Pomieszczenie jest dosyć duże, ale oprócz biurka nie znajdują się w nim żadne meble. Czujesz tremę? Drżą ci kolana? Nie przejmuj się, tu zupełnie normalne, zapytaj swoich rodziców czy starszych kolegów! Każdy się denerwuje przed swoim pierwszym egzaminem z teleportacji. Miejmy nadzieję, że ten będzie dla ciebie zarówno pierwszy, jak i ostatni!
UWAGA: w tym departamencie można zdać egzamin z teleportacji indywidualnej, teleportacji łącznej oraz wytwarzania świstoklików międzynarodowych!
kurs - teleportacja indywidualna
Egzaminator uśmiecha się przyjaźnie, choć wydaje się nieco znudzony kolejnym egzaminem. Okazujesz potwierdzenie odbycia kursu, egzaminator kiwa głową i życzy ci powodzenia, dodając, żebyś pamiętał o zasadzie ce- wu – en.
WYMAGANIA:
• ukończone 17 lat • pierwsza podejście do kursu - darmowe • każda poprawa: 10 galeonów (zapłać w temacie Zmiany stanu konta) • jeśli chcesz odbyć egzamin w retrospekcji, dopisz datę ukończenia kursu w poście • osoby, które nie zdawały egzaminu w Londynie, dopisują, w ministerstwie jakiego kraju odbyli egzamin
Rzucasz trzema kostkami. Pierwsza kostka odpowiada za CEL. Druga kostka odpowiada za WOLĘ. Trzecia kostka odpowiada za NAMYSŁ.
Aby dowiedzieć się, jak Ci poszło, zsumuj oczka z trzech kostek:
18–14 – zdałeś w pięknym stylu, egzaminator pogratulował ci serdecznie, a ty nie wiedziałeś, jak mu dziękować. Nieprzytomny z radości wybiegłeś z sali, ściskając w dłoni papier, uprawniający cię do teleportowania się, gratulacje! Po dyplom zgłoś się tutaj.
13–10 – no cóż, może nie było idealnie, ale na tyle dobrze, że egzaminator machnął ręką i uznał, że coś z ciebie będzie. Może nawet nie rozszczepisz się gdzieś po drodze. Grunt, że się udało i zdałeś, jednak być może warto potrenować przed egzaminem z teleportacji łącznej. Otrzymujesz karę -2 punktów do swojego wyniku kostek podczas zdawania testu na licencję teleportacji łącznej, chyba że pomiędzy podejściami minie co najmniej pół roku.
9–3 – och, chyba nie poszło ci najlepiej... może za mało ćwiczyłeś, a może za bardzo się denerwowałeś, w każdym razie egzaminator potrząsnął ponuro głową i odprawił cię z kwitkiem, mówiąc, że miałeś dużo szczęścia, że się nie rozszczepiłeś.
Kurs - teleportacja łączna
Egzamin z teleportacji łącznej jest znacznie trudniejszy. Do sali weszła przelękniona urzędniczka z włosami zebranymi w chaotyczny kok. Właściwie trudno się dziwić jej zszarganym nerwom. W końcu każdego dnia ryzykuje rozszczepieniem teleportując się razem z niedoświadczonymi czarodziejami.
WYMAGANIA:
• ukończone 17 lat • ukończony kurs na teleportację indywidualną z wynikiem minimum 10-18pkt • pierwsze podejście: darmowe • każda poprawa: 10g (zapłać) • jeśli chcesz odbyć egzamin w retrospekcji, dopisz datę ukończenia kursu w poście • osoby, które nie zdawały egzaminu w Londynie, dopisują, w ministerstwie jakiego kraju odbyli egzamin
DODATKOWE:
• jeśli w poprzedniej części uzyskałeś wynik 13-10, twój wynik kostek jest niższy o 2, chyba że pomiędzy podejściami do egzaminów minie co najmniej pół roku (fabularnie, tj. przy robieniu teleportacji w retrospekcji, również wystarczy podać półroczny odstęp) • za każde fabularne trzy miesiące użytkowania teleportacji indywidualnej przed podejściem do testu z łącznej możesz zwiększyć swój wynik kostek o 1 - ten bonus maksymalnie może wynieść 3 punkty
Znów rzucasz trzema kostkami i sumujesz liczbę oczek:
18–12 – zdałeś. Niebywałe, ale naprawdę ci się udało! Egzaminator kręci głową z niedowierzaniem. Dawno nie widział nikogo tak zdolnego, możesz czuć się wyróżniony! Po dyplom zgłoś się tutaj.
11–3 – niestety, teleportacja łączna to wyższa szkoła jazdy i nie powiodło ci się. Trudno, bywa!
Kurs na międzynarodowe podróże świstoklikiem
Z powodu pewnych dyplomatycznych, międzynarodowych incydentów, Ministerstwo Magii zdecydowało się stworzyć specjalny kurs dla osób chcących zgodnie z prawem podróżować za pomocą świstoklika za granice Wielkiej Brytanii. Przeważa w nim część teoretyczna - zaznajomienie z prawem brytyjskim oraz międzynarodowym - gdyż podstawowym wymaganiem przystąpienia do treningu jest umiejętność zaklęcia przedmiotu w świstoklik. Kurs jest płatny - kosztuje on 100 galeonów. Opłatę możesz uiścić w tym temacie.
UWAGA - kara za tworzenie i korzystanie ze świstoklików międzynarodowych bez odpowiednich uprawnień wynosi 400 galeonów!
WYMAGANIA:
• ukończone 17 lat • znajomość zaklęcia portus lub min. 31 pkt z transmutacji w kuferku • pierwsza podejście do kursu - 100 galeonów • każda poprawa: 20 galeonów (zapłać w temacie Zmiany stanu konta) • jeśli chcesz odbyć egzamin w retrospekcji, dopisz datę ukończenia kursu w poście (muszą odbywać się one po 01.09.2021) • egzamin odbywa się w Londynie i tylko w Londynie
kurs - część przygotowawcza
Seria wykładów poświęconych tematom prawnym, bezpieczeństwa związanym z podróżami za pomocą świstoklików i źródłami, z których można zaczerpnąć wiedzę na temat bezpiecznych miejsc do pojawienia się za granicami Wielkiej Brytanii.
Wykłady Rzucasz dwiema kostkami k6.
obie parzyste – najwyraźniej postanowiłeś przyłożyć się do słuchania, udało ci się zrobić nawet nieco notatek. Dodatkowo aktywność popłaca - przy podejściu do egzaminu możesz, jak się okazało, zatrzymać wypisane własnoręcznie notatki, dzięki czemu otrzymujesz +2 do rzutu kolejnymi kośćmi.
parzysta i nieparzysta – słuchasz, czasem pobujasz w obłokach lub twoją uwagę zwróci mucha leniwie maszerująca po białej ścianie, a innym razem zaczniesz myśleć nad tym, skąd czarownica w drugim rzędzie wytrzasnęła te ekstra kolczyki... tak czy siak, do egzaminu przystępujesz przygotowany całkiem przyzwoicie.
obie nieparzyste – cóż, może nawet w szkole spokojne wysłuchiwanie nudnych wykładów nie było twoją najmocniejszą stroną. Po wyjściu z audytorium nie pamiętasz prawie nic - otrzymujesz karę -3 punktów do rzutu kolejnymi kośćmi.
Kurs - egzamin
Po wykładowej serii od razu przyszedł czas na egzamin. Z wiedzą świeżo kołatającą się w umyśle siadasz przed zwojem pergaminu z wypisanymi na nim pytaniami, kałamarzem oraz piórem antyściąganiowym - nawet najmniejsza próba oszustwa skończy się nie tylko unieważnieniem kursu, ale niemożnością podejścia do niego ponownie.
Znów rzucasz dwiema kostkami - tu sumujesz liczbę oczek:
12–9 – Świetny wynik! Sprawdzający nie mogą się do niczego przyczepić - są pod wrażeniem dokładnych odpowiedzi i zapamiętanych na pierwszy rzut oka dość niezbyt ważnych szczegółów. Po dyplom zgłoś się tutaj.
8–6 – nie poszło ci aż tak źle, ale zabrakło dosłownie punktu lub dwóch do przekroczenia wymaganego progu. Komisja zgadza się na natychmiastową poprawę, dając ci czas na przejrzenie notatek (oraz na własną przerwę obiadową). Ostatecznie zdajesz - twój post musi mieć jednak przez dłuższy czas pobytu w Ministerstwie co najmniej 2500 znaków. Po dyplom zgłoś się tutaj.
5-2 - znajdujesz swoje imię i nazwisko na samym dole listy osób przystępujących do egzaminu. Cóż, miejmy nadzieję że następnym razem pójdzie ci lepiej - pamiętaj, że w przypadku chęci poprawy testu pisemnego musisz ponownie przemęczyć się przez wykłady. Powodzenia!
Autor
Wiadomość
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Teleportacja indywidualna: Darmowe: 3, 4, 1 =8 #1 Poprawka: 5, 4, 1= 10 #2 Poprawka: 4, 4, 6 = 14 Teleportacja łączna: Darmowe: 3, 5, 2 =10 #1 Poprawka: 6, 5, 4 = 15 DOWÓD - wszystko na jednej stronie, jedno pod drugim.
