Klasa artystyczna zmienia się jak kameleon w zależności od tego co jest trenowane bądź ćwiczone, więc nigdy nie wiadomo co tutaj dziś będzie się znajdować. Przyrządy do rzeźby, sztalugi, a może zwykłe ławki, by podszkolić się z wiedzy o magicznych artystach. Można tu znaleźć wiele pomysłowych dzieł. Także spora część uczniowskich malowideł zrobi kremowe ściany owego pokoju.
Autor
Wiadomość
Pandora J. Doux
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 161
C. szczególne : Piegi, wyraźne kości policzkowe, błędy językowe i silny akcent
Nie przyznałaby się do tego głośno, jednak nadrobiła prawie wszystkie wpisy Obserwatora Hogwartu na wizzbooku. Oczywiście czytała w pośpiechu, nie wszystko dobrze rozumiejąc i wiedząc, że historie są karykaturalnie podkoloryzowane, ale poznała dzięki temu kilka nazwisk. Zdołała się chociażby zorientować, że w szkole pełno jest uczniów o nazwisku Swansea i co więcej, zdążyła już zapoznać się z co najmniej trójką z nich. Nawet dziś poznała Gabriela, którego rysunki sprowokowały ją do postanowienia, że poświęci więcej czasu ćwiczeniu umiejętności plastycznych. Nauczycielkę darzyła dużym szacunkiem i sympatią, jednak w przeszłości nie zawsze pojawiała się na lekcjach profesor Fikus, decydując się poświęcić czas innym przedmiotom, które uważała za istotniejsze dla jej przyszłej kariery. Nie było w tym winy kobiety, a jedynie czysta kalkulacja. Jeżeli chce być najlepsza w zielarstwie, to musi spędzić nad nauką odpowiednio dużo czasu. Artystycznie nie jest aż tak uzdolniona, aby postawić sztukę na pierwszym miejscu. Na zajęcia zawsze ubierała się w dosyć podobny sposób, starając się wyglądać schludnie i elegancko, a podstawą jej lekcyjnego stylu zawsze była biała koszula., którą dziś , przyozdobiła czarną wstążką. Wiedziała, że Kateriny nie będzie na zajęciach, ale cicho liczyła, że w klasie zobaczy chociaż kilka znajomych twarzy. Powoli zaczynało ją przytłaczać, że przyjaciółka nie ma dla niej czasu, a ona nie zdążyła przecież, w tak krótkim czasie, zbudować z kimś bliższej relacji. Wzięła głęboki oddech, żeby pozbyć się niepotrzebnego stresu i weszła do sali. - Dzień dobry - przywitała się, uśmiechając się niepewnie i zauważając, że profesor(ka) zajęta jest rozmową z jakimś uczniem, skierowała się w stronę ławek, rezygnując z zagadania jej osobiście. Szybko rozejrzała się po sali, zauważając grupę wspomnianych już Swanseów. Połowę z nich znała, więc śmiało uśmiechnęła się do nich i przywitała radosnym “Cześć”. Onieśmielona ich aurą zajebistości, nie dosiadła się do nich, nie chcąc też zakłócać ich spokoju. Nie da się ukryć, że wciąż trochę wstydziła się rozmowy z @Elaine J. Swansea, po swojej nazbyt emocjonalnej reakcji podczas ich pierwszego spotkania, ale zdecydowanie się jej nie obawiała. Mimowolnie zastanawiała się czy ta blondwłosa piękność, która pokazała już jej swoje przyjazne oblicze, rozmawiała o niej z @Elijah J. Swansea, którego również poznała podczas uczty w Wielkiej Sali. Jeżeli tak, to czy mówili coś dobrego, czy raczej wymienili się krytycznymi uwagami? Odgoniła od siebie te myśli, siadając w wolnej ławce, niedaleko stadka łabędzi
Ostatnio zmieniony przez Pandora J. Doux dnia Czw 5 Wrz 2019 - 23:29, w całości zmieniany 1 raz
Brakowało jej zajęć. Lubiła wakacje, ale wszystko miało swoje granice, zwłaszcza w tym roku. Tak czy inaczej zostały one mocno przekroczone. Tutaj z całą pewnością miała dostać trochę wytchnienia i oderwać myśli. Do niektórych lekcji podchodziła trochę sceptycznie, ale i tak zamierzała zajść w miejsca, które do tej pory omijała szerokim łukiem. Była ciekawa nowych nauczycieli, a z tego co się orientowała, w wielu miejscach zaszły zmiany. Zmieniał się również prowadzący działalność artystyczną. Prawdę mówiąc, Emily nie wiedziała co o tym myśleć. Do tej pory była zadowolona z lekcji i niespecjalnie odczuwała chęć zmiany. Z drugiej strony, jeszcze niedawno twierdziła, że cieszy się na tę wymianę, prawda? Każdemu trzeba było dać szanse. Właśnie dlatego, przekraczając próg klasy i krótko witając się z nauczycielką, odszukała wzrokiem nieznaną sobie dziewczynę i to właśnie w tym kierunku ruszyła. Cóż, albo to był powód, albo to, że wszyscy z rodziny Swansea siedzieli obok siebie, a wśród nich była @Elaine J. Swansea, przy której czuła się dość niezręcznie po wakacjach na Saharze. Zamiast siadać w jej okolicy, wybrała towarzystwo rudowłosej, kładąc torbę obok jej ławki. Uśmiechnęła się sympatycznie, bo zależało jej na tym, żeby przyjezdni czuli się tutaj jak najlepiej. - Hej. Jestem Emily, mogę się dosiąść? - zapytała spokojnie, pilnując, żeby mówić powoli, ale niezauważalnie wolniej niż normalnie. Nie miała pojęcia, czy dziewczyna dobrze mówi po angielsku, ale wolała nie ryzykować, w żadną stronę. Kiedy otrzymała twierdzącą odpowiedź, usiadła na krześle obok. - Jak ci się podoba zamek? To musi być dziwne, oglądać inną szkołę od środka. Jest inaczej? - podpytała, częściowo po prostu zastanawiając się na głos. Normalnie nie była zbyt gadatliwa, zwłaszcza przy zawieraniu nowych kontaktów, ale wiedziała, że z nich dwóch to Emily tutaj czuje się pewniej i powinna wykazać więcej inicjatywy.
Kiedy usłyszał o pierwszych zajęciach odbywających się w klasie artystycznej, i to na dodatek z przyjezdną nauczycielką, wiedział że nie może ich ominąć. Co prawda zdecydowanie chętniej podszedłby do lekcji gry na instrumencie, ale zabawa gliną też mogła okazać się interesująca. Nigdy wcześniej nie próbował swoich sił w takiej dziedzinie, więc trudno było mu przewidzieć czy okaże się kompletnym durniem, czy może wykaże wcześniej nieodkryty talent. Stwierdził, że potraktuje to wszystko na luzie, koncentrując się przede wszystkim na poznaniu nowych osób. Taki był zamiar, ale gdy wszedł do sali, okazało się że zjawiło się w niej już kilkoro studentów, a wszyscy zajęci byli rozmowami między sobą. I chociaż zgodnie ze swoimi założeniami powinien prawdopodobnie zagaić do Pandory, tak w tym tłumie poczuł się nieco zagubiony i ostatecznie jego drogi same odnalazły drogę do @Elijah J. Swansea Zresztą, nie oszukujmy się, podczas zamieszania w Wielkiej Sali nie mieli ze sobą okazji porozmawiać, mimo że Krukon mignął mu gdzieś w oddali. A że z przyczyn od siebie niezależny Jonas nie pojechał na wakacje na Saharze, to też chciał się dowiedzieć, co tam się ostatnio działo u jego kolegi. - Cześć! – Rzucił więc radośnie do wszystkich, ale zasiadł w ławce niedaleko młodego Swansea. Przez moment starał się przysłuchiwać, ale przez to, że dopiero co się pojawił, i tak niewiele z nich ogarniał. Wyczekał więc na odpowiedni moment, kiedy Elijah nie będzie pochłonięty żadną większą dyskusją. - Jak wakacje na Saharze? Udało Ci się zrobić jakieś dobre zdjęcia? – Zapytał wreszcie z uśmiechem, licząc na to, że młody Krukon później pokaże mu kilka fotek. Raz, że Swansea miał do tego smykałkę, a Rosenberg nie wątpił, że jego kumpel ustrzelił naprawdę atrakcyjne ujęcia. No a po drugie, chciał chociaż w części poczuć się tak, jak gdyby był razem ze wszystkimi znajomymi na tej szkolnej wycieczce. - W ogóle miałeś już styczność z tą nową nauczycielką? – Dodał jeszcze, mając oczywiście na myśli panią Fikus. Nie kojarzył, by podczas uczty miał z nią jakąkolwiek styczność, więc tym bardziej nie mógł się doczekać rozpoczęcia zajęć.
