Pomieszczenie jest dosyć duże, ale oprócz biurka nie znajdują się w nim żadne meble. Czujesz tremę? Drżą ci kolana? Nie przejmuj się, tu zupełnie normalne, zapytaj swoich rodziców czy starszych kolegów! Każdy się denerwuje przed swoim pierwszym egzaminem z teleportacji. Miejmy nadzieję, że ten będzie dla ciebie zarówno pierwszy, jak i ostatni!
UWAGA: w tym departamencie można zdać egzamin z teleportacji indywidualnej, teleportacji łącznej oraz wytwarzania świstoklików międzynarodowych!
kurs - teleportacja indywidualna
Egzaminator uśmiecha się przyjaźnie, choć wydaje się nieco znudzony kolejnym egzaminem. Okazujesz potwierdzenie odbycia kursu, egzaminator kiwa głową i życzy ci powodzenia, dodając, żebyś pamiętał o zasadzie ce- wu – en.
WYMAGANIA:
• ukończone 17 lat • pierwsza podejście do kursu - darmowe • każda poprawa: 10 galeonów (zapłać w temacie Zmiany stanu konta) • jeśli chcesz odbyć egzamin w retrospekcji, dopisz datę ukończenia kursu w poście • osoby, które nie zdawały egzaminu w Londynie, dopisują, w ministerstwie jakiego kraju odbyli egzamin
Rzucasz trzema kostkami. Pierwsza kostka odpowiada za CEL. Druga kostka odpowiada za WOLĘ. Trzecia kostka odpowiada za NAMYSŁ.
Aby dowiedzieć się, jak Ci poszło, zsumuj oczka z trzech kostek:
18–14 – zdałeś w pięknym stylu, egzaminator pogratulował ci serdecznie, a ty nie wiedziałeś, jak mu dziękować. Nieprzytomny z radości wybiegłeś z sali, ściskając w dłoni papier, uprawniający cię do teleportowania się, gratulacje! Po dyplom zgłoś się tutaj.
13–10 – no cóż, może nie było idealnie, ale na tyle dobrze, że egzaminator machnął ręką i uznał, że coś z ciebie będzie. Może nawet nie rozszczepisz się gdzieś po drodze. Grunt, że się udało i zdałeś, jednak być może warto potrenować przed egzaminem z teleportacji łącznej. Otrzymujesz karę -2 punktów do swojego wyniku kostek podczas zdawania testu na licencję teleportacji łącznej, chyba że pomiędzy podejściami minie co najmniej pół roku.
9–3 – och, chyba nie poszło ci najlepiej... może za mało ćwiczyłeś, a może za bardzo się denerwowałeś, w każdym razie egzaminator potrząsnął ponuro głową i odprawił cię z kwitkiem, mówiąc, że miałeś dużo szczęścia, że się nie rozszczepiłeś.
Kurs - teleportacja łączna
Egzamin z teleportacji łącznej jest znacznie trudniejszy. Do sali weszła przelękniona urzędniczka z włosami zebranymi w chaotyczny kok. Właściwie trudno się dziwić jej zszarganym nerwom. W końcu każdego dnia ryzykuje rozszczepieniem teleportując się razem z niedoświadczonymi czarodziejami.
WYMAGANIA:
• ukończone 17 lat • ukończony kurs na teleportację indywidualną z wynikiem minimum 10-18pkt • pierwsze podejście: darmowe • każda poprawa: 10g (zapłać) • jeśli chcesz odbyć egzamin w retrospekcji, dopisz datę ukończenia kursu w poście • osoby, które nie zdawały egzaminu w Londynie, dopisują, w ministerstwie jakiego kraju odbyli egzamin
DODATKOWE:
• jeśli w poprzedniej części uzyskałeś wynik 13-10, twój wynik kostek jest niższy o 2, chyba że pomiędzy podejściami do egzaminów minie co najmniej pół roku (fabularnie, tj. przy robieniu teleportacji w retrospekcji, również wystarczy podać półroczny odstęp) • za każde fabularne trzy miesiące użytkowania teleportacji indywidualnej przed podejściem do testu z łącznej możesz zwiększyć swój wynik kostek o 1 - ten bonus maksymalnie może wynieść 3 punkty
Znów rzucasz trzema kostkami i sumujesz liczbę oczek:
18–12 – zdałeś. Niebywałe, ale naprawdę ci się udało! Egzaminator kręci głową z niedowierzaniem. Dawno nie widział nikogo tak zdolnego, możesz czuć się wyróżniony! Po dyplom zgłoś się tutaj.
11–3 – niestety, teleportacja łączna to wyższa szkoła jazdy i nie powiodło ci się. Trudno, bywa!
Kurs na międzynarodowe podróże świstoklikiem
Z powodu pewnych dyplomatycznych, międzynarodowych incydentów, Ministerstwo Magii zdecydowało się stworzyć specjalny kurs dla osób chcących zgodnie z prawem podróżować za pomocą świstoklika za granice Wielkiej Brytanii. Przeważa w nim część teoretyczna - zaznajomienie z prawem brytyjskim oraz międzynarodowym - gdyż podstawowym wymaganiem przystąpienia do treningu jest umiejętność zaklęcia przedmiotu w świstoklik. Kurs jest płatny - kosztuje on 100 galeonów. Opłatę możesz uiścić w tym temacie.
UWAGA - kara za tworzenie i korzystanie ze świstoklików międzynarodowych bez odpowiednich uprawnień wynosi 400 galeonów!
WYMAGANIA:
• ukończone 17 lat • znajomość zaklęcia portus lub min. 31 pkt z transmutacji w kuferku • pierwsza podejście do kursu - 100 galeonów • każda poprawa: 20 galeonów (zapłać w temacie Zmiany stanu konta) • jeśli chcesz odbyć egzamin w retrospekcji, dopisz datę ukończenia kursu w poście (muszą odbywać się one po 01.09.2021) • egzamin odbywa się w Londynie i tylko w Londynie
kurs - część przygotowawcza
Seria wykładów poświęconych tematom prawnym, bezpieczeństwa związanym z podróżami za pomocą świstoklików i źródłami, z których można zaczerpnąć wiedzę na temat bezpiecznych miejsc do pojawienia się za granicami Wielkiej Brytanii.
Wykłady Rzucasz dwiema kostkami k6.
obie parzyste – najwyraźniej postanowiłeś przyłożyć się do słuchania, udało ci się zrobić nawet nieco notatek. Dodatkowo aktywność popłaca - przy podejściu do egzaminu możesz, jak się okazało, zatrzymać wypisane własnoręcznie notatki, dzięki czemu otrzymujesz +2 do rzutu kolejnymi kośćmi.
parzysta i nieparzysta – słuchasz, czasem pobujasz w obłokach lub twoją uwagę zwróci mucha leniwie maszerująca po białej ścianie, a innym razem zaczniesz myśleć nad tym, skąd czarownica w drugim rzędzie wytrzasnęła te ekstra kolczyki... tak czy siak, do egzaminu przystępujesz przygotowany całkiem przyzwoicie.
obie nieparzyste – cóż, może nawet w szkole spokojne wysłuchiwanie nudnych wykładów nie było twoją najmocniejszą stroną. Po wyjściu z audytorium nie pamiętasz prawie nic - otrzymujesz karę -3 punktów do rzutu kolejnymi kośćmi.
Kurs - egzamin
Po wykładowej serii od razu przyszedł czas na egzamin. Z wiedzą świeżo kołatającą się w umyśle siadasz przed zwojem pergaminu z wypisanymi na nim pytaniami, kałamarzem oraz piórem antyściąganiowym - nawet najmniejsza próba oszustwa skończy się nie tylko unieważnieniem kursu, ale niemożnością podejścia do niego ponownie.
Znów rzucasz dwiema kostkami - tu sumujesz liczbę oczek:
12–9 – Świetny wynik! Sprawdzający nie mogą się do niczego przyczepić - są pod wrażeniem dokładnych odpowiedzi i zapamiętanych na pierwszy rzut oka dość niezbyt ważnych szczegółów. Po dyplom zgłoś się tutaj.
