Departament, który nad swoimi drzwiami zawieszoną ma ogromną mapę i w zależności od niebezpieczeństwa jej dany obszar zaczyna zmieniać swoją barwę. Gdy jest ona już brunatna, sprawa wymaga natychmiastowej ingerencji tego Departamentu, zatem wszyscy ją bacznie obserwują, nawet wtedy gdy podejmują interesantów. Znajduje się tu również siedziba główna Brygady Uderzeniowej, zwalczającej skutki nieudanych zaklęć lub eliksirów, Kwatera Główna Amnezjatorów, zajmujących się modyfikowaniem pamięci mugoli będących świadkami używania magii lub czarodziejskich wypadków oraz Biuro Dezinformacji, którego pracownicy przekazują mugolskiemu premierowi wiarygodne niemagiczne uzasadnienia danego zdarzenia, którego skutków nie byli w stanie całkowicie usunąć pracownicy Departamentu.
Yvonne ze względu na ostatnią nieufność co do zaklęć osobiście dostarcza wypełnione dokumenty lub coś odbiera. Przynajmniej teraz może z entuzjazmem mówić, że ma naprawdę ciężką robotę. Wczorajszy dzień spędziła na ulicach jakiegoś małego miasteczka na wschodzie, a dzisiaj biega od biura do biura by wszystkie dokumenty dotyczące wczorajszej sprawy były na właściwym miejscu z właściwymi podpisami. Taki tam mały wypadek latającego motocykla w dzielnicy mugoli. Trzeba było coś wymyślić, a że jeszcze łączyło się to z wypadkiem i pracą amnezjatorów to też dzisiaj miała co robić. Wszędzie było słychać stukot jej obcasów i pozostały po niej zapach słodkich perfum, które są na tyle mocne by zabić ewentualny zapach spożytego alkoholu w postaci wina. Kto nie pije ten wyczuje, Yvonne nie miała pojęcia czy w końcu da się wyczuć od niej to wino czy nie, ale oczywiście nie po wyglądzie. Ona je pije jak Włosi, lampka do obiadu.. a może to Francuzi? W każdym razie teraz zmierzała do Departamentu Magicznych Wypadków i Katastrof do jej znajomego amnezjatora. Zapukała i nie czekając na jakiś znak typu "Proszę", tylko po prostu wparadowała do środka jakby to było jej biuro. -Panie Dear, mam małą sprawę - skierowała się bezpośrednio do niego przekazując mu teczkę do ręki. Dopiero po chwili zorientowała się, że nie byli tu sami. Spojrzała na mężczyznę, em... Przymrużyła oczy i zmarszczyła lekko brwi, bo skądś kojarzyła tą twarzyczkę. Chociaż tyle ludzi tu mija, że to całkiem możliwe, ale to było coś innego - Czy my się nie znamy? - nie ma to jak zero ogłady w niektórych sytuacjach. Gdyby tak zachowywała się przy samych szefach miałaby nie małe problemy z utrzymaniem stanowiska.
Cała ta sytuacja, normalna na pierwszy rzut oka, szybko stała się absurdem. Claude podążył za mężczyzną z pewną dozą niepewności, jako że sam jeszcze nie wiedział dokładnie, jak powinien się zachowywać wobec poszczególnych osób w Departamencie... Ale nie spodziewał się, że towarzysz okaże się być tą właściwą osobą, do której zmierzał w pierwszej kolejności. Przestąpił próg gabinetu, zaglądając Dorienowi przez ramię w celu odnalezienia owego przerażającego przełożonego, lecz nie dostrzegł w środku nikogo, co poważnie go skonfundowało. No i co teraz? Powinien wyjść? Mężczyzna podszedł do biurka, rzucił na nie swoją teczkę, po czym zaproponował mu... Herbatę? Claude patrzył na niego dobre 5 sekund gwałtownie mrugając i próbując pozbierać myśli, gdy nagle dotarło do niego i szczerze się zaśmiał, początkowo nieco nerwowo, a później już zupełnie szczerze. Nawet klepnął się udo z tego wszystkiego! - A to Ci dopiero! Ależ mnie pan nabrał, ha! Dobre, dobre, wspaniała gra aktorska, nie ma co! Chyba się pan marnuje w tym Ministerstwie - powiedział ze śmiechem, a sekundę później spojrzał na niego ze zgrozą. Na gacie Merlina, co on wygaduje do swojego przełożonego. - Oczywiście nie miałem tego na myśli tak dosłownie, panie Dear - poprawił się natychmiast, gryząc się w język, by nie powiedzieć jeszcze większych głupot. Na szczęście w pomieszczeniu rozległo się pukanie, po którym niemal natychmiast do środka weszła... Bardzo znajoma kobieta! Claude rozpromienił się na widok Yvonne, którą kojarzył z Hogwartu, a jakże! Cóż za spaniały zbieg okoliczności. - Cześć - wypalił z szerokim uśmiechem. - Jasne, ten sam rok w Hogwarcie! Dawno temu, ale ja pamiętam Ciebie... Panią? - zawahał się, niepewny, jak się do niej zwracać. W końcu mogła sobie nie życzyć mówienia do niej na Ty przy mężczyźnie. - Claude Faulkner - przedstawił się szybko, wyciągając do niej rękę. A potem spojrzał na Doriena... I zorientował się, że jemu też się jeszcze nie przedstawił. Brawo, Claude.
Przed głośnym roześmianiem się powstrzymało Doriena jedynie pukanie do drzwi. Gdyby przeciągnął tę scenę pod biurem, cała konspiracja wyszłaby na jaw dosłownie o minutę zbyt wcześnie. Mina wymalowana na twarzy przerażonego Claude’a była warta tego teatrzyku. Dear naprawdę miał ochotę na herbatę i już miał zamiar podgrzać wodę prostym zaklęciem, kiedy do jego gabinetu wpadł nie kto inny, tylko jego ulubiona koleżanka z Biura Dezinformacji. – Witam panią – odpowiedział jej od razu, chociaż z objęciem jej wokół talii i sprezentowaniem całusa w policzek poczekał, aż kobieta zamieni kilka słów z Claudem – Bardzo się cieszę, że nas odwiedziłaś, mogłabyś robić to częściej, nawet poza celami służbowymi. Co to takiego? Zerknął na dokumenty, które wcisnęła mu do ręki. A zapowiadało się takie przyjemne i w miarę, jak na aktualnie standardy, spokojne popołudnie. Zrobi jednak tę herbatę. Przygotował trzy filiżanki, mając w zamiarze przetrzymać Yvonne, nawet jeśli chciała się za chwilę ulotnić. Zastanowił się też nad zdaniem, które wypowiedział jego nowy asystent, dotyczący szkoły. Skoro był na tym samym roku co Yvonne, to znaczy, że był rok starszy od Doriena. Ciekawa sprawa. – Za koleżankami się oglądałem, nawet tymi starszymi i tymi z innym kolorem lamówek szat niż moje – zagadnął z lekkim szelmowskim uśmiechem, sugerując nowemu koledze, że zna Yvonne od dawna, natomiast jego za bardzo nie kojarzy, a co więcej – że jest od niego młodszy.