Uniosła wzrok z nad szkicu na dźwięk nazwiska Fabiena. Znała je. Niekiedy słyszała o niewidomym chłopaku, kończącym za niektórych wypowiedzi. Mimo wyraźnej niesprawności, poruszającym się po gmachu Hogwartu bez specjalistycznej laski. Dziś było inaczej. Zawiesiła spojrzenie na tyle jego pleców, kiedy rozmawiał z nauczycielką. Od rozpoczęcia roku wahała się z myślą, czy nie powinna do niego zagadać. Miała dziwne przeczucie, że mógł jej pomóc na pewna przypadłość... na którą chyba cierpiała. Cierpieli oboje, chociaż on nie wydawał się z tego powodu w żaden sposób zaniepokojony. W przeciwieństwie do niej samej. Jej rozmyślania przerwało przybycie kolejnej osoby. Drgnęła, nie spodziewając się kuzynki wprost przed nią. Przez skoncentrowanie się na Fabienie, nie tyle ją zobaczyła, co najpierw usłyszała jej ton, a dopiero potem skupiła uwagę na niej i oplatających ją ramionach. Celeste nie była pewna czy bardziej ją cieszy tak wylewne przywitanie się z nią przez Elaine, czy krępuje. Ostatecznie jednak pozwoliła jej luźno się objąć, prawie nie kuląc przy tym ramion i posłała jej łagodny, dość ostrożny uśmiech, zanim podążyła za jej spojrzeniem do nauczycielki przy biurku. — Tak myślisz? — nie potrafiła pociągnąć rozmowy w taki sposób, z jakim szesnastoletnia dziewczyna nie powinna mieć już problemu, a mimo wszystko, nie wiedziała co więcej powinna powiedzieć. — Miałam nadzieję, że zajęcia przeprowadzi nauczyciel z Hogwartu — w końcu zdecydowała się na szczerość, bo chociaż profesor Fikus wyglądała na młodą i sympatyczną było w niej też coś mocno nieprzystającego. To niedopasowanie do murów Hogwartu. Chociażby właśnie przez piękną, młodzieńczą aparycję. Caelestine myślała, że nie będzie już mogła poczuć się bardziej sfrustrowana scenariuszem pierwszej lekcji działalności artystycznej, ale zmieniła zdanie, kiedy dołączył do nich Elijah. Choć nie okazał jej żadnej niegrzeczności, burknięcie, z jakim ją przywitał, aż raziło po oczach po wylewności i zaangażowaniu, jakim powitał swoją siostrę. Ba. Wykazał większa zaciekliwość wobec pytania o Cassiusa, co zanim mu odpowiedziała, przywiodło jej do głowy jedną myśl. Merlinie... ależ on mnie musi nienawidzić. Wpatrywała się w Eli, zbierając w sobie przekonanie, żeby udzielić mu odpowiedzi, ale kiedy w końcu uchyliła usta żeby coś powiedzieć, pojawił się Cassius. Wyręczył ją. Przywitał się ciepło z kuzynką, przez co Celeste przez chwilę czuła się zupełnie niepotrzebna i nie na miejscu, mimo, że siedziała właśnie z własną rodziną. Uczucie to przeszło jej, kiedy i ją Cass przywitał ulotnym objęciem. Sama też starała się go nie dotknąć, szczególnie teraz, kiedy Elaine uzmysłowiła jej, że jest umorusana węglem. Korzystając z zaoferowanego jej lusterka, spróbowała przetrzeć szarą smugę z prawego policzka, ale przecierając go dłonią, pozostawiła tylko kolejną, dlatego w końcu odetchnęła pocierając twarz o rękaw koszuli na przedramieniu, mając nadzieję, że to pomogło. Zanim się obejrzała, wokół Swansea zebrał się spory tłumek. Nie dziwiło jej to wcale. Jej brat czy kuzyni mieli dużo znajomych w szkole. Zawsze ściągali niepotrzebną uwagę. W tym momencie szum wokół nich wydawał się za duży, kiedy każdego z rodziny zagadało kilka losowych osób wchodzących do klasy. Caelestine oderwała spojrzenie od Elaine, posyłając jej niemrawy uśmiech zanim odwróciła się przodem do ławki, tyłem do wszystkich innych i pochyliła się nad swoim szkicownikiem, postanawiając nie brać udziału w dyskusji. Zresztą, personalnie jej samej nikt do niej nie wyrwał. Korzystała z tego przywileju, z pełną świadomością chowając się przed ludźmi za ramieniem odwróconego do niej tyłem brata.
Sama nie wyjęła niczego ze swojej torby. Nie chciała, żeby ktoś pomyślał, że jest zajęta czytaniem bądź rysowaniem i przez to zrezygnował z zagadania do niej. Ciężko jednak siedzieć bezczynnie samej w ławce i nie wyglądać dziwacznie, więc pochyliła się nieco do przodu, oparła na łokciach i skupiła na oglądaniu prac uczniów, nie zauważając, że między łokciem a ławką spoczywa teraz końcówka z jej wstążki. To, co właśnie najbardziej urzekało ją w klasach artystycznych, to fakt, że tętniły charakterami uczniów, których prace namnażały się tutaj latami. Oczywiście nie wszystkie prace były piękne… w oczywisty sposób, ale każda praca miała coś wyjątkowego w sobie. Zastanawiała się właśnie czy przypadkiem jeden z obrazów nie wisi do góry nogami, gdy do sali weszła kolejna osoba. Odwróciła delikatnie głowę, by przyjrzeć się przybyszowi, gdy nagle dotarło do niej, że dziewczyna zmierza w jej kierunku. Wyprostowała się, nie od razu odrywając łokcie od ławki, co poskutkowało rozwiązaniem się czarnej wstążki. - Tak, tak, oczywiście. - przytaknęła z uśmiechem - Mam na imię Pandora - dodała szybko i niemal instynktownie. Po tygodniu spędzonym w Hogwarcie zaczynała tą formułką większość rozmów. Podsunęła się nieznacznie, żeby zrobić chociaż odrobinę miejsca więcej nowej znajomej i zaczęła walkę z zawiązywaniem wstążki. Nie wychodziło jej to zbyt dobrze, bo gdy tylko na chwilę zerkała na twarz Emily, to zaczynały jej się plątać palce. - Jest inaczej, ale nie tak dużo. - zaczęła, zastanawiając się i przypominając uwagi znajomych z Souhvězdí. - My mamy mniejsze… węższe korytarze, ale my mamy… łaźnię? A może to się nazywa sauna…Ogólnie Hogwart jest piękny, ale wydaje mnie się, że za duży i ciągle się gubię. Jest jak labirynt i ja się tylko zastanawiam czy nie powinnam przywiązać nitki, gdy wychodzę z dormitorium. - tłumaczyła, uśmiechając się co chwilę, gdy nagle westchnęła i puściła wstążkę. - Mogłabyś mi pomóc? - zapytała, patrząc błagalnie na dziewczynę i wskazując jej zaplątaną już teraz na supeł wstążkę. - I mnie się nie podoba, że wy macie dzielenie. Niektórzy myśli, że są przez to lepsi od innych. - dodała po chwili namysłu, przypominając sobie niemiłą uwagę o Puchonach, którą wczoraj usłyszała.
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Młodego Gallaghera lepienie w glinie nie interesowało zupełnie i prawdę powiedziawszy, nie do końca rozumiał, jak kogoś może taki rodzaj sztuki fascynować. A jednak dreptał szkolnymi korytarzami w kierunku klasy artystycznej i jeśli ktoś się zastanawia dlaczego, odpowiedź była niezwykle prosta – nie doczytał tego, co miał zapisane w planie zajęć. Myślał, że idzie właśnie na spotkanie kółka teatralnego, ale coś go tchnęło, żeby tuż po wejściu do sali jeszcze raz rzucić okiem na terminarz. Nie trzeba chyba mówić, że mocno się rozczarował? Rzeźbienie w glinie kojarzył przede wszystkim z garncarstwem, a nie oszukujmy się, nie potrzebował wcale kolejnej miski do płatków śniadaniowych ani niczego podobnego. Chociaż… może mógłby sobie wykonać jakiś fajny kufel do piwa? Stwierdził, że skoro już tu przylazł, to zostanie i da szansę nowej nauczycielce, mimo że po uczcie w Wielkiej Sali do przyjezdnych miał, lekko mówiąc, sceptyczny stosunek. Rozejrzał się po klasie i właśnie miał zagadać do Emily, kiedy zauważył, że ta zajęta jest rozmową z jakąś dziewczyną, chyba z Souhvězdí. Przez moment się wahał, ale ostatecznie stwierdził, że nie chce się wtrącać, toteż usiadł w jakiejś ławce z tyłu, witając się tylko wcześniej ze wszystkimi. Nie był nawet pewien czy ktokolwiek go usłyszał i zwrócił na niego uwagę. Wszyscy pochłonięci byli swoimi sprawami, ale jemu to nawet nie przeszkadzało. Postanowił skorzystać z okazji i jeszcze raz przestudiować swój plan lekcji, żeby przypadkiem nie wparować na jakieś jeszcze gorsze i nudniejsze zajęcia. Ot, choćby na jakieś zajęcia z wróżbiarstwa.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Zagubiony brat znalazł się, tak samo jak Cassius, który przyszedł chwilę później. Obojgu panom posłała bardzo ciepłe uśmiechy, dała się przytulić, jak i odwzajemniła gest, ciesząc się, że ich tutaj widzi. Zerknęła na Elijaha i przymrużyła oczy zastanawiając się skąd u niego ta posępna mina i rezerwa z jaką odnosił się do Cysi. Miała coś na końcu języka, kiedy jej uwagę odwróciły otwierane się drzwi. Widząc @Emily Rowle i nawiązawszy z nią ten krótki kontakt wzrokowy, skinęła głową na powitanie mając w pamięci, że chciała ocieplić swój wizerunek w oczach Ślizgonki. Nie było to łatwe zważywszy, że ta nieodłącznie zaczęła się jej kojarzyć z pewnym mężczyzna, którego unikała połowę miesiąca. Pandorze pomachała i posłała ciepły uśmiech ciesząc się, że ta przyjęła czekoladę w ramach przeprosin. Jonasa i Matthew musnęła jedynie wzrokiem, a i wróciła myślami do rodziny, która póki co stanowiła połowę zebranych. - Państwo Swansea. - szepnęła nachylając się nad ławką i dotykając każdego z osobna, aby zwrócić na siebie uwagę. - Macie pochmurne miny, wnoszę apel o ocieplanie wizerunku inaczej rzucę na was zaklęcie rozśmieszające. Głowy do góry, więcej mimiki, kochani wy moi. - mówiła do całej trójki, zawieszając wzrok na każdym z osobna. Mimo wszystko, z faktu, że siedziała obok brata, oparła się o jego ramię i przyglądała się bacznie jego profilowi. Żartowała z zaklęciem, jednak z pewnością nie z niewinnym wyrzutem.
