się zagmatwał, że dziewczyna straciła wątek jego wypowiedzi. No, ale liczyły się chęci, czyż nie? Tak czy siak, widząc jego próby, zrobiło jej się całkiem miło, więc mimowolnie uśmiechnęła się do niego, po czym odparła szybko: - Tak, tak, dzięki, zrozumiałam. Już miała odpowiadać na jego propozycję, kiedy w pomieszczeniu pojawiły się nowe osoby - nastolatka i jakiś facet, może nauczyciel? Agrh. Westchnęła zirytowana, widząc, że ci rozpoczynają beztroską pogawędkę i zwróciła się z żalem do rozmówcy: - No i z prywatności nici.
- Dwadzieścia cztery. - Odpowiedział powoli, jednocześnie obliczając w myślach różnice wieku. Osiem.Aż, a może tylko osiem lat. Oh... nie. Jego okrutna piękność odeszła od niego, bo wolała usiąść w fotelu. Cóż... Z chili na chwile jego zauroczenie, cudną i młodziutką Conni, stawało się coraz mniejsze. Powoli słabło. Jakby, był pod działaniem eliksiru miłosnego. Chociaż nadal, był tak zapatrzony w Ślizgonkę, że nawet nie zauważył innych osób w pokoju. Podszedł do dziewczyny i usiadł w fotelu obok.
No tak. Connie była bardzo trudną osobą. Potrafiła być czarującą młodą damą, a i jednocześnie osobą tak kąśliwą jak jeden z najniebezpieczniejszych węży. W końcu interesowała się też czarną magią, a to robiło swoje. - No, to jednak cię trochę przeceniłam - Powiedziała pod nosem i szczerze się uśmiechnęła. Miała nadzieję, że jeśli nie będzie grała słodkiej dziewczynki, to nie zrazi nauczyciela na tyle, żeby nie uzyskać faworyzowania na lekcjach. - Czego uczysz właściwie?
- Mugoloznastwa. - Powiedział i znacząco uniósł oczy ku gorze. - Wiesz... Nie przykładałem się do nauki i teraz mam. - W sumie to nie jest tak źle. Dobrze płatna praca. Łatwy przedmiot. Dach nad głową. Wyżywienie. Może być... Tylko żyć, nie umierać. - Pewnie to nie jest twój ulubiony przedmiot, co? - Ledwie zachowywał powagę, miał ochotę po prostu się roześmiać. Connie zachowywała się jak typowa czarodziejka czystej krwi, na pewno nie cierpi mugoli, jest za ich wyplenieniem i takie tam.
- Mugoloznastwo? - Spytała z początku, potem milczała zastanawiając się, co by tu powiedzieć. Jednocześnie cały czas uśmiechała się w prawie osiemdziesięciu procentach szczerze, może też uroczo. - Czy ja wiem. Podziwiam Mugoli za piłkę nożną i wiele innych rzeczy. Zdecydowanie gorszą zakałą świata są słodziutcy puchoni - Pukała palcami o parcie fotela. Na chwilę wstała i podciągnęła nogi pod siebie tak, ze teraz na nich siedziała. Przyglądała się z jakąś taką upartością nauczycielowi. Jakby starała się coś ciekawego wyczytać z jego oczu. Myślała też jak go by tutaj owinąć wokół palca.
- Taa... Puchoni. - Powiedział powoli, patrząc na swój zegarek. - Connie, powinienem już iść. - Spojrzał na dziewczynę z przepraszającą mina, chociaż wiedział, że i tak się tym ani trochę nie przejmie. Chociaż on chętnie spędziłby z nią wieczność... Chociaż nie. Wieczność to przesada. - Ale strzeż się, bo cię kiedyś wyhaczę. - Uśmiechnął się, po czym skierował się do wyjścia.