8–6 – nie poszło ci aż tak źle, ale zabrakło dosłownie punktu lub dwóch do przekroczenia wymaganego progu. Komisja zgadza się na natychmiastową poprawę, dając ci czas na przejrzenie notatek (oraz na własną przerwę obiadową). Ostatecznie zdajesz - twój post musi mieć jednak przez dłuższy czas pobytu w Ministerstwie co najmniej 2500 znaków. Po dyplom zgłoś się tutaj.
5-2 - znajdujesz swoje imię i nazwisko na samym dole listy osób przystępujących do egzaminu. Cóż, miejmy nadzieję że następnym razem pójdzie ci lepiej - pamiętaj, że w przypadku chęci poprawy testu pisemnego musisz ponownie przemęczyć się przez wykłady. Powodzenia!
Teleportacja indywidualna: 11 Styczeń 2005, Departament Transportu w Pradze
To było bardzo modne, po szkole, albo jeszcze w jej trakcie zdawać egzamin na teleportację. Tak popularne jak u niemagicznej części świata robić kurs na prawo jazdy, chociaż i tego Marie nie zamierzała sobie odmówić. Może nawet w tym momencie zapragnęła posiadać jakiś motor, o którym to marzeniu zapomni na najbliższe dwadzieścia lat? Na razie jednak skupiła się na swoim egzaminie, powtarzając w głowie jak mantrę cel, wola namysł, starając się stosować do każdej wskazówki, którą usłyszała w trakcie trwania kursu. I dotychczas uważała się za całkiem zdolną uczennicę, niewiedzieć czemu, skoro wszystkie kostki na tym forum wskazują, że musi raczej zęby zaciskać i znosić przeciwności losu. I tym razem zęby zacisnęła, skupiając się na polu, w którym miała się za chwilę zmaterializować. Zapewne doświadczyła już rozszczepienia podczas ćwiczeń i wiedziała, że ostatnie czego chce to zgubić nogę, albo co gorsza, głowę. Nawet kawałek skóry przy paznokciu nagle wyrwany z ciała był dostatecznie bolesny, więc Mary, zaciskając pięści, teleportowała się ostatecznie bezboleśnie, ale cóż, pole obok. To nic, skoro egzaminator machnął ręką, aż Marie miała ochotę przybić mu piątkę. Ważne, że dostała swój papier i mogła się gdzieś materializować znienacka już zupełnie legalnie.
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Teleportacja okazała się przez ostatni rok być niezwykle wygodnym środkiem transportu, niestety, okazywało się z czasem, że najwygodniej byłoby jednak móc kogoś, gdzieś ze sobą zawlec. Choć mu się nie chciało, to jednak zdecydował się przygotować do kursu teleportacji łącznej, zapoznał się z różnymi materiałami na ten temat, poczytał - jak zawsze - mnóstwo książek, choć sam często twierdził, że wiedza z książek to tylko połowa sukcesu. Papier przecież przyjmie wszystko. Mimo to, o kreślonym czasie określonego dnia stawił się w Departamencie Magicznego Transportu, by podjąć się próby zdania egzaminu. Z arogancją i pewnością siebie typową ślizgońskiemu pomiotowi zaprezentował się przed komisją. Nie tylko spróbował popisać się swoją teleportacją indywidualną, by udowodnić co to on nie potrafi, ale także, kiedy miał już zaprezentować teleportację łączną, nie omieszkał zrobić tego z impetem i piruetem. Zadowolony z odniesionego sukcesu, podpisał dokumenty i odebrał swój certyfikat, potwierdzający posiadanie tej umiejętności.
Teleportacja łączna 2020 11 +3 pkt "za każde fabularne trzy miesiące użytkowania teleportacji indywidualnej" ponieważ indywidualną robił 5 lat wcześniej
Zdanie egzaminu na teleportację łączną było w zasadzie kaprysem Anny. Chciała być księżniczką, którą mógłby zabierać wszędzie i z która mógłby znikać zewsząd, kiedy tylko by miała taki kaprys. Był zadurzony po uszy, gotów dla niej nauczyć się tworzenia świstoklików tylko po to, by była szczęśliwa, by uśmiechała się do niego tak pięknie, kiedy czegoś chciała, bądź za coś była wdzięczna. Gdy zapisywał się na egzamin bujał głową w chmurach, jednak kiedy przyszło do sprawdzania jego umiejętności, starał się stanąć na wysokości zadania. Przygotowywał się do testu przez jakiś czas, starając się mieć w pamięci zasady z egzaminu teleportacji indywidualnej. Cel. Namysł. Wola. Wszystko było istotnym elementem podróży w przestrzeni, przecież nie chciał się rozszczepić, teleportował się z łatwością. teraz jednak, miał mieć w swojej odpowiedzialności inną osobę, ważnym więc było, by i jej nie stała się krzywda. Ćwiczył długo i z zapamiętałością, jednak kiedy przyszedł czas pokazania swoich umiejętności - podołał zadaniu. Zadowolony ze swojego sukcesu podpisał dokumenty i odebrał dyplom ukończenia kursu na teleportację łączną.
zt
Ricky McGill
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188
C. szczególne : irlandzki akcent | zapach błękitnych gryfów
Ponieważ chciał robić milion rzeczy na raz i być co sekundę w innym miejscu, nie wyobrażał sobie w ogóle opcji w której nie potrafi się teleportować; nie przejmował się zbytnio tym, czy da radę, w końcu tylu czarodziejów, często jeszcze głupszych od niego, używało jej codziennie. Nie mogła więc być aż tak trudna. Trochę poćwiczył, ale nie za dużo, i ewidentnie przecenił swoje możliwości, bo nie zdał za pierwszym razem - mimo usilnych prób nawet nie ruszył się z miejsca i egzaminator tylko spojrzał na niego z politowaniem. Nie miał więc wyjścia, musiał się trochę bardziej przyłożyć do ćwiczeń, zapisał się więc na dodatkowe zajęcia u instruktora i tłukł to głupie ce-wu-en, aż mu bokiem wyszło; najwyraźniej jednak się opłaciło, bo za drugim podejściem poszło już lepiej, acz bez fajerwerków, no ale liczył się dyplom. Poszedł za ciosem, od razu próbując swoich sił w teleportacji łącznej, bo wiadomo że razem zawsze raźniej. W tym przypadku zadziałała zasada, że do trzech razy sztuka i ostatecznie, po kilku spektakularnych, ale zarazem motywujących porażkach i kolejnych długich, nudnych godzinach spędzonych na ćwiczeniach które wolałby przeznaczyć na coś ciekawszego, udało mu się zaliczyć i drugi, bardziej wymagający egzamin. Instrukt
Większość jego znajomych miała już tę całą teleportację za sobą, więc Freddie nie mógł pozostać w tyle. Była to zresztą całkiem przydatna umiejętność, która mogłaby mu umożliwić ucieczki, gdyby tylko miał taką potrzebę, ale prawdę mówiąc, to była jego jedyna motywacja, kiedy zabierał się za sprawy teleportacji. Zapewne właśnie dlatego, stawiając się przed komisją, nie miał zbyt wielkiej nadziei na to, że cokolwiek mu się uda, cały ten cel, a także wola i namysł, to były dla niego jakieś nieprawdopodobne brednie, a i ćwiczenia nie szły mu jakoś rewelacyjnie. Nie był aż taką łamagą, żeby sobie nie radzić z tym zadaniem, jakie przed nim stawiano, ale widać to nie była jego para kaloszy. O wiele lepiej przygotowywał się do zmiany postaci i chociaż wydawało się, że to wszystko było pokrewne, to jednak nie. Wyszedł z niczym, bo najwyraźniej jego wola była też niczym. Do drugiej próby podszedł bardzo szybko, trochę z własnej woli, a trochę z powodu matki, która patrzyła na niego niesamowicie krzywo. Obiecał sobie, że tym razem pójdzie mu lepiej, bo nie miał ochoty znosić jej krzywych uśmiechów. Cel, wola i namysł okazały się tym razem o wiele ważniejsze, Frederick był bardziej skoncentrowany i bardziej uparty, nic zatem dziwnego, że teleportacja mu się udała, chociaż z pewnym opóźnieniem, nieco niewprawnie, ale dostatecznie dobrze, żeby egzaminator uznał, że jakoś sobie poradzi. Jak się gdzieś po drodze rozszczepi, to już trudno, jak nie, to jakoś to po prostu będzie. Zresztą, chłopak wychodził z założenia, że miał przed sobą jeszcze całe życie na ćwiczenie tej całej teleportacji, a takie pokazy, jak tego dnia, nie miały zbyt wielkiego znaczenia.
