To tutaj możesz się odprężyć, wspaniale się bawiąc. Woda jest tu zawsze czysta i ciepła. Uważaj jednak na magiczne, wodne stworzenia, których jest tu całkiem sporo! A nieopodal znajdują się liczne łowiska, gdzie hodowane są między innymi pumpki. I strzeż się demonów wodnych!
• Ukończone min. 17 lat • Pierwsze podejście do egzaminu: darmowe; • Każda poprawa: 20 galeonów (zapłać); • Po ukończeniu kursu po certyfikat zgłoś się w tym temacie.
Pierwszy rzut określa nastrój egzaminatora. W zależności od wyniku będziesz mógł popełnić więcej, mniej, lub tyle samo błędów ile dopuszcza się standardowo.
Nastrój:
1,2: Wygląda na to, że egzaminujący Cię kapitan ma bardzo dobry humor. Pewnie to islandzki bimber, który przywiózł mu z podróży daleki kuzyn od strony matki, również kapitan! Na pewno patrzy na twoje poczynania przychylniej. Nawet przy dwóch popełnionych błędach - zdajesz egzamin. Nie dotyczy to błędu kryjącego się pod literką J. 3,4: U la la! Ten wilk morski to chodzący profesjonalizm. Trudno odgadnąć jaki ma nastrój i wygląda na to, że nie wpłynie on na przebieg egzaminu. 5,6 Ktoś tu wstał lewą, zapewne drewnianą nogą. Od wejścia na pokład wyczuwasz napiętą atmosferę. Lepiej skup się na pilnowaniu żagli i uważaj na boje, bo nikt tutaj nie pójdzie ci na rękę. Wręcz przeciwnie. Oblewasz nawet przy jednym popełnionym błędzie.
Następnie rzuć zwykłą kostką, żeby określić ilość błędów, które popełniłeś. Możesz popełnić maksymalnie 1 błąd, żeby egzaminator zaliczył ci ten poziom (chyba, że poprzednia kostka mówi inaczej). Jeśli popełnisz więcej błędów, możesz spróbować po raz kolejny. Pamiętaj o opłaceniu wszystkich popraw.
Ilość błędów:
1,2: 0 błędów 3,4: 1 błąd 5: 2 błędy 6: 3 błędy
Rzuć taką ilością liter, jaka odpowiada ilości popełnionych przez ciebie błędów, żeby dowiedzieć się, co poszło nie tak. W przypadku wyrzucenia dwóch takich samych literek - jedną z nich możesz przerzucić.
Rodzaj błędu:
A: Zapomniałeś o włączeniu niewidzialności. Pamiętaj, że poza strefą egzaminacyjną ten błąd mógłby sprowadzić na ciebie spore kłopoty! B: Niestety, utknąłeś na mieliznie. C: Nie włączyłeś radaru. Niby drobiazg, ale nawet to mogło doprowadzić do tragedii. D: Nie udało ci się wyrobić podczas skręcania i tak przechyliłeś łajbą, że kapitan niemal nie wylądował w wodzie. E: Władowałeś się wprost w ławicę druzgotków! F: Nie byłeś w stanie wypłynąć z zatoki. G: Nie ustawiłeś poprawnie żagla. H: Nie założyłeś kamizelki. Egzaminator musiał cię upomnieć! I: Kompletnie zapomniałeś sprawdzić poziom eliksiru napędowego, przez co jacht nagle stanął. Teraz musisz w pojedynkę postawić żagle, pod niezadowolonym okiem kapitana. J: Jest fatalnie. Zderzyłeś się z innym jachtem i tylko cud sprawił, że nie idziesz na dno jak Titanic. Nikomu nic się nie stało, ale oblewasz egzamin, nawet jeśli to był twój jedyny błąd.
Skoro to czytasz, zapewne jesteś jedną z osób zaproszonych na urodziny Adeli i Maxa. Zapoznaj się z tym postem, by wiedzieć co i jak!
Okoliczności
Na dworze świeci piękne słońce, a pogoda sprzyja zarówno grillowaniu, jak i kąpieli. Przychodzisz nad jezioro i bez problemu dostrzegasz punkt spotkania, który został opatrzony lewitującymi balonami układającymi się w hasła "19 urodziny Adeli" i "21 urodziny Maxa".
Na miejscu czeka na Was grill, pyszne jedzenie spod ręki Honeycottówny i wspaniałe drinki z pubu Maxa. Bawcie się dobrze!
Jedzonko
Adela, jak przystało na Honeycottównę zaopatrzyła przyjęcie z całą masę jedzenia. Nie obyło się na samym kocu piknikowym - poza grillem, ona i Max musieli przywołać stół, który uginał się od pyszności: poczynając od klasyków jak grillowany kurczak, czy pieczone ziemniaki, przez pyszne sałatki, aż po wspaniałe czarodziejskie i mugolskie przekąski.
Uwaga! Jeśli potrzebujesz więcej wrażeń, możesz wykonać nieobowiązkowy rzut kostką k6. Jeśli nie masz ochoty, po prostu ciesz się jedzeniem i dobrą zabawą :)
Kostki - jedzenie:
1 - La bella vita 2 - Malinowy zawrót głowy 3 - Płetwalki 4 - Czarodziejskie bliny 5 - Kanarkowe kremówki 6 - Lizak w kształcie serca
Opisy reakcji Twojej postaci na poszczególnie potrawy znajdziesz w spoilerach (poza słodyczami, tam napisane wprost) w spisie.
Drinki
Nie po to Max ma swój klub, żebyście siedzieli o suchym pysku. Na imprezie poza wódką i piwem, znajdziecie też pyszne kolorowe drinki, które bez wątpienia poprawią Wam humor.
Uwaga! Jeśli potrzebujesz więcej wrażeń, możesz wykonać nieobowiązkowy rzut kostką k6. Jeśli nie masz ochoty, po prostu ciesz się wybranymi przez Ciebie drinkami bez żadnych konsekwencji poza stopniowym upijaniem się :)
Kostki - napoje:
1 - Czerwony drink sprawia, że przez 2 posty czujesz duży pociąg do ostatniej osoby, z którą miałeś/aś bezpośrednią interakcję. 2 - Zielony drink porwie Cię do tańca. Na najbliższe 3 posty stajesz się królem/królową parkietu i dobrej zabawy! 3 - Nie wiem, co Max dodał do Twojego drinka, ale ewidentnie stajesz się bardziej pijany/a. Może pora chwilę przystopować. 4 - To chyba jakiś żart. Twój fioletowy drink sprawia, że nagle rośniesz o 10 centymetrów. Efekt utrzymuje się do końca imprezy. 5 - W życiu nie piłeś/aś tak dobrego drinka. Nic ci się nie dzieje, ale masz nadzieję, że Max zdradzi Ci recepturę. 6 - Różowy drinki sprawia, że przez 2 posty czujesz się zadurzony w Maxie lub Adeli (w zależności od orientacji, bi osoby mogą wybrać).
Dodatkowe atrakcje
Żarełko, drinki, muzyka i doborowe towarzystwo to dla Ciebie za mało? Przygotowaliśmy dla Ciebie dodatkowe atrakcje!
1. Z boku mamy stanowisko do beer ponga. Jeśli masz ochotę na taką rozgrywkę, zaznacz to na końcu swojego posta. Jeśli zbierzemy odpowiednią ilość, to Adela odpali grupowego beerponga z mechaniką.
2. Weź udział w konkursie na najwięcej zjedzonych nuggetsów w minutę. Rzuć 2 kostkami k6, żeby przekonać się, ile Twoja postać zjadła nugetsów w tym czasie. Konkurs jest oczywiście nieobowiązkowy, dzieje się on pobocznie i w każdej chwili możesz podejść do stolika, gdzie NPC znajoma Adeli policzy Ci czas. Na zwycięzcę czeka nagroda!
3. Dopóki nie wypijesz, zachęcamy do skorzystania z uroków kąpieli w wodzie. Rzuć jednak kostką k6. Jeśli wypadnie 1, coś ugryzło Cię w nogę i ta zaczyna puchnąć. Co z tym zrobisz, zależy od Ciebie :)
Kwestie techniczne
Dodaję krótki opis zasad rozgrywki - nic zobowiązującego, raczej podsumowanie, żeby było nam łatwiej: 1. Fabularnie impreza odbywa się 15 czerwca późnym popołudniem i wieczorem. 2. Dostaliście na nią zaproszenia dość spontaniczne, a fakt, że jest to impreza łączona, powoduje dosyć specyficzny wybór gości, także spróbujmy się nie pozabijać xD 3. Nie określam jakiejś kolejności, myślę, że każdy będzie sobie kontrolował, żeby odzywać się wystarczająco często. Zachęcam jednak do krótkich postów, bez wielkich rozkmin, żeby nam to nie stało. 4. No i bawmy się dobrze! Zachęcam wszystkich zaproszonych do przyjścia (jakby co to na swojej poczcie możecie zobaczyć, kto Was zaprosił XD) i zabierania towarzystwa.
