Krótki korytarz prowadzi do obrazu rycerza Nicholasa, który jest tajnym przejściem prowadzącym od razu na drugie piętro. Uczniowie przesiadują tutaj, gdy chcą się poduczyć jeszcze przed zajęciami jednak zazwyczaj nie ma tu tłoku.
Skylar od powrotu do Hogwartu ani razu nie spotkał Katniss. Nigdzie nie mógł się na nią natknąć i choć chodził i szukał, to i tak mu nie wyszło odnalezienie swojej zguby. A miał taką nadzieję. To co wydarzyło się, podczas ferii zimowych, miało na niego ogromny wpływ. Po jakimś czasie miał już dość. Wziął swoją ukochaną gitarę, wyszedł z pokoju ślizgonów kierując kroki w stronę jakiegoś korytarza, który wyglądał na jak najbardziej ukryty przed światem. Usiadł na podłodze, kładąc gitarę na kolanach, i zaczął grać. Powoli uderzał w struny, po czym zaczął śpiewać. O utraconej miłości, która nie wróci. Nie wiedział, dlaczego wybrał taką piosenkę, po prostu serce mu tak podpowiedziało, a on go wysłuchał . Co rzadko się zdarzało u Skylara.
------------------------------------------ Piosenka: Passenger-let her go w wersji akustycznej
Zerknęła na zegarek, zbierając ze starej ławki książkę oraz notatki, niedbale wrzucając je do niewielkiego plecaka, który ze sobą nosiła po zajęciach. Pracowała nad obroną przed czarną magią, rozpisując sobie notatki z materiałów, które dał jej Reed. Jeśli chciała opanować magię bezróżdzkową, musiała wziąć się ostro do nauki — a co lepiej temu sprzyjało, niż cisza nocna i patrole, które brała niemalże codziennie, aby czytać. Nie zawsze wracała do mieszkania przy Alei Amortencji, gdzie przygarnęli ją Boyd i Fillin. Zarzuciła na ramiona cienkie, skóropodobne szelki i poprawiła ruchem dłoni odznakę tkwiącą na piersi, kontrastującą złotem z ciemnozielonym kolorem szkolnego swetra, który miała do czarnych jeansów i spod którego wystawał biały kołnierz z krawatem. Omiotła spojrzeniem klasę, wsuwając po sobie krzesło i wychodząc z klasy, aby leniwie ruszyć w stronę wyższych pięter, mając w pogotowiu różdżkę. Nie zdążyła jednak wyjść zza rogu, gdy jej uszu dobiegł dźwięk kroków, na co mimowolnie brwi drgnęły jej ku górze. Drobna studentka raz jeszcze zerknęła na tarczę starego odmierzacza czasu, tkwiącego na jej nadgarstku i odkryła, że zagubiony uczeń miał jeszcze osiemnaście minut do końca szkolnego dnia, po których upływie powinien znaleźć się w pokoju wspólnym. Zamek pomimo posiadania wieloletniej tradycji i dziesiątek pokoleń czarodziejów za sobą, wciąż skrywał niebezpieczne miejsca i sekrety. Westchnęła cicho, słysząc znajomy głos, który mimowolnie przywołał na jej usta grymas nostalgii i rozbawienia, kryjącego się w uniesionych subtelnie kącikach ust. Przesunęła spojrzeniem po znajomej sylwetce ślizgona, stając i krzyżując ręce na biuście. Rude włosy zebrane w wysoką kitkę kołysały się leniwie za jej plecami, ciągnąć do połowy pleców. - Mam zwidy czy to faktycznie na szkolne korytarze wrócił nie kto inny jak Xavier Needle? Tylko trochę? Kurde, a ja wierzyłam, że umierałeś z tej tęsknoty i nie daj boże upadła Ci ambicja. Dobrze Cię widzieć. -przywitała się z nim charakterystycznym dla ich rozmów, dość zaczepnym tonem. Nie kryło się jednak w wypowiedzi dziewczyny nic złego, jedynie odrobina szczerego zaskoczenia. Nie miała pojęcia, że wraca do Hogwartu. Zaśmiała się na jego słowa, kiwając głową ze smutną miną.- No widzisz, wyjechałeś i motywacja mi uciekła na tyle, że aż zostałam naczelnym. Jak się czujesz z tym że musisz mnie słuchać? Puściła mu oczko, podchodząc do niego i pozbywając się dystansu. Dwa lata to długo, chłopak się zmienił, wydoroślał nieco, chociaż język miał tak samo uszczypliwy, jak wcześniej. Taki jego urok. Ich relacja była trudna do określenia, bo ani go nie unikała, ani nie czuła potrzeby spędzania z nim większej ilości czasu. Wspomniał o Skylerze — mieli okazję się już spotkać? Kiedyś chyba się przyjaźnili, chociaż nie była pewna, bo nigdy nie interesowała się życiem towarzyskim innych ludzi, swoim właściwie też niezbyt.- Nie wiedziałam, że wracasz. Podekscytowany?
To było dziwne. Nagle dostosowywać się do jakichś zasad, ciszy nocnej, regulaminu. Nigdy nie był w tym dobry, zawsze lubił szukać sposobów, żeby ominąć ograniczenia. A kiedy wyjechał i nikt go już nie kontrolował, łatwo przyzwyczaił się do tej swobody. Teraz nie miał wyboru, jeśli nie chciał mieszkać w domu, musiał mieszkać w Hogwarcie, przynajmniej na razie. A tutaj - nie ważne czy miałeś 11 czy 20 lat, obowiązywały cię niemal te same zasady. Było to trochę absurdalne, ale nic nie można było na to poradzić. Ograniczając swoją swobodę wybrał mniejsze zło i póki co, nie żałował. O ile utraty punktów nie bał się ani trochę, tak perspektywa szlabanu mu się nie podobała. Szkoda mu było czasu na takie głupoty, dlatego, na styk bo na styk, ale o wyznaczonej porze zmierzał we właściwym kierunku, nie kusząc losu. - Często ci się to śniło? Tym razem to jawa, możesz się już cieszyć - odparł i musiał przyznać sam przed sobą, że jemu też było całkiem miło ją zobaczyć. Miał do niej sentyment, z pewnością reprezentowała sporo rzeczy, które zostawił wyjeżdżając. - Merlinie, jeszcze naczelny? Na tym etapie się już kłania? - spojrzał na nią z teatralnym przejęciem. Nie powinien się dziwić, była stworzona do tego stanowiska, od zawsze było widać, że lubi dyrygować innymi. Akurat tę ciągotkę potrafił zrozumieć, nawet jeśli na samo stanowisko patrzył z politowaniem. - Wracam, wracam. No i... powiedzmy, ekscytacja to mocne słowo. Kiedyś wypada skończyć te studia. Na ciebie chyba już w tym roku przyszedł czas, co? Co dalej? Nauczycielka transmutacji? Posada w ministerstwie? Pewnie pół życia w przód już zaplanowane - oparł się o zimną ścianę w korytarzu, w końcu miał jeszcze chwilę do ciszy nocnej. Zresztą, pod takim czujnym nadzorem mógł sobie pozwolić na drobne spóźnienie, prawda?
