Jedna z opuszczonych klas została w pełni zagospodarowana dla ambitnych uczniów mających chęć opanowania zaklęcia patronusa. Wszystkie ławki zostały stąd wyniesione, zaś jedynym wyposażeniem klasy zostały stare, liczne i wysokie szafy. Każda z nich nieustannie kolebie się, jakby coś wewnątrz próbowało się z nich wydostać. Przeraziło to niejednego pierwszaka, będącego pewnym, że wewnątrz grasują wyjątkowo niebezpieczne duchy. Nic bardziej mylnego! Boginy, bo to one zamieszkują to pomieszczenie, na pewno nie wyrządzą nikomu wielkiej krzywdy, poza ewentualnym wywołaniem przeszywającego strachu! Natomiast Ci starsi uczniowie, doskonale wiedzą, kto tu mieszka i jak mogą to wykorzystać. Bowiem każda z tych magicznych istot zaczarowana została tak, że po otwarciu drzwiczek szafy nie wyłania się z nich to, czego najbardziej obawia się przeciwnik, a za każdym razem jest to wysoki, unoszący się dementor.
Kurs - zaklecie Expecto Patronum
Do kursu przystąpić mogą uczniowie znający już w pewnym stopniu Zaklęcia i Uroki, jak i Obronę Przed Czarną Magią. Kurs naucza zaklęcia Expecto Patronum. Jeśli pomyślnie zdasz kurs, sam wybierasz formę, jaką przybrał Twój patronus.
WYMAGANIA:
• min. 15 pkt Zaklęcia i OPCM, chyba że naucza cię ktoś, kto osiągnął próg specjalny w zaklęciach i OPCM (konieczny wątek na 6 postów) • Jeśli grasz studentem, ale chcesz, aby nauka odbywała się, gdy byłeś uczniem, zaznacz to w poście • kurs darmowy w każdym podejściu • punkty nie przysługują
Rzuć kością w temacie do losowania i uwzględnij swoje wyniki w pisanym poście:
1 - Bogin powoli wyłonił się z szafy i gdy tylko go ujrzałeś, zupełnie zapomniałeś, że nie masz do czynienia z prawdziwym dementorem... Stanąłeś jak osłupiały, a stwór już zaczął szybować w twoim kierunku. Przerażanie malowało się na twojej twarzy i już dzielnie chciałeś unieść różdżkę, gdy jedyne, na co się zebrałeś, to głośny krzyk i szybka ucieczka z tej klasy. Nie poszło Ci najlepiej, a serce dygocze Ci jak oszalałe. Może napij się eliksiru uspokajającego i zabierz się za ćwiczenie tego zaklęcia, gdy będzie czuć się nieco pewniej...? Albo, w ogóle to odpuść, nikt na pewno by nie chciał, żebyś przedwcześnie osiwiał!
2 - Wdech wydech, dementor nie jest prawdziwy! Świetnie, o tym już pamiętasz, teraz pozostało Ci tylko skupić się na cudownym wspomnieniu, gdy przed tobą unosi się przerażający potwór gotowy namiętnie Cię ucałować, by wessać twą duszę. Łatwizna! Gorączkowo wertujesz myśli, próbując myśleć o tym, jak miło niegdyś spędzałeś czas, cicho wypowiadasz zaklęcie, celujesz i... udało Ci się wyczarować jakąś marną białą wstęgę, która znika w przeciągu sekund. No... jeszcze trochę ćwiczeń i wstęga na pewno zamieni się w patronusa, z resztą kto wie, może w twoim przypadku przybierać ona będzie kształt małej glizdy, wówczas możesz śmiało stwierdzić, że jesteś bardzo blisko celu!
3 - Expecto patronum, patronum expecto, to nie jest prawdziwy dementor, miłe wspomnienie... Kiedy stajesz na wprost lewitującego potwora, uświadamiasz sobie, że by opanować ten urok, trzeba pamiętać o naprawdę wielu rzeczach jednocześnie. Masz w zanadrzu wybrane wspomnienie, powtarzasz sobie, że to tylko bogin i jedyne co Ci pozostaje to wypowiedzieć zaklęcie broniące. Ze zdenerwowania mamroczesz je niewyraźnie pod nosem. To nie był najlepszy pomysł! Najwyraźniej nie wypowiedziałeś zaklęcia prawidłowo, bowiem nagle z twojej różdżki strzeliło pasmo wściekle pomarańczowego światła, uderzając w kilka szafek. Ze wszystkich zaczęły wyłaniać się boginy - dementorzy. Teraz to na pewno nic nie wyczarujesz! Przerażony uciekasz z klasy.
4 - Zaklęcie, bogin, wspomnienie - powtarzasz to niczym mantrę stojąc w gotowości, gdy dementor opuszcza szafę. W pierwszych chwilach stoisz, patrząc na niego, jakby czekając, aż urok sam się rzuci. Niestety twoja różdżka nie zamierza przejąć inicjatywy. Robisz głęboki wdech i skupiasz się na wspomnieniu. Zajmuje Ci to może odrobinę za wiele czasu, bo już zaczynasz czuć zamykającą się rękę bogina na twoim przedramieniu, jednak w porę przypominasz sobie, że pora odeprzeć atak. Wykonujesz machnięcie różdżką... i tak! Udało Ci się! Co prawda twój patronus jest prawie przezroczysty i wisi przed tobą około dwóch sekund, ale przecież teraz będzie tylko lepiej! Już wiesz jaki kształt przybiera twój obrońca, teraz wielokrotnie doskonal to zaklęcie w samotności, najlepiej spróbuj sięgać po mocniejsze, dobre wspomnienie, to powinno zaradzić twoim problemom. Zdobywasz zdolność wyczarowania patronusa. Tutaj możesz uzyskać dyplom.
5- Wiesz wszystko na temat tego zaklęcia, a przynajmniej tak Ci się wydaje. Wiesz doskonale, na czym się skupić, jaki ruch ręką wykonać, oraz jak poprawnie wypowiedzieć nazwę, wiesz nawet, które twoje wspomnienie jest wystarczająco silne. Teraz pozostaje to sprawdzić w praktyce! Bogin nadciąga, wahasz się tylko krótkie sekundy, zaraz wymierzając w niego odpowiednie zaklęcie. Wow! Twój patronus wygląda naprawdę nieźle! Jesteś tym tak bardzo podekscytowany, że omal nie podskakujesz. Niestety tracisz przy tym koncentrację i twój obrońca bezpowrotnie, zdecydowanie zbyt szybko, niknie. Jednak znasz drogę, wiesz co robić, by go wyczarować, miejmy tylko nadzieję, że równie dobrze pójdzie Ci w chwili prawdziwego zagrożenia. Zdobywasz umiejętność wyczarowania patronusa. Zgłoś się po dyplom tutaj
6 - Musisz być urodzonym mistrzem zaklęć. Ewentualnie na pewno poświęciłeś długie godziny, doskonaląc rzucanie tego uroku. Gdy tylko bogin pojawił się na horyzoncie, od razu wiedziałeś jak go unieszkodliwić. Patronus, którego wyczarowałeś znakomicie przegonił dementora, ba, ten aż w popłochu uciekł ponownie do szafy. Ale co więcej, twój doskonale wyglądający obrońca, najwyraźniej wcale nie zamierza tak szybko zniknąć. Stoi sobie w najlepsze w klasie, pozwalając Ci się dokładnie mu przyjrzeć. Chcesz wysłać komuś wiadomość za jego pomocą? Na pewno to dla Ciebie zrobi! Czujesz się tak pewny, że masz świadomość, iż nawet w prawdziwym zagrożeniu, zdołałbyś to bez problemu powtórzyć. Chyba masz talent! Po dyplom zgłoś się tutaj.
