To tutaj możesz się odprężyć, wspaniale się bawiąc. Woda jest tu zawsze czysta i ciepła. Uważaj jednak na magiczne, wodne stworzenia, których jest tu całkiem sporo! A nieopodal znajdują się liczne łowiska, gdzie hodowane są między innymi pumpki. I strzeż się demonów wodnych!
• Ukończone min. 17 lat • Pierwsze podejście do egzaminu: darmowe; • Każda poprawa: 20 galeonów (zapłać); • Po ukończeniu kursu po certyfikat zgłoś się w tym temacie.
Pierwszy rzut określa nastrój egzaminatora. W zależności od wyniku będziesz mógł popełnić więcej, mniej, lub tyle samo błędów ile dopuszcza się standardowo.
Nastrój:
1,2: Wygląda na to, że egzaminujący Cię kapitan ma bardzo dobry humor. Pewnie to islandzki bimber, który przywiózł mu z podróży daleki kuzyn od strony matki, również kapitan! Na pewno patrzy na twoje poczynania przychylniej. Nawet przy dwóch popełnionych błędach - zdajesz egzamin. Nie dotyczy to błędu kryjącego się pod literką J. 3,4: U la la! Ten wilk morski to chodzący profesjonalizm. Trudno odgadnąć jaki ma nastrój i wygląda na to, że nie wpłynie on na przebieg egzaminu. 5,6 Ktoś tu wstał lewą, zapewne drewnianą nogą. Od wejścia na pokład wyczuwasz napiętą atmosferę. Lepiej skup się na pilnowaniu żagli i uważaj na boje, bo nikt tutaj nie pójdzie ci na rękę. Wręcz przeciwnie. Oblewasz nawet przy jednym popełnionym błędzie.
Następnie rzuć zwykłą kostką, żeby określić ilość błędów, które popełniłeś. Możesz popełnić maksymalnie 1 błąd, żeby egzaminator zaliczył ci ten poziom (chyba, że poprzednia kostka mówi inaczej). Jeśli popełnisz więcej błędów, możesz spróbować po raz kolejny. Pamiętaj o opłaceniu wszystkich popraw.
Ilość błędów:
1,2: 0 błędów 3,4: 1 błąd 5: 2 błędy 6: 3 błędy
Rzuć taką ilością liter, jaka odpowiada ilości popełnionych przez ciebie błędów, żeby dowiedzieć się, co poszło nie tak. W przypadku wyrzucenia dwóch takich samych literek - jedną z nich możesz przerzucić.
Rodzaj błędu:
A: Zapomniałeś o włączeniu niewidzialności. Pamiętaj, że poza strefą egzaminacyjną ten błąd mógłby sprowadzić na ciebie spore kłopoty! B: Niestety, utknąłeś na mieliznie. C: Nie włączyłeś radaru. Niby drobiazg, ale nawet to mogło doprowadzić do tragedii. D: Nie udało ci się wyrobić podczas skręcania i tak przechyliłeś łajbą, że kapitan niemal nie wylądował w wodzie. E: Władowałeś się wprost w ławicę druzgotków! F: Nie byłeś w stanie wypłynąć z zatoki. G: Nie ustawiłeś poprawnie żagla. H: Nie założyłeś kamizelki. Egzaminator musiał cię upomnieć! I: Kompletnie zapomniałeś sprawdzić poziom eliksiru napędowego, przez co jacht nagle stanął. Teraz musisz w pojedynkę postawić żagle, pod niezadowolonym okiem kapitana. J: Jest fatalnie. Zderzyłeś się z innym jachtem i tylko cud sprawił, że nie idziesz na dno jak Titanic. Nikomu nic się nie stało, ale oblewasz egzamin, nawet jeśli to był twój jedyny błąd.
Poczuła, że nie powinna poruszać tematu siostry Maggs, w tym jednym zdaniu o siostrze ślizgonki usłyszała za dużo bólu, próbowała jednak udawać, że tego nie wyczuła. -Tak, jestem gryfonką, tak samo jak mój tata i brat,mam nadzieję, że Kath też będzie kontynuować tą tradycję. To moja siostra... Wiesz u mnie w rodzinie jest tak, że każda dziewczyna, dziewczynka i kobieta ma rude włosy - zaczęła bawić się swoimi puklami - jedynym od paruset lat wyjątkiem jest właśnie Katherine. - doszły do końca notatnika, jednak dziewczyna wyjęła swoją teczkę, gdzie przechowywała najbardziej znaczące dla niej obrazy, znajdował się tam również ostatnio narysowany przez nią malunek - zakochani przy jeziorze.
Zauważyła, że dziewczyna stopniowo zaczyna się otwierać. Może to i dobrze, czasem trzeba mieć kogoś, kto mimo wszystko poprawi Ci humor, a do tego podziela Twoją pasję. Strony notatnika sięgnęły kresu, ale Will w zanadrzu miała jeszcze rysunki, które od razu wyciągnęła z teczki. Słuchała uważnie każdego słowa, nie można powiedzieć, że jej nie zazdrościła. Była naprawdę ładną a do tego sympatyczną osobą, do tego makabrycznie przypominała jej młodszą siostrę. -W tym roku dołączy do Hogwartu? -wykazała zainteresowanie. Przypomniała sobie o czymś. -Tak właściwie to dlaczego wyrzuciłaś tamte rysunki? -gestem ręki wskazała drzewo przy którym leżały zmięte kartki papieru. I tak nie była w stanie ich odczytać, Will rzuciła na nie zaklęcie.
Spojrzała na Maggie, uśmiechając się trochę krzywo. -Nieudane rysunki. Lub wiązało się z nimi za dużo negatywnych emocji. - powiedziała ledwo słyszalnym szeptem. - te obrazki stanowią jednak część mnie, dlatego są tak zaczarowane. Nie lubię, gdy ktoś na nie patrzy. I tak Mała idzie we wrześniu na pierwszy rok w Hogwarcie, pokażę jej co i jak...