Łączyła ich rywalizacja, ale dzielił charakter. Pamiętała, że w przeciwieństwie do niej, Xavier wcale nie lubił przestrzegać zasad, a wręcz starał się wyszukiwać bezpiecznych rozwiązań, aby je pomijać — chociaż Lance nigdy nie kojarzyła, aby dostał faktycznie szlaban. Lustrowała go spojrzeniem w milczeniu, przystępując z nogi na nogę i poprawiając materiał odzienia, ruchem głowy zgarnęła miedziane kosmyki do tyłu. Na jego twarzy malowała się odrobina konsternacji, której ślizgonka nie mogła poprawnie określić. - Te złe sny mam na szczęście rzadko, Xav. -odparła z pieszczotliwym zdrobnieniem, puszczając mu oczko i pozwalając sobie na odrobinę zaczepne brzmienie. Chyba tak z tęsknoty. Nie spodziewała się wtedy jego wyjazdu, tak samo, jak nie podejrzewała, że wróci i wpadnie na niego podczas sprawdzania korytarzy. Czy to możliwe, że słyszała o jego powrocie, a przez bieg wydarzeń i chaos panujący w ostatnich dniach w jej życiu, zwyczajnie zapomniała? Wzruszyła ramionami niewinnie, krzyżując ręce na piersiach i łapiąc dłońmi ramiona, stuknęła o nie czerwonymi paznokciami. - Tak wyszło, jakoś muszę z tym żyć. Nie trzeba, ale jak tylko masz ochotę — to śmiało. Nie opuszczała, nie odwracała wzroku — jedynie przekręciła głowę, pozwalając mu się zgrywać. Brzmienie głosu, mimika twarzy niby pozostawała u niego taka sama, a jednak zdążył się zmienić i odrobinę wydorośleć przez ten czas. Niewiele z chłopca, którym był, gdy go widziała ostatnio, mu zostało. Odprowadziła go wzrokiem, ruszając zaraz z miejsca. Nie rozluźniając dłoni, oparła się zaraz obok, czując przyjemny chłód kamiennych murów, dreszcz przebiegający po ciele. Wplątała się w to nostalgia, której Nessa nie mogła wyjaśnić. Wzruszyła barkami, odchylając głowę do tyłu i spoglądając w sufit.- Nie mam pojęcia. Faktycznie, trochę mnie korci tu zostać, jestem dobra w nauczaniu innych, ale z drugiej strony — nowe wyzwania, nowe doświadczenia są częstsze w Ministerstwie. A Ty? Zastanawiałeś się już? Zapytała, odwracając głowę w jego stronę i obdarzając go pociągłym spojrzeniem. Ciekawe, czy miał te same plany, o których mówił jej wiele lat temu. Pogadali jeszcze chwilę, zanim odprowadziła go kawałek do pokoju wspólnego i sama ruszyła dalej na patrol.
|/ztx2
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
Ależ on był wkurwiony. Po pierwsze, powinien właśnie wkuwać historię magii przed jutrzejszym egzaminem. Po drugie, chuj go obchodziły jakieś zasrane obrazy. Po trzecie, musiał zapieprzać przez cały zamek do tych przeklętych lochów. Po czwarte, znów go zaszantażowała. I mógłby tak wymieniać w nieskończoność, ale jaki był tego sens? Czyszczenie obrazów, no do kurwy nędzy. Czy ona naprawdę myślała, że nie ma nic innego do roboty? Podała jednak jeden, dość przekonujący argument – Freja. Chyba by się zesrał, gdyby dziewczyna teraz dowiedziała się o tym, co dokładnie dzieje się w jego życiu. Oboje popełniali błąd za błędem, ledwo łatając dziury w gobelinie ich znajomości. Wyrwa, którą zrobiłaby informacja, że ma wybraną narzeczoną, nie byłaby tak łatwa do zaszycia. I doskonale o tym wiedział. To była jego jedyna motywacja, żeby opuścić wieżę i skierować swe kroki do lochów, w których czekała na niego Tereska, jak zwykle uśmiechnięta od ucha do ucha i piekielnie z siebie zadowolona. Niech ją szlag trafi. Nie zamierzał udawać, że to spotkanie go cieszy (choć szczerze mówiąc, możliwość oderwania się od książek była przyjemna). - Zróbmy co mamy zrobić i spierdalam dalej się uczyć – burknął, czekając na dalsze instrukcje. Te rejony zamku, pomimo tylu lat w nim spędzonych, były mu wciąż obce. Nie miał zielonego pojęcia czy znajdują się tu jakieś obrazy, które wymagały renowacji. – Przysięgam, że jeśli to będzie trwało dłużej niż godzinę to wracam do siebie – ostrzegł ją, od razu zaznaczając jak bardzo jest niezadowolony z takiego obrotu spraw. – A tak poza tym, jak ci idą egzaminy? – nieco złagodniał, nie chcąc wyjść na totalnego gbura. Mimo wszystko, towarzystwo Astrid zawsze łączyło się z tym, że mógł się odciąć od smutnej rzeczywistości. A że dużo rzeczy ciążyło mu na duszy – potrzebował tego.
