Pomieszczenie jest dosyć duże, ale oprócz biurka nie znajdują się w nim żadne meble. Czujesz tremę? Drżą ci kolana? Nie przejmuj się, tu zupełnie normalne, zapytaj swoich rodziców czy starszych kolegów! Każdy się denerwuje przed swoim pierwszym egzaminem z teleportacji. Miejmy nadzieję, że ten będzie dla ciebie zarówno pierwszy, jak i ostatni!
UWAGA: w tym departamencie można zdać egzamin z teleportacji indywidualnej, teleportacji łącznej oraz wytwarzania świstoklików międzynarodowych!
kurs - teleportacja indywidualna
Egzaminator uśmiecha się przyjaźnie, choć wydaje się nieco znudzony kolejnym egzaminem. Okazujesz potwierdzenie odbycia kursu, egzaminator kiwa głową i życzy ci powodzenia, dodając, żebyś pamiętał o zasadzie ce- wu – en.
WYMAGANIA:
• ukończone 17 lat • pierwsza podejście do kursu - darmowe • każda poprawa: 10 galeonów (zapłać w temacie Zmiany stanu konta) • jeśli chcesz odbyć egzamin w retrospekcji, dopisz datę ukończenia kursu w poście • osoby, które nie zdawały egzaminu w Londynie, dopisują, w ministerstwie jakiego kraju odbyli egzamin
Rzucasz trzema kostkami. Pierwsza kostka odpowiada za CEL. Druga kostka odpowiada za WOLĘ. Trzecia kostka odpowiada za NAMYSŁ.
Aby dowiedzieć się, jak Ci poszło, zsumuj oczka z trzech kostek:
18–14 – zdałeś w pięknym stylu, egzaminator pogratulował ci serdecznie, a ty nie wiedziałeś, jak mu dziękować. Nieprzytomny z radości wybiegłeś z sali, ściskając w dłoni papier, uprawniający cię do teleportowania się, gratulacje! Po dyplom zgłoś się tutaj.
13–10 – no cóż, może nie było idealnie, ale na tyle dobrze, że egzaminator machnął ręką i uznał, że coś z ciebie będzie. Może nawet nie rozszczepisz się gdzieś po drodze. Grunt, że się udało i zdałeś, jednak być może warto potrenować przed egzaminem z teleportacji łącznej. Otrzymujesz karę -2 punktów do swojego wyniku kostek podczas zdawania testu na licencję teleportacji łącznej, chyba że pomiędzy podejściami minie co najmniej pół roku.
9–3 – och, chyba nie poszło ci najlepiej... może za mało ćwiczyłeś, a może za bardzo się denerwowałeś, w każdym razie egzaminator potrząsnął ponuro głową i odprawił cię z kwitkiem, mówiąc, że miałeś dużo szczęścia, że się nie rozszczepiłeś.
Kurs - teleportacja łączna
Egzamin z teleportacji łącznej jest znacznie trudniejszy. Do sali weszła przelękniona urzędniczka z włosami zebranymi w chaotyczny kok. Właściwie trudno się dziwić jej zszarganym nerwom. W końcu każdego dnia ryzykuje rozszczepieniem teleportując się razem z niedoświadczonymi czarodziejami.
WYMAGANIA:
• ukończone 17 lat • ukończony kurs na teleportację indywidualną z wynikiem minimum 10-18pkt • pierwsze podejście: darmowe • każda poprawa: 10g (zapłać) • jeśli chcesz odbyć egzamin w retrospekcji, dopisz datę ukończenia kursu w poście • osoby, które nie zdawały egzaminu w Londynie, dopisują, w ministerstwie jakiego kraju odbyli egzamin
DODATKOWE:
• jeśli w poprzedniej części uzyskałeś wynik 13-10, twój wynik kostek jest niższy o 2, chyba że pomiędzy podejściami do egzaminów minie co najmniej pół roku (fabularnie, tj. przy robieniu teleportacji w retrospekcji, również wystarczy podać półroczny odstęp) • za każde fabularne trzy miesiące użytkowania teleportacji indywidualnej przed podejściem do testu z łącznej możesz zwiększyć swój wynik kostek o 1 - ten bonus maksymalnie może wynieść 3 punkty
Znów rzucasz trzema kostkami i sumujesz liczbę oczek:
18–12 – zdałeś. Niebywałe, ale naprawdę ci się udało! Egzaminator kręci głową z niedowierzaniem. Dawno nie widział nikogo tak zdolnego, możesz czuć się wyróżniony! Po dyplom zgłoś się tutaj.
11–3 – niestety, teleportacja łączna to wyższa szkoła jazdy i nie powiodło ci się. Trudno, bywa!
Kurs na międzynarodowe podróże świstoklikiem
Z powodu pewnych dyplomatycznych, międzynarodowych incydentów, Ministerstwo Magii zdecydowało się stworzyć specjalny kurs dla osób chcących zgodnie z prawem podróżować za pomocą świstoklika za granice Wielkiej Brytanii. Przeważa w nim część teoretyczna - zaznajomienie z prawem brytyjskim oraz międzynarodowym - gdyż podstawowym wymaganiem przystąpienia do treningu jest umiejętność zaklęcia przedmiotu w świstoklik. Kurs jest płatny - kosztuje on 100 galeonów. Opłatę możesz uiścić w tym temacie.
UWAGA - kara za tworzenie i korzystanie ze świstoklików międzynarodowych bez odpowiednich uprawnień wynosi 400 galeonów!
WYMAGANIA:
• ukończone 17 lat • znajomość zaklęcia portus lub min. 31 pkt z transmutacji w kuferku • pierwsza podejście do kursu - 100 galeonów • każda poprawa: 20 galeonów (zapłać w temacie Zmiany stanu konta) • jeśli chcesz odbyć egzamin w retrospekcji, dopisz datę ukończenia kursu w poście (muszą odbywać się one po 01.09.2021) • egzamin odbywa się w Londynie i tylko w Londynie
kurs - część przygotowawcza
Seria wykładów poświęconych tematom prawnym, bezpieczeństwa związanym z podróżami za pomocą świstoklików i źródłami, z których można zaczerpnąć wiedzę na temat bezpiecznych miejsc do pojawienia się za granicami Wielkiej Brytanii.