Kobieta bacznie przyglądała się nieznanej postaci, która stwierdziła, że jest jednak odwrotnie. Splotła ręce pod biustem (chociaż go prawie nie ma) i jeden palec przytknęła do ust. Zawsze to robiła kiedy nad czymś się zastanawiała. -Claude, Claude... - mruczała cicho co i tak boje mogli usłyszeć. W końcu ją olśniło. Byłoby jej głupio gdyby ta zlała ten fakt, że on ją zna, a ona jego w ogóle. Jednak faktycznie zna, tylko pamięta to jak przez mgłę, trudno jednak zapamiętać te wszystkie twarze, a jeszcze z innych domów. -Pamiętam. Puchon... Nie sądziłam, że będzie z ciebie całkiem całkiem dobre... - jednak wolała się wstrzymać z takimi pochlebstwami, chyba już wystarczająco zainteresowała go swoją niedokończoną wypowiedzią - Kto by pomyślał, że dwa różne stany spotkają się w tym samym gabinecie, czemu dopiero teraz Cię widzę Claude? - to nie brzmiało miło, ale Yvonne taka była. Nie chciała nic mówić bezpośrednio, ale za to w taki sposób, że wszystko było jasne. Na pewno tymi dwoma zdaniami określiła szybko jaką wspaniałą relację mieli w Hogwarcie. Odwróciła się do Doriena i podeszła do niego. Skoro on chciał się wstrzymać od czułego powitania, jak to Yvonne lubiła robić to sama podarowała mu całusa w policzek. Przy czym zostawiła mu na policzku ślad bladoróżowej szminki, którą od razu mu wytarła. Dość mocno to robiła i to w sumie celowo, bo nawet i z uśmiechem, a niech poczuje na skórze, ostatecznie ślad na policzku został czerwony z tego wycierania. Na szczęście za chwilę zniknie, jak to podrażnienia. -Nie mów, że jesteś zazdrosny - uśmiechnęła i pogłaskała po ramieniu. Widząc przygotowane filiżanki nie mogła przecież się zmyć, odkleiła się do mężczyzny i usiadła na jednym z foteli - Dobrze wiesz, że jestem zalatana, a przynajmniej próbuję na taką wyglądać. To nic takiego, raport z wczorajszej sprawy, potrzebowaliśmy amnezjatora i takie tam. Możesz z tym zrobić co chcesz, przeczytać, zrobić origami czy wrzucić do kominka - założyła nogę na nogę i poklepała wolne miejsce obok siebie spoglądając na rudzielca. Co mówiła to mówiła, nie znaczy, że będzie go szykanować. Yvonne mimo wszystko jest ostatecznie miła dla wszystkich.
Jeśli Claude wcześniej czuł się niezręcznie, to teraz poziom awkwardu sięgał zenitu. Nie dość, że wyrwał się ze swoim powitaniem znajomej twarzy tak szybko i musiał następnie czekać, aż dziewczyna zdecyduje, czy w ogóle go kojarzy, to jeszcze był świadkiem bardzo bliskiego przywitania tej dwójki, co skomentował jedynie krótkim, nerwowym śmiechem. - Och, no coś Ty... - skomentował uwagę Yvonne, a jego twarz oblała się szkarłatnym rumieńcem. Zupełnie nie spodziewał się takiej reakcji, a jej sugestia była raczej jednoznaczna, co dodatkowo zawstydziło chłopaka. Nie przywykł do tego typu... Komplementów? Czy można uznać to jako komplement? - Wiesz, dopiero teraz się dostałem - odparł, po czym zorientował się, że mogło to brzmieć naprawdę źle i na pewno nie robiło mu to dobrze w ich oczach. - To znaczy... No, bo kiedyś chciałem, ale się nie dostałem, ale potem dużo pracowałem i ćwiczyłem co nieco i teraz się udało - dodał szybko, chcąc jakoś zatuszować wcześniejszą wpadkę słowną. Nie chciał wyjść na jakiegoś nieudacznika, szczególnie w oczach Doriena. W końcu miał z nim współpracować i dodatkowo liczył, że nie będzie dla niego obciążeniem, a raczej partnerem. Przysłuchiwał się ich krótkiej pogawędce na temat spraw służbowych i zauważył, że dziewczyna klepnęła fotel bok, dając mu znać, by usiadł obok. Czym prędzej pospieszył, by klapnąć na meblu i z uśmiechem przyglądał się filiżankom. - Jakaś trudna ta sprawa? - zapytał, rzucając ukradkowe spojrzenia na leżącą na biurku teczkę.
Puchon? Świetnie. Może jeszcze mugolak? Jeśli tak, niech się nawet nie przyznaje. Wystarczyło, że przy swojej szerokiej niechęci Dorien musiał z mugolami pracować, nierzadko przy okazji mieszając w ich pamięci nieco bardziej niż to było konieczne. Oczywiście, zważając na zasady panujące w aktualnym czarodziejskim świecie, tj. brak akceptacji wobec wszelkiego rodzaju szykanowania szlam, Dorien nie mówił za głośno o swoich uprzedzeniach. – Nie wiem jak w twoim Biurze D., Yv, ale do Katastrof jest naprawdę ciężko się dostać. Ja sam do testów psychologicznych podchodziłem dziewięć razy. DZIEWIĘĆ. Musiałem zrobić dodatkowe szkolenia, kursy, ale dzięki temu potem przyjęto mnie od razu, już bez etapów rekrutacji i takich tam, bezpośrednio tu, do biura. Zalał suszone listki wrzątkiem, a tuż po tym przestawił dwie pełne gorącego naparu filiżanki na biurku, tuż przed swoimi ‘gośćmi’. Sam zaś oparł się plecami o regał zawalony lekko pożółkłymi teczkami. Nie słodził, więc nawet nie pomyślał, że któreś z jego współpracowników mogłoby rozglądać się za cukiernicą. – Chociażbym chciał, to wyrzucić nie mogę – dopowiedział krótko, po czym zwrócił się do Claude’a, by przejrzał zawartość, kiwając przy tym lekko głową, wskazując na przyniesione przez kobietę dokumenty – No, co tam mamy?
-Rozumiem. Ja miałam troszkę większe szczęście, ale nie jest tak źle... zazwyczaj - gdyby tak miała opowiadać o plusach i minusach pracy tutaj to trochę by jej to zajęło. Yvonne za każdym negatywnym aspektem Ministerstwa znajdzie coś co jej poprawi humor. Zresztą po co miałaby straszyć świeżaka? Niech się nauczy i się okaże jak długo wytrwa, a za jakiś czas będzie biurowym robotem. No może nie tak całkiem, jak się nie siedzi całymi dniami w tym miejscu to jest naprawdę dobrze. -Jeśli chodzi o Doriena, to nie masz się co martwić, tylko zgrywa takiego nieprzyjemnego - zarzuciła pocieszającym zdaniem żeby Claude troszkę się rozluźnił. Naprawdę zachowywał się jakby ktoś mu kij wsadził w już nie powie co. Sięgnęła po filiżankę herbaty i zaczęła delikatnie dmuchać. Przychodząc tutaj zawsze mogła liczyć na ciepłą herbatę, nawet nie pytając, po prostu ją dostawała. Chyba dlatego tak sobie upodobała to biuro, miłe towarzystwo i to jak jeszcze była traktowana. Może powinna zmienić Departament? -A to nic takiego. Jakiś typ latał motocyklem, przy tym wietrze to nierozsądne. Zniosło go i wleciał w mugolski dom, idiota na ich oczach naprawił im dach i się teleportował zostawiając rozbity pojazd. Tłumaczył się, że wyczyścił im pamięć, ale jednak niezbyt skutecznie. Czasami się zastanawiam kto jest głupszy my czy mugole- westchnęła i rozsiadła się bardziej w fotelu. Był tak wygodny, że mogłaby na nim zasnąć. Upiła łyczek herbaty, ale jednak była dalej za gorąca i ją odłożyła. Do póki jej nie wypije nie ma zamiaru opuszczać tego pomieszczenia.