W tym roku właściwie nie planowała robić imprezy urodzinowej, ale gdzieś przypadkiem zgadała się z @Maximilian Felix Solberg, że obchodzą urodziny dzień po sobie. Wprawdzie dzieliły ich dwa lata i domy w Hogwarcie, ale dogadywali się tak świetnie, że wspólna imprezka brzmiała jak idealny plan. W kilka dni dopięli wszystko – poczynając od miejscówki i zaproszeń, przez jedzenie, aż po drinki. Adela była pewna, że będzie świetnie – dołożyła aż za wiele starań, bo normalnie wystarczało jej kilka butelek wina skrzatów i dobre towarzystwo, a tym razem ewidentnie za bardzo się zafiksowała na to, żeby było idealnie. Pierwszy raz od feralnego wesela w Himalajach faktycznie się odstawiła – założyła ładną różową sukienkę (pod którą miała strój kąpielowy), nakręciła włosy i zrobiła staranny makijaż. Była pewna, że grill i popijawą udadzą się wspaniale, choć trochę obawiała się gości, których pospraszał Max. Nota bene, dla niego przygotowała specjalny prezent - pięknie opakowane składniki do eliksiru Felix Felicis oraz butelkę miodu pitnego od Honeycottów. Była przekonana, że będzie zadowolony. ---------------- Wszystkie instrukcje w poprzednim poście, jak zbierze się trochę ludzi, to wjadę z tortem.
Zdziwiła się, gdy otrzymała zaproszenie na urodziny Adeli i Maxa. Ale wbrew pozorom, było to bardzo miłe zaskoczenie. Od czasów Inverness była bardziej dzika niż okrzesana i odbijało się to czkawką na wielu jej znajomościach. Stroniła od ludzi, wsłuchiwała się muzykę, która grała wiecznie na nowo zakupionym muzogramie i prześlizgiwała się po szkolnych korytarzach w nadziei, że jej nikt nie zauważy. Co nie zmieniało faktu, że imprezki nie zamierzała sobie odpuszczać. Ubrana w zwiewną, niebieską sukienkę boho kroczyła dumnie przez błonia. W jednej ręce miała prezent dla Adeli, zaś drugą trzymała @Ricky McGill. Wcale nie przyciągnęła go tu siłą, wcale. - No chodź, obiecuję ci, że będzie super! Adela i Max na pewno bardzo się ucieszą, a jakbyś miał tak zupełnie dość to pójdziemy do mnie, przecież mam już materac i praktycznie wolną chatę – mruknęła mu do ucha, wyszło to może zdecydowanie mniej grzecznie niż planowała, ale intencje miała czyste. Szybko jednak zamilkła, bo już dotarli na miejsce i już witali się z solenizantami. - Adela, kochana! Wyglądasz jak milion galeonów, życzmy ci wszystkiego n a j l e p s z e g o! – rzuciła się na Gryfonkę, żeby ucałować jej policzki i wręczyć prezent skromny, ale za to od serca. Była to niewielka paczuszka z różowego papieru, w którą zapakowano personalizowany fartuch z imieniem Adeli i podobizną mistrzyni kuchni, Morgany Czarossler. Która ogólnie ślicznie się uśmiechała, ale jeśli coś zbabrzesz przy garach z pewnością zada to najważniejsze, fundamentalne pytanie. No ale Adeli to z pewnością nie grozi, w końcu jest z Honeycottów! Ach, a propos nich Ryszard i Vera dorzucili do tego rzecz jasna ogromną bombonierkę z rodzinnej fabryki. Słodkie czekoladki dla słodkiej dziewczyny! Potem Seaver zwróciła się Maxa. - Solbi! Sto lat, sto lat! Dziękujemy za zaproszenie, wszystko wygląda cudownie! – Uśmiechnęła się i po chwili zawahania przytuliła się do chłopaka. No, może nie znała go tak dobrze jak Adeli i być może jej obecny chłopak prawie mu kiedyś rozwalił ryj bombardą, ale nie miała przecież powodu, żeby go nie lubić. Szturchnęła delikatnie Ryszarda, żeby podarował mu jego prezent i rozejrzała się dookoła. Korciło ją, żeby już teraz pozbyć się sukienki i wskoczyć w stroju do jeziora, ale najpierw chciała się czegoś napić, a może powinna zjeść? Tyle opcji! Co za cudowne popołudnie!
#nacechowany: drzemie we mnie zwierzę (zachowanie)
Ricky McGill
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188
C. szczególne : irlandzki akcent | zapach błękitnych gryfów
Jeśli fakt, że mimo nieśmiałości zżerającej go powoli od środka poszedł z Verką na i m p r e z ę (i to taką, która z uwagi na solenizantów zapowiadała się raczej na szalony melanż a nie kulturalne siedzenie przy piwku) nie był ostatecznym i najważniejszym potwierdzeniem jego szczerych uczuć do dziewczyny, to nie wiedział co mogłoby nim być. Cierpiał, ale starał się tego nie okazywać, bo skoro już uległ jej namowom (nie do końca pewny czy w ogóle miał jakikolwiek wybór) i zjawił się nad jeziorem, to nie zamierzał teraz spędzić wieczoru na marudzeniu i psuciu jej zabawy. Spłonął rumieńcem, słysząc kuszącą propozycję Werki o wolnej chacie, bo chociaż najchętniej urwałby się do niej już teraz zaraz i sprawdził czy niebieska kiecka wyglądałaby równie dobrze na podłodze co na dziewczynie, to jednocześnie bardzo się tą wizją zawstydził. - Jasne. Będzie super - powtórzył tylko bez przekonania, patrząc pod nogi i ściskając kurczowo jej dłoń tak jakby się bał, że mu gdzieś ucieknie. Od razu podeszli do solenizantów, chociaż Ryszard raczej niepewnie, czając się trochę za ramieniem Werki, co było bez sensu, bo całkiem sporo go wystawało. Ku jego uldze, partnerka elegancko ogarnęła składanie życzeń, podczas gdy on uśmiechał się bardzo niezręcznie i przygotowywał mentalnie na to, że prędzej czy później będzie musiał się odezwać i najlepiej jeszcze uściskać ich oboje. - Yyyy... wszystkiego najlepszego - wymamrotał, gdy poczuł szturchnięcie i wręczył @Maximilian Felix Solberg prezent w postaci butelki wykwintnego, unikatowego bimbru wykonanego przez siebie osobiście według tajnej czeskiej receptury wzbogaconej poradami skrzata Irka, a także stylowy kask motocyklowo-imprezowy z uchwytami na piwko i rurkami do picia. Przybił Solbiemu niemrawą sztamę jako uzupełnienie życzeń, a potem szybko uściskał @Adela Honeycott. - Sto lat - dodał kreatywnie z nadzieją że to wystarczy. Kiedy odeszli na bok, mimowolnie rozejrzał się w poszukiwaniu Marleny, licząc na to że siostra przyszła wcześniej i już kręci się gdzieś w tłumie; niestety, wyglądało na to że byli tu jednymi z pierwszych gości i musieli radzić sobie sami. Chociaż, może to i lepiej, że ludzie dopiero się schodzili, była mniejsza szansa, że ktoś ich zagada albo odwróci uwagę jego dziewczyny. - Nie zostawiaj mnie, dobra? - poprosił Werkę szeptem na wszelki wypadek, autentycznie przerażony wizją w której zostaje tu sam. Wtedy jego wzrok padł na bar i wiedział już, że ratunek jest tylko jeden. - Idziemy po drinka? Muszę się napić. Dużo i szybko - stwierdził, bez czekania na odpowiedź prowadząc Ver w stronę trunków. - Wiesz w ogóle, kto jeszcze ma tu być? - zapytał jeszcze nieco nerwowo, uznając że lepiej być przygotowanym na to, z kim przyjdzie mu się mierzyć - w rozmowie i zabawie. I pomyśleć, że nie tak dawno sam był kierownikiem imprezy i naczelnym wodzirejem na wiksach...