Wykłady Rzucasz dwiema kostkami k6.
obie parzyste – najwyraźniej postanowiłeś przyłożyć się do słuchania, udało ci się zrobić nawet nieco notatek. Dodatkowo aktywność popłaca - przy podejściu do egzaminu możesz, jak się okazało, zatrzymać wypisane własnoręcznie notatki, dzięki czemu otrzymujesz +2 do rzutu kolejnymi kośćmi.
parzysta i nieparzysta – słuchasz, czasem pobujasz w obłokach lub twoją uwagę zwróci mucha leniwie maszerująca po białej ścianie, a innym razem zaczniesz myśleć nad tym, skąd czarownica w drugim rzędzie wytrzasnęła te ekstra kolczyki... tak czy siak, do egzaminu przystępujesz przygotowany całkiem przyzwoicie.
obie nieparzyste – cóż, może nawet w szkole spokojne wysłuchiwanie nudnych wykładów nie było twoją najmocniejszą stroną. Po wyjściu z audytorium nie pamiętasz prawie nic - otrzymujesz karę -3 punktów do rzutu kolejnymi kośćmi.
Kurs - egzamin
Po wykładowej serii od razu przyszedł czas na egzamin. Z wiedzą świeżo kołatającą się w umyśle siadasz przed zwojem pergaminu z wypisanymi na nim pytaniami, kałamarzem oraz piórem antyściąganiowym - nawet najmniejsza próba oszustwa skończy się nie tylko unieważnieniem kursu, ale niemożnością podejścia do niego ponownie.
Znów rzucasz dwiema kostkami - tu sumujesz liczbę oczek:
12–9 – Świetny wynik! Sprawdzający nie mogą się do niczego przyczepić - są pod wrażeniem dokładnych odpowiedzi i zapamiętanych na pierwszy rzut oka dość niezbyt ważnych szczegółów. Po dyplom zgłoś się tutaj.
8–6 – nie poszło ci aż tak źle, ale zabrakło dosłownie punktu lub dwóch do przekroczenia wymaganego progu. Komisja zgadza się na natychmiastową poprawę, dając ci czas na przejrzenie notatek (oraz na własną przerwę obiadową). Ostatecznie zdajesz - twój post musi mieć jednak przez dłuższy czas pobytu w Ministerstwie co najmniej 2500 znaków. Po dyplom zgłoś się tutaj.
5-2 - znajdujesz swoje imię i nazwisko na samym dole listy osób przystępujących do egzaminu. Cóż, miejmy nadzieję że następnym razem pójdzie ci lepiej - pamiętaj, że w przypadku chęci poprawy testu pisemnego musisz ponownie przemęczyć się przez wykłady. Powodzenia!
Od zawsze wiedziała, że teleportacja jest bardzo ważną umiejętnością dla każdego dorosłego czarodzieja. Dlatego, kiedy tylko ukończyła siedemnaście lat i znalazła nieco czasu, od razu zaczęła uczęszczać na odpowiednie kursy przygotowawcze. Nauczyła się na nich bardzo wiele i kiedy w końcu zapisała się na egzamin, przyszła na niego dosyć pewna swoich umiejętności. Oczywiście i tak się stresowała, jak zawsze, nie ważne przed jakim egzaminem, niemniej powtarzała sobie, że przecież dotychczas dobrze jej szło i nie ma podstaw aby teraz zaczęła w siebie wątpić i w to, co dotychczas się nauczyła. Cel, wola, namysł. Cel, wola, namysł powtarzała cały czas w myślach, skupiona na postawionym przed nią zadaniu. Dlatego kiedy egzaminator w końcu się pojawił i przedstawił cel, do którego miała się teleportować, z teorią nie miała żadnego problemu. Wzięła głęboki oddech i obróciła się wokół własnej osi. Od razu rozpoznała dość nieprzyjemne acz znajome uczucie przeciskania się przez bardzo wąską tubę. Prawie się zdekoncentrowała, ale ostatecznie udało jej się teleportować dokładnie tam, gdzie kazał egzaminator. Zadowolona ze swojego osiągnięcia uśmiechnęła się szeroko i odebrała gratulacje od czarodzieja. W końcu była uprawniona do tego, aby teleportować się zawsze i gdzie tylko zechce.
Zt.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Wiedział już, że nie ma wyboru. Jeśli miał próbować zawalczyć o swój stan zdrowia, wiedział, że będzie musiał wrócić do Kolumbii jeszcze nie raz, a kto wie, może i ruszyć w dalszą drogę w pogoni za receptą na życie. Nie miał wyjścia, ale też nie czuł, że sobie nie poradzi. Może to jego nadmiar ambicji, a może po prostu było mu to wszystko już tak bardzo obojętne... Kiedy zapisał się na wykłady, wiedział, że będzie ciężko. Ostatnimi czasy było mu okropnie trudno się skupić na czymkolwiek. Nie to, że nie chciał się nauczyć - wprost przeciwnie, chciał, w końcu do szczęścia nie trzeba mu było jeszcze jakiejś biedy z rozszczepieniem przez nieprawidłowo skonstruowany świstoklik, albo więzieniem, jeśli wyląduje gdzieś, gdzie nie powinien. Problem polegał na tym, że w pierwszym rzędzie siedziała czarownica o tak kusej sukience (zrozumiałe w te upały), że połowę wykładów zajmowało mu obserwowanie krawędzi materiału, podnoszącego się z każdym jej oddechem, jakby miał z trzynaście lat i nigdy nie widział skrawka nagiej, babskiej skóry. Kiedy przyszedł czas egzaminu, na całe szczęście coś w jego głowie, poza kusą sukienką zostało. Napisał odpowiedzi na prawie wszystkie pytania, a sprawdzający nie mieli się do czego przyczepić. Podawał dokładne odpowiedzi i nawet zauważył w pytaniach kilka niespodziewanych szczegółów, których wspomnieniem zrobił na egzaminatorach wrażenie. Finalnie otrzymał dyplom upoważniający do tworzenia i podróży międzynarodowymi świstoklikami.
zt
Danny Baxter
Wiek : 35
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 179
C. szczególne : Australijski akcent, banan na mordzie, czapki z daszkiem, tatuaże
- No dobra, Danny, to twoje czwarte podejście. Dasz radę! - mruknął do siebie pod nosem, starając się dodać sobie odwagi. Poprzednie trzy próby teleportacji zakończyły się różnie - od zniknięcia jednego buta po całkowite rozszczepienie włosów na głowie. Ale dziś miał być ten dzień.