z.t
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Benjamin Auster
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
2011, lato teleportacja indywidualna: 13 (zdana) teleportacja łączna: 5 bo minus za pierwszy kurs (niezdana)
Benajmin wszedł do dużego pomieszczenia, w którym nie znajdowało się praktycznie nic. Pośrodku stało jedynie wielkie biurko. Nie martwił się o wynik dzisiejszego egzaminu, był pewien, że go zda. W końcu magią posługiwał się od dziecka, a teleportacja nie wydawała się niczym szczególnym. Nie mógł wiedzieć, że jego sukces okaże się połowiczny. Cel. Wola. Namysł. Osobiście uważał to za bzdury, ale zastosował się do wszystkich uwag egzaminatora. W końcu zależało mu na tym, żeby zdać. Zamknął oczy, skupił się na zadaniu i po chwili. Pyk. Pojawił się na drugim końcu sali. No i mówiłem, że nie będzie to takie trudne - pomyślał, czując jak wszystko przewraca mu się w brzuchu. Z perspektywy obserwatora wcale nie poszło mu tak doskonale, ale egzaminatorzy dopuścili do do dyplomu. Na pewniaka podszedł więc do drugiego testu, tym razem teleportacji łącznej. Ten okazał się o wiele trudniejszy. Druga próba okazała się tragedią. Zszargana nerwami egzaminatorka po wielu razach, gdy próbował coś wskórać, puściła jedynie pawia. No cóż, przynajmniej się nie rozszczepiła, myślał mężczyzna, gdy wychodził z budynku trzymając w ręce tylko JEDEN dyplom. Bywa i tak.
Nie spieszył się do kolejnej próby. Był jak zawsze w permanentnych długach, dlatego po pierwsze musiał uzbierać na poprawkę. Zaś po drugie ćwiczył, teleportując się jak najczęściej mógł. Czasami wręcz z łazienki do łóżka. Gdy wszedł do sali egzaminacyjnej, rozejrzał się po pomieszczeniu. Przywitała go ta sama kobieta, znowu z włosami zebranymi w bardzo chaotycznie wyglądający kok. Ben ujął ją szarmancko pod rękę i delikatnie się uśmiechnął. Widział, że niestety go rozpoznała i cofnęła się krok do tyłu. Niemniej, czy jej się to podobało czy nie, jej psim obowiązkiem było przeprowadzenie egzaminu. Tym razem Benjamin był jednak o wiele łagodniejszy. Zapytał czy jest gotowa i już po chwili oboje pojawili się na drugim końcu pokoju. Ha! Rok przerwy i praktyka przyniosły oczekiwany rezultat. Po niedługiej chwili Auster wyszedł z sali z dyplomem w ręku, dumny jak paw i pewny swego jak nigdy wcześniej.
zt
______________________
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia
~
Eli Rosley
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 164
C. szczególne : Charakterystyczne pieprzyki rozmieszczone symetrycznie pod oczami. Nieproporcjonalnie długie i nieco krzywe palce. Niezwykle bogata mimika twarzy, bo i łatwiej mu się tak komunikować.
Eli mógł się rękami i nogami wzbraniać, przed światem magii, płacząc po kątach, jakie to niesprawiedliwe i nie w porządku ale... prawda jest taka, że chociaż wciąż gdy tylko mógł zostawał przy bardziej "mugolskich" rozwiązaniach rzeczy, niektóre czarodziejskie zdolności były naprawdę przydatne, i trudno było mu sobie ich odmówić. Taka teleportacja na przykład; co prawda nie pobiegł na nią od razu po ukończeniu siedemnastu lat, jak zrobiła spora część ludzi z jego roku, ale w lato, rok później, w końcu postanowił przystąpić do egzaminu. Spojrzenie egzaminatorów go przytłaczało a pomieszczenie, choć było przecież ogromne, dawało mu taki nieprzyjemny ucisk, jak czasem te ciasne przestrzenie, których nie mógł znieść. Uważał, że przygotował się do wszystkiego dobrze - kiedy jednak stajesz przed faktem dokonanym, to... rzeczy potrafią wypaść bardzo różnie, jak i to miało teraz miejsce w przypadku Eliego. Potrzebował chwili, kilku głębokich oddechów; przypomnienie o zasadach czy wszelkie dobre rady przyjął tylko skinienem głowy, chyba nie potrafiąc ich wziąć do siebie aktualnie tak bardzo, jak powinien. No, a to oczywiście zadecydowało o ostatecznym efekcie. Nie dostał niesamowitych braw, nikt nie popatrzył na niego z nieukrywaną dumą, ale tu wcale o to nie chodziło. Ostatecznie przecież, teleportacja przebiegła znośnie wystarczająco, aby podbić to jako "zdane" i wcisnąć mu w roztrzęsione ręce dyplom. Chyba jednak sam zaangażował się w to dużo, dużo mniej niżby chciał; w przeciwieństwie do większości jemu podobnych dzieciaków, nie wymaszerował z departamentu zadowolony z siebie, a zgiął się niczym stare drzewo i wymknął, unikając wzroku każdego, kto też mógłby go zauważyć po drodze.
Orion P. O. Shercliffe
Wiek : 29
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : Liczne tatuaże, kolczyki, rozległa blizna na lewym boku w kształcie przypominającym słońce
Wchodząc do Ministerstwa Magii był tak pewny siebie, że nie brał pod uwagę wyniku odmiennego od perfekcji i właśnie to chciał mieć wypisane na swoim dyplomie, nie wyobrażając sobie starać się w przyszłości o stanowisko aurora bez opanowanej w pełni bezpiecznej nawet przy błyskawicznym działaniu teleportacji. Nic więc dziwnego, że skrzywił się, gdy po pierwszym podejściu usłyszał od egzaminatora, że tak, owszem, zdał kurs indywidualny, ale może warto zastanowić się dwa razy czy czuje się gotowy na teleportację z obciążeniem w postaci drugiej osoby. Może niepotrzebnie, ale uparł się na poprawkę tego samego dnia, a jednak gdy tylko stanął znów przed egzaminatorem, zdał sobie sprawę, że nic z tego nie będzie. Choć faktycznie próbował skupiać się na Ce-Wu-En, to myśli same uciekały mu do rozczarowania jakie poczuł nieco wcześniej, więc i po przeżytej jeszcze silniej porażce sam musiał przyznać, że potrzebuje potrenować nieco więcej, zanim znów się tutaj pojawi. I choć wiedział, że w każdej chwili może podejść przecież do egzaminu z teleportacji łącznej, to sam sobie obiecał, że nie zrobi tego dopóki nie będzie absolutnym mistrzem z teleportacji indywidualnej. Dlatego też wracał do tej jednej sali uparcie, raz za razem, niby swój kurs zaliczając, a jednak nie przyjmując dyplomu aż nie usłyszał od egzaminatora tego jednego słowa: Idealnie.
Z doświadczeniem które zdobył przez ostatnie tygodnie, czy właściwie miesiące, podejście do egzaminu z teleportacji łącznej wydawało mu się jedynie czystą formalnością, a jednak postanowił odczekać jeszcze dwa tygodnie, mogąc legalnie trenować całe weekendy poświadczoną już papierkiem umiejętność. Gdy czuł się już pewien podczas teleportacji z co większymi przedmiotami, nie dostrzegając na nich żadnych zniszczeń, podszedł i do drugiego egzaminu, tym razem zaliczając go dokładnie tak, jak to sobie wymarzył.
|zt
Hariel Whitelight
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 184
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Teleportacja indywidualna, październik 2016 za pierwszym razem
Byłem niesamowicie podjarany wizją, że niedługo będę mógł teleportować się z miejsca do miejsca bez żadnego problemu. Hop i mogę być w dowolnej części świata!! A przynajmniej tak wtedy postrzegałem teleportację... Był to wtedy jeden z nielicznych przedmiotów do których faktycznie się uczyłem. Kiedy udało mi się zdać, już w głowie widziałem moją spektakularną ucieczkę od życia Whitelightów.