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Mógł powiedzieć, że Adelka z nieba mu w tym roku spadła. Przez natłok obowiązków prawie zapomniał o swoich urodzinach, a przecież nigdy nie odpuszczał takiej okazji do imprezkowania! Bardzo chętnie przyjął więc propozycję łączonej celebracji. Oznaczało to więcej ludzi i pewnie więcej możliwości na odpierdol, na co Max pisał się całym sobą. Pogoda dopisywała i choć chłopak wciąż nie czuł się najlepiej po ostatnich drinach z eliksirami, to wyglądał prawie jak młody bóg, w rozpiętej koszuli i luźnych szortach. Wszystko oczywiście dopełnił okularami przeciwsłonecznymi i zadbał o zakrycie blizn, żeby nikt nie podejrzewał, że to jego ostatnie urodziny. -Wszystkiego najlepszego słońce! Nieźle wyglądasz. - Przywitał się z @Adela Honeycott , ściskając ją i całując w policzek, gdy zawitali jako pierwsi na miejsce. Zaraz też wręczył jej prezent, na który składały się kuchenne rękawice z jej inicjałami i fartuch madame Pudee z przekrojem sushi i napisem "zwijam się ze śmiechu", który miał tę magiczną moc, że gdy ten, kto go ubierał się śmiał, składniki faktycznie zwijały się w rolkę sushi. -Jak myślisz, ilu będziemy wyciągać z jeziora lub ogniska? - Zapytał żartobliwie, zaraz potem uśmiechając się jeszcze szerzej, gdy zobaczył @Veronica H. Seaver w towarzystwie @Ricky McGill . -Dzięki, dzięki. Rozgośćcie się i bawcie dobrze. - Wyściskał ich i odebrał prezenty, które oczywiście były trafione, bo alkoholu, a szczególnie bimberku, to raczej nie miał w zwyczaju marnować.
- Tobie również wszystkiego dobrego, Max! - odwzajemniła życzenia z uroczym uśmieszkiem, po czym rzecz jasna podała mu jego prezent. Szczerze powiedziawszy nie była pewna, czy lepszy trafem będą składniki do Felixa, czy ten miód pitny, ale miała nadzieję, że tak czy siak @Maximilian Felix Solberg będzie zadowolony - I też świetnie wyglądasz! Od razu odpakowała prezent od kumpla, oczywiście wychwalając pod niebiosa i fartuch, i rękawice. Oczy jej się zaświeciły z zachwytu nad tymi cackami, więc Solberg od razu mógł zobaczyć, jak bardzo prezent jej się podobał. - Obawiam się, że co najmniej połowę - zażartowała. Śmieszki, śmieszkami, ale w końcu przyszli pierwsi goście. Adela bardzo ucieszyła się z obecności @Veronica H. Seaver, która ostatnio raczej stroniła od ludzi. Pozytywnie zaskoczył ją duży entuzjazm Krukonki. - Cześć kochana, serdeczne dzięki - odparła z uśmiechem, ściskając dziewczynę i natychmiast komplementując jej sukienkę. Natychmiast ścisnęła też @Ricky McGill, który dla odmiany wyglądał na dziwnie wycofanego, więc postanowiłam mu nie truć nadmiernie dupy, tylko się witając: - Hej Ricky, super, że przyszedłeś! Gdyby miał ich wszystkich dosyć - nad jeziorem było sporo miejsca, by odpocząć w ciszy. Między rozrywaniem papieru i zachwycaniem się nad kolejnym prezentem, Adela wskazała gościom stół, zachęcając do korzystania z przygotowanych pyszności.
Podziękowała ślicznie Adeli za komplement, posłała również wiele mówiące spojrzenie Maxowi. Ale jej uwaga nie była w stanie w pełni skupić się na jubilatach, bo widząc to, jak magia chyba wróżek dalej działała na Ricky'ego, krajało się jej serce. Owszem, jej również dokuczała, ale w zgoła inny sposób - dodawała spontaniczności, niekoniecznie tej dobrej, ale póki co się działo się przecież nic złego. Nie mogła zrobić nic więcej, niż tylko po prostu ścisnąć go mocniej za rękę, tym samym jasno pokazując wszystkim, że nie są już bynajmniej na stopie koleżeńskiej. Nie przejmowała się tym, miała w nosie, co powiedzą o nich ludzie, dla niej liczyło się, że sytuacja pomiędzy nimi była wyklarowana i wszystko zmierzało jednak ku dobremu. Odeszli na bok i gdy tylko usłyszała jego szept, uśmiechnęła się do niego wdzięcznie. Chciała się przytulić, ale nie zamierzała go jeszcze bardziej onieśmielać. - No co ty, chyba zwariowałeś. Nie mam takiego zamiaru - szepnęła mu na ucho, a musiała się nieźle wygimnastykować, żeby do niego sięgnąć. A potem zdusiła w sobie i pisk, i chichot, bo poczuła, jak Ricky ciągnie ją w stronę alkoholu. - Dużo i szybko powiadasz? No cóż, takiej propozycji ci nie odmówię. Zaśmiała się, biorąc do ręki dwa kubki. Nalała im po sowitej dawce whisky nie bawiąc się w półśrodki i lanie na trzy palce. Wręczyła jeden kubek Ryszardowi, a w jej oku tliło się coś niebezpiecznego. Czy znał ją od tej strony? Chyba jeszcze nie. - Nie mam pojęcia. Ale spodziewam się, że sporo osób. Sporo ciekawych osób i pewnie sami znajomi. Ale nie ma co się pieścić, Ricky, pijemy! – rzuciła, w jednej ręce dzierżąc kubek, zaś drugą kładąc mu na ramieniu. Skoro naprawdę chciał pić dużo i szybko nie zamierzała go zostawiać na lodzie. Choć nie sposób powiedzieć, jak alkohol wpłynie na jej dzikość i spontaniczność.
#nacechowany: drzemie we mnie zwierzę (zachowanie)
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Wróżki wyjątkowo wiele w tym roku pokomplikowały. Teleportowała się gdzieś w okolice jeziora, niepewna dokładnego miejsca zbiórki, decydując się na przejście tych ostatnich metrów pieszo. Na szczęście nie miała daleko, a głosy zbierających się przy brzegu imprezowiczów skutecznie sprowadziły ją na dobrą drogę. - Czeeeeeeeeeść - przywitała się przeciągle, już z daleka machając @Adela Honeycott. - Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! - złożyła życzenia raz jeszcze, niestety bez większych czułości, bo chociaż co roku dołączała jakieś śmieszne wstawki, przez które rechotały ze śmiechu. - Obawiam się, że Cole'a nie będzie, a szkoda, bo może w twoje urodziny faktycznie by Cię pocałował - rzuciła jeszcze, niespecjalnie ważąc słowa, ale może Adela nie zauważy, że Milburn była jakaś... Dziwna? Dostała wszak przed chwilą pudełko ze zwierzęcą klepsydrą oraz kolczykiem w kształcie maski teatralnej. - Solbeeeerg - tym razem przeciągle zwróciła się do wielkiego Ślizgona. - Sto lat, sto lat, obyś za te... Dwa lata wyglądał równie dobrze jak teraz - rzuciła żartobliwie, wyciągając zza pazuchy niewielki pakunek. Wstyd przyznać, że prezent dla Maximiliana wymyśliła nieco wcześniej niż upominek dla swojej najlepszej przyjaciółki, ale co z tego, skoro opakowany w piękne historie i motywy skarabeusz teraz tak ciężko leżał w jej dłoniach? - Eee - zawiesiła się nieco, nie wiedząc, co powiedzieć. - To dla Ciebie - dodała, wręczając mu pakunek. - Słyszałam, że to pozwala się uspokoić, więc może się przyda jak będziesz miał znów taki epizod jak wtedy w szklarni czy coś - wyjaśniła bardzo pobieżnie, o co jej chodziło z całym tym skarabeuszem, ale w ostatnim czasie była beznadziejna w doborze słów i wyszło strasznie topornie. Przynajmniej wyglądała jak gwiazda w swojej czerwonej sukience, pod którą, w przeciwieństwie do zebranych, nie miała stroju kąpielowego. Po ostatnich pokazach bielizny nie zamierzała zrzucać przed nimi ubrań, szczególnie że akurat wszyscy tu zebrani mieli już okazję podziwiać jej tyłek w pełnej okazałości.