C. szczególne : konwaliowe perfumy | bardzo donośny, niski głos | lekki szkocki akcent, który intensywnieje wraz z emocjami | broszka w kształcie muszli ślimaka przypięta zazwyczaj do szkolnej torby
Nie była zadowolona z tego, że musiała czyścić obrazy. Na Merlina, przecież nie zapisała się na kółko, żeby wyręczać woźnego Fawleya w jego obowiązkach. Nie była do tego skora, nawet jeśli jakiś czas temu uratował ją i Thada przed akromantulą – jej wdzięczność miała swoje granice. Chyba umarłaby z nudów, gdyby musiała samotnie szorować ramy. A o ile szybciej wszystko skończy, mając do pomocy cymbała Coltona? Wyszczerzyła się na jego widok – i w ramach przywitania, i dlatego, że owszem, była z siebie niesamowicie dumna. – Nie mam zamiaru sterczeć tu dłużej – zapewniła go. Miała lepsze rzeczy do roboty. I to nie tylko naukę – po książkowym maratonie na miesiąc przed egzaminami miała już jej na tyle dosyć, że nie potrafiła się zmusić do ślęczenia nad notatkami. Z dwojga złego już wolała szorować ramy portretom. W odpowiedzi na jego pytanie mruknęła coś niewyraźnie i przewróciła oczami, wyrażając tym swój entuzjazm dla egzaminacyjnego sezonu. I nie odbiła piłeczki, bo stwierdziła, że kujon Bolton tylko czekał na to, żeby pochwalić się swoim rzędem wybitnych. – Sir Nicolas na nas czeka – powiedziała, chociaż wcale go nie uprzedzała, i pochyliła się, żeby wziąć kilka szmatek wyniesionych ze schowka woźnego. Wymownie spojrzała na wiadro pełne mydlin, zachęcając Aslana, żeby je wziął, a potem podeszła do portretu. – Dzień dobry, sir Nicolasie! – zaświergotała. Czarodziej nie był zbyt szczęśliwy na ich widok. Zmrużył oczy, przyglądając się podejrzliwie Tessie i Aslanowi. – A wy co chcecie? – zapytał. Widząc zestaw do renowacji, aż się zapowietrzył. – Śmiecie sugerować, że jestem brudny?!
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
Zignorował jej mruknięcie odnośnie egzaminów. Zapytał o to z czystej ciekawości i grzeczności, bo szczerze mówiąc, nie rozmawiali tak dawno, że nawet nie wiedział od czego zacząć rozmowę. Zwłaszcza, że nie miał najmniejszej ochoty w tym momencie siedzieć w zawszonych lochach, użerając się z sir Nicolasem. Uniósł lekko brew, gdy ewidentnie dała mu do zrozumienia, że jest od noszenia wiaderka. – Peregrine, litości, jesteśmy czarodziejami, po coś mamy te różdżki – potrząsnął głową, wyrażając swoją dezaprobatę i za pomocą prostego Locomotor przeniósł wiadro tuż obok obrazu. Cóż, skoro chciała robić to po mugolsku to proszę bardzo. On nie zamierzał. Widząc kurewsko niezadowolonego chujka na portrecie, westchnął ciężko. Wyglądało na to, że dzisiejsze popołudnie będzie pełne wrażeń, ale niekoniecznie tych pozytywnych. Przywitał się z Nicolasem, wkładając w to powitanie jak najwięcej optymizmu i szacunku, chcąc choć trochę udobruchać portret. Co otrzymał w zamian? Pretensje. – Zajmij się nim, bo to twój pomysł – szepnął jej na ucho, nieco odsuwając się od obrazu. Właściwie to był nie brudny, a po prostu ujebany tak, że ledwo można było dojrzeć jego twarz. Czuł jednak, że powiedzenie tego na głos tylko zaogni konflikt. Z ciekawością czekał na to jak Astrid poradzi sobie z jakimś starym, zawszonym typem, wciąż mruczącym coś pod nosem.
Potrzebował trochę czasu, żeby sobie wszystko przemyśleć i poukładać w kwestii Olivii, próbował jakoś dotrzeć do niej i przemówić jej do rozumu, ale niestety, bezskutecznie. Nie spał po nocach, nie uważał na lekcjach, rozmyślając, a mimo tego nie wpadł ani na żaden genialny plan jak rozwiązać powstały problem; nie udało mu się też dogadać z upartą siostrą, nie spłynęło na niego żadne olśnienie, nadal był w głębokiej, czarnej dupie, dlatego też postanowił jedno: winny całego zamieszania właściciel zbyt ruchliwych plemników Maximilian Felix Solberg musi dostać wpierdol. Nie sądził, że chłopak od tego zmądrzeje i że to cokolwiek zmieni, ale pozostawienie go zupełnie bezkarnym przecież nie wchodziło w grę, nawet jeśli i tak było już po ptakach. A że Fillin był tego samego zdania i podjudzał z właściwą sobie rozwagą zachęcał go do rozmówienia się ze Ślizgonem, to nie pozostawało mu nic innego, jak po prostu to zrobić. Sądny dzień nadszedł pod koniec tygodnia; w wyniku śledztwa przeprowadzonego pod wywieszonym w gablocie ogólnym planem zajęć dowiedział się, o której godzinie delikwent powinien przebywać w lochach, i tam też się udał, by go przydybać. Nie musiał długo czekać, by wysoka sylwetka chłopaka zamajaczyła na horyzoncie. - Solberg! - zawołał go, no bo przecież nie będzie się sam fatygował, a zwróciwszy jego uwagę machnął ręką, jakby go zapraszał do kumpelskiej pogawędki. Być może udało mu się nawet uśmiechnąć, ale to dlatego, że oczami wyobraźni widział już, jak Maksiofelek w agonii wypluwa wybite zęby na kamienną posadzkę, i to był cudowny widok.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Tablica ogłoszeń była dobrym źródłem informacji, jeżeli chciało się kogoś znaleźć, choć w wypadku Solbega nie zawsze była aktualna. W tym jednak wypadku dochodzenie Boyda okazało się skuteczne i bez problemów udało mu się wyśledzić niczego nie świadomego ślizgona. Max właśnie opuszczał zajęcia i ruszał w stronę kuchni stosując skrót przez boczny korytarz, gdy usłyszał, że ktoś go woła. Odwrócił się przez ramię, by zobaczyć, kto go zaczepia. -Callahan? Co tam? - Zapytał podchodząc do gryfona. Szybko jednak Max poczuł, jak jego mięśnie sztywnieją, gdy zobaczył wyraz twarzy Boyda. Jego mina była jakaś taka nienaturalna, a uśmiech chłodny. Nie zwiastowało to nic dobrego, chociaż ślizgon nie miał pojęcia, co mogło być przyczyną tego wszystkiego, bo nikt jeszcze nie raczył go poinformować o zaistniałej sytuacji. Z gryfonem dawno nie rozmawiali, więc nie miał czym mu podpaść, a z Oli... No cóż dziewczyna skutecznie go unikała i Max nadal nie wydobył z niej powodu takiego obrotu spraw i nie zapowiadało się na jakąkolwiek zmianę w tym temacie.