Egzaminator, starszy czarodziej o surowym spojrzeniu, spojrzał na Danny'ego z lekkim znużeniem. - Gotowy? - zapytał, unosząc jedną brew.
- Jasne! - odpowiedział Danny z entuzjazmem, choć jego serce biło jak oszalałe. Skupił się na punkcie wyjścia, wziął głęboki oddech i wyobraził sobie cel swojej podróży. Zamknął oczy, poczuł dziwne, ściskające uczucie, a potem... BAM!
Pojawił się po drugiej stronie pomieszczenia, lekko się chwiejąc. Z ulgą stwierdził, że wszystkie części ciała są na swoim miejscu. Niemniej, jego noga delikatnie zahaczyła o krzesło, które przewróciło się z głośnym trzaskiem. Danny spojrzał niepewnie na egzaminatora.
Starszy czarodziej przyjrzał się mu uważnie, a potem wybuchnął śmiechem, który bardziej przypominał chrapliwy kaszel. - No, młody, może nie było idealnie, ale coś z ciebie będzie. - powiedział, machając ręką w geście uznania. - Zdałeś. Ale radzę ci potrenować jeszcze przed egzaminem z teleportacji łącznej. -
Danny odetchnął z ulgą, szeroki uśmiech rozjaśnił jego twarz. - Serio? Zdałem? - zapytał, jakby nie dowierzał własnym uszom. Egzaminator skinął głową, a Danny niemal podskoczył z radości.
- Dzięki! Obiecuję, że będę ćwiczył! - zapewnił, zbierając swoje rzeczy. Wychodząc z sali, nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu. Może nie był to najgładszy teleport w historii, ale grunt, że się udało.
- Teraz czas na teleportację łączną! - pomyślał, pełen nowej energii i entuzjazmu.
/zt
Iris Skylight
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 163,5 cm
C. szczególne : filigranowa postura, pieprzyki rozsiane po ciele, kilka piegów na twarzy, skromna biżuteria; zapach fiołków;
Podczas gdy jej rówieśnicy spędzali czas na zagranicznych wakacjach, Irys przygotowała się do kursu teleportacji. Nie chciała czekać do tych organizowanych w szkole tylko poprosiła tatę o pomoc i umożliwienie przystąpienia do egzaminu. Nie uczula się intensywnie bo jednak stawiała na intuicję i umiejętności magiczne. Stanęła w sali egzaminacyjnej w całkiem eleganckim stroju i nie wdając się w pogawędki - egzaminatorzy nie wyglądali na chętnych na dłuższą rozmowę - zmrużyła oczy. Cel - okrąg narysowany kredą po drugiej stronie sali. Wola - nie miała z tym problemu bo o teleportacji myślała naprawdę długo i chciała opanować ją jak najszybciej. Namysł sprawił jej problem bo nie była pewna po co cały ten trzeci etap teleportacji. Nie miała w sobie przekonania aby Namysł był jej potrzebny. Nazwałaby to raczej Skupieniem Mocy Magicznej. Wyrównała oddech i napięła mięśnie. Z początku napotkała opór w próbie prześlizgnięcia się do tunelu teleportacyjnego jednak po dłuższych chwilach udało się jej gładko przenieść z punktu A do punktu B. Włos jej rozwiał się przy policzkach, gdy przy tym charakterystycznym szarpnięciu zawirowała i na kilka sekund zniknęła z powierzchni świata, zmieniając się w szarą smugę teleportacyjną. Co zaskakujące, nie miała mdłości. Owszem, żołądek się zatrząsł i poczuła w nim ukłucie dyskomfortu jednak nie zwymiotowała ani nawet nie zbladła. Wiele satysfakcji przyniosły jej pełne uznania miny egzaminatorów. Lekkim krokiem wyszła z sali, z odpowiednim certyfikatem i pochwaliła się nim tacie, który czekał na nią w poczekalni.
Teleportacja łączona Pierwsze darmowe podejście:10. Płatne cztery próby:6, 8, 10, 12
Teleportacja łączona sprawiła jej znacznie więcej trudności. O ile samodzielnie potrafiła zwinnie przemykać po różnych punktach sali, tak zabranie ze sobą Urzędniczki okazało się chwilowo ponad jej siły. Być może to wina przepoconej dłoni kobiety, bliskości, którą musiała znosić, a także jej odrzucających perfum. Wiedziała jednak, że musi przeboleć tę niezbędną interakcję fizyczną wszak bez tego nigdy nie opanuje przenoszenia zbiorowego. Musiała podjąć aż pięć prób aby oswoić się z trzymaniem dłoni Urzędniczki. Nie miała problemu z wyobrażeniem sobie Celu ani nawet z Namysłem, do którego wcześniej podchodziła sceptycznie. To Wola szwankowała więc musiała stoczyć ze sobą walkę i ostatecznie ją wygrać. Szarpnęło nimi mocniej niż się spodziewała, a gdy wylądowały w samym środku okręgu, musiała wyhamować robiąc całe dwa i pół kroku do przodu. Urzędniczkę mocno zemdliło więc wyszło na to, że Irys powinna więcej uwagi poświęcać towarzyszom teleportacyjnym. Pokiwała głową słuchając zastrzeżeń i zaleceń Egzaminatorów i z ulgą przyjęła certyfikat. Wyszła z sali i dopiero za drzwiami dwukrotnie umyła dłonie, chcąc pozbyć się ze skóry potu Urzędniczki. Brr.
