London Eye jest niczym innym jak wielkim diabelskim młynem na południowym brzegu Tamizy. Znajduje się on między sławnymi mostami Westminster i Hungerford. Najważniejsze w nim jest to, że można obserwować południowy Londyn ze stu trzydziestu pięciu metrów nad poziomem morza. Turyści mówią o owym szczycie jako najpiękniejszym miejscu do robienia fotografii. Ku ich zaskoczeniu pod koniec podróży jest robione pamiątkowe zdjęcie. Przed wejściem na diabelski młyn można wejść do Sali, gdzie odbywają się projekcje 5d na temat London Eye. W kabinach jest zamontowana klimatyzacja. Mieszkańcy potocznie nazywają je też Kołem Milenijnym.
Och, taka szkoda, że aktualnie byli zajęci czymś innym! Nicponie, naprawdę, ja nie wiem... jak tak mogli? Zamiast ze sobą poważnie porozmawiać, jak dorośli ludzie, to oni... zajmują się swoimi potrzebami fizjologicznymi. Chociaż dla Kimberly to nie do końca tak było - gdyby nie czułaby zupełnie nic do Xaviera, na pewno przy jego pocałunku zdzieliłaby go w mordę i tyle by z tego było. Jednakże chyba wciąż go kochała, choć nie chciała się do tego przyznać za żadne skarby świata. A może to nie była miłość, tylko tęsknota? Może nie chciała być po prostu sama? Nie wiedziała, bo się nad tym nie zastanawiała. Była skupiona na tym, aby jak najszybciej pozbyć się natręta, który tak ją zranił i który zgrywa idiotę, tylko po to, aby ją wkurzyć. Tak, tak właśnie było! A że ten idiota wciąż coś dla niej znaczył... nie, to na pewno była jej chwilowa niepoczytalność, tak właśnie. A przynajmniej tak ona twierdziła. I w to chciała wierzyć. Aby już jej nie zranił. Teraz jednak robiła coś zupełnie innego... szalona kobieta, mówię wam! Hej, miał chyba jeszcze Mylesa, czy nie? Cóż, Kim też niezbyt miała się komu wypłakać w ramię. Hannah gdzieś zginęła, Clement miał wystarczając dużo swoich problemów, a jej w porównaniu do jego były totalnie żałosne, więc nawet nic o tym nie wspominała. Jak się okaże, do Hogwartu wróci jej stara znajoma, Vivienne, z którą się zaprzyjaźnią, ale Kim jeszcze nic o tym nie wie, także... póki co musiała sama się ze wszystkim mierzyć i płakać w poduszkę, co rusz narzekając na tego wstrętnego Francuza, który był przecież taki okropnym i nieczułym draniem i jak ona mogła się w nim zakochać?! No bujdy, kompletne bujdy! Ona nie będzie co do tego zbytnio przekonana, nawet, jeśli ją o tym zapewni. Dla niej seks nie był niczym o, że robisz to z kim chcesz i gdzie chcesz, był ważnym elementem sfery uczuciowej. A skoro nie chce mieć nic wspólnego z Debrau, to czemu się na niego rzuca? Nielogiczne. Ale ona zawsze działa impulsywnie, a potem tego żałuje. Zresztą, kto wie z kim on tam się bzykał po kątach i czy ona nie załapie od niego jakiegoś świństwa? Fujka... Tymczasem zaś daleko była od takich myśli! Raczej skupiała się na tym, by oddawać mężczyźnie pocałunki i aby go powalić na ziemię, hehe! W poważaniu miała, że wszystko jest przeszklone i ich widać, to akurat także nie zaprzątało jej głowy. Nie opamiętała się nawet wtedy, kiedy Xavier zdjął jej bluzkę, zostawiając w samym staniku. Raczej uśmiechnęła się kusząco, by zostać położona na łopatki, ups! Ale to dobrze, bo dzięki temu miała dostęp do koszuli, czy co on tam miał, naszego Francuza, którą z niego oczywiście zdjęła, by powrócić do pocałunków i delikatnego drapania jego pleców. Nogami zaś objęła jego biodra i tak oto uroczo mijał im czas, HIHI.
Eheheheh to było bardzo w stylu dojrzałego Xaviera! Ale może dzięki temu, jakimś magicznym sposobem, Kim zrozumie, że jest dla Debrau naprawdę niesamowicie ważną osobą? NO, NA PEWNO. Pewnie prędzej uzna, że skorzystał z okazji i ją wykorzystał, ale cóż, Francuz i tak nie zamierzał przerywać ich upojnych chwil. Cóż, pewny siebie mężczyzna od początku domniemywał, że tak naprawdę, tam gdzieś w środku, Kimberly wciąż coś do niego czuje i chociaż teraz mógł to mylić po prostu z wielkim pożądaniem, miał za duże ego, aby przypisać to wszystko jedynie fizycznym żądzom, hehs. Chwilowa niepoczytalność? Podobnie Debrau tłumaczył sobie jego, co prawda, niezbyt chwilową tęsknotę i żal po rozstaniu z Kimberly. W końcu jednak, jak widać przestał się opierać i postanowił zrobić wszystko, aby tę tęsknotę zwalczyć u źródła! Wright też w końcu zmięknie, o taktak, takie miał zdanie! O, faktycznie, miał też Mylsa! I naprawdę, chociaż zwykle starał się zjednywać sobie ludzi, w Hogwarcie nie zależało mu na tym tak bardzo, bo jak już wiemy, całą swoją uwagę poświęcał jednej osóbce. Mimo wszystko nie mógł zaprzeczyć, takie wieczorne piwko, z dala od tego Hogwarckiego chaosu, dobrze robiło, szczególnie, jeśli szedł na nie z jednym ze swoich DWÓCH znajomych. Ale no wiadomo, wolałby chodzić na takie wypady z Kim, ech. Nie dało się ukryć, że Francuz miał na ten temat jednak inne zdanie. Nie przywiązywał wielkiej wagi do wielu rzeczy, podobnie było z seksem. Nie miał problemu z aktywnym oddawaniem się tej przyjemności, nawet, jeśli dana osoba nie była mu tak do końca znana... zresztą, widać to doskonale na przykładzie tej sławetnej laski z baru! Mimo to, wiedział, że Wright ma do tego całkowicie inny stosunek... nie sądził, żeby przez ten rok się tyle zmieniło, żeby Kim swoje przekonania na ten temat zmieniła. Chociaż, kto wie? Jednakże na razie mógł dojść do jednego wniosku, który wcześniej był tylko bardzo śmiałym przypuszczeniem. Tak, Kim musiała coś do niego czuć, inaczej nie leżałaby teraz z nim na ziemi! No rzeczywiście mógł sobie to jeszcze tłumaczyć ogromnym pożądaniem, ale to tam, nieistotne! Eheheh, ups! Oby nie zobaczyli ich tylko jacyś uczniowie... Jednakże to dla Xaviera też było teraz mniej istotne, wolał skupić się na Kim. Pocałunki składane na jej ciele stawały się coraz bardziej zachłanne, a sam Debrau skupił się na swoim następnym celu - czyli spodniach kobiety! Rozpiął guziczek, usiłując ściągnąć z Kimberly dolną część garderoby. Działo się to wszystko w tak błyskawicznym tempie, że Francuz mógł mieć tylko ogromną nadzieję, że Wright nagle go od siebie nie odtrąci. Na razie jednak się na to nie zapowiadało, więc heheheh!
Och, tak, oczywiście, w końcu każdy mężczyzna wyraża za pomocą seksu (szczególnie tego przypadkowego!) swoje najszczersze i najgłębsze uczucia! Tylko w takim razie ile kobiet kochał Debrau? Wychodzi na to, że bardzo dużo, a ona, Kimberly, wcale nie jest wyjątkowa! Dlatego może nie trzymajmy się tej teorii, bo inaczej może być kiepsko. Szczególnie z dobrą argumentacją. Dlatego ona zapewne pomyśli potem, że właśnie dokładnie tak był - skorzystał z okazji. No bo to zawsze przyjemne spędzenie czasu bez zobowiązań, czyż nie? Ach, żyć, nie umierać, zdecydowanie! Postanowił, i niby się mówi, że lepiej późno niż wcale, ale czy to była dobra droga, dobra decyzja? Czy uda mu się coś zmienić w tej kwestii? Na razie to wszystko było bardzo wątpliwe, bo u Wright to naprawdę była chwilowa niepoczytalność, a nie roczna tęsknota. W sensie takim, że niebawem dojdzie do niej, jak beznadziejnie postąpiła i znów będzie niemiła dla faceta, który ją wcześniej zdradził. Tak, będzie ten argument przytaczać do znudzenia! Z Kim na piwko? Cóż, robili tak czasem, jak byli ze sobą, ale raczej ona sądziła, że Francuz tego nie lubi, że wolałby tak naprawdę poszlajać się z jakimiś swoimi kumplami, pokomentować swoje dziunie, pogadać o meczach quidditcha czy czegoś i tyle. A z nią tego robić nie mógł. Chociaż ona tam dobrze się bawiła w takich momentach. Magiczne piłkarzyki i te sprawy! No niestety nie udało jej się zmienić swych poglądów, chociaż głupio próbowała. Bowiem miała dość tego, że wciąż jest sama, podczas kiedy ten okropny Debrau zapewne co noc ma inną dziwkę w swoim łóżku, pfff! Że ona niby ma być gorsza?! Jednak szukanie okazywało się totalną klapą, a jeżeli nawet sobie kogoś wypatrzyła, to po prostu nie mogła się przemóc, aby uprawiać z kimś seks zupełnie bez zobowiązań i bez zaangażowania uczuciowego. I tak oto wracała do punktu wyjściowego, który po prostu... był beznadziejny. I może trochę ta beznadziejność pchnęła ją do tego, co właśnie robili? Być może na czyichś oczach? Nieważne, całkowicie wyłączyła myślenie, skupiając się na tym, co czuje i co robi. A mianowicie całowała namiętnie Xaviera, wciąż drapiąc go lekko po plecach. jednakże potem pomogła ściągnąć mu swoje spodnie, a potem przy okazji zabrała się za jego dolną część garderoby! I tak obydwoje leżeli sobie w samej bieliźnie, choć ta od Kim była zdecydowanie ładniejsza, heheh! Niby zwykła, czarna, koronkowa, ale jakże zmysłowa! Ale dobra, może lepiej o tym nie pisać, a napisać o tym, że oddech Wright stawał się coraz cięższy, a rozum coraz lżejszy, bo niemalże wyparował, w ogóle nie sprowadzając jej na ziemię. Nie bronił jej, ani nic. Dlatego brnęła w to dalej.