Każdy miał w życiu wzloty i upadki, a po to mieli tyle lat na edukację, aby opanować czarowanie w stopniu praktycznym, co miało oszczędzić kłopotów w dorosłym życiu. Gdyby zaklęcia tak eksplodowały, ustawa tajności byłaby zagrożona. Nessa nie miała do niego pretensji, ale była w stanie wyobrazić sobie jego irytację i rozczarowanie. Nie mogła go zostawić, nie po to zdecydowała się na karierę w edukacji, aby tylko wymagać. - Dobrze, rozumiem. Zaczniemy więc od początku, usiądź. - wskazała dłonią miejsce na podłodze przed sobą, trzymając książkę na kolanach i zerkając w spis. W takim wypadku najważniejsze były podstawy, jeśli miał problem z doborem odpowiedniego chwytu i odpowiednim kontrolowaniem magii przez różdżkę. Słuchała go ze spokojem, jej twarz nie wyrażała złości oraz zażenowania. Kiwnęła głową, wprawiając w ruch rude kosmyki włosów. - Przeczytaj pierwszy rozdział. -podała mu bliżej książkę, prostując się i kładąc ręce na kolanach, zaczęła kontynuować rozpoczętą wypowiedź. - Najważniejsze są fundamentalne prawa magii, ustanowione przez Adalberta Wafflinga. Są to ogólne zasady, z których pierwsza jest chyba najpopularniejsza i mówi " Jeśli zapragniesz manipulować najgłębszymi tajemnicami – źródłem życia, istotą ludzkiej natury – bądź przygotowany na najbardziej nieprzewidywalne, niezwykle groźne konsekwencje.". Mówi nam o tym, na czym nie powinniśmy stosować czarów i stanowi kręgosłup moralny czarodziejów. Przerwała na chwilę, dając mu dwie lub trzy minuty na doczytanie informacji z rozdziału. W jej spojrzeniu przemknęła nostalgia, dawno nie powtarzała samego początku. - Tak, różdżka musi być w przodującej ręce. Uścisk musi być pewny. Oprócz tego odpowiedni chwyt, który pozwala magii przepływać przez Twój transmutator. Kolejnym składnikiem, jak mówiłeś, jest koncentracja i świadomość tego, jakie zaklęcie chcemy rzucić. Musi być wyraźne zdefiniowane w naszym umyśle. Ostatnie składniki to odpowiedni ruch oraz wyraźna inkantacja. Jak wiesz, istnieje magia niewerbalna, ale do niej potrzeba trochę wprawy. Na następnej stronie masz rysunki poszczególnych chwytów — alfa, beta i gamma. Wiesz, czym się różnią? Mówiła wciąż ze spokojem i łagodnością, nieco wolniej, bo przekazywała dużo informacji, którymi mogła go zasypać. A nie chciała, żeby zginął w ich natłoku. Miała nadzieję, że wiedział o tym, że mógł pytać, o co tylko chciał w dowolnym momencie ich spotkania.
Postanowił posłuchać się polecenia wydanego mu przez nauczycielkę, nie tylko ze względu, że tak po prostu wypadało, ale dlatego też, że samemu wolał spędzić ten czas w wygodnej pozycji, która pomogłaby zredukować poziom stresu, który mógłby niepokojąco wzrastać wraz z trwaniem prywatnej lekcji. Powodem tego byłaby oczywiście niezdolność do udzielenia poprawnej odpowiedzi na dalsze pytania oraz coraz to większe zakłopotanie wynikające z tego faktu. Gdy już usiadł po turecku na ziemi, przyjął podaną mu książkę z rąk nauczycielki i zaczął wertować strony, na których zapisane były informacje o podstawach związanych z magią, słuchając przy tym jednocześnie co do powiedzenia na ten temat ma Lanceley. Jak się okazało, rzeczy, które wymienił zawierały się do poprawnych odpowiedzi, co oznaczało, że jednak nie zapomniał podstawowych rzeczy, co z kolei oznaczało, że nie było tak źle jak zakładał, że będzie. -Alfa to chwyt polegający na trzymaniu różdżki pomiędzy kciukiem, a resztą palców. Beta to to samo, tylko ręka musi przylegać do ciała i być uniesiona na wysokość transmutatora... A gamma... Gamma polega na tym, że jest taki sam chwyt jak w alfie, tylko luźniejszy chyba, no i łokieć jest wyprostowany.- miał nadzieję, że i tym razem udało mu się odpowiedzieć mniej lub bardziej poprawnie na postawione przez nauczycielkę pytanie. Czuł się pewniej, niż przy pierwszej odpowiedzi, ponieważ te trzy elementy były łatwiejsza do zapamiętania dla niego.
Zakłopotanie błąkające się po twarzy Juliusa było widoczne, jednak Nessa nie chciała w żaden sposób go zniechęcić lub ocenić. Mógł być słabszy z magii praktycznej na rzecz innych dziedzin, nie szkodzi. Każdy miał swojego konika. Ważne, że wykazywał chęć rozwoju i poprawy, a młoda Lanceleyówna była zdeterminowana, żeby mu pomóc. Westchnęła bezgłośnie, tkwiąc na podłodze w wygodnej pozycji siedzącej, milcząc, zerkała w jego kierunku. Mówił. Niekompletnie, ale sensownie. Wymieniał istotne czynniki do rzucenia prawidłowo zaklęcia, a więc nie było tak źle, jak z początku sugerował wyraz jego twarzy. Uśmiechnęła się pod nosem, zaczynając wykład i dając mu czas na przeczytanie rozdziały w podręczniku. - Zgadza się. Przy chwycie alfa, ręka musi być uniesiona w łokciu i być na wysokości obiektu, na który chcemy wpłynąć. Jest to wygodne do zaklęć i magii uzdrawiającej. Chwyt beta doskonale sprawdza się z transmutacją. Przy gammie ręka jest wyprostowana w łokciu, a transmutator znajduje się powyżej obiektu. - dopowiedziała w ramach ciekawostek, ale również zasugerować mu dokładniejsze położenie różdżki oraz skierowanie jej rdzenia.- Opowiedz mi, jakie znasz podstawowe ruchy różdżką, a potem spróbujmy prostego czaru. Zademonstruj mi.. Hmmm.. Falsis. Zastosuj właściwy chwyt, pamiętaj o płynnym ruchu i inkantacji. Kolejne polecenie chciała już powiązać z praktyką, bo teorie najlepiej się zapamiętywało właśnie przez nią. Miała na celu zachęcenie go, ale też chciała sprawdzić, czy tym razem nie nastąpi eksplozją. W razie czego przełożyła swoją różdżkę na nogi, gotową do użycia. Musiała zobaczyć jego postawę, wymowę, aby wybrać właściwie zaklęcia do powtórki lub nauczyć go czegoś, czego jeszcze nie znał, chociaż to drugie podejrzewała, że zaczną dopiero na następnych korepetycjach, jeśli takowe będzie chciał. - Musisz być pewny i świadomy efektu zaklęcia, który chcesz uzyskać. Magia sporo czyta z naszego ciała i wiedza o tym sprawia, że łatwiej będzie Ci w praktyce posługiwać się zaklęciami instynktownie. Jak je dobrze poznasz. - dodała jeszcze, obserwując podchodzącego do rzucania czaru Krukona, wolną dłonią zgarniając rudy kosmyk włosów za ucho.
Ucieszył się w środku, że tą rzecz zaliczył bezbłędnie. Były to podstawowe elementy, które w ogóle umożliwiały wyprowadzanie czarów. Przynajmniej udawało mu się do tej pory nie skompromitować, co było dobrym znakiem samym w sobie. Teraz z kolei musiał odpowiedzieć na prawdopodobnie ostatnie pytanie, a potem zaprezentować swoje umiejętności w praktyce. -No to jest taki kłujący, taki pukający i pukający kilka razy, a do tego dochodzą ruchy nadgarstkiem- miał nadzieję, że jednak więcej zapamięta, ale jego odpowiedź nie była aż taka zła. Może trochę zbyt ogólnikowa i potoczna, ale liczył, że trafił w sedno. Gdy skończył mówić, przeszedł do prezentowania Falsis. Postanowił wziąć do serca rady dane mu przez nauczycielkę i podejść z pełnym skupieniem do wykonania swojego zadania. Wstał z ziemi, stanął wyprostowany i płynnym ruchem ręki rzucił czar. -Falsis- powiedział trochę niepewnie inkantację, nie wiedząc dokładnie do czego służy to zaklęcie, nie miał po prostu do takich rzeczy pamięci, chociaż kojarzył, że jest to związane jakoś z tworzeniem realistycznych hologramów. Nie oczekiwał jakiś nadzwyczajnych sukcesów podczas rzucania tego czaru, ale nie spodziewał się, że po raz kolejny usmoli sobie twarz. Zaklęcie wybuchło od raz, gdy tylko jasny strumień, który miał być zaklęciem zaczął wydobywać się z końcówki różdżki. -Ma pani jakieś chusteczki czy ścierkę?- zapytał się, starając zetrzeć sadzę z okolicy łzawiących oczu. Nie chciał sobie niczego wepchnąć do gałek ocznych, bo ostatnie czego teraz potrzebował to zezłoszczenie się.