Teleportacja łączna, czerwiec 2018 za 2 razem (dodaję +3 za roczną przerwę i olewam tamte rzuty)
Bardzo podekscytowany faktem, że udało mi się tak doskonale zdać za 1 razem (tak naprawdę wcale nie było to tak dobre jak w mojej głowie). Dlatego na teleportację łączną zapisałem się od razu! Niestety okazało się, że poszło mi... cóż, fatalnie. Wszyscy byli przekonani, że rozszczepię drugą osobę na amen i kazali mi wrócić za dłuższy czas. Faktycznie, potrzebowałem ponad roczną przerwę w trakcie której skończyłem szkołę i wyruszyłem w świat, więc dobrze nauczyłem się samodzielnej teleportacji. Dlatego drugie podejście nie było już dla mnie kłopotem.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Mężczyzna wszedł do pomieszczenia po odczekaniu chyba wieków w kolejce przed salą. Pewnie nie powinien wybierać się na egzamin tuż po sjeście, wszyscy byli jeszcze leniwi i ospali. Nienawidził gmachu ministerstwa, choć był tu po raz pierwszy, czuł się zupełnie jak intruz. Niemniej zależało mu na tym, żeby zdobyć ten cholerny papier, żeby nikt go się nie mógł czepiać. To, że niejednokrotnie łamał prawo nie znaczyło, że chciał ryzykować złapanie podczas pierwszej rutynowej kontroli. Nie przeżyłby zimnych ścian więzienia i rozstania z ukochaną Beą. Uśmiechnął się do egzaminatorki, udając że słucha jej uwag. Tak, tak, tak. Cel, wola i namysł. Wszystko wiem. A potem skupił się z całej siły i zamknął oczy. Pyk. I pojawił się na drugim końcu pokoju. Czy to już wszystko, pomyślał chełpliwe. Odebrał dyplom, całując uprzednio urzędniczkę w rękę i skierował kroki do swojej fury zaparkowanej na zewnątrz.
egzamin z teleportacji łącznej kotki: I podejście 10, II podejście 8, III podejście 17, opłata za poprawy
Wrócił następnego dnia, aby odebrać papier usprawniający do teleportacji łącznej. Nie udało mu się zdać egzaminu, zrzygał się na swoje buty przy pierwszej próbie. Kolejnego dnia prawie rozszczepił panią egzaminator. Dlatego gdy stał przed gmachem znienawidzonego budynku dnia trzeciego poprzysiągł sobie, że teraz albo nigdy. Przekroczył próg sali, egzaminatorzy posłali w jego kierunku nerwowy uśmiech. Chyba nie chcieli go widzieć tak samo jak on ich. Młody mężczyzna zmierzwił włosy i wyciągnął rękę do najbliżej urzędniczki. Będzie dobrze, proszę pani. Będzie pani zadowolona. Pyk. Zniknęli i… nie pojawili się na drugim końcu sali. Szczerze mówiąc, Tony był przekonany że i tym razem mu się nie uda, dlatego aportował ich na jedną z licznych barcelońskich plaż. Szczery śmiech przerwał niezręczną ciszę, a Antonio już po chwili aportował się z panią urzędnik z powrotem do Madrytu. Niechętnie, ale wręczyli mu już w końcu ten dyplom.
Teleportacja indywidualna: 6,10, 5,11 - zdałem przy 1 poprawce, ale jestem lama Teleportacja łączna: 14 - 2 = 12
05.2021, Japońskie Ministerstwo Magii
Parę dni po moich siedemnastych urodzinach, stawiłam się w departamencie, by zdać kurs z teleportacji. Zrobiłam to pod małym naciskiem rodziców, którzy chcieli, bym miała papiery na ten podstawowy sposób transportu. Mnie osobiście się za bardzo nie paliło, więc może dlatego podczas pierwszej próby zamiast się przenieść we wskazane miejsce, to obróciłam się jedynie dookoła własnej osi i mało nie przewróciłam. Egzaminator wyprosił mnie wskazując palcem na drzwi. Spłoniłam się cała, częściowo ze złości, a częściowo ze wstydu. Moje następne podejście, do którego już się bardziej przykładałam, okazało się na tyle dobre, że zamiast palca skierowanego w drzwi, uzyskałam machnięcie ręki. Coś ze mnie będzie. Oczywiście, tego typu zapewnienia wcale mnie nie zadowoliły. Więc wiecie co zrobiłam? Podeszłam do egzaminu na ten trudniejszy typ teleportacji, łaczną. Egzaminatorka na sali nie wyglądała zbytnio szczęśliwa na mój widok. Może widziała jeden z moich pokazów, które nie stawiały mnie w zbytnio dobrym świetle? Wyobraźcie sobie zatem jej zdziwienie, ba, również moje, kiedy bez problemu przeniosłam siebie i ją we wskazane miejsce. Przypadek? Oby nie, bo nie zamierzałam później szukać kogoś po połowie globu, jak go rozszczepie.
Kocham niezależność, a właśnie to oferować mi może umiejętność teleportacji. Nie będę musiał prosić rodziców o świstokliki, babrać się w kominkach czy też zapierdalać błędnym rycerzem, który nigdy nie przyjeżdża na czas. Kocham też udowadniać sobie, że jeśli mam cel to go prędzej czy później osiągnę, dlatego kiedy tylko kończę siedemnaście lat umawiam się na egzamin. Nie jestem szczególnie zestresowany. W najgorszym wypadku skończę w Mungu i przy najbliższej okazji poprawię. Ale gdy czekam w gmachu ministerstwa, nie przyjmuję porażki do wiadomości. Wystarczająco długo ćwiczyłem i się do tego przygotowywałem, żeby teraz jak ostatni frajer nie podołać. Ce-wu-en mam wbite do głowy, kiedy więc egzaminator wyznacza mi miejsce, w które muszę się teleportować, nawet nie muszę myśleć o obowiązujących zasadach. Po prostu to robię. Niecierpliwię się, gdy typ zaczyna wymieniać jakieś moje błędy, ale po chwili jest to nieważne, bo zdałem.
Po sukcesie z teleportacją indywidualną nie osiadłem na laurach, a zacząłem przygotowywać się do egzaminu z teleportacji łącznej. Niestety mój bliźniak nie jest skory do pomocy i gada coś pod nosem, że go zabiję, a nawet jak mi się uda to będzie miał przeze mnie nudności. Wielkie mi halo. Olewam więc tego durnia i skrupulatnie ćwiczę, aż w końcu pół roku później czuję się już gotowy. Cóż, okazało się, że nie do końca, bo niefortunnie posłałem urzędniczkę do szpitala. Wzdycham niezadowolony, a kilka dni później przychodzę ponownie, o wiele bardziej zestresowany i wkurwiony, że tyle się z tym pierdolę. Nerwy oczywiście niezwykle mi pomogły – znów ujebałem. Poświęcam mnóstwo godzin na dodatkowe przeszkolenie i tym razem naprawdę wierzę, że odbiorę ten kretyński papier. Napędza mnie determinacja i chęć pokazania, że nie jestem nieudacznikiem. Trzecie podejście było moim szczęśliwym. Teraz mogę wszędzie śmigać i w dodatku zabierać ze sobą ziomków. Dosko.