Ojtam ojtam, naiwnie sądził, że jeśli dla Kim seks jest tak ważną częścią sfery uczuciowej, może Wright uzna, iż dla niego również? EHE EHE, po pierwsze to chyba znała go za dobrze, a po drugie, moim zdaniem i tak nie wywinie się opowiedzenia kobiecie o celu swojego nagłego pojawienia się w murach Hogwartu. Mógł to odwlekać, ale spokojnie, w końcu będzie do tego zmuszony, HA. I kiedy wreszcie przyjdzie czas, zapewni ją, że dla niego jest absolutnie wyjątkowa! W końcu niejako zmusiła go, żeby przyznał się do błędu. Udało mu się przeboleć fakt, że popełnił ogromny błąd, pozwalając jej wtedy odejść.... chociaż czy i tak mógłby coś wskórać? No cóż, nic dziwnego, że Kimberly będzie ten argument przytaczać do znudzenia... w przeciwieństwie do wszystkich kontrargumentów Xaviera, był on naprawdę mocny. Zdrada to zdrada, nieważne czy planowana, czy taka, która była owocem właśnie tej takiej chwilowej niepoczytalności. No niby opcja z wybraniem się z kumplami nie była zła, ale w obecnej chwili, gdyby Debaru miałby wybierać między ociekającym testosteronem wieczorkiem, a luźnym spotkaniem z Kim, bez wątpienia wybrałby opcję numer dwa. I na pewno zasypałby ją swoimi następnymi kiepskimi tłumaczeniami, mając złudną nadzieję, że tylko i wyłącznie za ich sprawą uda mi się coś naprawić. To wszystko zaczynało przypominać niezdrową obsesję, ale who cares! Pfpfpfpf, etam co noc! Chociaż i on miał podobne obawy, co zresztą nie jest niczym dziwnym, pomimo, iż znał wcześniejszy stosunek Kim do takich spraw. Jednakże chorobliwa zazdrość w połączeniu z wyobraźnią mogą zmusić człowieka do patrzenia na znajomych kobiety jako jej potencjalnych kochanków, lub o zgrozo, partnerów. I co, on biedny, malutki Francuzik, mógł w obliczu takiej zazdrości zrobić? Hejtować z ukrycia, bowiem nie chciał, aby Kim znienawidziła go jeszcze bardziej za to, że miał jakieś nieprzyjemności z którymś z tych chłoptasiów, kręcących się zdecydowanie za blisko JEGO Wright! Gdyby Debaru nie był tak zajęty tym co teraz robili, z pewnością doceniłby fikuśną bieliznę Kim! Jednakże na razie był tak owładnięty manią pocałunków i w sumie najprawdziwszą radością, że inne rzeczy straciły chwilowo na znaczeniu. Skupiał się dostarczeniu sobie i Kim jak największej przyjemności - dlatego, żeby już nie przedłużać, ściągnął, o dziwo dość szybko, stanik Kim, a zaraz za nim, w kąt ich wagonika poleciały bokserki Xaviera. Po kilku chwilach, wypełnionych coraz cięższymi oddechami, i te urocze majtki Kim znalazły się gdzieś za górami za lasami... ECH. No i tak się kochali, W WAGONIKU LONDON EYE, NAGO. Yolo, co nie.
Taaa, jasne! Ona go właśnie za dobrze znała, aby się nabrać na taki numer! Dokładnie wiedziała, że dla niego to nic nie znaczy. I to ją bolało najbardziej. Bo jak tu komuś takiemu zaufać? Skoro zdradził i nie sądził, aby zrobił coś złego, BO TO TYLKO SEKS? Powinien zmienić swoje postępowanie, albo nie wiązać się z nikim. No i cóż, Kim nie wiedziała, że żałował i postanowił poprawę, bo właśnie jeszcze w ogóle o tym nie gadali! Niby temat uciec nie może, teoretycznie przynajmniej, bo trzeba byłoby założyć, że właśnie Xavier wciąż będzie chciał odzyskać Wright. To wtedy będzie musiał się wyspowiadać przed nią, nie ma zmiłuj! Ale i tak nie powiedziane, że cokolwiek się zmieni. Całkiem prawdopodobne jest, że ona mu tego nie wybaczy, bo po prostu nie będzie potrafić. Odejście od niego było trudne, ale konieczne. Powrót? Zapewne też byłby trudny. Ale ona nie chce o tym słyszeć. No tak, musiałby jej się podlizać, hehe! Dopiero, kiedy pewnie wróciliby do siebie i to się ustatkowało, wtedy pewnie chętniej zacząłby wychodzić z kolegami. Ale to podobno normalne u facetów, ekhm. Zdecydowanie Yolo! Szczególnie, że kiedy już się kochali, zaangażowana w to za bardzo Kimberly przerzuciła go ponownie na dół, a wtedy to London Eye ruszyło, bardzo sprawnie, bowiem organizatorzy uznali, że skoro ludzie siedzieli tyle czasu w tych wagonikach, to czas ich sprowadzić na ziemię. Więc kiedy już skończyli i miała niebawem nastąpić ich kolej do wyjścia, to dopiero wtedy kobieta uświadomiła sobie, jak ogromny błąd popełniła! Ale jak zwykle mądrość i rozsądek przychodzi za późno. Z przerażeniem wymalowanym na twarzy zaczęła się szybko ubierać, nie patrząc na to, czy aby na pewno wszystko dobrze na siebie włożyła. Nie obserwowała Debrau i nie wiedziała, czy ten też się zaczął zbierać i jeżeli coś do niej mówił, to jej mózg skutecznie to ignorował. - Zapomnij o mnie - rzuciła tylko w panice, a kiedy drzwiczki się otworzyły, wybiegła stamtąd jak opętana. No cóż, chyba się prędko po tym wszystkim nie pozbiera. Bo co ona na Godryka najlepszego zrobiła?! Teraz wyszła na kompletną desperatkę i... nie dość, że dalej będzie sama, to jeszcze będą ją gnębić wyrzuty sumienia, wstyd i tak dalej. A może ten marny Xavier chciał ją tylko przelecieć i tyle? No, to mu się udało i teraz zniknie z jej życia, tak! I ona odzyska spokój i teraz będzie już tylko lepiej. Tak, właśnie tak. Ehe.
London Eye nocą zawsze wyglądało tak pięknie. Kręciło się, tętniło życiem jak zresztą cały Londyn. Alexandre przysiadła na zapomnianej motorówce z daleka od tego zgiełku. Usiadła przerzucając nogi na oparcie siedzenia naprzeciw po czym odchyliła głowę do tyłu wpatrując się w niebo. Lekko mżyło co jednak nie było dla niej przeszkodą by spotkać się z nim. Odgarnęła długie blond loki, poprawiła skórzaną kurtkę oraz kusą, koronkową sukienkę którą miała pod spodem. W tym momencie dziękowała wszystkim Bogom za to, że zabrała ze sobą tą wybawicielską kurtkę. Toż to sukieneczki, które nosiła przez całe wakacje w Kalifornii absolutnie nie nadawały się do mglistej i zimnej Wielkiej Brytanii. Gdzie on u Diabła się podziewał? Zerknęła na zegarek wywracając oczami po czym wyjęła dyskretnie z malutkiej torebeczki metalowy pojemniczek. Rozejrzała się po czym pochłonęła szybko sporą ilość płynu. Nerwowo zaczęła machać stopą zakrytą w ciężkim, motocyklowym obuwiu. Zagryzła wargę pociągając kolejnego łyka. I kolejne. Zaś mężczyzny jak nie było, tak nadal nie ma.