(Niewidzialne leniwe tagi: Wszyscy Swansea, Emily i @Pandora J. Doux)
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Nie zdawał sobie sprawy z tego, że zachował się aż tak niesympatycznie i, co gorsza, zupełnie nie zauważył, że Caelestine poczuła się dotknięta jego burknięcie, które nie było przecież do końca celowe. To nie tak, że jej nie lubił – ze względu na Cassiusa nie potrafił przekonać się do jej osoby, ale nigdy nie okazywał jej jawnej niechęci, jedynie dystans, który wszedł mu w nawyk do tego stopnia, że nie musiał się nad tym zastanawiać, aby bez przerwy go zachowywać. Możliwe, że lekceważył ją też trochę ze względu na wiek? Prawdopodobnie powinien przestać patrzeć na nią jak na zamkniętą w swoim świecie dziewczynkę, a zacząć traktować jak kobietę, która nie jest jedynie dodatkiem do wrednego kuzyna, a oddzielną, fascynującą osobowością. Gdyby ktoś powiedział mu o tym wszystkim, pewnie spojrzałby i na nią, i na swoje wobec niej zachowanie z innej strony... jednak w zupełnej opozycji do barw Ravenclawu zdobiących jego krawat, pozostawał w tej kwestii głupcem i zupełnym ignorantem. Odpowiedź na jego pytanie była bardziej dosadna niż się spodziewał i zdecydowanie nie poprawiła mu humoru. Zignorował szturchnięcie i jedynie zmierzył go jasnoniebieskimi tęczówkami, próbując wyczytać coś z jego miny. Rzeczywiście sam fakt, że został jakkolwiek przywitany świadczył chyba o dobrym humorze Ślizgona – choć jemu niespecjalnie zależało na tym, by w ogóle zwracał na niego uwagę. Zachował kamienną minę zastygłą w niedopowiedzianym grymasie oscylującym między uprzejmością a niezadowoleniem. Dziwna mieszanka wyrażająca równie dziwny, momentami podły humor. – Jak cholera – odpowiedział słodkim tonem, który mimo to ociekał jadem – byłeś wobec mnie tak słodki, że nie mogłem się doczekać żeby jeszcze raz usłyszeć jak bardzo mnie kochasz. Nie krępuj się. – dodał, a na słowa Elaine jedynie wzruszył nieznacznie ramionami i otoczył ją ramieniem, być może trochę zaborczo, by choćby fizycznie odgrodzić ją od Cassiusa. Jonas był mu w tym wszystkim jak koło ratunkowe, którego mógł się chwycić, tonąc w towarzystwie swojej rodziny. Z bliźniaczką uwieszoną na jego ramieniu odwrócił się więc nieznacznie w jego stronę, rad, że ten usiadł blisko niego. Jako że pojawienie się Puchona przywróciło go nieco do rzeczywistości, zreflektował się i nie tylko pomachał do Fabiena (co, choć zdawało się głupie, o dziwo zazwyczaj działało), ale i uśmiechnął się do Pandory, którą poznał pierwszego dnia semestru. – Piękne widoki, marne wakacje – podsumował swój widok jednym, niezwykle trafnym, a przy tym pesymistycznym zdaniem. Mimo to uniósł kąciki ust, łagodząc swoje gniewne poburkiwanie delikatnym uśmiechem. – Mam ich od groma, kilka wysłałem nawet do konkursu w czasopiśmie i zająłem drugie miejsce. Udało mi się uchwycić młode onyo. – był dumny z tego osiągnięcia, nawet jeśli drugie miejsce nie brzmiało nawet w połowie tak dobrze jak pierwsze, choć teraz nie wyglądał na szczególnie ucieszonego. Na słowa Jonasa powiódł wzrokiem ku nauczycielce i zawiesił na niej dłużej spojrzenie, bo wydała mu się dziwnie... znajoma. Zmarszczył brwi. Widział ją na uczcie, ale wtedy był tak zaaferowany odjętymi mu niesprawiedliwie punktami i całą sytuacją z Cassiusem, a potem i Elaine, że nie zwrócił na nią należytej uwagi, teraz zaś widział ją z dość bliska. – Niech mnie klątwa! Ja ją znam – zniżył głos na tyle, by nie wydrzeć się na całą klasę. Zerknął na Jonasa, a potem na swoją siostrę i powrócił wzrokiem do profesor Fikus – to znaczy... nie osobiście, ale widziałem jej zdjęcia. Jestem prawie zupełnie pewny, że jest modelką. Właściwie trudno było się temu dziwić – była młoda i niewątpliwie bardzo ładna. Ciekawe czy zamierzała rozwinąć swoją modelingową karierę w Londynie...
Ostatnio zmieniony przez Elijah J. Swansea dnia Pią 6 Wrz 2019 - 19:28, w całości zmieniany 1 raz
Chyba pierwszy raz szła do Klasy Artystycznej w tak dobrym nastroju. Wysokie obcasy czarnych szpilek stukały rytmicznie, gdy Puchonka energicznym krokiem przemierzała korytarze Hogwartu. Pierwsze dni szkoły zawsze wydawały jej się tak samo nierzeczywiste - choć magia była dla niej czymś zupełnie normalnym, tak sama placówka edukacyjna potrafiła przypominać bajkowy świat. Nic więc dziwnego, że rozmarzone dziewczę z uśmiechem skakało po ruszających się kondygnacjach schodów i rzucało "dzień dobry" do każdego mijanego obrazu. Cieszyła się na nowy semestr, być może większość tej radości przerzucając na liczne plany treningów drużyny Hufflepuffu. Teraz jednak miała inne plany. Była podekscytowana wymianą i już na Wielkiej Uczcie odwracała się za wszystkimi obcokrajowcami, którzy ściągali na siebie uwagę niezwykłymi akcentami. Nie zamierzała przepuścić okazji pójścia na lekcję kogoś innego, toteż chętnie upchnęła w planie zajęcia profesor Fikus. Niby nigdy nie była aż tak skora na edukowanie się z zakresu Działalności Artystycznej, ale teraz coś się zmieniło. Nie ograniczała się już tylko do fotografii, a powód był prosty - matka. Aileen Eastwood uparcie ciągała córkę na wszelkie możliwe pokazy mody, wciskała ją w swoje kreacje i próbowała zrobić z niej modelkę, twarz własnych dzieł. A Cheryl w końcu przestała się opierać, dochodząc do wniosku, że może spróbować. Musiała przez to ominąć trochę czasu spędzonego przez resztę Hogwartczyków na Saharze, ale cena nie była wielka. Rzecz w tym, że bardziej od samego modelingu, spodobało jej się krawiectwo i projektowanie. Cher pierwszy raz miała realną okazję samej coś stworzyć i nagle okazało się, że wszelkie nauki matki nie poszły na marne. Co więcej, dziewczęca fascynacja modą również okazała się być czymś, co Wiśni nie wadziło. Nauczycielka z Souhvězdí była blisko powiązana z tym światem, przez co zajęcia z Działalności Artystycznej brzmiały jeszcze bardziej atrakcyjnie. Zresztą, nawet jeśli będą babrać się w glinie... Zawsze jakieś ciekawe doświadczenie, prawda? - Dzień dobry - przywitała się kulturalnie, wchodząc do pomieszczenia. Jej spojrzenie zaraz uciekło ze zgrabnej sylwetki profesor; @Fabien E. Arathe-Ricœur, tutaj? Eastwoodówna poprawiła koka, którego wcześniej niedbale zakręciła na różdżce. - Hej, Fab - przywitała się ciszej, nie chcąc mu przeszkadzać. Uciekła zaraz do pierwszej lepszej ławki i tam też zamierzała oczekiwać na rozpoczęcie lekcji, w międzyczasie leniwie przeglądając wizbooka.
Lekcje artystyczne zawsze były tymi ulubionymi Gabriela. Nic więc dziwnego, że kiedy usłyszał o przyjezdnej nauczycielce, która miała prowadzić te zajęcia nie mógł się ich doczekać. Nie wiedział czego się może spodziewać, ale nie był zbyt wymagający - zależało mu, żeby nauczyciel chociaż odrobinę rozumiał sztukę. Nie lubił tłumaczyć podstawowych rzeczy i interpretować swojej własnej sztuki innym osobom. Prawda jest taka, że nawet to, co dla jednych jest obrzydliwe dla innych może być czymś pięknym i to powinien według niego rozumieć nauczyciel od DA. Wstał dość wcześnie, żeby nie spóźnić się na zajęcia, a przy okazji zjeść coś przed nimi. Nie kłopotał się sprawdzeniem co będą robić na zajęciach - praktycznie żadna dziedzina sztuki mu nie przeszkadzała. W jednej czuł się lepiej, w drugiej gorzej, ale sztuka to sztuka. Chodzi w niej o wyrażanie siebie, nie ważne czy przez wiersz, czy poprzez gliniany garnek. Do klasy wszedł dość sporą chwilę przed zajęciami, ale i tak nie był pierwszy w sali. Ba, była już w niej cała zgraja jego kuzynów, co wcale go nie dziwiło. Zdziwiłby się, gdyby Swansea nie mieli stuprocentowej frekwencji na zajęciach tego typu. W końcu ich rodzina słynęła z ludzi robiących w sztuce. Mijając biurko profesor (z której nazwiskiem nie zdążył się zapoznać), cicho się z nią przywitał, przez przypadek skinął głową do Fabiena, który raczej nie mógł tego zauważyć i szybko czmychnął z przodu klasy. Podszedł do całej zgrai łabędzi, przytulając kuzynki i witając się w mniej czuły sposób z kuzynami. Postał nawet chwilę przy nich, próbując rozkminić o co chodzi z tą całą nagłą miłością Cassa do Eliego, ale wolał nie wnikać w to wszystko. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. Zmierzwił jeszcze włosy Elaine, po czym odsunął się od rodziny, kiedy każdy z nich zaczął rozmawiać z kimś innym. Zbyt dużo Swansea w jednym miejscu nie może skończyć się dobrze. Zwłaszcza, podczas lekcji w klasie artystycznej. Rozejrzał się po pomieszczeniu i podszedł do dziewczyny, która siedziała kilka stolików obok. Uśmiechnął się najładniej jak umiał i chrząknął cicho, żeby nie wystraszyła się na dźwięk jego głosu. - Cześć, mogę się dosiąść? - powiedział do dziewczyny, którą kojarzył z widzenia. Nawet chyba się kiedyś poznali. Miała takie słodkie imię, coś związanego z owocami. Chyba. Niezręcznie odgarnął włosy z czoła, czekając na odpowiedź. Puchonka nie powinna go wygonić z ławki, prawda?