______________________
inspired by the fear of being average
Anne Jade Bourdon
Wiek : 29
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 165
C. szczególne : "zadziorny" nosek, pomalowane usta szminką
Chciała mieć egzamin jak najszybciej z głowy, po prostu. Może i przygotowywali się do tego egzaminu kilka miesięcy, ale sam okres nie liczył chyba nawet pół roku. Miała na głowie inne egzaminy i ten był jednym, przez który miała przejść... Bezboleśnie. Stres związany z możliwością niepowodzenia zawsze z nią uczestniczył, chociaż znajdował się gdzieś na dnie żołądka i nie czuła go tak intensywnie jak inni. Rozejrzała się po korytarzu przed wejściem na salę egzaminacyjną... Niektórzy zmieniali kolor twarzy na samą myśl, że coś może pójść nie tak. Skupienie nigdy nie było jej problemem. Potrafiła zamknąć się na świat i powrócić dopiero na drugi dzień, kiedy projekt, który akurat robiła, był skończony... Albo przynajmniej znajdował się w stanie pozwalającym jej odejść chociaż na krótką przerwę. Kiedy wyczytali jej nazwisko, weszła do środka, a podmuch zamykanych drzwi sprawił, że włosy lekko naszły jej na oczy. Poprawiła się i podeszła do egzaminatora, wysłuchując jego słów, dotyczących procesu całego egzaminu. Nie wyglądał na zadowolonego, nic dziwnego, ta mantra będzie go prześladować przez wiele nocy. Kiedy w końcu przyszła kolej, aby rozpocząć egzamin, zamknęła oczy. To zawsze pomagało, jakby oczy osób tutaj obecnych za mocno wwiercały się w jej postać. Celem było miejsce, które nie znajdowało się jakoś daleko. Musiała jednak oczami wyobraźni powrócić do widoku, który utkwił jej w czeluści pamięci. Czasem wystarczyło jej kilka chwil i bez problemu potrafiła odtworzyć na pergaminie dowolny obraz. Dlatego nie miała większego problemu ze skupieniem się na celu. Nie myślała o niczym innym, jak o przedostaniu się właśnie w to konkretne miejsce. Zamknęła wszystkie drzwi od myśli, które krążyły jeszcze chwilę temu w jej głowie i skupiła się na tym jednym. Najważniejszym w tej chwili. Uczucie, które nadeszło za moment było jak szarpnięcie do przodu przez niewidzialną siłę. Zachłysnęła się powietrzem, a kiedy otworzyła oczy, w połowie zgięta wylądowała dokładnie tam, gdzie chciała. Było jej niedobrze, a sam proces teleportacji był być zdecydowanie lepszy i o wiele szybszy. Spojrzała na egzaminatora, myśląc o tym, że będzie musiała poprawić egzamin, bo troszkę brakowało do tego, aby był to wynik zadowalający. Jednak kiedy zobaczyła machnięcie dłoni, uśmiechnęła się lekko i podziękowała, szybko wycofując się z pomieszczenia, aby się jeszcze nikt nie rozmyślił.
Artie Gadd
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : pierścienie i sygnet + blizny na palcach; bandaż na lewej ręce; sińce pod oczami; częste krwotoki z nosa; pieprzyki na twarzy; blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem
Artie pojawił się w swoje urodziny w Londynie z jednym celem — chciał po prostu zdać wszystkie najważniejsze egzaminy w jeden dzień. I najlepiej w swoje urodziny. I jakiś taki dziwny stres go objął, ale miał nadzieję, że przecież nic poważnego się nie stanie. Przecież zda za pierwszym, no nie? Wszystkie trzy naraz! Dlatego podszedł najpierw do teleportacji. I chociaż tą indywidualną udało mu się zdać za pierwszym, egzaminator odradzał mu podejście do łączonej od razu. Był blady, jakby objawy zaleczanej magią mugolskiej anemii nasiliły się, ale nic z tego nie zrobił. Po prostu podszedł do egzaminu od razu, mówiąc, że zda od razu. Ale tak się nie stało, o zgrozo. Zmarszczył brwi tylko nieznacznie, zapowiadając się egzaminatorowi, że przyjdzie na następny dzień. Że wtedy będzie musiał czuć się lepiej. Mówił tak osiemnaście dni z rzędu, żeby w końcu pojawić się w tym miejscu czternastego lipca i... zdać. Udało mu się. Nareszcie. Zastanawiał się, czy to było przez litość, czy może w końcu gwiazdy ułożyły się w odpowiedni sposób; nie, nie musiał się zastanawiać. Zaliczył. Udało mu się. Potrafił to robić. Nareszcie... I to było naprawdę ciężkie do ogarnięcia! Aż zaskakująco...
Chyba nie był do końca przekonany za pierwszym razem kiedy przekroczył próg sali egzaminacyjnej. Zwykle nie ulegał stresowi, całkiem nieźle radził sobie z presją czasu i otoczenia. Nie ćwiczył za dużo, mając na głowie inne sprawy, bardziej przyziemne i związane z domem. Nie pozwalał aby sprawy prywatne przyćmiewały to, co zrobić po prostu musiał. Presja, którą czuł nie była wywoływana tym, że wszyscy z jego znajomych już to przeszli... To ojciec suszył mu głowę, że już dawno powinien podejść do egzaminu, że powinien zdać go za pierwszym razem... Ewan potrzebował tego bardziej, niż sam zainteresowany. Najwidoczniej istotne było aby chłopak przemieszczał się szybciej niż normalne formy transportu, jakie były dostępne. Dlatego kiedy stanął przed egzaminatorem i jego egzamin się rozpoczął, nijak potrafił skupić się na celu. Jego wola nie była dość silna, myśli biegały wokół innych tematów, które w tamtym momencie były dla niego najważniejsze. Próba teleportacji była fatalna. Inaczej tego nazwać nie można. Egzaminator spojrzał tylko na niego z dezaprobatą, marudząc, że dobrze, że się nie rozszczepił. Wyszedł z sali z myślą, że będzie ten egzamin powtarzał do skutku.
Data: luty 2012
Idąc na egzamin był zdecydowanie pewniejszy, niż za pierwszym razem. Ćwiczył... Chociaż w jego przypadku to raczej wyglądało jak niepotrzebne przemęczanie się, aby wyszło jak najlepiej. Nie stosował półśrodków kiedy się do czegoś przygotowywał. Za pierwszym razem zwyczajnie nie był przygotowany, drugie podejście miało być inne. Nie zniósłby porażki, tak w imię zasad, bo przecież skoro się przygotowywał, to dlaczego miałoby nie wyjść? Stanął niemalże w tym samym miejscu co kilka miesięcy temu, patrząc na tego samego egzaminatora. Jego spojrzenie pozostawiało wiele do życzenia, jakby już z góry stwierdził, że to będzie kolejna nieudolna próba. Cóż, zapewne musiał zakładać tak przy każdym dzieciaku, który próbował teleportacji. W końcu to ich zadanie aby ich przypilnować. Zamknął oczy i zacisnął mocno palce, skupiając się na celu. Zawsze sięgał po to, czego chciał, wiedział jak osiągnąć swój cel i tym razem było zupełnie inaczej niż za pierwszym razem. Teraz to była jego decyzja, to sam sobie musiał udowodnić, że potrafi. Nie ojcu, który potrzebował jego osoby. Nie dzieciakom w szkole, którzy już dawno mieli to za sobą. Robił to dla siebie, dla swoich ambicji... I zniknął, pojawiając się się tam, gdzie tego chciał. Obejrzał się na egzaminatora, a chociaż w jego żołądku wirowało i czuł jakby zaraz miał zwrócić to, co zjadł kilka godzin temu, uśmiechał się. Oszołomiony podszedł do mężczyzny, uścisnął mu dłoń i przyjął gratulacje skinieniem głowy.
/zt
Ryan Maguire
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : irlandzki akcent | niesforne loki | podobny do Tomasza ale wyższy i ładniejszy ofc
Nie mógł się doczekać, aż w końcu przystąpi do kursu teleportacji, bo wizja tak szybkiego podróżowania wydawała mu się niesamowicie atrakcyjna i przydatna; przykładał się do ćwiczeń z ogromnym zaangażowaniem, tłukąc zasady CeWuEn niemalże do upadłego, tak bardzo zależało mu na tym by odnieść sukces i nie dopuścić do poprawki; myśl o tym, że mógłby poradzić sobie lepiej niż Peter, który przecież zdał dopiero za drugim razem, była równie wielką motywacją. Stuprocentowe skupienie na kursie i motywacyjny kopniak w tyłek sprzedany przez Ruby przed wyjściem ("na szczęście!") zaowocowały precezyjnym wykonaniem zadania egzaminacyjnego, aż sprawdzająca jego umiejętności przysadzista czarownica z Departamentu Transportu pokiwała głową z aprobatą i była ewidentnie pod wrażeniem. Ryan otrzymał papier uprawniający do teleportacji indywidualnej, a urzędniczka zachęciła go, by spróbował i łącznej, skoro tak fenomenalnie mu poszło. Skorzystał z tej możliwości już następnego dnia, podekscytowany wizją zabierania przyjaciół na fajne i szybkie wycieczki; tym razem lekko się stresował, bo rozszczepienie samego siebie to pół biedy, ale już przypadkowe przepołowienie egzaminatora z Ministerstwa - niekoniecznie. Całe szczęście, że nie musiał się długo martwić wizją porażki i wypadku, bo i w tym przypadku udało mu się porządnie skupić i przetransportować zarówno siebie, jak i towarzyszącego mu tym razem mężczyznę, na drugi koniec sali w sam środek wyznaczonego w tym celu okręgu. Po skończonym egzaminie nie miał już innego wyjścia niż błyskawicznie teleportować się na Pokątną i tam celebrować swój spektakularny sukces.
