Departament, który nad swoimi drzwiami zawieszoną ma ogromną mapę i w zależności od niebezpieczeństwa jej dany obszar zaczyna zmieniać swoją barwę. Gdy jest ona już brunatna, sprawa wymaga natychmiastowej ingerencji tego Departamentu, zatem wszyscy ją bacznie obserwują, nawet wtedy gdy podejmują interesantów. Znajduje się tu również siedziba główna Brygady Uderzeniowej, zwalczającej skutki nieudanych zaklęć lub eliksirów, Kwatera Główna Amnezjatorów, zajmujących się modyfikowaniem pamięci mugoli będących świadkami używania magii lub czarodziejskich wypadków oraz Biuro Dezinformacji, którego pracownicy przekazują mugolskiemu premierowi wiarygodne niemagiczne uzasadnienia danego zdarzenia, którego skutków nie byli w stanie całkowicie usunąć pracownicy Departamentu.
Ten dzień był wyjątkowo pozbawiony fajerwerków i życie Claude'a Faulknera obracało się wyłącznie wokół sprzątania i porządkowania dokumentacji. Jeszcze chwila i zacząłby się poważnie zastanawiać nad rzuceniem pracy, która zawsze wydawała mu się tą wymarzoną, a okazała się być prawdziwym utrapieniem, gdy nagle doszły do niego informacje na temat zawalenia budynku wskutek wybuchu kociołka! Niestety do tej sprawy też nie mógł się wybrać i szef nakazał pozostanie w Ministerstwie i dalszy udział w porządkach. Na gacie Merlina, jak mu się nudziło! Dogadał się, by nie schodzić do archiwów i zostać w biurze, by doprowadzić je do porządku. Niestety sprzątanie też nie szło po jego myśli, bowiem zakłócenia magiczne sprawiły, że ostatecznie musiał sięgnąć po ścierkę i własnoręcznie ścierać kurz z półek. Wydawało mu się to strasznie zabawne, że to jemu przypadło w udziale tego typu pracowanie - był urzędnikiem, czy woźnym w tym budynku? Pluł sobie w brodę, że gdyby zaczął kurs na początku miesiąca, może teraz nie musiałby tego robić i miałby wyższy stołek, jeździłby na akcje w teren i robił coś znacznie ciekawszego niż sortowanie papierów? Jego uwagę przykuła jakaś stara książka. Co ona tu robiła? Zdjął ją z wysokiej półki, krztusząc się od kurzu, którzy zleciał wraz z nią, po czym otworzył ją. Natrafił na jakiś stary raport, zatarty i brudny, którego nie potrafił odczytać, a który został z kart księgi zwiany przez nagły podmuch wiatru. Drzwi do biura zostały otworzone i stąd ten przeciąg. Do środka wpadł szef, niemal nastąpił na raport, który znalazł się pod jego nogami. Złapał się za głowę, gdy zorientował się, co to właściwie było i obdarzył Claude'a nieprzychylnym spojrzeniem. Tylko dlaczego? Został oddelegowany do archiwów, zupełnie jakby to on czemuś zawinił.
Życie @Dorien E. A. Dear diametralnie się zmieniło - małżeństwo ciągnęło za sobą nowe, nieznane dotąd obowiązki, zaś w Ministerstwie mimo przyjścia wakacji ilość pracy wcale się nie zmniejszała, wręcz przeciwnie. Oprócz zakłóceń magii amnezjatorzy mieli mnóstwo roboty z niesfornymi nastolatkami, którzy wyrwali się z okowów szkolnych. Dorien w oczekiwaniu na upragniony urlop nie mógł liczyć nawet na chwilę wytchnienia.
Rzuć kostką, żeby sprawdzić jaka przygoda spotkała Cię w lipcu! 1,2- zostajesz wezwany na bardzo poważną interwencję wraz z aurorami. Okazuje się, że musicie poradzić sobie z mężczyzną, który użył czarnej magii na swojej matce, przy mugolskim świadku. Sprawa jest poważna i choć Twoja rola jest zdecydowanie mniejsza niż aurorów to wiesz, ze szykuje się ciężkie popołudnie. Gdy aurorzy zajmują się obezwładnianiem przeciwnika, ty czyścisz pamięć mugola, a następnie rekwirujesz niebezpieczne przedmioty należące do przestępcy. Wśród nich znajdujesz księgę dotyczącą czarnej magii - podczas przerwy przeglądasz ją w biurze i dowiadujesz się kilku rzeczy, o których nie chciałbyś mieć pojęcia. Zyskujesz 1 punkt z czarnej magii - upomnij się o niego w odpowiednim temacie. 3,4- masz wieczorny dyżur i musisz interweniować podczas wieczornej imprezy młodych czarodziejów, podczas której gospodarz złamał wakacyjny zakaz nie korzystania z magii. Gdy pojawiasz się na miejscu młody czarodziej błaga Cię niemal na klęczkach o zatuszowanie sprawy, bo boi się reakcji rodziców. Choć jesteś dobrym pracownikiem, rozumiesz młodego chłopaka, dlatego zgadzasz się na pominięcie tej sprawy w papierach. Dzieciak jest Ci tak wdzięczny, że daje ci mały "prezent" w postaci ujawniacza. Lepiej nikomu nie mów skąd go masz! Upomnij się o przedmiot w odpowiednim temacie! 5,6 - zlecenie leci za zleceniem, masz mnóstwo błahych interwencji związanych z dziecięcymi wybrykami, a co za tym idzie - jeszcze więcej papierkowej roboty. Pod koniec miesiąca jesteś bliski załamania nerwowego - na szczęście szef nie jest tak skończonym bucem za jakiegoś większość Departamentu go ma. Za miesiąc ciężkiej pracy nagradza Cię jednorazową premią w wysokości 30 galeonów. Upomnij się o nie w odpowiednim temacie!
Oj bywało ciężko. Okres wakacyjny oznaczał o wiele więcej przypadków użycia magii przez nieletnich, również takich, gdzie naocznymi świadkami byli mugole. Zdecydowanie sytuacji nie poprawiał fakt, że zaburzenia magii wciąż dawały się we znaki, co mimo wszystko nieusprawiedliwia dzieciaków. W ogóle nie powinni mieć różdżek w rękach poza szkołą. Dorien bezpośrednio odczuł to w postaci cieknącego po plecach potu w trakcie interwencji w upalne dni, jak i nadgodzin spowodowanych ogromną ilością dokumentacji, z którą urzędnicy nie dawali sobie rady. Zirytowanie brało górę. Oczywiście, że wolałby spędzić wieczór z żoną w domu, niż ogarniać te głupie papiery, które i tak lądują w archiwum i tylko zbierają kurz. Nawet przepraszał Claude’a, bo biedny Rudzielec chwilowo stał się ofiarą zmęczenia i złości Doriena. Nakrzyczał na współpracownika zupełnie bezpodstawnie, szukając jakiegokolwiek ujścia tych negatywnych emocji. Powinien bardziej kontrolować swój zazwyczaj ukryty temperament. Składał zamaszyście podpisy na sporządzonych wcześniej raportach, gdy usłyszał pukanie do drzwi swojego gabinetu. Nawet nie zdążył się odezwać, ale wstał od biurka od razu gdy tylko zobaczył szefa departamentu. Trzydzieści galeonów piechotą nie chodzi i lepiej je mieć, niż nie mieć, aczkolwiek premia w wysości nieco powyżej piętnastu procent miesięcznego wynagrodzenia to chyba odpowiednia kwota. Uścisnął dłoń szefa z uśmiechem i uciekł z biura tal szybko, jak to było możliwe.
Wakacje naturalnie wiązały się z wolnością dla młodocianych czarodziejów, a co za tym idzie z całą masą drobnych nadużyć. Młodzi ludzie nie tylko nielegalnie używali magii, ale również robili mnóstwo bardzo nieodpowiedzialnych żartów co zazwyczaj kończyło się katastrofą i okropnym nawałem pracy. Z tego powodu Ministerstwo było zmuszone wykorzystać wszystkie rezerwy, więc tym sposobem @Claude Faulkner zamiast siedzieć w biurze i wypełniać papiery dołączył do wspólnego patrolowania londyńskich ulic w towarzystwie @Dorien E. A. Dear.
