Pomieszczenie jest dosyć duże, ale oprócz biurka nie znajdują się w nim żadne meble. Czujesz tremę? Drżą ci kolana? Nie przejmuj się, tu zupełnie normalne, zapytaj swoich rodziców czy starszych kolegów! Każdy się denerwuje przed swoim pierwszym egzaminem z teleportacji. Miejmy nadzieję, że ten będzie dla ciebie zarówno pierwszy, jak i ostatni!
UWAGA: w tym departamencie można zdać egzamin z teleportacji indywidualnej, teleportacji łącznej oraz wytwarzania świstoklików międzynarodowych!
kurs - teleportacja indywidualna
Egzaminator uśmiecha się przyjaźnie, choć wydaje się nieco znudzony kolejnym egzaminem. Okazujesz potwierdzenie odbycia kursu, egzaminator kiwa głową i życzy ci powodzenia, dodając, żebyś pamiętał o zasadzie ce- wu – en.
WYMAGANIA:
• ukończone 17 lat • pierwsza podejście do kursu - darmowe • każda poprawa: 10 galeonów (zapłać w temacie Zmiany stanu konta) • jeśli chcesz odbyć egzamin w retrospekcji, dopisz datę ukończenia kursu w poście • osoby, które nie zdawały egzaminu w Londynie, dopisują, w ministerstwie jakiego kraju odbyli egzamin
Rzucasz trzema kostkami. Pierwsza kostka odpowiada za CEL. Druga kostka odpowiada za WOLĘ. Trzecia kostka odpowiada za NAMYSŁ.
Aby dowiedzieć się, jak Ci poszło, zsumuj oczka z trzech kostek:
18–14 – zdałeś w pięknym stylu, egzaminator pogratulował ci serdecznie, a ty nie wiedziałeś, jak mu dziękować. Nieprzytomny z radości wybiegłeś z sali, ściskając w dłoni papier, uprawniający cię do teleportowania się, gratulacje! Po dyplom zgłoś się tutaj.
13–10 – no cóż, może nie było idealnie, ale na tyle dobrze, że egzaminator machnął ręką i uznał, że coś z ciebie będzie. Może nawet nie rozszczepisz się gdzieś po drodze. Grunt, że się udało i zdałeś, jednak być może warto potrenować przed egzaminem z teleportacji łącznej. Otrzymujesz karę -2 punktów do swojego wyniku kostek podczas zdawania testu na licencję teleportacji łącznej, chyba że pomiędzy podejściami minie co najmniej pół roku.
9–3 – och, chyba nie poszło ci najlepiej... może za mało ćwiczyłeś, a może za bardzo się denerwowałeś, w każdym razie egzaminator potrząsnął ponuro głową i odprawił cię z kwitkiem, mówiąc, że miałeś dużo szczęścia, że się nie rozszczepiłeś.
Kurs - teleportacja łączna
Egzamin z teleportacji łącznej jest znacznie trudniejszy. Do sali weszła przelękniona urzędniczka z włosami zebranymi w chaotyczny kok. Właściwie trudno się dziwić jej zszarganym nerwom. W końcu każdego dnia ryzykuje rozszczepieniem teleportując się razem z niedoświadczonymi czarodziejami.
WYMAGANIA:
• ukończone 17 lat • ukończony kurs na teleportację indywidualną z wynikiem minimum 10-18pkt • pierwsze podejście: darmowe • każda poprawa: 10g (zapłać) • jeśli chcesz odbyć egzamin w retrospekcji, dopisz datę ukończenia kursu w poście • osoby, które nie zdawały egzaminu w Londynie, dopisują, w ministerstwie jakiego kraju odbyli egzamin
DODATKOWE:
• jeśli w poprzedniej części uzyskałeś wynik 13-10, twój wynik kostek jest niższy o 2, chyba że pomiędzy podejściami do egzaminów minie co najmniej pół roku (fabularnie, tj. przy robieniu teleportacji w retrospekcji, również wystarczy podać półroczny odstęp) • za każde fabularne trzy miesiące użytkowania teleportacji indywidualnej przed podejściem do testu z łącznej możesz zwiększyć swój wynik kostek o 1 - ten bonus maksymalnie może wynieść 3 punkty
Znów rzucasz trzema kostkami i sumujesz liczbę oczek:
18–12 – zdałeś. Niebywałe, ale naprawdę ci się udało! Egzaminator kręci głową z niedowierzaniem. Dawno nie widział nikogo tak zdolnego, możesz czuć się wyróżniony! Po dyplom zgłoś się tutaj.
11–3 – niestety, teleportacja łączna to wyższa szkoła jazdy i nie powiodło ci się. Trudno, bywa!
Kurs na międzynarodowe podróże świstoklikiem
Z powodu pewnych dyplomatycznych, międzynarodowych incydentów, Ministerstwo Magii zdecydowało się stworzyć specjalny kurs dla osób chcących zgodnie z prawem podróżować za pomocą świstoklika za granice Wielkiej Brytanii. Przeważa w nim część teoretyczna - zaznajomienie z prawem brytyjskim oraz międzynarodowym - gdyż podstawowym wymaganiem przystąpienia do treningu jest umiejętność zaklęcia przedmiotu w świstoklik. Kurs jest płatny - kosztuje on 100 galeonów. Opłatę możesz uiścić w tym temacie.
UWAGA - kara za tworzenie i korzystanie ze świstoklików międzynarodowych bez odpowiednich uprawnień wynosi 400 galeonów!
WYMAGANIA:
• ukończone 17 lat • znajomość zaklęcia portus lub min. 31 pkt z transmutacji w kuferku • pierwsza podejście do kursu - 100 galeonów • każda poprawa: 20 galeonów (zapłać w temacie Zmiany stanu konta) • jeśli chcesz odbyć egzamin w retrospekcji, dopisz datę ukończenia kursu w poście (muszą odbywać się one po 01.09.2021) • egzamin odbywa się w Londynie i tylko w Londynie
kurs - część przygotowawcza
Seria wykładów poświęconych tematom prawnym, bezpieczeństwa związanym z podróżami za pomocą świstoklików i źródłami, z których można zaczerpnąć wiedzę na temat bezpiecznych miejsc do pojawienia się za granicami Wielkiej Brytanii.
Wykłady Rzucasz dwiema kostkami k6.
obie parzyste – najwyraźniej postanowiłeś przyłożyć się do słuchania, udało ci się zrobić nawet nieco notatek. Dodatkowo aktywność popłaca - przy podejściu do egzaminu możesz, jak się okazało, zatrzymać wypisane własnoręcznie notatki, dzięki czemu otrzymujesz +2 do rzutu kolejnymi kośćmi.
parzysta i nieparzysta – słuchasz, czasem pobujasz w obłokach lub twoją uwagę zwróci mucha leniwie maszerująca po białej ścianie, a innym razem zaczniesz myśleć nad tym, skąd czarownica w drugim rzędzie wytrzasnęła te ekstra kolczyki... tak czy siak, do egzaminu przystępujesz przygotowany całkiem przyzwoicie.
obie nieparzyste – cóż, może nawet w szkole spokojne wysłuchiwanie nudnych wykładów nie było twoją najmocniejszą stroną. Po wyjściu z audytorium nie pamiętasz prawie nic - otrzymujesz karę -3 punktów do rzutu kolejnymi kośćmi.