Może to i lepiej, że przy rozmowach rekrutacyjnych obecnie nie zadawało się pytań o status czystości krwi? Gdyby Dorien dowiedział się z góry, że dostanie na czas stażu asystenta mugolaka, mogłoby się okazać, że ich współpraca nigdy nie zdoła rozwinąć skrzydeł. Słysząc uwagę Deara na temat dostawania się do Departamentu Magicznych Wypadków i Katastrof od razu się ożywił i rozwiązał mu się język. - O, to ze mną nie było tak źle! Wracałem tu zaledwie cztery razy, bo też mnie odsyłali na jakieś kursy uzupełniające - palnął, nie do końca zastanawiając się nad sensem swoich słów. Brawo, Faulkner, właśnie stwierdziłeś, że z twoim szefem było bardzo źle, skoro dostał się dopiero za dziewiątym razem! Licz teraz na jego poczucie humoru oraz brak chęci zemsty! - Och, tak, jasne - odparł na uwagę Yvonne, a jego uszy nieco poczerwieniały. Naprawdę nie chciał wychodzić na taką sierotę, ale istotnie siedział na szpilkach jak jakiś jopek i stresował się zdecydowanie zbyt mocno, niż wymagała tego sytuacja. Przecież nie spotkał się ani z nieprzyjemnościami, ani z kąśliwymi uwagami - jedyne co do czego mógłby się przyczepić to ten żart na samym początku przed gabinetem, ale przecież był nieszkodliwy. Widząc skinienie Doriena, sięgnął po teczkę i otworzył ją, by przejrzeć zawartość. Akurat w tej samej chwili Yvonne zaczęła opisywać sprawę. Claude wodził wzrokiem po dokumentach, szukając na nich potwierdzenia jej słów i kiwając głową raz po raz, gdy napotykał informacje, które podawała dziewczyna. Przeniósł wzrok na nią i zapytał z zainteresowaniem: - Czy są wyznaczone specjalne osoby do procedury czyszczenia i modyfikowania pamięci czy na dobrą sprawę może zrobić to którakolwiek osoba wysłana na interwencję? I w przypadku, gdy ten... Ktoś... Wleciał mugolom w dach i twierdzi, że sam im ową pamięć zmodyfikował, zostaną przeciwko niemu wyciągnięte zarzuty nie tylko zdradzania świata czarodziejów przez wzgląd na magiczny pojazd, ale także rzucania czarów na mugoli i w obecności mugoli, czy nie? Sprawa wyglądała na naprawdę ciekawą, a Claude mocno zastanawiał się nad dalszym jej przebiegiem.
– Generalnie rzecz biorąc robimy to my – pracownicy ‘Katastrof’. Osoby przeszkolone, które mogą nazywać siebie amnezjatorami mają do tego uprawnienia i, oczywiście sporządzając potem całą dokumentację, mają możliwość usuwania pewnych elementów z pamięci bądź jej modyfikowanie –odpowiedział na złożone pytanie asystenta tonem profesjonalisty, jakby opowiadał o czymś niesamowicie skomplikowanym, choć oczywiście było wręcz przeciwnie – Jeśli pracujący tu urzędnik ma kurs amnezjatora, to może też pomagać w trakcie akcji w terenie. Tak do niedawna jeszcze wyglądała moja praca. I mało brakowało, a w tym samym miejscu pracowałaby Ruth. Może to ona zajmowałaby miejsce Claude’a. Od ich rozstania minęły już ponad dwa miesiące, a to miejsce, w którym przebywał na co dzień, okrutnie mu przypominało o niesamowicie uzdolnionej praktykantce, która zawróciła mu w głowie. Sam by się po sobie nie spodziewał takiego sentymentu i przeżywania, i choć starał się zostawić wiosenno-letni romans za sobą, jak widać, nie było to aż takie proste. Dorienowi było też zwyczajnie przykro, chyba pierwszy raz w życiu, że Ruth poświęciła wszystkie swoje marzenia i rzuciła pracę, której tak nie mogła się doczekać i w którą włożyła tyle zaangażowania i nauki tylko ze względu na ich związek, który rozpadł się jeszcze zanim weszła do Ministerstwa jako jego oficjalny pracownik. No tak, Wizengamot. – Sądzić go będzie Wizengamot. Naszym zadaniem jest tylko posprzątać powstały bałagan. Kiedyś te prawa nie były tak respektowane, było więcej samowolki, mniej tolerancji, więcej arogancji i poczucia wyższości spowodowanej niewątpliwą… no, pozycją czarodziejów ponad mugolami – zamieszał łyżeczką w swojej herbacie i, uważając, żeby nie sparzyć się w język, upił łyk cudownego naparu – Nie ścigano każdego tego typu przypadku. Szczególnie, że mugole rozwinęli się właściwie w ostatnim stuleciu, przestali wierzyć w bajki i nie palą czarownic na stosach. Trzeba bardziej uważać, mają te swoje dziwne aparaty, a my za wszelką cenę musimy unikać skandali.
Kiedy Claude przeglądał po kolei każdą zapisaną kartkę Yvonne wodziła również po nich wzrokiem, żeby jednocześnie upewnić się, że niczego w nich nie pominęła lub pojawiło się coś zbędnego. Kiedy przynosi dokumenty Dorienowi czasami dorzuca jakieś liściki, ale tym razem dobrze zrobiła odpuszczając sobie żarty. Claude zrozumiałby wtedy jak bardzo "dojrzali" ludzie tutaj pracują. Kobieta po prostu z niektórych rzeczy nie wyrośnie, a żartobliwe listy miłosne lądowały również w Departamencie Tajemnic. Jak widać komuś przypadły do gustu skoro nic nie wyszło na jaw! Czasami ta pewność siebie ją zniszczy w tym miejscu i będzie miała przekichane. Chociaż pytanie padło w kierunku Yvonne to jednak pan Dear postanowił się wtrącić i wszystko samemu wytłumaczyć. Czemu jej to nie zdziwiło? Tylko się przysłuchiwała długiej odpowiedzi czy przypadkiem czegoś nie pominie, ale nie. Perfekcyjnie jak zawsze -To chyba miała być moja kwestia- spojrzała na mężczyznę z pod byka kiedy piła herbatkę. Już się nadawała - W każdym razie, bez współpracy między Departamentami praca w terenie nie byłaby taka łatwa. Czasami męczy mnie to ukrywanie się... Nie rozumiem jak to w ogóle działa - odłożyła filiżankę herbaty i wstała. Podeszła do biurka Doriena i wzięła pierwsze lepsze papiery z wierzchu żeby rzucić okiem co ma ciekawego do zrobienia, bez celu - Przecież są czarodzieje, którzy wiążą się z... ludźmi, co dla mnie jest wręcz abstrakcją, ale to inna sprawa - i spojrzała znacząco na Doriena bo ich podejście było praktycznie takie samo - Wtedy przecież mugol dowiaduje się o czarodziejach czyż nie? Kiedy dziecko dostanie list z Hogwartu, tego nie da się jednak tak ukryć. Są tacy co wiedzą, dlaczego więc nie mogliby i wszyscy? To retoryczne pytanie, bo oczywiście zapanowałby chaos. Co o tym sądzisz Claude, co Twoi rodzice o tym myśleli? - trzyma dystans od ludzi, ale zawsze ta rasa ich interesowała i lubiła mieć o nich wiedzę. W żadnym wypadku nie chciała teraz go obrażać, to już nie lata Hogwartu tylko podejść do tematu jak dorośli, którymi zresztą są od dawna. Przynajmniej w metryce.