Miał podstawową wiedzę, więc pozostało jej pracować nad koncentracją Juliusa oraz jego pewnością siebie, bo widocznie to było jedną z przyczyn wybuchu na zajęciach. W grę wchodziły też problemy z czynnikami zewnętrznymi i bycie pod presją. W końcu wszyscy na niego patrzyli, a z gramofonu dobiegała muzyka. Ruda kiwnęła głową na jego słowa, otwierając jednak książkę na właściwym rozdziale i pokazując mu opis oraz rysunki o ruchu różdżką. - Haczykowy, Okrągły Nadgarstka, Kłucia oraz jednokrotnego i wielokrotnego puknięcia. Oczywiście są jeszcze złożone, które charakteryzują się wykorzystaniem kilku podstawowych. Wykorzystujemy je przy zaklęciach trudniejszych, dzielących się zwykle na parę etapów inkantacyjnych. Opowiedziała mu, sugerując, że jeśli chciałby poczytać o tym więcej, wystarczy przewrócić stronę. Mogli przejść do praktyki. Chcąc ocenić wszystko całościowo, poleciła mu rzucenie prostego zaklęcia, którego zadaniem było stworzenie realistycznego hologramu. - Śmielej. Ty rzucasz czar, nie czar wpływa na Ciebie. -zachęciła po usłyszeniu jego głosu, przesuwając spojrzenie na jego dłoń, aby przyjrzeć się chwytowi, który wybrał. A potem nastąpił wybuch. Zamrugała kilkakrotnie zaskoczona, wstając z podłogi i podchodząc do torby, z której wyjęła chusteczkę nawilżaną rumiankiem. Podeszła, wyciągając do niego dłoń. - Musisz mówić pewniej, nie jakbyś pytał tego zaklęcia, czy chce się rzucać. Spróbuj z chwytem beta i do wykonania ruchu, użyj ruchu haczykowatego. Wiesz, jak działa to zaklęcie? Nie brzmiała, jakby miała pretensje, wręcz przeciwnie. Niepokoiły ją te eksplozje, zwłaszcza że miał pojęcie teoretyczne. - Spójrz. Cofnęła się, łapiąc za kij z czarnego orzecha i rzucając czar, nie zapomniała wymówić poprawnie inkantacji, chociaż Nessa na co dzień korzystała z magii niewerbalnej. Na podłodze pojawił się hologram pianina, który aż się prosił, żeby go dotknąć i sprawdzić, czy faktycznie tam nie stoi.- Twoja kolej Julius, jeszcze raz. Jesteś czarodziejem, umiesz to zrobić, tylko musisz o tym pamiętać.
Kostki:
Rzuć trzema kostkami k6!
Kostka pierwsza odpowiada za chwyt — jeśli rzuciłeś parzystą cyfrę, stosujesz prawidłowy, a nieparzysta — zamiast bety, użyłeś alfy lub gammy.
Kostka druga odpowiada za inkantację: 1,3,4 - Mówisz głośno, ale przekręcasz nacisk na właściwą sylabę i przez to z różdżki uwalnia się tylko smuga światła. 2,5,6 - Słuchałeś rad Nessy, inkantacja jest bezbłędna!
Kostka trzecia mówi o sukcesie i porażce. Parzysta jest porażką, nieparzysta sukcesem dla odmiany.
Jego odpowiedź może i nie była najlepsza, szczegółowa, zawierająca wszystkie ważne informacje w sobie, ale przynajmniej częściowo miał rację. Gdy Lanceley tłumaczyła mu pozostałe ruchy różdżką, wcześniej otwierając wybraną na początku zajęć książkę na właściwej stronie, Julius słuchał uważnie, starając się jak najlepiej zapamiętać informacje podawane mu przez nauczycielkę, kiwając co chwilę głową i przytakując, by upewnić kobietę, że skupia się na przedmiocie rozmowy. Gdy po raz kolejny zaklęcie mu nie wyszło, co skutkowało powtórzeniem się sytuacji z niedawnych zajęć obrony przed czarną magią, Julius poczekał, aż nauczycielka poda mu coś, czym będzie mógł sobie wyczyścić twarz, po czym jeszcze raz wsłuchał się w wskazówki, które podane mu były jak na tacy i zaczął się przyglądać wizualizacji zaprezentowanej mu przez Lanceley. Wszystko wydawało się proste, w teorii oczywiście, bo jak Niemiec zdołał już pokazać, nie do końca mu wychodziła praktyka jeżeli chodzi o zaklęcia. -Postaram się proszę Pani- zrobił tak jak obiecał. Postarał się. Jednak na nic się to zdało, ponieważ przy ponownej próbie rzucenia czaru, jego wykonanie się nie poprawiło widocznie. -Falsis- zaklęcie rzucił trzymając różdżkę w najwygodniejszy dla niego sposób, to jest z ręką przyległą do ciała. Inkantacja natomiast poszła mu lepiej niż, przynajmniej tak uważał. Powiedział ją głośno, z dużym naciskiem na ostatnią sylabę i o dziwo tym razem nie skończył z osmoloną facjatą. Zamiast wybuchu, z jego różdżki wyłoniła się jedynie niewielka smuga światła, co nijak nie przypominało znicza, którego sobie wyobraził. -Przepraszam- było mu wstyd, że jego umiejętności co do rzucania czarów były na poziomie pierwszaków. Niby był czarodziejem, niby powinien to umieć, ale... No nie umiał. Było to bardzo frustrujące i stresujące uczucie, zwłaszcza, że w tym roku miał ostatnie egzaminy, które musiał zdać dobrze, jeżeli myślał o studiach i wymarzonej pracy.
Wiedziała, że natłok informacji powoduje czasem chaos i należy zwolnić, więc zasypywanie go dalszą teorią nie miało sensu. Musieli zwolnić, przećwiczyć to, co przerobili. Rozdziały z podręcznika, które przeglądał przy okazji, gdy mówiła. Z odrobiną niepokoju przyglądała mu się, gdy magia kolejny raz nie słuchała, eksplodując przed jego twarzą. Mimowolnie szukała problemu. Różdżka? Trauma? Emocje? Zaburzenia wynikające z jakiejś choroby? Gdy doprowadził się do porządku, zaprezentowała poprawnie rzucone zaklęcie oraz efekt, który wywoływało. Starała się robić to wolno oraz wyraźnie, może obserwacja przyczyni się do sukcesu Krukona? Odsunęła się na bok, zachęcając go i dając mu przestrzeń, cały czas trzymając jednak różdżkę w palcach. Korzystać z chwili, przesunęła ją do lewej dłoni, aby w prawej pracować nad koncentracją energii magicznej oraz kontrolowanym jej uwalnianiem, co było częścią jej treningu do opanowania magii bezrozdkowej. - Nie wybuchło. To sukces, prawda? Nie przepraszaj, nie masz za co. - odparła z delikatnym wzruszeniem ramion, wciąż bez cienia złości czy pretensji. Nessa miała olbrzymie pokłady cierpliwości do nauki, starała się też oceniać umiejętności każdego indywidualnie, a nie przez pryzmat samej siebie. Zacisnęła usta, podchodząc do niego i uniosła jego dłoń, zmieniając układ palców na drewnianym patyku. - Spróbuj w ten sposób, może przepływ będzie stabilniejszy? Inkantacja bardzo poprawna, musimy tylko popracować nad resztą. Jesteś pewien, że nie rozprasza Cię coś wewnętrznie? Jakiś problem, emocja, wydarzenie? Wbrew wszystkiemu, nasz stan psychologiczny ma olbrzymi wpływ na jakość rzucanych przez nas zaklęć. Zapytała dla pewności, nie chcąc jednak naciskać czy być wścibską. Może nie była opiekunem jego domu, ale miała nadzieję, że gdyby jakikolwiek uczeń czuł potrzebę rozmowy z nią, to z tego skorzysta. Cofnęła się, krzyżując ręce na piersi, wsuwając różdżkę do kieszeni chwilę wcześniej, zaczęła znów bawić się energią magiczną w prawej dłoni. Małe iskierki przecinały powietrze — niewidoczne dla oka, ale czuła ich ciepło i energię wybuchu przy skórze. Była w tym coraz lepsza, a stosowanie się do wskazówek Shawna i własnej samokontroli oraz dyscypliny w ćwiczeniach mogło być kluczem do sukcesu. Miała nadzieję, że Julek znajdzie też swój.
Kostki:
Rzuć trzema kostkami k6!
Kostka pierwsza odpowiada za chwyt — jeśli rzuciłeś parzystą cyfrę, stosujesz prawidłowy, a nieparzysta — zamiast bety, użyłeś alfy lub gammy.
Kostka druga odpowiada za inkantację: 1,3,4 - Mówisz głośno, ale przekręcasz nacisk na właściwą sylabę i przez to z różdżki uwalnia się tylko smuga światła. 2,5,6 - Słuchałeś rad Nessy, inkantacja jest bezbłędna!
Kostka trzecia mówi o sukcesie i porażce. Parzysta jest porażką, nieparzysta sukcesem dla odmiany.
Masz dwa przerzuty, niezależnie od kuferka!