Nad jezioro, pomimo pięknej pogody, przyszedł w dresie. Pewnie przybiegłby, bo ładna pogoda i okolice takie akurat na bieganie, ale czuł się jak gówno już od egzaminów, dziś z rana w myślach spisywał testament, a koło południa pewien był, że nie podoła wyjściu z dormitorium, a co dopiero z lochów. Ostatecznie jednak, jak widać, nie wiadomo jakim cudem, może to ta legendarna magia przyjaźni, pojawił się nad Magicznym Jeziorem, bo nie mogło być inaczej. Odpalił papierosa, oglądając jachty zacumowane na wodzie, aż nie dostrzegł w oddali grupki ludzi i światełek, sygnalizujących miejsce imprezy. Pora włożyć swoje najlepsze aktorskie buty i nie spierdolić dwójce ulubionych ziomeczków ich imprezy. - No eluwka. - zaszedł @Adela Honeycott od tyłu i cmoknął ją w policzek, po czym zarechotał dumny z tego, że zdołał ją zaskoczyć na tyle, by tego urodzinowego buziaka jej sprzedać - Co to już, osiemnaście? - zmrużył oczy, jakby nie mógł doczytać napisu na banerze, po czym podał jej torebkę z drobnym upominkiem, którym się okazał plecak dla dojrzałych dorosłych kobiet oraz prosty, mały pierścionek. Prawdziwe prezenty wysłał jej pocztą, ale co się będzie wychylał i przytłaczał ją niezręcznymi koniecznościami podziękowań. - Wszystkiego najlepszego, oby Twój mózg wciąż pracował jak zawsze, czyli na tyle dobrze, by zdawać z roku na rok, ale na tyle słabo, żebyś dalej zgadzała się być moim obiektem eksperymentalnym. - uściskał ją w tych niedźwiedzich ramionach, po czym rozejrzał się za swoją drugą szarą komórką, co nie było trudne, bo obaj byli wielkimi debilami. - Halo! - pomachał do @Maximilian Felix Solberg by zaraz zbić z nim piątkę i uścisnąć go serdecznie - Wszystkiego najlepszego stary. Chciałem Ci sprezentować taki katamaran - wskazał jeden z dryfujących na wodzie - ale powiedzieli, że mają ograniczenia wagowe i okazało się, że takie krowy jak jak i Ty na raz nie mogą pływać, więc co to za impreza. - wzruszył ramionami, podarowując mu, cóż, bardzo wyszukaną butelkę wódki. Miał dla Solberga zupełnie inny prezent, ale to nie rozmowa na wieczorną imprezę. Rozejrzał się po obecnych, zauważając Seaverównę ze swoim dżolero i Milburn, której majtki, dzięki temu dżolero, miał okazję zobaczyć wraz z całą resztą obecnych na kółku. Kiwnął do niej porozumiewawczo głową, bo w sumie dotarł i nie było co panikować, a przecież kazał jej się zainteresować, jakby się nie pojawił. Zaciągnął się raz jeszcze i rzucił peta w trawę, gdzie transmutował go w ślimaka. Bardzo trudno było mu utrzymać spojrzenie na czymkolwiek bo co chwilę tracił w oczach ostrość, przez co uznał, że czas się napierdolić, przynajmniej będzie wymówka, że widzi podwójnie.
Ricky McGill
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188
C. szczególne : irlandzki akcent | zapach błękitnych gryfów
Powstrzymał westchnięcie, które cisnęło mu się na usta kiedy usłyszał że nad jeziorkiem pojawi się "sporo osób" i pokiwał tylko głową na znak że okej, że nie ma sprawy. Powinien się na te wieści ucieszyć, powinien być w swoim żywiole, powinien wyskoczyć na środek i zaśpiewać piosenkę Czarostatek z dedykacją dla Adelki, a potem dla hecy wrzucić Solberga do jeziora, ale... no właśnie. Nie był sobą i jedyne na co się odważył to rozmowa z Werką i zasugerowanie napicia się. Albo raczej upicia, biorąc pod uwagę to jak entuzjastyczne i hojnie dziewczyna polała alkoholu. Nie żeby mu to jakkolwiek przeszkadzało, ale nieco zaskoczyło - tak jak co rusz zaskakiwała go ta towarzysząca jej od momentu wróżkowej wyprawy dziwna dzikość. - A... no miałem proponować że ci zrobię jakiegoś super drinka, bo nie wiem czy wiesz ale byłem kiedyś prawie profesjonalnym barmanem w luksusowym klubie... A tak serio to w Geometrii - zarzucił ciekawostkę ze swojego życia i chwycił za kubek - Ale może masz rację. Nie ma się co pieścić - orzekł, uniósł rękę jak na mini toast i obalił wszystko na raz; zrobiło mi się przez chwilę bardzo gorąco, potem trochę niedobrze, ale już po chwili było git i uraczył Werkę uśmiechem. Który jednak przygasł w momencie gdy jego wzrok padł na @Kate Milburn i natychmiast powróciło do niego wspomnienie KRT. Dotychczas wspominał je po prostu jako fajną drakę jakich wiele w jego życiu, z nutką poczucia winy i żalu że bezmyślny wybryk skończył się obrażoną śmiertelnie koleżanką, ale teraz... teraz zalała go fala zażenowania. A na wspomnienie majtek Kate - okropny rumieniec. - Ja pierdolę, Kasia tu jest, zaraz zapadnę się pod ziemię ze wstydu - szepnął przejęty do Very i zadreptał nerwowo w miejscu, patrząc na nią jakby miała zapewnić mu wybawienie. Oby tylko dziewczyna do nich nie podeszła, ani w ogóle nikt. Zdecydowanie nie był gotowy na jakiekolwiek konfrontacje.
Zaczęli pojawiać się kolejni goście, a Adela była zadowolona z przebiegu przyjęcia. Wydało jej się, że nic nie zepsuje jej humor, aż do momentu, gdy miłe życzenia @Kate Milburn zostały przecięte tekstem o Cole’u. Mimo, że Honeycottówna zauważyła dziwne zachowanie koleżanki, trwające od przygody z wróżkami i byłą wyrozumiała, to ten tekst wcale jej nie rozbawił, wręcz przeciwnie – odrobinę zbladła i po przyjęciu prezentu, poszła po drinka. Humor poprawił jej się dopiero po pojawieniu @Lockie I. Swansea, który zaskoczył ją całusem w policzek. - Czeeeść – powiedziała z uśmiechem – No będzie z osiemnaście albo siedemnaście. Kto by to liczył? Jeśli Lockie myślał, że wysłanie „prawdziwych” prezentów pocztą, a danie osobiście tych powstrzyma gorącą falę podziękowań, to naprawdę grubo się mylił. Można było wręcz powiedzieć, że po zobaczeniu plecaka, Adela niemalże poskoczyła z wrażenia, a jej twarz rozświetlił najpiękniejszy z uśmiechów. Natychmiast włożyła na siebie pszczółkowy plecak, absolutnie nie zważając na to, że najpewniej nie pasuje jej do outfitu – wiedziała już, że w najbliższym czasie plecak będzie jej towarzyszył niemal wszędzie. - JEST. ABSOLUTNIE. CUDOWNY. DZIĘKUJĘ – wyrzuciła z siebie, podskakując. Natychmiast wspięła się na palce i również pocałowała Lockiego w policzek. Z równym entuzjazmem przyjęła uroczy pierścionek. W związku z poprawą humoru, zaczęła zachęcać gości do skosztowania potraw i korzystania z zabawy.