Claude z uwagą słuchał każdego słowa, które opuściło usta Doriena i kiwał co jakiś czas głową na potwierdzenie, że rozumie i przyjmuje do wiadomości owe informacje. Miał prawdziwe szczęście, że trafił na tak wyrozumiałego szefa, który odpowiadał na każde jego pytania - mimo że do tej pory zadał wyłącznie dwa. Fascynowały go takie sprawy, zresztą sam chyba zmierzał w kierunku tego gabinetu z podobnym przypadkiem, co do którego chciał się upewnić, jak poprawnie wypełnić dokumentację, lecz w tej chwili już zapomniał, o co mu chodziło. Spotkanie Yvonne oraz przedstawiona przez nią sprawa mocno go zainteresowała. - Kurs amnezjatora, powiadasz? I na tym kursie uczą rzucania obliviate? - zapytał jeszcze, mocno zainteresowany tą sprawą. On sam zawsze chciał spróbować tego zaklęcia, ale do tej pory niestety nie miał takiej możliwości. Na sobie wolał nie eksperymentować, a też ciężko było znaleźć kogokolwiek, kto z własnej woli oddałby swoją głowę do "zabawy" i prób modyfikacji wspomnień. W ogóle należałoby zacząć od tego, że nie była to w żadnym wypadku zabawa. Zaklęcie było jednak na tyle trudne, że do jego pełnego opanowania prawdopodobnie musiałby poćwiczyć kilka razy... Tylko gdzie i na kim? - Są jakieś modele czy tam manekiny albo inne ustrojstwa, które pomagają w ćwiczeniu tego zaklęcia? Bo wątpię, że można je przećwiczyć na ludziach - dodał i uniósł pytająco brwi. A potem nagle rozmowa przybrała zupełnie inny obrót i nagle padł temat tego, co Claude sądził o wyjawianiu świata czarodziejów mugolom. Akurat Faulkner miał w tym temacie spore pole do popisu, toteż zaczął elaborować. - Och, to nie jest znowuż takie trudne, żeby przenieść się ze świata magicznego do takiego pozbawionego magii. Zresztą wszystko zależy od tego, gdzie się wychowało. Jeśli ktoś pochodzi z czarodziejskiej rodziny, na pewno miałby ogromny problem z rezygnacją z magicznych urządzeń czy w ogóle z różdżki, a jeśli ktoś byłby z mugolskiej rodziny jak ja lub moja babcia, to raczej bez problemu... To znaczy myślę, że ja już miałbym problem, bo mimo wszystko ciągle obracam się w magicznym środowisku, ale moja babcia bez problemu porzuciła czary na rzecz życia z dziadkiem - wyznał, jakby opowiadał im bajkę na dobranoc. - Rodzina najczęściej przyzwyczaja się, że dziecko jest trochę... Inne niż reszta dzieci. Zresztą, nie jestem w tej kwestii ekspertem, ale wydaje mi się, że na rodziny mugolskie, z których pochodzą magiczne dzieci nałożone są jakieś... No wiecie... Że obserwują ich jakoś? - zapytał. Była to wiedza w sumie potrzebna, przecież cała jego rodzinka wiedziała o magicznych zdolnościach Claude'a. Dobrze byłoby wiedzieć, czy mają w domu podsłuchy Ministerstwa...
Kiwnął głową, odpowiadając tym samym twierdząco na pytanie Claude’a dotyczące zaklęcia czyszczącego pamięć. Na pewno opowie mu o tym przy innej, bardziej sprzyjającej okazji. – Przepraszam Słońce, że ci się wciąłem w słowo – uśmiechnął się zawadiacko w stronę Yvonne – Może masz jeszcze coś do dodania? Zboczyli trochę z rozmowy o pracy na, pomimo upływających lat, wciąż delikatny i nieco drażliwy temat. Dorien był świadomy, że koleżanka popiera jego poglądy dotyczące mugoli jak i czarodziejów mugolskiego pochodzenia. Mogli o tym gadać na osobności, będąc w pełni przekonanymi o wzajemnym zaufaniu. Poza tym, niestety, wystrzegali się poruszania kwestii, która mogłaby przynieść tylko kłopoty. Dyplomacja na najwyższym poziomie. – Jedne dzieci są bardziej uzdolnione, inne mniej –ton jego głosu ochłodził się wyraźnie, po tym jak Claude opowiedział o swoim pochodzeniu – Obserwacja to za dużo powiedziane. To nie jest stała kontrola i monitorowanie każdego kroku non-stop. Sprawdzany jest raczej poziom natężenia mocy. Jeśli gwałtownie wzrasta, a takie dziecko przepełnione magiczną mocą ją nagle uwalnia na przykład poprzez stłuczenie wszystkich szyb w domu, to musimy zareagować. O dziwo Dorien nie znienawidził swojego nowego współpracownika w chwili, kiedy ten wyjawił prawdę dotyczącą pochodzenia. Prawdopodobnie kupił sobie szanse zaistnienia poprzez natychmiastowe zainteresowanie sprawą, z którą przyszła do nich Iwonka. Claude wydawał się wyzbyć już tremy, stresu, zachowywał się jakby przebywał wśród dobrych znajomych. Może dobrze się stało, że to właśnie Dearowi przypadło to szczęście posiadania asystenta – wychowa go sobie od samego początku, pokaże mu gdzie jego miejsce, a sobie zapewni święty spokój.
-Już wyczerpałeś temat misiu. Nie mam nic więcej do dodania - uśmiechnęła się. Dzięki temu w sumie zaoszczędziła trochę energii i mogła poczuć się wyręczona w tej sprawie. Skoro i tak by powiedziała to samo, to jaka to różnica kto odpowiedział. Odłożyła papierki i zaczęła krążyć po gabinecie, przyglądając się wszystkiemu. Co z tego, że oglądała je z milion razy albo i więcej, ale zawsze coś mogło się zmienić. Oczywiście nie znaczyło to, że nie słucha. W końcu zaczęła poniekąd ten temat i była główną zainteresowaną. Szybko zwróciła uwagę na zmianę tonu głosu Doriena, można powiedzieć, że Claude trafił do paszczy lwa. Dwoje czystokrwistych czarodziei o dość konserwatywnym podejściu co do mieszania krwi i mugol. Pięknie. Pomimo tych różnic jest bardzo miło, ciekawa była jak będzie przebiegała współpraca mężczyzn. -To była by strata energii, gdyby tak obserwować wszystkich mugoli. Można powiedzieć, że to coś w rodzaju radaru. Kiedy coś się dzieje reagujemy - odparła trzymając jakąś książkę w ręce i przewertowała każdą kartkę po kolei, dużo tekstu i brak obrazków. Nic ciekawego. Przyglądała się dociekliwie obu panom -Też bym chciała mieć asystenta. Pożyczysz mi go czasem Dorien? Dobrze się prezentuje - stwierdziła znikąd. Od razu łatwiej by jej się tu pracowało i mogłaby zrzucać głupie papierki na kogoś innego. Brzmiało to trochę samolubnie, ale oczywiście dobrze by traktowała swojego asystenta czy asystentkę. Zastanawiałaby się tylko nad tym czy lepszy byłby pan czy pani do tej roli. Do tego brzmiało to teraz jakby Claude był przedmiotem, ale bardzo ładnym i sympatycznym.
Claude był bardzo zainteresowany kwestią nauki rzucania Obliviate, ale postanowił nie drążyć tematu, bo z miny Doriena wywnioskował, że ani dzień, ani pora, ani może nawet towarzystwo na rozmawianie o takich rzeczach. Liczył, że kiedyś sam na sam, gdy może nadarzy się okazja, Dorien opowie mu nieco więcej, bo wygląda na to, że sam już co nieco na ten temat wie. Obserwował twarze obojga, próbując rozgryźć, czy prowadzona między nimi rozmowa faktycznie miała jakieś nacechowanie... Emocjonalne? Jego brwi nieco marszczyły się przy tych lecących w tę i z powrotem słoneczkach i misiach, ale ostatecznie nie doszedł do żadnych wniosków. Sam był kiepski w tego typu sprawach, a czytanie sygnałów zawartych pomiędzy wierszami wykraczało poza jego kompetencje interpersonalne. Nie uszła jego uwadze zmiana tonu głosu Doriena, gdy zaczął opowiadać wylewnie o swojej rodzinie i poglądach na poruszony przez nich temat. Przez moment wystraszył się, że powiedział nieco za dużo lub za bardzo się spoufalał, może Dorien jako jego szef w tej chwili nie miał ochoty słuchać wywodów o babci czy też życiu jak mugole? Kiedy jednak odpowiedział spokojnie na jego pytanie, sam Claude nieco odetchnął z ulgą. Co prawda jego wypowiedź została w głównej mierze przemilczana, ale może to i lepiej? - Rozumiem, czyli tylko w takich szczególnych wypadkach? Ma dużo sensu - skwitował, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Na słowa Yvonne zachichotał krótko. - Och, z chęcią bym do Ciebie wpadł od czasu do czasu - przyznał, czując, że w tej chwili właśnie zawiera wartościowe relacje. To miłe, że ostatecznie został tak pozytywnie potraktowany przez Yvonne i Doriena.
