Klasa artystyczna zmienia się jak kameleon w zależności od tego co jest trenowane bądź ćwiczone, więc nigdy nie wiadomo co tutaj dziś będzie się znajdować. Przyrządy do rzeźby, sztalugi, a może zwykłe ławki, by podszkolić się z wiedzy o magicznych artystach. Można tu znaleźć wiele pomysłowych dzieł. Także spora część uczniowskich malowideł zrobi kremowe ściany owego pokoju.
Niesforny ghul rozbestwił się ostatnimi czasy jeszcze bardziej, a wyglądało na to, że zachęcającym go do psot czynnikiem była nowa lokatorka mieszkania, której Fuj chciał zaimponować; niesamowite, że potrafił ogarnąć swoim małym móżdżkiem tak różne sposoby na urozmaicenie im dnia, a za nic nie mógł się nauczyć przynoszenia zimnego piwa z lodówki, nad czym Boyd bardzo ubolewał. Trzeba jednak przyznać, że tym razem wygłupy Juniora ubawiły wszystkich tak, że w naprawdę wybornych humorach udali się na zajęcia magii artystycznej, które co prawda według męskiej części grupy były zupełnie bezużyteczne, ale i tak byli gotowi w nich uczestniczyć, chociażby dla zabawy. Wpadli do klasy we trójkę, a przywitwawszy się kultralnie z profesorem i znajomymi, zasiedli razem w ławce, ustawieni malejąco, zależy od której strony spojrzeć: według wzrostu i masy (Boyd, Fillin, Nessa), lub od drugiej strony według ilorazu inteligencji (Nessa, Fillin, Boyd). Idąc do ławki, zauważył oczywiście jak kolega specjalnie-przypadkiem zaczepia jedną z Krukonek, po czym nie omieszkał wytknąć mu tego, śmiejąc się z fillinowego niewinnego uśmieszku; sam miał okazję wykazać się urokiem osobistym chwilę później, gdy obok niego zjawiła się znajoma blondynka. Jasne, że się ucieszył na jej widok (i dotyk), usiłował jednak odpowiedzieć na jej powitanie luzacko, jednocześnie kopiąc pod stołem Fillina, bo oto miał namacalny dowód na to, że jego nowa dziewczyna koleżanka rzeczywiście istnieje, w co ten cep nie chciał za nic uwierzyć. -Cześć, Alise - rzucił, w swoim mniemaniu posyłając jej czarujący uśmiech, chociaż pewnie wyglądało to tak, że szczerzył się jak głupi, i już jej nie było, zanim zdążył błysnąć czymś elokwentnym, poszła sobie na drugi koniec klasy, zostawiając na wierzchu jego dłoni ślad opuszków swoich palców; dyskretnie się za nią obejrzał by stwierdzić że dosiada się do innego Krukona i zaraz nachylił do swoich towarzyszy, by to skomentować - Serio, siadła z tym... r... bez urazy, Nessa - dodał prędko, zerkając na jej miedziane kosmyki - ...rudym gamoniem? - burknął, chociaż wcale typa nie znał, ale z zasady nie ufał takim ryżawym jegomościom, by następnie zająć się bezmyślnym obracaniem w palcach swojej różdżki w oczekiwaniu na lekcję.
Była zdziwiona chęcią Fillina i Boyda do brania udziału w lekcji z działalności artystycznej, której ona z kolei by na pewno nie odpuściła. Pominąwszy talent do wyrabiania oraz gry na instrumentach, zajmowała się też jubilerstwem i projektowaniem biżuterii, o czym przez pewien czas zapomniała. Musiała przyznać, że mieszkanie z nimi było znacznie intensywniejsze, niż przypuszczała i aż głupio przyznać, ale dawno tak dobrze się nie bawiła. Ba! W całym tym przypływie miłości była nawet gotowa smażyć im każdego dnia naleśniki, które były jedną z czterech perfekcyjnie opanowanych przez nią potraw. I nawet do ghula, który chyba miał w sobie trochę zamiłowania do makijażu, nie miała pretensji za kradzież kosmetyków. Wciąż z rozbawieniem na twarzy dotarła przed klasę, zerkając mimowolnie w dół na stan swojego mundurka. Zamiast wstążki wybrała krawat w barwach domu, kontrastujący ze śnieżnobiałą koszulą oraz plisowaną spódniczką z wyższym stanem, mająca do kompletu marynarkę w barwach domu. Poprawiła tkwiąca na piersi odznakę prefekta, zgarniając na plecy gruby, rudy warkocz, który ciągnął się niemalże do pasa, kołysząc leniwie. Poprawiła torbę na ramieniu. - Dzień dobry, Panie Profesorze. - przywitała się z lubianym przez siebie nauczycielem, kierując się następnie za Fillinem oraz Boydem w stronę wybranej przez nich ławki. Nie omieszkała jednak zerknąć w stronę tajemniczych pudeł. Zerknęła na Victorię, uśmiechając się krótko w jej stronę i w myślach już ją widząc jako jedną z członkiń haremu swojego przyjaciela, który nie specjalnie powstrzymywał się od dostarczania sobie fizycznych przygód. Pokręciła głową z rozbawieniem, kładąc torbę na blacie ławki, aby wyjąć z niej jedną z książek o biżuterii oraz jej tworzeniu, którą teraz przerabiała, siadając grzecznie na krześle. Założyła nogę na nogę, przesunęła warkocz na bok i otworzyła tomisko na wybranym rozdziale, prawiącym o zegarkach kieszonkowych. To był nieco bardziej skomplikowany mechanizm niż bransoletka. Mimowolnie podniosła spojrzenie na przechodzącą obok ich ławki krukonkę, na którą uwagę zwrócił jej potencjalny młodszy braciszek, unosząc brew. Czyżby ta dziewczyna widmo — w związku z którą ciemnowłosy mu wciąż dokuczał, naprawdę istniała? Prychnęła z uniesioną brwią na komentarz Boyda, wyciągając rękę nad kolanami Fillina i pstrykając go w bok za karę, zlustrowała jego twarz wzrokiem.- A co Ci przepraszam bardzo, przeszkadza w rudych włosach? Czy to tylko mężczyzn wyzywasz od gamoni? - zapytała z niewinnym wzruszeniem ramion, siadając znów prosto. Odwróciła jednak głowę, zerkając na powód wyzywania biednego ucznia i zaśmiała się pod nosem, wzdychając teatralnie.- Ach Ci mężczyźni... Szepnęła pod nosem, widocznie rozbawiona przyjacielem i przerzuciła stronę w książce, zaczynając następny rozdział. Po chwili szturchnęła delikatnie ślizgona siedzącego obok w bok i wskazała mu palcem kilka modeli zegarków, odwracając głowę w jego stronę i przesuwając spojrzeniem po jego twarzy. Nie omieszkała wcześniej zerknąć na zegarek, wciąż mieli trzy minuty do rozpoczęcia zajęci. - Myślisz, że takie klasyczne, kieszonkowe modele się jeszcze sprawdzają?
Lilyanne Scarlett Craven
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Mugolski tatuaż za uchem, przekleństwa, blizny na przedramionach i udach.
Dawno już nie była na żadnych interesujących zajęciach, więc chyba nadszedł czas, by to zmienić. Gdy usłyszała zatem, że organizowane są zajęcia z działalności artystycznej, postanowiła się na nie wybrać. Już od dawna nie śpiewała publicznie, a do tego wątpiła, by zajęcia dotyczyły akurat śpiewu, ale i tak stwierdziła, że warto byłoby się na nie wybrać. I tak chwilowo nie miała nic innego do zrobienia. A odrobina edukacji chyba nikomu jeszcze nie zaszkodziła. Idąc w stronę klasy nuciła pod nosem jakąś mugolską melodię, która wpadła jej w ucho podczas ostatniej wyprawy do Londynu. Nawet nie pamiętała słów, ale sama melodia wpadała w ucho. Nie przejmowała się nawet tym, ze jej nucenie może nieść się echem w korytarzach. W końcu głos miała nie taki zły. Po drodze nie spotkała prawie nikogo, co znaczyło, że uczniowie i studenci mentalnie chyba nadal nie wrócili z ferii. Z dziwnych powodów wydało jej się to zabawne. - Dzień dobry, profesorze - przywitała się z nauczycielem i powoli ruszyła w stronę wolnej ławki. Po drodze skinęła głową na powitanie kilku znajomym Puchonom, jednak nie zatrzymała się na dłużej przy nikim. Nadal miała lekkiego doła i nie chciała dołować nikogo swoim nastawieniem.
Chłopak prawdopodobnie żył jeszcze feriami. Nie mógł się przyzwyczaić do porannego wstawania w Hogwartcie i uczestniczenia na zajęcia. To była dla niego liczna tortura. Jednak zajęcia z działalności artystycznej były zupełnie inne niż pozostałe. Nie były to zazwyczaj jakieś nudne wykłady, podczas których musiał tylko siedzieć i słuchać a czasami może nawet notować. Podczas tych zajęć mógł się wykazać w jaki sposób. Nie tak dawno temu pójście na te zajęcia było dla niego najgłupszym pomysłem na świecie, ale zrobił to, by spróbować czegoś nowego. I jak się okazało, spodobało mu się, mimo że nie miał żadnego nadzwyczajnego talentu w śpiewaniu, grze na jakichkolwiek instrumentach czy nawet rysowaniu. Dobrze jednak jest rozwijać swoje talenty. Nikt nie był idealny. Ludzie tutaj przychodzili, aby się uczyć, prawda? Wszedł do klasy z promiennym uśmiechem i niemal od razu dostrzegł nauczyciela, na którym przez chwilę skupił swój wzrok. - Dzień dobry profesorze- przywitał się z nim, po czym zaczął szukać jakiegoś wolnego miejsca. Sporo uczniów już siedziało na swoich miejscach, więc przywitał się z kilkoma z nich skinięciem głowy i usiadł obok @Lilyanne Scarlett Craven i posłał jej miły uśmiech. - Dawno się nie widzieliśmy, co? Nie byłaś na feriach?- zagadał dziewczynę.