Kurs - egzamin
Po wykładowej serii od razu przyszedł czas na egzamin. Z wiedzą świeżo kołatającą się w umyśle siadasz przed zwojem pergaminu z wypisanymi na nim pytaniami, kałamarzem oraz piórem antyściąganiowym - nawet najmniejsza próba oszustwa skończy się nie tylko unieważnieniem kursu, ale niemożnością podejścia do niego ponownie.
Znów rzucasz dwiema kostkami - tu sumujesz liczbę oczek:
12–9 – Świetny wynik! Sprawdzający nie mogą się do niczego przyczepić - są pod wrażeniem dokładnych odpowiedzi i zapamiętanych na pierwszy rzut oka dość niezbyt ważnych szczegółów. Po dyplom zgłoś się tutaj.
8–6 – nie poszło ci aż tak źle, ale zabrakło dosłownie punktu lub dwóch do przekroczenia wymaganego progu. Komisja zgadza się na natychmiastową poprawę, dając ci czas na przejrzenie notatek (oraz na własną przerwę obiadową). Ostatecznie zdajesz - twój post musi mieć jednak przez dłuższy czas pobytu w Ministerstwie co najmniej 2500 znaków. Po dyplom zgłoś się tutaj.
5-2 - znajdujesz swoje imię i nazwisko na samym dole listy osób przystępujących do egzaminu. Cóż, miejmy nadzieję że następnym razem pójdzie ci lepiej - pamiętaj, że w przypadku chęci poprawy testu pisemnego musisz ponownie przemęczyć się przez wykłady. Powodzenia!
Autor
Wiadomość
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Na pierwszym egzaminie prawie, że się rozszczepiła. A zaraz potem zemdlała. Boże, to była tragedia. Dlatego na drugą próbę szła na nieco chwiejnych nogach. To nie kwestia tego, że całkowicie nie umiała trudnej sztuki teleportacji. Zasadę ce-wu-en w teorii miała opanowaną do perfekcji. Ale w praktyce często się zawodziła. Nie potrafiła chyba po prostu uwierzyć w siebie. Gdy weszła na salę, na całe szczęście nie rozpoznała żadnego z egzaminatorów. Uff. No cóż, raz kozie śmierć. Miejmy to szybko, bo zaraz przecież musze pakować się na wakacje do Venetii. Zamknęła oczy, głęboko odetchnęła. To przecież nie jest aż takie trudne. Po pierwsze skup się na celu Val, to to miejsce, tu zaraz obok. Po drugie wytęż wolę. Kojarzysz coś takiego? To ta niebezpieczna siła, która codziennie nie daje ci zostać w łóżku. To ta uparta część ciebie, która mimo wszystko jest silna. Po prostu chciej znaleźć się w danej przestrzeni, a wszystko będzie dobre. Po trzecie – namysł. To jest najgorsze. Na chwilę zamieniasz się w całe nic, ale to tylko jedna, króciutka chwila. No dajesz Val, chcesz zostać tym aurorem czy nie? Cel. Wola. Namysł. Gdy otworzyła oczy, odetchnęła z ulgą. I wcale nie zwymiotowała! Popatrzyła tryufmalnie na komisję egzaminacyjną, jakby właśnie im oznajmiła, że eureka, wynalazła koło. Ci spojrzeli na nią z niechęcią, ale papier koniec końców podbili. Cudownie. Wyszła z sali dzierżąc w ręce certyfikat, który i tak na terenie Hogwartu może sobie wsadzić… w nos. Przecież tam nie wolno się teleportować.
Veronica Seaver nigdy nie popełniała błędów. No, może za wyjątkiem tego, że na swoim pierwszym podejściu na egzaminie z teleportacji prawie się rozszczepiła. O n a, urodzona w magicznej rodzinie osoba, wychowanka domu Roweny Ravenclaw nie umiała czegoś, co dla każdego członka jej rodziny przychodziło równie naturalnie co oddychanie. Co za żenada… Zanim przestąpiła próg ministerstwa po raz kolejny, dosyć sporo czasu spędziła na nauce. W teorii oczywiście, bo nie w smak było łamać jej prawo. Gdy weszła do Sali egzaminacyjnej, rozejrzała się niepewnie po pomieszczeniu. W mig poznała jednego z egzaminatorów, którzy odprawili ją z kwitkiem. Starała się tym za bardzo nie stresować, kiedy usłyszawszy uprzejmie „panno Seaver, proszę zaczynać” zamknęła oczy. Głęboko westchnęła i skupiła wszystkie myśli wokół celu teleportacji, przecież to tu, o tu niedaleko. Potem zdeterminowana zmusiła swoją wolę do tego, żeby przy okazji teleportacji się nie porzygać. A potem rozpłynęła się na chwilę w nicość i podróżowała pomiędzy czasem i przestrzenią. Chwilę później znalazła się na drugim końcu pokoju. No cóż, ta początkowa porażka została jej łatwo zapamiętana, bo przy wręczaniu dyplomu ukończenia kursu ze dwa razy usłyszała od egzaminatorów, że dobra robota. No super, i o co był ten cały krzyk?
Na egzamin stawił się niedługo po swoich siedemnastych urodzinach. Pewnie dotarłby w dzień swoich urodzin, ale akurat był piątek, więc nie mógł wymigać się od imprezy tego właśnie dnia. Nie był specjalnie nieszczęśliwy z tego powodu. Egzamin nie chochlik, nie ucieknie. Do sali wszedł z dyżurnym uśmiechem Seaverów i pewnością siebie na twarzy. Tak naprawdę nie był wcale taki pewny siebie. Był najstarszy z rodzeństwa, do tego był dobry w zaklęciach. Jeśli zawali egzamin, będą się z niego nabijać kolejne sto lat. Zwłaszcza Verka. Całą niedzielę powtarzał wszystkie elementy, a przede wszystkim NAMYSŁ. Kiedy dostał polecenie rozpoczęcia, po prostu to zrobił. Teleportował się. Chwilę mu zajęło zrozumienie, że jest w jednym kawałku, a wszystkie części ciała były tam, gdzie być powinny. Przyjął gratulacje i papier od egzaminatora i dopiero wtedy w pełni do niego dotarło, miał to!
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Naprawdę się starała. Teleportacja była zdolnością, której Kate zazdrościła każdemu pełnoletniemu czarodziejowi i którą poprzysiągła sobie, że opanuje tak szybko, jak tylko będzie to możliwe. Życie miało niestety inne plany i jej droga do osiągnięcia perfekcji w tej dziedzinie była bardzo długa i mozolna. Wszelkie prowadzone w szkole ćwiczenia były dla niej mało przydatne i nie rozwiewały jej wątpliwości w kwestii przemieszczania się tą metodą. Niby wystarczyło się mocno skupić na celu, ale czy to na pewno wystarczyło? Na pewno nie jej, bo przy pierwszych dwóch podejściach do egzaminu oblała je z przytupem. Za pierwszym razem w ogóle nic się nie stało mimo ogromnej woli, jaką w to przedsięwzięcie włożyła. Za drugim z kolei była tak zestresowana, że w zasadzie tuż po obrocie straciła równowagę i zamiast się teleportować, przewróciła się na własne kolana. Po tym doświadczeniu zrobiła sobie przerwę w kolejnych podejściach. Musiała zebrać siły, myśli i motywację, by zjawić się przed komisją po raz trzeci po tak spektakularnych porażkach. Zregenerowała się, przemyślała co musiała i podczas następnego egzaminu zaliczyła go celująco. Egzaminatorzy proponowali jej podejście do teleportacji łącznej, lecz Kate wolała mierzyć siły na zamiary i odłożyć to na inny moment w życiu. Na razie wystarczyło jej, że opanowała podstawowe teleportowanie własnego ciała.