Dało się domyśleć, że artystyczna rodzina Swansea pojawi się na zajęciach związanych ze sztuką tłumnie, albo bardzo tłumnie. W tym wypadku ta druga opcja była bliżej prawdy. Nowy rok szkolny jeszcze nie zdążył nikogo znudzić natłokiem obowiązków, nowa nauczycielka z wymiany wciąż intrygowała, bo, oprócz być może pojedynczych incydentów podczas uczty w Wielkiej Sali, niewiele osób miało z nią styczność i zdążyło ją poznać, czy obserwować na tyle długo, by móc cokolwiek mądrego o profesorce powiedzieć. Od wejścia poczuła atmosferę typową dla szkolnego korytarza - osób, nawet nie licząc rodzinki Łabędzi, było mnóstwo. Davies rozejrzała się pospiesznie po klasie, usiłując znaleźć spokojniejszy punkt, z którego mogłaby co najwyżej bezpiecznie obserwować wydarzenia, zanim zacznie się lekcja. Skinęła głową do nauczycielki, uznając, że i tak było na tyle głośno, że jej słowa pewnie znikną w tłumie innych. A nawet, jeżeli nie, wolała się nie dokładać do powstałego chórku. Oazą spokoju okazał się Matt - siedzący mocno z tyłu i niemalże niewidoczny zza pozostałych sylwetek uczniów i studentów. Mijając kolejne ławki, jedynie uśmiechała się niepewnie do znajomych, bo nie miała w planach angażować się w żadne dyskusje na środku sali. Tym bardziej, że przyszła właściwie na ostatnią chwilę, a zatem i tak niedługo wszyscy powinni grzecznie znaleźć się na swoich miejscach z zamkniętymi i wsłuchanymi w lekcję buziami. - Onyo ma już imię? - zagadnęła po przywitaniu się z Mattem znacznie szerszym uśmiechem, niż dotychczas. Niby miała już nie wszczynać żadnych rozmów, ale akurat kwestia nowego domowego pupila Gallagherów nie chciała dać jej spokoju, kiedy już spotkała po wakacjach któreś z nich. Nie czekając na odpowiedź, dosiadła się do ławki zajmowanej przez Ślizgona i odłożyła plecak na parkiet przy jednej z nóg podtrzymujących blat.
Cassius Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Niewielkie blizny łobuza weterana, dość często ma ślady farby na dłoniach. Na lewej dłoni nosi prostą i cienką złotą obrączkę.
Cassiusowi nawet jedna brew nie drgnęła. Ten ton głosu, którym zaszczycił go Elijah nie był w żadnym razie wyjątkowy. Warczenie na siebie nawzajem było już niemalże ich wspólną tradycją. Ponadto Ślizgoński Swansea nawykł już do tego, że większość ludzi nie darzy go sympatią, co zresztą bardzo mu odpowiadało. Nie było przecież nic gorszego na świecie od nijakich i płytkich relacji. Wobec tego zdecydowanie bardziej cieszył się z tej niechęci, niż gdyby okazało się, że to dziwne piwo z uczty cokolwiek między nimi zmieniło. Nie zniósłby tego rzygania na siebie tęczą. - Ugryź się - odpowiedział mu więc tylko, uśmiechając się przy tym wyjątkowo niewinnie. Nie można było oprzeć się wrażeniu, że Cassius coś knuje. Jednakże zamiast wyciągnąć w tym momencie różdżkę i zasiać zniszczenie on po prostu popatrzył na Elaine. Och tak, szczery uśmiech i przyjemność z czasu spędzonego w gronie rodziny. Pewnie mógłby faktycznie czerpać z tego radość, gdyby nie pewna wesz czająca się w ich towarzystwie… może nawet były ich dwie, co uznał po dostrzeżeniu w tłumie postaci Gabriela. Ich relacje także nie były szczególnie bliskie. Dość wymownym był fakt, że Cassius zdecydowanie lepiej dogadywał się z łabędzimi kobietami… - Ela, kiedy ja nie dam rady żyć bez miłości i wsparcia mojego drogiego kuzyna. - Mówiąc te słowa skorzystał ze sporej porcji sarkazmu, ale pod sam koniec uśmiechnął się łagodnie, żeby wiedziała, że nie jest to w żadnym stopniu personalny przytyk w jej kierunku. Prawdę mówiąc, liczył na to, że odbije się on od Elaine i ugodzi w jej bliźniaczego brata, który nieszczęśliwie nie zdołał urodzić się martwy. Widząc jak jeden z obiektów jego zainteresowania zdradza familię, aby spoufalać się z jakimś Puchońskim prefektem, stracił nimi zainteresowanie. Jego jasne oczy otaksowały pobieżnie pozostałe osoby zjawiające się w klasie. W międzyczasie Swansea podążył palcami w stronę swojej siostry. Bardziej wyczuł, niż zobaczył, że odwróciła się do niego tyłem, wobec czego zerknął na nią kątem oka. Pochyliła się i wróciła do rysowania, więc dźgnął ją lekko w bok i nachylił się ponad jej ramieniem, aby zajrzeć w jej szkice. - Co to będzie? - Zapytał, starając się wyłowić z linii i zawijasów jakiś konkretny kształt. Proces twórczy jego i Caelestine był tak skrajnie odmienny, że często zupełnie się nie rozumieli. Ona tworzyła zawsze to, co tkwiło jej w głowie. Czasami wręcz ją nawiedzało, jeśli można było tak to nazwać.. On inspirował się codziennością, którą widział przed sobą lub tą, którą zdążyła zarejestrować jego fotograficzna pamięć.
Kaia myślała, że będzie pierwszą przybyłą do sali, lecz z zaskoczeniem zauważyła, że tak nie jest. Szybko zerknęła na pozłacany zegarek na swoim ręku i marszcząc brwi oszacowała, że wstała jakieś ponad dwie godziny temu. Sporo ponad dwie godziny temu. Ile siedziałam zmyślona w Pokoju Wspólnym? , pomyślała, ale ostatecznie uznała to za nieistotne. Sporo osób siedziało już przy stanowiskach, lecz jej nieśmiałość momentalnie poprowadziła ją przez zakurzoną klasę do pierwszej ławki po lewej stronie, gdzie nie siedział nikt. Kojarzyła sporo osób, ale bała się z nimi porozmawiać. Mocno ścisnęła skórzany pasek czarnej torby i odsunęła sobie krzesełko. Uwielbiała rzeźbienie gliną i cieszyła się, że zajęcia z Działalności Artystycznej odbywają się już w poniedziałek. Doszły ją oczywiście słuchy, że lekcję prowadzić będzie przyjezdna z wymiany i przez chwilę przeżyła szok, gdy jej wzrok skierował się ku biurku nauczyciela. Czyżby ta młoda, piękna kobieta siedząca przy blacie była nauczycielką? - Dzień dobry, pani profesor - wyjąkała cicho Kaia na wszelki wypadek i opadła na krzesełko. By nikt nie zwrócił na nią uwagi, prędko wyjęła z torby książkę i zanurzyła się w jej fabule. Jednak wtedy coś przykuło jej uwagę. Zakładka z powieści leżała już na blacie i była planem zajęć, ale jak się okazało - nie jej własnością. Napisane wielkimi literami nazwisko @Aiden Jenkins aż raziło w oczy. Naprawdę przez przypadek chwyciła nie swoją kartkę? Momentalnie myślami powróciła do Pokoju Współnego, ale musiała być tak zadumana, że nie zwróciła na to uwagi. Krukonka wydęła usta i w zamyśleniu chwyciła kosmyk swoich smoliście czarnych włosów. Nie miała zamiaru ani siły, by maszerować z powrotem do Aidena smacznie śpiącego na tapczanie. Odda mu go później. I ponownie tego dnia, zamiast zagłębić się w lekturę, popłynęła wraz z myślami do samotnego taty siedzącego w pustym mieszkaniu w Londynie. Czy dobrze zrobiła, wracając na ten rok do Hogwartu? Tutaj na dobrą sprawę nie miała nawet z kim porozmawiać, a jej tata oddalał się od niej z każdym rokiem. Po tych wakacjach nawet nie chciało się mu okazywać jakichkolwiek uczuć. Pożegnał ją pustym "do widzenia", ignorując szok i niedowierzanie w jej zielonych oczach o niesamowitej głębi. Wiedziała, że nie tylko po oczach można odczytywać emocje targające jej ciałem i umysłem. Mimika była jedną z wielu rzeczy, których Kaia w sobie nie lubiła. Nie chciała, by twarz odzwierciedlała jej wnętrze.
Dziewczyna wyrwała się z rozmyślań i rozejrzała po swoim stanowisku. Książka, którą parę minut wcześniej rzuciła na blat, leżała niedbale, co wywołało w Kaii uczucie proszące ją o natychmiastową poprawę. Chwilę później powieść wyrównana do brzegu stołu odeszła w zapomnienie, a Krukonka splotła trzęsące się dłonie i przeniosła swój rozkojarzony wzrok na nauczycielkę.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Nie przyznawała się do tego głośno, ale w gruncie rzeczy lubiła szkołę. Co prawda tylko niektóre jej aspekty i tylko część przedmiotów, jednak tuż po wakacjach i dwóch miesiącach pracy na pełen etat w Ministerstwie pamięć o tym, że nie wszystko w Hogwarcie było warte jej uwagi. W pierwszym tygodniu mogła w każdym razie zaszaleć i poszukać szczęścia na każdych zajęciach - szczególnie takich, które z opisu brzmiały niewymagająco (albo chociaż z nazwy, bo Ette wcale nie interesowała się, co będą robili na lekcji). Artystka była z niej taka jak i koneserka sztuki, czyli właściwie żadna. Nawet własnego ryja nie chciało jej się malować i o ile do pracy chowała resztki opuchlizny, które zdobiły pół jej twarzy odkąd dostała cegłą od jakiegoś neofaszysty na pikniku Organizacji Równości Mugolsko-Czarodziejskiej, o tyle w szkole miała to w nosie. Tutaj i tak często zdarzało jej się już świecić bitewnymi obrażeniami po meczach (zdobytymi niekoniecznie na boisku), więc nie spodziewała się, że wzbudzi tym jakieś zainteresowanie. Na zajęciach pojawiła głównie dla towarzystwa, chociaż kiedy weszła do sali nie zobaczyła nikogo znajomego, kto już nie byłby zajęty rozmową z kimś innym. Przysiadła w jakimś kącie, obserwując drzwi i licząc na to, że ktoś ciekawy jeszcze się pojawi.