Nie ma co ukrywać, Elaine nieco stresowała się egzaminem na teleportację. Jawnym dowodem (i zdradą) były mieniące się rudo-brązowe włosy, które co rusz poprawiała na platynowy blond, a co ją wyjątkowo rozpraszało. Związała je w wysokiego kucyka i kręciła się pod drzwiami departamentu próbując przygotować się mentalnie do egzaminu. Wspierała ją obecność Elijaha, który ją mocno przytulił i zagrzał zanim weszła do sali egzaminacyjnej. Elaine powitała egzaminatora trochę nerwowym tonem, uścisnęła jego dłoń i wysłuchała dobrze znanej sobie instrukcji. Stanęła w wyznaczonym miejscu i poczęła przygotowywać się do pierwszej w życiu teleportacji. Pociła się, denerwowała od środka i głównie przez to poszło jej źle. Stała bite dwadzieścia pięć minut i nie stało się nic. Nie potrafiła się nawet odpowiednio skoncentrować. Ze spuszczoną głową wyszła "na przerwę", by ochłonąć, zjeść coś i podejść po raz kolejny do egzaminu. Tym razem długo rozmawiała z bratem i dzięki niemu udało się jej odzyskać opanowanie i spokój. Z wysoko uniesioną głową podeszła do poprawki. Czuła się znacznie... lepiej, pewniej, co też przejawiło się zdanym egzaminem. Popatrzyła na czerwony okrąg, pomyślała jak bardzo chciałaby się tam teraz teleportować. Zmarszczyła jasne brwi, bo naprawdę chciała pokonać tę odległość. Wyobraziła sobie, że odrywa stopy od drewnianej podłogi i pojawia się z trzaskiem w środku kręgu. Jest! Udało się, choć wylądowała po przeciwnej stronie sali, a nie w wyznaczonym celu. Uzyskała prawo do teleportacji lecz ocena jej nie usatysfakcjonowała. Poprosiła o kolejną poprawkę, bowiem planowała ubiegać się o możliwość teleportacji łączonej, znacznie trudniejszej, ale i prestiżowej umiejętności. Na całe szczęście urzędnik nie zaprotestował, machnął jedynie ręką, aby próbowała, bo on i tak nie ma nic lepszego do roboty. Niezrażona jego pozbawioną emocji mimiką, stanęła z powrotem w wyznaczonym miejscu. Serce tłukło się jej jak szalone, miała ochotę wybiec z sali i wykrzyczeć Elijahowi, że się jej udało! Jednak powściągnęła odruch, bowiem chciała go zaskoczyć lepszym wynikiem. Będą mieli co dzisiaj świętować. Wzięła głęboki wdech, zaś jej włosy wydłużyły się nieco przyjmując swoją naturalną, prawidłową dla Elaine długość. Cel. Wola. Namysł. Nie oderwała wzroku od czerwonego okręgu. Zacisnęła pięści. Chciała tam być. Wiedziała już mniej więcej którym torem, którym kanalikiem podążyć, aby wywołać teleportację. Zacisnęła usta i czuła jak z jej ciałem zaczyna się coś dziać. Rozległ się huk, po upływie sekundy drugi. Elaine zamrugała, zgarnęła kosmyki włosów sprzed rzęs i popatrzyła na siebie, a potem wykrzyczała - Yeah!, czym rozbawiła urzędnika, który w takim wydaniu wydawał się dużo bardziej interesujący. Wybiegła z sali tak, jak wcześniej sobie tego zażyczyła. Rzuciła się bratu na szyję i pochwaliła gorąco otrzymaną oceną. To już połowa sukcesu.
3 miesiące później.
Teleportacja indywidualna wychodziła jej bez problemu, a więc przystąpienie do łączonej było naturalną koleją rzeczy. Uzbrojona w doświadczenie i pewność siebie zawitała w progi Ministerstwa Magii i stanęła przed znanym już sobie urzędnikiem. Powitała starszą kobiecinę, która wydawała się bardziej zdenerwowana niż sama Elaine. Po chwili namysłu stwierdziła, że nie dziwi się jej tikom nerwowym i rozczochranej fryzurze. Pracowała w ryzykownym zawodzie - ciekawe ile razy się już rozszczepiła u boku niedoświadczonych siedemnastolatków? Wysłuchała instrukcji dwukrotnie i wyciągnęła łokieć pozwalając, by urzędniczka się go chwyciła. Mimo wszystko Elaine nie chciała jej obejmować ani macać, była pewna siebie. Ten sam schemat. Cel. Wola. Namysł. Nie czekała długo, rozległ się trzask i Elaine wylądowała kilka metrów obok kręgu, zaś urzędniczka została w poprzednim miejscu i przytulała do siebie dłoń. Dziewczyna już wystraszyła się, że rozszczepiła człowieka - na szczęście okazało się, że to ona sama w ostatniej sekundzie wyrwała się krok do przodu i zostawiła kobiecinę w miejscu. Zażądała poprawki i to jak najszybciej. Nie wyjdzie stąd bez odpowiedniego papierka. Tym razem położyła urzędniczce dłoń na ramieniu i ścisnęła je palcami w chwili, gdy ponownie wpadła w tor teleportacyjny. Tym razem pociągnęła kobietę za sobą i na całe szczęście, udało się im bezpiecznie wylądować w samym środku okręgu. Elaine przyjęła gratulacje i odpowiednie prawo do teleportacji łączonej. Głośno podziękowała i niemalże w podskokach wybiegła z sali, by po raz kolejny pochwalić się Elijahowi sukcesem. Mogli już oboje świętować!
Teleportacja to podstawowa umiejętność w czarodziejskim świecie. Louis całe życie zazdrośnie spoglądał na starszych od siebie, którzy zaoszczędzali mnóstwo czasu na błyskawicznym przenoszeniu się z jednego miejsca w drugie. Z utęsknieniem czekał, aż w końcu i on będzie mógł opanować tę niesamowitą zdolność. Przygotowywał się do tego jak tylko mógł, wypytując znajomych, przeglądając książki... Niejednokrotnie został brany przez kogoś do teleportacji łącznej, miał więc zatem zalążek pomysłu jak to wszystko powinno wyglądać. Do egzaminu na teleportację indywidualną podszedł zaraz po ukończeniu siódmej klasy, kiedy już rodzice nie narzekali na jego wyniki w nauce. Mógł zatem w spokoju zabrać się za spełnianie marzeń... szkoda tylko, że własne emocje mu w tym przeszkodziły. Lou nie potrafił ukryć swojej ekscytacji, która objawiła się paskudnym roztargnieniem. Nie mógł się w ogóle skoncentrować i nie pokazał się w Departamencie Transportu Magicznego z najlepszej strony. Egzaminator odprawił go z kwitkiem z odpowiedniej sali, bowiem młody Yawn ani drgnął z wyznaczonego miejsca. Pozostawało tylko się cieszyć, że brak uwagi nie poskutkował rozszczepieniem... Zapisał się od razu na kolejny egzamin, nie chcąc tracić czasu. Obawiał się, że pójdzie mu tak samo tragicznie... ale determinacja wzięła górę ponad emocjami i Louis zdał. Nie było idealnie, bowiem wylądował o kilka centymetrów w prawo za daleko, ale pilnujący go egzaminator był zadowolony. Zapewnił chłopaka, że nie ma co spieszyć się z teleportacją łączną i lepiej we własnym zakresie przećwiczyć indywidualną. Lou opuścił Ministerstwo Magii z uśmiechem na ustach i certyfikatem w torbie. Udało się!
/zt
Teleportacja indywidualna: I podejście: 1, 3, 2 II podejście: 5, 5, 1
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Przeciętność prześladowała go od najmłodszych lat. Była cechą szalenie niepożądaną w rodzinie po brzegi wypełnionej indywidualistami; w rodzinie, w której talent był przedkładany ponad wszystkie inne wartości. Zawsze był we wszystkim przeciętny – w rysowaniu, w grze na instrumentach, w pisaniu swoich żałosnych, młodocianych powiastek; nie zły, a przeciętny. Prawdę powiedziawszy, wolałby być beznadziejny, lecz przynajmniej jakiś. Choć egzamin z teleportacji był standardowym wydarzeniem w życiu czarodzieja, dla Elijaha stanowił coś większego, bardziej istotnego – chciał się wykazać, był bowiem pewien swoich umiejętności. Można to pewnie uznać za głupie, lecz zależało mu na tym, by zrobić to perfekcyjnie, bez najmniejszego błędu. Przywitał się ze znudzonym egzaminatorem i zajął swoje miejsce, gotów bez ociągania przystąpić do egzaminu. Cel, wola, namysł. Choć od dziwo to właśnie z wolą miał największy problem, wszystko poszło mu raczej średnio. Niezgrabnie przeniósł się na wyznaczone miejsce, zachwiał się i po chwili machania rękoma, odzyskał równowagę. Widział minę egzaminatora. Nie było idealnie. Nie było perfekcyjnie. Nie chciał przeciętności, żądał perfekcji. Przy drugim podejściu maksymalnie skupił swoją wolę, kiedy jednak otworzył oczy, jedną nogą znajdował się poza wyznaczonym okręgiem. Co za nieporozumienie. Mimo delikatnych mdłości, jakie zaczął odczuwać wskutek teleportacji, postanowił, że nie opuści tego pomieszczenia dopóki nie zrobi tego wystarczająco dobrze. Trzecia próba była bardzo podobna do pierwszej, mdłości były, co prawda, nieco mniejsze, lecz nastąpił na narysowaną na podłodze linię. Udało mu się dopiero za czwartym razem. Czy było to perfekcyjne? Śmiał wątpić. Trudno było skupić mu się na celu, jednak wola i namysł wyszły mu na tyle dobrze, że pojawił się w samym środku koła. Uśmiechnął się sam do siebie i przyjął gratulacje egzaminatora. Nie był w stu procentach zadowolony, czuł jednak, że nie dałby rady dłużej poprawiać tego egzaminu. Ze świstkiem w ręku, opuścił pomieszczenie.