Wszystko było ostatnio jakieś... Inne. Kate czuła, że coraz ciężej było jej dogadać się z ludźmi, z którymi kiedyś była naprawdę blisko i sądziła, że tworzyła wartościowe, trwałe relacje. Cały ten rok był do dupy i im dalej w niego brnęła, tym gorzej się to dla niej kończyło. Nie wiedziała, czy zmiana w jej zachowaniu wynikała z całej tej wyprawy na poszukiwanie jakichś tam dworów i wróżkowych królów, bo jeśli miała być szczera, nie widziała w samej sobie wad w tej materii. Jej zdaniem to Adela była inna i jej nagłe usunięcie się z konwersacji pod pretekstem wzięcia drinka zostało skomentowane przez Kate wyłącznie uniesieniem brwi. Cóż, może nie była w tej chwili godna uwagi solenizantki - w przeciwieństwie do kolejnego gościa, który dotarł nad jezioro. Nie wiedziała, czemu pisał do niej przed całą tą imprezą. Skoro utknął w dormitorium (co samo z siebie wydawało jej się ogromnie dziwną wymówką) i potrzebował do rozwiązania tego problemu Solberga, czemu nie pisał wprost do niego? Albo do Adeli, która organizowała z nim całą tę imprezę? Nie mogła powstrzymać się od myślenia, że w całej tej farsie nie była jednak jego pierwszym wyborem, a ostatecznością. I po prawdzie zaczynało ją to denerwować. Podobnie jak spojrzenie @Ricky McGill, które jej posłał - nie musiał ruszać ustami, by dziewczyna wyczytała z jego oczu, że właśnie wyobrażał sobie jej bieliznę. Żałosne. Stała z boku, kołysząc się na prawo i lewo, aż w końcu sama sobie nalała alkoholu do kubeczka, nie mogąc już znieść tych pisków i wszechobecnych całusów. Kto by pomyślał, że Honeycott była tak blisko ze Swansea? Nie mogła nie pomyśleć z goryczą o fakcie, że sama nie usłyszała nawet "pocałuj mnie w dupę" przy okazji własnych urodzin - nieszczególnie skupiając się na fakcie, że wcale nie pozostała mu dłużna, nie życząc mu niczego w jego wielkim dniu. - A więc dotarłeś - zaczepiła chwilę później @Lockie I. Swansea, stając gdzieś obok, nonszalancko trzymając w rękach dwa kubeczki z drinkami, z których jeden miał być dla chłopaka. - Co Cię tak nie chciało wypuścić z dormitorium? - zapytała, upijając łyk. Skrzywiła się. - Ew, gross - skwitowała kwaśno, mlaskając z niesmakiem. - Może chociaż twój jest lepszy...
Adela cieszyła się z każdej kolejnej osoby, która przyszła* na imprezkę. Wszystko zapowiadało się naprawdę dobrze, nawet jeśli sporo zaproszonych osób się nie pojawiło, to mieli przecież przyjemnego grilla, drinki i super czas nad wodą. Humor zdecydowanie podbijał też pszczółkowy plecaczek. Jedyne, co bardzo martwiło Adelę, to niezbyt zadowolona mina Kate, którą gdyby Honeycott miała odrobinę więcej mózgu, bez problemu można by było połączyć z niefortunnymi całusami w policzek z udziałem Lockiego. Niemniej, blondynka nie błyszczała intelektem, a poza tym była jeszcze zirytowana wzmianką o Cole'u, więc nie planowała na razie pochylać się zbyt wiele nad humorem Milburn, szczególnie że ta zaczęła zagadywać o coś Lockiego. Honeycott skorzystała więc z okazji, by zagadać innych gości.
- Na Merlina, Ryszard, co za faux pas! Nie wiedziałam, że potrafisz miksować takie cuda, koniecznie musisz nam coś wykręcić. Ale może to za chwilę – zachichotała, ignorując fakt, że najpierw mówi jedno, a potem zupełnie coś innego. Wypiła duży łyk alkoholu, zacisnęła palce na jego ramieniu i posłała mu rozmarzony, szczery uśmiech. Jej cud chłopak skrywał niejeden talent, przecież dobrze wiedziała, że Geometria to nie byle speluna. - Nie bądź taki skromny, jak dla mnie to jest całkiem wielki luksus. Pewnie swego czasu nasłuchałeś się za barem wiele ciekawych historii, co nie? Gdy zobaczyła, że obalił wszystko na raz, powinna zblednąć. Ale tego nie zrobiła, co więcej – nie zamierzała zostawić go na lodzie, toteż również wyzerowała swój kubek. Ucieszył ją jego uśmiech, słodki jak tysiąc mordoklejek, bo to był grymas przeznaczony tylko dla niej. A potem spoważniał i podążyła za nim wzrokiem, aż wreszcie zobaczyła Kate. Jej również minka zrzedła, ale szybko się zreflektowała, bo musiała być dzielna. Za ich oboje, bo przecież wiedziała, że choć ona była dzika, on musiał sobie radzić z o wiele poważniejszym problemem. Nieśmiały Ricky to dziwny Ricky i choć każde jego wydanie się jej podobało, zdawała sobie sprawę, że on może czuć się niekomfortowo. - Hej, hej. Spójrz na mnie – mruknęła do niego, odkładając pusty kubek na stół. Złapała go za rękę i spojrzała mu prosto w oczy, z całych sił starając się, aby nie dojrzał w nich cienia zwątpienia. - Nie pochodzi i nie podejdzie. A jeśli będzie miała pretensje, to cię wybronię. To było dawno temu i nie zrobiłeś tego specjalnie. Jeśli ona tego nie ogarnia i dalej się dąsa, to jej problem. Nie była pewna, czy to pomoże na jego brak pewności siebie, ale spróbować musiała. Przecież obiecała, że nie zostawi go na lodzie. Poza tym, było tu już coraz więcej ludzi – mogli łatwo wtopić się w tłum i każdy mógł zająć się sobą. - Chodź, zjedzmy coś. To zawsze dobry pomysł – rzuciła beztrosko i porwała małą salaterkę ze stołu. Dziabnęła sałatki, która wyglądała jak kęs domu i bezmyślnie trajkotała dalej. - Mia nonna diceva sempre che il cibo è la cura per tutti i mali. Ascoltate – wzięła kolejny kęs i chyba nie zauważyła, że mówi pierdoli pół inglisz pół italiano. W końcu to był jej drugi (a może nawet pierwszy?) język i nie widziała w tym nic niezwykłego. Nawet kubek whisky wcześniej. - ja wiem, że te wróżki nabroiły, ale nie wmówisz mi, że jesteś nieczarujący. Dla mnie byłbyś doski nawet… - Kęs. - In un sacchetto della spazzatura. Buona questa insalata, ne vuoi un po? Zapytała i bez cienia żenady podała mu kolejną salaterkę, gestem zachęcając, żeby sobie dziabnął i trochę wyluzował.
#nacechowany: drzemie we mnie zwierzę (zachowanie)
Angel Price
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 1.83
C. szczególne : czarujący uśmiech, drobny kolczyk w lewym uchu, gładziutka twarz niczym pupa archanioła no dobrze z lekkim kilkudniowym zarościkiem, czerwone usta o smaku truskawkowym
Ubrany w białą koszulę w motyle i krótkie granatowe spodnie, prezentował się wybornie wraz z dodatkami takimi jak srebrny zegarek i okulary przeciwsłoneczne, które teraz trzymał w lewej dłoni, zdjął je, aby przyjrzeć się miejscu, gdzie odbywała się impreza, spóźnili się i to bardzo. Nie chodziło o Letty, a Angela, który szykował się dłużej niż szanująca się, porządna kobieta. Niestety, ale Castro jeszcze nie wiedziała, że Price potrzebuje wiedzieć o imprezie co najmniej dwa tygodnie wcześniej, bo tak to zdarzały się właśnie takie sytuacje. Kubankę poznał dosyć niedawno, obronił ją przed oblechami z Szatańskiej Pożogi, a tam nie brakowało takich. Pracował tam i widział niejedno. Zastanawiał się, czemu jeszcze nie rzucił tej roboty, skoro w modelingu zarabiał lepiej, ale po prostu wiedział, że wybieg był nieprzewidywalny. Nigdy nic nie wiadomo w biznesie przepychu i pięknych ciał. Prawą ręką otoczył troskliwie Letty (chociaż ten gest tak mogło odebrać otoczenie, w rzeczywistości Anioł przez to mówił "ona jest moja, żaden frajer się do niej nie zbliży"), która od razu wpadła mu w oko, jak każdemu Anglikowi jej egzotyczna uroda, nie wiedział, co robiła wtedy w Szatańskie Pożodze, ale pewnie przyszła dla niego dla Angela Price, znanego modela, wizbookowego artysty! Był święcie o tym przekonany, zresztą zaprosiła go na imprezę w ramach podziękowania, bardzo mu się to podobało. Balanga z młodzieżą, jak mu brakowało tych studenckich popijaw, na których mógł pokazać klasę. - Prowadź mnie piękna. - Szepnął do dziewczyny, uważając, że wygląda cudnie, chociaż wiedział, że z jego blaskiem nikt nie mógł się równać, to cieszył się jak skrzat, który uzyskał wolność, że jest tutaj z Letty; zaprosiła go w ramach podziękowań za odważny gest Angela. No cóż, czasami opłacało się być dobrym samarytaninem i jakimś cudem nie skończyć na komisariacie. - To mówiłaś, że to urodziny Maxa i...? - Tej drugiej nie znał, Solberga kojarzył, bo grzech byłoby nie znać takiego faceta, właściciela pubu Pure Lux, speca od eliksirów, a ta druga... Kurde miała chyba jakieś takie nazwisko brzmiące jak paczka krówek klej mordek, ale ręki nie dałby sobie za to uciąć. Spojrzał na Letty, uśmiechnął się do niej słodko i założył ponownie okulary.