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Zaklęcie patronusa było dla Irvette czymś przede wszystkim koniecznym. Całe życie zwracano jej uwagę na bezpieczeństwo i prywatność, a to w korespondencji zapewniał właśnie świetlisty strażnik. Gdy więc tylko jej poziom opanowania sztuki magicznej znalazł się na odpowiednim poziomie, dziewczyna postanowiła na własną rękę nauczyć się tego zaklęcia. Teorię znała, więc do sali weszła powtarzając sobie "na sucho" gest różdżki i wymowę, a w głowie robiąc przegląd najszczęśliwszych wspomnień ze swojego życia. Choć zazwyczaj jej twarz wyrażała niezmącony spokój, rudowłosa była w naprawdę dobrym kontakcie z własnymi uczuciami, więc bez problemu odnalazła te wydarzenia z przeszłości, które najmocniej radowały jej serce nawet, jeżeli różnica w stosunku do innych była minimalna. W końcu stanęła przed szafą z boginem gotowa przetestować siebie i swoje umiejętności. Wzięła kilka głębszych oddechów, po czym wypuściła istotę gotowa przyjąć na siebie efekty jej magii. Starała się naprawdę mocno skupić na wspomnieniu, które skupiało się wokół rodzinnie spędzonych wakacji. Wspólny wyjazd, nim jeszcze jej brat został wydziedziczony za związek z mugolką, nim jej ojciec wylądował w więzieniu i nim musiała wyjechać ze swojego ukochanego kraju. Czuła, jak pozytywna energia ją wypełnia, a jednocześnie zdała sobie sprawę ile czasu marnuje na zatracaniu się w tym wspomnieniu. Bogin nabrał już niebywałej mocy obrazując dementora, który już wyciągał swe szpetne łapy w jej stronę. Czuła, jak chude palce zaciskają się na jej ramieniu. Wiedziała, że musi działać natychmiast. -Expecto Patronum! - Inkantacja opuściła jej usta pewnie i wyraźnie, a mglisty, przezroczysty kształt pojawił się przed dziewczyną odpychając bogina. Początkowo Irvette była zbyt zajęta faktem, że zaklęcie jej się udało, by rozpoznać zwierzę, jakie wyczarowała, lecz po chwili zorientowała się, że stoi przed nią Lis Rudy, a konkretniej samiczka tego właśnie gatunku. Szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy, a ślizgonka spędziła w sali jeszcze kilkadziesiąt minut powtarzając przywoływanie świetlistego strażnika tak, by nabrał wyraźniejszego i mocniejszego kształtu.
//zt
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Zdolność wyczarowania patronusa zawsze zdawała się być dla Hunta nieocenioną pomocą, w razie nagłych sytuacji. Jednak dopóki jej nie opanował, nie był w stanie szybko reagować, czy komunikować się z rodziną, tak jak matka czy ojciec, kiedy coś od niego chcieli. Dlatego ćwiczył wytrwale zaklęcie "na sucho" by móc zamiast srebrzystej, bezkształtnej łuny, wyczarować konkretnego obrońcę, który byłby w stanie stanąć między nim a dementorem w razie potrzeby, ale także by pomagał mu w szybkim komunikowaniu się z innymi. Tego dnia był przekonany, że po wielu próbach, podczas których udawało mu się użyć zaklęcia Expecto Patronum jest gotowy aby stawić czoła dementorowi. A konkretniej boginowi, który za kazdym razem wychodząc z szafy przyjmował formę demona wysysającego szczęście. Miał przygotowane doskonale wspomnienie, w którym to kilka lat temu, cała rodziną w ich posiadłości, siedzieli w ogrodzie i cieszyli sie z tych nielicznym momentów, kiedy byli wszyscy razem w komplecie. To był wyjątek, że ojciec był z nimi, a Hunter podziwiał go całym sercem, dlatego tak bardzo cenił te chwile, które Christopher spędzał w domu. Chłopak był wtedy bardzo zaabsorbowany młodymi tentakulami, które właśnie dotarły do ich cieplarni, a które ojciec pokazywał mu w szklarni, opowiadając z pasją o tych roślinach. I właśnie to wspomnienie pozwoliło młodemu Dearowi wypowiedzieć inkantacje zaklęcia bez najmniejszego drżenia głosu, w pełnym skupieniu. Z różdżki wydobył się świetlisty snob płomienia, który uformował się niemal od razu w drapieżnego matagota, który w mgnieniu oka wystrzelił ku ciemnej postaci, wydobywającej się z szafy, przeganiając ją z powrotem do niej. Jednak najwidoczniej to wspomnienie było zbyt słabe, bo patronus zaraz po tym, bardzo szybko rozproszył się w powietrzu. Ale najważniejsze, że obronił go przed boginem w formie dementora!
Chwyt2-prawidłowy Inkantacja 2 ^- dobra inkantacja P/S 4^ - porażka
W porównaniu do jego poprzednich prób, owszem, brak wybuchu można było uznać za jakiegoś typu sukces. Jego oczywiście nie mogło zadowolić i nie zadowalało. Nie chciał, żeby przypadkiem podczas kolejnych zajęć znowu coś mu nie wyszło, nie dostał tym razem ujemnych punktów, bo wtedy Kruczy Ojciec mógłby się znowu zdenerwować. -Tak- nie zamierzał sprzeczać się z nauczycielką na ten temat. Ani nie twierdził, że coś osiągnął, ale też nie sądził, że nie ma za co przepraszać. W końcu nie wystawiał dobrego świadectwa sobie, czy osobom, które miały okazję przekazywać mu wiedzę na ten temat w poprzednich latach. Dał sobie ułożyć dłoń, wierząc że kobieta pomoże mu tym razem w poprawnym wyczarowaniu zaklęcia tworzącego iluzję. Była szansa, że w ten sposób chociaż zapamięta jedną z tych rzeczy. -Nie, nie wydaje mi się, żeby coś złego się stało. Znaczy też niezbyt się nad tym zastanawiałem szczerze mówiąc.- nie mógł sobie przypomnieć negatywnego, czy po prostu jakiegokolwiek wspomnienia, które w większym stopniu mogłoby wpłynąć na jego emocje i zdolność do rzucania zaklęć. Więcej czasu poświęcał ostatnio na latanie na miotle, niż na myśleniu o swoim osobistym życiu i uczuciach. -Falsis- tym razem poprawił inkantację, a chwyt ułożony przez Lanceley był dobry, więc w teorii nie powinien mieć problemu z wyczarowaniem iluzji znicza, tak jak to chciał zrobić poprzednim razem. Niestety, ociupinkę się pomylił w swoich kalkulacjach. Znicz pojawił się po użyciu zaklęcia, jednak zniknął tak szybko jak się pojawił, zmywając niewielki uśmiech z twarzy Niemca, który powstał po tym, jak już zobaczył kształt wyłaniający się z jego różdżki. -Nie wiem o co chodzi z tym- powiedział pozwalając słowom lecieć w pustkę. Kierował je w sumie bardziej do samego siebie, będąc bezradnym po kolejnej porażce w wyczarowaniu iluzji.
Powinien przestać rozpamiętywać. Stało się, nie wyszło. Wyciągnąć wnioski, zapomnieć i ruszyć dalej. Gdybanie nie przynosiło nigdy nic dobrego, zwłaszcza w kwestii nauki magii. Był dla siebie surowy — to dobrze, ale z drugiej strony podchodzenie pod masochizm i zadręczanie się jednym niepowodzeniem, było po prostu głupotą. Lustrowała go wzrokiem tym razem z jakimś zaniepokojeniem na twarzy, wciąż trzymając różdżkę w dłoni. - Każdemu się zdarza gorszy dzień. Im dłużej będziesz rozkładał go na czynniki pierwsze, tym gorzej. Czasem magia jest kapryśna przez to, że zmieniamy się w jakiś sposób wewnętrznie i nie masz na to żadnego wpływu. Nie ma czarodzieja, któremu czar nie wybuchł nigdy w twarz. Nie kłamała. Jej samej się jej nawet zdarzyło, chociaż były to początki jej magicznej kariery. Nessa dość szybko uwierzyła w siebie i w swoje umiejętności, co przekładało się na efekty rzucanych zaklęć. Nie oceniała tego, jakimi metodami posługiwali się inni nauczyciele, bo nawet jeśli się z nimi nie zgadzała, należało je szanować — opanowanie całej klasy uczniów nie było proste, zwłaszcza gdy trafiło się na łobuzów. - Oczyść umysł. Znasz działanie czaru, więc myśl nad tym, co chcesz osiągnąć. Odpowiedni ruch przy tym chwycie, inkantacje masz poprawną. -cofnęła się, stając niedaleko i obserwując to, jak kolejny raz Krukon podchodził do zaklęcia. Miała wrażenie, że jedynym źródłem jego niepowodzenia jest brak pewności siebie, bo podstawy — jak widziała dokładnie — miał opanowane. - Ej, co to za mina. Zadziało się coś, stworzyłeś znicz! To dużo! To w pewien sposób udane zaklęcie. -pochwaliła go, bo zarysowany magicznie kształt nie umknął jej spojrzeniu. Może zareagował entuzjazmem zbyt szybko, zanim magia się ustabilizowała i przez to właśnie się nie udało? Westchnęła, chowając różdżkę do tylnej kieszeni i zerkając na skryty pod rękawem swetra zegarek. Nie zauważyła, nawet gdy minęła tu im ponad godzina. - W porządku. Jeśli chcesz, spotkamy się za półtora tygodnia na kolejne zajęcia. Popracuj nad tym zaklęciem, żebyś mógł pokazać mi efekty i przede wszystkim, nie zniechęcaj się. Może spróbuj wybrać zaklęcie, którego chciałbyś się nauczyć i Ci z tym pomogę? Musisz odpocząć, oczyścić umysł i przestać rozpamiętywać. - mówiła, sięgając po torbę. Podała mu jednak podręcznik, pożyczając widocznie na pewien czas. - Masz tu moje notatki, może coś Ci to pomoże. W razie czego zawsze możesz się ze mną skontaktować. Doskonała robota dziś, masz opanowane podstawy, a to klucz do wszystkich zaklęć. Przepraszam Cię najmocniej, ale mam następne zajęcia i muszę jeszcze przygotować raport Profesor Bennett. Miłego dnia, Panie Rauch. Posłała mu krótki uśmiech, przerzucając torbę przez ramię i kierując się o wyjścia z sali, zerknęła jeszcze raz na zegarek, gnając następnie do kolejnej klasy, gdzie czekała na nią jedna z puchonek.