Każdy z Was rzuca kostką. Suma kostek mówi o tym co spotkało Was podczas patrolu. 2-4 - zmęczeni po kilku drobnych interwencjach próbujecie znaleźć miejsce w którym można byłoby zrobić sobie przerwę na lunch. W pewnym momencie dosiada się do Was urocza, choć lekko zdemenciała staruszka, która zagaduje Was o pracę i opowiada o swim życiu. Rozmowa cudownie się toczy i moglibyście tak siedzieć godzinami, jednak nadchodzi czas by wrócić do obowiązków. Opuszczacie kawiarenkę żegnając się z kobietą. Jakież jest Wasze zdziwienie, gdy po kilku godzinach dostrzegacie, ze zostaliście obrabowani! Każdy z Was rzuca kostką ponownie - wynik rzutu pomnożony przez 10 daje sumę utraconych galeonów. Odnotujcie straty w odpowiednim temacie! 5-7 - Wasza współpraca przebiega wprost doskonale. Radzicie sobie bezproblemowo z drobnymi sprawami, a nawet w obliczu dużej interwencji związanej z nadużyciem magii na osobie niemagicznej stajecie na wysokości zadania łącząc Waszą wiedzę i umiejętności, zaś szefa docenia Waszą współpracę i nagradza każdego z Was jednorazową premią w wysokości 30 galeonów. Upomnijcie się o pieniądze w odpowiednim temacie. 8-10 - podczas interwencji musicie dostać się do zawalonego budynku co ze względu na zaburzenia magii nie jest wcale takie łatwe. Na szczęście jesteście doskonałymi kompanami, zaś mieszanka różnorodnej wiedzy i umiejętności nabytych podczas lat pracy w Ministerstwie sprawiają, że wspólnymi siłami udaje Wam się pokonać wszystkie przeszkody. Każdy z Was zyskuje 1 punkt do dowolnej umiejętności. 11-12 - podczas jednej z interwencji dochodzi do wybuchu, który sprawia, że obaj jesteście dość poważne ranni. Musi Was zastąpić inna ekipa, zaś Wy zostajecie przetransportowani do Szpitala Świętego Munga. Każdy z Was musi napisać krótki post o dniu spędzonym na oddziale.
Młodzi czarodzieje trzymali tempo. Nic nie odpuścili, w żadnym razie. Wyrabiali podobną średnią co w lipcu, kilka interwencji każdego dnia. Sprawy miały się na tyle źle, że wymagane były nieustanne patrole, a zwykłych urzędników ściągano do pomocy z dokumentacją z innych departamentów. 'Biorę Claude’a' – nawet się nie zawahał, kiedy szef kazał mu dobrać sobie kogoś do pary i w upalny dzień spacerować głównie na pograniczach magicznych i mugolskich części Londynu. Bez zastanowienia nazwałby Puchona swoim przyjacielem, ale też doskonale się dopełniali w kwestiach zawodowych. Po roku tak intensywnej pracy jako urzędnik, Claude zdecydowanie powinien ubiegać się o posadę amnezjatora. I Dorien na pewno szepnąłby szefowi dobre słowo. – Nie mogę już – narzekał, mając już za sobą akcje z latającymi drobnymi przedmiotami i naprawianie szkód spowodowanych przechwałkami przyszłych uczniów przed ich niemagicznymi kolegami dotyczące dostania się do Hogwartu. I ta irytująca, nieodpowiednia do warunkow pogodowych długa służbowa szata, którą co chwilę musiał poprawiać – Weźmy jakąś kawę na zimno. Jak zauważysz jakąś kawiar... Oczywiście. Nie zdążył nawet dokończyć zdania, a zza rogu starego budynku usłyszeli przeraźliwe krzyki staruszki, traktujące o szarlataństwach. I właśnie dlatego Dorien kochał deszczową Anglię – przy niesprzyjającej pogodzie wszyscy siedzieli w domach. Całe szczęście, że staruszka nie dostała zawału i była jednynym świadkiem pokazu metamorfomagii w postaci kilkukrotnej w trakcie jakiejś minuty zmianie koloru włosów około dwunastoletniej czarownicy. – Chcesz spróbować sam? – podpytał Claude’a, gdy już udało im się uspokoić seniorkę i przejść do fazy czyszczenia jej pamięci. Dziewczynkę odprowadzili bezpiecznie do domu, instruując rodziców, że nie powinni wypuszczać jej samej, jeśli nie potrafi okiełznać swojego daru. Szef też się dowiedział o tej akcji – ponownie, 30 galeonów to nie tak dużo, ale łącznie z tymi z poprzedniego miesiąca Dorien był już 60 na plusie.
Claude w ciągu ostatnich kilku miesięcy przynajmniej raz dziennie zadawał sobie pytanie, dlaczego siedział za biurkiem, zamiast działać w terenie - tak jak chciał od początku? Praca urzędnika w Ministerstwie Magii była tego, czego pragnął od bardzo dawna i gdy w końcu udało mu się zdobyć własny stołek i kawałek blatu będącego jego biurkiem do porządkowania papierków i układania raportów, po jakimś czasie zaczął pragnąć czegoś więcej. Wiedział, że nie miał szans na szybki awans - aby dostać się na kurs amnezjatora nie tylko należało mieć wystarczająco duże doświadczenie, ale również prezentować sobą co nieco, a tego Faulknerowi nadal brakowało. Te wakacje były jednak czasem, który poświęcił zupełnie na samokształcenie. Usłyszawszy zgodę na przystąpienie do kursów nie posiadał się ze szczęścia - a jednak wciąż wstrzymywał się przed oznajmieniem Dorienowi cudownej nowiny. Jakoś tak uznał, że to jeszcze nie był odpowiedni moment. Kolega miał dużo na głowie, bowiem nie tylko musiał przejmować się dużym ruchem w pracy i nieustannymi akcjami w terenie, lecz także przygotowywał się do wyjątkowo odpowiedzialnej roli ojca, co z pewnością wywróci jego życie do góry nogami, o ile już tego nie zrobiło. Nie chciał zrzucać na niego tego typu wieści - choć może wyłącznie w umyśle Faulknera posiadały one wagę ładunku atomowego? W każdym razie ucieszył się bardzo, gdy to jego Dorien wyrwał od papierkowej roboty, by towarzyszył mu przy patrolowaniu londyńskich ulic. Claude był podekscytowany jak zawsze, a może nawet jeszcze bardziej niż zwykle, ponieważ miał okazję zobaczyć tego dnia więcej interwencji, niż przez całe swoje życie! Ot, drobne nadużycia, lecz każda pojedyncza sprawa była dla niego fascynująca, chociażby te przypadkowo lewitujące obiekty. Nieźle było! Dorienowi podobało się chyba trochę mniej, bo zaczynał już marudzić. Claude bardzo dzielnie znosił jego jęki, od czasu do czasu przytakując, w głębi duszy jednak modląc się, by za rogiem stali się świadkiem kolejnego wypadku. - Kawa na zimno brzmi świetnie! - przyznał z uśmiechem, kiwając głową. On usłyszał krzyki nieco później, chyba zbyt skupiony na oglądaniu się za siebie w poszukiwaniu kawiarni, niemniej jednak poszedł razem z Dorienem na miejsce zdarzenia. - Nie, wiesz... Wolę jeszcze popatrzeć - powiedział po krótkiej chwili milczenia, stanąwszy za nim. Przyglądał się całemu procesowi z wyraźnym zaciekawieniem, przenosząc wzrok to na babcię, której oczy pod wpływem zaklęcia na kilka chwil zaszły delikatną, błękitną mgiełką, to na Doriena, który w wielkim skupieniu celował końcem różdżki w staruszkę. Fascynował go cały ten proceder - powinien chłonąć wiedzę w każdy możliwy sposób, by w swojej ostatecznej próbie nie dać zupełnej plamy! Gdy wszystko skończyło się pomyślnie, babcia poszła w swoją stronę, a dziewczynka została odprowadzona, Claude strzelił kłykciami i postanowił zdobyć się na to wyznanie. - Zacząłem się już przygotowywać do kursu na amnezjatora - rzekł, spoglądając z uwagą na twarz kolegi. - Jeśli dobrze pójdzie, jesienią będziemy mogli częściej być razem na patrolach - dodał, tym razem uśmiechając się szeroko.