Widziała, że dziewczyną targają mieszane uczucia, nie chciała się w to zbytnio wgłębiać. Miała swoje zasady, jedna z nich mówiła o tym, że względem innych jest taka, jak sama chciałaby być traktowana. A na pewno nie miałaby ochoty opowiadać nowo poznanej dziewczynie o swoich rozterkach. Postanowiła pominąć ten temat. -Rozumiem. To będziesz miała masę pracy z siostrą! Powiem szczerze, że mój pierwszy rok tutaj był czymś niesamowitym, jednak trudniej było to wszystko zrozumieć -uśmiechnęła się serdecznie do dziewczyny po czym opadła plecami na grunt. -To miejsce uspokaja.. Zdecydowanie. -wyszeptała po czym zamknęła oczy. Nastała cisza, ale nie czuła się z nią niezręcznie. Poczuła się tak, jakby znała Will dłużej niż kilka chwil czy godzin.
Kiedy Maggie położyła się, Will wyciągnęła po cichu kartkę i ołówek. Świetnie dogadywała się ze starszą ślizgonką, więc na pamiątkę ich pierwszego spotkania, postanowiła narysować jej portret z datą, dedykacją i podpisem. Jej ręka lekko przesuwała się po papierze , tworząc niemal zdjęcie studentki. Na dole portretu dopisała - Dla mojej przyjaciółki, która pokazała mi, że nie wszyscy ślizgoni są źli . Wzięła torbę i odeszła parę cali dalej. Kiedy usiadła moczyła stopy w przejrzystej wodzie jeziora. Czekała, aż Maggs wstanie i do niej dołączy.
Podniosła się mozolnie z ziemi zauważając, że obok niej nie ma już Will. Rozejrzała się szybko, czyżby młoda gryfonka ją opuściła? Właśnie wtedy spostrzegła ją kilka metrów dalej. Wstała i ruszyła w jej kierunku. Chyba coś szkicowała. -Co tworzysz? -spytała po czym usiadła obok niej. Ściągnęła jednym ruchem buty wsuwając nogi do ciepłej wody jeziora. Spostrzegła tylko przez jej ramię, że na kartce widnieje jakaś postać. O więcej nie pytała.
Starała się zasłonić podarunek, niestety nic z tego nie wyszło. -Prezent dla ciebie, abyś mnie nie zapomniała. To miała być niespodzianka, niestety wszystko wykryłaś za wcześnie - odwróciła się do niej tak gwałtownie, aż jej rude loki uderzyły ją w twarz - ale jest już gotowe, trzymaj. Chcesz iść popływać? - zapytała.
Była zaskoczona tym co właśnie usłyszała. Może była za miła? Ale cóż, stało się. Prezent był zdecydowanie przyjemny. Jej własny portret z ręki gryffindorki. To drugie było mniej zachęcające. Spojrzała na zegarek po czym westchnęła. -Niestety, obiecałam babci, że jeszcze do niej wpadnę. Chyba rozumiesz. - przynajmniej miała taką nadzieję, Uśmiechnęła się i wstała, otrzepała jeszcze tylko ubranie z piachu, zwinęła rysunek w rulon i pożegnała się. -Trzymaj się, mała. Do zobaczenia. Machnęła jeszcze ręką i odeszła. Za chwilę było tylko słuchać huk, odgłos charakterystyczny dla teleportacji.
Obecna pogoda nie należała do zbyt przyjemnych, jakby miała ją opisać nazwałaby ją ponurą i przybijającą. Nie było ani odrobinę ciepło, ani nawet ładnie. Było zimno i dął chłodny wiatr, zaś drzewa pozbawione liści ocierały się o siebie, wydając przy tym nieprzyjazny, skrzeczący dźwięk. Aż się skóra na karku jeżyła. Nie było prawie nikogo na ulicach, Londyn spał. Nikomu nie chciało się wychodzić, szczerze mówiąc - nic dziwnego. Idąc ulicą nie minęła wielu osób, co najwyżej raz na jakiś czas spotkała grupkę młodych ludzi, wracających z wieczornych eskapad. Szatynka w czarnym płaszczu i papierosem w ręku szła prosto przed siebie, nie zwracając zbyt dużej uwagi na to, kogo mija. Wydawała się być pogrążona w zamyśleniach, zagubiona w swoim własnym świecie. Jeśli na kogoś spojrzała, to tylko na chwilę. Nie zawieszała na nikim wzroku, po prostu miała narzucony kaptur od płaszczu na głowę, nawet nikt by się nie zorientował, że na kogoś patrzyła. Ciężko jej było określić swój obecny humor, z jednej strony była szczęśliwa, z drugiej... Trochę się smuciła stanem w którym była jej mama. Minęły już dwa lata, a tu żadnej poprawy. Miała nadzieje, że spotkają się chociaż na święta. Szatynka dotarła w końcu nad jezioro. Wyrzuciła niedopałek papierosa i przydeptała butem. Włożyła ręce do kieszeni obserwując niespokojnie falującą taflę jeziora. Jesień zawsze sprawiała, że atakowała ją chandra i nostalgia, nie była szczęśliwa, wręcz przeciwnie. Wracały wszystkie wspomnienia, te najgorsze momenty. Będąc małym dzieckiem widok takiego jeziora bardzo by ją urzekł. Stałaby z aparatem i robiła zdjęcia, ale teraz...? Nawet na to nie miała ochoty.