Spóźnili się? Nie zauważyła. Godzina to były tylko śmieszne cyferki, które rzucało się z przyzwoitości, żeby orientacyjnie wiadomo było, kiedy spotyka się między ludźmi. Dla niej to były losowe daty – niezobowiązujące ustalenia. Nawet czekanie na Angela nie robiło na niej wrażenia. Mieli spotkać się u niej w Dolinie Godryka, a ostatecznie to ona przyszła do niego. Była ciekawa, jak mieszkał, ale bardziej niż tego, była ciekawa jego procesu przygotowywania się do imprezy. Weszła jak do siebie, z ciekawością dojrzewającej dziewczyny oglądając go przez szparę w drzwiach, kiedy się przebierał, a on, w przeciwieństwie do wielu anglików, jakich obserwowała przed nim (może nie bez koszulki, w trakcie przebierania), nie czuł wstydu. Otworzył dzwi specjalnie? Nie była pewna, ale oboje odrzucili konwenanse. Nie wspominali o tym wcale, ale nie było o czym, bo żadne nie było skrępowane. Znaczył swój teren. Wiedziała, że to robi. Znała już te zagrania, ramię zarzucane na biodro, usta blisko jej ucha, żeby podkreślić, że przyszli razem. Nie przeszkadzało jej – schlebiał jej. Mało w Wielkiej Brytanii było facetów tak bezwstydnych i tak odważnych, żeby bez cienia wątpliwości podkreślać, co należy do nich. A chociaż ona nie należała, mogła pozwolić mu tak myśleć, albo nawet oddać mu się na ten jeden wieczór, chociaż nie jako własność, a partnerka imprezy. Zaśmiała się szczerze rozbawiona, że myślał, że do tego wystarczy nazwać ją “piękną”. — Oj, amigo, nikt Ci w to nie uwierzy. Dłużej patrzyłeś w lustro we własnym pokoju, niż w moim kierunku przez większośc drogi. Poklepała go po ramieniu i tanecznym krokiem, korzystając ze wsparcia jego ręki, wyplątała się spod jego splotu, niespecjalnie, albo całkiem przemyślanie, pozwalając, żeby długie loki omiotły jego twarz – jako drobny “plaskacz”, za tę zniewagę. Wraz z nimi otoczył go zapach pomarańczy i olejku arganowego. Zatrzymała się przodem do niego, na dźwięk zadanego pytania. – Adela? — pytała jego. Nie znała Adeli bardzo dobrze, mijały się na korytarzach, kojarzyly, kilka razy zamieniły ze sobą kilka słów, nie nazwałaby jej przyjaciółką, ani może nawet nie koleżanką, ale przecież na kubie nie trzeba było być przyrzeczonym przyjacielem, żeby wybrać się na wspólną imprezę. Dlaczego w Wielkiej Brytanii miałoby być inaczej? — Wyzywam cię, Angel. Nie wytrzymasz pięciu minut bez samouwielbienia.
C. szczególne : czarujący uśmiech, drobny kolczyk w lewym uchu, gładziutka twarz niczym pupa archanioła no dobrze z lekkim kilkudniowym zarościkiem, czerwone usta o smaku truskawkowym
Podobała mu się, lubił takie kobiety, ciekawe, bezpruderyjne, które pieprzyły konwenanse. Sam był bezwstydnym, zapatrzonym w siebie egocentrykiem, noszącym przy sobie co najmniej dwa małe lustereczka, które kolekcjonował, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Już wiedział, że kolejne galeony wyda na pokój luster czy coś w tym stylu, aby móc godzinami wpatrywać się w swoje boskie oblicze. Śmiała się cudownie, kochał, kiedy bawił dziewczyny w sposób, o którym sam nie za wiele wiedział, ale był święcie przekonany, że to po prostu jego urok, uwiódłby niejedną półwile, za nim ta uczyniłaby te magiczne czary mary. Jej czarne loki, omiotły jego twarz, a zapach, jaki go uderzył był bardzo przyjemny, miał słabość do wszelakich kosmetyków, a z pewnością do perfum. Nie raz wydał ostatnie galeony na chleb, żeby kupić sobie markę tak drogą, że same niebiosa przestawały grać na widok tego, co czynił Angel, ale ten mężczyzna wiedział co w życiu ważne i ważniejsze. - Och. - Machnął ręką, jakby jej uwaga nie zrobiła na nim żadnego wrażenia. - Ale ja przecież szykowałem się dla Ciebie. Taka cudowność, jak Ty nie może pokazać się z byle jak wyszykowanym mężczyzną, może jestem przystojny, ale każdy kwiat potrzebuje troski, aby wyglądać tak. - Zaprezentował się przed nią, kładąc ręce na biodrach, niemal szykując się na wybieg — miał to we krwi. - Adela? - Powtórzył za nią, zastanawiając się, czy imię to jest przypisane do jakiejś piękności, zaraz jednak wyleciało mu to z głowy, kiedy padło wyzwanie, a Price uwielbiał zakłady, zwłaszcza o coś. Kubanka miała ikrę, wiedział, że czymś go jeszcze zaskoczy. Dawno nie spotkał takiej dziewczyny, ale może dlatego, że była z innego świata. - Przyjmuje wyzwanie, ale... - Zsunął lekko okulary na nos niczym profesor przyglądający się psotliwej uczennicy. - Co będę z tego miał? - Uśmiechnął się łobuzersko, niemal będąc przekonanym, że z pewnością uda mu się wygrać w tę grę, bo przecież Angel Price były gryffon, naczelny łamacz serc, czarodziej grzeszący odwagą, zwłaszcza jeśli chodzi o odwalenie numeru życia, mógł podołać takiemu zadaniu jak wytrzymanie przez pięć minut bez samouwielbienia. Musiał jednak mieć odpowiednią motywację, która stała właśnie przed nim ubrana tak, że sam anioł stróż Angela zagwizdał z zachwytu.