Ledwie skończył siedemnaście lat, a już stawał do egzaminu z teleportacji. Zdecydowanie nie powinien podchodzić do tego z założeniem, że jest to potrzebne, aby móc swobodniej się przemieszczać między szpitalem, pracą i domem i odbiorem Carly z Hogsmeade, ale cóż, takie były jego powody. Wiedział, że musi dać z siebie jak najwięcej, aby pomóc w utrzymaniu rodziny po tym, jak ojciec miał wypadek w pracy. Stanął przed egzaminatorami, wysłuchał ich monologu, po czym skupił się na tym, co miał zrobił. Wola, cel, namysł, czy inne pierdolenie. Trzask, trzask i po chwili pojawił się niemal w środku wyznaczonego okręgu. NIe było idealnie, ale nie musiało, najważniejsze, że było zdane i mógł podchodzić do teleportacji łącznej. Ponownie, cel, wola, namysł, złapać czarownicę za dłoń i trzask, trzask. Szkoda tylko, że nie tam, gdzie powinien się znaleźć. Spojrzał na kobietę, chcąc upewnić się, że nie doszło do rozszczepienia, czego naprawdę jej nie życzył. Inna rzecz, że widząc, jak się trzęsie, miał ochotę na nią warknąć, żeby zmieniła pracę. Zamiast jednak powiedzieć coś, zwyczajnie dołożył jej stresu, podchodząc jeszcze trzykrotnie do teleportacji łącznej, wiedząc, że potrafi to zrobić, tylko naprawdę ciężko było się skupić, kiedy jakaś czarownica trzęsie się jak osika i zwyczajnie człowieka wkurwia. W końcu uspokoił się na tyle, żeby za czwartym razem teleportować się idealnie w wyznaczone miejsce i tak gładko, że pracownica Ministerstwa, która mu asystowała, odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się do niego. Co prawda musiał zapłacić za każdą próbę, ale przynajmniej dostał pozwolenie na teleportację łączną.
z.t
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Antosha Avgust
Wiek : 46
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
C. szczególne : mocny rosyjski akcent, niski głos; poważny, nieprzystępny i mało ekspresyjny
Młody, piękny i zdeterminowany do tego, by nauczyć się tajników teleportacji, Antoszka podszedł do kursu tak jak do wszystkiego w swoim życiu: ze stuprocentowym zaangażowaniem. Pilnie trenował cel, wolę i namysł nie tylko na kursie prowadzonym co środę w szkolnej sali treningowej przez posępnego urzędnika, ale i w zaciszu własnego durmstrańskiego dormitorium. Ce-wu-en, powtarzali sobie solidarnie z Wiktorem Krumem, kiedy wstawali o świcie, gotowi na kolejny trening quidditcha. Ce-wu-en, tłumaczył swojemu odbiciu w lustrze, kiedy doprowadzał się do porządku przed lekcjami i wypatrywał z niecierpliwością, czy w końcu wyrastają mu pod nosem jakieś porządniejsze niż dotychczas wąsy (niestety, okazywało się że nie). Ce-wu-en, bazgrolił zgrabną cyrylicą na marginesach pergaminów obok szczegółowych notatek z historii magii. Ce-wu-en, ce-wu-en, ce-wu-en... aż wreszcie nadszedł moment egzaminu. Atmosfera w urzędzie była dosyć napięta, poważna mina egzaminatora nie pomagała w rozluźnieniu się, i choć Antek doskonale wiedział, co powinien zrobić, nie poszło mu bezbłędnie, choć na tyle dobrze, by otrzymać potwierdzenie uprawnień do podróżowania za pomocą teleportacji - było to satysfakcjonujące, ale nie na tyle, by być z siebie bardzo dumnym. Zamierzał przystąpić także do teleportacji łącznej, choć szczerze mówiąc, nie sądził, by miał kiedykolwiek z kimkolwiek gdzieś podróżować, w końcu z natury nie był zbyt towarzyski. Należało jednak, naturalnie, zdobyć wszystkie możliwe umiejętności oferowane przez magiczny świat, dlatego kolejne pół roku ambitny Antoszek poświęcił na szlifowanie umiejętności samodzielnej teleportacji, tak by osiągnąć perfekcję, która umożliwi mu bezproblemowe przetransportowanie ze sobą drugiego egzaminatora z jednego końca sali na drugi. Intensywne ćwiczenia poskutkowały, zaliczył praktyczny test bez problemu, zgrabnie lądując we wskazanym miejscu razem z towarzyszącym mu mężczyzną. Urzędnik nie miał uwag, pogratulował mu i złożył zamaszysty podpis na papierze dającym mu prawo do teleportacji łącznej.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Lockie zdecydował się przystąpić do egzaminu z teleportacji nieco po swoich siedemnastych urodzinach. Nie spieszył się z nim, ponieważ bardziej zależało mu na opanowaniu umiejętności teleportacji samodzielnej niż na zdobywaniu certyfikatu. Jego pierwsza próba była wyjątkowo trudna, a wynik nie był oszałamiający. Pomimo umiejętności teleportacji w pojedynkę, egzaminatorzy stwierdzili, że nie jest jeszcze gotowy na teleportację łączną. To go nieco zmartwiło, ale Lockie postanowił, że ma jeszcze mnóstwo czasu przed sobą. Niestety, kolejne dwie próby teleportacji łącznej zakończyły się niepowodzeniem, co mocno go zasmuciło. Poczucie porażki towarzyszyło mu na każdym kroku. Każde nieudane podejście do egzaminu potęgowało jego frustrację. Chociaż inni czarodzieje mogliby w obliczu takich trudności poddać się, Lockie trzymał się swojego celu jak przyczepiony. Po upływie długich dwóch tygodni postanowił spróbować jeszcze raz. Tym razem egzamin poszedł mu gładko, i otrzymał pozwolenie na kolejny etap. Gdy usłyszał pozytywny werdykt egzaminatora, uczucie radości i ulgi ogarnęło go. Czuł, że pokonał swoje wewnętrzne bariery i przekroczył swoje ograniczenia. To zwycięstwo smakowało mu wyjątkowo dobrze, ponieważ pokonał swoje trudności i w końcu osiągnął swój cel. Jego serce wypełniła duma, a na twarzy pojawił się uśmiech. W końcu zrealizował swój cel, a niektórzy potrzebowali znacznie więcej prób, by osiągnąć to samo.
czerwiec i grudzień 2019 oraz czerwiec 2020
Kostki:96 -> 14 (-2 za wynik teleportacji indywidualnej) 2 poprawki 20g
Lockie podjął wyzwanie egzaminu na teleportację łączną pół roku po uzyskaniu licencji na teleportację indywidualną. To, czego wcześniej nie potrzebował, stało się teraz niezbędne w związku z planowanym rokiem przerwy i dalekimi podróżami. Wiedział, że to kolejny krok w jego doskonaleniu jako czarodziej.Kiedy wkroczył do egzaminacyjnej sali, na pierwszy plan wybiła się zaniepokojona mina urzędniczki. To ona prowadziła egzamin, a jej niepewność zrobiła niezbyt pozytywne wrażenie na Lockim. Może to, a może coś jeszcze innego, rozproszyło go na tyle, że pierwsza próba teleportacji zakończyła się niepowodzeniem. To było bolesne doświadczenie, ale Lockie nie był typem, który łatwo się poddaje. Zdecydował, że podejdzie do egzaminu jeszcze raz, ale tym razem przygotuje się dokładniej. Dał sobie kilka miesięcy na ponowne przemyślenie technik i strategii. Analizował swoje błędy, doskonalił umiejętności i przyswoił teorię jeszcze dokładniej. Kiedy nadszedł czas drugiej próby, czuł się pewniej, ale okazało się, że klątwa strachliwej urzędniczki zrobiła swoje i po raz kolejny odniósł porażkę. Dopiero rok od pierwszego podejścia był przygotowany na tyle, by widok urzędniczki nie zrobił na nim wrażenia, a stres ustąpił miejsca pewności siebie. Dlatego tym razem udało mu się uzyskać pozytywny wynik. Lockie wyszedł z Ministerstwa z licencją na teleportację łączną, a w sercu satysfakcjż, że nie poddał się w obliczu trudności.
zt
Tancred Seaver
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Runiczne tatuaże na torsie, plecach i ramionach. Kilka blizn i oparzeń różnej wielkości, rozłożonych po całym ciele, za wyjątkiem twarzy. Srebrny naszyjnik z zawieszonym na nim pierścieniem.