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Czy Gabriel pamiętał o spotkaniu z nią? Ha! Żeby, chociaż pamiętał jak się umawia, to by było dobrze! A jednak się pojawił przypadkiem, bo przypadkiem, ale zawsze! Padał lekki deszcze, co mu wcale nie przeszkadzałoby ubrać się w ciemne spodnie i jak zwykle lekką czarną koszulę no i oczywiście nie miał nic pod spodem. Podszedł do niej bez słowa może, gdyby wiedział, że czeka na niego już kilka godzin nie zrobiłby tego, co zrobił a tak.. Zresztą i tak go mało obchodzi przecież to on gra tutaj główną rolę! Podszedł do niej od tyłu i zaczął ją namiętnie całować w szyje, a kiedy odwróciła głowę złożył na jej ustach namiętny pocałunek. - Buu, co porabiasz? – Zapytał jak, gdyby nigdy nic i zapatrzył się na krajobraz przed sobą. By w końcu usiąść obok niej i wesprzeć głowę na jej barku i zamknąć oczy. Ręką przeczesał swoje długi czarne włosy i spojrzał się prosto w oczy Alexis. – Jak jesteś napalona to jesteś piękniejsza wiesz? – Wypalił nagle i uśmiechnął się tym swoim uśmieszkiem. Zapewne, powinien zarobić w twarz, ale każdy go dobrze znał i to, że on już taki jest mówi to , co mu się podoba i nie obchodzi go, jak, kto, na co zareaguje zresztą zbyt dobrze znał Alex i wiedział, że to ją tylko nakręci, a nie jego wina, że taka przemoczona z lekko wkurzoną i dziwonia miną jest naprawdę pociągająca. No i to otoczenie! Aż się chce.. - Swoją drogą, wydajesz się być jakaś wkurzona i nieobecna. Czyżbym to ja wprawił cię w ten nastrój? – Może nie powinien zadawać tego pytania? No, ale cóż stało się, jak się stało a on będzie miał kolejny powód do śmiechu. Tak , tak on się śmieje ze wszystkiego i ze wszystkich cóż na to poradzić? Czasami zdaje się być wiecznie naćpany, ale zapewniam was, że tak nie jest, bo, chociaż nie unika wszelkiego rodzaju używek to jednak nie nadużywa ich w przeciwieństwie do Jacka Danielsa no, ale cóż poradzić! Jest różnica między śniegiem w proszku a złotem w płynie.
Nie musiała się nawet odwracać, by wiedzieć że przyszedł. Z daleka wyczuła aromat jego perfum. Gdy tylko pochylił się nad jej szyją przymknęła oczy łapiąc spazmatyczny wdech. Zatopiła się w jego ustach z równie wielką przyjemnością wsuwając przy tym dłoń w jego włosy. Usiadł obok, tak jak zawsze, jakby nigdy nic. Oparł głowę o nią, zaś ona cierpliwie lustrowała go wzrokiem. Słysząc jego słowa, zaśmiała się cicho, jednak w jej oczach zapaliły się figlarne ogniki. Wskoczyła na jego kolana ignorując kołysanie się motorówki zaś dłoń oparła o jego tors. - Lubię to, że jesteś na mnie napalony, ale nienawidzę zbyt długo czekać, a dobrze wiesz, że mój temperament sprawia iż mam wysokie zapotrzebowanie na tonę testosteronu obok. Puściła mu oczko odgarniając swoją małą dłonią jego włosy z czoła. Zagryzła wargę po czym oblizała ją lubieżnie wpatrując się w niego zmrużonymi oczami. - Tęskniłeś za mną? Zapytała z uroczym uśmiechem po czym pocałowała go namiętnie wsuwając przy tym dłoń pod jego koszulę. Drugą dłonią złapała pasek od jego spodni i pociągnęła go lekko schodząc przy tym pocałunkami na jego szyję.
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
A tutaj rozwój wydarzeń miał się w najlepsze! Nie to , co w pociągu, chociaż i tam dla Gabriela było śmiesznie no, ale nie oszukujmy się dla niego zabawnie jest nawet na pogrzebie! Jednak prawda jest jedna i na całym świecie stypa od wesela różni się tylko jednym: O jednego pijącego mnie! Więc bawmy się pijmy i śmiejmy a później zapytamy „Czy ktoś wie , co się wczoraj działo..?” Lecz wracając do tematu.. Gabriel odwzajemniał jej pocałunki i pieszczoty, ale nie dał się zgubić podnieceniu.. Jeszcze nie. A może wcale? Któż wie , co mu przyjdzie to tej schorowanej głowy. - Doprawdy? A ja sądzę, że to moja obecność na ciebie tak wpływa. – Powiedział z wyraźną kpiną w głosie. – A może udowodnisz mi, że się mylę? – Dodał już bardziej wyzywająco. Przecież mogła wstać i odejść nie trzymał jej na siłę, lecz w końcu, po co na niego czekała tyle czasu i do tego w deszczu? Czy zrobiłaby to dla kogoś innego? Śmiem w to wątpić no, ale co ja tam wiem.. - Właściwie to nie. – Powiedział spokojnie. – A już na pewno nie tak jak ty za mną. – Dodał widząc, a raczej czując, do czego to wszystko zmierza, zwłaszcza , gdy jej ręka spoczęła tam, gdzie spoczęła a jej słodkie usta zniżały się coraz niżej a dodając ten krajobraz i pogodę to po prostu był idealny scenariusz! Więc co powstrzymywało Gabriela? Czy coś w ogóle mogło powstrzymać? A jednak jak do tej pory jest bardziej bierny niż aktywny w rozwoju wypadków. Czyżby był chory? Nie po prostu był już po trzech stosunkach dzisiaj w ostatnich kilku godzinach i był wymęczony, chociaż wcale na takiego nie wyglądał, ale to już zawdzięczał swym naukom czytania w myślach, gdzie był naprawdę wyczerpywany do granic możliwości i zahartował ciało i umysł do granic wytrzymałości, a nawet i bardziej! No cóż cały Gabriel we wszystkim i wszędzie musi być najlepszy taki go nasz bożek stworzył, więc ma, czego chciał i co teraz? Widzisz i ni grzmisz? Boisz się? Ha! Ale, kto się nie obawiał Gabriela? Tylko osoby pozbawione oleju w głowię się, bo inne osoby z łatwością mogą wyczytać szaleństwo kryjące się w jego oczach a wiadomo, że szaleńcy są najgorszymi sadystami zaś Gabriel jest ich Królem panem i władcą. A jak!
Zagryzła lekko wargę, spoglądając na niego w zamyśleniu. - Zawsze mogę iść chociażby sto metrów dalej a znajdzie się setka facetów chętnych być na Twoim miejscu. Jeśli chcesz, mogę wstać. Rzuciła, unosząc przy tym brew. - No cóż, może nie tęskniłeś za mną, ale za moim ciałem już bardziej, prawda Skarbie? Zsunęła dłoń na jego krocze spoglądając mu prosto w oczy. Lubiła się droczyć. Uwielbiała wręcz. Najbardziej zabawne było to, że każdy facet widział w niej tylko słodką, drobną blondyneczkę z wielkim biustem i jędrnym tyłkiem. Niestety żaden nie pofatygował się by spojrzeć dalej, zobaczyć, jaka z niej jędza, zgryźliwa i arogancka bestia, gdzieś tam, pod spodem. No cóż, ich strata. Zobaczymy jak będą cierpieć gdy przegną magiczną granicę a Alex zachce się zabawy laleczkami. Cóż, jak każda dziewczynka lubiła się przecież bawić lalkami, prawda?
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Gabriel roześmiał jej się prosto w twarz. - Może i tak, ale żaden z tych stu nie dorówna mi. – Stwierdził lekko. – Próbujesz oszukać siebie czy mnie? Skarbie, gdy zechce mogę złamać ci serce i, gdy zechce mogę po nie przyjść, bo będziesz na mnie czekała. – Powiedział obracając ją tak, że wylądowała na plecach zaś on był nad nią i schylał się do jej ust. - A wiesz, dlaczego? Bo już zasmakowałaś rozkoszy z moich ust i będziesz jej szukać po wsze czasu aż w końcu uświadomisz sobie, że tylko ja jestem w stanie dać to, czego wszyscy mogą pragnąc, bo tylko z zemną możesz tańczyć w piekle i śmiać się z gwiazd możesz wmówić sobie i innym, co tylko chcesz, ale sama sobie odpowiedz czy ktokolwiek dał ci połowę tego, co ja daję ci bez wysiłku. – Powiedział całując ją namiętnie i czując jej rękę na swym kroczu a przecież był tylko facetem i wiadomo jak zareagował. Uśmiechnął się lekko. I cóż mógł powiedzieć? Czyżby to , co samo powinna wiedzieć? Takie ciało jak jej miał pod dostatkiem, bo to te wszystkie boginie sexu za, nim biegały i błagały o chwilę uwagi i nigdy na odwrót. - Nie mam, za czym tęsknić, bo, kiedy chce po nie przyjdę. – Powiedział patrząc jej się w oczy. – Bo należy do mnie. – Dodał odsłaniając swoje białe łzy, które zalśniły niczym kły wampira. Czyżby to była groźba? A może stwierdzenia faktu? Wiedział, że Alex dalej się będzie droczyć i próbować mu wmówić, że jest, inaczej, ale on znał prawdę nawet nie czytając jej w umyślę i wiedział, że mówi prawdę i ona też to wiedziała nie zależnie od tego, co sobie wmówi. Czy istnieje ktoś lepszy od Gabriela? Ha! Jemu nawet lucyfer zazdrości tego, jaki jest , więc jak może być ktoś lepszy? Gabrielowi gwiazdy zazdroszczą blasku i księżyc piękności zaś słońce zazdrości mu jego sposobu bycia. -, Więc skarbie, jeśli chcesz mnie zatrzymać przy sobie, chociaż chwilę dłużej to radzie ci troszkę lepiej się postarać, bo mogę się znudzić. – Stwierdził mówiąc cały czas przy jej ustach i lekko je muskając, lecz nie całując ich. I co ty teraz powiesz na to…?