Finnigan zdecydowała się na udział w Działalności Artystycznej z jednego bardzo konkretnego powodu - jej matka zawsze powtarzała, aby brać udział we wszelakich zajęciach w czasie studiów, ponieważ to może się przydać, a po studiach prawie na pewno trzeba by było za nie płacić. Tak więc dziewczyna próbowała brać udział w jak największej ilości lekcji, nawet jeśli były one w teorii tak nieprzydatne jak "Działalność Artystyczna". Nie można przewidzieć jakie niestworzone wymagania będą potrzebne do przyszłej pracy Finn. Największym problemem Finn, jeśli chodzi o wszelaką sztukę, było to, że zdolności Krukonki w tym zakresie były, jak to sama nazywała, "wystarczające". Co oznaczało zwykle, że umiała dość ładnie pisać. A nawet trochę rysować. Patykowate ludziki. Przy użyciu linijki. "Gdybym rzeczywiście umiała rysować, nie musiałabym przychodzić na te zajęcia. Jestem pewna, że połowa sali jest na podobnym poziomie co ja!" - Finn czasem miała nikłą nadzieję, że okłamując siebie jakimś sposobem użyje jakiejś nieznanej magii i zagnie czasoprzestrzeń, aż uzyska wymiar, gdzie jej kłamstwa są prawdą. Niestety rzeczywistość miała inne plany. "Ciekawe czy wykładowca zauważy, jeśli będę czytać książkę pod ławką w czasie nudniejszych fragmentów zajęć - przeszło jej przez myśl. Pogrążona w tych myślach Finnigan przysiadła się do kogoś, nie specjalnie przejmując się tożsamością tej osoby. Dopiero po kilku sekundach, zarejestrowała, że jest to Harriette Wykeham. Stanowczo nie najlepszy wybór, ale zawsze mogła trafić na jakiegoś Ślizgona. - Hej - odezwała się Finnigan uznając, że wypada się przywitać.
Niamh O'Healy
Rok Nauki : V
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : irlandzki dialekt, odstające uszy, krzywy ryj
O sztuce wiedziała tyle, że irlandzka jest najlepsza. Co do tworzenia własnej, to jakoś nigdy specjalnie nie przyszło jej do głowy, żeby to robić, nie mogła więc nawet powiedzieć, czy jest w o dobra, czy nie. Nie specjalnie ją to zresztą interesowało. Nawet gdyby okazała się być w tym wybitna, to chyba nie widziała się z pędzlami, czy czymś takim. Trochę to było nudne. No i przede wszystkim mało magiczne, a drzemiących w niej pokładów mocy nie można było marnować. Nie miała zamiaru przychodzić na te zajęcia. Wolała posiedzieć sobie nad jeziorem i pokorzystać z tych ostatnich ciepłych dni. Jednak przez cały dzień chodziło za nią niejasne przeczucie, że z jakiegoś powodu powinna iść na lekcję działalności artystycznej. Mimo, że próbowała się skupić, żadna jasna wizja tego, czy miało być to coś dobrego, złego, czy ciekawego nie przychodziła. Z jej darem czasem tak bywało. Nie zamierzała jednak lekceważyć wewnętrznego głosu, który nakazywał jej iść do klasy.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Głupio było spóźnić się na pierwsze zajęcia w nowym roku szkolnym... Zwłaszcza kiedy było się karanym wilkołakiem, który drugi raz powtarzał ostatni rok studiów. Mefistofeles nawet nie próbował ukryć faktu, że zwyczajnie biegł do Klasy Artystycznej, jeszcze po drodze jakoś ogarniając swój wygląd. Zaspał, tragicznie zaspał... I już nie wiedział na co i kogo zrzucać winę. Impreza Souhvězdí, czy może późniejsze odwiedziny znajomych? Liczyło się tylko to, że w cholernym Hogwarcie zablokowana była cholerna możliwość cholernego teleportowania się. Nox z Doliny Godryka przeniósł się pod bramę, a warto dodać, że wtedy jeszcze miał niezapięte spodnie, rozwiązane buty i koszulę zmiętą w ręku. Zawartości nawet nie znał. Pędził tak na łeb na szyję, co i rusz na kogoś wpadając i mamrocząc wyjątkowo niewyraźne "przepraszam", albo pokrzykując mniej przyjemne "z drogi!". Ostatecznie wpadł do środka, ciągnąc desperacko za krawat, którego za nic nie mógł porządnie zawiązać. Z ciężkim oddechem przywitał nauczycielkę, która najwyraźniej była nowa, albo przyjechała z innej szkoły. Usiadł obok jakiejś nieznajomej Puchonki, próbując zniknąć w tłumie i zawiązać buty. Merlinie, piękny początek... Oczywiście, musiał pojawić się kolejny problem. Z torby, ledwie odstawionej przez Noxa na posadzkę, wysunął się ciekawski pyszczek białego królika. Butter, bo tak miał na imię mały pieszczoch, wcale nie okazywał żadnego skrępowania. Zamiast tego zaczął interesować się szatą @Niamh O'Healy.
Zapewne otrzymałaby za to stwierdzenie wiele krzywych spojrzeń, lecz Billie absolutnie nie mogła się doczekać pierwszych zajęć w tym roku. A fakt, że miały dotyczyć działalności artystycznej tylko w niej entuzjazm podwajał. Nawet to nie potrafiło jednak zmienić natury młodziutkiej Swansea; oczywiście, że przez korytarz biegła prawie spóźniona, odliczając tylko sekundy do zatrzaśnięcia jej drzwi przed nosem. Świetnie zaczynała ten rok. Roztrzepane włosy wykręcały się w każdą możliwą stronę, a na policzkach pojawiły się różowe plamki wskazujące na pośpiech - nawet jeśli przed wejściem do klasy zatrzymała się, by przygładzić mundurek i wyrównać oddech. Jej twarz przecinał promienny uśmiech mogący robić konkurencję dla popołudniowego słońca. Billie tanecznym krokiem przemknęła pomiędzy ławkami; po drodze pomachała do @Mefistofeles E. A. Nox i wplotła palce we włosy @Gabriel R. Swansea, mierzwiąc jego fryzurę - artystyczny nieład bardzo pasował na te zajęcia! - ale nie przeszkadzając przesadnie w rozmowie z uroczą puchonką. @Caelestine Swansea powitała lekkim muśnięciem ramienia i ciepłym uśmiechem, nie chcąc się narzucać swoją osobą, a przynajmniej nie tak jak @Elaine J. Swansea, której bez skrupułów zarzuciła ramiona na szyję. Wiedziała, że blondwłosa kuzynka nie będzie miała nic przeciwko tej czułości. Na końcu zostawiła głośne buziaki na policzkach @Elijah J. Swansea oraz @Cassius Swansea. Przy tym ostatnim już pozostała, opierając brodę na czubku jego głowy i oplatając go szczelnie ramionami; nie dało się nie zauważyć, że Jean niesamowicie tęskniła za towarzystwem ślizgońskiego kuzyna. - Jak uroczo mieć was wszystkich w jednym miejscu. I to bez darcia kotów, tu się chyba dzieją jakieś czary - zachwyciła się wciąż nieprzyzwyczajona do tak licznej rodziny; w poprzednich szkołach zawsze była jedyną Swansea. A wcale tego nie potrzebowała, o wiele lepiej czując się w otoczeniu bliskich. Nawet jeśli ci bliscy nieszczególnie się zgadzali... Uniosła wzrok na przyjezdną profesor i dopiero, kiedy ta okazała gotowość do rozpoczęcia lekcji, z niechęcią odsunęła się od Cassiusa, zajmując najbliższe wolne krzesełko.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Nie sądził, że dożyje czasów, w których będzie czuł potrzebę unikania Hogwartu. A jednak! Gdyby nie fakt, że był to pierwszy dzień szkoły, a w dodatku zajęcia artystyczne, Ezra zapewne wcale by się do klasy nie pofatygował. Zresztą, sprowadziła go tu raczej ciekawość niźli chęć nauki; nawet jemu obiła się o uszy międzyszkolna wymiana dotycząca także grona pedagogicznego. Nie miał czasu, aby poznawać każdego przyjezdnego, w rzeczywistości jakoś szczególnie go nie obchodzili... Co innego ludzie powiązani ze sztuką, ich warto było chociaż na chwilę zahaczyć spojrzeniem. I choć chyba wszyscy wiedzieli, że i tak żaden nauczyciel nie dorówna poczciwemu Foresterowi, to nie było powodu, by nie dać szans polskiej profesor, która w dodatku ponoć była sławna. Nie żeby robiło to na nim większe wrażenie - Ezra też był całkiem sławny, co stanowiło dobitny dowód na to, że nie należało mieć zbyt wysokich oczekiwań w stosunku do takich osób. Wszedł do sali pewnym siebie krokiem, nie obdarzając zgromadzonych większą uwagą, a już na pewno nie zamierzając nikogo zaszczycać swoim towarzystwem. Z tego powodu usiadł sam, odrobinę z boku, z rozluźnionym i raczej zadowolonym uśmiechem na ustach wodząc spojrzeniem wręcz w leniwy sposób. Clarke w tej jednej klasie spędził prawdopodobnie więcej czasu niż ktokolwiek inny z obecnych i tę naturalną pewność siebie dało się wyczytać z postawy. I choć może to on był uczniem, czuł się w tym miejscu zapewne śmielej niż profesor Fikus... Pytanie brzmiało, jak dobitnie miał w planach to okazać!