Zdolność teleportacji była czymś, co musiałem znać. Nawet z samej potrzeby odwiedzenia grobu rodziców, nie mogłem poświęcać paru dni na podróż, a płacenie za świstoklik mijało się z celem. Podłączenie kominka do sieci Fiuu też byłoby problematyczne, nasza posiadłość znajdowała się w oddaleniu od większych magicznych ośrodków. Siłą rzeczy pozostawało mi jedno, co było nieco irytujące. Moja przygoda z teleportacją była dość burzliwa. Musiałem wielokrotnie podchodzić do egzaminu z wersji indywidualnej. Kompletnie nie rozumiałem co stoi mi na przeszkodzie. Potrafiłem bez problemu oczyścić umysł, a następnie skupić się na jednej, określonej rzeczy. Zdołałem zrobić z siebie głupka, a gdy przyszedłem czwarty raz, to dam sobie rękę uciąć, że egzaminujący uśmiechnął się z pobłażaniem. Na Merlina, to znowu on. Choćbym miał przetracić fortunę na poprawki, które swoją drogą były dość drogie, to nie mogę się poddać. To już była też sprawa mojego honoru i dumy. Zdołałem opanować tak trudną zdolność jak oklumencja, a nie mogłem sobie poradzić z pieprzoną teleportacją? Zdenerwowałem się i o dziwo to mi właśnie pomogło. Czy to oznaczało, że sztuka pojawiania się i znikania wymaga większej emocjonalności? Skoro już miałem papiery z jednej części, to i pasowałoby opanować drugą. Łączona była sama w sobie trudniejsza od indywidualnej, biorąc pod swoje skrzydła i opiekę innych ludzi. Jeden fałszywy krok i druga osoba jest rozszczepiona pomiędzy miejscem pracy a domem. Też mi koleżeńska pomoc z podwózką, nie? Ponownie miałem problemy, chociaż tym razem były zdecydowanie mniejsze. Czy to był jakiś żart losu? Radziłem sobie z trudnymi rzeczami bez problemu, a im łatwiejsza, tym więcej trudu mi sprawiała? Była to kolejna rzecz, którą mógłbym dopisać do listy spraw irytujących.
Lato 2011, Ministère des Affaires Magiques de la France Kostka:12
Kolejka była długa i krzesła wzdłuż korytarza w departamencie były pozajmowane przez zdenerwowanych nastolatków i jeszcze bardziej zdenerwowanych dorosłych, którym przyszło zdawać egzamin na teleportację wśród takich smarkaczy. Przez cały czas oczekiwania Marketa paplała, a raczej przekrzykiwała się wzajemnie ze swoją siostrą, nie tylko na temat teleportacji, ale wszystkiego, nie myśląc o tym, że ludzie tutaj wokół próbują się skupić na czekającym ich, bądź co bądź niebezpiecznym egzaminie. Musieli odetchnąć z ulgą, kiedy gaduła w końcu wlazła do sali, witając się z egzaminatorem promiennym uśmiechem i bez potrzeby wyciszania się po tym gadaniu i gadaniu, teleportowała się podręcznikowo we wskazane miejsca, jeszcze tylko brakowało, żeby wylądowała telemarkiem. Skłoniła się za to na samym końcu jak gimnastyczka, odbierając swój papier od egzaminatora i ściskając mu dłoń, życząc miłego dnia.
Siedemnastoletnia Gwen długo pracowała nad przygotowaniami do egzaminu z teleportacji indywidualnej. Była ona wyzwaniem, któremu poświęcała wiele godzin każdego dnia, bo jak do wszystkiego miała w sobie ogromną determinację i chęć udowodnienia sobie, że jest w stanie sprostać tej magicznej sztuce. Jej celem było osiągnięcie mistrzostwa w teleportacji, a egzamin był pierwszym krokiem na tej drodze. Chciała w końcu wszystko robić najlepiej! Wszystko zaczęło się od książek, których nieustannie szperała w bibliotece Hogwartu. Chociaż wiedza teoretyczna była ważna, w przypadku teleportacji to praktyka była kluczowa. Codziennie spędzała godziny na ćwiczeniach, które miały jej potem pomóc podczas egzaminu. Wszystko musiało być perfekcyjne - od wyobrażania sobie miejsca docelowego po precyzyjne wykonanie zaklęcia. Dzień egzaminu nadszedł szybciej, niż się spodziewała. Weszła do sali pełna stresu, czując na sobie spojrzenie surowego egzaminatora. Ten pan miał już dość oczywistą minę zmęczenia, każdego dnia przecież musiał testować dziesiątki uczniów. Uśmiechnęła się do niego promiennie, a zasada "ce-wu-enu" powróciła jej do głowy. To był klucz do teleportacji, i choć zdawało się to prostym faktem, w momencie egzaminu można było łatwo zapomnieć o takich podstawach.
Kiedy nadszedł jej moment, egzaminator dał znak a ona wykonała teleportację. Była skupiona, ale wewnętrzny stres sprawił, że nie wszystko poszło tak, jak planowała. Pomimo wątpliwości w woli rafiła idealnie w cel i ku swojemu zdziwieniu nie rozszczepiła się, co stanowiłoby prawdziwe niebezpieczeństwo. Zdała egzamin, co więcej - z doskonałym wynikiem!
Podeszła do egzaminu z teleportacji łącznej z absolutną powagą i przygotowaniem godnym najlepszych magów. Teleportowanie się z kimś to nie to samo jak namyślenie się i przerzucenie gdzieś siebie. Poświęciła mnóstwo czasu na doskonalenie swoich umiejętności, nie tylko praktykując zaklęcia, ale również zgłębiając tajniki teleportacji w teorii. Na dzień przed egzaminem zadbała o sen i wypoczynek, wiedząc, że to kluczowe elementy sprzyjające skupieniu, zjadła solidne śniadanie i udała się do departamentu. Wszedłszy do sali egzaminacyjnej, wzrok miała zdeterminowany, a postawe pewną siebie. Z przyjemnością przywitała się z egzaminatorem, który był już niemal stałym elementem wystroju, a choć patrzył na nią z pewnym sceptycyzmem, posłała mu i tak pełen wesołości uśmiech, pewna siebie jak zawsze. Mrugnęła, witając kobietę, która była obecna jako świadek egzaminu i chociaż drżały jej ręce, próbowała zachować spokój.
Zamknęła oczy by wziąć kilka wdechów dla pewności siebie i kiedy je otworzyła, spojrzała na cel, do którego miała się z kobietą teleportować. Dłonią delikatnie dotknęła ramienia obecnej w asyście kobietki, unikając jej wzroku, by nie stracić skupienia i nie rozproszyć się jej stresem. Trzask, który rozległ się w sali, był potwierdzeniem sukcesu. Oboje stanęli w okręgu, nienaruszeni i nierozszczepieni. Urzędniczka potrzebowała chwili na powrót do równowagi, ale egzaminator pokiwał głową z uznaniem. Chwilę później opuściła ministerstwo będąc certyfikowaną na teleportacje łączcną.
zt
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Kurs teleportacji nie był dla Nicholasa aż tak istotny jak kurs kapitana jachtu. W końcu to statkiem miał podróżować, a nie pykając sobie z miejsca na miejsce. No ale nie da się ukryć, że była to przydatna umiejętność, a przy pakowaniu się w kłopoty mogła nawet uratować mu skórę w takim czy innym przypadku. Nie wiedział, czy pójdzie mu dobrze, ale jak się okazało, naprawdę miał do tego predyspozycje. W trakcie nauki radził sobie niemal idealnie, śmigając miedzy kółeczkami jakby w życiu nic innego nie robił, a kiedy nadszedł czas egzaminu, Seaver zdał wprost śpiewająco. Skoro teleportacja indywidualna okazała się jego mocną stroną, Nicholas pokusił się także o kurs teleportacji łączonej. Spodziewał się równej łatwości, ale tutaj okazało się, że kurs jednak stał się dla niego wyzwaniem. Nie było to tak proste jak tryb singla, ale ostatecznie po adekwatnie dlugich ćwiczeniach i z tym jakoś sobie poradził. Na granicy, ale zdane! Żadnej poprawki! Chłopak naprawę miał prawo być z siebie zadowolony. A skoro tak, to mógł to poświętować na statku swoich rodziców. Jako kapitan za sterem. Ale na sam statek już się teleportował. No bo co? Mógł!