Słuchała go uważnie po czym gdy tylko ją pocałował, odwzajemniła jego pocałunek aż nadgorliwie. Zdecydowanie jest lepszy kiedy przestaje pieprzyć tyle głupot. Gdy znów otworzył buźkę i zaczął nadawać skrzywiła się lekko, po czym zagryzła wargę. - Skoro tyle pięknotek za Tobą lata a ja Ci lekko mówiąc zwisam to dlaczego tu ze mną jesteś? Zapytała mrużąc oczy i uśmiechając się słodko, zaraz też perfidnie. - I niestety, spadniesz za chwilę z poziomu swojego ego na poziom swojego IQ. Mam nadzieję, że ta wysokość Cię nie zabije. No i.. mogę odejść w każdej chwili. Nie zależy mi. A Ty nie jesteś taki świetny jak myślisz. Posłała mu kolejny promienny uśmiech choć jej oczy pozostały lodowate. Tak chcesz się bawić Skarbie? Ależ proszę. Alex doskonale wie, że casanova to z Ciebie żaden, a że lustro Cię okłamuje co rano, to już inna sprawa. A nuż wzrok Cię po prostu zawodzi? Co jak co, ale nie będziesz pogrywać z Alex Kochanie. Co to, to nie.
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Była w jego władzy i on doskonale to widział. Czyż naprawdę ona tego nie dostrzegała? Czyżby aż tak samą siebie oszukiwała? A może to Gabriel się mylił? Proponuje się przekonać. - To ty na mnie czekałaś te godziny moknąc na tym deszcze. – Stwierdził kpiąco. – Ja tu jestem z przypadku. – Powiedział i o dziwo prawdę! Ktoś, by powiedział ze to przeznaczenie ktoś inny, że przypadek zaś Gabriel, by powiedział, że gówno go to obchodzi. - Nie ważne jak nisko spadnie nadal mój poziom ego i IQ będzie dla ciebie niedostępny nawet w sferze marzeń. – Odciął krótko i sensownie a jak boleśnie! Tego możemy się tylko domyślić. Lecz cóż wyprawia teraz Gabriel?! Wyprostował się i zaczął się niebezpiecznie chwiać ku przepaści patrząc na Alex rozbawiony. - Przekonajmy się, ile wytrzymasz beze mnie. Przekonajmy się czy mówisz prawdę i czy znajdziesz kogoś lepszego niż ja. – Powiedział coraz bardziej się chwiejąc i już mogło mieć się pewność, że zaraz spadnie zaś ten tylko rozprostował ręce i stanął sztywno. – A, kiedy już zrozumiesz, że jestem najlepszy na świecie to nie zapomni o mojej żonie i przyjdź do mnie z nią. – Powiedział kpiąco a oczywiście miał na myśli butelkę Jacka Danielsa, bo jak jeden artysta pięknie zaśpiewał: „Whisky moja żono jednak tyś najlepszą z dam..” A Gabriel w pełni to popierał. - Złap mnie i moje serce, jeśli potrafisz. – Powiedział i przechylił się tak, że zaczął spadać. Ach, ta kochana adrenalina! Kiedy leci się z zawrotną prędkością bez żadnego zabezpieczenia i nie wiedząc, kiedy trafi się na dno i czym owo dno się okaże? Wodą? Betonem? A może ziemią? Gabriel jednak nie zamierzał tego sprawdzać, bo, chociaż był szalony to nie głupi i wiedział, że lot z takiej wysokości go zabije, więc niemal w ostatniej chwili, (o czym nie zdawał sobie sprawy) deportował się. Ha! Nie ma to, jak brawura szkoda, że Alex tego nie widziała!
Jak miło czasem wyrwać się z tych czterech ścian, które teraz nazywają szkołą. Choć to bardziej stare mury. Pewnie zrobiłaby coś komuś, gdyby została tam dłużej... Czasem przydaje się jakaś odskocznia, albo przynajmniej myśl, że nie ma nic, poza tym, co jest teraz. Tutaj. Smutne jest to, że będzie musiała tam wrócić... Tak, to jest przykre. Trzeba jednak w wszystkim widzieć jakieś pozytywy. Co z tego, że spotkanie z ojcem jej nie wyszło? Teraz czekała na Tanner'a, który, jak miała cichą nadzieję, pojawi się tutaj... Dziwna pora roku jak na diabelski młyn, ale cóż, kiedyś trzeba spróbować czegoś nowego. W sumie, to jak była mała, już takim jechała... Chyba nie musiała dodawać, że nie skończyło się to dobrze ale najważniejsze jest, że po prostu tego spróbowała. Pewnie teraz by się z tego śmiała, bo to naprawdę był zabawny widok. Wsunęła dłonie do kieszeni kurtki, bo oczywiście w spodniach ich nie miała... Trzeba coś czasem poświęcić. Przynajmniej bejsbolówka była ciepła. Miała jedynie nadzieję, że chłopak ją pozna, nawet z tym dziwnym kolorem włosów jaki sobie sprawiła... Przegryzła lekko wargę i przystanęła z nogi na nogę, podniosła głowę aby przyjrzeć się młynowi. Z tej odległości zdecydowanie wyglądał lepiej niż z bliska, cóż, do odważnych świat należy. Tak właściwie to czemu napisała do Tanner'a? Jakoś nie dawało jej spokoju to, co stało się na balu... Nie wiedziała wtedy innego wyjścia, bo to co zrobił... Uh, nie cierpiała takiego zachowania... Ale tylko spokojnie Ang, wyżyjesz się już na górze, gdzie nikt nie będzie w stanie pomóc chłopakowi.
Niby było ciepło, ale jednak cienka, wiosenna kurtka, którą założył na siebie chłopak nie spełniała swojej roli zbyt dobrze. Trochę wiało, niebo było zachmurzone i wyglądało tak smutno, że aż nie chciało się wychodzić z domu. Tanner jednak postanowił - wreszcie - spotkać się z Angven. Nie widzieli się, nie wiedzieć czemu, od nieszczęśliwego balu Halloween w Hogsmeade. Chłopak jakoś nie miał ochoty biegać za dziewczyną po tym, jak zostawiła go samego na środku parkietu, biegnąć za tym dziwakiem. Panna Shay najwidoczniej uważała wręcz odwrotnie, że jej zachowanie było właściwe, a Tanner zachował się jak dziecko i należy go ukarać, nie dając mu zabawki, czyli towarzystwa jej samej. Nie miał zamiaru na dzisiejszym spotkaniu wracać do tego tematu, jednak wiedział, że Angven nie odpuści. Westchnął ciężko, gdy zobaczył dziewczynę, która czekała na niego na środku placu. Coś było z nią nie tak. Przez chwilę Tanner nie był w stanie ustalić, co się zmieniło. Wyglądała podobnie, jednak to nie była ona.. po chwili zrozumiał. Włosy. Co się stało z jej pięknymi włosami? Skrzywił się lekko, niezauważalnie. Był dobre kilka metrów od niej, a dziewczyna wpatrywała się w młyn jak zaczarowana. Nie mogła tego widzieć. Postanowił więcej nie wyrażać uczuć, związanych z pozbyciem się przez nią jej pięknej czupryny. - Cześć - powiedział, podchodząc do niej i kładąc rękę na jej ramieniu. Spojrzał jej w oczy, z lekkim, złośliwym uśmieszkiem i cmoknął ją w policzek. Nie przytulił jej jednak, a odsunął się na bezpieczną odległość, aby przyjrzeć się jej jeszcze raz, dokładnie, z bliska. - Okropny kolor - wyszczerzył się do niej złośliwie, przekrzywiając głowę. Starał się, żeby zabrzmiało to jak żart, ale naprawdę mu się nie podobał. To znaczy, było jej pięknie we wszystkim, jednak był przyzwyczajony do czegoś innego, a nienawidził zmieniać swoich przyzwyczajeń. Oh, jak przykro, teraz będzie musiał to zrobić. Biedny on.