Fakt, pogoda zdecydowanie nie należała do tych przyjemnych. Chociaż..muszę przyznać, że James chyba wolał jak było chłodno, deszczowo, mgliście...Taka lepiej oddawała jego nastrój. No dobra, nie ważne. Chyba powinienem się skupić nad tym dlaczego właściwie nasz żołnierzyk znalazł się właśnie w tym miejscu. Od jakiegoś czasu stało się to tradycją, gdy nie mógł sobie poradzić z codziennością, odnaleźć się w tej szarej rzeczywistości...Po prostu przychodził tutaj. W większości przypadków z butelką jakiegoś alkoholu i tak było tym razem. Trzymał za pazuchą flaszkę whisky, potrafił po prostu usiąść na brzegu i...rozmyślać. Patrzeć w niebo, obserwować ruchy wody poruszanej wiatrem, potrafił tutaj spędzić naprawdę wiele godzin. Gdy w końcu dotarł do miejsca w którym zawsze się zatrzymywał zdał sobie sprawę, że ktoś tam stoi..I jest to dość znajoma sylwetka, z każdym następnym krokiem utwierdzał się w przekonaniu, że jest to znajoma mu postać. A gdy znalazł się już naprawdę blisko był przekonany, że to nie kto inny, a Mercy. Kobieta, którą ciągle spotykał. Czyżby przypadek? Po raz kolejny? Niemożliwe. Nie wierzył w żadnego Boga, ani nic z tego rodzaju, ale w przeznaczenie chyba byłby w stanie uwierzyć. Być może to los mu ją podsuwa sugerując, że ta znajomość powinna przetrwać? -Mercy.. - mruknął gdy znalazł się na tyle blisko, by móc zajrzeć pod kaptur i ujrzeć jej buźkę. Uśmiechnął się lekko, ale nie dlatego, że miał dobry humor...Po prostu w tym momencie zobaczył w niej siebie. Widział ból, niewypowiedziane cierpienie, smutek, czyli wszystko, co dostrzegał za każdym razem gdy patrzył w lustro na swoje odbicie, gdy patrzył w oczy tego potwora, którym się stał. Smutne, ale prawdziwe... -Miło Cię widzieć. Czekasz na kogoś czy przyszłaś...odpocząć od tego cholernego miasta? - spytał po chwili podążając swoim spojrzeniem za jej wzrokiem. Zaiste, piękny widok...Pozwala zapomnieć. O wielu sprawach.
Stała w bezruchu niczym w letargu, wpatrując się w falującą taflę wody. Obecny stan dziewczyny można śmiało porównać do efektu hipnozy, a może nawet somnambulizmu. Była jednak pewna, znaczna różnica. Otóż w przeciwieństwie do lunatyków była jednak świadoma otaczającej jej rzeczywistości, oraz tego co dzieje się dookoła. Problemem było jednak to, że przez chwilę wyłączyła "guziczek" odpowiadający za czujność, czuła się tu zbyt bezpiecznie, a nie powinna. Nie zwróciłaby nawet uwagi, gdyby ktoś sie na nią zaczaił i zarzucił jej worek na głowę - skapnęłaby się dopiero wtedy, gdyby faktycznie poczuła coś na swojej głowie i nie byłby to kaptur. Tak samo było teraz, nawet nie zwróciła uwagi na to, że od pewnej, może i krótkiej chwili, ale jednak nie była tu sama. Ze stanu hipnozy wyprowadził ją męski głos, który właśnie wypowiadał jej imię. Na początku nie poznała owego mężczyzny, automatycznie się odwróciła, patrząc na niego z przerażeniem. Odetchnęła jednak, gdy go poznała. Wypuściła szybko powietrze z ust. - Rety, nie strasz mnie tak. Prawie umarłam. - Powiedziała z wyrzutem w głosie. Naprawdę powinna być ostrożniejsza. - Teraz również mogę powiedzieć, że mi miło, skoro już Cię widzę. Cieszę się, że nie jesteś jakimś obcym facetem z zaburzeniami psychicznymi, tudzież socjopatą. - Rzuciła z delikatnym uśmiechem. Zastanowiła się przez chwilę nad pytaniem. - Przyszłam pomyśleć, a Ty? - Zapytała, chociaż spodziewała się podobnej odpowiedzi.
Czasami taki letarg, czy też somnabulizm (haha) to chyba dobre wyjście. Przynajmniej zapomina się wtedy o całym świecie, wszystkie troski po prostu gdzieś uciekają...To jak taki trans, nie? James sam wprowadzał się w podobny, gdy ćwiczył. Po prostu skupiał się na tym by uderzać w worek mocniej, by biec szybciej, czy podnosić coraz większe ciężary...Wylewając siódme poty odnosił wrażenie, że w raz z nimi wyciekają z niego wszystkie smutki, wszystkie wspomnienia, dlatego często trenował wręcz do upadłego...To był jego sposób na to, żeby pozbyć się negatywnych emocji, drugim sposobem było po prostu chlanie, czasami również do nieprzytomności, co było naprawdę bardzo niedobre. A on doskonale o tym wiedział, wiedział, że nie powinien tego robić, mimo wszystko...Cholera, tak było po prostu łatwiej. Nienawidził siebie za to, że nie potrafił zmierzyć się ze swoimi problemami, że wolał pić na umór...Ale po prostu tak już było, nie był jeszcze wystarczająco silny, nie na tyle, by walczyć ze swoimi słabościami. A może był, tylko nie potrafił tego dostrzec? Sam nie wiem. Nie ważne, przenieśmy się do teraźniejszości, bo przecież to się teraz liczy, nie przeszłość..prawda? Wbił spojrzenie w jej oczy, gdy odwróciła twarz w jego kierunku, na jego twarzy dalej pozostawał delikatny uśmiech. Był on jakiś taki...inny, smutny, melancholijny...Na pewno było widać po nim, że wcale nie ma powodów do radości. Podobnie jak i po niej. Nauczył się jakiś czas temu odczytywać emocje ludzi, a swoje ukrywać...Wojsko na pewno miało w tym spory udział. -Przepraszam, nie chciałem Cię przestraszyć. Ale wcale się nie skradałem, myślałem, że słyszysz moje kroki. W każdym razie daleko mi do socjopaty...Tak myślę. - odparł podchodząc jeszcze trochę bliżej, by zmniejszyć dzielący ich dystans. Ponownie wbił wzrok w wodę i zastanowił się nad odpowiedzią. Co tutaj właściwie robił? -Właściwie jestem tu z tego samego powodu. W sumie..dość często tu przychodzę i..patrzę w wodę. Zdarza mi się też wypić.. - odparł zgodnie z prawdą. Następnie wyciągnął z pod marynarki butelkę whisky i postawił ją na ziemi obok siebie. Nie za bardzo się przejmował tym co sobie o nim pomyśli, on po prostu...potrzebował tego alkoholu i nie był to wcale alkoholizm, tylko jak mówiłem wyżej - najprostsza droga by uciec od problemów. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę benzynową. Ulokował jednego papierosa między wargami i za pomocą zapalniczki rozpalił go. Schował oba przedmioty i zaciągnął się głęboko wypuszczając z ust gęstą chmurę dymu. -To..nad czym tak myślisz, jeśli wolno spytać? - spytał, ponownie na nią spoglądając.