I podejście (darmowe): 9 II podejście: 8 III podejście: 14
Wydarzenie miało miejsce w przeszłości, tuż po skończeniu 17. roku życia przez Noreen.
Zbiorowo udali się do Londynu, by wraz z grupą przyjaciół podejść wspólnie do egzaminu z teleportacji. Zapewnione w zamku ćwiczenia sprawiły, że zarówno Noreen, jak i grono jej przyjaciółek z Hufflepuffu poczuły się na tyle pewnie, by postarać się o uzyskanie certyfikatu. Czuła niewielki niepokój, który wraz z kolejnym przemierzanym kilometrem narastał. Korzystały z pięknej pogody i zajęły sobie cały przedział w pociągu ekspresowym do stacji King's Cross, w którym to jadły czekoladowe żaby, śpiewały przeróżne piosenki i cieszyły się z chłodnego wiatru wpadającego przez otwarte okna i smagającego je po spieczonych od słońca twarzach. Do Ministerstwa dostały się całkiem szybko przez jedną z transportujących doń budek telefonicznych i nim się spostrzegły, znajdowały się już wewnątrz urzędniczego gmachu. Nieco się zgubiły, lecz finalnie jakaś miła czarownica pokierowała grupkę prosto do pokoju, w którym odbywały się egzaminy. Ustaliły między sobą kolejność - z racji trudności w znalezieniu konkretnego kryterium, postanowiły pójść alfabetycznie. Noreen była trzecia w kolejności i na szczęście udało jej się zdać za pierwszym podejściem. Komisja zasugerowała, by ćwiczyła więcej nim postanowi teleportować się łącznie z kimś innym, ale poza tym nie mieli wobec niej zastrzeżeń. Jedna z koleżanek niestety nie zaliczyła, więc po całej tej wycieczce udały się jeszcze na pocieszającą lemoniadę, nim wsiadły w kolejny pociąg na peronie 9 i 3/4 do Hogwartu.
Po zdaniu pierwszego egzaminu z teleportacji Tim był zaskoczony tym, jak dobrze mu poszło, ale nie był na tyle pewny siebie, żeby od razu podejść do łącznej. Niby prawie to samo, ale jednak, zamiast rozczepić tylko siebie, mógł to zrobić komuś innemu. Ale starczył miesiąc, żeby doszedł do wniosku, że nie ma się czego obawiać. Zwłaszcza że jeśli będzie zwlekał, a Verka go uprzedzi, miałby przechlapane. Tak więc przybył na egzamin, pełen dobrych chęci i z głową naładowaną teorią. Podenerwowana egzaminatorką odetchnęła z ulgą, kiedy wszystko poszło idealnie. Odebrał dyplom i popędził do domu chełpić się przed rodzeństwem.
Marcus Deverill
Wiek : 31
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.85 m
C. szczególne : czarna kredka pod oczami, magiczne sygnety na palcach, pomalowane paznokcie i niewielka blizna na policzku, którą maskuje zaklęciami, niestety czasami bywa, że czar szwankuje, smród alkoholu i papierosów
Optymizm. Optymizm towarzyszył mu od samego rana, nawet jeśli to dzisiaj miał zdawać egzamin na teleportacje. Młody, uzdolniony i pełny nadziei na to, co może zapewnić umiejętność przemieszczania się z miejsca na miejsce, napawała go pozytywnymi odczuciami. Pragnął tego, jak mugolski nastolatek prawa jazdy - wolności. Przejście kursu teleportacji wymagało cierpliwości, zaangażowania i dokładności, a także odpowiedniego wieku, skończenia siedemnastu lat. Pewnie niektórzy uważali, że takiej zdolności powinno się uczyć, będąc nieco starszym, ponieważ było to niebezpieczne. Groziło rozszczepieniem, ale kto młodego gryffona podejrzewałby o brak ryzyka, czy odwagi? Dlatego nie poddawał się w swych próbach i dzisiaj zamierzał w końcu uzyskać licencje. Niestety ten dzień nie należał do tych, w których przyszłoby mu celebrować zdanie egzaminu. Tylko że nie każdy zdawał za pierwszym razem, tak więc wcale to nie był koniec świata dla młodego Deverilla. Kolejne podejście sprawiło, że postanowił bardziej się zaangażować w wolę, której mu zabrakło za pierwszym razem i namysł. Święta zasada teleportacji brzmiała ce - wu - en niczym dziwne skróty zapomnianych run. Rozumiał, na czym to polega, ale w praktyce to wszystko wyglądało inaczej. Tak więc kiedy przyszedł kolejny dzień - ten dzień; udało mu się, chociaż egzaminator polecił mu dodatkowe treningi. Zadowolony młody chłopak o kruczych włosach, świętował zdobycie licencji na teleportacje, kto mógłby przypuszczać, że przyjdzie taki czas, że ta umiejętność nie będzie przez niego zbyt często używana. Pomimo ryzyko i pragnienia unicestwienia swojego bólu nigdy nie chciał umierać w męczarniach.
zt
Nakir Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : dołeczki w policzkach, runa jera na lewym biodrze
Miesiąc po ukończeniu siedemnastych urodzin, będąc przekonanym, że bez problemów zdoła zdać egzamin z teleportacji, wybrał się do Departamentu Transportu Magicznego. Rozpierała go energia i pewność, że wszystko się uda, że nie było mowy o tym, że coś pójdzie nie po jego myśli, czyli tak, jak większość spraw do tej pory. Wierzył, że teleportacja, tak ważna dla zawodu aurora, była mu pisana, tak jak talent w dziedzinie obrony przed czarną magią. Wierzył w to, ale nie był całkiem pozbawiony lęku, że jednak zawiedzie. Podchodząc do teleportacji indywidualnej, był jeszcze pozornie spokojny, choć nieco zgarbiony wchodził do sali. Pamiętał o trzech komponentach zdolności - cel, wola, namysł i próbował zastosować się do nich, zapomnieć o fakcie, że był właśnie egzaminowany. Przez ułamek chwili pomyślał o możliwym rozszczepieniu, na co doznał dwojakiej reakcji - z jednej strony odczuł niepewność, konieczność zachowania większego spokoju, a z drugiej strony pojawiła się ekscytacja, wyrzut adrenaliny, jaki towarzyszył większości wyzwań, w których mniej lub bardziej chętnie brał udział. W końcu z trzaskiem zniknął z miejsca startowego i pojawił się w wyznaczonym polu, choć nie dokładnie w jego środku. Ostatecznie to wystarczyło, aby egzaminatorzy przyznali mu licencję na możliwość teleportacji indywidualnej. Idąc na fali szczęścia, Nakir zdecydował się do razu podejść do egzaminu na teleportację łączną. Był przekonany, że zdoła dokonać tego za pierwszym razem, ale oczywiście tu się pomylił. Nie dość, że kobieta, która miała mu towarzyszyć, w żadnym wypadku nie przypominała osoby pewnej swojej pracy i cieszącej się z niej, to jeszcze jej podejście było całkowicie uzasadnione. Nie rozszczepili się, ale było to jedynie dziełem przypadku, szczególnie że próbował cztery razy. W końcu Nakir pożegnał się z egzaminatorami, aby wrócić tydzień później. W tym czasie trenował uparcie teleportację, aby robić to już swobodnie, bez większego zastanawiania się nad tym, gdzie chciał trafić. Kiedy wchodził do sali egzaminacyjnej i zobaczył tę samą kobietę, uśmiechnął się do niej nieśmiało i cicho zapewnił, że tym razem wszystko będzie w porządku. Złapał kobietę za dłoń, a gdy usłyszał, że może zaczynać, z trzaskiem przeniósł ich w wyznaczone pole. Co prawda musiał płacić za to podejście, tak jak za poprzednie poprawy, ale nie przejmował się tym. W końcu miał możliwość teleportować się z innymi czarodziejami, a to był pierwszy krok ku wymarzonej pracy.