Tak. Zachował się jak gówniarz... Choć bardziej pasowała dla niego rola, samca alfy, który jedynie chciał zaznaczyć swój teren... Oraz pokazać swoją wyższość nad innym człowiekiem. To według niej wtedy tam zaszło. A przemilczenie tej sprawy nie sprawi, że zniknie, pogłębi jedynie tę dziurę, która właśnie powstała... I tak miałoby być zawsze? Gdy tylko przyjdzie jakiś problem czy przeszkoda, on wsadzi ją do dziury i po sprawie? Ang! O czym ty w ogóle mówisz? Przestań, bo jeszcze serio się wkręcisz a wiesz, że na takie coś, pozwolić sobie nie możesz. Cicho westchnęła a gdy ktoś położył dłoń na jej ramieniu, lekko drgnęła. Odwróciła się w kierunku tejże osoby i lekko się uśmiechnęła na widok chłopaka. I ten specyficzny uśmieszek wypełzł na jego usta, w tym momencie po prostu by oberwał ale to później. Wywróciła oczyma i czekała aż powie coś jeszcze... Czemu tak na nią patrzył? No tak... Włosy. Zaśmiała się cicho i pokręciła lekko głową. -Bo najważniejsza liczy się szczerość, prawda?-Uniosła lekko brwi i spojrzała na Niego. Nie widziała potrzeby tłumaczenia się mu, jednak musiała przyznać w tej kwestii racje Tanner'owi. Wolała swój niebieski kolor.-Spokojnie, wrócę do starego jak już będziemy na górze.-Powiedziała spokojnie. W końcu nie zamierzała wywijać różdżką na prawo i lewo, tak? Chwyciła go pod ramię i ruszyła w kierunku młyna. To będzie długa przejażdżka. -Opowiadaj... Ile to serc zdążyłeś złamać przez ten czas?-Spojrzała na niego i uśmiechnęła się lekko. Nie zdziwiłaby się gdyby właśnie to robił przez cały ten czas. Nie był chyba typem faceta, który przejmuje się czymś podobnym do tego, co miało miejsce na balu. I dobrze.
Ostatnio zmieniony przez Angven Shay dnia 11/11/2013, 19:19, w całości zmieniany 1 raz
Uśmiechnął się lekko, zastanawiając się czy aby odrobinkę nie przesadził. Jego mroczna strona jednak zignorowała jego zmartwienie i od razu poczuł się lepiej. Spojrzał na dziewczynę z uśmiechem na twarzy, przekrzywiając głowę po raz kolejny. - Owszem, nie wiedziałaś, że cenię to najbardziej? - uniósł lekko brew uśmiechając się teraz nieco ironicznie. Było to całą prawdą o chłopaku, jednak coś mu nie pasowało. Po co zachowywał się tak.. niemiło? Czyżby rozmowa z panną Cheyenne tak na niego wpłynęła? Nie, to przecież niemożliwe. Niemożliwe, żeby jedna, wredna Ślizgonka, tak bardzo wpłynęła na jego charakter w trakcie półgodzinnego flirtu, prawda? - Daj spokój i tak jesteś śliczna - mruknął, trochę bardziej panując nad swoimi słowami. To nie było tak, że tak nie uważał. Po prostu nie widział potrzeby mówienia tego na głos. On nie widział, ale był pewny, że dziewczyny czegoś takiego potrzebują. Nie chodziło mu też o to, żeby jego komplementy były pustymi słowami, o nie. Tak mógł mówić do każdej dziewczyny. To, co miał zamiar powiedzieć Angven powinno być wyjątkowe. Dzisiaj jednak chyba nic z tego nie wyjdzie, bo jego pochwała zabrzmiała tylko jak puste, nic nie warte słowa. - Idziemy? - spytał, wystawiając ramię w jej stronę, aby włożyła tam rękę. Musi poudawać trochę dżentelmena, prawda? Może nie oberwie tak mocno za to, co wydarzyło się na balu, jeśli będzie miły, o wiele milszy niż do tej pory? Ruszyli wolnym, spacerowym krokiem w stronę młynu. Miał nadzieję, że jego żołądek od ostatniego razu przyzwyczaił się już do takich atrakcji i jego treść nie postanowi wyjść sobie na spacer. - Czy ja kiedykolwiek złamałem czyjeś serce? - zapytał z chytrym uśmieszkiem, udając idiotę. Powiedzieć jej czy nie? Właściwie, nie było o czym mówić, jednak jego dobra część uważała, że lepiej powiedzieć jej o rozmowie z Cheyenne. Ta gorsza część postanowiła zataić tą informację tylko dla siebie, skoro nie było to nic, kompletnie nic, istotnego. - Szczerze? Odpoczywałem od tych wszystkich miłosnych gierek - dodał z zadowoleniem. Było to odrobinę aluzją do ich ostatniego spotkania. Subtelną, ale zawsze coś.
-Oczywiście, że wiedziałam... Ja wiem wszystko.-Zaśmiała się i pokiwała powoli głową, jakby dla potwierdzenia tych słów. -Nawet tych rzeczy, których Ty nie wiesz, że ja wiem.-I kolejny, dziwny, zbyt pewny siebie uśmieszek pojawił się na jej wargach. A zachowywał się niemiło? Nie w jej interesie to oceniać, a jeżeli jedna dziewczyna mogła na niego w taki sposób wpłynąć. Cóż, powodzenia. Nigdy nie podejrzewałaby właśnie jego o to, że tak łatwo da się omotać jakiejkolwiek dziewczynie. Ha! Półgodziny wystarczą najlepszej specjalistce w tej dziedzinie, spokojnie. Komplementy? Nie musiała być nimi obsypywana, nie była jakąś smutną siedemnastolatką, która chowa głowę pod poduszkę ilekroć ktoś do niej podejdzie i zacznie z nią rozmowę, oczywiście, jeżeli jest to osoba płci przeciwnej. Nie czuła takiej potrzeby, aby słyszeć komplementy z czyiś ust... To się nazywa po prostu pewność siebie. Albo coś innego, jednak pokrewnego. Więc niech się tak nie trudzi, nie musiał się wysilać aby cokolwiek powiedzieć na temat tego, jak dziś wygląda... Czy ładnie, czy jej to pasuje... Poza tym, z doświadczenia już wie, że faceci rzucają komplementami na prawo i lewo, zwykle coś się za tym kryje. Udobruchanie dziewczyny lub po prostu czegoś chcą... A to dobry sposób aby wkupić się w łaski jakieś panny. -I chyba nie wspomniałam, że ostatni raz byłam na tym młynie w wieku sześciu czy pięciu lat?-Uniosła lekko brwi, a dalej można by było snuć historie, dlaczego to było tak dawno temu. Była święcie przekonana, że winą tamtego zajścia była wata cukrowa i inne słodkości, które w tamtym czasie zdążyła pochłonąć. Oczywiście chyba żartował z tym całym udawaniem dżentelmena czy też miłego... Nie chciała aby robił coś takiego, przecież jest w stanie znieść każdy humorek. A jeżeli ktoś udaje w jej towarzystwie, męczą to również i jej osobę. Zaśmiała się-Nie mam bladego pojęcia, jednak chętnie się dowiem-Powiedziała i spojrzała na niego, mówiąc całkowicie poważnie. Nie powie, że ją to nie interesuje... Raczej by o tym nie wspominała... Nie widziała w tym nic złego. A cóż takiego działo się podczas tej fascynującej rozmowy? Wyznał jej miłość? Całowali się? Nawet gdyby... Co z tego? Nie podpisała go, nie był jej własnością i nie chciała również aby czuł się w obowiązku informowania jej o wszystkim co robił. To było jego życie. Chyba, że chciał to zrobić, to już inna sprawa. -Miłosnych gierek?-Uniosła lekko brwi. Zrozumiała aluzję, jednak nie rozumiała czemu nawiązał akurat do tego co się wydarzyło na balu. Wyjęła z kieszeni dwa bilety i lekko się uśmiechnęła, wcześniej zdążyła już je kupić... Miała dużo czasu przez ostatnie kilka dni. Jedno szczęście nie było ruchu... Niektórzy wolą siedzieć w domach, w sumie to i lepiej, nie przepadała za tłumami. -Pamiętasz chyba, kto zaczął? -Spojrzała na niego a jej mina wcale nie mówiła, że ma wobec niego wyrzuty sumienia... Czy coś w tym stylu. W tej kwestii, był z niej bezproblemowy człowiek...
Skwitował tylko lekkim skrzywieniem słowa Angven, dotyczące tego, że wszystko wie. Może i wie, ale to przecież dobrze, prawda? Przynajmniej nic nie pozostaje w tajemnicy i to, że z nim rozmawia, zależy tylko od niej, ona zna całą prawdę. Doskonale wie, jakim jest facetem i wie, że próbuje się powoli zmienić, a co z tego będzie? Wpakowała się w to już wcześniej, więc teraz nie ma prawa narzekać. Wiedziała dokładnie co bierze. Komplementy? Owszem, są w stylu Tannera, jednak nie usłyszy się ich od niego zbyt często. Mówi je, jeśli wie, że zabrzmią szczerze. Przynajmniej osobom, na którym mu chociaż odrobinę zależy, a tak dokładnie było z panną Shay. Więc.. najlepiej jeśli na chwilę powstrzyma się od mówienia tych miłych słówek i zrobi to dopiero, gdy będzie pewien, że nie jest to ani odrobinę naciągane. Tak będzie chyba sprawiedliwie, prawda? - Nie, nie wspominałaś. I jak wspomnienia? - uśmiechnął się lekko, słysząc jej komentarz. Chyba ich wspomnienia były podobne, nie wiedział więc, dlaczego zdecydowali się przyjść tutaj jeszcze raz. - Po raz ostatni gdy byłem w tym miejscu, zwymiotowałem - ostrzegł dziewczynę, unosząc ręce do góry, jakby chciał powiedzieć, że jeśli się to powtórzy, to jest usprawiedliwiony, bo dobrze wiedziała o tym, że wcześniej też tak było. Przekręcił głowę w momencie gdy doszli do samego młynu, uśmiechając się z lekkim strachem. Tanner się czegoś bał? A jednak! Nienawidził takich mugolskich wynalazków, a jednak zdecydował się tu przyjść.. powoli zaczynał tego żałować. - Tak? Bo wydaje mi się, że tamten koleś, obrażając mnie - mrugnął do niej wesoło. Zaczęła się rozmowa, prawda? To ta, której powinien się bać, bo dobrze wiedział, że i on, i Angven są strasznie uparci i raczej nie da się tego obejść. Chłopak z pewnością nie zmieni zdania, jest Ślizgonem, to do czegoś zobowiązuje, prawda? Nie odezwałby się do tego żółtodzioba, gdyby tamten pierwszy go nie zaczepił. Był facetem, walczył o swój honor, cóż, trudno. Albo panna Shay to zrozumie, a powinna, bo chłopak był pewien, że zachowałaby się podobnie, a na pewno nie odeszła bez żadnego słowa, albo nie zrozumie i wtedy mogą kłócić się o tą głupotę bez końca. No chyba, że zaakceptują, że każde z nich ma inny pogląd na tą sprawę i dadzą sobie spokój z przekonywaniem drugiego, że to właśnie to pierwsze ma rację. To jednak trzy wyjścia, trzecie jednak nie jest ani trochę prawdopodobne.