Marzec 2017
Minął niecały miesiąc odkąd zdał teleportację indywidualną. Od tego czasu sporo ćwiczył i czytał, przygotowywał się do tego egzaminu. Nie chciał podchodzić do niego cztery razy i nie chodziło tu tylko o dumę, lecz przede wszystkim o zasobność jego portfela. Miał upatrzony nowy obiektyw i nie w smak było mu tracić oszczędności na poprawę durnego egzaminu – a nie miał zamiaru informować rodziców o swoich niepowodzeniach. Do Ministerstwa przyszedł z siostrą, jej obecność bowiem, nawet jeśli odgrodzona od niego ciężkimi drzwiami, wywoływała w nim uczucie spokoju. Jej wsparcie dużo dla niego znaczyło. Wszedł do środka i po przedstawieniu odpowiedniego papierka, świadczącego o zdaniu teleportacji indywidualnej, przystąpił do egzaminu. Wystraszona mina urzędniczki ani trochę nie pomagała mu w zebraniu myśli. To tak jakby kobieta całą sobą chciała mu powiedzieć, że jest przekonana, że mu się nie uda. Wielkie dzięki... Według zasady Ce-Wu-eN, przeniósł się na drugą stronę, lądując jednak poza wyznaczonym miejscem. Spojrzał na kobietę, z którą się teleportował, wyglądało jednak na to, że była cała. Cóż, nie zdał, lecz przynajmniej się nie rozszczepili... a to już coś, prawda? Wyraźnie z siebie niezadowolony, postanowił spróbować raz jeszcze i... udało mu się! Po lutowych porażkach, trudno było mu uwierzyć, że zaliczył już przy drugim podejściu. Z ulgą puścił urzędniczkę, odebrał swój dyplom i wyszedł, mając nadzieję, że nigdy więcej nie będzie musiał oglądać tego pomieszczenia.
Marjorie popatrzyła na egzaminatora z malującą powagą na twarzy. Była wyraźnie skupiona, prawie tak jak przy SUMach. Serce biło jej zawzięcie, liczyła na to, że pokaże co potrafi. Przecież to takie proste, mówiła w myślach. Rozglądała się po okolicy, głównie patrzyła w górę dostrzegłszy stożkowe dachy szkockiego zamku. Na jej prośbę specjalnie przyjechał egzaminator z Ministerstwa tylko po to, aby zaliczyć egzamin z teleportacji, aby nie musiała latać miotłami. Nienawidziła ich. Skupiła się na pozytywach, o zbliżających się wakacjach. W głowie miała zieloną Dolinę Godryka, stosy książek przygodowych do przeczytania. I studia. Pochyliła się nieco do przodu, zamknęła oczy i wyobraziła sobie dom, w którym wszędzie biegały zające, książki na półkach były alfabetycznie poukładane, a na każdy pokój padały promienie ciepłego słońca. Między palcami poczuła mrowienie. Łaskotało ją w plecy, a kark przez chwilę piekł. Przełknęła ślinę, czując posmak krwi, mimo że nie ugryzła się w język, a już na pewno nie ciekła jej krew z nosa. Zmarszczyła czoło, przez chwilę zakręciło jej się w głowie, jednak po chwili poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Odskoczyła przerażona i zobaczyła, że egzaminator pokręcił głową, stemplował papierek, po czym wręczył go do ręki Marjorie. Wzięła głęboki oddech, dostrzegłszy, że nie zdała.
Rok później, pierwszy rok studiów Podejście drugie
Marjorie uśmiechnęła się. Była przekonana, że zda egzamin. Nie miała innego wyjścia. Stanęła naprzeciw egzaminatora, który znudzony, wlepił w nią swój wzrok mierząc z góry na dół i tak w kółko. Dziewczyna zamknęła oczy i oczyściła umysł z wszelkich myśli. Kilka minut później otworzyła je, lecz była nieco dalej od swojego egzaminatora. Udało jej się, mimo że trwało to chwilę nim zdążyła przenieść się z jednego miejsca na drugi. Jednakże udało się!
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Egzamin z teleportacji był tylko kolejnym punktem w jego życiu, który należało odhaczyć. Momentem w życiu każdego czarodzieja, do którego trzeba po prostu dobrze się przygotować. Nathaniel, nie ma co ukrywać, pominął ten krok, uznając, że jest to umiejętność tak prosta i naturalna, że lepiej spędzić czas, który inni poświęcali na przygotowania w jakikolwiek inny sposób – na przykład nad kociołkiem. Od lat obserwował przecież rodziców, którzy robili to jakby od niechcenia; z teleportacją był oswojony do tego stopnia, że zupełnie zbagatelizował problem. Do Ministerstwa Magii wszedł więc nader pewnym krokiem i nie zawahał się nawet przez moment nim otworzył te konkretne drzwi, za którymi czekał już na niego egzaminator. Przywitał się z nim, ściskając chłodną dłoń mężczyzny i uniósł kącik ust, starając się nadać swojej twarzy sympatycznego wyglądu – liczył, że w ten sposób kupi sobie sympatię mężczyzny, który nie będzie się starał przyczepić, jeśli jakimś cudem coś poszłoby nie tak. Wyciągnął różdżkę, zajął wyznaczone miejsce i od razu podjął pierwszą próbę, która szybko okazała się fiaskiem. Wola i namysł wyszły mu bardzo dobrze, ale cel pozostawiał sporo do życzenia; co prawda przeniósł się bez żadnych rozszczepień na drugą stronę sali, ale nie w wyznaczone miejsce. Nie czekał, poprosił o drugą próbę i tym razem nieco bardziej skupił się na celu.... na czym ucierpiał namysł, sprawiając, że ruszył się zaledwie o krok. To było zaskakujące, zupełnie nieplanowane. Zakładał, że uda mu się już za pierwszym razem i od razu podejdzie do egzaminu z teleportacji łącznej, a tymczasem okazało się, że nie jest tak dobry, jak mu się wydawało. Trzecia próba ostatecznie się udała, choć nie osłodziła goryczy porażki. Odebrał swój certyfikat, nie miał jednak ochoty na egzamin z teleportacji łącznej.
Styczeń 2014
Na ten przyszedł więc miesiąc później, kiedy przełamał w sobie niechęć do drugiej próby. Święta i sylwester go rozleniwiły, i gdyby nie to, że większość jego znajomych zdała teleportację łączną bez problemu, pewnie nie chciałoby mu się kłopotać do Ministerstwa. Nie uważał by potrzebował brać ze sobą zbędny balast w postaci drugiej osoby, ale sukcesy rówieśników silnie wpływały na jego ambicje. W połowie stycznia pojawił się więc pod znajomymi drzwiami, krzywiąc się nieznacznie. Przez ten czas miał okazję kilkukrotnie używać teleportacji, powinno więc pójść mu łatwo. Wszedł i obrzucił zaciekawionym spojrzeniem wystraszoną urzędniczkę. To akurat nowość, całkiem miła odmiana po smutnym panu z niewielką nadwagą. Przywitał się i z różdżką w ręku zajął odpowiednie miejsce. Złapał kobietę za ramię i teleportował ich o kilka kroków. Wszystko poszło nie tak, zupełnie nie tak. Takiej porażki nie spodziewał się ani trochę. Przeniósł ich w złe miejsce i czuł, że mało brakło by się rozszczepili. Zaklął w myślach, lecz postanowił spróbować jeszcze raz. Skoro już tu jest... cóż, jeśli się rozszczepi to potraktuje to jako ostateczny znak, że nie powinien się za to brać. Skupił swoją uwagę na celu, wytężył wolę, wraz z urzędniczką osunął się w ciemność, a po chwili znajdowali się w odpowiednim miejscu. Uśmiechnął się sam do siebie. W końcu ma to z głowy.
Tuż po tym jak Harry ukończył siedemnaście lat, ojciec nałożył nacisk na zrobienie kursu na teleportację, bowiem uważał, że jest odpowiednią osobą, by przystąpić do takiego egzaminu. Harry wówczas raczej był skupiony na skończeniu szkoły, aniżeli chęci dokładać sobie kolejnego stresu. Ten stres, który przyprawiali mu rodzice potrafił go nieźle wkurzyć. W dniu odbycia egzaminu był niebywale podenerwowany poranną kłótnią. Trzasnął drzwiami, nawet nie zjadł śniadania! Marszczył czoło z roztargnienia, jakby chciało mu się płakać. Diana dołączyła do Riverside i bacznie się jej przyglądał. Pomagał jej wtopić w tłum i pomóc z ogarnięciem wszystkiego co musiała przeżyć jego ukochana siostrzyczka. Na egzaminie sprawdził się znośnie. Obserwował go ojciec, który trzymał za niego kciuki, choć wprawdzie zdenerwował się, że nie wyszło mu tak jak tego chciał. Egzamin machnął ręką i wręczył mu papierek potwierdzający kursu na teleportację indywidualną, jednak nie mógł przystąpić do teleportacji łącznej. A na to liczył raczej ojciec Harry'ego. Brunet i tak był zadowolony z siebie, że zrobił to po raz pierwszy i ma to już za sobą. Bynajmniej nie płaci za poprawę egzaminu.
Wreszcie nadszedł moment w którym mogłem przystąpić do egzaminu z teleportacji. Byłem naprawdę zdenerwowany tym wszystkim jednak wiedziałem że dam radę. No dobra poszło trudniej niż myślałem, za pierwszym razem ledwo mi się udało i wolałem spróbować jeszcze raz płacąc należne pięć galeonów. Druga próba poszła mi lepiej i nie było aż takiego ryzyka iż się rozszczepie. Kiedy tylko wszystko się skończyło jak najszybciej opuściłem ten przybytek dopiero poza nim oddychając z ulgą.