Dolly od zawsze marzyła o swobodzie poruszania się, o przekraczaniu granic bez ograniczeń i czekania. Dlatego też, kiedy tylko nadarzyła się okazja, postanowiła zapisać się na kurs teleportacji indywidualnej. To było to, czego potrzebowała - umiejętność, która wydawała się być kluczem do niezależności, swobody, a nawet przygody. Szczególnie jeśli planowałą podróże. Przygotowania do kursu zajęły Dolly więcej czasu niż przypuszczała, zawsze miała trudności ze skupieniem. Słyszała już niejedną historię o nieudanych teleportacjach, o błędach spowodowanych zbyt małą koncentracją, które mogły skończyć się na drugim końcu świata lub... gorzej. Te opowieści nieco ją przerażały, ale równocześnie paliły w niej jeszcze większą chęć nauki. Postanowiła, że nic jej nie powstrzyma przed opanowaniem tej umiejętności. Dni przed egzaminem końcowym spędzała na intensywnych ćwiczeniach. Próbowała skupić się na celu, na miejscu, do którego chciała się teleportować, starając się odrzucić wszelkie rozpraszające myśli. Każda próba była dla niej kolejnym doświadczeniem, z którego wyciągała wnioski i uczyła się na własnych błędach. Nadszedł wreszcie dzień egzaminu. Dolly czuła w sobie mieszankę ekscytacji i niepokoju. Gdy stanęła przed egzaminatorem, jej serce biło jak szalone, ale jej serce w sumie zawsze biło jak szalone przy okazji jakichkolwiek egzaminów. Najważniejsze to w momencie, gdy miała rozpocząć teleportację, pozbyć się wszystkich obaw. Skupiła się, wyobraziła sobie dokładnie miejsce docelowe i... zniknęła, by pojawić się prawie dokładnie tam, gdzie chciała. Nie było to może perfekcyjne przeniesienie - drobne błędy w koordynatach sprawiły, że lądowała kilka metrów obok wyznaczonego punktu, ale sukces miał smak triumfu. Egzaminator, uśmiechając się, obserwował jej próbę. Mimo drobnych niedoskonałości, dostrzegł w Dolly potencjał i determinację. Ostatecznie ogłosił, że zdała egzamin, dodając, że z takim nastawieniem i chęcią do nauki, Dolly może osiągnąć jeszcze większą biegłość w teleportacji. Nie miała szczególnych ambicji na więcej niż całkowite teleportacyjne minimum więc nie przejmując się niuansami wybiegła z departamentu natychmiast pochwalić sie mamie swoim sukcesem.
Nie wyobrażała sobie życia bez teleportacji, traktując ją jako konieczny element funkcjonowania na studiach, dlatego jeszcze przed ukończeniem 17 lat zaczęła chodzić na lekcję, by latem podejść do egzaminu. Na pierwszą próbę poszła bardzo pewna siebie, co oczywiście ją zgubiło - zamiast faktycznie skupić się na Celu, Woli i Namyśle, myślała o tym, żeby jak najlepiej wypaść, co skończyło się absolutnym fiaskiem, bo nie przesunęła się ani o centrymetr.
Druga próba była równie tragiczna, bo nie dość, że o mały włos się nie rozczepiła, to jeszcze egzaminował ją ten sam mężczyzna, najwyraźniej zirytowany tym, że nie mogła sobie poradzić w tej sytuacji. Był dla niej tak ostry, że praktycznie się popłakała. Do tego praktycznie wygonił ją z sali, mówiąc, że nie ma tu wracać dopóki nie nauczy się porządnie teleportować.
Początkowo chciała zrezygnować ze zdawania egzaminu, jednak po rozmowie z dziadzią (i zaoferowaniu przez niego kilku galeonów na dodatkowe lekcje), wzięła siędo pracy. Przez kilkanaście dni uparcie ćwiczyła, aż w końcu zaczęła osiągać dobre wyniki. Gdy udało się na drugą poprawkę egzaminu, wszystko przebiegło śpiewająco - zdała ze świetnym wynikiem, otrzymując dobrą notę. Nie chcąc jednak naciągać dziadka na pieniądze, odłożyła zdawanie teleportacji łącznej na inny termin.
Cel, wola i namysł. Ze wszystkich trzech to właśnie z tym ostatnim zmagał się najmniej. Jak to się stało, że jest tu dzisiaj? Próbując czegoś, co wymaga czegoś więcej niż skupienia? Cóż, Sully właśnie skończył siedemnaście lat, czuł się wolny jak wiosenna bryza oceanu, a także trochę lekkomyślny. A przede wszystkim, zdeterminowany. Ćwiczył, ponosił porażki, odnosił sukcesy i ponosił kolejne porażki, aż zdecydował, że jest gotowy. Może zrobić to teraz, albo... nigdy tego nie zrobi. To tyle, jeśli chodzi o wyjście poza swoją strefę komfortu.
Departament Transportu Magicznego powitał go przytłaczającym blaskiem, a on sam stracił resztki swojej głęboko zachwianej pewności siebie. Był zdenerwowany, kto by nie był? Wielu ludzi przed nim zapewne. Czekanie nie pomogło mu, zamiast tego jego ręce zaczęły się trząść. Na szczęście został wezwany do środka, zanim zaczął się tym martwić. Pomieszczenie było niezwykle przestronne, przypominając mu, po co tu jest. Egzaminator spojrzał na niego z góry i kazał mu zaczynać. Jego wyraz twarzy nie był zbyt przychylny. Z trudził się niesamowicie nad zwizualizowaniem celu, o dziwo tylko jego wola była silniejsza niż kiedykolwiek. Jego pierwsza próba w tym pokoju tak naprawdę nie była nawet próbą... ale z pewnością nie przyniosła mu dodatkowych punktów u egzaminatora. Rozgrzewał się, przynajmniej tak twierdził. Wziął głęboki oddech, oczyścił umysł (na tyle, na ile było to możliwe) dopiero wtedy wszystko stało się jakby łatwiejsze, a i tak wynik był... dość przeciętny. Uniknął rozszczepienia się w pół w trakcie, ale wykończenie było niechlujne. W pewnym sensie udane. Mężczyzna za biurkiem był zmuszony to przyznać. Musiał poczuć się litościwie, ponieważ jego wyraz twarzy nieco złagodniał. Podpisał i podstemplował co trzeba i odesłał go w drogę.
