Ta komnata jest najbardziej słonecznym miejscem w zamku - bardziej niż klasa transmutacji. Okna są bardzo szerokie i wbudowane jeden obok drugiego na całej długości bocznej ściany. Dodatkowo kolory ścian i podłogi zmieniają się niczym w kalejdoskopie. Bez względu na pogodę w tym pomieszczeniu jest przyjemnie i utrzymuje się stała temperatura dziewiętnastu stopni Clesjusza.
No przecież każdy popełnia błędy. Nawet ona. Nawet w ocenie ludzi, choć zazwyczaj trafnie odgadywała wartość i charakter człowieka. - Tak, wolałabym - odparła, również pochylając głowę, a jednocześnie nie zaprzestając gładzenia ręki chłopaka, zresztą bardzo przyjemnej w dotyku. Jak na zawołanie przybył ktoś jeszcze. Jednak nawet nie raczyła zobaczyć, kto. Nie obchodziło ją to. Ważnym był tylko ten, z kim rozmawiała. - Ale nie mam jakiejś konkretnej propozycji - dodała, udając wielce zasmuconą.
Na jej odpowiedź Jaydon automatycznie uśmiechnął się cwaniacko. Zerknął przelotnie na wchodzącą dziewczynę, nawet nie oceniając jej wyglądu. W końcu kto się liczył, kiedy Jaydon przebywał z Ciri? - Myślisz, że jak grzecznie poprosimy pokój życzeń to będzie wyłącznie do naszej dyspozycji?- zapytał. Złapał rękę Cirilli, by unieść ją i delikatnie pocałować, uśmiechając się przy tym jayowsko. On i jego wspaniałe pomysły! Trzeba przyznać, że są genialne. W końcu jak można rozmawiać w takim tłoku? Nie słyszy się wręcz własnych myśli, a co dopiero wymieniać je z kimś ?
Nikt. Nikt się nie liczył, gdy na horyzoncie pojawiała się Cirilla. Taka już była. Wzbudzała zainteresowanie i przyćmiewała innych swą urodą, a także intrygowała zachowaniem. - Myślę, że tak - odparła. Uśmiechnęła się jeszcze bardziej, gdy Jaydon pocałował jej dłoń. Czy to nie było wspaniałe, że sprawiali sobie nawzajem przyjemność? Tylko nie mógł im nikt w tym przeszkadzać. A tu, w tym pokoju, mógł. Dlatego musieli się przenieść. A Pokój Życzeń był chyba najlepszym miejscem na to, by mogli być sami. Tylko oni. I nikt więcej.
Weszła do pokopju i rozejżała się. Zawołała parę skrzatów domowych, które zaraz się zjawiły i kazała im odpowiednio przygotować sanę na jej urodziny. Po jakiejś godzinie wszystko było gotowe. Ściany przystrojone w klory czterech domów, stoliki zastawione różnolakim jedzeniem, koło wielkiego gramofonu ustawiono wielki, szmaragdowosrebrny fotel dla solenizantki. Z zadowoleniem poaptrzyła na wszystko i wyszła. Musiała jeszcze rozgłosić po całej szkole wieśc o imprezie.
Błagam, korzystaj z tej strony, którą Ci dałam! Będziesz pisała BEZ błędów.
Fran wszedł do tęczowej sali kiedy tylko dowiedział się że mają być tutaj organizowane urodziny.Ach tyle wspomnień te mury wywoływały że frank mógłby płakać ze szczęścia że znów się tutaj znalazł,szczerze mówiąc nie liczył na to że będzie mu dane tutaj powrócić,a jednak się mylił na całe szczęście. Frank rozejrzał się po sali po czym zaczął się przechadzać,nie miał pojęcia czy dobrze robi przychodząc tutaj,ale w razie czego wykręci się tym że jest aurorem i musi dbać o bezpieczeństwo,jednak jego największym zmartwieniem było to że nie miał żadnego prezentu,jeżeli coś niedługo nie wymyśli dojdzie do tego że będzie musiał coś wyczarować,a to może się skończyć wybuchem. Frank ponownie się roześmiał,opierając się o ścianę w kącie na jego nie szczęście nie było cienie co oznaczała że go zauważą ale cóż nie można mieć wszystkiego.