Haha, Dorien doskonale wiedział o czym marzyła Yvonne. Nie musiał czytać jej w myślach, by odgadnąć, że potrzebowała pomocnika z dokładnie tak samo ślizgońskich powodów jak on. Noo, ewentualnie mógłby się Claudem od czasu do czasu trochę podzielić, ale niech kobieta nie liczy na stały wynajem, nawet jeśli użyłaby tony słodkich słówek. Jeśli Claude byłby nowym szefem departametu, to zapewne powstrzymaliby się od wymiany tych wszystkich uprzejmości. Adresowanie się ‘Słonkami’ i ‘Kotkami’ było u tych dwojga na porządku dziennym razem ze specyficznym rodzajem relacji, która ich łączyła. – Może czasem – powtórzył za nią tonem, jakby się zastanawiał i powstrzymywał przy tym szelmowski uśmiech – Prezencja to nie wszystko. Jeśli obydwoje będziecie grzeczni i zasłużycie, to wypuszczę go na trochę do twojego biura. Ale coś czuję, że Pan mi się też przyda w terenie. Mam nadzieję, że piszesz dosyć szybko i wyraźnie. Odkąd są te problemy nie ufamy samopiszącym piórom. Napięcie spowodowane poznaniem współpracownika oraz tego niefortunnego tematu dotyczącego mugolaków rozładowało się dosyć samoistnie. Każde z nich powoli delektowało się pyszną herbatą, póki co nie mieli jeszcze, odpukać w niemalowane, żadnej interwencji, a nowy raportowy skryba Doriena wyglądał na zwartego i gotowego do pracy. Ten jego entuzjazm był niesamowity; ciekawe na jak długo mu go wystarczy. Dear pamiętał siebie znajdującego się w tym samym położeniu. Oby Puchon był wytrwalszy.
Oj, nie tylko ślizgońskie cechy nią kierowały (z miłą chęcią by komuś uprzykrzała życie i nawalała roboty), a przecież Ślizgonką nie była. Była ponad to i dlatego została dumną Krukoneczką. Tak naprawdę chciałaby pomocnika, żeby nie musiała latać po Ministerstwie. Od kiedy pojawiły się te problemy z magią zdecydowanie poprawiła jej się kondycja, jak nie u niej. Nie chce ryzykować błędów zapisywanych przez pióra samopiszące czy wysyłane listy, kto wie gdzie mogłyby wylądować. Czasem wypadałoby, żeby się rozdwoiła a nawet i potroiła. A i to nie jest wystarczające. -Przecież ja zawsze jestem grzeczna!- nie mal to wykrzyknęła, ale ton jej głosu mógł raczej przypominać coś w rodzaju irytacji takiej głupiej blondyneczki, której wytknięto, że jest typową blondynką. Wydęła usta w dziubek i podeszła do stolika jakby obrażona by sięgnąć po filiżankę herbaty. Już czuła, że nadaje się do wypicia. -Dlatego potrzebuję kogoś do pomocy... wszystko pisanie samemu. Tak to chociaż mogłam robić dwie rzeczy na raz, a teraz? Zdarza mi się siedzieć po godzinach - westchnęła. Zaczęła sprawdzać skórę pod oczami -Dziękuję za wynalezienie makijażu - mruknęła do siebie pod nosem i wypiła pół herbaty za jednym razem. Odwróciła się do Claude'a i nachyliła się, zasłoniła dłonią policzek, "że niby chce coś ukryć przed Dorienem". -Wpadaj kiedy chcesz, gdybyś tak chciał się ukryć przed szefem, zdrzemnąć się czy coś. Częstuję nie tylko herbatą - puściła mu oczko i wyszczerzyła białe ząbki. Po wyprostowaniu się dokończyła napar i przekazała pustą filiżankę do ręki Doriena. Przecież nie będzie się schylać dziesięć razy i tak czuje, że potrzebuje jakiegoś masażu albo dobrych ziółek by nic nie czuć, a najlepiej snu i zmęczenia. Gdyby tak mogła iść na jakiś urlop? Jak o tym tylko pomyśli to napada ją wizja takiej apokalipsy w jej biurze -Idę. Miło było misiu pysiu, a herbata dobra jak zawsze - stwierdziła słodkim głosem, nim zamknęła za sobą drzwi pomachała jeszcze panom na do widzenia.
W Departamencie Magicznych Wypadków i Katastrof od pojawienia się dziwnych zakłóceń roboty było jeszcze więcej. Wszyscy pracowali bez chwili wytchnienia - nic dziwnego, skoro mapa informująca o problemach czarodziejów mieniła się różnymi odcieniami, sygnalizując stopień niebezpieczeństwa. Biuro przypominało dworzec, gdy ciągle ktoś wbiegał i wybiegał. Papierkowej roboty również zbierało się coraz więcej, ale kto by miał na to czas? Oczywiście, na kogoś paść musiało. Przeznaczone zostało na to późne popołudnie, gdy akurat nie przytrafiła się żadna wielka tragedia. Obecni w departamencie mogli na spokojne usiąść za biurkiem, starając się zignorować szalejącą na zewnątrz burzę, deszcz zacinający w szyby i pioruny połyskujące na niebie. Wystarczyła tylko chwila nieuwagi i czyjeś niedokładne zaklęcie, aby jedno okno zostało otwarte. Ulewa chętnie wdarła się do pomieszczenia, znacząc mokrymi plamami ważne dokumenty. Ktoś postanowił rzucić zaklęcie Aexteriorem, ale ono zamiast odepchnąć niszczycielską siłę deszczu jedynie ją przyciągnęło, zalewając większy obszar i przy okazji niektórych pracowników.
Na chwilę obecną kostek nie ma (proszę pamiętać o zakłóceniach magicznych, które dalej obowiązują!), ale proszę się liczyć z możliwością, że MG zajrzy do tego wątku i trochę plany uratowania Departamentu popsuje!
Jeśli odpowiedź będzie miała ponad 2000 znaków, poza rozliczeniem punktowym (za reakcję na post MG) można zgłosić się również po pieniężne (100% wypłaty).
O dziwo z każdym dniem liczba nowych przypadków magicznych katastrof zagrażających czarodziejskiemu światu wcale nie malała, jak można by wywnioskować po nieustannych interwencjach pracowników Departamentu. Dodatkowo całe Ministerstwo nadal huczało w sprawie Hampsona, który dopuścił do pojawienia się mugoli w hogwarckim zamku. Claude nie wiedział, co miał sądzić na ten temat. Dowody były jakie były, zarzuty postawiono dość ostre, a sam dyrektor miał w sprawie chyba niewiele do powiedzenia, skoro śledztwa wciąż trwały. Jednak nie ta sprawa była zmartwieniem chłopaka tego feralnego dnia. Miał na głowie bardzo ciężki przypadek wypadku komunikacyjnego, o dziwo z udziałem Błędnego Rycerza, który na kilka chwil stał się widoczny na ulicy i spowodował masową kraksę samochodową. Najgorsze było to, że w sprawę została zamieszana mugolska policja, zanim czarodzieje zdążyli zareagować, wobec czego było dużo do odkręcania i bardzo mało czasu na wykonanie zadania. A jaki był problem z wpisaniem tego w dokumenty... Faulkner siedział nad formularzami od dwóch dni i ciągle chodził do Doriena, męcząc go już swoją obecnością, lecz ciągle prosząc o podpowiedzi. Otrzymawszy co nieco wrócił do swojego biurka i nagle stwierdził, że potrzebuje kawy i to najlepiej podanej dożylnie, bowiem zbliżał się kres trzeźwości jego umysłu. Ziewnął przeciągle, po czym wstał i wyszedł na krótki spacer, by zdobyć kawę lepszą niż taką, którą sam mógłby sobie zrobić (gdy tylko mógł unikał robienia czegokolwiek wymagającego jakichkolwiek zdolności gastronomicznych, a skoro zaparzenie kawy przerastało jego umiejętności, można wyobrazić sobie, co gorszego byłby w stanie zrobić...). Wrócił niecałe dziesięć minut później i z westchnieniem opadł na krzesło. Przyjrzał się ponownie papierom, które tak pieczołowicie wypełniał. Sięgnął ręką po pióro, zamoczył w kałamarzu i zbliżył do papieru, kreśląc kolejne koślawe litery, gdy nagle... tusz rozmył się pozostawiając po sobie olbrzymią, granatową plamę. Claude zmarszczył brwi zdezorientowany, gdy nagle na biurko skapnęły kolejne krople. - Co jest? - rzucił, dopiero wtedy orientując się, że okno zostało otwarte i za sprawą zaklęcia burza wdarła się do środka, mocząc wszystko po drodze. Wolną ręką sięgnął po różdżkę. - Impervius - rzucił szybko w stronę dokumentów, lecz niestety zaklęcie zaowocowało odwrotnym efektem i zamiast odpychać deszczowe krople, papier zaczął wsiąkać każdą po kolei. - Szlagszlagszlag, impervius! - krzyknął Claude, rzucając ponownie zaklęcie. Tym razem zadziałało, ale niestety po dokumentach nie dostało nic wartościowego. Może i mógłby spróbować osuszyć je zaklęciami i doprowadzić do jakiegoś porządku, ale był załamany. Tyle godzin pracy poszło na marne... Schował twarz w dłoniach, powoli moknąc na wnikającej do Departamentu ulewie. Niech ktoś zakończy jego cierpienia...