- Spróbuj. Dobrze się ukrywam - Puściła mu oczko nim wyszedł. Przymknęła oczy, odchylając głowę w stronę sufitu. Zastanawiała się ile jeszcze czasu spędzi w tym pokoju. Może teraz będzie mogła posiedzieć w tej swojej pożądanej samotności, od której jednocześnie starała się jak najczęściej uciekać? Ziewnęła przeciągle. Fotel był bardzo wygodny. Nawet się nie spostrzegła, gdy przysnęła słabym snem. A śnił jej się jednorożec w sukience.
W tęczowym pokoju pojawiło się wiele instrumentów, kilka mikrofonów. Nie, żeby tak same - Dziewczyna imieniem Connie nosiła je tutaj od jakiś trzydziestu minut. Powinna sobie zdecydowanie znaleźć kogoś do pomocy. Może jakiś wiernych goryli, którym mogłaby rozkazywać. Pobawiłaby się w despotyczną i władczą jędzę. Chociaż nie, ona już taka jest. Ale mimo wszystko przydałoby się mieć na pstryknięcie trupę, jak na tych wszystkich mugolskich filmach miały te największe laleczki. W końcu udało jej się, wszystko było na swoim miejscu, ustawione jak trzeba. Teraz zostało jej tylko zamordowanie kilku osób, próba i omówienie tego, czy będą chcieli występować w Hogsmeade. A tak i Nami musi jej przypomnieć nazwę zespołu. Skleroza nie boli.
Eh, bycie w zespole wcale nie było taką fajną sprawą. No, niby granie było fajne, ale pojawianie się na próbach i wiecznie niezadowolona założycielka... tragedia. A skoro o Connie mowa, to pewnie nie omieszka ochrzanić dziś Brook i Verosławy, za ten wybryk na ostatnim występie. Hm, w mniemaniu Ślizgonek, atak pałeczkami perkusyjnymi i ziemniakami było całkiem sprawiedliwa karą za macanie się Connie i Namidy na scenie, którzy przy tym demoralizowali młodsze roczniki, no. Znając jednak życie, Tenebres na pewno tego nie zrozumie i będzie miała do nich jakieś pretensje, a i pewnie pokrzyczy. Właśnie dlatego Brook miała nadzieję, że Vera znajdzie w sobie tyle motywacji, co ona i szybko ruszy tyłek na próbę. Zatem Toxic wlekła się korytarzem na same siódme piętro. Baardzo niezadowolona, że Connie zrobiła próbę tak szybko. No, dobrze; może próba była w normalnych godzinach, ale, na Merlina, Brook odsypiała, a to nie trwało pięciu minut. Przed wejściem do komnaty poprawiła jeszcze swoją szarą bluzę, żeby nie wyglądać jak ten ostatni niechluj. Zamaszyście otworzyła drzwi pokoju, z przyklejonym na usta, bardzo sztucznym uśmiechem. - Dzień dobry wszystkimmmmmmmmmmm! - zakrzyknęła pozornie radośnie, po czym dla zaakcentowania swojej radości, trzasnęła drzwiami. Dopiero teraz rozglądnęła się po pokoju, widząc tylko Tenebres i instrumenty. O nie! Czyli całe wejście smoka poszło na marne? - O, cześć Connie - poprawiła się, a tym razem bardziej naturalnym dla jej obecnego stanu tonem, tj. ponurym i niezadowolonym. - Hej, musisz robić próby w tak niewygodnych godzinach? Ja spa-łam - zaakcentowała, żeby wyjaśnić, jak poważną i nierozsądną sprawą jest budzenie Toxic. Hm, i co ona zrobi bez Ver? Z Connie raczej normalnie nie pogada, więc pewnie chwilę się tu ponudzi. Toxic postanowiła, że stać nie będzie, więc klapnęła na jeden z niebieskich, puchatych foteli, podciągając kolana pod samą brodę i oplatając je kościstymi ramionkami. A głowa jakoś tak samoistnie osunęła jej się na kolana i oczy trochę przymknęły, ale to tylko troszkę, wcale nie była śpiąca.