Była ciekawa tych zajęć. Zastanawiała się, jak duży nacisk w Hogwarcie kładzie się na działalność artystyczną. Nie oszukujmy się - na ogół ten przedmiot był spychany na dalszy tor i tego samego spodziewała się tutaj. Sama potrafiła być bardzo wymagająca i zawsze wyraźnie podkreślała, że to nie są luźne zajęcia, tylko normalna lekcja, na której trzeba się skoncentrować i chociaż momentami bywa swobodniejsza, żeby zostawić trochę miejsca na kreatywność, to nie ma na niej miejsca na obijanie się. Nienawidziła braku punktualności. Na normalnych zajęciach wpuszczała spóźnialskich, ale karała ich (w nowej szkole miała możliwość odejmowania punktów!) i patrzyła krzywo już do końca. Dzisiaj jednak nawet na to nie zamierzała pozwalać, jej plany wymagały par i nie chciała zamieszania. Zresztą, przy ich pierwszym spotkaniu wolała jasno nakreślić zasady, żeby nie było nieporozumień. Ze wszystkimi witała się krótko, ale zerkała na nich i analizowała dość dokładnie, z kim ma do czynienia. Większą uwagę zwróciła natomiast na chłopaka, który zwrócił się bezpośrednio do niej. Wydawał się całkiem sympatyczny i chociaż w pierwszej chwili sceptycznie podeszła do jego uczestnictwa w zajęciach, szybko doszła do wniosku, że w dzisiejszym temacie nie powinno być z tym problemów. Gorzej z pracą domową, ale tym będzie się martwić później. - Tak, nie powinno być problemu, tylko na drugiej części będziemy też malować - uprzedziła @Fabien E. Arathe-Ricœur, żeby nie był zdziwiony, jak później będą zajmować się czymś innym niż rzeźbą. Mimo wszystko w tej formie w jakiej miało się to odbyć, była pewna, że sobie poradzi. Kiedy pełna godzina wybiła, wstała i zamknęła lekko uchylone drzwi. Nawet jeśli ktoś próbowałby przekroczyć teraz próg sali, zostałby odesłany bez dyskusji. Spojrzała po uczniach, mając nadzieje, że to wystarczy do wprowadzenia atmosfera lekcji i uciszenia towarzystwa. - Dzień dobry. Nazywam się Julia Fikus i będę w tym roku uczyła was Działalności artystycznej i Obrony przed czarną magią. Na początku uprzedzę, jakie zasady panują na moich lekcjach i dotyczą obu przedmiotów. Nie toleruje spóźnień. Dzisiaj już nikogo nie zamierzam wpuszczać, bo będziemy pracować w parach, ale normalnie jestem trochę bardziej wyrozumiała. Na pewno będę odejmować punkty i ewentualnie wlepiać szlabany, więc polecam jednak przychodzić o czasie. Kiedy mówię, oczekuje ciszy, ale kiedy pracujemy, macie trochę więcej swobody, zwłaszcza na zajęciach artystycznych, gdzie będzie dużo pracy własnej i w grupach. Tylko podkreślam, chodzi o rozmowy na temat. Rozmowy o sztuce tak, plotki nie. Nie lubię, jak ktoś traktuje moje zajęcia niepoważnie, wymagam skupienia, ambicji i jakichkolwiek zdolności - powiedziała powoli, patrząc po twarzach z lekkim zaciekawieniem. Cieszyła ją frekwencja, ale jaka była szansa, że wszyscy na sali faktycznie mieli jakikolwiek talent? Wysunęła zza biurka wiadro z lepką, czarną substancją. - Dzisiejsze zajęcia będą mocno integracyjne, dlatego zaraz dobiorę was w pary i będziecie razem pracować. W wiadrze jest samozasychająca glina. Waszym zadaniem będzie rozłożenie jej równomiernie na całym ciele kolegi. Macie do tego szpachelkę, która pozwoli wam wyrównać to dokładniej niż rękami, ale nimi oczywiście możecie też sobie pomagać. Uprzedzam, że od momentu kontaktu z ciałem, glina zasycha w dwie minuty. Później już nic z tym nie zrobicie, więc to co nakładacie, od razu wygładzajcie. Waszym zadaniem jest ułożenie grubej warstwy na całej powierzchni ciała. Łącznie z twarzą. Tak zaklejona osoba nie może się ruszać, ale może oddychać, więc nie stresujcie się. Chodzi o to, żeby powstałą dokładna kopia tej osoby. Kiedy skończycie, zaklęciem Gemini kopiujecie swoją pracę i wodą w drugim wiadrze zmywacie glinę z partnera. Jeśli ktoś nie potrafi rzucać zaklęcia, ja to zrobię. A potem oczywiście zamieniacie się w parach. Jak już wszyscy skończą, przejdziemy do drugiej części zajęć. Wszystko jasne? - zapytała spokojnie, wskazując im odpowiednie wiadra. Było ich kilka, więc każda para mogła wziąć zestaw dla siebie.
Julka was podzieliła i od razu mieliście przystąpić to działania. Ezra został bez pary, więc Julka wzięła go do siebie. W ich wypadku - tylko on rzeźbi ją. W przypadku reszty par: najpierw jest oklejane jedno z was, potem drugie, możecie wybrać kolejność. Każdy rzuca kostką na swoją pracę, tylko pamiętajcie, że ona ma wpływ również na waszego partnera! W dodatku zamiast klasycznych przerzutów, posługujemy się systemem pożyczonym od Neia, czyli do rzutu kostką dodajemy 1 oczko za każde 10 punktów z kuferka z DA.
Wynik:
1: Niestety, idzie ci fatalnie. Nie wymieszałeś nawet porządnie gliny i konsystencja którą nakładasz na ciało kolegi jest zbyt gęsta, w dodatku pojawiają się grudki. Masz spory problem z wysychaniem. Zamiast dwóch minut, zaczęło się to mocno przedłużać, co nie jest przyjemne dla twojego partnera. Zwyczajnie robi mu się zimno od wilgotnego materiału. Po skopiowaniu rzeźby Julka wytyka mankamenty i wszystkie możliwe nierówności. Widać, że nie jest zadowolona z twojej pracy. 2,3: Julka ciągle musiała ci podpowiadać i pomagać przy wygładzaniu. Wszystko robiłeś zbyt krzywo i niedokładnie. Niektóre elementy kazała ci nawet zmyć i zrobić od nowa. Przez tę zabawę z warstwami, lepka maź zaczęła podrażniać skórę partnera. Z czasem całe ciało zaczęło go niesamowicie swędzieć i tak będzie do końca tej lekcji. 4: W twojej pracy było kilka błędów. Przede wszystkim, przez nierówne rozkładanie warstw, zniekształciłeś sylwetkę partnera. Nie oddaje ona jego prawdziwej postury. Julka zwraca ci na to uwagę, ale nie ma innych, większych zastrzeżeń. 5: Nałożyłeś stanowczo za grubą warstwę gliny. Jeżeli chodzi o aspekt wizualny, zadziałało to nawet na twoją korzyść, wygląda na to, że Julka nie będzie miała uwag. Gorzej, że zafundowałeś swojemu partnerowi piekące oparzenia na odsłoniętych częściach skóry. Oby nie miał ci tego za złe! Oparzenia będą mu doskwierać również w kolejnym wątku. 6: Twoja praca jest idealna. Dopracowana, dokładna, równo wyszlifowana. Jedynym minusem jest to, jak długo to wszystko trwało. Fikus posyła ci ponaglające spojrzenie, a twój partner ma prawo mieć pretensje. Tyle czasu bez ruchu każdego by zmęczyło. 7 i więcej: Otrzymałeś nawet pochwałę od nauczycielki, a ona nie rzuca nimi na prawo i lewo. Praca została wykonana dobrze, a w dodatku sprawnie. Wszystko ładnie wymodelowałeś. Na takiej podstawie na pewno będzie łatwiej ci pracować na kolejnej części zajęć.
Możecie zaniżać wynik, aczkolwiek dobrych uczniów Julia na pewno zapamięta i może wziąć to pod uwagę nawet na kolejnych lekcjach. Czas macie do 11 września do 23.59.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Nie uważała O'Callaghan za ciekawą osobę, ale już fakt, że usiadła obok niej był niezwykle interesujący. - Czeeeść? - odpowiedziała ostrożnie, kątem oka taksując Krukonkę, jakby spodziewała się z jej strony jakiegoś ataku. Jej zatarg z Irlandką był raczej podszyty szkolną rywalizacją, jednak Ettie miała też na uwadze jej relację z Gilliams. Nie ufała nikomu z ekipy Carson nawet jeśli nie wszystkie jej koleżanki były na równi z nią mściwie jędzowate. Nie zdążyła wystosować żadnej złośliwości, po części wzięta kompletnie z zaskoczenia, a po części dlatego, że głos zabrała profesorka. Szybko okazało się też w ogóle sobie na tej lekcji nie pogada, a przynajmniej nie legalnie. Jednak zanim jeszcze nauczycielka zdążyła dojść do tej kwestii już zaskoczyła ją czym innym. O tym, że kobieta ma też ich uczyć obrony nie słyszała. - Na raz? - spytała głośnej niż zamierzała. Pytanie było z tych głupich, ale w rzeczywistości miało być bardziej retoryczne i Ette nie tyle, że chciała rozwiać nim swoje wątpliwości, co wyrazić zdziwienie, połączone z wewnętrznym spostrzeżeniem, że taka sztuka może i nawet by ją zainteresowała. Później, kiedy Fikus zaczęła wytyczać im dość jasno określone granice, obowiązujące na jej lekcjach, trochę pożałowała, że tak się wyrwała. Odpowiednie zachowanie na lekcjach nie zawsze się jej trzymało, a szkolne reguły traktowała raczej jako wskazówki, do których mogła stosować się o ile jej nie wadziły, ale nawet ona nie chciała podpadać żadnemu nauczycielowi już na pierwszych zajęciach. Ettie i tak raczej nie zamierzała pojawiać się na działalności artystycznej nigdy więcej, dokonawszy właśnie odkrycia, że były to prawdziwe lekcje, a nie przyjemne zajęcia, na których można by pogadać. Natomiast obrona przed czarną magią była w jej własnoręcznie wybranym programie studiów i unikanie Fikus do końca roku nie wchodziło w grę. Mając to na uwadze, mimo że zupełnie straciła w tym momencie ochotę na lekcję sztuki, obiecała sobie do końca zajęć zamknąć dzioba i zachowywać się jak należy. Zapanowanie nad własną mimiką kosztowało ją dużo wysiłku, gdy profesor mówiła o ambicji i przede wszystkim "jakichkolwiek zdolnościach". Przyznać się, czy rżnąć głupa do końca zajęć z nadzieją, że się nie wyda? Merlinie, kto by pomyślał, że zajęcia artystyczne zestresują ją bardziej niż runy? W momencie, w którym nauczycielka zaczęła wyjaśniać im zadanie jej solenne postanowienie, że nie odezwie się nie pytana i nie da po sobie poznać, że nie ma za knut talentu zadrżało u posad. Kątem oka zerknęła na siedzącą obok O'Callaghan, szukając niezrozumienia i na jej twarzy. Gryfonka przebiegła też wzrokiem po reszcie klasy. Milczeli. Czy naprawdę tylko ona kompletnie nie potrafiła sobie tego ułożyć w głowie? Wyglądało na to, że nikt nie zamierzał zadać nurtujących ją pytań, a ktoś przecież musiał. Z wyjątkowym jak na siebie ociąganiem uniosła rękę. - Upewniam się, że dobrze zrozumiałam... emmm - przełknęła ślinę. Nie lubiła powtarzać poleceń, jakby była jakaś ograniczona i potrzebowała usłyszeć coś trzy razy, by do niej dotarło - Mamy wysmarować się w całości gliną tak bez... - sama nie wiedziała, czego oczekuje. Może istniało jakieś zaklęcie, które tworzyło wokół nich jakąś cieniutką ochronną powłokę i było to tak oczywiste dla artystów, że nie trzeba było o tym mówić? A może to była jakaś specjalna glina, która nie brudziła ani nic - Przepraszam, nigdy nie rzeźbiłam. Jak to w ogóle działa? I... i co z ubra... - zacięła się. Nie. Nie było mowy, że zasugeruje na lekcji, że mieliby się rozebrać, a z drugiej strony, kto ich tych Czechów wiedział. Już na uczcie powitalnej dali wszystkim do zrozumienia, że mają dużo bardziej liberalne podejście do życia niż Wyspiarze i o tyle, o ile Ettie nie przeszkadzało w ogóle piwo w szkole, nie wspominając o ogólnej otwartości umysłu charakteryzującej przyjezdnych z Sauhvezdi, to na taką wolność artystyczną gotowa nie była. - Wodą z wiaderka przecież szat nie wypierzemy. - dokończyła zakłopotana.