Dopuszczał możliwość, że jak Solberg go zobaczy, zacznie spierdalać w podskokach i to byłaby może mało brawurowa, ale z pewnością rozsądna reakcja z jego strony. Tymczasem chłopak przydreptał w jego stronę i albo był nieświadomy tego, jak straszliwie mu podpadł albo zwyczajnie miał spierdolony instynkt samozachowawczy; beztroskie zagajenie tylko dolało oliwy do ognia i sprawiło, że nawet przez sekundę nie zawahał się, czy ta głupia morda zasługuje na to, żeby porządnie oberwać. Co za koleś. Zapładnia mu siostrę i się jeszcze głupio pyta c o t a m. - Jakie kurwa "co tam"? - warknął w odpowiedzi, bo swój zapas cierpliwości na small-talk zdążył już wykorzystać na to, żeby go do siebie zawołać i nie miał zamiaru już więcej sobie strzępić języka. Wystarczająco dużo się nagadał przez ostatni tydzień, kiedy próbował przekonać Olivię do tego, żeby go posłuchała i wypiła eliksir, dlatego teraz bez zbędnych wstępów i ceregieli, nie zastanawiając się ani chwili, zacisnął dłoń w pięść i wymierzył Solbergowi sprawiedliwość ciosem prosto w ryj.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Mimo słynnego braku instynktu samozachowawczego, zapewne wybrałby opcję spierdolingu, gdyby tylko wiedział, co go czeka. Jednak nieświadomy wszystkiego ślizgon spodziewał się zwykłej pogawędki. Nie pomyślał o tym, że w ciemnych, bocznych korytarzach lochów raczej takowe się nie odbywają. Były to w końcu odpowiedniki ciemnych zaułków na ulicach, gdzie się gwałci i rabuje innych. Już otwierał usta, by zapytać Boyda o chuja Merlina mu chodzi, ale nie zdążył, bo poczuł lepę w ryj. Z nosa pociekła mu krew i na chwilę go zamroczyło. Jako, że jednak chłop to głupie zwierzę, Max bez zastanowienia uniósł pięść i wycelował prosto w brzuch gryfona. Nie będzie go tutaj zaskakiwał pięścią bez powodu. Jeśli myślał, że Solberg nie będzie się bronił, to był w bardzo dużym błędzie. Widać ten rok zaczynał się pod znakiem krwi i bólu. Nie pomyślał nawet o tym, by wyjąć różdżkę. Mugolskie bójki były dużo bardziej ekscytujące i sprawiały, że adrenalina zalewała ciało ślizgona. Czuł ból pulsujący w jego twarzy i był pewien, że celnie wyprowadzony cios Boyda, uszkodził lub nawet złamał mu nos. Na szczęście nie było to nic, czego proste zaklęcie by nie naprawiło. Teraz jednak myślał o stawżaniu szkód, a nie ich naprawianiu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Kiedy wymyślał to przedsięwzięcie, to choć szczegółowo sobie zaplanował, jak załatwi Solberga, to nie do końca w ogóle zastanawiał się nad tym, jaka będzie reakcja chłopaka; można więc śmiało powiedzieć, że wzięty przez niego odwet go zaskoczył. Nie spodziewał się, że będzie z niego taki bojowy skurwol, a tu proszę, całkiem godny przeciwnik. Zabolało całkiem porządnie, aż trochę się zachwiał i prawie wyjebał (udało mu się zachować pion głównie dlatego że stał przy ścianie, o którą mógł się oprzeć); walcząc z falą mdłości, która nadeszła po ciosie w brzuch, musiał w ekspresowym tempie zdecydować, czy warto wdawać się w bójkę z Solbergiem czy może powinien, tak jak planował, poprzestać na jednym porządnym złamaniu nosa i rozpocząć teraz kulturalny dialog pod tytułem Jakie Masz Plany Wobec Mojej Siostry. Sęk w tym, że automatycznie przestał w tym momencie myśleć i nie bardzo rozważał powyższe kwestie, tylko wszedł w bojowy tryb walcz albo giń. Już nie było odwrotu. - Zajebałbym cię, ale martwy nie mógłbyś płacić alimentów - oświadczył mu więc uprzejmie i zaraz oddał tym razem w szczękę z nadzieją że uda się go znokautować. No i potem chętnie by go dobił, ale to się nie kalkulowało, niestety.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
U Solberga obudził się instynkt. Jeżeli dostawał cios, to musiał kolejnym odpowiedzieć. Nie ważne było to, jaki był powód wpierdolu. Nie miał zamiaru być dającą się obić ofiarą, która potulnie przyjmie ciosy i odejdzie do swoich spraw. Zdecydowanie był wojownikiem, który odpowiadał na agresję, choć na co dzień raczej się nią nie charakteryzował. Kolejne słowa poprzedzające jeszcze jeden cios, tym razem w szczękę. Max usłyszał, jak coś chrupnęło, poczuł smak krwi w ustach i wypluł dwa zęby, które Boyd właśnie mu wybił. Na szczęście było to za mało, żeby sprowadzić wielkoluda Solberga do parteru. Fala bólu zalała jego twarz i przed oczami zamigotała mu jednak ciemność. Zamachnął się pięścią na oślep i poczuł tylko, że w coś uderzył. Nie widział gdzie, ani jak mocno. Czuł jednak kolejny ból tym razem w knykciach swojej lewej ręki. Na pewno były nieźle rozjebane. -Jakie alimenty, co Ty pierdolisz? - Zapytał lekko sepleniąc, gdy słowa Boyda dotarły w końcu do jego mózgu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Bardzo satysfakcjonujące było to obserwowanie, jak Solberg wypluwa z siebie te zęby - było niemalże tak pięknie, jak sobie to wcześniej wymarzył, i chyba właśnie przez to stracił trochę czujność i nie zdążył się uchylić przed kolejnym ciosem, który poturbował mu nos. Nie wiedział czy moc była aż taka, żeby go złamać, ale zabolało porządnie, pociekło też trochę krwi, choć niespecjalnie się tym przejął. Odpowiedź Maxa na jego rzucony chwilę wcześniej złowieszczy