Do egzaminu z teleportacji łącznej podeszła po krótkiej przerwie, chcąc odpocząć, po jakże trudnym zdawaniu teleportacji indywidualnej. Teleportacja łączna z jej perspektywy nie była zresztą aż takim priorytetem, po prostu czymś, co mogło się przydać, gdyby towarzyszył jej ktoś z rodziny lub przyjaciół, kto jeszcze nie może się teleportować. Na egzamin poszła z dobrym nastawieniem, jednak gdy zobaczyła twarze egzaminatorów, dokładnie tych samych, którzy oblali ją za pierwszym razem podczas egzaminu teleportacji indywidualnej, nogi natychmiast się pod nią ugięły. Jak łatwo się domyślić - stres zrobił swoje i finalnie nie zdała tego egzaminu. Przed drugą próbą dokupiła dodatkowe godziny kursu i bardzo uważnie ćwiczyła ze swoim ojcem (co skończyło się nawet rozszczepionym uchem). Mimo wszystkich trudności i zawirowań, w końcu udała się na poprawę egzaminu. Może większa przychylność egzaminatorów, a może po prostu lepsze przygotowanie i dobry humor sprawiły, że tym razem zdała bez problemu. Wspaniale!
Wstyd się przyznać ale mimo, że miałem już ponda trzydzieści lat na karku do tej pory nie zdawałem egzaminu na teleportację. Mój mózg był zajęty bardziej przyziemnymi sprawami. Jak jednak szanujący się czarodziej może się obejść bez tej umiejętności? Tak więc i po kilku iesiącach pobytu w Wielkiej Brytanii i ja postanowiłem przystąpić do egzaminu. Wiedzy teoretycznej było tyle co kot napłakał więc cały egzamin to tak naprawdę była tylko praktyka. Kiedy wszedłem do sali jako cel teleportacji obrałem sobie drugi koniec sali. Coś jednak poszło nie tak. Może mój cel był niedokładnie określony? Wszak mojemu namysłowi a tym bardziej woli teleportacji nic nie mogłem zarzucić. Ostatecznie udało mi się teleportować jednak nie dokładnie w to miejsce, w które planowałem tylko pół metra na prawo. Kiedy podszedłem do egzaminatora ten chwilę zawahał się wypisując kwitek. Powiedział, że co prawda jest to niewielki błąd ale jeśli chcę w przyszłości korzystać z teleportacji w praktyce to lepiej żebym wcześniej jeszcze trochę poćwiczył na sucho. Mając w ręce papier potwierdzający moje kwalifikacje radośnie udałem się do domu.
Kurs na międzynarodowe podróże świtoklikiem Wykłady:parzysta i nieparzysta Egzamin:9 Opłata:tutaj (100g) Widziadła:H nie
Victoria doskonale wiedziała, że musiała zająć się kwestią świstoklików. Nie chodziło nawet o pewne ułatwienie, jakie nabywała dzięki możliwości wytwarzania ich tak naprawdę od ręki, ale o to, że dzięki temu była w stanie lepiej zrozumieć kwestie związane z podróżami. Z przemieszczenia rzeczy z miejsca w miejsce, z nakładaniem na nie odpowiednich zaklęć, które byłyby w stanie dać efekt, jakiego potrzebowała. Było to coś, co przydałoby się w jej pracy, jaka już dawno zaczęła wykraczać poza obręb samych mioteł, wkraczając w rejony szeroko pojętego transportu. Czuła się dzięki temu, jak przystało na prawdziwego Brandona i to spowodowało, że na wykłady chodziła z zadowoleniem. Chociaż musiała przyznać, że kwestie prawne, czy związane z zagadnieniami podróżowania czasami wylatywały jej z głowy. Była pilnym uczniem, ale nawet ona momentami się rozpraszała, koncentrując się na czymś zupełnie innym, jednak ostatecznie musiała przyznać, że do samego egzaminu była przygotowana naprawdę dobrze i nikt nie mógł jej tego odmówić. Była z tego powodu naprawdę, ale to naprawdę zadowolona. Kiedy więc zasiadła do egzaminu, z pewnością chwyciła za pióro i zwyczajnie zaczęła udzielać odpowiedzi z niesamowitą wręcz pewnością i znajomością zagadnienia. Informacje, jakie wyniosła z wykładu, pozostały w jej głowie, owocując sukcesem, bo właściwie Brandon nigdzie się nie pomyliła, a egzaminatorzy byli z niej wyraźnie zadowoleni. To zaś oznaczało, że mogła opuścić egzamin nie tylko z uściskiem ręki, ale również z dyplomem, który uprawniał ją do tworzenia międzynarodowych świtoklików. A zaklęcie portus nie miało dla niej już tajemnic.
z.t
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Sierra O. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 1.76 m
C. szczególne : piegi na twarzy | łagodne spojrzenie | zapach olejku pomarańczowego i miętowego
Kurs na teleportacje | 2022 rok | Po siedemnastych urodzinach Sierry Kostki:4, 1, 1, powtórka 2, 2, 3, powtórka druga 1, 2, 2, powtórka trzecia 6, 1, 4
Teleportacja była niełatwą sztuką. Niektórzy jej się bali, jeszcze inni widzieli w niej sporo możliwości, zwłaszcza młodzi ludzie, Sierra też chciała nauczyć się przemieszczania z jednego miejsca w drugie. Świadomość rozszczepienia nie przerażała ją, nie z początku, gdy tak pięknie rówieśnicy z jej klasy mówili, o tym z takim entuzjazmem! Kiedy jednak siedemnastoletnia krukonka zaczęła zagłębiać się w temat, zdała sobie sprawę, że czujne ćwiczenia pod okiem specjalisty, czy egzamin przed człowiekiem, który w każdej chwili może zaradzić na przypadkowe rozszczepienie, wydaje się o wiele bezpieczniejsze niż znalezienie się samemu w tak beznadziejnej sytuacji, z dala od fachowej pomocy. Najlepiej byłoby znać odpowiednie zaklęcia, zaopatrzyć się w eliksiry uzdrawiające, ale Swansea nie miała takiej paranoi. Nie zamierzała wszędzie teleportować się z fiolkami leczniczych płynów. Dlatego po prostu przykładała się do nauki, jak mogła, a jednak początki nigdy nie są łatwe, zwłaszcza nerwy przed testem. Może nie było widać tego po niej, kiedy stanęła przed egzaminatorem. Łagodne spojrzenie, spokojny oddech, który ćwiczyła przed przybyciem do Departamentu Transportu Magicznego, lecz w jej ciele niczym o brzegi dzikiej plaży, odbijały się fale emocji. Odetchnęła z ulgą, dopiero kiedy wyszła po nieudanym zaliczeniu. Odprawienie przez egzaminatora z kwitkiem praktycznie ją nie zdziwiło. Cel, wola i namysł trzy ważne zasady inaczej ce- wu – en. Pamiętała o nich, ale nawet herbatka z melisą, nie przyniosła efektów przed kolejnym terminem zdawania kursu na teleportacje. Sierra jednak przed każdym podejściem ćwiczyła. Wiedziała, jednak, że to stres jest jej głównym przeciwnikiem, dlatego skupiła się przede wszystkim na uspokajaniu się i dodawaniu sobie otuchy. Co w końcu musiało poskutkować. Jak to mówią do trzech razy sztuka. Na reszcie dziewczyna mogła się cieszyć swoją licencją, nawet jeśli ocena egzaminatora świadczyła o tym, że nie jest idealnie, kiedy tylko machnął w jej stronę ręką, świadcząc tym gestem, że nie jest tak źle i może będą z niej jeszcze ludzie.