Egzamin na teleportację zdawał jeszcze w listopadzie, po swoich urodzinach. To była ostatnia rzecz, jaką zdążył zrobić z ojcem, przygotować się do egzaminu, a także ostatnia rzecz, o którą zdążył się pokłócić. Nie był pojętnym uczniem, wola, cel, namysł, wszystko wymagało od niego koncentracji, a jedyną uwagę, jaką poświęcał to na zaciskanie zębów, żeby nie pyskować do starszego Savage. Deven, chociaż szkolił go dobrze, podchodził do niego tak, jakby był nim, jakby Ced był tak samo utalentowanym, urodzonym do wielkości czarodziejem, jak on. Prawda była jednak taka, że aby zdać egzamin na teleportację indywidualnę potrzebował dwóch prób. Przy pierwszej o mało się nie rozszczepił, a druga z kolei sprawiła mu bardzo duże trudności. Prześlizgnął się do następnego etapu, a egzaminator wyraźnie dał mu do zrozumienia, że nie widzi go podczas podejścia do teleportacji łącznej. Inne zdanie na ten temat miał Deven Savage, ambitnie wysyłający syna na kolejny etap egzaminu, którego wyniku nigdy nie poznał...
Jeszcze gorzej miała się sytuacja z teleportacją łączną. Ta wymagała absolutnej pewności i dobrej ręki do tego talentu, którego Cedowi było brak, tak samo, jak i dobrze opanowanych podstaw. Zanim podszedł do pierwszej próby zdania egzaminu, nie zdążył jeszcze nadrobić niepewnych zaległości, musiał najpierw usprawnić teleportację indywidualną, a nie udało mu się to ani przy pierwszym, ani przy drugim podejściu. Nie pomagała bardzo kapryśna magia w jego otoczeniu oraz brak skupienia. Dopiero trzecia próba przyniosła zamierzone efekty, chociaż jeśli Ced miał być ze sobą absolutnie szczery, nosił się z nadzieją, że teleportacja łączna nigdy w życiu nie będzie mu potrzebna. Nie był wielkim fanem gwałtownych zrywów deportacji i aportacji w innym miejscu. Przez jakiś czas nawet charakterystyczny klik teleportacji miał go jeszcze wzdrygać nieprzyjemnym dreszczem.
Wola, namysł i cel, to coś co brzmiało dla niego znajomo. Podczas egzaminów, nie wsłuchiwał się mocno w to, co mówi do nich prowadzący, bo wiele lat wcześniej od swoich najmłodszych dziecięcych czasu wuj tłukł mu podobne ideologie w kontekście kontroli metamorfomagii. W sali przygotowawczej do egzaminu był więc jednym z tych, którzy nie wydawali się absolutnie skupieni. Zawiesił wzrok gdzieś na wejściu do sali, bardziej obserwując wchodzących i wychodzących z niej ludzi, oraz miny i nastroje, jakie im towarzyszą. Raz czy dwa jego wzrok spoczął na kimś dłużej niż to było konieczne, a kiedy przyszła jego pora – oblał. Parsknął wtedy z rozbawieniem, bo nie takiego efektu się spodziewał. Ani za pierwszym, ani za drugim razem. Trzecie podejście, jak w większości przypadków w jego życiu podczas podejśc do egzaminów, okazało się szczęśliwsze. Zdał.
Miał wrażenie, że kiedy zrozumiał już zależność między wolą, celem, a namysłem, teleportacja wydawała się tak samo naturalna, jak naturalna wydawała się transmutacyjna kontrola nad jego wyglądem. Potrzebował tylko wyostrzyć swoją intuicję i instynktem zrozumieć, jak powinien z niej korzystać. Naukowe i teoretyczne dyrdymały do niego nie przemawiała, ani praktyka, kiedy wykładowcy nie mówili do niego jego językiem. Dopisało mu też szczęście, że nigdy nie doświadczył rozszczepienia, które w jego przypadku, z jego chorobą mogłoby się skończyć tragicznie. Egzamin na teleportację łączną zdał już bez problemu, bo kiedy raz już zrozumiał zasadę teleportowania, ta niewiele różniła się w swojej rozszerzonej wiedzy.
Ciotka stanowczo odradza mi kurs na teleportację właśnie teraz, na początku roku szkolnego, kiedy tyle co zmieniłem kraj zamieszkania, o szkole nie mówiąc. Ja jednak się upieram, mam obsesję na punkcie niezależności. Problem jednak w tym, że ojciec jeszcze mnie tego nie uczył, a kiedy w wakacje poszedłem na kurs do Ministerstwa, to szybko się okazało, że wiele rzeczy z angielskiego nie rozumiem tak dobrze, jak bym tego chciał. Ja jednak się nie poddaję, ślizgońska ambicja każe mi podejść do egzaminu. Ślizgońska ambicja cierpi, kiedy oblewam pierwsze podejście. Drugie też nie jest idealne, ale mi się udaje, egzaminator patrzy, zdaje mi się, łaskawym okiem na moje pochodzenie, a ja nie zamierzam się z tym kłócić, jeśli ma mi to pomóc. Od razu po zaliczeniu teleportacji indywidualnej podchodzę do łącznej, ale to okazuje się nie być tak dobrym pomysłem. Oblewam z kretesem. Sytuacja powtarza się, kiedy wracam do Ministerstwa. Największy problem mam z wolą, tak jakby moje ciało wcale nie chciało przenieść się w dane miejsce. Może podświadomie boję się rozszczepienia? Co prawda magimedycy podobno doskonale przytwierdzają zagubione części ciała, ale nie uśmiecha mi się utrata choćby kawałka swojego ciała nawet na moment, bo to z nim wiąże swoją przyszłość i są mi potrzebne tak samo nogi, ręce, jak i cała reszta. Teleportację łączną zdaję ostatecznie za trzecim razem. Dziękuję pięknie egzaminatorowi i odbieram dokument, na którym tak mi zależało.