Przecież to był jedynie niewinny żarcik, nie wiedziała, że jej słowa aż tak na niego wpłyną. Oczywiście, że nie wiedziała wszystkiego. Jedynie tak mówiła, co nie oznaczało, że tak jest. Bądźmy realistami, gdyby brać to naprawdę dosłownie... Nikt nie wie WSZYSTKIEGO. A to, że wiedziała co brała... Nie znają się przecież aż tak dobrze, nie mogą siebie nazwać nawet kimś więcej niż tylko kumplami... Nie wiedziała dokładnie na czym stoi, jednak ta niepewność się jej całkowicie podobała. Nie chciała wiedzieć wszystkiego, bo największą radość czerpie się z niespodzianek... Przynajmniej ona próbuje wyciągnąć coś dobrego z każdej sytuacji. Co się będzie dziewczyna martwić na zapas. Niech mówi co mu ślina na język przyniesie, nie mówi tutaj już o tych komplementach. Chciała wiedzieć o czym myśli, bo jeżeli on jej na to nie pozwoli... Nigdy nie dojdą do porozumienia czy też nawet nie zrozumieją się nawzajem. Brak komunikacji jest do bani. A Ang szczyciła się swoją szczerością. Czasem szczera aż do bólu. -Cóż, tatuś musiał odkupić pewnej pani bardzo drogi płaszcz... Albo to było futro?-Wzruszyła lekko ramionami i zaśmiała się.-To wszystko wina tego, że mój żołądek pochłania wszystko! Gdyby nie on... Pewnie wszystko potoczyłoby się inaczej.-Uśmiechnęła się na wspomnienia ciepłego ciasta, waty cukrowej, lukrecji, lodów... I wielu, wielu innych dobroci. Choć ten żołądek bez dna został jej do dzisiaj. Weszli do młyna i z zadowoleniem stwierdziła, że nie ma tutaj innych ludzi. Dzieci biegające w tą i w drugą stronę są urocze ale teraz chciała cały swój czas poświęcić mu... Takie zadośćuczynienie za bal. Uśmiechnęła się szeroko.-Zwykle wymioty biorą się od tego, że patrzymy w dół i zdajemy sobie sprawę z tej wysokości... Więc.-Usiadła po turecku na drewnianej ławce, która była dosyć szeroka, tak aby on mógł usiąść przed nią. Szkoda, że nie było oparć ale jakoś sobie poradzę. Gdy chłopak usiadł przed nią, uśmiechnęła się.-Będziesz patrzył w jeden punkt.-Ujęła jego twarz w swoje dwie, drobne i zimne łapki, tak aby mógł patrzeć na nią. Uśmiechnęła się szeroko.-Gwarantuje zero rewolucji żołądka. Chyba, że tak reagujesz na mnie-Pokazała mu język. Zaśmiała się cicho i uniosła lekko brwi, czyli zaczynamy zabawę? -Ja nie uważam, że on postąpił słusznie... Obydwoje zachowaliście się jak dwa samce alfa, które chcą zaznaczyć swoje terytorium i trofeum... Okey, róbcie to, jednak nie przy mnie. Nie bawią mnie takie akcje.-Mruknęła.-Uważam to za dziecinne i głupie... Choć widzę w tym cień słodkości... Chyba.-Uśmiechnęła się lekko. -Mogłeś być mądrzejszy i odejść... Bo wchodzenia z takimi ludźmi w rozmowę jest bezsensowne. I wcale nie wychodzisz wtedy na tego wygranego.-I honor? Raczej ego. Zawsze starała się zrozumieć wszystkie strony. Nie postąpiłaby inaczej, gdyby miała drugą taką możliwość.-Poza tym, byłam na balu z tamtym kolesiem... Oczywiście mogłam z Tobą porozmawiać... Ale zrobiliście raczej z tego pokaz.-Powiedziała spokojnie i zaczesała włosy za ucho.
Niespodzianki to była także zdecydowanie jedna z ulubionych rzeczy Tannera. Nienawidził nudy i monotonności. Dobrze, że nie było tak między nimi. Nie chciałby znać dziewczyny na wylot, przewidywać każde jej słowo i ruch. O wiele lepiej jest tak, jak jest teraz, kiedy wszystko jest spontaniczne i niezaplanowane. Tak samo to dzisiejsze wyjście. Kto by przypuszczał, że jeszcze kiedykolwiek się tutaj pokaże, prawda? I o to chodzi! Nie może być nudno, nuda jest zła i zabija wszelkie relacje międzyludzkie, robi z nich leniwe kluchy, które później do niczego się nie nadają. - W takim razie, co my tutaj robimy? - zaśmiał się, słysząc, że dziewczyna miała dokładnie takie same przeżycia jak on. - Czułem to samo, jednak.. moi rodzice nie zamierzali odkupić nikomu ubrania - zaśmiał się histerycznie na samą myśl o tym. Jego ojciec prędzej zrzuciłby tego mugola z diabelskiego młynu, niż cokolwiek mu kupił. O nie, biedaczek, na którego zwymiotował Tanner nie mógł na to liczyć. Przestraszył się, o ile chłopak dobrze pamiętał, na sam widok jego ojca, który stał nad nim i swoją posturą starał się pokazać mu, że nie powinien się odzywać. Chyba po nim Chapman odziedziczył te metody, niestety. Gdy znaleźli się w środku jednego z "wagoników" chłopak zobaczył z dezorientacją, że nie ma oparcia. Cóż, trudno, jakoś będzie trzeba przeżyć tą jazdę. W końcu to tylko kilka minut, prawda? Usadowił się na ławeczce naprzeciwko dziewczyny, uśmiechając się do niej lekko, gdy ujęła jego twarz w dłonie. Przyjemne uczucie. Spojrzał jej w oczy i nie mógł powstrzymać się od szerokiego uśmiechu. - A nie powinienem przypadkiem podziwiać widoków? - tak właściwie, najpiękniejsze widoki miał dosłownie przed sobą, ale przecież mógł sobie pożartować, prawda? Nie miał ochoty odrywać od niej wzroku. Na szczęście ludzi nie było dużo, toteż mieli "wagonik" tylko dla siebie, co dawało im możliwość swobodnej rozmowy. Dopiero teraz dostrzegł jednak, że nie zdoła stąd uciec, odejść, będzie musiał ROZMAWIAĆ. To straszne dla takiego aspołecznego człowieka jak on. - Mnie też nie bawią - mrugnął do niej, zastanawiając się, co może mieć jeszcze na swoją obronę. - Mogłem zrobić wiele rzeczy, ale zrobiłem akurat to, co uważałem za słuszne - wzruszył tylko ramionami, cały czas patrząc dziewczynie w oczy. Rozumiał, że poczuła się głupio i nie spodobała jej się ich wymiana zdań, jednak.. naprawdę uważała, że to wina Tannera? Jego zdaniem nie mógł sobie pozwolić na taką odzywkę i zdania chyba prędko nie zmieni, niestety albo i stety. - Nie ma co o tym dyskutować. Nie potrafię odejść, jeśli ktoś mnie obraża i to się nie zmieni - powiedział jeszcze bardziej stanowczo, zerkając na dziewczynę kątem oka. Wzrok uciekł mu w stronę widoków, ponieważ powoli zaczęli się unosić. Nie było porównania z lataniem na miotle, jednak zobaczyć Londyn z tej perspektywy.. to mogło być ciekawe.