Przyszedł wreszcie ten czas, kiedy do Valeriana dotarła potrzeba posiadania zdolności teleportacji. Kochał latanie na miotle i zdecydowanie wolał taki sposób poruszania się niż rozwalanie swoich cząsteczek i przenoszenie ich w próżni, ale niestety to drugie było o wiele szybsze. Zostało już mało czasu do ukończenia studiów(o ile nie postanowi czegoś oblać) więc i prosiło się o znalezienie jakiejś pracy. Potrzeba uczęszczania na lekcje uniemożliwiała stałe zakwaterowanie w Londynie, i tu właśnie wkracza teleportacja. Ćwiczył przez całe ferie zimowe, specjalnie nie pojechał na wycieczkę szkolną by w domowym zaciszu na spokojnie skupić się na celu, woli i namyśle. Tuż przed powrotem do szkoły postanowił podejść do egzaminu, liczył się z tym, że nie koniecznie się mu uda, tym bardziej pod wpływem stresu, ale próba nie strzelba. Wychodząc zlany potem z sali egzaminacyjnej dziękował sobie, ze przyszedł. Nie wyszło mu perfekcyjnie, ale egzaminator machnął ręką i mu zaliczył. "Trochę praktyki i się nauczysz synu" brzmiało w uszach Valeriana przez następne parę godzin kiedy wracał do dworku. Dopiero widząc bramy posiadłości przystanął, uśmiechnął się sam do siebie i poszedł pochwalić się rodzicom, że zaliczył.
C. szczególne : brunetka,migdałowo-orzechowe oczy,piegi które dodają uroku,specyficzny prawostronny uśmiech,mały niebieski kolczyk w wardze po lewej stronie.
(retrospekcja dwa lata temu,dwa tygodnie po siedemnastych urodzinach Mad w Hogwarcie)
Od kąd Gryfonka ukończyła siedemnaście lat już w marcu od tamtej pory czekała na dobrą okazję, aby nauczyć się teleportacji. Jest to dla dziewczyny niezwykle wygodny sposób transportu, zwłaszcza, że zaczarowanie świstoklika nie było najprostszym zadaniem, a nie w każdym miejscu na ziemi znajdował się kominek. Nic więc dziwnego, że własnie teraz postanowiła zrobić ten kurs.Nie bała się rozszczepienia. Wiedziała, że to niebezpieczne, ale ostatecznie byli tutaj jacyś ludzie, którzy mieli sprawować nad wszystkim kontrolę.Nie powinno być większych problemów. Mad rzuciła lekko okiem na kolorowe obręcze, pamiętając jednocześnie, które z nich zostały już zaklepane. - Niebieska obręcz - rzuciła w końcu, kradnąc Krukonom ich "narodowy" kolor. Stanęła we wskazanym miejscu i pamiętając o trzech głównych zasadach skupiła się na wybranym polu "lądowania". Cel - niebieska obręcz, jej środek, co widziała dokładnie po zamknięciu oczu. Wola - teleportacja do środka obręczy, w jednym kawałku. Namysł - skupienie razy sto. Wizualizowała sobie uparcie cały proces poprawnej teleportacji i liczyła na pozytywne efekty.No może nie do końca idealnie.Mad spojrzała tylko na egzaminatora machającego ręką ze się udało i to bez rozszczepienia Liczy sie to ze w końcu zdała no cóż do drugiej teleportacji jednak nie mogła juz podejsc ślicznie podziękowała wyszła.
Ledwie skończył 17 lat, a już nie mógł doczekać się, kiedy po raz pierwszy będzie mógł się teleportować. Co prawda wiele słyszał o tym, że nie jest do najbezpieczniejszy środek transportu, że w skrajnych przypadkach może dojść nawet do rozszczepienia ciała, ale jednak wizja dalekich podróży w tak krótkim czasie zwyciężyła nad tymi obawami. Chłopak wziął głęboki oddech i przekroczył próg przestronnego pomieszczenia, w którym znajdowało się wyłącznie biurko. Było to trochę dziwne, może nawet nieco niepokojące. Tak, musiał przyznać, że jak zwykle nie odczuwał tremy, tak przed tym egzamin dopadł go lekki stres. O dziwo jednak, bardziej niż rozszczepienia bał się chyba tego, że zrobi z siebie kompletnego idiotę. Z tego też względu miał nadzieję, że szybko przejdą do rzeczy, bo chciał mieć już to wszystko za sobą. - Zająć stanowisko. – Usłyszał głos mężczyzny, któremu dopiero teraz bliżej się przyjrzał. Facet był uśmiechnięty, ale wyglądał jednocześnie na zmęczonego i znudzonego życiem. Właściwie nie było co mu się dziwić. Najprawdopodobniej egzaminował już dzisiaj jakieś kilkanaście, a może i kilkadziesiąt osób, a egzaminy zapewne nie różniły się od siebie zbytnio. Mimo że sztuka teleportacji była trudna, Leonel nie sądził, by mieli tutaj do czynienia z wieloma przypadkami rozszczepień, a powiedzmy sobie szczerze, nawet jeśli taki byłby ciekawy, to sam egzaminator i tak wolałby chyba, żeby się nie przydarzył. Trzeba by było wzywać jakiegoś magimedyka, zostać w pracy po godzinach – komu by się chciało? Przyjął odpowiednią pozycję, powtarzając sobie w głowie trzy słowa: cel, wola, namysł. Myślał przy tym o miejscu, w które miał zamiar się przenieść… i nagle, puff. Zniknął i rzeczywiście pojawił się tam, gdzie planował. Pech jednak chciał, że zbyt mocno odczuł magiczną, rwącą siłę i nie zdołał utrzymać równowagi. Potknął się o własne nogi i o mało co nie wyłożył się jak długi na podłoże, ale egzaminator jakby machnął ręką, udając że tego nie widział. Idealnie z pewnością nie było, choć jak się okazało, ta próba wystarczyła do tego, by mężczyzna podbił mu odpowiedni papierek. - Więcej koncentracji. – Burknął jednak pod nosem, co wydawało się przydatną radą. Młody Fleming swoje braki zrzucił jednak na to, że się denerwował, co wcale nie było niemożliwe. W końcu podczas nauki wiele razy się aportował i deportował i nie miał z tym raczej większych problemów. Ba, czuł nawet, że ma do tego jakiś dryg, a tu podczas egzaminu sprawił sam sobie nie do końca przyjemną niespodziankę. Nie zamierzał też jednak siebie przesadnie o to obwiniać czy przejmować się tym przez kolejne parę godzin. Co to, to nie. Mogło być przecież o wiele gorzej, a w gruncie rzeczy i tak chodziło mu jedynie o ten świstek papieru uprawniający go to transportowania się za pomocą teleportacji. Jedynym minusem było to, że jak poinformował go pracownik departamentu, z takimi wynikami nie będzie mógł podejść do egzaminu z teleportacji łącznej. Szkoda, bo Leo chciał zrobić je za jednym zamachem. Mimo wszystko stwierdził, że póki co teleportacja łączna nie jest mu aż tak potrzebna, toteż odłożył ewentualną poprawę egzaminu na późniejszy termin. - Dziękuję. – Rzucił więc krótko na pożegnanie i odebrał wypisany na jego nazwisko dokument. Następnie opuścił salę może nie z tak dobrym humorem, jakiego by się spodziewał, ale też i bez zbędnego narzekania na niesprawiedliwość świata. Miał jeszcze wiele planów na ten dzień, więc cieszył się przede wszystkim z tego, że sam egzamin nie zajął mu zbyt wiele czasu.
zt.
Kostki na teleportację indywidualną: 3, 2, 4 = 9
Ostatnio zmieniony przez Leonel Fleming dnia Nie Kwi 28 2019, 01:56, w całości zmieniany 1 raz
Aiden Nic'Illeathian
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : Tatuaż pod obojczykiem: "Envole-moi"
Teleportacja była jedną z tych czynności, którą opanowują zazwyczaj wszyscy. Niemniej jednak stanowiła jedno z wyzwań osób, które podejmowały się egzaminu. Łatwo było ulec rozszczepieniu, a to ze względu na swoją naturę - było cholernie bolesne. Jednak nie samego bólu przejmował się chłopak. Przynajmniej nie tego fizycznego. Nie był w stanie zaakceptować bólu, którym mogłaby skutkować porażka. Ten gorzki jak lukrecja smak porażki sprawiał, że Aidenowi odechciewało się wszystkiego. Niepowodzenie było w jego przypadku nie skutkiem braku motywacji, a przyczyną. Chłopak dość śmiało i ambitnie wyznaczył sobie datę egzaminu tuż po swoich siedemnastych urodzinach. Dokładniej - dzień po. Jak się później okazało nie było to bardzo odpowiedzialne, głównie ze względu na trwającą do późna imprezę urodzinową i skutkujące tym zmęczenie. Niemniej jednak naładowany pozytywną energią i pewny siebie wkroczył na egzamin z teleportacji. Teoria nie była mu obca, czuł się w niej nawet całkiem pewniej. Dużo bardziej niż na większości ciężkich egzaminów. Wiedział, że gra jest warta przysłowiowej świeczki, bowiem nie było bardziej wygodnego sposobu podróżowania jak teleportacja. Nie zamierzał jeszcze podchodzić do egzaminu z teleportacji grupowej, przynajmniej na razie. Wiedział, że skupienie się na kimś więcej niż sobie, w tym przypadku przynajmniej, stanowić mogło niemały problem. Odłożył więc przerost ambicji na później. Nie potrzebował go, a szczególnie nie teraz. Witając się z całym składem komisji egzaminacyjnej powoli zaczął oczyszczać umysł. Starał się puścić w niepamięć wszelkie niepotrzebne myśli wyobrażając sobie powoli to czego chciał dokonać. Cel... Wola... Namysł. Szybciej niż się zorientował już znajdował się w innym miejscu, a jego ciałem wzdrygało paskudne odczucie, które z każdą sekundą ulatywało w eter. Czy mi się właśnie udało..? - Spytał sam siebie w głowie. Spojrzał na miejsce, w którym się znajdował, a potem na domniemane miejsce, z którego startował. Po pewnym czasie, w końcu dotarło do niego, to czego dokonał. Na gratulacje komisji zareagował tylko gromkimi podziękowaniami z jej strony otrzymując tym samym dokument zdanego egzaminu na teleportację. Jego radości nie było końca, teraz mógł się już teleportować, a jak się przed chwilą przekonał, nie było to też bardzo trudne.