Przydatne i nieprzydatne. Świat zamykany w dwóch słowach, rozpięty na dwóch skrajnościach, tak przecież jest dużo łatwiej. Często patrzy w ten sposób, przyłapuje się na tym jednak bez najmniejszego żalu. Nie ma czego żałować. Przydatne i nieprzydatne, teleportacja z pewnością wlicza się do zdolności przydatnych, niezbędnych w codziennym życiu. Wie o tym wprost doskonale, dlatego udaje się do Departamentu aby zdać swój egzamin. Nie ukrywa, nie przykłada się początkowo zbyt dobrze, nie tak, jak powinien, zupełnie jakby nie był świadomy charczącego nad jego karkiem ryzyka rozszczepienia. Pierwsze jego podejście kończy się wielkim fiaskiem. Drugie, w zamian za to, jest dużo bardziej dokładne. Koncentruje się, obraca w swojej głowie trzy słowa jak grupę trzech wyjątkowych eksponatów mających mu przynieść szczęście. Wola, namysł, cel. Wola, namysł i cel. Pozornie banalnie proste, tak trudne do wykonania, gdy przyjdzie surowa pora weryfikacji przez trudną do przejednania rzeczywistość. Koncentruje się, na ile tylko potrafi w trwającej obecnie chwili, koncentracja jest w końcu jedną z jego zalet pomagających mu osiągać sukcesy podczas warzenia eliksirów. Niestety, nadal nie wychodzi mu perfekcyjnie, ale to nic, to wystarczy, choć niesmak mu pozostaje i plami się obrzydliwą goryczą na języku. Egzaminator przymyka na niego oko, daje mu spokój i mówi, niech idzie dalej. (Może się nie rozszczepi. Rozszczepienie nie jest w końcu najgorszym, co może go później spotkać).
z tematu
Ostatnio zmieniony przez Maurice Howells dnia Sob Wrz 07 2024, 20:41, w całości zmieniany 1 raz
Clementine Bardot
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 173
C. szczególne : Ubrania umorusane farbą olejną; włosy w artystycznym nieładzie i uśmiech - naprawdę zachwycający
Była tutaj, bo tak należało; tego oczekiwał ojciec, a ona musiała - jako ta dobra córka - zrobić wszystko, byle poczuł cień zadowolenia, choć i to zdawało się być prozą dziwnego absurdu, bowiem rzadko zdarzało się, by szanowany dyplomata odczuwał więcej niż chęć poszerzenia własnych wpływów. I to właśnie z tymi rozmyślaniami dotarła do odpowiedniego Departamentu, gdzie czekał na nią już egzaminator. Clementine Bardot była przerażona. Strach uderzył w nią z siłą młota, a mimo to poradziła sobie dobrze. Kilka żałosnych prób, których się podjęła, przypominały raczej starania, w których nie zamierzała zginąć. Czasem wyszło nawet coś więcej niż tylko te żałosne mignięcia drobną sylwetką, ale było to równie rzadkie co skuteczne. Dopiero któraś próba pozwoliła ciemnowłosej Francuzce na pełną teleportację, dzięki czemu nawet mężczyzna, który ją egzaminował tego dnia, poczuł dziwny rodzaj ulgi. Dostrzegła to w jego oczach, gdy machnął ręką i odpuścił jej, zaliczając tym samym egzaminem. Ostrzegał tylko przed większa uważnością, co oczywiście miało się skończyć w przyszłości sukcesem, a nie rozszczepieniem ciała, bo... Ta druga opcja wydawała się bardziej oczywista, aniżeli potencjalną pomyślność względem nowo nabytej umiejętności.
/zt
Lyssa Heartling
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : burza loków, anorektyczna budowa ciała
Od dwóch miesięcy odliczała dni dzielące ją od upragnionej licencji na teleportację. Kurs odbyła w wakacje, niemniej z samym podejściem do egzaminu musiała czekać aż do ostatniego dnia sierpnia. Tygodnie dłużyły jej się niemiłosiernie, jednak kiedy wreszcie stanęła przed salą egzaminacyjną, czuła buzującą jej w żyłach adrenalinę. Nie mogła doczekać się, by wreszcie zdobyć uprawnienia umożliwiające jej swobodne poruszanie się po całym bożym świecie... przynajmniej w uproszczeniu. Wiedziała, że nie wszędzie można się teleportować, a im większa odległość, tym poważniejsze ryzyko rozszczepienia, niemniej swoboda, z którą wiązała się licencja była dla dziewczyny niczym klucz do złotej klatki. Poza nią na korytarzu czekało też kilkoro innych uczniów, których kojarzyła ze szkoły - niedobitki powtarzające egzamin lub Ci, którzy tak jak ona nie mogli podejść do niego we wcześniejszym terminie. Wszyscy wydawali się poddenerwowani, a po kilkunastu minutach oczekiwania na swoją kolej, także Lyssa zaraziła się od nich niepokojem, kiedy więc wywołano jej nazwisko, dziewczyna weszła do pomieszczenia na miękkich nogach. Egzamin nie poszedł jej nawet w połowie tak dobrze, jak się spodziewała, niemniej opuszczając gmach Ministerstwa z pozwoleniem w ręce, młoda Heartling była w nastroju co najmniej świątecznym. Świat stał przed nią otworem.