Widział, że wyraz na twarzy kobiety się zmienił, tym razem widniał na nim niepokój, a Niemiec nie wiedział co mogło go spowodować. Nie zamierzał jednak się dopytywać, nie chcąc przy tym wejść na jakiś grząski grunt, gdzie spotkałaby go jakaś trudna rozmowa z nauczycielką. -Rozumiem- nie zamierzał i nie chciał na siłę walczyć ze wspomnianymi przez Lanceley zmianami wewnętrznymi. Musiał zaakceptować to, że coś takiego ma miejsce i albo poczekać, licząc, że wszystko wróci do normy, albo spróbować się do tego jakoś dostosować, co wydawało się trudniejsze i na tę chwilę poza zasięgiem chłopaka. -Postaram się- wątpił w to, że uda mu się oczyścić umysł, z tego co uniemożliwiało mu poprawne wykonanie czaru podczas tych i poprzednich zajęć. Teraz był zbyt bardzo ograniczony ramą czasową zajęć prywatnych, żeby móc się zadumać nad tym co siedzi mu w głowie dokładnie. -Zawsze coś- po raz kolejny nie chciał wchodzić w zbędną polemikę na temat tego, co było sukcesem, chociaż trzeba było przyznać, że na tych zajęciach zrobił pewien, mały ale wciąż, progres. -Dobrze, wybiorę jakieś zaklęcie i napiszę list w sprawie kolejnego spotkania- będzie musiał się porządnie zastanowić nad tym, czego dokładnie chce się nauczyć. Na ten moment w nic szczególnego nie przychodziło mu na myśl. -Dziękuję, do widzenia- odwzajemnił uśmiech profesorki, po czym podążając w jej ślady opuścił klasę i zaczął iść w kierunku pokoju wspólnego Ravenclawu.
/zt
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Zaklęcie patronusa było czymś, co Drake od dawna chciał opanować. Niestety nie przychodziło mu to łatwo ze względu na to, że jednym z jego kluczowych elementów było skupienie się na swoim szczęśliwym wspomnieniu. Ciężko mu było znaleźć dostatecznie silne, by mógł go użyć w zaklęciu. Nie wspominając już o tym że musi je przywołać w obecności dementorów. No... W tym wypadku boginów, które je udają. Lekko zdenerwowany wszedł do starej klasy i patrzył się przez chwilę na trzęsącą się szafę w której drzwi coś waliło od środka. Zanim ją otworzył zaklęciem, musiał wziąć kilka głębokich wdechów i wydechów żeby uspokoić umysł. Kiedy myślał że już był gotowy, otworzył szafę... Dementor może i był nieprawdziwy, ale Drake i tak poczuł ucisk w żołądku kiedy go zobaczył. Skupił się na swoim szczęśliwym wspomnieniu. Na momencie w którym kupił swoją różdżkę. Następnie wymówił inkantację.-Expecto Patronum!- Z różdżki wyleciała biała wstęga. Na jej widok Drake się ucieszył, ale stracił koncentrację przez co zniknęła. Było blisko, więc powinien spróbować ponownie. Zwłaszcza że coraz bliżej był też bogin. -Expecto Patronu...- Tym razem źle wypowiedział inkantację. Do tego zdecydowanie za cicho. Spartolił zaklęcie przez co jego różdżka wypaliła strugę pomarańczowego światła, która otworzyła więcej szafek z której wylazły boginy udające dementorów. Było ich... strasznie dużo. Już unosił różdżkę żeby rzucić zaklęcie po raz kolejny.-Expecto... Exp...- Słowa nie chciały mu przejść przed gardło. Szybko się wycofał zamykając drzwi za sobą. Z trudem łapał oddech, a jego serce biło z taką częstotliwością że można by pomyśleć, że jego rytm przypomina jakiś utwór Fatalnych Jędz. Jutro po lekcjach spróbuje ponownie, ale może przed tym poćwiczy na surowo. Bez boginów. Następnego dnia Kiedy tylko dzisiejsze lekcje dobiegły końca, zdeterminowany gryfon ponownie ruszył do klasy na szóstym piętrze. Tym razem mu się uda. Jedyne co musi zrobić, to skupić się na silniejszym wspomnieniu. Od razu po wejściu do klasy zaklęciem otworzył szafę. Bogin nie czekał na zaproszenie. Natychmiast z niej wyszedł powoli zmierzając do chłopaka. Drake skupił się zaś na dosyć odległym i szczęśliwym wspomnieniu. Przypomniał sobie kiedy rodziło się jego rodzeństwo i szczęście jakie towarzyszyło wtedy mu i reszcie rodziny.- Expecto Patronum.- Srebrzysta mgiełka opuściła różdżkę, ale nawet nie sięgnęła celu rozpływając się w powietrzu. Stało się tak, ponieważ tamto wspomnienie, automatycznie przypomniało mu tragiczne wydarzenia, które wydarzyły się osiem miesięcy przed ich narodzinami. Nawet nie zauważył kiedy, głowa bogina-dementora była tuż przed jego twarzą. Panika wzięła górę i wybiegł z klasy wściekły na samego siebie. Wspomnienie może i było silne, ale niepotrzebnie pomyślał o czymś innym. Spróbuje znowu później. Jak już się uspokoi i namyśli się nad silniejszym wspomnieniem. Takim które da radę. Tego samego dnia wieczorem Po tym jak namyślił się nad wspomnieniem i zjadł nie małą ilość czekolady, Lilac wrócił do klasy z boginami. Tym razem wierzył że mu się uda. Po raz kolejny otworzył szafę i skupił się na najszczęśliwszym co go spotkało w Hogwarcie. -EXPECTO PATRONUM!- Z różdżki wystrzeliła sylwetka patronusa Drake'a. Lew. Zaklęcie uderzyło w fałszywego dementora wymuszając na nim ponowną ucieczkę do szafy. Co więcej po wykonaniu tej czynności nie zniknął. Dumny z siebie gryfon przyglądał się przywołanemu strażnikowi aż ten w końcu nie rozpłynął się w powietrzu. Zadowolony z siebie opuścił klasę i ruszył do dormitorium.