– Naprawdę? – zareagował bardzo entuzjastycznie na wieść dotyczącą niedługiego awansu kolegi, tuż po tym jak odstawili dziewczynkę do domu – To świetna wiadomość! Zagadam z szefem, żeby przypisał cię do mojej grupy, będę cię zgarniał ze sobą. Mi nie odmówi – dodał, tak bardzo pewny siebie i swojej pozycji w departamencie. Taktyczna zagrywka. Fakt, że patrole z Claudem mogły być super, szczególnie że panowie naprawdę dobrze się dogadywali i właściwie zostali przyjaciółmi, ale tylko pod warunkiem, że incydenty byłyby tak proste jak ten ze staruszką. Dorien obawiał się jednak, że gdyby Faulkner trafił na bardziej wymagających i mniej cierpliwych partnerów, to mógłby cierpieć z powodu ogromnego stresu. Dear trzymałby rękę na pulsie, poprawił co trzeba i niekoniecznie odnotował potem wszystkie ewentualne wpadki w raportach. – I jak ci idzie? Dopiero zaczynasz czy masz już jakieś terminy testów? – zagaił, chcąc dowiedzieć się więcej szczegółów, a jednocześnie też wracając do rozglądania się za jakimś kawowym lokalem, bo usychał z gorąca i pragnienia.
Claude bardzo liczył na to, że po tym, jak zrobi kurs na amnezjatora i zdobędzie odpowiednie kwalifikacje, by zmienić posadę na tę bardziej odpowiedzialną i atrakcyjniejszą, będzie miał więcej okazji na akcje w terenie. Nie chciał też ukrywać, że liczył na interwencję Doriena u szefostwa, by użył swoich znajomości i w pływów w Ministerstwie w celu zapewnienia mu odpowiedniej fuchy - z Dearem w pakiecie. Gdy sam to zaproponował, Faulkner rozjaśnił się i uśmiechnął szeroko. - Byłoby wspaniale! - powiedział entuzjastycznie, spoglądając na kolegę ze szczerą wdzięcznością. - Myślę, że bardzo skorzystałbym z pracy z Tobą. Masz takie doświadczenie, że wiele bym się od Ciebie mógł nauczyć! Może nawet więcej niż na kursie - dodał jeszcze. Czy podlizywał się celowo? Trochę tak, trochę nie - przecież było jasne, że Dorien w swojej pracy był dobry i znał się na tym, co robił. - Prawdę mówiąc... Jestem w trakcie - przyznał się, z lekkim zakłopotaniem drapiąc się po rudawej czuprynie. - Do tej pory miałem do czynienia tylko z modyfikacją wspomnień. Ha, tylko - aż! To jest trudniejsze niż myślałem! Ale jestem na dobrej drodze, żeby to ogarnąć. Trochę mało mam czasu, bo chodzę ćwiczyć dopiero po pracy - poskarżył się. - Stresuję się tym, że potem mam ćwiczyć na człowieku... Pamiętasz, jak było u Ciebie? - zapytał jeszcze, z nadzieją, że Dorien go jakoś pocieszy, że wcale nie jest najgorzej.
Czas pędził nieubłaganie, ryjąc ścieżki codzienności, przeplatane z większymi czy mniejszymi problemami, jak i ulotnymi, cudownymi chwilami. Pierwszy raz Calum wspomniał o zainteresowaniu Departamentem Tajemnic nieomalże rok wcześniej. Dorien dokładnie to pamiętał – jeszcze nikt (no, poza Vivien i Cassianem) nie wiedział o ciąży Aurory, poprzedniego wieczora Dorien przedstawił rodzicom Aurorę jako wybrankę swego serca, nie wspominając o powodzie tak rychłego ożenku, zaś młodszy brat zastał narzeczonych w trakcie bardzo późnego śniadania, w tym przyszłą panią Dear w zasadzie w półnegliżu. Zdarza się. Najważniejszym natomiast w kontekście tej drobnej notatki, którą Dorien właśnie pisał, siedząc przy biurku w gabinecie na parterze Ministerstwa tego deszczowego marcowego dnia, było pytanie, które zadał Calum. Pytał o Departament Tajemnic. A Dorien obiecał, że spróbuje się dowiedzieć. Minęło bardzo dużo czasu, Calum nawet zdążył się przypomnieć w trakcie świąt. I znów – kolejne 2 miesiące, w trakcie których Dorien nie znalazł chwili, by zaczepić przedstawicielkę wspomnianego Departamentu. Liczył, że @Segovia Ivanowa znajdzie dla niego chwilę, a co więcej, że podzieli się kilkoma sekretami dotyczącymi wykonywanego zawodu.
Powrót. Nie był spektakularny, niemal nie zauważono jej nieobecności, jakby niespodziewane znikanie pracowników tego konkretnego Departamentu było czymś normalnym. Nikt nie zadawał pytań, nie spoglądał sobie w oczy, jakby one mogły zdradzić wszystkie tajemnice minionych miesięcy. Była zakopana w dokumentach, które pojawiły się na jej stanowisku w magiczny sposób. Jednak rutyna była jej w tym momencie potrzebna, wypełnianie papierów, zapoznanie się ze sprawami, które zostały jej zlecone jednak nigdy nieruszone. Skupienie, zadanie, praca... Teraz miało to zupełnie inny wydźwięk niż jeszcze w zeszłym roku. Odrzuciła włosy do tyłu i oparła się na krześle, odchylając głowę do tyłu. Wykrzywiła nieznacznie wargi, a ból rozszedł się po lewym boku. Dochodzenie do siebie zawsze przychodziło jej dłużej, niżeliby się tego spodziewała. Ojciec postarał się o zahartowanie jej ciała, nieważne jak niepozornie mogło ono wyglądać. Listy, które pojawiają się na jej biurku, nigdy nie wróżą nic dobrego. Nie dostawała prywatnych wiadomości, a ostatnio każdy stanowił przyspieszone bicie serca. Jednak kiedy go otworzyła i przeczytała zawartość, ktoś spostrzegawczy, mógłby dostrzec, jak wypuszcza z płuc wstrzymywane powietrze. Bez zastanowienia wstała ze swojego miejsca, poprawiła suknię i wyszła. Wiadomość była raczej niespodziewana, tak samo, jak jego nadawca. Miała dziwne przeczucie, że to wcale nie będzie spotkanie czysto koleżeńskie, mające na celu powymienianie się historyjkami z życia prywatnego jednego, czy drugiego. Ostatni raz widziała Dorien'a na jego ślubie. A teraz przekraczała próg departamentu, w którym pracował. Wsunęła dłonie do kieszeni po bokach sukni i stanęła obok biurka, które należało do Dear'a. Na zawsze bladym, teraz niemalże pergaminowym licu pojawił się delikatny uśmiech.-Zapraszałeś, nie mogłam nie skorzystać.-Powiedziała spokojnie, przyglądając się staremu znajomemu. Nie powiedziałaby, że żywiła wobec ich znajomości jakikolwiek sentyment. Nieważne, że był pierwszym, który odważył się powiedzieć do niej coś więcej niż klątwy rzucane pod nosem, kiedy przechodziła obok korytarzem.