No dobre wyjście, chociaż jest pewność, że w jakiś sposób podziała. Z tego co mi wiadomo jest to naprawdę dobra droga "ucieczki", ot takie zamknięcie się w czeluściach własnego umysły i wnętrza było na pewno o wiele lepsze, niż nagły wybuch emocji. Znając życie ja, jako użytkowniczka wolałabym tą drugą opcję, zaś Mercy najwidoczniej woli drugą, no cóż. Uważała to za dobry sposób. Nie wyładowywała się na nikim, ani na niczym, po prostu karmiła sama siebie negatywnymi emocjami, które i tak pewnie kiedyś znajdą drogę wyjścia i same się ujawnią, przejmą kontrolę nad biedną szatynką i dozna nagłego szoku emocjonalnego. Sama wolała sobie zatruwać życie, niż dążyć do tego by było lepiej. Wierzyła w nagłe katharsis, mimo, że do tej pory jakoś nie doznała tego typu oczyszczenia. Nadzieja matką głupich, najwidoczniej Mercy swoim idiotyzmem i optymizmem przebijała wszystkich dookoła, ale nieważne. To już jest temat na zupełnie inną, oddzielną rozmowę. Oczywiście, że dostrzegła ten smutek w oczach rozmówcy, to wcale nie było takie trudne. Krąży po tym świecie już od ponad dwudziestu lat, nauczyła się rozpoznawać ludzkie emocje, po prostu nie chciała zaczynać tematu. - Nie no dobra, jakoś to przeżyję. Wiesz, nie mogę określić czy daleko Ci do socjopaty. Nie wydajesz mi się człowiekiem, który nie posiada poczucia winy, sumienia, no i raczej mną nie manipulujesz, nie wydajesz się też aspołeczny, więc... Wiesz co? Pocieszę Cię, chyba jednak nie jesteś socjopatą. - Powiedziała, po czym przeniosła wzrok na butelkę whisky. Serio? Alkohol? Biedny facet popadł w depresję, że aż tak często się alkoholizuje? No cóż, trochę to niepokojące. - I myślisz, że alkohol rozwiąże Twoje problemy? Błąd słoneczko, on co najwyżej pozwoli zapomnieć, a nie rozwiązać. Z tego co wiem ludzie są na tyle inteligentnymi istotami, że poradzą sobie ze wszystkim. Chociaż w sumie... Nie będę Cię pouczać, rób co chcesz. - Rzekła, wzruszając ramionami. No w sumie, co ją to obchodziło? To jego życie, a ona powinna się przymknąć, bo się za bardzo mądrzy. - Myślę o problemach, które już od dość długiego czasu dotyczą mojej mamy. - Odparła bez emocjonalnie, patrząc w jezioro.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Z każdym kolejnym krokiem jej serce biło coraz głośniej i głośniej. Momentami obawiała się iż chłopak może to usłyszeć. Jednak nie była pewna z jakiej przyczyna się tak działo. Ze strachu... ekscytacji... czy może...? Nie, ostatnie odpadało. Był jej nauczycielem. Nie mogłaby przecież w nim... A jednak. Doskonale wiedziała co spowodowało jej stan jednak za nic nie chciała się do tego przyznać. Mimo wszystko nie mogła wyrzucić z głowy pocałunku którym ją obdarzył na imprezie. Spojrzała odruchowo na ich splecione dłonie. Niby nic nadzwyczajnego, a jednak wprawiało ją w lekkie zakłopotanie. Nawet nie wiedziała dokąd prowadzi ją chłopak. Z drugiej strony, gdzie by to nie było pragnęła aby ta chwila trwała wiecznie. Po dojściu na miejsce nie mogła powstrzymać okrzyku zachwytu. Tyle razy przemierzała ulice Londynu jak i poza Londynem lecz nigdy nie trafiła tutaj. Tafla wody była idealnie gładka. Co więcej, można było zauważyć stworzenia żyjące w jeziorze. Puszczając dłoń chłopaka przykucnęła przy brzegu obserwując jej powierzchnię. Od kiedy tylko sięgała pamięcią zawsze uwielbiała wodę. Jednak dopiero w wieku sześciu lat nauczyła się pływać. Z iskrzącymi się oczami i wielkim uśmiechem na twarzy odwróciła się w stronę chłopaka. - Jak znalazłeś to miejsce? - od razu chciała znać odpowiedź na nurtujące ją pytanie. Stanęła na równe nogi podchodząc do niego - Czy ty próbujesz mi zaimponować? - no i proszę, kolejne pytanie z serii: lepiej nie zadawaj! Pochyliła się do przodu stając na palcach aby móc dosięgnąć do jego ucha - Powiem Ci, że dobrze Ci idzie. - jak tylko to powiedział odsunęła się od niego siadając na jednym z kamieni.