To byłoby straszne gdyby ktoś poznał ją tak całkowicie. Wiedział dokładnie o czym w danym momencie pomyślała, co czuła robiąc to a to... Porównuje się to do nagości. "Obnażeni" przed innymi... Czy coś takiego. Jej zdaniem było to coś więcej, skoro ktoś wie, dokładnie co nam w środku siedzi jest to odkrycie siebie ale od wewnątrz... Tak jakby ktoś wypruł nam wszystkie flaki i w spokoju je sobie oglądał, potem to zostawia... Nawet nie wkładając tego co wyjął to środka. Dziwne porównanie Ang, choć czy można to nazwać jakimś porównaniem? Mmm. Nieważne. Myślisz o wypruwaniu ludzkich wnętrzności... To chore. -Lubię wyzwania... Poza tym, jest to nawet ładny widok.-Uśmiechnęła się szeroko i wskazała głowę na to, co było widać przez szybę. Oczywiście, chodziło jej o ten widok, który nadejdzie gdy będą na samej górze...-Mój ojciec oczywiście uniósł się dumą... Nie był jednak na to przygotowany... Nie wiem czy bardziej panikowałam ja, czy on... Był to jednak jeden z tych nielicznych momentów, gdy pokazał uczucia... -Uśmiechnęła się, jednak był to bardziej zamyślony uśmiech.- Poza tym, futra sporo kosztują i coś mi się wydaje, że tamta pani walczyłaby do ostatniej norki, która byłaby na tym świecie.-Pokiwała powoli głową i lekko zadrżała. Przypomniała jej się sucha i dziwnie łuszcząca się skóra tamtej kobiety. Uh. Ojciec wolał dać już sobie z tym spokój, a raczej aby tamta babka odeszła. Nigdy nie zwracał większej uwagi na innych ludzi. Był chłodny i zdystansowany. Do wszystkie podchodzi tak profesjonalnie... Jednak w momencie, gdy widział w jakim to jest stanie i szukał jej nowych ubrań... Widziała, że już się za niczym nie chował. Nie ukrywał tego o czym myślał. Jeden z momentów, które wspomina z uśmiechem... Nie licząc tego, jaki był powód tej sytuacji. Szybko powróciła do rzeczywistości, nie chcąc za bardzo teraz do tego wracać. Uśmiechnęła się do niego. Jej to uczucie bardzo się podobało, może dlatego przez długi moment nie zdejmowała rąk z jego policzków? Po chwili jednak ponownie wsadziła je do kieszeni bejsbolówki. -Masz tutaj niepowtarzalny widok!-Zaśmiała się i uderzyła go lekko w ramię.-Wielu by za to zabiło.-Powiedziała i pokiwała głową, przekonana co do swoich słów. Potem jedynie pokręciła głową, pozwalając aby włosy spłynęły na jej twarz i zakryły jej widok. Przegryzła wargę i cicho westchnęła. Teoretycznie nie muszą rozmawiać... Mogła pomilczeć i w spokoju podziwiać to, co jest jej oferowane. Tylko czy on tego chce? Oczywiście, jest też inna opcja, prawda? Ekhm. -Dobrze... Rozumiem.-Powiedziała i uśmiechnęła się lekko.-Nie będę kwestionowała tego, co uważasz za słuszne. Chcę tylko abyś wiedział, co ja o tym myślę...-Wzruszyła lekko ramionami.-Nie zamierzam Cię zmieniać czy coś takiego.-Zaśmiała się, jakby to było naprawdę niedorzeczne. I czy on jej słuchał? NIE UWAŻAŁA, ŻE TO JEGO WINA! Uśmiechnęła się lekko i oparła podbródek na dłoni. -I jak podobają Ci się widoki? -Spytała spokojnie.-Potem to już Ty nas pokierujesz. O ile będziesz chciał gdzieś ze mną jeszcze iść.-Uśmiechnęła się i spojrzała na Tanner'a. Nie będzie mózgiem całej tej operacji, może chłopak też się jakoś wysili.
Zaśmiał się cicho na słowa dziewczyny, zastanawiając się jakim cudem pamięta takie szczegóły. On pamiętał tylko tyle, że jak najszybciej chciał stąd zejść i wrócić do Bułgarii, coby więcej nie być zmuszonym do wchodzenia na takie atrakcje. Bo jeszcze wtedy nie mieszkali w Londynie. Przyjechali tu w odwiedziny do znajomego ojca, przy okazji fundując sobie wycieczkę po mieście. No i jak mogliby nie zobaczyć jednej z głównych atrakcji, prawda? London Eye to było coś, co znać musiał każdy, kto kiedykolwiek przekroczył progi tego miasta. Wolałaby nigdy tu nie wchodzić, chciałby, żeby jego pierwsze wspomnienie z tego młynu było tym, co przeżywa teraz, będąc tu z Angven. - Masz znakomitą pamięć - pochwalił ją, jednak nie do tego zmierzał. - To było dla Ciebie tak ważne zdarzenie czy po prostu zawsze pamiętasz każdy szczegół? - spytał z zainteresowaniem, kładąc dłoń na policzku dziewczyny i przesuwając ją delikatnie wzdłuż brzegów jej twarzy. Miała taką delikatną w dotyku skórę. Gdy tak ją głaskał, wydawała mu się taka bezbronna i krucha.. Całkiem inaczej niż w rzeczywistości. Wjechali na sam szczyt i Tanner na chwilę oderwał wzrok od oczu dziewczyny, wstając powoli i podchodząc do szybki. Wyciągnął zachęcająco rękę w stronę panny Shay, czekając na jej uścisk. Chciał, żeby także wstała i dobrze przyjrzała się temu cudnemu widokowi, ponieważ przez długi czas tu nie wejdzie, a już na pewno nie z nim. - Cieszę się - powiedział, cmokając ją delikatnie w policzek. - Szanuję Twoje zdanie i następnym razem może wezmę je pod uwagę - wyszczerzył zęby w złośliwym uśmiechu, jednak zaraz później parsknął zwykłym śmiechem, zerkając na nią z ukosa. Nie chciał przegapić ani jednego momentu, gdy znajdują się na samej górze, jednak nie było to łatwe. Nie mógł się powstrzymać, żeby co chwilę nie spoglądać na dziewczynę, coby sprawdzić jaką ma minę i jak podoba jej się ta atrakcja, którą sama wymyśliła. Jak podejrzewał, dzisiaj, wjeżdżając tu, czuł się zupełnie dobrze. Nie mdliło go, nie zbierało na wymioty.. widocznie wtedy lody z bitą śmietaną nie były dobrym pomysłem. A może mija to z wiekiem? Mało istotne, ważne, że mógł podziwiać krajobraz, bez przejmowania się tym, że zaraz zwymiotuje na kogoś z jego "wagoniku". - Dla mnie bomba, a co Ty o tym sądzisz? - spytał, po raz kolejny zerkając w stronę dziewczyny. On naprawdę był zachwycony. Było to widać w jego oczach. Londyn od tej strony dał się lubić. Po raz pierwszy od długiego czasu poczuł się tutaj jak u siebie, w Bułgarii. Czuł spokój, którego dawno nie zaznał. - Oczywiście, że nigdzie z Tobą nie pójdę, zostawię Cię na środku tego ogromnego placu i ucieknę - zaśmiał się cicho, opierając głowę na jej głowie. Teraz tak łatwo jej stąd nie wypuści. Co prawda, dużo jeszcze brakowało im do bycia parą, ale takie oczekiwanie było jeszcze lepsze od samej miłości. Motylki w brzuchu i te sprawy. Chyba każdy wie o czym mówię.
Też się dziwiła, że tak to dobrze wszystko zapamiętała. Jednak znała ten powód. Czas spędzony z ojcem był, no i jest, na wagę złota. Niezbyt często wychodzi z swojego biura, jak już wyjdzie przechodzi do tego drugiego, który jest u nich w domu. Przedstawia tę sprawę z tej strony, jednak tylko nieliczni wiedzą jak bardzo wiele wysiłku wkłada w to wszystko. Firma i ten cały bajzel z nią związany, to całe jego życie. No i była jeszcze ona. Nigdy do końca nie dowie się, co tak naprawdę się stało... Gdzie jest jej matka i czy w ogóle jeszcze żyje... Jej ojciec to trudny człowiek. Bardzo skomplikowany na pozór, jednak całkiem prosty w użyciu. Nauczyła się po prostu doceniać chwile, które mogła z nim spędzić. To był niemalże przywilej. Choć jako mała dziewczyna, wcale tak o tym nie myślała. Wtedy tak powinno być. Uśmiechnęła się lekko. -I to i to.-Powiedziała spokojnie i wzruszyła lekko ramionami.-Myślę, że każda chwila jest warta zapamiętania.-Uśmiechnęła się szeroko. To było... Całkiem miłe... I takie delikatne. Jakby starał się nie zrobić jej niczego złego, jakby naprawdę była krucha i zaraz miała się tu rozpaść. To Tanner potrafi być taki czuły? Czy to jedynie jej wpływ? Tak, Ang, myśl, że wszystko to twoja zasługa. To się chyba nazywa podbudowanie własnej samooceny. Choć co tutaj podbudowywać? Podążyła za nim wzrokiem i uniosła lekko brwi. Miała podejść do tej wielkiej szyby? Zawsze miała dziwne wrażenia, że gdy podejdzie bliżej... Szybka nagle zniknie. Z wahaniem i lekkim ociąganiem, zeszła z ławki i chwyciła jego wyciągniętą dłoń. Podeszła bliżej szyby i uśmiechnęła się szeroko na widok tego, co zobaczyła. Inaczej to zapamiętała... Zaśmiała się.-Następnym razem oberwiesz od razu bo otworzeniu ust.-Powiedziała i spojrzała na Niego.-I nie myśl, że zawsze będę taka wyrozumiała... Potrafię zrobić prawdziwy armagedon... O ile trafisz na nie ten dzień.-Zaśmiała się i pokiwała głową. Wtedy współczuła każdej przypadkowej osobie, która znajdzie się w polu rażenia. Tak właściwie to znał ją jedynie z tej strony, która jest raczej bezproblemowa. Gorzej jak trafi na te dni, kiedy nawet stać obok niej się nie da. A najzabawniejsze jest to, że niczym nie da się tego wytłumaczyć. Po prostu miała coś z głową. Tego nie zrozumiesz, wszyscy próbowali. -W końcu to był mój pomysł, tak?-Zaśmiała się. I widziała to, że był zadowolony. Jej pomysł nie był niewypałem? Super. Choć planowanie takich wypadów, jest strasznie męczące. Trzeba być pewnym tego, co się wybiera... A jak już ją troszkę poznasz wiesz, że nie lubi planować. Nigdy nie było jej to jakoś do szczęścia potrzebne. Powiedziałaby nawet, że bez tego żyje się o wiele lepiej... Lżej? Otworzyła szeroko oczy i spojrzała na chłopaka. Oczywiście, że zdawała sobie sprawę z jego żartu. Niech jednak on o tym nie wie. Sama powiedziałaby to sama na jego miejscu. Nie wyszłoby to udawanie jej na dobre więc jedynie się szeroko uśmiechnęła. Zawiesiła dłonie na jego szyi i zaśmiała się. -W takim razie nici z mojego planu... A uwierz mi, było w tym planie kilka miłych niespodzianek.-Puściła mu oczko i oparła się ramieniem o szybę. Wzruszyła lekko ramionami i uśmiechnęła się szeroko, jakby za tymi słowami i uśmiechem kryło się to co naprawdę miała na myśli. Cóż... Co do niespodzianek... Nic nie powie! W końcu chce ją tu zostawić.-Podejrzewam, że znajdzie się paru ochotników, którzy chętnie zajmą mi czas.-Posłała mu spojrzenie, które aż krzyczało słowo "wyzwanie". Oj, nie poddawała go żadnej próbie, co to, to nie. Czasem po prostu lubiła się bawić, to troszkę straszne... Choć przyjemne.