Właściwie nie sądził, że Segovia pojawi się aż tak szybko. Ale dobrze – im szybciej, tym lepiej. Jemu też należało się kilka minut przerwy, szczególnie że brak Claude’a negatywnie wpływał na efektywność całego zespołu. Przywitał starą znajomą z dość szerokim jak na przykre okoliczności uśmiechem i, jak obiecał w krótkiej notatce, od razu zaproponował jej herbatę. – Słyszałaś o Claudzie, nie? Mamy taki kocioł przez niego, że nie wiem w co ręce włożyć. Byliście chyba dosyć blisko, prawda? – nie miał na myśli nic złego, choć w zasadzie mógł ugryźć się w język. Może po prostu byli przyjaciółmi. Pojawili się razem na przyjęciu weselnym, to już jakiś punkt zaczepienia. Jakakolwiek forma związku między tą dwójką mogła zaprzeczać relacji Claude’a z Beatrice. Analiza na najwyższym poziomie. – Ja osobiście nadal nie mogę wyjść z szoku. Nie wiem, co tam się stało, widziałem się z nim tylko przez chwilę. Zabrałem jego koty, bo to się działo tak szybko, że nie znalazł innego opiekuna. Aurora już zapowiedziała, że ich nie odda. Jak on to wytrzyma… Żal mi go strasznie. Nie jestem w stanie uwierzyć, że zrobiłby coś takiego z premedytacją. Podrapał się po policzku, wyraźnie przejęty losem nie tylko współpracownika, ale i w pewnym sensie przyjaciela. Herbata była jeszcze zbyt gorąca, a zaaferowany Claudem Dorien nawet nie spytał Segovii jak ta się czuje. Dopiero gdy się jej przyjrzał, dostrzegł, że jest jeszcze bledsza niż zazwyczaj. – A u Ciebie? Wszystko w porządku? Miałem nadzieje, że może moglibyśmy odbudować naszą relację.
Nie widziała przeciwwskazań, w końcu praca jej nie ucieknie. A biurokracja z czasem potrafiła być nużąca, szczególnie dla kogoś, kim była w tym momencie. Potrzebowała ruchu, a na razie mogła zapomnieć o działaniu w terenie. Inna część jej, chciała dowiedzieć się jak sprawy toczyły się z tej drugiej strony. W końcu została wtajemniczona nie tak dawno temu, a oswojenie się z tą sprawą nie przyszło bez trudności. Uniosła delikatnie brwi i usiadła, pochylając się do przodu i opierając na kolanie łokieć. Przyjrzała się towarzyszowi. -Widzę nie próżnujesz i od razu przechodzisz do rzeczy.-Powiedziała spokojnie, bez cienia urazy... Czy czegokolwiek w głosie. Doceniała bezpośredniość, w końcu owijanie w bawełnę nie było czymś, czym chciała się w tym momencie zajmować.-Tragedie zbliżają ludzi.-Mruknęła i objęła kubek z wrzącą herbatą. W końcu jej brat złączył ich drogi, gdyż przed jego zniknięciem, pomimo przyjaźni Vlad'a i Claude, nigdy nie zamieniła z nim słowa. -Mówisz to tak, jakby był to tylko jeden wielki problem. Mówimy tutaj o Claude, myślałam, że wy również jesteście blisko.-Powiedziała, upijając łyk z naczynia. Również nie miała niczego złego na myśli. Jednak pracowali razem, znali się jeszcze z czasów szkolnych i z tego co się zorientowała, Claude zbliżył się do siostry Dorien'a. A to, jaki miała do tego stosunek, to już inna sprawa. -Oczywiście, że nie. Znamy go. Wiemy jaki jest... I choć nigdy nie jesteśmy pewni, do czego jesteśmy zdolni, dopóki nie nadejdzie ta w wyjątkowa sytuacja... On taki nie jest. I tyle.-Powiedziała mocno, jakby obawa Dorien'a i jej się udzieliła. Wierzyła w swojego przyjaciela, była przekonana o jego niewinności i to nie z racji usłyszanej od niego historii... Po prostu. Przyjęła to za pewnik, nawet nie musiałby jej przekonywać. Nie po tym, czym sama podzieliła się z nim. -Wróciłam po długiej przerwie... I nie takiego powrotu się spodziewałam.-Wzruszyła delikatnie ramionami. Na jego następne słowa, mocniej podniosła podbródek do góry i utkwiła w nim swoje uważne spojrzenie. Zaskakujące było to, jak życie się potoczyło... Jak dopiero w tym momencie żywa się czuła. Pomimo tego wszystkiego... -Bardzo chętnie... Myślę, że to nawet lepiej. Czy nie w takich momentach potrzebujemy siebie nawzajem? Znamy się tak długo.-Powiedziała, co zszokowałaby ją samą jeszcze niedawno temu. Jednak wiele się zmieniło. I choć wciąż gardziła jawnym sentymentem, coś w tym było.
– Sam nie wiem. Ostatnio był bardzo skryty, nic nie mówił. Podejrzewam, że chodziło nie tylko o te okoliczności związane z przesłuchaniami, to się zaczęło sporo wcześniej. Z jakichś względów przestał mi się zwierzać – zerknął do swojej filiżanki, starając się oszacować, czy wciąż występowało zagrożenie poparzenia języka – Kiedy przyszedł tu do pracy jakieś półtora roku temu, dosyć szybko przypadliśmy sobie do gustu, pomimo tych oczywistych… emm… Różnic między nami – doskonale wiedział, że Segovia zrozumie, że chodziło o mugolskie pochodzenie Faulknera - Obawiam się, że ma to jakiś związek z moją siostrą. Może coś powie. Może Claude się spowiadał. Potwierdzi, zaprzeczy, wykona jakiś znaczący gest. Cokolwiek. Dorien zwyczajnie palił głupa, w nadziei, że czegoś się dowie. Co prawda to nie dlatego poprosił Segovię o spotkanie, ale temat rudego kolegi był równie intrygujący. Sama znajomość Segovii i Doriena zakrawała o lekki paradoks. Mieli po siedemnaście lat, gdy paradowali po Hogwarcie trzymając się za ręce, a wszystkie zazdrośnie spoglądające blond wywłoki najchętniej utopiłyby Rosjankę w przyzamkowym jeziorze. Kilkanaście tygodni sielanki, a potem egzaminy, wakacje, przygody. Jakby nigdy wcześniej się nie spotkali. Mężczyzna znał bardzo dobrze skrywany sekret bliźniaków, choć nie miał w zamiarze z nikim się nim dzielić. A teraz potrzebował jej pomocy. – Chciałem zapytać o coś jeszcze. Chodzi o departament, w którym pracujesz. I tyle. Uznał, że tak krótkie zagajenie wystarczy.
Upiła skromny łyk z naczynia, cały czas przyglądając się Dorien'owi, a może raczej z uwagą przysłuchiwała się jego słowom. Claude dopiero niedawno wtajemniczył ją w sytuację, w której aktualnie się znajdował. Ich kontakt urwał się niemal zaraz po weselu, u niego ze względu na przybycie nowych obowiązków, a u niej? To była bardziej skomplikowana sprawa. Jednak tak jak po latach wrócili do tego, co kiedyś ich łączyło, tak i w tym trudnym dla obojga okresie potrafili znaleźć tę nić porozumienia. Z pewnością z punktu widzenia Dear'a zachowanie ich wspólnego znajomego wyglądało zupełnie inaczej. Pokiwała delikatnie głową na znak, że rozumie co miał na myśli... Przecież sama nie była lepsza, a dopiero zniknięcie jej brata odmieniło jej spojrzenie na sprawy czystości krwi, nie bójmy się tego słowa. Zmarszczyła delikatnie brwi na wspomnienie siostry Dorien'a, to była ta dziewczyna z wesela... -Powiem Ci szczerze, że sama o tej sytuacji dowiedziałam się dopiero niedawno. Nie było mnie ani w Ministerstwie, ani nawet w Anglii, aby być wtajemniczoną. I jeszcze przetwarzam to wszystko... Po weselu stał się odcięty od świata. I wątpię, aby miało to związek tylko i wyłącznie z nowymi obowiązkami.-Próbowała sama działać na własną rękę. Nie wierzyła w to wszystko, nie mogła sobie wyobrazić, że to właśnie Claude padł ofiarą dziwnych przypadków. Jednak tak jak mu obiecała, nie zostawi go z tym samego. Coś więc musiała zdziałać. Zdecydowanie była nielubianą uczennicą, jednak było tak jeszcze zanim zaczęła spotykać się z Dear'em. Z początku zrobiła to na złość bliźniakowi, widząc jak ten, wodził za swoim przyjacielem wzrokiem... Później była to czysta samolubność. I tak jak sprawy rozeszły się później, nie było żalu, nie było wracania do tamtego okresu. Tak, jakby naprawdę nigdy go nie było. -Pewne informacje nawet dla nas stanowią tajemnice.-Kącik jej warg drgnął, jednak zainteresował ją tym tematem. Odstawiła naczynie na bok i oparła dłonie na kolanach.-Słucham, o co chodzi.-Czyli przeszli do sedna sprawy, tak? Z dziwnego powodu była zadowolona z takiego obrotu spraw, choć nie wiedziała, czy to, co mogła mu przekazać, na cokolwiek mu się przyda. Nie bez powodu ten Departament ma taką, a nie inną nazwę.