komentarz sprawiła, że chwilowo odzyskał zainteresowanie konwersacją, choć nie do końca wiedział, czy typ mówi do niego poważnie, czy jest głupi, czy chce go jeszcze bardziej wkurwić. Zaniechał (na razie) dalszego wpierdolu, obtarł pobieżnie krwawiący nos rękawem i zamrugał intensywnie, bo od mocnego uderzenia załzawiły mu oczy. - No przecież ci, kurwa, nie każę sie z nią żenić, ale chyba se nie myślisz, że się z tego wywiniesz całkiem bez żadnej odpowiedzialności - fuknął; nadal miał nadzieję, że uda mu się przekonać Olivię, że nie ma co zgrywać bohaterki i sprowadzać dzieciaka z przypadku na świat, ale w razie gdyby się nie udało, to nie miał zamiaru dopuścić do tego, żeby Solberg umył ręce i odmaszerował beztrosko w stronę słońca, tak jak najwyraźniej planował, skoro tak się teraz zdziwił.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wyprowadzony na ślepo cios okazał się celny. Nie ściana, ani zbroja oberwały, a Boyd. Mimo, że to Max był tutaj ewidentnie bardziej potłuczony, nie mógł nie czuć satysfakcji z poturbowania gryfona, który tak nagle i bez powodu go zaatakował. Przynajmniej ślizgon tego powodu nie widział. Im więcej słów słyszał ze strony Boyda, tym bardziej jego mózg się gubił w całej sytuacji. Już podnosił pięść ponownie, by skorzystać z zawahania przeciwnika i wyprowadzić następny cios, gdy usłyszał coś o ślubie. Ręka sama mu opadła, a Solberg musiał trzy sekundy przemyśleć, czy na pewno usłyszał to, co mu się wydawało. -Ślub..? Czekaj, czy my rozmawiamy o Oli? - Innego wyjścia nie widział.Jaka inna "ona" mogła tak silnie wpłynąć na Boyda, jak nie jego własna siostra? -Co tu się kurwa dzieje...? - Ostatnie zdanie wypowiedział bardziej do siebie, chociaż wszystkie duchy tego zamku mu świadkiem, że bardzo chciał się dowiedzieć za jaką sprawę właśnie stracił kilka zębów.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Dobrze, że już stał przy tej ścianie, bo słysząc to co wygadywał Max, udający że nie wie o czym jest mowa i grający na zwłokę, prawie się przewrócił. Dobrze, że zaprzestali napierdalanki, bo ręce mu tak opadły, że nie byłby w stanie ich podnieść do kolejnego ciosu. Naprawdę ten Solberg był taki niedojebany, czy bojdowy cios w zęby był tak imponujący, że coś w mózgu przestało mu stykać? - Nie, o mnie - burknął gdy padło imię Olivii, coraz bardziej zniecierpliwiony, po czym klepnął Maxa w łeb, ale już nie w ramach wpierdolu, tylko bardziej jakby chciał mu powiedzieć "weź się ogarnij chłopie". - Solberg, weź chociaż raz dla odmiany rusz głową zamiast chujem i skojarz fakty, bo przysięgam, jak zadasz jeszcze jedno idiotyczne pytanie, to stracisz resztę zębów - poradził mu i postanowił, że żeby tego uniknąć, wyłoży mu wszystko od razu. Nie żeby miał coś przeciwko dalszej bójce, ale szlag go trafiał na myśl, że ten kretyn udaje, że nie wie o co chodzi i chciał mu to uniemożliwić. - Nie wiem, ile dup zdążyłeś w międzyczasie zapłodnić, ale tak, chodzi o Olivię, i miałem ci tylko przypierdolić, ale w sumie skoro już tu jestem, to możesz mi od razu powiedzieć czy masz zamiar coś z tym zrobić - postawił sprawę tak jasno, jak tylko się dało i patrzył na Maxa wyczekująco-zniecierpliwionym wzrokiem.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Na swoje nieszczęście, Max aż tak dobrym aktorem nie był, żeby w tej chwili udawać. Poza tym, gdyby faktycznie wiedział, jak wygląda sytuacja zapewne próbowałby oszczędzić sobie wpierdolu i nie zadawał idiotycznych pytań. Boyd jednak nie mógł o tym wiedzieć. Solberg otrząsnął się tylko, gdy dostał po raz kolejny, choć tym razem nieco delikatniej, w łeb. -OLIVIA JEST W CIĄŻY?! - Nie potrafił tego wszystkiego zrozumieć. Jakim cudem, jako ojciec nie został poinformowany o tej farsie. Poza tym, przecież na wakacjach piła alkohol. Czy ona była kompletnie nieodpowiedzialna? -Myślała może o poronnym? - Powiedział pierwsze, co przyszło mu do głowy, chociaż zastanawiał się, czy nie będzie już na to za późno, skoro od ich stosunku minęły już prawie cztery miesiące. Solbergowi zdecydowanie nie uśmiechało się zostanie teraz ojcem. Nie po to używał antykoncepcji, żeby za jakieś pół roku bawić się w tatusia. Cała ta sytuacja mocno mu śmierdziała. Przynajmniej teraz już wiedział, dlaczego dziewczyna go unikała, chociaż musiał przyznać, że wiedząc to, poczuł jak wzbiera w nim złość na nią.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Myślał, że już nic go nie zaskoczy, ale reakcja Maxa po tym jak dosadnie przedstawił sprawę zdziwiła go chyba bardziej niż to jak mu wcześniej przypierdolił w żołądek. Spiorunował go wzrokiem, chcąc ocenić czy pierdoli jakieś farmazony, czy może rzeczywiście słyszy te wieści po raz pierwszy. Czy to było możliwe, żeby Olivia nie raczyła mu powiedzieć? Hm, biorąc pod uwagę to, jakie kretyńskie decyzje ostatnimi czasy podejmowała, to w sumie tak. - Nie wiedziałeś? - spytał, by zaraz dodać: - No to już kurwa wiesz - niespecjalnie przejęty faktem, że to nie on powinien być osobą, która wtajemnicza chłopaka w tak delikatne sprawy. I tak było już za późno, słowo się rzekło, Oli z pewnością nie będzie zachwycona, ale tym też się teraz nie martwił; skupił się na odpowiedzi Solberga i musiał przyznać, że to był pierwszy raz podczas tej rozmowy, gdy rozmówca nie brzmiał jak kompletny dureń. No i był po jego stronie w tej dość istotnej kwestii. - O, jednak potrafisz mówić z sensem. Nie myślała. Znaczy nie chce. - wyjaśnił krótko i skrzyżował ręce na piersi, czekając na to, co jeszcze chłopak będzie miał do powiedzenia. To, że nastąpiło zawieszenie broni, nie znaczyło, że już było wporzo.