Rośka przemierzała w pośpiechu korytarze, by dotrzeć na czas. Całą droge zastanawiała się, czemu tu przychodzi. Przeciez to urodzinki ELENY! ELENY! Dziewczyny, która PRAWIE zabiła uczennicę! Tłumaczyła to sobie brakiem rozrywki i tym, że opuściła imprezę Halloweenową. Nawet na obchody rocznicy założenia szkoły się spóźniła! To skandal! Wpadła do sali. Pusto? Nie, ktoś jest! Jeden, jedyny gość. Właściwie - kto to? Przyjrzała się jemu twarzy. Kompletnie obca osoba! Jednak, jako że był jedyny tutaj, podeszła do niego. - Sam? A partnerka, gdzie? Nie słyszałeś, że trzeba mieć parę? - zagadała, przystając koło niego i opierając się o ścianę. Miała nadzieję, że nie będą tu sami. Miała zamiar dobrze się bawić, a grupie raźniej.
O cholera,o tym że trzeba mieć parę nic nie wiedział,jeszcze się nie zaczęła impreza a już są jakieś problemy. - Nie chce być nie miły,ale ty także jesteś tutaj sama,czekasz na kogoś?,czy może tak jak ja jesteś tutaj chociaż nie masz pojęcia jak tutaj trafiłaś,lub po co tutaj jesteś?. Frank przyjrzał się dziewczynie. - Przepraszam zapomniałem się przedstawić,nazywam się Frank Bryce,i jak pewnie zauważyłaś jestem tutaj od nie dawna,a właściwie od dzisiaj. Frank się uśmiechnął przyjaźnie,ale po co jej to właściwie mówił?,czy ją to obchodziło?.Może tak może nie. Fran jak to miał w zwyczaju,włożył jedną rękę to kieszeni w spodniach dresowych,i stał nadal się uśmiechając.
- Nie mów, że nie widzisz! Stoi obok mnie taki wysoki chłopak. Nie wiedziałeś, że jest ze mną? - wyszczerzyła się. Oczywiście nie trzeba było przyjść z partnerem, ale skoro ten chłopak nie wie... Można go trochę postraszyć. A odpowiedziała tak... bo jak inaczej? Nie była tu przez przypadek. Właściwie to przyszła tu również z myślą, że może zrobić Elence "niespodziankę". - Rose Stuner - odparła automatycznie. Miała zamiar dodać "uczennica szóstego roku, Huffleuff, ale nie widziała sensu. - Racja, jeszcze cie tu nie widziałam. Nowy student? - zaryzykowała. Na pewno nie był nauczycielem. Mają cały komplet. Chyba, że kogoś wywalono, w co jednak nie wierzyła. - Pusto tuuu - jęknęła. - Zróbże coś! - poprosiła, robiąc słodkie oczka.
- Jakoś nikogo nie widzę. Frank się zaśmiał,a roześmiał się jeszcze bardziej słysząc że miałby być studentem,o tak bardzo by tego frank chciał ale prawda była inna i mniej zabawna. - Nie nie jestem nowym studentem,ale wierz mi też tego żałuję,tak naprawdę to jestem Aurorem,nie zbyt przyjemne co?. Frank znowu się roześmiał,i co on niby miałby takiego zrobić by nie było tutaj tak pusto?. - Niestety to nie jest pokój życzeń. Frank się uśmiechnął po czym podszedł do stołu i wziął sobie puchar z sokiem dyniowym,jak to on tylko to co nie zawiera alkoholu. - Czego się napijesz?. Zapytał wciąż mając szczery uśmiech,tak naprawdę jego rzadko można było zobaczyć bez niego. - Wybacz mi tą niegrzeczność,ale skoro obydwoje jesteśmy sami,to może poudajemy że przyszliśmy tutaj razem,jako znajomi czy coś w tym guście?. Nie miał ochoty zostać wyproszony z tej imprezy przez coś takiego że przyszedł tutaj sam,może i był aurorem i miał tutaj swoją robotę do odwalenia ale czy to ma oznaczać że nic mu nie wolno?,skoro już tutaj jest to zamierzał wykorzystać ten czas najlepiej jak to tylko możliwe,czyli zamierzał nic nie robić tak długo jak tylko będzie mógł,tak lenistwo miał po ojcu na szczęście tylko tyle po nim odziedziczył.