Kostka: 1, 5->2 Punkty w kuferku: • z zaklęć - 25 Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z zaklęć - 2 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z zaklęć - 1
Ta sprawa z Mugolami w zamku… Istny horror. Samo wyprowadzenie nastolatków i zmodyfikowanie ich pamięci było najmniejszym problemem – kilka zaklęć ze strony profesjonalistów i po sprawie. Najgorsza była ilość świadków i fakt, że im wszystkim nie można było wymazać wspomnień z balu dotyczących wtargnięcia bardzo nieproszonych gości. Informacje przepływały błyskawicznie, w dodatku z większością detali i szczególnie koncentrując się na kontrowersyjnej postaci dyrektora. Hampson został wyprowadzony pod naprawdę poważnymi zarzutami, a kompromitujące szkołę wieści obiegły cały czarodziejski świat w zaledwie kilka godzin. Kocioł i urwanie głowy. Załamania magii, te wszystkie incydenty, wpadki i wypadki, nieustanne problemy – nie mogli już dłużej się tłumaczyć dziwnymi zbiegami okoliczności i niefortunnymi zdarzeniami. To wszystko działo się tak szybko, że nawet istota nienadążania ze spisywaniem protokołów schodziła na dalszy plan. Mugole widzieli coraz więcej, byli aktywnymi uczestnikami zajść spowodowanych zakłóceniami, a pracownicy Katastrof mieli coraz więcej nagłych wezwań i roboty w terenie. Dorien chwalił dzień, w którym wyznaczono mu do pomocy Claude’a. Częstotliwość wizyt powoli się wyrównywała. Na początku oczywiście to Claude robił sobie piesze wędrówki w stronę biura Doriena, ale z czasem, gdy panowie zaczęli się do siebie przekonywać (raczej Dorien w stronę swojego asystenta), to również Dear wstawał od biurka, zamiast wzywać pomocnika chociażby zaczarowanym latającym liścikiem. Na początku ich współpracy Dorien czuł tę wyższość, związaną zarówno ze stanowiskiem jak i różnicą w czystości krwi. Biorąc pod uwagę te dwa istotne czynniki, więź, która się między nimi zawiązywała, można było zaliczyć do naprawdę rzadko spotykanych. Zostawił swojemu asystentowi sprawę Błędnego Rycerza. Claude nie pracował jeszcze zbyt długo, ale sytuacja zmuszała do rzucenia go na głęboką wodę. Radził sobie w miarę dobrze, a jak tak dalej pójdzie, to za niedługi czas przyjdzie im na szybko szkolić kolejną porcję świeżaków. Korzystając z chwili wytchnienia Dorien postawił nie tylko na zaparzenie kolejnej już tego dnia filiżanki herbaty, ale też postanowił rozprostować zastane od siedzenia przy biurku kości. Kierunek w zasadzie mógł być tylko jeden. Pewnie by tego później żałował, ale chwilami chciał zaproponować dzielenie z asystentem swojego biura. Istniała szansa, że przy nowym naborze i tak będzie trzeba się jakoś razem upchnąć. To co zastał po otwarciu drzwi wprowadziło go w niemały szok. Mały gabinet tonął. No, póki co tylko biurko i może nie był to kataklizm, ale w żadnym scenariuszu Dorien nie przewidywał powodzi. Sam Claude natomiast wyglądał na zdruzgotanego i totalnie bezsilnego. – Co ci strzeliło do głowy, żeby otwierać okna? – przemawiała przez niego nie tyle złość, co ogromny szok – Mało mamy katastrof?! Dear wyciągnął swoją różdżkę, i, mając na względzie najpierw zabezpieczenie dokumentów, a dopiero potem pozbycie się usterki, rzucił Aexteriorem. Za pierwszym razem oczywiście nic się nie wydarzyło, tak jakby trzymał w dłoni bezużyteczny patyk, a sam właśnie trafił do psychiatryka z podejrzewaniem silnej schizofrenii, co spowodowało głośne i ekspresyjne wyrażenie tego, co myśli na temat tej sytuacji, w dodatku przy użyciu niewybrednych słów. Spróbował jeszcze raz, spokojniej. Za drugim razem się udało. Deszcz wciąż kapał, ale przynajmniej wody nie przybywało w okolicy biurka.
Kostka: 5, 2 Punkty w kuferku: • z zaklęć - 31 Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z zaklęć - 3 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z zaklęć - 0
Trudno ukryć, że kolejne zaburzenia magii i cały bałagan związany z tymi dziwnymi zdarzeniami sprawiał, że cały Departament Magicznych Wypadków i Katastrof miał mnóstwo pracy. Tego dnia @Claude Faulkner nie czekały niestety żadne ciekawe akcje, a jedynie cała sterta papierkowej roboty związana z tym, że większość urzędników rozchorowała się na jakąś paskudne choróbsko.
Rzuć kostką, żeby zobaczyć co się zdarzyło! 1, 6 - do biura wpada Twoja znajoma z sąsiedniego departamentu z prośbą o pomoc! Okazuje się, ze u nich w biurze zwariowała magia i wszystkie papiery latają po nim jak opętane, a nikt nie jest w stanie sobie z tym poradzić. Mimo że masz dużo pracy decydujesz się jej pomóc. Opanowanie sytuacji zajmuje Ci mnóstwo czasu, ale finalnie ratujesz znajomą i jej współpracowników przed kompletną katastrofą, tym samym zyskując 1 punkt z zaklęć. Na dodatek okazuje się, że w czasie kiedy Ty próbowałeś opanować sąsiedni departament Twoja koleżanka uwinęła się ze sporą częścią Twojej papierkowej roboty. Cóż za obopólna korzyść! 2, 5 - Jesteś tak zaaferowany pracą, że zupełnie przypadkiem trącasz łokciem ulubiony wazon Twojego szefa. Niestety nie masz wyjścia i musisz go odkupić, a wszystko wskazuje na to, że nie był taki tani! Odnotuj stratę 25 galeonów w odpowiednim temacie. 3, 4 - Nie jest tak źle jak się spodziewałeś! Wprawdzie papiery to kompletna katastrofa, ale idzie ci całkiem szybko, a podczas przerwy na lunch w biurze pojawia się jedna z amnezjatorek i przynosi ci kawę oraz pyszne ciastko. Humor od razu Ci się poprawia i pracujesz jeszcze wydajniej niż dotychczas!