Zaśmiał sie jak pies: - No wiadomo, że ja. Jak już jesteś pełnoletnia, to wiesz... - pokiwał brwiami i uśmiechnął się, kiedy założyła pszczółkowy plecak. Zaskoczony niespodziewanym buziakiem aż się potknął, bo no nie był szczególnie przyzwyczajony do nieoczekiwanego kontaktu fizycznego, szczególnie na twarzy, która górowała kawał drogi od przeciętnego nastolatka, nawet mimo, że Adela nie była szczególnie malutkim liliputkiem. - Na zdrowie, na zdrowie. - machnął ręką - Ludzie sie schodzą. - zauważył, chcąc zwolnić ją z niezręcznej konieczności wylewnych podziękowań i dać furtkę potencjalnej ucieczki. Kiedy jedna gryfonka pomknęła zajmować się swoimi gośćmi i swoją imprezą, druga wyrosła jak spod ziemi, przypominając Swansea swoją obecnością, że prawie dziś umarł. - Dotarłem. - potwierdził, kiwając głową i wziął z jej ręki kubek z drinkiem, obserwując ją uważnie. Coś było w niej zupełnie nie-kate-owego, ale tak długo się wymijali, że stracił umiejętność wyczucia co właściwie. Wahał się, przez krótką chwilę, czy dzielić się z nią swoimi rewelacjami zdrowotnymi. Od jakiegoś czasu spontanicznie przestawały mu działać mięśnie, jak mu dziś odjęło nogi pod prysznicem to z poziomu terakoty był w stanie tylko przyzwać wizzbooka. Nie chciał psuć Solbergowi imprezy, a jedyną osobą, której miał pewność, że na tej imprezie będzie, była Milburn. Co miał jej powiedzieć? Że miał prawdopodobną i słuszną obawę, że zatrzyma mu sio serce? - Sraczka. - uśmiechnął się - Prawie rozerwało mi dupę. - i spróbował przyniesionego przez nią napoju, łykiem pochłaniając pół kubeczka i smakując z namaszczeniem jak sommelier najwyższych lotów wino - Może być. - po czym wyciągnął z jej ręki jej kubek, by powtórzyć proceder z jej drinkiem, który też posmakował z namysłem, by ostatecznie oddać jej ten kubek, który początkowo był jego. Bo rzeczywiście trafił mu się smaczniejszy.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Nie miała bladego pojęcia o jego problemach zdrowotnych. Często wyglądał źle i wielokrotnie widziała go z podkrążonymi oczami, zszarzałego, dziwnie bladego - ale pewnie większość z tych razów zwalane były albo na uczenie się do późna (co zapewne by zanegował), albo na kaca (co mogło być bardziej prawdopodobne). Pamiętała, jak kiedyś spuchło mu oko, ale równie dobrze mógł wdać się w bójkę albo po prostu oberwać dzień wcześniej tłuczkiem w twarz. Nie pytała, bo ilekroć próbowała, zbywał ją lub udawał, że to nic takiego, a co innego mogła zrobić, zamiast wierzyć mu? Nie była też świadoma, że jego upadek z miotły podczas jednego z przyjacielskich treningów był spowodowany walczącymi w jego ciele klątwami - wtedy myślała, że po prostu wpadł w pętlę i rozbił nos. Dziś też większe szanse stawiała na eksplodującą biegunkę niż prawie-śmierć. Wchodzenie z nim w interakcję tego dnia było dla niej jak odgrzebywanie dawno zapomnianej umiejętności i próbowanie podjęcia się jej na nowo. Bardzo długo unikali wzajemnego kontaktu, a teraz już w sumie nie wiedziała do końca, dlaczego właściwie się tak stało. Jeśli ją pamięć nie myliła, ostatnią dłuższą rozmowę odbyli początkiem marca, a podczas niej Lockie wydawał się być dziwnie... Chłodny? I może nawet w jakiś sposób zazdrosny, ale było to dla niej niezwykle ciężkim konceptem do pojęcia, zwłaszcza przez wzgląd na fakt, że to on olał ją jako pierwszy. Nigdy nie doczekała się tej drugiej randki, ani nawet rozmowy, na którą obiecał się znaleźć czas w swoim zapchanym terminarzu. Ostatecznie mógł ścigać się w lesie z Adelą, a ona nie zasłużyła na 5 minut w jego harmonogramie. - To dobrze - stwierdziła, bo lepiej, że dotarł, niż gdyby miała odwodzić Solberga od zabawiania gości i korzystania z imprezy z okazji swoich własnych urodzin. Na uwagę o sraczce wywróciła oczami, bo jak inaczej miała skomentować ten werbalny ekshibicjonizm? - Pics or didn't happen. Obserwowała, jak smakował oba drinki, po czym przejęła od niego trunek pierwotnie wzięty dla niego samego. Zerknęła do w połowie opróżnionego kubeczka i jakoś tak... Parsknęła śmiechem. Rozbawił ją tym. - Dzięki, co za gentleman - skwitowała, unosząc nieco jedną brew, po czym podpiła mały łyczek, by stwierdzić, że w istocie to dla niego złapała lepszy alkohol. A on go jej tak wspaniałomyślnie oddał! - Będziesz tęsknić za szkołą? - zapytała, pijąc oczywiście do faktu, że powinien w tym roku skończyć Hogwart i wybyć na swoje, zostawiając za sobą nie tylko całe lata edukacji, ale też znajomych. No i ją samą, na myśl o czym nieco zakłuło ją serduszko.
Wszystko wskazywało, że choć zabrakło sporej części pierwotnych gości, to pojawiło się kilka osób, które nie były szczególnie spodziewane. Nie oznaczało to jednak, że był niechciane - wręcz przeciwnie, Honeycott miała dużą otwartość serduszka i cieszyła się, że więcej osób chce z nimi świętować. Szkoda też, żeby to wybitne jedzonko oraz drinki się zmarnowało. Gdy dostrzegła @Letty Castro, natychmiast ruszyła w jej stronę, aby się przywitać. - Cześć, miło, że wpadłaś - powiedziała, z uśmiechem wyciągając ramiona w stronę młodszej znajomej, która wprawdzie nie była nikim bliskim, ale na wspólne przyjęcie nadawała się wprost idealnie. Nie znała jednak jej towarzysza (@Angel Price), choć facjata wydała się jakoś podejrzanie znajoma, jakby mignęła jej w gazecie, po współpracy z Carterem nie ufała jednak swojej ocenie rozpoznawalnych osób. - Cześć - rzuciła, wyciągając w jego stronę dłoń - Jestem Adela. Natychmiast zachęciła gości do skorzystania z tego, co wraz z Maxem dla nich przygotowali.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Był trochę nieobecny, ale było to efektem raczej stanu zdrowia, niż prób ignorowania Kate. Uniósł brwi na sugestię, by jej objawił zdjęcia swojej eksplotującej sraczki: - No wiesz, zazwyczaj jestem ostatni, by oceniać fetysze, ale to już obleśne... - pokręcił głową. Uśmiechnął się, kiedy doceniła jego dżentelmeństwo, w oddaniu jej smaczniejszego drinka, choć po prawdzie nie załapał, że piła do tego, że było go już o połowę mniej. Pociągnął kolejnego, sążnistego łyka tego mniej smacznego, myśląc, że dużymi łykami szybciej się skończy (i upije). Spojrzał na nią, marszcząc brwi na to pytanie: - A niby czemu? - wzruszył ramionami - Każdemu się należy odpoczynek, za czym tu tęsknić, ta szkoła to chlew. - oznajmił. Nie pomyślał o tym, że go pytała o zakończenie edukacji, a nie o to, czy podczas wakacji zamierza fantazjować o przesiadywaniu w szkolnej ławie. Pomasował się po brzuchu, klasycznie, już robiąc się głodnym i rozglądając się za jakąś szamą: - Ej, widziałaś tam? - wskazał podbródkiem stanowisko, w którym ktoś kogoś dopingował w jedzeniu nuggetsów. No tego jeszcze nie było, żeby ktoś zjadł więcej nuggetsów od niego, także szturchnął Milburn łokciem, kiwając głową i ruszył w tamtą stronę jak lodołamacz między ludźmi, nawet nie zwalniając kroku.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Wywróciła oczami, ale uśmiechnęła się pod nosem, bo tor, którym przebiegała rozmowa, przypominał ich stare dokuczanie sobie nawzajem, za którym trochę tęskniła, a do czego nie chciała się przed samą sobą przyznać. Choć brała się w karby i chciała zapomnieć o wszystkich tych razach, gdy realnie się ku sobie zbliżali, nie umiała nie sięgać pamięcią wstecz i roztrząsać tego, co poszło wtedy nie tak. - A jednak coś czuję, że nie cofnąłbyś się przed tym wyzwaniem - skwitowała, wzruszając lekko ramionami i nic sobie nie robiąc z jego przytyku. Upiła łyczek swojego już drinka, odpędzając natrętną myśl, że jego usta też dotykały brzegu kubeczka. Podobnie jak on zmarszczyła brwi, gdy odpowiedział na jej pytanie. Miała wrażenie, że mówili o czymś zupełnie innym i nieco zasmuciła ją myśl, że przestali nadawać na tych samych falach. Odbierali swoje sygnały w jakiś zupełnie pokrętny sposób, jakby próbowali porozumiewać się w różnych językach, których wzajemnie nie znali. - No nie wiem, naiwnie liczyłam, że chociaż trochę za mną zatęsknisz - rzuciła, topiąc ostatnie słowa w alkoholu, przez co może nie wybrzmiały głośno, ale wystarczająco wyraźnie, by je zrozumiał. Starała się podejść do sprawy nonszalancko, mentalnie przygotowując się do obrony przed potencjalnie padającym nań ciosem z jego niewyparzonego języka. Zamiast tego wolał iść jeść nuggetsy. Parsknęła śmiechem, gdy zaczął przedzierać się w kierunku stolika z zakąskami jak buldożer, po czym kręcąc głową ruszyła za nim, by podopingować go w nowym przedsięwzięciu. Biorąc pod uwagę, jak szybko pozbywał się płynu z kubka, powinien coś przegryźć, zdecydowanie! - Założę się, że nie zjesz nawet dziesięciu - rzuciła zaczepnie.