Weszła do Tęczowego Pokoju. Jak stwierdziła w Dormitorium wyglądała całkiem, całkiem. Czarna sukienka idealnie pasowała do oczu, o tym samym kolorze. Ciemnozielone rajstopy i szal, czarne trampki i malutkie, srebrne żółwie w uszach wyglądały idealnie. Całości dopełniały rozpuszczone włosy. Była z siebie zadowolona. Z resztą i inni również. Widziała, jak oglądali się za nią starsi uczniowie. Jakby nie patrzeć nie wyglądała na 15 lat, była na to za wysoka! Spojrzała na Nicka i mruknęła z irytacją. - Jasne, malutka, zawsze grzeczna siostrzyczka, prawda ? - prychnęła. - Marzenia! - Okej, podoba mi się pomysł z "wręczeniem" prezentu wcześniej - zaśmiała się ironicznie. Uwielbiała się śmiać w ten sposób. Wiedziała, że młodsze dzieciaki patrzyły wtedy na nią ze strachem. I nie przejmowała się tym. Nie zależało jej. Usiadła wygodnie w fotelu. - Jest w szkole loteria organizowana przez Audrey i Rośkę - zaczęła opowiadać. - Poszłam, pociągnęłam los i poszczęściło mi się. ELiksir postarzający i... puchate, różowe nauszniki - dodała z lekkim obrzydzeniem. Jakby były czarne byłaby o wiele bardziej zadowolona. - To co, masz już jakiś pomysł ?
Ppierwsze co zrobił gdy wszedł do Pokoju, to rzecz jasna szybkie prześwietlenie wzrokiem ludności. Cóż, spodziewał sie więcej, ale byłą wczesna pora. Poczochrał odruchowo, tym razem sobie, czarne włosy, które jak zwykle były w nieładzie. Miał na sobie czarne jeansy i błękitno zieloną koszulę w kratkę z podwiniętymi rękawami pod łokcie rozpiętą, bo pod spodem była jeszcze biała bluzka. Szedł za Kathleen, szukając teraz wzrokiem solenizantki, ale słowa towarzyszki zwróciły jego uwagę na nią - Wszystko się zgadza, tylko ta malutka siostrzyczka czasem ma dziwne fochy... jak dzisiaj. Wtedy nie jest grzeczna, wiec muszę ją przywrócić do porządku, jako ten starszy - wyjaśnił, specjalnie podkreślając ostatnie słowo i patrząc na nią z rozbawieniem. Na dzisiaj lista rzeczy, jakie by mu zepsuły humor sporo zmalała. - A, no i pamiętaj, żadnego alkoholu! - dodał, marszcząc ostrzegawczo brwi. Przy okazji zaraz potem sięgnął po najbliższą butelkę, która z pewnością coś z procentów zawierała - Zdrowie Kath - rzucił do niej, po czym oparł się bokiem o jej fotel, słuchając tego, co powinien wcześniej wyczytać z sowy - Ja? Na co? Ty to wgrałaś, co ja mam z tym zrobić? - na prawdę nie zrozumiał jej pytania. Czyżby się łudziła, że weźmie od niej te nauszniki, czy może... - Nawet nie myśl, że jak wypijesz ten eliksir, to będziesz mogła się uznawać ze starszą ode mnie - powiedział stanowczo, jak tylko to mu wpadło do głowy, parskając potem śmiechem. Napił się trochę i pokręcił głową - żaden eliksir ci tego nie załatwi złotko - mruknął, patrząc w dół na nią wesoło.
- Nick! - wydarła się na niego z rozbawienia. - Czy ty mnie słuchasz ? - spytała. - Chodzi mi, żeby wywinąć komuś jakiś numer! Nudzi mi się, a w Hogwarcie jest dość nudno, pomijając wczorajszy bal Halloween, na którym nie mogłam być. Odetchnęła i mierzyła go wzrokiem. - Żadnego alkoholu ? Oszalałeś ? Ostatnio w Trzech Miotłach nie chcieli mi Ognistej sprzedać, bo barman stwierdził, że eliksiry powodujące wzrost dobrze mi wychodzą. Debil - mruknęła. Sięgnęła po butelkę i nalała sobie do kieliszka, który stał obok. Nie zważając na ostrzegawcze znaki Nicolasa, upiła dość duży łyk. Ach, jak cudownie!