ZT
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Kostki: 3, 4, 3 = 10 + 3 z bonusu za kilka lat używania indywidualnej = 13
Ile to już lat minęło odkąd Fire zawitała w Ministerstwie Magii? Parę. I wcale nie tęskniła za tym biurokratycznym gniazdem czarodziejów najgorszego kalibru - dumnych urzędników z krawatami zapiętymi tuż pod szyję. Spora część rodziny Dear tu pracowała, w tym jej brat. Tym bardziej więc miała powody, aby pluć na ten urząd. Ale wszystkie animozje musiały odejść na drugi plan, kiedy chodziło o załatwianie niezbędnych papierów. Zezwolenia, akty prawne, licencje, kursy, dyplomy... po to wszystko trzeba się było fatygować do gmachu Ministerstwa, stać godzinę w kolejce i użerać z gryzipiórkami. Fire po powrocie do Anglii przejrzała całą swoją pokaźną dokumentację, aby mieć pewność, że w niczym jej nagle nie udupią. Takim sposobem zauważyła, że udała się tylko na kurs teleportacji indywidualnej, a łącznej już nie. Sądziła, że będzie szła przez życie sama, a łączna do tego wymagała dotyku, więc już całkiem nie było sensu się wysilać i jej uczyć, prawda? Otóż kilka następnych lat życia Blaithin udowodniło, że to właściwie konieczność. Niestety, przydawała się bardzo często. Dlatego przemogła niechęć i zapisała się na nadrobienie braków. Cel, wola, namysł. Teleportowała się samodzielnie bardzo często, preferując to ponad miotły czy proszek fiuu, a poza tym miała również motocykl. Zresztą, czym tu się przejmować. Tak uzdolniona czarownica ogarnie termat raz dwa i wyjdzie z upragnionym świstkiem. I tak się stało. Pokazała bezbłędną teleportację przed komisją, pokiwali z aprobatą głowami i zyskała dyplom. Gdyby wszystko w życiu przychodziło Fire z podobną łatwością. Jak przez mgłę pamiętała, że na indywidualnej też nie musiała robić poprawek.
/zt
Rhode O. Fairley
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : Amerykański akcent / Papieros w ręce / Blizna na łuku brwiowym / Całe ciało pokryte licznymi piegami, widocznymi szczególnie latem
Kostki: 4, 3, 6 (darmowe pierwsze podejście + 4 poprawy)
Mówią, że do trzech razy sztuka, dlatego Rhode dwie pierwsze porażki przyjęła z charakterystycznym dla siebie optymizmem - przecież nie ma opcji, by nie zdała za kolejnym razem. Jednak jak się okazało w nadchodzących miesiącach, zarówno trzecie i czwarte podejście nie należało do udanych. Właściwie zaczęła tracić już nadzieję, że kiedykolwiek zda egzamin na teleportacje - ale myśl, że zdana byłaby tylko na kominki, świstokliki i czarobusy sprawiała, że dała sobie jeszcze jedną szansę. No bo chyba nie jest aż taką lamą, by nie zdać czegoś po raz kolejny? Z egzaminatorami praktycznie była już na Ty, niemal mogła prowadzić wycieczki do sali egzaminacyjnej, do której drogę znała już na pamięć, a całe to Cel, Wola, Namysł to jej się śniło po nocach. Chyba właśnie to podejście, że co ma być to będzie, sprawiło, że… zdała. Może nie poszło jej najlepiej, bo chwilę trwało niż cel napędziła wola, wspierana namysłem, ale ostatecznie puf! Była w jednym miejscu, a znalazła się w drugim, z szokiem wymalowanym na twarzy, niemniejszym niż ten egzaminatora, który gotowy był już przybijać pieczątkę na świstku o oblaniu. Szach mat, do pięciu razy sztuka.
Już nie była niepewną siebie siedemnastolatką - przez dwa lata zdążyła się teleportować setki razy, na coraz większe to odległości, nie tylko z ogrodu do kuchni, co nie raz wprawiało staruszków w stan przedzawałowy. Miała niemal dwadzieścia lat, a Nowy Jork stał się jej domem. Przeddzień egzaminu uznała nawet, że to się dobrze składa, bo jeśli znowu będzie musiała się pojawiać w Ministerstwie na poprawki, to przynajmniej tym razem nie będzie wiązało się to z długą podróżą pociągiem i dodatkowymi kosztami. W spokoju oczekiwała, aż zostanie wezwana przez egzaminatora do sali, myśląc, że skoro poznała meandry teleportacji indywidualnej, to w tej łączonej niewiele ją zaskoczy. Przedstawiona jej urzędniczka, z którą miała przeteleportować się na drugi koniec długiego pomieszczenia, nerwowo poprawiała sobie włosy, pod nosem mrucząc coś, że zasługuje na podwyżkę. Rhode ujęła kobietę pod rękę, w uspokajającym geście kładąc swoją dłoń na jej. — Gotowa? — poczekała na potwierdzenie, kiwnęła głową, skupiła się na celu rysującym się okręgiem na podłodze i z pełną świadomością zrobiła to, co robiła niemal każdego dnia, jedynie obejmując myślą fakt, że ktoś jest ze mną - jakkolwiek dziwnie to nie brzmi, łatwiej to było poczuć, niż wytłumaczyć. Z cichym trzaskiem znalazły się tam, gdzie założyła. Starszy egzaminator uśmiechnął się pod wąsem, kiwając głową z uznaniem. Urzędniczka też zareagowała wyraźną ulgą, komentując, że rzadko trafia się tak utalentowany czarodziej. Rhode nie miała serca im powiedzieć, że licząc wszystkie podejścia, to już szósty raz, kiedy spotykają się w tym pokoju.
z/t
Marcella Hudson
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.67 m
C. szczególne : piegi na całej twarzy, gęste brwi, rumiane policzki i pomalowane usta
W końcu to ten dzień! Lekko zdenerwowana, ale bardziej podekscytowana Marcella śmiało kroczy w kierunku Departamentu Transportu Magicznego. Czeka ją tam sala z egzaminatorem, który być może to właśnie dzisiaj zaliczy jej teleportację indywidualną; kursy rozpoczęła, jak tylko skończyła siedemnaście lat, uważając, że możliwość przemieszczania się z miejsca na miejsce to fantastyczna umiejętność. Biorąc udział w szkoleniu, dowiedziała się, że nie działa to, jak w filmie Jumper, ani nie trzeba mieć niebieską skórę i przypominać diabła, jak Nightcrawler. Też, że nie wszędzie można się teleportować, są miejsca zabezpieczone, a także że jest to zwyczajnie niebezpieczne, jeśli się dobrze nie przygotowuje lub brak nam do tego predyspozycji. To drugie Hudson uważała, że ma za to, to pierwsze zdobyła na kursie. Dzisiaj należało tylko zastosować wszystko, czego zdążyła się do tego czasu nauczyć, aby się nie rozszczepić. Dla dobra bliskich musiała lekko nagiąć rzeczywistość, z czym się to wszystkie wiąże. Magia i tak wiele razy straszyła ich, nawet jeśli przywykli do tego wszystkiego to jednak nadal byli mugolami; po części też jak ona. Wita się z egzaminatorem, który życzy jej powodzenia, a także nakazuje pamiętać zasadę ce — wu — en. Najpierw należało obrać cel, następnie skoncentrować się na woli, a następnie wyrazić chęć osunięcia się w nicość — proste. Krukonka wykonuje czynności, jak trzeba, chociaż ma problemy ze skupieniem na celu. Obraca się w miejscu, opadając w nicość. Ląduje we wskazanym miejscu, lekko chwiejąc się, prawie upadając, ale udało się, lecz nie idealnie. Zdane! Egzaminator macha ręką — może być!