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Spotkanie z Callahanem zaczynało z każdym słowem coraz bardziej Maxa zadziwiać. Przede wszystkim nie rozumiał jakim cudem ta cała akcja wyszła dopiero teraz. -A skąd miałem wiedzieć? Przez całe wakacje rozmawialiśmy tylko raz, a potem zaczęła mnie unikać. - Z tyłu głowy nadal wiedział, że coś tutaj śmierdzi, chociaż jeszcze nie był w stanie połączyć faktów. -Co to znaczy, że nie chce? Czy ona ma zamiar urodzić dzieciaka w wieku 16 lat? Pojebało ją do reszty? - Był zły na Olivię, że zataiła przed nim to wszystko i nie potrafił pojąć, jak mogła być tak głupia i uznać ciążę za świetny pomysł w tym wieku. Do tego jeszcze jej rola prefekta... Max czuł się, jakby miał to być jakiś bardzo nieśmieszny żart ze strony Callahanów. Już widział minę swojej przybranej rodziny, gdy im oznajmi, że musi wziąć na siebie obowiązki nastoletniego ojca. W sumie tego jeszcze nie odjebał. A przynajmniej nie był niczego podobnego świadomy. -Czekaj, dlaczego akurat myśli, że to ja jestem ojcem? Przecież to może być ten fagas, z którym sypia od wakacji. - Nagle go olśniło, gdy przypomniał sobie ich rozmowę w domku. Tę, która skończyła się opróżnioną butelką tequili i pocałunkiem, który nie powinien się zdarzyć. Przecież siostra Boyda właśnie wtedy wróciła z randki i sama przyznała Maxowi, że sypia z jakimś nieznajomym mu kolesiem.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
- No, tylko raz, ale za to jak skutecznie - mruknął trochę bardziej do siebie niż do rozmówcy i szczerze powiedziawszy, to mało go interesowały problemy komunikacyjne na szlaku Olivia-Solberg; nie wiedział, dlaczego siostra nie zdecydowała się podzielić radosnymi wieściami ze swoim wybrankiem, ale nie zamierzał w to wnikać. Tak samo jak Max, uważał że Oliwka zachowuje się zupełnie bezmyślnie, odmawiając przerwania ciąży, ale był jednocześnie tak wytrącony z równowagi tekstami Ślizgona i wściekły na niego, że nie zamierzał przyznać mu w tej kwestii racji i kontynuować obarczanie go winą. Tak dla zasady. W końcu Olivia już swoje usłyszała, teraz nadeszła jego kolej. - A ciebie nie pojebało jak tego dzieciaka robiłeś? ANTYKONCEPCJA, Solberg, słyszałeś o czymś takim? Trudne słowo, sprawdź sobie w słowniku - odparł. Rozsądnym byłoby zapewne podjęcie próby znalezienia w chłopaku sojusznika, może wspólnymi siłami udałoby się przekonać Olivię, żeby zrobiła co trzeba, ale no nie potrafił, no nie dał rady po prostu, taki był wkurwiony, jak tylko myślał o tym, co się wydarzyło. A kiedy usłyszał kolejne słowa, cała nadzieja że się jakoś dogadają przepadła niczym godność Solberga po jego ostatnich wyczynach. - Że co kurwa proszę? - nic nie wiedział o sypianiu z jakimś fagasem od wakacji, i ani trochę nie chciał wiedzieć. Najchętniej w ogóle nie byłby wtajemniczony w erotyczne poczynania swojej siostry, bo jakoś średnio komfortowo się z tym czuł i wolałby nie poświęcać temu aspektowi jej życia zbyt wielu myśli. Gniew wezbrał się w nim od nowa, a problem wcale nie polegał na tym, że nagle się okazało, że Oliwia się bałamuci z kilkoma kolesiami na raz - to był temat na inną rozmowę. Problem był taki, że Solberg właśnie próbował odwrócić kota ogonem i się wymigać. - Czyli co... twierdzisz, że kłamie? - spytał, robiąc krok w jego stronę - Czy że się puszcza na prawo i lewo i może być w ciąży z kimkolwiek? - wolał sprecyzować, bo musiał wiedzieć, za co dokładnie mu zaraz znowu wpierdoli.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Widać Boyd mylnie wziął rozmowę za seks, do którego absolutnie nie doszło od tamtego razu przy źródełku prawdy. Coraz więcej niewiadomych rodziło się w głowie Solberga, która mimo wpierdolu zaczęła jasno pracować. Ślizgon bardzo nie rozumiał postawy młodej Callahan, która nie dość, że nawet nie raczył wspomnieć o ciąży to jeszcze chciała dziecko zachować. Czy ona myślała, że urodzi bachora i Max nic nie zauważy? Przecież w końcu zaczęło by po niej widać, że nosi w sobie bobo. -Myślisz, że jestem AŻ TAK głupi? Zapytaj swojej siostry, to Ci potwierdzi, że bez zabezpieczenia bym jej nie przeleciał. - Jak to się stało, że nagle zaczął wchodzić w szczegóły, to sam nie wiedział, ale skoro Boyd tak bardzo wnikał, to Solberg miał zamiar dostarczyć mu wiedzy. Najwyżej nie będzie mógł już więcej patrzeć na swoją siostrę. Zdarza się. Reakcja gryfona upewniła Maxa, że ten nie ma zupełnie pojęcia, co Olivia wyprawia. Mimo, że sam Felix był karmiony fałszywymi informacjami, o których nie miał pojęcia. -Ja Ci tylko powtarzam, co mi powiedziała. Wiem o jednym kolesiu nic więcej. - Nawet nie mrugnął, gdy Boyd znów zmniejszył dystans między nimi. Naprawdę teraz jeden cios więcej by mu różnicy nie zrobił. -Zresztą nie uważasz, że przez trzy miesiące, raczej by się zorientowała że jest w ciąży? A nie nagle teraz z tym wylatuje. - Próbował bardziej wytłumaczyć to sobie niż rywalowi. Po prostu nie mógł i nie chciał uwierzyć w to, że mógłby w jakiś debilny sposób nagle zostać ojcem.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