Uśmiechnął się jak pies: - To zależy, ile byś wyłożyła kasy. Mnie się zawsze da kupić. - przyznał zgodnie z prawdą. Swansea wbrew pozorom i pochodzeniu ze znamienitego rodu angielskiego, nie dorastał w przepychu. Wręcz przeciwnie, towarzyszyła mu bieda. Może to śmieszne na dzisiejsze czasy, ale pieniądze stanowiły dla niego ogromną wartość, dla której bez większego zastanowienia stawiał na szali godność, honor czy przyjaźnie. Nie było niczego, czego by nie bał się bardziej, jak tego, że zabraknie mu pieniędzy choćby na to, by opłacać bezskuteczne to bezskuteczne, ale wciąż leczenie, matki. - A co, nie jedziesz na wakacje? - zdziwił się - Czy chcesz, żebym tęsknił za Tobą z dnia na dzień, każdego dnia, usychał każdej nocy... - wymruczał dramatycznie, kładąc rękę na głowie jakiegoś gapcia i przesuwając go bezpardonowo gdzieś z drogi na bok, bo mu żaden gapcio nie będzie stał na drodze do kurczaków. - Dziesięć? - prychnął - Dziesięć to ja wciągam nosem na śniadanie. - oznajmił z arogancją godną łasucha, jakim był. Nie wziął poprawki na to, że nuggetsy jasne, wciągał nosem na śniadanie, ale nie wtedy, kiedy sypała mu się połowa organów. Kiedy podszedł do kubełka, był jeszcze całkiem śmiały, jednak kiedy ruszył timer i wrzucił do japy pierwszą garść, poczuł, jak mięśnie jego twarzy zaczynają drętwieć, a żuchwa niekoniecznie mieli jedzenie tak, jakby tego sobie życzył. Ostatecznie, kiedy odliczanie się zakończyło, okazało się, że ledwie wmusił w siebie osiem kawałków, które z trudem przełknął jak garść kamieni i popił niesmacznym drinkiem. - Dobre, ale suche. - ocenił, przekazując swoją opinię, jako posiadacz wysublimowanego smaku i wrażliwego podniebienia, dziewczynie, która tu tylko mierzyła czas, a nie kucharzowi odpowiedzialnemu za kurczaka. I beknął. Bo to Loki.
Gdy Adela powitała już naprawdę wszystkich, a @Lockie I. Swansea i @Kate Milburn najwyraźniej zakończyli swoją poważną rozmowę (skąd miała wiedzieć, że nawet jej nie zaczęli?), ruszyła w ich stronę. Skoro poszli w stronę stanowiska z nugetsami, gdzie i tak byli inni ludzie, to miała wrażenie, że nie będzie im przeszkadzać. - Niezły wynik Swansea - rzuciła, patrząc jak Ślizgon ledwie dyszy, bo jego ryj zapełnił się kurczakiem - Ale myślę, że cię przebiję... I faktycznie, wyjątkowo miała rację - wrzucała do buzi kolejne kawałki kurczaka, robiąc to z lekkością, jakby codziennie brała udział w takich konkursach. Miała jednak dość drobną szczękę, więc przebiła Lockiego jedynie o jednego nugetsa, co wcale nie odjęło jej satysfakcji z twarzy. Notabene musiało to wyglądać przekomicznie - atrakcyjna, dorosła kobieta, która z pszczółkowym plecakiem na plecach, wpychała sobie nugetsy do buzi zdawała się czymś absurdalnie kontrastowym. Satysfakcja z pokonania Lockiego nie odwróciła jednak uwagi Adeli od Kate, więc (jeszcze trochę przeżuwając), chwyciła przyjaciółkę pod rękę. - Dawaj Kate, chodź na rekord - powiedziała, z uśmiechem zachęcając drugą Gryfonkę do udziału w rywalizacji.
- Czyli jesteś sprzedajny, zapamiętam - odparła, kiwając głową, przyjmując tę kwestię do wiadomości. Nie zamierzała mu nigdy w życiu proponować pieniędzy za rzeczy, o których się tu teraz przekomarzali, ale dobrze było wiedzieć, że jeśli nie rozsądkiem, to może chociaż walutą szło się porozumieć ze Swansea. - Co? Nie no, jadę... - rzuciła w pierwszej chwili, zaskoczona jego słowami i dopiero wtedy zorientowała się, że istotnie cały czas mówili o czymś innym, co ponownie nieco ją zasmuciło, bo kiedyś miała wrażenie, że nieco łatwiej dogadywali się, szczególnie w tak błahych sprawach. Zupełnie jakby oduczyli się wspólnego języka - lecz ponownie, może to wszystko działo się wyłącznie w jej wyobraźni? Może prościej byłoby wytłumaczyć ich nagły rozpad faktem, że po prostu nigdy się nie zgrywali? - Nie, głąbie - powiedziała, szturchając go z lekką irytacją w ramię, gdy tak bezpardonowo przestawił człowieczka ze swojej drogi, tym samym torując jej przejście. - Ale byłoby miło, jakbyś o mnie nie zapomniał kończąc tę budę - dodała, chcąc dobitniej wyjaśnić, o czym od samego początku mówiła. Bo jakoś tak nie dotarły do niej plotki o tym, że Swansea wśród chmary wybitnych złapał trolla na świadectwie. W jej głowie ich "wspólna przygoda" kończyła się wraz z wakacjami. Kiwnęła głową, gdy uznał, że dziesięć nuggetsów znajdowało się w zasięgu jego możliwości, w czym pomylił się, jak się dość szybko przekonali. Nie mogła mu jednak odmówić zapału, z jakim pochłaniał każdy kolejny kawałek kurczaka. - Co wygrałam? - rzuciła lekko, lecz nim dobili targu, dołączyła do nich Adela, na którą Kate łypnęła z nieco konfundującą mieszanką uczuć. Dziewczyna przeszła prosto do rzeczy i zaczęła ścigać się w konkursie o zjedzenie największej ilości nuggetsów, a z każdym kolejnym pochłoniętym przez nią kawałkiem, Milburn opuszczał apetyt. - Nie... - chciała zaprotestować, gdy przyjaciółka wepchnęła jej w rękę kawałek mięsa, ale było już trochę za późno, bo ta druga dziewczyna zaczęła odmierzać czas... I niby zjadła ten kawałek, a potem włożyła do ust kolejny, ale mięso rosło jej w gębie i stawało się zbyt duże do przełknięcia. Skrzywiła się, wypluwając przeżutą papkę w kępkę trawy gdzieś obok, kończąc tym samym swoje beznadziejne podejście. Nie nadawała się do tego typu konkurencji i wyjątkowo irytujący był dla niej fakt, z jaką łatwością Honeycott rzucała się w te same aktywności, co Lockie. - Faktycznie suche - skomentowała, jakby na potwierdzenie zatykając usta brzegiem kubka, z którego zaczęła powoli sączyć łyk kończącego się drinka.
- Jak najtańsza dziwka. - potwierdził słowa gryfonki. Waluta w jego świecie zawsze była argumentem wygrywającym i było naprawdę niewiele rzeczy, których Lockie za pieniądze by nie zrobił lub na które się nie zgodził. Szturchnięty zachwiał się, czując, jak mu mięsień w udzie niespodziewanie zdrętwiał, ale złapał równowagę z ulgą, bo to by był wstyd gdyby szpak gabarytów Kate powalił go tu w piach: - To się będziemy martwić, jak będę ją kończył. - zaproponował, nie rozumiejąc sentymentu. W końcu zaraz wakacje, na których pewnie i tak na siebie wpadną nie raz, więc nie łączył kropek, w czym rzecz w tej tęsknej rozmowie. Stając w szranki z kurczakiem, przeliczył siły na zamiary. Będąc w szczytowej kondycji, nie miałby nawet łzy w oku, pochłaniając te kurczaki jak powietrze, teraz rzeczywiście ledwo dyszał, wspierając się o blat i z trudem przełykając kęsy. - Czymłam ksiułki. - wybełkotał, unosząc kciuka Adeli, coby się jej powiodło i chyba miał magicznego kciuka, bo Honeycott objadała się, jakby nie widziała jedzenia na oczy przez tydzień. Może to jakaś tajemna moc ludzi z tej rodziny? Obejrzał się zaskoczony na Milburn, która ewidentnie niechętnie, ale w urodziny głupio odmawiać przyjaciółce, podeszła do stolika z kurczakami i całe szczęście zdążył przełknąć i łzy z oczu otrzeć, bo widząc niesamowity wynik brunetki, parsknął głupim śmiechem: - Co taki niejadek? - przekrzywił głowę- Niedobre? - może była weganką, to informacja, którą zawsze warto wiedzieć zawczasu. Trochę się bał wegan, szczerze, oczywiście nie zamierzał się nigdy do tego przyznać, ale nie był pewien, co trzyma przy życiu ludzi, którzy jedzą tylko trawę.