zt
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Retrospekcja - 2022 rok Teleportacja indywidualna: klik
Bridget nie myślała zbyt dużo o nauce teleportacji łącznej przez te wszystkie poprzednie lata, dopóki nie okazało się, że umiejętność ta bardzo przydałaby się jej w praktyce. Rozpoczynając pracę w Ministerstwie nie spodziewała się, że będzie tak szybko wysyłana w teren, ale najwyraźniej takie były założenia jej stanowiska. Szybko okazało się, że poleganie na cudzej teleportacji zaprowadzi ją wyłącznie do punktu, w którym uzna, że powinna sama się podszkolić. Co gdyby jej partnerowi stała się jakaś krzywda? Nie byłaby w stanie doprowadzić go do bezpiecznego punktu bez ryzyka większego szwanku na jego zdrowiu. Dlatego też zaczęła ćwiczyć i ćwiczyć, ale egzamin udało jej się zdać dopiero za siódmym razem. Wymęczona, ale szczęśliwa, ćwiczyła potem jeszcze więcej, ostatecznie osiągając niezłą wprawę.
Powiedzmy sobie szczerze - z perspektywy młodej Louise, która marzyła o poznawaniu świata, zdanie egzaminu z teleportacji było priorytetem, dlatego dość pilnie się do niego przygotowywała, starając za wszelką cenę wycisnąć z zajęć ile tylko mogła. Niestety, mimo całego starania - podczas pierwszego podejścia po prostu zjadł ją stres, co doprowadziło do tego, że nie zdała. Po kilku tygodniach, podjęła kolejną próbę. Choć wziąć nie było idealnie, to na całe szczęście za drugim razem udało się zdać, więc mogła cieszyć się podróżami, a przynajmniej tymi samotnymi. Czekał na nią jeszcze egzamin z teleportacji łącznej...
Mimo słabego wyniku z egzaminu z teleportacji indywidualnej, Louise się nie poddawała. Nie tylko wykorzystywała teleportację z codziennym życiu, by możliwie usprawnić ten proces, ale także korzystała z dodatkowych lekcji teleportacji łącznej, co z racji na brak wsparcia rodziców, wymagało od niej bezustannego udzielania korepetycji, by zdobyć na to odpowiednie środki. Mimo tych starań - pierwsza próba skończyła się fiaskiem i cudem udało jej się uniknąć rozczepienia. Mimo dużego zniechęcenia, dalej ćwiczyła, aż do drugiego podejścia, które okazało się naprawdę spektakularne. Komisja nie mogła nadziwić się z poczynionego postępu. Louise mogła więc ruszyć ku przygodzie.
/zt
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
KURS NA MIĘDZYNARODOWE PODRÓŻE ŚWISTOKLIKIEM Marzec 2023
Część przygotowawcza: 4 i 5 Egzamin: 3 i 4 Opłata: 100g Nicholas nie mógł dłużej udawać sam przed sobą - był Seaverem i podróżowanie miał we krwi. A ponieważ teleportacja nie zawsze stanowiła dobre rozwiązanie, a na statek musiał jeszcze trochę zaczekać, czas był najwyższy, aby załatwić formalną licencję na międzynarodowe podróże świstoklikami. Z tworzeniem świstoklików jako takich nie miał szczególnych problemów, dlatego irytowała go konieczność ślęczenia na kursie przygotowawczym. Owszem trochę nowych rzeczy się dowiedział, ale większość z tego była powtórką materiału, który już znał. A jemu w domu dzieci płaczą! To znaczy pantery. Jedna pantera. Ta, która była motywacją dla jego działań. Czy to właśnie w ten sposób będzie wyglądało jego życie od pierwszego września? Oczywiście jeżeli dyrektor Li Wang tym razem zdecyduje się go przyjąć na studia i nie wymyśli jakiejś nowej wymówki. I chociaż roczne opóźnienie jego planów rzeczywiście zdawało się wyjść mu na dobre, wcale nie zapałał przez to sympatią do czarownicy zarządzającej szkołą. Wykład wlókł się niemiłosiernie, a oczy Nicholasa zaczęły z zawodową ciekawością wodzić po towarzystwie na sali, obserwując rozmaite przykłady mniej lub bardziej udanej sztuki jubilerskiej. Tu i ówdzie dostrzegał mankamenty, konieczność wyczyszczenia lub zreperowania. W jakiejś klamrze do włosów dopatrzył się inspiracji, którą odnotował na marginesie, żeby wcielić ją później w życie. Ale najbardziej fascynujące okazały się kolczyki wiedźmy siedzącej w drugim rzędzie. Nie miał pojęcia z czego były zrobione, były za daleko, ale opalizowały w przedziwny sposób, dając efekt, którego Seaver nie próbował uzyskać nigdy wcześniej. Rozmyślał o metodach jubilerskich oraz zaklęciach, które mogłyby być mu pomocne, ale zanim na dobre się rozkręcił, wykład nagle dobiegł końca trzeba było przestawić się myśleniem na zdawanie egzaminu. Nicholas naturalnie nawet nie pomyślał o ściąganiu. Był przekonany, że wie ile trzeba, więc żadne nieregulaminowe pomoce naukowe nie były mu potrzebne. Problem pojawił się, gdy zaczął czytać zadania i zrozumiał, że odrobinę się przeliczył. Zabrakło mu naprawdę niewiele do zdania, dlatego kiedy usłyszał wynik, z trudem przełknął przekleństwo, które cisnęło mu się na usta. Na szczęście komisja okazała się zupełnie ludzka i pozwoliła mu podejść do poprawki od razu z następną turą, zaraz po przerwie obiadowej, w trakcie której mógł przejrzeć raz jeszcze notatki. Kiedy egzaminatorzy wrócili, Nicholas zabrał się do pracy z trochę większym skupieniem niż poprzednio, tym razem nie robiąc pomyłek i nie przekręcając poleceń. Na wyniki czekał jak na szpilkach, wiercąc się i nie mogąc wytrzymać. Kiedy wreszcie usłyszał, że zdał, odetchnął z niekłamana ulgą, a potem z zadowoleniem przyjął dyplom. I wiedział, że najbliższym kierunkiem, który odwiedzi z pomocą nowej licencji, będzie mała, rybacka wioska we Włoszech, w której mieszkali jego mugolscy dobrodzieje.