Ukończenie siedemnastu lat nieco Lilianne przeraziło. Spędziła siedem lat w szkolnych murach i szczerze mówiąc nie zwracała zbytniej uwagi na to, że robi się coraz starsza. Przeżyła dużą rozterkę kiedy dotarło do niej, że według prawa czarodziejów jest dorosła i...chwila, chwila, czy nie był to jeden z wymogów do zdania egzaminu teleportacji? Od chwili kiedy po raz pierwszy zobaczyła teleportującego się czarodzieja chciała sama posiąść tą umiejętność. Znikanie i pojawianie się w innym miejscu, czyż nie brzmi to cudownie? Mogłaby odwiedzać rodziców i rodzeństwo częściej niż dwa razy do roku i na wakacjach. Zapisała się na kurs organizowany przez Ministerstwo, trwający prawie 2 miesiące. Te kilka lekcji nauczyło Lilianne zatrzymania się na chwilę i osiągnięcia stanu całkowitego wyciszenia. Pomogły w tym dziwaczne podrygi zakończone przewróceniem się na ziemię i dwukrotne rozszczepienie. Koniec końców coś tam się nauczyła i postanowiła podejść do egzaminu. Była dość zestresowana i nieco się bała ośmieszenia, ale starała się unosić głowę wysoko i uśmiechać do mijanych ludzi a następnie do egzaminatora. Otrzymawszy wytyczne i pozwolenie na pokazanie czego się nauczyła oczyściła umysł, skupiła się na wskazanym miejscu i obróciła się lekko w prawo. Ułamek sekundy później znajdowała się w środku koła. Mężczyzna u którego zdawała zaczął mruczeć coś pod nosem na temat złej techniki, ale zaraz machnął ręką i wręczył Lili kartkę z napisem "zdane". Cała szczęśliwa zaniosła ją do punktu z dyplomami i trzy dni później wróciła do Ministerstwa by odebrać dokument. Uśmiechając się łobuzersko sama do siebie teleportowała się do domu, wywołując tym napad paniki mamy.
Kostki dla teleportacji indywidualnej: 3,6,3=12
Xanthea Grey
Wiek : 36
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : wygląda zdecydowanie młodziej niż pokazuje metryka, ma wyraziste oczy, ufarbowane na szaro włosy do linii bioder i bardzo jasną karnację
Retrospekcja - ostatnie podejscie 20 marca 2007 roku
Xanthea do egzaminu z teleportacji podeszła gdy tylko było to możliwe. Zdała go dość sprawnie, co prawda na mało ambitnym poziomie, ale w tamtym okresie nie potrzebowała niczego więcej. Chciała wolności, swobody i właśnie to zdobyła, nie przejmowała się zatem konkretnym wynikiem. Kłopoty pojawiły sie później. Kiedy tylko zeszła się z Xaylah i wszystko sobie wyjaśniły, pojawiło się zapotrzebowanie na podwyższenie kwalifikacji. Najpierw musiała poprawić wynik starego egzaminu, co dość sprawnie jej się udało, a następnie zajęła się celem nadrzędnym, czyli teleportacją łączną. I to była prawdziwa droga przez mękę. - Czy to naprawdę jest konieczne? - spytała ukochanej Xan, kiedy ósmy raz z rzędu zawaliła poprawkę. Miała już dość serii porażek. - No to wyobraź sobie taką sytuację. Aurorzy przyłapali nas z gorącym towarem. Walczymy. Ja obrywam Drętwotą, a Ty stoisz na nogach. Masz szansę się teleportować. I wtedy sie orientujesz, że mnie nie dasz rady zabrać ze sobą. Jak ci się podoba taki scenariusz? To ją przekonało aż nadto. Zrobiła sobie bardzo krótką przerwę, żeby zebrać siły przed następnym podejściem, a potem zaczęła dalej swoją małą batalię. Nie udało się raz, nie udało się drugi, ale się nie poddawała i jej upór został wreszcie nagrodzony. W ostatni dzień zimy z urzędu wyszła wreszcie z upragnionym papierkiem.
Widniał na liście zdających jako jeden z pierwszych. Teleportację traktował jak coś naturalnego, co powinno przyjść mu z dziecięcą łatwością. Will do sytuacji podszedł iście arogancko. Jak na siedemnastolatka wykazywał zbyt wielką pewność siebie zwłaszcza w kwestii nauczenia się umiejętności, której nigdy w życiu samodzielnie nie wykonał. Znał uczucie wirowania w brzuchu i nudności po teleportacji łączonej - nie raz i nie dwa podróżował w ten sposób z rodzicami, a więc opcja efektów ubocznych została dobitnie zbagatelizowana. Powitał znudzonego życiem urzędnika, stanął w odpowiednim miejscu. Wysłuchał instrukcji, podpisał gdzie trzeba uprzednio przeczytawszy co za papiery się podsuwa mu pod nos. Z pewną dozą zniecierpliwienia wysłuchiwał monotonnego głosu człowieka, który mógłby robić za profesjonalnego usypiacza osób chorujących na bezsenność. Gryzł się w język, by nie przerwać wywodu, który znał na pamięć i czekał. To było frustrujące, ale wytrzymał. Najpierw był Cel. Widział wyraźnie namalowany na deskach okręg. To była łatwizna. Wola. Z tym nie miał również problemu, bowiem wiedział po co tutaj przyszedł. Will charakteryzował się temperamentną osobowością, a posiadając ją koniecznością jest wyćwiczenie swojej siły woli. Namysł. Zwęził oczy w szparki, poruszył swoją wyobraźnię, wytężył wzrok, skoncentrował się na tym, czego potrzebuje. Nagle świat zawirował, usłyszał trzask, na całe dwie sekundy stracił grunt pod stopami i nim ktokolwiek zdążył wypuścić powietrze z płuc - wylądował w samym środku okręgu. Nie był zaskoczony gratulacjami ani swoimi umiejętnościami. Arogancja znalazła swą słuszność, jak i również pewność siebie tego siedemnastolatka wzrosła do niebotycznych rozmiarów. Przyjął papierek uprawniający do tego środka transportu i ... teleportował się stąd po to, by móc za parę dni przystąpić do egzaminu teleportacji łączonej.
[zt]
Post retrospekcyjny - rok 2009. Teleportacja łączona:
podejście darmowe - 9 podejście płatne nr 1 - 9... podejście płatne nr 2- 7... podejście płatne nr 3 - 13
Stanął przed komisją. Dzisiaj miał zdawać egzamin na teleportację łączoną - znacznie trudniejszą i bardziej skomplikowaną. O ile dobrze mu poszło przy tej indywidualnej, tak teraz pojawiła się pewna wątpliwość czy aby dobrze zrozumiał co ma robić. Na widok urzędniczki jedynie skinął głową. Żałował, że nie mógł zabrać ze sobą kogoś "swojego", choć z drugiej strony mniejszym złem będzie rozszczepić tę tutaj niż kogoś bliskiego. Nie dotknął jej ręki, a ramienia. Cel, Wola, Namysł. Sęk w tym, że Will nie lubił się niczym dzielić, co się przekładało na niechęć do teleportowania kogoś poprzez użycie własnych umiejętności. Coś szwankowało, jakaś głęboko skrywana awersja do przenoszenia tej baby z punktu A do punktu B. Spędził tu sporo czasu. Trzykrotnie teleportował się sam i zdziwiony odwracał się za plecy. Nie rozumiał czemu ta baba stała tam, gdzie powinna. Zaczęła nawet obgryzać paznokcie i z powątpiewaniem spoglądać na komisję. Will nie ustąpił. Stwierdził w myślach, że baba jest za ciężka i przez to mu nie wychodzi. Nieźle już wkurwiony stanął znów u jej boku. Silnym uściskiem zakotwiczył dłoń na jej ramieniu. Uparł się, że ją tym razem przetransportuje choćby miał ją rozszczepić na trzy części. Zacisnął mocno zęby i wbił wzrok w punkt docelowy. Zabiera tę przeklętą babę ze sobą, koniec i kropka. Cel - odnaleziony. Wola - nastrojona do odpowiedniego poziomu. Namysł - niech go lepiej ta urzędniczka nie doprowadza do szału, bo jak znowu zostanie w tyle to chyba zacznie wyrzucać jej niekompetencję w brutalniejszych słowach. Zupełnie jakby nie widział tu swojej winy... absolutnie. Czuł napięcie narastające wzdłuż kręgosłupa, ciało mrowiło... zacisnął mocniej palce na ramieniu babki będąc rad, jeśli zostawiłby tam jakiś ślad. Drganie w okolicach żołądkach narastało i ... jest, teleportował się i tym razem babka stała obok niego. Blada, jeszcze bardziej zdenerwowana, ale nierozszczepiona. Z jednej strony poczuł żal, ale po chwili uznał, że gdyby teleportował ją uszkodzoną to nie dostałby dyplomu. Po części usatysfakcjonowany, a po części zirytowany wyszedł z urzędu z papierkiem w dłoni. Musi na kimś poćwiczyć teleportację łączoną. Może dorwie któregoś Eastwooda?