//zt
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Po tylu przygotowaniach - czy to z Darrenem, czy z Nessą, czy na lekcjach z nową kadrą zajmującą się Obroną Przed Czarną Magią - Shaw uznał, że w końcu nadszedł czas na przedstawienie Jess pewnym boginom. Z jednej strony, Krukon był nieco ciekaw jaki mógł być prawdziwy strach dziewczyny - tego nie wiedział - z drugiej jednak oczywiście nie miał zamiaru robić jej nieprzyjemnych niespodzianek i stawiać naprzeciwko prawdziwych boginów. Gatunek, odmiana a może rodzaj tych stworzeń w tejże klasie był specjalny - zawsze, za każdym razem, zamieniał się w dementora, co sprawiało że były idealnymi workami treningowymi dla osób uczących się zaklęcia, które poznać dziś miała Smith, zaklęcia, uznawanego za 'bardzo zaawansowaną magię', służącego do przywołania srebrnego strażnika, a mianowicie Zaklęcia Patronusa. Darren czekał oczywiście przed klasą, półsiedząc na postumencie, na którym znajdowała się srebrzysta zbroja rycerska. Opierając się lekko o kolano metalowego kostiumu, Krukon przewracał strony podręcznika do obrony przed czarną magią, czytając rozdział poświęcony inferiusom. Co prawda lekcja dotycząca tychże stworzeń już była za nim, ale poszerzanie swojej wiedzy - choćby nigdy miał jej w praktyce nie wykorzystać - było jedną z podstaw przynależności do domu Roweny. Minuty oczekiwania - Jess o zajęciach i miejscu spotkania powiadomił za pomocą, a jakże, patronusa - mijały mu więc na czytaniu na temat najlepszych ruchów różdżką podczas używania ognistego węża przywołanego za pomocą Flagrantery, pomagających sterować tymże tworem, kiedy rozprawić się chcieliśmy z nieumarłymi przeciwnikami.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Właśnie wdawała się w gorącą dyskusję z Orzechem w hogwarckiej kuchni - na temat odpowiedniej techniki zaparzania tureckiej kawy; rzecz jasna przedstawiając przy tym sposób praktykowany przez Grzywkę w Exham Priory. Hogwarcki skrzat wykazał się jednak niezrozumieniem dla skrzaciej domowniczki rezydencji Shaw - podając w wątpliwość nawet ilość łyżeczek ziarnistego naparu. Ich żywą dysputę przerwał wielki, srebrzysty koń, który stanął u wejścia do kuchni - a oczy Smith rozbłysły krótko na dźwięk tak dobrze znanego jej głosu. Bez zwłoki więc, podziękowała skrzatowi za kawę - i zawijając swoją torbę z książkami, podjęła się wspinaczki na szóste piętro. Na szóste piętro. Z lochów. A trzeba było jednak iść do wieży Ravenclawu, żeby poczytać o żmijoptakach... Tylko odrobinę zmachana wyszła zza zakrętu, zmierzając do 'piątej sali po lewej' kompletnie nie mogąc skojarzyć co też się w niej znajdowało. Co prawda pamięć miała naprawdę wybitną - jeśli chodzi natomiast o orientację w terenie (nawet jeśli zamkowym) to żaden z niej traper czy tropiciel... — Darren! — Dostrzegając ukochanego przy wejściu do klasy, przyspieszyła kroku - przywitała go szerokim uśmiechem i ognikami w oczach, musiała jednak przez chwilę złapać oddech, odkładając na ziemię torbę. — Coś się stało? — zapytała właściwie pro-forma, przez patronusa Darren wcale nie brzmiał jakby był to jakiś nagły przypadek. Zaraz jednak przeniosła spojrzenie na drzwi klasy - by w pytającym geście unieść brwi. Samej sobie odpowiadając - pchnęła drewniane skrzydło, zaglądając do wnętrza pomieszczenia. I właściwie od razu je rozpoznając. — Ojej — westchnęła krótko, nerwowo zgarniając kosmyki włosów za ucho. Zerknęła na Shawa z lekkim, niepewnym - ale jednak - uśmiechem. — To już teraz...? Nie żeby nie była do końca pewna - w końcu Krukon podkreślał, że po dodaniu szczypty darrenizmu wszystko było znacznie prostsze, ale...
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Zbroja zaskrzypiała lekko, kiedy Darren odbił się lekko od metalowej nogi, zamykając książkę poświęconą groźniejszym, magicznym stworzeniom oraz sposobom obrony przed nimi. Lekko zasapana Jess właśnie dotarła na miejsce - a po jej minie i nierównym oddechu można się było domyślić, że patronus chłopaka raczej nie złapał jej w górnych partiach zamku - ba, być może nawet była gdzieś w Priory albo w Hogsmeade. W końcu po tym, jak dziewczyna opowiedziała mu o swoich wizytach u Nanuka związanych ze sprowadzeniem do Exham hipogryfów - HIPOGRYFÓW! - Shaw uświadomił sobie, że mimo braku wiedzy gdzie Smith jest, był o nią raczej spokojny i nie przyszło mu jeszcze do głowy korzystać z nałożonego na nią namiaru. Całkiem miłe uczucie, biorąc pod uwagę nieszczęścia chodzące ostatnio po uczniach Hogwartu. - Już teraz - kiwnął potakująco Darren, otwierając na oścież uchylone zaledwie przez Krukonkę skrzydło drzwi i zapraszając ją do środka delikatnym pchnięciem w plecy - Szczerze mówiąc, chyba i miesiąc temu byś dała radę - dodał z lekkim uśmiechem błąkającym się na jego wargach, po czym sam wszedł do klasy i zamknął drzwi. - Jestem pewien, że teorii nie muszę ci tłumaczyć - zaczął, odkładając książkę na pierwszą lepszą ławkę czy parapet i wyciągając Mizerykordię - Szczęśliwe wspomnienie, odpowiedni ruch różdżką i... Expecto Patronum! - powiedział Shaw, a z końca drewnianego patyczka wystrzelił gazowy obłok, który po chwili uformował się, przyjmując postać tęgiego, pociągowego konia. Clydesdale potrząsnął grzywą, stuknął przednimi kopytami w posadzkę i potruchtał w stronę okna, rozpływając się zaraz przed nim. - Potrenuj na początku na sucho. Wymowa, chwyt, ruch nadgarstkiem - wyłuszczył, opierając się samemu o parapet i przyglądając postępom Jess.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Nawet nie opierała się, kiedy Darren delikatnie wepchnął ją do klasy - wdreptała po prostu do środka, nieco nieufnie rozglądając się po pomieszczeniu. Właściwie to nigdy nie była w tej sali dłużej niż na sam rzut okiem. Podeszła do jednego z parapetów, na którym postawiła torbę z książkami - po czym odwróciła się w kierunku towarzyszącego jej Krukona - i jednocześnie jej najlepszego nauczyciela. Uśmiechnęła się lekko samym kącikiem ust - czując jak ekscytacja zaczyna lekko buzować jej w żyłach. Szczęśliwe wspomnienie. Co mogło pójść nie tak? — Wiesz, że Patronus to jeden z najstarszych uroków obronnych? — rzuciła na wstępie ciekawostką - jak to ona, wyłuskując ze szkolnej szaty swoją różdżkę. Ujęła Glamdrig w chwyt beta, nie chcąc martwić się czy podczas prób zaklęcia wyślizgnie jej się z palców. — Andros Niezwyciężony potrafił wyczarować Patronusa wielkości olbrzyma i to bezróżdżkowo... Chociaż z kolei Symposia Rawle miała za Patronusa biedronkę i podobno był w tej formie wyjątkowo potężny — Krukonka obróciła różdżkę w dłoni, marszcząc brwi w wyrazie konsternacji. — My znamy tylko trzy zastosowania Patronusa. Może istotnie jest ich więcej, skoro uważa się to zaklęcie za jedno z najtrudniejszych uroków? Nie mogła darować sobie dywagacji na ten temat - choć wcale nie był to sposób na odłożenie swoich własnych prób w czasie. Zaraz po potoku słów Smith poprawiła chwyt na Glamdrigu i wyprostowała się - zerkając z rozbawieniem na przyglądającego jej się Shawa. — Jakiego wspomnienia używasz? — podpytała z czystej ciekawości, wykonując klasyczny ruch haczykowaty połączony ze zgrabnym młynkiem różdżką. — Ex-pec-to Pa-tro-num... — powtórzyła inkantacje kilka razy, kładąc nacisk na odpowiednie sylaby. — Podobno siła zaklęcia zależy od siły wspomnienia właśnie — dodała.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Lekki uśmiech nie mógł nie pojawić się na twarzy Darrena, kiedy Jess znów zaczęła walczyć z tremą za pomocą rzucania stosów ciekawostek i opowiadania całych rozdziałów z podręczników do historii magii z szybkością karabinu maszynowego. Teraz jednak nie trafiła - akurat w historii zaklęć per se oraz ich użyć Shaw był całkiem niezły, a poza tym, chyba niewiele osób nie słyszało historii o patronusie - olbrzymie, ba, czarodziej który go wyczarował doczekał się w końcu nawet swojej karty czekoladowych żab, więc Darren znał go nawet zbyt dobrze, biorąc pod uwagę że Androsa Niezwyciężonego miał dwie kopie. - Hmm - zastanowił się Shaw - Akurat we wspomnieniach mogę przebierać, szczególnie z ostatnich miesięcy - uśmiechnął się Krukon, próbując sobie przypomnieć jakich myśli użył ponad pół roku temu, kiedy sam poznawał w tej samej sali tajniki zaklęcia patronusa, razem z Felinusem Lowellem oraz profesorem Voralbergiem - Za pierwszym razem chyba wyczarowałem patronusa... nie jestem pewien... - zatrzymał się parę kroków od szafy - Hmm, no tak, użyłem albo zdobycie Pucharu Quidditcha, albo znalezienie Klaudiusza w parku w Hogsmeade - wytłumaczył, będąc już prawie pewnym że to właśnie przy użyciu któregoś z tych dwóch wspomnień u jego boku pojawił się tęgi Clydesdale. - Ale na przykład do posłania ci wiadomości użyłem już obrazu pewnego lutowego wieczora, z wykluwającym się feniksem w tle - dodał z uśmiechem, kończąc przywołaniem kolejnego widmowego strażnika i posyłając go gdzieś na drugi koniec pokoju, by czekał tam w pogotowiu - Gotowa? - spytał, wskazując różdżką na klamkę szafy, w której znajdował się bogin-dementor.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Zaczęła być naprawdę ciekawa jaką formę mógłby przybrać jej patronus. Jeśli miałaby być szczera, to stawiałaby na... Cóż, jakiegoś zająca szaraka czy inne płochliwe stworzenie. Nie charakteryzowała się raczej... niczym? Prócz rozległej wiedzy teoretycznej, o - może w takim razie sowa, skoro ta była alegorią mądrości? Chociaż gdyby ktoś zapytał Jess, czy uważa się za mądrą czarownicę, zapewne odpowiedziałaby jedynie ucieczką wzrokiem gdzieś w siną dal. — Dlatego ja też nie martwię się o swoje wspomnienie — odparła zupełnie szczerze, uśmiechając się razem z Krukonem. Kto jak kto - ale oni mieli całkiem sporo szczęśliwych momentów przez ostatnie miesiące, i choć Smith nie charakteryzowała się pewnością - tak temu zwyczajnie nie mogłaby zaprzeczyć. Shaw z resztą skutecznie dawał jej odczuć, że nie tylko ona w ich związku czuła się dobrze - i nie tylko ona się rozwijała. — No tak, Puchar Quidditcha i Klaudiusz to nie byle co — przyznała, zamyślając się na moment. Głównie na temat czy byłaby w stanie podjąć się nauki patronusa przed spotkaniem Darrena. Na upartego... Całkiem możliwe, w końcu nie miała nieszczęśliwego życia - niemniej, zwyczajnie brakowałoby jej pewności, którą obecnie miała. Pojawiający się ponownie Clydesdale, wyrwał ją z zadumania, automatycznie ścisnęła różdżkę w dłoni. Uśmiechając się wdzięcznie do Shawa - że pozostawił swojego patronusa 'na straży'. — Bardziej gotowa już być nie mogę — stwierdziła ze wzruszeniem ramion, strzepując jeszcze napięcie z nadgarstka. Wzięła głębszy wdech, prostując się i przyjmując w miarę swobodną pozycję. — Uwolnić dementory, mistře Shaw! — Mrugnęła do ukochanego rozbawiona, unosząc Glamdrig. Czy mogło coś pójść nie tak?