Prudencia Rosario
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.78 m
C. szczególne : Egzotyczna uroda, grube czarne brwi, piegi na policzkach, nosie, a także subtelnie rozsypane po całym ciele, kolczyki w uszach, hiszpański akcent mieszający się z portugalskim
W Soletrar taniec był jak Quidditch dla durmstrangczyków — święty, czyli bardzo ważny. Rosario należała do drużyny tanecznej w swojej szkole. Nie lubiła ukazywać się światu ani czuć się obserwowana przez innych, ale kochała taniec, bo dla soletrarczyków był święty — nie było co tu więcej wyjaśniać. Kiedy przybyła do Hogwartu starała się z początkiem roku chodzić na każde zajęcia, mimo że często pragnęła uciec z tych murów, które ją dusiły. Uciekała, nie często, ale raz czy dwa, może trzy. Bardzo szybko polubiła zajęcia artystyczne i profesora Forestera, mimo że właściwie nie pamiętała, jak ma na imię i czy dobrze zapamiętała jego nazwisko. Ten człowiek miał w sobie bardzo pozytywne uczucia. Zarażał nimi innych, a wystarczyło, że tylko przeszedł obok, mówiąc kulturalne dzień dobry i pokazał swój cudowny uśmiech. Zapewne nie jedna dama złapała się na ten jego czar, tylko dlaczego jeszcze profesor Howard nie znalazł tej jedynej? Prudencia nie za bardzo słuchała plotek, ani też nie przebywała za długo w zamku, aby się ich nasłuchać. Właściwie mimowolnie wyłączała się, jakby ją to nie obchodziło. Oczywiście potrafiła słuchać, ale nie za bardzo interesowało ją życie prywatne innych osób. Wyszła trochę wcześniej z dormitorium w obawie, że spóźni się na zajęcia. Nie raz zdarzyło jej się zabłądzić, oczywiście miała świetny zmysł orientacyjny i szybko potrafiła się odnaleźć; jednak ta szkoła chyba specjalnie myliła ją sygnałami, psotnymi duchami i ruchomymi schodami, których nienawidziła — jednak nie z nią te numery, potrafiła dopasować się do ich kaprysów. - Dzień dobry. - Uśmiechnęła się nieśmiało do stojącego w drzwiach Forestera i przeszła obok, ciesząc się obecnością nauczyciela. Jak zwykle musiał mieć dobry dzień. Pachniał klubową atmosferą i damskimi perfumami, niemal niewyczuwalnymi w tym pomieszczeniu, które miała w sobie woń farby i czegoś w rodzaju kreatywnego chaosu. Nie, żeby Prudencia to wszystko wyczuwała nosem, miała swój intuicyjny zmysł. Znowu przyszła na zajęcia sama, chciała usiąść gdzieś z dala od spojrzeń. Widziała, że było sporo miejsc jeszcze wolnych z tyłu, więc zajęła sobie ławkę na końcu przy ścianie. Spojrzała na niewielkie pudełeczko przed sobą, po czym przeniosła wzrok na wchodzących do sali i stojącym przy drzwiach profesorze Foresterze. Zastanawiała się, czy kiedyś zrobi on taneczne zajęcia - bardzo by tego chciała, mimo że wstydziła się spojrzeń tych obcych dla niej osób. Ujrzała tylko jedną znajomą twarz, którą niedawno spotkała w Londynie. Wymieniła szybki uśmiech z @Lilyanne Scarlett Craven, mówiąc nieme i delikatne "cześć".
Wiera R. Krawczyk
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 176 cm
C. szczególne : rude włosy, piegi, wyzywające stroje
Działalność artystyczną dziewczyna uwielbiała najbardziej na świecie, więc nie mogła sobie odpuścić. Dawno w sumie nie była na takich zajęciach, więc dobrze jej to zrobi. Człowiek po prostu się odpręży, odpocznie, nauczy się czegoś nowego i porozmawia. O tak. Miała nadzieję, że na zajęciach spotka kogoś znajomego albo chociaż jakieś rodzeństwo. Niezbyt przypadała za nudnym siedzeniem na miejscu i zastanawianiem się co tym razem dostanie do jedzenia. Lubiła działać, a nie przesiadywać godzinami w bibliotece tak jak jej ukochany braciszek. Nie, żeby miała coś do przebywania w bibliotece czy coś! Wpadła do sali, szybko przywitała się z profesorem i wypatrzyła w oddali rude włosy @Jewgienij Ilja Krawczyk i od razu podeszła i usiadła ławkę przed bratem. Kogo jak kogo, ale jego tutaj się nie spodziewała. Uniosła pytająco brew. - I dlaczego na mnie nie poczekałeś? Ta bardzo ci się spieszyło?- zapytała, a w jej głosie słychać można było nawet pretensje. Czy była zła? W żadnym wypadku. Tak naprawdę była naprawdę w świetnym humorze. Cieszyła się, że braciszek w końcu wyciągnął głowę z tyłka i przyszedł na zajęcia. Coś czuła, że nie miał takich planów i to było naprawdę spontaniczne. Kto by pomyślał.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Nie było co się oszukiwać - Ezra totalnie wypadł z formy i to nie tylko tej fizycznej. Wciąż nieszczególnie garnął się do systematycznego ćwiczenia gry na pianinie - chociaż zdarzało mu się złamać, kiedy Milka dawała bezwzględne koncerty płaczu, które potrzebowały dobrego uspokajającego akompaniamentu - a jeszcze mniej robił w kierunku aktorstwa czy jakiegokolwiek ambitniejszego zajęcia manualnego. I nawet jeśli działalności artystycznej jako takiej już zupełnie nie potrzebował, nie na tym poziomie swojego rozwoju, to uznał, że będzie to przyjemne i miłe wdrożenie się w temat. Tym bardziej, że jemu też jeszcze było daleko do ideału; to że wiódł prym w dziedzinach związanych z manipulacją ciałem, nie znaczyło, że równie dobrze nauczył się władać pędzlami. Każda praktyka była dobra. Zresztą, uwielbiał profesora Forestera sympatią czystą i zupełnie bezinteresowną, co wcale nie było tak oczywiste w jego przypadku. Po tylu latach spędzonych w szkole, wcale się już nie spieszył, znając nawyki nie tylko konkretnych profesorów, ale w jakiś sposób zapoznając się z humorkami schodów. Był całkiem pewny, że niektóre miały swoje ulubione godziny do płatania figli, a niektóre ani myślały się ruszać, jak uczniowie po uczcie rozpoczynającej każdy nowy rok. Nieważne jednak jaka była prawda - skoro się nie spóźnił, to znaczyło że działało. W pierwszej kolejności rzucił energiczne "dzień dobry" w stronę nauczyciela, po czym powiódł długim spojrzeniem po sali; spojrzeniem namierzającym potencjalną ofiarę. Większość interesujących osób była jednak już zajęta wzajemnym towarzystwem; najdłużej wzrok zatrzymał na Cassiusie, którego coraz częściej wszędzie widywano z Diną oraz na Skylerze, z którego zdawał się wyparować cały duch puchońskiego optymizmu... A skoro o Puchonach była mowa, to właśnie obok dziewczyny z żółtą naszywką opadł Clarke na krzesło. (@Prudencia Rosario) - Hej, dosiądę się, nie masz nic przeciwko? - Wprawdzie dopytał, zostawiając jedynie krótką pauzę dla obcej dziewczyny. Swobodny przyjacielski uśmiech rozświetlił jego twarz ciepłem, bo Ezra właśnie taki był w pierwszym kontakcie - niesamowicie łatwy w obyciu. - Podoba mi się twoja uroda, jakoś tak od razu przykuwa wzrok, nawet jak siedzisz w kącie. Albo to moje preferencje po prostu... Cóż, pozwól, że będę banalny w zgadywaniu. Hiszpanka? Portugalka...? - Tym razem faktycznie zawiesił głos, oddając jej pałeczkę i w tym wszystkim jakoś zapominając, że wcale się nie przedstawił.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Ostatnio znów dał się ponieść gorszemu nastrojowi. Trudno było mu otrząsnąć się z przedferyjnego zerwania i choć dla wielu mógł być to banalny problem, przytłaczał go na tyle mocno, że ledwo zmusił się do tego, by zwlec się jakoś z łóżka. Ostatecznie mu się to udało, nie chciał się poddać się chandrze bo aż za dobrze wiedział na jak długo mogłaby go wyłączyć z życia. Nie chciał znów przez to przechodzić... podobnie jak nie chciał martwić swoich bliskich – czy to rodziny, czy chociażby Alise, która podczas wyjazdu okazała mu wiele wsparcia. Zajęcia z działalności artystycznej były dobrą okazją do wyrwania się ze swojej samotni, w końcu sztuka przyciągała Swansea jak magnes. Spodziewał się spotkać tu znaczną część rodziny i wyjątkowo nie cieszył się szczególnie na tę myśl, gdyż nie miał ochoty z nikim rozmawiać. Potrzebował zaszyć się w kącie sali i w spokoju skupić się na przebiegu zajęć. — Dzień dobry — przywitał się cicho, raczej beznamiętnym tonem. Powiódł wzrokiem po sali i wybrał jedną z usytuowanych na tyle ławek, w której nikt jeszcze nie siedział. Zajął miejsce, poprawił niebieski krawat, podwinął rękawy szarego swetra i przyjrzał się pudełeczku z zainteresowaniem, choć jeszcze po nie nie sięgnął.