[zt]
Jeremy Dunbar
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 179
C. szczególne : Ruchome tatuaże na prawym ramieniu, wyszczerz na gębie, kocia sierść na ubraniu, zapach gumy balonowej.
Trzeba przyznać, że się zestresował egzaminem na teleportację. Wkuwał teorię, ale stojąc przed komisją wydawało mu się, że w głowie ma pustkę. Nie potrafiłby powtórzyć żadnego zdania, którego się tak namiętnie uczył ostatni tydzień. Rad był, że komisja przypomniała podstawy - cel, wola i namysł. To musiało mu wystarczyć. Popatrzył niepewnie na wyznaczone do teleportacji miejsce. Wielokrotnie widział deportujących się czarodziejów i im zazdrościł, jednak musiał się zastanowić czy ta umiejętność jest mu pisana. Przenoszenie się z miejsca na miejsce przez wiele lat jego życia było możliwe jedynie w książkach i wyobraźni, a tu przystępował właśnie do egzaminu. Nabrał powietrza w płuca, zmarszczył śmiesznie czoło i skupił wzrok na miejscu docelowym. Pomyślał o tym jak bardzo pragnie się tam teraz przenieść. Potrzebuje stanąć w namalowanym okręgu - to plan na dzisiaj. Powoli wypuścił powietrze z płuc i użył wyobraźni. Dokładnie w tej samej sekundzie w okolicy żołądka coś się skurczyło, świat zawirował mu przed oczyma i... rozpadł się. A nie, jednak nie, wylądował zgrabnie w okręgu i nawet się nie przewrócił. Rozejrzał się wokół zdziwiony, uniósł wysoko brwi kiedy podeszła do niego urzędniczka z gratulacjami. Zdał? Naprawdę? Udało mu się? Bez problemu? Zamrugał i popatrzył na kobietę jakby spadła z księżyca. O, faktycznie, dostał prawo do teleportacji! Z niedowierzaniem patrzył na spisane piórem uprawnienie. Uświadomił sobie, że opanował coś, co niegdyś było dlań jedynie marzeniem. Uszczęśliwiony jak nigdy dotąd wydostał się z pokoju, by potrenować teleportację gdzieś w znajomym miejscu. Może po trzydziestu próbach w końcu w to uwierzy.
zt
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Niedługo po swoich siedemnastych urodzinach zdecydował się podejść do egzaminu z teleportacji indywidualnej, a być może także i łącznej. Stwierdził, że jeśli dobrze mu pójdzie załatwi sobie oba dyplomy za jednym zamachem, a jeżeli będzie miał jednak jakieś problemy zadowoli się póki co łatwiejszą ze sztuk. Zjawił się w Departamencie Transportu Magicznego o wyznaczonej godzinie i od razu wszedł do pomieszczenia Egzaminator był raczej sympatyczny, przypomniał mu nawet o zasadzie C-W-N. Cel, wola namysł – chłopak powtórzył sobie jeszcze w myślach, zdając sobie sprawę z tego, że złapał go lekki stres. Nie chciał przecież zrobić z siebie kompletnego debila albo co gorsza rozszczepić się i trafić na jakiś do szpitala św. Munga. Starał się odepchnąć te myśli jak najdalej od siebie… Wziął z biurka dwie kolorowe obręcze, jedną niebieską, a drugą czerwoną i ułożył je na podłodze na dwóch końcach niewielkiej, ministerialnej salki. Stanął w środku tej błękitnej, stwierdzając, że na jaskrawym, szkarłatnym kolorze łatwiej będzie mu się skoncentrować. Objął drugą z obręczy swoim wzrokiem, ale zaraz po tym zamknął oczy, jeszcze raz powtarzając sobie, co dokładnie musi zrobić. Dobra, był gotowy. Machnął różdżką i czekał na wyrok, chociaż miał nadzieję, że jednak uda mu się wypełnić egzaminacyjne zadanie. Był w końcu skupiony na swoim celu, miał wyraźną wolę przeniesienia się we wskazane wcześniej miejsce, tylko czy odpowiednio namyślił się przed próbę teleportacji? No cóż, teraz już i tak było za późno na poprawę ewentualnych błędów. Nagle zniknął i pojawił się wewnątrz czerwonej obręczy, ale o mało co nie stracił równowagi i z niej nie wypadł. Zachwiał się, stając tylko na lewej nodze i rozpaczliwie próbował się nie wywrócić. Jakoś mu się to udało, ale widział jak egzaminator kręci ze zrezygnowaniem głową. Przez chwilę myślał, że oblał, ale facet wręczył mu dyplom, mówiąc jednak, że jeśli chce podejść do egzaminu z teleportacji łącznej, to będzie musiał się jeszcze przyłożyć do pracy. No cóż, nie wyszło wcale najgorszej, więc Matthew i tak wyszedł z Ministerstwa Magii zadowolony. Teleportacja łączna póki co nie była mu potrzebna, toteż postanowił podejść do niej w innym terminie, jak rzeczywiście rozwinie swoje zdolności w zakresie tego środka transportu. Wyglądało na to, że tym razem nerwy wzięły nad nim górę, bo przecież ćwiczył wcześniej obie formy teleportacji i wychodziło mu znacznie lepiej, no ale cóż… egzamin to egzamin i nieraz osiągało się gorsze wyniki, może i mało sprawiedliwe.
Kostki: 1, 3, 5 = 9
zt.
Laila Whitemore
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172
C. szczególne : liczne cięte blizny na ciele oraz te przypominający kształtem przypalenia, szczególnie na brzuchu, na linii bikini, w wyższych partiach ud, które skrywa szczelnie pod bielizną i ubraniem, trzy tatuaże
zaraz po tym, jak rodzice wyrzucili ją z domu Cel. Wola. Namysł. Trzy słowa, które odmieniały życie wielu ludzi, w tym również drobnej brunetki, która z wyraźnym zdenerwowaniem wyczekiwała, aż egzaminator czyta jej nazwisko. Ubrana w schludny żakiet oraz czarne spodnie się o długości ¾ kręciła się po pomieszczeniu robiąc dwa kroki w przód, by po chwili wykonać kolejne dwa w tył. Podskoczyła, kiedy w końcu odczytane zostało jej imię i nazwisko, patrząc niepewnie na mężczyznę, ruszyła za nim. Pomieszczenie próg, którego przekroczyła było dość dużo, ale poza biurkiem nie znajdowało się tu nic innego, co mogło budzić pewien niepokoju. O ile lubiła duże pomieszczenia, o tyle te urządzone w bardzo minimalistyczny sposób budziły w niej swego rodzaju niepokoju. Czuła niepokoju, z każdym krokiem jaki wykonała narastał on, powoli wypełniając prawie całkowicie myśli panienki Whitemore, jednak nie zamierzała poddać się temu uczuciu zupełnie. Zacisnęła dłonie w pięści, uniosła do góry brodę, czując, że nie może się, ani poddać, ani uciec. Jej wzrok padł na egzaminatora, który powitał ją przyjaznym, aczkolwiek znudzonym uśmiechem. Cel; widziała go doskonale. Następnie przyszła wola, z całych sił pragnęła się tam znaleźć. Namysł. Trzecia z najważniejszych zasad, które składały się na sukces. W przypadku Lailii przyszedł niezwykle szybko, była zaskoczona, z jakąś łatwością wykonała zadanie, które zostało jej wyznaczone. Pisnęła cicho pod nosem niezwykle ucieszona tym faktem, a i egzaminator, który wręczył jej dyplom ukończenia kursu pogratulował jej z szerokim uśmiechem. kostki:14
Właściwie Alex trochę zwlekała z kursem teleportacji indywidualnej; niedługo, bo zaraz to zapisała się na nauki, z pewnością siebie spotykaną tylko u tej wariatki. Do nauki podchodziła może za bardzo na luzie, mimo że sztuka ta była niebezpieczna. Jednak jak widać, każdy mógł posiąść tę umiejętność. Shercliffe wiedziała, że mogłaby szybciej docierać na miejsce bez zbędnego przemieszczania się środkami transportu. Wiadomo było, że teleportacja nie była idealną formą poruszania się na dalsze odległości; zawsze istniało jakieś ryzyko. Sztuka ta, choć bardzo ułatwiająca życie wydawała się trochę niekomfortowa, a także istniało niebezpieczeństwo, że im dalsza odległość, tym większe ryzyko rozszczepienia. Nie przerażało to Alexis, właściwie nie za bardzo chyba zdawała sobie z tego sprawę. Uparcie ćwiczyła CEL, WOLE i NAMYSŁ. Podchodząc pierwszy raz do testu, zestresowała się, bo nawet jeśli była pewna siebie i zdecydowana to jednak zdenerwowanie zdekoncentrowało ją, nie wyszło to najlepiej. Sam egzaminator uznał, że i tak miała więcej szczęścia, niż na to wyglądało. Gryffonki to nie zniechęciło, postanowiła podejść kolejny raz do egzaminu. Kolejna próba nie była już tak stresująca. Alex wiedziała już, czego ma się spodziewać. Śmiało przystąpiła do testu. Zdała, ale wiedziała, że jeśli nie poprawi tego wyniku, nie będzie mogła w przyszłości podejść od razu do teleportacji łącznej, a to też przydałoby się kiedyś umieć. Dlatego przed kolejną próbą wzięła jeszcze kilka dodatkowych lekcji z doświadczonym nauczycielem. Teraz była pewna, że uda jej się zdać to na Wybitny! W rzeczy samej. Szczęśliwa i pełna niepohamowanej radości chyba aż wyściskała egzaminatora.
/retrospekcja - końcówka 2016 r. kosteczki: 5+2+2=9/
A więc nadszedł ten dzień. Dzień jego pierwszego (i oby ostatniego!) podejścia do egzaminu na prawo teleportacji. Aiden odbył razem ze wszystkimi uczniami ze swojego roku kurs w Hogwarcie, jednak do egzaminu przystąpić nie mógł, bo wtedy nie miał jeszcze wymaganych siedemnastu lat, a oni nie odpuszczają choćby jednego dnia! Musiał zatem czekać i kiedy wreszcie mógł umówić się na normalny egzamin w okresie ferii świątecznych, w przerwie pomiędzy przeglądaniem swoich prezentów a zakuwaniem do owutemów, postanowił wreszcie zdać ten egzamin. Stawił się zatem w umówionym terminie w Ministerstwie Magii czekając na swoją kolej. Wziął ze sobą jakąś książkę, tak żeby nie nudzić się w poczekalni, jednak ku własnemu zaskoczeniu został wywołany bardzo szybko. - Pan Aiden Jenkins proszony na egzamin - usłyszał magicznie zwielokrotniony głos wydobywający się jakby ze wszystkich ścian na raz. Trochę zdenerwowany, ale jednak cały czas trzymając się dzielnie wszedł do pomieszczenia, w którym miał odbyć swój egzamin. Za biurkiem siedział jakiś czarodziej około pięćdziesiątki, bardzo wysoki o nienaturalnie wręcz długiej twarzy. - Pan Aiden Jenkins, jak rozumiem? - zapytał niskim głosem pozbawionym wyrazu. - Tak - potwierdził Krukon i podszedł do biurka, okazując zaświadczenie ukończenia kursu teleportacji. Egzaminator zerknął na nie, pokręcił głową i wytłumaczył mu zasady egzaminu w taki sposób, jakby recytował wyuczoną na pamięć regułkę. Zadanie w teorii trudne nie było - trzeba było przeteleportować się do narysowanej na środku pomieszczenia fioletowej obręczy stojąc pierwotnie w innej, czarnej. Czyli dokładnie tak samo, jak na kursie, tyle że tym razem koła były nieco mniejsze.
Bez zbędnych ceregieli machnął głową na znak zrozumienia i starając się opanować, choć wewnętrznie potwornie się denerwował, wszedł do obręczy. Skupił się najbardziej jak umiał, zacisnął mocno powieki i deportował się. Chwilę później znalazł się w drugiej obręczy, jednak chyba nie skupił się wystarczająco... W środku obręczy się co prawda znalazł, jednak nawet jednej sekundy nie udało mu się pozostać na miejscu, bo nie ustał na nogach i wywrócił się z donośnym trzaskiem. Chyba nic mu się nie stało, ale jak zareaguje na to egzaminator? Ten patrzył na niego wzrokiem i z miną nie wyrażającymi zupełnie nic, a kiedy wreszcie Aiden się podniósł, tamten rzekł: - Zrobił pan to bardzo niedokładnie, niezbyt skupiając swój umysł i siłę woli. Te elementy do przećwiczenia. Jednak nie rozszczepił się pan, nie stwarza więc pan żadnego zagrożenia, zatem egzamin ma pan zaliczony - usiadł z powrotem za biurkiem, kiedy w Krukonie eksplodowało poczucie ulgi. Całe obecne w nim przez kilka poprzednich godzin zdenerwowanie i stres nagle zniknęło, a pojawiła się radość. Już po wszystkim! Egzaminator podpisał jego prawo teleportacji, dodając jednak na pożegnanie: - Jeśli przyjdzie panu kiedykolwiek do głowy zdawać na prawo teleportacji łącznej, proszę jeszcze poćwiczyć! - odprowadził go do wyjścia, po czym pożegnali się krótkim do widzenia, bo Aidena w tej chwili na więcej nie było stać.
29 październik 2018 Trochę chce się rzygać. Ale tylko trochę. Prawde powiedziawszy Dinie częściej chce się rzygać niż nie chce, z wielu różnych powodów, głównie ze złości, rzadko bowiem odczuwa tremę. Trzymała w rękach pergamin potwierdzający odbycie kursu i czekała na swoją kolej niewzruszenie, wpatrując się w drzwi do sali egzaminacyjnej z taką intensywnością, jakby planowała się tam właśnie przeteleportować. Inni uczniowie, którzy tak jak ona, dzisiejszego dnia zdecydowali się podjąć wyzwania wymieniali się półgłosem uwagami dotyczącymi ewentualnego przebiegu egzaminu, swoimi zmartwieniami, stresem, każdy wychodzący uczeń był maglowany równo by dowiedzieć się czego mają się spodziewać. Jakby kurs teleportacji mógł być podchwytliwy. Przewróciła oczami na dźwięk piskliwej ekscytacji bliżej nieznanej jej (znanej, ale wielkodusznie ignorowanej) puchonki i wyprostowała jeszcze bardziej - o ile to możliwe, chodziła przecież dumna i sztywna jak tyczka - słysząc swoje nazwisko. Harlow, Claudine. Twarz zmarszczyła się jej szpetnie, jej imię było tak pompatyczne, że na sam jego dźwięk dostawała apopleksji, ruszyła jednak na salę egzaminacyjną zanurzając się powoli we własnych myślach. Egzaminator uśmiechnął się dość obojętnie, co zaraz skrzesało w jej sercu iskrę złości bo przecież jakim prawem ktoś może być wobec niej obojętny i zmarszczyła gniewnie brwi. Ce-Wu-eN dotarło jedynie jej uszu, kiedy odkładała potwierdzenie zaliczenia kursu na biurko. Udała się w wyznaczone miejsce po jednej stronie sali. Cel - drugi koniec. Wola - noż kurwa, co, ja nie zdam? Namysł - zamknęła oczy i wyobraziła sobie coś, czego nie powinna sobie wyobrażać. Wyobraziła sobie kogoś bardzo konkretnego po drugiej stronie sali, a w jej brzuchu zapłonął taki ogień gniewny, taki rozpalił się żar, że z trzaskiem pojawiła się dokładnie w zaplanowanym przez siebie miejscu zanim jeszcze zdążyła zadecydować, że to "już". Zamrugała oczami będąc w lekkim szoku, uścisnęła egzaminatorowi rękę i zadzierając nosa, oczywiście, bo jakżeby inaczej, wymaszerowała z sali egzaminacyjnej z dumą ignorując innych uczniów oczekujących na swoją kolej.
Mając w pamięci zeszłoroczny sukces podczas swojego egzaminu teleportacji stawiła się w wyznaczonym dniu w Departamencie. Miała zupełnie inny nastrój, ciemne chmury spowijały jej myśli odciągając zupełnie od rzeczy ważnych, co mogło zaważyć na wyniku tego egzaminu. Pozbawiona zeszłorocznej dumy, pozbawiona głosów podekscytowanych uczniów, których tym razem nie było na korytarzu wpatrywała się w skrzyżowania łączeń kamiennych płyt podłogowych. Nie wiedziała czy się jej uda, nie wiedziała dlaczego to robi (bzdura, wiedziała bardzo dobrze, nawet jeśli prawdziwy powód chęci posiadania tej umiejętności ukrywała zawzięcie nawet przed sobą samą). Zagryzała blade, wąskie usta niemal czując posmak krwi pod językiem, a dokument uprawniający ją do podjęcia tego egzaminu był ściśnięty w bielejących od naporu palcach. Harlow, Dina. Pogrążona w ponurych rozmyślaniach o przyszłości weszła do pomieszczenia, a nastroju wcale nie poprawił jej widok poddenerwowanej urzędniczki, której włos wymsknął się z ciasno spiętego koka. Przez krótką chwilę miała ochotę podejść do niej i poprawić jej fryzurę, zasrana estetka, jakby wygląd kobiety miał jakiekolwiek znaczenie. Cel. Wola. Namysł. Jak mantra brzmiały w jej głowie. Ujęła kobietę za dłoń nie wiedząc właściwie dokąd zmierzają. Wiedziała, że chce to zdać, że chce zaliczyć ten egzamin, chce wiedzieć, że kiedyś będzie mogła uratować go przed nim samym, nawet, jeśli on nie będzie chciał. Zamknęła oczy. - Przepraszam. - powiedziała cicho do urzędniczki i spojrzała w jej oczy, w których błysnął lęk. Z trzaskiem przeniosły się na korytarz, nie do końca tam, gdzie powinny, ale jednak w jednym kawałku. Z sukcesem. Uśmiechnęła się słabo do egzaminatora, kręcącego z niedowierzaniem głową, wciąż ściskając w garści blednącą dłoń urzędniczki. - J-już możesz mnie p-puścić... - stęknęła wyrywając obolałe palce. Udało się.