To było pierwsze miejsce, o którym pomyślał kiedy zastanawiał się, gdzie nikt nie będzie im przeszkadzał. Co prawda dotarcie tutaj trochę im zajęło, jednak widząc reakcję Clarissy od razu widział, że było warto. Usiadł sobie na kamieniu żeby móc lepiej ją obserwować. Zaczął już stroić gitarę. Kiedy krukonka się do niego odwróciła i skończyła się tym wszystkim zachwycać, akurat skończył. Patrzył na nią i bardzo chciał się uśmiechnąć, jednak zaniemówił totalnie i nie mógł ruszyć ani jednym mięśniem na twarzy. Dopiero jej głos wyrwał go z zadumy. - Więc jednak mnie nie śledziłaś. - Uśmiechnął się zadziornie, bo sama dała mu pretekst, żeby wyciągnąć tamtą sytuację. Nie dał jednak jej na to zareagować. - Na prawdę Ci imponuję? To dziwne, bo nawet o tym nie myslałem. - Był na prawdę zdziwiony mówiąc to. Nie myślał o tym, żeby wprawić ją w zachwyt. Po prostu udał się w ustronne miejsce, żeby móc być z Clarissą sam na sam. Zagrał pierwszy akord. Popatrzył na nią z zachwytem. Wpatrzył się w jej zielone oczy i zaczął grać dalej śpiewając. - Przez twe oczy, te oczy zielone, oszalaaałem... - Przez całą piosenkę wbijał wzrok tylko w Clarissę, jakby nie było tu tego jeziora, drzew, kamieni. Jakby byli zupełnie sami, bez pojedynczego ziarenka piasku w pobliżu.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
A mogła nie zadawać tego pytania. Przecież oczywistym było, że nie próbował. Co jej w ogóle do głowy strzeliło aby pytać o to. No cóż, stało się. Pewnie dalej by o tym myślała gdyby nie piosenka którą zaczął śpiewać. Spojrzała na niego zdzwiona. Czyżby on... ? Nie! A może jednak... ? Chciała wierzyć, że ta piosenka jest o niej. Że to ona jest tą zielonooką pięknością która zawładnęła jego sercem i duszą. Nie potrafiła oderwać od niego swojego spojrzenia tak jak on nie mógł swojego od niej, a z każdym kolejnym akordem czy słowem jej serce przyśpieszało. Nie potrafiła pojąć co on z nią robił. Po skończeniu piosenki jeszcze długo siedziała oniemiała jak i zachwycona tym co usłyszała. Po chwili jednak zamrugała wracając do rzeczywistości. - To było... - szukając odpowiedniego słowa zeszła z kamienia podchodząc do niego - Piękne. - wydukała w końcu. - Zawsze wiedziałam, że jesteś zdolny. - i puff, wróciła stara, dobra, zwyczajna Clari. Przecież musiała jakoś zakryć swoje zdenerwowanie jak i radość. Nie była przyzwyczajona do okazywania ich.
Bez przerywania gry zmienił muzykę wciąż patrząc na dziewczynę. Grając już zupełnie inną melodię nie zaczynał jednak owej piosenki. - Już dawno chciałem Ci to zagrać. Ale... bałem się. - Wzruszył ramionami jakby to, co czuł wtedy już się nie liczyło. Jak wszystkie obawy poszły w dal wraz z tym wieczorem. Nawet jakby krukonce nie podobało się to jak grał, chciałby wyrazić swoje uczucia do niej. Tak długo je trzymał. Kiedy już się upewnił, że nie drżą mu ręce melodia zrobiła się czystsza, a on śpiewał. - Świat jest zagadką tak jak ja. Każda chwila jest jak skarb... - I wciąż patrząc w piękną zieleń jej oczu dokończył utwór. Chciał dla niej grać i grać. Choćby przez całą noc, która małymi krokami już nadchodziła. Nie było jeszcze gwiazd na ciemniejącym niebie, jednak Słońce również nie było widoczne. Kolejny plus do romantyczności, który nie został zaplanowany przez chłopaka. - Chyba dłużej nie wytrzymam... - Odłożył powoli gitarę i odetchnął głęboko. Zamknął oczy i wstał. Podszedł w stronę towarzyszki i czekał aż tez wstanie, żeby mógł dotknąć zewnętrzną częścią dłoni jej policzka i go pogładzić, żeby mógł złapać ją za ręce i spleść z nią palce. A w końcu, żeby mógł zatopić się w jej ustach czekając na odzew.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Czy on naprawdę musiał ją wprowadzać w takie zakłopotanie. Przecież nawet nie była na to przygotowana. Nigdy nie wykazywał choć najmniejszego zainteresowania jej osobą. Czemu akurat teraz. Nie! Nie będzie myślała o tym teraz. W tym momencie powinna cieszyć się chwilą, a nie cały czas rozmyślać nad tymi sprawami. Zaskoczona spojrzała w jego oczy słysząc co właśnie powiedział. Jak to od dawna? Czemu tego nie zauważyła? Nawet nie potrafiła się odezwać. Znów głos uwiązł jej w gardle. Usiadła z powrotem na kamieniu. Nogi zbyt mocno jej drżały aby mogła stać i słuchać kolejnej piosenki. W sumie to mogłaby tutaj zostać już na zawsze i wsłuchiwać się w co rusz nowe melodie grane przez gryfona. W każdej z nich mogła wyczuć uczucia jakie przelał na papier. Było to piękne jak i mogło też być niekiedy smutne. Przymknęła oczy i wystawiła twarz w stronę ostatnich promieni słońca. Pomimo iż był marzec wcale nie było aż tak zimno. Przynajmniej nie jej . Nawet nie zarejestrowała kiedy skończył grać. Dopiero jego słowa sprowadziły ją do rzeczywistości. Otworzyła oczy wpatrując się w niego. Im był bliżej tym szybciej biło jej serce. Sama również podniosła się. Nie chciała aby tylko on musiał stać. Spojrzała w jego oczy, które tak uwielbiała i tym samym dała przyzwolenie na wszystko. Odruchowo zagryzła swoją dolną wargę czekając na jego ruch. Mimo iż pragnęła znów poczuć jego usta nie zrobiła nic. Bała się, że nie pozwoli jej na to.