Rosjanka wydawała się być jeszcze śliczniejsza niż jaką ją zapamiętał. Odwlekał to spotkanie zdecydowanie zbyt długo. Calum liczył na niego, mieli przecież zacieśniać braterską więź, która zawiązała się z i tak ogromnym opóźnieniem. Dorien przede wszystkim miał trudność z ugryzieniem tematu, z samym poproszeniem Segovii o to spotkanie. Zważywszy na okoliczności, w jakich ich relacja sprzed lat przestała istnieć, teraz nagłe wołanie o przysługę mogło być wręcz nie na miejscu. Poza tym, Dorien zwyczajnie miał wiele na głowie w przeciągu poprzedniego roku. Zamieszanie związane z nagłym ślubem, narodziny dziecka – całe życie przewróciło mu się do góry nogami. Potem, kiedy nawet od czasu do czasu starszemu Dearowi przypomniało się o prośbie Caluma, to nie mógł zlokalizować Segovii. Zauważył, że przestali się mijać na korytarzach Ministerstwa, tak jakby Ivanowa się rozpłynęła. A później już rutyna dnia codzienniego, brat zszedł nieco na dalszy plan, choć czas uciekał. Calum miał zaraz kończyć szkołę, zostały mu w zasadzie trzy czy cztery miesiące, potem wakacje… i co dalej? – Chodzi mi naprawdę o podstawowe informacje. Mój młodszy brat chciałby tam pracować, a ja nie jestem w stanie mu pomóc. Potrzebuje wiedzieć, czym się zajmujecie, nawet tak bardzo ogólnie, czy jakimi umiejętnościami musi się wykazać, żeby w ogóle mógł marzyć o posadzie niewymownego – upił łyk już nie tak bardzo gorącej herbaty, zastanawiając się, co jeszcze mógłby powiedzieć – Zna się trochę na wróżbiarstwie, myślę, że mógłby się nadać. Nie wiemy tylko jak często prowadzone są rekrutacje, jakie są wymagania, jak wyglądają testy.
A Dorien posiadał wszystko, czego mógł sobie jedynie zapragnąć człowiek o jego statusie, nieprawdaż? Czy to jedynie złudne wrażenie, którym musi emanować kto taki jak on. Nie zapomniała o tym, że sama należała do pewnego grona magicznego społeczeństwa, jednak od dawna przestało istnieć dla niej my. Teraz jest tylko ja. Owszem, ulotniła się na bardzo długo, jednak nikomu w Departamencie to nie przeszkadzało, chociaż po jej powrocie nie wiedziała dokładnie w co powinien włożyć ręce. Jakby każdy wyszedł z założenia, że podejmie się już rozpoczętych zadań, których ktoś nie dał rady rozwiązać. I tak właśnie było, chwytała się każdej, nawet podłej roboty, tylko po to aby jej myśli krążyły wokół błahych problemów. Przegryzła lekko dolną wargę.-Jeżeli mam być szczera, najchętniej spotkałabym się z Twoim bratem osobiście. Jeżeli jest na tyle ambitny aby udać się tą ścieżką kariery, mogę z nim porozmawiać.-Objęła się ramionami, jakby zrobiło jej się nagle chłodno i może coś w tym było, chociaż przez ostatnie zmiany... Było jej raczej cieplej niż zazwyczaj.-Po pierwsze, dobrze by było, gdyby nie skończył wyłącznie na siedmiu latach w Hogwarcie. Szkoła wyższa również dobrze wygląda w papierach, a jeżeli jego wyniki z Historii Magii, Wróżbiarstwa, OPCM czy Zaklęć będą imponujące, na staż na pewno się dostanie. Jednak to determinacja i siła jego charakteru zadecyduje o jego zatrudnieniu.-Powiedziała spokojnie, lekko kiwając głową.-Musi być przygotowany na najgorsze. Bez zająknięcia powinien wykonać każde zadanie, nieważne jak bardzo ubliża jego umiejętnością.- Staż był jednym z najgorszych i najlepszych momentów w jej karierze.-Powinien jednak również pokazać, że nie da sobie kompletnie wejść na głowę. Jak powiedziałam, będzie sprawdzana siła jego charakteru. Niewymowni chyba mówią wiele o tym, kim naprawdę powinni być.-Uniosła znacząco brwi. Nie mogła powiedzieć za dużo, jednak nie powiedziała niczego, co nie byłoby czymś oczywistym, lub tym, czego nie mógłby sam znaleźć. Prawda jest jednak taka, że wszystkie dowie się sam nieobecny, jak uda się na staż. -Możesz podać swojemu bratu namiary do mnie, jeżeli będzie miał więcej pytań.-Dodała.-A jak Twoja córeczka?-Posiadanie rodziny w ich wieku to raczej nic nadzwyczajnego, jednak dla samej Segovii takie to właśnie było. Rodzina. Dzieci... Kiedyś przyszłość niedaleka i wręcz zgubna. Teraz? Niemal niemożliwa.
Informacje, które wypłynęły gdzieś między wierszami z ust Rosjanki, nadawały już jakiś zarys sytuacji. Co prawda Dorien nie miał pojęcia na temat szkolnych zainteresowań czy ocen Caluma, ale ufał, że z wymienionych przez Segovię przedmiotów ogarniał coś więcej niż tylko wróżbiarstwo. – Brzmi bardzo wymagająco, ale z drugiej strony ja też musiałem wykonać kilka podejść, zanim przyjęli mnie tutaj. Przekażę mu, żeby się z tobą skontaktował. Na pewno się ucieszy i skorzysta z propozycji. Dziękuję. Kiedy ma się siedemnaście lat, każdy związek jest ‘już na zawsze’. Pomyślał o tym, widząc lekki uśmiech Segovii. Nie, żeby dziesięć lat wcześniej snuli jakieś dalekosiężne plany. Wtedy nie patrzył na Segovię jako na ewentualną przyszłą żonę, nawet kiedy siedząc przytulona pod drzewem na błoniach wplatała palce w jego nieco dłuższe niż teraz włosy. Potem przewinęło się kilka innych potencjalnych wyroków śmierci wobec kawalerskiego życia i pojawiła się Wittenberg, odważnie nazywająca siebie jego ‘prawie-narzeczoną’. Ślub z rozsądku na szybko. Teraz w zasadzie istotnym był fakt, że jego żona Aurora, jako doskonały kucharz, obiecała mu tego dnia jego ulubione danie na obiad. Czy to było to satysfakcjonujące życie osoby o wysokim statusie społecznym? Nie mógł powiedzieć, że był nieszczęśliwy. Przystosował się. – Bardzo szybko rośnie. Ma już ponad pół roku, zasuwa na kolanach po całym domu, próbuje siadać, wyrzyna jej się pierwszy ząbek. Nie potrafimy za nią nadążyć i jest nam szkoda każdego minionego dnia.