Teleportacja indywidualna i łączna Retrospekcja, 2014, Algieria kostki: 16 i 15
Nadszedł wreszcie wyczekiwany przez większość osiągających pełnoletniość czarodziejów moment, w którym można było podejść do kursu oraz egzaminu z teleportacji, więc Sid oczywiście natychmiast pobiegł się zapisać by jak najszybciej zdobyć upragnione uprawnienia i móc uświetniać życie swojej matce, teleportując się z pokoju do kuchni i na odwrót. Innych wojaży raczej nie planował, bo interesowały go podróże tylko tak dalekie, że i tak nieosiągalne dla zasięgów teleportacji. Chyba że kiedyś uda się rozwinąć ten potencjał i móc zniknąć, by pojawić się w dowolnym miejscu na Ziemi lub jeszcze lepiej - poza nią. To właśnie o międzyplanetarnej wycieczce marzył sidemnastoletni Sidereus, kiedy siedział w bogato zdobionej poczekalni wydziału transportu algierskiego ministerstwa, w którym to przyszło mu zmierzyć się z egzaminem. Egzaminatorka musiała wołać go ze trzy razy zanim ocknął się z zamyślenia i skojarzył, że to o nim mowa, nic więc dziwnego, że patrzyła na niego sceptycznie, jakby wątpiła że będzie w stanie skupić się na tyle by uniknąć dramatycznego rozszczepienia. Ku zdziwieniu kobiety i wielkiej radości Sida, udało mu się za pierwszym razem i to zupełnie podręcznikowo! Od razu podszedł też do drugiego testu, który miał sprawdzić jego umiejętności teleportacji łącznej; nie sądził, by ta miała mu się do czegokolwiek przydać, ale uznał że skoro już nadarzyła się okazja to warto było oficjalnie zdobyć następny papier. Chyba miał jakiś wrodzony talent albo wybitne szczęście, bo i tym razem zdał egzamin śpiewająco i z cichym, eleganckim trzaskiem teleportował nie tylko siebie ale i egzaminatorkę w sam środek wyznaczonego okręgu. Wszystko poszło jak z płatka, odebrał więc dyplom i gratulacje pracownicy ministerstwa, a następnie teleportował się prosto do domu.
|zt
Barnaby Bazory
Wiek : 32
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : czarna mitenka na prawej dłoni niezależnie od okoliczności, pospieszny chód, intensywny kolor oczu;
Pochłonięty nauką poświęcił nieco mniej uwagi na dokładniejszą edukację wobec teleportacji indywidualnej. Mimo wszystko ten proces przenoszenia się z miejsca na miejsce był dla niego niezwykle interesujący więc zamierzał spróbować swoich sił. Nie miał problemu z wyrażeniem siły woli i skupieniu się na Celu. Namysł sprawił mu z początku trudność. Przy pierwszej próbie teleportował się lecz wylądował za daleko okręgu. Dostał przy tym silnych zawrotów głowy przez co potrzebował chwili na otrząśnięcie się. Przechodzenie przez tunel teleportacyjny było dla jego organizmu nowym doświadczeniem. Co innego być osobą towarzyszącą przy teleportacji a co innego samemu inicjować ten ruch. Po paru minutach, gdy złapał oddech, wrócił we wskazane miejsce i podjął się drugiej próby. Wiedział już czego się spodziewać więc odpowiednio się rozluźnił i skoncentrował. Nie minęła minuta a wylądował w samym środku okręgu, czym zyskał pełne podziwu spojrzenie egzaminatora. Pierwszy certyfikat zdobyty. Zostało jeszcze około stu... lecz miał na to całe życie.
Dzień później podszedł do teleportacji łączonej. Nie potrzebował większej przerwy na oswojenie się z procesem przenosin z punktu A do punktu B. Ambicja i nadgorliwość nie pozwalały mu czekać. Wzbudził zaskoczenie swoją szybką obecnością lecz skoro był zdecydowany, został dopuszczony do egzaminu. Wczorajszy dzień poświęcił na uzupełnienie wiedzy teoretycznej, a praktyczną zaczerpnął bezpośrednio od swych rodziców i profesora Beckett. Wychodził z założenia, że praktyka czyni mistrzem. Uśmiechnął się i zagadnął pogodnie do zestresowanej urzędniczki, aby nieco ukoić jej nerwy związane z przenoszeniem się za inicjatywą młodych, niedoświadczonych osób. Coś w jego uśmiechu musiało ją przekonać bo uspokoiła oddech. Przy pierwszej próbie nie udało mu się wpaść w tunel teleportacyjny z prostego powodu - niespodziewany ciężar i takie uczucie rozciągania się wybiło go z koncentracji. Potrzebował dwóch minut aby poukładać to sobie w głowie. Przyjął pozycję osoby pewnej tego, co robi, uniósł wyżej głowę i zmrużył oczy, skupiając się na celu. Ba, położył obie dłonie na ramionach urzędniczki i dzięki temu miał większą kontrolę nad jej ciężarem. Gdy wpadł w tunel teleportacyjny, ściskał mocno barki kobiety. Chwilę później wylądowali na własnych nogach we wskazanym miejscu. Urzędniczka odetchnęła z ulgą. Podziękował jej gorliwie i podszedł do egzaminatorów, czekając cierpliwie na kolejny certyfikat.
| zt |
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Kurs na podróże międzynarodowe z użyciem świstoklika, a raczej licencja na to, by móc spokojnie je odbywać, był dla niego kluczowy. Przy tak zabieganym trybie życia, gdzie wiecznie gdzieś podróżował, możliwość swobodnego tworzenia swoich środków magicznego transportu była kluczowa. Kiedy jego kariera fotograficzna w końcu porządnie się rozkręciła, miewał sesje na różnych końcach świata. Do tego dochodziło Aquamentea, herbaciarnia, której starał się doglądać, bo przecież była jego dzieckiem i oczkiem w głowie. Do wykładu podszedł trochę lekceważąco. Jego umiejętności z transmutacji były znacznie więcej niż zadowalające, poza tym zdarzało mu się już tworzyć świstokliki nie raz i nie dwa. Nic dziwnego, że kiedy po wykładzie przyszedł czas na egzamin, okazało się, że wcale nie wie o tym aż tak dużo, zwłaszcza że pytania nie dotyczyły tylko praktyki, ale i w znacznym stopniu teorii i historii. Zanim do kursu podszedł drugi raz, przygotował się samodzielnie, w domu. Zrobił to iście po krukońsku – przeczytał kilka książek, wsiąknął w temat. Poczuł się tak, jakby znów był na studiach i Merlin mu świadkiem, że było to miłe uczucie. Kiedy ponownie zasiadł w ławce nad kartką papieru będącą egzaminem, tym razem odpowiedział na wszystko śpiewająco.