Ten dzień zdawał się trwać w nieskończoność. Claude nudził się niemiłosiernie, stercząc nad biurkiem i omiatając wzrokiem rosnącą w oczach stertę papierów. Musiał to wszystko zrobić w przeciągu kilku następnych godzin. Na zewnątrz było zadziwiająco spokojnie, zaledwie dwie interwencje na dzień w obliczu panujących zakłóceń magicznych były bardzo dobrym wynikiem! Claude westchnął i usiadł w końcu do pracy, przekładając kartki, porządkując dokumentację z akcji z minionego tygodnia oraz wypełniał papiery. Okazało się jednak, że spokój panujący dookoła był jedynie pozorny. Departament na piętrze borykał się z magicznym zawirowaniem, wskutek którego wszystkie papiery latały pod sufitem. Faulkner dowiedział się tego od koleżanki, która wpadła do Katastrof z prośbą o pomoc. Jako że wszystko wydawało się lepsze niż ślęczenie przy biurku, Claude wystrzelił z pokoju jako pierwszy i pognał na piętro rozprawić się z papierowymi samolotami. Nie wiedział, że to zadanie będzie ciężkie. Jego różdżka początkowo odmówiła współpracy i dopiero po kilkunastu minutach rzucania zaklęć coś zaskoczyło i zaczęły z niej wylatywać jakieś iskry. Claude wystraszył się, że ją zepsuł, ale okazało się, że po prostu działanie zaklęć było osłabione, jakby coś ją blokowało. Ostatecznie wróciła do formy i kilkoma zaklęciami Claude uporał się z latającymi papierami. Zebrał kilka laurów i miłych uśmiechów, po czym powrócił do swojej pracy. Po drodze spotkał ową koleżankę - powiedział, jak się sprawy mają, a ona niemal rzuciła mu się na szyję z wdzięczności. Również nie pozostała dłużna jego zasługom - chłopak zastał piękny widok, bowiem na biurku większość dokumentacji leżała uporządkowana datami. O ileż przyjemniej mu się pracowało!
@Dorien E. A. Dear mógł czuć się lekko zaskoczony, że w tak trudnym dla czarodziejskiego świata okresie w końcu nadszedł czas, w którym miał luźniejszy dzień w pracy. Po powrocie z jednej interwencji okazało się, że wszystkie papiery są wypełnione, więc do momentu kolejnego wezwania (a było ich tego dnia bardzo mało) Dorien miał raczej względny spokój. Po godzinie wynajdywania sobie zajęć Dorien stwierdził w końcu, że zamiast bezsensownie wysiadywać w biurze lepiej udać się na lunch do ministerialnego bufetu.
Rzuć kostką, żeby zobaczyć co stało się dalej! 1,2 - Podczas lunchu dosiada się do Ciebie urocza urzędniczka z sąsiedniego departamentu. Chociaż rozmowa jest początkowo dosyć luźna, a młoda kobieta najwyraźniej z Tobą flirtuje, to po dłuższej chwili zbaczacie na temat eliksirów. Mimo, że masz całkiem sporą wiedzę na ten temat ze względu na rodzinne powiązania, to młoda kobieta zaskakuje Cię swoją wyjątkowo rozległą wiedzą, dzięki czemu dowiadujesz się kilku bardzo ciekawych rzeczy, o których nie miałeś bladego pojęcia. Zyskujesz 1 punkt z eliksirów - upomnij się o niego w odpowiednim temacie. 3,4 - Gdy kierujesz się w stronę bufetu napotykasz młodego stażystę z Departamentu Transportu Magicznego. Zrozpaczony chłopak wywołał w jednym z gabinetów opady śniegu i nie jest w stanie sobie z nimi poradzić - w normalnych warunkach zapewne odesłałabyś go do służb porządkowych, ale to Twój daleki krewny, więc chcąc oszczędzić mu kłopotów godzisz się, żeby mu pomóc. Radzisz sobie z opadami w kilka sekund i korzystając z okazji pomagasz jeszcze chłopakowi w wypełnieniu kilku dokumentów. Tracisz wprawdzie swój lunch, ale zyskujesz wdzięczność stażysty i pudełko przepysznych czekoladek. 5,6 - Spożywasz lunch bardzo powoli ciesząc się towarzystwem znajomych z innych departamentów. Przez blisko godzinę macie świetną zabawę. Gdy w końcu wracasz do swojego biura okazuje się, że szef od dawna Cię szukał, ze względu na dużą interwencję do której potrzebował wszystkich amnezjatorów. Finalnie wysłał zamiast Ciebie urzędnika, nie zmienia to faktu, że jest wściekły. Zmusza Cię do napisania karnych sprawozdań za kolegę, który zastąpił Cię w akcji i potrąca Ci z pensji 20 galeonów. Odnotuj stratę w odpowiednim temacie!
Nieprawdopodobne. Absolutnie niemożliwe. Wrócili z akcji, takiej nawet nie bardzo ciężkiej – mugole byli świadkami rozmowy dwóch chłopców, którzy, bardzo nieostrożnie, mówili o lewitowaniu, różdżkach i czarach. I wszystko byłoby w porządku, prawdopodobnie niemagiczni osobnicy uznaliby to za wybujałą wyobraźnię i zwykłą dziecięcą zabawę, gdyby młodzi adepci nie zaczęli popisów, łącznie z wysłaniem kota na drzewo, wyłącznie przy użyciu uch magicznej mocy. Mugole, łącznie z ichniejszą policją, zostali pozbawieni pamięci, a dzieci jak ich rodzice bardzo uczuleni na tego typu zdarzenia. Skończyło się na pouczeniu, ale z zastrzeżeniem, że następnym razem może pojawić się kara grzywny. Po powrocie z interwencji okazało się, że dokumenty już zrobione, żadnych więcej wypadków… Anormalna sytuacja. W pierwszej chwili Dorien miał ochotę legnąć na kanapie, którą jakiś czas temu wstawił sobie do biura właśnie na wypadek takich oto okoliczności, albo gdy musiał pomyśleć nad rozwikłaniem jakiejś sprawy – lubił leżeć i najlepiej mu się dedukowało właśnie w takiejż horyzontalnej pozycji. Zdecydował jednak, że pierwszy raz od tygodnia zje lunch w pracy. Schudł chyba ze 2kg w trakcie poprzednich kilku dni, wciąż zabiegany i zestresowany. W drodze do bufetu miał zamiar wstąpić do gabinetu pani ambasador Austrii. Tak, dokładnie tej, której zrobił dwójkę dzieci. Pomyślał, że chociaż zafunduje tej trójce bliskich mu osób posiłek, bo znając ją, pewnie nie jadła śniadania. Już miał zamiar skręcić w odpowiedni korytarz, kiedy dopadł go jego daleki krewny, noszący nazwisko na literę F. Kojarzył młodziaka z jakiejś dużej rodzinnej imprezy, ślubu… a może pogrzebu. Nieistotne. Faktem było, że chłopak, niesamowicie wystraszony, wręcz błagał go o pomoc. Okazało się, że jest w Ministerstwie na stażu i to od niedługiego czasu i już zdążył mocno nabroić. Normalnie Dorien wysłałby delikwenta do odpowiednich służb porządkowych, ale młody tak go prosił, że ciężko było mu odmówić. Gdy tylko Dear wszedł do rzeczonego pomieszczenia… zamarł. Cały gabinet przysypany był śniegiem, który nie odpuszczał i padał z sufitu jak szalony. Poinstruował chłopaka co będą robić i pomimo zaburzeń magicznych udało im się wspólnie opanować nagłą śnieżycę. Na szczęście ani pomieszczenie ani dokumenty nie ucierpiały. Co prawda Dorien stracił lunch, ale zyskał dłużnika i pudełko czekoladek, które przekazał bliskiej mu Austriaczce.
@Claude Faulkner wracał właśnie z narodowego stadionu Quidditcha. Przybył tam po wezwaniu od trenera, który był świadkiem małej katastrofy z udziałem jego własnej drużyny. Tak jakoś wyszło, że Claude zapomniał o notatniku, w którym powinien sobie zapisać zeznania trenera i teraz, po powrocie do Ministerstwa, musiał porządnie się zastanowić zanim miał spisać niezbędny przełożonym raport.