Zrozumiał, że nie powinien ciągnąć dalej tego tematu. Po co zaraz na samym początku znajomości mają opowiadać sobie intymne szczegóły ze swojego życia? Skoro nawet nie wiadomo czy ta znajomość przetrwa więcej niż tydzień? Kiedyś, za jakiś czas, gdy będą już pewni tego, że nie jest to zwykły flirt, przyjdzie czas na poważniejszą rozmowę o ich uczuciach i tak zwanych powszechnie "doświadczeniach życiowych". Jednak jeszcze nie teraz. Nie warto psuć tego, co ma być lekki, łatwe i przyjemne. Trzeba się zabawić, ot co. - Nie uważam tak. Po co pamiętać te złe chwile? - spytał, uśmiechając się do niej lekko i odwracając wzrok na widoki, które widzieli za szybą. Ich przejażdżka dobiegała już końca, wagoniki zniżały się coraz bardziej, trzeba było wrócić do ponurej rzeczywistości. Wielka szkoda, że przyjemne chwile trwają zawsze tak krótko. Co do tego, że panna Shay przypisywała sobie zasługę aktualnego zachowania Tannera - może nie była to do końca tak wielka bajka, jak sobie wyobrażała? Chłopak naprawdę nigdy taki nie był, ostatnio tylko zaczęło się z nim dziać coś dziwnego. No i oczywiście nie zawsze, gdy Angven przy nim nie było, stawał się znów wrednym Ślizgonem, który nie znał granic i umiaru. Nie udawał, żeby wzbudzić w dziewczynie zainteresowanie swoją osobą, po prostu tak na niego działała. Dla niej chciał być chociaż trochę lepszy. Czy mu wychodziło? Pytanie, na które nikt nie zna odpowiedzi. - Nie sądzę, żeby był następny raz. Na kolejny bal zaproszę Cię jako moją partnerkę i nie będziesz miała żadnego wyjścia. Będziesz musiała się zgodzić czy tego chcesz, czy nie - zaśmiał się pod nosem, zerkając na jej minę. Kolejna rzecz, której nigdy nie robił. Nie sprawdzał jak ktoś reaguje na to, co powie. Nigdy. Miał głęboko w nosie zdanie innych ludzi, z tą dziewczyną było inaczej. Oczywiście to co powiedział było żartem, jednak jego żarty ludzie odbierają różnie, a więc wolał się upewnić czy wszystko jest w porządku. - Oh, daj spokój. Zabiorę Cię w takie miejsce, w którym jeszcze nigdy nie byłaś. To będzie najlepsza randka na świecie - byli na randce? Nigdy tego nie ustalali, w jakim charakterze tak naprawdę się spotykali? Chłopak pomyślał, że subtelne wplecenie w zdanie tego wyrazu w zdanie i sprawdzenie reakcji dziewczyny na jego słowa da mu odpowiedź na to pytanie. Bo po co zapytać się wprost, prawda? Trzeba przecież komplikować sobie życie, nie można go zbytnio ułatwiać, bo byłoby nudne. Wzmiankę o kilku innych kandydatach skwitował milczeniem i lekkim uśmieszkiem. Nie chciał wracać do tego tematu, więc postanowił nie odpowiadać na takie zaczepki. W zamian za to objął dziewczynę ramieniem, tak, że oboje stali przodem do szyby, mogąc swobodnie obserwować widoki przed nimi.
Oj, tylko niech ktoś spróbuje odebrać zabawę Ang, nie pozbiera się po tym fatalnym błędzie. Nie widziała sensu aby musiała opowiadać o tym, co czuła i wgl, właśnie w tamtym momencie. Tyle. W końcu to nic takiego, dla niej może i było to ważne... Ale co inni mają do tego? W końcu nie wszystkimi rzeczami dzielimy się z ludźmi. -Możemy wyciągnąć z tego jakąś przestrogę? Na następny raz nie popełnisz tego same błędu. Zawsze uważałam, że to te przykre chwile nas tworzą i uczą...-Wzruszyła lekko ramionami. Tak właśnie uważała... Mamy co do czego porównać, tak? Bo jeżeli spotykają nas jedynie te dobre i miłe chwile, niczego się nauczymy... Bo nic nie jest łatwe i przyjemne... Taka "ochrona", w niczym nam nie pomoże. Wręcz przeciwnie, niszczy nam całą zabawę. Już za chwilę kończy się ich wspaniała przejażdżka? Czas naprawdę szybko leciał, w końcu jeszcze niedawno temu wchodzili do środka pełni obaw tego co się stanie gdy znajdą się na samej górze. Nie chciała jakoś szczególnie na niego wpływać, o ile jemu samemu to się nie podobało. Nie zamierzała go zmieniać, wręcz gardziła ludźmi, którzy w jakiś sposób próbują dokonać podobnych zmian... Człowiek jest jaki jest. Albo to zaakceptujesz albo spadaj. Mm, to całkiem... Miłe. To co mówił, że chciał być choć troszkę lepszy... Jeżeli mu to pasowało... Tak właśnie czuł. Z tym już nic nie mogła zrobić. Mogła jedynie zapewniać Tanner'a, że woli go takiego jakim jest. -Czy mam to uznać za obietnicę?-Uniosła lekko brwi i spojrzała na niego wymownie. Zaśmiała się po chwili i dźgnęła go lekko między żebra.-Nie będę miała wyboru? A jak się sprzeciwie?-Spytała i spojrzała na niego, znów z tym błyskiem w oku, który jawnie wyzywał chłopaka. Lubiła się droczyć... Albo przynajmniej zobaczyć co odpowie lub jak zareaguje. Niech nie myśli, że zawstydzona odwróci głowę czy coś takiego. Oj nie, ona nie była tego typu dziewczyną. Lubiła wyzwania... I uznała Go za godnego przeciwnika. -I ani trochę nie jesteś zainteresowany niespodziankami? Pf.-Zaśmiała się i oparła łokieć na jego ramieniu. Musiała troszkę podnieść się na palcach aby to zrobić, jednak ostatecznie wyszło całkiem nieźle.-Randka, powiadasz? Nie pamiętam abym się na coś takiego zgadzała.-Powiedziała i udała poważną minę, jednak kąciki jej ust lekko drżały, jeżeli tak dokładnie ją obserwował musiał to zauważyć. Tak, czasem powaga jej nie wychodzi... W sumie mało kiedy jest poważna. To byłaby raczej nie ona. Wymowne milczenie? Czyżby nie chciał się na ten temat wypowiadać? Oh! A ona liczyła na jakieś docinki czy nawet lekki pokaz zazdrości, chociażby dla zabawy. No nic, podejrzewała, że jeszcze nadarzy się wiele podobnych sytuacji. Zaśmiała się i chwyciła prawą ręką tyłu jego kurtki. Widok był niezły, trzeba przyznać. -Dobra, koniec tego dobrego.-Zdjęła jego ramię i puściła mu oczko.-... Bo jeszcze wezmą nas za chorobliwie zakochanych... Ble.-Powiedziała i zrobiła minę dziewczynki w wieku pięciu lat, która jest zniesmaczona pomysłem całowania chłopaka i całej tej reszty. W sumie, to nawet nie wierzyła w jakąś szczególną więź, którą teraz nazywają miłością... Ona po prostu dobrze się bawiła. Jak zawsze. Czerpała jak najwięcej z tego co dostawała.