z/t
Lilian Eldridge
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : unikatowy styl ubioru, artystyczny makijaż, wymyślne fryzury, przekłute septum, unoszący się za nią zapach Błękitnych Gryfów
Skupienie nigdy nie było mocnym punktem Lilian. Zawsze niepotrzebnie się rozpraszała najmniejszymi pierdołami, a najlepiej udowodniły to szkolne ćwiczenia w teleportacji indywidualnej. Kto inny mógłby rozszczepić się trzy razy na jednych zajęciach? Odpowiedź chyba jest oczywista. Nigdy nie była orłem w celowaniu, wola słabła przy najmniejszym bólu głowy, a tych jej w życiu nie brakowało; natomiast namysłu miała w swoim życiu aż zanadto. Tydzień po swoich siedemnastych urodzinach udała się do Ministerstwa Magii spełnić powinność każdego dorosłego czarodzieja i zyskać papierek, na którym było napisane, że od teraz może legalnie transportować swoją głowę do innego miejsca w sekundę, a resztę ciała pozostawić na starcie swojej drogi. Egzaminator od razu wyczuł typ człowieka, z którym ma do czynienia, i z dezaprobatą kręcił głową, kiedy widział, jak dziewczyna wysila się, by tylko cokolwiek się udało. Tym razem obyło się bez uszczerbku na zdrowiu, bo jej ciało pozostało po prostu w tym samym miejscu w jednym kawałku, a ona sama nie zdołała skoncentrować się na tyle, by w ogóle teleportacja stała się w jej przypadku faktem. Egzaminator puścił ją z kwitkiem i nakazał przyjść za tydzień, jeżeli nadal wyrażała ochotę ukończenia egzaminu. Nathan użyczył siostrze parę groszy w celu ukończenia formalności, a tym razem wraz z pieniędzmi chyba podarował jej i łut szczęścia, gdyż za drugim razem się udało. Co prawda nadal nie było to idealne podejście, ale Lilian wystarczało. Nie potrzebowała perfekcyjnego wyniku, chciała tylko mieć dowód na umiejętność, z której i tak będzie rzadko korzystać, na papierze. W mugolskich środkach transportu o wiele trudniej było się rozszczepić.
Kurs na teleportację łączną, 30.06.2024 Pierwsza próba: 8 - 2 = 6 Druga próba: 12 - 2 = 10 Trzecia próba: 18 - 2 = 16, zdane
Za namową Nathana, który chyba w rodzinnym ferworze próbował też na chwilę pozbyć się jej z domu, Lilian powróciła do Ministerstwa Magii na kurs teleportacji łącznej. Właściwie to nie miała za bardzo czasu ani miejsca na uprzednie ćwiczenia teleportacji, czy to samotnie, czy z kimś innym, toteż na egzamin szła prosto z mostu i bez odpowiedniego przygotowania. Nerwy wzrastały w niej wraz z każdym kolejnym etapem podróży do Londynu, którą to odbyła mugolskimi sposobami, czytaj: pociąg, metro, taksówka. Z jednej strony odczuwała przywiązanie do tego typu metod jako relatywnie bezpieczniejszych i bardziej dających trzymać się jej w ryzach, z drugiej jednak poczuła nagłą, dziką ochotę opanowania dobrze teleportacji tak, by oszczędzić sobie całego tego czasu i pieniędzy. Może jednak świat czarodziejów miał w tym zakresie swoje plusy. Egzaminatorka wydawała się być bardziej przejęta niż sama Lilian, co też nie wprowadzało ją w najweselszy nastrój. Oczywiście pierwsza próba zakończyła się fiaskiem, a czarownica rozkazała jej "ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć". Na następną próbę Lilian trochę się już przyszykowała, ale co z tego, skoro to również zawiodło. Miała wrażenie, że rzeczy dziejące się aktualnie w jej życiu również jej nie pomagały. Stresowała się zanadto stanem matki, a jednocześnie cieszyła się, że miała ona jechać do Munga, bo te wakacje miały w rezultacie być pierwszymi całkowicie spokojnymi w życiu Lilian. Egzaminatorka widziała, że coś się dzieje, i poleciła dziewczynie odpoczynek i poważne zastanowienie się nad tym, co dalej, by dopiero potem móc podjąć się egzaminu na poważnie. Krukonka usłuchała. Na ostatnią, zakończoną sukcesem próbę zjawiła się pod koniec lipca, kiedy już znajdowała się z bratem w Londynie, toteż i lataniny było o wiele mniej. Nathan odpowiedzialnie podszedł do zdolności Lilian i jej edukacji w tym zakresie i codziennie przeprowadzał z nią skrupulatne ćwiczenia. Dziewczyna była nieźle tym rozregulowana, a jej migreny się pogorszyły, ale faktycznie, tym razem teleportowała się idealnie w jednym kawałku. To samo zdarzyło się na egzaminie, gdzie prowadząca pogratulowała jej wytrwałości i życzyła sukcesów w dalszej edukacji.
Podjęcie decyzji o konieczności nauczenia się teleportacji łącznej było konsekwencją tego jak często we wrześniu zdarzało mu się pomyśleć, że właśnie w tym momencie by mu się ona przydała, zamiast rozbijania się Błędnym Rycerzem, siecią fiuu czy zdawaniem się na łaskę kogoś z otoczenia. Wolał stać się niezależny. Z początkiem miesiąca zapisał się na kurs, który niewiele różnił się od tego związanego z teleportacją indywidualną. Przynajmniej tak mu się wydawało. Słuchał tych samych definicji o przenoszeniu się z punktu A do B, o skupieniu i koncentracji. Miał nawet wrażenie, że zostały rozdane kursantom dokładnie te same pomoce naukowe. Nic więc dziwnego, że gdy przyszło do części praktycznej, nie potrafił się w niej odnaleźć. Nieskutecznie przenosił to siebie, to partnera do ćwiczeń, ale nigdy oboga naraz. Słuchał porad instruktora, który patrzył na niego z politowaniem i wiedział, że ta umiejętność, przynajmniej w najbliższym czasie, nie będzie jego najmocniejszą stroną. Zajęcia kiedyś musiały dobiec końca, a on wciąż czuł się z temacie niepewny. Trening w domu ze Skylightem przynosił tylko niewielkie postępy, pokazując współlokatorowi jakiego zdolnego kumpla posiada. Wydawało się Benjaminowi, że chyba nawet usłyszał od niego, że nie powinien się dziwić skoro wiecznie chodzi ućpany tymi całymi magicznymi oparami, w czym mógł być cień racji. Podchodził do egzaminów co weekend, raz za razem nie zaliczając. Już miał opatrzone wszystkie twarze egzaminatorów, które po drugim podejściu, zaczęły podchodzić z pewnym rozbawieniem do jego nieudających się prób. Był jednak wytrwały, mówiąc sobie, że jeśli już zdobędzie uprawienia, a potem przez pomyłkę kogoś rozszczepi, to przynajmniej eliksir wiggenowy by go poskładać w całość będzie potrafił idealnie uwarzyć. Po kilku próbach, w zasadzie czterech, udało mu się otrzymać dyplom. Wiedział jednak we wzroku egzaminatora, że lepiej byłoby jeśli nie będzie chwalił się nikomu, na jak niskim poziomie było zaliczenie.