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Z szeroko pojętej działalności artystycznej Fitzgeralda interesowała w zasadzie wyłącznie muzyka, a zajęcia – niestety – zdawały się dość rzadko oscylować wokół tej dziedziny i dziś chyba też nie zapowiadało się, żeby mieli zahaczyć właśnie o tą tematykę, ale mimo tego i tak zdecydował się pójść. Coś lekkiego i raczej przyjemnego, idealnego, żeby wdrożyć się w szkolną rzeczywistość po byczeniu się na feriach. I kto wie, może pozytywnie go zaskoczy? W końcu miało mieć w sobie jakiś element zaklęć, a to zwykle stanowiło niezłe połączenie i dzięki temu może nie będzie to całkowite marnotrawstwo czasu, który mógł równie dobrze poświęcić czemuś innemu. Torba przewieszona przez ramię lekko kołysała się u jego boku z każdym krokiem, gdy pokonywał kolejne metry korytarza, zmierzając w stronę odpowiedniej klasy; wyszedł z dormitorium z niewielkim zapasem czasu, ale na szczęście schody okazały się dziś wyjątkowo chętne do współpracy, pozwalając mu gładko pokonać trasę z samego dołu na prawie samą górę zamczyska. Typowy dlań uśmiech błąkał się na ustach Ślizgona, gdy ten przekroczył próg pomieszczenia. — Profesorze — przywitał się najpierw z Foresterem stojącym tuż za drzwiami, jak na dobrze wychowanego młodzieńca przystało, uzupełniając to o lekkie skinięcie głową, by następnie przesunąć spojrzeniem po obecnych w środku uczniach i studentach. Tym bliżej sobie znanym posłał po krótkim salucie, gdy ruszył wzdłuż ławek, by w końcu zatrzymać się przy tej, którą samotnie okupowała @Violetta Strauss. Idealnie, przynajmniej miał gwarancję, że cokolwiek belfer dla nich przygotował, na pewno nie będzie się nudził. Nie z taką kompanką. — Odkrywasz w sobie artystyczną duszę, Strauss? — rzucił wesoło i błysnął zębami w szerszym uśmiechu, rzucając torbę na pustą część ławki i zupełnie bezpardonowo wciskając się na wolne siedzenie obok brunetki. Wyciągnął z torby kilka niezbędnych szpargałów, a następnie rzucił ją pod ławkę. — Jak myślisz, cóż za niezbadaną tajemnicę mogą w sobie skrywać? — zagaił udawanie konspiracyjnym tonem Krukonkę, szturchając jednocześnie palcem stojące przed nim puzderko o bliżej nieokreślonej – na ten moment – zawartości i przeznaczeniu.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Oczywiście, że się spóźniła. Przy ostatnich szaleńczych maratonach na miotłach, przerywanych wyłącznie wyskokami do gabinetów profesorów i przejmowaniem się wynikiem meczu ze Ślizgonami już trochę nie wyrabiała ani głową, ani ciałem. A jednak odpuszczenie sobie lekcji DA nie wchodziło w grę, choćby miała stracić punkty domu, czy podczas próby wbicia się na salę wylecieć z hukiem z sali. - Przepraszam. - rzuciła niepewnie, po czym, nie czekając na reakcję nauczyciela wręcz wbiegła wgłąb sali i zajęła losowe wolne miejsce w ławce, nie patrząc, czy padło na zajęty, czy wolny blat. Plecak i różdżka niezmiennie jej towarzyszyły, więc teoretycznie była przygotowana, jak każdy inny uczeń. Zresztą - to nie tak, że miałaby kiedykolwiek pojawić się nieprzygotowana. Co najwyżej jej zaklęcia w tej kwestii kulały, ale raczej nic więcej.
Zdecydowanie Howard Forester miał dobry dzień, ale kiedy ten zacny, wesoły profesor nie miał dobrego dnia? Pozytywna, silna energia dawała o sobie znać, na pewno nikt, przechodząc obok nauczyciela, nie mógł tego nie odczuć — zwłaszcza że wszyscy musieli obok przejść. Cieszył, że tak dużo chętnych jest na jego zajęcia. Odpowiadał każdemu z osobna dzień dobry, obdarowując swoim wesołym uśmiechem. Wyglądał co jakiś czas na korytarz, aby upewnić się, czy jeszcze ktoś nie gna na lekcje. Nie musiał długo czekać, wpadali do klasy, jak głodne hipogryfy po tchórzofretki. - Dzień dobry, dzień dobry... - Powtórzył jeszcze na koniec i wyszedł na środek klasy, aby objaśnić im, co kryje się w tych tajemniczych pudełeczkach, które wcale nie były takie małe. Nie zamknął drzwi, w oczekiwaniu, że ktoś podobnie spóźniony jak panienka Davies wpadnie w ostatniej chwili. Nie chciał, żeby dzieciaki połamały sobie nosy o drzwi i porozbijały głowy. - To są magiczne puzzle, które dostosowują się do waszych zainteresowań. Ukażą wam po prostu obrazek zgodny z waszymi zainteresowaniami. Nie ma tu nic skomplikowanego. Tylko je ułóżcie bez różdżek ma się rozumieć. - Uśmiechnął się, jedną dłoń schował za plecy, drugą cały czas trzymał na lasce, która pomagała mu zachować równowagę. - A potem dopiero zacznie się zabawa! Na początek rozruszajcie swoje szare komórki! - Krzyknął entuzjastycznie, po czym zamyślił się i zaśmiał się do siebie. - Zanim zaczniecie, opowiem wam kawał o Merlinie, bo właśnie mi się przypomniał. - Ponownie ten wesoły chichot. - Mówi Merlin do Morgany. Morgana, nie mogę znaleźć herbaty! Morgana na to: "Och, ty beze mnie niczego nie jesteś w stanie zrobić. Herbata jest w puszcze, w pudełku po butach, z nalepką "krylica". - Wypowiedział to tym swoim teatralnym głosem z podziałem na role. Nawet nieśmieszny suchar w jego ustach był przezabawnym dowcipem. Howard Forester miał do tego naturalny talent. - Mam nadzieje, że ten żart nie uraził panienkę Davies, niemalże imienniczkę Morgany? - Zwrócił się do dziewczyny i puścił jej oczko. @Morgan A. Davies - No dalej, dalej, na co czekacie? - Ponaglił uczniów, a sam zaczął przechadzać się między ławkami, bacznie przyglądając się ich poczynaniom, w gruncie rzeczy wcale się im nie przyglądał, a mruczał sobie stare przeboje "Starej Tiary".
Etap I
1. Kodzik kopiujecie kochani. 2. Pytania do @Prudencia Rosario 3. Można się spóźniać bo drzwi klasy otwarte. :> Czas na odpisy do 14.03 do 18:00 - w II etapie nie można się spóźniać. 4. Kliknijcie spoiler tam macie te kostki co oznaczają i czy musicie ponownie rzucić. 5. Tak wiem, że zajęcia bardziej na wasze szare komórki niż artystyczne dusze, ale w głowie trzeba coś tam mieć nawet jak się chce mieć artystyczną dusze. xD Mam nadzieje, że lekcja będzie Wam się podobać i nie dostanę lania od Modów. Powodzenia! :3
1 lub 3 - Twoje puzzle są jakieś dziwne, chyba próbują dostosować się do twoich zainteresowań, tak szybko zmieniają swój wzór, że nie jesteś w stanie prawidłowo ich ułożyć. Rzuć literką:
Spoiler:
spółgłoska — starasz się je ułożyć, a profesor widząc twój trud, pomaga ci z wadliwymi puzzlami, za swoje starania dostajesz 5 punktów dla swojego domu. Wytrwałość się opłaca. samogłoska — odpuszczasz, może jesteś zbyt rozkojarzony, albo leniwy; po prostu nie masz ochoty męczyć się z tymi wadliwymi puzzlami. Być może chciałeś strugać cwaniaka i za pomocą magii ułożyć puzzle? Niestety profesor to zauważył i odejmuje ci za to 5 punktów.
2 lub 5 - Bardzo wciągnąłeś się w tę całą układankę. Idzie ci to nawet szybko. Już prawie wszystko ułożyłeś, a tu nagle ktoś specjalnie, a być może nie zrzuca część twoich puzzli na podłogę. Musisz je zebrać i naprawić swój niedokończony obrazek. Rzuć jeszcze raz kostką:
Spoiler:
1,2,3 - Wydawało ci się, że zebrałeś wszystkie elementy z podłogi. Niestety, kiedy kończysz układać, zabrakło ci jednego puzzla, aby układanka była cała. W kolejnym etapie masz minus do jednego oczka z kostki (np jeśli wylosujesz 3 to masz 2). 4,5,6 - Zbierasz elementy puzzli z podłogi, dokładnie sprawdzasz pod ławką i znajdujesz 10G, które ktoś musiał zgubić i nie zauważyć, ale masz farta! A na dodatek znalazłeś wszystkie puzzle. W tym nieszczęściu było zdecydowanie jakieś szczęście.
4 lub 6 - jesteś chyba geniuszem w układaniu magicznych puzzli. Szybko udaje ci się ułożyć obrazek, który dostosowuje się do twoich zainteresowań czy upodobań. W następnym etapie masz plus do jednego oczka z kostki (np jeśli wylosujesz 3 to masz 4).
Etap I - Układanie Magicznych Puzzli Kostki: 6 4 lub 6 jesteś chyba geniuszem w układaniu magicznych puzzli. Szybko udaje ci się ułożyć obrazek, który dostosowuje się do twoich zainteresowań czy upodobań. W następnym etapie masz plus do jednego oczka z kostki (np jeśli wylosujesz 3 to masz 4).
Victoria bardzo lubiła te zajęcia, były przyjemne, niezbyt zobowiązujące i sprawiały jej zawsze wiele radości, a profesor Forester od zawsze przypominał jej pod pewnymi aspektami jej dziadka, co było z jej strony wielkim komplementem. Dlatego też uśmiechała się do starszego pana właściwie zawsze, kiedy go widziała, a teraz miała przeczucie, że już za chwilę naprawdę będą się świetnie bawili. Pomachała do Loulou, kiedy tylko ją zobaczyła, a gdy ta usiadła obok niej - skinęła lekko głową na znak, że faktycznie, to są zajęcia artystyczne. Świerzbiły ją palce, żeby otworzyć pudełko, ale oczywiście doskonale wiedziała, że musi się powstrzymać, bo inaczej pewnie źle się to skończy. - Coś małego... Może będziemy składać zwierzęta origami? - powiedziała, zgadując, bo to było chyba pierwsze, co obecnie przychodziło jej do głowy. Szczerze mówiąc - nie mogła się już doczekać tego, co się zaraz wydarzy. Czuła się trochę jak mała dziewczynka, co było dość zabawne, ale sprawiało jej niesamowitą frajdę. Uśmiechnęła się ciepło do @Skyler Schuester, który dumnie figurował na liście jej byłych chłopaków - i wcale nie było to coś złego, w końcu rozstali się w zdecydowanie przyjacielskich relacjach - a potem dostrzegła wchodzącego @Fillin Ó Cealláchain i mrugnęła do niego, gdy przechodził obok. - Cześć, saneczkarzu - rzuciła jeszcze do niego z rozbawieniem, ciekawa, czy zechce z nią w ogóle rozmawiać teraz, kiedy ferie już się skończyły. Pewnie z tego powodu nie spostrzegła uśmiechu Nessy, ale chwilowo nie miało to znaczenia, tym bardziej że zaraz zaczęły się zajęcia, a profesor opowiedział dowcip, który chociaż suchy jak piasek na Saharze, w jego wykonaniu był całkiem zabawny. Jednakże dopiero kiedy okazało się co będą robić, Victorii aż oczy zabłyszczały. Kiedy tylko mogła, otworzyła pudełko i wysypała na blat puzzle, które - już teraz to wiedziała - będą zapewne piękne. Zagryzła lekko wargę, odgarnęła włosy za ucho nieco nerwowym ruchem i prędko zaczęła układać obraz, który widziała właściwie oczami wyobraźni i może właśnie dlatego mogła stwierdzić, że jest w tym zadaniu prawdziwym geniuszem. Obrazek przedstawiał przepiękny kolaż stworzony niewątpliwie z tych elementów, które pobudzały jej wyobraźnię, ale i z tego, co kochała z powodu urodzenia - magiczne środki transportu, choć tutaj trzeba przyznać, że na pierwszym planie królował po prostu czarodziejski latający dywan, który był dla niej jedną z najbardziej fascynujących rzeczy pod słońcem.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Prudencia Rosario
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.78 m
C. szczególne : Egzotyczna uroda, grube czarne brwi, piegi na policzkach, nosie, a także subtelnie rozsypane po całym ciele, kolczyki w uszach, hiszpański akcent mieszający się z portugalskim
Siedziała, patrząc przed siebie, tylko na chwile skupiła spojrzenie na wejściu, przez które ktoś co chwila wpadał. Jej spojrzenie utkwiło w martwym punkcie, w bezruchu i powoli zaczęła mimowolnie wchodzić w trans. Umysł Prudenci zwolnił swoje obroty i zapewne, gdyby teraz zamknęła oczy, pogrążyłaby się w błogim, przyjemnym śnie. W pierwszej chwili poczuła woń mięty i kolejny zapach, który przyniósł ze sobą młody mężczyzna, ale nie potrafiła go zidentyfikować. Chłopak o niegdyś zapewne żywej karnacji, a świadczył o tym jego przyjacielski uśmiech, który posłał puchonce; teraz jego blada skóra całkowicie zwracała uwagę, a myśl, która przychodziła do głowy w pierwszej chwili, mówiła, że może ten przystojniak jest chory, albo zwyczajnie zmęczony. Zwłaszcza że wyglądał, jakby się głodził ostatnimi dniami. Może zwyczajnie miał szybszą przemianę materii niż inni? Prudenci, aż cisnął się scenariusz w myślach, aby o to wszystko go wypytać — sama nie wiedziała dlaczego. Najbardziej odczuwała dyskomfort, który był wonią merlinowych strzał, a której w ogóle nie mogła zidentyfikować. Wspomnienia były całkowicie mgliste, odnośnie tych papierosów. Prudencia rzadko paliła, jeśli już to jakieś mieszanki ziół z babcinego namiotu, jeśli oczywiście dostała pozwolenie. Pokiwała przecząco głową, że nie ma nic przeciwko, aby @Ezra T. Clarke przysiadł się do niej, zresztą i tak nie miała za wiele do gadania; właściwie nawet nie zdążyła się odezwać. Rosario raczej nie atakowała ludzi bez powodu, no i nie zabraniała im niczego, mimo że mogłaby chcieć posiedzieć sobie sama — nie powiedziałaby nie. Tak też w tym przypadku milczała. Uśmiechnęła się nieśmiało na jego komplementy, jednocześnie czując się z tym nieswojo. Poprawiła kosmyk czarnych włosów, który wymsknął się jej na twarz i włożyła go ponownie za ucho. - Pudło. Nie ten kontynent, ale myślę, że jak postarasz się bardziej, to zgadniesz. - Powiedziała tajemniczo, nie zamierzając mu tak po prostu udzielić odpowiedzi. Profesor Howard szybko przeszedł do zajęć, zostawiając otwarte drzwi zapewne dla spóźnialskich. Powiedział, co kryje się w pudełkach, psując całkowity mistycyzm, który się przed chwilą nazbierał wokół tego tematu i opowiedział całkowicie nieśmieszny dowcip, który w jego wykonaniu brzmiał naprawdę nieźle, a jakaś dziewczyna była chyba imienniczką Morgany. - To jak, zgadujesz dalej? - Zapytała chłopaka, widząc, że profesor Howard nie będzie miał nic przeciwko rozmowie, po czym zabrała się za układanie swoich puzzli. Szło jej bardzo szybko i sprawnie. Każdy element wydawał jej się niemal intuicyjnie wpasowywać w obrazek, aż tu nagle ławka drgnęła i kilka elementów spadło na podłogę. Być może to Ezra przypadkiem szturchnął nogą ławkę, cokolwiek lub ktokolwiek to był, niestety doprowadził do tego, że jeden mały fragment układanki Prudenci się zagubił. Całość nie była już całością. - Widzisz? Jak to nie ładnie wygląda. - Westchnęła, zawiedziona, że nie ma kompletnego obrazka. - A ci jak poszło? - Spojrzała w kierunku puzzli Ezry.
W życiu by nie pomyślał, że podczas lekcji z szeroko pojętej działalności artystycznej będą akurat układać magiczne puzzle, ale wcale mu to nie przeszkadzało. Niegdyś, w wolnym czasie, lubił oddać się takiej zabawie i prawdę powiedziawszy, cieszył się, że ktoś mu o niej przypomniał. Słuchał więc uważnie wszystkich wskazówek nauczyciela, ale na żart o Morganie prychnął pod nosem niczym kociak. Nie był wcale śmieszny albo zupełnie go nie zrozumiał – w każdym razie wolał go w żaden sposób nie komentować, a zamiast tego skupić się na leżących przed nim elementach i na obrazku, który z początku przedstawiał boisko quidditcha. No właśnie, z początku, bo zaraz wzór zmienił się w łańcuch Scamanera, a potem jeszcze w gitarę. Świetnie, to co on miał w ogóle układać? Połączył ze sobą może kilka puzzli, ale przy tak gwałtownych zmianach obrazka niewiele mógł zrobić. Przez chwilę myślał nawet czy nie rzucić tego w cholerę, ale jednak odezwała się w nim dusza sportowca. Ułoży to, choćby miał siedzieć tutaj jeszcze kilka godzin po zajęciach. Starał się jak mógł i jego wytrwałość chyba się opłaciła, bo nawet profesor Forester postanowił docenić jego starania, obdarzając Slytherin pięcioma punktami.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
W sali znalazło się zaskakująco sporo uczniów. W zasadzie nie spodziewałaby się, że podobne zajęcia zainteresują aż tyle osób, ale cóż było to zawsze coś innego niż typowe lekcje, które były im serwowane w ciągu normalnego tygodnia. Ciekawość, nuda... To wszystko mogło ich sprowadzić na miejsce. Właściwie to z nią było tak samo. Dlatego nie dziwiła się temu, że zobaczyła jeszcze kilka znajomych twarzy w sali. Uśmiechnęła się łobuzersko do Willa, który jak zawsze musiał na nią zwrócić uwagę w swój jedyny i niepowtarzalny sposób. Też nie spodziewała się go tutaj zobaczyć, ale skoro już tu był i zdecydował się do niej przysiąść to przynajmniej wiedziała, że nie będzie się nudziła. Nie w towarzystwie rudzielca, który zawsze potrafił zaszczycić ją jakąś uwagą przez którą humor automatycznie się poprawiał. - Stwierdziłam, że tak przyjdę i zobaczę. Może wystrugam jakąś miotłę z drewna - odparła, wzruszając ramionami. W zasadzie nie miała pojęcia, co takiego mogłaby mu powiedzieć. - A ty, co tu robisz? Uwrażliwiasz się na piękno? Nie ma co kryć, że dwójka sportowców raczej nie pasowała do podobnych zajęć. No, ale jak widać chyba nie bardzo trzymały się ich stereotypy i lubili robić coś więcej niż stale przerzucać kafla między sobą i celować nim na obręcze. Minęło jeszcze nieco czasu nim w końcu Forester postanowił rozpocząć rozpocząć lekcję. I to rozpoczynając od sucharu. Jeśli chodziło o podobne żarty to Strauss miała na nie jedną z dwóch reakcji. Jedną była całkowicie pozbawiona emocji kamienna twarz, która nie zdradzała żadnych śladów rozbawienia. Drugą opcją były niepohamowane i niemal histeryczne napady śmiechu, przypominające nieraz swoiste spazmy czy konwulsje, przez które mogła być brana za wariata. Na jaką opcję padło dzisiaj? Zdecydowanie na numer jeden. Pomimo dosyć dobrej gry głosem podczas przytaczaniu przez Forestera dialogu, dziewczyna wpatrywała się w niego z wyraźnym brakiem ożywienia, czekając tylko, aż zakończy on opowiadanie swojej parodii żartu. Serio? Tak wyglądała nauka w Hogwarcie? Całe szczęście to szybko się skończyło i przeszli do właściwej części lekcji, którą jak się okazało było układanie puzzli. I to magicznych, żeby było ciekawiej. No cóż. Chyba nie powinno to być takie trudne, prawda? Na pewno dosyć dobrze sobie poradzi i szybko upora się z postawionym przed nią zdaniem. . . . Gówno prawda. Jej egzemplarz musiał być jakiś wadliwy, bo co chwila kawałek zmieniał ubarwienie, mienił się tysiącem coraz to różniejszych kolorów i całkowicie zmieniał obraz, który miał z niego powstać, doprowadzajac tym samym Krukonkę niemal do szewskiej pasji. Nie poddała się jednak i wciąż uparcie próbowała ułożyć z tych małych sukinsynów jakąś porządną i spójną mozaikę. Oczywiście natrudziła się przy tym, co nie miara, ale wyglądało na to, że Forester dostrzegł jej wysiłek, który postanowił nagrodzić jej to dodatkowymi punktami domu. Na to nie mogła narzekać. Podziękowała mu, czując się niemal automatycznie o wiele spokojniej i uśmiechając się do niego. Jednak nie było aż tak źle! Zerknęła jeszcze na postępy siedzącego obok Fitzgeralda, by skontrolować jak on sobie radził z własną układanką. Miała nadzieję, ze chociaż jemu trafiło się coś łatwiejszego niż jej. - Yo, Fitzu. Jak ci idzie? - spytała, przyglądając się temu jakie postępy poczynił. Chyba nie było źle, prawda? Jakoś to przeżyli.
Etap I - Układanie Magicznych Puzzli Kostki: 3 i F, +5pkt dla domu
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Dobrze wiem, że mój przyjaciel śmieje się w aprobacie co do moich zaczepek; najwyraźniej w przeciwieństwie do mojej przyjaciółki, której głupawego uśmieszku na szczęście nie zauważyłem, chociaż w myślach ona mocno koloryzowała moje życie osobiste, jak na mój gust. - No właśnie, wciąż mi wisisz przejażdżkę - mówię do Victorii, zanim nie siadam na miejsce ze swoimi ziomkami, uśmiechając się jeszcze z zadowoleniem do dziewczyny i machając brwiami niemalże zalotnie. Prędko jednak muszę zaprzestać moje adoracje, zerkając jeszcze ostatni raz na Krukonkę, bo oto inna dziewczyna zaprząta mi głowę. Tylko nie moja, a mojego najlepszego ziomka. Z oburzeniem patrzę na pyrgającego mnie Boyda, do którego właśnie podchodzi blondynka witając się z nim zbyt grzecznie jak na zwykłą koleżankę. Patrzę w ślad za nią, a kiedy słyszę jej imię od razu podnoszę wyżej głowę, rozglądając się za osobie o której już tyle zdążyłem usłyszeć. - Cześć Alise - mówię prędko, machając nowej dziewczynie koleżance Boyda. Szczerzę się jak szalony, bo widzę też przez chwilę głupawy wyraz twarzy mojego ziomka. Klepię go też po plecach na pocieszenie, że na pewno nie z wyboru dosiadła się do jakiegoś kolejnego ryżego. - Blondynka, co? - mówię jeszcze cicho do ziomka i trącam swoim kolanem o jego, jak ktoś kto doskonale zna gust swojego irlandzkiego brata. Macham na przywitanie Dinie, która wygląda jak duch; nie wiem co ten Cass jej wyczynia, pragne to skomentować, po chwili jednak Nessa zaczepia Boyda nade mną za jego nieuprzejmy zwrot do rudego. - Boyd wszystkich by wyzywał od gamoni w takim momencie; nie dziwne oczywiście - bronię przyjaciela dzielnie, a potem zerkam na Ślizgonkę, która pyta mnie o jakieś zaskakujące rzeczy. Wzruszam ramionami na zagadanie o zegarkach. - Nie wiem, może dla kogoś kto ma jakiś fajny styl? - pytam, bo zakładam, że sama ma ochotę sobie ponosić taki kieszonkowy zegarek i może i by do niej to pasowało. Na szczęście nie muszę więcej rozwijać tej wypowiedzi, bo oto nauczyciel zaczyna naszą lekcję. Parskam śmiechem na jego żart, doceniając to jak był kiepski i nie mogę się powstrzymać od chichotania nawet kiedy mamy przejść do robienia naszego, wydawałoby się banalnego, zadania. - No, postaraj się, bo jak się okaże, że nawet puzzli nie potrafisz ułożyć, to będzie żenada - mówię do przyjaciela kiwając lekką głową w kierunku Ali; nie ma presji oczywiście. W końcu zabieram się do układania puzzli i oczywiście idzie mi świetnie. Bardzo szybko układam obrazek, na który patrzę wyraźnie zaskoczony, z uniesionymi do góry brwiami. - No pięknie - stwierdzam na widok piwerka, które zmienia się z obrazka na obrazka w głowę dość obleśnego ghula. Przynajmniej moje zdolności transmutacyjne doceniły moje puzzle, ale nie jestem pewny czy jestem zadowolony z obecności piwerka w tym układzie.
Kostki: 4
Ostatnio zmieniony przez Fillin Ó Cealláchain dnia Nie 8 Mar 2020 - 12:19, w całości zmieniany 1 raz
Zamarł na chwilę, gdy usłyszał że Fillin postanowił z entuzjazmem i bananem na ryju wejść w interakcję z Alinką, i wszedł w tryb gotowości do natychmiastowego zabicia go w razie gdyby postanowił powiedzieć coś głupszego niż zwykle i narobić mu obciachu; na szczęście jednak obyło się bez tego, choć nie omieszkał na stronie skomentować jego gustu. - Zupełny przypadek – odparł niewinnie, bo to było jakieś dziwne zrządzenie losu, że jak już napatoczyła mu się jakaś dziewczyna, to jasnowłosa niczym wila, a po chwili już był oburzony fatalnym wyborem miejsca nowej koleżanki; nachylił się do Nessy – Nie nie, nie wszyscy rudzi to gamonie. Tylko ten tamten, co z nim usiadła… i Fitzgerald… i mój stary… – wymieniał, przeczesując pamięć w poszukiwaniu nieprzyjemnych osobników z owym kolorem włosów i nie szczędził tutaj nawet własnej rodziny, taki był obiektywny - Ale ty, Nessa, nigdy. Dlatego dodałem, że bez urazy, no – dodał, dbając o to by się nie pogniewała, bo to mogłoby oznaczać, że przestanie ich dokarmiać naleśnikami, a co tu kryć, były całkiem smaczne i co najważniejsze podtykane pod nos już gotowe, więc bardzo by mu ich brakowało. Ach, i oczywiście też zależało mu na tym, by nie sprawiać koleżance przykrości. Wiadomo, że ubawił go fatalny dowcip Howarda – w końcu ten niezwykły humor był jednym z powodów, dla którego tu dziś przyszli – i wciąż rechocząc sięgnął po pudełeczko, trochę zdziwiony tym zadaniem, ale zadowolony, bo co w tym mogło być trudnego? Ignorując jakieś docinki Fillina, zabrał się do pracy, szybko jednak się okazało, że kawałki nijak do siebie nie pasują i zmieniają tak szybko, że nim zdążył sięgnąć po następny puzzel, ten trzymany w ręku zdążył ze złocistego niczym piwerko zmienić się we wzór z fragmentem trzonka od miotły, i za żadne skarby świata nie umiał sobie z nimi poradzić. Zdenerwował się dość szybko i mamrocząc coś złowieszczo o głupich puzzlach, zniecierpliwionym gestem odsunął je na bok ławki i założył ręce na piersi, stwierdzając, że nie ma zamiaru się z nimi męczyć i w ogóle to pierdoli to wszystko. Odmowa pracy i niewybredna uwaga nie umknęły uwadze profesora, który ukarał go minus pięcioma punktami dla Gryffindoru, jeszcze bardziej wzmagając jego gniew i niechęć. - Wykrakałeś mi to, gnoju - burknął jeszcze do Fillina, który już siedział zadowolony nad swoimi puzzlami, które ułożył tak szybko, jakby się urodził z tym pudełkiem w ręku.