ZT
Sweeney O. Shercliffe II
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183cm
C. szczególne : Szeroki i zaraźliwy uśmiech, zapach kawy, często podkrążone oczy
Nie wyobrażał sobie nie zrobić egzaminu na teleportację - planował opanować zarówno indywidualną, jak i łączną. Chyba wszyscy cieszyli się na samą myśl ukończenia siedemnastego roku życia i dopuszczenia do tak cudownie kluczowej zdolności, bo nawet jeśli były na tym świecie różne opcje magicznego transportu, to jednak niezależność aportacji... Merlinie, kusiła. Dodatkowo też jednak łatwo było mieć poczucie, że to nie może być takie trudne, skoro właściwie wszyscy - a przynajmniej znaczna większość czarodziejskiej społeczności - z tego korzystają. Cel, Wola, Namysł. Sweeney miał teorię w małym palcu, nie zamierzał przecież pozostawiać sobie pola na porażkę. Musiał się skupić, musiał sobie poradzić, jeszcze przed usłyszeniem oficjalnego wyniku już wiedząc, że mu się udało i układając sobie w głowie pytanie o egzamin na teleportację łączną. Odległe terminy wcale go nie zgasiły, mógł poczekać kilka tygodni, by poćwiczyć teleportację indywidualną i upewnić się, że podczas testu nie miał jakiegoś zwykłego szczęścia. To pewnie też dzięki temu również egzamin na teleportację łączną poszedł mu bezbłędnie, a wraz z certyfikatem Shercliffe dostał przyjemnie podnoszące na duchu pochwały - ewidentnie umiejętność teleportacji była mu pisana!
/zt
Wolfgang Aniston
Wiek : 31
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 189
C. szczególne : zapach czilli-pieprzowy z papierosów, eleganckie garnitury
Teleportacje uważałem za jeden z najlepszych środków, z których można było korzystać. Może nie był szczególnie przyjemny, w końcu wiele razy doświadczałem teleportacji z matką i wiem jak to jest. Podchodzę do testu kiedy tylko kończę siedemnasty rok życia i kończę go przeciętnie, ale bez jakichś większych problemów. Nie myślałem wtedy o teleportacji łącznej i dopiero podczas pracy jako asystent aurora zauważyłem, że jest to niemalże konieczna umiejętność. Dlatego jak najszybciej podchodzę znowu do testu i okazuje się, że nie jestem w tym tak świetny jak zakładałem, ale do trzech razy sztuka.
Nie sposób powiedzieć, dlaczego zwlekała z tym egzaminem aż trzy lata. Mogła do niego podejść od razu po osiągnięciu pełnoletności, ale za każdym razie gdy patrzyła w przyszłość, widziała swoją porażkę. Raz nawet odważyła się przekroczyć próg ministerialnej sali i faktycznie odprawili ją… no cóż, bez kwitka. Tym razem stwierdziła jednak, że tak łatwo się nie podda. Teorię znała wyśmienicie, wiedziała więc, że liczy się cel, wola i namysł. Gdy przyszedł czas na przetestowanie jej umiejętności, przymknęła na chwilę oczy. Odetchnęła ze spokojem, o jaki się obecnie nie podejrzewała - była wszak kłębkiem nerwów, to było dla niej bardzo stresujące. A co jeśli znowu się pomyli i tym razem naprawdę się rozszczepi? Cel to koniec sali. Wola to pragnienie jej serca do łatwego podróżowania, gdzie jej się żywnie podoba. A namysł? No cóż, w tym akurat była dobra, może nawet trochę za bardzo. Skupiła się na tych trzech stałych i spróbowała. Udało się, na Merlina, naprawdę się jej udało. Egzaminator nie był szczególnie zachwycony, ale ostatecznie podarował jej papier. Ona była za to wniebowzięta, bo to kolejny raz, gdy potrafiła sobie udowodnić, że jednak jest coś warta.
Wood nigdy nie należała do uczniów przesadnie ambitnych, takich, którzy zabierają się do nauki wcześniej niż większość szarej masy i dzięki temu kończą z lepszymi wynikami. Była chaosem, zwykle robiła wszystko na ostatnią chwilę. A jednak teleportację potraktowała bardzo poważnie. Czytała na jej temat przez całe wakacje, bo bardzo chciała spróbować jeszcze przed rokiem szkolnym. Było to o tyle trudne wyzwanie, że musiała poradzić sobie z nim całkiem sama. Wiedziała, że w Hogwarcie będą odbywać się specjalne zajęcia dla 17-latków, ale nie chciała czekać. Możliwość przemieszczenia się z jednego miejsca w drugie była dla niej szczególnie istotna. Była kwestią bezpieczeństwa. Zdawało jej się, że jest dobrze przygotowana, kiedy pojawiła się w Ministerstwie po raz pierwszy, ale życie mocno ją zweryfikowało. Właściwie poszło jej tak tragicznie, że egzaminator wyglądał na zdegustowanego. Druga próba, o zgrozo, była jeszcze gorsza, choć starała się ćwiczyć i tym razem nawet poprosiła o pomoc Nancy. Cel i wola szły jej szczególnie kiepsko, jak twierdził egzaminator, ale trudno było jej w to uwierzyć, skoro to właśnie było to, co przywiodło ją tu tak wcześnie. Osobiście podejrzewałaby się raczej o brak namysłu. Kiedy już się udało, to z przytupem, właściwie bezbłędnie. Wtedy nie wiedziała jeszcze, że powinna zachować w pamięci tę chwilę, bo nie będzie się ona zdarzać często. Do egzaminu z łącznej przystąpiła tego samego dnia, głęboko wierząc w dobrą passę. Jakże się pomyliła. O tak, myliła się wiele razy. Na drugim piętrze Ministerstwa Magii bywała tak często, że znała już wszystkich pracujących w departamencie transportu magicznego egzaminatorów i zaczynała kojarzyć również innych pracowników. Ją też znano i kojarzono, bo nie dało się ukryć, że zapadała w pamięć nawet kiedy nie robiła czegoś tak spektakularnie źle i często. Przy szóstej próbie była już na tyle zdesperowana, że bardzo poważnie rozważała, czy nie spróbować delikatnie oczarować egzaminatora, tak trochę, tylko na tyle, żeby nie zwrócił uwagi na to, że nie zmieściła się w polu, albo że cały proces trwał zbyt długo. Mogła być jednak zdesperowana, ale pozostawała uczciwa. Nie chciała załatwiać tego w taki sposób, bo wiedziała, że zjadłyby ją wyrzuty sumienia. Zrobiła dobrze, bo choć próba numer sześć okazała się kolejną klapą, to przynajmniej ostatnią w kwestii egzaminu z teleportacji. Następne podejście poszło jak należy, ba, lepiej niż tylko tyle. Widać umiała robić coś dobrze albo wcale. Albo wcale, a czasem dla odmiany dobrze. Cóż, nie narzekała. Z radością odebrała certyfikat i pożegnała wszystkie te osoby, które drżały o swoje kończyny, gdy tylko się zjawiała. Pożegnały ją brawa.