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren nie mógł oczywiście ukryć, że także był ciekawy jaką formę przybierze patronus Jess. Podobno istnieje połączenie pomiędzy formą widmowego strażnika a tym, jakim animagiem będzie mógł zostać czarodziej i w jakie zwierzę przyjdzie mu się przemieniać. Widok wielkiego, pociągowego konia skutecznie zniechęcił Shawa do podążania tą ścieżką - jeśli kiedykolwiek miałby w ogóle taki zamiar - gdyż uważał przemianę w tak niezręczne zwierzę za dość bezużyteczną. - Uwaga, uwaga - zaczął Darren, robiąc parę kroków do tyłu, upewniając się że będzie na tyle daleko, że bogin na cel obierze sobie Jess. W końcu to ona była tutaj główną bohaterką - nie chciał, żeby pomyślała że udało jej się wyczarować patronusa tylko dlatego, że uwaga fałszywego dementora była skupiona na Shawie czy jakąś inną, równie absurdalną myśl, które miały nieprzyjemny zwyczaj pojawiać się w głowach osób niepewnych swoich umiejętności. - Jedziemy! - oznajmił, machając nagle różdżką, która lekko świsnęła, a drzwi do szafy uchyliły się z lekkim skrzypnięciem. Chwilę później ze środka wysunęła się koścista dłoń, opierając się o krawędź drewnianej płyty, zaczynając rozszerzać szparę wyjściową coraz bardziej i bardziej, by niedługo później ukazała się w niej postać, jak można by ją świetnie opisać... wysoka i w pelerynie. Próba wyczarowania patronusa się rozpoczęła - Shawowi pozostało jedynie obserwować i trzymać swojego strażnika w pogotowiu, by ten mógł odpędzić fałszywego dementora, choć w tym wypadku równie dobrze sprawiłoby się o wiele łatwiejsze Riddikulus - jednak straciliby wtedy pierwiastek choć odrobiny udawania, że stoją przed prawdziwym zagrożeniem, co mogłoby Jess lepiej przygotować do rzucenia zaklęcia w sytuacji, kiedy naprawdę będzie tego potrzebować.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Patronus: 5 Wiesz wszystko na temat tego zaklęcia, a przynajmniej tak Ci się wydaje. Wiesz doskonale, na czym się skupić, jaki ruch ręką wykonać, [...]. Zdobywasz umiejętność wyczarowania patronusa.
Słysząc ostrzeżenie Darrena i widząc jak ten robi kilka kroków w tył - musiała naprawdę wykazać się opanowaniem, żeby również tego nie zrobić. Żadna z niej bohaterka - jednak nie można było jej odmówić chęci do nauki. Zwłaszcza jeśli miała od kogo się uczyć - i to w aspekcie, który wcześniej absolutnie nie był jej konikiem... Nie, żeby teraz był. Ale na pewno nie miałaby już problemów z Accio i Depulso, tak jak rok temu. Wystarczyło tylko trochę wsparcia - i cierpliwy nauczyciel: a Jessica właśnie miała podjąć się próby rzucenia patronusa. I to cielesnej formy! Istna magia - i Darren Shaw, cudotwórca. — Mógłbyś nie budować takiego napięcia...! — parsknęła jeszcze, tuż przed tym jak Krukon świsnął różdżką i odblokował boginową szafę. Wciągnęła gwałtownie powietrze, zaciskając palce na jabłoniowej różdżce - i wlepiając czujne, szare spojrzenie w drzwi i... kościste, szare, trupie palce. Smith nie bała się dementorów, za dużo o nich czytała - jednak po kręgosłupie puścił jej się dreszcz strachu. Obserwując jak stworzenie w akompaniamencie dziwnych, świszczących dźwięków 'wypłynęło' z wnętrza szafy - wypuściła powoli powietrze z ust, robiąc nawet krok do przodu i wyciągając przed siebie Glamdrig. Jeszcze jeden wdech - i wspomnienie z Ławek Wiecznego Ognia w Torsvårg. — Expecto... — zgrabnie wywinęła różdżką. — ... Patronum — dokończyła pewnie, spokojnie nawet - pozwalając by jej szczęśliwe wspomnienie grzało ją od środka - i spłynęło przez jej przedramię, wprost do różdżki. Błysnęło delikatnie, a przed nią, utkana ze świetlistej, biało-błękitnej mgły zmaterializowała się... — Lunaballa? — Wykrztusiła na widok swojego patronusa, kompletnie się rozpraszając. Magiczne stworzonko jedynie łypnęło na nią ogromnymi oczami i rozpłynęło się w eterze - a bogin-dementor przestał się cofać i ruszył wprost na nią.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Kiedy Jess wysapała wręcz nazwę stworzenia, na którym wzorował się jej patronus, Darren nie mógł być bardziej zaskoczony. Lunaballa? Pomijając oczywiście implikacje dotyczące charakteru dziewczyny powiązanego ze słodkim stworzonkiem, forma sama w sobie była niesamowicie oryginalna. Nie tylko rzadko spotykana - w przeciwieństwie do choćby takiego konia - ba, Darren nigdy nie słyszał o czarodzieju którego patronusem byłoby właśnie to stworzenie, ale przede wszystkim było to magiczne zwierzę, cecha jeszcze bardziej niesamowita. Częścią legendy Androsa Niezwyciężonego było to, że jego strażnikiem był olbrzym, podobno patronus samego Albusa Dumbledore'a był feniksem, tymczasem przed nim stała Jessica Smith z jej strażnikiem w formie magicznej lunaballi. Apropo stworzonka, Krukonka musiała najwyraźniej stracić skupienie, gdyż rozmyło się ono w zwiewnej mgiełce. Dementor tymczasem, nieodstraszany teraz przez żadne zaklęcie, zaczął sunąć powoli do przodu. I choć był w gruncie rzeczy niegroźny - to spotkanie z nim twarzą w 'twarz' do przyjemnych nie mogło należeć. Dlatego też Shaw dał znak clydesdale'owi, który potrząsnął grzywą i zrobił parę kroków do przodu, omiatając podłogę swoim owłosieniem w okolicy kopyt. Zakapturzona postać od razu cofnęła się, przywierając do drzwi szafy i powoli zaczynając się w niej z powrotem chować. - No-no-no - wydusił z siebie Darren, kiedy machnięciem różdżki zamknął z powrotem dementora-bogina w jego szafie - Prawdziwa lunaballa! - oznajmił rzecz już oczywistą, nie ruszając się jednak z miejsca. Na rozmowy mogli mieć czas potem - teraz najważniejsze było wytrenowanie i utrwalenie sobie znajomości Zaklęcia Patronusa, a najlepiej było to robić, kiedy wspomnienie o wyczarowaniu go było jeszcze świeże - Gotowa? - spytał, unosząc różdżkę w kierunku szafy.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Jeśli Shaw (ten Shaw, zaklęciarz przecież) był tylko zaskoczony - to Jess była przynajmniej zszokowana i solidnie zbita z pantałyku. Stojąc tak jak słup soli wpatrywała się w miejsce, gdzie jeszcze stała przed momentem jej strażniczka - l u n a b a l l a. Smith aż zwątpiła we własny wzrok. Potrząsnęła głową, zdejmując okulary z nosa akurat w momencie, kiedy Darren i jego clydesdale przeganiali sunącego ku niej bogina-dementora. Rąbkiem własnej szaty przetarła - idealnie czyste - soczewki. — Naah — żachnęła się na słowa Shawa, będąc święcie przekonaną, że jej (im) się zwyczajnie przywidziało. — To... Może to był kucyk, o. Tylko nie zdążył się dobrze zmaterializować, przecież w moment zniknął — próbowała znaleźć jakieś logiczniejsze - według niej - wytłumaczenie na ten patronusowy ewenement. Próbując skupić swoje rozbiegane myśli, nie dając sobie jeszcze czasu na analizowanie tego co tu się właśnie odmerliniło - uniosła różdżkę ponownie, kiwając głową na znak, by Shaw uwolnił dementora do jej drugiego podejścia. Odczekała moment, aż stworzenie wychynie przynajmniej z szafy - i ponownie sięgnęła po jedno z przyprawiających ją o trzepot serca wspomnień. — Expecto Patronum — zainkantowała ponownie, odpowiednio intonując. Światło znów błysnęło i z końca jabłoniowej różdżki w zastraszającym tempie spłynęła srebrzysta mgła - zawirowała, właściwie z miejsca przybierając kształt... Najprawdziwszej lunaballi, która wdzięcznym krokiem tancereczki o kaczych łapkach zagoniła dementora z powrotem do szafy. — Krvavé peklo — Smith zaklęła, łapiąc się za skronie. Morgana jej świadkiem, w oczach stworzonka odbijał się nawet obraz otoczenia, a kuperek miała prawdziwie kudłaty - choć ze światła spleciony. — Czy to normalne? — Uniosła naprawdę przerażone spojrzenie na ukochanego Shawa, szukając jakiegoś racjonalnego wytłumaczenia. Gdzie jej szarak, gdzie mysz albo... wróbel?