- Wiesz co... przelecieć to sobie możesz nad błoniami, jak cię wypierdolę z wieży astronomicznej - skomentował ten interesujący, dość niefortunny dobór słownictwa, utwierdzając się w przekonaniu, że Max kompletnie nie używa (albo i nie posiada?) mózgu, bo gdyby choć trochę myślał, prawdopodobnie postarałby się wyrażać bardziej dyplomatycznie. Nie chciał słyszeć już nic więcej, nie chciał też sobie absolutnie nic wyobrażać, chyba nawet nie byłby do tego zdolny. Już nawet nie rozmyślał nad tym, czy Solberg mówi prawdę; nie do końca mu wierzył, ale obawiał się, że jak podda w wątpliwość jego szczerość, to dostanie w odpowiedzi obrazowy opis procesu zakładania prezerwatywy, czego wolałby jednak uniknąć. Ta rozmowa i tak zabrnęła dalej niż powinna, dlatego po zadaniu ostatniego pytania zdecydował, że czas ją zakończyć i zwieńczyć to spotkanie gwoździem programu, na który cały czas tak naprawdę czekał. - Czyli twierdzisz, że kłamie. Hm. Nieładnie oskarżać o coś takiego. - podsumował i wydawałoby się, że jest zupełnie spokojny. A nie był. Był bardzo, bardzo wkurwiony. - Udajesz takiego spoko gościa, a widzisz, tak naprawdę jesteś głupim kutasem. I bardzo mnie smuci, że Olivia się na to nabrała i spierdoliła sobie przez ciebie życie. Myślę, że twoja prawdziwa twarz powinna, jak to się kurwa mówi, ujrzeć światło dzienne. Szkoda, żeby jeszcze jakaś inna dziewczyna uwierzyła, że jesteś w porządku chłopakiem, nie? - podzielił się z nim swoją ostateczną refleksją, żeby spotkanie nie było ot tak bezsensowną napierdalanką, a historią z morałem. A jak już powiedział, co wiedział, to znienacka rzucił się na Maxa, ale nie po to, żeby mu wpierdolić, nie nie, po to, żeby złapać go w pół i na chwilę unieruchomić; wcale nie było to proste, w końcu Solberg nie był chuchrem, ale pomógł mu element zaskoczenia.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
No dobra, przyznam że w chuj odrobinkę podjudzałem Boyda na zaczajenie się na Maxa. I to wcale nie, że coś go nie lubię, albo jakieś takie drobnostki. Zwyczajnie już dawno nie czułem zewu przygody, adrenaliny, robienia czegoś nielegalnego i takie tam. Tu nowa drużyna, tam przewodniczący kółka, dziewczyna na stałe idealna pani prefekt... aż mi głupio było, że tak wychodzę na prostą, a cała ta sytuacja mogła mi dać chociaż odrobinę wytchnienia. Dlatego na wieść o bitce rzucam na siebie zaklęcie kameleona i staję pod ścianą, by mieć dobry widok. Może mógłbym po prostu schować się w kącie, ale lubię się czasem popisywać transmutacją. Kiedy w końcu dostaję od przyjaciela bardzo wyraźny sygnał zrzucam z siebie zaklęcie z teatralnym westchnięciem, materializując się przed Maxem, którego trzyma mój ziomek. - Już myślałem, że założycie koło dysputantów cnoty i w życiu nie skończycie - mówię wywracając oczami. - A muszę się spotkać z Viki przed powrotem do domu - dodaję jeszcze na usprawiedliwienie (jakże potrzebne) dlaczego to się trochę spieszę. - Weź bo to nie będzie łatwe - mówię patrząc na Solberga, rozglądam się wokół jeszcze raz i rzucam Petrificus Totalus na Ślizgona, którego pokazuję by położyć na ziemi. Kucam nad nim z uprzejmym uśmiechem. - Jeśli cię to pocieszy, wcale mi to nie sprawia przyjemności, ale wiesz, to kwestia honoru - oznajmiam licząc na to, że ziomek z drużyny zrozumie powagę sytuacji i dlaczego to robię. - Crura - mruczę i w skupieniu celuję zaklęciem w nieruchomą twarz Maxa. Może czuć, że coś się dzieje z jego nosem, ale tylko ja i Boyd widzieliśmy jak zamienia się on w dość sporego członka męskiego, obecnie zwisającego smutno z twarzy. - Myślisz, że naprawdę tak się puszczała? - pytam Boyda w międzyczasie o Olę, formując niczym skupiony artysta nos Felixa. - Bo jeśli nie to tym bardziej niemiło dla ciebie, że tak mówisz! Może po prostu gderała tak, żebyś był zazdrosny - zauważam kończąc penisowaty nos na niemogącym za wiele powiedzieć Maxowi. - No dobra to jeszcze, żebyś sam nie mógł się odczarować za szybko - mówię, bo przecież zdolny chłopak był z Maksia, chociaż głupi, więc używając tego samego zaklęcia zamieniam ręce chłopaka w kacze stopy, bezużyteczne jeśli chodzi o trzymanie różdżki, specjalnie tak by nie mogły się złożyć do jej złapania. - Dobra, lecim, bo nie ma co tak stać nad miejscem zbroni. Nie przejmuj się, niedługo ktoś cię uratuje. Ej, jak ktoś zapyta co się stało to zwal na blondyna, nieubranego w mundurek, trochę starszego. Spędzasz tyle czasu z Beą, że może uda Ci się zwalić na młodego nauczyciela transmutacji i jego chorą zazdrość? W końcu był z nią na jakimś balu? - mówię znajdując sobie jakiegoś winnego, który potrafiłby rzucać takie transmutacyjne czary. - No chyba, że przykablujesz - mówię z lekkim oburzeniem, patrząc na nieruchomego Ślizgona, jakby właśnie mnie obraził nie na żarty. Kopię Boyda po ramieniu by uciec.