Etap I - Układanie Magicznych Puzzli Kostki: 1, E (-5pkt)
Wiera R. Krawczyk
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 176 cm
C. szczególne : rude włosy, piegi, wyzywające stroje
Puzzle. Kto by kiedyś ich nie układał? Nawet u niej w domu było kilka pudełek z malutkimi elementami, ale jakoś nigdy się nie chciała za to zabrać. Nie to, że nie wierzyła w swoje umiejętności czy coś. Uważała nawet, że całkiem dobrze sobie radzi w takie łamigłówki, ale jakoś nigdy nie miała na to czasu. Wolała czas poświęcić na opiece nad stworzeniami albo dokuczaniu bratu. W Hogwartcie nie było szans na takie wybryki. Tutaj z kolei grało się gry typu dureń czy szachy czarodziejów. Obróciła się przez ramię, by spojrzeć na brata i jego towarzyszkę. Czy jej się zdawało, czy też była krukonką? Wielkie umysły powinny szybko sobie z tym poradzić, doskonale! - To co, kto pierwszy upora się z tym zadaniem?- zapytała, szczerząc się do tej dwójki. @Jewgienij Ilja Krawczyk@Alise L. Argent Rywalizacja napędzała ją energią. Na pewno to ją bardzo zmotywuje. Miała tylko nadzieję, że jej się uda i nie wyjdzie na ostatnią kretynkę. Ledwie tylko usłyszała odpowiedź, zabrała się z roboty. Trzeba przyznać, że całkiem nieźle jej szło. Element do elementu potem pewne części łączyła ze sobą. Była bardzo skupiona na tym zadaniu. Do czasu kiedy ktoś nie postanowił zwalić jej części puzzli na podłogę. A kogoś miała oczywiście na myśli brata, bo kto inny by śmiał? - Ale z ciebie kretyn. Tym sposobem chcesz wygrać?- prychnęła na podłogę, by pozbierać puzzle. Miała tylko cichą nadzieję, że nie zgubi żadnego elementu. Wyglądało na to, że nie dość, że znalazła wszystkie elementy, to jeszcze dorobiła się! - O popatrz, co znalazłam. Dziękuję braciszku- pokazała im 10G, które właśnie znalazła pod ławką. Czy powinna spytać, czy ktoś tego nie zgubił? Nie, byłoby zbyt wielu chętnych. Schowała pieniądze do kieszeni i zaczęła kończyć puzzle. Rewelacyjnie
Etap I - Układanie Magicznych Puzzli Kostki: 2,5 + 10G
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Zaczynał się zastanawiać czy przyjście tutaj nie skończy się jakąś plastyczną katastrofą i czy nie lepiej byłoby sobie odpuścić, ale ilekroć napotykał wzrokiem sylwetkę pogodnego nauczyciela, powtarzał sobie, że to przecież Działalność Artystyczna, a nie zaklęcia, więc nawet jak kompletnie zawali zadanie, to raczej jakiegoś dużego wstydu mieć nie powinien. Chyba. Rozmyślania te przerwał od razu gdy zobaczył w drzwiach pierwszą osobę spod patronatu Helgi Hufflepuff i poczuł nadzieję, że jednak te zajęcia jakoś przebrnie, nawet jeśli w drzwiach nie pojawi się Flora. Odchrząknął i wyprostował się nieco, z zadowoleniem zauważając, że @Yuuko Kanoe zbliża się w jego stronę, by przypadkiem nie zaatakować jej na dzień dobry głosem pełnym chrypki. - Cześć, Yuu - przywitał się więc miękko, choć nisko, od razu uśmiechając się do niej, by poczuła, że miło ją widzieć i choć zmęczone oczy nie oddały tej radości, to z pewnością biło z nich nieco ciepła. - Jak zawsze - zapewnił ją (bo co właściwie innego miał powiedzieć?) i przesunął wzrok po wchodzącej do sali grupce, by kiwnąć głową na powitanie @Fillin Ó Cealláchain, zaraz uciekając z powrotem do Yuuko, gdy widok @Dina Harlow wywołał w nim nieprzyjemny ucisk za mostkiem. - Zaczęłaś już ten kurs w teatrze? - zagadnął, opierając łokieć o blat, a policzek o dłoń, by spojrzeć na nią nieco zmęczonym, ale przecież pełnym zainteresowania wzrokiem, chcąc skupić się na dziewczynie i przekierować rozmowę na jej osobę. Odrywał od niej spojrzenie jedynie po to, by przywitać się z wchodzącymi do sali Puchonami, przy okazji posyłając nieco podejrzliwie spojrzenie @Ezra T. Clarke, zaniepokojony, że ten zaraz zarzuci sieć swojej nonszalancji na kolejną Puchonkę. Wyprostował się i potarł zaspane oczy palcami, próbując przypomnieć sobie, że jest teraz po prostu przewrażliwiony i musi przestać dostrzegać wszędzie złamane serca.
Etap I - Układanie Magicznych Puzzli Kostki: 1 H + 5 pkt dla Huffu
Nie był pewien czy żart nauczyciela faktycznie go rozbawił czy był to jeden z tych odruchów wyuczonych przy pracy z ludźmi, ale uśmiechnął się z cichym prychnięciem i przysunął swoje pudełko do siebie. “Magiczną” formułką poprawiającą jego humor było jednak hasło “bez różdżek”, które uspokoiło go, że przynajmniej na razie, nie będzie musiał wyciągać znienawidzonego ostatnio badyla. Równie dobrze mógłby swoją różdżkę po prostu zostawić w kuchni, bo tylko tam znajdował jej zastosowanie. - Chyba jestem piekielnie nudnym człowiekiem, ale uwielbiam puzzle - mruknął do Yuuko, puszczając jej oczko nieco pogodniej, by pokazać jak to z nim wszystko w porządku, ale niedługo po swobodnie rzuconym: - “Nieskromnie mówiąc jestem w tym mistrzem, więc gdybyś potrzebowała pomocy…” - nastało przeciągłe mruknięcie zaniepokojenia, gdy zdał sobie sprawę, że układane puzzle co chwila zmieniają swój wygląd. Uniósł brwi zaniepokojony, rozglądając się po sali czy ktoś jeszcze ma ten problem czy to on jest już na tyle popieprzony, że nawet magiczne puzzle nie potrafią go ogarnąć. Przełknął ślinę i po prostu próbował układać dalej, cierpliwie, powoli, bo przecież zmieniany nadruk nie zmienia prawidłowego układu samych puzzli. Systematyczność i cierpliwość - w końcu to cechy jego domu, które naprawdę cenił. Temat puzzli przemykał pomiędzy różnorodnymi kulinarnymi wizjami, najczęściej związanymi z jakimiś słodkimi wypiekami, ale wyraźnie nakreślił się też obraz kącika eliksirów, a nawet krótko śmignęły jakieś akty, które próbował zakryć przed niewinnymi oczami Yuuko, coby nie gorszyć uroczej studentki. Chyba w pewnym momencie wyglądał na bardziej spanikowanego, niż był w rzeczywistości, bo nauczyciel podszedł do ich ławki i postanowił pocieszyć go kilkoma punktami, co… faktycznie podziałało, bo od razu poczuł się jakoś spokojniej na myśl, że nawet jeśli kompletnie zawaliłby zadanie, to jednak jakiś pozytywny efekt z tej lekcji już był. Nie jest bezużyteczny.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Etap I - Układanie Magicznych Puzzli Kostki: 5, a potem 1, brakuje puzzla. -1 do kolejnego rzutu
Nawet jeśli @Skyler Schuester nie podjąłby większego wysiłku, by powitać ją z uśmiechem to i tak nie odniosłaby wrażenia, że jest przez niego niemile widziana. W końcu każdy miał prawo do tego, by mieć gorszy dzień. Chociaż wolałaby, żeby jednak Sky nie musiał przechodzić przez jakieś trudności i stany depresyjne. Tylko, że zbytnio nie miała co zrobić, by odciągnąć go od tych złych myśli i mogła jedynie zaproponować mu własne towarzystwo i szczerą rozmowę. - Na pewno? - dopytała niemalże odruchowo, gdy tylko usłyszała zapewnienia chłopaka, że jest tak jak zwykle. Jakoś trudno było jej w to uwierzyć, ale nie chciała na niego naciskać i wpędzać go w nieprzyjemną sytuację. Wyraźnie rozpromieniła się, gdy tylko Puchon wspomniał o kursie w teatrze. Zamierzała mu opowiedzieć o tym wszystkim, ale jakoś wcześniej nie mogła znaleźć na to czasu pomimo szczerych chęci. Ot za dużo obowiązków, ale zamierzała zaraz to naprawić i posłusznie opowiedzieć mu o wszystkim jak na dobrą przyjaciółkę przystało. - Właściwie już go skończyłam. Wszystko poszło naprawdę dobrze - odpowiedziała i wcale nie chciała tutaj się chwalić własnymi sukcesami. Ot, po prostu wzięła udział w kursie i nie napotkała w zasadzie większych problemów w trakcie jego trwania. Wręcz przeciwnie, wszystko poszło sprawnie i uzyskała na tyle satysfakcjonujące wyniki, że poprawka jej nie groziła. Czego chcieć więcej? - Jak chcesz możemy po lekcji pójść na herbatę, żeby sobie na spokojnie porozmawiać. Co ty na to? - zaproponowała, bo może dzięki temu uda jej się jakoś skłonić Schuestera do szczerej rozmowy. Kto nie uległby czarowi aromatycznej herbaty? Lekcja wkrótce się rozpoczęła, a Forester zaszczycił ich krótkim żartem. Yuuko skwitowała go może nieco zbyt uprzejmym uśmiechem, zastanawiając się w głowie czy sam żart był po prostu tak słaby czy po prostu jej znajomość angielskiego i kultury brytyjskiej nie była wystarczająca, by pojąć go w pełni. A ostrzegano ją przed tym, że Brytyjczycy mają swój własny dosyć specyficzny humor. Niemniej doceniła starania nauczyciela, by nadać lekcji nieco bardziej przyjazny charakter. Zaraz też przed nimi znalazły się pudełka, które jak się okazało zawierały magiczne puzzle, które swój obraz dostosowywały do układającego i jego zainteresowań. - Nie tylko ty, Sky. Puzzle są niesamowicie relaksujące - przyznała, bo sama również lubiła podobne rozrywki. W ogóle wszystkie formy spokojniejszego spędzania czasu mogły do niej pasować. Chyba nie istniała rzecz, która byłaby dla niej zbyt nudna. W przeciwieństwie do przyjaciela nie miała większego problemu z ułożeniem własnego obrazka. Wszystko szło jej naprawdę sprawnie. Tym bardziej, że puzzle nie starały się zmieniać swojego ubarwienia tak jak miało to w przypadku układanki Skylera. Zamiast tego miała jeden stały obraz, który musiała jakoś ułożyć. I wszystko byłoby dobrze, gdyby tylko Schuester nie rzucił się nagle, by zakryć własne puzzle. Yuuko nie obserwowała tego jakie też widoki eksponowały się na puzzlach pana prefekta przez co kompletnie nie wiedziała skąd wzięła się u niego ta nagła reakcja. Pewnym zaś jednak było to, że przez zbyt gwałtowne ruchy, niechcący strącił z ławki elementy jej układanki za co zaczął ją prędko przepraszać i proponować pomoc w pozbieraniu ich. Japonka nie miała z tym większego problemu. Ot takie sytuacje się zdarzały i zamiast okazywać swoją dezaprobatę po prostu zanurkowała pod biurko, żeby pozbierać rozsypane puzzle i wrócić o układania ich. Niestety okazało się, że jednego fragmentu jej brakowało przez co jej obrazek starego fortepianu z wazonem pełnym kwiatów, przy którym spał puchaty kot nie był kompletny. Rozejrzała się raz jeszcze pod ławką, ale wyglądało na to, że puzzel przepadł bezpowrotnie. Cóż... szkoda, ale raczej nic na to już nie poradzi i może tylko przeprosić nauczyciela za niedokończenie układanki i zgubienie jej elementu.
Jewgienij Ilja Krawczyk
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 187 cm
C. szczególne : Obojętny wyraz twarzy, bladość, zimne spojrzenie, piegi, rude włosy i zarost, wschodni akcent.
W oczekiwaniu na zajęcia wyjął z kieszeni szaty różdżkę. Słyszał plotki, że różdżki mają być im potrzebne na tych zajęciach, choć zupełnie nie wiedział, co mogły mieć wspólnego z działalnością artystyczną. Będą strzelać farbami czy coś? Jednocześnie obserwował to, co działo się w sali. Od razu więc dostrzegł pojawienie się w drzwiach znajomej Krukonki. Nie spodziewał się jedynie, że usiądzie z nim, a nie ze swoimi znajomymi. - Witaj, Alise. Tak, wolne – odpowiedział, kiwając lekko głową. Przyzwyczaił się do tego, że zazwyczaj na zajęciach siedział sam, albo z którąś z sióstr, więc nieoczekiwane towarzystwo Krukonki nieco go zaskoczyło. – Nie bardzo. Mam tylko nadzieję, że nie będą to zajęcia teatralne – dodał, marszcząc lekko brwi. Nie widziało mu się stanie na środku sali i odgrywanie jakiejś tandetnej roli. Już wolał udawać, że umie rysować. W międzyczasie kątem oka obserwował to, co dzieje się w klasie. Przychodzili nowi uczniowie, słychać było szmery rozmów. Zaczęło robić się tłoczno. Najwyraźniej zajęcia z działalności artystycznej cieszyły się w Hogwarcie sporym powodzeniem. - Twoi znajomi chyba są rozżaleni tym, że nie usiadłaś z nimi – powiedział po chwili, gdy zauważył kolejną osobę zerkającą w ich kierunku. Nie widział innego powodu, dla którego ktoś miał tak zjeżdżać go spojrzeniem, więc musiało chodzić właśnie o to. Dalsze rozważania na ten temat przerwało jednak pojawienie się jego siostry bliźniaczki. Dla innych mogła wyglądać normalnie i spokojnie, ale on dostrzegł, jak na jego widok pojawiła się u niej bojowa mina. Znał ją w końcu całe swoje i jej życie. I był pewien, że jak nic zaraz dostanie połajankę za to, że przyszedł tu bez niej. - Przecież nie będę specjalnie cię szukał nie wiadomo gdzie, żeby zapytać, czy ty też wybierasz się na zajęcia – odpowiedział spokojnie, unosząc nieco jedną brew. Od zawsze uważał, że ona to ma ADHD. – Alise (@Alise L. Argent), poznaj moją siostrę bliźniaczkę, Wierę. Wiera (@Wiera R. Krawczyk), to moja koleżanka, Alise – przedstawił sobie dziewczyny. Wątpił, by się znały, więc to wydawało się być na miejscu. Profesor zaczął wyjaśniać, co czeka ich na tych zajęciach, więc Krawczyk przeniósł na niego swoją uwagę. Magiczne puzzle… Tego Krukon się nie spodziewał. Nie żeby miał coś do tej formy rozrywki, ale jakoś nie bardzo widział siebie przy tym zajęciu. Skoro jednak takie było polecenie, to musiał się przecież dostosować.
Etap I - Układanie Magicznych Puzzli Kostki: 3 :< => D + 5pkt dla domu
- Czy ty zawsze musisz się ścigać? – zapytał, gdy usłyszał propozycję siostry. Chyba po matce odziedziczyła tego ducha rywalizacji. I gdyby nie to, że byli w klasie, to pewnie wypomniałby jej to, że przegrała wyścig o to, które z nich pierwsze przyszło na świat. To zdecydowanie nie był jego dzień. A na pewno w kwestii układania tych szatańskich puzzli. Wzór, który przedstawiały, ciągle ulegał jakimś zmianom, przez co nie dane mu było szybko tego ułożyć. Sam siebie nie podejrzewał o tyle zainteresowań, wiec to ewidentnie musiała być wina jego puzzli. Pewnie trafiły mu się jakieś wadliwe… Wyklinanie w myślach na ten obrazek przerwały mu bluzgi siostry pod jego własnym adresem. Spojrzał na nią marszcząc brwi. - Tak, nie mam lepszych zajęć tylko psucie twoich puzzli – odpowiedział obojętnie, kręcąc głową nad jej pomysłami. Słysząc jej uwagę już miał ponownie powiedzieć, że to nie on, ale odpuścił. Ta ruda jak się uparła, to i tak nie szło jej przekonać. Profesor chyba zauważył, że coś jest nie tak z jego pracą na lekcji, bo podszedł na chwilę do ich grupki i pomógł mu z kilkoma problematycznymi elementami. Podziękował nauczycielowi, bo dodatkowo zdobył kilka punktów dla domu. Nie ma tego złego…
Clementine Wright
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 163 cm
C. szczególne : niesforna grzywa; śpiący wyraz twarzy; gdy się śmieje, chrząka; akcent Essex
Był jednak ktoś jeszcze, kto zmierzał do klasy artystycznej na zajęcia i wcale się nie spieszył... Clementine interesowało wszystko, tylko nie wycieczka prostym torem przez korytarz do celu. Zatrzymała się chwilę, by popatrzeć przez okno na błonia, z których dobiegały jakieś głośne dźwięki - może ktoś się kłócił, a może zdarzył się jakiś poważniejszy wypadek? Próbowała to wybadać, lecz jej obserwacje na nic się zdały. Spojrzała na zegarek - o, jeszcze dziesięć minut! Wspaniale! Sprawdziła, czy wzięła ze sobą różdżkę, czy miała pióro w torbie, jakiś pergamin w razie czego... Wszystko było na swoim miejscu. Wyjrzała przez kolejne okno, policzyła siedzące na murku kruki, po czym ponownie spojrzała na zegarek i odkryła... że wskazówki ani nie drgnęły. Początkowo zmarszczone w geście niezrozumienia brwi, wywindowały do góry, kryjąc się w opadającej na czoło gęstej grzywie włosów. Zepsuty zegarek! Przyspieszyła kroku i dopadła drzwi klasy z lekką zadyszką, a jej policzki spowijał rumieniec. - Dzień dobry, profesorze, przepraszam, nie uwierzy pan! Zegarek mi stanął! - powiedziała do Forestera, pokazując mu wyciągnięty nadgarstek opleciony skórzanym paskiem. Dopytała szybko o zajęcia i dostała pudełeczko puzzli, z którymi usiadła gdzieś z boku. Rozglądnęła się po sali, posyłając dużo szerokich uśmiechów do znajomych twarzyczek. Samo układanie puzzli szło jej zaskakująco łatwo! Myślała, że będzie daleko w tyle ze względu na dość duże spóźnienie, ale nie napotkała na swojej drodze zbyt wiele problemów, czego skutkiem był ułożony obrazek przedstawiający najnowszy model magicznej maszyny do pisania i kubeczek pełny kolorowych, pięknych piór. Jedno z nich należało kiedyś do pawia albinosa! Odwróciła się do @Skyler Schuester i @Yuuko Kanoe. - Co macie na swoich? - zagaiła entuzjastycznie, zerkając z zaciekawieniem na ich puzzle.
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Przystanęła na chwilę na dźwięk swojego imienia i odwróciła głowę w stronę ławki zajmowanej przez Boyda oraz jego przyjaciół. Odnalazła ślizgona wzrokiem, posyłając mu nieco zaskoczone spojrzenie i zaraz uśmiechnęła się pogodnie, łącząc fakty. Trochę tu pomógł wyraz twarzy gryfona, dając jej tym samym pewność, że to właśnie słynny przyjaciel — brat, którego tak kochał. - Cześć Filin! - uniosła dłoń, również mu machając. Była pozytywnie zaskoczona tym, że wiedział o jej istnieniu. Posłała jeszcze brunetowi krótkie spojrzenie, po czym odwróciła się i zajęła miejsce przy krukonie znającym tak wiele ciekawych opowieści. - To miałam szczęście. - odparła ze wzruszeniem ramion, zajmując miejsce i kładąc różdżkę na brzegu ławki. Ruchem dłoni zgarnęła jasne kosmyki włosów na plecy, zaraz odwracając głowę w stronę siedzącego obok Krawczyka. Nie rozumiała jego zaskoczenia, przecież się kumplowali. Na jego słowa uniosła nieco brew, wędrując błękitnymi oczyma w stronę pudeł. - Teraz to i ja mam nadzieję, że to nie będą teatralnie, bo dopóki o tym nie wspomniałeś, ja wcale nie brałam takich pod uwagę. Westchnęła, krzyżując ręce na piersiach i opierając się wygodnie na krześle, zsunęła wcześniej plecak na ziemię. Miała nadzieję, że nie będzie robiła z siebie idiotki przed tak liczną grupą. Miała nadzieję na rysowanie, poznanie nowych technik, które potem mogłaby wykorzystać do swoich prac lub projektów. Obserwowała w milczeniu przychodzących uczniów, a na słowa kolegi uniosła brew, przenosząc spojrzenie na plecy Callahana oraz jego paczki. Uśmiechnęła się pod nosem rozbawiona, kręcąc delikatnie głową. - Nieee. A może jednak był trochę zazdrosny? Nie miała czasu dłużej tego analizować, bo podeszła do nich podobna do niego dziewczyna, dość energicznie i entuzjastycznie zagadując. Słuchała ich rozmowy z odrobiną zazdrości w spojrzeniu, bo kolejny raz uświadomiła sobie, jak okropny był brak rodzeństwa i jak fajnie mogłoby być, gdyby ktoś tak blisko uczęszczał z nią na zajęcia. Nie lubiła jednak smęcić i gdybać, więc zaraz przesunęła spojrzeniem po twarzy Krawczykowej. Alise uśmiechnęła się, kiwając głową w jej stronę i wyciągając rękę, aby się przywitać. -Miło mi, Wiera. Bliźniacy? Jesteście chyba dość przeciwni charakterami, co? Zapytała z ciekawością, mimowolnie nawiązując do sposobu bycia, który sobą reprezentowali, chociaż nie miała nic złego na myśli. Elijah i Elaine też byli przecież całkiem inni na pierwszy rzut oka, zyskując podobieństw przy bliższym poznaniu. Profesor mówił, nawiązując żartem do Morgany — co przypomniało jej, że podobną rozmowę z przyjaciółką na temat imion i tej konkretnej czarownicy odbyły. Puzzle? To była nowość na tych zajęciach, a jednak krukonce niezwykle ten pomysł się spodobał. - A co mamy do wygrania w tym wyścigu? - zapytała dziewczyny z błyskiem w oczach, bo sama lubiła odrobinę zdrowej rywalizacji. Gdy tylko otrzymała puzzle, wzięła się do roboty i szło jej naprawdę dobrze. Małe elementy z wolna zaczynały tworzyć całość, przedstawiając wizerunek rogogona węgierskiego w towarzystwie lodowego smoka, na co uśmiechnęła się pod nosem, nie mogąc powstrzymać fali skojarzeń. Niestety, podobnie jak praca Wiery, jej również spadły na podłogę zrzucone przez jakiegoś przechodzącego ucznia. - To nie on, to tamten. Wskazała ruchem głowy na jakiegoś ślizgona, który dyskutował w najlepsze z kolegami i tym samym obroniła trochę Jewgienijego, którego nie podejrzewałaby o taką złośliwość. Nie psując sobie jednak humoru, zsunęła się z krzesła i kucnęła, zbierając rozsypane elementy. Gdy wróciła do ponownego ich składania, okazało się, że jej ciemny smok ma dziurę w głowie i chociaż raz jeszcze przejrzała podłogę w poszukiwaniu brakującego puzzla, nigdzie nie było śladu. Podparła twarz łokciem, wpatrując się w puste miejsce, które w jakiś sposób niemiłosiernie ją irytowało, godząc w poczucie estetyki. Gdy nauczyciel odszedł od ich stolika, zerknęła w stronę uroczo oburzonego Boyda — który chyba nie był fanem układania puzzli. Posłała mu uśmiech. Cóż, lepiej nieułożone niż z dziurą w głowie tak pięknego stworzenia, jakim był przedstawiony na jej obrazku smok. - Wygląda tragicznie, serce mi zaraz pęknie. Dlaczego nie mógł zgubić się pazur? Westchnęła z niezadowoleniem, znana ze swojej obsesji na smoki oraz marzenie o pracy w rezerwacie, niezależnie czy miałaby przez to skończyć jako śniadanie dla takiego Rogogona.
Etap I - Układanie Magicznych Puzzli Kostki: 2 > 1
Nie chciała nikomu psuć humoru sowim dołem, ale jak widać na świecie istnieli ludzie z zapędami masochistycznymi wcale nie mniejszymi niż te jej, bo niedługo potem dosiadł się do niej znajomy Gryfon. Jak widać jej mina niezbyt go zraziła, bo nawet się do niej uśmiechnął. Nie znali się jakoś wybitnie dobrze, ale kilka razy zdarzyło im się rozmawiać, więc po chwili Scar również się do niego uśmiechnęła. - Nie, nie byłam. Jakoś nie bardzo miałam ochotę i była to dobra decyzja, jeśli wziąć pod uwagę miejsce, gdzie się one odbywały – odpowiedziała, kręcąc lekko głową. Nie wdawała się w szczegóły, bo nie widziała powodów, by zanudzać Russella szczegółami ze swojego nudnego życia. – A ty jak się bawiłeś na wyjeździe? – zapytała, spoglądając na towarzysza. Gdy profesor wyjaśniał im, czym zajmą się na tych zajęciach, Scar uniosła nieco brwi. Zaskakujące, ale całkiem ciekawe. Choć, jak znała swoje szczęście, to pewnie coś jej mocno nie wyjdzie i biedny nauczyciel straci do niej cierpliwość… Po chwili jednak postanowiła zmierzyć się z przeznaczeniem i przystąpiła do układania. Wbrew jej przypuszczeniom, układanie poszło jej wyjątkowo sprawnie. Pewnie dlatego, że puzzle doskonale dostosowały się do jej pasji – jedzenia, i na ułożonym obrazku dostojnie prezentowała się idealnie wyglądając pieczeń w ciemnym sosie. Aż jej w brzuchu cicho zaburczało. Uśmiechnęła się do siebie i spojrzała na Russella, by zobaczyć, jak mu idzie.
Etap I - Układanie Magicznych Puzzli Kostki: 4 – dodatkowe oczko w następnym etapie @Russell Alvarez
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Etap I - Układanie Magicznych Puzzli Kostki: 3 G (+5 dla Gryfonów)
Dostrzegła, że jakiś Puchon uśmiechnął się do nich, unosząc rękę, więc odpowiedziała sama uśmiechem. Część osób kojarzyła już z twarzy, ale większość wciąż była szarą masą. Za to zaintrygował ją chłopak, z którym Vic zamieniła dosłowie parę słów. Czy jej się wydawało, czy wyczuwała nieznaczne napięcie między nimi i to nie z serii nieprzyjemnych? Uśmiechnęła się pod nosem, próbując powstrzymać się przed jakimś żarcikiem. Jedynie, gdy chłopak odszedł, podrzuciła wesoło brwiami, patrząc na Krukonkę. Zamierzała ją przy najbliższej okazji nieco podpytać. Z żartu profesora nie zaśmiała się, za to utkwiła spojrzenie w pudełku. Kiedy tylko mogła, otwarła je i wysypała na blat puzzle. Dość nietypowe, musiała przyznać. Uniosła brwi ze zdziwienia, kiedy puzzle stale zmieniały swój obraz. Próbowała je ułożyć, kiedy dostrzegała obrazy związane z baseballem, ale te w jednej chwili znów zmieniały wzór. Prychnęła pod nosem, w końcu tylu zainteresowań nie miała, żeby jakieś puzzle nie potrafiły się zdecydować na jeden wzór. Już miała uznać, że nie będzie się w to bawić i rezygnuje z zajęć, kiedy podszedł do niej profesor i pomógł z wadliwymi elementami. Dzięki temu, nieznacznie uspokojona, dokończyła obrazek, a w nagrodę za wytrwałość zyskała punkty dla domu. Całkiem przyjemne. Spojrzała po innych w sali, starając się zapamiętać kolory krawatów, aby mniej więcej kojarzyć, kto jest z którego domu. Odruchowo nasłuchiwała, gdy padały imiona, starając się przypisać je do konkretnych twarzy. Byle jak najszybciej zapamiętać większość osób i nie mieć trudności z rozpoznawaniem. Czekała też na dalszy ciąg zajęć, ciekawa tego, jak profesor chciał powiązać zaklęcia z działalnością artystyczną.
Russell też jakoś nie mógł sobie przypomnieć, skąd właściwie zna dziewczynę, ale kojarzył ją. To było pewne. Nawet jeśli by się nie znali, to nie przeszkadzało mu to zbytnio. Może i nie wspominam tego pierwszy raz, ale chłopak naprawdę podszedłby do pierwszej lepszej osoby. Zwłaszcz jeśli tą osobą miała być śliczną samotnię siedzącą dziewczyną. Coś mu jednak mówiło, że znali się i to całkiem nieźle. Miał nadzieję tylko, że nigdy nie umówił się z nią na randkę i jej nie wystawił, bo mogłoby być niezręcznie, a tego ostatnimi czasami próbował unikać. Może podczas ferii czegoś się nauczył? Zabawne. Tyle lat niczego się nie nauczył i tu nagle miałaby być zmiana? Bzdura. On nigdy tak naprawdę się nie zmieni. - biorąc pod uwagę miejsce?- uniósł pytająco brew i na chwilę pozwolił sobie wrócić myślami do Kryśki. - Czyżbyś była kolejną osobą, która nie znosi zimna? No daj spokój.- zaśmiał się. Co ludzie mają do tego marznięcia. Trochę zimna jeszcze nikomu tak naprawdę nie zaszkodziło. - Ja się bawiłem całkiem nieźle. Może i nie było żadnych trolli, ale odwiedziłem szamana, zgubiłem się w jaskini i wziąłem udział w wyścigu- co prawda każde z tych rzeczy to był zły pomysł, ale nie żałował. Poznał parę ciekawych osób, poznał Kryskę z zupełnie innej strony, został pogryziony przez giwala, który nie miał ogona! Czego chcieć więcej? Nim zdążył jeszcze coś powiedzieć, to rozpoczęły się zajęcia. Za zadanie mieli układanie puzzli. Całkiem przyjemne zadanie trzeba przyznać. Wychował się jako mugol, więc często miał styczność z puzzlami, ale nie tymi magicznymi więc zaczął się trochę stresować, ale jak się później okazało- zupełnie niepotrzebnie. Szybko poradził sobie z zadaniem tak samo jak jego towarzyszka. Może i jej rysunek przedstawiał jedzenie, ale jego przedstawiał salę szpitalną, którą to tak znał na pamięć. Prychnął. Magia go wciąż zaskakiwała.
Etap I - Układanie Magicznych Puzzli Kostki: 6+1 w następnych etapach