Wyjaśniwszy wszystkie nurtujące ją kwestie, spojrzała na Ślizgona, którego przydzieliła jej nauczycielka, zjeżdżając go wzrokiem. Zatrzymała spojrzenie na jego torbie. - Drugie śniadanie ci ucieka - prychnęła. Gdyby nie to, że nie chciała już więcej zwracać na siebie uwagi Fikus, poprosiłaby o innego partnera. I nie chodziło tu nawet o jej niechęć do Noxa. Po prostu jakoś nie uśmiechało jej się, żeby jakikolwiek facet smarował ją gliną. Z zaciętą miną podeszła do chłopaka. - Używasz szpachelki - postawiła sprawę jasno - I żadnych numerów, bo zatęsknisz za dementorami.
-------------------------------------------------- Kostka: 5, ale będę smarować później.
Cassius Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Niewielkie blizny łobuza weterana, dość często ma ślady farby na dłoniach. Na lewej dłoni nosi prostą i cienką złotą obrączkę.
Pojawienie się Billie było niczym wyjrzenie słońca zza ciemnych, burzowych chmur. Wystarczyło, żeby cmoknęła go w policzek i jej szczupłe ręce otoczyły jego ramiona, a wszelki bojowy nastrój jaki tylko się w nim zbierał natychmiast z niego wyparował. - Billie - wymruczał jej imię z uczuciem, z jakim wypowiadał jedynie imię swojej siostry. Zmrużył oczy, czepiąc z jej uścisku dużo otuchy i przyjemności. Kiedy odsunęła się, aby usiąść Cassius chwycił ją za rękę i wskazał jej miejsce przed sobą i Caelestine, a jeżeli faktycznie je zajęła, natychmiast wplótł palce w jej niesforne włosy. Poruszał nimi powoli i metodycznie. Nauczycielka zaczęła mówić, a on po prostu zaplatał kuzynce warkocz. Kiedy skończył, przesunął jeszcze palcami po jej karku, a potem już się wyprostował, aby chociaż udawać, że jest grzecznym i pilnym uczniem. W końcu ta cała pani Fikus jeszcze ich nie znała. To była niepowtarzalna okazja, aby chociaż spróbować zrobić dobre wrażenie. Tak dla testu czy w ogóle warto było się starać. Wszak Cassowi zazwyczaj ani trochę nie zależało na opinii wśród kadry nauczycielskiej. Słuchał jej tak pi razy drzwi, jednym uchem wpuszczając, a drugim wypuszczając. Notował tylko co ciekawsze fragmenty jak to, że o sztuce pozwalała rozmawiać. Nie ulegało najmniejszej wątpliwości, że Swansea zamierzał to wykorzystać w stosownym momencie. Zadanie nieszczególnie przypadło mu do gustu. Ślizgon nigdy nie miał zbyt wiele do czynienia z rzeźbą, a zwłaszcza w takiej formie, trudno więc się dziwić, że nie pokładał zbyt wiele wiary we własne umiejętności w tym zakresie. Kiedy dodatkowo okazało się, że jego partnerem w zbrodni miał być Elijah, pozostało mu już tylko wywrócić oczami. - Chyba się nie polubimy - mruknął tylko, zerkając spode łba na Fikus, kiedy ta rozdzielała pozostałych. Zanim wstał, aby pójść po czarną maziagę, która miała być ich narzędziem pracy ścisnął jeszcze dłoń siostry, aby dodać jej otuchy. Cholera, już nawet Elijah był lepszy od przyjezdnego. Nie zazdrościł jej tego przydziału. Swansea przytargał glinę do wolnego miejsca gdzieś na tyle klasy i zaczekał aż kuzyn do niego podejdzie. - Ja zaczynam - stwierdził wtedy i nie dając mu czasu na sprzeciwienie się, natychmiast nabrał trochę gliny na dłonie i rozsmarował ją na policzku kuzyna. - Bądź tak łaskaw i spróbuj się nie ruszać. Nie chciałbym wsadzić ci palca do oka. - Ton jego głosu był niewinny, chociaż spojrzenie zdradzało, że absolutnie nie miałby nic przeciwko. Mimo wszystko zależało mu na tym zadaniu i wolał, aby wredny kuzyn mu w nim nie przeszkadzał. W innym wypadku konflikt między nimi w żadnym razie nie miałby stracić na sile, a wręcz przeciwnie. Wkrótce okazało się, że Cassius pracuje z gliną całkiem sprawnie i dokładnie. Radził sobie wystarczająco dobrze bez pomocy szpachelki. Może była to zasługa częstego malowania wyłącznie palcami? Kiedy poprosił Fikusową o zaczarowanie jego rzeźby, ta pochwaliła go nawet. Nieszczególnie go to ukontentowało, wszak nie zdawał sobie wtedy jeszcze sprawy, że ta pani nie jest tak wylewna w rozdawaniu miłych słów. Kiwnął więc tylko głową, dając znać, że przyjął jej słowa. Tymczasem kiedy już się oddaliła i Ślizgon sięgnął po wiadro z czystą wodą, uśmiechnął się nieznacznie pod nosem. - Wiesz co? Jako rzeźba nie wyglądasz nawet tak tragicznie. Może powinniśmy wszyscy przyłożyć różdżkę do zamienienia cię w kamień. - Zdradził swojemu modelowi, kiedy przesunął delikatnie dłonią po jego twarzy, aby zmyć glinę najpierw z niej. Pomimo wielu zaczepek słownych i kuksańców, jakie na co dzień sobie darowywali, Swansea był podczas zmywania zaskakująco ostrożny. Wcale tego palca w oko wsadzić mu nie zamierzał i chociaż z początku korciło go, żeby poradzić sobie z tym za pomocą chłoszczyść, odpuścił sobie kolejne złośliwości. Kiedy zmył z niego glinę, opłukał starannie palce w wiaderku, a następnie stanął przed nim i spojrzał wyczekująco. Nieszczególnie miał ochotę na to, aby Eli go dotykał, ale nie zamierzał stawać okoniem i uniemożliwiać mu wykonanie zadania. Miał jedynie nadzieję, że chociaż nie spieprzy roboty i z niego też będzie całkiem ładny… odlew.
Kaia skupiła się maksymalnie i choć wiedziała, że to niemiłe, obrzuciła swojego partnera spojrzeniem, przyglądając mu się od stóp do głów. Kojarzyła go, to oczywiste, skoro oboje byli na studiach, ale nigdy nie zamieniła z nim ani słowa. Jej nieśmiałość i teraz odegrałaby wielką rolę w ich współpracy, gdyby nie fakt, że Krukonka uwielbiała sztukę i przy niej łamała wszystkie swoje ograniczenia. - Cześć - przywitała partnera, uśmiechając się przy tym szeroko. - Może ja zacznę? - spytała go i nie czekając na odpowiedź, pewną ręką sięgnęła po wiaderko z gliną oraz szpachelkę, którą miała zamiar sobie pomagać. Znając siebie, nie miała wątpliwości, że większość pracy wykonają jej dłonie aniżeli inne narzędzia wspomagające. Uśmiechnęła się pocieszająco do chłopaka i zastanowiła się, którą część jego wysportowanego ciała ubrudzi czarną mazią w pierwszej kolejności. Dziewczyna nigdy nie wstydziła się nagości; te akty w sztuce wydawały się jej bardzo inspirujące, ponieważ każdy człowiek był inny i każda praca, bez względu na rodzaj - rysunki, szkice, rzeźby, była inna. - Zdejmiesz koszulkę? - spytała, obserwując zmiany zachodzące na jego twarzy. Nawet nie wiedziała, czy pasjonował się w sztuce, czy trafił tu przez przypadek. Tak naprawdę wciąż nie odpowiedział, czy godzi się na bycie pierwszym modelem. Szkoda będzie ubrudzić tę piękną twarz, pomyślała Kaia z lekkim uśmiechem.
Krukonka nierozerwalnie łączyła swoje życie ze sztuką. Czy czuła się artystką? Nie, chyba nie. Ale wiedziała, że w każdą pracę bez względu na jej treść, wkłada wszystkie swoje emocje i umiejętności. Fakt, czasem miewała gorsze dni i wpływało to na jakość dzieła i szczerze powiedziawszy - nieco obawiała się zadania postawionego przez, jak się wydawało, dość surową nauczycielkę. Nigdy wcześniej nie miała do czynienia z taką glinką i była wielka możliwość, że nie uda się jej wykonać takiej pracy, jaką miała w zamyśle. Tak czy owak, trzeba było przystąpić do zadania...
Davies nie uważała się za szczególnie artystyczną duszę. Owszem, skrobanie po pergaminie i nakładanie na niego kolejnych szkolnych pomieszczeń było jakąś formą pseudosztuki, jednak, jak dla niej, takie rzemiosło wymagało co najwyżej pewnej ręki, dobrej pamięci i odrobiny wyobraźni, aby sprowadzić obraz trójwymiarowy na kartkę. A teraz miała na zmianę być rzeźbiarką i modelką. No cud. - To nie był mój pomysł. - oświadczyła bezradnie, stojąc przed jednym z kuzynstwa Swansea, Gabrielem. Chciała wykonać zadanie jak najlepiej, jednak zarówno kompletny brak wprawy, jak i pośpiech związany z zagrożeniem zaschnięcia gliny i presją sprawiały, że nieszczególnie panowała nad tym, co robiła. Sięgnęła po szpachelkę i zaczęła wcierać ją w tors Swansea, jednak ewidentnie już na dzień dobry coś poszło nie tak. Nie zorientowała się, że być może dobrze byłoby chociaż przemieszać otrzymaną maź, żeby woda nieco rozbiła gęstą, zbitą substancję. Początkowo usiłowała walczyć ze zbyt nieregularnymi warstwami i grudkami, jednak szybko zrezygnowała, nie widząc żadnych efektów swoich starań. Po prostu chciała to skończyć i mieć za sobą moment wstydliwej nieporadności. - Może lepiej, żebyś tego nie widział. - odezwała się po chwili, mierząc wzrokiem Gabriela, bo czym wyjęła szpachelkę z gliną z wiaderka i nałożyła równie grubą, co wcześniej warstwę paskudnej mazi na twarz Krukona. Glina zrobiła radosne 'ćtap', co Davies skwitowała wyłącznie posępnym uśmiechem, zanim przeszła do dalszych starań. Jednak w momencie, gdy zawaliła sprawę już u podstaw, bo w samej glinie, to jej wysiłki pozostawały bez znaczenia, niezależnie od jej prób, nerwów i wysiłków. - Przepraszam. - po czasie znacznie dłuższym niż dwie minuty było po wszystkim. Glina w jej wiaderku była nadal kompletnie bez sensu i niezmiennie gęsta jak nieszczęście, Swansea w tych wszystkich warstwach gliny bardziej przypominał golema niż człowieka. Choć Moe spieszyła się i starała ratować swój nieszczęsny twór przed kompletną klapą, wychodziło coraz gorzej i gorzej. Miała zresztą porównanie w tworzącym obok nich Cassiusie, który z Elijaha zrobił pomnik boga seksu. Czyli się dało. Poprosiła profesorkę o pomoc z zaklęciem z mniej lub bardziej oczywistych względów i dopiero, gdy Gabriel wydostał się z pułapki jej rozpaczliwej twórczości, wybełkotała słowa przeprosin. No to teraz jego kolej.