Niektórzy wiele poświęcali, aby pracować w Departamencie Tajemnic, prawda jest również taka, że nie jest to miejsce dla osób słabych, psychicznie, czy nawet fizycznie. Nie jest to miejsce spotkań towarzyskich. Większość z nas nie wiedziała nawet, czym zajmuje się reszta współpracowników. Wszystko miało swoje wady i zalety, to akurat nie będzie żadna nowość. -Trzeba być upartym, aby sprostać wymaganiom. Pytanie, jaką końcową wartość to dla nas ma.-Powiedziała, kiwając lekko głową, przyjmując jego podziękowania. Nie było to nic szczególnego, w końcu nie przyszła tutaj w celu pomocy młodszemu Dear'owi, a dla własnego dobra. Nie mogła zamknąć się w czterech ścianach, miała żyć, a nie jedynie funkcjonować. To było tak dawno temu, że mogłaby powiedzieć, iż nie pamięta tych czasów. Jednak jedną z jej wad lub zalet, była doskonała pamięć. Każde słowo, każde nowe doznanie... Dorien powinien znajdować się poza jej zasięgiem ze względu na bliskie kontakty z jej bratem. Jednak nie mogła oprzeć się furii, która towarzyszyła im za każdym razem, kiedy przemierzali razem szkolne korytarze. Spojrzenia, które jako jedyne potrafiło wypalić dziurę w jej plecach... Z czasem zwyczajnie dobrze się bawiła, zapominając o tym, kim była gdzieś w głębi duszy albo o tym, jaki to cudowny plan wymyśliła dla niej jej rodzina. Nie była sentymentalna, mogła jednak okazać odrobinę wdzięczności za to, co jej wtedy pokazał. Przystosował się... Nie brzmi ani szczęśliwie, ani nieszczęśliwie. Raczej obojętnie. Uśmiechnęła się lekko, próbując sobie wyobrazić dziecko, o równie intensywnym spojrzeniu co jej ojciec, wymykające się z bezpiecznych rąk swoich rodziców i poznające świat. -Będzie moment, w którym już jej nie upilnujecie.-Strzepnęła niewidzialny kurz ze swojej spódnicy i podniosła na niego swój wzrok. Uśmiechnęła się.-Myślicie o kolejnym? Wychowywanie się w dużym domu musi być bardzo samotne.-Przekrzywiła lekko głowę w bok.
Przytaknął, gdy pociągnęła temat pracy w Departamencie Tajemnic. Niewątpliwie była to praca jednocześnie dla ludzi o mocnych, stalowych nerwach, odpornych zarówno na stres jak i na monotonię. Przynajmniej tak to sobie wyobrażał Dorien. Ci wszyscy niewymowni zawsze snuli się po korytarzach bez życia, strasznie przygnębieni, jakby byli pogrążeni w depresji. Okropna robota. Jeśli tak źle wpływała na psychikę, to nie wróżył (haha!) Calumowi zbyt długiej kariery. Ale niech próbuje, niech się sprawdza. – No, nasz dom nie jest aż tak wielki jak dom moich rodziców, ten gdzie było zorganizowane nasze przyjęcie weselne, w porównaniu do tamtego jest wręcz bardzo mały, chociaż myśleliśmy o przeprowadzce. Dopóki mieszkałem sam, to był akurat. Ale nie, nie, chyba za wcześnie na drugie dziecko. Może za trzy, cztery lata – uśmiechnął się nerwowo, zastanawiając się nad tym, że o tym pierwszym dziecku ani nie myśleli, ani nie planowali, w dodatku gdyby nie ono, to pewnie ich znajomość już dawno by się zakończyła – Nie dość, że dobrze by było odpocząć trochę od pieluch – chociaż jeszcze wiele nas czeka, to Aurora nie wytrzyma dłużej w domu. Strasznie źle się czuje z tym, że musiała tymczasowo zrezygnować z pracy tuż po tym, jak została awansowana. Pewnie niedługo wróci chociaż na niewielką część etatu.
Tak to widział? Naprawdę wszyscy wyglądali tak okropnie? Jeżeli by się nad tym zastanowić, sama pewnie wyglądała, jakby ktoś odebrał jej chęć do życia. Jednak czy Ivanowa nie urodziła się z takim wyrazem twarzy? Zawsze była oschła i wydawać się mogło, jakby żyła w kompletnie innym świecie. Cóż, poniekąd tak właśnie było. Dopiero niedawno temu rzeczywistość życia w tym kraju, stała się i jej rzeczywistością. Do niedawna z tyłu głowy miała zupełnie inną wizję swojej przyszłości. Teraz? Uniosła delikatnie brwi, aby po chwili uśmiechnąć się szerzej, a może nawet cieplej niż to przystało na jej standardy. -Był... Imponujący.-Zgodziła się, w końcu od dzieciństwa podobnego nie widziała. I chociaż była podobnie wychowywana, nie należała do zwolenników przepychu.- Jak długo będziesz czekał? Duża różnica wieku później wpływa na relacje rodzeństwa...-Wzruszyła delikatnie ramionami.-Z resztą o czym ja mówię. Jestem kobietą, która nie posiada partnera, a co dopiero rodziny.-Prychnęła, choć była bardziej rozbawiona. Kto by przypuszczał, że to właśnie z nim będzie rozmawiała na podobne tematy. Nie znała szczegółów znajomości Dorien'a i jego żony. Fakt był taki, że pierwszy raz zobaczyła ją na ceremonii ich ślubu... Jednak nawet dziecko nie powinno być powodem, aby połączyć ze sobą dwie osoby. Czy to nie krzywdzące dla każdej ze stron? -Kto powiedział, że musicie zmagać się z tym samotnie? Od czego jest pomoc, kiedy człowiek chce na moment odpocząć, czy nawet wrócić do pracy na część etatu... -Powiedziała.-W końcu to nie jest tak, że oddacie swoje dziecko aby wychowała je kompletnie obca osoba.-Dodała. Jak wychowałabyś swoje dziecko mądralo? Zapewne w pierwszej kolejności, nie przychodziłoby na świat w tak popapranym miejscu. Odruchowo sięgnęła ku sygnetowi, który obracała na palcu... Jednak kiedy napotkała pustkę, mocno zacisnęła dłonie. -Masz jakieś zdjęcia małej?-Spytała, bo choć nie była za dziećmi, bardzo chciała zobaczyć, czy była podobna do swojego ojca.
Uśmiechnął się lekko pod nosem i opuścił głowę w nieznacznym zawstydzeniu, kiedy Segovia, chociaż retorycznie, to dopytywała o plany dotyczące poczęcia kolejnego dziecka. Dla Doriena temat ojcostwa wciąż był jakby… obcy. Jak to możliwe? Mógł godzinami leżeć przy brzuchu Aurory, czekając aż płód zechce się przeciągnąć czy obrócić, by mógł poczuć jak się rusza. Był obecny przy porodzie. W końcu też przecież codziennie czynnie uczestniczył w opiece nad córką, nosił ją, przebierał, usypiał, a chwilami miał wrażenie, jakby to wszystko działo się gdzieś obok. Iluzja, abstrakcja. – Moja mama bardzo nam pomaga w opiece nad Willow. Korzystamy też z pomocy opiekunki, Aurora stopniowo wydłuża czas, który spędzają oddzielnie. Udało nam się nawet wyjechać w styczniu na kilka dni, chociaż widziałem, że na samym początku było źle, jak tylko zostawiliśmy Willow u moich rodziców, no i już pod koniec, po kilku dniach, nie wytrzymywała rozłąki. Wolał uniknąć wdawania się szczegóły, zwłaszcza jeśli chodziło o przyczynę aż takiej nadopiekuńczości ze strony Aurory. Pamiętał jak przyjmowali niecierpliwych by poznać najmłodszą Dearównę gości, głównie w tych pierwszych tygodniach jej życia i obawy jego żony przed oddaniem dziecka w czyjeś ręce. Dorien mógł tylko podejrzewać, że chodziło o przeszłość Austriaczki, tego że była porzucona, potem adoptowana i, chociaż nie znał całej historii, mógł podejrzewać, że nie była zbyt dobrze traktowana. Ewidentnie chciała dać dziecku to, czego jej samej w dzieciństwie brakowało. – Mhm – mruknął, przełykając herbatę, w odpowiedzi na jej ostatnie pytanie. Otworzył szufladę i spod kliku cienkich teczek wyciągnął wykonane kilka dni wcześniej zdjęcie, które przedstawiało uśmiechniętą Aurorę wysyłającą do obiektywu całusa i ich trzymaną przez mamę rozkoszną półroczną córkę, tak jak podejrzewała Segovia, o identycznych oczach jak Doriena. – Udało nam się złapać ją z naturalnym kolorem włosów – mimowolnie się uśmiechnął, widząc na zdjęciu dwie najbliższe mu osoby i sprostował od razu – Willow jest metamorfomagiem.