Boczny korytarz, prowadzący do ukrytego przejścia na drugie piętro posiadał zaułek, który często był wybierany jako idealna miejscówka niektórych uczniów aby zapalić. Dla Lucasa nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że od kilku tygodni pełnił funkcję prefekta i musiał doglądać, aby nikt po kątach w zamku nie "puszczał dymków". Sam nie dalej jak kilka miesięcy temu popełniał to przewinienie, ale niestety sytuacja się zmieniła i teraz musiał świecić przykładem i w dodatku patrolować korytarze. I właśnie jeden z takich obchodów przypadł mu tego popołudnia, kiedy większość uczniów była już po zajęciach i niektórym zbytnio się nudziło i nie mieli się czym zająć, wymyślając przeróżne - oczywiście zakazane - rozrywki. Idąc krótkim korytarzykiem na uboczu, nie spotkał jednak żadnych uczniów, a papierosami w ręku, ale dostrzegł w oddali kogoś, leżącego na kamiennej posadzce. Przyspieszył od razu kroku, aby kilka sekund później znaleźć się przy owej osobie, którą okazał się być nie kto inny jak Max. Gdyby nie twarz Solberga, z pewnością przeraziłby się jego sparaliżowanym ciałem, które leżało jak kłoda. Męskie przyrodzenie zamiast nosa, które znajdowało się na środku jego twarzy, spowodowało w pierwszym momencie mimowolny śmiech. - Kurwa, stary... Co tu się odjebało? - zapytał dość elokwentnie, przenosząc wzrok na kolejną przetransmutowaną część ciała Ślizgona, nadal próbując powstrzymać się od śmiechu. Kiedy wreszcie się opamiętał i zdał sobie sprawę z tego, że kumpel jest pod wpływem działania Petrificusa, zakończył zaklęcie za pomocą różdżki, którą ciągle trzymał w dłoniach, jak to zawsze przy obchodzie. - Solberg, coś Ty znowu odpierdolił? - spytał przyjaciela rzeczowo, kiedy ten mógł już swobodnie podnieść się do pozycji siedzące, a potem podając mu rękę, pomógł mu wstać. - Sory, ale z tym kutasem to już nie pomogę. - rzucił po chwili, śmiejąc się z widoku, który miał przed oczami. Normalnie nie mógł uwierzyć, że ktoś miał taką fantazję...
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Dobór słów faktycznie był dość niefortunny, ale Max nie mógł już tego cofnąć. -Nikogo o nic nie oskarżam. Uważam tylko, że wypadałoby sprawdzić fakty nim zaczniesz kogoś napierdalać. - Był już zmęczony tą rozmową i chciał jak najszybciej ją zakończyć. Poza tym to nie z Boydem powinien teraz rozmawiać, a z jego siostrą. Na następne słowa nie miał już szansy odpowiedzieć. Został unieruchomiony, a z cienia wyłonił się Filin, który zaczął swoje transmutacyjne czary. Z braku możliwości ingerencji, Max tylko leżał i patrzył wkurwiony na gryfońsko ślizgońskie duo. Komentarz na temat jego wizyt u Beatrcie jeszcze bardziej zagotował mu krew w żyłach. Poza tym Solberg był ostatnią osobą, która nakablowałaby komukolwiek. Swoje problemy zwykł rozwiązywać sam. Chętnie planowałby zemstę, gdy tak leżał sam na zimnej posadzce, ale myśli zajmowało mu zupełnie co innego. Coraz bardziej rosła mu złość na Olivię, którą musiał skonfrontować z tym, co właśnie usłyszał. Sam nie wiedział, ile czasu minęło nim zobaczył znajomą sylwetkę. Sam pewnie zareagowałby podobnie na widok Sinclaira z kutasem na twarzy, więc absolutnie nie dziwił się, że przyjaciel po prostu nie mół powstrzymać śmiechu. Gdy ślizgon łaskawie go odpetryfikował, Max oparł się o ścianę i soczyście zaklął. -Co odpierdoliłem? - Westchnął głęboko zastanawiając się, czy wyznać Lucasowi, czego właśnie się dowiedział. -No stary, chyba patrzysz na przyszłego tatusia. - Powiedział ociekając ironią. Jeśli nie powiedziałby najlepszemu kumplowi, to komu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Widoku TAKIEGO Solberga w życiu by się nie spodziewał. Zwłaszcza na popołudniowym obchodzi, zwłaszcza powalonego na podłodze, z pokaźną fujarą na twarzy. Po prostu nie mógł przestać się śmiać, bo przecież ciągle patrzyła na kumpla, któremu zamiast odstającego nosa, między policzkami odstawało co innego. Jak tu być poważnym? Zobaczywszy jak Ślizgon opiera się o ścianę, aby chwilę później rozładować swoją złość solidnym przekleństwem, Sinclair musiał odwrócić głowę na moment, aby znowu nie wybuchnąć śmiechem. Jednak słowa, które usłyszał od Maxa kompletnie zbiły go z tropu. Parsknął śmiechem, a kiedy zauważył, że kumpel patrzy na niego niewzruszony, zrozumiał, że to nie żart. - Coo? - zdołał wydukać, unosząc brwi i patrząc na młodszego Ślizgona z niedowierzaniem. - Kto...? - rzucił po chwili, jednak sekundę później jakby sam sobie odpowiedział, dodając: - Ta Mia? Był w ciężkim szoku. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że kumpel może być tak nieostrożny w tych sprawach. A teraz miał na głowie problem. No nieźle. - Cholera, i co teraz? Co ona chce zrobić? - zapytał, podchodząc do niego, aby wycelować różdżką w kacze łapy, które Max w tym momencie posiadał zamiast rąk i rzucić Dicslore, które w kilka chwil przywróciło im normalny wygląd. Opuszczając magiczny patyk, oparł się plecami o ścianę obok przyjaciela, czekając na jakiekolwiek konkrety z jego strony. Naprawdę, takiej wiadomosci tego wieczora tym bardziej się nie spodziewał.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Jak mógł winić Lucasa za to, że pierwszą podejrzaną była jego dziewczyna? Przecież to było najbardziej rozsądne wytłumaczenie i jedyne jeszcze jakoś wybaczalne. Prawda niestety była dużo gorsza. -Callahan. - Wybąkał tylko patrząc Lucasowi w oczy. Przykładnym partnerem dla Mii nie był. Nie dość, że podczas ich związku całował się z dwoma dziewczynami i najlepszym kumplem, to jeszcze teraz okazało się, że jedną z nich zaciążył. -Nie wiem co chce zrobić bo nawet mnie nie raczyła poinformować, że jest w ciąży. Wiem tylko, że nie chce brać poronnego. - Dlaczego gryfonka odrzuciła najlepsze i najbardziej sensowne rozwiązanie było dla Solberga zagadką tego dnia. Z ulgą przyjął oryginalny kształt swoich dłoni. Pierwsze co zrobił, gdy ponownie ujrzał swoje palce to...Podrapanie się po swoim nowym nosie. Musiał przecież zobaczyć, czy ma z tego tytułu jakieś profity. Niestety był dość zawiedziony tym co poczuł (a raczej tym, że nie poczuł praktycznie nic). -Stary, ja nie mogę być przecież ojcem! - Wybuchnął w końcu mówiąc jedyne, co o tej sprawie myślał.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees