Klasa artystyczna zmienia się jak kameleon w zależności od tego co jest trenowane bądź ćwiczone, więc nigdy nie wiadomo co tutaj dziś będzie się znajdować. Przyrządy do rzeźby, sztalugi, a może zwykłe ławki, by podszkolić się z wiedzy o magicznych artystach. Można tu znaleźć wiele pomysłowych dzieł. Także spora część uczniowskich malowideł zrobi kremowe ściany owego pokoju.
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Działalność artystyczna była miłą odskocznią od reszty zajęć, na których albo się irytował, albo musiał myśleć. Potrzebował tego luzu, bo wiedział bardzo dobrze, że sam, mając wolny czas, w życiu nie pozwoli sobie na odpoczynek. Nic więc dziwnego, że przyłaził na te zajęcia, nawet jeśli nie do końca zajmowali się tym, co w sztuce go interesowało. Pojawił się w klasie i podszedł do Elijah, który wręczył mu jego zdjęcie, a raczej zdjęcie Lockiego w charakteryzacji węża, które Max zrobił na poprzednich zajęciach. Ślizgon zdziwił się nieco, bo układ sali nie wskazywał na fotografię, ale co on tam wiedział. Wziął fotkę i stanął gdzieś przy stole, przypatrując się magazynom i szukając wzrokiem czegoś ciekawego.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Jeszcze nie ochłonęła po wrażeniach z Nocy Duchów i ciekawa była, czy na zajęciach z magii artystycznej będą kontynuować tematy związane z dyniami, nietoperzami i ogólnie tym klimatem. Nie uczestniczyła w poprzednich (akurat złapało ją przeziębienie i leżała w łóżeczku), toteż nie do końca wiedziała, co się działo i co robili. Przyszła do sali chwilę przed czasem, żeby zastać w klasie zarówno prowadzącego, jak i kilka mniej lub bardziej znajomych twarzy. - Dzień dobry wszystkim! - rzuciła na wejściu z szerokim uśmiechem. - O, a co to? - Wzięła w dłoń przydzielone przez Elijaha zdjęcie. - Jaaaa, piękne! - skomentowała i z zadowoleniem zajęła jedno z wolnych miejsc. Odłożyła zdjęcie przed sobą i rozglądała się z zaciekawieniem, kto jeszcze przekroczy próg klasy. Jedną dłoń miała na stole i uderzała rytmicznie długimi paznokciami o blat, drugą ręką mięła w palcach nieco szeleszczący materiał długiej do ziemi spódnicy.
Gabriel A. Gaughan
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : silny szkocki akcent | czarny sygnet na małym palcu prawej dłoni
Czy drzemała we mnie dusza artysty? Do tej pory twardo upierałem się przy tym, że nie, że po prostu lubię zaznać nieco kultury, czasem sobie coś zagrać na pianinie, ku rozładowaniu emocji, ale nic poza tym. A tu jednak, coś mnie pchało na kolejne zajęcia z Działalności Artystycznej. Może nie była to drzemka, a twardy sen zimowy? Tylko dlaczego miał swój kres jesienią? Tak czy owak – zawędrowałem ku tej przygodzie aż na szóste piętro, kierując się wprost do komnaty zwanej Klasą Artystyczną. I, wierzcie lub nie, tym razem byłem o czasie. Pasowała mi ta sytuacja, bo mogłem sobie zając dogodne miejsce, a tutaj wybór nie był najprostszy, bo ławki zostały ustawione w taki sposób, że nie dało się uniknąć bliskiej socjalizacji z pozostałymi uczniami i studentami. Wyczuwałem pracę zespołową, ale kto wie – może mam upośledzoną intuicję. Wszakże często pakuje mnie w tarapaty. Przywitałem się ze Swansea krótkim dzień dobry i podszedłem do stołu, gdzie było chyba z tuzin papierowych wycinków, losowych stron z gazet i innych pierdół. Nie zdążyłem jednak się napatrzeć, bo prowadzący zawołał mnie do siebie i przykazał wylosowanie fotografii. — O, liseł. Jak uroczo. — skomentowałem pod nosem, biorąc od Swansea przydzielone zdjęcie, które przedstawiało młodego lisa na polanie. Przyjemna estetyka. Sam sobie je wylosowałem, to muszę być zadowolony, prawda? Poza tym... lubiłem te zwierzęta. Usiadłem nieco z boku, ale nie omieszkałem posłać szerokiego uśmiechu w stronę @Marcella Hudson, która jeszcze krótką chwilę wcześniej wspominała coś o naszym ukochanym i uwielbionym Pattonie. Nie wtrącałem się jednak w rozmowę, wolałem zamiast tego obserwować otoczenie w ciszy, raz po raz wyłapując jakieś słowa kluczowe rzucane w tłum. Po swojej prawicy zostawiłem wolne miejsce, zaklepane na wszelki wypadek dla @Harmony Seaver, bo chyba coś wspominała, że też planuje się wybrać na te zajęcia. Albo coś pokręciłem, taka opcja też istniała. Czekałem. Na rozwój wydarzeń i dalsze polecenia. A lis czekał razem ze mną, ciesząc pyszczek Merlin-wie dlaczego.
Elaine Morieu
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : fioletowe paznokcie, charakterystyczny zapach perfumy(mieszanka cytryny, mandarynki, konwalii, jaśminu i drzewa sandałowego)
Pomimo klapy na ostatnich zajęciach - zrobienia z siebie małego pośmiewiska wykonanym zdjęciem i utrudnianiem pracy mojemu partnerowi, nie byłam aż na tyle zrażona, by opuścić lekcje. Skłamałabym mówiąc, że nie jest mi przykro i najchętniej to bym zapadła się pod ziemie. Wiedziałam równocześnie, że tego typu zachowanie nic dobrego mi nie przyniesie, a jedynie może zaszkodzić. Przekroczyłam próg sali, starając się uśmiechać do złej gry. Przystanęłam na drewnianych deskach, obserwując przez kilka sekund otoczenie. Będziemy dzisiaj coś malować? Zacisnęłam usta w wąską linię, zastanawiając się, z kim mam usiąść, aby znowu nie przeszkadzać. Dostrzegłam @Terry Anderson, ale nie podeszłam do niego. Raz, że byłam na niego wkurzona, a dwa, wolałam, aby nie widział tego czegoś, co wywołałam w ciemni. Odebrałam swój twór od profesora, robiąc to dość szybko i bez patrzenia się na jego twarz. Wolałam nie widzieć tego zawiedzionego spojrzenia, jakim zapewne mnie obdarzył. Usiadłam gdzieś na uboczu, najlepiej z dala od reszty tu obecnych.
Cleopatra I. Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Egipska uroda | tatuaże | krótkie włosy | złote oczy | biżuteria - naszyjnik ze złotym zniczem
Kolejne zajęcia z działalności artystycznej z profesorem Swansea mnie ucieszyły. Zdążyłam polubić tego nauczyciela dzięki jego życzliwości i pasji, jaką darzył jedną z moich ulubionych dziedzin sztuki - fotografię. Niestety, podejrzewałam, że tego już nie będzie dotyczyć ta lekcja, ale i tak się nie bałam. Dużo mniej stresu towarzyszyło mi, gdy szłam powoli do odpowiedniej klasy. Czułam ciekawość. Może teraz też zostanie mi jakaś pamiątka? Bo zdjęcia Anny w stroju anioła zachowałam sobie w paru kopiach, aby móc kiedyś jeszcze na nie zerknąć, oczywiście uprzednio pytając dziewczynę o zdanie, bo to jednak jej wizerunek i w pełni to szanowałam. Po wejściu do sali skinęłam głową panu Swansea. Mój wzrok padł na stoły poustawiane w jedno wielkie stanowisko pracy zawalone magazynami i farbkami. Czyli coś będziemy wycinać i rysować! Fajnie, lubiłam takie zabawy. Zanim zdążyłam pomyśleć, gdzie odłożyć torbę, już zostałam wywołana. Kiedy podeszłam do mężczyzny wręczył mi właśnie zdjęcie robione poprzednim razem. O, czyli jednak dalej fotografia? Nieśmiało uniosłam kącik ust, zerkając na Elijaha, ale potem podreptałam do reszty uczniów, oczywiście - bez słowa. Zajęłam miejsce obok @Terry Anderson, spoglądając złotymi oczami na chłopaka pytająco, w razie gdyby miał mi powiedzieć, że nie życzy sobie mojego milczącego towarzystwa obok. Martwiłam się o niego od czasu biwaku. Gdybym tylko mogła to zapytałabym go czy wszystko w porządku, czy potrzebuje porozmawiać albo czy chce się wybrać do Miodowego Królestwa w weekend na poprawę humoru. Zależało mi na tym, aby poczuł, że ktoś jednak chce go wysłuchać, kompletnie bez oceniania czy karcenia za bójkę. Terry powinien wiedzieć, że ma się do kogo zwrócić w razie czego. Na razie po prostu uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco.
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Dawno nie miała okazji do tego, aby przyjść na lekcję działalności artystycznej. Po części ze względu na swój piękny szlaban i zawieszenie na początku roku szkolnego, a później jeszcze przez złe samopoczucie opuściła nieco zajęć w Hogwarcie. Najważniejsze jednak, że teraz starała się to jakoś nadrobić i wziąć udział w tym, co organizował Elijah. Szkoda tylko, że nie miała przy sobie żadnych samodzielnie wywołanych zdjęć. Jakoś nie pomyślała wcześniej o tym, aby jakieś przygotować i dlatego musiała polegać na dobrym sercu Swansea, który zapewniał tym, którzy nie odrobili zadania domowego lub nie byli obecni na poprzednich zajęciach fotografie, z których mieli korzystać. Swoją drogą naprawdę ciekawiło ją, co też takiego będą z nimi wyczyniać skoro były one potrzebne. Mieli je namalować na płótnie? Chociaż w sumie wydawało jej się jakby bardziej mieli tworzyć jakiś kolaż albo wydzieranki i stąd te magazyny. W końcu o co innego mogło chodzić?
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Leciała na zajęcia czym prędzej mogła i czym więcej sił miała w nogach, bo chociaż te zostały zdecydowanie nadwyrężone na treningu, to pokładów energii tej niskopodłogowej łyżwiarki zdecydowanie nie należało lekceważyć. Rozpoczęcie sezonu oznaczało zwiększoną częstotliwość i intensywność ćwiczeń, a to z kolei sprawiało, że była wszędzie w wiecznym niedoczasie, latając pomiędzy Hogwartem a Hogsmeade z łyżwami na ramieniu, torbą sportową i piórami pogubionymi pomiędzy poplątanymi ocieplaczami na nogi. Jednak, jeżeli chodziło o działalność artystyczną, naprawdę nie chciała się spóźniać. Wpadła do klasy jak burza, całkiem dosłownie, biorąc pod uwagę, że ciasno związany na trening kok wyglądał, jakby wpadła w jakiś dziki cyklon – teraz był zdecydowanie rozwiany, z kilkoma grubszymi kosmykami luźno opadającymi jej na ramiona i plecy. Łyżwy uderzyły z tym jej wejściem smoka o framugę, przez co, zanim od razu się przywitać, obróciła się za siebie, patrząc, czy na drewnianej obramówce nie powinna użyć reparo. Na szczęście miała na tyle rozsądku, żeby w pośpiechu założyć osłonki na ostrza. Upewniwszy się, że z tym swoim przyjściem niczego nie uszkodziła (i co ważniejsze łyżwy też miały się dobrze), uśmiechnęła się szeroko do @Elijah J. Swansea. - Dzień dobry panie profesorze! – zawołała, podbiegając odebrać swoje zdjęcie. – O rany! Chyba wyszły całkiem nieźle! Mało już na oczy widziałam, kiedy je panu wysyłałam – zaśmiała się głupkowato, żartując z tamtej szesnastogodzinnej sesji hiperfokusa, której to padła ofiarą nie tylko ona. Z drugim cierpiętnikiem chaosu, na rolę którego pewnie się wcale nie pisał, właśnie rozmawiała. – Dziękuję za odpowiedzi na wszystkie pytania! I cierpliwość, rany, nawet sowa chciała mnie wtedy zamordować! – prychnęła rozchichrana, zaraz też szukając miejsca. W klasie wypatrzyła @Gabriel A. Gaughan, do którego podbiegła z równym entuzjazmem. - Dzięki! – posłała chłopakowi swój firmowy, promienny uśmiech. – Co tam masz? – spytała, ciekawsko zapuszczając żurawia na jego fotkę.
Victoria nie odważyła się zabrać za wywoływanie zdjęć, wiedząc, że to było coś o wiele zbyt skomplikowanego dla kogoś, kto nie znał się aż tak na delikatnej sztuce. Mimo wszystko tworzenie przedmiotów związanych z transportem było mniej skoncentrowane na pięknie, choć nie można było odmówić tym działaniom staranności. Nie miała jednak przekonania, czy powinna brać się za coś, co całkowicie nie znajdowało się w polu jej zainteresowania, aczkolwiek, rzecz jasna, poszerzanie horyzontów było istotne. Dlatego też zjawiła się na lekcji prowadzonej przez Elijaha, unosząc lekko brwi, gdy podał jej zdjęcie, ale przyjęła je bez gadania, zastanawiając się, co miała z nim zrobić. Było zdecydowanie intrygujące, miało w sobie zapewne coś pięknego, ale Victoria nie do końca potrafiła to poczuć, choć oczywiście, z podobnymi rzeczami szło jej już zdecydowanie lepiej, niż wcześniej, a przynajmniej takie odnosiła wrażenie. Miała jednak obawy co do tego, co ją tutaj jeszcze czekało.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Spóźnił się - to haniebne, ale zdarzało się przecież najlepszym. Pospiesznie dobiegł do klasy artystycznej i wpadł do środka z głupią nadzieją, że nikt tego nie zauważy, ale ludzi wcale nie było tak wiele, jak na zajęciach w plenerze. Uśmiechnął się, kiedy Elijah wezwał go do siebie by mu dać jego zdjęcie. Oglądanie pięknej buziuchny Maxa wystrojonego na wróżkę było czymś, co miało mu chyba poprawiać humor do końca jego dni. Usiadł przy stoliku, sadzając dupsko koło swojego pięknego modela @Maximilian Felix Solberg, rozglądając się po skromnej ilości obecnych na lekcji i rzucił swoją torbę ze szkolnymi przyborami na ziemię koło swojej ławki.
Jestem dzisiaj w lekkim niedoczasie i choć udaje mi się nie spóźniać na zajęcia, to ciągle wszędzie biegam. Efekt jest taki, że ledwo mija pora obiadowa, a ja mam już szczerze dość i nawet nie mam ochoty na zajęcia z działalności artystycznej, mimo że do tej pory cały trzęsłem się na myśl o każdej kolejnej lekcji, nieważne czy prowadził ją starszy, czy młodszy nauczyciel. Zaczęło się od tego, że zaspałem, na śniadanie złapałem tylko jednego suchego tosta i już musiałem biec na miotlarstwo, a potem na okienku między zajęciami wpadłem na Irytka, przez którego żarty musiałem biec przebrać się w mundurek, który dla odmiany nie był uwalony jagodziankami. Ale może wcale nie powinienem był tego robić, bo wówczas miałbym jakąś namiastkę jedzenia przy sobie, której nie uświadczyłem od wczesnego ranka aż do tego momentu. Bo kiedy skończyłem kolejne zajęcia, okazało się, że zapomniałem o referacie na transmutację, a Patton Craine budził we mnie strach, odkąd Terry przybliżył mi tę postać i wolałem odpuścić obiad, niż przyznać się, że jestem nieprzygotowany. Teraz wpadam do sali artystycznej, pospiesznie i mamrotliwie witam się z nauczycielem, a kiedy ten woła mnie do siebie, serce staje mi na moment, bo jestem pewien, że jednak się spóźniłem, albo pech ujawni się w jakiś inny sposób. Czuję niemałą ulgę, kiedy okazuje się, że chodzi wyłącznie o zdjęcie. Siadam obok @Kate Milburn, rzucam do niej pospieszne „hej, Daniil” coby nie wyjść na gbura i próbuję zapanować nad przyspieszonym biegiem oddechem. W brzuchu burczy mi tak, że słyszy to chyba sam Słonzi.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Starał się nie parsknąć śmiechem na słowa panny Hudson, ale nie był w stanie powstrzymać uśmiechu. Było coś wzruszającego w obserwowaniu jak kolejne pokolenia kontynuują tradycję nabijania się z profesora. I choć jako członek ciała pedagogicznego nie powinien pewnie przyklaskiwać podobnym żartom, to warto pamiętać, że zaledwie dwa lata temu pędził korytarzem zaklęty w łabędzia przez nikogo innego jak Pattona Craine'a we własnej osobie i był to nie tylko wystarczający powód, żeby nie pałać do niego przesadną sympatią, ale i dowód na to, że już wcześniej nie był z nim w najlepszych stosunkach. — Dziś będziemy robić coś innego niż laurki, ale myślę, że to świetny pomysł, żeby wysłać mu je późnym wieczorem, tak żeby miał czas je przeczytać. Koniecznie każdą inną sową — nie powiedział tego zbyt głośno, zwłaszcza ostatniego zdania, ale w sali, która wciąż była bardziej pusta niż pełna, głos niósł się z zaskakującą łatwością. — Potraktuję to jako komplement, panno Milburn — uśmiechnął się do dziewczyny po tym, jak ta zareagowała na fotkę — nie śmiem sugerować, że to sztuka wysokich lotów o znacznych wartościach edukacyjnych, ale w piątek wieczorem rozpoczyna się wystawa moich zdjęć w galerii Swansea. Każdy student — podkreślił to słowo, by nikt z nieletnich przypadkiem nie próbował się zasłonić, że miał jego pozwolenie na spacerowanie po Londynie — jest tam mile widziany. I nie, nie przewiduję żadnych bonusów za przyjście — to też wolał od razu uściślić, choć dodał to z rozbawieniem. I co prawda zaczął mówić do Kate, ale skończył ciut głośniej, do całej reszty. Nie zamierzał nazbyt mocno chwalić się wystawą, ale tym bardziej nie planował jej ukrywać, zwłaszcza że był z niej dumny. Napomknięcie o niej w tej sytuacji nie było chyba nietaktem... Klasa dość szybko się zapełniała, co jak zwykle poprawiło mu humor. Rozdawał kolejne zdjęcia, z zadowoleniem obserwując, że większość miała dziś pracować na własnej twórczości. W końcu wybiła godzina rozpoczęcia zajęć, na co wstał ze swojego miejsca, okrążył biurko tak, żeby stanąć przy nim i przysiadł na jego brzegu w luźnej pozie. — Jeszcze raz dzień dobry wszystkim! Na wstępie chciałem pochwalić Wasze prace, nawet jeśli kilka z nich wymagałoby kilku zmian przy samym procesie tworzenia, to są wywołane nienagannie. Gdyby jednak ktoś chciał poszerzyć swoją wiedzę na temat ciemni i tego, co i jak należy w niej robić, to odsyłam do panny @Harmony Seaver, która mniej więcej w okolicy czternastej wysłanej do mnie sowy posiadła już całą wiedzę z tego zakresu. Gratuluję ambicji — skłonił się teatralnie ku Harmony, która nie dała mu żyć. Zmarzł niemożebnie, bo ptactwo zlatywało się do jego domu z taką częstotliwością, że nie opłacało mu się zamykać okna. Ach, wspaniałe życie nauczyciela. — Dzisiaj dalej będziemy pracować ze zdjęciami, tematem naszych zajęć jest tworzenie kolażu. Chodzi o kolaż artystyczny, o zestawianie ze sobą elementów, które albo dobrze do siebie pasują, albo wręcz przeciwnie – kontrastują ze sobą. Możecie zlepiać ze sobą różne wycięte fragmenty, dopisać lub dorysować coś samodzielnie, technika jest dowolna. Chodzi o to, żeby powstało z tego coś ciekawego. Pod koniec zajęć będziemy wprowadzać do waszych prac ruch za pomocą zaklęcia imaginem, więc przy tworzeniu weźcie to pod uwagę. Prace są indywidualne, ale uważam, że zamykanie się w pojedynczych lub podwójnych ławkach byłoby ograniczające, zwłaszcza że najpewniej będziecie wymieniać się czasopismami. Na moment odwrócił się samym tułowiem w stronę blatu swojego biurka, grzebiąc w stosie fotografii, aż w końcu zgarnął z niego kilka zdjęć oraz czasopismo. — Podejrzewam, że forma kolażu jest wam znana, ale i tak pokażę wam kilka inspiracji. Mogą być proste, takie jak te, które robiłem sam (1, 2, 3), ale mogą też mieć znacznie więcej elementów, jak te tutaj (1, 2, 3) Po pokazaniu kilku przykładów odłożył je z powrotem na biurko. Nie było sensu przedłużać wstępu, byli tu po to, żeby tworzyć. Usiadł więc znowu na swoim nudnym miejscu, choć sam zdecydowanie wolałby pobawić się sztuką i wrócił do papierkowej roboty.
—————————————————————————————————————
Drodzy, myślałam bardzo długo nad jakąś świetną mechaniką, ale wszystko wydaje mi się tak szalenie ograniczające, że z niej zrezygnowałam i zagramy to sobie po prostu fabularnie. Musicie stworzyć kolaż! Opiszcie jego elementy na kilka zdań, nie narzucam żadnego limitu znaków. Osoby, które mają własną fotkę, muszą po prostu wyobrazić sobie, z czego składało się zrobione przez nich zdjęcie. Do dyspozycji macie wszystkie czasopisma ze spisu + co najmniej kilka modowych magicznych i modowe mugolskie. Kleicie za pomocą zaklęcia przylepca!
Czas na odpis do poniedziałku 13.11 do 20:00, można się jeszcze spóźniać i nie będę karać punktami, ale weźcie pod uwagę, że macie mniej czasu na zrobienie kolażu i może być wam trudniej dorwać fajne elementy w gazetach.
Laurka to przecież lek na wszystkie smutki. Kiedy życie Ci się sypie dostanie takiej karteczki oprawionej w kwiatuszki lub misie wycięte z gazetek z przedszkola to cuda i cudawianki na ból serca i duszy. @Terry Anderson jednak uważa, że miłe słowa ładnie oprawione w obrazek, nie wystarczą dla takiego profesora jak Patton Craine. Przydałby się jeszcze mocny alkohol. Krukona robi dziwną minę, przypominającą lekkie zamyślenie, rozmyślając o słuszności słów puchona. Dzisiaj jednak nici z laurek, tak oznajmia im nauczyciel Swansea. Rada Elijaha jest bardzo dobra, wysyłanie karteczek wieczorem to tak wtedy na pewno Craine ma dużo czasu na czytanie, ale dlaczego kilkoma innymi sowami to nie wie. Przecież nauczyciel transmutacji z pewnością chciałby wiedzieć, od kogo dostał taki prezent. Siedzi sobie tak rozmyślając o tym wszystkim, odwzajemniając uśmiech @Gabriel A. Gaughan, zaraz to wpatrując się jak zaczarowana w @Harmony Seaver, która właśnie usiadła sobie obok Gabrysia. Gdzieś jej tam umyka, że profesor zaprasza ich do galerii, właściwie to nie wszystkich a studentów. Niestety, ale Marcella będzie mogła dopiero za rok zwiedzać sobie galerie Swansea'ów; właściwie to już niedługo! Kolaż kto nie zna kolażu, to oznacza, że nie był dzieckiem. Chociaż samo słowo pewnie zostało wymyślone przez jakichś mądralińskich dorosłych to już ta sztuka na pewno nie! Pokazywane przez Elijaha inspiracje są niesamowite. Marcella spogląda na swoje zdjęcie przedstawiające Artiego w makijażu osła ze stumilowego lasu. Ciężko będzie, przecież on jest idealny, jak ma mu tu coś doklejać? Sięga po jedno z wydania gazetki Magrat, przegląda strona po stronie, znajdując artykuł o ręcznie plecionych bransoletkach, a także zdjęcia, które pokazują ostateczny rezultat. Wycina fragment z ozdobami, które nakleja za pomocą zaklęcia przylepca na Artiego szyje i ręce. Osiołek lubiący się w biżuterii ręcznie plecionej — ekstraśnie. Jej dłonie wędrują po kolejne pismo tym razem z napisem Playwitch. Trafia na zdjęcie jakiegoś pana w stanie większego negliżu. - Profesorze, bo tu są jacyś goli mężczyźni, niby co ja mam z tego wyciąć? - Pokazuje w stronę @Elijah J. Swansea, jedno ze zdjęć prezentujące jakiegoś znanego modela ze świata czarodziejów, na szczęście coś tam mu zakrywa, ale nie przypomina to slipków. - Tu piszą coś o jakimś kremie na zmysłowe doznania dla panów. - Drapie się jedną ręką po głowie, odkładając magazyn. Wycina jeszcze kilka kwiatów z zielnika niedzielnego, ozdabiając swoje zdjęcie i postać na nim. - No dobra ja już chyba skończyłam, chce profesor zobaczyć? - Pokazuje swoje dzieło, zastanawiając się, o co chodziło z tym kremem na zmysłowe doznania w gazetce Playwitch.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Kolaż. No dobra, zadanie dość proste. Mugolskie dzieci takie akcje robiły już w podstawówce, więc Max co nieco pojęcie o tym miał. Może gorzej z wyczuciem estetyki, ale nikt nie mówił, że ma to być ładne. Co prawda żal mu było marnować zdjęcia na takie wypociny, ale skoro trzeba było... Nie no, Solberg ta po prostu by nie odpuścił. Zrobił kopię zdjęcia i oryginał schował do kieszeni, na pamiątkę, a pracować postanowił z magiczną kopią, która już przez fakt posiadania w sobie magii była dla niego mniej wartościowa. Popatrzył na magazyny i pierwsze, co mu się rzuciło w oczy to magazyn o transmutacji. Zdecydowanie było to coś, z czego powinien skorzystać, skoro na zdjęciu miał człowieka zamienionego w węża. Co prawda przy pomocy charakteryzacji, ale zawsze. Druga gazeta, jaką chwycił to "Niedzielny Zielnik" i jeśli miał być szczery, uważał to za wystarczające zasoby, by stworzyć coś... Coś. Na początku oczywiście umieścił swoje zdjęcie, a następnie zaczął obklejać okolice sfotografowanego Lockiego wycinkami wszelkich roślin i krzewów. Planował zrobić tak, by wyglądało, jakby ten ukrywał się w jakimś buszu, a gdy już skończył tę zielarską zabawę, zwrócił się w stronę magagzynu o transmutacji i powybierał same smaczki mówiące o nieudanych zaklęciach i tragicznych przemianach, po czym oblepił nimi zdjęcie kumpla. -Pa, widziałeś, że jesteś nieudanym eksperymentem? Ale jakim pięknym! - Szturchnął @Lockie I. Swansea, pokazując mu swoje dzieło.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Westchnął i popatrzył na zdjęcie w rękach. Rusałka Solbergałka wyginała się jak diva na huśtawce, piękna i ponętna tak, że biedny Lockie zacząłby kwestionować swoje preferencje seksualne, skoro chłop może tak cudownie się prezentować. I te skrzydełka! Oczywiście spuchło mu ego, za każdym razem kiedy spoglądał na fotografię uświadamiał sobie jak zajebisty z niego wizażysta, że takiego go stworzył boskiego, po czym sięgnął po kilka wydań magazynu Czarownica i Zaczarowanych, by zaopatrzyć się w wystarczającą ilość sloganów o czarodziejskich celebrytach, którymi mógłby otoczyć piękne zdjęcie Maxa. Wycinał i kleił, wycinał literki jak w listach porywaczy, wycinał kwiatki, wycinał wielkie "NIE DO WIARY!", aż w końcu złożył do kupy dość chaotyczny w swoim nieładzie plakacik, na którym strzałki wskazywały piękną wróżkę a napisy głosiły, że to cindirella przynosząca szczęście wszystkim pięknym i bogatym, ale głupim ludziom. Gdy Solberg pokazał mu swoje dzieło, Lockie parsknął: - A Ty za to jesteś wybiórczy w swoim uroku. - zaprezentował mu swoje w odpowiedzi.
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
A więc było tak jak się spodziewała. Wykonywanie kolaży raczej nie było wielką niespodzianką jeśli tylko ktoś wcześniej się uważnie rozejrzał po sali i zastanowił nad tym, co właściwie można było zrobić z przygotowanymi materiałami. Wysłuchała uważnie tego, co miał im do powiedzenia Elio i doszła do wniosku, że to chyba było idealne zajęcie dla niej. Głównie dlatego, że stanowiło idealne połączenie kreatywności i zabawy jak i czystego chaosu i dzieła destrukcji. W końcu musiała coś zniszczyć, aby stworzyć z tego coś nowego. Nie traciła zbyt wiele czasu nim w końcu dorwała się do kolorowych magazynów i innych rzeczy, które zaczęła przeglądać w poszukiwaniu inspiracji. Biorąc pod uwagę, że miała przy sobie portret oraz wiele czasopism poświęconych chociażby modzie to mogła robić naprawdę wiele. Miała też różdżkę. Przy jej pomocy mogła posłużyć się kilkoma całkiem prostymi zaklęciami transmutacyjnymi. Głównie do tego, aby powiększyć lub pomniejszyć poszczególne wycięte lub wydarte elementy, które nie pasowały jej do ogólnej koncepcji. Czasami postrzępione krawędzie papieru, który wyrwała z któregoś z materiałów bardziej odpowiadał jej wizji i ogólnemu zamysłowi, który zrodził się w jej głowie. Chciała jakoś udekorować portret kobiety, który zmniejszyła, aby zmieścił się jakoś na wybranej przez nią kartce papieru. Oprócz tego postanowiła stworzyć też tło, które można byłoby nazwać całkiem ładnym witrażem. Ktoś inny jednak pewnie nazwałby to warstwą psychodeliczną, która przyjmowała postać spirali utrzymanej w zimnych barwach., w której centrum została osadzona postać przystrojona w wytworne szaty skrupulatnie wycięte z kilku stronic magazynów modowych. W końcu wolała sama stworzyć własną kreację niż postawić na coś, co skompletował wcześniej ktoś inny. Przynajmniej taki cel przyświecał Huang, gdy tylko podjęła się swojego zadania i zaczęła kombinować jak tylko mogła, aby osiągnąć zamierzony efekt, co wymagało od niej czasami kreatywnego połączenia zdolności manualnych oraz magii.
Terry Anderson
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : mocny szkocki akcent, piegi na całym ciele, kilka pryszczy na twarzy, niedawno przeszedł mutacje
Kolaże kojarzyły mu się z wycinankami, które uskuteczniał wraz z przyjaciółmi w szkolnej świetlicy, czekając, aż zmęczeni pracą rodzice odbiorą swoje pociechy po całym dniu zajęć. Zazwyczaj prześcigali się w tym, kto stworzy bardziej absurdalną mozaikę obrazków, dorysowując modelkom rogi, wąsy, pryszcze i okulary. I choć teraz z politowaniem wspominał te dziecięce bazgroły, to przynajmniej miał dzięki nim jakiekolwiek pojęcie na temat techniki stanowiącej temat dzisiejszej lekcji. Uśmiechnął się ciepło do Cleo, zachęcająco poklepując miejsce obok siebie – wycinanie i sklejanie ze sobą fragmentów czasopism było czynnością mozolną, dobrze więc mieć obok siebie kogoś, do kogo można się odezwać. Puchonka nie wydawała się również jedną z tych osób, które wyśmiałyby jego brak zdolności plastycznych, mógł więc bez skrępowania próbować swoich sił w artystycznej domenie. I choć towarzystwo dziewczyny poprawiło mu humor, tak zaledwie chwilę później chłopcu zrzedła mina. Jak zbity pies śledził wzrokiem Elaine, która zignorowała jego obecność w sali, siadając tak daleko od wszystkich, jak tylko pozwalało jej na to ustawienie stolików. Nie zdążył nawet pokazać jej, jak ślicznie wyszła na zrobionym przez chłopaka zdjęciu! Zmarkotniał, doskonale świadomy powodu, dla którego Puchonka traktuje go z chłodną obojętnością. Sam jestem sobie winny. Zwiesił głowę, starając się skupić uwagę na instrukcjach nauczyciela, gdy wtem po klasie rozszedł się dźwięk niechybnie świadczący o czyimś głodującym żołądku. Terry rozejrzał się po zgormadzonych, próbując odgadnąć, kto z nich postanowił zrezygnować z obiadu. W następnej sekundzie zniknął na chwilę pod stołem, nurkując w leżącej obok niego torbie, pełnej najróżniejszych drobiazgów – bardziej lub mniej przydatnych, za to z całą pewnością skrajnie nieuporządkowanych. Gdy powtórnie wychynął spod ławki, trzymał w dłoni pudełeczko z czekoladową żabą. W kwestii słodyczy zawsze można było liczyć na młodego Andersona, jego obsesję na punkcie kakaowych przysmaków można było spokojnie uznać za legendarną. Co prawda czekoladowa żaba stanowiła marny zamiennik ciepłego posiłku, ale zawsze to jakaś ulga dla cierpiącego katusze żołądka. Puchon uśmiechnął się sam do siebie, niezwykle rad, że po tym wszystkim, co nawyczyniał ostatnimi czasy, może wreszcie przyczynić się dla odmiany do czegoś dobrego, Powrócił wzrokiem do nauczyciela, po czym starając się zachować beznamiętny wyraz twarzy, dyskretnie podsunął paczuszkę w stronę @Daniil Egorov Bez przekonania sięgnął po leżący najbliżej siebie magazyn. Nie chciał ingerować w zdjęcie Elaine, odbitka podobała mu się taka, jaka była, nawet jeśli obraz wyszedł trochę prześwietlony i zamazany. - Myślisz, że zorientuje się, jeśli do kolażu użyję kopii zdjęcia zamiast oryginały? Szkoda mi je niszczyć – zapytał szeptem siedzącą obok Puchonkę, rozważając w myślach za i przeciw. Ostatecznie postanowił zaryzykować, wyciągnął zatem różdżkę i odwracając się tak, by profesor Swansea nie mógł dostrzec, co chłopak majstruje za jego plecami, za pomocą zaklęcia Geminio wykonał kilka idealnych kopii trzymanego w ręku zdjęcia – tak na wszelki wypadek. Oryginał ostrożnie wsunął do kieszeni, planując po zajęciach oddać go właścicielce. Z nowym zainteresowaniem przekartkował czasopismo, które okazało się poradnikiem dla czarownic, pełnym wskazówek dotyczących przyrządzania eliksirów domowymi sposobami. Niezbyt interesowała go ta tematyka, ale z braku laku wyrwał kawałek strony z tekstem, następnie wyciął jedno ze zdjęć przedstawiających różnokolorowe fiolki i za pomocą przylepca skleił oba elementy ze sobą. Następnie najstaranniej jak potrafił domalował na tak powstałym obrazku kilka grzybów, żabę i postać, która w założeniu miała przypominać wróżkę z dziecięcych bajek, by wreszcie wykończyć całość drobnymi wycinkami kwiatuszków z jakiegoś zielarskiego poradnika. Całkiem zadowolony z całości podsunął pracę Cleo do oceny. - Co sądzisz?
Terry taki mniej wylewny niż zwykle! Dziwne. Oby to nie była wina zachowania Elaine. Widziałam, że dziewczyna mocno się dystansuje i olewa młodszego Puchona, ale tak naprawdę wcale nie znałam ich relacji, więc co ja mogłam wiedzieć. Nie interweniowałam, nie wyrażałam o tym własnej opinii. Ale gdyby chłopak nagle zaczął milczeć równie mocno, co ja to byłabym bardzo zaniepokojona. Postanowiłam wyjść ze strefy komfortu i być bardziej rozmowna. Moja uwaga została skutecznie przekierowana na profesora, gdy powiedział o wystawie jego zdjęć w galerii. Moje oczy stały się wielkie jak dwa galeony. Co! Wystawa?! Aż mnie zabolało, jak dodał z naciskiem, że tylko studenci mogą się na nią wybrać. O nie, zdążyłam się w krótkim czasie tak bardzo podekscytować. Może... może jakoś uzyskam zgodę na wyjście? Zależało mi na tym, aby te zdjęcia zobaczyć. Tak bardzo chciałabym iść na tę wystawę :( Myślisz, że mogę poprosić o pozwolenie profesora Swansea? Napisałam na kartce i podsunęłam Terry'emu niepewnie. Złożyłam usta w podkówkę. No co za zrządzenie losu, wyjątkowo mam ochotę gdzieś iść i nie mogę. Tematyka kolaży była mi obca. Nie bawiłam się w to dzieciństwie, co pewnie wielu osobom wyda się dziwne. W sumie najbardziej w zdjęciach lubiłam minimalizm oraz prostotę. Te same dwa cele przyświecały mi przy tworzeniu kolażu. Miałam na niego pomysł i zaczęłam przerzucać parę czasopism o przyrodzie. Chyba nie, ja zrobiłam kilka kopii w ciemni. Odpisałam Terry'emu na pytanie. Dla mnie to kompletnie obojętne czy użyję oryginału czy nie. Jakoś się tym nie przejmowałam póki miałam zwykłe zdjęcia w zapasie. Patrzyłam z podziwem, jak używa zaklęć. Wow, nie wiedziałam, że tak się w ogóle da. Wzięłam jedno z powielonych zdjęć do ręki, badając fakturę przedmiotu z szokiem. Magia to jednak jest coś. Zaczęłam od wybrania środkowego miejsca na postać anielicy, czyli Anny Brandon. Na niej miał skupiać się wzrok. Z magazynów powycinałam małe chmurki, z których utworzyłam nową podniebną sukienkę dziewczyny. Cała była teraz na biało. I teraz chciałam utworzyć silny kontrast, więc wzięłam czerwone farbki i wymieszałam z czernią, aby kolor był bardzo bordowy. Całe tło pomalowałam właśnie w ten sposób. Upaćkałam się nieco tymi farbami przez nieuwagę, parę kosmyków włosów miałam w plamkach. Kończyłam zamalowywać róg, gdy Terry podsunął mi swoje dzieło. Moja reakcja nie pozostawała wątpliwości, co do tego jakie wrażenie robiła na mnie praca chłopaka. Bardzo ładne! Napisałam mu od razu i uśmiechnęłam się. Zaraz potem nieśmiało ujęłam jego dłoń w swoją, po czym pędzlem utworzyłam na zgięciu jego kciuka i palca wskazującego maleńkie serduszko.
Saskia Larson
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161cm
C. szczególne : Duże, piwne oczy oraz charakterystyczny pierścionek z lisem na lewej dłoni.
Wiedziała, że połączenie pracy z zajęciami będzie ciężkie. Czasem niemal niemożliwe - może gdyby istniała możliwość aportowania się prosto pod drzwi sali, nie zaliczyłaby kolejnego spóźnienia. Jednak wszystkie te praktyczne zasady bezpieczeństwa sprawiały, że w najlepszym przypadku wciąż czekało ją niemal piętnaście minut spaceru, pokonania błoni szybkim krokiem, później przynajmniej dwóch setek schodów (jeśli te akurat nie były w nastroju do błaznowania i łaskawie kierowały się tam, gdzie potrzebowała), by w końcu dotrzeć do klasy artystycznej. W widzialnym niedoczasie, wciąż pachnąca wilgotnym igliwiem, ze smugą od rozmazanego tuszu pod oczami i - co najgorsze - pracowniczym fartuszku, który siłą wepchnęła do torby, zamieniając na szkolny sweter zwinnym ruchem. Dopiero wtedy rozejrzała się po sali, której układ się zmienił, po uczniach, którzy buszowali w magazynach, a szelest przewracanych stron dominował nawet nad rozmowami. — E-Eli… — nabrała powietrza w płuca, robiąc głęboki oddech, po czym spróbowała ponownie. Nieskutecznie. Jej ciało, albo głowa, nie pozwoliło na to, by i tak ledwie słyszalny szept był kontynuowany. I chociaż fakt, że odzyskiwała mowę zdjął z jej serca kamień, nie opanowała grymasu rozczarowania. Tyle z tego przywitania ze Swansea. Chwyciła jedno z ostatnich trzymanych przez niego zdjęć, to z Kidą, zrobione jej dłońmi, wpatrując się w uwiecznioną twarz krukonki o sekundę za długo. W końcu Kidy już nie ma, pomyślała, przygryzając od środka policzek. Wyjechała tak nagle, że nie miały szansy się pożegnać. Później dowiedziała się, że skorzystała z jakiejś wymiany, że lepsze perspektywy, że możliwości, inne patetyczne słowa argumentujące jej wybór. Wysłuchała pokrótce co ma zrobić, zanim odwróciła się na pięcie, przechodząc na środek klasy. Stół z gazetami właściwie stał się pobojowiskiem ścinków wszelakich - ponadrywane strony, artykuły z powycinanymi tytułami, zdjęcia osób, których twarze podkradzione były już do czyjejś kolekcji, tak samo jak kreacje, ponacinane, jakby ktoś w połowie zmienił koncepcję na kolaż. Wertowała te sterty magicznych magazynów, więcej czasu poświęcając tym mugolskim. Szczególnie ocalałym zdjęciom, przedstawiającym… no właśnie, nie do końca wiedziała na co patrzy. Uniosła wzrok, słysząc głos Marcelli (@Marcella Hudson). — …niby co ja mam z tego wyciąć?— zerknęła na trzymany w jej dłoniach magazyn i bez chwili zastanowienia, przechyliła się nad blatem, by go pochwycić. No, no. Trzeba było przyznać Elio, że zadbał o różnorodność dostępnych materiałów. Akurat Playwitch otworzyło się na samym środku, gdzie - a jakże, znajdował się rozkładany plakat. Saskia uniosła rękę ku górze, by ten trzystronicowe zdjęcie mogło się rozłożyć, okazując w pełnej krasie mężczyznę eksponującego swoją niezwykle potężną różdżkę. Prężyła się na zdjęciu, błyszcząc nawoskowana, a sądząc po obwodzie i długości, to żaden czarodziej by się takiej nie powstydził, chociaż w mało których spodniach by się mieściła. Kto by pomyślał, że Fairwynowie reklamują się i w takich gazetkach. Krukonka przeniosła wzrok na Marcy, puszczając jej oczko, po czym oddała jej to znalezisko. Samej zebrała to, co jakoś nadawało się do pracy. Jakiś artykuł z gazety codziennej, wycinki kilku kwiatów z Zielnika, coś, co chyba było tłem do jakiegoś artykuły i najlepsze znalezisko w postaci klimatycznego ujęcia splecionych dłoni (pewnie dlatego, że okładka magazynu była czymś oblana i lepka, przez co pewnie nikt nie zajrzał do środka). Pochylając się nad stołem, pochłonęła się całkowicie w konstrukcji dekonstrukcji, układania części, które pozornie nie miały ze sobą wiele wspólnego, tworząc pewnego rodzaju hołd dla Kidy.
Kolaż? Victoria uniosła lekko brwi, zdając sobie w pełni sprawę z tego, przed jakimi trudnościami obecnie stawała, wiedząc, że nie była zbyt dobra w podobnych rzeczach. Prawdę mówiąc, była w tym tragiczna i chociaż jej zmysł do dobierania do siebie pięknych rzeczy nie był najgorszy, nie odbierała tego w taki sposób, jak inni, którzy znali się na sztuce. Coś po prostu musiało się w jej głowie komponować, ale niekoniecznie musiało być, cóż, piękne. To słowo miało zresztą tak wiele różnych pojęć, które dla niej nie do końca miały znaczenie, że zupełnie nie wiedziała, jak miała podejść do tego zadania. Przez chwilę przyglądała się temu, co Elijah im proponował, by ostatecznie westchnąć i spojrzeć raz jeszcze na zdjęcie, z którym przyszło jej walczyć, próbując spojrzeć na nie inaczej. Było ładne, owszem, ale nie posiadało w sobie tej elegancji, jaka była jej znana. Ponieważ jednak posiadało cienie roślin, Victoria pokiwała do siebie głową i sięgnęła po Zielnik Niedzielny, by wybrać z niego właściwe rośliny. Próbowała dobrać je tak kolorystycznie, by najjaśniejsze umieścić po lewej stronie zdjęcia, a najciemniejsze po jego prawej, tworząc z nich coś na kształt kwiecistej ramki, chociaż, próbując nie przebrać w nadmiarze, jedynie podkreślając to, że całość kojarzyła jej się z zapadnięciem w świat roślin, będący najwyraźniej jakąś jedną wielką tajemnicą.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Elaine Morieu
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : fioletowe paznokcie, charakterystyczny zapach perfumy(mieszanka cytryny, mandarynki, konwalii, jaśminu i drzewa sandałowego)
Kolaże były dla mnie nieznanym tematem. Uniosłam brew słysząc to słowo, następnie wsłuchując się w wypowiedź, licząc na rozwiązanie mojej małej zagadki. Uśmiechnęłam się niepewnie, kiedy nauczyciel stwierdził, że pewno wiemy o co chodzi. No tak, musiałam być wyjątkiem potwierdzającym regułę. Na szczęście zaraz po tym zostały przedstawione przykłady, a do mojej łepetynki dotarło, co mam robić. Przynajmniej tak mi się wydawało - widziałam swego rodzaju wycinankę, oby się nie okazało to czymś więcej. Do swojej pracy podebrałam dwa czasopisma - Oko Hipogryfa i Transmutację Współczesną. Szczególnie to drugie brzmiało jak coś, co pasowałoby do Tercjusza. W tym pierwszym natomiast było kilka ładnych ruchomych zdjęć ze zwierzątkami, a te przecież lubi każdy. Miałam nadzieję, że mogę faktycznie bezkarnie wyciąć kawałek strony. Nie chciałam później dostać nagany za to, że zniszczyłam ulubiony numer profesora. Połączyłam zdjęcie Tercjusza ze zdjęciem słodko hasającej lunaballi, opisem przyrodniczym oraz notką na temat animagów. Czy widziałam chłopaka jako animaga? Biorąc pod uwagę jego zamiłowanie tematem, nie zdziwiłabym się, jakby w pewnym momencie zechciał iść w tym kierunku.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Kate przyglądała się swojemu zdjęciu i... Szczerze mówiąc nie czuła jakiegoś przypływu inspiracji. Wręcz z każdą kolejną chwilą spędzoną na analizie zdjęcia i dostępnych materiałów miała wrażenie, że nie wymyśli nic konkretnego. Kombinowała, by praca miała jakiś głębszy przekaz, ale nic jej nie pasowało. Gdy znajdowała odpowiednie słowa, albo krzywo je wycięła, albo źle wyglądały w kombinacji z innymi. Jedne kwiatki były brzydkie, inne z kolei strasznie ozdobne i psuły cały vibe. Męczyła się i męczyła... Nie miała już w pewnym momencie siły. Miała przyjść na te zajęcia, żeby się zrelaksować, a tylko się bardziej zestresowała, że coś jej nie wychodziło. Cała praca też nie prezentowała się najlepiej i chyba nikt nie był nią zachwycony. Chciała się zapaść pod ziemię.
Gabriel A. Gaughan
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : silny szkocki akcent | czarny sygnet na małym palcu prawej dłoni
Przywitałem @Harmony Seaver uśmiechem, przesuwając się, by zrobić jej więcej miejsca. Nawet jeśli tego nie potrzebowała. Ot, taki odruch. Przewróciłem też wymownie oczami, gdy Swansea wspomniał o czternastu sowach wysłanych przez nią, niewerbalnie zadając jej pytanie, czy postradała zmysły. Ale było to, tak naprawdę, z mojej strony głównie przekomarzanie się - nie żadna drwina. Byłem wręcz pod wrażeniem jej ambicji i zaangażowania, takich Gryfonów nam potrzeba. — Po tylu wysłanych listach powinno zainteresować się Twoją osobą jakieś stowarzyszenie chroniące sowy. Biedne zwierzęta! — prychnąłem, przesuwając po stole fotografię, która mi przypadła, by Seaver mogła sobie ją obejrzeć. — Lis. A Ty? Co tam masz?
Zadanie było i łatwe, i trudne zarazem. Kiepski byłem w wycinanki i jakieś artystyczne wizje. Nie za bardzo potrafiłem myśleć w sposób abstrakcyjny, a chyba o to chodziło młodemu Swansea. Dobrze, że chociaż moja towarzyszka miała zapał za naszą dwójkę, jeśli nie za całą salę. Pozbierałem kilka czasopism z dostępnych, wybrałem kilka najbardziej interesujących mnie stron i zacząłem układać je przed sobą, zastanawiając się, jak interesująco mogę ugrać wizerunek lisa. Wyciąłem trochę roślinnych motywów z jakichś gazet dla miłośników Zielarstwa, nie zabrakło też paru kadrów z Oka Hipogryfa, ale i Żongler, Cosmo czy osławiona Czarownica znalazły się wśród moich zdobyczy. Nabrałem tych kartek i wycinków więcej, niż potrzebowałem, wiele było abstrakcyjnych i zupełnie randomowych, ale byłem zachłanny. I... nie miałem określonego pomysłu, żadnej sensownej wizji. Oczywiście, że chciałem wyjść poza banalne schematy, ale jednak brakowało mi fantazji. Umiejętności także. Na początku wyglądało to jak zwykła, dziecięca wycinanka. Aż miałem ochotę podpisać swoją pracę "Gabryś, lat 6". Dopiero po chwili, dzięki podpatrywaniu techniki u innych, głównie u Seaver, zacząłem nadawać swojemu kolażowi więcej wyrazistości. Cóż, trzeba czerpać inspirację od lepszych, prawda? Finalnie praca nie była jakaś rewelacyjna, ale na moje umiejętności - zadowalająca. Tylko naokoło mnie powstał ogromny rozgardiasz. Nie miałem ochoty sprzątać tego ręcznie, bez magii się tutaj nie obejdziemy. — Myślisz, że będziemy je ożywiać zaklęciami? — zapytałem, porządkując naszą wspólną przestrzeń, którą za bardzo zaanektowałem — Jeśli tak, to mój psychodeliczny lis powinien od razu dostać szczepionkę przeciw wściekliźnie. — Albo było już na to za późno?
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Najpierw, oczywiście, odkłoniła się @Elijah J. Swansea, wcale nie ukrywając w tylko rosnącym rozbawieniem uśmiechu, że była równie zadowolona z tego przytyku, co i zdobytej wiedzy. Zaraz też zwróciła spojrzenie w stronę @Gabriel A. Gaughan, a jakże – uchachana komentarzem sprzed chwili, obiecując śmiechem wszystko, poza poprawą. Jako mistrzyni miny niewiniątka i szczenięcych wzroku, w odpowiedzi na wywrócenie oczami tylko teatralnie przybrała wyraz psiaka, który wie, że coś spsocił, ale udaje, że wcale tego nie zrobił. Może a może nie przez szesnaście godzin hiperfokusa nadsyłała sowę za sową do momentu, w której jej biedny Lenny zupełnie odmówił współpracy (i skazana była na sowę z sowiarni). Nikt przecież tego nie potwierdzi, ptaszyska wszak mówić nie umiały. - Nie dałyby rady dolecieć ze skargą – zerknęła na chłopaka zaczepnie, powstrzymując chichot z czystego szacunku do nauczyciela i niechęci do przeszkadzania mu, jednak uśmiech trzymał jej się nienagannie. – Verkę! – i z dumą pokazała zdjęcia, które jej zrobiła w charakteryzacji na czarnego łabędzia. – Moja kuzynka, tańczyła kiedyś balet – wyjaśniła szybko skąd taka a nie inna interpretacja dziewczyny. Chwilę wgapiała się w zdjęcie, zastanawiając się, co mogłaby z nim zrobić. Szczerze? Po tym, ile pracy poświęciła na jego wywołanie, trochę niespieszno było jej ciąć i zaklejać jego fragmenty. A Lenny to już w ogóle dostałby chyba szału – dobrze, że sówki tu teraz nie było. Wpatrywała się w fotografie, w końcu wybierając tę właściwą, kiedy tworzyła jej się jakaś wizja artystyczna. I to w dodatku taka, którą mogła wykonać, w końcu nie było przymusu, żeby coś rysować! Prędzej by z marszu wytańczyła tutaj układ czarnego łabędzia niż zrobiła jeden poprawny szkic. Wzięła się do pracy. Oczywiście w pierwszej kolejności zgarnęła Magarta, szukając w nim zdjęć baletnic. Po pierwszym przeboleniu, że musi swoją pracę pociąć, uznała, że dobrze byłoby wykorzystać dwa zdjęcia Verki – jedno zostawić jako czarny łabędź, drugie przerobić na białego. Tylko że do tego potrzebowała zdjęć białej sukienki ułożonej na baletnicy w podobnej pozie do którejś z sesji i… Dużo białych piórek. - Podrzucić mi oko hipogryfa, jak będzie tam jakiś biały ptak? Jakikolwiek… No chyba że mam zakaz używania sów, panie prefekcie? – szepnęła psotnym tonem i lekko chłopaka szturchnęła. Zaraz jednak jej skupienie chwilowo prysło, gdy uniosła wzrok na @Marcella Hudson, po chwili przenosząc pytające spojrzenie na profesora. - Ty to lepiej jednak odłóż, Marcyś – szepnęła, konfiskując dziewczynie magazyn, coby się za bardzo na lekcji nie zaczęła zgłębiać w magiczne doznania. – Skąd to się tu w ogóle wzięło? – zerknęła pytająco na profesora, unosząc magazyn w górę, po czym odłożyła go dalej od reszty, żeby znów nie wytrącił niewinnej Marcelinki z równowagi. – Może inspiracja do sesji – zażartowała najciszej jak umiała, tylko do Gryfona i Krukonki obok, przygryzając szeroki uśmiech i parsknięcie śmiechem – tylko tak potrafiąc je jeszcze zahamować. No ale żarty żartami, a praca pracą. Z niemałym bólem tył… serca pocięła dwa zdjęcia, umieszczając je na dole i górze kartki A4, tworząc w ten sposób podstawy do dwóch paneli. Jeden o białym łabędziu, drugi o czarnym. Oprócz Magarta i Okiem Hipogryfa, znalazła też parę ciekawych wycinków w Cosmo. Całkiem w porządku pod klimatyczne tło było też Preterium, z kolei parę cytatów udało jej się wygrzebać z Proroka. W ten sposób, w skupieniu tnąc, składając i szukając czasami pojedynczych słów, bo zdania nie zewsząd pasowały, złożyła swój kolaż, przedstawiający dwie natury baletnicy. Na bałagan nawet szczególnie nie zwróciła uwagi, że jakikolwiek powstał, była osobą na tyle chaotyczną i wsiąkającą w wykonywane zadanie, że nie zdziwiłaby się, kiedy ktoś z końca sali zarzuciłby jej rzucenie w niego ścinkiem. Chociaż może dlatego było go znacznie mniej – bo rozsyłała wszystko na boki w artystycznym szale? - Oby! – podekscytowała się, zerkając to na niego, to na swoją pracę. – Mogłyby zacząć tańczyć! Albooo… O! Łabędzie by pomagały skrzydłami! – zaczęła się zastanawiać na głos, by za chwilę spojrzeć też na liska z uniesioną w zastanowieniu brwią. – Psychode… O rany jaki słodziak! – prychnęła, patrząc na najbardziej zachwycony pyszczek świata, wyskakujący z całego kalejdoskopu kolorów i kształtów. Jeżeli psychodeliczny był wizją artystyczną, to udało się ją osiągnąć perfekcyjnie. Aż się w głowie mogło zakręcić! – Szczepionkę… Hmmm? Zaczekaj chwilę – wyszczerzyła się, jakby zapowiadała coś bardzo niedobrego i szybko sięgnęła po Porady Uzdrowiciela, szukając w nich strzykawki – w komicznie skrytej manierze, żeby przypadkiem nie zdradzić, co planowała. Dopiero kiedy mały obrazek miała wycięty, pokazała go z niemałym zacieszem. – Ty ożywiasz, ja dźgam!
Nie wiem, czy na widok czekoladowej żaby chce mi się bardziej śmiać, czy zapaść pod ziemię, że mój brzuch rzeczywiście protestował aż tak głośno, ale bez względu na odczucia wybieram pierwszą opcję, która pozwala mi wyjść z sytuacji z o wiele większą godnością. No i nie chcę, żeby Terry pomyślał, że nie doceniam gestu, bo choć czekolada nie jest może najpożywniejszym posiłkiem, jaki mogę sobie wyobrazić, to w tym momencie jest dla mnie deską ratunku rzuconą w idealnym momencie. Chwytam się jej mocno. Biorę żabę od chłopaka z dyskrecją równą tej, z którą zostaje mi podana i dosłownie natychmiast otwieram paczuszkę pod ławką, gotów błyskawicznie dobrać się do przysmaku, byle tylko uciszyć swój żołądek. Jestem dziś widać skazany na głodową śmierć, bo kiedy wreszcie udaje mi się dorwać jedzenie, to atakuje mnie i stara się uciec. Z całej konspiry nic nie wychodzi, bo nawet jeśli nagły rechot czekoladowego płaza miałby nie zwrócić uwagi Słonzi, to z całą pewnością robi to moje nagłe machnięcie ręką, którą wstrząsam mocno, gdy waleczna żaba gryzie mnie w palec. Strząsam ją, a jakże, bardzo skutecznie i bez mała pod sam sufit i jak w zwolnionym tempie patrzę, jak ta leci nad głowami moich koleżanek i kolegów. Wewnątrz umieram. Czuję, że policzki robią mi się gorące, ale zamiast panikować – tak jak zrobiłem to przed momentem – prostuję się na swoim miejscu i z kamienną miną patrzę na nauczyciela. — Ja bardzo przepraszam, Panie Słonzi — mówię, z trudem panując nad swoim głosem.. Udaje mi się to chyba tylko dlatego, że z całych sił zaciskam palce na materiale spodni, dając ujście zażenowaniu całą sytuacją. W końcu jednak biorę się do pracy. Mam przed sobą barwnego fauna–Wilkiego i doskonale wiem, jaki efekt chcę osiągnąć. Dość szybko pogrążam się w pracy na tyle, że nie zwracam uwagi na swoje otoczenie, a i płazia porażka już mi tak nie doskwiera. Wycinam z zielarskiej gazety kwiaty, którymi przyozdabiam wrześniową łąkę, a potem długo szukam idealnego kozła. Natrafiam na niego w jednej z ostatnich mugolskich gazet, gdzieś, gdzie zupełnie się tego nie spodziewałem. Wycinam jego łebek, zaginam jego połowę i dopasowuję rozmiarem do głowie Wilkiego. W końcu szukam paru nutek, które przyklejam na końcu patyka, który robił mu za flet. Moja praca nie jest może szczególnie odkrywcza, ale uważam, że elementy, które udało mi się znaleźć, dodają zdjęciu charakteru.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Po pół roku pracy w tym ośrodku mógł śmiało powiedzieć, że nauczycielskie życie nie przestawało go zaskakiwać i coś mówiło mu, że na przestrzeni czasu niewiele miało się w tej kwestii zmienić. Choć oczywiście fakt, że nie przejrzał dokładnie pism zabranych z domu, a jedynie zgarnął wszystko, co tylko zdołał, był jego winą. Komizm tej sytuacji potęgował fakt, że na zdjęciach, jeśli dobrze widział, znajdował się nie kto inny, a @Leonardo O. Vin-Eurico, który nauczał tu jeszcze w poprzednim roku. Na pytanie znieruchomiał więc, w pierwszej chwili wysilając się, by powstrzymać śmiech i zachować powagę. — Nagość też jest sztuką, panno Hudson, akty stanowią całą jej gałąź. Playwitch na stosie tych gazet nie był do końca czymś, co planowałem, ale nie jest to też aż tak dziwne! Jeśli jednak nie potrzebuje Pani wycinków z tego typu gazet, to sugeruję jej odłożenie. Nie zamierzam Was ganić za używanie fragmentów tego pisma, choć liczę na umiar — uśmiechnął się do dziewczyny i reszty klasy, a gazety nie zabrał, bo gdyby to zrobił, przeczyłby uczynkami własnym słowom. Skoro już i tak się tam znalazła, to lepiej było pokazać na jej przykładzie, że w kontrolowanej nagości nie było nic złego. I tylko cieszył się ogromnie, że nie były to zajęcia dla najmłodszych roczników. Ale wracając go niespodziewanych sytuacji na lekcjach, to latająca żaba już całkiem nie była jego winą. Udało mu się za to całkiem szybko zareagować. Wyciągnąwszy różdżkę, powstrzymał czekoladowy przysmak przed upadkiem na podłogę, a odstawiwszy ją na stolik przed Ślizgonem, zmienił jej kształt w kulkę, nim spróbowała znów mu uciec. — Proszę pilnować swoich przekąsek, Panie... Egorov... i zjeść to czym prędzej, zanim panna Milburn ogłuchnie od burczenia w brzuchu — omal nie połamał sobie języka na nazwisku chłopaka, ale jakoś mu się udało. Pokręcił głową z rozbawieniem, a korzystając z tego, że spokój lekcji i tak został zakłócony, postanowił przejść się wokół stanowiska pracy i skontrolować, na jakim wszyscy są etapie. W końcu widząc, że większość zdążyła już skończyć, zwrócił na siebie ich uwagę i poprosił o chwilę spokoju oraz wyciągnięcie różdżek. Zaprezentował im działanie zaklęcia imaginem animati na jednej ze swoich prac, a następnie przećwiczył z nimi jeszcze ruch ręki oraz inkantację, sugerując, by pierwsze zaklęcie przetestowali na jakimś fragmencie gazety, by nie zniszczyli przypadkiem swojej ciężkiej pracy.
—————————————————————————————————————
Imaginem Animati może rzucić każdy z was, a to dlatego, że jesteśmy na lekcji. Jeśli ktoś nie ma wystarczająco punktów, wrzucę Wam po tym etapie to zaklęcie do kuferka! (Gdybym u kogoś tego nie zrobiła, bardzo proszę szturchnąć mnie gdzieś prywatnie). Jeśli ktoś jest w stanie rzucić bardziej zaawansowane Imaginem, to śmiało, zachęcam!
Rzućcie kością k100, im wyższy wynik, tym lepiej poszło Wam zaklęcie. Do wyniku możecie dodać swoje punkty z DA, poza tym osoby pracujące na swoich zdjęciach mają dodatkowe +10. Poza tym +10 mogą dodać osoby, które spełniają warunki na rzucenie imaginem poza lekcją, i +10 przysługuje za każde użycie tego zaklęcia na fabule (proszę o linki).
Tak jak w poprzednim etapie, bardzo proszę Was o opisanie w poście, jakie elementy są przez was ożywiane i w jaki sposób. Ważne jest, żebyście opisali najpierw zamysł, a potem efekt, bo ten jest warunkowany wynikiem kości.
Czas na odpis do czwartku 30.11 do 21:00, bardzo was przepraszam za obsuwę 3
Imaginem animati. Właściwie, gdyby się nad tym zastanowiła, to mogłaby przyznać, że to było coś, czego powinna się spodziewać. Nie było w tym niczego zaskakującego, a wiązało się z pracą, jaką właśnie przeprowadzali. Westchnęła cicho, pokiwała do siebie głową, by następnie odpowiednio ułożyć rękę, wiedząc, że nie będzie miała zbyt wielkiego problemu z samym rzuceniem zaklęcia. W tym bowiem nie było nic trudnego, o wiele trudniej było zdecydować, co powinna zrobić ze swoją pracą. Znowu okazywało się, że jej wyobraźnia jest mimo wszystko ograniczona, że nie mieści się w tym, w czym mieścić się powinna i to, co nie ulegało wątpliwości, złościło ją. Uznała jednak, że najlepiej będzie jeśli wprawi w ruch roślinność, którą dokleiła do swojego kolażu. Chciała, by ożyła, by drżała jak na wietrze, unosząc się lekko i opadając, tak, by cienie na twarzy, na którą spoglądała od jakiegoś czasu, okazały się żywsze, niż to, co do tej pory dostrzegała. Pomyślała również o tym, że właściwie dobrze by było, gdyby jej model był w stanie poruszać oczami, w sposób iście niepokojący, który nadawałby jej pracy nieco niebezpiecznego wyglądu. Pokiwała do siebie głową, uznając, że to chyba najlepsze rozwiązanie, a później rzuciła imaginem animati, kierując je w stronę kolażu, nie czując potrzeby testowania go gdziekolwiek indziej, pozwalając na to, żeby elementy, o których myślała, nabrały dokładnie takich wartości, jak oczekiwała. I tak się stało, nawet o wiele lepiej, niż sobie to wymarzyła.