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Każdego dnia zastanawiała się jakim cudem nie straciła jeszcze pracy. Nielegalne pojedynki nadal trwały i wciąż były jednym z bardziej priorytetowych w Biurze Bezpieczeństwa, a tymczasem ona - aresztowana za udział w nich - siedziała sobie jak gdyby nigdy nic przy ministerialnym biurku. Najgorsza była w tym wszystkim świadomość, dlaczego tak było. Choć pisząc do Caluma naprawdę chciała wierzyć, że cała tę sprawę będzie można zakończyć w nie budzący moralnych wątpliwości sposób, doskonale wiedziała, że były to marzenia ściętej głowy. I nie mogła winić nikogo prócz siebie. Wzięcie udziały w tych pojedynkach było kompletnie bezmyślne i nie do usprawiedliwienia. Szkodliwość społeczna może i była niska, jednak jako pracownik Ministerstwa Magii z aspiracjami na zostanie sędzią Wizengamotu, zapisując się była po prostu bezgranicznie głupia i teraz sama nie mogła w to uwierzyć. I teraz miała - mogła albo zrezygnować z pracy, albo żyć ze świadomością, że ma ją tylko dlatego, że jej szefowa nosi nazwisko Dear. Nikt, nigdy nie wspomniał o tym ani słowa, ale było to tak oczywiste jak to, że po nocy nastaje dzień. Na razie tyle musiało jej wystarczyć. Tyle i nadzieje, że kiedyś, jakimś sposobem, uda jej się odzyskać niezależność, a póki co za dużo o tym nie myśleć i po prostu robić swoje. To ostatnie okazywało się bardzo trudne, kiedy stało się pod drzwiami gabinetu, na którym wisiała tabliczka z nazwiskiem Dear. On wiedział. On z całą pewnością wiedział i pewnie nią gardził. Miałaby to gdzieś, gdyby nie jej własne uprzedzenia, które żywiła wobec niego i świadomość, że w tej kwestii miał rację. Teoretycznie był dla niej obcym człowiekiem, a jednak wiedziała o nim dość, żeby kompletnie nie mieć do niego szacunku. Widziała "dom", w którym się wychowywał i towarzystwo w jakimś się obracał, domyślała się jakie wartości wyznawał. Umiała liczyć, więc domyślała się dlaczego w ogóle wziął ślub. Uważała go po prostu za kretyna z wypranym mózgiem, okazało się jednak, że była jeszcze głupsza i nawet taki kretyn miał prawo myśleć o niej źle, a ona nie mogła nie przyznać mu w myśli racji. A do tego wszystkiego jego rodzina zdawała się być jak na razie jej jedynym kołem ratunkowym. Już teraz czuła się pokonana i nie mogła wyzbyć się lęku, że za tymi drzwiami czekało ją tylko większe upokorzenie. Nie mogła jednak odkładać tego w nieskończoność, a właściwie wolała mieć to spotkanie jak najszybciej za sobą. W gruncie rzeczy wcale nie musiało być ono tak okropne, jak to sobie wyobrażała. Może tak naprawdę wcale go nie obchodziła? Wystarczyło wejść, załatwić wszystko co miała do załatwienia i wyjść, nie zwracając uwagi na nic, co nie było bezpośrednio związane z pracą. Nastawiając się na zachowanie profesjonalizmu, spychając wszystkie obawy na tył głowy, zebrała się w sobie i zapukała do gabinetu.
@Dorien E. A. Dear Badziewny ten post, ale jakoś trzeba się rozkręcić ._.
Pukanie do drzwi. Najpewniej to któryś z urzędników albo może zwyczajnie jakiś bliższy znajomy, jak chociażby Yvonne, która od czasu do czasu przychodziła na herbatę. Ewentualnie z wizytą mogłaby wpaść Aurora, żona tego niezwykle zapracowanego w tamtej chwili amnezjatora, bo nawet wspominała przy śniadaniu, że musi się w końcu wybrać do biura. Wydawało mu się jednak, że żona nie czekałaby na odzew zza drzwi, tylko po zapukaniu od razu nacisnęłaby na klamkę. Może to zatem ta nowa sekretarka, która posyłała zalotne spojrzenia spod wachlarza długich rzęs i zdawała się być niewzruszoną złotą obrączką, którą Dorien nosił już od ponad roku? Prośba, którą jakiś czas wcześniej Dorien usłyszał od swojego młodszego brata, była nie tylko niecodzienna. Narażał na nieprzyjemności siebie, swojego ojca i żonę na rzecz jakiejś przypadkowej dziewczyny, która cierpiała tylko i wyłącznie przez własną głupotę. A potem Dorien połączył fakty. To ta, co towarzyszyła Calumowi na weselu. To ta sama, która zaczęła pracę w biurze Bezpieczeństwa, tym, któremu przewodniczyła jego żona, tuż po odejściu Aurory na urlop macierzyński. W końcu to ta, ta ruda (?) przemądrzała smarkula, którą mieli nieprzyjemność spotkać na balu noworocznym w Ministerstwie. Aurora nalegała, by jej pomogli. Bo młoda, bo nie pomyślała o konsekwencjach, bo całe życie przed nią i szkoda, żeby zniszczyła sobie karierę, jeszcze zanim dobrze ją zaczęła. Dorien miał inne zdanie na ten temat… Do czasu. Dokładnie do chwili, kiedy stwierdził, że w zasadzie dług po jej stronie będzie cudowną szpilką wbitą jej w oko, zupełnie jak w laleczkę voodoo. Będzie ją to bolało. Szczególnie psychicznie, prosto w dumę. I oto stała tam, w drzwiach, nie do końca przekonana czy powinna przejść przez próg czy nie. Przecież usłyszała zaproszenie. Wrota otwarte, ich spojrzenia się skrzyżowały. Jedno gardzące drugim, skryte pod sztucznymi uśmiechami.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Świat był przebrzydłym miejscem pełnym obmierzłych, rozpieszczonych przez los Dorienów Dearów. Takich, którzy od urodzenia nie musieli nic - poczynając od ścielenia sobie łóżka, a na uzyskiwaniu pozycji kończąc. Tacy Dorienowie Dearowie nie musieli się pewnie nigdy zastanawiać jak ułożyć sobie przyszłość i dopasować się do społeczeństwa - wszystko było ułożone i dopasowane do nich. Wydawać by się mogło, że Dorienowie Dearowie tworzyli rzeczywistość, ale tak naprawdę dostawali ją do ręki od swoich ojców i dziadków, i jedyne co musieli, to przypilnować, żeby im się nie wymknęła. Nie było żadnych powodów, dla których powinna czuć się od niego gorsza - powtórzyła to sobie pukając do drzwi. Mogło mu się wydawać, że tak jest, mógł chcieć, żeby wszyscy łącznie z nią w to wierzyli, ale Ettie nie zamierzała poddać się owczemu onieśmieleniu, któremu ulegało społeczeństwo na dźwięk znanego nazwiska. Zaproszona, dość pewnie weszła do gabinetu, od razu wyłapując spojrzeniem męża szefowej. Wiedziała, że zwracając się do Dearów o pomoc, będzie musiała liczyć się z tym, że zaczną ją uważać za swoją własność. I dobrze niech tak myślą. Nie zamierzała się poddawać. Na razie była nowa w świecie polityki, ale szybko się uczyła i przede wszystkim nie bała się. Nie załamywała rąk. Dostosowywała się do tego, co ją spotykało, wyłapywała okazje i korzystała z dostępnych środków. I może jeszcze nie wiedziała do końca w jaki sposób, ale zamierzała obejść Dearów tak, żeby nie opierać się na ich pomocy, ale właśnie ich wykorzystać. W tym momencie - po pierwszym spojrzeniu na Doriena - uświadomiła sobie szybko, że nie uda jej się osiągnąć tego dumą i jawną pewnością siebie. To był luksus, na który mogły sobie pozwolić osoby, grające w otwarte karty. Spuściła wzrok i przełknęła głośniej ślinę, po czym zakłopotana własną, widoczną nieporadnością, uniosła delikatnie kącik ust, jakby chciała dodać sobie odwagi, śmiejąc się sama z siebie. Z tym samym zawstydzonym półuśmiechem spojrzała znów na amnezjatora. - Przepraszam, że przeszkadzam - zaczęła mówiąc dość szybko, bo to nie pozwalało wypaść myślami poza to, po co przyszła i dodawało pewności siebie. - Potrzebuję wszystkich raportów dotyczących interwencji na Whitehall z ostatniego kwartału. Skierowali mnie do pana. - starała się mówić tak, jakby przyszła do zupełnie obcego - pewnie, ale pogodnie. Tylko delikatny rumieniec zdradzał, że... trochę się krępowała.