- Tak, tak - mruknął z ożywieniem, teraz już starajac sie maksymalnie skoncentrować na niej uwagę. No... może parę razy jeszcze kiwnął głową, na przywitanie kogoś w pokoju, ale potem już wbił w nią szare tęczówki z ciekawością. - Aaa - no tak, to rozumiał - coś się wymyśli zaraz... ale te nauszniki sobie zostaw, przydadzą siew zimie - powiedział, starając się wypaść całkiem poważnie w tym momencie. Parsknął śmiechem, gdy mu się naskarżyła na barmana i wywrócił wymownie oczami - No dobra, teraz wzbudziłaś moje współczucie - powiedział, i nawet nachylił się i dolał jej tego czegoś swojego z butelki. Jak już chciała pić, no to porządnie, on ją już wyszkoli.
Uśmiechnęła się zadowolona. Była w swoim żywiole. Knucie, knucie, knucie... Tak! Uwielbiała to robić. - Cóż, chyba je dam komuś na gwiazdkę, wiesz, że moja szafa jest wyposażona tylko w czerń i zieleń - poluźniła szalik pod szyją i spoglądała na poczynania znajomego. Spróbowała nowej mieszanki. - Mocne, ale dobre! - stwierdziła. - Tak, musisz mnie wyszkolić. Moja matka będzie zadowolona, gdy pozna moje nowe umiejętności.
Pokręciła głową na boki, rozglądając się. - Patrz, są! – wskazała na dwie osoby, które weszły. Kath, dalszą kuzynkę i Nicolasa – krukona ze starszego rocznika. Już nie jest tak pusto. Chociaż jakby się zbiegło więcej ludzi, to byłoby jeszcze lepiej. - Nie student? – jęknęła zawiedziona. Szkoda. Studenci są fajni, a możliwość poznania nowych osób lub spędzenia ze starymi znajomymi więcej czasu – bezcenna. – Kiedyś marzyłam o zostaniu aurorem. Ale to było wieeeeki temu. Teraz wolę coś związanego z eliksirami – powiedziała. – Nie twierdze jednak, ze praca Aurora jest czymś gorszącym! – dodała szybko. - Piwo kremowe? – zasugerowała, szczerząc się. – No, może to nie Pokój Życzeń, ale nigdy nie wiadomo, jakie to pomieszczenie ma zalety – roześmiała się. Spojrzała krzywo na chłopaka, słuchając jego propozycji. Chyba naprawdę uwierzył! Nie ma to jak kogoś nabrać. Aż zamarzył jej się Prima Aprilis. - Tu nie trzeba par – pokazała chłopakowi język, łapiąc w dłonie kubek z piwem kremowym. – Żartowałam tylko – dodała w gwoli wyjaśnienia. – Nie dostałeś zaproszenia? Dobrze, ze Frank postanowił nic nie robić, prócz dobrze się bawić. Rośka, kiedy tylko spotka kogoś, kto jej pomoże, z pewnością sprawi, by te urodziny był niezapomniane. Może wysadzi sale? Niee, jeszcze inni ucierpią, a tu liczy się dobro ogółu, kosztem tylko jednej osoby na tej Sali – Elenki.
Frank westchnął,dać się nabrać w taki sposób,to potrafią tylko aurorzy!.Roześmiał się i zabierając swój napój,podszedł do dziewczyny,chcąc nie chcąc trochę usłyszał z rumowy nowo przybyłych i już się orientował co się tutaj szykowało,a dla niego nie będzie to korzystna sytuacja,zapewne jemu najbardziej się później oberwie od nauczycieli w ewentualności od dyrektora,ale do póki nie zaczną miotać w siebie zaklęciami frank nie zamierzał się udzielać.Upijając łyk swojego napoju powiedział: - Jestem tutaj pierwszy dzień,i zapewne nawet sam dyrektor jeszcze nie wie że już się pojawiłem,tak więc nie dostałem żadnego zaproszenia. Frank oparł się o ścianę i zamknął oczy,przez chwilę miał zamiar się przywitać z pozostałą dwójką,ale nie chciał im przeszkadzać w ich konspiracji,więc poczeka aż skończą. - Auror to okropne zajęcie. Stwierdził cicho,jak gdyby mówił sam do siebie,ale dziewczyna na pewno to słyszała w końcu stała tuż obok niego.