» z/t «
Trevor Collins
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Cel. Wola. Namysł. Teoretycznie wykuł wszystko na pamięć i był przekonany, że egzamin będzie jedynie formalnością. Pewność siebie jaką tryskał była dlań zgubna bowiem nie poszło mu tak dobrze jakby chciał. Przez pierwsze kilkanaście minut stał jak spetryfikowany przy linii początkowej i wiercił dziurę spojrzeniem w okręgu, do którego miał się przenieść. Poruszył wyobraźnię i próbował pierwszy raz w życiu teleportować się. Po pewnym czasie uznał, że teoria jest do dupy bo absolutnie nic się nie działo. Nie czuł aby jego ciało miało jakąkolwiek chęć wejść w tunel teleportacyjny. Jak stał, tak stał a kropla potu spływała po jego skroni z wysiłku jaki wkładał we wpatrywanie się w punkt docelowy. Gdy poczuł na sobie wymowne spojrzenie egzaminatora to wziął się w garść i zamiast napinać całe ciało i zmuszać się do niemożliwego, zamknął oczy. Wyobraził sobie dokładnie cel, gdzie chciałby się znaleźć. Miał z tym mały problem bo jednak czerwony okrąg po drugiej stronie klasy nie był zbyt atrakcyjny. Zmobilizował umysł do skupienia się na celu. Jak to było? Wola. Teraz szukał w sobie chęci przejścia z punktu A do punktu B bez używania kończyn ani twarzy. Najlepiej byłoby zrobić to z godnością. Wyobraził sobie, że w okręgu znajduje się chłodne i słodkawe miodowe piwo - i to był sukces! Od razu narobił sobie smaku i zapragnął przenieść się tak, jak należy. Namysł. Nabrał powietrza do płuc i łącząc poprzednie dwa cele w jedność, zmarszczył brwi aby jednak zmieścić się w tunelu teleportacyjnym. Poczuł ścisk w okolicy pępka a następnie szarpnięcie. Zakręciło mu się w głowie, poczuł chłód przemieszczenia się, na te parę sekund stracił grunt pod stopami i nim minęła chwila, wylądował na ziemi w pozycji mało godnej - na tyłku, z hukiem i z mdłościami wymalowanymi na twarzy. Zanim jęknął to zauważył, że stopami zahacza o czerwony okrąg. Gotów był na sprzeczkę odnośnie uznania egzaminu lecz nie musiał nawet otwierać ust. Egzaminator miał chyba dobry dzień. Zapewnił go, że wiele brakuje mu do idealnej teleportacji i lepiej aby poćwiczył zanim się na nowo za to weźmie. Grunt, że nie zgubił po drodze żadnej części ciała. Po parunastu minutach - gdzie musiał nieco odpocząć i nabrać koloru - wyszedł z klasy z licencją w dłoni. Teraz mógł już iść na wymarzone piwo kremowe.
Zanim rozpocznie studia postanowił zakończyć kilka dawno rozpoczętych spraw. Pierwszą z nich było ponowne podejście do egzaminu z teleportacji. Jego pierwsze niemile wspomina do dzisiaj. Jako świeży absolwent szkoły chciał jak najszybciej zdobyć tę umiejętność. Uczęszczał na zajęcia, słuchał ogromu wiedzy jaką instruktor próbował mu wlać do głowy. Ona jednak była zajęta nadchodzącym wyjazdem, poszukiwaniem informacji o Olivierze, zmianą miejsca zamieszkania. Teraz już wie, że nie był to najlepszy ku temu czas. Nic dziwnego, że gdy nadeszła pora egzaminu, stanął jak wryty nie mogąc skupić myśli. Jego siła woli nie wystarczyła, a umysł nie obrał dobrze celu skoku. Mrowienie w nogach narastało. Miał wrażenie jakby jaźń rozproszyła się na setki kawałków niczym świeżo otwarte puzzle. W rezultacie jego położenie nie zmieniło się nawet o milimetr, a po wszystkim egzaminator z ulgą stwierdził, że to i lepiej. Nie wiadomo czy miałby wszystkie kończyny jeśli jego atomy dokonałyby skoku. Kilka dni przed egzaminem postanowił poświęcić na przygotowania. Miał jeszcze materiały z kursu, które leżały smutnie na biurku przez dwa lata w jego rodzinnym domu. Może gdyby jego relacje z matką wyglądały lepiej to ona mogłaby mu pomóc w tych przygotowaniach? Musiał jednak bazować na tym co miał. Codziennie rano kupował zapas kawy, po czym zamykał się w swoim pokoju, to czytając, to próbując przemieścić się z kąta w kąt pokoju. Tak aż do skutku. Tym razem trafił na innego egzaminującego za co w głębi siebie był wdzięczny. Wysłuchał polecenia, następnie spróbował dobrze przyjrzeć się miejscu do którego miał się teleportować. Zwizualizować je sobie w głowie. Może powinien udać się do okulisty, a może to jego brak artystycznego ducha, bo i tym razem nie było to wykonane perfekcyjnie. Miał jednak wystarczająco siły woli i wprawy by teleportacja się udała. Egzaminator uśmiechnął się, pogratulował, a z niego zeszły wszelkie obawy. Po wymianie uścisków i otrzymaniu dyplomu, wybiegł z sali, sam nie wiedząc czemu. Może to emocje, a może potrzeba rozruszania rozedrganych jeszcze mięśni. Nie miało to znaczenia. Ważne, że ten punk z jego listy udało się odhaczyć.
Ostatnio zmieniony przez Benjamin O. Bazory dnia Wto Lip 23 2024, 11:27, w całości zmieniany 1 raz
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Teleportacja była kolejnym punktem na drodze do dorosłości u młodego Krawczyka. A więc nadszedł ten dzień... Długo się Wiktor do tego zabierał, ale przecież kiedyś trzeba zacząć robić coś w tym kierunku. Taki wstyd tego nie umieć kiedy cała rodzinka to umie. Tak, chodzi oczywiście o egzamin z teleportacji. Nie ubierał się zbyt galowo bo po co , więc założył swoje najlepsze i eleganckie jensy oraz granatowe polo które podkreśl kolor chłopaka oczu i trampki w tym samym kolorze. Był gotów. Nie pewnym krokiem, ale ze skupieniem na twarzy wszedł do sali, gdzie miał zdać egzamin. Pomieszczenie było dziwne, bez mebli, nie licząc biurka i siedzącego za nim egzaminatora. - Dzień dobry - przywitał się z egzaminatorem. Musi się udać, musi! Cel. Wola. Namysł. Nie może o tym zapomnieć...! Cel. Wola.... Och. Cel. Wola. Namysł. Wszystko wydawało się Wiktorowi takie proste i łatwe . Cel. Wola. Namysł. Wydech. Zacisnął oczy. Teraz albo nigdy. W myślach miał dokładny cel przeniesienia. Obrócił się na pięcie i stało się...I Pyk....pojawił się na drugim końcu sali. Uff.. Już po wszystkim. Mężczyzna długo się namyślał, co rusz zerkając pod swych okularów na Krawczyka. Jednak Rudzielec wciąż zdawał się być w dobrym humorze to i tak wiedział, że wcale nie poszło Puchonowi idealnie. Egzaminator zaczął coś mruczeć pod nosem, kręcąc z niezadowoleniem głową, by ostatecznie machnąć ręką. Jak na Wiktora mogło być lepiej, ale ostatecznie dostał podstemplowany papier który upoważniał młodego Krawczyka do teleportacji pojedynczej. No ale są tego też minusy bo nie mógł przystąpić do egzaminu z teleportacji łącznej, ale to przecież można było kiedyś. Zadowolony chłopak wyszedł z sali szczęśliwy i ze świadomością, że podołał takiemu zadaniu.