Nie zdążył nawet rozgościć się w ławce w której usiadł, kiedy nauczycielka rozpoczęła lekcję. Nie zamierzał oczywiście przeszkadzać nowej pani profesor - nie chciał na wejściu stracić punktów. Chociaż w sumie już to zrobił, patrząc na to, że na uczcie powitalnej Nora uznała, że odejmie mu ich piętnaście. Niesprawiedliwość. Wsłuchiwał się w słowa nauczycielki bez zbytniego przytakiwania czy pogaduszek. Wolał nie rzucać się w oczy, szczególnie, że rzeźbiarzem był raczej nędznym. Wzruszył ramionami do swojej kumpeli z ławki, z którą nawet nie zdążył się porządnie zapoznać, po czym pozbierał swoje graty do torby i podniósł wzrok. Gryfonka, która miała być jego parą stała już nad nim. Uśmiechnął się do niej miło, bo przecież nie obchodziło go zbytnio z kim musiał pracować. Wziął wiaderka z gliną i podszedł bliżej końca klasy, gdzie stali jego pozostali kuzyni. I to nie chodziło o to, że nie mógł się bez nich obyć, po prostu wiedział, że takie połączenie może skończyć się katastrofą i że Eli może potrzebować jakiegoś mentalnego wsparcia w tej potyczce z Cassiusem. No i chciał słyszeć te wymiany zdań, które zapewne między nimi nastąpią. Stanął wygodnie, żeby Gryfonka mogła zacząć swoją pracę, bo jakoś tak z góry założył, że to ona zacznie. Tuż przed tym, jak pierwsza porcja gliny wylądowała na jego torsie podniósł rękę do góry, sygnalizując dziewczynie, żeby się zatrzymała. - Na uczcie powitalnej ten nauczyciel z Czech mi załatwił jedną koszulę, wylewając na nią piwo. Chłoszczyść nie zadziałał, więc wolę nie ryzykować utraty kolejnej. Kto wie co Ci ludzie ze wschodu dodają do gliny. - mruknął do dziewczyny, po czym dość szybko poradził sobie z guzikami i już po chwili świecił gołą klatą w klasie. Tak na dobre rozpoczęcie roku, negliż w pełnej okazałości. Spodni mu nie było szkoda, więc oszczędził ludziom dalszego striptizu. Po tym krótkim przedstawieniu znowu znalazł sobie wygodną pozycję i dał nałożyć na siebie kolejne warstwy gliny. Nie minęła długa chwila, kiedy zaczął być sam sobie wdzięczny za zdjęcie ubrania. Jego spodnie zaczynały być dość wilgotne, przez warstwę gliny na nich, co sprawiało, że zaczynało mu być niebotycznie zimno. Przynajmniej na torsie tego tak nie odczuwał. Nie poganiał Gryfonki, dał jej się "spełniać" artystycznie i nie narzekał na jej umiejętności. Nie chciał nikogo odpychać od sztuki, a niemiłe komentarze mogłyby tak zadziałać. Zaśmiał się cicho, kiedy Moe przeszła do jego twarzy, bo rzuciła całkiem zabawny komentarz. Zamknął oczy (i usta), po czym się nawet lekko uśmiechnął, nawet jeżeli nikt miał tego nie zauważyć, przez ilość warstw gliny jakie Morgan nakładała na jego ciało. Po dłuższej chwili już było po wszystkim, a on stał koło swojej podobizny. Może i nie wyszła idealnie, ale nie dał po sobie poznać, że nie rozpoznałby siebie. Poklepał Davies po ramieniu. - Nie jest tak źle, dobrze uchwyciłaś mój... eee... prawy profil, tak, prawy profil wyszedł idealnie - wyszczerzył się do dziewczyny, gadając do niej podczas zarzucania na swój tors suchej i ciepłej koszuli, bo przecież nie musiała go przepraszać i chciał chociaż trochę ją pocieszyć. Nauczony błędami Moe zamieszał glinę, która jakimś cudem przybrała odpowiednią gęstość. Zaczął nakładać maź szybkimi ruchami, jednak przekonał się dość szybko, że nie była to jego para kaloszy. Do tego zerkał co chwila na Eliego i Cassa, przez co jego uwaga była bardzo podzielona. Warstwy, które nakładał na o wiele niższą gryfonkę, były przez to nierówne, co zauważała nauczycielka i co chwila przychodziła mu pomagać i poprawiać po nim pracę. Irytowało go to bardzo, szczególnie, kiedy kazała mu zmywać nałożoną przez niego substancję i poprawiać wszystko raz po raz. Szkoda mu było młodszej dziewczyny, która przez to musiała trzymać to wszystko na sobie dłużej niż wymagało. No i zakładał, że szybko stanie się pośmiewiskiem wśród swojego kuzynostwa, skoro nawet gliny nie może porządnie nałożyć. Po kolejnym wtrąceniu nauczycielki, ta w końcu stwierdziła, że jeżeli poprawi nos swojej rzeźby może skończyć pracę. Wypełnił więc prośbę kobiety, po czym dał glinie doschnąć i rzucił wymagane zaklęcie. Pomógł Moe dojść do stanu używalności, poprzez zmycie tego wszystkiego i podrapał się niezręcznie po karku. Widać obydwoje nie mieli zbyt wielkiego talentu w oblepianiu kogoś gliną. Może w garncarstwie mieliby więcej szczęścia?
@Pandora J. Doux wydawała się naprawdę sympatyczna. Emily ucieszyła się, że dosiadła się właśnie do niej. Zwłaszcza, po uwadze dotyczącej domów. Sama nienawidziła tego podziału i cieszyła się, że ktoś z zewnątrz to również dostrzega. Uczniowie wydawali się być zadowoleni tym dziwnym podziałem, który segregował ludzi i faktycznie potrafił sprawić, że ktoś traktował innych jak gorszy sort. Zresztą, co to w ogóle była za śmieszna teoria, że ludzi można podzielić na cztery kategorie. Abstrakcja, naprawdę. Już lepiej jakby ciągnęli losy. - Zgadzam się, to jedna z głupszych rzeczy w tej szkole. Wy nie macie żadnych podziałów? - dopytała zainteresowana, biorąc od niej wstążkę w rękę. Zawiązała ją tak jak dziewczyna prosiła, chociaż trochę krzywo i nieporadnie. Sama bardzo rzadko robiła coś z włosami. Rozmowę musiały uciąć dość szybko, bo zaczynała się lekcja. Słuchała nauczycielki z uwagą, a na koniec - była nastawiona naprawdę bardzo sceptycznie. Generalnie kobieta wydawała się miła i konkretna, ale Emily nie spodobała się uwaga dotycząca zdolności. Nie obawiała się specjalnie, bo choć może nie była na poziomie zebranych w licznej grupie Swansea, to potrafiła rysować i w innych dziedzinach raczej też sobie radziła. Natomiast, jakby nie patrzeć, to była tylko lekcja w szkole. Mieli się rozwijać i dokształcać, ale program powinien być dostosowany do każdego, nie tylko do zdolnych uczniów. Miała jednak nadzieje, że to tylko nieznaczący komentarz i nowa nauczycielka będzie wyrozumiała. Kolejnym minusem był podział w parach. Może nie sam fakt, że mieli w jakichś pracować, ale wyjątkowo pechowy wybór jej partnerki. Z niedowierzaniem zerknęła na nauczycielkę, która przydzieliła jej @Elaine J. Swansea. Zupełnie jakby wiedziała! Emily starała się nie okazywać przy blondynce, że wybór jej nie zadowala, ale z jej twarzy wiele dało się odczytać. - Ja zacznę, ok? - rzuciła tylko i sięgnęła po kleistą maź. Z rzeźbą nie miała żadnego doświadczenia, ale jak trudne to mogło być? Cóż, okazało się, że bardzo. To było dość dziwne, rozsmarowywać to po całym jej ciele. Z jakiegoś powodu miała wrażenie, że przy pomocy szpatułki będzie to mniej niezręczne, niż jakby działała dłońmi, ale na twarzy było to prawie niemożliwe. Nakładała warstwy pewnie, ale jak się okazało, źle. Nauczycielka spojrzała na nią surowo i Rowle już wiedziała, że nie zrobiła dobrego pierwszego wrażenia. Ogromną część swojej pracy musiała zmyć i zaczynać od nowa. Humor popsuł jej się jeszcze bardziej i niemal wklepywała gline w dziewczynę, zamiast delikatnie ją rozkładać. Oczywiście, musiała zacząć rok od nieudanej pracy z działalności artystycznej. Jakżeby inaczej. W końcu skończyła i poprosiła nauczycielkę o skopiowanie pracy. Zaczęła zmywać gline z krukonki, ale ta już z całą pewnością czuła ogromny dyskomfort. Głównie swędzenie, które zafundowała jej Emily. - Chyba jednak wole rysunek - mruknęła pod nosem, ni to do siebie, ni do Elaine i w końcu stanęła przed nią gotowa do bycia manekinem.
Kostka: 2 + 1 = 3 (Élé swędzi ciało do końca lekcji)