Wróciła jak tylko skończyła obchód po szkole. Ucieszyła się widząc, ze pare osób juz jest, nawet mimo tego, ze zauważyła tutaj kilku swoich wrógów. -Witajcie!- zawołała od progu i nagle zdała sobie sprawę, ze nie gra muzyka.- No tak... a muzyki to juz nie łaska właczyć, nie?- mruknęła pod nosem nażekając znów na skrzaty domowe. Podeszła do wielkiego gramofonu i włączyła jąś płytę. Nie zabardzo wiedziałą co to jest, ale przypadło jej do gustu- dynamiczne, młodzierzowe... SUPER! -Bawmy się!- zawołała i weszła między gości.
Przywitała Elenę zaledwie skinięciem głowy. Cóż, przyszła się tu dobrze bawić, a nie... Posłała dziewczynie malutki uśmiech i krzyknęła: - Najlepszego! Zdrówko - wzięła kieliszek i upiła mały łyczek. Taa, na zdrowie Elenki, pomyślała kpiąco. Popatrzyła wyczekująco na Nicolasa. Co on też wymyśli ? Tego nie wiedziała... Eliksir, Elena... A może by tak... - Co ty na to, aby Elena dostała od nas szklaneczkę wody z eliksirem postarzającym ? - zapytała, a uśmiech diabła wpłynął na jej usta.
Rose wcale a wcale nie miała ochoty na imprezę. Tego typu przyjęcia oznaczają zazwyczaj dużo alkoholu, seksu i narkotyków, a w najlepszym przypadku po prostu nudę. Skoro jednak Elena poprosiła ją o przyjście, nie zwracając uwagi na jej grzeczną odmowę, w końcu się tam pojawiła. Spóźniona, bo spóźniona, ale jednak przyszła. - Elena, wszystkiego najlepszego - powiedziała z uprzejmym uśmiechem i wręczyła jej szybko przygotowany prezent, a mianowicie powieść obyczajową i tabliczkę dobrej czekolady. Nic nadzwyczajnego, a jednak nie lubiała pojawiać się z pustymi rękami.
- Dziękuję. - powiedziała do Rose z równie miłym uśmiechem. Po tej akcji z tą Krukonką zaczęła się zmieniać. Sama nie wiedziała dlaczego. Może zauważyła w końcu, ze jest dla ludzi taka sama jak jej rodzice byli dla niej? Wredna, opryskliwa, czasem nawet brutalna... zrozumiała, ze w ten sposób nie zdobędzie potęgi. Właśnie dlatego nadszedł koniec Czarnego Pana. Nie chciała popełnić tego samego błędu. Czasem nawet zastanawiała się, czy nie stać się do końca taka jak inni, ale to oznaczałoby pójście na marne tyle lat ciężkiej pracy... potrząsnęła lekko głową i odrzuciła natrętne myśli. Nie chciała teraz o tym myśleć. Nie po to pospraszała całą szkołę, żeby teraz siedzieć zamyślona i nie wiedzieć co się dzieje do okoła.
Ostatnio zmieniony przez Elena Marion dnia Sro Lis 03 2010, 16:09, w całości zmieniany 2 razy
Usiadła znudzona na kanapie. Nie miała nawet z kim pogadać. No proszę... Nawet nie przepadała za solenizatką. Westchnęła teatralnię i założyła za ucho niesforny kosmyk włosów. - Naprawdę udane urodziny - powiedziała. Nawet nie siliła się na złośliwość, zwyczajnie stwierdziła fakt.
Brooklyn przyszła, bo Elenka ją zaprosiła. Nie, nie przesłyszeliście się. Zła Elena Marion naprawdę ją zaprosiła. A Toxic, jak to Toxic nie miała serca jej odmówić. Zdecydowanie miała dziś zbyt dobry dzień. Skoczyła do dormitorium w celu przebrania się. Czymże byłby dzień bez zmiany stroju po raz... trzeci? Możliwe. Przecież nie pójdzie na urodziny w szarej bluzie z kapturem. Tak już w innych ubraniach (bardziej zauważalnych, można rzec), poprawionym makijażu i z prezentem w malutkim, zielonym pudełeczku, zjawiła się w Tęczowym Pokoju. Głupio było tak przyjść bez prezentu, ale też nie miała chęci czy nawet czasu żeby wybrać się na zakupy. W pudełeczku znajdowały się podłużne, srebrne kolczyki, jeszcze nierozpakowane, które Brook kupiła dawno temu, ale dziwnym trafem nie zdążyła ich jeszcze założyć. Otworzywszy drzwi do komnaty zrobiła istne 'wejście smoka' . W końcu przygotowywała się dość długo, żeby ją zauważono. - Witam, witam - powiedziała z nieco sztucznym uśmiechem, podchodząc do Eleny. - I wszystkiego najlepszego! - dodała, wręczając dziewczynie prezent. Kiedy ogarnęła już wzrokiem całe pomieszczenie, dostrzegła w końcu jakieś znajome twarze. Była Rose i druga Rose i... Nick. Cóż, mina jej lekko zrzedła, co nie było raczej dziwne. Sentyment do Nicolasa nie zniknie, od tak na pstryknięcie palcami. Musi do tego przywyknąć, choć łatwe to nie będzie. Stukając po posadzce obcasami, podeszła do jednej z kanap, siadając na niej.