Czuł, że to co robi, jest właściwe. Że o to domagało się tyle jego ciało, które za każdym razem gdy zbliżył się do Rissy krzyczało, a on musiał je powstrzymywać. Kiedy ją całował i nie dostał żadnego odzewu odsunął się. Czy zrobił coś źle? Przecież jak pocałował ją na imprezie poszła za nim aż tutaj. A może nie chciała? Belphegor spojrzał na nią zmieszany. Podniósł jedną brew do góry pytająco. Nie chciał robić czegoś, czego Clarissa by nie chciała, szczególnie, że takie rzeczy mogą krzywdzić. I nagle jego wszystkie obawy zaczęły wracać. Chwila zapomnienia się skończyła, a gryfona ogarnął strach. A może to jest jednostronne? A krukonka chciała tylko posłuchać jak gra? - Jeśli robię coś nie tak... To powiedz. - Nie, odsunęła by się, gdyby tego nie chciała. A może jednak? Na pewno by zaprotestowała! Determinacja nagle pojawiła się obok pożądania na twarzy chłopaka, a on ponownie się przybliżył. Jedną dłoń położył na jej policzku, drugą zaś na biodrze. Ta na dole gwałtownie przyciągnęła ciało Clarissy do Belphegora, zaś ta dłoń na górze delikatnie przyciągała jej twarz w stronę twarzy gryfona. Kiedy była na tyle blisko, chłopak znów pocałował swoją uczennicę tym razem namiętnie. Tak, by nie było wątpliwości, na co Rissa ma pozwolenie, a na co nie. W końcu to ona powinna dawać przyzwolenia, a nie martwić się o niego.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Nie potrafiła za pierwszym razem odwzajemnić jego pocałunku. Bała się, że chłopak zacznie tego żałować, a ona pozostałaby ze złamanym sercem. Głupie, prawda? Nie spodziewała się jednak, że zareaguje w taki sposób. Czyżby nie miał tego żałować i każde słowo wypowiadane w jej stronę było prawdziwe? Dopiero teraz dotarło do niej to wszystko. Matko, jaka głupia była! - Nie, wszystko jest... dobrze. - powiedziała z uśmiechem. Szczerym uśmiechem. Każda komórka jej ciała pragnęła aby jeszcze raz ją pocałował. Aby nie wypuszczał ze swoich objęć. Skóra zaczęła ja parzyć w przyjemny sposób w miejscu gdzie znalazła się dłoń gryfona. Spojrzała na niego roziskrzonymi oczami kładąc swoją dłoń na jego. Jednak nie trwało to długo. Po tym jak została przyciągnięta przez niego ułożyła ją na jego karku. Tym razem bez żadnych obaw odwzajemniła pocałunek. Czuła się tak bardzo wyjątkowa przez ta chwilę. Nie mogąc zapanować nad swoim ciałem pogłębiła pocałunek stając na palcach. Nie chciała aby przez cały czas musiał się pochylać. Po chwili jednak oderwała się patrząc na niego. Musiała powiedzieć to teraz. W innym przypadku stchórzy i nie powie tego nigdy. - Czuję to samo. - jej niepewny głos rozbrzmiał echem od skał. Nie miała jednak zamiaru czekac na odpowiedź czy reakcję chłopaka. Od razu wpiła się ponownie w jego usta delikatnie przygryzając jego dolną wargę.