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Utkwił pusty wzrok w drożdżówce na staromodnie ozdobionym talerzyku, z którego złote zdobienia zeszły już niemal całkowicie, pozostawiając brudnofioletowe kwiaty bez łodyg. W planie miał wstać na ostatnią chwilę, wskoczyć do kominka i na szybcika wbiec do sali. W rzeczywistości jednak nie przespał całej nocy i nie mógł już wytrzymać napięcia. W pełni swoich możliwości teleportacja ledwo wychodziła mu poprawnie, a niejednokrotnie ukrywał też przez instruktorem odcięte końcówki włosów. - Chcesz do tego mleka? - dobiegł go przytłumiony głos dziadka, na co mruknął tylko w odpowiedzi "nie, nie... dzięki. Ja chyba jednak przejadę się metrem, mam dużo czasu", po czym wyskoczył z mieszkania, pozostawiając nietkniętą drożdżówkę na stole. Nie ma mowy żeby cokolwiek teraz zjadł. Jeszcze się teleportuje bez zawartości żołądka i będzie wstyd na całe ministerstwo. Całą drogę przebył nie do końca kontaktując z otoczeniem. Nawet nie zauważył kiedy wszedł do budki i wyrwany z zamyśleń podał swoje dane i cel wizyty. Gdy nadeszła jego kolej wszedł do sali i przywitał się z egzaminatorem, a jego żołądek wykonał widowiskowego backflipa. Skupił się i... zdecydowanie była w tym wola. Niestety zabrakło namysłu, a już na pewno cel wymknął się z jego umysłu. Oprócz tego, że zrobił się czerwony na twarzy, a egzaminator uniósł jedną brew ku górze, to... nie stało się nic. Komentarz, że niby ma szczęście, że się nie rozszczepił wcale nie pomógł. Wtedy zrobiłby cokolwiek, a tak? Wyglądał jak pierwszy lepszy mugol z kijkiem w łapie. Skrzywił się, podziękował, pożegnał się i poszedł zapisać się na kolejny termin. W końcu mu się uda, nie? [I próba - 1,4,1] [II próba -2, 2, 3]
Ty razem nałykał się naparu z ziółek, po których spał jak zabity i obudził się z wilczym apetytem. Chwycił kanapkę, ucałował babcię w policzek, wrzucił proszek Fiuu do kominka, po czym wskoczył w płomienie z wyraźnym "Do Ministerstwa Magii!". Minęły dwa lata i jeszcze jedna nieudana próba od jego pierwszego egzaminu. Teraz na pewno się uda. Mistrzem nie jest, to pewne, ale bez problemu poradzi sobie z teleportacją indywidualną. Zdążył zjeść kanapkę jeszcze podczas oczekiwania na wejście do sali. No halo, przy trzecim podejściu stres nie jest już taki duży. Czuł, że mało brakowało, a wszedłby na wyżyny swoich teleporciarskich możliwości, ale cóż. Jednak na teleportację łączną wciąż jest dla niego za wcześnie, ale teraz zupełnie się tym nie przejmuje. W końcu zdał i to jest teraz najważniejsze!
Absolutnie nie obawiałem się egzaminu z teleportacji - podczas ćwiczeń w szkole szło mi naprawdę świetnie, dlatego na odbywający się latem egzamin szedłem w wyśmienitym humorze. Miałam zresztą rację - zaliczyłem egzamin na najwyższy wynik, co oprócz zaświadczenia uprawniającego do teleportacji przyniosło wraz z sobą gorące gratulacje od egzaminatora. Niestety z łączną, którą zdawałem pierwszy raz tydzień później, nie poszło mi tak łatwo - pierwszy egzamin oblałem i musiałem spędzić jeden dzień w Mungu, gdyż przypadkowo się rozszczepiłem (choć wtedy nie byłem jeszcze w tym tak spektakularny). Przy pierwszej poprawce nie udało mi się wykonać teleportacji, zaś za drugą teleportowałem siebie bez drugiej osoby. Dopiero trzecia poprawka przebiegła bez zarzuty i mogłem cieszyć się uprawnieniami.
Albo jej się wydawało, albo dosłownie każdy pod nosem mruczał ce-wu-en. Niektórzy myśleli o tym tak intensywnie, że chyba nawet nie zauważyli, jak ich wargi poruszają się, wypowiadając tak kluczowy dla dzisiejszego testu skrót. Talia dosłownie dwa dni temu obchodziła siedemnastu urodziny, chyba najbardziej radując się właśnie z tego, że przekroczenie tej magicznej granicy pozwala jej podejść do egzaminu z teleportacji - poza tym, nie miała powodów do radości.
Z wyciągniętymi rękoma zrobiła pełen obrót, sprawdzając, czy ma odpowiednią ilość miejsca wokół siebie. Słyszała historię o jednym Puchonie, który tak usilnie próbował się skoncentrować, że w końcu dostał krwotoku z nosa i zamiast uzyskanej licencji, musiał obowiązkowo udać się do pielęgniarki. Kiepsko! - Oby mnie to nie groziło. - Wyszeptała prawie bezgłośnie sama do siebie. Próbowała sobie wyobrazić miejsce, w którym miała się za chwilę pojawić. Jakie to uczucie będzie w tym... niebycie? Ojciec opowiadał jej, że pierwsze razy nie są zbyt przyjemne, ale idzie się przyzwyczaić. Mniej więcej jak gwałtowne szarpnięcie, na które nawet nie masz czasu zareagować. I już. O ile wyobrażanie się w miejscu, do którego miała się teleportować, o tyle wciąż napływające myśli sprawiały, że miała problem w pełnym skupieniu się. Tak bardzo chciała już mieć to za sobą, że w końcu rozbolała ją głowa. Dookoła niej coraz większej ilości uczniów udawało się znikać i przemieszczać w akompaniamencie okrzyków radości. Kiedy instruktor przechodził obok jasnowłosej nastolatki, posłał jej uśmiech pełen otuchy i...
Nagle, zupełnie się tego nie spodziewają, znalazła się kilka metrów dalej, z spojrzeniem wklejonym w jego plecy. Sukces! No, może nie całkowity, bo jednak była jedną z ostatnich osób, którym najdłużej zajęło teleportowanie się w wyznaczoną obręcz. Wysiłek, który w to włożyła nie umknął też instruktorowi, który podając jej dyplom i składając oszczędne gratulacje, dodał: - Panienka to może... na początek to bym radził jednak w niewielkich odległościach się teleportować. Lepiej nie kusić losu, że zostawi Pani gdzieś ucho. Albo głowę. - Mrugnął okiem, a dziewczyna nie była do końca pewna czy żartował. Jednak w tamtym momencie niezbyt ją to obchodziło. Udało się! Nie mogła się doczekać, by poinformować o tym w liście rodziców mamę.
Cassius Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Niewielkie blizny łobuza weterana, dość często ma ślady farby na dłoniach. Na lewej dłoni nosi prostą i cienką złotą obrączkę.
Nienawidził teleportacji, naprawdę. Nauka o celu, woli i namyśle była dla niego tak nieciekawą, że gdyby tylko zależałoby to od niego to z pewnością wymiksowałby się od tej wątpliwej przyjemności. Próbował, naprawdę, jednak matka nie chciała nawet słyszeć o tym, że jej najstarszy syn nie zamierza uczyć się o czymś zupełnie mu (w jego mniemaniu oczywiście) niepotrzebnym oraz ewidentnie zbędnym. Wymusiła na nim zapisanie się na kurs, czym zaskarbiła sobie jego milczącą nienawiść na kilka najbliższych tygodni. Niemniej Cressida doskonale wiedziała co robi, bowiem nie wystarczyło jej zapisanie Cassiusa wyłącznie na podstawowy kurs. Zmusiwszy go do nauki teleportacji łącznej najwidoczniej miała w tym jakiś swój wymyślny cel, którego w danym momencie Ślizgon po prostu nie rozumiał, a jaki miał odkryć najpewniej w chwili, gdy matka kazałaby mu teleportować się raz za razem z Doliny do Londynu i przenosić w ten sposób dziesiątki ich rodzinnych obrazów. O dziwo, nie szło mu wcale aż tak źle. Cassius nigdy tak naprawdę nie nawykł do odgrywania roli pokornego ucznia chłonącego wiedzę z wdzięcznością, więc najprawdopodobniej doprowadził tym prowadzącego kurs na skraj załamania nerwowego, lecz gdy mowa była o wprowadzaniu w życie wskazówek CeWuEn to okazało się, że zapamiętał całkiem sporo jak na człowieka, który przez cały wykład myślał o niebieskich migdałach. Mało tego, potrafił zastosować swoją wiedzę w praktyce. Pierwsze próby były dość trudne, głównie z uwagi na jego brak pokory oraz upartość. Szybciej nie zawsze znaczyło lepiej, a im bardziej nakręcał się na to, że podczas nieprzemyślanych skoków zaczyna się rozszczepiać tym częściej mu się one przytrafiały. Potrzebował kilku solidnych prób, aby udało mu się zdać egzamin w sposób uprawniający go do zaliczenia również teleportacji łącznej. Potem wszystko poszło już z górki i otrzymawszy odpowiednie uprawnienia, Cass mógł zacząć pertraktacje z matką na temat kompletnie innego egzaminu, który w międzyczasie zaczął go interesować.
Dość długo zwlekała z kursem na teleportacje. Jednak po tym, co wydawało się w domu Nate'a, wiedziała, że musi się w końcu zebrać w sobie. Mimo wszystko na krótko po tym nie miała do tego głowy i nawet jeśli głosik w jej głowie krzyczał, że czas najwyższy się za to zabrać, ciągle znajdowała jakąś wymówkę. Po zaręczynach jednak coś ją tknęło i kiedy chyba ostatecznie zdała sobie sprawę, że nie ucieknie od kłopotów, każda umiejętność, która może wyciągnąć jej z kiepskiej sytuacji, jest potrzebna. Oczywiście teleportacja była po prostu wygodna i można by pomyśleć, że to motywacja sama w sobie, ale prawdę mówiąc, Emily zawsze obawiała się, że coś pójdzie nie tak. Chyba właśnie dlatego tak odkładała zrobienie tego kursu, mając pewność, że to nie będzie łatwy orzech do zgryzienia. Jak się okazało, miała rację. Pierwsze próby to była porażka. Albo nie wychodziło jej wcale, albo egzaminator nie dawał jej pozwolenia na teleportację łączną. Skoro już tu była, chciała zrobić to i to, głównie dlatego, że zdawała sobie sprawę, że jak wyjdzie z jednym papierkiem, po drugi już nie wróci. Dlatego właśnie uparcie powtarzała pierwszy egzamin, na tyle długo, że w końcu (bodajże za 9 razem...) egzaminator faktycznie się zlitował i dał jej zarówno uprawnienia, jak i pozwolenie. Sama teleportacja łączna również nie szła jej najlepiej, ale po praktyce jaką zdobyła wcześniej, było znacznie łatwiej. W końcu udało jej się zdobyć oba uprawnienia i po wielu próbach, wyszła z sali usatysfakcjonowana.