Powiedzieć, że była zestresowana, to właściwie nic nie powiedzieć. Od samego początku miała przeczucie, że się jej to nie uda, mimo że przeczytała całkowicie wszystkie dostępne materiały, jakie tylko mogła znaleźć, dotyczące tego jak w prawidłowy sposób przystępować do procesu teleportacji. Żałowała, że nie podjęła się tego, kiedy skończyła 17 lat, czując, że teraz jest już za późno na to, by zrobić to raz a dobrze. Rzadko kiedy denerwowała się egzaminami, choć głównie dlatego, że do tych ważnych można się było przygotować, a jej pamięć absolutna pozwalała magazynować wiedzę w każdych ilościach. Teleportacja jednak wymagała namysłu, a to był koncept dość abstrakcyjny, którego nie można było wykuć na blachę. Trzeba było go po prostu wyczuć. Uśmiechnęła się słabo, z odpowiedzi na przyjazny uśmiech egzaminatora. Jego znudzona mina nie sprawiła, że poczuła się lepiej, jednak stanęła na wyznaczonym miejscu, czując, jak potnieją jej dłonie. Cel. Wola. Namysł. Cel. Wola. Namysł. Czuła, że zaczynają drżeć jej ręce i kolana i to wcale nie ze zdenerwowania. Spojrzała spanikowana na komisję egzaminacyjną i z przerażeniem dostrzegła ponurą minę przewodniczącego. Już chyba wolała go ze znudzonym wyrazem twarzy! Odprawił ją z kwitkiem, gratulując przynajmniej tego, że się nie rozszczepiła.
zt
Lyra Frasier
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 165
C. szczególne : piegi, liczne kolczyki w uszach i w nosie, grungowy styl ubioru, kolorowe pasemka we włosach, mocny makijaż
Teleportacja indywidualna - retrospekcja, pierwszy rok studiów kostki:12
Wybrali się do Londynu grupką znajomych, ciułając galeony na świstoklik z Hogsmeade, bo szkoda było marnować ten piękny, czerwcowy dzień na przydługą podróż lokomotywą. Uczyli ich do nieco w szkole, więc gdy przyszło co do czego Lyra nie miała większych problemów z zaliczeniem testu. Nie szła jako pierwsza, ani jako ostatnia, tylko gdzieś w środku, puszczając przodem te bardziej stresujące się jednostki, by czym prędzej zmierzyły się ze swoim strachem. Ona sama weszła do sali na luzie, z uśmiechem, pewnym krokiem, przywitała się z komisją rozsiewając swój czar na markotne, pomarszczone twarze egzaminatorów. Teleportowała się poprawnie, choć lądowanie miała nieco chwiejne. Nic, co załatwiłoby jej oblanie. Uścisnęła dłonie i dołączyła do reszty znajomych, z którymi zamierzali uderzyć poświętować do jakiegoś baru, mimo że ledwie wybijało południe. Świat jednak musiał im wybaczyć - Kimberly nie zdała, więc trzeba było ją pocieszyć.
/zt
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Bywając częściej w Ministerstwie z uwagi na staż, w którymś momencie podjęła decyzję, że nadeszła pora, by zdała egzamin na teleportację łączną. Robiła w swoim życiu trochę przymiarek do tego, ale nigdy jakoś nie dojrzała do myśli, by ewoluować swoje zdolności teleportacyjne. Skoro jednak miała w niedługim czasie uczestniczyć w swoich pierwszych terenowych akcjach, umiejętność ta z pewnością miała jej się przydać. Porozmawiała trochę z matką, później poszła zapisać się na egzamin, a finalnie gdy nadszedł ten dzień, podchodziła do niego z Viviane stojącą z uchem przy drzwiach do sali egzaminacyjnej. Choć stresowała się nieco, udało jej się bezbłędnie pokazać swoje zdolności już przy pierwszym podejściu, dzięki czemu zaliczyła celująco.
Podejście drugie samo w sobie brzmiało jak porażka - robienie czegoś niedoskonale, nie za pierwszym razem, smakowało goryczą i brzmiało w uszach pretensjami matki. Od samego początku czuła narastające obawy, mimo że włożyła wiele wysiłku w naukę. Przestudiowała wszystkie dostępne materiały, jednak w miarę zbliżania się terminu egzaminu, zaczęła wątpić w swoje umiejętności. Po wejściu na salę egzaminacyjną powrócił znajomy niepokój. ten sam niezadowolony, lekko znudzony egzaminator - co było o tyle przerażające, że wolała się nie zbłaźnić po raz kolejny. Chciałaby zobaczyć na jego twarzy choć odrobinę wiary w człowieka, ale cóż, skoro i sama w siebie nie wierzyła - to jak mógł wierzyć egzaminator. Cel. Wola. Namysł. Czemu nikt do tego kompletu nie dołożył wiary w siebie? Przekonania, że się uda? Po raz kolejny doświadczyła galaretowatych nóg i skończyło się to absolutną porażką. Egzaminator praktycznie wyrzucił ją z pomieszczenia...