Czuł to bardzo dobrze. To w jaki sposób oddała pocałunek, jak ich ciała były tak blisko siebie. Ulżyło mu, kiedy zapewniła go, że wszystko jest w porządku. Miał obawy, w końcu nigdy nie dawała żadnych sygnałów. Nigdy by nie pomyślał, że jak spróbuje wyrazić swoje uczucia, te wrócą do niego z tak powieloną siłą. Przytrzymał ją jeszcze chwilę zanim cokolwiek powiedziała. Nie chciał się rozłączać ani na chwilę. Jednak kiedy widocznie nalegała, uznał to za coś ważnego i przekonał się, że takie właśnie było to, co Clarissa chciała mu powiedzieć. - Och panno Grigori, nawet nie wiesz, jak bardzo! - Powiedział na jednym wdechu. Wiedział, że nie ma zbyt wiele czasu na powiedzeni czegokolwiek. Nie narzekał jednak! O nie! Kiedy go ugryzła zacisnął dłonie na jej pośladkach. Spróbował ją do siebie przyciągnąć, jednak kiedy robił niepotrzebny krok w tył, stracił równowagę. Upadł na tyłek ciągnąc za sobą Krukonkę, która teraz siedziała na nim okrakiem, zgodnie z tym jak ją kierował. Po przerwie na upadek spojrzał w jej oczy pożądliwie i znów złączył ich pocałunek. Uwielbiał jej usta. Chciał, by go dotykały cały czas. Delektował się za każdym razem, gdy dotykały się z jego wargami. Ręce wsunął pod koszulkę Clarissy studiując palcami jej plecy. Przeszkadzała mu jedna część jej garderoby, jednak nie był pewien, czy może.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Zacisnęła dłonie na jego koszuli i przygarnęła go mocniej. Czując jego dłonie na swoich pośladkach zamruczała cicho uśmiechając się między kolejnymi pocałunkami. Pewnie nie oderwałaby już nigdy od niego swoich ust, a na pewno nie teraz, gdyby nie mały wypadek. Gryfon stracił równowagę i upadł do tyłu ciągnąc za sobą dziewczynę. Z początku była zaskoczona takim obrotem sytuacji lecz po chwili zaczęła się śmiać, a śmiech ten zginął w kolejnych pocałunkach. Czuła, oddychała, pragnęła i widziała tylko Belfegora. Nic innego się nie liczyło. Dłońmi zaczęła sama błądzić i badać jego ciało tak jak ustami badała jego usta. Miękka skóra pod jej opuszkami palców parzyła momentami. Musiała przyznać, że z nikim jeszcze nie była tak blisko, gdyż nikomu nie pozwoliła zbliżyć się do siebie w ten sposób. Zawsze ta bliskość ją przerażała, a teraz... Teraz pragnęła jej jak powietrza. Nie potrafiłaby żyć bez niej gdyby gwałtownie została jej odebrana. Co on z nią zrobił? Stała się całkowicie uzależniona od niego jak niektórzy uzależnieni są od narkotyku. Tak! To byłoby idealne stwierdzenie - Belphegor stał się jej narkotykiem. Nie mogła jednak pozwolić na dalszy rozwój wydarzeń. Nie chciała aby poszło to o krok dalej. Owszem, pragnęła tego. Szczególnie z nim ale nie w takim miejscu. Delikatnie odsunęła się od chłopaka składając na jego ustach niewinny pocałunek. Z niepewnością jak i zawstydzeniem malującym się na jej twarzy spojrzała w jego pełne pożądania oczy. Czy jej wyglądały w tym momencie tak samo? - Czy to nie dzieje się zbyt szybko? - niepewny ton mógł sugerować wiele. Miała nadzieje, że chłopak nie odbierze tego w sposób niewłaściwy. Usiadła wygodniej na nim opierając dłonie na jego klatce piersiowej. - Pragnę tego, jednak nie w tym miejscu. - spojrzała na niego przygryzając wargę.
Mimo, iż biustonosz mu przeszkadzał, omijał go zręcznie wciąż dotykając skóry dziewczyny. Jego palce poruszały się, jakby grał na najpiękniejszym instrumencie na świecie. Z wielką delikatnością, a przy tym niemożliwą do zmierzenia pasją. Grając na gitarze nie czuł się tak, jak czuł się teraz. Zawsze myślał, że to muzyka i gitara dają mu chwilę spokoju. Że tylko kiedy grał sam dla siebie z dala od ludzi mógł być sobą, mógł być szczęśliwy. Jak bardzo się mylił! Dopiero teraz w objęciach z Clarissą czuł, że żyje. Chciał brać coraz więcej i więcej. Każdy kolejny pocałunek był bardziej namiętny i dłuższy. Trzymał ją mocno przy sobie bojąc się, że ta chwila minie, a krukonka ucieknie od niego. Wciąż bał się, że ją skrzywdzi. Kiedy w końcu dał sobie spokój ze strachem, dziewczyna odsunęła się niepewnie. Czy ona? Uff, nie chciała po prostu, żeby to działo się zbyt szybko. Najpierw z jego oczu zniknął strach, a później pojawiło się rozbawienie. Zaśmiał się i pokręcił głową. Złapał policzki dziewczyny w dłonie i pogładził je delikatnie kciukami. Spojrzał jej w oczy i z uśmiechem równie ciepłym co jego ciało w tym momencie postarał się ją zapewnić o swoich intencjach. - Clarisso Roweno Grigori, zapewniam Cię, że nie chciałem zrobić nic za szybko. To znaczy chciałbym... bardzo, jednak nie teraz. I jak zauważyłaś, nie w tym miejscu. - Pocałował ją delikatnie i znów sie odchylił. - Nie zrobię niczego, co mogłoby Cię w jakikolwiek sposób skrzywdzić. - Powtarzał te słowa w kółko w głowie. Bardzo chciał, żeby żaden z jego czynów nie wywołał wewnętrznego krwawienia u dziewczyny. Była dla niego kimś szczególnym. Siedząc tak z dziewczyną a sobie, szczerząc sie jak głupi i zapatrzony w postać krukonki bez opamiętania, zaczął śpiewać. - I'm hurting baby. - Chwilę się zatrzymał i popatrzył na Rissę wyzywająco. - I'm broken down. I need your loving, loving I need it now. - W końcu piosenka to też słowa, tylko inaczej wypowiedziane, prawda? - When I'm without you, I'm something weak. You got me begging, begging I'm on my knees. - I tak całą piosenkę, a gdy skończył, czekał na reakcję.