Jak fantastycznie było czuć się wygranym w tej niemej, nigdy nie wypowiedzianej oficjalnie na głos wojnie. Gdyby nie kilka nieprzyjemnych komentarzy, na które dziewczyna pozwoliła sobie w trakcie balu noworocznego, byłaby mu zupełnie obojętna i neutralna. Pewnie wciąż uległby żonie i faktycznie usunął nazwisko jej pracownicy z czarnych list, ale nie przyniosłoby to Dearowi aż takiej satysfakcji, jaką odczuwał właśnie w chwili, gdy młoda przestępczyni stała w progu drzwi jego pokoju i coś od niego chciała. Fakt, przyszła w sprawach służbowych. Co więcej – zapewne wcale jej się nie uśmiechało odwiedzać jakiegokolwiek amnezjatora, a już szczególnie tego konkretnego. – Podobno lubisz igrać z losem – zagadał ją, chwilowo całkowicie ignorując cel wizyty – Odważnie, ale niezdarnie. Następnym razem nie daj się złapać, bo wyczerpałaś już całą taryfę ulgową. Jak gdyby nigdy nic uniósł filiżankę i napił się ciepłej herbaty, ale cały czas świdrował dziewczynę wzrokiem. Ciekaw był, czy podkuli ogon, czy coś odszczeka, czy w ogóle go oleje. Harriette nie była dla Doriena koleżanką Caluma, którą młodszy brat przyprowadził na wielkie rodzinne przyjęcie. Nie była też pracownikiem sąsiedniego departamentu, któremu na stanowisku szefa dowodziła pani Dear. Harriette Wykeham była małym, przebrzydłym gnomem, który wtrącał się w ewidentnie nie swoje sprawy, nabijał się z niższej pozycji i zarobków Doriena względem żony, no i oczywiście, zapewne targana zazdrością i zawiścią, podświadomie czuła się zwyczajnie gorsza. Duma była tylko ułudą, którą sobie wmówiła. – Nie wiem, co Calum w tobie widział. Widocznie każdy czasem podejmuje złe decyzje. Aurora nie byłaby zadowolona, gdyby wiedziała, jak jej mąż traktuje tę, według niej, bystrą i zdolną dziewczynę. ‘Gdyby wiedziała’ – słowa klucze.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Całe skrępowanie uszło z niej w momencie, w którym się odezwał, a na jego miejsce weszła dobrze jej znana pogarda. A więc tak chciał się bawić? Taplać w swojej przewadze i obnosić swoją wyższością? Jak nisko potrafili upaść ludzie, którym wydawało się, że stoją ponad wszystkimi. Słuchała go z niewzruszonym wyrazem twarzy, a kiedy skończył uśmiechnęła się niewinnie. - Igram z losem prosząc o raporty? - zapytała tonem głupiutkiej trzpiotki, która nic nie rozumiała. Nie zamierzała z nim o tym rozmawiać. Prawdę mówiąc nie zamierzała o tym rozmawiać z nikim, kto nie był prawnikiem i komu nie płaciła za dochowanie tajemnicy adwokackiej. Przy wszystkich innych, sprawy po prostu nie było. - Z taryfą, czy bez, naprawdę ich potrzebuję. Dorien również nie był dla niej bratem Caluma, ani mężem szefowej. Ba! On nawet za bardzo nie był dla niej człowiekiem. Był sobie takim mało znaczącym jako jednostka przedstawicielem dużej społecznej patologii. Zazdrość nie miała tu nic do rzeczy, bo chociaż uważała go za bardziej uprzywilejowanego, sama w tym względzie nie miała na co narzekać. Może i nie należała do znanego rodu i nie miała znajomości na każdym rogu, ale ze swojej małomiasteczkowej perspektywy miała wszystko. Jej ojciec był szanowanym uzdrowicielem, ich dom był aż za duży dla tylko ich dwojga, pieniędzy im nie brakowało, a ona od urodzenia dostawał wszystko, na co miała ochotę. Jednak sam pomysł odczuwania z tego powodu dumy, wydawał jej się idiotyczny. To nie było osiągnięcie, to było szczęście. Faktycznie miała o sobie wysokie mniemanie, ale wyłącznie ze względu na własne dokonania. Zresztą nawet na tych kładła się czasem cieniem świadomość, że od początku miała łatwo. Dlatego tak zależało jej na Wizengamocie. Chciała społecznej sprawiedliwości. Już jego pierwsze słowa ją trochę zaskoczyły, kolejne jednak uderzyły w nią tak mocno, że nie było mowy o zachowaniu pokerowej twarzy. Oczywiście, że na początku poczuła się dotknięta. Takie słowa z jakiegoś powodu bolały nawet wypowiedziane przez pijanego żula spod sklepu. Wyrwane z kontekstu stwierdzenie w połączeniu z przeszywającym ją spojrzeniem amnezjatora od razu sprawiło, że wróciła myślami do lustra, przed którym stała rano. Do koszuli, która wisiała na jej bezkształtnym ciele. Do włosów, które bez żadnej sprężystości, po prostu lały się po bokach jej nudnej, pospolitej twarzy. I do momentu, w którym poddała się, uznała, że lepiej nie będzie i wyszła z domu. Potrzebowała chwili, żeby przypomnieć sobie, że opinia Doriena Deara, tak jak opinia żula spod sklepu, nie powinna mieć dla niej znaczenia. To, co powiedział nie świadczyło przecież źle o niej, a o nim. To chyba najbardziej ją zaskoczyło. Nie miała dużego mniemania o ludziach jego pokroju, wydawało jej się jednak, że nawet jeśli pogardzali całym światem, przynajmniej na zewnątrz trzymali jakiś poziom. Tymczasem Dorien Dear okazał się mieć tyle klasy, co pijak z rynsztoku. Przyszła do niego w sprawach zawodowych, a on uznał to za dobry moment, by oceniać jej wartość na rynku zabawek jego brata. Dżentelmen od iksa pokoleń... Być może zapomnieli go nauczyć w tym jego rodzinnym pałacu, że do bycia dżentelmenem nie wystarczy szyty na miarę garnitur i znane nazwisko. - Cóż... - usiłowała rozładować napięcie śmiechem, ale brzmiało to bardziej jak zakłopotane westchnienie - Do Caluma przylgnęła w szkole łatka mniej atrakcyjnego przyjaciela ćwierćwila, który nie potrafi upilnować własnych zębów, więc pewnie celował w jakąś bezpieczną ligę - powiedziała nieśmiało na wpół żartobliwie, na wpół przepraszająco. Nieświadomie uśmiechnęła się delikatnie, pierwszy raz odkąd weszła do gabinetu, szczerze. Kiedy zgadzała się iść na wesele, kompletnie nie skojarzyła, że Calum był Dearem, czym potem okrutnie się zestresowała i zapomniała, że z początku cieszyła się na zaproszenie. Czuła się jakby pierwszy raz, ktoś dostrzegł w niej dziewczynę, a nie tylko kumpla, a ogród szlacheckiego rodu nie był dobrym miejscem na debiut w tej roli. Nie wiedziała co powodowało Calumem, ale była pewna, że będzie żałował wyboru. Dopóki nie zabrał jej do pokoju, gdzie przez resztę wieczoru wydurniali się poza zasięgiem wzroku zacnej familii, a ona znów zapomniała, że chłopak był Dearem. Rodziny się nie wybierało, a Calum, chociaż sprawiał czasem wrażenie przybysza z innej planety, był w porządku i na pewno celowo nie potraktowałby nikogo tak, jak potratował ją jego starszy brat. Otrząsnęła się ze wszystkich myśli, które nie dotyczyły powodu, dla którego tu przyszła i ponownie przybrała ugrzeczniony uśmieszek. - Raporty? - spojrzała na niego wyczekująco. Nie miała obowiązku stać przed nim i pozwalać się obrażać w tak prostacki sposób. Poza tym, Deara może było stać na to, by popijać sobie herbatkę i ucinać pogawędki z każdym, kto wszedł do jego gabinetu. Ona na swoją pozycję musiała pracować.