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren wzruszył ramionami. - No... mooooże to był jakiś kot albo inna fretka - powiedział przeciągle, woląc nie upierać się przy czymś, co widział tylko przez niewiele więcej niż chwilę. W końcu magiczne stworzenia jako patronusy były naprawdę, naprawdę rzadkie - nie uważał oczywiście, że Jess nie byłoby na takiego stać, jednakowoż bardziej możliwe było to, że po prostu zmylił go wzrok. Przynajmniej bardziej możliwe statystycznie. - Nie dowiemy się, póki nie spróbujesz jeszcze raz - powiedział, zachęcając ją ruchem dłoni do ponownej próby, machnięciem różdżki otwierając szafę z której, ponownie, wydostał się dementorobogin. Dementogin? Bogintor? Jednakże, po kolejnej próbie nie było już najmniejszych wątpliwości - czeskie przekleństwo Jess (bo chyba było to przekleństwo) tylko utwierdziło Shawa w przekonaniu, że nawet Smith zorientowała się, iż naprawdę z jej różdżki wydobywała się mglista lunaballa. - N-niesamowite - rzekł Darren, wpatrując się w nie tak duże stworzenie przeganiające bez problemu o wiele większego, zakapturzonego dementora. Ba, Clydesdale'owi Shawa sięgała może do kolan - No... oczywiście, że to nienormalne - powiedział Krukon, pocierając dłonią policzek, bezwiednie się też uśmiechając - To znaczy, to nic groźnego ani niebezpiecznego, to nienormalne w sensie, że... no, bardzo, bardzo rzadkie. BARDZO bardzo - dodał szybko, nie chcąc urazić oczywiście Jess jakimiś insynuacjami, że z jej patronusem było coś nie tak. Wszystko było jak najbardziej tak - po prostu był tak niecodzienną osobliwością, że Shaw nie mógł nie być zdziwiony.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Oboje woleli się upewnić, nie za bardzo dowierzając własnym oczom - nic dziwnego z resztą, w końcu byli Krukonami i jeśli już mieli coś wziąć za pewnik, to trzeba to było zobaczyć na własne oczy (albo przeczytać w księgach, ale żadna jeszcze nie napisała o fenomenie patronusa Jess Smith). Dziewczyna była szczerze... Zdziwiona. Zaskoczona. Zszokowana. Dosłownie wszystko na raz, skłębione nagle milionem pytań w niedowierzającym umyśle. Nurty myśli szybko wskoczyły do faktów historycznych, które zaczęły opływać w poszukiwaniu odpowiedzi. Jess zrobiło się gorąco na wspomnienie, że taki Albus Dumbledore mógł poszczycić się patronusem w formie feniksa. Gdzie jej do kogoś tak wielkiego? Do prdele, nie powinna się nawet do niego porównywać. Jeszcze goręcej zrobiło jej się, gdy usłyszała odpowiedź ukochanego. Płomienne rumieńce oblały jej policzki - nie z żenady i nie z ekscytacji, sama nie wiedziała co było ich źródłem. Błądziła nic nierozumiejącym wzrokiem od Shawa, do radośnie pląsającej mglistej - a niemal materialnej - lunaballi. — W takim razie... — wyciągnęła dłonie w kierunku patronusa rozkładając je w pytającym, bezradnym geście. — Dlaczego? — Głos nawet jej się trochę złamał, jakby właśnie doświadczała życiowej tragedii - a nie czegoś naprawdę niezwykłego. Drzwi szafy zamknęły się z cichym trzaskiem, jakby sam bogintor nie chciał tego cyrku osobliwości więcej oglądać. — Nie bardzo rozumiem, czy jestem po prostu jakimś niedorzecznym wyjątkiem, czy taka forma patronusa o czymś świadczy — złapała się za skronie, próbując jednocześnie rozmasować lwią zmarszczkę, która wyrysowała jej się na czole. Możliwości i wytłumaczenia ją wręcz bombardowały. — Nie widziałam dotychczas ż a d n e g o patronusa w formie magicznego stworzenia. A ich naprawdę latają dziesiątki po Gringottcie, sam wiesz, widziałeś. Chodzi o moc magiczną? To niedorzeczne, nie jestem silną czarownicą. Znajomość ONMS? W takim razie połowa przyrodników miałaby takie formy strażników i byłoby to normalne. A... No sam mówisz, że to BARDZO BARDZO rzadkie! — dodała, jakby dla usprawiedliwienia tego, że doszukuje się we własnym przypadku niezwykłości. Smith miała widoczny, namacalny problem z tym, że mogłaby czymkolwiek odstawać w pozytywnym sensie - wyróżniać się. Trochę jakby kpiarsko, srebrzysta lunka stanęła tuż przy nodze Krukonki, wpatrując się w nią wielgachnymi oczami - jakby czekając na polecenia. — Darren... — jęknęła Jess, wyraźnie przytłoczona - zwłaszcza widząc ten mimowolny uśmieszek na twarzy Krukona.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Rozczulony uśmiech wypłynął na twarz Darrena, zastępując grymas krukońskiego, badawczego zaciekawienia. Dziewczyna wyraźnie denerwowała się formą swojego patronusa - nic dziwnego, w końcu gdyby Shaw zamiast pospolitego konia przywoływał jakiegoś pegaza albo hipogryfa, to też przez długi czas łamałby sobie głowę nad znaczeniem takiego wydarzenia. Ale... czy ostatecznie miało to jakieś znaczenie? Starożytny czarodziej z olbrzymim patronusem, z tego co wiedział Shaw, oprócz imponującej postury nie był jakoś specjalnie z tymi stworzeniami związany. Co prawda Dumbledore posiadał feniksa Fawkesa, ale czy można o niegdysiejszym dyrektorze Hogwartu powiedzieć, że odrodził się z popiołów w którymś momencie swojego życia? To pytanie podpadało już jednak pod terytorium filozofii - a na nie Darren wolał się nie zapuszczać. - Słońce... hmm... - zaczął, podchodząc do dziewczyny i mocno ją przytulając - Nie ma co się martwić, bo nic ci to nie da - powiedział po dłuższej chwili, odsuwając Jess na długość ramienia - Jeśli to po prostu rzadka przypadłość, jak, nie wiem, różnokolorowe oczy, to nie ma to znaczenia. A jeśli forma patronusa rzeczywiście coś mówi o czarodzieju... to może dowiesz się o co chodzi za jakieś czterdzieści lat. Albo osiemdziesiąt - dodał, podnosząc powoli lewą dłoń i głaszcząc Smith po bladym policzku - Ale na pewno zrobisz przez chwilę furorę w biurze - zakończył z cichym chichotem, kątem oka widząc jak jego patronus rozpływa się w sporej chmurze srebrnej mgły. Nie był już potrzebny - lunaballa sama świetnie sobie radziła z zagrożeniem ze strony dementora.