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Nie potrafiła spojrzeć na niego przez dłuższy czas zawstydzona słowami które właśnie wypowiedziała. A podobno była taką odważną osobą, a tu proszę. Wystarczył jeden, nie byle jaki gryfon, a już nie potrafiła zebrać myśli. Słysząc jak wymawia jej pełne imię poderwała głowę do góry przez co poczuła nieprzyjemny ból w szyi. Nie był on jednak na tyle niekomfortowy aby się skrzywiła. Wręcz przeciwnie. Posłała w jego stronę równie ciepły uśmiech co on jej choć w oczach nadal czaiły się iskierki pożądania. Roweno, co on z nią robił! Jeszcze nikomu nie udało się jej doprowadzić do takiego stanu. Nikomu również nie udało się jej zawstydzić, a tym bardziej aby poczuła się skrępowana. Już wcześniej działał na nią w ten sposób jednak starała się to ignorować, cały czas wmawiając sobie, że są to tylko jej urojenia. W końcu był jej nauczycielem. Pocałunek jakim ją obdarzył był jednym z tych które uwielbiała najbardziej. Nieśpieszny, delikatny. A jego słowa jedynie przyśpieszyły bicie jej serca przez co policzki zaróżowiły się jeszcze bardziej. Tylko czemu właśnie w tym momencie przed oczyma stanęli jej dziadkowie? Gwałtowny dreszcz strachu przeszedł po jej ciele. Nie powinna myśleć o nich w tym momencie. Zdecydowanie nie powinna. Była wdzięczna chłopakowi, że zaczął śpiewać. Dzięki temu mogła oderwać się od przykrych myśli i skupić tylko na nim. A musiała przyznać, że głos miał wręcz anielski. Mogłaby go słuchać całymi dniami i nigdy by się jej nie znudziło. A co do piosenki... W momencie gdy skończył ją śpiewać popatrzyła na niego z całkowitą powagą, choć w środku cała krzyczała z radości. Chwilę potrzymała go w niepewności po czym złączyła jego usta z jego coraz bardziej pogłębiając pocałunek. Miała nadzieje, ż to wystarczy za słowa, jednak nie trwało to długo. Po chwili przerwała go uśmiechając się promiennie. - Gdyby nie fakt, że siedzimy na dworze i nie jest za ciepło cofnęłabym słowa co do "nieśpieszenia się. " Już od dłuższego czasu nie mogę Cię wyrzucić z mojej głowy, bo... - powiedziała z całkowitą powagą i pewnością po czym nachyliła się do jego ucha szepcząc słowa które miała nadzieję nigdy nie zapomni - Bo w sercu Ciebie mam - i złożyła na jego ustach czuły pocałunek po czym odsunęła się zasłaniając swoja zaróżowioną twarz włosami. Całe szczęście, że miała je długie.
Był niemało zaskoczony, kiedy po skończonej piosence, nagle został obdarzony dotykiem tych cudownych ust. Chciał się rozpłynąć, jednak wiedział, że nie może i objął Clarissę pewniej, przybliżając w swoją stronę. Sam nie był dłużny w pocałunkach. Każdą chwilę, kiedy dziewczyna się wycofywała wykorzystywał do ponownego złączenia ust. Jego wewnętrzny wilk chciał się uwolnić. Chciał zawyć z zachwytu, zawarczeć zadziornie i szczekać za każdym razem, kiedy Clarissa miałaby na to ochotę. Chciał się wgryźć w jej skórę tak, by jęczała z mieszaniny przyjemności i bólu. Chciał zedrzeć z niej wszystkie ciuchy i pragnął, żeby ona zrobiła to też jemu. A temu wszystkiemu towarzyszyło uczucie w sercu, które mówiło, żeby bronić dziewczyny za cenę własnego życia. By trwać przy niej bez względu na wszystko, i sprawiać by każda jej łza była łzą szczęścia. Bał się powiedzieć tego na głos, ale - Zakochałem się w Tobie - nawet nie zauważył, że wyszeptał jej to do ucha. Zaczął całować jej szyję bez opamiętania pamiętając jednak, by nie robić niczego, czego ona... Zaraz. Że jak? Spojrzał w zielone oczy, które uwięziły jego serce bez możliwości uwolnienia. Wstał patrząc ciągle w te oczy zielone, delikatnie zsuwając Clarissę, a następnie pomagając wstać i jej. - Serce me przez lata niewzruszone było. Swawolne, niedojrzałe i nieposkromione. Dzikości jego opanować nie byłem w stanie. Dziś pokornie ukorzyło się przed Tobą, a swoje nieokiełznanie uwolni tylko przy Tobie i tylko dla Ciebie bić będzie w rytmie, który będzie dzieliło z sercem Twoim. - Wzięło go na te słowa, jednak nie to teraz było ważne. Chwycił jej dłoń i zaczął się cofać. Po raz kolejny tego wieczoru będzie ją prowadził. Cieszył się w głębi ducha, że ma oddzielny pokój.
z.t x2? (jak chcesz, możesz jeszcze tu odpisać na ten post ;) )
Biedne stopy Thomasa. Wygodne buty jednak by się przydałby. Trasa była dość długa, ale skąd miał wiedzieć, że wybierze się dziś na taki spacer. I w dodatku z Beth. Nigdy by nawet nie przypuszczał, że ją spotka. Przez całą drogę gadali o wszystkim i o niczym. Pod koniec trasy Thomas już nie słuchał, był zajęty modleniem się w by jego stopy nie odpadły. Głupie buty. Ale cierpieć było warto. Widok był niesamowity, śliczne miejsce. Nigdy wcześniej tu nie był. Rozglądał się wszystko obserwując. Tyle zieleni. Spojrzał na Beth. -Wow, naprawdę niezwykle miejsce-powiedział odwracając wzrok od dziewczyny i skupiając go na krajobrazie. Tak magicznie. Po chwilii doszło do niego to, że jest tu sam z Beth. O czym ma z nią rozmawiać? O czym?! Przygryzł wargę zastanawiając się nad jakimś sensownym tematem. Beth...co robiłaś przez te lata?-tylko to wymyślił. Brawo Thomas, brawo. Obdarzył ją tym swoim bezbarwnym spojrzeniem. Jest tyle rzeczy, które chciał wiedzieć a zapytał tylko co robiła przez te wszystkie lata gdy stracili ze sobą kontakt.