Jak to leciało? 1: Sam powinieneś być pod wrażeniem swojej pamięci. Zapamiętałeś jak należy dosłownie każdy szczegół i notując utworzyłeś logiczny ciąg przyczynowo skutkowy. Ponadto twoja sugestia, aby zwiększyć liczbę kontroli Ministerstwa dotyczących magicznych mioteł spotkała się z aprobatą przełożonego. Zyskałeś 25G premii, upomnij się o nie w zmianie stanu konta. 2, 3, 4, 5: Wpadłeś na całkiem niezły pomysł i uznałeś, że wypożyczysz z sali przesłuchań myślodsiewnie. Odtworzenie całego spotkania powinno być banalnie proste, prawda? Rzuć jeszcze raz: Jeżeli wynik jest parzysty - Zakłócenia Cię nie oszczędzają. Wspomnienie jest okropnie zamglone, niejasne i tak poplątane, że zupełnie nic nie potrafisz z niego wyciągnąć i Twój raport nadaje się wyłącznie do zutylizowania. Dawno nie dostałeś takiej bury od szefa. Ponadto, jakiś człowiek od przesłuchań bardzo się na Ciebie zdenerwował, gdy dowiedział się, że to właśnie Ty podkradłeś im potrzebną myślodsiewnie i gdy odchodził, tak silnie uderzył Cię barkiem w ramię, że z pewnością będziesz jeszcze długo nosił te siniaki. Jeżeli wynik jest nieparzysty - To był naprawdę genialny pomysł! Twój raport zawierał absolutnie wszystko co potrzeba, ba, znalazło się nawet miejsce na cytat czy dwa z wypowiedzi trenera, co z pewnością przybliży szefowi tę interwencję. Nikt nie zauważył braku myślodsiewni, za to Ty nauczyłeś się nie tylko zgrabnego przemykania korytarzami Ministerstwa z ciężką misą w dłoniach, ale także jak powinno się nią posługiwać. Zgłoś się po punkt kuferkowy (do wykorzystania w dowolnej umiejętności). 6: Nie ma najmniejszych szans, abyś wszystko sobie przypomniał. Próbujesz utworzyć logiczny ciąg wydarzeń i pewnie nawet by Ci się to udało, gdyby ktoś ciągle Ci nie przerywał. Drzwi do gabinetu nieustannie się otwierają, gdy Twoi znajomi proszą Cię o drobne przysługi lub wpadają na pogaduszki. Raport ostatecznie ma niewiele wspólnego z faktycznym stanem rzeczy i szef raczej nie będzie zadowolony. Dorzuć jeszcze jedną kostkę - jeżeli jej wynik będzie parzysty, przełożony potrąca Ci z wypłaty 20G. W innym wypadku nawet nie zauważył, że coś nie gra.
Kolejny wyjazd w teren był dla Claude'a tak niespodziewany i nagły, że z wrażenia chłopak zapomniał zabrać ze sobą czegokolwiek do pisania. Udając, że ma niesamowitą pamięć, z uśmiechem wysłuchał wszystkiego, co miał mu do powiedzenia mężczyzna obecny na stadionie, a potem z ogromnym poczuciem obowiązku wrócił do Ministerstwa. Może to stres, może nie skupił się wystarczająco, lecz gdy usiadł do papierów, by napisać bardzo ważny raport, wszystko wyleciało mu z głowy. Siedział i główkował, stresując się coraz bardziej mijającym czasem, aż w końcu wpadł na pomysł, aby wypożyczyć z innego biura myślodsiewnię! Plan jako taki wydawał mu się być genialny i poklepał sam siebie po ramieniu w myślach, że wpadł na to. Pozostało pójść i zrobić tak, jak wymyślił! Niestety coś poszło nie tak, prawdopodobnie źle pobrał wspomnienie z głowy lub zabrał myślodsiewnię, która była w jakiś sposób uszkodzona. Wątpił, by posiadał aż tak kiepską pamięć, a jeśli tak to powinien od dawna zacząć kurację eliksirem pamięci, bowiem obrazy, które oglądał, były tak niewyraźne i poplątane, że nie rozumiał ani jednego zdarzenia. Zakończył swoją przygodę i z kwaśną miną poszedł oznajmić szefowi, że nie jest w stanie wypełnić raportu. Dawno nie dostał takiej bury od niego, brakowało kilku sekund, by furia przełożonego doprowadziła do jego wydalenia. Dodatkowo koleś z biura przesłuchań przyszedł do niego i dodatkowo go opieprzył, że zabrał im myślodsiewnię, której potrzebowali. Odchodząc zbarował go tak silnie, że Claude niemal wylądował na ścianie. Patrzył za mężczyzną znikającym w korytarzu i masował obolałe ramię. Będzie miał siniaka, jak nic...
Ostatni tydzień miesiąca był raczej spokojny i poza niewielką katastrofą budowlaną na Pokątnej, gdzie przyczyną był najprawdopodobniej nieprawidłowy sposób warzenia eliksiru, nie wydarzyło się nic szczególnego. Korzystając z wolniejszych chwil, Szef Departamentu Magicznych Wypadków i Katastrof postanowił uporządkować stare raporty, pliki i zmusić swoich podopiecznych do zadbania o miejsce pracy. Chcąc czy nie, Claude musiał zabrać się do pracy..
Możliwe Scenariusze: 1,3 Spędzasz popołudnie w starym archiwum, segregując zakurzone pudła i segregatory z zamkniętymi sprawami. Przekładając papiery z najwyższej półki, niestety wyślizgnęły Ci się z ręki i rozsypały, mieszając się i tworząc bałagan, a gdy tylko schyliłeś się, aby po nie sięgnąć — pusty segregator spadł Ci na głowę, nabijając guza. Nie podobało Ci się to zajęcie, wykonywałeś pracę niezbyt przykładnie i marudziłeś pod nosem, co niestety zauważył jeden z pupilków Twojego przełożonego. Gdy tylko wróciłeś do biura, spotkałeś się z jego chłodnym spojrzeniem i krótkim komentarzem, na temat szacunku do wykonywanego zawodu, który powinien pojawiać się w każdym z wykonywanych obowiązków..
2,6 Po dogadaniu się ze współpracownikiem, udało Ci się zostać w biurze i pomóc przy sprzątaniu pomieszczenia. Za pomocą zaklęć udanych lub mniej udanych bądź też klasycznie — ścierką i płynem, zabrałeś się za mycie okien i odkurzanie. Przecierając z kurzu wysokie, uginające się od rzeczy półki, dostrzegłeś starą, interesującą książkę.. Rozglądając się dookoła, sprawdzasz, czy możesz zaspokoić ciekawość i sięgasz po tomisko ręką.. Parzysta - przedmiot okazuje się starym, zniszczonym dziennikiem, którego treści nie możesz rozczytać, albowiem bieg czasu rozmazał atrament. Wypada jednak z niego niedokończony raport dotyczący jeden z katastrof sprzed dwudziestu lat i leci prosto pod nogi Szefa, który wszedł do biura. Podnosi się go i czyta, a na jego twarzy pojawia się niedowierzający grymas. Okazuje się, że ktoś bardzo starał się ukryć fakty i zapobiec zakończeniu śledztwa! Przełożony patrzy na Ciebie, a następnie wysyła Cię do archiwum, abyś dokończył pracę.. Nieparzysta - tom okazuje się bardzo rzadkim i ciekawym egzemplarzem podręcznika do zaawansowanej Historii Magii. Pytając, czy aby nie jest niczyją własnością, uda Ci się dostać książkę, a po przeczytaniu jej 1 punkt z tej dziedziny ląduje do Twojego kuferka. Niestety, poświęciłeś tyle uwagi znalezisku, że nie sprzątnąłeś porządnie i wzbudziłeś plotki na swój temat u współpracowników, którzy sugerowali, że wykonali pracę za Ciebie.
5 - Skończyliście wszystko sprzątać, więc zabrałeś się za swoje biurko zaraz po przerwie na lunch. Miałeś tam naprawdę duży bałagan! Stare raporty, zużyte buteleczki po atramencie czy stare, zniszczone już pióra.. W jednej z szuflad znajdujesz 20 Galeonów , które wrzuciłeś tam kiedyś na czarną godzinę. Uśmiechasz się pod nosem i chowasz pieniądze do kieszeni — upomnij się o nie w zmianie stanu konta. To był dobry dzień, a departament wygląda znacznie lepiej niż wcześniej. Miałeś w tym swój wkład, a z okazji szybko wykonanej pracy, Szef puścił wszystkich półgodziny wcześniej do domu.