- Och, witaj, Brook. Widzę, że nie tylko ja jestem spóźnialska... ale akrat nie ciebie nie spodziewałam się tu spotkać - powiedziała, rozglądając się po pokoju. Kiwnęła głową Rose, która chyba była zajęta rozmową z kimś innym. Nalała sobie trochę wody mineralnej niegazowanej i podwinęła nogi. - Co za nuda.
- Hej, Rose - przywitała się z Puchonką, uśmiechając się. Mało było takich osób ( a szczególnie wśród Puchonów!), których Brook darzyłaby jakimkolwiek przejawem sympatii. Cóż, Rose Harm należała do tego zacnego grona. Również rozejrzała się po Pokoju, lustrując wzrokiem zebrane towarzystwo. Impreza była świeeeetna, nie ma co. Brooklyn nie do końca ufnie spojrzała na napoje na stoliku. Chyba wolała nie ryzykować. Do głowy wciąż nasuwały jej się głupie pomysły, że może Elena chce ich zbiorowo wykończyć dolewając coś do napoi. No, nieważne, nawet za bardzo nie chciało jej się pić. - Nie lubię odmawiać ludziom - przyznała się. No tak, właściwie nie powinno jej tu być. Ale raz nie zawsze, i tak nie zamierzała siedzieć tu nie wiadomo ile czasu, tylko dać prezent, posiedzieć chwilę i iść dalej. - Właściwie, to wpadłam tylko na chwilę. Zresztą, raczej nie warto zostawać na dłużej - mruknęła, zakładając jedną nogę na drugą.
- Mam podobne odczucia - powiedziała Rose, wzdychając. - Chociaż nie jestem imprezowym typem, sądziłam, że hogwarckie zabawy bardziej przypominają mugolskie melanże, a tutaj jest atmosfera jak na historii magii. Aczkolwiek przyjść wypada. Chwilę milczała pogrążona we własnych myślach. Cieszyła się, że przynajmniej spotkała Toxic, bo ostatnio niewiele ze sobą gadały. Harm Brook lubiła, bo nie paplała bez sens, nie miała tysiąca rozchichotanych przyjaciółek i była w miarę inteligentna. To kilka tych cech, które dziewczyna ceniła.
- Hm... Ja zawsze lubiłam się gdzieś wybrać. Tylko nie do końca na takie imprezy - powiedziała, ogarniając wzrokiem pokój. Dziwnie było jej teraz od tak, wyjść na środek komnaty i zacząć tańczyć, podczas gdy połowa gości siedziała na kanapach (co najmniej jakby czekali na skazanie) i rozmawiała. Poza tym, atmosfera też nie była zbyt nastrojowa. Zaśmiała się krótko, z porównania tych urodzin do lekcji przedmiotu, którego tak bardzo nie lubiła. Bo był nudny - po prostu. - Ano, wypada - podsumowała, podciągając kolana pod brodę, jak to często miała w zwyczaju robić. Jednakże, plusem tej imprezy była rozmowa z Rose. Spotkania z dziewczyną wyłącznie na lekcjach nie były zbyt częste, może i dlatego, że Toxic na połowę nie uczęszczała. - Znasz ją w ogóle? - spytała Puchonkę, tym samym wskazując podbródkiem na Elenę. Oczywiście nie chodziło jej o to, czy Rose kojarzy gryfonkę, a o to, czy zna ją jakoś bliżej. Kto wie, może są jakimiś dobrymi znajomymi? Nie, raczej nie. Z tego co kojarzyła Brook, to dziewczyna nie przyjaźniła się z wieloma osobami. Zupełnie jak ona sama. Nieliczne grono tych bardziej zaufanych ludzi i nic poza tym.